Namiot rodu Burke
Strona 2 z 2 •
1, 2

AutorWiadomość
First topic message reminder :


Namiot rodu Burke
W głębi lasu, specjalnie dla zamożniejszych lub zasłużonych gości Festiwalu Miłości przygotowano luksusowe namioty. Ukryte między drzewami pozwalają na zachowanie intymności i zasłużony odpoczynek w trakcie dwutygodniowych obchodów Brón Trogain. Namiot z jasnego płótna z zewnątrz jest niewielki, ulokowany na miękkim mchu, wyciszony, tak by ze środka na zewnątrz nie wydostawały się żadne dźwięki, a zagubieni czarodzieje nie podsłuchali prywatnych rozmów jego mieszkańców. W środku wnętrze jest znacznie większe niż można przypuszczać. Podłogę zdobią kolorowe, plecione dywany, dziesiątki jedwabnych i satynowych poduszek. Nie brak także kielichów i dzbana ze świeżą wodą.

Cisza potrafiła irytować, ale potrafiła też koić i pomagała zebrać myśli. Tak jak teraz, kiedy łapała poszczególne nitki starając się złożyć je w sensowną całość. Przebłyski pojawiały się przez otumaniony mocą kadzidła umysł. Chwilowe, powodujące natłok emocji, które wręcz ją przygniatały. Wielu zapominało, że nadal była bardzo młoda, nadal towarzyszyła jej naiwność i wiele niewiadomych, na które wciąż szukała odpowiedzi. Kiedy w jednych rejonach poruszała się swobodnie, tak w innych wciąż była zagubiona nie potrafiąc się odnaleźć. Wpadała we własną grę, pozwoliła sobie wierzyć, że niezależnie od sytuacji zawsze zachowa kamienną twarz i nie po sobie poznać, że coś ją poruszyło. A jednak, powoli zdenerwowanie puszczało, powoli mięśnie znów się rozluźniały, a umysł przestał panikować.
-Dzisiaj szkoda. - Zgodziła się opróżniając własny kieliszek, a potem obserwując jak mężczyzna wstaje, aby przynieść bliżej cały dzbanek i zajmuje wcześniejsze miejsce. -Będę rozważać poszczególne kroki od jutra. - Dodała bardzo poważnym tonem, jakby oświadczyła, że podejmuje się tworzenia wielkiego planu zmiany świata. Gdy kielich ponownie zaczerwienił się barwą winą upiła kolejny łyk.
Twarda nuta w głosie sprawiła, że spojrzała na niego czujnie. Nie wątpiła w jego słowa, w końcu za swoje działania i dążenie do celu zyskał miano Namiestnika. Na przedramieniu zaś widoczny był mroczny znak. Symbol jego służby i oddania, tego co zrobił i co będzie robił dalej. Przez chwilę wpatrywała się w tatuaż, gdzie wąż zdawał się poruszać swym łbem gdy mięśnie czarodzieja się napinały. Daleka droga, obarczona wieloma decyzjami, ale jak powiedział - nie żałował.
Siła nie bierze się znikąd. Ona swoją czerpała z wielu źródeł, ale zawsze gdzieś tlił się cień strachu i niepewności. Po całym dniu, kiedy zmęczenie obejmowało każdy skrawek ciała, potrafiła zadać sobie pytanie, czy warto. Nigdy nie odpowiedziała negatywnie, tylko parła naprzód. Słowa mężczyzny były ostre, rozcinały prawdą powłoki wszelkich lęków jakimi była podszyta. Bawiła się na wpół opróżnionym kieliszkiem wina coraz bardziej rozumiejąc sens wypowiadanych słów i tego gdzie się znajdowała. Pod wpływem kadzidła posłuchała pragnień, głęboko uśpionych, wmawiając sobie, że potrafi zapanować nad nimi, że nie potrzebuje słuchać się podszeptów ciała, gdyż umysł był najważniejszy.
-Byłoby miło. - Uśmiechnęła się swobodniej i upiła łyk z kielicha. -Ale nie, nie ma. I raczej nigdy nie powstanie. - Starała się skupić na twarzy Drew, ale ciężko było nie zerkać kiedy siedział pół nagi obok niej, rozłożony na poduszkach sącząc nonszalancko wino. Uderzał cienką igłą prawdy w każdy punkt, w każde miejsce, które ją drażniło. Nachyliła się, aby odstawić kieliszek obok dzbanka. -Posłuchałam siebie, odrzucając możliwość zamążpójścia i wejścia do rodu, który jest teraz potęgą. - Powiedziała spokojnie kładąc się na boku, by móc lepiej go widzieć. -Wybrałam, choć wiedziałam, że przyjdzie mi zmagać się jeszcze bardziej. - Założyła ciemny kosmyk za ucho. -Tak samo jak wybrałam twoją dłoń, a kadzidło dodało mi odwagi, której normalnie byłoby mi brak. - Mówiąc to musnęła opuszkami palców jego dłoń i uniosła szarozielone spojrzenie. -Nawet ci co wyłamują się z ram, czasami potrzebują wsparcia albo przewodnika, na ścieżkach, które są im jeszcze… nieznane. - Serce zabiło jej na powrót mocniej, wypite wino zaczęło mieszkać się z krwią, a noc przecież jeszcze trwała spokojna i cicha, choć przecież trwało święto i wszyscy zatracili się w nim porzucając wszelkie troski na ten czas. Wzięła głębszy oddech. -Co próbuję powiedzieć… - Szukała odpowiednich słów, które dosadnie by wyraziły co właśnie myśli, a bardziej co czuje i czego pragnie. Myśli mogły tylko jej zaszkodzić w tej chwili. -To… czy mógłbyś mnie pocałować.
-Dzisiaj szkoda. - Zgodziła się opróżniając własny kieliszek, a potem obserwując jak mężczyzna wstaje, aby przynieść bliżej cały dzbanek i zajmuje wcześniejsze miejsce. -Będę rozważać poszczególne kroki od jutra. - Dodała bardzo poważnym tonem, jakby oświadczyła, że podejmuje się tworzenia wielkiego planu zmiany świata. Gdy kielich ponownie zaczerwienił się barwą winą upiła kolejny łyk.
Twarda nuta w głosie sprawiła, że spojrzała na niego czujnie. Nie wątpiła w jego słowa, w końcu za swoje działania i dążenie do celu zyskał miano Namiestnika. Na przedramieniu zaś widoczny był mroczny znak. Symbol jego służby i oddania, tego co zrobił i co będzie robił dalej. Przez chwilę wpatrywała się w tatuaż, gdzie wąż zdawał się poruszać swym łbem gdy mięśnie czarodzieja się napinały. Daleka droga, obarczona wieloma decyzjami, ale jak powiedział - nie żałował.
Siła nie bierze się znikąd. Ona swoją czerpała z wielu źródeł, ale zawsze gdzieś tlił się cień strachu i niepewności. Po całym dniu, kiedy zmęczenie obejmowało każdy skrawek ciała, potrafiła zadać sobie pytanie, czy warto. Nigdy nie odpowiedziała negatywnie, tylko parła naprzód. Słowa mężczyzny były ostre, rozcinały prawdą powłoki wszelkich lęków jakimi była podszyta. Bawiła się na wpół opróżnionym kieliszkiem wina coraz bardziej rozumiejąc sens wypowiadanych słów i tego gdzie się znajdowała. Pod wpływem kadzidła posłuchała pragnień, głęboko uśpionych, wmawiając sobie, że potrafi zapanować nad nimi, że nie potrzebuje słuchać się podszeptów ciała, gdyż umysł był najważniejszy.
-Byłoby miło. - Uśmiechnęła się swobodniej i upiła łyk z kielicha. -Ale nie, nie ma. I raczej nigdy nie powstanie. - Starała się skupić na twarzy Drew, ale ciężko było nie zerkać kiedy siedział pół nagi obok niej, rozłożony na poduszkach sącząc nonszalancko wino. Uderzał cienką igłą prawdy w każdy punkt, w każde miejsce, które ją drażniło. Nachyliła się, aby odstawić kieliszek obok dzbanka. -Posłuchałam siebie, odrzucając możliwość zamążpójścia i wejścia do rodu, który jest teraz potęgą. - Powiedziała spokojnie kładąc się na boku, by móc lepiej go widzieć. -Wybrałam, choć wiedziałam, że przyjdzie mi zmagać się jeszcze bardziej. - Założyła ciemny kosmyk za ucho. -Tak samo jak wybrałam twoją dłoń, a kadzidło dodało mi odwagi, której normalnie byłoby mi brak. - Mówiąc to musnęła opuszkami palców jego dłoń i uniosła szarozielone spojrzenie. -Nawet ci co wyłamują się z ram, czasami potrzebują wsparcia albo przewodnika, na ścieżkach, które są im jeszcze… nieznane. - Serce zabiło jej na powrót mocniej, wypite wino zaczęło mieszkać się z krwią, a noc przecież jeszcze trwała spokojna i cicha, choć przecież trwało święto i wszyscy zatracili się w nim porzucając wszelkie troski na ten czas. Wzięła głębszy oddech. -Co próbuję powiedzieć… - Szukała odpowiednich słów, które dosadnie by wyraziły co właśnie myśli, a bardziej co czuje i czego pragnie. Myśli mogły tylko jej zaszkodzić w tej chwili. -To… czy mógłbyś mnie pocałować.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke

Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, B&B
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii


-Zawsze szkoda- rzuciłem zgodnie z prawdą. Procentów, podobnie jak jedzenia, nie należało marnować, nawet jeśli było go pod dostatkiem. Nie byłem altruistą, nie lubiłem się dzielić, ale wiedziałem czym był głód wszak kilka lat żyłem w nędzy, dosłownie z dnia na dzień, dlatego wolałem coś oddać, niżeli po prostu wyrzucić. Nawet jeśli było to paskudne piwo, czy podkiśnięte wino. Wówczas niczego mi nie brakowało, mogłem pozwolić sobie na wiele dobroci mimo rozlanego po całej Anglii konfliktu, ale w przeciwieństwie do wielu innych czarodziejów zachowałem umiar. -Od jutra?- zerknąłem na nią i pokręciłem głową. -Pozwól sobie odpocząć, jest festiwal. Przeszło dwa tygodnie zabaw i rozpusty, obowiązki nie uciekną- wygiąłem wargi w szelmowskim wyrazie. Sam także zamierzałam złapać oddech, a pozwalało na to przede wszystkim zawieszenie broni. W innym przypadku zmuszeni byśmy byli zachować czujność, choć takowej nigdy zbyt mało nawet na pozornie bezpiecznym terenie, rozsądnie opróżniać kielich i omawiać kolejne strategie. Wszyscy byliśmy zmęczeni, dlatego zadowoleni byliśmy z podobnego obrotu sprawy mimo początkowego wahania. Sam miałem uwagi, doszukiwałem się negatywnych stron pertraktacji, ale finalnie doszedłem do wniosku, że przerwa zapewni regenerację i choć na moment zrzuci z barków niesamowity ciężar. Uwolni od brzemienia, jakie nieustannie musieliśmy dźwigać, bowiem nie byliśmy tylko włodarzami hrabstw, ale przede wszystkim pierwszą linią frontu.
Zauważyłem, że przyglądała się mojemu przedramieniu, na którym znajdował się mroczny znak. Uśmiechnąłem się pod nosem z wyraźną satysfakcją, bowiem dla innych był to dowód lojalności, bezgranicznego oddania sprawie, zaś dla mnie powód do dumy i jednocześnie poczucia obowiązku. -W tym przypadku nawet przez chwile nie zastanawiałem się nad konsekwencjami- rzuciłem bez zawahania. To było niczym nagroda, najwyższe wyróżnienie. Nie myślałem o cenie jaką musiałem zapłacić – byłem gotów nawet na tą najwyższą.
-Zawsze możesz go napisać- zaśmiałem się pod nosem obracając w dłoni kielich pełen wina. Obserwowałem jak trunek rozlewa się na ściankach. -Myślę, że jeszcze trochę treningu i dodasz rozdział o kontroli nad własnym spojrzeniem- starałem się zachować powagę, ale na nic się to zdało. -Mogłabyś mi wtedy- zacząłem, po czym przemknąłem wzrokiem po jej ciele ostatecznie zatrzymując go na wysokości piersi. -Pożyczyć- uniosłem wymownie brew i wolnym ruchem zbliżyłem szkło do ust. Nim upiłem zawartości i zerknąłem w jej tęczówki, to jeszcze chwile rozkoszowałem oczy bezsprzecznie pociągającym widokiem. Rozkoszowałem się w kobiecych wdziękach, rzadko potrafiłem im się oprzeć.
-Tak?- zainteresowała mnie tym tematem. -Kogo rękę odrzuciłaś?- byłem ciekaw jaki ród miała na myśli wszak większość mogła poszczycić się potęgą i bogatą historią. -Czyli bez mocy kadzidła byś jej nie chwyciła tylko i wyłącznie przez wzgląd na brak odwagi?- być może łapałem ją za słówka, ale intrygowała mnie odpowiedź. Wcześniej nie sprawiała wrażenia zainteresowanej – wręcz przeciwnie. Odniosłem wrażenie, że nieco przytłaczało ją moje towarzystwo, choć może bardziej otwartość i bezpośredniość. Nie byłem typem osoby, która potrafiła trzymać język za zębami.
Wygiąłem wargi w szelmowskim wyrazie, gdy nieco zagubiona, żeby nie powiedzieć przestraszona, zasugerowała, abym ponownie się zbliżył. Nim odstawiłem szkło wpatrywałem się w nią jeszcze przez chwilę, starając się zagrać w rozpoczętą przez nią grę. Kadziło nie ułatwiało sprawy, nie pomagało chwycić się wstrzemięźliwości, znaleźć w sobie resztek opanowania byle tylko poruszyć nutę zniecierpliwienia. Musiała widzieć w moich oczach pożądanie, tak samo jak musiała je czuć w każdym pocałunku czy dotyku. Spełniłem jej prośbę – mimo, że brzmiała ona bardziej jak grzeczny rozkaz – choć nie do końca tak, jak tego chciała. Ledwie musnąłem jej usta, by zaraz po tym skupić się na atutach, jakie przyszło mi wcześniej podziwiać. Szybkim ruchem podciągnąłem cienki materiał, po czym to właśnie tam rozpocząłem wędrówkę pocałunków.
Zauważyłem, że przyglądała się mojemu przedramieniu, na którym znajdował się mroczny znak. Uśmiechnąłem się pod nosem z wyraźną satysfakcją, bowiem dla innych był to dowód lojalności, bezgranicznego oddania sprawie, zaś dla mnie powód do dumy i jednocześnie poczucia obowiązku. -W tym przypadku nawet przez chwile nie zastanawiałem się nad konsekwencjami- rzuciłem bez zawahania. To było niczym nagroda, najwyższe wyróżnienie. Nie myślałem o cenie jaką musiałem zapłacić – byłem gotów nawet na tą najwyższą.
-Zawsze możesz go napisać- zaśmiałem się pod nosem obracając w dłoni kielich pełen wina. Obserwowałem jak trunek rozlewa się na ściankach. -Myślę, że jeszcze trochę treningu i dodasz rozdział o kontroli nad własnym spojrzeniem- starałem się zachować powagę, ale na nic się to zdało. -Mogłabyś mi wtedy- zacząłem, po czym przemknąłem wzrokiem po jej ciele ostatecznie zatrzymując go na wysokości piersi. -Pożyczyć- uniosłem wymownie brew i wolnym ruchem zbliżyłem szkło do ust. Nim upiłem zawartości i zerknąłem w jej tęczówki, to jeszcze chwile rozkoszowałem oczy bezsprzecznie pociągającym widokiem. Rozkoszowałem się w kobiecych wdziękach, rzadko potrafiłem im się oprzeć.
-Tak?- zainteresowała mnie tym tematem. -Kogo rękę odrzuciłaś?- byłem ciekaw jaki ród miała na myśli wszak większość mogła poszczycić się potęgą i bogatą historią. -Czyli bez mocy kadzidła byś jej nie chwyciła tylko i wyłącznie przez wzgląd na brak odwagi?- być może łapałem ją za słówka, ale intrygowała mnie odpowiedź. Wcześniej nie sprawiała wrażenia zainteresowanej – wręcz przeciwnie. Odniosłem wrażenie, że nieco przytłaczało ją moje towarzystwo, choć może bardziej otwartość i bezpośredniość. Nie byłem typem osoby, która potrafiła trzymać język za zębami.
Wygiąłem wargi w szelmowskim wyrazie, gdy nieco zagubiona, żeby nie powiedzieć przestraszona, zasugerowała, abym ponownie się zbliżył. Nim odstawiłem szkło wpatrywałem się w nią jeszcze przez chwilę, starając się zagrać w rozpoczętą przez nią grę. Kadziło nie ułatwiało sprawy, nie pomagało chwycić się wstrzemięźliwości, znaleźć w sobie resztek opanowania byle tylko poruszyć nutę zniecierpliwienia. Musiała widzieć w moich oczach pożądanie, tak samo jak musiała je czuć w każdym pocałunku czy dotyku. Spełniłem jej prośbę – mimo, że brzmiała ona bardziej jak grzeczny rozkaz – choć nie do końca tak, jak tego chciała. Ledwie musnąłem jej usta, by zaraz po tym skupić się na atutach, jakie przyszło mi wcześniej podziwiać. Szybkim ruchem podciągnąłem cienki materiał, po czym to właśnie tam rozpocząłem wędrówkę pocałunków.
![]() ![]() | ![]() ![]() |
Drew Macnair

Zawód : Poszukiwacz i przemytnik artefaktów, fascynat nakładania klątw , właściciel Karczmy "Pod Mantykorą"
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 5 +1
CZARNA MAGIA : 51 +4
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy


Porzucenie pracy i działań na dwa tygodnie, pozwolenie sobie na swobodę i odpoczynek. Brzmiało kusząco, choć obawiała się czy poczucie obowiązku nie zagoni ją po dwóch dniach do roboty. Wizja sielanki, spokojnego spędzenia czasu w siodle, z książką w ogrodach bez wiecznego pochylania się nad cyframi oraz stosem listów oraz dokumentów, sprawiała, że nie będzie jej trudno przekonać. Wieczna czujność, w ciągłym stanie gotowości wycieńczała. Nie mogli też pozwolić sobie na całkowitą bagatelizację, nie wiedzieli co się wydarzy kiedy okres zawieszenia broni minie. Nie mieli pojęcia co dla nich los szykuje, a ta niepewność napawa lękiem, który wdzierał się pod skórę i drażnił. Symbol oddania i siły na przedramieniu był jej znany. Rozumiała jakie niesie za sobą przywileje i obowiązki. Znaczenie było jasne i nie spodziewała się innej odpowiedzi ze strony mężczyzny. Zaś propozycję stworzenia poradnika, o którego braku wspomniała, przyjęła ze szczerym rozbawieniem. Roześmiała się i pokiwała głową nieznacznie.
-Jak będę mieć nadmiar czasu wolnego. - Zawyrokowała doskonale zdają sobie sprawę, że z tym było ciężko, ale nie narzekała na to. Lubiła być w ruchu, ceniła sobie możliwość działania i rozwoju. Zabranie tego, mogło jedynie sprawić frustrację i marazm u kobiety. Nie musiała patrzeć na Drew, aby czuć jego wzrok na sobie. Był namacalny, zostawiał ślad, sprawiał, że zadrżała, ale nie ze strachu. Ponownie, poczuła przyjemny dreszcz spływający wzdłuż kręgosłupa, aż do podbrzusza. Założyła kosmyk włosów za ucho, choć nie musiała, ale gest ten sprawiał, że mogła szybko zebrać myśli. Przynajmniej tak sądziła. Nie wpatrywanie się w częściową nagość mężczyzny nie była dla niej ani prosta ani łatwa. Pierś uniosła się i opadła w trakcie głębszego oddechu, a odruch zakrycia się zdusiła w zarodku wiedząc, że byłby teraz śmiesznym. -Mathieu Rosiera. -Odpowiedziała zaskoczona tym z jaką łatwością jej przyszło to wyznanie. Czy to kadzidło czy może od maja poradziła sobie z odrzuceniem oraz chłodem i obojętnością Rosiera. Na kolejne pytanie kiwnęła głową twierdząco. -Raczej tak. - Nie umiała we flirt. Matka nauczyła ją wiele rzeczy, wpoiła ogrom zasad i taktyk działania. Jednak nie przekazała tego jak być uwodzicielską, jak wykrzystywać swoją urodę w rozmowach z mężczyznami. Nie wiedziała jak pokazywać swoje zainteresowanie, a mężczyzna w jakiś sposób ją do siebie przyciągał. Potrafił czasami zachwiać jej spokojem i opanowaniem, sprawiał, że czuła się przytłoczona, ale jednocześnie nie obawiała się, że wykorzysta przeciwko niej jej własne słowa; choć teraz łapał ją za nie w sprytny sposób.
Prośba zawisła w powietrzu, oddech zamarł gdy słowa opuściły jej wargi, gdy wybrzmiały między ścianami namiotu. Czekała w bezruchu, w lekkiej obawie czy sięgnie ku niej, choć wzrok płonął zapowiadając, że tym razem wahanie nie mogło mieć miejsca. Przylgnęła od razu jak tylko usta zostały złączone w pełnym pasji pocałunku. Żar pożądania na nowo wybuchł obejmując całe ciało, które tylko czekało na dotyk. Nim umysł zrozumiał co się dzieje, mężczyzna odsłonił wrażliwość skóry wyznaczając ścieżki pocałunków, wyrywając tym samym z kobiecej piersi westchnienie. Poczuła jak topnieje, jak rozsądek spychany jest przez płomień jaki właśnie się rozpalał od nowa. Nagle miękki materiał tylko przeszkadzał, drażnił i niczego nie ułatwiał. Odsłonił delikatność koronkowej bielizny, cienkich pasków trzymających jasne pończochy na udach. Dłonie oparła na męskich barkach obawiając się, że bez wsparcia opadnie całkowicie zatracając się nieznanym, pełnym fascynacji uczuciu jakie rozlało się po całym jej jestestwie.
-Jak będę mieć nadmiar czasu wolnego. - Zawyrokowała doskonale zdają sobie sprawę, że z tym było ciężko, ale nie narzekała na to. Lubiła być w ruchu, ceniła sobie możliwość działania i rozwoju. Zabranie tego, mogło jedynie sprawić frustrację i marazm u kobiety. Nie musiała patrzeć na Drew, aby czuć jego wzrok na sobie. Był namacalny, zostawiał ślad, sprawiał, że zadrżała, ale nie ze strachu. Ponownie, poczuła przyjemny dreszcz spływający wzdłuż kręgosłupa, aż do podbrzusza. Założyła kosmyk włosów za ucho, choć nie musiała, ale gest ten sprawiał, że mogła szybko zebrać myśli. Przynajmniej tak sądziła. Nie wpatrywanie się w częściową nagość mężczyzny nie była dla niej ani prosta ani łatwa. Pierś uniosła się i opadła w trakcie głębszego oddechu, a odruch zakrycia się zdusiła w zarodku wiedząc, że byłby teraz śmiesznym. -Mathieu Rosiera. -Odpowiedziała zaskoczona tym z jaką łatwością jej przyszło to wyznanie. Czy to kadzidło czy może od maja poradziła sobie z odrzuceniem oraz chłodem i obojętnością Rosiera. Na kolejne pytanie kiwnęła głową twierdząco. -Raczej tak. - Nie umiała we flirt. Matka nauczyła ją wiele rzeczy, wpoiła ogrom zasad i taktyk działania. Jednak nie przekazała tego jak być uwodzicielską, jak wykrzystywać swoją urodę w rozmowach z mężczyznami. Nie wiedziała jak pokazywać swoje zainteresowanie, a mężczyzna w jakiś sposób ją do siebie przyciągał. Potrafił czasami zachwiać jej spokojem i opanowaniem, sprawiał, że czuła się przytłoczona, ale jednocześnie nie obawiała się, że wykorzysta przeciwko niej jej własne słowa; choć teraz łapał ją za nie w sprytny sposób.
Prośba zawisła w powietrzu, oddech zamarł gdy słowa opuściły jej wargi, gdy wybrzmiały między ścianami namiotu. Czekała w bezruchu, w lekkiej obawie czy sięgnie ku niej, choć wzrok płonął zapowiadając, że tym razem wahanie nie mogło mieć miejsca. Przylgnęła od razu jak tylko usta zostały złączone w pełnym pasji pocałunku. Żar pożądania na nowo wybuchł obejmując całe ciało, które tylko czekało na dotyk. Nim umysł zrozumiał co się dzieje, mężczyzna odsłonił wrażliwość skóry wyznaczając ścieżki pocałunków, wyrywając tym samym z kobiecej piersi westchnienie. Poczuła jak topnieje, jak rozsądek spychany jest przez płomień jaki właśnie się rozpalał od nowa. Nagle miękki materiał tylko przeszkadzał, drażnił i niczego nie ułatwiał. Odsłonił delikatność koronkowej bielizny, cienkich pasków trzymających jasne pończochy na udach. Dłonie oparła na męskich barkach obawiając się, że bez wsparcia opadnie całkowicie zatracając się nieznanym, pełnym fascynacji uczuciu jakie rozlało się po całym jej jestestwie.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke

Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, B&B
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii


Strona 2 z 2 • 1, 2
Namiot rodu Burke
Szybka odpowiedź