Wydarzenia


Ekipa forum
Idun Lorelei Avery
AutorWiadomość
Idun Lorelei Avery [odnośnik]03.01.24 20:44

Idun Lorelei Avery (z domu Yaxley)

Data urodzenia: 25 października 1920 r., zodiakalny kwintoped
Nazwisko matki: Rosier
Miejsce zamieszkania: Shropshire, Ludlow Castle
Czystość krwi: czysta szlachetna
Status majątkowy: bogaty
Zawód: lady, znawczyni trolli, pasjonatka perfumiarstwa
Wzrost: 165 centymetrów
Waga: 57 kilogramów
Kolor włosów: blond; jego odcień zmienia się zależnie od pory roku
Kolor oczu: zbyt szare, by mogły zostać nazwane niebieskimi
Znaki szczególne: dołeczek w brodzie


Jej ojciec nigdy nie pragnął córki.
Marzyli mu się synowie: surowi, nieugięci, zapatrzeni w krwawą przeszłość rodu. To na nich miał móc polegać, ich kształtować na swe podobieństwo, by w przyszłości godnie kontynuowali wpisane w rodowód tradycje. Kiedy więc na świat przyszła Idun, powitał ją ledwie przelotnym spojrzeniem, podszytym rozczarowaniem westchnięciem; nie minęła chwila, a już wracał do swych wiele istotniejszych zajęć. Wszak tresura trolli nie mogła czekać, w przeciwieństwie do kwilącego cicho, oddanego w ręce zmęczonej wielogodzinnym porodem małżonki zawiniątka.
Mijały lata, zaś Lorcan wciąż patrzył na nią inaczej. Nie musiał werbalizować swych obiekcji, by czuła, że dwójka starszych braci traktowana jest zgoła cieplej. Jednak nie ciepło, wszak bagna Fenland rządziły się surowymi prawami, a młodych Yaxleyów trzymano twardą ręką. Nie było przyzwolenia na beztroskę i swawolę, stawiano przed nimi niezliczone cele, nakładano na wątłe barki kolejne obowiązki. Zajęcia z wpajanej od maleńkości heraldyki i wykłady z historii magii przeplatano z odpowiednimi dla członków śmietanki towarzyskiej aktywnościami fizycznymi – pierwszymi krokami salonowych tańców, ćwiczoną pod okiem czujnych instruktorów jazdą konną czy uczoną zarówno młodych lordów, jak i lady szermierką. Matka, wyrwana z muśniętego francuską elegancją Kent róża, niestrudzenie zachęcała pociechy do rozwijania głęboko skrywanej – o ile w ogóle istniejącej – wrażliwości; lecz Idun, wbrew najszczerszym życzeniom rodzicielki, nie odnalazła w sobie ani talentu do malarstwa czy gry na jakimkolwiek instrumencie, ani płomiennej miłości do poezji. Przyjemność sprawiał jej jednak śpiew, którym za młodu zadręczała pozostałych członków najbliższej rodziny, dopiero z czasem opanowując głos na tyle, by torturę przekuć w niekłamaną przyjemność. Z wiele większym zainteresowaniem spoglądała ku opasłym księgom, które próbowało podtykać pod nos jej braciom, a które nie wzbudzały w nich większych emocji – tym traktującym o trollach, ich zwyczajach i twardo brzmiącej mowie. Z początku trzymano ją na dystans; komentowano, że jest zbyt krucha, zbyt młoda, by móc wybierać się z nimi na przejażdżki po mokradłach, obserwować budzące grozę stworzenia w środowisku naturalnym. Jednak tam, gdzie Magnar i Carsten nie wykazywali się ambicją, niepozorna lilia upatrywała swej szansy. Odkąd tylko pamiętała zależało jej, by ujrzeć w ojcowskich oczach choćby namiastkę dumy; by zrozumiał, że nie jest słaba.


Udało jej się tego dokonać dopiero wtedy, gdy z blondwłosej kruszyny wyrosła na smukłą panienkę o włosach zebranych w gruby, zadbany warkocz i języku wyostrzonym przez kilkuletni już pobyt w dalekiej Norwegii. Podążała śladami starszych braci, zgodnie z wolą rodziców – czy raczej Lorcana – pobierając nauki w słynącym z dyscypliny oraz wierności czarodziejskim tradycjom Durmstrangu. Nigdy nie kwestionowała tej decyzji, nigdy nie zastanawiała się dłużej nad tym, dlaczego nie Hogwart czy ukończone przez matkę Beuaxbatons, wszak przycupnięte na odległej, otulonej mgłą wysepce zamczysko wyznawało te same wartości, które ród Yaxleyów od wieków stawiał na piedestale. I choć początki edukacji szkolnej nie należały do najłatwiejszych, czym innym były prywatne lekcje języka odbywane pod okiem czujnej panny Goyle, czym innym obcowanie z nim stale, w rozmowach z psorami czy szlachcicami z najróżniejszych części Europy, coraz wyraźniej zarysowujący się upór Idun – a pewnie również znane w magicznym świecie nazwisko – pozwolił jej na odnalezienie własnego miejsca wśród szkolnej braci. Im dłużej zamieszkiwała skąpane w lepkim półmroku korytarze, tym swobodniej posługiwała się obcą mową, to z kolei pozwalało na korzystanie z pełni dobrodziejstw biblioteki i łatwiejsze wywiązywanie się ze zlecanych zadań; sporadycznie konwersowała z rodakami w języku ojczystym, wszak tak było łatwiej, naturalniej, do tego angielski zmniejszał szansę na to, że ich słowa zostaną zrozumiane przez nadstawiającego ucha impertynenta, jednak czasem i z nimi wymuszała rozmowy po norwesku, by jak najwięcej ćwiczyć, praktykować, przyzwyczajać się do innej wymowy i sposobu budowania zdań. Resztki dziecięcej naiwności odeszły w niepamięć, gdy przywykała się do nowego stanu rzeczy, walczyła z esejami i tłumaczeniem kolejnych akapitów zakurzonych tomiszczy, czy też w bardziej dosłowny sposób – na pojedynkowej arenie. Ten akurat element polityki Durmstrangu nigdy nie spotkał się z jej aprobatą, może dlatego, że nie miała smykałki do uroków, więcej starć przegrywała niż wygrywała, brak ten nadrabiała jednak sumiennością, chłonnym umysłem i ćwiczoną na rówieśnikach sztuką perswazji. Z czasem zrozumiała, iż niekiedy odpowiednio dobrany uśmiech i nienachalny trzepot rzęs okazywały się skuteczne niż najlogiczniejszy z argumentów. W taki właśnie sposób przekonała Magnara, najstarszego z ich trójki, będącego na progu dorosłości, by wtajemniczył ją w treść odbieranych od rodziciela lekcji, by podzielił się zapiskami, słownikami, rycinami, a w końcu zasugerował rodzicielowi dopuszczenie jej, już nie tak młodej i kruchej, do kolejnych wykładów. Stamtąd droga do sukcesu była prosta; potrzebowała jedynie szansy, okazji do zaprezentowania ojcu, że za przyjemną twarzą kryje się również nie byle jaki umysł, a urodzenie się kobietą nie musi oznaczać braku zainteresowania tym, co dla niego tak ważne – trollami.


Choć Yaxley's Hall, wzniesione na mokradłach dworzyszcze, niektórych przytłaczało swą ponurą atmosferą, tak dla niej stanowiło powiew świeżości; letnie, spędzane w rodowej posiadłości miesiące spowijały ją nie tyle zapachem starych ksiąg, zastałego zamkowego powietrza i wiejącej znad morza bryzy, co wonią podmokłej gleby, wilgotnego lasu, kwitnących nenufarów. Z każdą wakacyjną przerwą stawała się coraz bardziej wyczulona na aromaty, świadoma tego, którymi z nich chciała się otaczać; jej bronią miał zostać nie tylko cierpliwie szlifowany intelekt, ale i kobiece, wykorzystywane coraz chętniej przymioty – młodej Idun wciąż nie zależało, by za wszelką cenę znajdować się w centrum uwagi, przyciągać spojrzenia wszystkich zebranych na salonach osób, wszak wiele bardziej ceniła sobie kilka celnie wymierzonych słów nad miałkie, pozbawione jakiejkolwiek wartości i ciągnące się w nieskończoność wywody, pogodziła się jednak z myślą, iż gdzie nie mogła zwyciężyć logiką, tam pomóc miały specjalnie dobrane do okazji i odbiorcy perfumy czy podkreślający młodzieńczy urok makijaż. Kiedy więc lód, przez wiele lat czający się na dnie ojcowskich oczu, stopniał, a mury Durmstragu stały się ni więcej jak tylko wspomnieniem, wkroczyła w dorosłość ze ślepą wiarą, że cały świat leży u jej stóp; wszak wiedziała już, że wiele więcej zdoła osiągnąć, gdy rozmiękczy serce rozmówcy przeciągłym spojrzeniem czy odpowiednio modulowanym głosem, i zamierzała się tego odkrycia trzymać. Nim jednak zdążyłaby rozsmakować się w urokach sabatów, na nowo zapoznać z rodzimą szlachtą, z kwiatem angielskiej młodzieży, starszyzna obróciła dziewczęce plany w niwecz, brutalnie sprowadzając ją na ziemię i przypominając, iż wolna wola była luksusem, na który ona nie mogła sobie pozwolić.
Była świadkinią trwających od ponad roku swatów między bliską sercu kuzynką, Marjorie, a potomkiem lordów Shropshire. Później jednak z obserwatorki stała się ofiarą, gdy starsza lilia doznała ataku śmiertelnej bladości, przez co sojusz z rodem Averych stanął pod znakiem zapytania. By zmyć z języka niesmak zawodu, uratować wiszące na włosku rozmowy, bez choćby cienia zawahania zaoferowano w zamian Idun; może nie aż tak piękną czy spolegliwą, lecz – w przeciwieństwie do osłabionej nie tylko chorobą, ale i palącym wstydem Marjorie – zdrową. Tak więc 1939 okazał się rokiem licznych zmian; opuściła zamieszkiwaną przez długie lata akademię, by niewiele później zostać oddaną starszemu, jeszcze do niedawna zainteresowanemu jej krewniaczką szlachcicowi. Gdy stawała na ślubnym kobiercu, gdy wybierała suknię i szykowała do przeprowadzki do Ludlow, w tle przewijały się wzmianki o wybuchu kolejnej wojny niemagów, lecz również – i co gorsza – wstrząsającego środowiskiem czarodziejów konfliktu. Wciąż odległego, toczonego na kontynencie, a mimo to wzbudzającego podskórny niepokój.


Nigdy nie łudziła się, że wyjdzie za mąż z miłości. Wiara w podobne bajki byłaby przejawem niepoprawnego romantyzmu, który nie mógłby zakiełkować na glebie odebranych w Yaxley's Hall nauk. Jednak obojętność Harlana, jego nieprzychylność i oziębłość, przypominały o znoszonych latami upokorzeniach; wpierw lekceważył ją ojciec, teraz małżonek. Zamierzała więc wyprowadzić go z błędu, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja. W skrytości serca nie żałowała mu uszczypliwości czy jadu, wychowano ją jednak zbyt dobrze, by obnosiła się z żywioną względem męża urazą; cierpliwie znosiła kolejne przejawy braku poważania, poniekąd zadowolona z faktu, że skoro nie zależało mu na zbudowaniu małżeńskiego sojuszu, nie chciał podjąć dialogu, traktując ją niewiele lepiej niż jeden z eleganckich salonowych mebli, przynajmniej widywała go rzadko, nie częściej niż wymagały tego od nich obowiązki względem rodu. Dni wypełniała dalszą nauką języków – już nie tylko norweskiego, ale i wpisanego w dzieje przodków niemieckiego – oraz częstymi odwiedzinami w położonej na ziemiach Averych, jej ziemiach, hodowli trolli. Z początku próbowano trzymać ją na dystans, odradzać wyprawy do Ironbridge, jednak gdy zmieniła taktykę, okrasiła dotychczas powtarzane argumenty garścią dobrze wyważonych pochlebstw, a także kilkoma słodkich uśmiechami, opór zelżał, aż w końcu całkiem zniknął. Ponadto wkradała się w łaski zamieszkujących surowe zamczysko lordów i lady; o ile większość mieszkańców Ludlow Castle doceniała rzeczowe, konkretnie prowadzone konwersacje, o tyle niektórych musiała przekonywać do siebie nienachalnymi, miękko wypowiadanymi komplementami zabarwionymi wyuczonym urokiem. Poznawała Shropshire, poznawała potrzeby ich podwładnych i powinności wynikające z nowej roli, do których musiała prędko dorosnąć, nosząc pod sercem owoc nawiązanej przez nestorów unii. Po spłodzeniu potomka Harlan poświęcał jej jeszcze mniej uwagi niż dotychczas, niekiedy jednak zaburzała spokój jego ducha w sposób celowy, to okazując oziębłość, to racząc przeciągłymi spojrzeniami zmrużonych sugestywnie oczu; odpychając, by niewiele później wyeksponować szyję, sięgnąć do kosmyka włosów i westchnąć boleśnie, że tęskni za zostawionym w Yaxley's Hall wierzchowcu. Małżonek nigdy nie zareagował na tego typu podchody w sposób oczywisty, nigdy nie złożył żadnej obietnicy, nie musiała jednak czekać długo, a w rodowej stajni pojawił się siwy koń angloarabski, o gorącym temperamencie i niemałej inteligencji.
Zaskoczyła ją złożona w trzy lata po złączeniu ich losem węzłem małżeńskim propozycja wspólnej podróży na północ, do poznanej za czasów akademii Norwegii, nie dała jednak tego po sobie poznać, skrywając emocje za wystudiowaną maską uprzejmej obojętności. Wiedziała, czuła, że dzień jej triumfu nadchodzi wielkimi krokami. Wszak w końcu sam Harlan sprawił jej najlepszy z możliwych prezentów, dając szansę, by okazała się przydatna – nie tylko jako ozdoba u jego boku, taktowna i czarowna, ale przede wszystkim wierna tłumaczka i cichy doradca w kwestiach związanych z trollami oraz ich wartością. Choć zwycięstwa nie odniosła przy akompaniamencie fanfar, a raczej ciężkiej, wymownej ciszy, to smakowało ono lepiej niż najwykwitniejsze z pijanych przez nią win. Renegocjonowanie warunków umowy z tamtejszą hodowlą trolli, wspólne działanie na rzecz dobra rodu, pozwoliło stworzyć pierwsze pęknięcie we wznoszonym dotychczas murze niezrozumienia i dystansu. Kiedy wracali do Anglii, byli cenniejsi o korzystniejszy układ handlowy, lecz również nawiązaną w końcu nić porozumienia, a także – zbliżającą się do rozwiązania ciążę.


Kolejne lata pozwoliły Idun rozwinąć skrzydła; poznawała smak macierzyństwa, uroki małżeństwa, które nie opierało się już na przykrym, zaprawionym goryczą obowiązku, do tego kontynuowała rozwijanie własnych pasji. Z wcześnie wydanego za mąż podlotka wyrosła na pewną siebie i swej wartości kobietę, dumną – lecz nie arogancką – lady, dbającą zarówno o aparycję, jak i dalsze szlifowanie talentów. Satysfakcją napełniała ją myśl, iż pełen dystansu i politycznej kalkulacji mariaż jął przeradzać się w układ naznaczony szacunkiem, budowanym powoli zrozumieniem. W postaci męża zaczęła upatrywać nie tylko partnera, ale również nauczyciela. Różnica wieku, niegdyś postrzegana jako przeszkoda, okazała się nie lada walorem; z pokorą spijała z jego ust wszelkie uwagi, którymi zechciał się z nią dzielić, samej wnosząc do ich wspólnych rozważań zasłyszane wśród innych dam plotki oraz strzępki istotniejszych informacji, na przykład tych dotyczących interesów ich małżonków lub wyznawanych mniej lub bardziej otwarcie sympatii politycznych. A im więcej ze sobą przebywali, tym lepiej poznawała noszone przezeń maski oraz znaczenie poszczególnych gestów; nauczyła się, jakimi sztuczkami mogła osłabić męski opór, przygotować grunt do właściwej części dialogu. Najwięcej satysfakcji przynosiły spory wygrywane tylko i wyłącznie siłą argumentu, nie oznaczało to jednak, że nie zamierzała korzystać z przewagi, jaką mogły zagwarantować jej niby to przypadkowe muśnięcia dłoni, mniej lub bardziej zawoalowane sugestie czy zabawy uwiązaną na szyi aksamitką. W końcu również w pełni doceniła szczęście, którym została obdarowana, będąc lojalną względem Averych nie tylko z obowiązku, ale i przekonania; nie uginali karków, tak samo jak nie uginali ich Yaxleyowie. Złaknieni władzy, pozbawieni skrupułów, nigdy nie udawali, że jest inaczej. Znali swą wartość, wartość tętniącej w krwioobiegu mocy. Idun pielęgnowała więc wyniesioną z domu surowość, przejawiając ją również względem latorośli; nie szczędziła im przejawów miłości, jednocześnie jednak wymagała dyscypliny i posłuszeństwa. Poświęcała potomkom wiele uwagi, z żywym zainteresowaniem śledząc ich poczynania, poszukując predyspozycji i wrodzonych zdolności, jednakowo nie ustając we własnych wysiłkach. Praktykowała trollański na hodowanych w Ironbridge osobnikach, zaczytywała się w spisanych w obcej mowie księgach, w końcu również kierując swę uwagę na zapachy, uczucia jakie w niej wywoływały, jakie mogły wywołać w innych. Wpierw zgłębiała temat teoretycznie, czytając i rozważając, później poszła o krok dalej, aranżując spotkania z powszechnie szanowanymi senselierami i perfumiarzami; z nieskrywaną fascynacją wysłuchiwała ich wywodów dotyczących klasyfikacji zapachów, rozbieraniu istniejących kompozycji na czynniki pierwsze, komponowaniu nowych mieszanek. Dopiero z czasem – gdy lepiej zrozumiała naturę poszczególnych roślin oraz składników a także zapoznała z różnymi metodami pozyskiwania zapachów, maceracji, destylacji, ekstrakcji – nadeszła pora na jej pierwsze eksperymenty. Popełniała błędy i odnosiła porażki, by po miesiącach starań stworzyć pierwszy olej, z którego byłaby zadowolona, później także towarzyszące jej na co dzień pachnidło. Od tamtych nieśmiałych początków minęły całe lata, w trakcie których nabrała dużo większej wprawy, opracowała niezliczone receptury i mieszanki, nie ograniczając się już jedynie do użytku własnego. Równolegle praktykowała alchemię, rozwijając poznane za czasów szkolnych podstawy.


Rodzina była jej siłą, podporą dla tego, kim była, kim się stała. Mimo to odczuwała trudny do opanowania niepokój za każdym razem, gdy na horyzoncie pojawiały się czarne chmury. Wielka Wojna Czarodziejów w końcu dotarła do Anglii, dotknięty rozrostem albionim teść odszedł z tego świata, a jeden z noworocznych sabatów przyniósł ze sobą tragiczną śmierć nestorów. Świat zaczynał drżeć w posadach, zmieniać się na ich oczach, ona zaś wierzyła, iż jedynym sposobem, by przetrwać, by przywrócić szlachcie należnej jej miejsce, dawny, zapomniany przez wielu ład, było tępienie inności. Wspólne trwanie na straży tradycji i gloryfikacji czystości krwi. Wychowana we wrogości względem niemagów, ich potomstwa, chce wspierać działania Rycerzy Walpurgii w sposób godny lady.


Statystyki
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 22
Uroki:21
Czarna magia:50
Uzdrawianie:00
Transmutacja:00
Alchemia:115 (+2 różdżka, +3 kość)
Sprawność:100
Zwinność:150
Reszta: 0
Biegłości
JęzykWartośćWydane punkty
angielskiII0
norweskiII2
niemieckiI1
trollańskiI1
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AstronomiaI2
Historia MagiiII10
KłamstwoII10
KokieteriaII10
ONMSII10
PerswazjaI2
SpostrzegawczośćI2
ZielarstwoI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Savoir-vivreII0
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Rycerze Walpurgii00
RozpoznawalnośćII-
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)I0.5
Sztuka (wiedza)I0.5
Muzyka (wiedza)I0.5
Muzyka (śpiew)I0.5
PerfumiarstwoII7
AktywnośćWartośćWydane punkty
PływanieI0.5
Taniec balowyII7
SzermierkaI0.5
Jazda konnaI0.5
Latanie na miotleI0.5
Biegłości pozostałeWartośćWydane punkty
Magiczne szachyI0.5
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak- (+0)
Reszta: 0
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Idun Avery dnia 07.01.24 11:43, w całości zmieniany 9 razy
Idun Avery
Idun Avery
Zawód : znawczyni trolli, pasjonatka perfumiarstwa
Wiek : 37
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna

a wolf is a wolf,
even in a cage,
even dressed in silk


OPCM : 2 +2
UROKI : 2 +1
ALCHEMIA : 11 +5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12211-idun-lorelei-avery https://www.morsmordre.net/t12252-sigyn#376979 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t12214-idun-avery#376152
Re: Idun Lorelei Avery [odnośnik]10.01.24 9:47

Witamy wśród Morsów

twoja karta została zaakceptowana
Kartę sprawdzał: Tristan Rosier

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Idun Lorelei Avery Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Idun Lorelei Avery [odnośnik]10.01.24 9:50


KOMPONENTYołów;
wydzielina toksyczka x2;

[08.02.24] Sierpień-listopad

BIEGŁOŚCI[10.01.23] +0,5 PB - rozwój początkowy

HISTORIA ROZWOJU[10.01.23] Rozwój początkowy -25 PD

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Idun Lorelei Avery Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Idun Lorelei Avery
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach