Wydarzenia


Ekipa forum
Ogród
AutorWiadomość
Ogród [odnośnik]24.06.22 10:24
First topic message reminder :

Ogród

Połać bardzo obszernego terenu przylega do Ula i od reszty Doliny jest ogrodzona białym płotem z leciwą furtką. Jedna część została wygospodarowana na punkt "wypoczynkowy", w innej znajdują się sznury do suszenia prania, w kolejnej klomby kolorowych kwiatów, krzewów i drzew, a w jeszcze innej stary kurnik zamieszkiwany przez niebywale głodne lokatorki.

Leta Evans
Leta Evans
Zawód : nauczycielka historii magii w Dolinie Godryka, pomoc w pszczelej hodowli
Wiek : 24
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Wdowa
i know those eyes.
this man is dead.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11+3
SPRAWNOŚĆ : 4+3
Genetyka : Charłak

Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t11218-leta-evans-nee-vale#345257 https://www.morsmordre.net/t11227-amalthea#345732 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f421-somerset-dolina-godryka-ul https://www.morsmordre.net/t11226-szuflada-lety#345731 https://www.morsmordre.net/t11228-leta-evans#345733

Re: Ogród [odnośnik]09.05.23 22:15
Nikt nie powinien być z tym sam i nie mówimy tutaj teraz o matkach z dziećmi, choć te doznały największych zmartwień; mówimy o każdym czarodzieju i mugolu, który przestał rozumieć własne ciało pod ciężarem nieznanego, a jednak przerażającego światła komety. Rozumiał więc jej złość, poniekąd ją podzielał - nie teraz, ale na samym początku, gdy tylko pojawiła się na niebie.
- Masz rację - odparł cicho, patrząc na nią z troską. - Nie miej do siebie żalu - Hector już dawno powiedział mu, jak ważne były emocje dla własnej wolności. I chociaż Ted doskonale czuł się teraz w roli nauczyciela, powtarzając formułki, które padły kiedyś z ust brata pani Evans, sam rzadko się do nich stosował. Mur, który budował skrupulatnie od czasu Bezksiężycowej Nocy, zaczął zaciskać się wokół niego coraz bardziej, nadbudowywane fragmenty odcinały dostęp powietrza. Zapominał o nich jedynie, kiedy zajmował się problemami innych - czy Lety i jej syna, czy ludzi z Borrowash i okolic.
Pokręcił głową.
- Mi nie, na szczęście. Mieliśmy przypadek dziewczynki, u której chyba przebudził się talent jasnowidzenia, prawdopodobnie po babce... ale zbyt gwałtownie i zbyt wcześnie, jeśli pytać mnie o opinię. Istnieje jeszcze opcja, że to czysty zbieg okoliczności - przełknął ślinę, nagle przypominając sobie, co tamtego wieczoru mówiła dziewczynka. Nie pamiętał całego przebiegu jej monologu, jednak wrażenie i emocje w nim pozostały. Poczuł gęsią skórkę wdzierającą się pod materiał jego koszuli na ramionach. Skrzywił się lekko. - Ludzie przychodzili do mnie z objawami, których nie umiem połączyć w jakąś spójną całość. Każdy inaczej reagował na jej obecność. Jedni bólami głowy, drudzy mdłościami, następni bólami stawów, jeszcze inni zaburzeniami widzenia. Ja... nie mogłem tylko spać. Na szczęście.
Obecność Orpheusa rozkazała mu zmienić tory swoich myśli, przestawić je na tryb odczytywania tego, co oczywiste, bo dzieci, nawet jeśli kłamały, robiły to w sposób niemal przekoloryzowany. Boli cię ząb? WCALE NIE. Czyli tak, ale nie chcę się przyznać, bo pójdziemy z mamą do lekarza, a wyrywanie zębów boli. Reakcja obronna, nic poza tym. Nie wiedział jednak, w jakim stanie był Orphie - czy dostatecznie zmęczony, by nie mieć siły na maskowanie cięższych objawów? Wyglądało jednak, że prócz powierzchownych symptomów nie zdradzał innych, cięższych, świadczących o poważnych zmianach zachodzących w organizmie. Nie uciekał wzrokiem, odważnie pokazywał, jak się bawi i czym, podejmował spójny dialog. Spojrzał na Letę, siedząc już po turecku przy jej synu, i posłał jej zachęcająco-obiecujący uśmiech, jakby chciał jej przekazać bez słów, że nie jest źle.
- Och, oczywiście, zorientowałbyś się w trymiga, szanowny królu Orpheusie - odparł, marszcząc brwi, starając się brzmieć jak najbardziej poważnie, by nie było wątpliwości co do jego zamiarów. Najpierw przyłożył palce pod szczękę Orhpeusa, sprawdzając, jak miewają się jego migdałki - te nie były powiększone, tętnic szyjna wyrzucała z siebie krew rytmicznie. Zostawił na niej palce, zerkając na zegarek. Nie badał tętna całą minutę, dał sobie piętnaście sekund i pomnożył wynik, jak zawsze, jeśli chodziło o dzieci. - Wygląda na to, że Rowan faktycznie nie zdążył dopiąć swoich mrocznych planów - zerknął z lekkim uśmiechem na Letę i wyciągnął różdżkę, której koniec wskazywał teraz wątłą pierś chłopca. Zaklęcia wypowiedział w swojej głowie, wskazał magii kierunek - diagno coro i diagno haemo. Pierwsze nie wykazało nieprawidłowości, zastawki domykały się tak, jak zwykle, choć wydawało mu się, że cykl pracy był delikatnie wydłużony. Diagno haemo natomiast delikatnie wskazało mu jaśniejszą otoczką energii żołądek i wątrobę. Nie były to mocno alarmujące wyniki, jednak w obliczu obecności komety, o której wciąż nie wiedzieli praktycznie nic, wolał dmuchać na zimne. - I po badaniu - schował różdżkę za pas. - Myślę, że możemy teraz zostawić króla Orpheusa i generała, by razem mogli ustalić sprawiedliwy wyrok dla Rowana. Przygotujemy dla ciebie z mamą coś do przegryzienia, co?
Sam podniósł się, gotów podać dłoń Lecie, jeśli tylko będzie potrzebowała pomocy ze wstaniem.



jesteś wolny
a jeśli nie uwierzysz, będziesz w dłoń ujęty
przez czas, przez czas - przeklęty


Ted Moore
Ted Moore
Zawód : uzdrowiciel
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
i must not fear
fear is the mind-killer
fear is the
little-death
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 25 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11462-ted-moore#354341 https://www.morsmordre.net/t11467-bronte#354524 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11604-szuflada-teda#358655 https://www.morsmordre.net/t11476-ted-moore
Re: Ogród [odnośnik]27.05.23 19:38
O wiele rzeczy miałam do siebie żal - o samotne rodzicielstwo, na które nie miałam wpływu, o rozłąkę z Jasperem, o to, że nie byłam żoną tak dobrą i tak szczerą, jaką być powinnam, i o to, że tęsknotę zamieniłam na złość, bo tak było łatwiej. Ted miał to szczęście, że dopuszczał Hectora do swoich sekretów, pozwalał mądrości mojego brata rozświetlać mu drogę pomiędzy gęstwinami niekiedy zagmatwanych myśli, dzięki czemu mógł wyciągać najzdrowsze dla siebie wnioski. My nie mieliśmy tego luksusu. Tańczyliśmy wokół siebie jak na rozbitym szkle, moja cisza i jego wyrzuty sumienia. Uśmiechnęłam się blado, mimiką-zapchajdziurą mającą spełnić się w bezsłownej odpowiedzi na jego życzliwą radę; złapałam się na tym, że z jego ust tę formułkę łatwiej było mi podchwycić. Nie zaperzyłam się na jej brzmienie, nie wygłosiłam tyrady na temat tego, że nie miał prawa wiedzieć jak się czułam, ani wylewać na mnie swoich mądrości.
Z nim było inaczej, łatwiej.
Dziewczynka, kolejne dziecko, poczułam, że serce podeszło mi do gardła, a żołądek zacisnął się w ciasny supeł. Jeśli naprawdę był to efekt komety widniejącej na niebie, byłam gotowa stwierdzić, że zjawisko okazywało się gorsze niż jego poprzedniczki, magiczne anomalie. W porównaniu do teraźniejszości, tamte kłopoty dotykały przypadkowych ludzi w przypadkowych momentach, błyszcząca gwiazda jednak kładła łapska na wszystkich, nie wybrzydzając, nie segregując.
- Strasznie mi przykro, że musisz widzieć takie rzeczy - mruknęłam zgodnie z prawdą i uniosłam rękę, żeby przelotnie uścisnąć jego ramię. Jasper zapewne klepnąłby go teraz w plecy otwartą dłonią, narzekając na niesprawiedliwość losu, by potem zaprosić przyjaciela na kielich czegoś mocniejszego, lecz ja nie byłam Jasperem, nie działałam w ten sposób. Ogniwo spajające nas ze sobą odeszło i pozostał po nim ledwie powidok. Musieliśmy radzić sobie bez niego. - A jednocześnie cieszę się, że ona i ci wszyscy ludzie trafili akurat na ciebie. Jesteś dobrym fachowcem i nie mówię tego tylko po to, żeby połechtać twoje ego, Ted. Widziałam już medyków pozbawionych empatii, odbębniających swoje zadania. Najgorsza zaraza - westchnęłam i pokręciłam głową. Obojętny uzdrowiciel, nauczyciel, mundurowy - w moim słowniku niewiele istniało gorszych ludzi na te konkretne stanowiska. W momencie, gdy krzywda i potrzeba stawały się chlebem powszednim, należało porzucić obowiązki i zająć się czymś innym, żeby krzywdy tej nie szerzyć dalej.
Orpheus dzielnie znosił badanie wykonywane przez jednego z ulubionych wujów. Wiercił się tylko okazyjnie, zbyt zmęczony na dąsy, zbyt osowiały na podchwycenie nowej zabawy i objęcie nad nią kierownictwa, co zrobiłby natychmiast, gdyby był zdrowszy i silniejszy. Patrzyłam na to w napięciu, próbując wybadać z twarzy Teda oznaki nadchodzącego nieszczęścia, i nie zorientowałam się nawet jak mocno naciskałam zębami na dolną wargę, dopóki nie odcisnęłam na niej wyraźnego wgłębienia. W tym czasie synek obracał w rączkach kukiełkę, czasem marszczył nos, kiedy zabiegi wuja wprawiały go w dyskomfort, ale nie oponował, nie wzbraniał się przed badaniami. A przecież zwykle ich nie znosił, kopał, niekiedy gryzł.
- W cooo? - zamrugał leniwie. Trymiga, takie trudne słowo, co mogło oznaczać? W jego policzkach pojawiły się dołeczki wzniecone sennym uśmiechem na użycie przez Moore'a pełnego tytułu szanowanego w królestwie monarchy, a potem palcem wskazującym dźgnął pierś zabawki. - Nigdy się nie poddamy - dodał po oznajmieniu czarodzieja, a z moich płuc uleciał długi, pełen ulgi wydech. W duchu dziękowałam Merlinowi za łaskawość.
- Dobry pomysł, nadworny medyku. Ta nowina i nasze zwycięstwo zasługują na ucztę - zgodziłam się szybko, siłą rzeczy pragnęłam zarzucić go gradem pytań, dowiedzieć się wszystkiego, co wyczytał z organizmu trzylatka, poznać jego ekspertyzę i plan na leczenie, jeśli tego Orpheus będzie potrzebował. Zsunęłam syna z kolan i usadziłam go między dwoma poduchami; nie podniósł alarmu, nie zakomunikował też, że chciałby wybrać się z nami, co ten jeden, jedyny raz przyjęłam z ulgą. - Zaraz do ciebie wrócimy, królu Orpheusie - dodałam, mimo wszystko podnosząc się z ziemi o własnych siłach. Prosty gest przyjęcia jego dłoni oznaczałby, że potrzebowałam pomocy - nie tylko ze wstaniem, ale i ze wszystkim, z każdą wyolbrzymioną w myślach rzeczą. Zamiast tego, po wydostaniu się z namiotu, ujęłam Teda pod ramię i poprowadziłam w kierunku otwartych drzwi balkonowych, na ich progu zasypując go kanonadą ściszonych, intensywnych pytań, jedno po drugim, drugie po trzecim, trzecie po czwartym. Nie zastanawiałam się czy ma mnie dosyć, musiałam poznać jego zdanie, przyjąć jego fachową opinię za własną, żeby ukoić rozedrgane nerwy. Zresztą - na przeprosiny dostał banana i filiżankę zbożowej kawy, kolejny żółty owoc pokroiłam dla Orpheusa, samej anektując za to połowę gruszki. Uczta na miarę królów, naprawdę.

zt x2? :pwease:


Leta Evans
Leta Evans
Zawód : nauczycielka historii magii w Dolinie Godryka, pomoc w pszczelej hodowli
Wiek : 24
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Wdowa
i know those eyes.
this man is dead.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11+3
SPRAWNOŚĆ : 4+3
Genetyka : Charłak

Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t11218-leta-evans-nee-vale#345257 https://www.morsmordre.net/t11227-amalthea#345732 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f421-somerset-dolina-godryka-ul https://www.morsmordre.net/t11226-szuflada-lety#345731 https://www.morsmordre.net/t11228-leta-evans#345733

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Ogród
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach