Wydarzenia


Ekipa forum
Różany ogród
AutorWiadomość
Różany ogród [odnośnik]05.01.22 14:57

Różany ogród

Jedyne miejsce na terenie zamku Corbenic, wypełnione wonią inną, niż słona, morska bryza. Różany ogród, prezent ślubny, jaki otrzymała Melisande, niezależnie od pory roku wydaje się roztaczać ulotną woń rosnących w nim, cierniowych kwiatów. Przestrzeń wypełniona jest krętymi ścieżkami żywopłotów, które oddzielają od siebie rozmaite gatunki róż. W centrum, z magicznie chronioną i misternie zdobioną altaną, znajduje się serce ogrodu - kwitnące naturalnie Róże Rosierów, którymi troskliwą opieką otacza sama lady Travers.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Różany ogród Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Różany ogród [odnośnik]16.05.22 14:25
6 kwietnia 1958 roku
Służenie radą, dobrym słowem czy ciepłym uściskiem należało do ulubionych zajęć Evandry. Lubiła dzielić się swoją mądrością, odznaczać empatią, czuć się potrzebną, dlatego też nigdy nie odmawiała, kiedy ktoś przybywał doń z problemem, bo choćby nie była w stanie znaleźć idealnego rozwiązania, tak przecież samo wsparcie było o wiele cenniejsze od suchej porady. Wiadomość od Melisande, nawet jeśli wywołała na jasnej, półwilej twarzy uniesienie w zdziwieniu brwi, tak samo jej sedno nie było żadnym zaskoczeniem. Niejednokrotnie zanurzała się w rozważaniach jakże prostsze byłoby życie, gdyby ktoś szczerze, bez zbędnych upiększeń ani kłamstw uświadomił ją jak naprawdę wygląda sprawa małżeństwa. Każde miało potencjał, by być pięknym, silnym i zjednoczonym, nawet to zawiązane wyłącznie z rozsądku, lecz snując wyobrażenia o przyszłości należało wziąć pod uwagę kilka kluczowych kwestii, jakich młodym damom szczędzono.
Po mało obfitym śniadaniu złożonym z jasnego pieczywa z dodatkiem oliwy, paru plasterków wędliny z szynki oraz żółtego sera, wzbogaconych o kilka sztuk czarnych oliwek i pomidorków cherry, siedząc w jadalni z filiżanką czarnej, słodzonej herbaty w dłoni, błądziła jeszcze myślami wokół mającej miejsce poprzedniego dnia wizyty w Smoczych Ogrodach. Deklarując chęć pomocy w kwestiach ekonomicznych zdawała sobie sprawę z tego, że zarządzanie rezerwatem różnić się będzie od prowadzenia domu. Do Château Rose zdążyła się już przyzwyczaić, oswoić z księgami i rzędami liczb, zwłaszcza pod czujnym okiem lady Cedriny, która jako była doyenne rodu Rosier służyła jej radą, ale sporządzenie budżetu smoczego rezerwatu stało się nie lada wyzwaniem. Zawiłości i niuanse zdawały się piętrzyć w nieskończoność i Evandra musiała włożyć wiele w pracy w ich zrozumienie, lecz spotkanie z Mathieu i księgowym sporo rozjaśniło. Cechowała ją silna determinacja oraz chęć mocniejszego zaangażowania w rodzinne sprawy, dlatego też mimo przeciwności w przyszłość spoglądała z optymizmem.
W przeszłości miała wiele okazji, aby odwiedzić Norfolk. Włości Traversów znacząco różniły się od pałacu w Kent. Mglista okolica przywodziła na myśl tereny wokół Thorness Manor, dodatkowo wiążąc ze sobą wiele pozytywnych wspomnień. Znalazłszy się w Corbenic Castle o umówionej porze od razu została skierowana na tyły posiadłości, gdzie czekała już na nią szwagierka. Stukot obcasów lakierowanych pantofli niósł się korytarzem z każdym stawianym krokiem. Spod rozpiętego, wiosennego płaszcza w kolorze ciemnego granatu o rzędzie złotych guzików, wyglądała intensywna czerwień sukienki. Stosunkowo wąska spódnica o modnym, współczesnym kroku sięgała połowy łydek, a płytki dekolt został ozdobiony broszką z morskim motywem. Na jasnych, upiętych w niski kok włosach tkwił kapelusz z krótkim rondem. Całość kreacji lady doyenne dopełniał delikatny makijaż o lekko czernionych rzęsach i muśniętych czerwienią wargach.
- Lady Melisande Travers - przywitała ją szerokim uśmiechem, żartobliwie sięgając do oficjalnego tonu, rozpościerając ramiona do ciepłego uścisku. - Dzisiejsza pogoda jest idealną do przesiadywania w ogrodzie, dziękuję za zaproszenie. - Pochmurnemu niebu daleko było do wiosennego, słonecznego ideału, ale Evandra dała się poznać jako wielbicielka spędzania czasu na świeżym powietrzu niezależnie od pogody. Wychodząc na zewnątrz pozwoliła poprowadzić się szwagierce, a trzymając ją pod ramię nieznacznie ściszyła głos, od razu nadając ich rozmowie prywatnego charakteru. - Jak czujesz się jako lady Norfolk? Czy Traversowa buta dała ci się już we znaki? - Nie było tajemnicą, że ród, do jakiego Melisande przyszło dołączyć, niechętnie odnajdywał się w salonowym towarzystwie, co z łatwością można było dostrzec w zachowaniu jego przedstawicieli.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Różany ogród [odnośnik]27.08.22 15:27
Nie pisała listu pod wpływem natchnienia. Te płynęły z potrzeby, z narastającego gdzieś w piersi napięcia, przypominającego nieco drugie, chociaż bardziej natarczywie bijące serce. A to, wybijało bardziej niespokojny rytm, z którego dźwiękiem emocji, trudno było jej poradzić, albo uciszyć. Tym bardziej, że czuła jednoczesną winę, z której źródłem podzielić się z nikim nie mogła. Te zidentyfikowane, których przyczyna uosabiała się w sylwetce męża, wywoływały zbyt nieokrzesaną mieszankę, by uspokoiła się. Częściej była burzą, pozwalając sobie przerywać milczenie w najmniej (zwyczajowo dla małżonka) oczekiwanym momencie.
Do ciszy przytulała się w ogrodach. Te, chociaż tak różne od znajomych miejsc w rodzinnym Kent, zapełniały pustkę, koiły gniew, który naprzemiennie, kierowała w myli tak do Manannana, jak i ukochanego brata, który stanowił źródło jej pierwotnej frustracji, jako przyczyny jej położenia. Nie miała w zwyczaju pielęgnować żalu, ten zastępowała bardziej precyzyjną emocją, żarliwszą, z której czerpała rzeczywistą korzyść. Nawet jeśli tylko na bardzo krótki moment.
Kilka razy, z namaszczeniem prześledziła ślicznie stawiane litery na pachnącym perfumą pergaminie. Palce podążały liniami i treścią, potrafiąc sobie wyobrazić niemal bezbłędnie smukłą sylwetkę Evandry, pochyloną nad listem. Nie potrafiła pozbyć się ulotnej myśli, że przypominała jej w tym Marianne. W doskonałości, jaką półwila - emanowała. Nigdy jednak nie podzieliła się refleksją, zupełnie, jakby nieoczekiwane podobieństwo mogło wywołać odwrotny od zamierzonego efekt. Pozostawała na własne życzenie osamotniona we wspomnieniu.
Nie kłopotała swoja obecnością w jadalni, podczas śniadania. Uprzedziła z góry o ważnym gościu, który miał nawiedzić obecnością włości Norfolk. Różana altana i ogród, który przezywał początki rozkwitu stanowić miały oprawę spotkania. Słodki, ale lekki poczęstunek miał dopełniać zestawienie z jej osobistym wkładem i butelką wyjątkowego, francuskiego wina, które otrzymała w darze, z jednej z morskich wypraw męża. To jednak sama odstawiła na bok, do plecionego koszyka, w którym wciąż odpoczywał świeży bukiet róż, równie żywych, co te rozsiane gwiazdą w ogrodzie. W oczekiwaniu na gościa, dostrzegła jeden, z wciąż zamkniętych pąków. Nie powinno go tu być. Ten, miał jeszcze czas, by cieszyć pięknem oko. Ktoś niepomny, skrócił go, odbierając mu to, do czego został stworzony. Kącik malowanych czerwienią warg uniósł się smutno. W palcach ułamała ostrożnie pąk, który wsunęła na dno dłoni, by niemal w tym samym momencie usłyszeć stukot lekkich, ale wdzięcznych kroków zbliżającej się Evandry. Zupełnie, jakby słuchała odległej melodii, słyszanej - domu.
- Lady doyenne Rosier - odwdzięczyła się krótką oficjelą, w szerokim kontraście uśmiechu, jaki zakwitł na wargach Melisande. Z lekkim krokiem podążył ku otwartym ramionom, przyjmując i ofiarując uścisk - Każda pogoda jest idealna na przesiadywanie w ogrodzie różanym - podjęła z uśmiechem, mrużąc przy tym skrzące wesołością źrenice. Nikt, kto znał ją lepiej nie byłby w stanie zapomnieć, jak wiele uwagi poświęcała różanym powinnościom.
Ścieżki między ogrodowymi alejami, zawijały swój bieg, niby młode, kwietne pędy. I tylko delikatny szum długiej, morsko błękitnej spódnicy arystokratki, wyznaczał miejsca, które mijali. Zakryta plecionym granatem dopasowana kobieco koszula, wydawała się niemal prosta, gdyby nie aksamitny połysk bogatego materiału i wstążki wiązanej pod szyją. Wyprostowała się niemal intuicyjnie, gdy pośród przyciszonej rozmowy, w końcu padło pytanie, które poruszyło nieruchoma taflę spokoju - Nie wiem, kto komu bardziej dał się we znaki - zaczęła lekko, chociaż napięta struna w głosie zakołysała się niebezpiecznie, gotowa umknąć, gdyby tylko właścicielka głosu na to pozwoliła. Sama doskonale wiedziała, jak określała obecność Manannana na salonach. Nieokrzesaność mieli we krwi. Ale ta, płynąca w żyłach Rosierów, nigdy nie należała do spokojnych, chociaż nigdy nie odzwierciedlała jej żywotności w szerszym towarzystwie - ale nikt nie ma zastrzeżeń do pełnionych przeze mnie obowiązków lady Norfolk - dodała bardziej odlegle. To, kim była - dumną arystokratką z potężnego rodu - nie miało prawa przysłonić nic innego. Damą miała być doskonałą. Rolę żony podejmowała na swój unikalny sposób - możesz zapytać Lorda Traversa, mega męża, jeśli chciałabyś posłuchać bezpośredniej oceny - wróciła do lżejszego tonu, pochylając się w stronę jasnowłosej, zawijając na krótko palce mocniej, na przedramieniu i szukając, równie przejrzystego spojrzenia.
Melisande M. Travers
Melisande M. Travers
Zawód : Dama
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Róże są bardziej zgodne z prawdą – wiedzą, jak pokazywać kolce”.
OPCM : 0 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10633-melisande-travers-rosier#324047 https://www.morsmordre.net/t10688-ales#324219 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10751-skrytka-bankowa-nr-2340#326311 https://www.morsmordre.net/t10749-melisande-travers-rosier#326288
Re: Różany ogród [odnośnik]13.10.22 10:58
Od dnia zaślubin Melisande z lordem Traversem niewiele miały okazji do wspólnie spędzanego czasu. Kilka przyjęć, spotkań, charytatywnych wystąpień nie mogły się równać z mieszkaniem pod jednym dachem i możliwością zwrócenia się do siebie nawzajem w każdym momencie. Dopiero teraz, kiedy odebrano jej szwagierkę, umieszczając w rezydencji drogiego kuzyna, odczuwała jej brak. Tym mocniej przytuliła ją do siebie, chcąc zatrzymać w ramionach na dłuższą chwilę.
- Masz rację, wśród róż warto spędzić każdą wolną chwilę. Nie mogę wręcz wyjść z zachwytu na widok tego miejsca. Dzięki tobie Corbenic Castle nabrało koloru - przyznała na widok krzewów róż. Wśród żywopłotowych alei można było odnieść wrażenie, że jest się w ogrodach pałacu w Dover, nie zaś na wietrznej wyspie. Zawsze ceniła sobie umiejętności Melisande, dobroć, wrażliwość i rękę do roślin, spod której wyrastające pąki zasługiwały na uznanie dla niezwykłego kunsztu. Evandra ubolewała czasem, iż nadal daleko jej było do wprawy, o ideale nie wspominając, przez co czuła, że nie jest w pełni lady doyenne Rosier godną swego tytułu. Doświadczenie oraz wprawa miały przyjść z czasem, wszak wedle tradycji różane ogrody pielęgnowało się bez użycia magii, która kwiatom przynieść mogła więcej szkody, niż pożytku. Liczyły się cierpliwość i wytrwałość, a z tymi u półwili bywało różnie, zwłaszcza w ostatnich miesiącach przepełnionych związanymi z wojną i działaniami charytatywnymi obowiązkami.
Chwiejące się w tonie głosu szwagierki zastanowienie nie umknęło uwadze Evandry, gdy przyglądając się czarownicy słuchała jej słów. Była ciekawa jak Melisande odnajduje się w Norfolk, jakże różnego od jasnego Château Rose. Domowa przystań otulała bezpieczeństwem, dobrze znanym sobie charakterem, w jaki łatwo wskoczyć i się dopasować wedle potrzeb. Nowe miejsca miały to do siebie, że wymagały badań i odkryć, balansowania na krawędzi nieznanego. Zmuszały do ostrożności, trzymania się w ryzach podczas każdego stawianego kroku, wszak odpowiedź otoczenia mogła zaskoczyć. Półwila pomimo trwającego już drugi rok małżeństwa nadal korzystała z metody prób i błędów, ucząc się na ile może sobie pozwolić, jak zaznaczyć swoją pozycję, jak zdobyć należny sobie szacunek, ale i pewny, ciepły kąt. Od niedawna zaczęła nazywać Kent swoim domem i choć trzeba było do tego tragedii, dziś czuła się w pałacowych komnatach bezpiecznie. Dyplomatycznie dobrane słowa lady Travers zdradzały jej ostrożność i niechęć wobec otwartego wyjawiania swoich myśli. Nie było to dla jasnowłosej zaskoczeniem, wszak sama długi czas tkwiła w niepewności, związana przysięgą i przyzwoitością nie chcąc mówić o tym, co złe i zastanawiające. Także w relacji między czarownicami nie było nigdy wielkiej przyjaźni, która pchnęłaby je do wyznań. Lady doyenne czuła się w Château Rose obco, nawet mimo ciepłego nastawienia domowników. Zbyt dobrze zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo lojalni są oni wobec Tristana, sznurowała więc usta, nie mówiąc nigdy tego, co czuła w głębi serca. Dziś już nie miała podobnych wątpliwości, bynajmniej tak gwałtownych i kontrowersyjnych, jakie zaalarmować mogły kogokolwiek. Teraz mając przed sobą szwagierkę i widząc jak kluczy ona wokół sedna sprawy, miała pewność, że boryka się ona z podobnymi problemami, co niegdyś półwila.
- Jego komentarz wyklucza obiektywność oceny twoich odczuć - odparła bez ogródek, nie tracąc na cieple głosu. Jej celem nie było zamknięcie Melisande z własnymi myślami, a przekonanie, iż nie jest dlań wrogiem. - Mężowie operują wszak na własnych spostrzeżeniach, często odległych od rzeczywistości. Nie lubią, gdy ta daleka jest ich od ich oczekiwań. - O tym powiedzieć mogła wiele, dobrze wiedząc jak dobitnie Tristan zwykł wyrażać swe niezadowolenie względem spraw idących niezgodnie z jego przewidywaniami. - Gdy pytam o twoje samopoczucie, nie musisz częstować mnie salonową dyplomacją. Dobrze wiem, że pierwsze miesiące w nowym miejscu bywają niezwykle stresujące - przyznała, chcąc ją zachęcić do zdradzenia swoich myśli. Nie chciała jednak nań zbytnio naciskać, więc odsunęła wyczekujące spojrzenie od czarownicy i zwróciła wzrok przed siebie, cierpliwie czekając na kierunek, jaki Melisande obierze w ich rozmowie. Jeśli zdecyduje się nie ujawniać, nie będzie wprawiać jej w dalszy dyskomfort.

| zt



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Różany ogród [odnośnik]29.08.23 10:36
19 lipca 1958 roku
- Wspaniały wiatr, doskonały zapach morza, przywodzi na myśl sentymenty - rozwodzi się już od progu nad letnią atmosferą posiadłości, kiedy momentalnie uderza ją wywołująca przyjemne wspomnienia wilgoć. Wprawdzie całe swoje życie mieszka na wybrzeżu, jednak z łatwością potrafi dostrzec różnicę w zapachu powietrza między brzegiem Anglii a małą wyspą - niepowtarzalna.
Nadchodzący wielkimi krokami wyjazd do Rumunii jest już domknięty na ostatni guzik, a przynajmniej pod kątem spakowania kufrów i uprzedzenia domowników, że przez najbliższy tydzień będą musieli pilnować się nawzajem, coby nie puścić pałacu z dymem. Evandra przypuszczała, że częściej będzie ekscytować się podróżą, przekładając strojne suknie w poszukiwaniu tych, które najlepiej podkreślą jej urodę w transylwańskim słońcu, prawda zaś okazała się być zupełnie inna. To niepokój związany z resztą rodziny i manią panowania nad każdą sytuacją zmusza do kilkukrotnego sprawdzenia menu na nadchodzące dni i upewnienia się ze służbą, że każdy zna swoje zadania. Prosi też o sporządzenie listy osób, które podczas ich nieobecności gościć będą w Château Rose na zaproszenie któregokolwiek z domowników. Musi mieć pewność, że każdy będzie zachowywał się godnie, a to jeden z kilku kluczowych powodów, dla których zdecydowała się odwiedzić lady Travers.
- Przyznam, że obawiałam się, że już przed wyjazdem nie będziemy mieć sposobności, by się zobaczyć. Los jednak ma nas w swojej opiece, dobrze cię widzieć, Melisande - wita się ze szwagierką z szerokim uśmiechem i wymienia z nią kilka ucałowanych policzków. Nie po raz pierwszy gości w różanym ogrodzie, jaki powstał tu z miłości Manannana do swej małżonki. Za każdym jednak razem z zachwytem przygląda się kwiatom otaczającym altanę i w niej też dziś zasiada, pozwalając by poły długiej, letniej sukni rozlały się kaskadą wzdłuż ozdobnych nóg krzesła. - Napiję się gorzkiej herbaty, dziś słodycz wywołuje u mnie mdłości, więc i żadnych ciast - oznajmia organizacyjnie, aby ominąć tę kwestię uprzejmości. Jest zbyt podekscytowana nadchodzącą częścią rozmowy, by bawić się w zbędną kurtuazję. Poprawia jeszcze niedbałym gestem jasny kosmyk włosów, jaki wymyka się spod misternie plecionej w niski kok fryzury.
- Powiedz mi, kochana, jak twoje samopoczucie? - Wprawdzie przed dwoma dniami Melisande odwiedziła Château Rose, jednak nie miały wtedy okazji się zobaczyć przez wzgląd na organizowane w Dover jarmarki. - Czy upał ci za bardzo nie doskwiera? - pyta zatroskanym tonem i ogniskuje spojrzenie na lady Travers, w zupełności poświęcając uwagę czarownicy. - Cioteczka Mabel powtarza, że to sezon na gnębiwtryski, czym uzasadnia swe pogarszające się zdrowie - rzuca jeszcze plotką z pałacowych murów, sięgając do hipochondrycznej ciotki, która każdego tygodnia uskarża się na inną bolącą część ciała, w czym jest tak przekonująca, że czasem można zacząć zastanawiać się, czy aby samemu nie jest się też chorym.




show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Różany ogród [odnośnik]30.08.23 16:45
Melodyjne słowa wypadające z ust bratowej rozlały się po altanie wraz z dźwiękiem stawianych kroków, unosząc znad książki książki traktującej o celtyckich wierzeniach - jednej z wielu znajdujących się w zbiorach Traversów. Obok w stosie leżało kilka innych jednak nie odbiegających daleko tematem. Ułożyła dłoń na czytanej stronie, swoją uwagę skupiając całkowicie na niej. Zachwycająco pięknej, niemal istniejącej niezgodnie z prawami świata. Jednej z niewielu kobiet, których nie mogła doścignąć urodą - szczęśliwie dla niej samej, poślubionej przez jej brata. Rozciągnęła usta w szczerym uśmiechu. Mimowolnie zastanawiając się nad tym, co usłyszała od brata ledwie chwilę wcześniej, nie potrafiąc nie zastanowić się nad tym, jaka reakcja będzie na niego czekać, gdy wyjawi jej swój sekret. Ona, nie zamierzała, stawiając Tristana ponad wszystkimi, nawet ponad kobiecą solidarnością. Deirdre ledwie kilka tygodni temu dziękowała jej za milczenie i nie podjęcie działania - ale swojej drogi nie obrała przez wzgląd na nią. Wsunęła płatek róży w tomiszcze zamykając je i podnosząc by wyjść jej na przeciw rozkładając najpierw w niemym powitaniu dłonie. Emanowała zadowoleniem, które od kilku dni zdawało się nieodłącznym towarzyszem Melisande.
- Piękna jak zawsze. - orzekła w pierwszych słowach. - Ciebie również, Evandro. - odpowiedziała jej wymieniając się powitaniem zaciskając łagodnie palce na jej dłoni. - Zwłaszcza, że zaintrygowałaś mnie ostatnim listem. A potem kazałaś czekać i wstawać na wschody słońca.  - pokręciła głową teatralnie. - Wiesz że z cierpliwością nie zawsze wędrujemy razem. - przypomniała jej z rozbawieniem, puszczając jedną z jej dłoni gestem wskazując jedno z miejsc przy altanie puszczając ją przodem. Dziś miała na sobie suknię w odcieniu odważnego kobaltu. Włosy Anitha spięła bo w ten sposób morskie powietrze mogło osiadać na skórze. Na nadgarstku, znajdowała się podarowana od Tristan bransoletka, ale dziś jej dłonie i ciało nie posiadało większej ilości ozdób, poza obrączką i pierścieniem zaręczynowym. - Usiądź, proszę. - wypowiedziała, zatrzymując się wpół gestu z lekkim zaskoczeniem, gdy Evandra od razu wyznaczyła swoje upodobania. Początkowo na jej twarzy zawitało zdziwienie. Zaśmiała się zaraz w rozbawieniu. - Słyszałaś. - powiedziała, zerkając ku służce, która oddaliła się po krótkim dygnięciu.
- Na najwyższym poziomie. - odpowiedziała zgodnie z prawdą zasiadając. Opierając się wygodnie o miękkie oparcie. Uśmiech nie schodził z jej warg. - Uwielbiam kiedy sprawy toczą się wyznaczonym przeze mnie torem a gdy do tego pojawia się interesujący do rozwiązania problem - cóż może być lepszego? - przyznała odsuwając też głowę do tyłu, spoglądając na chwilę w bok. - Nie, mury przynoszą chłód, a na tarasie bryza uprzejmie schładza rozgrzane ciało. - wolała ciepłe miesiące od zimny, choć deszczowo bywało w Anglii przez większość czasu.
- Jej nieistniejące choroby idealnie prezentowałby się w starciu z niestworzonymi opowieściami wuja Llewelyna. Oh, posadźmy ich kiedyś obok siebie, chciałabym to zobaczyć. - odpowiedziała Evandrze machając łagodnie ręką. Starszy Lord Travers był stałym bywalcem jadalni, miał wiele opowieści, choć ich wersje różniły się zależnie od wieczoru. Najchętniej zaś opowiadał o wojnie, albo o tym jak olśnił go widok Króla Rybaka, raz przepłynął Atlantyk, raz odkrył Afrykę, Melisande większość jego historii pachniała wymysłami. - Zaś powodów złego samopoczucia dopatrywałabym się albo w jej zrzędliwej naturze, albo tym, co znajduje się ponad nami. - brodą wskazała na kometę wyścielającą niebo. Uśmiechnęła się kącikiem ust, wracając spojrzeniem do Evandry. - Też zdajesz się być w dobrym humorze. - zauważyła przekrzywiając odrobinę głowę. - Słyszałam od Tristana dobre wieści, pozwól że i tobie pogratuluję. - pochyliła lekko głowę. Anitha wróciła stawiając przy Evandrze herbatę. - Jesteś pewna, że nie masz na nic ochoty? - dopytała sięgając po własny kieliszek wypełniony wodą. Machnięciem ręki odprawiła Anithę.  -Jak życie na zamku? Ostatnio rzadko bywałam w domu. - przyznała, choć trudno było poszukiwać w niej skruchy. Miała zadanie do wykonania, cel i plan. Chociaż zapytała, bo w sumie tęskniła, choć nie przyznała by się głośno do tej słabości tutaj w domu z którego powinna być szczęśliwa.  - Oh i chyba winnam cię uprzedzić, że możesz otrzymać list od Cordelii Malfoy - przyznała  wywracając oczami i kręcąc odrobinę głową. - Obsługa banku Gringotta ostatnio zawiodła moje oczekiwania. Uwierzysz, jeśli ci powiem, że jeden z ich pracowników zamiast do mojej skrytki zabrał mnie do tej należącej do Cordelii i w jeszcze w niej zamknął? - zapytała szwagierki rozciągając wargi w niezadowolonym grymasie. Zsunęła się trochę z siedzenia w stronę Evandry.
- Przejdźmy do planu o którym wspomniałaś w liście. - zaproponowała, przechodząc gładko ku francuskim zgłoskom. - Zrób mi tą przyjemność. - poprosiła ją, unosząc kącik ust łagodnie. Brakowało jej towarzysza do rozmów w tym języku który był właściwie jak jej własny. Imogen nigdy nie chwaliła się znajomością francuskiego, Manannana właściwie nie zapytała. Choć wtedy, gdy wymknęły się z jej słów zdawał się rozumieć ich sens. Brakowało jej kopana do rozmowy. A z Evandrą było to niemal tak naturalne jak oddychanie.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Różany ogród [odnośnik]11.09.23 7:26
Evandrze z rumieńcem jest do twarzy. Wspaniale pyszni się zarówno pod komplementem wyglądu, jak i intrygującego listu. Prawdę mówiąc, nie chciała, by szwagierka tak długo czekała na wprowadzenie do tematu, lecz w natłoku wydarzeń zaczęła powtarzać, że wszystko w swoim czasie. Odprowadza wzrokiem Anithę przez kilka jej kroków, by zaraz wrócić nim do szwagierki.
- Promieniejesz, a to niezwykle cenne. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, widząc, że tak dobrze odnalazłaś się w Corbenic Castle. - Wcześniej wątpiła, czy aby na pewno Tristan podjął dobrą decyzję. Taki plan świadczył o pochwyceniu brzytwy, o nagłej zmianie w ramach panicznego zalepiania dziur. Melisande należy do czarownic inteligentnych, musiała to dostrzec i wyraźnie zaznaczyć bratu swe niepochlebne stanowisko. Jest także arystokratką o nienagannych manierach, więc stawiane wyrzuty, choć celne i dobitne, nie mogą odwrócić powziętych decyzji, bo takie jest jej przeznaczenie.
- Wyborny pomysł - chichocze cicho, stawiając już przed oczy wyobraźni przeuroczy obrazek. Mimowolnie sięga wzrokiem na kometę, kiedy czarownica wskazuje na niebo, i wzdryga się nieco, wracając wspomnieniem do dnia, gdy ta zawisła nad nimi, przynosząc wszystko, co najgorsze, od podtopionych statków, po skwaszone mleko. - Dziękuję, kochana, to niezwykły dar. - Nawiązuje do wzrastającego pod sercem dziecka. - Zdawać by się mogło, że jest jeszcze wiele czasu do rozwiązania, jednak życie lubi rewidować wszelkie plany. Rozumiesz teraz pewnie mój pośpiech, zarówno z jarmarkami, co serpentarium. - Nie ma pewności, czy już wcześniej wspomniała szwagierce o Smoczych Ogrodach, lecz ten temat i tak zamierza poruszyć w dalszej części spotkania. Kręci jeszcze krótko głową, podkreślając, że nie zależy jej na słodkościach. Po obfitym śniadaniu złożonym z maślanej bułki paryskiej, kilku grubszych plastrów dojrzewającego sera i słodkich konfitur, potrzebuje przerwy przed kolejnym posiłkiem. - Jedyne, nad czym ubolewam, to brak owoców morza w diecie. Uzdrowiciele lubią wykluczać z niej wszystko, co najlepsze, więc ciesz się, póki możesz - podsuwa szwagierce cenną radę, wszak i ona już wkrótce będzie w stanie brzemiennym.
- Cordelia? Debiutantka sprzed dwóch sezonów? - dziwi się, od razu przypominając sobie sylwetkę młodej czarownicy. - Biedna dziewczyna, czasem naprawdę mi jej szkoda. Wydaje się być wyobcowana i niechętna do nawiązywania przyjaźni - stwierdza, mając na myśli pannę Malfoy, która od zawsze stroniła od jej towarzystwa, od dnia ślubu z Tristanem darząc ją nawet z większym chłodem, niż zazwyczaj. Wprawdzie zdaje sobie sprawę, że istnieją kobiety, które podobnie, jak panowie, podświadomie darzą ją uczuciami, do jakich niechętnie chciałyby się przyznać w towarzystwie, ale czy naprawdę mogło to ją dotknąć? - Czego mogłaby ode mnie chcieć? - Jasna brew powędrowała ku górze w zwątpieniu, mając nadzieję, że przynajmniej będzie to bardzo zabawne. - I mam nadzieję, że żądasz zadośćuczynienia od tak bezczelnego zachowania pracowników Gringotta! Żeby zamknąć kogoś w skrytce? Jak w ogóle do tego doszło?! - teatralnemu oburzeniu Evandry nie ma końca. Jeszcze tego brakowało, by gobliny wytoczyły bunt przeciwko czarodziejom czystej krwi.
- Ah właśnie, rada jestem, że udało mi się zdobyć twoją ciekawość - podchwytuje język francuski, ciesząc się, że Melisande nawiązuje do wiadomości. - Skoroś tak radosna, to nadal trzyma cię uniesienie serca, miłość jest prawdziwie niezwykłym narkotykiem. Nie chcę cię wyrywać z upojenia, w żadnym wypadku, jednak uważam, że nie samą miłością czarownica żyje. - Ujmuje uszko filiżanki, aby upić zeń łyk. Zdaje się, że mówiła prawdę o tych słodyczach, bo sypiąc zwykle trzy do czterech łyżeczek cukru, dziś nie sięga po żadną. Poprawia się na swoim miejscu i nachyla nieznacznie ku kobiecie. Przekrzywia lekko głowę na bok, jakby w zainteresowaniu, a w błękicie tęczówek tańczą ogniki ekscytacji. - Na przestrzeni ostatnich dwóch lat niejednokrotnie zdarzało mi się stawać pod ścianą w bezradności, z potrzebą pomówienia z kimś, kto rozumiałby moje problemy. Zażartowania z kimś, kto nie przestraszy się czarnego humoru codzienności. Sięgnięcia po kieliszek wina z kimś, kto wiedziałby, jakie smutki utopić chcę w kieliszku. - Przesuwa spojrzeniem po linii pięknego profilu Melisande. - Doszłam do wniosku, że tymi, kto prawdziwie mógłby mnie zrozumieć, są mężatki. Czarownice, których życie, nawet jeśli różne, zbliżone jest rozterkami do mojego. Potrzebujemy przestrzeni, w której możemy poczuć się swobodnie, z dala jednak od sabatowego blichtru. Rozmawiać i żartować, a może i zagrać wspólnie w karty. Miałaś dotąd styczność z brydżem? - pyta z cieniem rozbawienia, bo sama nie ma z nim wiele doświadczenia, ale kojarzy rozrywkę z przyjemną zabawą do kieliszka.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Różany ogród [odnośnik]11.09.23 19:08
Evandra zawsze prezentowała się pięknie i nienagannie - dużą zasługę temu Melisande przypisywała jej genom, trudno było oderwać od jej urody spojrzenie - nie poczuć ukłucia zazdrości na perfekcyjność, którą prezentowała niezależnie od stroju, który miała na sobie - formalnego, czy też luźniejszego. Uśmiech na chwilę pogłębia się, na komplement padający z ust bratowej. Z zadowoleniem, było jej do twarzy - dobrze o tym wiedziała. Bo kiedy to ją oplatało, nie musiała go udawać.
- Chwilę mi to zajęło. - odpowiedziała jej, nie przestając się jednak uśmiechać. Skromnie choć nie by umniejszyć własnym zasługom - bo choć skromność do jednej z cnót należała to Evandra przez czas wspólnego mieszkania zdążyła z pewnością zauważyć, że Melisande rzadko kiedy z niej korzystała. W towarzystwie - owszem - kiedy tak jej odbiór i prezencja były najważniejsze. Teraz, kiedy znajdowały się tu same (nie licząc Anithy) nie miało to sensu. Zawtórowała jej śmiechem, wśród wizji męczącej ciotki i wuja opowiadającego niestworzone historie, chwilę później ściągając spojrzenie z komety.  
- Wybacz, że nie wsparłam cię w tym działaniu. Nie mam jednak obaw, że wszystko się udało. - uniosła kąciki ust wyżej. - Tristan wspominał o serpentarium. - zaczęła od tego. - Zlecił mi obserwację węży, ale jeśli będziesz potrzebować pomocy, nie wahaj się. - uniosła kącik ust ku górze, przekrzywiając łagodnie głowę.  Jej tęczówki nabrały innej barwy, troski, kiedy unosiła spojrzenie z jej brzucha na twarz. - Cieszę się widząc cię taką. - powiedziała poważniejąc. - Zwłaszcza po wszystkim co ostatnio zaszło. - dodała jeszcze, nie wypowiadając jednak głośno tego, co znajdowało się w jej wiedzy. Pochyliła odrobinę głowę, łapiąc spojrzenie bratowej. - Podoba mi się pewność z którą realizujesz kolejne plany. - usta na powrót jej się rozciągnęły. To nie było tanie pochlebstwo, gdyby nie dostrzegła zmiany w niej samej, nigdy nie skomplementowałaby jej przed własnym bratem. Ale Evandra się starała, a poza samym staraniem wraz z mijającymi miesiącami nabierała i pewności i wprawy w kolejnych działaniach. Nie miała łatwej roli, została lady doeynne ledwie chwilę po tym, jak została żoną. A Tristan - cóż, Melisande doskonale zdawała sobie sprawę - że jego charakter i usposobienie nie należało do łatwych. Czarował wokół każdego, za rodziną poszedłby w ogień ale jego złość potrafiła być wielka i okrutna. - Zostaw nas same. - wypadło jeszcze z ust Melisande, kiedy Anitha skończyła układanie wszystkiego na stole, na stole pojawiło się trochę orzechów - gdyby Evandra miała jednak chęć na cokolwiek i pieczywa z oliwą - dla Melisande znalazł się kawałek ciasta. Służka zniknęła, wraz z wypowiedzianym żądaniem. Kolejne słowa Evandry sprawiły, że wargi Melisande mimowolnie wygięły się w dół z niezadowoleniem. - Nawet nie wspominaj. Kojarzysz tego medyka, którego moja matka wrzuca na głowę prawie każdemu? - zapytała wzdrygając się mimowolnie ramionami na wspomnienie wizyty do której została przez nią zmuszona. Był stary i nieprzyjemny, może się znał, ale więcej nie zamierzała postawić u niego stopy. - Zabrała mnie do niego przed ślubem. Dostałam już stosowne upomnienie.  - wywróciła oczami wzdychając ciężej. Odrzuciła głowę, opierając ją za sobą, na chwilę przymykając powieki. - Tod robi genialnie polędwiczki. - mruknęła z cierpiętniczym rozmarzeniem. - To nadal dla mnie abstrakcyjna wizja. - ciąża. Na razie, była jednym z jej celi, planów, obowiązków. Miała w nią zajść, przynosząc dobrą wiadomość światu. Ale cała reszta... była gdzieś dalej, na razie nie istniejąc. Zmieniała swoje życie, pozostawiała ulubione potrawy, na razie - bo powinna. Nie wiedząc jeszcze na co tak właściwie się szykuje.
Sięgnęła po talerzyk z ciastem, potakując krótko głową, kiedy Evandra odnajdywała wspomnianą jednostkę. Odsunęła spojrzenie w górę, przekręcając widelczyk w ustach w krótkim zastanowieniu. - Hmm… - wypadło niekontrolowanym, niepojawiającym się często u niej wcześniej mruknięciem. Przekrzywiła głowę. Uniosła widelczyk, a potem odłożyła talerz na stół. - Sądzę, że nie o ciebie może jej chodzić a o to, co przynależy przy tobie. - stwierdziła wzruszając łagodnie ramionami. - O absurd zakrawa fakt, jak namęczyłam się by nie kazała mnie aresztować. Naprawdę była przekonana o tym, że postanowiłam trudzić się złodziejstwem w wolnych chwilach, a do niego samego - wyobraź sobie - według niej, pchnęło mnie skąpstwo mojego małżonka. - ponownie zatoczyła koło oczami. - Historia o romantycznej niespodziance, którą planuje dla Manannana uratowała mnie przed tym - nie logika i fakt. - jej wargi wygięły się, niemal jakby zjadła coś niesmacznego, przy romantyczności. - Uwierz mi, gdybyśmy zostały tam dłużej mogłabym w istocie dostarczyć im rzeczywisty powód do aresztowania. - pokręciła głową sięgając po filiżankę, zatapiając w napoju malinowe wargi. - Zaproponowałam jej w ramach zadośćuczynienia za stres, lęk i strach którego doświadczyła z mojej winy by odwiedziła mnie tutaj i zobaczyła mój prezent ślubny, bo, jak zauważyłam, najmocniej interesowały ją sprawy mojego małżeństwa. - zatoczyła ręką koło wokół siebie. - Niemniej, odmówiła mi, nazywając to miejsce ogródkiem. Wyraziła zamiast tego chęć odwiedzenia ogrodów w Château Rose wraz z nadzieją spotkania Tristana... i ciebie. - jej brwi uniosły się trochę. W pewien sposób Cordelia miała rację. Ogród Melisande nie był tak imponujący jak te, które znajdowały się w rodowej siedzibie Rosierów. Ale też nie mógł i nie powinien próbować ich swoją wspaniałością prześcignąć. Ten w którym się znajdowały miał być kawałkiem domu, jej własnym miejscem - nie wizytówką. Ale i tak nie mogła przeżyć tej urazy, która ubodła ją, choć nie potrafiła dokładnie wskazać logiczności rozpościerającego się wewnątrz niej uczucia. Rozciągnęła wargi w niezadowolonym uśmiechu. - Zmuszona byłam jej przypomnieć, że wraz z zamążpójściem stałam się lady Travers i niestosownym byłoby zaproszenie jej do domu z którego wyszłam. Poradziłam by umówiła się na spotkanie listownie, kreśląc słowa ku tobie, lub mojej siostrze. Choć do ciebie, jak stwierdziła, miała zamiar napisać “ w ostateczności”. - oznajmiła; młódka widocznie skłaniała się bardziej ku jej siostrze, niż samej Evadndrze. Ale Melisande uznała za stosowne uprzedzić ją, że taki list mógł ją zastać. - Sprawę skargi mam za sobą, złożyłam ją od razu. Jakiś stażysta miał miał tak niewiele komórek by nie dostrzec, że Melisande, to nie Malfoy. - bo nią zajęła się od razu.
- Miłość? - powtórzyła po niej, z radością pozostając przy francuskich głoskach, zadzierając w łagodnym zdziwieniu brwi do góry. Przez chwilę - sekundę, może dwie - widocznie brała to pod rozwagę, ale do miłości - miłości w formie określonej przez Melisande i dla Melisande była jeszcze daleka przed nią i Manannanem droga. Choć, nie mogła nie przyznać, że niespodziewanie okazywał się odpowiednim kandydatem. Niemniej, słowa bratowej sprawiały, że po pierwszym zaskoczeniu głowa Melisande odchyliła się odrobinę, dłonią zasłoniła usta a różaną altanę wypełnił jej wibrujący śmiech. - Dopiero niedawno doszliśmy do… porozumienia. - wypadło z jej ust, kiedy sama uniosła postawioną przed nią filiżankę. Herbatę piła gorzką - od zawsze. Jednak nim naczynie dotknęło jej warg, spojrzała na Evandrę, kącik jej ust uniósł się wymownie. - Ostatnio sporo rozmawiamy. - wypowiedziała, dźwigając brwi w płynącym pomiędzy zgłoskami przekazie. Osiągnęła to, czego chciała - chociaż, kiedy wychodziła wtedy na plażę rzucając mu wyzwanie, nie wiedziała nawet, że i tego pragnie. Większość ostatnich nocy spędzili razem wśród wymiętej pościeli i mieszających się ze sobą oddechów. Podobało jej się jego towarzystwo i to co widziała, zadzierając lekko brodę ku górze. A może w końcu dała sobie na to przyzwolenie. Było coś pociągającego w odkrywaniu go w formie nieznanej nikomu. Choć do irytacji potrafił doprowadzić ją równie szybko - zwłaszcza rano. W końcu upiła trochę napoju, odkładając wszystko na stolik. Zaraz jednak poważniejąc wsłuchując się w słowa wypowiadane przez bratową. Bo rozumiała dokładnie, do czego się odnosiła. Sama przed nią stała, jeszcze chwilę temu. Ścianą bezradności, złożoną z frustracji i irytacji, pełnej niezrozumienia i niezadowolenia spowodowanego zachowaniem Manannana i tym w jaki sposób ją traktował nie dostrzegając tego czego chciała i jaka była naprawdę, pod pozorami, pod sklejoną maską perfekcji i opanowania. Nieświadomie odchyliła się, odwracając spojrzenie od jasnowłosej wili, przesuwając je na morze, widoczne nawet w tym miejscu. Sama przecież zastanawiała się czy i kogo powinna się poradzić. W końcu postanawiając, nie zwierzyć się nikomu. Nie miała wielu przyjaciółek. Imogen nie dostrzegała wad Manannana i choć znała jego - nie wiedziała wiele o małżeństwie, wątpiła by Deirdre potrafiła zrozumieć jej bolączki - wychowana w inny sposób, świadomie wybierająca pozycję kochanki. Brata poradzić się nie mogła - Tristan zlekceważyłby jej problemy, nie potrafiąc zrozumieć ich istoty i sedna. Brakowało jej Marie - bo sądziła, że to właśnie ona jako mężatka byłaby w stanie jej doradzić. Jej dłoń uniosła się, by opuszkiem palca przesunąć po łańcuszku bransoletki ofiarowanej przez Tristana. Nie zwróciła się do Evandry z kilku nakładających się na siebie powodów… ostatnie z pytań ściągnęło na nią spojrzenie ciemnych tęczówek, tak jednakie z tym, należącym do jej brata. Jej twarz rozpogodziła się odrobinę. - Karty? - powtórzyła po niej, widocznie zaintrygowana, ale i skuszona. Zmarszczyła lekko brwi. - Tylko w opowieściach Manannana i jego kuzynów. - przyznała zgodnie z prawdą. Francuskie zgłoski rozchodziły się w rytm melodii ich głosów. W końcu poczuła się prawie jak w domu. O brydżu wiedziała właściwie tyle, że gra się w niego kartami. - Mogłabym go poprosić żeby mnie - albo nas - nauczył… - zastanowiła się, odchylając do tyłu, opierając wygodniej, spoglądając znów w bok. Milknąc na chwilę w zastanowieniu. W końcu pozwoliła sobie na mniej kulturalne westchnięcie. - Podoba mi się ten pomysł. Przydałoby mi się takie miejsce. - przyznała w końcu. - W nim, może rozwiązanie swojego problemu znalazłabym wcześniej. Spędziłam miesiące głowiąc się nad co zrobić, a potem zmuszona byłam zaufać przeczuciu. Jak to widzisz? To miejsce. - dopytała dalej widocznie zainteresowana. - I kogo w nim widzisz, każdą zamężną kobietę? Bo Joanna Rowle jedynie nas zmęczy, jej inteligencja jest poniżej jakiejkolwiek średniej. - każda, to było za dużo zdaniem samej Melisande. Wolałaby bardziej elitarne grono. Ale na razie chciała wysłuchać całego planu, bo siedząca przed nią kobieta zdawała się już jakiś jego zarys posiadać.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Różany ogród [odnośnik]31.10.23 10:51
- W porządku, absolutnie się tym nie przejmuj - stwierdza z lekkością w głosie, upijając łyk herbaty. - Jestem wdzięczna, że zajmujesz się zwierzętami, masz w tym zakresie znacznie szerszą wiedzę, niż ja. Chciałam, aby Corinne zajęła się opracowaniem roślin, jakie moglibyśmy zasadzić w serpentarium, żeby zarówno odpowiadały wężom pod kątem ich środowiska, jak i cieszyły oko zwiedzającym, jednak będę musiała przyjrzeć się jej pracy. Próżno u niej szukać entuzjazmu w zadaniach, jakie wykraczają poza wylegiwanie się na poduszkach. - Ma już wyrobione zdanie o nowej szwagierce, spędziwszy kilka spotkań z nią na próbach przekonywania, iż kobieta w ich rodzie ma swoje obowiązki.
- To dobrze żyć ze świadomością, że mamy w swoim otoczeniu oddanych pracy specjalistów. Brak im jednak nierzadko wrażliwości, kobiecej ręki - kiwa głową ze zrozumieniem, mając podobne doświadczenia z uzdrowicielami.
- Ja rozumiem, że jesteśmy rodziną, lecz nie każdą ciotkę będę przyjmować z otwartymi ramionami, kiedy tylko ta jest chętna mnie odwiedzić - podkreśla istniejącą między nią a Cordelią więź rodzinną. Żadna dotąd czarownica, wliczając w to Deirdre, nie zdecydowała się na wydarcie Tristana Evandrze, zbyt dobrze zdając sobie sprawę z rządzących światem praw. Naiwność Cordelii bawi, jednocześnie wywołując u półwili cięższe westchnienie. Nie ma na tyle wolnego czasu, by marnować cenne chwile na kontakt z młódką. Z każdym kolejnym miesiącem ciąży coraz rzadziej korzysta z prostych rozrywek i wątpliwej jakości towarzystwa, z większą uwagą dobierając rozmówców. Czy tak już będzie wyglądać jej codzienny harmonogram, zmuszający do wyboru wśród mnogości zajęć, do określenia komu zamierza poświęcić się dziś w pełni, a z kim utrzymać pobieżny kontakt? Wprawdzie zdawała sobie z tego sprawę miesiące temu, lecz dotąd marzyła, że uda jej się zachować pewien balans; jak widać — do czasu. - Jeśli spróbuje się ze mną skontaktować, odpowiem na jej korespondencję, lecz obawiam się, że będę zajęta, kiedy zapuka do drzwi Château Rose. - Jasna brew wędruje ku górze, zdradzając względną chęć do widywania się z dziewczęciem. - Może Corinne ją przyjmie do ogrodów. Zdaje się, że te dwa gołąbki są w jednym wieku. Jeśli pannę Malfoy i żonę Mathieu cechuje podobny poziom oleju w głowie, z całą pewnością dojdą do porozumienia w swoim zachwycie - dzieli się przemyśleniem co do mądrości obu dziewcząt, jaka zresztą pozostawia wiele do życzenia. Czemu się jednak dziwić, mając do czynienia z pannami, jakie nigdy nie zaznały życia, co zresztą widać na pozbawionych treściwych myśli twarzach. - Poza tym widzę, że każdy zakład powinien zastanowić się nad przyjmowanymi pracownikami. Pomyślałby kto, że w dzisiejszych czasach z dobrym zapleczem nie powinno być problemu. Mam nadzieję, że nie doprowadzi to do rozleniwienia młodszego pokolenia. - Ma na myśli bezpośredni efekt wojny i fakt większej liczby stanowisk pracy, na których powinno się obsadzać czarodziejów, nie zaś mieszańców.
- To wspaniale, dobrze słyszeć, że się dogadujecie. Wszystko inne przyjdzie z czasem, należy zachować optymizm. Manannan zdaje się być ciekawym czarodziejem, nie powinien pozwalać ci się nudzić. - Nawet jeśli ich kontakty miałyby się ograniczać do małżeńskich komnat. - Muszę przyznać, że mnie z Tristanem nieco to zajęło. - Dochodzenie do porozumienia. - Jak pewnie pamiętasz, z trudem przyjęłam wejście do nowej rodziny, nie sposób było mi się od razu odnaleźć, co znalazło odbicie na naszej relacji - nieznacznie otwiera się przed szwagierką, chcąc dać jej coś od siebie, nim zacznie wypytywać o sekrety lady Travers. Na jasną twarz półwili wnika cień dziewczęcego rumieńca. - Szczęśliwie okazało się wreszcie, że znacznie częściej mówimy wspólnym językiem, niż się nam obojgu zdawało. Czuję się, jakbyśmy każdego dnia poznawali się na nowo, co tylko dodatkowo podtrzymuje ekscytację i zachęca do dalszej eksploracji wzajemnych zainteresowań. - Co ciekawe, prawdziwym impulsem do spojrzenia na lorda nestora przychylniejszym okiem, była wiadomość o jego regularnych zdradach. Czy to świadomość istnienia kolejnej rysy na nieskazitelnym obrazie Tristana sprawiła, że lepiej go rozumie? Pozwoliła sobie na zmniejszenie oczekiwań, na wyrozumiałość i empatię przy jednoczesnym uwolnieniu własnych pragnień i sięganiu doń z otwartymi ramionami, zaś małżonek okazał się być świetnym partnerem na drodze ku nowym przygodom.
- Myślałam o czarownicach zbliżonych do nas wiekiem, inaczej zrobiłby się z tego zwyczajny żeński sabat. - A nie do końca o taki efekt jej chodzi. - Może to być śmiała propozycja, lecz nie ograniczałabym się wyłącznie do arystokratek. Przyjęłabym, chociażby madame Mericourt, bo jako iż nie jest szlachetnie urodzoną, tak rozumie wiele interesujących nas niuansów. Udało nam się w ostatnim czasie odbyć kilka ciekawych rozmów i jawi mi się jako osoba godna zaufania. - Czy to aby na pewno dobry pomysł, by swoją kochankę zapraszać do miejsca, gdzie mówić będzie o trudach pożycia z mężem? Evandra wierzy, że w ten sposób uda jej się dodatkowo zatrzeć między nimi granicę i zacieśnić więzy relacji. Poza tym od kiedy Deirdre została namiestniczką, niejako wkroczyła w świat arystokracji, po którym nie wie jeszcze jak się poruszać. Lady Rosier nie widzi problemu w otoczeniu czarownicy opieką, zwłaszcza kiedy ta odwdzięcza się jej pomocą w kwestii nauki obrony przed czarną magią. - Sądzę, że postawiono między nami zbyt wiele barier, uniemożliwiających nam swobodną, pozbawioną konwenansów rozmowę. Nie mówię od razu o porzuceniu wszelkich zasad, a poczucie bezpieczeństwa, by dać sobie przestrzeń na szczerość. - Wprawdzie także i ta otwartość będzie miała swoje granice, biorąc pod uwagę, że w jednym miejscu spotkają się choćby Evandra z Melisande, gdzie ta druga może nie do końca rozumieć narzekania pod adresem swego brata. W opinii lady doyenne istnieje jednak ilość alkoholu, która pozwoli im obu dojść do porozumienia także na tym polu.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Różany ogród [odnośnik]02.11.23 11:36
Potaknęła z dziękczynnością głową. Naprawdę chciałaby móc się zaangażować w organizację wydarzeń w jej rodzinnych hrabstwie. Ale wiedziała, że z czegoś musiała zrezygnować. Tristan dał jej cel - dość jasny - i spokojnie zamierzała go realizować, zaskarbiając sobie serca mieszkańców nie tylko zamku ale całego Norfolku.
- Jak w ogóle sobie radzi? Nie miałam jeszcze okazji dłużej z nią pomówić, niewiele o niej wiem poza tym co mówisz i słowami, które padły z ust Tristana. - wyznała zgodnie z prawdą. O Corinne wiedziała tylko tyle, co powiedział Tristan i co mówiła teraz Evandra. Oraz to jaki stosunek miał do niech Mathieu. - Myślałaś by w kwestie roślin zaangażować też Vivienne? - zapytała bratowej odchylając się trochę w siedzeniu. - Oczywiście jeśli masz chęć sprawdzić jak Corinne wypada w samodzielnej pracy nie mam nic przeciw temu. To nawet rozsądne - wiedzieć jakie karty trzyma się w ręku. - wypowiedziała spokojnie, Evandrę stawiając w roli trzymającej je w dłoniach - była w końcu żoną nestora, podejmowała wiele decyzji i w ostatnim czasie jej zaangażowanie było pełne i widoczne. Tristan wypowiadał się o niej nie tylko z szacunkiem, ale i - jak sądziła - oddaniem i miłością. Kochał ją.
- Zdecydowanie. - zgodziła się ze zdaniem odnośnie specjalistów, wywracając oczami. - Tamten przyprawia mnie o ciarki. - mimowolnie się wzdrygnęła. Był nie tylko rzeczowy i konkretny - to akurat ceniła. Ale pozostawiał w niej jakieś nieprzyjemne uczucie i wrażenie. Ostatnie na co miała ochotę, to widzieć go ponownie, ale teraz, nie mając matki nad głową, mogła sięgnąć po kogoś innego. Zaśmiała się na słowa dotyczące Cordelii. - Ja większości swoich unikam. - przyznała spokojnie chwilę później. Większość arystokratycznych dam szybko przyprawiało ją o znużenie. Wielu z nich nie lubiła z dużym gronem nie umiałam się wewnętrznie zgodzić czy porozumieć, więc pozostawały jej jedynie fałszywe uprzejme odpowiedzi i kolejne łyki herbaty. - Zdawałaś się być ostatnią z rozważanych opcji. - przyznała, wzruszając lekko ramieniem. - Uznałam jednak że cię uprzedzę ale widzę, że szybko znalazłaś rozwiązanie. Corinne chyba ma sporo czasu, skoro Mathieu jej unika przesiadując w Ogrodach. - cóż, nie było to złe rozwiązanie, nowa Róża była chyba w wieku zbliżonym do Cordelii, a jeśli obie cechowała podobna ilość naiwności to powinny znaleźć wspólny język.
Kącik jej ust drgnął łagodnie na wspomnienie Manannana. Sięgnęła po kawałek ananasa unosząc go do malinowych warg. Wszystko inne miało przyjść z czasem - może nie wszystko, ale niektóre rzeczy zdecydowanie go potrzebowały. Zaufanie trzeba było zbudować, choć jego część ofiarowało się na kredyt. Z lojalnością i oddaniem było tak samo. Niektóre oddała mu sama - jak szczerość i prawdę. Inne, wydarł jej sam, jak porządnie potem powoli wzbudzając sympatię.
- Oh, to akurat mój plan - nie pozwolić mu się znudzić. - wytrąciła się. - Ale w istocie, wątpię, by nuda miała się obok mnie rozgościć. - zgodziła się z blondynką. - Yhym. - wypadło z jej warg w krótkim potaknięciu, kiedy odwracała wzrok na przedzierające się między różanymi krzewami morze. Pozwoliła by jej dłoń uniosła się, a palce zatańczyły pod brodą w zastanowieniu. Pamiętała i wiedziała - przynajmniej teraz - że wejście do nowej rodziny, nie było łatwe. Samotne, obarczone obowiązkiem złożonym na ramionach - tych wili obok jeszcze większym, bo Tristan został młodo nestorem całego rodu. Pamiętała, ale swoje zwątpienie kryła za pewnością, znajdowała zajęcie a mając cel nie zatraciła się w tym na co nie miała wpływu. - Aktualnie czuję się podobnie. - osądziła swój własny stan Melisande, pozostawiając brwi jeszcze krótką chwilę zmarszczonymi. Nie musiała kłamać. W końcu naprawdę nie musiała. Każdego dnia poznawali się może nie na nowo - ale w końcu. Badając i testując. Sprawdzając granice, drażniąc i irytując. A Melisande odkrywała, że samego Manannana zaczynała ku własnemu zdziwieniu… lubić. Mniejsze sprzeczki, ciche wojny dziejące się poza wzrokiem wszystkich a przede wszystkim wspólne wieczory wzbudzały w niej ekscytację. Bo od czasu ich rozmowy na plaży, widziała w spojrzeniu Manannana pożądanie, nie zawsze i nie tylko wieczorem. - Choć język mamy różny. Uwierzysz, że chodzą na posiłki jak chcą albo wcale. - rzuciła w kierunku bratowej mimowolnie wywracając tęczówkami, ale nie potrafiąc też powstrzymać lekkiego rumieńca na wspomnienie niedawnej, porannej wojny o śniadanie. Jej dłoń mimowolnie przesunęła się po szyi, dotykając płatka ucha - winowajcy zająknięcia. Zaraz jednak drgnęła, uśmiechając się szerzej. - Niemniej, naprawdę się cieszę Evandro. - powiedziała zgodnie z prawdą na słowa, które padły z jej ust przed chwilą. - Wiele znaczysz, dla mojego brata. - nie siliła się na miałki komentarz, wypowiedziane stwierdzenie było prawdą.
Potknęła krótko głową zgadzając się z padającym stwierdzeniem. Melisande nie miała ochoty tracić czasu na czcze pogawędki z kobietami z którymi w większości nie utrzymywała kontaktu innego niż ten grzecznościowy. Przed Evandrą mogłaby się otworzyć teraz, kiedy wieść o romansie była już w jej dłoni nie musiała nic przed nią kryć. Mogły się zrozumieć w sposób w który nie były w stanie wcześniej. W jakiś sposób idealizowała Tristana od zawsze, był jej bohaterem i wzorem wizja słuchania o trudach małżeństwa z nim w gruncie rzeczy… na ten moment wydawała jej się abstrakcyjna. Ale wiedziała też, że był butny i trudny, znała go przecież dobrze. Nigdy wcześniej jednak nie pojawiła się przed nią taka propozycja. Ale to kolejne słowa Evandry zwróciły jej uwagę całkowicie wyciągając z rozmyślań. Brwi uniosły się w umykającym zaskoczeniu a tęczówki spoczęły na bratowej mierząc ją jeszcze chwilę, nim podniosła się z zajmowanego siedzenia. Splotła dłonie za sobą robiąc kilka kroków. - Yhm. - wypadło z jej warg kiedy poddawała wszystko szybkim analizom. Co powinna zrobić jako następne? Nadal udawać, że nie wiedziała o niczym? Czy zrobić krok na przód, świadoma, że pod nią, może znajdować się urwisko. Tylko, co jeśli Evandra właśnie ją sprawdzała? Skłamałaby mówiąc, że nie chciała pogłębić ich relacji, teraz kiedy romans jej brat wyszedł dla niej na światło dzienne. Posiadanie przyjaciółki i sojuszniczki w lady będącą matką całych różanych ogrodów było potencjalnie korzystne. Nawet, jeśli sama była siostrą jej męża. - Oh, czyli posiadanie żywego męża nie jest ostatecznym wyznacznikiem?- zapytała Evandry żartując nie odwracając się w jej stronę, tym stwierdzeniem próbując kupić sobie trochę czasu.
- Czyli mówisz, moja droga, że byłoby to miejsce w którym każda kobieta teoretycznie - oczywiście - mogłaby nazwać swojego męża impertynentem, albo bucem, albo arogantem który na miesiące zapomniał o ciążącym na nim obowiązku - bądź dopuścił się innej przewiny, niewidocznej dla niego rzecz jasna, bo mężczyźni - jak wiemy - rację mają zawsze po swojej stronie; albo… poskarżyć się na miesiące ignorancji a potem przyznać do tego, że otarła się o skandal byle dopiąć swego i hm… uzyskać coś w rodzaju pożądanej reakcji? Że znajdzie tam, jeśli nie zrozumienie, to może rady jeśli dany problem pozostawał nierozwiązany? - wypuściła między siebie szczebiotając dalej po francusku, w łagodnym, zabawnym tonie dywagacji - przekazania prawdziwości słów pomiędzy wierszami. Zawiesiła spojrzenie na Evandrze, unosząc brwi ku górze. W końcu zdecydowała odwracając się przodem do bratowej. Nie istniał dobry wybór, bo każdy obarczony był cieniem. Musiała po prostu zdecydować się na jeden.
- Szanuję i lubię Deirdre to silna kobieta a zacieśnienie - czy może nawiązanie - przyjaźni z namiestniczką Londynu - właściwie ogólnie z namiestnikami - jest w mojej opinii odpowiednim krokiem. - przesunęła się, stając za zajmowanym wcześniej miejscem, układając dłonie na oparciu. Pozwoliła by palce od najmniejszego do największego uniosły się i opadły uderzając o nie kilka razy. - Tak brzmi moja oficjalna wersja. A z Deirdre istotnie łatwo się przebywa. - powiedziała jej, przekrzywiając lekko głowę. - Ale skłamałabym mówiąc, że rozumiem powodujące tobą motywy, Evandro. A skoro budować chcesz obszar z przestrzenią na szczerość pozwól że zacznę od tego: - uniosła ręce rozkładając je na boki, obeszła siedzenie opadając na nie. Zarzucając nogę na nogę, pierwszy raz pozwalając sobie na to przy Evandrze. - cóż - sięgnęła po szklany kieliszek wypełniony wodą, pociągnęła z niego przez chwilę patrząc jeszcze w horyzont nim skrzyżowała spojrzenie z żoną brata. - przyznam że ostatnim miejscem do którego zaprosiłabym kochankę mojego męża byłoby to o którym mówimy; a jeśli już, mam obawy, czy owe zaproszenie byłaby w stanie utrzymać, bowiem najpierw zwiedziłaby lochy w moim zamku bym w spokoju mogła złamać jej ręce tyle razy ile razy wyciągnęła je po to, co należy do mnie. - jej głos był niezmiennie melodyjny, ale teraz zdawał się chłodniejszy, romantyczny francuski język nie wygładzał zapowiedzianej groźby. Choć to nie Evandrze groziła a nieistniejącemu bytowi - który nie miał się pojawić. Manannan nie miał kochanki - uwierzyła w jego zapewnienie - a ona zamierzała zadbać o to, by nigdy nie pomyślał, że jakiejś potrzebuje. Nie chciała i nie zamierzała dzielić się własnym mężem - z pewnością nie teraz zachłysnąwszy się jego bliskością. Wątpiła by to uczucie miało się zmienić. Wcześniej sądziła, że jej reakcje byłyby inne - ale teraz nie mogła udawać że tak. By znieść jakoś brak szacunku który by czuła poszukiwałaby ujścia w zemście - na jednym i na drugim. - Twoja propozycja jest mi na rękę. - przyznała wprost, teraz było już za późno na to, by się wycofać z własnych słów. Jeśli Evandra chciała szczerości, dzisiaj, po raz pierwszy, Melisande mogła jej ją ofiarować. Chciała uczynić Deirdre nie tylko swoją sojuszniczką, ale i przyjaciółką wierząc, że mogą czerpać z siebie wzajemnie. Może właśnie przez własną bezpośredniość, nastawienie na korzyści i niewielką empatię właściwie nie miała przyjaciółek. I wcześniej nigdy ich Melisande nie brakowało. Ale dziś bardziej niż wcześniej rozumiała o czym mówiła Evandra. Dziś miała za sobą - miesiące ignorancji i frustracji, prób i ciszy. Nie zaufała nikomu, nie chcąc by ktoś mógł wykorzystać przeciwko niej - nim - szarość i bladość łączącej ich wcześniej relacji. Wierzyła że Marie byłaby się w stanie zwierzyć i jej poradzić. Z Deirdre nadal się poznawały, a kryjąc przed Evandrą sekret o tej drugiej musiała ważyć się ze słowami - Tylko czy jesteś jej pewna? - zapytała w końcu mrużąc odrobinę oczy, wypuszczając z ust powietrze jeszcze się wahając mimo postanowienia.
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Różany ogród [odnośnik]22.11.23 21:41
- Potrzebuje jeszcze trochę czasu, aby się z nami oswoić - stwierdza, ostrożnie dobierając słowa. - Wydaje jej się, że jej nowa rola niczego nie będzie wymagać, poza spłodzeniem syna i ładnego prezentowania się. Nie za bardzo mam czas, aby się nią zajmować, a co dopiero Vivienne. Może uda mi się je przekonać do współpracy, to zajmą się razem przycinaniem róż - zastanawia się na głos. Ma co do Corinne mieszanie wrażenie. Jest wprawdzie dobrze wychowaną czarownicą, przykładną damą, ale poza ładnym obrazkiem nie prezentuje sobą niczego więcej. Evandra chce ją otworzyć, przekonać się, w jakich dziedzinach się sprawdza. W ogrodach poszło jej względnie dobrze, więc może to odpowiedni kierunek?
- Doskonały plan, Melisande - chichocze wdzięcznie, słysząc o planach szwagierki. Uważa jednak, że w małżeństwie jest miejsce na wszystko, od uśmiechów po smutki, od pożądania po znudzenie. Jak ma się do czynienia z dobrze dobraną parą, nic nie stanowi problemu. - Nuda jest ostatnim, co powinno wkraść się do związku. Skoro dobrze o tym wiesz, mam pewność, że stworzycie wspaniałą parę. - Ma co do tego przeczucie, nawet jeśli kuzyna zna tylko przelotnie, to dostrzega bijące odeń cechy. Dość specyficzny, szorstki w obyciu, z drzemiącym gdzieś w żyłach lestrange’owym szaleństwem. W połączeniu ze zdecydowaną Melisande, jaka kryje w sobie wiele ognia, z pewnością tworzą gorący duet.
- I ja się cieszę, ale pokazuje to tylko, że wszystko jest drogą wartą przeżycia. - Wie o tym z własnego doświadczenia. Związek z Tristanem zaczął rozkwitać ledwie pół roku wcześniej, ale szybko nabrał prędkości. Mówić mogli wreszcie jednym głosem, odnajdując się nawet w niezgodzie.
Nie spodziewała się po lady Travers takiego skrępowania i zdystansowania. Przyjmuje je z pewnym zastanowieniem, które nie odnajduje odbicia na jej twarzy. Wpatruje się w szwagierkę wpierw uśmiechniętym wzrokiem, błyszczącym od ekscytacji możliwości wspólnych dyskusji, lecz zaraz jednak przygasa, gubiąc się wśród padających z jej ust słów. Nie od razu rozumie, do czego ta pije. Tym szerzej rozwierają się powieki błękitnych oczu, kiedy zdumienie nagle ściska jej gardło.
- J-ja… - zacina się już przy pierwszym słowie, a krew prędzej gna w jej żyłach, przywodząc mdłości. Powinna była się tego spodziewać, że skoro Melisande jest z Tristanem blisko, będzie ona wiedzieć o istnieniu łączącej go z Deirdre relacji. Nie sądziła jednak, że czarownica sięgnie po tak bezpośredni ton. - Odbyłam z nią kilka rozmów i doszłyśmy do porozumienia - wyjaśnia gładko, wodząc wzrokiem po twarzy lady Travers. Odetchnęła głęboko i usadawia się wygodniej na krześle i idzie jej śladem, zakładając jedną nogę na drugą. Brzeg granatowej krótko skrojonej spódnicy podnosi się, odsłaniając całą łydkę i wybijające się na tle bladej skóry wyszywane złotą nicią pantofle. - Przyznaję, że nasze początki nie były łatwe. Obyło się bez łamania rąk, za to uwzględniłam płonące przedmioty. - Przywodzi przed oczy wyobraźni pierwsze spotkanie z kochanką męża tuż po tym, jak dowiedziała się kim jest. Pretekst do przybycia do baletu okazał się być trafiony, przez większość rozmowy udało jej się nawet utrzymać nerwy na wodzy. Tyle że każdy ma swoje granice, zwłaszcza półwile z rodu Lestrange. - Stała się bliską dla mnie czarownicą, wiem, że mogę jej ufać. Przyznam, że jestem o wiele spokojniejsza, mając pewność, że w noce, w które nie wraca do mnie, jest z nią. Zwłaszcza że Tristanowi nie przeszkadza nasza znajomość, pozwala mi ją bliżej poznać. - Policzki czarownicy lekko pąsowieją, na jej twarz jawi się pewien nieokreślony uśmiech. Doskonale pamięta też późniejsze spotkanie w parnej ptaszarni, jak i wspólną noc po kwietniowych uroczystościach. Skłamałaby, mówiąc, że nie marzy o powtórnej uczcie w ich towarzystwie. Roztargane ubrania, urywane oddechy, namiętne pocałunki; to dzięki nim poznaje swoje najskrytsze pragnienia. - Deirdre okazała się być impulsem do wzięcia spraw we własne ręce. Do otwarcia się, głośnego przyznania, na co mam ochotę, a co mi nie odpowiada. Nie o każdym sekrecie jej opowiem, ale także nie wymagam, by inne kobiety stale się zwierzały. Zwyczajnie spędźmy razem czas, przy kartach, winie, dobrej muzyce. Bez zbędnych zmartwień i ciężaru dnia codziennego. - Bo tego właśnie chce — chwili spokoju w miłym towarzystwie, choć na moment pozbawiona ciasnych więzów zobowiązań. Tych ma przecież coraz więcej; lady Rosier już zaczęła żartować, że kostki puchną jej wprost proporcjonalnie do ilości zadań.
- Jeśli przyjdą ci na myśl inne czarownice, nie widzę problemu, by je zaprosić. A Deirdre jestem pewna. Cieszę się, że i ty żyjesz z nią w zgodzie. - Jeszcze tego brakuje, aby Melisande miała niepochlebną o madame Mericourt opinię. Jak wtedy przyznać się do uniesień serca, do rzeczywistego zbliżenia, jakie między nimi doszło? Utrzymywanie wszystkiego w tajemnicy nie jest najlepszym sposobem, by cieszyć się życiem. Pragnie dzielić się emocjami, zwłaszcza tymi gwałtownymi. Te mają w zwyczaju stale rosnąć, by wreszcie rozlać się wzburzonym morzem. Liczy na to, że pomimo wcześniejszych dość oszczędnej relacji ze szwagierką, stanie się ona powierniczką tajemnic.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Różany ogród [odnośnik]02.12.23 13:12
Naprawdę potrzebowała? Zmarszczyła lekko brwi zastanawiając się nad padającym stwierdzeniem. Może nie powinna wszystkich mierzyć własną miarą. Jej największym problemem było zarwanie niemal całej nocy, gdy nikt nie uprzedził jej, że wuj Llywelyn o wojnie i własnych - w większości zmyślonych - odkryciach mógł opowiadać tak długo, jak ktoś chciał go wysłuchać. Jednego z pierwszych wieczoru (możliwe, że pierwszego) Manannan znikł koło drugiej i nie wrócił, ona uwolniła niewiele przed tym, gdy zaczynało świtać z rana słuchając docinek męża o tym, że potrafi się zabawić. Niewyspana, zirytowana zezłoszczona. No i transmutacyjne eksperymenty na zamku, który nie zgadzał się z planami - przez co z początku rzeczywiście gubiła się, albo lądowała w dziwacznych komnatach. Ale nawet to nie zachwiało jej pewnością, kiedy codziennie czarowała nową rodzinę, wchodząc w swoje obowiązki - których, ku własnemu zaskoczeniu nie miała wiele od Mananna dostając właściwie śladowe ilości zainteresowania, ale przy tym i wolność.
- Może się trochę rozczarować. - orzekła więc po krótkim zastanowieniu. Rosierowie pozwalali swoim kobietom się rozwijać - Melisande nie została wstrzymana, pozwolono jej odnaleźć swoje miejsce w rezerwacie, a jednocześnie zawsze wiedziała, że jest zależna. Że potrzebowała siły, której ona nie miała. Ale jednocześnie, jako protoplastkę rodu mając kobietę i kobiety w rodzinie miały swoje zajęcia. Może dlatego tym, czego najmocniej się obawiała było zostanie salonową ozdobą. Zabawne w kontekście tego kto odszedł z dworu róż a kto do niego trafił. - Są w podobnym wieku. - zastanowiła się jeszcze wyrzuconej obok niej myśli. Zerknęła ku Evandrze. - Mathieu zdaje się jej unikać. - wypuściła kolejne słowa, ciekawa co jej brata ma do powiedzenia w tym temacie - czy i jaką miała na ten temat opinię. - A jego zachowanie ostatnio pozostawia wiele do życzenia. Pogodził się z matką? - dodała zawieszając na końcu zdania pytanie, marszcząc nos w niezadowoleniu. Ostatnio potraktował ją jak rozpieszczoną młódkę i choć potrafiła nad tym przejść, to nie zamierzała mu tego zapomnieć.
Dołączyła do śmiechu Evandry rozciągając z zadowoleniem wargi na padającą między nie pochwałę. Potknęła krótko głową. Usłyszałam że to wolne duchy które nie lubią przewidywalności i lubią nowe wyzwania. I za tą myślą postanowiłam podążać. - przyznała splatając dłonie ze sobą, wysuwając palce wskazujące które zetknęła ze sobą. - Skoro i ty skłaniasz się ku podobnym opiniom wierzę, że obrałam - przechyliła się w jej stronę, unosząc brwi w rozbawieniu. - dobry kurs. - zakończyła, używając odniesienie do swojego nowego - morskiego rodu. Powróciła plecami na oparcie krzesła. Sięgnęła po widelczyk, zatapiając jego końcówkę w kawałku ciasta, który wsunęła w malinowe wargi, podciągając ciemne spojrzenie na Evandrę wraz z kolejnym stwierdzeniem.
- Możliwe. - zgodziła się niejako po krótkim czasie, kiedy cisza owinęła się wokół. - Choć zaryzykuje stwierdzeniem, że ciężko tak stwierdzić kiedy nie jest się jeszcze pewnym, dokąd się finalnie dojdzie. - przyznać, że wszystko było warto przeżyć - można było dopiero po fakcie. A Melisande, nie była pewna, czy w istocie cisza ze strony męża była czymś, co im pomogło. Czy daliby radę wspiąć się do miejsca w którym byli teraz gdyby wędrowali do niego codziennie i wytrwale, krocząc ścieżką, którą planowała wcześniej - czy może mogli w nim być tylko i wyłącznie dzięki temu co zaszło? Dzięki rzuconemu mu znad brzegu wyzwaniu i kłótni, którą niosły fale podczas której jasno zaznaczyła mu kim była i czego oczekiwała.
Nie zakładała zbyt wiele - nie znając na tyle Evandry by móc dokładnie przewidzieć jaka będzie jej reakcja. Ale skoro chciała tworzyć miejsce na szczerość - szczerością postanowiła ją obdarować. Zdziwienie - zrozumiała kiedy dostrzegła błękitne spojrzenie osadzone w rozwartych powiekach. Opadła na siedzenie, mniej elegancko, choć jej ruchy nadal znaczyła nienachalna gracja. Tęczówki Melisande przesunęły się na chwilę z twarzy Evandry na jej nogę, kącik warg drgnął, kiedy wracała spojrzeniem ku ślicznej twarzy. Zawsze, niezmiennie, pięknej. Ściągającej spojrzenia i uwagę. Jej nie miała doścignąć nigdy - tak samo jak Imogen - jeśli szło o urodę. Ale szczęśliwie, wcale nie musiała.
- Podpaliłaś coś? - zadziwiła się w jednoczesnym rozbawieniu rozciągając usta. Wiele słyszała o możliwościach wili, ale nigdy jeszcze chyba nie dane było jej zobaczyć tego na własne oczy. - Tego nie rozumiem. - przyznała wskazując na nią złapanym na nowo widelczykiem nie odwracając spojrzenia, mrużąc zamiast tego własne oczy. - Tego, że myśl o tym nie doprowadza cię do białej furii. - zwęziła jeszcze odrobinę oczy, nie umknęły jej zaczerwienione policzki ale - choć jeden wniosek mimowolnie się dobijał - zignorowała to tymczasowo. Głównie dlatego, że nie potrafiła znaleźć powodu, który mógłby wyciągnąć tego koloru w kontekście kobiety o której rozmawiały. Dźwigając odrobinę brwi. Cóż to za dziwny dobór słów. Tristanowi nie przeszkadza. - Tego, że tobie nie przeszkadza ich znajomość. - kontynuowała więc w końcu odwróciła tęczówki, puszczając te jej wolno. Pokręciła lekko głową, unosząc ręce w niemym geście poddania. - Mnie sama myśl popchnęła w całkiem niespodziewanym kierunku. - dodała marszcząc na krótką chwilę brwi. Naprawdę próbowała to sobie wyobrazić - bardziej zaintrygowana, niż zmartwiona. Z jej perspektywy, to działało tylko na korzyść Tristana. Ale sama nie zamierzała dzielić się Manannanem i być spokojniejszą ze świadomością, że dotyka kogoś innego. Odgoniła z twarzy zamyślenie i zmarszczenie, nie spoglądając od razu na Evandrę, kiedy odezwała się ponownie.
- Z pewnością ci do twarzy, Evandro. - orzekła w końcu, przesuwając tęczówki unosząc kąciki ust ku górze. - Nie wypuszczaj więc, proszę, spraw z własnych rąk. Od zawsze uważam, że jasne określenie celu, ułatwia jego realizację. - wypuściła powietrze z ust potakując krótko głową. - Z przyjemnością spędzę z wami czas bez zbędnych zmartwień. - dodała, unosząc żartobliwie kącik ust ku górze. Kolejne słowa sprawiły, że pokręciła przecząco głową. - Szczerze wątpię, niewiele dam w podobnym do mojego wieku pała do mnie sympatią prawdziwą. - przyznała, choć nie wydawała się szczególnie przejęta tym faktem. - Ale jeśli jakaś pojawi się w mojej głowie, niezwłocznie przedstawię ci własną propozycję. - dodała jeszcze przez chwilę widocznie się zastanawiając. Miała jednak w głowie pustkę. - Dobrze więc. - zgodziła się pochylając lekko głowę. - Mnie cieszy, że nie żywisz ku mnie urazy. - przyznała otwarcie i bez fałszu. Tym też ją zaskakiwała. Cóż, żona jej brata była widocznie pełna nieoczekiwanych reakcji, to pozwalało Melisande sądzić, że i wieść o nieślubnych dzieciach przyjmie inaczej - niż zrobiłaby to ona sama. Wypuściła powietrze z warg. - Cieszysz się - na wyjazd? - zapytała, spoglądając na bratową. Tristan ostatnie lata oddał walce o lepszy świat - ich świat, znaczyło się to tym, że głównie przebywał w Anglii. Była ciekawa czy i Evandra wypatruje nadchodzącego wyjazdu. Mimo, że wizyta miała na celu poznanie potencjalnego małżonka jej siostry i wizycie w rezerwacie wierzyła, że wyrwą kilka chwil dla siebie.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Różany ogród [odnośnik]21.12.23 11:52
Na wspomnienie osoby Mathieu jedna z evandrowych powiek lekko drży. Kobieta mruga zaraz kilkukrotnie i ucieka na moment gdzieś wzrokiem, sięgając nim urody kwiatów. To ciekawe, jak szybko potrafi się zmienić nastrój pod wpływem zaledwie przytoczenia konkretnej sylwetki. Krew w żyłach półwili nabiera żywszego tempa, a blade policzki zdają się nieznacznie różowieć.
- Prawdę mówiąc, obecnie niewiele mnie obchodzi, co myśli czy robi Mathieu - stwierdza z ciężkim westchnieniem, powoli powracając spojrzeniem do Melisande. Jasna twarz zdradza zmęczenie. Czy powinna otwarcie przed szwagierką mówić o przewinach jej kuzyna? Może lepiej zachować je dla siebie, pozwalając reszcie rodziny żyć w błogiej nieświadomości co do stanu innych jej członków? Evandra nie chce żyć z tą wiedzą sama, potrzebuje się nią z kimś podzielić, a kogo wybrać, jeśli nie jedną zaufaną kobietę ich rodu? - Od kiedy w widowiskowy sposób dał popis swojej irracjonalności i niezdecydowania, raczej go unikam. Nie godzi się, by dorosły, poważny mężczyzna zachowywał się jak nastolatek, a obawiam się, że kiedy poproszę go o poważną rozmowę, niczym mnie nie zaskoczy. - Czy to znaczy, że przekreśla go na zawsze, nie dając żadnej szansy na poprawę? Szczerze wierzy, że kiedyś się zmieni, zrozumie swój błąd, pójdzie po rozum do głowy. Kiedyś. - Zdaję sobie sprawę, że to nieco bezduszne z mojej strony, aby biedną dziewczynę wpychać w szpony tego, który jej nie chce, ale nie ukrywam, że odczułam swoistą satysfakcję, dostrzegając jego niezadowolenie. - Corinne została mu podsunięta “za karę”, której skutki ma odczuwać do końca życia, albo przynajmniej do momentu, aż odrobinę spokornieje i zrozumie, że obowiązki wobec rodziny, jej honor i dobre imię są ważniejsze od zaprzątających jego głowę bzdur. - Wspomniał ci może, że w honorowym pojedynku z lordem Blackiem sięgnął po czarną magię? Nie byłam przy tym obecna, ale spodziewam się, że to dlatego, że zaczął przegrywać, a dobrze wiemy, jak nieroztropnie potrafią zachowywać się mężczyźni, kiedy poczują, że ich triumf jest zagrożony. - Wypowiedź zwieńcza wymownym wywróceniem oczu. Pozwala sobie nie wspominać o Primrose i fakcie złamania przez niego dziewczęcego serca. Wprawdzie przestrzegała przyjaciółkę przed Mathieu, podkreślając jego niestabilność umysłową i nie powinna nikogo za miłostki obwiniać, lecz skoro ten zdecydował się nawet na tak poważny krok, aby zwrócić się do nestora rodu Burke i podpytać o matrymonialne plany, nie powinien się zeń ot tak wycofywać. - Mam nadzieję, że przy Corinne odrobinę spoważnieje. Jeśli nie, będę musiała powziąć inne kroki. - Pozwala się sobie nieco uspokoić, jeszcze tego brakuje, aby nieroztropnie osmoliła szwagierce meble.
Przygląda się przez moment badawczo Melisande i analizuje wyraz jej pięknej twarzy. To nic dziwnego, że się obawia, że nadal nie jest pewna, dokąd zmierza i co pragnie osiągnąć. Na przestrzeni ostatnich kilku lat u Evandry zmieniał się ten plan kilkukrotnie, bo życie nieubłaganie je rewidowało. Dziś także ma pewną wizję co to tego, jak chciałaby, aby ono wyglądało, ale co przyniesie rzeczywistość?
- Tego nigdy nie przewidzisz, co mimo wszystko nie powinno cię powstrzymywać przed dążeniem do celu. Zmienność życia jest o tyle fascynująca, że zmusza nas do ciągłej elastyczności, kreatywności. Zastanów się, czego na dzień dzisiejszy najbardziej pragniesz i zwyczajnie spróbuj podążyć tą ścieżką - mówi lekkim tonem i wzrusza ramionami, jakby była to najzwyklejsza rzecz w świecie. Lady Rosier zajęło nieco czasu, aby to zrozumieć, ale dziś cieszy się z takiego obrotu spraw.
O madame Mericourt można powiedzieć wiele, lecz z pewnością nie to, że wprowadza do życia rutynę. Jej obecność zupełnie wywróciła życie Evandry do góry nogami, wywołała gwałtowne, nieodwracalne zmiany. Kiedy czarownica powraca do tamtych chwil myślami, dochodzi do wniosku, że rzeczywiście mogła potraktować ją zbyt łagodnie, jak na panujące w tym świecie obyczaje. Jednak po co się spierać, po co oburzać, kiedy ma się świadomość, że niektórych rzeczy zwyczajnie zmienić się nie da?
- Kilka dokumentów, mebli, ją samą - stwierdza bagatelizującym tonem, nie dostrzegając w spaleniu kochanki męża czegoś nadzwyczajnego. - Nie twierdzę, że było to łatwe, a że udało mi się oswoić z tą myślą. - Nie ma jeszcze pojęcia o dzieciach, jakie Deridre pielęgnowała w swoim łonie, a jakie należą również do Tristana. Gdyby dowiedziała się o nich na początku, sprawa mogłaby wyglądać zupełnie inaczej. - Bardziej drażni mnie myśl, że wiedzieli o niej wszyscy wokół, a mimo to zdecydowali się mi o tym nie wspominać. - Teraz jasne brwi wędrują ku górze, a błękit tęczówek przesuwa się z dzierżonego w dłoni Melisande widelczyka w kierunku jej twarzy. - Rozumiem lojalność i obieranie stron. Zastanawia mnie tylko, ile jeszcze jest podobnych trupów w szafie, o których przyjdzie mi się jeszcze dowiedzieć. - Ponowne westchnienie, które dystansuje półwilę od emocji z tym związanych. Nie obawia się do sięgnięcia po ponure skojarzenia, obdzierając swój obraz uroczej czarownicy z ułudy delikatności.
Na stwierdzenie o mało licznym gronie rówieśniczek przychylnych lady Travers uśmiecha się pobłażliwie. Sama coś o tym wie, mając w swoim otoczeniu liczne zazdrosne spojrzenia, nie tylko o urodę czy klasę, ale i przystojnego męża.
- Doskonale, więc jesteśmy umówione! - Przyklaskuje w dłonie z entuzjazmem. - Chciałabym, aby nasze pierwsze spotkanie rychło się odbyło, może po zakończeniu Brón Trogain? - proponuje, gotowa ruszyć przygotowania choćby teraz. Wprost nie może się już doczekać możliwości pomówienia w ciekawym, zaufanym gronie, poznać bliżej czarownice, które dotąd wyłącznie obserwowała na odległość.
- Jestem zachwycona możliwością wyjazdu - kiwa głową potakująco. - To nasza pierwsza wspólna wyprawa, bardzo mi brakuje podobnych okazji. Chętnie dowiem się, jak wyglądają inne rezerwaty, jak bardzo różne są od naszego. Chciałabym podpatrzeć rozwiązania, jakie można by zastosować także u nas. Czy ty miałaś przyjemność odwiedzić kiedyś Rumunię? Wciąż zastanawiam się, jakiego rodzaju kreacje spakować. Sądzisz, że pogoda jest tam o wiele cieplejsza, niż u nas? - pyta z zainteresowaniem, bo pakowanie kufrów zostawia sobie na ostatni moment i nadal nie potrafi się zdecydować, co będzie niezbędne.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Różany ogród [odnośnik]10.01.24 10:01
- Wstrzymaj się na chwilę, Evandro. - poprosiła marszcząc brwi w widocznym niezrozumieniu. - Widzę, że nie tylko mnie zaszedł za skórę, ale skłamałabym mówiąc że nadążam za myślami które wypowiadasz. Powiedz mi cóż uczynił bo odnoszę wrażenie że więcej, niż to o czym słyszałam i z jakich na Mahaut to powodów zdecydowali się stanąć ze sobą do walki? - coś jej musiało umknąć. Poza właściwą i niezażegnaną jej niedoszłym ślubem waśnią nie widziała powodów dla których Mathieu miałby pojedynkować się z którymkolwiek Blackiem. Fakt że sięgnął po czarną magią nie do końca budził w niej odrazę - wszystko zależało od tego, czy wcześniej ustalono zasadny w jakich pojedynek miał się stoczyć. - Corinne winnaś się nie przejmować nadto w mojej opinii - nie jest wszak pierwszą i nie ostatnią, której mąż nie chciał. Przypomnę ci, że i mój nie wybrał mnie sam. - zerknęła w stronę bratowej. Tak przecież sprawy miały się w ich świecie, często nie szło o miłość a o przedłużenie rodów i zawieranie kontraktów między nimi poprzez małżeństwa. Manannan nie chciał jej i z początku właściwie pozostawił samą sobie. Przekonała go jednak, że więcej mogą wspólnie - a ona, może mu się przydać. Przypomniała o obowiązku, który ich ze sobą związał. Ostatecznie, ona też mogła poradzić sobie sama jedynie odgrywając rolę żony - była w stanie temu podołać - od niego potrzebowała sfinalizowania zawartej umowy. Choć, skłamałaby mówiąc, że to, jaki obrót przybrały sprawy nie przynosiło jej satysfakcji i zadowolenia.
- Może zacząć od nie uciekania przed nią. - zażartowała lżej, chcąc rozładować napięcie i irytacje, które przyniosła Evandrze pytaniem o kuzyna. Spojrzała przed siebie pozwalając sobie na głośniejsze westchnięcie. - Oh - wypadło z jej warg, zbawiona trochę drugą częścią zdania. - masz jakieś w planach? - zapytała, kącik jej warg drgnął w łagodny rozbawieniu, ale i zaciekawieniu tym, co dla niego planowała. Cóż, odrobinę współczuła kuzynowi - jednak z drugiej strony, każdy powinien wiedzieć, że najbezpieczniej jest nie podpadać temperamentnej kobiecie, zwłaszcza takiej, która niosła w sobie dar stary i pozwalający zawładnąć męską myślą. A w razie oporów, przypalić go trochę. Padające z ust Evandry słowa zwróciły spojrzenie Melisande w jej kierunku. Nie przerwała jej słuchając z niezmienionym wyrazem twarzy. To co mówiła wiedziała już od dawna, gdyby nie potrafiła być elastyczna i kreatywna - odważna we własnych celach i planach - nigdy nie odnalazłaby miejsca dla siebie w rezerwacie i nie zyskała uznania brata, który widział w niej więcej, niż w zwykłych salonowych damach.
- Oh źle mnie zrozumiałaś, moja droga. - stwierdziła rozciągając wargi w uśmiechu, chcąc sprostować swoje słowa. Nie potrzebowała zachęcających do działania czy motywujących słów. Nie była młódką, która nie wiedziała w którą udać się stronę. Jej ścieżka była jasna, cel wyznaczony, trochę ubodło ją to, że Evandra uznała, że miotła się nie wiedząc co ze sobą zrobić, nie okazała tego jednak, wspaniałomyślnie chcąc jej tym razem wybaczyć to nieodpowiednie założenie. Tak naprawdę nie znały się dobrze, częściowo winę za to ponosiła sama. - Nie obawiam się tego, co na mnie czeka, nie wstrzymuje mnie to przed działaniem czy kreowaniem planów. Te są już gotowe i realizowane. Stwierdziłam jedynie, że trudy - w momencie ich przeżywania - ciężko może być uznać jako coś wartościowego. Choć finalnie, zgadzam się z tobą - każde doświadczenie jest ważne. - bo z każdego można było wysnuć wnioski i skorzystać z zebranych danych w przyszłości. Cóż, albo użyć - choćby jako argumentu.
Ciemne brwi Melisande uniosły się wyżej w krótkim zaskoczeniu, które poprzedziło wypadający z jej warg śmiech, kiedy odchyliła głowę, zasłaniając wargi dłonią.
- Zapamiętam, żeby cię nie denerwować. - wyrzuciła między nie delikatnym żartem, zaraz jednak poważniejąc - naprawdę chcąc i próbując zrozumieć Evandrę, teraz mając okazję usłyszeć jej odczucia i myśli - w pewien sposób inne i różne od tych, które (jak sądziła) odczuwałaby sama. Oswoić z myślą. Tęczówki lady Travers odsunęły się, zawieszając na morskim widoku, brwi zeszły do środka kiedy zastanawiała się, czy potrafiłaby oswoić się z tą myślą sama. Bunt wypełnił ją od razu. Absurdalne, Manannan należał do niej. Nie zamierzała się nim dzielić z niczym oswajać. Jeśli zdecyduje się na kochankę, odpłaci mu tym samym, zamykając własne sypialnie, robiąc z niego… zamrugała kilka razy, nie musiała się nad tym zastanawiać - nie teraz i nie jeszcze - może nigdy? Skupiła się ponownie na rozmowie, wyciągając pusty sztuciec, opierając go na chwilę o wargę. Nie uciekła spojrzeniem przed tym, należącym do wili, kiedy mówiła dalej. Potrafiła zrozumieć - a może bardziej obawiała się samej znaleźć w takiej sytuacji - ale nie czuła się winna, nie zamierzała też udawać, że jest inaczej. Kolejne słowa nie drgnęły jej brwiami, ale wewnątrz podejmowała znajome dla siebie kalkulacje - dokonywała wyborów, rozpatrywała je dalej. Nadal nie czuła, że powinna informować Evandrę o bliźniętach. Nie był to jej sekret, nie jej trup w szafie. Z drugiej strony, chciałaby żeby ktoś coś jej powiedział. Odłożyła widelczyk obok nieskończonego jeszcze kawałka ciasta sama wzdychając, spoglądając przed siebie. Splotła dłonie przed sobą. - Z tego co wiem, nie ma innych kochanek. - przecięła w końcu ciszę żartem, nie spojrzała jednak ku bratowej. - Trudno mi jednak nie przyznać, że chciałabym by znalazł się ktoś, kto dostarczy mi informacje, jeśli znalazłabym się w podobnej sytuacji. - dopiero teraz zerknęła ku niej łapiąc spojrzenie ślicznych oczu kobiety. Nachyliła się trochę. - Mogę cię jednak zapewnić, że nie istnieje dla niego nikt ważniejszy od ciebie. - bo to zaznaczył jej wyraźnie. - Poszukując waszej jedności pokaże ci się całkiem, w sposób, który nieznany jest nawet mnie. - bo nie miała co do tego wątpliwości. Tristan nie chciał więcej sekretów między nimi, mówił że Evandra rozumie jego odmienność, że jest tym, czego potrzebował i Melisande mu wierzyła - nie miał przecież powodów, żeby ją okłamywać. Jednocześnie zdawała też sobie sprawę z tego, że choć znała swojego brata dobrze - a może nawet dokładnie - to pozostawały pewne jego miejsca i rejony w które jej nie wpuścił. Tam - jak sądziła - pragnął zabrać tylko własną żonę; nie miała mu tego za złe.
- Nie zaplanowałam nic konkretnego na drugą połowę sierpnia - poza pracą. - orzekła, rozciągając wargi w uśmiechu. - Możesz wybrać dokładniejszy termin wedle własnego uznania - dopasuje się. - zapewniła bo była w stanie to zrobić, ciekawa jak właściwie przebiegnie ich spotkanie. Nadal wydawało jej się to trochę abstrakcyjną wizją. Żona, siostra i kochanka jednego mężczyzny przy tym samym stole. Co miało to przynieść i do czego doprowadzić? Trudno było jednoznacznie stwierdzić. Uśmiech pozostał na jej wargach, ciesząc się szczęściem bratowej - i własnego brata - naprawdę uważała, że wyjazd był czymś, na co zasłużyli oboje. Pokręciła przecząco głową.
- Nie miałam okazji. - przyznała zgodnie z prawdą. - Byłam za to w Hiszpanii. - wyznała krótko, rozciągając wargi, które zaraz wydęła. Przekrzywiła odrobinę głowę. - Nie sądzę byś musiała się ograniczać, co prawda nie wiem dokładnie jaki panuje tam klimat, ale nie spodziewałabym się dużo cieplejszej pogody niż ta którą w tym roku otrzymaliśmy w Anglii. To nadal Europa. - orzekła marszcząc odrobinę brwi. Strzelała na podstawie położenia kraju które mniej więcej kojarzyła. Odnalazła plecami oparcie krzesła układając ręce na podłokietnikach. - Może na któryś weekend winnyśmy zaplanować krótką wycieczkę do Francji. Stęskniłam się za nią. - przyznała szczerze, nadal dotykając francuskich zgłosek, spoglądając przed siebie. - Mężów zostawimy w Anglii. - rzuciła żartobliwie, zerkając na bratową, unosząc kąciki ust do góry. W domu francuski był częstszym gościem. - Myślisz, że wypuszczą nas na chwilę z dłoni? - zapytała figlarnie unosząc jedną z brwi do góry.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Różany ogród [odnośnik]27.01.24 9:07
Evandra nabiera w płuca więcej powietrza i wydycha je ze spokojem, chcąc zebrac i poukładać myśli. To oczywiste, że nie może oczekiwać od Melisande zrozumienia tematu bez przedstawienia jej podstaw.
- Mathieu bardzo zbliżył się do lady Primrose Burke, mojej bliskiej przyjaciółki, a także przyjaciółki Rigela. Od zawsze byliśmy sobie bliscy, wspieraliśmy się w każdej sytuacji, podnosiliśmy na duchu, dzieliliśmy przemyśleniami - przytacza naprędce historię ich relacji, jaka mocne podstawy ma jeszcze w czasach Hogwartu. - Relacja Mathieu z Primrose zaszła daleko, na tyle, by Mathieu zdążył już wypytywać lorda nestora Burke o zaślubiny. Byłam wobec tego pomysłu dość sceptyczna, bo już wcześniej zauważyłam, że z naszym drogim Mathieu dzieje się coś złego. Gubił myśli, przeskakiwał w skrajności, zachowywał się tak, jakby posiadanie żony było dla niego jedynym celem, innym zaś decydował o rychłej ucieczce z kraju drogą morską pod wymówką układania myśli. - Co byłoby dla Evandry zupełnie zrozumiałe, gdyby rzeczywiście podszedł do tego pomysłu zdroworozsądkowo. - Ostrzegłam go wówczas, by pilnował się przy Primrose, gdyż jest ona bliską mi przyjaciółką i nie zniosę jej cierpienia, gdyby nagle ją porzucił pomimo deklarowanych uczuć. Zamiast tego Mathieu zrobił zupełnie odwrotnie, mając głęboko w poważaniu zarówno moje słowa, jak i emocje Prim. Dochodzimy tutaj do Rigela, który dowiedziawszy się o tym, również nie krył swego zdumienia oraz złości. Wyzwał Mathieu na pojedynek o honor Primrose, na co ten beznamiętnie się zgodził. - Z wątłej kobiecej piersi wydobywa się kolejne ciężkie westchnienie. - Nie byłam obecna podczas samego pojedynku, ale sądzę, że gdyby tak się stało, Mathieu nie sięgnąłby po nieuczciwe zasady. Martwię się o niego i słabość jego umysłu, ale w czerwcu byłam na niego okrutnie zła. - Na krótką chwilę ukrywa twarz w dłoniach, po czym przeczesuje palcami jasne włosy. - Przekonałam Tristana, że Mathieu nie może już dłużej uciekać przed ożenkiem. Sama wskazałam mu Corinne i wyznaczyłam datę ślubu, nie przyjmując sprzeciwu. Wybrałam panienkę Avery, bo znałam ją pobieżne i wiedziałam, że może być dla nas cennym nabytkiem. Młodym, giętkim, o chłonnym umyśle, gotowym, by go do nas dostosować. Dla Mathieu miała to być zaś kara, o której pamiętać będzie dotkliwie przez najbliższy czas, póki rzeczywiście się do siebie nie przekonają. Oh Melisande, nie potępiaj mojego czynu, działałam w emocjach, lecz jednocześnie z uwagą na dobro rodu. Szczerze wierzę, że Corinne się u nas odnajdzie. Szkoda tylko, że to wszystko musiało odbyć się w taki sposób.
Lady doyenne czuje się pośrednio dumna ze swojego pomysłu, dopiero teraz czując, jak wielką posiada w swoich drobnych rękach władzę, i jak wiele może zdziałać jedną, drobną sugestią. Wprawdzie zdawała sobie z tego sprawę już wcześniej, sięgając po kolejne rozrywki oraz projekty, jakie niedostępne są dla młodszych, niedoświadczonych panien, jednak nigdy dotąd nie korzystała zeń w taki sposób.
- Nie mam na ten moment większego planu, ale zamierzam zdecydowanie wdrażać ją w rodzinne obowiązki. Poprosiłam ją o pomoc przy różach w ogrodzie, co przyjęła z umiarkowanym entuzjazmem. Towarzyszyła mi także podczas organizowanego w Dover jarmarku, sądząc, że z brylowaniem w towarzystwie pójdzie jej znacznie lepiej, lecz nic bardziej mylnego. Wymuszone uśmiechy można było wyczuć z drugiego końca jarmarku. Jeszcze długa droga przed nią, ale niech się nie obawia, już ja coś dla niej wymyślę - składa swoistą obietnicę, zamyśliwszy się nad potencjalnymi zadaniami.
- Oh wybacz! - wtrąca się niemal od razu, kiedy realizuje się nad swoją gafą. - Nie miałam w zamiarze cię urazić. I ja się z tobą zgadzam, że w trudnym momencie ciężko zrozumieć ich wartość. Nie chcemy w życiu napotykać przeszkód i stawiać im czoła, nawet jeśli ich pokonanie finalnie okaże się być satysfakcjonujące.
Choć dotąd zdawała sobie sprawę z tego, że Tristan kocha i oddany jest wyłącznie jej, to dopiero słowa Melisande prawdziwie ją uspokoiły. Swoiste ciepło oblało jej ciało i otoczyło czułymi ramionami.
- Dziękuję - potrafi z siebie tylko wydusić, bo niczego więcej dodawać nie trzeba. - Jeśli tylko się czegoś dowiem, możesz być pewna, że przekażę ci te informacje - dorzuca jeszcze z błąkającym się na ustach żartem, darując sobie słowa, że Manannan jest zbyt prawym czarodziejem, by sięgać po zdrady — ale czy Tristanowi należy tu odbierać na słuszności? Może i nie był wobec niej zupełnie szczery, lecz od tego momentu nie było już między nimi sekretów.
Odległe wycieczki pozostawały na ten moment poza zasięgiem Evandry, a wyprawa do Rumunii, to jedyna okazja, na jaką mogła się zdecydować wyłącznie przez obecność męża. Nie chciała się nigdzie bez niego zapuszczać, doskonale wiedząc, jak bardzo będzie się o nią zamartwiał.
- Prawdę mówiąc, dalsze wycieczki chciałabym zostawić na po rozwiązaniu. - Sugestywnie kładzie na zaokrąglonym brzuchu dłoń. - W obecnej chwili, kiedy wciąż muszę ograniczać eliksiry uspokajające magię, zdarzają mi się słabości i omdlenia, a wolałabym czerpać z naszego wyjazdu pełnymi garściami - wyznaje szczerze. - A przyznam, że ostatnim razem we Francji także byłam przy okazji jakiegoś rodzinnego święta, a więc z ograniczoną wolnością - dodaje z szerszym uśmiechem, sięgając po żartobliwy ton. Sam fakt pozostawienia mężów w domu wydaje się być najlepszym aspektem w całym tym pomyśle i choć półwila chciałaby cieszyć się pięknem innego kraju w obecności ukochanego, tak docenia wartość spędzania czasu bez niego.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Różany ogród
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach