Wydarzenia


Ekipa forum
Altana z huśtawką
AutorWiadomość
Altana z huśtawką [odnośnik]16.02.21 3:54
First topic message reminder :

Altana z huśtawką

Właściwie ni to huśtawka, ni hamak... Własnoręcznie zbudowana przez pana Becketta konstrukcja często obraca się samoistnie, kiedy się na niej usiądzie. Ułożono na niej kilka wygodnych poduszek, przez co dobry wypoczynek jest gwarantowany. Przy okazji można też uraczyć się książkami zgromadzonymi pod zabudowanym dachem. Są dodatkowo zabezpieczone zaklęciem przed warunkami atmosferycznymi, żeby za szybko nie zgniły.
Trixie Beckett
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9401-trixie-beckett#285649 https://www.morsmordre.net/t9405-stevie#285909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9407-skrytka-bankowa-nr-2175#285917 https://www.morsmordre.net/t9406-trixie-beckett#285911

Re: Altana z huśtawką [odnośnik]28.03.21 18:18
14 listopada

Dokuczająca jej od pewnego czasu ospałość sprawiła, że Trixie wiele prywatnych projektów odkładała na później. Wstawała o poranku z myślą, że tym razem koniecznie zabierze się za nie tego samego popołudnia, a kiedy wracała zmęczona do łóżka, narzekała w myślach na to, że cały dzień snuła się jak zjawa po mieszkaniu, próbując jedynie utrzymać powieki w górze. Coś ewidentnie było nie tak. Czy uboższa od pewnego czasu dieta sprawiła, że zabrakło w niej witalności aż do takiego stopnia? Właściwie to Beckett wolała o tym nie myśleć; coś w tych podejrzeniach napawało ją zdenerwowaniem, którego pragnęła nie ubierać w słowa, a zepchnąć je na dno świadomości i zapomnieć. Pewnie potrzebowała tylko chwilowej przerwy. Ale to nie dzisiaj.
Wciąż ubrana w piżamę, bawełnianą podomkę o szerokich oczkach oraz ciepły, zimowy sweter, pojawiła się w transmutacyjnie ocieplanej altanie, pod ręką dzierżąc kilka z rozpoczętych w październiku projektów. W wolnej dłoni miała przy sobie różdżkę lewitującą zapas materiałów i przyrządów potrzebnych do, daj Merlinie, ich skończenia. Tym razem towarzyszyła jej fretka wgryzająca się z zapałem w materiał grubych, kolorowych skarpet, które dodatkowo ocieplały stopy; wrażliwość na temperaturę nie powinna być w listopadzie niczym dziwnym, chociaż Trixie nie pamiętała u siebie takich dreszczy od dawien dawna. A jednak zagryzła zęby i stwierdziła, że nie da się pokonać czemuś tak błahemu jak własne ciało, z uporem usadawiając się na wygodnym ogrodowym krześle, przed sobą rozkładając natomiast srebrną szatę wykonaną z ciężkiego, wytrzymałego materiału. Włókna sieci przyczajacza, które wybrała dla ojca, powinny zniwelować wykrycie go wszelkimi magicznymi sposobami, a biorąc pod uwagę narastający w jej głowie strach o jego samopoczucie... To było konieczne. Dwa poły materiałów zszyła ze sobą w jedną kompozycję, z uwagą i szacunkiem przykładając się do dopracowywania ostatnich ściegów, pełna ulgi, że właściwie niewiele dzieliło ją już od końca pracy. Przynajmniej tej części. W ostatnich ruchach dopracowała kołnierz i uładziła materiał dłonią, pierwszy raz podnosząc swoje dzieło do góry, przed uważne spojrzenie ciemnych oczu. Oby nic się nigdzie nie rozleciało.

| tworzę szatę z dwóch tkanin z włókien sieci przyczajacza. st 80.
krawiectwo III, bonus +120.


and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9401-trixie-beckett#285649 https://www.morsmordre.net/t9405-stevie#285909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9407-skrytka-bankowa-nr-2175#285917 https://www.morsmordre.net/t9406-trixie-beckett#285911
Re: Altana z huśtawką [odnośnik]28.03.21 18:18
The member 'Trixie Beckett' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 45
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Altana z huśtawką - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Altana z huśtawką [odnośnik]08.05.21 15:56
21 października 1957 roku
Somerset go dzisiaj oczarowało. Po pierwsze - stęsknił się za widokiem świata poza Oazą. Po drugie - spotkał po drodze osobę, której ujrzenia nie spodziewał się zupełnie i było to spotkanie, które mógł śmiało określić mianem iskierki radości na tle ciemniejącej w obliczu wojny i głodu Wielkiej Brytanii. Po trzecie (i w tej historii niewątpliwie najważniejsze) - zbliżał się właśnie do domostwa Beckettów, na spotkanie z tak sympatyczną panną, że kąciki ust same unosiły się do góry. Miał o niej niebywale dobrą opinię jak na kogoś, kto nigdy nie miał szczęścia ujrzeć jej na oczy, ale istniało na to wytłumaczenie - gruby plik wymienianych regularnie listów. Większość z nich niestety spłonęła, ale te, które napisała mu już po tym jak opuścił Londyn, Cillian wciąż posiadał. Pięknie pisała o miłości. Z tym ją kojarzył. Oczywiście chodziło tu o miłość w pojęciu ogólnym, nie o uczucie skierowane do niego. Na przepiękne wywody o prawdziwości tego cudownego uczucia, Cillian odpowiadał z równym jej zaangażowaniem i chętnie dzielił się tytułami ulubionych lektur, a nawet fragmentami swoich, niewydanych jeszcze książek. Nie wiedział, czy to młodzieńczy duch Trixie, czy po prostu wielkie, otwarte na wszystkich serce, ale komentarze, jakie ośmielała się do nich dodać, pozwalały mu na stworzenie o wiele lepszych i spójnych opisów tego, co chciał przekazać. Zasugerował kiedyś, że może minęła się z powołaniem i powinna również oddać się pisaniu, ale nie pamiętał już, czy doczekał się jakiejś odpowiedzi.
To było dziwne uczucie. Niby się już znali. Ba! Miał wrażenie, że rozumiała go lepiej niż on sam. Mimo tego... nie wiedział czego się po niej spodziewać. Niby się nie znali, bo się nigdy nie widzieli. Mimo tego... nie czuł żadnego stresu. Naciskając na dzwonek, czuł się, jakby odwiedzał starą znajomą, a nie kogoś zupełnie nowego. Znajomości na odległość wydały mu się nagle piorunująco dziwne.
Kiedy dziewczyna otworzyła drzwi, Silly uśmiechnął się szeroko. Czy tak go sobie wyobrażała? Dorównywał wzrostem członkom rodziny (chociaż nie ukrywał tego, że w czasach młodości był niesamowitym kurduplem i wprawiło go to w kompleksy), ale zabrakło u niego krzepy. Można było śmiało założyć, że dorównywali sobie siłą. Ułożone do tyłu włosy rozwiał wiatr. Roztrzepane kosmyki ułożone były w artystycznym nieładzie. Na ramiona narzucił fioletowy płaszcz, ale nie owinął się nim szczelnie, bo słońce obdarowało ich jednymi z ostatnich, ciepłych promieni, nim zima ułoży naturę do snu.
- Trixie! - Rzucił radośnie, próbując wyczuć, jakie emocje towarzyszyły ich spotkaniu. Chciał ją objąć na powitanie, jak członka rodziny, dobrą przyjaciółkę. Dzielił ich jednak spory dystans wzrostu i wieku, w dodatku mógł wydać się jej obcy, a to znaczyło, że o wiele bezpieczniej będzie uścisnąć jej dłoń, lub uśmiechnąć się szerzej. Nie śmiał zrobić nic, co mogłoby uczynić tę chwilę choćby trochę niezręczną.
- Ależ to jest malownicza okolica - przyznał. - Chyba się przez to spóźniłem? - Ale nie był tego do końca pewien. Trochę błądził z tą Doe, ale ile dokładnie? - To znaczy przez spacer.


no beauty shines brighter
than a good heart
Cillian Moore
Cillian Moore
Zawód : Wygnany powieściopisarz, chwyta się prac dorywczych
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Chodźmy nad wodę
Na Twoich kolanach zasnę
Wymyślę więcej dobrych wierszy
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Altana z huśtawką - Page 2 C511aabdf597b22fa48d7610e8ae258d
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9648-cillian-moore https://www.morsmordre.net/t9664-aslan#293571 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t9741-skrytka-bankowa-nr-2207#295617 https://www.morsmordre.net/t9666-cillian-moore#293577
Re: Altana z huśtawką [odnośnik]12.05.21 21:18
Podczas gdy pisarz nie odczuwał stresu, ona - tonęła w jego apogeum. Fale zdenerwowania uderzały w nią miarowo względem uciekającego czasu, im bliżej ustalonej godziny, tym mocniej czerwieniała, ścierając z czoła niewielkie kropelki potu. Wszystko było gotowe, oczekiwało jego nadejścia, jakiegoś sygnału pojawienia się mężczyzny przed domem, brakowało jedynie jego. Co jeśli się rozmyślił? Jeśli stwierdził, że nawypisywała mu w listach tyle głupot, że nie chciał jeszcze wysłuchiwać ich na żywo, siedząc z nią twarzą w twarz, oko w oko? Beckett bardzo rzadko kiedy wspominała o miłości. Nie czuła jej w sobie, nie doświadczyła nigdy historii pięknej, porywającej, zwalającej z nóg swoją potęgą, ale śniła o niej jeszcze jako nastolatka, a jako kobieta - czytała książki, głównie autorstwa Cilliana właśnie. Nie przyznałaby głośno nikomu, kto znał jej codzienną stronę, że mogłaby do tego tęsknić. Czuć w sobie tlącą się ciekawość i oczekiwać własnej szansy na szczęście u boku innej osoby, choć zazwyczaj tak głośno i wyraźnie zarzekała się, że kompletnie jej do tego nie po drodze. Była zbyt zajęta i zbyt buntownicza, by przypisywać sobie rolę kochającej małżonki, matki czyichś dzieci, nie tyle ideologicznie temu przeciwna, co w pewien sposób przekonana, że mąż spróbowałby stłamsić jej pasje - prędzej czy później. A na to Trix nie była gotowa.
Co innego na nadejście Moore'a! Gdy tylko rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, wręcz rzuciła się biegiem z kuchni i na moment przystanęła przed zielonym drewnem, biorąc kilka głębszych oddechów. Nie chciała go rozczarować, a jednocześnie: ona nie chciała być rozczarowana. Relacja budowana na bazie listów była magiczna, jedyna w swoim rodzaju, oni jednak zapragnęli przenieść ją do nowego stadium i zobaczyć w jaki sposób rozwinie się to, co do tej pory wydawało się abstrakcyjne. Czarownica ostatni raz poprawiła warkocze i otworzyła drzwi.
- Jesteś prawie przed czasem, Cillianie - skłamała miękko z nieco zadziornym uśmiechem i odsunęła się w przejściu, by wpuścić go do środka. Był o wiele od niej wyższy, postawniejszy, ale Beckettówna nie mogła oprzeć się wrażeniu, że wyobrażała go sobie w bardzo podobny sposób. Miał może nieco mniej rozmarzone, nieobecne spojrzenie, ale to nie było żadną, nawet najmniejszą wadą. - Powinieneś zobaczyć nasze lasy. Mamy w okolicy naprawdę ładne miejsca, jeśli masz czas, możemy wybrać się później na następny spacer, podobno to zdrowo po jedzeniu - wypaliła trochę bez pomyślunku, bo co jeśli jak najszybciej będzie chciał się ulotnić? Albo okaże się kimś, od kogo zapragnie ulotnić się ona? Och, wszystko okaże się w przysłowiowym praniu. - Rozgość się - lekkim ruchem ręki wskazała na wieszak. Jako dobra gospodyni być może powinna odebrać od niego płaszcz, ale, niestety, Trix nigdy dobrą gospodynią nie była; aż dziwne, że jeszcze go nie obraziła - choć nieświadomie - przy samym powitaniu, przecież do tego też miała talent. - Chcesz kapcie? - wypaliła nagle i zanim mężczyzna zdążył się odnieść do tej eleganckiej propozycji, Beckett już podała mu czyściutką, beżową parę, po czym zaprosiła go dalej do domu, do jadalni, gdzie czekał już przygotowany obiad. - Mam nadzieję, że naprawdę przyszedłeś nienajedzony, w innym wypadku bardzo się obrażę - zagroziła mu żartobliwie. Na stole oczekiwał smażony karp, do tego surówka z buraków oraz jabłka i marchewki, a do picia, cóż, mogła mu zaoferować jedynie chłodną wodę, która wypełniała szklany dzbanek. - Niestety nie mam nic na deser - westchnęła z przekąsem, wyraźnie przez to podminowana.


and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9401-trixie-beckett#285649 https://www.morsmordre.net/t9405-stevie#285909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9407-skrytka-bankowa-nr-2175#285917 https://www.morsmordre.net/t9406-trixie-beckett#285911
Re: Altana z huśtawką [odnośnik]23.06.21 23:08
Cillian zaśmiał się lekko, nie ściągając z twarzy radosnego i ciepłego uśmiechu, który przylgnął do jego twarzy niemal permanentnie. Miał od niego kilka zmarszczek i wbrew wszelkim opiniom o starzeniu się, nie potrafił na nie narzekać, bo uważał, że dodają detali obrazowi człowieka pogodnego, a niewątpliwie lubił za takiego uchodzić.
- Rozumiem, że prawie robi tutaj wielką różnicę.
Słowa te wypowiedział delikatnie, zdając sobie sprawę z tego, że nie miała na celu żadnej specjalnej zgryźliwości - zakładał, że rzuciła w jego stronę żartem, nie kłamstwem. Nie miał też za bardzo czasu zastanowić się nad tym głębiej, bo dziewczyna zaprosiła go do środka i przyszło mu pierwszy raz w życiu przekroczyć próg domu Beckettów.
Jakiś jego czar właśnie pryskał. Tak mu się przynajmniej wydawało. Książki były pełne fantazji i wyobrażeń, więc nawet jeżeli pamiętała go z lat szkolnych, to większość myśli zebranych w głowie oparta musiała być na tym, co podsunęła człowiekowi kreatywność. Moore nie lubił walczyć z oczekiwaniami innych ludzi i poddawał się już na wejściu, szczerze wiedząc, że nawt jeżeli nie wpisze się w koncepcję wyrytą dłutem ich myśli, to trudno - oczaruje ich tą drugą stroną siebie. Bo nawetg jeżeli roześmiany głupek niszczył wizerunek romantycznego, melancholijnego marzyciela, to też posiadał swój urok i potrafił porwać tłum słowem i gestem. Wystarczyło się na niego otworzyć. Beckettówna wydawała się być w listach gotowa na przyjęcie go w takiej formie. Ba! Szczerze liczył na to, że odnajdzie w niej kompana do wygłupów. Niby w pewnym wieku nie przystoi, ale nigdy nie był pionierem numerologii... Ile to on miał tych wiosen?
- Byłoby wspaniale! Swoją drogą, pisałaś chyba kiedyś, że macie rowery? - Powiedział od razu, nie kryjąc entuzjazmu na myśl o wspólnym spacerze z kimś, kto znał te okolice lepiej od niego. - Przeszedłem się już jedną z okolicznych, leśnych ścieżek i trafił mi się tak piękny kadr do ilustracji... Nie powiem ci, ile czasu tam spędziłem, bo straciłem zupełnie jego poczucie - powiedział chcąc usprawiedliwić swoje roztrzepanie, ale nie omieszkał dodać, że to nie tylko przypływ weny był powodem niepunktualności. - W dodatku spotkałem tam, kompletnie nieoczekiwanie, dziewczynę mojego brata. Przedstawiła mi się sama. Nie mam pojęcia gdzie on ją ukrywał przez te wszystkie lata?
Zapomniał wspomnieć o tym, że chodziło o Aidana? Cóż... ciekawe, o którym bracie Trixie pomyśli pierwsza. Czy powinien w ogóle gadać, nim usiedli obok siebie? Możliwe, że nie, ale kto by się tym przejmował? Moore nie był człowiekiem przejmującym się czymś takim jak konwenanse. Samodzielne powieszenie płaszcza nie przeszkadzało wcale. Nie przywykł do niektórych rzeczy zupełnie. Nie zauważał takich błędów, a nawet gdyby, to nigdy by się przez nie na drugiego człowieka nie obraził. Na świecie działo się tyle złego, a on miałby się droczyć z kimś przez płaszcz? Może w przyszłym życiu, jeżeli będzie zbyt spokojne. Odwiesił go sam, rozglądając się przy tym po przytulnym domostwie Beckettów. Nie był jednak przy tym zbyt nachalny. Po prostu wskoczył w przekazane mu kapcie, przełożył różdżkę do kieszeni spodni i ruszył za Trixie w stronę jadalni.
Następnie lekko zamarł.
- Na brodę Merlina, ależ mi teraz głupio, że przyszedłem z pustymi rękoma - przyznał otwarcie, niezgrabnie przeczesując palcami i tak już roztrzepane włosy. Nieład panujący na jego głowie był wręcz przytłaczający, ale Ulizanna nie była już produktem na tyle dostępnym, żeby Cillian się w niego zaopatrywał. - Chętnie ugotuję ci coś w przyszłości, tak w ramach rewanżu, o ile tylko będziesz chętna. - Nie tylko do wspólnego obiadu lub kolacji, ale i do spotkania. Bo przecież też dopuszczał do siebie tę myśl, że może coś pomiędzy nimi zazgrzytać na tyle, żeby sobie ponowny dzień z Moorem darowała.
Cillian Moore
Cillian Moore
Zawód : Wygnany powieściopisarz, chwyta się prac dorywczych
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Chodźmy nad wodę
Na Twoich kolanach zasnę
Wymyślę więcej dobrych wierszy
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Altana z huśtawką - Page 2 C511aabdf597b22fa48d7610e8ae258d
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9648-cillian-moore https://www.morsmordre.net/t9664-aslan#293571 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t9741-skrytka-bankowa-nr-2207#295617 https://www.morsmordre.net/t9666-cillian-moore#293577
Re: Altana z huśtawką [odnośnik]20.08.21 5:06
25 stycznia '58

Dziwnie było wracać po tym wszystkim do domu. Do miejsca, gdzie jeszcze nie tak dawno temu rozlała się czara pełna toksycznych sekretów, do miejsca, gdzie w cieniach czaiły się demony niewypowiedzianych prawd. Mogła obarczać odpowiedzialnością ojca, ale wcale nie była lepsza. Wychował ją w ciszy. W niechęci do ujawniania własnej słabości, obnażania się przed światem z wrażliwością - i choć w ciele wciąż wrzała ekscytacja związana z wykonaną misją, gdy tylko przekroczyli furtkę prowadzącą do Warsztatu, Trixie przygasła. Zbladło jej podniecone światło, stało się spokojniejsze, wyważone, może i w pewien sposób dojrzalsze. Albo po prostu skrzywdzone. Co za różnica? Kto o to dbał? Może jedynie Caleb, lecz martwe oczy spojrzeniem docierały w sam głąb duszy, lustrując ją uważnie. Wyczuwał. Wiedział. Ale nie było go tutaj, nie teraz i nie dziś; był za to Samuel, któremu pragnęła odpłacić się za życzliwość.
- Zapraszam - odezwała się łagodnie, przerwawszy ciszę, która wcale nie wadziła. Zdawała się być po prostu naturalna. Znośna bez krztyny zażenowania czy poczucia niespełniania oczekiwań; Trixie wprowadziła go do środka, do pustej kuchni, gdzie mógł usiąść przy stole, podczas gdy ona planowała zająć się przygotowaniem obiecanej kolacji. - Zaparzę herbaty. Czarnej - nie mieli bowiem owocowej, nie mieli nawet miętowej, ale oboje zasługiwali na rozgrzewający napój po przeprawie przez zimnicę dość późnego wieczora w Dolinie Godryka. Na palniku znalazł się czajnik, zapłonął pod nim płomień wzniecony niewerbalnym zaklęciem, a gdy woda zaczynała się gotować, czarownica przystąpiła do dzieła. Może i nie mieli czym się podzielić, ale wierzyła, że będzie w stanie wykrzesać cokolwiek, byle tylko solidnie go nakarmić. Zasłużył. Pomógł jej, obronił przed pułapkami, wsparł gorącem magii, która w drodze zdążyła zblednąć i zjednać się z chłodnym powietrzem. A szkoda, przydałby się taki magicus na gotowanie: buszując po półkach spiżarki Beckettówna wróciła w końcu do niego, od razu nalewając Samuelowi herbaty. Podała mu ją w błękitnym kubku, uśmiechnięta lekko, rozluźniona, trochę i zmęczona doznaniem. A gdy zaczęła piec połowę gołębia w przyprawach ziołowych, gotować ziemniaki i przyrządzać surówkę z marchewki, spoglądała na niego od czasu do czasu przez ramię, jakby upewniwszy się, że niczego mu nie brakowało. - Masz własnego aetonana? - spytała potem cicho, upiwszy łyk własnej herbaty. Ach, tego potrzebowała - po śniegu i turbulencjach iskrzących emocji; ukojenia, równowagi. Oparła się więc o blat kuchenny i na moment zamknęła oczy, nim zrozumiała, że przecież nie mogła zaprosić go do jadalni. Wcześniej tego samego dnia zrobiła tam straszny bałagan swoimi projektami... Ale może to i dobrze? - Zaraz wrócę - obiecała i znikła za drzwiami. Pośród uszytych dobroci bez trudu odnalazła to, czego poszukiwała: gruby, granatowy sweter i solidne koce, jakie przyniosła ze sobą z powrotem do kuchni. Pledy wylądowały na krześle, natomiast sweter - podała jemu, z oczami błyszczącymi zmęczonym ciepłem. - Powinien pasować, chociaż wybierałam na oko - oznajmiła miękko. Nie musiał go przyjmować jeśli nie chciał, nie obraziłaby się, ale na Święta każdy dostał od niej podobny, jedynie z wyszytymi inicjałami w ulubionym kolorze. Równie dobrze pan Skamander mógł otrzymać jeden na własność. - Co ty na to, by zjeść pod altaną w ogrodzie? Podniosę temperaturę, ale przyniosłam też koce, może być całkiem przyjemnie. Jest dziś ładny księżyc... A w jadalni mam prawdziwy chaos i chyba nikt nie powinien być jego świadkiem - westchnęła z przepraszająco-rozbawionym uśmiechem.
Ogród przywitał ich ożywczym tchnieniem wieczornej zimowej aury. Na szczęście zaklęcie rzucone na wnętrze konstrukcji wciąż funkcjonowało bez zarzutu, zapewniając ulgę od wszechobecnego chłodu, zaczarowane, gościnne; kiedy na drewnianym blacie wylądowały dwa talerze z pieczonymi piersiami gołębia, z ziemniakami i marchewkową surówką, a obok nich kubki z dolaną herbatą, Trix zajęła miejsce na swojej ulubionej huśtawce. Coś podpowiadało jej, że Samuel nie byłby jej wielbicielem - pozostał mu zatem wygodny fotel ogrodowy. Na kolanach czarownicy prędko pojawił się także jeden z koców, którym opatuliła się szczelnie. Steviego nie było na horyzoncie: zapewne pracował w swoim warsztacie albo wybył gdzieś z ulubionym druhem Kieranem, cóż, nie pytała. - To było moje drugie tego typu zadanie - przyznała, sięgając po sztućce. - I cieszę się, że sam Minister zdecydował się mi zaufać z jego wykonaniem. Nam. Bez ciebie pewnie weszłabym w każdą z tych pułapek - uśmiechnęła się lekko. Wiatr kołysał delikatnie huśtawką, kołysał też jej rozpuszczonymi włosami swobodnie opadającymi na ramiona, kołysał końcówkami szalika owiniętego wokół szyi i kołnierza zimowego kożucha, a wszystko wokół było spokojne. Bezpieczne.


and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9401-trixie-beckett#285649 https://www.morsmordre.net/t9405-stevie#285909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9407-skrytka-bankowa-nr-2175#285917 https://www.morsmordre.net/t9406-trixie-beckett#285911
Re: Altana z huśtawką [odnośnik]30.08.21 23:55
Był spokojny. Uczył się tej spokojności w głowie, która przychodziła z zapowiedzią zmęczenia po wykonanej pracy. Przybywała z falą. Wcale nie gwałtowną, jak atakujące go już rzadziej koszmary. Jakby rozpraszane światłem, które prowadziło go tyle czasu, by na nowo błysnąć nadzieją. Jaśniej niż błędna iskrą, która nieprzytomnie wołał przez kraty więzienia, czy na katowskim stole. Spokój, który mimo całego naporu cienia, jakie zawładnęło Anglią i pochłonęło tak wiele żyć, nie zdołał zgasnąć. Na jego szczęście.
Ten sam dystans pełen chłodu, którym bronił się na początku, mozolnie kształcił w coś mocniejszego. Mur, który gdzie spomiędzy koszmarami, w rozpaczy, dzierżył między sobą a zbrodniarzami. Teraz zmieniał go. Tarcza, którą chronił cenną zawartość swoich uczuć i myśli, nie dając nikomu prawa do wyciągania ich bez jego wiedzy. Te jednak istniały. Tak jak wtedy, gdy z iskra ciekawości przyglądał się młodej czarownicy, a właściwie samej emocji, intensywności, z jaka podążała za zadaniem, które przyszło jej w udziale, jego zapraszając do towarzystwa. Był przyzwyczajony do roli, jaką pełnił nie tylko jako starszy auror, ale po prostu ktoś doświadczony w walce. Jego obowiązkiem było wsparcie, szczególnie na płaszczyźnie bojowej, gdy wymagały tego okoliczności. I chociaż granice ich działań różniły się diametralnie, nie czuł oporu, ani nacisku, by zmienić metody swoich planów. Działali po swojemu. I prawdopodobnie też ten fakt (a także głód oraz poranny, wykorzystany zapas szybko wchłoniętego twarogu, przegryzionego sucharami na ten tydzień) pomógł mu podjąć decyzję i zgodzić się na propozycję Trixie.
Skinął głową, przekraczając wskazany próg domu, wcześniej mimowolnie, gdy pokonywali drogę, śledząc  okolicę, jakby spodziewał się niewidzialnego pościgu. Nawyk zbyt głęboko zakorzeniony w aurorską naturę, by był skłonny w ogóle zastanowić się, czy w tym wypadku było to konieczne. A jednak - mieli wojnę. Jeśli mieli uniknąć potencjalnego zagrożenia w ten sposób - nie widział celu w zaniechaniu - Dziękuję - odezwał się w końcu, nie czując potrzeby wcześniejszego przerywania milczenia. Kiedy ostatnio pił herbatę? Prawdopodobnie na święta, z siostrą i rodzicami.
Usiadł za stołem, wcześniej odsuwając sobie krzesło, by mieć dobry widok i na krzątającą się czarownicę i na wyjście. Przejął też kubek w przyjemnym błękicie i z parującym napojem. Raz jeszcze skinął głową, na moment tylko chwytając spojrzenie, które mu posłała. Dopiero wtedy rozluźnił się na tyle, by oprzeć plecy o oparcie siedziska. Dawno nie robił tego, będąc w obcym sobie miejscu. I czy był kolejny nawyk z pracy, brzydkie wścibstwo, czy zwykła przezorność, podczas gdy dziewczyna zajmowała się posiłkiem, on sięgnął po niewerbalną magię, by i tu sprawdzić zabezpieczenia. Wiedział zbyt dobrze, jaką niezbędnością stały się w tych czasach, szczególnie, gdy działało się przeciw ciemnopanującej władzy - Nie - odpowiedział nawet nie odwracając głowy, wciąż ścigając ogniki magii, które pulsowały wskazując miejsca pułapek i ich naturę - Chociaż planuję - dopowiedział, w końcu spoglądając na gospodynię oczami pozbawionymi magicznej otoczki, akurat, gdy znikała gdzieś głębiej w kuchni, a wróciła niosąc schludnie zwinięte materiały. Jeden w kolorze ciemnego grantu, okazał się miękkim w dotyku swetrem, któremu nie miał zamiaru odmawiać. Nie gardziło się ciepłem, które teraz w zimie, bywało tak zdradliwe - Dziękuję - powtórzył, po krótkiej kalkulacji, wsuwając  ubranie do magicznej torby. Dodał nawet krótki uśmiech, podnosząc się, gdy zaproponowała wyjście do altany _ Wezmę je - wskazał na przeniesione koce, które przerzucił przez ramię, by ostatecznie rozłożyć na dwa miejsca, jeden zostawiając na fotelu, dla siebie, drugim obejmując delikatnie czarownicę, która zajęła huśtawkę.
W momencie, gdy na stole pojawił się posiłek, niemal ostentacyjnie, zaburczało mu w brzuchu. Drgnęła mu brew, ale nie starał się tłumaczyć. Podsunął talerz, odsuwając przy okazji rękawy koszuli i odsłaniając wyraźne blizny, które znaczyły dłonie i niknęły gdzieś głębiej, pod materią - Kto ci pomógł za pierwszym razem? - uniósł spojrzenie, pomiędzy pierwszymi kęsami. Zatrzymał się na moment, pamiętając, by nie wchłonąć wszystkiego, jak miał zwyczaj, w pośpiechu, gdy nie miał wiele czasu na przerwę - Minister potrafi dostrzec potencjał bardzo szybko. Ufam jego osądom - przytrzymał wzrok na twarzy towarzyszki, zatrzymując dłonie na stole - Zapewne - odwzajemnił krótki uśmiech, nie wiedząc czemu podążając wzrokiem za linią szyi i smugą włosów, które opadły na ramię, zsuwając się po jasnej skórze. Uniósł wzrok wyżej, ale bez pośpiechu - Pozwoliłem sobie zrobić rekonesans i tutaj, jeśli chodzi o pułapki. Domyślam się, że to twój ojciec zadbał o nie - bardziej skwitował, niż zapytał - Gdyby zaszła taka potrzeba, mógłbym wspomóc przynajmniej jednym dodatkowym - zakończył, utrzymując czujne spojrzenie na oczach czarownicy, dopiero potem, wracając do posiłku, pochłaniając kurczącą zawartość talerza.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Altana z huśtawką - Page 2 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Altana z huśtawką [odnośnik]31.08.21 19:50
W kuchennej otoczce sennego wieczora magia ochronna tańczyła z magią kulinarną; podczas gdy Samuela wypełniała przezorna potrzeba upewnienia się co do precyzji nałożonych pułapek, w ruch poszły także sztućce, garnki, palniki i noże siekające warzywa - zupełnie jakby nagle odnaleźli siebie nawzajem w nowej rzeczywistości. Beztroskiej. Po prostu spokojnej. I choć euforia zdążyła zblednąć, jej płomień wciąż tlił się wiecznym żarem w podbrzuszu Trixie, powodował, że uśmiechała się do własnych myśli podczas gotowania, ciekawa czy sprostali wymaganiom Longbottoma. Dwa krosna powinny wystarczyć - ale czy mag również będzie tego zdania? - Dobrze zrozumiałam, że twoja rodzina się nimi zajmuje? - spytała kontrolnie. Dalekim było jej spoglądanie za wrota jego prywatności, jednak w magicznych stworzeniach wyrzeźbili wspólny grunt. - Po mojej głowie chodzą wsiąkiewki, niedługo będę mieć ich sporo. Dla skór i dla samych zwierząt - dodała z dosłyszalną, łagodną tintą zadowolenia barwiącą melodię głosu. Własna hodowla, kto by pomyślał? Kameralna, co prawda, prowadzona pod znajomym dachem ciepłego domu - a będąca jednocześnie spełnieniem cichych marzeń, otwarciem nowego etapu. Pamiętała, jak w dzieciństwie gonili jaszczurki wraz z kolegami, utaplani w somersetowskim błocie... Może i wybrała je nie bez powodu, w niepewnych czasach sięgając pamięcią do wspomnień, które były łatwiejsze. Nie ostudził więc radości nawet chłód pogrążonego w zimowym marzeniu ogrodu, gdy zasiadali przy stole pod altaną. Magia otuliła ich ciepłem - i to samo zrobiły koce.
- Cedric Dearborn - odpowiedziała szczerze, miękko, wspominając aurora z bladym uśmiechem. Zaskoczył ją - swą cierpliwością i silnym ramieniem trzymającym ją na powierzchni oceanu zrodzonego ze strachów potężniejszych niż kolorowa wyobraźnia. Stał się tamtego wieczora jej jedyną tratwą, pozwoliwszy na to, by nie zachłysnęła się słoną wodą, kwasem wdzierającym się do płuc, koszmarem, który czasem nawiedzał ją nocą. Dłonie pozbawione palców. Niedbale zarośnięte rany w miejscach, w których powinny kwitnąć kości. Niemoc, absolutna i przejmująca. Bezużyteczność. Kalectwo. Czy nie tego obawiała się w życiu najbardziej? Może wtedy - ale i czy teraz? - Mieszkał kiedyś niedaleko nas, tu w Dolinie, po drugiej stronie ulicy - i szkoda, że był to jedynie czas przeszły. - Musieliśmy odnaleźć dom jednego z uciekinierów z Hampshire, żeby zabrać stamtąd porzucone tkaniny. Na szczęście nie przeszkodził nam nikt oprócz bogina - przyznała cicho, marszcząc lekko nos. Carpiene, nieudane, fatalne wręcz w skutkach, stało się cenną nauką. Miała wówczas zapędy, by rzucić się w wir chaosu, z jakiego tkana była wojna. Naiwnie wierzyła, że gryfońską naturą zawojowałaby świat, choć prędzej poległaby przy pierwszym zaklęciu wystosowanym przez wroga - rozumiała to teraz, widziała wyraźnie, kojarząc przyszłość z nauką, jaką wpoiła jej lata temu pani Cattermole. Każdy z nich w Zakonie miał do odegrania swoją rolę - a ona? Na froncie mogłaby jedynie przeszkadzać brakiem doświadczenia i lękiem zrodzonym z traum. - Ojciec chodził z panem Ministrem do Hogwartu, ale ja nigdy go nie widziałam - przyznała po chwili, pomiędzy jednym a drugim malutkimi kęsami pieczonego gołębia. - Jaki on jest? - zapytała niepewnie, wzrokiem powracając do oczu Samuela. Do znajomego, bliźniaczego brązu, którego z niewiadomego powodu nie mogła porzucić w zapomnienie; coś sprawiało, że chciała w nim tonąć. Zanurzyć się całą, płynąć w nieważkości wraz z jego nurtem. Ciemnokasztanowa barwa otulała bezpieczeństwem, nawet jeśli głos miał chłodny, a naturę pełną rezerwy; i to oczy przyciągały ją swoim magnetyzmem, nie wcześniej w dyskrecji zauważone blizny, nie drobinki leniwego śniegu spadające z atramentowego nieba. - Chyba tak - przytaknęła na wspomnienie pułapek założonych przez ojca. Nie było jej przy tym, ale wiedziała, że w kwestii zabezpieczeń był biegły; bronił swojego gniazda, bronił jej jak lew, a to oznaczało, że całą swą energię musiał włożyć w ochronę Warsztatu. - Na pewno byłby ci bardzo wdzięczny - i ja też. To jakieś konkretne zabezpieczenie? Trudne?- w ciemnych tęczówkach błysnęła naturalna ciekawość, wiedział przecież tak wiele, więcej niż ci, których znała dotychczas. Dopiero po tym odwróciła wzrok na surówkę, z trudem - dlaczego? - rezygnując z podtrzymania intensywnego spojrzenia aurora, oparta o boczną ściankę huśtawki, skryta za kubkiem wciąż parującej herbaty.


and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9401-trixie-beckett#285649 https://www.morsmordre.net/t9405-stevie#285909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9407-skrytka-bankowa-nr-2175#285917 https://www.morsmordre.net/t9406-trixie-beckett#285911
Re: Altana z huśtawką [odnośnik]11.09.21 10:04
Stevie poruszał się po domu wolnym krokiem, przeglądając zapiski dotyczące budowy cząstek i kwestii ich migotania przy okazji korzystania z magii obszarowej na terenach niezabezpieczonych. Kątem oka poszukiwał Trixie, którą musiał dopytać o szczególnie intrygującą kwestię w temacie magicznych stworzeń, na których sam kompletnie się nie znał. Niebieskie tęczówki spoczęły na ogrodzie, gdy nie znalazł córki ani w kąciku krawieckim, ani w jej pokoju, salonie oraz kuchni. Istotnie, była tam razem z... Oczy nieco się ucieszyły, bo postać była mu znana, chociaż oczywiście nie spodziewał się, aby Trixie zapraszała do domu kogoś niepewnego. Mieli w sobie mugolską krew, byli celem służb nowego Ministerstwa. Spoglądając to na notatki, to na córkę, zdecydował się w końcu, że o wszystko zapyta później. Nie miał zamiaru przeszkadzać jej w... Czy to była randka? Każde spotkanie chłopca z dziewczyną, tak można było nazwać, a przecież ona była już w naprawdę dojrzałym wieku. Pewne decyzje musiała przekładać w czasie, ale Stevie tak bardzo pragnął dla niej szczęścia... A dla siebie wnuków... Nie zamierzał więc kwestionować spotkań córki, pewien, że wie, co robi. Chociaż była bardzo młoda, to nie można było odmówić jej poczucia odpowiedzialności. Odetchnął więc głęboko, spoglądając jeszcze chwilę na swoją najmłodszą latorośl i wycofał się od okna, wracając do pracowni numerologicznej, aby dalej prowadzić własne badania.

zt


Am I going crazy? Would I even know? Am I right back where I started forty years ago?
Wanna guess the ending? If it ever does... I swear to God that all I've ever wanted was
A little bit of everything, all of the time, a bit of everything, all of the time
Apathy's a tragedy, and boredom is a crime. I'm finished playing, and I'm staying inside.
Stevie Beckett
Stevie Beckett
Zawód : twórca świstoklików, wynalazca
Wiek : 57
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
The blues ain't nothing but a good man feelin' bad.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9282-stevie-beckett https://www.morsmordre.net/t9293-einstein https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9294-skrytka-bankowa-nr-2137 https://www.morsmordre.net/t9295-stevie-beckett
Re: Altana z huśtawką [odnośnik]01.10.21 22:57
Prostota obrazu, który miał przed oczami, zdawał się ujawniać bardziej senny szkic rzeczywistości. Nie dlatego, że był zmęczony, czy widział coś niemożliwego. W aktualnych czasach coś - wydawałoby się - tak oczywistego jak przygotowywanie posiłku w domowej kuchni, bez ciążącego z tyłu głowy alarmu o niebezpieczeństwie w pobliżu, rościło sobie rangę właśnie odległego snu. A to, łączyło i Skamanderowe wspomnienia. Być może wpływ na podobne postrzeganie miały spotkania z siostrą i spędzone z rodzicami święta, wciąż jednak dostrzegał w tych prostych czynnościach coś wartościowego. Doceniając nawet bardziej jak kiedyś, szczególnie gdy sam potrafił sprowadzić przygotowanie zjadliwego posiłku wyłącznie w granicach surowej partyzantki (inaczej nazwać tego się nie dało) - Tak - potwierdził lakonicznie, ani na moment nie wytrącony z analizy, która snuła mu się przez głowę. Bez przeszkód umysł zaskoczył na nową ścieżkę konkluzji - Własna hodowla? - nawet jeśli nie mówiła wprost, pomysł i założenia wpisywały się w słuszne potrzeby zastanej rzeczywistości. Przez sekundę zastanawiał się nawet, czy było tam też miejsce na pasję, czy wytyczne dyktowała tylko wojna? Zmiana w głosie, chociaż drgała ledwie wyczuwalną tonacją, rozjaśniła odpowiedź - mało oczywista ścieżka - zakończył ostatecznie, śledząc kroki krzątająca się czarownicy.
Ciepło ogrodowego pomieszczenia i wzmagające się zapachy wymusiły na nim poruszenie. Ciało rozluźniało się, przypominając sobie, jak długo trzymał już swoją wartę - Dobry wybór - wyraźna, bardziej poważna aprobata zagrała w krótkiej frazie nie tylko z wyrazów, ale i bardziej miękkim brzmieniu - masz oko do aurorów - żartobliwa iskra przeskoczyła między słowami, ale jej blask odbijał się bardziej w ciemnych ślepiach, pogrążonych do tej pory w odległej chmurze powagi. Ta, wróciła na swoje miejsce, gdy dostrzegł niezwerbalizowane cienie migające przez kobiecą twarz - a więc wyszłaś zwycięsko z tego starcia - uchwycił moment, by utrzymać jej wzrok na sobie, wypuszczając dopiero, gdy pozwoliła sobie na oddech. I kolejną odpowiedź, która mu nie umknęła, chociaż niewyraźny szum kroków gdzieś ze środka budynku, kazał mu nachylić głowę, nasłuchując. Zmiana była ledwie widoczna, skroplona czujnością i drgnieniem palców, które w odruchu miały za moment sięgnąć różdżki. Zamiast ataku, otrzymał jednak ciszę, wnioskując tym samym, że to nie intruz, a gospodarz domu - nie opowiedział ci nigdy? - rozluźnił dłoń, pozostawiając ją jednak opuszczoną. Wrócił uwagą do czarownicy, pauzując swoją odpowiedź - jest jednym z najbardziej doświadczonych czarodziejów jakich znam - zaczął powoli, ale bez wahania - autorytet w dziedzinie magii obronnej i bojowej - wymieniał dalej - niezłomny i nieugięty w dążeniu do celów, podejmowanych decyzji - prześlizgnął spojrzenie gdzieś za ramię czarownicy w swoistym zamyśleniu, które ścigało się ze wspomnieniami wszystkich spotkań, które wyznaczały kurs jego oceny - jest kimś, komu bez wahania powierzam swoje życie - zakończył, wracając wzrok ku twarzy kobiety, zdając sobie sprawę, że czuje na sobie jej wzrok od dłuższego czasu. Z odległości, otulona aureolą koca, wydawała się niezwykle krucha. Świadomość o drzemiącej w niej, znowu - nie tak oczywistej - sile, wywołała w nim ulotne drgnienie warg. Być może, nie była nawet świadoma, jakich wrażeń była przyczyną, ujmując raz jeszcze ulotną jak trzepot elfich skrzydeł myślą, że po prostu była piękna. I miała w sobie nieodgadnione… - Światło - odezwał się bardziej miękko, jednocześnie werbalizując urwaną w głowie myśl i odpowiadając na pytanie czarownicy - całkowicie chroni miejsce przed czarną magią - kontynuował z wewnętrzna satysfakcją, że mówił nie tylko o naturze zabezpieczenia, wplatając zupełnie inne znaczenie. Kobiety miał w sobie podobną intuicję. Potrafiły nieść w sobie podobna jasność, chociaż miał wrażenie, że zbyt wiele zostało zgaszonych. Niekoniecznie z ich winy - bardzo trudna sztuka - podkreślił raz jeszcze wieloznaczeniowo. Przez moment, zapewne zbyt długi, po prostu trwał zawieszony w spojrzeniu towarzyszki, jakby rzeczywiście szukał tam utrwalonych między pasmami włosów promieni. Dopiero po chwili, z niejakim namysłem, spokojniej, wrócił do przygotowanego posiłku, którego smak rozchodził się po języku ciepłym impulsem dawno potem, jak ostatni kęs zniknął z talerza.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Altana z huśtawką - Page 2 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Altana z huśtawką [odnośnik]18.10.21 0:07
Trixie z całych sił pragnęła wierzyć, że takie obrazki, senne, idylliczne, nie były jeszcze rzadkością w Dolinie Godryka. Że w obrębie hrabstwa wciąż zło odganiała rodzinna codzienność, pełna ciepła, miłości i wzajemnego szacunku - przecież musiało tak być! Tymczasem ekscytacja przygody, zadania, rozmywała się w parze dobiegającej z garnków i cieple bijącym z palników, a później zatarła się w śniegu, który chrzęścił pod stopami przy przedostawaniu się do altanki. Tobie też udałoby się to wszystko, Rosemary? Znów okazałabyś się lepsza ode mnie? Nie, nie chciała dziś powracać myślami do tajemnicy, którą ojciec ujawnił po tylu latach, prawdą oczyszczając swoją duszę, a jednocześnie trując najmłodszą córkę. - Ceny magicznych tkanin poszybowały w górę - westchnęła ponuro, w ten sposób uzasadniając większą część motywacji czającej się za niedawno podjętą decyzją. Nie tylko żywność okazywała się coraz droższa, każde dobra, których na pęczki było głównie w Londynie, osiągały monstrualne ceny; do tego zlecenia przestały tak gęsto nadciągać na parapet na spisanych pergaminach. Kameralna pracownia Trixie nie mogła równać się z Parkinsonami czy pomniejszymi domami mody w stolicy - a klienci pozostający na promugolskich ziemiach odczuwali skutek wojennej zawieruchy tak samo jak ona. Brakowało wszystkiego - wszystkim. - Poza tym to bardzo urocze zwierzęta - przyznała z lekkim wzruszeniem ramion, pozwoliwszy sobie na kolejny blady uśmiech. Może właśnie dlatego nagminnie otaczała się fauną - bo wciąż w sercu tlił się strach przed samotnością wywodzący się z dzieciństwa, z czasu, którego nie mogła być w pełni świadoma. A jednak została porzucona, po to, żeby odnaleźć inną. Odrzucona. Z tą różnicą, że ojciec wreszcie do niej powrócił, nieważne, ile zajęło im lat, by pokochać się w pełni znaczenia tego słowa. - Aetonany też, chyba. Przynajmniej na takie wyglądają - bo ich charakteru nie mogła oceniać, nigdy nie jeździła na żadnym, ba, nie jeździła nawet na zwykłym, prostym koniu, którego domeną nie były przestworza, tylko stabilna ziemia.
Parsknęła cicho, kiedy Samuel zauważył jej wprawne oko co do selekcji swoich towarzyszy, ale nie odpowiedziała na to słowem, nie, jedynie założyła za ucho kosmyk ciemnych włosów i przytaknęła, wdzięczna losowi za to, że znajdowali się na dworze. Zima dała początek jej rumieńcom i nic nie sugerowało, że powód za zdrowym kolorytem mógł być inny - chociaż, na Merlina, przecież był. Cedric był jej sąsiadem, obserwował jak dorastała, wiecznie gdzieś w zasięgu wzroku zanim nie wyprowadził się w świat, a Samuel... Samuel był bezpieczny w zupełnie inny sposób, choć bronił jej dziś przed potencjalnym zagrożeniem tak samo, jak pan Dearborn. Więc co tak diametralnie ich różniło? Dlaczego przy jednym czuła się swobodnie jak nastolatka, przy drugim z kolei drżała jak kobieta? - Wy pewnie często macie z nimi do czynienia? Z boginami? - spytała ciszej, wpatrując się w kasztanowe tęczówki mężczyzny. Był aurorem, ryzykował życiem w walce z dużo potężniejszym wrogiem, jednak w tej jednej potyczce mieliby coś wspólnego - bo różniło ich więcej niż śmiałaby pomyśleć. Nawet znajomość Ministra, o którym mówił po chwili tak pięknie. Czy na przestrzeni dekad właśnie w ten sposób żołnierze wypowiadali się o swoich generałach? O zaufanym dowództwie, któremu zawierzali bez wahania? Trixie przełknęła nieco głośniej kawałek gołębia i sięgnęła po herbatę, żeby zwilżyć gardło, cały czas nie odejmując przy tym spojrzenia od Skamandera. - A jakim jest... człowiekiem? - zmarszczyła lekko brwi w zamyśleniu; kto stał za personą przewodzącą Zakonowi? Ktoś, kogo uśmiech był w stanie napełniać nadzieją? Ktoś o silnej pięści i warkliwym głosie, na kogo widok dzieci odruchowo zaczynały płakać? Ktoś o duszy smutnej jak ta należąca do jej ojca? - Gdyby nie był arystokratą to chętnie uszyłabym mu sweter na ten ziąb, ale pewnie ma sto pięćdziesiąt ładniejszych - westchnęła z rozbawieniem, podtrzymawszy kubek pod brodą, żeby odrobinę bardziej się ogrzać. Longbottom w swetrze od Trixie Beckett, och, na pewno by ją wyśmiał - chociaż nie podejrzewała, by charakterologicznie miał wiele wspólnego z tą wiedźmą, Aquilą Black, i jej durnymi krewnymi. - To znaczy, że znów przyszedłbyś w odwiedziny? - sarnie oczy otwarły się nieco szerzej; skoro Światło zajmowało tak wiele czasu, wierzyła, że nie starczyłby mu jeden wieczór do jego nałożenia - i wcale nie było jej to nie na rękę. Bo jak inaczej miałaby doprowadzić do następnego spotkania? Misja od sir Harolda została wykonana, a ona nie pchała się na front. - Chciałabym - odparła, chyba podświadomie podążając jego śladem, ni to odnosząca się do jednego znaczenia ich rozmowy, ni do drugiego. Lawirowali gdzieś na krawędzi niedopowiedzenia i to też było bezpieczne. - Nie wiem czy szmalcownicy mają czelność zapuszczać się do Somerset, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Nie mogą zrobić ojcu krzywdy - stwierdziła, o dziwo, z wyraźnym zdecydowaniem. Stevie potrafił się bronić, ale czy gdyby napadła go cała banda - też wyszedłby z tego zwycięsko? Beckettówna nawet nie chciała o tym myśleć. Nieważne, czy kłamał przez dwadzieścia lat, czy milczał tyle samo, w jej mniemaniu nigdy nie zasługiwał, by spotkało go coś złego. Nikt, poza zwolennikami Czarnego Pana, na to nie zasługiwał. - Tylko jak możemy ci się odwdzięczyć? Mamy kurę, może potrzebujesz jajek? - zaproponowała, uśmiechnięta nieco szerzej.


and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9401-trixie-beckett#285649 https://www.morsmordre.net/t9405-stevie#285909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9407-skrytka-bankowa-nr-2175#285917 https://www.morsmordre.net/t9406-trixie-beckett#285911

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Altana z huśtawką
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach