Wydarzenia


Ekipa forum
Krypta
AutorWiadomość
Krypta [odnośnik]02.10.20 20:12
First topic message reminder :

Krypta

Krypta pierścieniowa została zbudowana na jednym z najniższych poziomów pałacu w okresie wojny stuletniej, kiedy to Rosierowie trafili do Anglii. Można się do niej dostać schodząc bocznym przejściem z głównego holu na parterze. Gotyckie zdobienia wyrzeźbiono na strzelistych kolumnach podtrzymujących wysoko zawieszone sklepienie krzyżowo-żebrowe. Nad głównym wejściem umieszczono archiwoltę zdobioną ornamentami i rodowym herbem. W każdej z umieszczonej w ścianie blend stał sarkofag z litego marmuru udekorowany reliefem z motywem roślinnym, będący jednocześnie istnym arcydziełem sztuki sepulkralnej. W zgromadzonych w krypcie tumbach zostali pochowani przodkowie Rosierów, a dla tych, których ciał nie odnaleziono, wykuto pamiątkowe tablice z płaskorzeźbami. Strzeliste okna z barwnymi witrażami wspierane były magią, bo w umieszczonej pod ziemią sali próżno szukać światła słonecznego. Grube mury utrzymują tu przez cały rok temperaturę dziesięciu stopni.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Krypta - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Krypta [odnośnik]26.04.21 18:31
- Są tutaj, zabraliśmy ich ze sobą. – odparł na jego pytanie. Nie potrzebował wiedzieć kim byli, jak się nazywali i czym się zajmowali. Miał to gdzieś, liczyły się efekty, a skoro przyszło im do głowy współpracować z buntownikami, sami zaliczali się do tego grona. Rosier nie miał zamiaru pozwolić na to, aby cokolwiek przeszkodziło mu w osiągnięciu celu. Summers, Lynch, Bishop i Lanshaw działali zorganizowanie, a może po prostu istniała między nimi koneksja, o której jeszcze nie wiedział, ale po to właśnie pofatygował się głęboko pod ziemię, aby wydusić z nich wszystko co było potrzebne.
Robotę postanowił jednak zostawić profesjonaliście, a sam rozkoszować się widokiem ich cierpienia i łykać informacje, które mu przekazują. Nie był uczniakiem, żeby prowadzić dogłębne notatki ze spotkania, miał od tego pamięć i to było wystarczające. Poza tym… czy to naprawdę było konieczne? Może i Friedrich stosował takie metody, może to się sprawdzało, Rosier wolał jednak rozkoszować oczy widokiem ich cierpienia, a nie pergaminem. Skinął mu głową, aby przeszli do rzeczy, nie było czasu na pogaduszki i zastanawianie się co trzeba, a czego nie trzeba robić. Lydia Bishop wkroczyła na scenę w pierwszym akcie, a Mathieu po prostu obserwował kobietę. Friedrich zdawał się być przy tym bardzo pewny siebie, jakby doskonale wiedział co powinien robić i w jakie punkty uderzać. Jedni parali się smokami, inni zadawaniem cierpienia.
Bishop splunęła mu pod nogi, co było… solidną zniewagą. Dobrze, że nie zdecydowała się na ten gest w stronę Mathieu, bo już zapewne leżałaby w kałuży krwi, a szkoda, przecież miała tak wiele do powiedzenia. Alice musiała być jej bardzo droga, choć uznała, że jej nie znajdą. Jej błąd.
- Ależ znajdziemy, Bishop. – zaśmiał się. Jednak kusiło go, aby się wtrącić. – Znaleźliśmy Ciebie, więc Twoją uroczą Alice też znajdziemy. – dodał jeszcze. Nie żartował, jeśli zajdzie taka potrzeba. On nie miał z tym problemu, żadnemu. W końcu była dzieckiem buntowniczki i szlamy! Krwi nie da się oszukać w żaden sposób.
- Plany często ulegają zmianie. W zależności od humoru, a mój dzisiaj nie jest najlepszy. – mruknął krzywiąc się lekko. Zdecydowanie był gotów przelać ich krew, nawet tu i teraz, ale jakiż ich śmierć miałaby sens, skoro to ludzie powinni wiedzieć, że karanie zdrajców… tych, którzy mogą szkodzić ludności Kent, Rezerwatowi Albionów… powinni wiedzieć, że to jedyna słuszna droga.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Krypta [odnośnik]28.04.21 20:05
Schmidt powstrzymał chęć wywrócenia bystrymi ślepiami. Praca z nowicjuszami taka już była - wyrywali się do krwi, do obserwacji, jak życie uchodzi z ciała, zapominając o tym, co było w tym wszystkim najważniejsze - o informacjach. Nie mieli torturować jej dla przyjemności, lecz po to, by wyciągnąć z niej kolejne informacje, które mogłyby doprowadzić ich do kolejnych buntowników. I tak dalej i dalej, aż w końcu wybiją wszystkich przeciwników nowego porządku. Powstrzymał się jednak od słów, doskonale pamiętając swój pierwszy raz - był równie podekscytowany oraz pewny siebie co młody lord. Doświadczenie jednak robiło swoje - oswajało, przyzwyczajało oraz znieczulało na pewne kwestie. Zapewne dlatego stał spokojnie gdy podła szlama zdawała się być aż nazbyt pewną siebie, mimo swojego, niezwykle niekorzystnego, położenia. Wiedział, że czarownica otrzyma odpowiednią nauczkę ledwie za jedną, krótką chwilę, gdy rozpocznie przesłuchanie, w przeciwieństwie do Mathieu nie mając zamiaru wdawać się z nią w większe dyskusje - takie działanie nie miało najmniejszego sensu.  Nie raz spotykał się z podobnymi przypadkami, próbującymi wzbudzić silne emocje, które odsunęłyby ich od celu, kierując myśli w inną stronę.
- Nie znajdziemy jej... - Odpowiedział aż nazbyt spokojnie, gdy zielone ślepia błyszczały złowrogim blaskiem, nie odrywając się od oliwkowej twarzy pojmanej czarownicy. To ona w tym momencie była jego głównym obiektem zainteresowania. - Skoro sądzisz, że jesteś taka mądra, odpowiedz mi na pytanie: czy da się odnaleźć coś, co już się znalazło? - Spytał, uważnie przyglądając się każdej, nawet najmniejszej zmianie w jej mimice; choć jednego, niewielkiego drgnięcia mięśni czy chwilowego wykrzywienia warg. Friedrich Schmidt nie był byle szmalcownikiem - był myśliwym. Dokładnie sprawdzającym wszystkie, nawet najmniejsze poszlaki, by zawsze mieć jakiegoś asa w rękawie. - Wiem, gdzie jest Lydio. I jeśli mnie zmusisz przyprowadzę ją tutaj, żebyś mogła przyglądać się jak umiera. - Głos szmalcownika był śmiertelnie poważny, a zielone ślepia nadal nie odrywały się od postaci Lydii. Chciał, aby była pewna, że nie żartuje; że jeśli tylko ponownie obróci się przeciwko nim wyjdzie i powróci z jej córką, by zamienić jej życie w najgorszy koszmar. Przez chwilę jedynie mierzył czarownicę wzrokiem, by w końcu teatralnie westchnąć. - Nie znamy się, pozwolę więc sobie zaprezentować, co zrobię z twoją córką, jeśli nie powiesz mi wszystkiego, co wiesz. - Dodał, a usta szmalcownika wykrzywiły się w wilczym uśmiechu. Przedstawienie należało w końcu zacząć, nie miał zamiaru sterczeć tu całego dnia, gdyż o ile towarzystwo młodego lorda całkiem mu odpowiadało, nie spodobała mu się osoba Bishop. Friedrich spiął kajdany z kawałkiem łańcucha wystającym ze ściany, by mieć pewność, że nie będzie musiał podłej szlamy ganiać po całym lochu. Ze stoickim niemal spokojem złapał za jej dłoń, by odkładnie, niemal leniwym ruchem wsunąć czubek ostrza pod paznokieć jej wskazującego palca. Uścisk jego dłoni zacisnął się, po czym szmalcownik wcisnął nóż dalej, oddzielając paznokieć od mięsa. Oderwana płytka opadła na ziemię, krew poczęła spływać po placu czarownicy, a Friedrich, równie lewie wsunął ostrze pod kolejny paznokieć. Nie spieszył się, nie miał zamiaru oszczędzać jej bólu, a powolne odrywanie paznokcia od reszty palca z pewnością należało do bolesnych. Kontynuował swoje działo do momentu, gdy wszystkie palce jej prawej dłoni pozbawione były paznokci, spływając brudną krwią. - Lynch, Summers, Landshaw i ich powiązania. - Rzucił spoglądając na nią wyczekująco, ciekaw czy ta czynność przyniosła jakikolwiek skutek czy też powinien posunąć się dalej, do bardziej drastycznych środków.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Krypta [odnośnik]30.04.21 21:30
Nie bardzo wiedziała z kim ma do czynienia, ale na pierwszy rzut oka mężczyzna wyglądał na pewnego siebie sadystę, który bez najmniejszych problemów pozbawi ją życia ćwiartując na kawałki. No tak, cholerny Lord Rosier z całą pewnością nie zamierzał sobie brudzić rączek i najął do tego zadania kogoś zupełnie innego. Bishop znała Mathieu, w końcu był jednym z Lordów Kent, a ich tutaj znali wszyscy. Za to ten facet był dla niej kompletną zagadką i sama świadomość, że nie wie kim był, czego można się po nim spodziewać i jak się zachowa… był przerażająca. Szczególnie dla kogoś, kto znalazł się w tak niekomfortowej sytuacji.
- Nie… Zostawcie Alice w spokoju! – krzyknęła. Ukryła ją tak dobrze, tak skrupulatnie przyłożyła rękę do każdego szczegółu. Mimo tego udało im się ją odnaleźć? Wzięła głęboki wdech, nie mogła mieć pewności, że ją mają, nie mogła też być pewna, że nie złapali jej córki. To wszystko napawało ją coraz większym przerażeniem, strachem i niepewnością. Ni wywinie im się. Była spętana i pozbawiona różdżki, nie miała nadziei, a Rosier z pewnością nie popuści jej całego spisku, pomimo zapewnień ze strony mężczyzny, który dzisiaj miał grać tu pierwsze skrzypce. Nawet jeśli wolała otwartą szczerość Rosiera, bo ten nie owijał w bawełną i nie starał się jej umilić życia gadką z obietnicami bez pokrycia.
Postanowiła mimo tego milczeć, nie chciała wydawać swoich przyjaciół, ani bliskich osób. Chcieli pomóc sobie wzajemnie, a wszystkiemu i tak byli winni poplecznicy Czarnego Pana, którym wydawało się, że mogą dyktować ludziom jak mają żyć. Pozbawili jej rodzinę głowy – zabijając jej męża, którego przecież tak mocno kochała. Tu zbrodnia przeciwko im, ludziom zamieszkującym te ziemi. Cały cholerny kraj. Niestety, tortury, którym ją poddał były tak okrutnie bolesne, że ciężko było opanować się od krzyków. Nie była w stanie znieść tego bólu, palił ją żywym ogniem. Pozostali więźniowe za to struchleli, nie wiedząc co takiego wyprawia się za ścianą.
- Powiem! Powiem! – krzyknęła w końcu ze łzami w oczach, ledwo przełykając ślinę przez gulę ściskającą w gardle. Jęknęła raz jeszcze, mając nadzieję, że tym razem jej odpuści. – James i Louis organizują transporty do Francji. – powiedziała ze zrezygnowaniem. Będą się znęcać nad nią tak długo, aż straci przytomność, podreperują ją i znów zrobią to samo, ktoś w końcu pęknie, była ich tu czwórka. Lydia namówiła ich do tego, tak samo jak pozostałych, którzy brali w tym udział. To ona była odpowiedzialna i nie mogła znieść myśli, że zaraz to oni wylądują na dywaniku.
- Powiem więcej, ale chcę gwarancji szybkiej i bezbolesnej śmierci, zarówno dla mnie jak i pozostałych. I tego, że zostawicie Alice w spokoju.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Krypta - Page 2 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Krypta [odnośnik]30.04.21 21:44
Mieli wyraźnie skrajne podejścia, ale Rosier jakoś zawsze zdobywał informacje na tzw. „ładne oczy”, ewentualnie inne przydatne części ściana w kwestiach wydobywania wiadomości. Friedrich wolał do tematu podejść psychologicznie, chociaż Mathieu uważał, że w tym przypadku to mijało się z celem, w końcu – tak czy siak – nie mają szans na przeżycie, któryś w końcu pęknie, obojętnie jak długo będą torturowani. Prędzej czy później zdadzą sobie sprawę, że ich opór nie ma najmniejszego sensu i cokolwiek by nie zrobili polegną.
Nie był pewien czy Friedrich faktycznie znalazł miejsce pobytu jej córki, czy to może jedynie gra psychologiczna, aby ugrać jak najwięcej. Skąd miał wiedzieć? Takimi szczegółami się z nimi nie podzielił, a może powinien zanim przystąpili do całego przedsięwzięcia? Najważniejsze, aby skutecznie zdobywać informacje od osadzonych i móc kontynuować działania. Mathieu posłał za Lynchem i Summersem dwoje dobrze przeszkolonych ludzi, którzy zapewne niebawem ich przyprowadzą. Może uda się to wszystko załatwić inaczej, może nie będą potrzebne wielogodzinne tortury, bo wolałby nie przebywać w tej wilgoci dłuższy czas, niezdrowo wpływało to na pracę organizmu.
Cały spektakl był dość brutalny i w zasadzie zaczęły go aż boleć palce na samą myśl, co musiała odczuwać Lydia. Był nadal ciekaw czy będzie się buntować, czy może zacznie mówić. Nie spodziewał się, że wytrzyma długo. No i najważniejsze pytanie, czy będzie w stanie opowiedzieć im zupełnie wszystko? W każdym, nawet najmniejszym szczególe? Współpracowała z kimś? Ktoś pomógł jej wymyślić ten skrzętny plan? Chciała po prostu pomóc biednemu robactwu w ucieczce z kraju? A może chodziło tu o bezpośrednie uderzenie w Rosierów i Kent. Raczej wątpił. Przetarł twarz dłońmi, zaczęła mówić, ale chciała gwarancji. Wywrócił oczami, czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Nie zamierzał przecież pastwić się nad ich ciałami, wszystko miał już zaplanowane.
- Mów Bishop, zakończmy ten cyrk. Naraziliście Kent na straty finansowe i nie mam ochoty bawić się z Tobą w słowne gierki. – warknął do niej, podchodząc znacznie bliżej. Ciemnymi tęczówkami spojrzał jej głęboko w oczy ze wściekłością. Nie chciał czekać na informacje, nawet jeśli rozległo się pukanie do drzwi i oderwało go od aktualnej czynności. Wywrócił oczami i podszedł do drzwi, za którymi zniknął na krótką chwilę, aby wrócić z zadowolonym wyrazem twarzy. – Wspaniałe wieści! Lynch i Summers niebawem dołączą do naszego wesołego zgromadzenia. – stwierdził z szyderczym uśmiechem, niech Friedrich kontynuuje, teraz nic mu nie zepsuje humoru.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Krypta [odnośnik]09.05.21 14:53
Friedrich Schmidt był profesjonalistą. Czarodziejem pełnym doświadczenia w wykonywanym zawodzie, doskonale wiedzącym jak wyciągać informacje oraz skąd je brać. Nie potrzebował, by wskazywać mu wszystko palcem, nie był człowiekiem głupim i do większości informacji był w stanie dotrzeć sam. Postawa lorda Kentu irytowała w sposób, w jaki nowicjusz irytował doświadczonego w temacie osobnika. Nazbyt pewna siebie postawa, zdająca się być zadowolona ochłapem informacji psuła mu plany, szmalcownik nie odezwał się jednak słowem, jedynie posyłając lordowi niezadowolone spojrzenie, ciężkie do rozróżnienia od normalnego pojrzenia Austriaka, który zdawał się być niezadowolony ze wszystkiego, co go otaczało.
Pomruk zamyślenia wyrwał się z jego piersi, gdy kobieta odpowiedziała na jego pytania. Szybko. Zaskakująco szybko jak na kogoś, kto był zamieszany w podobne działania, co wydało mu się być odrobinę podejrzanym. Nie zdążył ściągnąć z niej skóry bądź przypalać delikatnych tkanek na jej ciele. Przywykł do oporu, do przekleństw oraz kłamstw jakie wypowiadały jego ofiary, byleby tylko im odpuścił.
Zielone ślepia, powędrowały w kierunku Mathieu, gdy ten przerwał jego pracę, a Schmidt powstrzymywał się przed wbiciem noża w jego tkanki. Nie lubił, gdy mu się przerywało, zwłaszcza po tak niewielkiej oraz skąpej ilości informacji, jakie przekazała mu pojmana kobieta. Uważne spojrzenie utkwiło w końcu w Bishop, jakoby próbował przejrzeć ją na wylot.
- Nie tknę Alice, lecz jeśli wypowiesz choć jedno kłamstwo, zginie w paskudny sposób. Sprawdzenie wiarygodności informacji nie zajmuje mi wiele czasu. - Wypowiedział z ostrym, niemieckim akcentem w jego słowach oraz oczywistą groźbą. Nigdy nie był osobnikiem ufnym, zawierzającym w każde słowo, jakie padało w jego kierunku. - Kto wpadł na pomysł z transportami? Kto jeszcze jest w to zamieszany? Skąd wychodzą transporty? Jaki środek transportu jest używany? Kto zbiera ludzi? Skąd? Współpracowaliście z Zakonem Feniksa? Chcę znać wszystkie szczegóły, cały plan działania, daty i godziny... Wszystko, co wiesz. I nie każ mi zachęcać cię do mówienia. - Friedrich wyrzucał z siebie kolejne słowa, zadawał kolejne pytania chcąc dowiedzieć się wszystkiego, co wiedziała Bishop. Podejrzewał, że w sprawę było zamieszanych więcej osób, nie stojących za samym pomysłem lecz pomagających w niewielkich zadaniach oraz przerzucaniu ludzi. A on również chciał do nich dotrzeć, choćby przez fakt wykonywanej przez niego pracy. Jeśli ktokolwiek jeszcze był w to zamieszany, Friedrich Schmidt zamierzał dotrzeć do tych osób i złożyć im wizytę, aby dowiedzieć się wszystkiego, co powinien wiedzieć o podobnych transportach, nie potrafiąc zignorować podobnych informacji jako niezwykle sumienny szmalcownik. Schmidt uważnie ważył w dłoni nóż, gotów w każdym momencie przystawić go do ciała buntowniczki.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Krypta [odnośnik]11.05.21 20:38
Występowanie przeciwko władzy było ryzykowne i zawsze wiązało się z możliwością porażki. Szala przeważona była na stronę Rosierów i polityki antymugolskiej od samego początku i rozsądek powinien podpowiedzieć już na wstępie, aby nie podejmować ryzyka. Rozdarte serce pragnęło jednak zemsty za wyrządzone krzywdy i całkowicie kłóciło się z jakimikolwiek objawami logicznego myślenia. Wielomiesięczne planowanie wystąpienia przeciwko nim, podkopywania dołków, robienia im pod górkę i utrudniania… Wszyscy zaangażowani w sprawę mieli świadomość, że mogą stracić życie, ale nie spodziewali się, że to przyjdzie tak szybko. Bishop nie otrzymała odpowiedzi od Rosiera, nie zagwarantował jej szybkiej i bezbolesnej śmierci, ani żadnej z zamieszanych w to osób, mało tego, zadowolony poinformował towarzystwo, że ostatnie dwie osoby najbardziej zaangażowane w spisek również zostały przechwycone. To był już koniec, a każda kolejna sekunda powodowała coraz większy brak sił i coraz mocniejsze zniechęcenie. Czy właśnie przegrali?
- Mój mąż był sojusznikiem Zakonu. – odpowiedziała cicho, spuszczając głowę w dół. Mogła cierpieć katusze i na podobne cierpienie narazić pozostałych towarzyszy niedoli, albo wyznać swoje wszelkie przewinienia i po prostu odpuścić. Skoro i tak nie istniała żadna nadzieja, aby jakkolwiek sytuację poprawić, należało pogodzić się ze swym losem. Zapewne nie bez powodu to właśnie ją wzięli na pierwszy ogień. – Zaczęło się po jego egzekucji. Dostałam sowę, nie wiem od kogo, która podsunęła mi ten pomysł… Wzbudziła poczucie nienawiści i chęci zemsty. Od czasu do czasu podsuwała nowe idee, podsyłała osoby. Listy nigdy nie były podpisane. – powiedziała cicho i podniosła głowę do góry. Spojrzała najpierw na Friedricha, później na Mathieu. – Troje młodych chłopców próbowało się dostać do Francji, James i Lous zorganizowali transport z Reculver, stamtąd raz w tygodniu odsyłaliśmy uchodźców łodzią na statek, dokujący w połowie drogi między Reculver, a Margate. – wyjaśniła. Od tego się zaczęło, później to wszystko zaczęło się rozwijać i nabrało tempa, dając jej większa nadzieję i nakręcając do dalszego działania. W końcu tego chcieli, wiedzy i opisu sytuacji, a Lydia która odczuwała okropny ból i chciała go oszczędzić pozostałym… miała po prostu dość. – Najdłużej przekonywałam Marka, współpracował z Rosierami i Rezerwatem od dawna i nie chciał… tego zrobić. Moim pomysłem było uderzenie w Rezerwat, chciałam, aby jedna z dostaw pojechała zatruta, a smoki zginęłyby co do jednego. – dopowiedziała jeszcze, podnosząc oczy przepełnione bólem na Rosiera. Wiedziała, że za to zginie, może nawet z miejsca. Landshaw nie chciał współpracować, z początku, ale później przekonała go do siebie. – Z Reculver odpływali raz w tygodniu, w różne dni, o różnych godzinach… I przysięgam, nie wiem… nie wiem kto pisał do mnie te listy… – rzuciła jeszcze błagalnym tonem, prosząc o litość. Dość bólu i dość cierpienia, tym bardziej, że to ona namawiała tych ludzi do wszystkiego, co uczynili.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Krypta - Page 2 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Krypta [odnośnik]11.05.21 20:50
Nie komentował metod Friedricha, ani tym bardziej jego zachowania wobec Mathieu. To nie był teatrzyk, a Schmidt chyba zapominał, że to Rosier stał za tym wszystkim. Miał ich wytropić i pomóc mu wyciągnąć informacje. Najwyraźniej jednak jedynie brutalne i bolesne metody były mu znane, skoro pokusił się o wystosowanie takich działań. Były inne sposoby, bardziej subtelne i satysfakcjonujące niż lejąca się krew i Mathieu wolał stosować te techniki manipulacji, szczególnie, że Lydia Bishop wiedziała w jak beznadziejnej sytuacji się znajduje. Czekoladowe tęczówki śledziły każdy jej ruch, każdy ruch Friedricha, który wywierał na niej coraz większa presję, której Rosier sensu nie widział. Powiedziałaby wszystko, wystarczyło Veritaserum, trochę odpowiedniego doboru słów i wszystko dało się zrobić. Najwyraźniej jednak Friedricha satysfakcjonowało sprawianie ludziom bólu.
Wysłuchał słów Lydii układając je sobie w głowie. Ktoś ją podpuszczał, podjudzał przeciwko nim i robił to w taki sposób, że złapała przynętę i łyknęła to jak pelikan. Ktoś po prostu się nią wyręczał, żeby osobiście nie brudzić sobie rączek. Kobietą w rozpaczy po śmierci męża, smutną i przepełnioną nienawiścią. Logiczna zagrywka, najłatwiejszy do zmanipulowania cel. Teraz zginie ona i jej fantastyczni koledzy, a tamta osoba będzie miała czyste dłonie. Może po tym odechce jej się występowania przeciwko nim, lub jemu, w końcu nie wiedział czy to mężczyzna czy kobieta. Odchrząknął, a jego oczy zaświeciły niebezpiecznie, kiedy powiedziała, że Landshaw miał otruć smoki. Nie wierzył własnym uszom. Mark od lat dostarczał do Rezerwatu mięso, znali się nie tylko osobiście, ale znał też te wszystkie stworzenia i bez zawahania się chciał je po prostu wykończyć? Mathieu zacisnął palce, aż zbielały mu knykcie. Najchętniej sam podałby mu do ust truciznę, która sprawiałaby mu ból i cierpienie przez wiele godzin, może nawet dni, aż w końcu organizm pękłby z wycieńczenia… Podniósł się i wyprostował, i tak będzie cierpiał. Tak jak oni wszyscy.
- Masz jeszcze pytania, do naszych gości Friedrichu? – spytał Schmidta, robiąc krok w jego stronę. Jego twarz nie wyrażała kompletnie żadnych emocji. – Dla mnie ta wiedza jest wystarczająca. – dodał okrążając Lydię i kierując się bliżej drzwi. – Aczkolwiek… może inny palce pani Bishop powiedzą nam więcej tych listach, może jednak sobie przypomni… kto je wysyłał. – dodał, sugerując Friedrichowi nie tylko wyciągnięcie z niej informacji, co zadanie bólu i cierpienia. – Inny też powinni poczuć się do odpowiedzialności. – stwierdził i machnął ręką na drugiego pomocnika, każąc mu przyprowadzić pozostałych więźniów i usadzić tak, żeby każdy dokładnie widział siebie. Może ten teatr będzie dla nich o wiele lepszą zabawą i otworzy ich światłe, pragnące rebelii umysły.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Krypta [odnośnik]12.05.21 16:00
Friedrich Schmidt uważnie słuchał słów, jakie padały z ust pojmanej czarownicy, w pewnym momencie zwyczajnie sięgając do kieszeni po kawałek pergaminu, by dokładnie wynotować wszystkie informacje, jakie mogły przydać mu się w dalszej pracy. Sprawa zdawała się być bardziej zawiła, niż pozornie mogłoby się zdawać, a jego zawodowym obowiązkiem było dojść do jej sedna; odnaleźć osobę z listów i doprowadzić przed szubienicę, by mogła zapłacić za popełnione przez nią zbrodnie. Pomruk zastanowienia wyrwał się z jego ust, a zielone ślepia powędrowały w kierunku młodego lorda.
- Mam. - Odpowiedział jedynie, a jego usta ułożyły się w wilczy uśmiech. Szmalcownik nie mógł odmówić sobie tak interesującego tropu, będącego również pewnym wyzwaniem. Dotarcie do tajemniczej osoby z pewnością nie będzie zadaniem prostym. Ba! Był pewien, iż poświęci na to więcej niż kilka tygodni, miał jednak nadzieję, że dorwie kogoś, kto stał z za tym wszystkim, by wymierzyć odpowiednią karę.  Widząc, że młody lord kieruje się do drzwi, sam ruszył w jego kierunku, by zatrzymać się tuż obok. - Sprawdźcie karmę dla smoków, jeśli choć jeden kawałek mięsa jest popsuty, ten fakt niezwykle przyda mi się w dalszej pracy. - Poprosił spokojnym, opanowanym tonem. Zbrodnia przeciwko rodowi Rosier oraz ich hodowli otworzyłaby mu więcej drzwi; więcej możliwości aby dorwać tego, kto za nim stał. Dotarcie do źródła pozwoli im zająć się sprawą dogłębnie; wyeliminować kolejnego przeciwnika nowego porządku, podburzającego czarodziejów przeciwko im. - Wszyscy mają przeżyć do egzekucji? - Dopytał, chcąc upewnić się w planach lorda Rosier. Sam był jedynie szmlacownikiem - bystrym w swej pracy, doskonale wiedzącym jak tropić, zadawać cierpienie oraz mordować, w tym wszystkim nie chciał popsuć planów, jakie mógł mieć Mathieu.
A gdy otrzymał odpowiedź, powrócił do pracy. Ostrze noża ponownie błysnęło w jego dłoni, a towarzyszący mu pies zakręcił się pod jego nogami, zniecierpliwiony zbyt długim przebywaniem w jednym miejscu. - Gdzie znajdę te listy? Jak wyglądała sowa? Z jakiego kierunku przychodziła? Gdzie i jak wysyłałaś odpowiedzi? - Zadał kolejne pytania, powoli ujmując dłoń kobiety by ponownie wsunąć ostrze pod pierwszy z paznokci wyrywając go z tkanek. Mieli zaznać cierpienia za swoje przewinienia, jednocześnie wyjawić mu więcej informacji, które mogłyby naprowadzić go na odpowiednie tropy. - Podejrzewasz, kto to mógł być? - Dopytał, wsuwając czubek noża pod kolejny paznokieć. Kobieta doskonale wiedziała, z czym wiąże się brak szczerości, a Schmidt był niemal pewien, iż podejrzewała kto za tym stał. Byłaby niezwykle głupią wypełniając polecenia kogoś, kogo nawet imienia nie znała.
A gdy przyprowadzono kolejnych więźniów, Schmidt powtarzał swój rytuał. Zadawał ból - dosadnie, doskonale wiedząc gdzie uderzać, na przemian zadając te same pytania, jakie zadawał Bishop, co jakiś czas mocniej wnikając w różne szczegóły, jeśli było to wymagane. Jego pytania uderzały w każdego z więźniów, popędzane kolejnym bólem jaki w nich wywoływał - nie robił tego jednak na ślepo, zawsze dokładnie wybierając miejsce dbając, by w widocznych miejscach ciał nie pozostało ni jednego śladu - skoro mieli zostać poddani egzekucji oraz publicznemu widoku, pewne ślady przesłuchania powinny być ukryte. Ot tak, dla pewności, że to nie poderwie kolejnych do buntu.
Nie wiedział, ile czasu minęło nim wyszedł z krypt, więźniowe jednak zostali pozbawieni jakiejkolwiek nadziei; wypełnieni bólem oraz rozpaczą udzielili mu odpowiednich odpowiedzi sprawiając, iż mógł udać się na wyższe piętra zamku. I jedynie przez chwilę przemknęło mu przez myśl, iż przyjemnie byłoby ujrzeć dawną przyjaciółkę. Nim opuścił mury zamku, udał się jeszcze do Mathieu.
- Żyją, powiedzieli mi to, co chciałem usłyszeć. Spróbuję odnaleźć autora tamtych listów. Nie mają widocznych śladów, będzie lepiej wyglądać na egzekucji. - Zaczął, opuszczając rękawy koszuli by zasłonić zdobiące przedramiona tatuaże, zaś jego dłonie splamione były krwią więźniów. - Poślij mi sowę, gdy sprawdzisz pokarm dla smoków. Nie jestem mówcą, ale przygotowałem dla nich specjalną metodę odejścia, bardzo widowiskową. Podaj datę a zorganizuję wszystko. - Dodał zwięźle, posyłając mu przyjemniejsze spotkanie. Niezależnie od różnicy metod oraz zdań doszli do porozumienia oraz momentu, gdy mogli wymierzyć odpowiednią karę za przewinienia.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Krypta [odnośnik]13.05.21 23:38
Odpowiedź, którą udzieliła Bishop była zadowalająca. Mathieu nie oczekiwał zupełnie nic innego, jak przyznania się do winy i odniesienia się do całości działań podjętych przeciwko nim. Wszyscy, którzy byli uczestnikami tego spisku powinni się liczyć ze stanowczą odpowiedzią ze strony Rosierów, którzy byli panami ziem hrabstwa Kent, a ich obowiązkiem było dbanie o bezpieczeństwo ludzi zamieszkujących piękne tereny zwieńczone kredowymi klifami. Buntownicy nie rozumieli, że ich butne zachowanie wpływało nie tylko na funkcjonowanie Rezerwatu Albionów, nie było też po prostu błahą zabawą przeciwko nowej polityce, ale znacząco wpływało na to, co działo się w społeczeństwie. Zagrażali im wszystkim, należało tłumić w zarodku każdy objaw nieposłuszeństwa i niesubordynacji, a takowym była pomoc w ucieczce szlamom, wspieranie działalności wszystkich tych, dla których nowy porządek był kwestią niepojęta. Dla Mathieu sprawa była jasna i klarowna, każda reakcja była zupełnie naturalna i słuszna, nie wyobrażał sobie innego rozwiązania tych problemów.
Nie potrzebował wiedzieć więcej, nie miał ochoty patrzeć na twarze zdrajców, buntowników, tych cholernych pełzających robali, które bez mrugnięcia okiem wystąpili przeciwko nim. Friedrich wiedział co powinien dalej zrobić, pozostawiał ich całkowicie w ich rękach i nie zamierzał przejmować się ich cierpieniem. Bądź co bądź, ukryci w podziemiach Krypt Chateau Rose, nie będą słyszani przez zupełnie nikogo. Ich krzywda będzie ich własnym środkiem, sami sobie zagwarantowali taki los, najwyraźniej pragnęli tego bólu, cierpienia, które spotyka ich w nagrodę za czyny, których się podjęli.
- Mięso z jego dostaw już dawno zgniło, o to się nie martw. – odpowiedział Friedrichowi ze stoickim spokojem, nakładając na dłonie rękawiczki. Wyprostował się i spojrzał na wszystkich, którzy znajdowali się w tej komnacie, na wszystkich pochwyconych w wyniku ich wielotygodniowych działań. Byli zdani na jego łaskę lub niełaskę, a on nie miał dla nich litości. – Wszyscy mają przeżyć. Bishop umrze na końcu, patrząc na dzieło swojego buntu, jak sama wydała na nich i na siebie wyrok. – odpowiedział na jego pytanie. Nie chciał, żeby ginęli tutaj, w podziemiach pięknego różanego dworu. O wiele bardziej satysfakcjonującym będzie, jeśli do czasu egzekucji zaznają odpowiednich katuszy i przyjmą na swoje barki odpowiednią dozę cierpienia. Zasługiwali na to w pełni. Skinął głową Friedrichowi i oddalił się, oczekując go kiedy już skończy.
Wysłuchał jego słów, sięgając po szklankę z wodą, którą zmoczył usta. Był wściekły i nie mógł tego zignorować, choć czuł satysfakcję z faktu, iż udało mu się wyciągnąć ich przyznanie się do winy i wydać wyrok za popełnione zbrodnie. Friedrich z pewnością był tego samego zdania.
- Poinformuj mnie, kiedy dowiesz się czegoś odnośnie autora listów. A pomysłu odnośnie egzekucji z chęcią wysłucham, możemy mieć różne wizje tego wydarzenia. – powiedział, podając mu rękę na pożegnanie. Rozeszli się dość prędko, Mathieu musiał załatwić jeszcze kilka spraw, zanim uda się na rozmowę z bratem.

ZT x 2



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Krypta [odnośnik]20.12.23 22:20
Poranek, 14 sierpnia 1958
Ta noc zapisze się w pamięci tych, którzy byli jej świadkami na długi, długi czas. Mathieu nie zmrużył oczu nawet na kilka sekund, miał wrażenie, że adrenalina nadal krążył w jego żyłach, utrzymując niebywale wysoki poziom. Dopiero co stał w swojej komnacie wpatrzony w wieczorne, ciemne niebo, trzymając pustą już szklankę w dłoni i zastanawiając się nad znakiem na niebie, który od długich tygodni utrudniał ich życie. Znak, który rozjaśniał w momencie, a później zgasł… Wszystko co działo się później było mieszanką chaosu, w której starał się zachować zimną krew. Kolejne odłamki meteorytów uderzały w ziemię, a bezpieczeństwo zostało zachwiane. Zupełnie tak, jakby właśnie byli świadkami końca świata, który nie zamierzał szczędzić nikogo. Do komnaty żony dopadł jako pierwszy, zaraz za nim Ester – kobieta, w której oczach po raz pierwszy ujrzał strach i przerażenie. Corinne zabrał za sobą w bezpieczne miejsce, a raczej jedyne, które wydawało się być bezpieczne na ten moment. Ester polecił udać się po jego matkę, zniknęła za rogiem, a on razem z żoną skierowali się do miejsca docelowego. Wszystko działo się szybko… może nawet zbyt szybko.
Zaciskał różdżkę w dłoni i patrzył kolejno na osoby zgromadzone w Krypcie. Najbliższa rodzina, o której bezpieczeństwo musiał teraz zadbać. Nie wiedział w jakim stanie jest pałac i jakie zniszczenia dotknęły ich miejsca zamieszkania, ale obawy nie były bezpodstawne. Znaleźli się w trudnej sytuacji, której zrozumienie na chwilę obecną było niemożliwe. Najważniejsze, że nikomu nic się nie stało, o resztę będą się martwić później. Rzucił okiem na Evana, biedne dziecko przeżywało traumę, która pozostanie z nim na długie lata. Przyjrzał się chwilę Evandrze. Silna kobieta, która znosiła tak wiele… Na końcu spojrzał na Corinne. Była delikatna niczym kwiat i bardzo emocjonalnie podchodziła do wielu spraw, to dotknęło jej na pewno niezwykle mocno i będą musieli o tym porozmawiać. W swoim czasie jednak, teraz nie był odpowiedni moment. Chciał odszukać spojrzeniem matkę. Ester sprowadziła Dianę do krypty, aby zapewnić jej bezpieczeństwo tak jak pozostałym. Tego był pewien, teraz jednak nie widział jej nigdzie w pobliżu.
Podniósł się powoli w ciszy, zerkając na Corinne. Nie wiedział czy spała czy nadal mocno zaciskała powieki, aby ukryć swoje przerażenie. Wziął głębszy wdech i zorientował się, że nigdzie w pobliżu jej nie ma. Mogła być tylko w jednym miejscu, przy grobowcu upamiętniającym ojca.
- Zaraz wrócę, jeśli się obawiasz, chodź ze mną. – powiedział cicho i skierował swoje kroki w głąb krypty. Dał żonie wybór, mogła iść, mogła zostać w tamtym miejscu. Wsunął różdżkę za pazuchę i przystanął na moment, kiedy dotarł na miejsce. Patrzył na nią, jak siedziała skulona z ukrytą twarzą zaraz obok grobu ojca. Nie był najlepszym synem w ostatnim czasie, powinien postarać się bardziej. Nie było na tym świecie już ojca, który zadbałby o nią, a cały ten obowiązek spoczął na nim. Podszedł bliżej i przykucnął przy niej, kładąc dłonie na jej ramionach.
- Mamo… – zaczął cicho, a Diana po prostu przyciągnęła go do siebie i wtuliła w jego ramiona. Objął ją i przez chwilę milczał. – Jesteśmy bezpieczni… Jestem tutaj. – dodał cicho i uniósł kącik oka ku górze, aby dostrzec Corinne stojącą nieopodal. Matka była roztrzęsiona. Potrzebowała jego wsparcia. Potrzebowała ich.







Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Krypta [odnośnik]21.12.23 1:46
To miał być dzień jak co dzień. Wraz z Mathieu wrócili do posiadłości wcześniej niż reszta Rosierów i Corinne nie zdawała sobie sprawy, co miało wydarzyć się wieczorem. Oddawała się swojej zwykłej rutynie, po kolacji grając na fortepianie w pokoju muzycznym, zaś później udała się do swych komnat. Nie planowała iść jeszcze spać, przy blasku świecy czytała lekką powieść dla dziewcząt i tak się tym pochłonęła, że do rzeczywistości przywrócił ją dopiero dziwny rozbłysk za oknem, tak jasny, że prawie oślepiający. Odłożyła książkę i podeszła do okna, spodziewając się ujrzeć kometę, ale jej już nie było.
Zamiast tego były jasne smugi meteorytów przecinające granatowe niebo i lecące w kierunku ziemi, a serce młódki przeszył strach. To sen, to na pewno zły sen, myślała sobie wtedy, nie do końca docierało do niej to, że mogła być w niebezpieczeństwie. Bo przecież na ziemiach nowego rodu miała być bezpieczna. Nie przyjmowała do wiadomości, że jej szklany klosz może się strzaskać, nade wszystko kochała swoje wygodne, poukładane życie damy.
Nie rozumiała, co się dzieje, kiedy Mathieu wpadł do jej komnat i wyciągnął ją z nich, nie dając nawet czasu, żeby zabrała jakiekolwiek rzeczy. Zdążyła tylko chwycić różdżkę i nie mając innego wyboru, podążyła za mężem, dłonią wolną od jego ręki podtrzymując poły długiej, ciemnoczerwonej sukni, aby nie wywrócić się o nią podczas szybkiego biegu przez korytarze i schody w dół.
- Co się dzieje? Dokąd idziemy, Mathieu? – dopytywała cały czas. Czy to napadli na nich mugole albo ich zwolennicy? Czy może to był… koniec świata? Nie ogarniała co się dzieje, i ta niewiedza budziła w niej jeszcze większe przerażenie.
Była coraz bardziej przejęta i spanikowana, w końcu w swoim młodym życiu nie przeżyła niczego podobnego, może z wyjątkiem wybuchu anomalii. Dorastała pod kloszem, chroniona przez ród przed złem świata, nie znała tego bardziej trudnego i bolesnego oblicza życia.
Mathieu zaprowadził ją w podziemia, do pomieszczenia, które musiało być kryptą Rosierów. Było tu zimno i niezbyt przyjemnie, ale po grobowcu nie można było się spodziewać czegoś innego. Mocniej naciągnęła rękawy sukni, skoro została tu zabrana w takim pośpiechu, musiało dziać się coś bardzo złego, co wzbudziło w niej jeszcze większy strach i niepokój. Była tylko młodą damą, delikatną i wygodnicką, kompletnie nieprzystosowaną do życia poza ochronnym kloszem.
Oprócz nich, w krypcie była jeszcze Evandra z synem (całe szczęście, że był tak mały, zbyt mały, żeby dobrze zapamiętać tę traumatyczną noc), starsi członkowie rodu, a także służba. Służka Corinne też tu była, od razu zainteresowała się swoją panią i próbowała ją uspokoić, co nie było takim łatwym zadaniem. Sporą część tej traumatycznej nocy Corinne spędziła jednak siedząc u jej boku, doceniająca ją jeszcze bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Płakały obie, dzieląc strach i ból, bo tej nocy odczuwał go każdy bez względu na pozycję społeczną. Z tego co mogła wywnioskować z rozmów innych ukrywających się tu mieszkańców, to kometa wybuchła i jej fragmenty spadły na ziemię. Jak to w ogóle było możliwe? Nie potrafiła tego pojąć, ale sytuacja wydawała się poważna i bardzo przerażająca.
Nie miała pojęcia, co z nieobecnymi członkami rodziny, którzy spędzali ten dzień jeszcze w Waltham. Czy byli bezpieczni? Czy wrócą rankiem? Martwiła się zwłaszcza o Vivienne, której nigdzie tu nie było, więc musiała być z pozostałymi na Festiwalu Lata. Corinne nie miała pojęcia, co działo się poza kryptą, ale miała wielką nadzieję, że Chateau Rose nie ucierpiało. Nic nie przerażało jej bardziej niż myśl o utracie wygodnego i wystawnego życia. Wolałaby chyba umrzeć niż zostać odartą z bogactw nędzarką. Miała też nadzieję, że nikomu z rodziny nic się nie stanie, ani tej nowej, ani tej starej. Nie miała przecież pojęcia, co działo się teraz w Ludlow, czy jej rodzice, brat i inni krewni także nie znaleźli się w niebezpieczeństwie.
Nie wiedziała, ile godzin minęło i czy był już kolejny dzień, czy nie. Czas dłużył jej się w nieskończoność, więc od wejścia tutaj mogła minąć równie dobrze godzina, jak i dziesięć godzin. Kuliła się na podłodze pomiędzy Mathieu a swoją służką, oboje mogli wyczuć jej drżenie częściowo ze strachu, a częściowo z zimna, i usłyszeć łkanie od czasu do czasu, bo na głośny płacz i histerię nie miała już w tym momencie siły. Od dłuższego czasu niemal się nie odzywała, wpatrując się pustym spojrzeniem w najbliższy grobowiec. Nadal nie do końca do niej docierało to wszystko, ale marzyła o tym, żeby zaraz przebudzić się w swoim łożu i z ulgą odkryć, że to był tylko koszmarny sen.
- To sen, to musi być sen… Zaraz się obudzę… To nie może się dziać naprawdę… - szeptała sama do siebie ledwie słyszalnie, leciutko się kołysając. Niestety przebudzenie nie chciało przyjść. Dalej tu tkwiła, w zimnych podziemiach, gdzie żywi chronili się pomiędzy tymi od dawna umarłymi i zastanawiali się zapewne, czy sami nie podzielą ich losu.
Gdy jakiś czas później Mathieu się podniósł, przeniosła wzrok na niego i wyrwała się z otępienia. Zamrugała szybko i poruszyła się niespokojnie na posadzce, wracając do rzeczywistości. Ile czasu minęło? Wciąż nie wiedziała.
- Czy już po wszystkim? – zapytała cicho, ciesząc się w duchu, że jej mąż tu był, że nie został w Waltham z pozostałymi. Bo gdyby go nie było, to chyba nikomu nie udałoby się uspokoić jej paniki i obaw, bo wychodziłaby z siebie ze strachu, że Mathieu zginie. – Czy już jest rano? Jak myślisz, co dzieje się… na zewnątrz? Czy już się skończyło? – Patrzyła na niego błagalnie, pragnąc usłyszeć potwierdzenie, że już byli bezpieczni, że już koniec tego koszmaru.
Jej służka chyba w końcu zasnęła, półleżała na posadzce obok niej z plecami i głową opartymi o ścianę. Corinne podniosła się ostrożnie, cała obolała od niedogodnego siedzenia na podłodze; nie nawykła do tak spartańskich warunków. Podążyła jednak za mężem, który najwyraźniej postanowił odszukać swoją matkę. Niedługo później ją znaleźli, a Corinne z boku przyglądała się, jak jej mąż pociesza swoją matkę, i w głębi duszy zapragnęła wtulić się w ramiona swojej, która jednak znajdowała się daleko stąd, i nie mogła utulić lęku swojej córki, która była zupełnie sama wśród obcej rodziny, i zamiast matki, jej jedyną kobiecą pocieszycielką tej nocy była służka. No i był obok mąż, który aktualnie pocieszał swoją rodzicielkę. Szkoda, że musiał zdarzyć się koniec świata, żeby wreszcie się pogodzili, choć Corinne od dawna uważała, że Mathieu powinien porozmawiać z matką. W tygodniach które upłynęły od ślubu Corinne dość często rozmawiała z Diane, która szukała towarzystwa synowej i wydawała się bardzo kochać swojego jedynaka, który z nieznanego dla Corinne powodu unikał matki. Corinne z własną matką zawsze była bardzo blisko, bo Flora Avery jako jedyna w Ludlow okazywała jej czułość i ciepło, jakiego próżno było szukać u ojca i innych mężczyzn z rodu.
Postanowiła usiąść obok nich, bo tak traumatycznej nocy jak dzisiejsza także potrzebowała bliskości i obecności rodziny, nawet jeśli nie była to rodzina z krwi, a z aranżowanego małżeństwa. Była jednak przerażona i niepewna tego, co czeka ich później. Bo co, jeśli jakiś większy fragment komety uderzy akurat w to miejsce i przedrze się aż do podziemi? Co, jeśli ta noc będzie ich ostatnią? Ta myśl ją przeraziła i po jej bladych policzkach znów zaczęły płynąć łzy. Chyba nigdy wcześniej się tak nie bała.
Corinne Rosier
Corinne Rosier
Zawód : dama
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To nie miłość jest najważniejsza, lecz obowiązek wobec rodu.
OPCM : 4 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11795-corinne-rosier-avery https://www.morsmordre.net/t11797-listy-do-corinne https://www.morsmordre.net/t12113-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11798-corinne-rosier
Re: Krypta [odnośnik]01.01.24 22:47
Znak złowieszczo wiszący nad ich głowami był dopiero początkiem tego, co wydarzyło się minionej nocy. Nie mógł być pewien na ile sytuacja jest stabilna, lecz wszyscy domownicy znajdowali się w tym samym miejscu – oczywiście poza tymi, którzy przebywali poza pałacem. Może dobrze, że nie zdecydował się opuścić terenu domu wraz z innymi, będzie mógł działać tutaj na miejscu i pomóc nie tylko Evandrze, ale też innym, dla których wydarzenia tej nocy były dotkliwym wydarzeniem. W tym momencie jednak w głowie miał jedynie potrzebę odnalezienia matki, która nie znajdowała się w miejscu, w którym zgromadzili się pozostali. Wiedział, że Diana – choć zdecydowanie ich relacje w ostatnim czasie nie były najlepsze – nie porzucała nadziei, że wszystko w pewnym momencie ułoży się i wróci do normy.
- Nie wiem, Corinne. – odparł, kiedy małżonka zadała pytanie czy już jest po wszystkim. Nie wiedział, bo skąd miał wiedzieć. Nie zamierzał jej oszukiwać, nawet jeśli była najdelikatniejszym kwiatem, z jakim kiedykolwiek miał do czynienia. Musiała być silna, tak jak silne pozostawały pozostałe kobiety tego rodu. Widział strach w jej oczach, widział tą niepewność, ale nie mógł jej nic obiecać. To co właśnie miało miejsce było czymś z czym styczność miał po raz pierwszy w swoim życiu. Ta niepewność była dziwnie kłującym uczuciem. Nigdy nie lubił niewiadomych, wolał mieć pewność, że rzeczy, które miały miejsce są w stanie w jakikolwiek sposób wyjaśnić. Teraz ktoś postawił przed nim wielki znak zapytania. – Jak odnajdę matkę pójdę wszystko sprawdzić. – dopowiedział po chwili. Najważniejsze rzeczy miał przy sobie, powinien sprawdzić czy poza Kryptą jest bezpiecznie czy jest możliwość wyjścia na powierzchnię czy… w ogóle cokolwiek zostało ze świata, który znali. Miał dziwne wrażenie, że świat w pewnym sensie się kończył, wkraczając w zupełnie nową erę, a oni byli tego świadkami.
- Mathieu… – cichy szept matki przerwał ciszę, kiedy w końcu znaleźli się w trójkę. Corinne była przy nich, a Mathieu odruchowo wyciągnął rękę, przyciągając ją do siebie. Widział łzy na jej policzkach i strach wymalowany w oczach. Nie powinna się bać, nie będąc u jego boku. Obiecał ją chronić, chronić powinien też matkę, która dala mu życie, wychowała go i troszczyła się o niego przez te wszystkie lata, pozostając w samotności wdową. Musiał chronić je obie.
- Nie ważne co się stało na górze, dobrze? Jesteśmy tutaj, żyjemy, nie stała nam się krzywda. – powiedział spokojnym, uspokajającym tonem. Nie chciał, aby się denerwowały. Rzeczy materialne nie miały w tym momencie większego znaczenia, byli w stanie odbudować wszystko, co zostało zniszczone, nawet jeśli będzie potrzeba na to większej ilości czasu. Znaczenie miał fakt, że byli tutaj cali i zdrowi, nikomu nie stała się krzywda i będą mogli podjąć te działania, aby przywrócić swój świat do normalności. Nawet, jeśli ciche pytanie brzmiało czy było jeszcze co przywracać.
- Przepraszam Mathieu… Przepraszam, że… – Diana zaczęła mówić, ale Mathieu przerwał jej, najpierw kręceniem głowy, a dopiero po chwili się odezwał.
- To ja przepraszam. Zraniłem Cię z powodu swojej urażonej dumy. Nie zachowałem się odpowiedzialnie, wręcz przeciwnie. Mam nadzieję, że wybaczysz mi tą słabość. – powiedział spokojnie, a w odpowiedzi matka kiwając głową wtuliła się w niego. Nie chciał mówić, że miał ciężkie miesiące za sobą, że to wszystko było dla niego niemiłosiernie przytłaczające, a świat nie ułatwiał mu jakichkolwiek działań. Teraz chciał po prostu być z nią pogodzony, wspierać ją w trudnych chwilach i pomóc jej przejść przez to wszystko. Wziął lekki oddech.
- Corinne? Wszystko w porządku? – spytał, chociaż wiedział, że była roztrzęsiona. Wiedział, że to trudne dla niej chwile, dla nich wszystkich… - Ochronię Was. – mruknął jeszcze, gładząc jej plecy dłonią.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Krypta [odnośnik]02.01.24 2:40
Była tylko damą. Tylko młodą dziewczyną, której nikt ani nic nie przygotowało na tego typu zdarzenie. Od dziewcząt takich jak ona oczekiwano innego rodzaju siły – miały godnie nieść ciężar rodowych obowiązków, być wierne rodowi i jego zasadom i nie ulegać zgubnemu postępowi i innym pokusom, na które szlachetna młodzież była wystawiana na przykład w Hogwarcie. Pod takim względem, jakiego oczekiwał od niej panieński ród, była silna – w końcu nie uległa pokusom, wiernie i oddanie przestrzegała rodowych zasad i obowiązków, bunt nigdy nawet nie przeszedł jej przez myśl, a jej światopogląd pozostawał niezachwiany. Ale jeśli chodzi o inne kategorie siły – tej zdecydowanie jej brakowało. Od zawsze dorastała pod szczelnym kloszem, niczym szklarniany kwiat, który pięknie prezentował się w bezpiecznych, chroniących go warunkach, ale niechybnie zmarniałby, gdyby tak wystawić go na zewnątrz, na zagrożenia prawdziwego świata. Zawsze była zależna od innych, najpierw od ojca i nestora swego panieńskiego rodu, teraz od męża. Nawet w tak prozaicznych czynnościach jak ubieranie się i czesanie pomagała jej służka, towarzyszyła jej też ona podczas każdego wyjścia z domu. Była przeciętną czarodziejką, bo nigdy nie zadała sobie trudu, żeby być dobrą w czymś innym niż bycie salonową ozdobą, nikt tego od niej nie oczekiwał, bo zawsze powtarzano jej, że jest bezpieczna, że ród (najpierw panieński, a teraz męża) uchroni ją przed całym złem świata, a także zapewni wygodne i dostatnie życie. W Hogwarcie nie przykładała się do nauki, nie zdobyła zaawansowanej wiedzy ani umiejętności w żadnej nieartystycznej dziedzinie, bo przecież nie musiała. Praca była dla gminu, nie dla lady Avery, później Rosier. A od chronienia jej przed zagrożeniami byli mężczyźni. Rodzice zawsze powtarzali jej, że jej rolą w życiu jest małżeństwo i macierzyństwo, nadmierne zainteresowanie rozwojem umiejętności innych niż te niezbędne na salonach mogłoby budzić niepokój, w mniemaniu jej bliskich kobieta nie powinna interesować się nauką, nie mówiąc o jakichś pojedynkach i tak dalej. Kobieta miała ładnie wyglądać u boku męża i rodzić mu dzieci, a w międzyczasie hobbystycznie zajmować się sztuką, żeby mieć czym się pochwalić na salonach. Nie miała bronić się sama, bo miał to za nią robić najpierw ojciec, a później mąż.
A teraz, w sytuacji, kiedy niebo niemal dosłownie waliło się na głowy, Corinne czuła się przeraźliwie bezbronna, słaba i bezużyteczna. Była tylko ozdobą, niczym więcej. W sytuacji końca świata umiejętność zagrania na fortepianie czy namalowania obrazu nijak jej się nie przyda. Czy potrafiłaby rzucić jakiekolwiek użyteczne w takiej sytuacji zaklęcie? Z transmutacją może i radziła sobie przyzwoicie, ale jeśli chodzi o magię obronną, miała braki, nie potrafiła nic ponad wiedzę szkolną. Na co dzień używała magii głównie do przywoływania sobie jakichś przedmiotów, kiedy nie chciało jej się po nie iść, czasem posługiwała się też drobnymi czarami transmutacyjnymi, ale nie znała żadnych bardzo zaawansowanych inkantacji i zapewne byłaby bezużyteczna, gdyby tak trzeba było użyć dzisiaj czegoś trudnego i wymagającego.
Dobrze, że obok był mąż. Corinne doceniała jego obecność zarówno podczas ucieczki z komnat do krypty, jak i później, podczas ukrywania się. Cieszyła się, że był obok, że zachował zimną krew, że doprowadził ją do bezpiecznego (miała nadzieję!) schronienia.
Godziny mijały, nie wiedziała, ile ich upłynęło odkąd się tu schowali, nie miała żadnego punktu odniesienia. Ale najwyraźniej także Mathieu nie wiedział, co się dzieje, a także kiedy i jak to się skończy. Ale w przeciwieństwie do niej był mężczyzną, silnym i zdolnym czarodziejem, którego różdżka w sytuacji zagrożenia nie będzie jedynie kawałkiem drewna. Póki był obok, czuła się na tyle bezpiecznie, na ile pozwalała sytuacja, ale gdy się oddalił, by odnaleźć matkę, ruszyła z nim. Nie chciała pozostać sama, za bardzo się bała. Nie tylko samego zewnętrznego zagrożenia, ale nawet i własnych czarnych myśli.
Pozwoliła, żeby przyciągnął ją do siebie i ufnie wtuliła się w jego ramię. Ledwie dwa tygodnie temu, po rytuale, miała miejsce noc, po której spojrzała na niego inaczej, i nie był już tak bardzo obcy i nieprzystępny jak wcześniej. A teraz, w obecnych okolicznościach, tak zwyczajnie, po ludzku, pragnęła namacalnie czuć czyjąś obecność i mieć poczucie, że nie jest zupełnie sama. Nie miało znaczenia to, że jeszcze parę miesięcy temu się nie znali.
- Myślisz, że będzie dobrze? Że... nie będzie tak źle, jak boję się, że może być? – zapytała go cicho, a jej błękitne, wilgotne od łez spojrzenie szukało jego ciemnych oczu. Miała nadzieję, że nie będzie tak źle, że cokolwiek tam leciało z nieba, ominie ich dwór, że spadnie gdzieś do morza albo na jakieś odludne obszary. Byle dalej od nich.
Rozumiała że szukał bliskości i wybaczenia matki, nie miała mu tego za złe, a nawet cieszyła się, że wreszcie się pogodzili. Gdyby tylko miała możliwość, sama przytuliłaby się teraz do swojej mamy. Oby w ogóle miała jeszcze ku temu okazję. Gdy już stąd wyjdą, będzie musiała odnaleźć swoją sowę i wysłać listy do matki i brata. Dręczył ją niepokój o to, że mogło im się coś stać. Bo i ile Corinne na ogół nie przejmowała się dobrem obcych sobie ludzi, tak potrafiła martwić się o swoich bliskich i gdyby coś się stało jej rodzicom lub bratu, bardzo ciężko by to zniosła.
- W p-porządku – odpowiedziała słabym głosem, gdy usłyszała pytanie męża. Ale oboje wiedzieli, że tak naprawdę nic nie było w porządku. Nie mogło być w takim dniu jak ten, dlatego w jej głosie nie było przekonania, był raczej smętny. Może fizycznie jej nic nie dolegało poza niewygodą, ale psychicznie było gorzej. Lęk i niepokój zżerał ją przez cały czas. – Ale… boję się. Boję się o to, co zastaniemy… n-na górze. I o moją rodzinę. Nie wiem, czy… czy są b-bezpieczni. Czy… czy jeszcze ich w ogóle z-zobaczę.
Bo co, jeśli ktoś z jej najbliższych nie żyje? Jeśli już nigdy nie przytuli się do matki, nie porozmawia z bratem, ani nie ujrzy spojrzenia pana ojca dumnego z tego, jak wypełniła rodowy obowiązek? Wyobrażając sobie pozbawione życia ciała bliskich zadrżała i mocniej przytuliła się do męża, wdzięczna losowi za to, że był obok i żył. Dopóki miała męża, była bezpieczna, a magia pewnie mogła zdziałać cuda żeby naprawić ewentualne szkody, choć rzecz jasna nie jej magia, bo była tylko młódką która rok temu skończyła szkołę i w niczym użytecznym nie była dobra.
- Co to w ogóle było? To, co spadało z n-nieba – zapytała po chwili, dyskretnie ocierając łzy brzegiem rękawa sukni. Jej głos chyba drżał już nieco mniej, przy boku męża nie było jej tak bardzo zimno. – Czy to mogła być… k-kometa? Słyszałam… chyba ktoś ze służby tak wcześniej komuś powiedział.
Chciała się upewnić. Czy to mogła być prawda, że kometa, która od kilku tygodni rozświetlała niebo, wybuchła i to jej fragmenty zmusiły ich do schronienia się w podziemiach? Jeśli tak, to dlaczego i czemu akurat dziś? I czemu tutaj, tak blisko, a nie gdzieś na drugim końcu świata? Ledwie dziesięć dni temu, kiedy zabrał ją do rezerwatu, zastanawiał się przecież nad naturą komety i jej wpływem na smoki. A teraz wyglądało na to, że to ona zgotowała im tę okropną noc.
Corinne Rosier
Corinne Rosier
Zawód : dama
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To nie miłość jest najważniejsza, lecz obowiązek wobec rodu.
OPCM : 4 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11795-corinne-rosier-avery https://www.morsmordre.net/t11797-listy-do-corinne https://www.morsmordre.net/t12113-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11798-corinne-rosier
Re: Krypta [odnośnik]23.03.24 22:04
Życie wciąż rzucało kłody pod nogi, stawiało przed nimi kolejne wyzwania. Czasem wydawało się, że panujemy nad sytuacją, a wszystko układa się po naszej myśli, a wtedy otrzymujemy brutalny cios. Czy tego wszystkiego co miało miejsce ubiegłej nocy spodziewał się ktokolwiek z nich? Czy jego matka kładąc się do łóżka we własnej komnacie i zamykając oczy spodziewała się, że obudzi ją kompletny chaos? Czy spodziewała się tego Corinne? Nie. Wszyscy byli zaskoczeni, a do tego wszystkiego dochodziło zmęczenie, wyczerpanie i niepokój, który narastał z każdym momentem. Dla jego żony sytuacja była o wiele trudniejsza i również ją starał się zrozumieć. Miejsce, które od miesiąca mogła nazywać domem miało jeszcze przed nią wiele tajemnic. Czy w ten sam sposób odebrałby całą tą sytuację będąc w rodzinnym domu, do którego zakątków i zakamarków była przyzwyczajona? Pewnie byłoby jej o wiele łatwiej mając w pobliżu ojca, brata i pozostałą część swojej rodziny.
Nie był idealny i też popełnił błędy. Sam na własne życzenie zagmatwał swoje życie, obrał zły kierunek myślenia i dopuścił się błędów, których nie powinien się dopuścić. Naprawienie ich zwiastowało długą i żmudną drogę do pokonania, ale wszystko było przed nim. Dzisiejsza noc postawiła mu przed nosem kolejny problem, kolejną przeszkodę, którą należało pokonać, a do tego zachować siłę i zająć się najbliższymi mu osobami. Matką, którą niezwykle krzywdził przez ostatnie miesiące będąc zapatrzony jedynie we własny punkt widzenia. Żoną, która została postawiona przed wyjątkowo trudną sytuacją. Nie mógł dopuścić do tego, że będą odczuwały strach i niepokój, że nie będą miały pewności, że ktoś sprawuje nad nimi piecze i są bezpieczne.
- Nie myśl o tym teraz, Corinne. – powiedział cicho, kiedy zadała mu pytanie. Nie ważne co myślał, nie wiedział czy będzie dobrze, czy gorzej niż myślą i nie chciał rzucać słów na wiatr. Nie wiedział co zastaną na górze, ani jaka jest skala zniszczeń spowodowanych całym tym kataklizmem, ale nie chciał też, żeby Corinne się obawiała. – Przetrwamy to, nie bój się. – szepnął jeszcze, spoglądając w jej wilgotne od łez oczy. Rozumiał jej strach, jej obawy i niepewność. Sam nie mógł tego pokazać, bo… po prostu nie mógł. Zarówno ona jak i jego matka musiały czuć się przy nim bezpiecznie.
- Nie wiem co zastaniemy na górze… – przyznał spokojnym głosem. Starał się brzmieć łagodnie. – Cokolwiek byśmy jednak nie zastali, jesteśmy silni i odbudujemy to wszystko, nawet jeśli… zajmie to długi czas. – dodał po chwili, starając się uśmiechnąć w miarę naturalnie. Spojrzał na matkę, wyraźnie widział zmęczenie na jej twarzy, wyczerpanie tym wszystkim i złą kondycję ogólną. Wyzwanie, które stanęło teraz przed nimi było trudne, dla każdego z nich.
- Nie jestem ekspertem z tego zakresu, ale tak mi się wydaje… że to kometa. Na pewno w swoim czasie uzyskamy więcej informacji na ten temat, teraz powinniśmy skupić się na tym, aby przeczekać i wyjść dopiero w momencie, kiedy będziemy mieć pewność, że jest to bezpieczne. – odpowiedział na jej pytanie, ścisnąwszy mocniej matkę w swoich objęciach. – Pójdę do sprawić z kimś ze służby trochę później… Ester zostanie z Wami i będzie Was miała pod opieką. – dodał po chwili namysłu. Będzie musiał się tym zająć, jak nie on to któż inny.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Krypta [odnośnik]24.03.24 14:55
Sama nie wiedziała, jak przyjęłaby to w rodzinnym domu. Pewnie byłoby jej trochę łatwiej w miejscu które znała i wśród rodziny, z którą dorastała od urodzenia. Teraz trwała w niepewności losów swoich bliskich, nie wiedziała, czy byli bezpieczni i czy nic im nie zagrażało. Tego dowie się dopiero po wszystkim, kiedy będzie możliwe wysłanie sowy do brata. Póki co pozostawało jej jedynie kulenie się w strachu u boku męża, wśród chaosu nocy, której z pewnością nigdy nie zapomni. Podziemia oferowały pewien złudny spokój, ale wyobraźnia i tak pracowała na najwyższych obrotach, budując wyobrażenia tego, co mogło dziać się teraz na powierzchni. Bała się tego, co tam zastaną, kiedy już przyjdzie czas na wyjście z kryjówki.
Gdyby nie kojąca obecność małżonka, na pewno byłoby jej jeszcze trudniej i pewnie wpadłaby w histerię. Trzymała się w jako takich ryzach tylko dzięki temu, że Mathieu był obok i potrafiła docenić to, że po prostu był i nie zostawił jej z tym wszystkim samej. Choć na co dzień wydawał jej się raczej zamknięty, skupiony na smokach i nieprzystępny, w czarnej godzinie jej nie zostawił i był obok. Ale także on był bezsilny i nie mógł zdziałać cudów, nie był w stanie zatrzymać tego, co leciało z nieba. Nawet mężczyźni nie zawsze byli wszechmocni, czasem działy się rzeczy, które były także ponad ich siły.
Chciała mu wierzyć. Wierzyć w to, że przetrwają, że jakoś to będzie, że życie, które tak ukochała, nie legnie w gruzach i że będą mieć do czego wracać, kiedy już stąd wyjdą. Nie wyobrażała sobie, że jakaś głupia kometa mogłaby sprowadzić ją do poziomu gminu, zrównać z tymi, którymi tak gardziła. Tytuły, bogactwa i pozycja zawsze czyniły ją kimś lepszym i ważniejszym, więc były dla niej wszystkim, i zawsze uważała je za coś niezbywalnego i stałego.
- Nie chcę… stracić życia, które wiodłam – wyszeptała do męża. – Nie chcę… być biedotą. – Ale miała nadzieję, że nie będzie tak źle, że pałac wciąż stał, że ewentualne zniszczenia uda się szybko naprawić i Rosierowie nie utracą swego wspaniałego statusu, a ona po tym wszystkim będzie mogła wciąż wieść życie damy. Może to było z jej strony płytkie, ale Corinne była płytka, egocentryczna i rzadko sięgała dalej niż poza koniec własnego nosa.
- Kiedy będzie wiadomo, że… już można wyjść? – zapytała po jego kolejnych słowach. Nie wiedziała, ile to wszystko jeszcze potrwa, czas w podziemiach jej się dłużył, a nie sposób było określić, ile minęło czasu, czy nadal trwała noc, czy może już zbliżał się poranek. – Ta kometa… Od początku wydawała się… niepokojąca. – Czy to możliwe, że to faktycznie była ona? Ledwie dziesięć dni temu Mathieu zabrał ją do rezerwatu i zastanawiał się nad jej wpływem na smoki. Ale żadne z nich wtedy nie przypuszczało, że owe złowieszcze ciało niebieskie, które widniało na niebie od dobrych kilku tygodni, może faktycznie im zagrozić. – Może lepiej nie wychodź na razie? Poczekajmy jeszcze trochę…
Bała się myśli, że jeśli wyjdzie przedwcześnie, może mu się coś stać. Jej mąż musiał pozostawać cały i zdrowy, był gwarancją jej bezpiecznego, wygodnego życia i pozycji, ponieważ żyli w świecie, gdzie to mężczyźni byli najważniejsi, a kobieta bez męża i dzieci nie znaczyła zbyt wiele.
Czas mijał. Corinne siedziała obok męża i jego matki, zdążyła się nawet przyzwyczaić do chłodu, choć ciało miała całe obolałe od siedzenia na ziemi. Nie nawykła do takich warunków. Po raz ostatni siedziała na podłodze może jako dziecko podczas zabaw z bratem, w dorosłości raczej się to nie zdarzało, bo w normalnych okolicznościach nie wypadało damie siedzieć na ziemi. Ale te okoliczności normalne nie były, a schronienie dalekie było od doskonałości, choć swoje zadanie spełniło i zapewniło im bezpieczeństwo.
Minęło może kilka godzin, podczas których chyba nawet udało jej się na chwilę przysnąć z głową opartą o ramię męża. Był to jednak płytki i niespokojny sen, z którego wyrwała się nagle i rozejrzała po otoczeniu.
- Jest cicho, bardziej niż wcześniej… Myślisz, że już po wszystkim? – wymamrotała, zwracając się w stronę męża. – Może już nadszedł poranek…
Teraz to już w ogóle straciła poczucie czasu, jeszcze bardziej niż wcześniej, przez co czuła się coraz bardziej zdezorientowana, ale zarazem zbyt apatyczna i zrezygnowana, żeby jakoś widowiskowo panikować. Ale wydawało jej się, że nic już nie drży, że nie słychać żadnych odległych tąpnięć, a większość ludzi w krypcie także była cicho, niektórzy spali tam, gdzie siedzieli, najwyraźniej także zmęczeni pełnym niepokoju i lęku oczekiwaniem.
Corinne Rosier
Corinne Rosier
Zawód : dama
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To nie miłość jest najważniejsza, lecz obowiązek wobec rodu.
OPCM : 4 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11795-corinne-rosier-avery https://www.morsmordre.net/t11797-listy-do-corinne https://www.morsmordre.net/t12113-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11798-corinne-rosier

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Krypta
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach