Wydarzenia


Ekipa forum
Schowek na miotły
AutorWiadomość
Schowek na miotły [odnośnik]03.04.20 0:41
First topic message reminder :

Schowek na miotły

Mała klitka wciśnięta między łazienkę a gabinet w swoim ciemnym wnętrzu skrywa przedmioty codziennego użytku: miotły oraz magiczne środki czystości. Warto zwrócić uwagę na to, jaką miotłę do zamiatanie się bierze: niektóre z nich służą bowiem do czegoś innego niż sprzątanie.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:40, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Schowek na miotły - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Schowek na miotły [odnośnik]21.06.21 8:57
Jakieś szuranie, świst różdżek i nieznajome inkantacje, które brzmiały milej niż tamte, które ciskała zatruta jadem koleżanka z ex-pracy. Nie tak odległe wspomnienie zamieniało się w koszmar, a ten trwał w ciemności, która nie potrafiła opuścić jego oczu. Przerażony do granic możliwości starał się trzymać tego przyjaznego, rodzinnego głosu, który nie powinien być w tym miejscu i doświadczać tak żywych przykładów osób pokaranych ich rzeczywistością. Pytanie tylko, czy mógł faktycznie podpinać to wszystko pod polityczne zagrywki, kiedy ich spotkanie bezpośrednio dyktowane było czymś personalnym? Dopiero pod koniec zdołał zorientować się, cóż takiego zdenerwowało Ritę, ale wtedy było już za późno. Momentalnie przypomniał sobie to dziwne uczucie, które odczuł wraz z pojawieniem się mętnego wspomnienia tarasu. Rozpędzony umysł zaczynał wszystko łączyć, odnajdując w uldze fizycznego bólu coraz więcej problemów natury psychicznej, bo przecież... wygadał się. Zdradził portową przykrywkę. Powrót do Londynu był już niemożliwy, a to oznaczało tylko jedno - nigdy więcej nie zdoła przejść przez próg Pont Street. Przez chwilę wydawał się głuchy, bo wszystko zaczynało tworzyć jakiś nieprawdopodobny tunel niemożliwości, która prowadziła go do przerażającego stwierdzenia, jakim był brak możliwości kolejnego spotkania z - Philippa - wychrypiał, łapiąc się obiema rękoma za głowę.
Dopiero po schowaniu twarzy w dłoniach zorientował się, że wciąż miał drobinki ziemi przyklejone do palców. Zimne uczucie przebiegło od płuc, aż po same koniuszki palców. Nie zwracał uwagi na brak bólu w nodze, a tym bardziej odpuszczające wrażenie szczypania na plecach i klatce. Świadomość rozpędzała umysł, a ten gonił płuca do kolejnych szybkich wdechów. Chyba powoli zaczął wpadać w panikę. Ta okrutnica weszła do jego umysłu bez żadnego zaproszenia, bez żadnego przygotowania, bez żadnej... płytkie oddechy zaczynały być zbyt krótkie, by mógł nasycić się dotlenieniem mózgu, powoli zaczynało mu się kręcić w głowie, ale nie zamierzał się poddawać. Energiczny ruch głowy w lewo, potem jeszcze szybko w prawo, bo przecież szukał. Nie potrafił uwierzyć w to, że oślepł na zawsze. Nie teraz. Nie nigdy.

| Żywotność Reggiego: 197/254 (- 19 psychiczne; -38 kąsane), ślepota


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję

Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095
Re: Schowek na miotły [odnośnik]28.06.21 20:01
Ręce mi się trzęsły i nie byłam w stanie z początku nic na to poradzić. Głowę nawiedziała niezliczona ilość pytań. Jak to się stało, gdzie był, co robił? Jedno za drugi, pierwsze za trzecim, gubiłam się, łapiąc oddech w płuca. Musiałam się uspokoić, będąc takim kłębkiem nerwów nie byłam w stanie pomóc nikomu. Nawet sobie. W końcu się zbliżyłam, kiedy oddech uspokoił się trochę, a ja pokonałam tego potwora, którym był strach o Uriena. Codziennie z nim trzeba było walczyć, wiedziałam, że tak i nie zawsze dało się wygrać, ale dzisiaj zwycięstwo było moje. Uniosłam różdżkę kierując ją w stronę obić, które widziałam. Te poważniejsze pozostawiając Isabelli, która pracowała zdecydowanie szybciej i sprawniej niż ja. Zaklęcie opuściło moje usta, a błękitne światło pojawiło się na końcu różdżki. Odetchnęłam odrobinę zadowolona. Uniosłam niebieskie tęczówki na Bellę, kiedy pochwaliła moje działanie. Skinęłam krótko głową. Naprawdę pomagałam. Zawsze tego chciałam, to była moja ścieżka, mój cel - pomagać. Czy pojedynczym jednostkom, czy większej grupie ludzi, to było nieważne, ważne było potrafić dać coś innym od siebie. Zatrzymałam rękę, zacisnęłam usta nie wypowiadając kolejnej inkantacji. Spojrzenie przesunęło się wyżej w górę ku twarzy Uriena. Chciałam zapytać, kim jest Philippa, ale pytanie nie opuściło moich ust. Ze strachu, czy może z czegoś innego? Nie byłam pewna. Widziałam jak zaczyna nabierać oddech szybciej, jak przykłada dłonie do twarzy. Uniosła różdżkę, pewniej niż chwilę wcześniej, przykładając ją do jego skroni.
- Paxo. - wypowiedziałam mając nadzieję, że zaklęcie zadziała tak jak powinno. Dosłowie niewiele później obserwując nerwowe gesty głową w ostatniej chwili umykając z ręką trzymającą różdżkę. - Oddychaj, Urien. - poprosiłam kuzyna, nie unosząc dłoni do jego twarzy. Spojrzenie przeniosło się zamiast tego na Isabellę, przygryzłam wargę jakby w oczekiwaniu na jeszcze jedno zapewnienie, że wiedziała co dalej robić. Bo ja, nie miałam pojęcia, nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z takim przypadkiem. Z trudem powstrzymywałam łzy, które cisnęły się do kącików ust. Ale musiałam być silna, więc odganiałam je za każdym razem, gdy tylko poczułam, jak się zbliżają.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Schowek na miotły [odnośnik]28.06.21 20:01
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 36

--------------------------------

#2 'k8' : 6
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Schowek na miotły - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Schowek na miotły [odnośnik]28.06.21 21:46
Czary padały jeden za drugim. Bella czuła w powietrzu ogrom troski i napięcia, przerażenie, jakim emanował nie tylko sam ranny, ale i jego krewna. Miała na oku Nealę, która tak dzielnie stała obok i nie odeszła ani na moment - nawet jeśli aż za dobrze znała tego, kto zmagał się z dramatycznymi ranami. Wiązki kojącej magii obmywały go jednak z bólu. Potłuczenia osłabły, by powoli rozmyć się i ustąpić bardziej zdrowej barwie skóry. Dwie sojusznicze różdżki niosły mu ulgę, a on sam... wiele było jeszcze do zrobienia, należało pozwolić mu odpocząć i przypilnować, by w najbliższym czasie naprawdę unikał wielkiego wysiłku. Pora zaleceń nastać miała dopiero potem. Teraz, w ogniu medycznej walki dwie płomienne głowy próbowały stoczyć bój z krzywdą, jakiej doświadczył.
Ten mężczyzna, Urien, zaczął nerwowo poruszać głową, kiedy Presley kończyła z potłuczeniami. Kątem oka wyłapała wznoszącą się w stresie, w panicznej ciemności i bólu twarz, niepewne dłonie i koszmar pod odciętymi od światła powieki. Panna Weasley zareagowała prędko, kojąc jego ducha, zanim nie wpadł w jeszcze większy szał. - Jeszcze raz Nealo, dobrze. Paxo, możesz też Ignominię. Spróbuj go uspokoić, a ja dokończę i... Naprawdę, nie martw się. Już nic mu nie grozi. Stanie na nogi. Dzięki tobie - wyraziła, na moment wznosząc dłoń i szukając dotyku jej chudego nadgarstka. To była dłoń niedoświadczona, przejęta i spętana niepokojem. Dłoń dobra i kochająca. Mogła mu pomóc i właśnie to teraz robiła. Bella wiedziała, jak wielkie to było dla niej wyzwanie, jak obraz przed oczami zaczynał się mnożyć, jak los stawał nagle pod znakiem zapytania. Uzdrowiciele wyciągali jednak walecznych czarodziejów z jeszcze większych kataklizmów. - Nie możesz zgasnąć - szepnęła, odrywając palce od jej skóry. Zamierzała później zaoferować jej... zaoferować im wszystkim miksturę na uspokojenie. Zdecydowanie jej potrzebowali. Nastoletnia lady toczyła podwójną bitwę. Z umiłowaniem dla bliskiego druha i z medycznym wyzwaniem, z własną magią. Ta jednak nie zawiodła. - Jak dojdzie do siebie, oczyścimy go i znajdziemy jakieś ubranie. Nie odejdziemy, dopóki nie będzie dobrze, Nealo - obiecała, poszukując jej tęczówek, a w nich starała się dojrzeć porozumienie. Bo przecież teraz to one dwie go chroniły. Były tu, by pozszywać rozciętą skórę i zaleczyć skatowaną duszę. Wypowiadał jakieś imiona, podrywał się w strachu i udręce. To nie minie po kilku potężnych zaklęciach, ale musiały wypędzić z jego duszy tyle złych mar, ile tylko się dało. - Curatio Vulnera Maxima! - wymówiła głośno, pewnie. Objęła dokładnym spojrzeniem ciągnące się po skórze ugryzienia. - Curatio Vulnera Maxima! - powtórzyła, by zaleczyć ich jak najwięcej. - Ferula! - dodała jeszcze, by objąć dodatkowym wsparciem te miejsca, w których znajdowały się najbardziej paskudne rany. Na tym nieszczęsnym udzie.

magicus +20 2/3

| Żywotność Reggiego: 205/254 (- 11 psychiczne; -38 kąsane), ślepota
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Schowek na miotły - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Schowek na miotły [odnośnik]28.06.21 21:46
The member 'Isabella Presley' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 95

--------------------------------

#2 'k8' : 8, 3, 8, 7

--------------------------------

#3 'k100' : 27

--------------------------------

#4 'k8' : 3, 5, 5, 6

--------------------------------

#5 'k100' : 30
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Schowek na miotły - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Schowek na miotły [odnośnik]28.06.21 22:47
Strach ustał, a jednak wciąż niepokój zasiedlał jego głowę, a najgłośniejszym z akompaniamentów była ta skroń, do której przykładała różdżkę. Pamiętał ból kłujący niczym igła, a może wręcz wiertło? Nie był kompletnie na to gotów. Obrazy, które zdawała się wyszarpać z jego umysłu, paliły wstydem i obrzydzeniem, bo był tam Mike, taras, ich cała braterska znajomość, którą tak zwyczajnie spierdolił przez zwyczajną niemoc. Nie zasługiwał na żadne zaufanie.
Gdzie jestem? Znowu zatłukło w pustostanie, jakim była jego głowa. Na całe te starania odnalezienia choćby jednego punktu zaczepienia usłyszał znajomy głos. Domowy, jak to przyjazne ognisko, nad którym piecze się kiełbaski. Robił to zarówno w Anglii, jak i (o dziwo) Norwegii, to chyba potrafiło przetrwać wszędzie niezależnie od kultury i odległości. Faktycznie różnice w intensywności były różne, ale to się nie liczyło tak bardzo! Ten dźwięk był znajomy. Rodzinny wręcz. Neala, coś uspokoiło go ponownie, tylko po to by zdołał wszystko przemyśleć... Był tam Mike? Jakaś uzdrowicielka i Neala. Słyszał, przecież wszystko cały czas słyszał! Chwilowo uspokojona krew w żyłach wzburzyła się znów.
- NEALA - szarpnął się w nagłej świadomości, że nie rozmawiał wcześniej do jakieś zjawy, a kuzynki, która widziała go w tym stanie, próbował odnaleźć jej twarz białymi tęczówkami bez źrenic. Zapowietrzył się trochę zbyt mocno, coś mocno zakuło go w głowie i nie były to żadne efekty po zaklęciach, a przynajmniej tak mu się zdawało. - wyjdź. - wysapał w nagłej niemocy, która złapała jego gardło. Było suche. Spirytus wydawał się jedyną opcją na zszargane nerwy, a jednak widział czuł inne priorytety na chwilę obecną. Co z tego, że byli czarodziejami i mogli mu przywrócić wzrok, skoro on nie widział teraz. Któż zresztą myślał o tym, że coś wróci, kiedy wciąż nie potrafi myśleć zbyt trzeźwo?
- Zostawcie mnie. - warknął momentalnie, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak agresywnie brzmi. Spiął się cały, nawet nie próbując pokazywać im tej bieli, która była pod powiekami. Wszystko z jego pierdolonej winy, bo jest rudy pośród rudych. Przestał już czegokolwiek szukać i łudzić się, że dostrzeże coś poza ciemnością. Chciał świętego spokoju, nawet jeśli miał przypłacić tym szaleństwem, które powoli wkradało się w jego myśl. - Zostawcie - nie był w stanie już dokończyć, bo łamliwe nuty skończyły się szeptem w dłoniach jeszcze mocniej wbitych w głowę. Nieumiejętnie balansował gdzieś pomiędzy odczuciami, które rzucały go od punktu w punkt, ani trochę nie pozwalając umysłowi na chwilę spokoju. Może właśnie na to zasługiwał?

| Żywotność Reggiego: 243/254 (- 11 psychiczne), ślepota


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję

Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095
Re: Schowek na miotły [odnośnik]11.07.21 1:31
Nie spodziewałam się, że dzisiaj wezmę i będę świadkiem czegoś takiego. Tak okropnego, okrutnego w sumie bardziej. Jak to się stało? Kto mu to zrobił? Szczerze wątpiłam, że dostanę jakąś odpowiedź. Nadal mimo wszystko byłam jedynie nastolatką. Tak naprawdę, niewiele byłam w stanie pomóc, bo niewiele jeszcze umiał. No i najpierw - wcześniej - musiałam wygrać walkę z samą sobą. A to wcale nie było łatwe. Ale czasem, a nawet często liczyło się to, że tej walki się w ogóle podjęło.
- D-dobrze. - zgodziłam się z krótkim drżeniem. Jeszcze nie przeszło mi całkiem i nie do końca wierzyłam Isabelli, że to tak dzięki mnie, ale kłócić się z nią w tej chwili. Krótki dotyk sprawił, że spróbowałam się uśmiechnąć, chociaż to przyszło mi strasznie ciężko więc i on nie utrzymywał się długo dłużej. Kiwnęłam krótko głową na słowa Belli, te o gaśnięciu, chociaż ich nie rozumiałam. Kiwnęłam raz jeszcze na te drugie. Nie odejdziemy. Ona nie zamierzała, była tego pewna, że będzie trwać, póki nie będzie dobrze. Wyraźnie brzmiące jej imię w ustach kuzyna sprawiło, że wstrzymała się z rzuceniem kolejnego z zaklęć. Uniosła wzrok na twarz, która niewidząco poszukiwała jej samej. - Tak? - zapytałam krótko, przestępując nerwowo z nogi na nogę. Ale kolejnych wypowiedzianych przez niego słów się nie spodziewałam. Zdumienie zaświeciło się na mojej twarzy, a niepewne spojrzenie przesunęło się na chwilę na Isabellę, żeby wrócić do Uriena. Zacisnęła usta i zasznurowałam je w wąską linię. - Już wszystko widziałam. - nie zgodziłam się, zamiast tego podchodząc bliżej. - Paxo. - wypowiedziała przytykając różdżkę do jego skroni. Ale to kolejnych słów i zachowania się nie spodziewała. Pierwszego rozkazu a może prośby i drugiego brzmiącego niemal tak samo. - Nigdy cię nie zostawię. - postawiłam się raz jeszcze. Sądząc, że tak właśnie powinnam, ale jeszcze jedno powinnam spróbować. - Ignominia. - wypowiedziała, ponownie próbując przytknąć różdżkę. Paxo nie działało. A chwila rozluźnienia jemu też się przyda - o ile w ogóle się uda.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Schowek na miotły [odnośnik]11.07.21 1:31
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 91

--------------------------------

#2 'k8' : 7

--------------------------------

#3 'k100' : 56
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Schowek na miotły - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Schowek na miotły [odnośnik]13.07.21 21:16
Ostatnie rany wygasały, ale już teraz Bella wiedziała, że nie znikną od razu wszelkie objawy. Nawet przy pomocy magii. Przeżył coś – cokolwiek to było – co pozostawiło w nim trwały ślad. Wystarczyło spojrzeć, wystarczyło przysłuchać się zachłannie wyrzucanym wezwaniom. Emocjom zakodowanym w nagłych zrywach. Był przestraszony. Był otumaniony przez niewiadomy dramat. Uzdrowiciele byli zaś jak ten ciepły płaszcz w środku zimy. Przychodzili, by uratować pogwałcone ciało, wydrapaną płomieniami duszę. On nie nosił na sobie śladów poparzeń, ale to te najgłębsze, niewidzialne gołym okiem rany pozostawały czymś, co nie zniknie po serii zaklęć leczniczych. Już teraz wiedziała, że będzie potrzebował czasu i opieki. Skądkolwiek pochodził, cokolwiek przeżył, mógł jednak liczyć na Nealę, która od pierwszego wejrzenia czuwała i dzielnie znosiła tak stresujący, przejmujący moment. Leczenie swoich bliskich zdawało się być najcięższą sztukę. Presley już o tym wiedziała, ale panna Weasley... Jej młode oczy tak często łapały zielone spojrzenie uzdrowicielki. Szukały, pytały, chciały rozmyć niepewności, doznać otuchy. Zamierzała czuwać, nie było mowy po pozostawieniu dziewczyny samej.
Rzucający się pacjent musiał wytrzymać jeszcze chwilę. Gdy odjęła od skóry różdżkę, wyglądało na to, że najgorsze minęło. Czy jednak na pewno? Otulający go mrok wpędzał we wstrętną pułapkę. Bella nie wyobrażała sobie, jak to jest tkwić tak długo w całkowitej ciemności, ale jako medyk nie mogła stać bezczynnie, nie mogła tracić głowy w tak krytycznej chwili. Przyprowadzono go tutaj, bo wiedziano, że otrzyma pomoc. I tak też miało się stać. Pokłady empatii emanowały z aury jasnowłosej panienki. Jeszcze większa moc zdawała się jednak płynąć z tej drugiej. Nawet jeśli ta nie do końca chciała w to uwierzyć.
– Nealo – wymówiła miękko. Przeszła obok i stanęła po drugiej stronie głowy pacjenta. Zaraz przed rudowłosą. Przyjrzała się uważnie rannemu, jego gwałtowne ruchy po czarach nastolatki powinny ustać. Powinien poczuć spokój, chwilowe chociaż otępienie i ulgę. Już nic nie powinno boleć. Tylko ciemność. Ciemność i strach. – Już wystarczy. Bardzo dobrze. On... Twój kuzyn, zaraz przestanie. Podamy mu jeszcze mieszankę na uspokojenie. I wypuścimy do domu z zapasem właściwych mikstur. Rozpiszę wszystko. Pozbawiony wzroku będzie potrzebował pomocy w ich podawaniu. Rana na udzie była bardzo głęboka. Ból może wrócić i będzie chodził z trudem przez jakiś czas. Na razie jednak powinien dużo odpoczywać. To konieczne, by wróciły mu siły. Zanotuję także, by przygotować eliksir, który przywróci mu wzrok. Nie ma go teraz w naszych zapasach, ale to dość prosta receptura. Przygotuję. Dziś zrobiłyśmy wszystko, co tylko się da. Dojdzie do siebie. Zobaczysz. Tylko wiesz, czuwaj nad nim, dobrze? Powinien wpaść do lecznicy za jakiś czas. Przebadamy go. Sprawdzimy jak noga i oczy – mówiła powoli, by przekazać jej wszystkie ważne informacje. Nie wiedziała, jaka był osobowością, jak lotnym duchem, kiedy tylko nie pętały go widma koszmaru. – Jesteś bardzo dzielny. Już prawie koniec – powiedziała ciepło do zmęczonego torturą pacjenta. Jej palce przemknęły między miedzianymi pasmami. Takimi samymi, jakie nosiła Neala.
Właściwa obserwacja pozwoliła jej wyciągnąć kilka wniosków. O części z nich panna Weasley na pewno wiedziała. Bella, upewniwszy się, że Ignominia zadziałała, kołysząc go lekko i wyciszając, mogła przejść do dalszych czynności i obmyć go ze śladów krwi i brudu, upewnić się, że nałożone bandaże leżały dobrze, a one nie przeczyły już żadnej rany. W międzyczasie machnęła jeszcze różdżką, by sprawdzić pracę serca i stan narządów wewnętrznych. Żadnych zmian. Przynajmniej jeszcze przez chwilę chciała czuwać, by mieć pewność co do jego stanu. Podniosła jednak spojrzenie na pannę Weasley. Na pewno nie tak wyobrażała sobie wizytę w lecznicy.
– Jak się czujesz? Będziesz chciała z nim pójść, prawda? Mogę też dla ciebie przygotować coś na uspokojenie —
zaoferowała troskliwie.
Twój ogień dojrzewa, Nealo Weasley.

zt
| Żywotność Reggiego: 254/254, ślepota


Ostatnio zmieniony przez Isabella Presley dnia 26.07.21 13:14, w całości zmieniany 1 raz
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Schowek na miotły - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Schowek na miotły [odnośnik]13.07.21 23:22
Gdzieś w głębi było to przeczucie, że coś było nie tak i choć zaklęcie uspokajające działało, nie potrafił powstrzymać fal przerażających myśli, które kotłowały się pod głową. Brak widoku drogiej sobie twarzy Neali i Michaela wcale nie pomagał. Zostawała jeszcze ta dziewczyna, medyczka, której nie potrafił rozpoznać, choć wcale jej nie znał.
Nie zamierzał być spokojny, nie potrafił nawet się uspokoić i całe to zamieszanie związane z upartym pozbywaniem się bólu pulsującego w skroniach nie pomagało. Przynajmniej takie odnosił wrażenie, choć rzeczywistość ponownie zweryfikowała wszystko. Wyczuł zwalniający puls, który mimo wszystko potrafił wracać do galopu w trymiga i jakimś dziwnym trafem wydało mu się to nieadekwatne. Znikający ból nie był tym, czego pragnął, bo przecież należało mu się to, co najgorsze. Rita miała rację. Nie zamierzał oponować. Nie, kiedy przeszłość tak żywo ostrzyła na niego swoje kły. Przypomniał sobie, co wyrwała z jego umysłu i zacisnął mocno pięści tylko po to, by zaraz poczuć nagłą błogość. Czy ktoś ich o to prosił? Nie chciał wypoczywać, a tym bardziej spać. Potrzebował wiedzieć, że z Philippą wszystko było w porządku, bo Michael... Michael był gdzieś w pomieszczeniu, musiał być, inaczej nie pozwoliłby sobie na takie traktowanie zaklęciami. Wierzył, że Tonks nie pozwoliłby nikomu na zrobieniu mu krzywdy... zawsze zbyt dużo wiary powierzał innym.
- Proszę... - szepnął w ostatnim geście obrony przed tą obecnością krewnej. Nie chciał, aby miała takie wspomnienia. Brendan mógł jej pozwalać na to, co tylko chciał, ale on nie zamierzał, bo nawet jeśli miała pewne zdolności lecznicze, to nie chciał jej wplątywać blisko wojny. Była zbyt młoda.
- Mike? - spróbował już uspokojony, próbował odnaleźć go wzrokiem, choć ten wciąż się go nie słuchał. Chyba nie mogło być już ciemniej. Coś ścisnęło go w klatce piersiowej. - Do domu - nie był zbyt dobry w komunikatach, szczególnie gdy głos zaczynał mu nieco szwankować, przechodząc w szept - do Philippy... - zadecydował cicho, marszcząc przy tym brwi ze zmartwienia. Tonks dobrze wiedział, gdzie była Krecia Nora. Pozostawała jeszcze jedna kwestia.
- Neala... - zwrócił się w końcu do kuzynki, próbując zwrócić do niej swoją twarz. Kojarzył kierunek, skąd płynął jej głos. - proszę... nic nikomu... - spróbował jakoś zapewnić sobie anonimowość własnego niepowodzenia, bo jakżeby inaczej nazwać tę sytuację? Dniem Rudego? Dobrze, że ona była cała. - przyślę sowę. - dokończył nieco koślawo, wykazując chęć spotkania z nią tylko w odpowiednim czasie. Nie był w stanie myśleć o tym, jak bardzo wyglądało to źle, czuł się zbyt spokojnie. Mike nigdy nie powinien go prowadzić do uzdrowiciela. Należało mu się wszystko, nawet ta przeklęta ciemność. Gdzieś przed oczami pojawiła mu się sylwetka Rity, tej, którą zobaczył po raz ostatni. Spróbował sięgnąć gdzieś po różdżkę, choć zamiast niej złapał w dłoń dziwaczny kamień. Gładka powierzchnia przywiodła mu na myśl tamten przedmiot z jarmarku, kiedy szedł z właścicielką piwnych tęczówek po Londynie. Ponowny ścisk w piersi był otępiały, nie wystarczająco mocny by mógł mu ulec. Wyciągnął przedmiot z kieszeni, podając go w miejsce, gdzie powinna stać nieznajoma.
- Weź to w podzięce... za wszystko. - tym razem zwrócił się do uzdrowicielki, która jeszcze niedawno stała pod jego drugiej stronie. Jej również nie był w stanie zobaczyć, ale pewno było jedno - musiały go otumanić, inaczej zamiast podziękowań otrzymałyby raban, jakiego ten świat nie widział.
Zostało już tylko wrócić do domu, tam, gdzie czekała ona. Powoli zaczynało mu brakować słów. Miał nadzieję, że Michael nie będzie go przymuszał do mówienia czegokolwiek w trakcie transportu.

| Jestę ślepcę, przekazuję Isabelli odłamek spadającej gwiazdy, zt.


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję

Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095
Re: Schowek na miotły [odnośnik]08.08.21 14:50
To wszystko, jednocześnie nowe, ale jakby znajome. Nie było łatwe - to z pewnością nie. Bo jak mogłoby być, kiedy chodziło życie kogoś, dla mnie bliskiego? Ale wolałam tak niż siedzieć nieświadoma. Albo świadoma, nie mogąc nic zrobić. To by było gorsze. Świadomość własnej niemocy była strasznie uderzająca, znałam ją aż nadto. Tutaj, chociaż chwilę, chociaż trochę mogłam pomóc. Uniosłam wzrok na Isabellę, wsłuchując się w wypowiadane przez nią słowa.
Już wystarczy.
Skinęłam krótko głową, potwierdzając, ze te informacje przyjęłam do wiadomości. Opuściłam różdżkę, biorąc wdech w usta. Wystarczy. Słuchałam dalej. Mieszanka na uspokojeni - kolejne skinięcie głową. Kolejne skinięcie na podawanie. Ból rzeczywiście mógł wrócić.
- Dziękuję. - powiedziałam ku niej, po kolejnym zapewnieniu, że do siebie dojdzie Ufałam jej umiejętnością. Swoim trochę mniej. Brakowało mi praktyki, chociaż posiadałam wiedzę.
-Oh… - już miałam odpowiadać Isabelli, kiedy Urien odezwał się, przesunęłam wzrok w jego stronę, zaciskając zęby na dolnej wardze. Bo wypowiadał nie jej imię, a kogoś innego. Przeniosła wzrok na mężczyznę, marszcząc odrobinę brwi. Kim była Philippa? Nie wiedziałam, ale też nie zapytałam. Stałam milczącą, robiąc krok ku niemu dopiero, kiedy wypowiedział moje imię. Przysnęłam się, wyciągając ręce, żeby objąć nimi jego dłoń. - Dobrze. - zgodziłam się w końcu cicho, puszczając palce, pozwalając, żeby nieznajomy mi mężczyzna pomógł podnieść się Urienowi. Czy powinnam mu pozwolić teraz tak odejść, to niewiadomego miejsca, do jakiejś kobiety, której nigdy nie spotkałam. Nie byłam pewna, ale wydawał się potrzebować właśnie tam być, więc zwyczajnie patrzyłam jak wychodzą.
- Zostanę. - stwierdziłam krótko, przenosząc jasne tęczówki na Isabellę. Zostanę, bo poprosił, żebym nic nikomu nie mówiła. Żebym zaczekała na list od niego - ten odnajdzie mnie wszędzie. A my, mogłyśmy spróbować chociaż wrócić do tego, co miałyśmy wcześniej. - Masz może melisę? - zapytałam Isabelli, zawieszając na niej jasne spojrzenie. Tak, herbata to był dobry pomysł. Nie chciałam żadnych mieszanek.

| zt


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Schowek na miotły [odnośnik]22.08.21 23:46
17 grudnia 1957
Choć mogłoby wydawać się, że zajmowanie się nieustannie tym samym po jakimś czasie staje się monotonne, tak w przypadku pracy Alexandra po prostu nie dało się popaść w rutynę. Każdy dzień spędzony w lecznicy był prawdziwie inny i wyjątkowy: nigdy nie zdarzał im się zestaw pacjentów z identycznymi dolegliwościami, nawet jeżeli panował sezon przeziębień czy pojawiało się epicentrum jakiejś choroby zakaźnej to wciąż nie dało się przyrównać ze sobą osobnych dni. Alexander znał już dobrze większość osób, które trafiały do lecznicy, zdołał wgryźć się w lokalną społeczność jako Aloysius. Ludzie przychodzili do niego po pomoc kiedy sami nie potrafili sobie poradzić: było w tym tak wiele zaufania na bardzo fundamentalnym poziomie, że Alexander nie był w stanie ich zawieść.
Dlatego z każdym mijającym dniem starał się jeszcze bardziej, dlatego też postanowił zacząć robić coś więcej, zacząć działać na szerszą skalę. Takich ludzi jak pacjenci leśnej lecznicy było więcej, zdecydowanie więcej, a Farley chciał do nich dotrzeć. Z oczywistych względów niemożliwym pozostawało aby dokonać tego osobiście, lecz dość czasu Alexander działał już w Zakonie by pojąć, że nie był w stanie naprawić świata w pojedynkę. Zacząć należało od idei, która rozwijając się miała dosięgać kolejnych osób, tworząc reakcję łańcuchową prowadzącą do osiągnięcia celu jakim było uratowanie jak największej ilości potrzebujących przed przedwczesną śmiercią z powodu chorób, na które współczesne uzdrowicielstwo miało remedia, lecz nie zawsze miało jak dotrzeć w odpowiednie miejsca.
Dlatego kiedy nie oddawał się pracy fizycznie, lecząc pacjentów pod stromym daszkiem leśnej chatki, Alexander tworzył plany i budował koncepty, które najparwdopodobniej miały ostatecznie przerosnąć go w czasie i pozostać jego śladem na historii, nawet jeżeli młody uzdrowiciel jeszcze nie był tego świadom, skupiony tylko na tym, aby pomagać innym. Dziś jednak nie planował, a na pewno nie od samego rana: skończył ślęczenie nad swoimi notatkami późnym wieczorem. Po złapaniu kilku godzin snu Alexander wstał wcześnie, kiedy cały świat był jeszcze skryty w mroku i zaczął przygotowywać się do kolejnego dnia w lecznicy. Zaczął od lekkiego śniadania, dwóch kromek chleba z odrobiną masła i plastrami pomidora, jednego z trzech, które udało mu się dorwać ostatnio nieco przypadkowo w sklepie zielarskim pani Giddery. Kobieta pozostawała w dobrych stosunkach z ich lecznicowym gronem, czasem wspierali ją w jej biznesie oferując przetworzenie niektórych ingrediencji na mikstury, które później mogła sprzedać. Może stąd pojawiła się ostatnio jej oferta na takie mało popularne dobra spod lady, na którą Alexander przystał dość prędko. Uwielbiał pomidory, a dodatkowo były niezwykle bogate w substancje odżywcze potrzebne do prawidłowego funkcjonowania organizmu, które ciężko było znaleźć w głodowej diecie jaką przyjęła Anglia. Alexander skubnął jeszcze nieco kawy zbożowej Louisa, tak dosłownie na pół kubka: z braku herbaty zaczęli wszyscy korzystać z tego, co było, nie wybrzydzając, bo przecież mogli też i nie mieć niczego.
Po przemianie w swoje alter ego i ubraniu się ciepło drogę do lecznicy pokonał na miotle, nie do końca mając dziś ochotę na spacer. Chciała jak najszybciej znaleźć się w niewielkim leśnym domku i zacząć przygotowywać go na nadchodzący dzień. Czuł się dziś dość nijako mimo wszystko, nie miał żadnego konkretnego humoru i postanowił spróbować to zmienić, zajmując się sprzątaniem. Ledwie zapalił lampion przy drzwiach, ledwie przekroczył próg, otrzepał buty i oczyścił je zaklęciem, a już zrzucał płaszcz i machnięciem różdżki wysłał go wraz z miotłą na zaplecze na pięterku, a skierował swe kroki do schowka na inny rodzaj mioteł. Zaczarował je by zamiatały w czasie gdy Alexander udał się na stryszek, gdzie czekały na niego zapiski z wieczornej zmiany. Z uwagą zabrał się za ich czytanie i sprawdzanie tego, co zostało wykorzystane z ich medycznych zasobów. Te, niestety, miały tendencję do uszczuplania się z każdym kolejnym tygodniem wojny, kiedy walczyli nie tylko o sprawiedliwość, ale także o ingrediencje. Nawet najlepszy uzdrowiceil nie był w końcu w stanie skutecznie pomagać swoim pacjentom kiedy nie miał wsparcia w postaci terapii eliksiralnej. Dlatego Farley marszczył czoło, skacząc pomiędzy raportem, zapisem inwentarza a półkami, kontrolując ile czego im faktycznie zostało. Trochę to wszystko było jeszcze chaotyczne, potrzebował dopytać wprawniejszych od niego w zarządzaniu jak zrobić to tak, by było najlepiej, lecz wciąż przekładał to na później, przygnieciony ilością obowiązków jakie potrzebowały jego uwagi.
Teraz na przykład walkę o uwagę Alexandra wygrał dźwięk dzwonka przy drzwiach. Farley złapał za kieszonkowy zegarek – było ledwie kwadrans po szóstej, wcześnie – porzucając to co robił i od razu udając się po schodkach na parter gdzie, jak się okazało, czekał na niego jego pierwszy pacjent tego dnia, czy też raczej pacjentka, zamotana w płaszcz i szalik tak, że widać było tylko połyskujące w przerwie między fałdami materiału oczy. Machinalnie sięgnął ku różdżce, nie będąc pewnym z kim miał do czynienia.
– Dzień dobry – przywitał kobietę dość neutralnym tonem, jednak nie na tyle by ujść za obojętny. Pozostawał ostrożny, lecz gdy nieznajoma zaczęła pozbywać sięe wierzchniego okrycia, Alexander nieco się zrelaksował. – Pani Giddery – uśmiechnął się na widok zielarki, a ta odwzajemniła gest przy odwieszaniu palta.
– Dzień dobry, Aloysiusie. Coś tak czułam, że już cię tu zastanę – odparła czarownica, a kiedy wykonała pierwsze kroki w jego stronę schowany pod metamorfomagią Alexander wyłapał nie do końca poprawny sposób, w jaki starsza kobieta stawiała prawą nogę. Momentalnie ruszył z miejsca, oferując swoje ramię jako podporę, którą pani Giddery od razu przyjęła. – Co się stało? – Alexander zapytał, kierując pacjentkę do gabinetu, a następnie ku bliższej wejścia kozetce. Kobieta westchnęła ciężko, ociągając się ciut z odpowiedzią, ale nie na tyle długo by zaczęło to Alexa niepokoić. – Starość nie radość – westchnęła ponownie, ostrożnie przysiadając na kozetce. – Poślizgnęłam się i upadłam, ot co – prychnęła, ale robiąc to dość dobrodusznie, jakby nieco śmiejąc się z samej siebie. – Konewka musiała zacząć przeciekać na podłogę w szklarni, przez noc zamarzło i kiedy weszłam dziś tam, o, takie mamy tego efekty! – zaśmiała się, sięgając by zdjąć buta. Alexander jednak złapał jej nadgarstek i sam przyklęknął: po tym jak wystawiła stopę spod spódnicy ujrzał opuchliznę formującą się wokół kostki. – Wygląda na nieznaczne skręcenie – stwierdził, rozsznurowując trzewik i delikatnie badając kostkę. – Poradzę z tym sobie raz dwa – stwierdził, sięgając po różdżkę. – Nie uderzyła się pani o nic upadając? – zapytał jeszcze, nim nie zaczął przywoływać kolejnych inkantacji leczących podskórne krwiaki i obrzęki, z wyczuciem chwilowo wspomagając ponaciągane tkanki magią. – Nie, tylko chyba jeszcze biodro sobie obtłukłam, bo boli jakby mnie garboróg przebiegł! – poinformowała go pani Giddery, wchodząc w ton typowy dla starszych osób gdy zaczynały narzekać na zdrowie. Alexander mruknął więc zmartwiony, a kiedy skończył z kostką zabrał się za inspekcję biodra. – No, pani Giddery, wydaje mi się, że mamy tutaj okaz lekkiego pęknięcia kości biodrowej – stwierdził. Na złamanie to nie wyglądało, czarownica zdecydowanie nie byłaby w stanie utrzymać ciężaru ciała, jeżeli do nadkręconej kostki dodać jeszcze złamanie kości biodrowej. Alexander zamilknął na chwilę, pozwalając swojej pacjentce zacząć rozwodzić się nad tym, jak to chciałaby znów mieć te dwadzieścia lat i nie musieć martwić się o tak błahe rzeczy jak upadki, potakując jedynie w momentach kiedy czuł, że było to na miejscu. Prędko zasklepił uszkodzone biodro i rzucił zaklęcie, które tymczasowo miało uśmierzyć ból. Dowiedział się też przy okazji, że zielarka przyleciała tu na miotle, co właściwie było najbardziej logicznym wyjaśnieniem, jako że dotarcie do lecznicy na piechotę na pewno stanowiłoby dla niej wyzwanie.
– Proszę oszczędzać nogę przez najbliższy tydzień, jeżeli wciąż będzie pojawiał się ból proszę przyjść na kontrolną wizytę – powiedział, uśmiechając się uprzejmie. – Należy też stosować na kostkę i biodro okłady, takie ze śniegu i lodu będą w sam raz, w końcu jest go pod dostatkiem – uśmiechnął się, wiedząc, że nie jest w stanie dać jej eliksiru przeciwbólowego. Mieli go za mało by rozdawać go w takich sytuacjach. – Dziękuję, słońce – czarownica uśmiechnęła się i, machnięciem ręki odpędzając jego wyciągnięte ramie, podnosząc się z kozetki samodzielnie. – Za trzy dni powinnam mieć małą dostaw od starego współpracownika, zajrzyjcie do mnie, może coś wam się przyda – powiedziała, a Alexander wiedział, że to jej sposób na zaoferowanie zapłaty za pomoc. Nie oponował. – Na pewno ktoś się pojawi – uśmiechnął się, odprowadzając starszą panią do drzwi. Kiedy został już sam wciąż jeszcze się uśmiechał nieznacznie, nawet kiedy znów siadał do czytania raportów.

| 1338 słów, zt



Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Schowek na miotły - Page 2 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Schowek na miotły [odnośnik]14.03.23 0:48
20 VII 1958

Miesięczny zapas sucharów śmiał się Argusowi w twarz, gdy zaglądał do prowizorycznej spiżarki. Rozwiązanie może i było sprytne, ale przetrzymywana w dziurze ilość odżywczego jedzenia wkrótce miała zacząć spędzać mężczyźnie sen z powiek - po pracy zamierzał przejść się po okolicy i uzupełnić zapasy na tyle, na ile tylko się dało, teraz jednak z palącym poczuciem porażki serwował dziecku suchary z mlekiem, próbując nazywać to śniadaniem. Penny z łatwością dostrzegła zbolałą minę i pozostawała tego poranka wyjątkowo cicha, dzięki czemu wymowne chrupanie miało okazję wybrzmieć w całej swojej okazałości, z lubością wzmagając wyrzuty sumienia dręczące jej opiekuna. Próbując się z nimi uporać obrał okrężną drogę, dodając parę krajoznawczych kilometrów, by ostatecznie odstawić rower pod lecznicą w nieco lepszym, lżejszym nastroju, choć do szczęścia brakowało mu jeszcze zaledwie: nieuszkodzonego dachu, zdatnej do użytku łazienki, solidnej podłogi, elektryczności i oczywiście pianina. Gdyby do pakietu dodać wiedzę na temat chowu dzieci, byłby w niebie - siódmym albo i wyższym.
Budynek był jeszcze cichy, pusty, w myślach zaś zakotwiczył się niespieszny jazz, czysta i przyjemna improwizacja. Argus przeciągnął się krótko, rozprostowując kości, nim skierował kroki do schowka, nie chcąc zwlekać z robotą do przybycia ewentualnych pacjentów. Planował już najefektywniejszą ścieżkę sprzątania, gdy coś zatrzymało go nagle, stawiając zmysły na baczność. Jakiś szmer, dziwny hałas w schowku, bliżej nieokreślony stukot - ale jak? Ledwo mieściły się tam gospodarcze bzdety, nie wyobrażał sobie żeby wcisnął się jeszcze pełnowymiarowy człowiek. Z dozą niepewności podkradł się do drzwi i ustawił się tak, by przy otwarciu móc się za nimi schować - skąd miał wiedzieć, co się tam, u licha, czaiło? Nie odliczał w myślach, nacisnął klamkę i pociągnął drewno z werwą. Metalowe wiadra łupnęły o podłogę z nieprzyjemnym hałasem, ale coś się w nich kręciło, wierciło bez przerwy, obijając skołowane o rozrzucone przyrządy, więc wyjrzał zza drzwi, marszcząc brwi. Czujne spojrzenie prędko wyłapało... sporego ruchomego ziemniaka? Niewiele myśląc chwycił wiadro, korzystając z dezorientacji stworzenia i przykrył je, uniemożliwiając ucieczkę. - Jeden zero, gnoju - burknął pod nosem, dopiero wtedy orientując się, że z wnętrza schowka wpatrują się w niego jeszcze dwa podobne ziemniaki. Czy to były włosy, czy korzonki tak sterczały z dziwnych łbów? - Co do... - zaczął, ale małe ścierwa zaczęły się poruszać, a ten zamknięty w wiadrze donośnie obijał piąstkami o ściany swojego więzienia. Argus przytrzymał je nogą, już mając werbalnie i dobitnie wypowiadać wojnę swoim miniaturowym wrogom, ale przerwało mu znajome skrzypnięcie drzwi wejściowych. Odwrócił się w tamtą stronę, stojąc wśród bałaganu, który teraz miał drugorzędne znaczenie, bo pyry już knuły za jego plecami.
- Hej, Kerstin, prowadziłaś kiedyś wojny z ziemniakami? Chyba mamy inwazję - stwierdził, zaraz odwracając się do schowka, by znaleźć te małe dziwadła, ale już ich nie zobaczył. Nie miał wcześniej do czynienia z gnomami, ale instynktownie i tak użyłby sprawdzonego rzutu w dal.


note by note
bruise by bruise




Argus Filch
Argus Filch
Zawód : strażnik porządku w lecznicy, pianista
Wiek : 29
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Kawaler

I crossed a line a life ago

OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8 + 3
Genetyka : Charłak

Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t11606-argus-morpheus-filch https://www.morsmordre.net/t11618-panie-filch#359353 https://www.morsmordre.net/t12161-argus-filch#374483 https://www.morsmordre.net/f223-somerset-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t11619-szuflada-filcha#359354 https://www.morsmordre.net/t11617-argus-filch#359351
Re: Schowek na miotły [odnośnik]24.03.23 21:20
Tomorrow will be kinder
It's true I've seen it before


Smutek czy nie, do pracy trzeba było chodzić. Może i Michael przynosił do domu świeże mięso i zapewniał Kerstin, że wcale nie musi pracować, by się jakoś utrzymali, ale ona nie wyobrażała sobie, by mogła spędzać całe dnie w tym pustym, smutnym domu, mijając w każdym kącie echa wspomnień z dobrych dni, jakie spędzali wspólnie z rodziną. A gdyby tylko to! Diaboliczne cienie z czerwca wszędzie wcisnęły swoje czarne macki, Kerstin widziała je pod powiekami, gdy zamykała oczy i na niebie, gdy próbowała szukać gwiazd. Wszystko spowiła czerń. Gdyby nie majaczące na horyzoncie małżeństwo najstarszego z Tonksów, pewnie nie miałaby do czego tęsknić, czego planować. Praca była ostatnią deską ratunku dla jej rozumu. Gdy skupiała się wyłącznie na praniu prześcieradeł, mierzeniu ciśnień i pobieraniu krwi cienkimi igłami na badania dla uzdrowiciela, przez kilka godzin wszystko było jakby normalne.
Potem musiała rzecz jasna wyjść na powietrze, zaciągnąć się parnym latem i wiszącą nad trawą pozostałością czającej się śmierci.
Nie, znowu źle.
Potrzebowała się skupić, najlepiej na prawdziwych problemach; tym, że kury dalej nie niosły jaj, część sałaty z ogrodu ewidentnie się nie przyjęła i niczego z niej nie będzie, że Tom wychodził z domu coraz częściej i nie było go coraz dłużej... ale koty przecież wyczuwały zło.
Stając przed drzwiami lecznicy musiała się zatrzymać i mocno ścisnąć palcami nasadę nosa, by zahamować choć trochę przebłyski nadchodzącej migreny. Z wymuszonym uśmiechem na suchych ustach poprawiła złoty warkocz skryty pod kraciastą chustą osłaniającą głowę. Do środka weszła zadbana w swoim pielęgniarskim fartuszku, ale na pewno nie ładna. Nie była ładna już od dawna, odkąd przestała się wysypiać i porządnie jadać, a każda jej noc w domu kończyła się koszmarami.
- Och - powiedziała na powitanie, gdy zaraz po wejściu skonfrontowała się z Argusem.
Pracowali tu razem już od dłuższego czasu, ale przy ogromie zmartwień i niedoszłej miłości z wiosny, Kerstin rzadko miała okazję naprawdę z nim porozmawiać. Zwykle jak coś już rozmawiali to zdawali sobie raport z tego co w lecznicy wymaga jeszcze zrobienia z ich prozaicznego i jakże ważnego niemagicznego punktu widzenia. A teraz Argus poprosił ją o pomoc, tak od razu.
Bez namysłu rzuciła torbę na stolik i podeszła bliżej, przykucając przy drzwiczkach do schowka, żeby przyjrzeć się zniszczeniom. Jedna rozbita miska, parę poprzewracanych wiader, nadgryziony mop...
- To chyba gnomy - powiedziała z dziewczęcą niewinnością, nie w pełni wyłapując jego żart. - Trzeba będzie wynieść je jak najdalej od lecznicy. Albo wyrzucić. Wywieźć? Na przykład w koszu albo na wozie. Możemy je zostawić nad rzeką, minie trochę czasu zanim znowu wrócą... - mamrotała sama do siebie i dopiero po chwili uniosła wzrok do góry ze swojej przykucniętej pozycji. Widząc spojrzenie przenikliwych oczu Argusa od razu zarumieniła się i znowu pochyliła brodę.
Nie wiedziała co myśleć o tym mężczyźnie, poza tym, że był ładny. Nie w atrakcyjny sposób, jak Thomas, ani nie tak, no, męsko jak Michael, ale po prostu ładny. Miał miękkie włosy i zgrabniejsze dłonie od niej, jak artysta. Kerstin wyobrażała sobie, że dobrze by wyglądał na portrecie.


So for a while things were cold, they were scared down in their holes
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
wake up
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks
Re: Schowek na miotły [odnośnik]07.04.23 20:38
Pod jasnymi oczami ułożyło się niemożliwe do zignorowania zmęczenie, regularnie osiadające na angielskich twarzach w odbiciach trosk. Nie znał Tonks, nie miał pojęcia o jej rodzinie ani historii, mimo tego nikły kontakt poprowadził mężczyznę do spostrzeżenia, że u Kerstin zmartwienia mocno odciskały się na prezencji. Nie była wyjątkiem, wiele osób poznawanych w wojennym czasie nosiło dobitne ślady traum i lęku. Spojrzenia stały się rozbiegane, czujne, mięśnie spięte w gotowości do ucieczki w reakcji na niepozorne i niegroźne bodźce. Filch był uważny od dziecka, jeszcze w domu Borginów - od wtedy też uczył się maskować udręki i cierpienie, by uchronić się przed srogim ojcem, groźby serwującym na śniadanie. W dorosłości zdradzał mimiką i postawą tym mniej - w energicznym zachowaniu nietrudno było zatrzeć szczegóły. Tym razem przyjrzał się kobiecie dokładniej, lecz swoją koncentrację poświęcił głównie sprawie wyższej wagi - prowadził tu przecież ziemniaczaną wojnę i nie zamierzał jej przegrać. Hogwarckie doświadczenia nauczyły go, jak upierdliwe i sprytne potrafiły być niepozorne stworzenia.
- Możliwe - rzucił, nie skupiając się specjalnie na pochodzeniu kartoflanych głów - rozejrzał się za to żwawo, poszukując zbiegów w cieniach i kątach, na pewno knuły w ukryciu. Próbował wyłapać błysk ich parszywych, paciorkowatych oczu. Nic z tego, nie wylazły z kryjówek - tylko ten uwięziony tłukł uparcie w wiadro, wypełniając przestrzeń nierównym dudnieniem. Słuchając blondynki przeniósł na nią spojrzenie, zainteresowany jednym z rozwiązań, wtedy też zatrzymał na niej dłuższe spojrzenie. - Wyrzucić - wspaniale, to jest idealny plan - stwierdził pewnym tonem. zupełnie przeciwnym do spłoszonej reakcji pielęgniarki. Rumieńce rozlewające się na policzkach dostrzegł momentalnie, a onieśmielenie wprawiło go w lekkie rozbawienie, którego nie dał po sobie poznać. Nie miał powodów, by pastwić się nad Kerstin, nie zamierzał wpędzać jej w głębsze zakłopotanie i choć nie wiedział, czy reagowała tak na każdego mężczyznę - trochę mu schlebiała, mile łechtając ego. - Gryzą? - pociągnął temat gnomów, by mogła skupić się na zadaniu. Mrużył teraz oczy, wbijając spojrzenie w jedną z półek - ha! Bingo! Najwyraźniej wspinały się całkiem sprawnie, ale dzięki wzrostowi sięgnięcie po gnoja nie było trudne, drogę ucieczki też miał ograniczoną - musiałby skoczyć z karkołomnej wysokości. - Pilnuj tego w wiadrze! - poprosił, nim zabrał stopę z gnomiego więzienia i doskoczył w pół kroku do schowka, szybkim ruchem sięgając po intruza w próbie pochwycenia go w garść. Niech wbija mu te mikro ząbki w dłoń, śmiało, wtedy odprawi go z jeszcze większym impetem! Pierwsza próba nie była udana, gnom wspiął się na wyżyny przebiegłości i zdążył zepchnąć słój ze specyfikiem prosto pod nogi kobiety, gdzie rozbił się głośno, robiąc jeszcze większy bałagan. Szkło chrzęściło pod stopami wraz z proszkiem, ale Argus nie zraził się tym wcale, nie dając się rozproszyć. - Nie w damę, parszywcu! - skomentował niezadowolonym tonem, przebrzmiewającym odrobiną groźby - przewidział drogę ucieczki gnoma i zastawił mu drogę wolną dłonią, by zaraz z plaśnięciem dołożyć do niej drugą. - Łyso ci teraz? - unieruchomił przeciwnika w więzieniu z długich palców, po czym przyjrzał się swojej zdobyczy z bliska, krzywiąc swoją ładną twarz. - Często tu przyłażą? Czego tu w ogóle szukają? - podszedł z powrotem do wiadra, na sekundę racząc gnoma karykaturalnie wykrzywioną miną. - Niech się ze sobą pożegnają zanim je rozdzielimy - zaproponował, mając zamiar dorzucić towarzystwo do poprzednio złapanego gnoma, w międzyczasie już rozglądając się za kolejnym.


note by note
bruise by bruise




Argus Filch
Argus Filch
Zawód : strażnik porządku w lecznicy, pianista
Wiek : 29
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Kawaler

I crossed a line a life ago

OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8 + 3
Genetyka : Charłak

Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t11606-argus-morpheus-filch https://www.morsmordre.net/t11618-panie-filch#359353 https://www.morsmordre.net/t12161-argus-filch#374483 https://www.morsmordre.net/f223-somerset-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t11619-szuflada-filcha#359354 https://www.morsmordre.net/t11617-argus-filch#359351

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Schowek na miotły
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach