Wydarzenia


Ekipa forum
Nędzny salonik
AutorWiadomość
Nędzny salonik [odnośnik]06.07.19 15:23
First topic message reminder :

Nędzny salonik

Był to salon dość duży, ale niezbyt zachęcający. Stare tapety dawno utraciły swój kolor, a gdzieniegdzie odklejały się samoistnie pod ciężarem długiej historii. Wewnątrz znajdowała się rzeźbiona sofa z podrapaną tapicerką,  przykryta różową płachtą. Obok niej stała lampa - lekko przekrzywiona, przystrojona kremowym abażurem z brązowymi frędzlami. Dziury i plamy na ścianach przykrywały rozmaite fotografie oraz malunki. Na suficie widniał ślad po lampie, ale dawno jej tam nie było. Podłoga skrzypiała przy cięższym kroku, a słońce chętnie wdzierało się do środka. Może dlatego wielkie okna przykrywały grube, wypłowiałe kotary. Na stoliku stał kubek z niedopitą czarną herbatą, a obok niego leżał jakiś stary numer "Czarownicy". Pachniało tanimi damskimi perfumami i starym drewnem.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Philippa Moss dnia 09.07.19 18:22, w całości zmieniany 13 razy
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss

Re: Nędzny salonik [odnośnik]09.12.19 22:24
The member 'Philippa Moss' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 20
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nędzny salonik - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Nędzny salonik [odnośnik]10.12.19 23:59
szafka zniknięć

Kolejne zaklęcie nie trafia w cel, ale w tej chwili, kiedy pewne rzeczy zostały już wypowiedziane na głos, lata mi to koło nosa. Właściwie uderza mnie fakt, że wolałbym oberwać każdym z tych czarów, bo może wtedy przynajmniej poczułbym coś więcej niż pustkę, która stopniowo zatruwała moje wnętrze. Z dnia na dzień było coraz gorzej, chociaż moje usta wciąż wykrzywiały się w uśmiechu, to nie było w nim radości, ślepia przygasły, wypaliła się łobuzerska iskra, która błyszczała tam odkąd przyszedłem na świat. Żyłem, ale co to było za życie? Kompletnie pozbawione smaku oraz przygody, za którą tęskniłem najbardziej na świecie. Spełniałem się malarsko, osiągałem pierwsze sukcesy, ale nie potrafiłem się nimi cieszyć, czułem się wręcz jeszcze bardziej związany z lądem, z Anglią, z Londynem, a to z kolei sprawiało, że serce pękało mi na malutkie kawałeczki. Męczyła mnie myśl, że jeśli tak dalej pójdzie, to być może będę musiał osiąść na stałe w jednym miejscu i co wtedy? Spełnią się moje największe koszmary, będę egzystował w złotej klatce, co rusz wracając myślami do czasów, kiedy morska bryza targała mi włosy, a bystre oko dostrzegało na horyzoncie nieznany ląd. Dlatego szukałem ucieczki w hektolitrach alkoholu, w kilogramach diablego ziela i w ciepłych ramionach dziwek. Czy czułem ulgę? Chwilową. Później trzeźwiałem i wszystkie demony wracały, uderzając we mnie ze zdwojoną siłą. Teraz nogi się pode mną uginają, bo nie mogę już wytrzymać tego ciężaru, tych wszystkich negatywnych emocji, które przez wiele dni zbierały się nad moją głową, coś we mnie pęka i dosłownie czuję to w piersi, na moment zatyka mi dech. A później padam na kolana, unoszę drżące dłonie, chowając w nich twarz i zaczynam płakać.
- Zabij mnie, Phillie - łkam jak dziecko i nie przestaję nawet jak do mnie podchodzi, wciąż powtarzając, żeby mnie wykończyła. Bo w tym momencie wolałbym umrzeć, niż męczyć się dalej. Bywałem w różnych stanach, gorszych i lepszych, w ekstazach i depresjach, ale tak jak teraz nie czułem się chyba nigdy. Chyba nie dałbym rady wstać, gdyby nie pociągnęła mnie w górę. Trzęsą mi się kolana. I dłonie. Całym ciałem wstrząsa dreszcz, biegnie wzdłuż kręgosłupa. Powoli idę tam, gdzie mnie prowadzi, zaś kiedy przekraczamy próg łazienki, opieram się o umywalkę i zerkam przelotem w lustro - wyglądam żałośnie, łzy wciąż ciekną mi po policzkach, ślepia mam czerwone, a policzki nienaturalnie blade. Czuję się jeszcze gorzej, ale milczę, bo co mam powiedzieć? Przecież widziała, że było kurewsko źle.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Nędzny salonik [odnośnik]11.12.19 0:31
Stał tam, drżał i błagał o śmierć, jakby spadł na niego olbrzymi kataklizm, z którym nie potrafił sobie już radzić na swój szatański, bardzo Bojczukowy sposób. Zakuło ją serce na myśl o tym, że oto widzi w nim obraz nędzy i rozpaczy, o dziwo, niemający nic wspólnego z cuchnąca wenerą. Chodziło o pogubioną duszę, która nie mogła popłynąć dalej, uleciały wszystkie dobre wiatry, wygasły żywe myśli, które porywały do życia i jego i całe otoczenie, w tym ją. Nie tego się spodziewała, gdy duszona przez niedawną wściekłość wyobrażała sobie ich ponowne spotkanie.
– Chodź tu – zamruczała miękko, porywając go w swoją stronę. Tak, by już puścił umywalkę, by już przestał się mazać do nienormalnie smutnego odbicia. Płakał. Podniosła dłonie i obydwie przyłożyła do jego buzi, aby móc otrzeć kciukami zdobiące policzkowe czerwienie łzy. Cokolwiek się dzieje – poradzą sobie z tym. Przecież, cholera, nie był sam z tym. Dotychczasowe kłótnie stały się nagle nieważne, dokonała się najwyraźniej wystarczająca zemsta. – Rozbieraj się – zakomunikowała wciąż jednak bez wyrazistego, wojskowego nakazu. Nie czekała jednak, aż sam zacznie walczyć z guziczkami. Zsunęła mu ten zdobny namiot z ramion, a później na moment odsunęła się, by odkręcić wodę i zakorkować wannę. A może w odwrotnej kolejności? Nieistotne. Trudno było spoglądać w zaczerwienione oczy największego portowego błazna, więc skupiała się na rozpinaniu pstrokatej koszuli, wyplątywaniu szyi z falbaniastego kołnierzyka i obnażaniu kolejnych skrawków chudego ciała. Był tak marny, tak depresyjny. Sama zaczynała czuć na języku irytujący posmak niepokoju. Bojczuk za szybko biegł, ale problem w tym, że najwyraźniej nie wiedział, jaki był cel tej całej wędrówki. Niedługo później rozpięła pasek i zabrała się za portki. Czuła się, jak matka troskliwie oporządzająca swojego dzieciaka. Coś w tym było. Wyzbyty ducha nie stawiał oporu, nie objawiał energii, która jeszcze przed chwilą demolowała jej salon. – Właź do wanny – rzuciła, dobrze wiedząc, że sama go tam nie włoży. Kopnęła plączące się pod nogami ciuchy na drugi koniec łazienki. Pachniało mydłem, rozpływał się dawny smród obudzony do życia przez podlejsze zaklęcia. Moss usiadła na brzegu wanny zaraz za plecami Bojczuka i zaczęła szorować mu plecki gąbką. Chłopięce ciało grzało się w ciepłej pianie. – Śpisz dzisiaj u mnie – zdecydowała nagle, rysując pieniste wzory na jego skórze. – Zrobię nam później jedzenie – dodała za chwilę. – Kąpiel powinna pomóc z tym smrodem, ale dla pewności posiedzisz tu dłużej. Powinieneś był przyjść do mnie od razu. Przecież wiesz, że możesz – mówiła, mocząc już jego włosy. Wyglądał koszmarnie. Łatwo było odnaleźć zapomnienie u dziwki, ale każda z nich ostatecznie miała go w głębokim poważaniu. Phil nie zostawiłaby go w takim stanie. A już na pewno nie zaraziłaby syfem. Pomagali sobie przecież od pieluchy.  – Mów mi wszystko, dobrze?
A może jednak zaczął dorastać i stąd te dziwne wariacje nastroju?
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Nędzny salonik [odnośnik]12.12.19 14:43
Odwracam się w kierunku Philippy, kiedy porywa mnie w swoją stronę i wbijam w nią smutne spojrzenie - na rzęsach bielą się perliste krople łez, pojedyncze wciąż spływają po moich policzkach, wypalając w nich dwie, długie ścieżki, przynajmniej dopóki drobne dłonie dziewczyny nie sięgną mojej twarzy, starając się zetrzeć z niej ból. Przymykam na moment ślepia, ale jej delikatny dotyk nie daje mi tyle radości co zwykle, właściwie, o zgrozo, jest całkowicie obojętny. Słyszę każde jej słowo, ale na żadne nie reaguję, bo nie mam siły choćby ruszyć palcem. Stoję i wbijam w Phils puste, pozbawione jakichkolwiek emocji (choćby tych negatywnych) spojrzenie. Kolejne warstwy ubrań opadają na podłogę bez mojej pomocy; milczę, kiedy zrywa ze mnie odzienie, chociaż jeszcze kilka dni wcześniej, nie mógłbym powstrzymać się od radosnego chichotu i dwuznacznych komentarzy. Później kiwam głową i powoli wchodzę do wanny, bo przecież nie da rady mnie tam wsadzić. Podciągam kolana pod brodę i obejmuję je rękami, wyginając plecy w łuk. Ciepła woda grzeje ciało, ale nie rozgrzewa duszy, która wciąż tkwi w chłodnej, niezrozumiałej pustce. Wciąż trwam w tym samym niepokojącym milczeniu, ignorując każde kolejne dziewczęce słowo. Wiem, zawsze mogliśmy na siebie liczyć i może faktycznie powinienem był przyjść do niej od razu, przepłakać w poduszkę kilka dni i doznać swoistego katharsis, ale teraz, kiedy minęło już tyle czasu i kiedy tyle trosk zdążyło się we mnie skumulować, miałem wrażenie, że oczyszczenie nie nadejdzie nigdy; to było trochę tak jak wtedy, kiedy morze porwało statek kapitana Traversa - wówczas egzystowałem w podobnym zawieszeniu, które spadło na mnie równie niespodziewanie. Później wyparłem z pamięci tamten okres, uznając, że nie warto o tym pamiętać. Mów mi wszystko, dobrze? Tylko nie mam bladego pojęcia co mógłbym teraz powiedzieć, więc zaczynam bredzić. Moje ciało zdobią ścieżki z dumną noszonych blizn - pamiątek po marynarskim życiu; długich i krótkich, wyraźnych i ledwie widocznych, dokładnie pamiętam co kryje się za każdą z nich. Teraz przesuwam palcem po tej biegnącej wzdłuż uda, prawie od samego kolana, cieniutkiej, skrzącej się słabym blaskiem.
- To mi zostało po sztormie w 52', zahaczyłem o zadzior wystający z lewej burty, a to - tym razem dotykam przedramienia, opuszkami palców wodząc po pamiątce po oparzeniu - na Hawajach próbowałem tańca z ogniem i niekoniecznie mi to wyszło, a to - zwykle te wspomnienia wywoływały uśmiech, ale tym razem moje usta pozostają niewzruszone. Marszczę lekko brwi wbijając spojrzenie w niewielką bliznę na kolanie - Tego chyba nie pamiętam... - próbuję przypomnieć sobie skąd się wzięła, ale gubię się w labiryntach wspomnień i wzdycham cicho - O czym marzysz Phillie? - pytam nagle, nie tracąc zainteresowania kolejnymi zadrapaniami.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Nędzny salonik [odnośnik]13.12.19 23:56
Jego milczenie obnażało jakąś nienormalość. Przy nim o wiele bardziej naturalne wydawało się ciskanie w siebie przykrymi zaklęciami, wyzywanie od stu zdradzieckich piorunów i największych degeneratów. W tej ciszy, między posunięciami czasami szorstkawej myjki Phils pomyślała, że musi być naprawdę źle, że od tej ciszy wolałaby słodko-gorzkie wydzieranie się dwóch zaprzyjaźnionych dusz, że wolałaby wysłuchać najbardziej kłamliwej opowieści, ale faktycznie brzmiącej, przemycającej garść emocji,  o których teraz tak bardzo potrzebowała usłyszeć. Rozumiała jednak ten stan, choć wydawał się pasować do niego tak samo jak do niej wdzianko zakonnicy. Właśnie z tego powodu jej niepokój narastał, oplatał natarczywie dziewczęce myśli i ściskał mocno, nie pozwalał oddychać. Walczyła o spokój, tłumacząc sobie, że jego smutek jest ludzki, że gdyby w kółko koziołkował przez świat bez jednej łzy, bez spojrzenia przygaszonych oczu, to utraciłby ważny kawałek – kawałek człowieka. Nie potrafiła jednak tak po prostu zlekceważyć nastroju Bojczuka tylko dlatego, że te uczucia do niego nie pasowały. To był wręcz powód, aby przyjrzeć się temu bliżej, nienachalnie, powoli. Kotłujące się wcześniej emocje wygasały wypierane przez nowe lęki. Lęki o przyjaciela, który naprawdę cierpiał, bo kiedy Johnatan milczał, Moss doznawała małej, niewyczuwalnej katastrofy. Jakby ktoś jej go zabierał, a na to nigdy nie chciała się godzić.
– Pokaż mi – powiedziała, wychylając się w stronę głosu oprowadzającego go po Bojczukowym ciele. Ciele, które znała, ale jednak dziś znów zaczynała je odkrywać na nowo. Nie zdziwiła się, kiedy nie wyszedł naprzeciw jej troskom. Pomiędzy wskazówkami sprzedawanymi w nieoczywisty sposób poszukiwała odpowiedzi, poszukiwała faktycznych dramatów rozgrywających się pod polepionymi włosami mężczyzny, który wciąż grał rolę chłopca. Palce Philly ośmieliły się dotykać, oswajać ślady ożywiające pamiętne obrazy. Zupełnie jakby dotykanie niosło najważniejsze odpowiedzi, jakby miały one dotrzeć do niej poza drogą wzorku i dźwięku –w mniejszych, twardszych i pomarszczonych naciskach. On nie wracał do tych blizn tak po prostu. One go znów zabolały. Palce przesunęła więc na to kolano i jego zagubioną historię. – Masz ją od dawna, na pewno była z tobą w Hogwarcie – stwierdziła, integrując własne wspomnienia z podejrzanymi smugami na jego skórze. Odkopane z dwóch dusz obrazy mogły odnaleźć się w pełnej całości. – Z nich wszystkich się składasz, Bojczuk – zauważyła, masując skórę potarganej głowy. Nie powinien niczego wyrzucać, niczego się wypierać. Nawet te złe momenty miały swój udział w kreowaniu dzisiejszego Bojczuka, nawet one pozostawały ważne.
A potem gąbka przenosi się na drugą stronę, na szyję, pod uszy, na klatkę piersiową naznaczoną znów zbyt wieloma wspomnieniami. Philippa uśmiechnęła się skupiona w pełni na swoim zadaniu. Nikły ostatnie śmierdzące wdechy. – Nie marzę, Bojczuk. Mam już wszystko. Mam dom, którego nigdy nie miałam. Mam ciebie, Keata, panią Boyle, Parszywego… już nic więcej nie chcę – odpowiedziała chyba szczerze przekonana, że tak jest. Byleby tylko te wszystkie elementy nie zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Zbudowała sobie rodzinę posklejaną z dziwnych, niepowiązanych osobowości, daleką od wspólnoty krwi, ale bliską jej sercu. Gdzieś podświadomie wiedziała, że tylko na taką mogła liczyć, że żadnej innej nigdy nie zdoła zbudować, że nie umie. I… i naprawdę miała już wszystko, nie szukała na siłę wielkich ideałów. Gdyby się zagubiła w fantazjach, mogłaby stracić swój mały rzeczywisty raj.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Nędzny salonik [odnośnik]16.12.19 0:55
Byłem jej naprawdę wdzięczny, że nie naciskała, że była cierpliwa i łagodna, chociaż jeszcze kilkanaście minut wstecz chciała mnie ukatrupić. Tego bym teraz nie zniósł - nalegania i ciągnięcia za język. Nie potrafiłem oswoić się z tym stanem, wciąż był dla mnie czymś... nowym i niezrozumiałym. Szukałem jego źródła i chociaż podświadomie wiedziałem skąd bierze się ten cały smutek, nie chciałem dopuszczać do siebie żadnej z tych myśli. Nie chciałem przyznać, że upadały wszystkie moje ideały - sypały się jeden po drugim i to tylko i wyłącznie z mojej winy. Odwracam twarz w kierunku dziewczyny, by wbić w nią spojrzenie.
- Tak mówisz? Być może - marszczę brwi, powracając wzrokiem do blizny na kolanie i jeszcze krótką chwilę stukam w nią opuszkami palców. Wzdycham głośno, prostując nogi, plecy zaś wspierając o chłodną ścianę wanny. Słucham jej słów, ale moje spojrzenie ucieka gdzieś w bok - Wiesz, to co mówisz jest naprawdę piękne - kiwam lekko głową. Przecież to było takie proste; też kiedyś miałem wszystko, nawet jeśli inni powiedzieliby, że nie miałem wówczas nic, nawet stałego miejsca zamieszkania. Ale czułem się szczęśliwy nie wiedząc co czeka mnie następnego dnia albo gdzie spędzę kolejną noc, później zacząłem chcieć więcej i to mnie właśnie zgubiło. Boleśnie zderzyłem się z rzeczywistością, która z dnia na dzień przytłaczała mnie coraz bardziej i nie umiałem sobie z tym radzić. Kiedyś wydawało mi się, że marzę o bogactwach, że pragnę złota oraz pieniędzy, ale kiedy galeony wreszcie zapełniły moją sakiewkę, zaczęła mi strasznie ciążyć. Była jak kotwica, trzymająca w jednym miejscu statek, który nigdy nie dobijał do brzegu. Teraz, kiedy wydawać by się mogło, że zaczynałem piąć się na szczyt, docierało do mnie, że tak naprawdę upadam na samo dno. Sprzedałem się jak tania szmata za garść pieprzonych monet. Boże, to przecież nie miało żadnego znaczenia! Głupie kawałki metalu, dla których ludzie krzywdzili innych ludzi bądź samych siebie, przecież to absurd!... Chciałem, próbowałem, ale nie mogłem kupić sobie szczęścia. To było nierealne! Rozchylam wargi, jakbym chciał wreszcie powiedzieć coś konkretnego, jednak wstyd mi na to nie pozwolił. Bo tak, bardzo wstydziłem się tych wszystkich żałosnych myśli.
- Opowiedz mi jakąś historię - proszę, opierając głowę o ścianę. Przymykam ślepia. Chciałbym po prostu zapomnieć.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Nędzny salonik [odnośnik]17.12.19 14:28
Zrezygnowany. Zbyt zrezygnowany, wręcz boleśnie. Śliczne usta ścisnęły się w sobie na ten widok za mocno.  Gdy pochylał kark ku brzegom wanny, szukając potrzebnego oparcia, podsunęła ręcznik, by osłonić skórę przed białym zimnem. Przesunęła własne ciało tak, by znalazło się teraz przed nim. Wędrujące dłonie dotarły do chudej piersi, aby i ją namydlić, a następnie opłukać. Wcale nie był to dla niej proces dziwny, nienaturalny. Wręcz przeciwnie – wydawało jej się, że zamknięcie go w balii jest czymś, czego obydwoje potrzebują, co dopomóc mogło w oswajaniu się z niepokojącymi nastrojami Bojczuka. Wcale nie chciała ich akceptować, ale wiedziała też, że nikt wiecznie nie unosił się na szczęśliwym obłoku, nikt nie wiódł życia bohatera dziecięcej opowiastki – nawet on. Dorastali już na poważnie, problemy stawały się poważne i trzeba było to przełknąć. Gdziekolwiek uciekła jego energia, a jej nieobecność stała się pewna wraz z tymi pozbawionymi emocji słowami, należało wymyślić coś, by ją przywrócić. Nie było jednak żadnych zaklęć, żadnych magicznych pocałunków, które odmienić mogły czyjąś duszę, oblicze świata. Chociaż akurat z tymi pocałunkami mogłaby się kłócić, ale dziś zdecydowanie nie potrafiły stać się jej bronią.
Prosił o historię. Historii miała wiele, ale należało wybrać jeszcze odpowiednią. Jakąś marginalną, może zabawną, może absurdalną, ale nie mogącą podsycić przykrych uczuć? Możliwe. Mruknęła więc głośno, przeciągle, jakby dawała znak, że musi się nad tym zastanowić. Nie chciała uderzyć w nieodpowiednią szufladkę.
– Ostatnio dałam się poderwać przez byle kłodę – zanuciła prawie z nutą rozbawienia, gdy jej dłoń głaskała czule chłopięcy brzuch. – Nad ranem wracałyśmy z Belviną z klubu. Poszłyśmy na około, przez Psią Wyspę i wpadłam do bajora z tymi drewnianymi żołnierzykami. Prawie zatopiłyśmy się obydwie, te rzeźby wydawały się cholernie żywe – kontynuowała, dziś uznając, że jest to dość śmieszne, ale wtedy znalazła się na skraju dramatu. – Przyciągam dziwne postacie, Bojczuk. Jak nie zatopieni chłopcy Napoleona, to niuchacze, albo ghule… albo uparci aurorzy – na wspomnienie tego ostatniego skrzywiła się. – Ale tak właściwie… wokoło jest mnóstwo ciekawych osobowości.
Zanurzyła dłoń w wodzie, przesuwając ją na jego udo, a przy tym końcówki włosów zamoczyły się w pienistych śniegach. Chwilę później pocałowała go w czoło. Odsunęła odrobinę twarz i poszukała jego spojrzenia. – Lepiej ci trochę? – podpytała ciepło. – Powinieneś wyjść zaraz z wody, zrobi się zimna – zauważyła trzeźwo i poderwała się, by móc sięgnąć po jakiś ręcznik. Będzie mogła zaraz schować Johnnego pod pierzyną. Kręciła się wokół niego, a gdzieś po drodze i do niej zakradła się niepewna myśl. Potrafiła zrobić wiele, ale to on sam musiał się z tym uporać – cokolwiek to było.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Nędzny salonik [odnośnik]19.12.19 2:47
Trwam w bezruchu, wsłuchując się w płynącą po eterze historię. Jej spokojny głos działa na mnie dosyć kojąco, a opowieść porwałaby mnie do końca, gdybym nie czuł się taki... nieswój. Chciałbym pytać o drugą dziewczynę, szczególnie, że to imię wydawało mi się znajome - wraz z początkiem stycznia ktoś taki zawitał do domu mojej matki, gdzie bawiliśmy się wspólnie przez całą noc. Nie mam jednak siły na zadawanie jakichkolwiek pytań, co sprawia, że wydaje się być całkiem obojętny. Staram się skupiać tylko na anegdocie, wyczyścić umysł, nie dopuszczać do siebie żadnych innych głosów, chociaż dziwaczne omamy wciąż atakowały moje uszy, szepcząc niepokojące rzeczy i zatruwając umysł. Otwieram jedno oko kiedy kończy.
- Aurorzy? - powtarzam. Tym jednym słowem naprawdę udało jej się wzbudzić moją ciekawość. W co się znowu wpakowała? Miałem nadzieję, że w nic poważnego. Unoszę także drugą powiekę, zwracając twarz w kierunku Phillie.
- Nie wiem - wzruszam lekko ramionami, odpowiadając na jej pytanie. Taka była prawda. Nie miałem bladego pojęcia czy czuję się lepiej, skoro w tym momencie nie czułem kompletnie nic... Może trochę, chociaż sam już nie wiedziałem, czy poprzedni stan, kiedy moje ciało przeszywał najgorszy z możliwych bóli nie był lepszy od tego, jak czułem się teraz. Od tej chłodnej pustki, wywiewającej z mojego wnętrza wszystkie pozytywne myśli oraz emocje. Kiwam głową; powinienem wyjść, chociaż wolałbym zostać tu do rana, a najlepiej zanurzyć się całkowicie i utopić. Wiem jednak, że Moss by mi na to nie pozwoliła. Powoli zbieram się więc z wanny, wspierając dłonie na jej krawędziach. Przystaję na zimnych płytkach, kolana wciąż mi drżą i nie ma to nic wspólnego z chłodem posadzki. Woda spływa z mojego ciała, dopóki Phillie nie otuli mnie puchatym ręcznikiem; jest ciepły, ale to ciepło nie sprawia mi żadnej przyjemności. Opatulam się nim ciaśniej, a mimo to drżenie nie ustępuje. Moim ciałem wciąż wstrząsa dreszcz. To spazmy niemej rozpaczy, tylko oczy nie chcą już ronić łez. Pora wreszcie opuścić łazienkę, zostawić za sobą szlak mokrych śladów stóp. Tylko co dalej? Wiem, że tej nocy nie zmrużę oka, przynajmniej nie na trzeźwo. A jutro? Jutro pewnie nie będzie lepiej, właściwie bałem się nadejścia kolejnych dni. Chciałbym, żeby czas się zatrzymał, przynajmniej dopóki nie uporządkuję pewnych spraw. O ile w ogóle kiedykolwiek mi się to udało. Aktualnie moja przyszłość malowała się w samych ciemnych barwach i to dobijało mnie jeszcze bardziej.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Nędzny salonik [odnośnik]22.12.19 22:53
Jakoś nie dziwiła się temu, że ze wszystkich wspomnianych wątków akurat wzmianka o aurorze zdołała obudzić przyćpaną dusze Bojczuka. Przyćpaną? Nie potrafiła wciąż do końca określić jego nastroju, rysowały się ledwie kontury i bynajmniej żadne grzybki i żadna flaszka nie miały za wiele wspólnego z jego… melancholią. Tak przynajmniej sadziła. – Jeden typ ostatnio coś sobie ubzdurał i chciał mnie aresztować. Chyba wątpił w moją niewinność. Wyobrażasz sobie, Johny? – wyjaśniła swobodnie, raczej obojętnie, choć gdzieś odbijało się echo drwiny. Mogłaby opowiedzieć więcej, ale jakoś tak wydawało jej się, że to nie jest odpowiedni moment. Szczególnie że sama nie do końca pojmowała tę przedziwną relację, a Bojczuk pewnie zorientowałby się dość szybko, że coś tu jednak śmierdzi. Wolała więc ugryźć to tak. W końcu to nie była pierwsza potyczka Philippy z dociekliwą służbą. Nie lubiła się podporządkowywać i nie dawała się ustawiać po kątach, a do tego wszystkiego zdarzało jej się uczestniczyć w nie do końca legalnych przedsięwzięciach. A czy dawała się złapać? Nigdy w życiu. Choćby nie wiem co!  
Teraz miała zająć się przyjacielem opętanym przez niepokoje, a nie podjudzać jakieś własne, wyjątkowo durne rozterki. Tym bardziej, że kolejne Bojczukowe mruknięcie wcale nie dostarczało nadziei na rychłą poprawę.
– To chyba nie jest twój dzień. Ale w porządku – stwierdziła, przyjmując bez odgłosu pretensji ten dobijający stan. Pozował na smutnego klowna, a to przerażało ją bardziej niż jego najbardziej szalona faza. Niczego nie widziała jednak nieludzkiego, całkowicie złego w jego aurze, patrzyła zatroskana, wcale nie chcąc, by te ponure odmęty pogrążyły go jeszcze bardziej. Wiedziała, że Bojczuk w końcu weźmie się w garść, ale nie dziś.
Wydawał jej się tak bezbronny, kruchy i całkowicie pozbawiony swej charakterystycznej energii, kiedy owijała jego ciało ręcznikiem. Mocne kobiece ruchy pętały chyboczącą się postać, jakby nie ufały tak niepewnej postawie. Musiała go trzymać, musiała go powycierać, a potem powoli doprowadzić do sypialni, jakby to był ten ostateczny, tak upragniony azyl dla jego przemielonego żywota. Dziś jeszcze chciała pozwolić na ciszę, choć ta w otoczeniu Johny’ego wydawała się jakimś absurdem, kiepskim żartem od losu. Bojczuk jednak miał prawo czuć. I czuł – tego jednego była pewna. To nie opowieść o życiu wiecznie mknącym na szaleńczej karuzeli, choć wiele znaków własnie tak próbowało ją pisać. Wygrzeje się, zaśnie i potem obudzi się znów z poszczypanymi przez słońce policzkami. Chciała móc jutro ujrzeć choćby ten najdrobniejszy blask.
Łóżko Philippy było miękkie, dość dużo, chociaż zajmowało trzy czwarte dość ciasnej sypialni. Poduszki pękały od nadmiaru pierza, można się było w nich zapaść. Sprytnie wygrzebała z dna szafy jakieś ciuszki Keata i wcisnęła na Bojczuka, żeby mimo wszystko nie zamarzł. Nie była pewna, czy w tym smutku lód nie drażni jego ciała. – Kładź się, słońce  – mruknęła, spychając go na łoże. Może w innych okolicznościach mieliby przed sobą upojną noc. Nie tylko z takich jednak ten świat się składał. Moss aż za dobrze o tym wiedziała, choć wrażenie sprawiała niekiedy mylące. Sama wcisnęła się na miejsce koło niego. Przekręciła się na bok i patrzyła przez chwilę. Gdzieś tam pod kołderką mocniej ścisnęła jego dłoń. – Wiesz, że to nie jest koniec świata, prawda? Nawet jeśli teraz wszystko wydaje się całkowicie gówniane – rzuciła, lekko już przymykając powieki.
Przecież był dzielny.

zt x2
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Nędzny salonik [odnośnik]06.02.20 21:49
20 marca, popołudnie

Trzask! Zeszłoroczny magazyn Czarownicy powędrował w kupkę wylegujących się w blaskach nieśmiałego, wiosennego słońca bahanek. Kuchenny parapet odzyskał swój pożółkły kolor – odfrunęły natychmiast, wystawiając Moss język w geście wybitnej pogardy. Gazeta opadła na stare podłogowe deski. Na nic jej ten zasikany przez niuchacza świstek papieru. Na nic wszelkie tradycyjne sposoby. Od kilka dni męczyła się przeokrutnie z tym złośliwym gangiem latających żyjątek. Szkoda, że niuchacze nie były chętne do uczynienia z nich podwieczorka. Jeden z nich siedział na ramieniu Philippy i łypał ciekawskim okiem na jej nierówną walkę z robaczym żywiołem. Każdy skrawek pokarmu zdawał się wciągać je w swoje drobne szpary. Potrafiła sobie wyobrazić, ile ich już połknęła, ile z nich łaziło po jej nagim ramieniu podczas snu, ile bahankowych ocząt podglądało jej bose tańce w osamotnieniu. Wietrzyła więc mieszkanie dzień za dniem. Chowała jedzenie głęboko po szafkach, dojadała kolację w Parszywym, byleby tylko nie kusić losu, ale ta metoda to żadna metoda. W ciągu tygodnia zrobiło ich się tak wiele, że Moss bezradnie rozłożyła ręce. Wędrowały po każdej możliwej powierzchni w kuchni, zaglądały do jej ciasnej sypialni, spały z kornikami w szafie i układały sobie pierzynkę z kurzu na poddaszu. Złościła się. Próbowała w emocjach nie zdemolować całego lokum, ale naprawdę ciężko jej było wracać do swojej ulubionej klitki ze świadomością tego, że czeka ją znów pobojowisko tych wstrętnych stworzeń. Potrzebowała wsparcia kogoś, kto znał się o wiele lepiej na magicznych stworzeniach, kogoś, kto znał abstrakcyjne sztuczki i swym podejściem wyszedłby daleko poza myślenie barmanki. W gazetach niby odnajdowała podpowiedzi, a z każdej strony, i w tawernie i pośród przyjaciół, docierały głosy informujące o tym, że nie ona jedna zmagała się z tak drażniącym kłopotem. Plaga wrednych bahanek fantazjowała o przyjemnym gniazdku na Pont Street, ale długo tu nie zabawią!
Była zdeterminowała. W tej wojnie przegrywała poranek za porankiem, aż któregoś dnia wysłała sowę do Susanne. Jeśli ktokolwiek mógł coś zaradzić, to tylko ona. Keat wolał się bawić z dużymi, ognistymi owadami, a nie znała chyba żadnego innego znawcy. Żadnego tak genialnego! Wierzyła, że jasnowłosa przyjaciółka zwierząt będzie wiedziała, co należy zrobić. Powodów do zaproszenia panny Lovegood było jednak znacznie więcej. Poniekąd Moss chciała podpytać ją o niuchacze, a i przy okazji odnaleźć okazję do spędzenia razem paru chwil – może warunki nie były specjalnie relaksujące, ale jakoś nie wyobrażała sobie ich dwóch spokojnie plotkujących przy herbatce. Rudy niuchacz z czarną plamką, ten nowy, wbił ostro pazurki w i tak już pohaczoną koszulkę Philippy, a później kwiknął podekscytowany, gdy podsunęła mu pod pomarańczowy nochal przekąskę. Niedługo później usłyszała, że ktoś wspinał się po schodach obskurnej klatki schodowej. Sus! Otworzyła szeroko drzwi, nie spodziewając się tam wcale wściekłego sąsiada. – Jak dobrze, że jesteś, Susanne. Czekaliśmy na ciebie – oznajmiła z entuzjazmem, ściągając rudego z ramienia. Popatrzył na nią zaintrygowany, a nosek poruszył się charakterystycznie. Czy przynosiła ze sobą zapachy innych stworzeń?
Philippa wpuściła ją do środka. Bahanki imprezowały w najlepsze, bezczelnie siadając jej nawet we włosach. Nie wyglądała najlepiej, ale nie zamierzała tracić bojowego ducha. – Zaproponowałabym kawę, ale siedzą mi nawet w ziarnach. – rzuciła zdegustowana. Nie lubiła sobie nie radzić. Wolała swoje brudy wycierać samodzielnie, ale tym razem naprawdę nie było ciekawie. – Jak twoje króliki? Czym się ostatnio zajmujesz? – podpytała, nie będąc właściwie pewną, co u niej słychać. Nie widziały się chyba od tego przelotnego spotkania na sylwestrowym konkursie!
– Powinnam spryskać czymś mieszkanie? Jaka szkoda, że niuchacze nie chcą ich po prostu zjeść… – Westchnęła, głaszcząc po główce wspomnianego jegomościa. Ktokolwiek mógł jeszcze kilka miesięcy temu przypuszczać, że Philippa Moss przygarnie krety? – Trochę liczyłam na to, że będą moją tajną bronią w walce z tą plagą  – dorzuciła ponuro, ale na koniec spróbowała się uśmiechnąć, mimo wszystko.
Cieszyła się na widok panny Lovegood.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Nędzny salonik [odnośnik]07.02.20 1:10
Do Rudery, na szczęście, bahanki nie zawitały. Ominęły ich podziemny przybytek niezbyt szerokim łukiem i zgrabnie zawinęły do Kurnika - o czujne uszy Susanne obiła się wieść, że te sprytne owady zawitały w progi lorda Nielwyna, postanawiając spektakularnie uprzykrzyć mu żywot. Nie znała wyniku starcia z plagą, za to pamiętała rozmowę Bertiego z Alexandrem, mającą swój finał w podjęciu walki. Niczym szlachetni rycerze - w jej wyobraźni - pomknęli do boju z armią wroga. Zakładała, że wynik bitwy mógł być tylko pozytywny, może dlatego nie pytała, czy i w jaki sposób odnieśli sukces, czy zmutowane bahanki wciąż nawiedzają jej przyjaciela, czy zostało mu jeszcze trochę miodu. Mniej więcej w tym czasie, Lovegood zatroszczyła się o zabezpieczenie domu przed inwazją, stosując szereg niezawodnych metod, w tym - rytualne kreślenie znaków na parapetach, rozrzucanie suchych rumianków gdzie popadło (kojarzyły jej się ze świeżością), ale przede wszystkim okrążenie całego domu, wykonując gwiazdy oraz inne fikuśne akrobacje, podczas wyśpiewywania zdania "wócowo hcytuspdan eiwogorw ęis eicżezrts, ałzsedan abugz awoknahab", co w wolnym tłumaczeniu znaczyło "bahankowa zguba nadeszła, strzeżcie się wrogowie nadpsutych owoców". Wierzyła, że w ten sposób zapobiegła katastrofie, choć skutecznym czynnikiem przeciwdziałającym mogło być spryskanie wszelkich otworów - drzwi, okien, wywietrzników, czy komina - środkiem odstraszającym, co też uczyniła, nawet jeśli z mniejszym przekonaniem.
Prawie zdążyła o sprawie zapomnieć, mimo przemykających tu i tam wzmianek o owadzim problemie, gdy pierzasty posłaniec przyniósł list od Philippy. Potraktowała to jako początek nowej przygody, a teraz potrzebowała ich bardziej niż zwykle, dlatego prędko skreśliła odpowiedź. Zgodziła się na zaproponowaną datę i zaczęła układać plan. O wiele prościej było powstrzymać bahanki przed natarciem niż wykurzyć je z domu, zwłaszcza te zmutowane skubańce. Gazety trąbiły o sprawdzonych i niesprawdzonych sposobach, lecz ona miała mnóstwo własnych pomysłów - w tym jeden, który później znalazła w Czarownicy. Na ból brzucha musiał się znaleźć jakiś specyfik, nie przejmowała się na zapas, tylko wyruszyła do londyńskiego portu być rycerką w lśniącej zbroi. Nałożyła nawet na głowę papierowy hełm, spod którego wystawały niezgrabnie białe kosmyki coraz dłuższych włosów. Chaotycznie pozaplatane warkoczyki nadawały całości jeszcze trochę uroku.
- Fils! - zawołała na przywitanie, z zachwytem wpatrując się w rudego podopiecznego panny Moss, szybko przyciągającego jej uwagę. - Musisz mi o nich wszystko opowiedzieć, nie znam ani trochę tej historii - poprosiła szybko, przygotowana na spotkanie z niuchaczami. W torbie miała schowanych parę skarbów i smakołyków, w kieszeniach też kryło się kilka ciekawostek, a wszystko, co choć trochę świeciło i na czym jej zależało, zostało w domu. Na palcu miała pierścionek zrobiony z miedzianego druta, pozwijanego w zmyślne pętelki ze ślicznym bursztynem. Zastanawiała się, jak szybko i niepostrzeżenie zniknie w tym zacnym towarzystwie. Uwielbiała te pocieszne stworzenia! Zreflektowała się zaraz, uzupełniając powitanie - uniosła rękę, udając, że wystawia miecz nad wejście do mieszkania i uroczyście oznajmiła. - Przybywam na ratunek!
Nie stała w progu długo, zaś od razu po jego przekroczeniu przyjrzała się z zaciekawieniem bahankom we włosach koleżanki. Poczuła też, jak jedna wchodzi jej do nosa, więc prędko wydmuchnęła z niego powietrze i potrząsnęła głową, kręcąc nią przy okazji w odpowiedzi na zaproponowaną kawę. - Nie, nie, nie przejmuj się, trzeba je wszystkie zniknąć jak najszybciej, kawa wolna od bahanek to lepszy pomysł - zwłaszcza, że same się nimi - najprawdopodobniej - objedzą.
- Ach, wspaniale! Tresura tych uparciuchów to niezłe wyznanie, ale efekty wynagradzają wszystko, chociaż ostatnio niewiele osób się do mnie zgłasza - zauważyła z krótkim zastanowieniem. Pewnie w trakcie wojny mało kto myślał o tresowaniu królików, bądź co bądź - niszowa specjalizacja. - Ostatnio... głównie siedzę w lecznicy, jest mnóstwo pracy, wciąż mamy zwierzęta po anomaliach - poza sprawami Zakonu Feniksa, o którym nie mogła wspomnieć z oczywistych względów, właśnie w pracy spędzała mnóstwo czasu.
- Hmm, teraz to chyba niewiele da, chociaż mogłybyśmy spróbować bahanocydem, taka trucizna na zwykłe bahanki. Ale to trujące, nie wiem jak zadziałałoby na niuchacze - lepiej nie ryzykować - uznała, rezygnując tym samym z najbardziej sensownego sposobu, ale zatrzymując wzrok na niuchaczu. Gdzie był drugi? Musiała go poznać! - Musiałabyś chyba pokryć bahanki czystym złotem, żeby się nimi zainteresowały - zachichotała, próbując sobie wyobrazić ozłacanie owadów. Może wtedy ze skrzydełek sypałby się złoty pył i tym samym byłyby bardziej urocze? Cóż, nie miały nawet tyle złota. - Nie martw się, mam plan. Musimy tylko zamienić się w żaby i zjeść je wszystkie - wzruszyła ramionami, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie. - Potem trzeba nafaszerować się jakimś dobrym eliksirem na trawienie, najlepiej rozpuszczającym toksyny - dodała pogodnie, poprawiając swój hełm.


how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Nędzny salonik - Page 3 JkJQ6kE
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Nędzny salonik [odnośnik]07.02.20 22:38
Philippa zignorowała coraz gorętszy między tawernianymi ławami temat szkodników, naiwnie wierząc, że stworzenia nigdy do niej nie dotrą. Do tej pory, choć miała, szczególnie w ostatnim czasie, dość duży kontakt z różnymi gatunkami, udawało jej się żyć z nimi we względnej zgodzie. Chociaż nie! W listopadzie (a może w grudniu?) wpadła do magicznego zoo i została zaatakowana przez nieco większy typ tychże bahanek. Pamiętała, jak plątały jej się we włosach, jak wychodziła z siebie, odprawiając śmieszny rytuał niezgranych pląsów, byleby tylko umknąć przed ich wścibskimi skrzydełkami. Kobieta, która tamtego dnia przyszła jej z pomocą, podejrzewała, że była to zemsta za futro spoczywające na ramionach zbyt dumnie, ale Moss przywiązana do swego wdzianka wcale nie zamierzała się go pozbywać. Nie znosiła stworzeń. Unikała tych zdradzieckich ocząt i ostrych pazurków, aż do pewnego feralnego dnia, kiedy to pewien sprytny kret postanowił ją okraść. Być może oszalała wtedy całkowicie, zgarniając włochatego delikwenta w swoje łapy i organizując dla niego osobisty, milutki kącik w swoim biednym saloniku. Przyjaciele do dziś otwierają szeroko oczy na wieść o Philippie Moss, która stawała się matką kapryśnych, zachłannych niuchaczy. Niemniej bahanek polubić wcale nie chciała! Były wszędzie, wychodziły z najmniej oczywistego przesmyku, mnożyły się w tempie zastraszającym, zagrabiając w swoje cieniutkie łapeczki coraz to większe skrawki i tak już ciasnego lokum. Katastrofa!
Niecodzienny problem potrzebował równie kuriozalnego rozwiązania, a gdy tylko się nad tym dłużej zastanowiła, ujrzała promienną buzię Sus. Nawet jeśli ta nie wiedziała, co należało uczynić, to z pewnością wspólnie mogłyby jakoś sobie poradzić. Upierdliwe bahanki potrzebowały równie upartego pogromcy. Panna Lovegood nadawała się więc idealnie i od samego już wkroczenia do mieszkania, zdawała się emanować wyjątkowym entuzjazmem. Niuchaczowe oczko chyba poszukiwało w tym nowym widoku jakiegoś błyszczącego elementu. Drapała futrzasty grzbiet, otaczając swojego gościa miłym spojrzeniem. – Sama nie wiem, jak to się stało. To dość… długa historia, ale stało się, Susanne, złapałam złodzieja, a teraz ten złodziej pilnuje moich miedziaków – mruknęła, przenosząc spojrzenie z jasnowłosej na wspomniane stworzenie. Kret jedna zajęty był wbijaniem pazurka w ten posłusznie pieszczący palec. I tak Phils została damą w opałach. – Masz jasny włos, powabne spojrzenie. Czuję bojowego ducha. Całkiem jak z baśni, Sus! – odpowiedziała, pozwalając, by i w jej oczach coś błysnęło radośnie. Marzec wcale nie należał do łatwych miesięcy, a ostatnia noc była jakąś przeklętą abstrakcją, której wciąż nie zdążyła przemyśleć. Nie było jednak czasu na nudnawe rozważania. – I są już dwa. Szlajaliśmy się z Keatem po ruderach i tak jakoś napatoczył się następny. Właściwie to je lubię, choć nie pogardziłabym, gdyby umiały wyczarować mi kilka dodatkowych galeonów – stwierdziła żartobliwie, choć może i było w tym kilka prawdziwych fantazji. Samo przyznanie się do tej sympatii było jednak sporym zaskoczeniem i dla Philippy i dla jej przyjaciół. – Wciąż się docieramy, ale przestały mnie drapać – kontynuowała, odruchowo unosząc nieco dłoń, jakby szukała tam czerwonych śladów po pazurkach. Gładko.
– Kto w ogóle potrzebuje wytresować królika? – zapytała zdezorientowana, a lekko zmrużone oczy zdradziły zamyślenie. – Nie zdziwiłabym się, gdyby ktoś chciał wytresować niuchacza, ale królika? Co takiego potrafią twoi podopieczni? – podpytała więc, jednocześnie czując, że ten temat wcale może nie być jej aż tak daleki. A gdyby tak…? Niemniej nie dziwiła się temu, że w obliczu wariacji świat myślał jednak o czymś więcej niż praca z kudłatym stworzeniem. – Powinnam kiedyś zajrzeć do waszej lecznicy, właściwie to przygarnęłam je, a jednak wciąż niewiele wiem. – Wydawało jej się, że niuchaczom było całkiem dobrze w jej towarzystwie, dostawały dużo drobniaków, wypuszczała je często z klatki, narażając przestrzeń na pewną demolkę i głaskała, dużo, dużo głaskała. Co jednak jeśli karmiła je źle? – Nie wiem, czy kiedykolwiek dorobię się swojego złotego pyłu – odpowiedziała rozbawiona. Ostatecznie pod ladą Parszywego mogła sobie załatwić wiele, ale niestety wszystko miało swoją cenę. Może krety wylegiwały się na kupce monet, ale Moss zdecydowanie nie mogła powiedzieć tego samego o własnym legowisku. – Więc jaki jest ten twój plan? – zapytała, kierując się razem z nią do kuchni. Tam mgliste powiewy bahanek niemalże siadały na dziewczęcych rzęsach. – Żaby? – Mina jej zrzedła, popatrzyła na Lovegood z dość niepewnym spojrzeniem. – No… dobra, ale to brzmi paskudnie. Będziemy skakać po kuchni i łapać je długim językiem? – spytała z wyraźnym niesmakiem. Niejedną paskudną przygodę przeżyła, ale trudno jej było wyobrazić sobie siebie wędrującą miedzy bahankami. Ostatecznie liczyła jednak na coś mniej… obrzydliwego. Dalsze instrukcje wcale nie dodawały otuchy, ale najwyraźniej rozwiązanie problemu oznaczało poświęcenie się. Sus nie traciła pogody ducha, zdradzając te szczegóły, więc musiała wierzyć w powodzenie. Moss nie chciała tchórzyć. – Potrafisz nas przemienić? Kiedy ostatnim razem próbowałam zaczarować kogoś, pękła moja różdżka. Wolałabym tego nie powtarzać. No i… damy radę zjeść je wszystkie? Powinnam odstawić niuchacza. Nie wiem, jak zareaguje na obecność żab – mówiła, podejmując pewną próbę poukładania sobie tego wszystkiego. Zaczynała się oswajać z tym, co miało zaraz nadejść. To tylko kilka chwil dyskomfortu, które mogły zakończyć erę nieznośnych szkodników. Wzięła wdech.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Nędzny salonik [odnośnik]18.02.20 16:53
Susanne także miała za sobą starcie z bahankami - w bardzo nieprzyjemnych okolicznościach, których wolałaby nie pamiętać, tuż po wybuchu majowym, gdy rozpoczęły się anomalie, a ona siedziała skryta w ogrodzie magizoologicznym, próbując poradzić sobie ze smutkiem w otoczeniu zwierząt. W środku nocy, gdzie tylko za sprawą szczęścia natrafiła na Bertiego, potrzebującego pomocy. Niewiele mogła zrobić, gdy wygłodniałe i sprowokowane niestabilną magią pasożyty rzuciły się na nią, kąsając raz po raz. Od wtedy miała do nich uraz, ale postanowiła, że wyjdzie naprzeciw własnym lękom. Nie bez powodu należała do domu Godryka. Dzięki temu doświadczeniu była zdeterminowana do pozbycia się intruzów z domu Philippy - inaczej pewnie przekonywałaby ją do pozostawienia "niczemu winnych owadów" w spokoju.
- Świetny strażnik, ale pamiętaj, że wszystko należy do niego - odpowiedziała rozbawiona, wyobrażając sobie, że nic, co się choć trochę błyszczało, nie mogło skryć się przed sprytnym niuchaczem. Ukłoniła się zgrabnie na ten piękny, baśniowy opis jej własnej postaci, ale zareagowała żywiej na wspomnienie drugiego niuchacza oraz Keatona. - Och! Lgną do ciebie, jesteś prawdziwą niuchaczą mamą - kiwnęła głową z przekonaniem, zerkając uważnie na koleżankę, jakby próbowała odkryć jej sekret, coś, co tak bardzo przyciągało do niej te niezwykłe krety. Zwierzęta zazwyczaj same lgnęły do Sue, lecz nigdy nie gardziła dodatkowymi ciekawostkami, które mogłyby je przyciągnąć albo przekabacić. - Wspaniale! - ucieszyła się, gdy na jaw wyszło, że niuchacze nprzyzwyczajają się do panny Moss. To wszystko wróżyło bardzo dobrze, ale mimo tego, zdecydowanie powinna poznać parę wskazówek na ich temat, dlatego Sue już przekopywała się przez własną wiedzę.
- Zdziwiłabyś się - wzruszyła ramionami na pytanie o tresurę królików. - Niewiele osób, po prostu nie znają ich potencjału - lekceważące machnięcie dłonią wyraźnie zarysowało stosunek Susanne do tejże ignorancji. - Wykonują sztuczki, przynoszą rzeczy, skaczą synchronicznie - wymieniała na palcach, patrząc w sufit z rozmarzeniem. Uwielbiała skakać razem z królikami. Były wyjątkowo pocieszne, ale niezwykle trudne do wytresowania. Nie każdy dał się na to namówić. Mało który właściciel wpadał na to, by swojego pupila tresować, propozycje wychodziły głównie od Sue, prawdziwie oddanej temu zajęciu.
- Koniecznie nas odwiedź! Na spokojnie je przebadamy i dostaniesz cały zestaw wskazówek. Można spróbować je oswoić i wytresować, nigdy nie próbowałam - przyznała z zastanowieniem.
- Mhm - beztroskie potwierdzenie wymknęło się z jej ust, gdy kiwała głową, zdając się nie zauważać niepewnego spojrzenia Philippy. Uważała, że żaby to świetny pomysł. - Dokładnie tak. Skakać po kuchni i łapać - tym razem kiwnęła głową raz, a żwawo. Aż się hełm osunął na oczy, więc poprawiła go płynnym ruchem, słuchając, co jeszcze panna Moss ma do powiedzenia. - Pewnie, że potrafię. Nie wiem, czy damy radę, ale szkoda nie spróbować - uznała, wymachując rękoma, bo chmara bahanek nie dawała jej spokoju. Jej, było ich tu naprawdę m n ó s t w o. - Niuchacz nie powinien się przejąć, chyba że żaba będzie miała złotą koronę na głowie, wtedy na pewno będzie chciał ją zdobyć - zapewniła, zastanawiając się, czy Filipka nie chowa gdzieś złotych koron żaba-size. - Dla pewności możesz go zamknąć, nie będziesz musiała się martwić, czy jest bezpieczny. Spróbuję zmienić siebie i sprawdzę, czy to zadziała, hm? Bombino - wypowiedziała, nie dając Moss zbyt wiele czasu na odpowiedź, bo już celowała w siebie różdżką i rzucała zaklęcie.


how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Nędzny salonik - Page 3 JkJQ6kE
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Nędzny salonik [odnośnik]18.02.20 16:53
The member 'Susanne Lovegood' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 46
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nędzny salonik - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Nędzny salonik [odnośnik]21.02.20 13:30
Po tygodniu dzielenia się swoim mieszkaniem ze stadem napływających zewsząd bahanek Philippa wiedziała już, że to robactwo było.. złośliwe. Piekielnie złośliwe! Wciskały swoje skrzydlate grzbiety w każdy prywatny zakamarek tego i tak już lichego mieszkania, jakby należało do nich, jakby wcale nie widziały tutaj ani niuchaczy ani też dużo większej od nich wiedźmy pomykającej co rusz z długim przedmiotem tak chętnie przygniatającym je do ścian i blatów. Na nic, wszystko na nic. Jak dobrze, że wreszcie zjawiła się Sue. Moss nie miała wątpliwości, że we dwie zdołają przezwyciężyć moc wrednych żyjątek. Przy nich stado niuchaczy było potulne i grzeczne, naprawdę. Nie chciała już zjadać wszystkich posiłków w pracy w obawie o to, że nim zdoła nasmarować chleb masłem, pożrą wszystkie zebrane obok pomidory. Nie godziła się. Ale niestety jej wybuchy buntu nie wzruszały bahanek. Umiała pokonać dorosłego czarodzieja, ale okazało się, że jest całkowicie bezradna przy kupie magicznych owadów.
– O tak, co do tego nie ma wątpliwości – skwitowała żartobliwie, a przed oczami momentalnie dostrzegła jej zmagania z włochatymi łapkami kurczowo próbującymi zatrzymać byle sykla przy sobie. Kieszeń w ich brzuszkach była jak wsiąkiewka. Mieściła w sobie miliony knutów, zupełnie jakby można było tam wrzucać skarby w nieskończoność. A gdy tylko udało się potrząsnąć lekko niuchaczem… deszcz błyskotek zalewał salon, a sfrustrowany kwik torturował jej uszy. Wspólnie wypracowywali własne domowe zasady. –  Myślisz, że kręci je moja pusta sakiewka? – Uniosła brew, wcale nie kryjąc rozbawienia. – Albo po prostu ciągnie swój do swego. Też się kiedyś błąkałam po świecie, a oczy świeciły mi się na widok byłe drobniaka. – Wcale nie kryła się ze swoją uliczną przeszłością. Choć nie opowiadała o tych dziejach na prawo i lewo, sporo osób wiedziało, gdzie się wychowała, dokąd trafiła, zanim pani Boyle podniosła ją z miejskiego śmietniska. Zresztą Phils podobnie do kretów, miała niekiedy bardzo lepkie ręce, które lubiły tu i tam sięgnąć po obcą sakiewkę. Nie takie rzeczy działy się pod dachami tawerny. Niuchacze i ona z pewnością należały do pohańbionych ulicznych sierot. Czy to możliwe, że one wiedziały?
Entuzjazm Sue rozlewał się po pomieszczeniu, a Phils obserwowała ją z mieszaniną podziwu i zaskoczenia. Wydawało jej się to wszystko dość nieco absurdalne, ale panna Lovegood nie krzywdziłaby stworzeń, najwyraźniej dogadywała się z uszastymi przyjaciółmi jak nikt inny. – Jeszcze kilka miesięcy temu przyznałabym, że to szalone, ale… ale dziś chyba rozumiem twoją pasje, to przywiązanie – przyznała, zerkając na swojego podopiecznego, który lokował się wygodnie na piersi, znacząc kupkami kłaków wyświechtane i tak ubranie. – Jeśli i ty i one bawicie się dobrze… – Pokręciła lekko głową. – Zdradź mi, jak to się robisz. Czym je zachęcasz? – podpytała, widząc już w wyobraźni Sue pomykającą przez króliczą zagrodę z marchewką. Cel tego wszystkiego wiązał się chyba z podziwem człowieka dla zdolności zwierzęcia, trudno jej było ujrzeć w tych naukach cokolwiek praktycznego.
– Wpadnę na pewno. Muszę tylko uporać się z bahankami. Właściwie to myślałam o tym. Lubię je i nie pogardziłabym, gdyby przyniosły mi kilka skarbów porzuconych gdzieś w portowych ruderach. Na pewno potrafią je wyczuć. Problem w tym, że musiałby później do mnie wrócić, a jeśli je dziś wypuszczę, to pewnie więcej ich nie zobaczę. Wydają się dzikie, z początku nie byłam pewna, czy w ogóle wolno mi je zabrać do domu, ale dobrze im w kupie napiwków – zauważyła nieco zadumana. Gdyby widziała, że futrzaki naprawdę cierpią, pewnie pozwoliłaby im odejść. Jej wiedza o magicznych stworzeniach kiełkowała dopiero, wielu rzeczy nie umiała się tak po prostu domyślić. Ale miała Sue!
– Myślałam, że zaprzeczysz – odparła dość neutralnie, bez śladów rozbawienia czy lęku. Należało chyba wyłączyć natrętne wizje i po prostu to zrobić. Wzięła głęboki wdech, choć wcale nie była gotowa na przeżycie paru chwil w skórze byle płaza. A może gada? Niemniej i tak wolała odłożyć niuchacza do klatki na wypadek, gdyby jednak zaintrygował się którąś z żab. – Odłożę go, działaj – zadecydowała, mocniej obejmując go dłonią. Pozostawiła Susanne samą i szybko pomknęła do saloniku, w którym znajdowała się klatka. Drugi drzemał, ściskając w łapkach pierścionek od pani Boyle. Drzwiczki niuchaczowego domu zaskrzypiały, ale wkrótce obydwa były już w środku. Bezpieczne.
Gdy wróciła do jasnowłosej, nie widziała żadnej żaby. Dziewczyna wciąż stała w jednym kawałku i wcale nie przypominała ropuchy. – Spróbowałaś? – upewniła się, machając dłonią przed własnym nosem. Jedna z bahanek upierdliwie fruwała jej przed oczami. – Może spróbuj najpierw zmienić mnie. Jeśli się uda, zaczarujesz siebie i będziemy mogły… poskakać zasugerowała, zdradzając na koniec niesmak. Odruchowo przejechała palcami po nagiej skórze swojego przedramienia. Czy żegnała się z ludzką gładkością? Zacisnęła usta, czując, że musi to jakoś przełknąć. Przecież już gorsze wyzwania rzucał jej los.
Mimo wszystko wcale nie była głodna.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss

Strona 3 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Nędzny salonik
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach