Wydarzenia


Ekipa forum
Sypialnia Elviry
AutorWiadomość
Sypialnia Elviry [odnośnik]05.10.20 20:42
First topic message reminder :

Sypialnia Elviry

Pomieszczenie jest niewielkie i skromnie urządzone, przystające do kobiety zapracowanej, która nie ma czasu całymi dniami wylegiwać się w łóżku. Mebli znajduje się tu niewiele, jedynie szafa z ciężkiego, ciemnego drewna, zawierająca całość szat (Elvira nie zwykła kupować ubrań nad wyrost) oraz niewielki regał na książki, które czyta obecnie - resztę bowiem trzyma w salonie. W pojedynczym oknie wisi firanka, ta sama od lat, którą co jakiś czas odświeża zaklęciem. Na parapecie stoi błyszcząca papierośnica. Łóżko jest szerokie, dwuosobowe mimo panieńskiego stanu właścicielki. Przy nim natomiast stoliczek, zwykle dźwigający ze dwie lub trzy butelki lepszego alkoholu. Nie da się tu uświadczyć kurzu ani nieładu, powietrze tchnie ususzoną lawendą przybitą do drzwi, a choć wystrój nie zachwyca, jest wszystkim, czego Elvira mogłaby potrzebować.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon

Re: Sypialnia Elviry [odnośnik]04.03.21 20:31
Zaśmiałem się pod nosem na wspomnienie wymagań, albowiem czułem, iż były one naprawdę wielkie. Czyżby Elvira łudziła się i liczyła na mężczyznę, który gotów będzie im sprostać? Przełamać mury trudnego charakteru, pociągnąć za emocjonalne struny, a przy tym sprawdzić się w roli idealnego – rzecz jasna dla niej – kandydata zakrywało o misję niemożliwą. Miałem okazję nieco ją poznać, obserwować godne uwagi zachowanie, jak i te przyprawiające o włos jeżący się na głowie i byłem gotów stwierdzić, że ciężko było ją zadowolić. -Lata lecą nieubłagalnie- uniosłem kącik ust, który krył w sobie dozę ironii. W końcu sam byłem starym kawalerem i zamiast osiąść na dobre z żoną u boku, to prowadziłem samotne życie. -Gdybym wiedział, że masz męża to zapewne odpuściłbym dwuznaczne sytuacje, albowiem rozbijanie małżeństw jest mi nie w smak- zachowałem pewny ton i choć świadomie nie podjąłbym podobnej decyzji, to nie mogłem mieć pewności, że wszystkie kobiety, z jakimi miałem do czynienia, pozostawały w stanie wolnym. Nie czułem się w obowiązku, aby o to pytać. -Z resztą pewnie skonsumowalibyście związek- uniosłem wymownie brew powracając na moment do lipcowych wydarzeń. Pamiętna rozmowa rozjaśniła mi fakt mocnego wzburzenia, a tym samym dała pogląd na przeszłość Elviry w tym aspekcie.
Obserwowałem na jej twarzy istną mieszankę emocji. Zdawały się one zmieniać z każdym słowem, mijającą sekundą; od kpiącej złości, po kpinę i żal kłębiący się w niebieskich tęczówkach. Potrafiła grać niewzruszoną, udawać twardą niczym skałę, której nic nie było w stanie przebić. W istocie drążyła ten budulec kropla, pod postacią krótkiego, przepełnionego odrazą spojrzenia. Liczyłem, że w końcu odpuści, zmieni nastawienie i przestanie zadręczać się historią, jakiej nie byliśmy w stanie cofnąć. -Właśnie- przyznałem jej rację, bo zdążyła mnie już do tego przyzwyczaić. Chodziła swoimi drogami i nawet wówczas, gdy wprowadziłem ją na nową, o wiele groźniejszą, to zdawała się nie rezygnować z tej obranej już wiele lat temu. -Skrywasz jeszcze jakieś?- spytałem bez ogródek. Wspomniała o bliznach, liczbie mnogiej, jakoby na jej drobnym ciele były kolejne, których pragnęła się pozbyć. Następna pamiątka z Gringotta? Robota Ramseya? -Spójrz- rzuciłem, a zaraz po tym chwyciłem kraniec koszuli i uniosłem ją. -Czarna magia też je pozostawia. Jeden błąd, pamiątka na całe życie- przybliżyłem dość ogólnikowo jej pochodzenie, po czym spuściłem wzrok na własną klatkę piersiową. Od samego obojczyka, aż po siódme żebro rozciągała się paskudna rana będąca pozostałością po nieudanym zaklęciu. Po dziś dzień pamiętam ten ból, palące ostrze przeszywające me ciało bez krzty litości. Byłem sam sobie winien.
-Żebym ci jej nie oderwał i nią nie oddał- odparłem zachowując ironiczny ton. Jak widać nawet w chwili grozy – dosłownie tak to wyglądało, gdy dotknąłem jej ramienia – potrafiła zachować tą charakterystyczną, kpiarską nutę. -Tylko zapytałem. Ciekaw byłem powodu waszej wzajemnej niechęci. Podstawiłaś jej nogę?- uniosłem pytająco brew nie mogąc powstrzymać się od złośliwości. Oczywiście, że nie mogła wiedzieć o jej przynależności, w końcu dopiero niedawno przekroczyła progi Białej Wywerny.
Wpierw wprawiała mnie w błogi stan relaksu, zaś po chwili zarzucała wychodzenie swymi słowami przed szereg, aczkolwiek nie mogłem odmówić jej racji. Czasem pewne stwierdzenia szybko można było obrócić przeciwko danej osobie i tym samym zyskać asa w rękawie. -Nie wszystkich da się przejrzeć na wylot- stwierdziłem potrzebując momentu na przemyślenie poruszonej kwestii.
-Nierzadko można zaskoczyć się w najmniej oczekiwanym momencie. Niby znasz kogoś całe życie, a jednak dopuszcza się czegoś, o co nie posądziłabyś go nawet w złości- dodałem samemu mając w pamięci adekwatne wspomnienie.  Ludzie bywali nieobliczalni, pozbawieni hamulców, szczególnie pod silnym działaniem emocji. -Co?- wyrwało mi się mimowolnie. -Nie opowiadałaś mi o nim- o morderstwie. Byłem ciekaw jak tego dokonała, co czuła i ile ją to kosztowało. Dlaczego wcześniej nie poruszyła tego tematu? -Nie słyszałem, aby nawiedzały kogoś zmory- ściągnąłem brwi obracając głowę w jej kierunku. Cillian pieprzył od rzeczy. Mathieu większość czasu zdawał się być wolny od jakichkolwiek wpływów mrocznego miejsca, zaś ja walczyłem z teraźniejszością, która na ten moment nie miała większego sensu. Morze ciał wydawało się jednak tak prawdziwe; czułem zapach zgnilizny, moje dłonie lepiły się od świeżej krwi, a ogromną ilość adrenaliny podkreślało dudniące w piersi serce. Parszywe widoki powróciły, choć w ostatnim czasie zdawało mi się je skutecznie zagłuszyć.
Pozwoliłem jej zabrać piersiówkę, nie miałem ku temu żadnych obiekcji. Tuż po tym jak upiła alkoholu przejąłem ją, aby uczynić to samo. -Do tej pory masz koszmary?- spytałem zerkając wprost przed siebie. Nie chciałem skupiać na niej wyczekującego spojrzenia, albowiem przypuszczałem, że minie się z prawdą. -Odbierz to jako radę- uniosłem kącik ust słysząc oburzenie w tonie jej głosu. -Tak naprawdę nie była to groźba, a małe przypomnienie- pokiwałem wolno głową, a następnie upiłem kolejny łyk trunku.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sypialnia Elviry [odnośnik]05.03.21 11:16
Nie łudziła się, nie próbowała oceniać mężczyzn skomplikowaną miarą własnych oczekiwań. Nieprzypadkowo były one tak wygórowane, sięgające granic abstrakcji - mania chorobliwego sukcesu, którą narzucała nie tylko innym, ale (przede wszystkim) sobie, pełniła rolę połyskliwej kotary, oddzielającej Elvirę od tego, co w świecie zdawało jej się synonimem porażki. Jeżeli małżeństwo ograniczyłoby ścieżki wolnego wyboru kobiety, było przedwczesną przegraną. Nie szukała męża po to, by stawiać czyjeś priorytety nad własne. Nikt nie był godny rezygnacji z samego siebie; a nie poznała przecież innego rodzaju miłości.
- Wypominasz mi wiek, a sam nie masz żony - zauważyła ze słodką uprzejmością, przygryzając bibułkę gasnącego papierosa, by choć częściowo zamaskować złośliwe wygięcie warg. - Nie przydałaby ci się? Śliczna dziewczynka, pokorna laleczka? Miałbyś się z kim pokazać, kogo pogonić do roboty. - Niebo za otwartym oknem gasło i tylko ciepłe światło świec ogrzewało jej zrelaksowaną sylwetkę, szczupłe nogi skrzyżowane w kostkach. - Nie - dopowiedziała sobie tak gładko, jakby znali się od wieków. - Cenisz sobie samodzielność. Nie powiesz, że w tym się różnimy.
Zdążyła zaznajomić się z tendencją Drew do złośliwych komentarzy spadających na rozmówcę jak grom z jasnego nieba. Nawet to w nim lubiła, tak długo, jak długo nie naginał granic jej cierpliwości. Zagrywki, które sama stosowała wobec innych, nie zawsze budziły rozbawienie, gdy stawała się ich celem. Tym razem jednak nie odczuła ani frustracji ani przyjemności. Zamilkła na moment i rzuciła Drew przeciągłe spojrzenie z nieznacznie uniesioną brwią. Materac był zbyt miękki, powietrze zbyt gęste, by protestować.
- Może. A może dalej czekałabym na moje jabłuszko. - Popełniła już jeden, olbrzymi błąd dając ponosić się burzliwym emocjom; wtedy, gdy natarła na niego w jego mieszkaniu, kończąc ostatecznie spętana i bez różdżki. Nie zamierzała zbaczać ponownie w tę samą ścieżkę, ponadto nie sądziła, by miała jeszcze powody do złości. Im więcej czasu mijało od lipca, im cięższych podejmowała się misji, tym bardziej rozumiała nikłe znaczenie jednej nocy. Nawet by może zaczęła zapominać, gdyby Macnair nie poważył się umierać jej na rękach. Bezczelny. Nie miał prawa umrzeć, póki Elvirze nie zacznie być wszystko jedno. Obecnie nie było. I nie miała żadnego innego pomysłu na ów problem, niż nasycić się jego towarzystwem i wrócić do swoich spraw.
Zaprosiła Drew, by odpocząć od koszmarów, mieć go przy sobie, porozmawiać, lecz nie sądziła, że zachowanie kamiennej twarzy przyjdzie jej z takim trudem. Jakże naiwnie wyrwała się do przodu z planem, nie doceniając zgubnego wpływu bezsennych nocy, jesiennego wieczoru i oddechów zmieszanych w srebrnych spiralach dymu.
- Skrywam. - wyznała chrapliwie. Blade powieki opadły na chwilę na błękitne oczy, a gdy znów na niego spojrzała, w tęczówkach nie było już lęku, jedynie ponura ciekawość. - Przedramię nie zostawi blizny, gdy wytworzę sobie nową rękę.
Wiedziała, co chce jej pokazać, jeszcze zanim uniósł koszulę. Miała wszak okazję zobaczyć jego blizny, dotknąć ich, pocałować - ale nigdy w tym całym chaosie nie przyszło jej na myśl pytać o ich pochodzenie. Czy to nie było istotne? Czy nie mówiło więcej niż szarpany ślad białej tkanki przecinający skórę? I teraz wysłuchała go ze skupieniem, uwagą graniczącą z pasją, sięgając żywą dłonią do jego żeber. Przesunęła chłodną opuszką palca wzdłuż całej długości blizny, a nawet dalej, przez chwilę muskając kostkami twardy brzuch i skraj koszuli.
- Co to było za zaklęcie? - zapytała cicho, opierając skroń na poduszce i pozwalając, by jasne włosy otuliły z przodu jej szyję. - Opowiedz mi o tym. Posłucham - Nie próbowała, nie chciała zaostrzać tonu rozkazem. Proponowała wymianę historii za historię, wspomnień, które w półmroku sypialni mogły tak łatwo rozpłynąć się w sennej niepamięci.
A kiedy wrócili na drogę sarkazmu i buty - bo tacy byli i tacy pozostaną, nawet osłabieni - rozłożyła się na pościeli wygodniej, unosząc kolana i podpierając jedną nogę na drugiej.
- Uwierz mi, że czekam na dzień, w którym przyrżniesz mi metalową łapą - Nie zdołała powstrzymać uśmiechu; i co z tego? - Możesz nawet zejść tam z powrotem i znaleźć moją prawdziwą, a potem powiedzieć, że sama sobie spuściłam wpierdol - Pokręciła głową, jakby na poważnie rozważała tę możliwość. Nie trwało to długo. Im więcej drążył, im więcej zadawał pytań, tym bardziej chciało jej się śmiać. Ta histeria musiała w niej narastać tygodniami. Po tym wszystkim nie odzyskała pełnej kontroli nad huśtawką emocji. - Trąciłam ją przypadkiem ramieniem w bibliotece. Skończyło się tak, że zdemolowałyśmy cały dział i wyrzucono nas stamtąd obie - Wzruszyła ramieniem, zastanawiając się przez chwilę, czy już wtedy los obdarował ją znakiem tego, jak wariacko interesujące miało stać się jej życie.
Przeskakiwali wciąż ze skrajności w skrajność, w jednej sekundzie oddając się milczącym przyjemnościom, a w następnej podejmując tematy, które o tej godzinie trudno było analizować na trzeźwo. Nie potrafiła odnieść swojej sytuacji do słów Drew, mało żyło ludzi, o których mogłaby rzec, że zna ich całe życie. Refleksja przykuła jednak uwagę Elviry; gdy przerwała łagodne ruchy palców wzdłuż skroni mężczyzny, nadal nie dawała jej spokoju.
- Ktoś cię zdradził? - zapytała wreszcie, nie potrafiąc przygryźć języka we właściwym momencie. Co nie miało większego znaczenia; wiedziała, że jeżeli nie będzie chciał o tym rozmawiać, to zwyczajnie się do tego przyzna. Sama odnosiła się dziś do swoich spraw wyjątkowo swobodnie. Zbyt długo milczała, pozostawiając myśli zamknięte w klatkach nieufności. - Pytałeś mnie kiedyś, czy mam morderstwo za sobą, a nie co wtedy zrobiłam i dlaczego - przypomniała, przysuwając się bliżej, jakby lgnęła do ciepła, choć w rzeczywistości chciała zachować atmosferę sekretu. - To było ludzkie ścierwo, agresor i gwałciciel kobiet, nikt za nim nie zapłakał. - Pilnowała, by nie spuszczać wzroku z jego oczu, nie dać uwadze zbłądzić w kierunku ust. - Ale nie myśl, że zabijam jak bohater, jestem pragmatystką. Wykorzystałam go w celach naukowych. - Uniosła lekko kącik warg. - Poza pracą uzdrowiciela, dorabiam jako nauczyciel anatomii. Zwykle na martwych preparatach, ale tym razem los podsunął doskonałą okazję, by poćwiczyć na pracującym organizmie. Rozcięłam go wzdłuż żywcem. Cierpiał, ale zasłużył, a ja wykorzystałam go do cna - Westchnęła cicho, muskając jego policzek oddechem. Jasne brwi drgnęły zaraz w wyrazie spóźnionej obawy. - Nie żałuję. Uznasz mnie przez to za potwora? - Pytanie niosło żartobliwą nutę, lecz przypatrywała mu się uważnie, oczekując odpowiedzi.
Skorzystała z piersiówki chętnie, delektując się pożarem, jaki alkohol zostawiał w przełyku i na bladych policzkach. Dobrej whisky nie miała okazji skosztować od wielu dni; oddała ją od razu, lecz niechętnie. Gdy opadła z powrotem na poduszkę, nie próbowała udawać, że zależy jej na zachowaniu dystansu. Im dłużej rozmawiali, tym częściej błądziła dłonią w okolicach ręki Drew, muskając palcami jego łokieć, przedramię i palce.
- Nie miałam przed Locus - wyznała wymijająco, bo i owszem; zimnokrwiste morderstwo nigdy wcześniej nie było dla niej wspomnieniem godnym nocnych koszmarów. Przewróciła lekko oczami, kiedy pociągnął temat ostrzeżenia, ale odprężone ciało szybko dostrzegło w tym okazję do kontry. - Och, dziękuję. Jest coś jeszcze, co chciałbyś mi przypomnieć? - wymamrotała z opuszczonymi powiekami, muskając ustami miejsce, w którym jego ramię przechodziło w szyję.
[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Sypialnia Elviry [odnośnik]12.03.21 20:37
Byłem przekonany, że taki argument padnie, a zatem niekoniecznie mnie nim zaskoczyła. Wygiąłem wargi w łuk, uniosłem nieznacznie brew, po czym chwyciłem papierosa z paczki i odpaliłem go szybkim potarciem krańca. Zaciągając się tytoniowym smakiem zwlekałem z odpowiedzią, jakobym chciał nieco dłużej potrzymać ją w niepewności. Fakt, że nie pojawiałem się z żadną kobietą publicznie nie oznaczał, iż takowej nie było w moim życiu. W końcu mogłem pozostawić ją na wschodnich ziemiach i samemu przybyć do Londynu. -Tak sądzisz?- spytałem obracając głowę w jej kierunku. Pozwoliłem, aby dym wydostał się spomiędzy lekko rozchylonych warg, a po tym posłałem jej przepełniony kpiną uśmiech. -Przydałaby mi się, ale grzeczne laleczki, jak je nazwałaś, nie są w moim guście- rzuciłem poniekąd mówiąc prawdę i przy tym dając jej odpowiedź na wcześniej zadane pytanie. Właściwie nigdy nie zastanawiałem się, czy żona była mi potrzebna, ceniłem sobie samotność i możliwość pełnej swobody, jednakże w końcu musiał ten moment nadejść. Nie był to jednak dobry czas na podobne rozważania; za zakurzonymi okiennicami rozścielał się widok wolności, która nadal potrzebowała szlifu. Walka nie zakończyła się, wróg nie skapitulował i póki mieliśmy jego oddech na plecach musieliśmy zachować pełną koncentrację. Przejmowanie kolejnych terenów, ubieganie się o wpływy wymagało ogromnego zaangażowania, nie wspominając przy tym o konieczności dźwignięcia na brakach ryzyka, więc ostatnie czego wówczas potrzebowałem to rozproszenia. -Od jakiegoś księcia?- zaśmiałem się pod nosem nie mogąc zapomnieć, co właściwie zaprowadziło nas wprost do łóżka. Początkowo mogliśmy o to obwiniać, a raczej Elvira mogła, magię zaklętą w owocu, natomiast byłem przekonany, iż nie mogła ona trwać równie długo i intensywnie. Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw, byłem wręcz przekonany, że dzień zakończymy treningiem, lecz najwyraźniej los miał na nas zupełnie inne plany. Nie żałowałem tego, podchodziłem na zasadzie „było minęło” i choć późniejsza sytuacja mogła pozostawić niesmak, to zaniechałem urazy. Dostała nauczkę, bardzo klarowną lekcję i pozostało mi liczyć, że nic podobnego nie będzie mieć znów miejsca. Od tamtej pory wiele aspektów uległo zmianie i skłamałbym twierdząc, iż na gorsze. Elvira zaznała smaku prawdziwego ryzyka, poczuła na własnej skórze odpowiedzialność i wolę walki, którą wykazała się w Podziemiach. Koszmary powracały, ale to właśnie one czyniły nas silniejszymi, bardziej odpornymi i świadomymi brzmienia, jakie przyszło nam dźwigać.
-Gdzie?- zapytałem z wyraźną ciekawością w głosie. -To chyba dobrze?- spytałem odnośnie braku blizny, po wytworzeniu nowego przedramienia. Ta sztuka była dla mnie zupełnie obca, jej tajniki stanowiły nierozwiązywalną zagadkę i byłem naprawdę pełen podziwu dla czarodziejów, którzy się nią parali. Cała nauka o organizmie, o jego możliwościach, granicach i barierach wydawała się niezwykle rozległa i z pewnością cholernie trudna; przypuszczałem, że należało w zupełności się jej poświęcić, aby odkryć karty w pełni. Było to w ogóle możliwe? Starożytne runy od lat były moją pasją i zawodem, a mimo to wciąż potrafiły mnie zaskoczyć. W magii leczniczej było podobnie?
Zerknąłem na jej dłoń i uniosłem lekko kącik ust. Nie zdziwiło mnie pytanie, ludzie z natury mieli w sobie ziarnko niezdrowej ciekawości, choć wówczas nie porównywałbym jej z wciskaniem nosa w nie swoje sprawy. W końcu cała rozmowa oparta była o wydarzeniach, które odcisnęły na nas swoje piętno. -Vulnerario- wypowiedziałem nieco ciszej i powróciłem wzrokiem do jej tęczówek. Pamiętałem ten dzień, pamiętałem go jakby miał miejsce wczoraj i choć nie lubiłem do niego wracać, to on sam wciąż mi o sobie przypominał. -Magia zwróciła się przeciwko mnie. Poczułem palące ostrze przeszywające klatkę piersiową i wierz mi ciężko było ten ból porównać z jakimkolwiek innym- opowiedziałem pokrótce unikając tematu inkantacji, po której czułem się znacznie gorzej. Kłapanie ozorem ma swoją cenę i wtem poznałem jak bardzo wysoką.
-Z pewnością moim marzeniem jest tam powrócić tylko i wyłącznie po Twoją rękę. Nie mogłaś jej od razu wziąć?- zaśmiałem się pod nosem wyobrażając sobie Elvirę, która zamiast trzymać różdżki niosłaby własne przedramię. Istna komedia. -Całkiem w waszym stylu- pokręciłem głową wyobrażając sobie tylko dwie czarownice, które demolują bibliotekę własnym ego.
Pytanie blondynki nieco wybiło mnie z rytmu, bo choć o zdradzie mógłbym mówić wiele – rzecz jasna tej w sferze biznesowej, nie prywatnej – to nie było sensu do pewnych rzeczy wracać. Nie bez powodu miałem problem z zaufaniem do ludzi, właściwie darzyłem ich jedynie powierzchowną warstwą tej niezwykle delikatnej strefy. Sojuszników wojennej ścieżki należało szanować, pokazać im, że mogli podejmować decyzje bez podejrzeń o parszywe konsekwencje, jednakże nie wykluczało to trzymania ręki na pulsie. Nieco inaczej było ze Śmierciożercami, albowiem gdybyśmy mieli co do siebie wątpliwości, to wiele elementów upadłoby nim ujrzałoby światło dzienne. Musieliśmy sobie ufać w pewnych kwestiach, z resztą nie byłem godzien podważać wyborów Czarnego Pana, który jak nikt inny potrafił dobierać odpowiednich ludzi. Łączył nas nie tylko cel, ale obietnica dozgonnej lojalności i tutaj nie było miejsca na zdradę. -Nie ma powodu, aby patrzeć w przeszłość. Przyszłość jest kluczem- odpowiedziałem z lekkim uśmiechem, po czym skupiłem się na krótkiej opowieści. Brutalność była naszą wspólną cechą, podobnie jak pragnienie podnoszenia swych umiejętności bez względu na cenę, dlatego nie wprawiła mnie w osłupienie. Pozbywanie się słabych punktów, cholernych pasożytów było wskazane, aby oczyścić magiczną społeczność i choć osąd mężczyzny był jednostkowy, być może niekoniecznie słuszny, to byłem przekonany, że nie była to decyzja podjęta pod wpływem chwili. Musiała mieć dowody, prawdopodobnie znała też jego ofiary. Nie w mojej gestii było moralizowanie, tym bardziej że zakrywałoby to o hipokryzję. -Dobrze, że przydał się nauce- pokiwałem wolno głową. -Znam twoje możliwości i mogę tylko domyślać się, iż nie miał przyjemnej śmierci- wzruszyłem ramionami ignorując rozlaną krew. Jeśli krzywdził, to prawdopodobnie ktoś prędzej, czy później wymierzyłby sprawiedliwość. W dokach pokazała na co ją stać, udowodniła też jak precyzyjnie potrafiła obchodzić się z chirurgicznym nożem i z pewnością nie zabiła przypadkiem, a dopiero wtedy, kiedy naprawdę chciała.
Zerknąłem w kierunku swej dłoni, po czym powróciłem spojrzeniem na jej twarz. Czułem, że pragnęła się zbliżyć, być może nawet zakończyć rozmowę i poddać się chwili, lecz nie była dla mnie już tylko przypadkową dziewczyną. Stała się kimś więcej, kimś ważniejszym i ostatnie czego bym chciał to wyrządzić jej krzywdę lekkomyślnymi decyzjami. Pamiętałem jak skończyło się to ostatnim razem.
-Próbowałaś pomóc sobie eliksirami?- spytałem nie widząc w tym powodu do wstydu. Sam też ich potrzebowałem, aby spokojnie przespać choć jedną noc. -Przypomnieć, że zaczynasz mnie rozpraszać- wygiąłem wargi w szelmowskim uśmiechu czując jej ciepły oddech na swym ciele.
-Po tamtym mam wątpliwości, czy to aby na pewno dobry pomysł- zdałem się na szczerość, która nie była moją mocną stroną. Ponadto ostatnimi czasy sprawy z Belviną nieco skomplikowały się i zdawałem sobie sprawę, że nie spodobałby się jej ten widok.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sypialnia Elviry [odnośnik]12.03.21 21:39
Nie zdołałby wciągnąć jej w tę grę - choć charakterystyczna dla niej próżność nie była na tyle bezdenna, by rościła sobie prawo sądzić, że przejrzała go na wylot, wiedziała, że przy wszystkich spotkaniach z nim i pozostałymi członkami organizacji dostrzegłaby znaki wskazujące na potencjalne małżeństwo. Musiałby być piekielnie dobry w ukrywaniu, a przecież nie miał w tym celu. Po co byłaby mu żona schowana przed światem? Równie dobrze mógł jakąś kobietę porwać i więzić.
- Nie nosisz obrączki - Choć brak maleńkiego przebłysku złota na palcu był ostatnim szczegółem, jaki przyszedł jej na myśl, to i tak sięgnęła po banał. Zwykle mówiła wprost, co sądzi, a jeżeli zapałała do kogoś sympatią, dzieliła się przemyśleniami z minimalną tylko dozą cenzury. Teraz uznała inaczej, jakby nie powinna zdradzać zbyt wiele i dać mu do zrozumienia, że go dobrze obserwuje, jest zainteresowana, wnikliwa. Zawsze była, mówią bowiem, że wiedza jest cenniejsza od złota. A jednak czuła się nieswojo. - Tak myślałam. Mnie zawsze nudzili grzeczni panowie - Bibułka papierosa przygryziona w zębach nieco stłumiła jej słowa. Pozostawały zrozumiałe, a gdy potarła drugi koniec i wypuściła z ust kolejny obłoczek połyskliwego dymu, zrozumiała, że od dłuższej chwili żaden złośliwy przytyk nie sprawił, że jej żołądek ścisnął się dobrze znanym gniewem. Może była już zbyt zmęczona na złość? Może przestawała z takim zacietrzewieniem rozpamiętywać zasłyszane słowa?
Wychyliła się na łóżku, by sięgnąć po różdżkę i jednym, żwawym machnięciem zatrzasnąć drewniane okiennice. Dość już odżywczego, wieczornego powietrza zdążyło nalecieć do sypialni, teraz zaczynało robić się chłodno. Dym wciąż mógł wylatywać przez uchylone drzwi, a zresztą - gdyby jej przeszkadzał, nawet nie sięgnęłaby po fajkę.
- Schlebiasz sobie tak, że aż się można zlitować - Podparła brodę wymownie na spodzie nadgarstka. - Chciałbyś być księciem? No dalej, zróbmy z tego wieczór sekretów i fantazji. - Zniżyła głos, lekko oblizała wilgotną wargę. - Ze mnie byłaby żadna księżniczka. Ale ja myślę, że księżniczki są nudne.
Czy chciała rozmawiać o tym, gdzie dokładnie znajdują się jej blizny? Chciała przypominać sobie ból związany z długą wędrówką z plecami rozciętymi na wskroś, upokorzenie, gdy po raz pierwszy przyjrzała się swemu odbiciu w lustrze? Prosta odpowiedź niby wisiała na końcu języka, a jednak za każdym razem wracała do zamkniętych ust. Długo nie mówiła niczego, dogaszając papierosa za papierosem i skupiając na tym, by odciągnąć myśli Drew od sprawy Locus i jego własnego bólu. W szpitalu zabiegi wymagające dotykania pacjentów nie raz Elvirę brzydziły, ale to mogłaby robić częściej, nawet tylko po to, by znów zobaczyć, jaki się robi potulny.
- Bardzo dobrze. Cassandra pomoże mi z zabiegiem - wspomniała lekkim tonem, umyślnie pomijając pierwsze pytanie. Na razie zostawiając temat w sferze niedomówień, nie wiedząc, co z nim uczynić. Nie chciała przyznawać się do słabości ani prowokować kolejnych wątpliwości. Nie czuła się z tym komfortowo, jeszcze nie.
Na jakiś czas przymknęła oczy, prawie przysypiając przy dźwięku cichego oddechu Drew, czując przy ramieniu jego miarowo unoszące się żebra. Rozbudziła się dopiero wówczas, gdy pokazał tę bliznę, dał jej szansę przyjrzeć się cudzemu piętnu, przypomnieć sobie fakturę ciepłej skóry pod palcami. Czy wstrzymywał oddech tak jak ona? Czy wstrzymałby oddech, gdyby zobaczył jak rozległa jest jej blizna? Rozleglejsza niż jego.
Pewnie nie.
- Znam to zaklęcie - przyznała cicho, a potem spojrzała mu w oczy. - Na to wygląda, że każdy musi doświadczyć w życiu jakiejś ważnej lekcji - Mogłaby okazać mu współczucie, powiedzieć, że to dobrze, że wciąż żyje i miał okazję ją poznać i wcielić: lecz po co? Wiedziała, że sama nie chciałaby litości, że tkliwość i smęcenie działałoby jej wyłącznie na nerwy. Wszystko było tylko takie, jak sami to oceniamy. Zanim poeci ubierali cierpienie w głupie wiersze, ta cała krew nie była niczym więcej niż plamą śmierdzącej czerwieni. - Wyobraź to sobie. Gdybym w jedynej ręce niosła drugą, to gdzie wsadziłabym sobie różdżkę? W zęby? - Do tonu Elviry wkradła się minimalna nuta zgryźliwości, tak bardzo charakterystyczna. Zaraz jednak westchnęła i wzruszyła ramionami, marszcząc brwi na wspomnienie Rookwood. Ciekawe, czy zdążyła już odzyskać choć cząstkę rozumu.
Wyglądało na to, że pytaniem o zdradę wybiła Drew z pantałyku tak samo, jak on ją pytaniem o bliznę. Przez dłuższy czas zawisło między nimi swobodne milczenie, podczas którego Elvira, podparta na ramieniu, obserwowała na przemian papierosa w jego palcach i podwinięty rękaw koszuli zza której wyzierały kontury mrocznego znaku.
Gdy wreszcie zdobył się na uśmiech i słowa, również uśmiechnęła się nieprzytomnie, nie wyduszając z siebie nic poza krótkim skinięciem głową. Miał rację. Miał. W nadchodzących tygodniach wszyscy będą zmuszeni trzymać się tej myśli bardziej niż kiedykolwiek. Historia o morderstwie nieco rozluźniła spięte gardło, a widząc, że nie wzbudziła ona w Drew większego zaskoczenia, wygięła usta w wyraz nieco bardziej ironiczny. Powinna się spodziewać, że doświadczył w życiu o wiele więcej - mordował częściej, okrutniej.
- Nie miał - zgodziła się. - Ale skorzystałyśmy na tym, ja i moje uczennice. Wiesz, że znasz jedną z nich? Nazywa się Frances. Obecnie Wroński. - Przytknęła palec do ust, spodziewając się, że teraz spojrzy na nią ze zdziwieniem. - Możesz ją o to pytać, ale pewnie niczego ci nie powie. Jest dyskretna.
Jeżeli dostrzegał pomniejszający się między nimi dystans, nie dawał tego po sobie poznać, a ona nie miała pewności, czy postrzega to w kategoriach niechęci, czy wyzwania. Było jej gorąco, sukienka ciążyła na ramionach, a miękkie włosy, w które dopiero co wplątywała palce, kusiły, by raz jeszcze złapać je w garść. Może powinna odwrócić własną uwagę, wstać do kuchni po coś lepszego do picia, ale zalążek wątpliwości przytłoczyła myśl, że nie ma najmniejszej pewności, czy jutrzejszego ranka nie dowie się, że zginął na nocnej misji. Nie był słaby i nie wątpiła w jego umiejętności, ale oboje byli tylko ludźmi. Tak jak Alphard. Wilkes. Nawet Rookwood, obłąkana i zamknięta w czterech ścianach. Nie chciała niczego, żadnej rozmowy, tylko żyć tu i teraz.
- Próbuję. Z różnym skutkiem - szepnęła, już tak blisko, mamrocząc do ciepłej skóry jego szyi. A potem zwrócił jej uwagę i niechętnie podniosła się, usiadła i spojrzała na niego z góry. Jej włosy nabrały objętości od leżenia, źrenice stały szerokie w półmroku. - Powinnam przeprosić? - zapytała cicho, a potem uśmiechnęła się lekko, gdy przywołał tamto. Taki pamiętliwy. I ona tak samo. - Ktoś mi kiedyś powiedział, że nie ma powodu, by patrzeć w przeszłość, ponieważ to przyszłość jest kluczem - szepnęła, a potem chłodnymi dłońmi sięgnęła po krańce czarnej sukienki, by ściągnąć ją przez głowę. Pod spodem miała bieliznę, rzecz jasna. Czarną. - Moja blizna... - powiedziała, urywając i wzdychając drżąco. Biała nitka na kręgosłupie pięła się od łopatki w dół, po kości i nad linię biodra. - Nie jest jak ostatnim razem - zauważyła cicho. Nie jest, bo ona nie była taka sama.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Sypialnia Elviry [odnośnik]01.04.21 0:39
Spostrzeżenie odnośnie obrączki było słuszne i nie miałem żadnego argumentu, aby wyjść jemu naprzeciw. Nie nosiłem, a właściwie nie miałem jej, z wiadomych przyczyn i choć dalej mogłem brnąć w tę wymianę zdań, to Elvira miała wystarczająco dużo czasu, aby rozeznać się na tej płaszczyźnie. Dzisiejsze spotkanie nie było pierwszym, nie było też którymś z kolei i rzeczywiście musiałbym trzymać wybrankę w odmętach Mantykory lub poza granicami kraju, jeżeli do tej pory miałaby pozostać tajemnicą. -Spostrzegawcza jesteś- zaśmiałem się pod nosem z wyraźną ironią w głosie, po czym leniwie przeniosłem na nią wzrok. -Miałem niejedną okazję przekonać się, że romantyzm ci nie w smak, podobnie jak szeroko rozumiana szarmanckość- uniosłem wymownie brew chcąc zaznaczyć pewność, co do własnych słów. Zgadzaliśmy się w kwestii wspólnego poznania; może i nie była to kompletna analiza, znajomość rytuałów, przeszłości i wszelkich utrapień, jednakże najważniejsze cechy oraz podejście do codzienności nie było nam obce. Unikałem otwierania się na ludzi, zwykle odpowiadałem pytaniem na pytanie, ale nawet gdybym chciał, to nie byłem w stanie udawać kogoś innego przez te wszystkie miesiące. Kłamstwo nie trzymało się mych ust i szybko ujawniało się w dziennym świetle, dlatego jakakolwiek gra na dłuższą metę nie miała sensu. Mogłem ukształtować swą twarz, byłem zdolny przeobrazić ciało i stworzyć iluzję, jednakże nie było to równoznaczne z perfekcyjną zmianą charakteru, który stanowił fundament. Dużo o tym myślałem szczególnie po spotkaniu w Sali Kolców, gdzie został przedstawiony pomysł wykorzystania metamorfomagii do wniknięcia w struktury wroga. Czy bym potrafił? Umiałbym grać na tyle, aby nawet przez moment nie zawahać się i tym samym nie zdradzić? Szczerze wątpiłem. Jedno spotkanie zwykle nie budziło żadnych podejrzeń, lecz już cała seria, co do której przebiegu nigdy nie można mieć pewności, była ryzykiem.
Krótką chwilę poświęciłem drewnianym okiennicom, jakie zamknęły się z niemałym hukiem. Lustrując je spojrzeniem ponownie zaciągnąłem się nikotynowym dymem i wypuściłem jego kłęb wysoko ponad swoją głowę. -Schlebiam?- zaśmiałem się pod nosem nie do końca wiedząc, co mogła mieć na myśli, bowiem w ostatnim czasie w żaden sposób nie głaskałem własnego ego – a przynajmniej tak mi się wydawało. -Książę byłby ze mnie gorszy, jak z ciebie księżniczka. Wierz mi. Kompletnie nie nadaję się do tego typu roli, nie wspominając o konieczności zachowania tych wszystkich wyimaginowanych zasad- rzuciłem nie potrzebując nawet momentu na zastanowienie, bowiem co do tego miałem stuprocentową pewność. Elvira też z manierami była na bakier, ale jakby przymknęła jadaczkę i trafnie ubrała, to można byłoby ją pomylić z panną z wyższych sfer. No może jeszcze musiałaby poczekać na lepszą protezę.
Spostrzegłem, że wprawnie wyminęła jedno z mych pytań, ale nie chciałem ciągnąć jej za język. Ostatnie czego bym chciał, to wyjść na gościa wciskającego nosa w nie swoje sprawy, bowiem można było posądzić mnie o wiele rzeczy, ale nie o to. Każdy miał własne tajemnice, które pragnął zabrać do grobu lub zachować na inną okazję i nie do mnie należała ta decyzja. Rzecz jasna niejednokrotnie zabrnąłem za daleko, wyszedłbym na hipokrytę twierdząc inaczej, lecz odkąd pamiętam staram się tego wystrzegać.
-Cieszy mnie to. Cassandra to naprawdę wprawna uzdrowicielka, pomogła wielu naszym- pokiwałem lekko głową nie robiąc przesadnej otoczki. W końcu sam wielokrotnie stawałem w jej progach, a nawet zagościłem na dłużej po pamiętnej misji w mugolskiej… elaktrowarowni? Chyba tak wołali na ten budynek, naprawdę kretyńska nazwa.
Uśmiechnąłem się na wieść, że zaklęcie nie brzmiało dla niej obco. Było to równoznaczne z podniesieniem umiejętności, zabrnięciem w odmęty czarnej magii znacznie głębiej, intensywniej i boleśniej dla psychiki. Ta sztuka nie brała ona jeńców, nie zważała na poziom czarodzieja, który odważył się nią posługiwać; żerowała na wszystkich ukazując swą wielkość, siłę i bezkresną potęgę. -Myślę, że jeszcze niejedna przed nami- odparłem czując nieprzyjemny ucisk w okolicy skroni. To właśnie tam najczęściej atakowała – wbijała się swymi szponami w umysł, wywoływała słabość i otępienie. -Jest takie zaklęcie transmutacyjne, w którego efekcie czarodziej zmienia się w gęś. Wtem właśnie różdżka ląduje w pyszczku- rzuciłem nie ukrywając kpiącego uśmiechu. Było ono na swój sposób niegroźne, lecz wyjątkowo irytujące. -Zmieniłbym cię dla treningu, choć pewnie nie mogąc gadać zadziobałabyś mnie na śmierć- zaśmiałem się pod nosem mając przez moment wyobrażenie Elviry w postaci małego, niewinnego zwierzaka. Właściwie można było się z tego śmiać, aczkolwiek przyszło mi słyszeć opowieść, kiedy to w tracie pojedynku zaklęta osoba pozbawiła konkurenta przytomności pod wspomnianą postacią. Nie wyobrażałem sobie przegrać walki z ptakiem, lecz jak widać było to możliwe.
Cisza nie wywołała nawet krzty charakterystycznego skrępowania. Często zdarzało nam się milczeć, poukładać myśli i żadne z nas, a przynajmniej tak sądziłem, nie czuło wtedy dyskomfortu. Skupiłem się na unoszącym dymie, na tworzących się kształtach. -Frances wyszła za mąż?- spytałem unosząc nieznacznie brew. Nie wiedziałem, nie chwaliła się. Może nie było ku temu powodu, w końcu wielokrotnie powtarzała, że z mężczyzną u boku nie było jej po drodze. -Nie sądziłem, że lubi autopsje- dodałem nie drążąc tematu. Była naukowcem, a takowi robili różne rzeczy w imię nauki. -Dlaczego miałbym ją o to pytać?- spytałem nieco zdziwiony. Nieszczególnie interesowało mnie to, co robiła ku drodze do poszerzenia swych możliwości. Ważne, że była skuteczna i spode jej ręki wychodziły naprawdę godne podziwu mikstury.
Elvira skutecznie skupiała na sobie moją uwagę. Lustrowałem wzrokiem drobne ciało starając się zrozumieć, co kłębiło się w jej głowie; czego chciała i do czego miała zmierzać ta w teorii niewinna rozmowa. Oszukiwałbym sam siebie twierdząc, że nie miałem ochoty pociągnąć tego dalej, wyrwać z tej chwili spokoju jak najwięcej, jednakże na kogo wyszedłbym przed samym sobą? W końcu przeszło dwa dni wcześniej zapewniałem inną kobietę o swej szczerości. Nie wyobrażałem sobie dłużej krążyć pomiędzy nimi dwiema, łudzić i udawać, że przyszłość stoi z otwartymi ramionami. Wcześniej nie sądziłem, że cała ta sprawa będzie mieć podobny obrót – żyłem, korzystałem, robiłem to, co zwykle. Przede wszystkim czułem do obu szacunek i sympatię, lubiłem ich towarzystwo, schlebiały mi chęcią spędzenia wspólnie czasu, swą mądrością oraz zaradnością. Widziałem w nich coś, widziałem coś więcej, lecz teraźniejszość wymagała natychmiastowych decyzji, a ja wciąż nie byłem pewien, czy postępuję słusznie. -Wykorzystujesz moje słowa przeciwko mnie, ciekawa strategia- uniosłem kącik ust, po czym przeniosłem spojrzenie na rozległą bliznę. Po raz kolejny powtórzyłbym, że nie widzę w niej nic złego, nic godzącego w kobiecą piękność, lecz zapewne odparłaby to samo, co wcześniej. Była niesamowicie uparta. -Nie mogę, Elviro- odparłem spokojnym tonem, choć nic podobnego nie czułem w środku. Byłem przekonany, że ją urażę, być może nawet zasmucę.
-Pewne sprawy potoczyły się za daleko i po prostu nie mogę dać ci tego, czego oczekujesz- dodałem nie spuszczając z niej wzroku. Nie chciałem jej tracić, egoistycznie nie wyobrażałem sobie, aby pragnęła wyizolować siebie ode mnie, lecz jeśli tak postanowi byłem gotów to uszanować. Zdałem się na szczerość, która nie była moją mocną stroną, ale nie było to niczym wartym docenienia.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sypialnia Elviry [odnośnik]01.04.21 11:20
Kiwnęła głową i obojętnie wzruszyła ramieniem, w milczącym wyrazie zgody na jego wysnutą sugestię. Widać nie ona jedna potrafiła obserwować, słuchać, spamiętać krótkie urywki szczerości w ich przepełnionych ironią spotkaniach. Nie trawiła romantyzmu, nie w jego klasycznej formie, ponieważ kojarzył jej się z dzieciństwem, z domem, w którym wszystko było płytkie, nudne, forma przerastała treść sześciokrotnie. Matka chciała mieć księżniczkę i małą artystkę, a Elvira oczekiwała szacunku i nieograniczonego dostępu do wiedzy. Rozminęły się, ale niesmak pozostał. Nic dziwnego, że szarmanckość mężczyzn kojarzyła jej się wyłącznie z fałszem, z narzuconym ograniczeniem. Z czasem zrozumiała, że dużo większą przyjemność sprawiało jej przebywanie w otoczeniu ludzi szczerych - nawet jeżeli ich szczerość miałaby okazać się prześmiewcza, ostra bądź wulgarna.
I nie miała wątpliwości, że to ich połączyło; w innym wypadku nie zdołałaby poczuć tej subtelnej nici przywiązania. Ilość osób, w których towarzystwie czuła się tak spokojnie była ograniczona, a gdyby spróbować policzyć tych, przy których chętnie dotykała i chciała być dotykana...
Spalała papierosem za papierosem, żeby rozluźnić splątane nerwy, z tym, że choć początek ich rozmowy obfitował w swobodę, w senność, teraz napięcie powróciło do niej ze zdwojoną siłą, domagając się uwagi, po którą - przynajmniej w pierwszej chwili - obawiała się jeszcze sięgnąć.
- Zasady są po to, żeby je łamać - zauważyła z nutą rozbawienia, przekręcając papierosa między palcem serdecznym i wskazującym. - Po co robić wszystko, żeby stać się księżniczką lub księciem jak z obrazka, skoro można być tak interesująco... sobą. - Podparła policzek na dłoni, zlizując kropelkę krwi, która pojawiła się w kąciku jej ust od zbyt długiego miętoszenia w nich dogasającego peta.
Wcześniej podczas rozmowy błądziła spojrzeniem po szarobiałym suficie, po pękach suchej lawendy przybitych do drzwi i granatowym niebie za zatrzaśniętym oknem; teraz, znajdując sobie wygodną pozycję na lewym boku, nie odrywała oczu od konturów jego twarzy, która w półmroku zdawała się znacznie gładsza. Za którymś razem nie powstrzymała się przed przesunięciem chłodnymi palcami po jego szyi i szczęce - w ciekawości, żeby sprawdzić od jak dawna się nie golił.
- Ufam Cassandrze - przyznała z niebywałą sobie szczerością, a potem uśmiechnęła się lekko, gdy temat zszedł na transmutację; na tej płaszczyźnie miała dużo więcej do powiedzenia niż o wciąż nowej czarnej magii. - Zaklęcie nazywa się Pullus. Próbowałam je na ciebie kiedyś rzucić, dawno temu, gdy spotkaliśmy się pierwszy raz. - Również parsknęła śmiechem, choć w rzeczywistości nie lubiła wspominać porażek. - Byłam pijana. Ale umiem rzucać to zaklęcie, zmieniałam ludzi w gęsi. Transmutacja to moja preferowana dziedzina, wiele w jej zakresie potrafię - Pokręciła głową, gdy zasugerował, że zadziobie go na śmierć. - Durny jesteś - wyznała szeptem, lecz jak na złość nie mogła przestać się uśmiechać. - Jeżeli chcesz, mogę cię czegoś nauczyć. Mógłbyś ćwiczyć na mnie, transmutacja to nie czarna magia, każdą nieudaną da się cofnąć - Oparła łokieć na materacu i wychyliła się nieco, aby dodać mu do ucha; mimo że byli sami, że nikt przecież nie mógł ich usłyszeć - To zadziobanie na śmierć nie brzmi tak źle, spróbujemy, czy jest możliwe - Przytknęła dłoń do ust i ironicznie uniosła brew, choć widocznie mówiła tylko złośliwie.
Przyjemnie było leżeć w ciszy i obserwować tworzące się nad nimi spirale dymu, lecz koniec końców musieli zejść na ziemię i powrócić do tematu. Elvirze było to na rękę, bowiem im dłużej przeciągało się między nimi komfortowe milczenie, tym więcej ciepła uderzało jej do głowy.
- Wyszła. Za Daniela Wrońskiego, zabijakę z Nokturnu. - Parsknęła lekko, choć ciężko było stwierdzić, czy wzbudza w niej to więcej rozbawienia, czy niezrozumienia. - Uczyłam go kiedyś podstaw magii leczniczej. Nie wydają się do siebie pasować, ale skoro jest jej dobrze - Uniosła lekko dłonie w uniwersalnym geście; nic mi do tego. Powiedziała Frances, że nie będzie ingerować w jej życie ani niczego jej odradzać. Nie uznawała takich głupich tłumaczeń jak "zbyt młoda", zbyt wcześnie". To wszystko były reguły społeczne, które jedni próbowali siłowo zaszczepiać innym; a Frances z tej jednej rzeczy mogła być dumna, że udało jej się z tych sideł wydostać. - Och, przecież wiem, że nazywasz ją swoją siostrą - mruknęła, ubijając pod sobą poduszkę i siadając przy jego boku.
Jasne włosy w artystycznym nieładzie opadały na ramiona, cienka sukienka nieprzyjemnie ocierała o ciało, dopóki nie zdjęła jej przez głowę. Obnażyła się przed nim, swoje szczupłe ciało, wystające żebra poniżej linii piersi i zaokrąglone biodra. Odsłoniła wszystkie niedoskonałości; od przedramienia, które na wysokości łokcia stawało się czarne, do pociągłej, długiej blizny, za którą szły godziny cierpienia w imię chwały Czarnego Pana. I jakże miała spodziewać się, że on - ze wszystkich ludzi - ją odrzuci? Gdy widziała przecież sposób, w jaki na nią patrzył, widziała, że z trudem powstrzymuje oczy przed zbłądzeniem, czego nie mógłby ukryć nawet fałszywy spokój. Nagle poczuła się naga, ośmieszona. Czekała na nienawiść, która w tym momencie powinna spłynąć na nią jak płomień, ale po kilku sekundach milczenia zrozumiała, że nic z tego, że wciąż jest pusta. I że to nie złość, a żal sprawia, że zaciska palce konwulsyjnie na swoim odkrytym kolanie.
- Skąd wiesz, czego ja oczekuję? - szepnęła wreszcie i nie było w tym ani krztyny ironii; pytanie było słuszne, sama chciałaby znać na nie odpowiedź. Nie wiedziała, czego oczekuje, wiedziała natomiast, czego nie mogłaby znieść. - Cokolwiek sobie wyobrażasz, prawdopodobnie jesteś w błędzie. - Uśmiechnęła się ponuro, wyciągnęła dłoń i powoli, ostrożnie, oparła ją na jego własnej, aby spleść ich palce. - Ja nie mam żadnych oczekiwań - przyznała, kręcąc głową, bo tak było prościej niż przyznać, że sama ich nie zna. - Jutro to nie będzie miało znaczenia. Dzisiaj chcę tylko, żebyś ze mną został - Uniosła ich splecione dłonie, oparła na wysokości własnego mostka, między piersiami. - Nie zasłużyliśmy na to, by zaznać odpoczynku? Przecież wiem, że jesteś zmęczony. - Drżała lekko, ale zachowała pewność, unosząc jego dłoń do ust i muskając wargami. - Byliśmy już w piekle... - dlaczego miałbyś odmówić sobie nieba?


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Sypialnia Elviry [odnośnik]14.04.21 14:39
Zręcznie wyminęła kwestię rzekomego schlebiania samemu sobie, aczkolwiek nie zamierzałem do tego wracać. Zapewne było to nic innego jak drobna uszczypliwość, których w jej towarzystwie można było słyszeć na pęczki. Odkąd ja poznałem miała cięty język, nie wiedziała, w jakim momencie zamilknąć, a co ważniejsze wycofać się, jednakże zdążyła mnie do tego przyzwyczaić. Pozostawało mi liczyć, że w trakcie starć wykaże się znacznie większą ostrożnością, albowiem buzująca pewność siebie i zgubna odwaga torowały drogę wprost do grobu.
-Istnieją jeszcze jakieś zasady, których nie złamałaś?- spytałem unosząc nieznacznie brew. Właściwie byłem ciekaw, co omijała szerokim łukiem albo komu jeszcze nie miała okazji napsuć krwi. Były jakiekolwiek rzeczy, które budziły w niej strach? Miała swój kodeks moralny i nie wyobrażała sobie zdeptać żadnego z punktów? Wielokrotnie próbowałem stworzyć własny, zastanawiałem się nad elementami, których nie byłbym w stanie przekreślić, lecz wtedy nachodziły mnie myśli, iż nie byłem w stanie przewidzieć wszystkich sytuacji. Szczególnie obecnie, gdy za oknem wciąż toczyła się wojna, zasady stawały się mrzonką, bowiem każdy kto dobywał różdżki zatracał własne granice oraz hamulce. Jedyne czego byłem pewien to bezwzględna i dozgonna lojalność Czarnemu Panu, pełne oddanie sprawie.
Uniosłem kącik ust, kiedy przesunęła dłonią wzdłuż szyi oraz szczęki. Niezmiennie byłem zaskoczony tą ilością niewielkich czułości; czyżbym naprawdę nie znał jej z tej strony?
-Słusznie- odparłem z przekonaniem. Cassandra miała niepodważalną pozycję w Rycerzach Walpurgii, znała się na swym fachu jak mało kto i z pewnością Elvira mogła się wiele od niej nauczyć. Ściągnąłem brwi starając przypomnieć sobie wypowiadane przez nią zaklęcia w trakcie naszego pierwszego spotkania. Kojarzyłem jedynie nieudane tarcze, inkantacje z dziedziny transmutacji odeszły w niepamięć, dlatego skupiłem na niej zaciekawiony wzrok. Nie miałem pojęcia, że ta forma magii była jej bliska. -Jak wiele?- spytałem. Sam w ostatnim czasie przekonałem się, jak mogła być skuteczna, a przede wszystkim niebezpieczna, co wzbudziło we mnie chęć zgłębienia tajników. Znałem podstawy, fundamenty pozwalające mi korzystać z najprostszych technik i choć takowe nie były skomplikowane oraz nader trudne, to potrafiły przysporzyć wrogowi sporej ilości problemów. Co w sytuacji, gdybym poznał ich więcej? Taktycznie wykorzystywał naprzemiennie z czarną magią? Wydawało mi się to znacznie groźniejsze niżeli szlifowanie pojedynkowych zaklęć. -Zapomnij, jestem pewien, że później na mnie odegrasz się- zaśmiałem się pod nosem. Rzecz jasna mym słowom towarzyszył ironiczny ton, byłem przekonany, iż w kwestii treningu potrafiłaby zachować stosowną granicę. W końcu takowy był niemożliwy, kiedy druga strona brała konsekwencje czarów nader bardzo do siebie. Być gęsią nie brzmiało źle, zdecydowanie gorzej oberwać Crucio. Musiałem przyznać jej rację.
Nazwisko męża Frances było mi obce, choć sądziłem, że znałem większość zbiór ze Śmiertelnego Nokturnu. Nie zamierzałem podważać jej decyzji, a tym bardziej oceniać, lecz nie ukrywałem zdziwienia odnośnie wyboru partnera. Czyżby właśnie nie przez jemu podobnych uciekła poza granice Londynu w strachu przed kolejnym napadem? -Zabijakę?- wzruszyłem ramionami, po czym pokręciłem nieco głową z lekkim uśmiechem. -Sądziłem, że pragnie trzymać się od takich z daleka, ale najwyraźniej stereotyp kobiety szybko zmieniającej zdanie jest jak najbardziej prawdziwy- zwieńczyłem temat nie widząc sensu w jego kontynuowaniu. Jeśli była szczęśliwa i wspomniany mężczyzna dobrze ją traktował, to niech im się wiedzie dobrze jak najdłużej. -Wyszło to przypadkiem, jak gościła tego dzieciaka, co był z nami w piwnicach Mantykory- próbowałem sobie przypomnieć jego imię, ale nic z tego nie wyszło. -Chciałem go trochę postraszyć i o mało nie zadławiłem się jedzeniem, kiedy zaczął mówić do mnie per Pan Burroughs- uśmiechnąłem się szeroko na samo wspomnienie jego przerażonej twarzy. -Był równie zdenerwowany, jak przy tamtym wykrwawiającym się mugolaku- dodałem zgodnie z prawdą, po czym skupiłem na blondynce swój wzrok. Ona nie miała żadnych oporów, wiedziała że musiał zginąć, najlepiej ze wszystkich zdała test.
Wpatrywałem się w jej ciało, wodziłem wzrokiem wzdłuż linii bioder, aż po same oczy nie mogąc w żaden sposób tego poskromić, zatrzymać. Blizny nie urągały jej urodzie, nie sprawiały, że chciałem – zgodnie z jej błędnym wyobrażeniem – wstać i opuścić sypialnię. Dodawały jej uroku, charakteru, podobnie jak niewinne rysy twarzy, których widok chciałoby się mieć tylko dla siebie. Wiedziałem, że swymi słowami wywołam u niej zmieszanie i spodziewałem się wybuchu gniewu, lecz zamiast niego otrzymałem ciszę, spokój, jakiego nawet nie brałem pod uwagę. Zawstydziłem ją? Nie chciałem, nie taki był mój cel. Musiałem podejść do sprawy racjonalnie, podjąć w końcu decyzję i zaprzestać starego życia, w którym za nic brałem sobie liczne romanse. Pragnąłem unikać waśni, konfliktów na podobnej płaszczyźnie, a z uwagi na naszą przynależność z pewnością takowe w końcu ujrzałyby światło dzienne. Być może traktowała to czysto rozrywkowo, szukała w zbliżeniu ukojenia i rozładowania emocji, lecz nie mogłem mieć tej pewności. -Mogę jedynie przypuszczać, że oczekujesz, abym został na dłużej- rzuciłem bez cienia zawahania. Byliśmy dorosłymi ludźmi, nie musiałem owijać w bawełnę. Po jej słowach i geście zdałem sobie sprawę, iż nie minąłem się z prawdą nader bardzo. -Elviro, mam kogoś- powiedziałem jasno nie chcąc utrzymywać tego przed nią w tajemnicy. -Spędzanie z tobą czasu sprawia mi nie lada przyjemność, szanuję cię i nie chciałbym, aby nasza znajomość ucierpiała na skutek tej jednej nocy- wytłumaczyłem pokrótce, po czym przeniosłem wzrok na nasze splecione dłonie i wolno przesunąłem kciukiem po delikatnej skórze. -Lepiej będę jak już pójdę- dodałem nachylając się, aby w tym samym miejscu złożyć krótki pocałunek.
Nie było to dla mnie łatwe, ale wiedziałem, że tak będzie lepiej. Dźwignąłem się z kanapy, po czym skinąłem jej głową na pożegnanie i oddaliłem w kierunku własnego mieszkania już pod postacią mgły. Chciałem czym prędzej znaleźć się u siebie i pozostało mi liczyć, że faktycznie nie oczekiwała nic więcej.

/zt




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sypialnia Elviry [odnośnik]14.04.21 16:29
Nie łamała zasad dla zasady, sprzeciwiała się licznym regułom wtedy, gdy uznawała je za błędne, ograniczające lub wprost idiotyczne. Niewielu ludzi potrafiło to dostrzec, jeszcze mniej zrozumieć; że Elvira nie była nieuprzejma dla satysfakcji płynącej z gasnącego światła na twarzy rozmówcy, nie brnęła pod prąd po to, aby szamotać się z obrońcami prawa. Chciała chodzić swoimi ścieżkami, żyć dla siebie i dla tych, którzy zasługiwali na jej uwagę; egoistyczna, owszem, jak kocica, ale nie tępa. Bywały zasady, które respektowała, bo dostrzegała w nich sens. Biada jednak tym, które istniały po to, aby istnieć lub utrzymać ją w ryzach patriarchatu. Nie cofnie się przed niczym, aby na wylot rozszarpać je pazurami.
- Myję zęby rano, wieczorem i po każdym posiłku. - odmruknęła z przechyloną głową, wrażliwie odsłoniętą szyją, gładką i długą jak u wili. - Mamusia tak mnie nauczyła - skwitowała, nie pozostawiając żadnej wątpliwości co do ironii ściekającej z języka. Lubiła bawić się słowem, odpowiadać nietuzinkowo, nieprzewidywalnie.
Jeszcze większą przyjemność sprawiało jej zaskakiwanie, wytrącanie rozmówcy z pola prostego komfortu. Nie po to relacje międzyludzkie bywały zawiłe - niejednokrotnie zbyt zawiłe dla niej i jej bezpośredniości w okazywaniu emocji - aby odbierać sobie zabawę z ich rozplątywania. Zdawała sobie sprawę, że Drew nie był gotowy na czułość, z jaką go dziś powitała; którą okazywała na każdym kroku. Czego jednak nie zamierzała sobie odmawiać, to dotyku, bliskości i jego. Żadnej z tych rzeczy nie miała przez większość życia, były nowe i chciała poznawać je powoli; dopóki kruchość życia nie spadła na nią z impetem walącego się sufitu w podziemiach banku kilka przecznic stąd.
Bo on przecież nie mógł umrzeć, dopóki go nie poznała - przekonała się o tym parę wieczorów wcześniej.
- Wiele - szepnęła, gdyż była pewna dziedziny, której od czasów Hogwartu poświęcała równie wiele uwagi, co magii leczniczej. To, że zaklęcia czasami jej nie wychodziły było wyłącznie kwestią upojenia oraz złośliwości losu. - Nawet jeśli bym się odegrała... nie mów teraz, że się mnie obawiasz - zauważyła z żartobliwą złośliwością, chcąc nie chcąc wspominając, że nie zdołała dotąd wygrać żadnego pojedynku, w którym stanęliby przeciw sobie. Ani w dokach ani w jego mieszkaniu. Wtedy, gdy panika odebrała jej rozum.
- Nawet mi nie mów...
Westchnęła cicho. Lepiej niż ktokolwiek znała Frances od strony kobiety zmieniającej zdanie, pewnej swego i ostentacyjnie swe opinie przedstawiającej. Podziwiała ją za wiedzę, za subtelny czar zdolny wpływać na męskie umysły (sama nie miała go wiele), lecz nigdy nie chciała przypominać sobą jej stereotypowo damskiego rozchwiania. To było poniżej jej poziomu, litości.
- Słyszałam, jak mówił do ciebie Burroughs... tajemnica się rozwiązała - oświadczyła z rozłożonymi dłońmi, choć wąski uśmiech na ustach sugerował, że od początku nie było żadnego sekretu; domyśliła się prawdy szybko, nie potrzebowała przy tym niczyjej asysty. Wystarczyło powiązać kropki, zadać Frances właściwe pytania i obserwować jej mimowolne reakcje.
Przed znacznie większym wyzwaniem stanęła dziś, ciepłego październikowego wieczora, gdy z taką zapalczywością pragnęła przypomnieć sobie ciepło i rozkosz idące za towarzystwem Drew; a był taki w jej towarzystwie rzadko, przez większość czasu nadszarpując jej nerwy i prześcigając w pojedynku na sarkastyczne docinki. Była gotowa na więcej niż ofiarowała komukolwiek - była gotowa oddać mu się świadomie i trzeźwo, nie w przypływie uczucia, pasji, pod wpływem alkoholu lub czaru. Zaprosiła go, otoczyła opieką, gdyż chciała jednej - jednej - nocy bez koszmarów przeszłości. Kiedy więc ją odrzucił, odrzucił dla kogoś (kogo?), muskając ustami jej zimną, zesztywniałą dłoń, nie powiedziała niczego, tylko obserwowała go w pełnej napięcia ciszy, nie próbując zatrzymać, bo tyle pozostało jej z nadszarpniętej godności. I tak do niczego by go nie zmusiła. Nie chciała.
Potem została w sypialni sama, sama w pozostałościach dymu, ciężkich oparów, które wdzierały się do nosa, ust, oczu, wyciskając oddech z płuc. Przyciągnęła do siebie kołdrę i poduszkę, oparła na nich głowę i zapatrzyła się w lustro wiszące na przeciwnej ścianie. Patrzyła na nie długo, aż obraz rozmył się i rozpłynął, pozostawiając mgliste cienie oraz przecinającą je w poprzek krwistą bliznę, taką samą jak ta, która znaczyła jej plecy. Minuty mijały, a ona nie poruszała się, nie próbowała sięgać po koszulę.
Zaszyłaś się tutaj, bo wiedziałaś, że nikt nie będzie cię szukał. Kto traciłby na to czas? Kogo w ogóle obchodzi to, co się z tobą dzieje?...
Postaraj się, bym się dobrze bawił na koniec...
Mam kogoś....
- Bombarda - zawyła przez ścierpnięte gardło, celując w lustro, które stłukło się z głośnym trzaskiem i rozprysnęło na tysiąc diamentowych odłamków, osypując nimi podłogę, komodę, kawałek pościeli.
Potem odrzuciła różdżkę, która nagle znalazła się w jej dłoni, przycisnęła palce do ust i mocno zacisnęła na nich zęby. Ból przeszył ją piorunującym impulsem, ale nie przestała, zostawiając w skórze bordowe wgłębienia. Musiała to zrobić.
Musiała, bo jeżeli zawyłaby jeszcze raz, nie byłaby w stanie przestać.

/zt
[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Sypialnia Elviry [odnośnik]13.08.21 12:16
09.12

Pół roku temu nie spodziewałaby się, że przyjdzie jej nawiązać tak opłacalną i bliską relację z Nokturnowską uzdrowicielką. Traktowała wtedy Cassandrę z dystansem, niepewnością, starając się przejrzeć na wylot wszelkie podstępy, jakimi mogłaby ją raczyć. Czy była donosicielką? Fałszywą przyjaciółką? Po miesiącach wspólnej pracy i licznych spotkaniach mogła z prawie całkowitą pewnością powiedzieć, że nic z tych obaw nie miało pokrycia. Cassandra była wiedźmą godną zaufania, chyba bardziej niż ktokolwiek, kogo poznała do tej pory, włączając w to bliższych przyjaciół. Mogła na nią liczyć zawsze, gdy miała taką potrzebę, jeszcze nigdy nie odmówiła jej pomocy.
Dojście do mieszkania na Pokątnej wydawało się Elvirze żmudne i ciągnące w nieskończoność. Katar, niewysoka gorączka oraz wstrząsające ciałem dreszcze wciąż dawały jej się we znaki, a biorąc pod uwagę ilość czasu spędzonego w śnieżnej zamieci, nie podejrzewała, by miała szybko wyzdrowieć. Chcąc nie chcąc musiała zrobić sobie przerwę, dać organizmowi zregenerować się pod ciepłą pierzyną, posiłkując się przy tym Auxlikiem i eliksirem pieprzowym. Nie narzekała, przynajmniej starała się nie narzekać. Choć nie lubiła bezczynności, miała więcej niż wcześniej godzin na czytanie, nadrobienie lektur, które z uwagi na liczne obowiązki musiała ostatnio odstawić.
Wdrapała się na piętro, w przedpokoju otrzepała buty ze śniegu i szybko przebrała się w wygodniejszą koszulę. Nie zarzucała jeszcze szlafroka na ramiona, miała bowiem zamiar natychmiast wykorzystać maść na oparzenia, którą przygotowała dla niej Cassandra. W łazience otworzyła słoiczek z gęstą, lepiąca mazią i przy lustrze obejrzała gojące się blizny. Gdyby nie szybka interwencja zielarek pewnie wyglądałyby gorzej, ale baby pomogły im opatrzyć rany, nie dając im szans na zbytnie zaognienie się. Dokładnie obejrzała lewe ramię - oparzenia dotknęły nie tylko ręki, częściowo naszły też na klatkę piersiową. Teraz została po nich wyłącznie różowawa, nierówna blizna, ale nie zamierzała pozwolić na to, aby kolejne ślady szpeciły jej ciało. Miała ich dość, choć przynajmniej w mniej dostrzegalnych miejscach. Nałożyła pokaźną ilość maści na palce i rozsmarowała dokładnie, pokrywając ślady równą warstwą medykamentu. Pozostawało odpoczywać i pilnować, aby lek stosować regularnie do czasu wygojenia się oparzeń.

/zt

wykorzystuję maść na oparzenia od Cassandry


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Sypialnia Elviry [odnośnik]10.04.22 15:11
Końcówka marca

Decyzja o tym, by pożegnać drewnianą szkatułę, skrywaną od długich miesięcy w ciemnej, starannie zamiecionej przestrzeni pod łóżkiem, chodziła Elvirze po głowie już od długich tygodni. Żadnego ze składowanych tam - drogich - narkotyków nie tknęła od czasu, gdy świeżo po Sabacie wyzbywała się żalu i gniewu ze strzykawką w ręce w mieszkaniu Tatiany. Po prostu były tam, zawsze na wyciągnięcie ręki, niczym obietnica ratunku w najgorszych chwilach. W którym momencie przestała traktować narkotyki jak eksperyment uzdrowicielski, a zaczęła dopatrywać się w nich środków uwalniających od podłej rzeczywistości, tego nie była pewna.
Wzięła sobie jednak do serca wszystko co przyobiecała Valerie, toteż w jej dłoni z rzadka pojawiał się także kieliszek. Nie miała nawet wielu butelek alkoholu w domu, jedynie to, co mogło przydać się, gdyby przyszło jej witać gości lub świętować. Nie zapowiadało się jednak na to, by w najbliższym czasie miała czekać ją okazja do jednego lub drugiego. Pozbycie się chociaż tej szkatuły wydawało się najlepszą decyzją. Nie będzie jej kusić, nie będzie też zalegać w ciemnościach niczym materialny wyrzut sumienia. Jeżeli chciała udowodnić przemianę, odrodzić się, odpłacić i odzyskać choć cząstkę zaufania, którym się niegdyś cieszyła, musiała zaangażować się w lekcje wszystkim co posiadała. Tak więc usiadła do listu, który nabazgrała szybko, niedbałym i drobnym pismem, niechętnie lakując kopertę woskiem, bez pieczęci, bo żadnej wszak nie posiadała poza tą, którą dawno temu używała jako wciąż zatrudniony w Mungu uzdrowiciel. Zaadresowała przesyłkę do Cilliana, bo ze wszystkich znajomych ludzi on wydawał się najodpowiedniejszy, mogła też wykorzystać okazję do tego, by go obdarować, a potem wypominać mu ten gest hojności, gdy sama będzie czegoś potrzebować. Tatiana wydawała się zbyt dużym ryzykiem przez swoje powiązania z Ramseyem, o Connorze natomiast nawet nie pomyślała, zniesmaczona pracą kuzyna. Może była hipokrytką, dopatrywała się jednak różnic między okazyjnym korzystaniem z dobrodziejstw środków odurzających a czynieniem z nich jedynego źródła stałego przychodu.
Gotowy list przywiązała do nóżki Kim, wręczyła jej też w szpony szczelnie zapakowaną paczkę z cenną szkatułą. Nawet przyznając, że narkotyki bardziej jej szkodziły niż służyły, nie mogłaby zapomnieć o ich pieniężnej wartości.
- Dostarcz to szybko, nigdzie się nie zatrzymuj - powiedziała sucho do sowy, jeden raz drapiąc ją wzdłuż piór. Na więcej czułości żadna z nich nie liczyła, obie nią gardziły.
Obserwując sowę ulatującą w noc, Elvira zastanawiała się nad sobą i nad tym jakie w ostatecznym rozrachunku będzie to mieć znaczenie.

/zt, przekazuję Cillianowi wróżkowy pył i widły


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Sypialnia Elviry
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach