Wydarzenia


Ekipa forum
Kamienice mieszkalne
AutorWiadomość
Kamienice mieszkalne [odnośnik]07.09.15 23:16
First topic message reminder :

Kamienice mieszkalne

Kamienice mieszkalne piętrzące się wzdłuż odłogi ulicy Pokątnej, niezwykle malownicze, posiadające swój magiczny urok. Dzięki doskonałej lokalizacji mieszkania do wynajęcia są niewielkie, ale przy tym stosunkowo drogie - każdy chce rezydować jak najbliżej najruchliwszej magicznej ulicy. O poranku i w godzinach powrotu z pracy widać tutaj większą ilość czarodziejów i czarownic powracających do domów; w pozostałe godziny jest tutaj spokojniej, tylko czasami można natknąć się na dzieci bawiące się różdżkami z patyków.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kamienice mieszkalne - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Kamienice mieszkalne [odnośnik]29.01.17 2:22
Poczuł jak ciężki kamień spada mu z serca, kiedy funkcjonariusze postanowili dać im spokój, niemniej dla pewności nie spuścił z nich oczu aż do momentu, kiedy ich sylwetki całkiem zniknęły za jednym z zakrętów. I też dopiero wtedy Florean postanowił się odezwać. - Florean Fortescue - odpowiedział, niepewnie ściskając jej dłoń, choć po chwili jego twarz rozjaśniła się charakterystycznym półuśmiechem. - Nie masz za co dziękować - odparł i już chciał dodać, że przecież każdy zrobiłby tak samo na moim miejscu, jednak uznał, że zabrzmiałoby to zbyt nawinie. Chciał, żeby była to prawda, ale w tych czasach większość osób bała się zaangażować. Z jednej strony ich rozumiał, ale z drugiej miał ochotę mocno nimi potrząsnąć i wygłosić im elaborat na temat tego jak bardzo są potrzebni. A jak widać czasami nie trzeba było wiele. - A do lodziarni zawsze serdecznie zapraszam, ale może jednak nie wydawaj tam ostatnich knutów. Nie chcę mieć cię na sumieniu - powiedział, wkładając ręce do kieszeni, bo jak zwykle zapomniał rękawiczek i już zaczynał odczuwać odmrożenia pierwszego stopnia na opuszkach swoich palców. - Idziesz w tą stronę? - Zapytał, wskazując szybkim ruchem podbródka odpowiedni kierunek. Nie chciał być nachalny, ale po tym zajściu zapewne jego nowa znajoma nie miała ochoty na samotne spacery. On na pewno nie miał, a poza tym mogli jeszcze spotkać tych funkcjonariuszy i dopiero wtedy mieliby poważne kłopoty. - Miałaś już wcześniej problem z tą policją? - Zapytał zaciekawiony, choć ostatnie słowo musiał zabarwić odrobiną pogardy. Inaczej nie dało się rozmawiać o tym najnowszym wymyśle ministerstwa. Florean autentycznie bał się myśleć o tym w jakim kierunku zaczął zmierzać magiczny świat. W bardzo, bardzo niewłaściwym. Nie chciał bać się wychodzić wieczorem na ulicę tylko dlatego, że nie urodził się arystokratą. To nawet brzmiało głupio, a jednak znajdowali się ludzie, którzy pragnęli tego pomysłu bronić. Niedawno mugole zakończyli wojnę i teraz czarodzieje mieli zacząć własną? Florean nie potrafił zrozumieć skąd biorą się tacy ludzie. On sam najchętniej żyłby w zgodzie z każdą muchą i każdym źdźbłem trawy - tym bardziej ciężko było mu się odnaleźć w tej nowej rzeczywistości.
Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kamienice mieszkalne - Page 7 F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Kamienice mieszkalne [odnośnik]26.05.17 16:48
Felix Berkley zazwyczaj wracał z pracy punktualnie, lecz dzisiaj - w ten wyjątkowy, radosny (powiedzmy) dzień - zupełnie stracił poczucie czasu. Zegarki umykały jego uwadze: ten na ręku, odziedziczony po pradziadku, dziwnym trafem ciągle chował się za mankietem sztywno wyprasowanej szaty, a ten duży, wiszący nad biurkiem w Magicznej Menażerii, ciągle zasłaniały fruwające po sklepie sowy. Tak, sowy; jakiś niezbyt rozgarnięty żartowniś - Felix podejrzewał nowo przyjętego pracownika, który znalazł się w sklepie magizoologicznym jedynie przypadkiem, wyczuwając szansę na wiosenne polepszenie stanu swych finansów - pootwierał kilka klatek, zapewne łudząc się, że buszujące po pomieszczeniu zwierzęta będą zachęcały klientów do wykupienia ptactwa. Och, jakże srogo się w swych dobrych intencjach mylił: Berkley doskonale wiedział, że nic, doprawdy nic tak nie odrzucało od zakupu sowy, jak faktyczna sowa - wielka, rozwścieczona i zdezorientowana nagłym uwolnieniem z małej klatki do klatki nieco większej, ograniczonej złudnymi, szklanymi barierami, oddzielającymi od ją całkowitej wolności - wczepiająca się złocistymi pazurami w głowę i przypadkowo uwalniająca swój stres w postaci ohydnej mazi, zdobiącej wątpliwą broszką drogą szatę.
Cóż, ten dzień nie należał do najprzyjemniejszych, dlatego też Felix zapętlił się w czasie, poskramiając, wyłapując a potem zamykając sowy w klatkach. Nie dość, że się spocił, to jeszcze zmęczył, a dodatkowo w domu oczekiwała go zapewne zdenerwowana małżonka. W obecnych czasach nawet chwilowe spóźnienie oznaczało kłopoty, dlatego Berkley mknął po Pokątnej tak szybko, jak tylko zdołał, chcąc jak najszybciej znaleźć się na progu kamienicy. W dzikim pędzie zauważył jednak znajomą sylwetkę, kolorowe ubranie, zaczesane do góry włosy, ba, dobiegł go nawet ciepły głos mężczyzny, w którym od razu rozpoznał dawnego znajomego z czasów Hogwartu.
- Panie Floreanie, co za spotkanie! - zakrzyknął, nie bacząc na oglądających się za nim przechodniów. Tak, Felixowi za czasów szkolnych zdarzało się mówić wierszem, co spotykało się z zachwytem Puchonów i zażenowaniem całej reszty hogwarckiej braci. Zobaczenie Floriana od razu uruchomiło ciąg słownych nawyków. Czym prędzej podszedł do znajomego, zerkając ciekawsko za oddalającą się w bok brunetką. - Mimo upływu lat: zawsze czarujący - to twoja wybranka? - uśmiechnął się szeroko, klepiąc Fortescue po ramieniu i wskazując dłonią znikającą w bocznej bramie kobietę. Pytanie niezbyt logiczne; gdyby była to faktycznie ukochana Floreana, ten z pewnością zapoznałby ją z kolegą...albo i nie, bowiem Felix wyglądał jak osiem merlińskich nieszczęść: rozczochrany, cały w piórach i drobnych zadrapaniach, o wątpliwie przyjaznym sowim zapachu, jaki roztaczał wokół siebie, nie wspominając.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Kamienice mieszkalne - Page 7 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kamienice mieszkalne [odnośnik]27.05.17 1:50
Odprowadził Daisy wzrokiem, po czym ruszył dalej w kierunku swojego mieszkania. Czuł, że jeżeli w przeciągu dziesięciu minut nie wejdzie do ciepłego pomieszczenia to odpadną mu opuszki palców. Pomimo drugiej połowy kwietnia było mu zimno - możliwe, że to oznaka zbliżającej się choroby. Tak czy owak marzył jedynie o powrocie do domu, ciepłej herbacie i miękkiej pościeli. Poza tym nie miał ochoty kręcić się po okolicy przez obawę, że ponownie natknie się na funkcjonariuszy magicznej policji i tym razem nie uda mu się ich tak szybko zbyć. Naprawdę nie miał zamiaru trafić do Tower - ani teraz, ani w bliskiej czy odległej przyszłości. Tak więc przyspieszył kroku, lecz ledwie zdążył to zrobić, a już usłyszał za plecami swoje imię i lekko zesztywniał na ten dźwięk. A więc jednak pomyślał, już przygotowując się na odprawienie kolejnej szopki, jednak jedno spojrzenie na mężczyznę wystarczyło, by przekonać się, że nie jest powiązany z tamtymi ludźmi. Musiał się skupić, by przebić się przez tą chmurę nieprzyjemnego zapachu i nie zwracać uwagi na wszechobecne pióra. Dopiero po pytaniu o Daisy trochę otrzeźwiał, uświadamiając sobie z kim ma do czynienia. - Felix? Felix Berkley? - Upewnił się, bo jednak od zakończenia szkoły minęło długich dziesięć lat i mógł się mylić. - Nie - odpowiedział zgodnie z prawdą, podążając za wzrokiem mężczyzny. - Znaczy... - zreflektował się szybko, że od przedstawienia przed funkcjonariuszami nie minęło zbyt dużo czasu i powinien jeszcze przez chwilę brnąć w tą wymyśloną historię. - Tak, powiedzmy - dodał wymijająco, jednak niemalże w tej samej chwili uśmiechnął się szeroko i zmierzył znajomego wzrokiem. - Felix, nie wierzę, po tylu latach spotykamy się właśnie tutaj! Co się u ciebie działo przez te wszystkie lata? - Zagadał i choć nie miał w tym momencie ochoty na rozmowę, jego charakter nie pozwalał mu na zlekceważenie mężczyzny. Dlatego też żywił cichą nadzieję, że i on ma jakieś plany na ten wieczór, dzięki czemu zakończy tą rozmowę tak szybko i niespodziewanie jak ją rozpoczął.


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kamienice mieszkalne - Page 7 F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Kamienice mieszkalne [odnośnik]28.05.17 19:24
Gdy tylko na twarzy Floreana zakwitło coś w rodzaju zrozumienia, twarz Felixa rozpromieniła się nieziemsko. Pamiętał go! Mimo upływu lat, mijającego czasu i innych szalonych, magicznych utrudnień, nad którymi pracowano w pocie czoła w Departamencie Tajemnic. Cóż, Fortescue niewiele się zmienił, natomiast Berkley mocno wychudł, w niczym nie przypominając już pękatego grubaska, z trudem turlającego się po licznych hogwarckich schodach, o przeskakiwaniu przez obraz z soczystą gruszką, prowadzący do krainy kuchennej szczęśliwości, nawet nie wspomniawszy. - Tak, to ja! - przytaknął entuzjastycznie, od razu czując wstępującą w niego energię. W tych ciężkich, chmurnych czasach, napotkanie dawno niewidzianego znajomego zawsze poprawiało mu humor. - No, może nie wyglądam zbyt wystawnie, ale...no, cóż, ciężki dzień w pracy - dodał nieco zakłopotany, otrzepując niepierwszej świeżości szatę z resztek białego pierza, wirującego teraz wokół nich niczym płatki brudnego śniegu.
- Ładniutka - pokiwał z uznaniem głową, chociaż widział jedynie tył odchodzącej kobiety i jej długie włosy. - Nie boisz się jej tak puszczać samej? Nie powinieneś jej odprowadzić? - spytał po sekundzie zawahania, marszcząc brwi. - Żyjemy w niebezpiecznych czasach - wytłumaczył szybko, nie chcąc, by Florean odebrał jego sugestię jako atak bądź napastliwą aluzję do nieodpowiedzialności. Kiedyś sądził, że w okolicach Pokątnej jest stosunkowo bezpiecznie, lecz poczucie spokoju okazało się niezwykle fałszywe, zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń. Odkaszlnął lekko, zerkając ponad ramieniem znajomego, ale nie zauważył już uroczej dzierlatki. Musiała skręcić w bramę lub wejść do mieszkania, powrócił więc wzrokiem do twarzy mężczyzny, uśmiechając się szeroko, chociaż z widocznym zmęczeniem. - Ach, od ilu miesięcy obiecuję sobie, że wpadnę do twojej lodziarni - pokręcił z zakłopotaniem głową. - Niestety, nie mam zbyt wiele czasu, pracuje teraz w sklepie magizoologicznym, dziś sowy pouciekały nam z klatek, urwanie głowy. Oczywiście nie dosłownie, sowy to nie smoki - co by to było, smoki w klatkach, wyobrażasz to sobie? Poza tym...ożeniłem się z Mary, będziemy mieli dziecko, nie mogę się doczekać, chociaż...trochę się niepokoję - zaczął trajkotać w swoim dawnym stylu, wesoło i entuzjastycznie, dopiero przy ostatnich słowach tracąc rezon. Uśmiech nieco się zasmucił a Felix wzruszył dziwnie chudymi ramionami, jakby przepraszając za swoją tchórzliwość. - Patrząc na to, co dzieje się w Londynie, to nie jest najlepszy moment na powiększanie rodziny - mruknął już prawie bezgłośnie, zakładając kosmyk cienkich włosów za nieco zbyt odstające ucho. - Ale dość u mnie! U ciebie - powodzi się? Ładna panienka to narzeczona czy na razie towarzyszka na dochodne? - zażartował, starając się nieco złagodzić negatywny wydźwięk swej wcześniejszej wypowiedzi.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Kamienice mieszkalne - Page 7 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kamienice mieszkalne [odnośnik]29.05.17 0:11
- Daj spokój! - Odparł, machnąwszy dłonią na podkreślenie swoich słów. Owszem, Felix nie prezentował się najlepiej, ale kim był Florian żeby mu o tym mówić prosto w twarz. On raczej usilnie próbowałby mu wmówić, że w ogóle nie cuchnie i wygląda całkiem normalnie - grzeczność Flo czasami przekraczała określone granice.
- Dziękuję - odparł nieco zmieszany, naprawdę nie chcąc ciągnąć tego tematu. Bał się, że Barkley zacznie mu zadawać niewygodne pytania, na które nie będzie potrafił wymyślić zgrabnej odpowiedzi. Nie był najlepszym kłamcą - w zasadzie często słyszał porównania swojej twarzy do otwartej księgi, aczkolwiek starał się nad tym pracować. W obecnych czasach lepiej było panować nad mimiką i wypowiadanymi słowami. Nawet jeżeli rozmawiało się ze starym znajomym, co Floreanowi pomału zaczynało ciążyć. Obawiał się popadnięcia w paranoję. Obawiał się momentu, w którym każdy napotkany człowiek zacznie być dla niego potencjalnym wrogiem. - Nie popadajmy w paranoję - powiedział, nieświadomie nawiązując do swoich skłębionych myśli. - Widziałbym jeżeli coś by się jej stało - dodał, spoglądając kątem oka na drzwi, w których zniknęła Daisy. Gdyby faktycznie byli razem Florean z pewnością odprowadziłby ją pod same drzwi i jeszcze sprawdził czy nikogo nie ma na korytarzu. Ale nie byli razem, nawet się nie znali.
Lodziarnia. Muszą chwycić się tego tematu. - Zapraszam! - Powiedział, zmuszając kąciki swoich ust do lekkiego uniesienia w przyjaznym geście. Słuchał cierpliwie jego słowotoku, co i rusz kiwając przy tym głową. - Sklep magizoologiczny? Wspaniale! Haha, smoki w klatkach - to musiałyby być bardzo duże klatki i bardzo duże pomieszczenia - mówił co jakiś czas, jednak myślami był gdzieś daleko. - Mary? Tą Krukonką z naszego roku? - Nie mógł sobie przypomnieć jej nazwiska, lecz był pewny, że to ona. Zawsze mieli się ku sobie, przynajmniej tak zapamiętał to Florean. - Och, chłopiec czy dziewczynka? - Zapytał z grzeczności, bo właśnie tak robili ludzie jak dowiadywali się o takich rzeczach. Oprócz tego pomyślał, że wszyscy dookoła już się żenią i zakładają rodziny, a on wciąż dryfował samotnie. Kto wie, może kiedyś i na niego przyjdzie pora? Przez swoje wszystkie nieszczęścia w miłości zaczynał w to wątpić, ale jak to się mówi, nadzieja umiera ostatnia. A może i samotne życie nie byłoby takie złe? - Na pewno sobie poradzisz - pocieszył go, lecz i z jego twarzy zniknął uśmiech, kiedy usłyszał kolejne słowa. - Nie, to nieprawda - powiedział, bo choć po części się z nim zgadzał, to jako zakonnik nie mógł pozwolić na takie myśli. - Wierzę, że to wszystko niedługo się uspokoi. Trzeba być dobrej myśli - powiedział i uśmiechnął się, ale wewnątrz miał ochotę uderzyć się w czoło za sprzedawanie takich tekstów. - Eee, zobaczymy - powiedział, drapiąc się po szyi. - Nie chcę zapeszać - dodał, mając nadzieję, że to odsunie Felixa od tematu. - A poza tym u mnie wszystko dobrze, interes się powodzi - odparł, wzruszając ramionami, choć obecnie oceniał swoje życie raczej na minus, mimo że usilnie próbował wyjść na plus lub chociaż na zero.


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kamienice mieszkalne - Page 7 F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Kamienice mieszkalne [odnośnik]29.05.17 19:07
- No, może masz rację - przytaknął kulawo na paranoiczne szufladkowanie niepokoi. Felix, jak zawsze spolegliwy i odzwierciedlający poglądy rozmówcy, nie zamierzał wpędzać Floreana w depresję, snując przed nim obraz mrocznego, niebezpiecznego Londynu, co jednak nie zmieniało strachu kiełkującego gdzieś głęboko w sercu. Bał się o Mary, bał się o swoją rodzinę, bał się o znajomych - także tych dalszych i chociaż nie widział się z Fortescue całe wieki, to nieco zafrasowała go jego bledsza niż zapamiętał twarz. Mężczyzna wydawał się nieco zdenerwowany i zdezorientowany, a niefrasobliwość w kwestii bezpieczeństwa ukochanej, zdała się Berkleyowi trochę podejrzana. Nie skomentował jej jednak, przywracając na swej twarzy lekki uśmiech. - W końcu to nie Nokturn, prawda? Co złego może zdarzyć się na Pokątnej - powiedział dziarsko, chcąc raczej pocieszyć samego siebie niż budować nić bezpiecznego porozumienia ponad podziałami poglądów. Przestąpił z nogi na nogę, coraz szerszym uśmiechem witając kolejne słowa Floriana. Rozbawił go anegdotką ze smokami - wybornie; już dawno nie spowodował w nikim zapowiedzi śmiechu, dlatego poczuł się od razu lepiej, kiwając zachęcająco głową. - Może odwiedzimy cię z Mary. Ma różne zachcianki. Pokocha cię, jeśli przygotujesz jej lody o smaku czekoladowej cebuli - kontynuował bardziej beztroski temat, potakując i wewnętrznie wzruszając się na wieść o tym, że Fortescue pamiętał o jego sympatii ze szkoły. Tak właśnie wyglądała moc Puchonów - czujni, poinformowani i czuli. - Dalej tak samo mądra i jeszcze piękniejsza - westchnął z wyraźnym rozczuleniem, po chwili marszcząc dziwnie nos, jakby nieco zawstydził się tego zachwyconego wdzięku. - Jeszcze za wcześnie, żeby to ustalić. Chciałbym chłopca, wiesz, pierworodny syn... - kontynuował temat rodziny z wyraźnymi wypiekami na twarzy - temat dziecka wyraźnie sprawiał mu przyjemność i rozświetlał zielone oczy, przygaszone dopiero trudniejszymi tematami. Słuchał pociechy Floreana w milczeniu, wsuwając długie, chude palce do kieszeni brudnego, poszarpanego płaszcza. Może Fortescue miał rację, może faktycznie wszystko się ułoży.
- Oby było tak, jak mówisz - podsumował cicho, zerkając przy okazji na stary zegarek. Późno. - Na Merlina, już dawno powinienem być w domu, Mary mnie zabije - jęknął, poklepując Floriana po ramieniu. Na chwilę zatrzymał dłoń na jego ręce, zastanawiając się, czy nie zaprosić go na kolację, ale wolał nie sprawiać żonie niespodziewanej wizyty: ciężko znosiła pierwsze miesiące ciąży. - Odwiedzimy cię niedługo w lodziarni, obiecuję! Ucałuj swoją wybrankę! - polecił, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył żwawym krokiem w przeciwną stronę, odwracając się tylko raz, by pomachać Floreanowi przez ramię.

| zt x2


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Kamienice mieszkalne - Page 7 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kamienice mieszkalne [odnośnik]02.08.17 18:49
To był maj1 maja 1956 roku
Postać A: To działo się w nocy, z kwietnia na maj. Najpierw usłyszałaś hałas, dopiero później zatrzęsło się pomieszczenie, w którym się znajdowałaś. Dostrzegłaś grudy tynku opadające z sufitu, poczułaś impulsy pod stopami, dostrzegłeś walące się ściany, aż w końcu: sufit opadł ci na głowę. Obudziłaś się w gruzach i pozostałościach tego pomieszczenia daleko od miejsca, w którym się to wydarzyło.
Obrażenia: tłuczone (100) od czarnej magii

Postać B: To działo się w nocy, z kwietnia na maj. Musiałaś zasnąć, to wyglądało jak sen: dziwne obrazy, symbole, widoki z przeszłości i twarze martwych dziś ludzi, których kiedyś znałaś; początkowo pogodni, spokojni, po chwili - rozerwani na strzępy przez niewidzialny wybuch, pośrodku którego się znajdowałaś. Mimowolnie obejrzałaś się wokół siebie, stałeś w nicości, która nagle zaczynała się spłaszczać - i miażdżyć cię. Obudziłaś się daleko od miejsca, w którym tamtego dnia spałaś.
Obrażenia: psychiczne (40) od czarnej magii, tłuczone (40) od czarnej magii
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kamienice mieszkalne - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kamienice mieszkalne [odnośnik]06.08.17 11:59
1 maja, noc.
To było to. Koniec. Na pewno.
Jakże by inaczej wyjaśnić to zjawisko, któremu poddane były jej oczy? Mogłaby przysiąc na ziemię i na niebo, na wszystkie cuda i nieszczęścia, że przed sobą widziała wyraźnie twarz swojej matki. Nie zestarzała się ani o dzień, wciąż miała długie, ciemne loki, tak charakterystyczne dla jej urody i łagodne orzechowe oczy. Zawsze wyraźnie odznaczała się od swojej drogiej przyjaciółki Ulyany i kiedy siedziały pogrążone w rozmowie na ganku lub w salonie, wyglądały jak swoje przeciwieństwa. A jednak zrodziła się między nimi nić porozumienia zerwana tak nagle, bez ostrzeżenia. Właśnie z tego powodu Pandora sądziła, że nastąpił jej koniec. Taka była jej pierwsza myśl, przyjęła ją z pewnym rodzajem ulgi... Nie musiałaby tęsknić, podejmować wyborów, dusić się w swojej złotej klatce! Mogła podbiec teraz do Celeste, ukryć się w jej ramionach i nie liczyłoby się nic innego tylko one — dwa gwiazdozbiory wyhaftowane na zawsze na jednym niebie. Jednak ta nowa rzeczywistość zaczęła się powoli rozpadać na kawałki. W chwili, gdy zdała sobie sprawę, że jej matka była zapewne duchem nawiedzającym rozburzone może, obraz pogodnej twarzy pani Sheridan wykrzywił się w bólu, po czym nastąpiła eksplozja. Chciała krzyczeć, ale w jej płucach brakowało powietrza. Chciała uciec, gdzie właściwie była? Musiała zasnąć, chociaż nie pamiętała aby kładła się do łóżka, to było jedyne wytłumaczenie, które miało jakikolwiek sens. Rzadko pamiętała swoje sny, od kiedy była dzieckiem wieszała nad łóżkiem łapacz snów. Chronił ją po dziś dzień, nie dopuszczając smutnych, nostalgicznych wspomnień związany z tragiczną śmiercią w ich rodzinie, a także blokował jej wyobraźnię przed interpretowaniem zdarzeń, mających miejsce w czarodziejskiej Anglii. Była bezpieczna... do teraz. Dawno, tak dawno nie miała koszmarów, nie pamiętała już jak sobie z nimi radzić. Nie czuła rąk ani nóg, nawet sama świadomość jej umykała. Wydawało jej się, że coś ją wciąga, a ona nie miała jak się przed tym bronić. Migały przed nią obrazy, z pozoru niepołączone w logiczną całość, stado kruków, spadające liście na błoniach w Hogwarcie, twarz jej babci, wycieczka do Walii, zabawa lalkami w ich posiadłości, egzamin z eliksirów, węże... Niektóre z nich zmieniały się — dodany został jakiś makabryczny element — inne łączyły się ze sobą tworząc wir, od którego zaczęło jej się kręcić w głowie. Gdyby nie to, że znajdowała się we śnie, w tym dziwnym niematerialnym świecie, na pewno czułaby jak po policzkach spływają jej łzy. Było tego za dużo, czyżby wszystkie bezsenne noce przyszły odebrać co swoje? Zamykała i otwierała oczy z wielką gwałtownością, nic to jednak nie zmieniało. Aż do chwili, kiedy obejrzała się za siebie. Strach przybierał fizyczną formę w postaci jej bogina, były to trzy kościotrupy w czapkach wiedźm, a jednak ta ciemność, bezgraniczny mrok tuż tuż przed nią zdawał się o tysiąckroć gorszy. Wyciągał ręce, pędził na nią, powoli, szybko, nieubłaganie, z utęsknieniem, by ją przygnieść swoim bezcielesnym ciężarem. Wyczuwała w tym wszystkim czarną magię, miała złe przeczucia, bo czy naprawdę był to tylko zwykły sen? Ta myśl rozpłynęła się w bezmiarze, który zaciskał palce na jej wątłym ciele. Tak, teraz to już był koniec.
Wynurzyła się z otchłani. Nie była pewna czy już się obudziła, ale coś się zmieniło. Do jej uszy dobiegał rozdzierający krzyk i dopiero po dłuższej chwili do niej dotarło, że sama wydaje ten dźwięk. Natychmiast zamknęła usta, pomagając przy tym sobie prawą dłonią. Jej opuszki wymacały wilgoć, oblepiającą jej policzki, musiała przytrzymać szczękę, która dygotała. Bała się tego, co może zobaczyć wokół siebie, tak bardzo pragnęła ujrzeć swoje poddasze... Mimo strachu trzymała oczy bardzo szeroko otwarte, musiała być odważna. W tych czasach nie mogła sobie pozwolić na nieostrożność. Wykonała gwałtowny ruch głową, ponieważ pragnęła się lepiej rozejrzeć, jednakże był to błąd, bo zaraz poczuła rwący ból dobiegający z niemal każdej części jej ciała. Opadła na ziemię, zachłysnęła się powietrzem i w przestrachu złapała się za gardło. W myślach powoli odliczyła do dziesięciu, starając się uspokoić. Jej wzrok był trochę rozmyty, serce biło w piersi jak szalone.
Halo? — odezwała się słabo, sama właściwie nie wiedziała dlaczego. Liczyła na czyjąś pomoc? Może miała nadzieję, że to kolejny sen, a jednak ten ból był jak najbardziej realny.
Podjęła próbę podniesienia się. Najpierw oparła się na jednym łokciu, później z wielkim wysiłkiem przerzuciła się na drugą stronę i oparła na kolanach. Uniosła się w górę z cichym stęknięciem. Zaczęła się oglądać w poszukiwaniu jakichś powierzchownych ran, ale było to dość trudne. W głowie jej huczało, czuła suchość w gardle, była zdezorientowana. Dopiero teraz ponowiła starania w rozglądaniu się. Właściwie okolica wyglądała dość znajomo. Znajdowała się najpewniej w jakiejś uliczce; ciężko było stwierdzić dokładnie, ponieważ po bokach otaczały ją gruzy... Cegiełki, kurz, zniszczone meble, wszystko malowało się jak scena — no właśnie — po wybuchu. Bardzo chciała zmusić umysł do pracy na najwyższych obrotach, on odmawiał jej posłuszeństwa.
Zaczęła iść do przodu, noga za nogą, mrużąc oczy i starając się dostrzec jakiś ruch. Niewykluczone, że ktoś przebywał w budynkach, które runęły. Może będą oni wiedzieli, co się wydarzyło. Och, i może wypadałoby im pomóc.
Jest tu kto? — powiedziała trochę głośniej. Nie stać ją było na krzyk, ale może to i lepiej. Wątpiła, by coś takiego wydarzyło się samoistnie. Na pewno ktoś za tym stał, być może znajdował się jeszcze w pobliżu.

| 200 - 80 = 120 |


we all have our reasons.
Pandora Sheridan
Pandora Sheridan
Zawód : nikt
Wiek : 22.
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
you're a little late
i'm already torn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
to form imaginary lines, forget your scars we’ll forget mine.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4892-pandora-a-sheridan https://www.morsmordre.net/t4914-poczta-pandory#107112 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f324-hogsmeade-mieszkanie-nr-17 https://www.morsmordre.net/t5032-skrytka-bankowa-nr-259#108047 https://www.morsmordre.net/t4917-pandora-a-sheridan
Re: Kamienice mieszkalne [odnośnik]08.08.17 0:34
Ostatni dzień kwietnia z początku nie wyróżniał się niczym specjalnym, moje myśli zajęły słowa kuzyna napisane na pergaminie. Nie byłam pewna czy odpowiadać na jego ostatni listy, jest zdania wydawały się być kończącymi rozmowę, ostatecznie więcej zwlekałam z tym tak długo, aż jego sowa odleciała bez przesyłki i zrobiła się noc. Nadejście tej pory przyjęłam poniekąd z ulgą, bo czułam, że Morgoth ma rację. Czy to tak powinno wyglądać, że zasiewał we mnie wątpliwości z którymi potem sama musiałam sobie radzić? Kiedyś pewnie oczekiwałabym czegoś zupełnie innego, ale ostatnio nasze stosunki układały się w taki sposób, że już wcale mnie to nie dziwiło. Próbowałam cieszyć się kąpielą w pachnących olejkach, jednak trudno mi było odpłynąć myślami w nicość i zupełnie się zrelaksować. Wyobrażałam sobie siebie umierającą z nudów w posiadłości, zupełnie jakby to był największy problem tego świata. Później weszłam do swojego pokoju, zapalając lampy zaklęciem i usiadłam przed toaletką, żeby móc rozczesać włosy. Wiedziałam, że gdzieś tam w dworku muszą być pozostali domownicy, być może już dawno śpiący, ale teraz było idealnie cicho i przez uchylone okno doskonale słyszałam szum drzew i inne dźwięki, charakterystyczne dla bagnistych terenów. Było tak spokojnie... Chwile przed snem były bardzo przyjemne, a ogarniające mnie zmęczenie sprawiało, że tym większą miałam ochotę położyć głowę na poduszkę.
Kosmyki włosów układały się niemal idealnie, kiedy rozległ się hałas, który wzięłam za dosyć dziwny zwiastun nadchodzącej burzy. Czy to był powód by czymkolwiek się przejmować? Jeszcze nie, ale przyglądając się swojemu odbiciu nie mogłam nie zauważyć odpadających kawałków sufitu. Odruchowo złapałam leżącą na toaletce różdżkę. Dotychczas w domu zawsze czułam się bezpiecznie. W każdym publicznym miejscu dopaść mnie mogła i bezpodstawnie oskarżyć antymugolska policja, a w Ministerstwie Magii pod władaniem pani minister nigdy nie można było być pewnym swojej sytuacji. Pewna byłam, że Fenland leżące daleko na bagnach nigdy nie zostanie skażone okropną obecnością mugoli czy walczących o różne sprawy czarodziejów. Na co nam były te wszystkie trolle, strzegące posiadłości? Pod ciężarem całego sufitu na mojej głowie straciłam przytomność, a gdy się obudziłam, byłam całkowicie przekonana, że wciąż jestem tam gdzie wcześniej. Co prawda było zupełnie ciemno, nie widziałam nigdzie charakterystycznych elementów mojego pokoju, nawet pachniało zupełnie inaczej... ale to chyba umysł płatał mi figle, a dziwna siła, która spowodowała katastrofę, mogła wyrządzić wielkie szkody. Leżałam cała obolała, pośród części rozwalonych ścian i jeszcze nim się poruszyłam wiedziałam, że nigdy nie czułam się tak okropnie. Dotychczas najgorzej było po upadku z końskiego grzbietu czy po przegranym pojedynku. Przerażający krzyk gdzieś niedaleko wyrwał mnie z otumanienia, moje zmysły jakby bardziej się wyostrzyły, tak samo uderzył mnie ból w całym ciele. Po upadku sufitu? Miałam wrażenie, że boli jakby bardziej.
Milczałam, chociaż głos odezwał się znowu. Zdawało się, że się zbliża, nie brzmiał znajomo, ale również nie niebezpiecznie. Czy to jednak znaczyło, że mogłam mu zaufać? Udało mi się wyswobodzić spod paru kamieni, zaciskając przy tym zęby. Zapomniałam już o jeszcze przed chwilą pięknie rozczesanych włosach, które pewnie były w cale nie lepszym stanie niż ubrudzony w pyle i rozerwany jedwabny, długi szlafrok, pod którym również nie miałam wiele, bo jedynie koszulę nocną. Nie spodziewałam się wypraw po nocy w nieznane miejsca. Wstałam chwiejnie, starając się nie robić zbyt dużo hałasu. Co powinnam zrobić? Uciekać? Ujawnić się? Czy może zaatakować tę osobę, zakładając, że nie rozbroi mnie pierwszym zaklęciem? "Jest tu kto" zabrzmiało naprawdę blisko, skierowałam różdżkę w tamtą stronę, chociaż drżała mi w wyciągniętej ręce.
- Jestem - szepnęłam, podejmując błyskawicznie decyzję. - Co tutaj robisz? - spytałam odrobinę głośniej, przyglądając się kobiecie. Ciężko było być mi pewną, ale wyglądała na zagubioną, a nie taką, która chciała zrobić krzywdę. Zupełnie jak ja. Może to jednak nie było Fenland?

PŻ: 104/ -20
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Kamienice mieszkalne [odnośnik]08.08.17 20:50
Musiała zmrużyć oczy, ponieważ wokół było pełno pyłu, który unosił się ze zniszczonych budynków. Z tego, co zdążyła zaobserwować i jak się jej wydawało, zaczął on już opadać, więc założyła, że przez jakiś czas leżała tutaj nieprzytomna. To wciąż pozostawiało wiele niewiadomych. Nie wiedziała, na przykład, jak się tu znalazła, dlaczego właśnie tutaj ani co właściwie się działo. Czuła drobne iskierki bólu, które ogarniały jej umysł i utrudniały skupienie. Do tego była poobijana — wyraźnie mogła dostrzec miejsca, w których rozdarła się jej sukienka oraz pył i kurz oblepiający jej przedramiona. Kiedy się poruszała, wydawało jej się, że cały świat się trzęsie. W pewnym momencie musiała się złapać za głowę żeby ponownie nie upaść. Zatrzymała się na chwilę, podparła o fragment muru oraz wzięła kilka głębokich wdechów. Czy to się działo naprawdę? Wciąż nie była pewna. Według niej cała rzeczywistość miała wplecione w swoją ramę fragmenty snu, dlatego tym bardziej nie czuła się na siłach aby oceniać aktualną sytuację. Żyła przecież bezpiecznie w swojej bańce ignorancji, chroniona przez system wyparcia. Jedyne, czego mogła potwierdzić to to, że jeszcze nie umarła. Jej świadomość funkcjonowała, nawet jeżeli dość trudno jej było sformułować sensowne myśli. Nie była człowiekiem czynu, nie chciała się w nic mieszać, wolała schować się na swoim poddaszu i nie mieć do czynienia ze światem wewnętrznym. Jeszcze kilka dni temu wszystko wydawało się być na dobrej drodze — powspominała ze swoja kuzynką, przyjęła kilka zamówień, odnowiła stare znajomości. I nagle znów była zagubiona, kompletnie sama. Wszystko traciło sens, wymykało się między jej palcami. Złożyła sobie słabą obietnicę, że w końcu poskłada siebie w całość.
Już miała stwierdzić, że być może była tu sama — wokół panowała ciemność oraz było niepokojąco cicho — kiedy ktoś jej odpowiedział. Z zaskoczenia zamarła, powoli niczym kot obracając głowę w stronę szeptu. Zmrużyła oczy, ślepia, zastanawiając się czy dobrze zrobiła decydując się odezwać. Nie było już teraz odwrotu. Poza tym, jakby w tym samym czasie, obie kobiety dostrzegły się nawzajem. Pandora mimowolnie uniosła w górę brwi na jej widok. Spodziewała się tu zastać napastnika, może nawet tę niepojętą osobę — o ile to w ogóle była istota żywa — która ją tu przeniosła, a nie młodą dziewczynę, na dodatek w szlafroku! Było w tym obrazie coś groteskowego... Zaraz jednak skarciła się w myślach, nie należało oceniać książki po okładce, mogło to być przebranie, iluzja, a za delikatną postacią blondynki kryło się niebezpieczeństwo. Coś jej świtało, zdawało jej się, iż może ją gdzieś wcześniej widziała, ale nie mogła być pewna. Nie było czasu na takie rozmyślania, jej trochę zamroczony umysł dostrzegł różdżkę, która na dodatek była skierowana w stronę młodej wiedźmy. Na tyle ile pozwalał jej stan, odskoczyła, chowając się za ścianą.
Ach, tylko nie to. — mruknęła cicho. Zacisnęła dłonie w pięści, rozważając swoje możliwości. Naprawdę nie miała ochoty na żadne spory, zwłaszcza takie, które niepokojąco przypominałyby magiczny pojedynek.
Dopiero teraz wyciągnęła swoją różdżkę, przy kontakcie z nią poczuła przyjemne ciepło, które rozbiegło się po jej prawej dłoni. Przez sekundę, nic nie miało znaczenia, komfort powrócił. Oczywiście tak szybko jak to uczucie przyszło, tak zniknęło. Wsiąknęło w ciemność i przywróciło ją do chwili teraźniejszej. Odchrząknęła.
Miałam nadzieję, że może ty mi powiesz — zaczęła, a w jej głosie nie było słychać strachu ani niepewności, która tak naprawdę zżerała ją od środka. — Nie mam pojęcia jak się tu znalazłam.
Oparła potylicę o mur, zastanawiając się jaka będzie reakcja nieznajomej. Pandora starała się prowadzić swoje życie w miarę bezkonfliktowo. Jako sprzedawca i wytwórca amuletów, była widziana jako ktoś, z kim warto było mieć pozytywne kontakty. Nie wtrącała się do nieswoich spraw, miała czystą krew, naprawdę dość trudno było wynaleźć w niej cechę, która kuła by kogoś w oko. Rzecz jasna, spotkała w swoim życiu osoby, szukające zwady za wszelką cenę; nie u każdego rozum grał pierwsze skrzypce. W swoim aktualnym stanie nie potrafiła ocenić intencji blondynki. Spróbowała jednak się z nią porozumieć:
Czy mam rację, zakładając, że to nie ty mnie tu przeniosłaś?— zapytała ostrożnie, jej ton pozostawał neutralny. Nie potrafiła wykrzesać z siebie wiele entuzjazmu, nie w takiej chwili. — Czy w ogóle wiesz, gdzie się znajdujemy? — dodała jeszcze, czekając na jakiś pokojowy znak ze strony nieznajomej. Z tego, co widziała, ona też nie była w najlepszym stanie, chyba obie potrzebowały pomocy medycznej.
Było wiele uliczek w Londynie, w Anglii na całym świecie. Mogły znajdować się gdziekolwiek. Cóż, przynajmniej zdołała już zauważyć, że ta druga mówi po angielsku. Gdyby nie było tak ciemno, gdyby nie szumiało jej tak w głowie, może zauważyłaby coś charakterystycznego. Czuła się trochę pusta, wyssana z energii.

| wciąż 120/200 |


we all have our reasons.
Pandora Sheridan
Pandora Sheridan
Zawód : nikt
Wiek : 22.
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
you're a little late
i'm already torn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
to form imaginary lines, forget your scars we’ll forget mine.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4892-pandora-a-sheridan https://www.morsmordre.net/t4914-poczta-pandory#107112 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f324-hogsmeade-mieszkanie-nr-17 https://www.morsmordre.net/t5032-skrytka-bankowa-nr-259#108047 https://www.morsmordre.net/t4917-pandora-a-sheridan
Re: Kamienice mieszkalne [odnośnik]09.08.17 20:36
Postanowiłam się odezwać i niemal od razu dopadły mnie wątpliwości, czy to było najlepsza decyzja. Albo chociaż nie najgorsza możliwa? Mogłam przecież zaczaić się w odpowiednim miejscu i chociaż przez chwilę obserwować kobietę, być może pozwoliłoby mi to poznać jej zamiary. Tymczasem mój głos i zapewne postawa spowodowały natychmiastową reakcję. Musiałam się zastanowić, żeby stwierdzić, co to mogło oznaczać. Nie atakowała mnie, co mogło świadczyć o jej raczej mało wrogim nastawieniu, a chowała się, bo zrobiłby to chyba każdy rozsądny człowiek, gdyby była w niego wycelowana różdżka. Nawet przez głowę mi nie przemknęło, że mogłam twarz towarzyszki skądś kojarzyć, chociażby z Hogwartu - to naprawdę wymagałoby ode mnie zbyt wiele skupienia. Moje ciało już dostatecznie męczyło się staniem prosto z wyciągniętą ręką i ignorowaniem bólu, nie mówiąc o w miarę trzeźwym myśleniu i nie robieniu głupstw.
Pozwoliłam sobie nieco opuścić rękę, kiedy nieznajoma zniknęła za ścianą. Całe szczęście (?) nadal była niedaleko, jej głos dochodził do mnie wyraźnie. Nie wiedziałam co tam kombinuje w ukryciu, przesunęłam się odrobinę bliżej i w taką stronę, by znajdować się od jej ewentualnej, wysuniętej różdżki nieco bardziej pod kątem. Starałam się to robić możliwie jak najciszej, chociaż nie do końca było to możliwe na podobnym gruzowisku, szczególnie kiedy opadający pył szczelnie jeszcze przykrywał wszystko poniżej moich kolan.
- Nie wiem co miałabym ci powiedzieć - odezwałam się. Być może powinnam cokolwiek udawać, być bardziej pewną siebie, ale niespecjalnie miałam na to siłę. Skoro dotychczas kobieta nie zamierzała zrobić mi krzywdy, nie chciałam sprawić by z jakiegoś powodu zmieniła zamiary. Oparłam się lewą ręką na wystającej połowie chyba-ściany. Skąd ona się wzięła? Mój pokój, czy może pozostałości po nim, powinny wyglądać zupełnie inaczej. Podparcie pozwoliło mi chociaż częściowo dać wytchnienie zmęczonemu ciału, a przy tym zapewnić schronienie w razie potrzeby - mogłam się za nim skulić, gdyby przyszło do wymiany zaklęć. Moja obrona nigdy nie była najlepsza, a co dopiero w takim stanie.
- Również nie wiem co tu robisz - powtórzyłam swoje wcześniejsze pytanie, tyle że tym razem w wersji twierdzącej. Co prawda to co widziałam zupełnie nie przypomniało mi Fenland... ale gdzie indziej mogłabym być? I jakim cudem? - Ja? W jaki sposób miałabym to zrobić? - Gdybym nie była tak przerażona, być może bym się zaśmiała. Ta sytuacja była absurdalna, co ze wszystkim blokadami antyteleportacyjnymi? - Nie w Fenland? Kim ty właściwie jesteś? - I co tutaj robisz? pytałam w myślach po raz kolejny, bo nie wiedziałam co innego mogłam zrobić. Jednocześnie, starałam się brzmieć niemal beztrosko, jakbym na co dzień znajdowała się w podobnych sytuacjach, w walących się budynkach nie wiadomo gdzie, obolała po nie wiadomo czym, zadając pytania o oczywiste w normalnych okolicznościach rzeczy.
W obecnych warunkach w ogóle nie czułam się jak dama, zupełnie zapomniałam, że jestem niemal w samym szlafroku i powinno mi być z tego powodu co najmniej niezręcznie. Nie mówiąc o obuwiu, którego, cóż... zwyczajnie nie było. Miękkie pantofle, które przeważnie nosiłam tuż przed snem musiały międzyczasie zsunąć mi się ze stóp, więc teraz stąpałam po tym pobojowisku na bosaka. Bardziej jednak przejmowałam się niemożliwością wstrzymania oddechu, bym mogła usłyszeć nawet najmniejszy szmer, świadczący o ruchach kobiety po drugiej stronie ściany.
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Kamienice mieszkalne [odnośnik]10.08.17 12:30
Z każdą mijającą chwilą czuła jak przygniata ją ciężar rzeczywistości — tak jak we śnie, w tym złudzeniu, które ją otaczało kilka chwil przed przebudzeniem. Wyraźnie słyszała przyspieszone bicie swojego serca, nieco chrapliwy oddech... Każdy szmer otoczenia odbijał się echem w jej głowie, powodując falę bólu. W miarę upływu czasu przychodziło też przekonanie, że tajemnicza blondynka nie stała za zaaranżowaniem całej tej nierealnej, okrutnej sytuacji. Trudno powiedzieć czy przyszła z tym ulga czy dalsze zagubienie; w końcu gdyby się okazało, iż to jednak ona to Pandora mogłaby wydobyć od niej jakieś wyjaśnienie, chociaż jedna rzecz w jej życiu stałaby się jasna. Zapowiadało się na to, że dziewczyna jest w takim samym stopniu poszkodowaną w wyniku tego szaleństwa, co ona. To wszystko znacznie komplikowało. Wcześniej mogła zakładać, że ktoś chciał skrzywdzić właśnie ją, teraz wyglądało na to, iż była tylko przypadkową ofiarą, przebywała w złym miejscu o niewłaściwej porze, zaplątała się w ogień walki. A tak próbowała pozostać bierna, neutralna, nie mieszać się w sprawy wyższej wagi. Dlaczego świat jej tak to utrudniał!
Ukryła twarz w dłoniach, mając nadzieję, że takie fizyczne oparcie pozwoli jej myślom się uporządkować. Nie miała pojęcia, co robić dalej. Rzecz jasna, musiała dostać się do szpitala, ale co potem? Z kim mogłaby się skontaktować, kto by jej mógł cokolwiek wyjaśnić? Powinna wysłać swoją sówkę do wszystkich po kolei, upewnić się, że nikomu nic się nie stało. Jeżeli to jest rzeczywistość, w której musi żyć, nie może stracić swoich bliskich. Już i tak musiała się martwić o jedną osobę, co było dla niej nowe, wyczerpujące, wręcz przerażające. Nie odnajdywała się dobrze w kontaktach interpersonalnych, była taka zagubiona w uczuciach po stracie matki, nie mogłaby znieść kolejnej tragedii. Ani oni.
Musiała się stąd wydostać.
Nie mam złych zamiarów. Jeżeli ty również, to może spróbujemy dowiedzieć się o co tu chodzi razem? — zaczęła, starając się nadać swojej wypowiedzi w miarę przyjazny ton; a przynajmniej wyzbyć się swojej charakterystycznej sarkastycznej nuty. Podniosła się ze stęknięciem, po którym nastąpiła fala kaszlu. Otoczenie wciąż mogło grozić jeszcze większym zawaleniem, zdradziecki pył próbował dostać się do jej oczu i do płuc.
Na dowód swoich słów uniosła delikatnie, acz sugestywnie ręce w górę, kierując różdżkę ku niebu zamiast ku swojej przypadkowej towarzyszce. Nie miała siły na wielkie gesty. Powoli dobudzała się, przestawiając umysł na praktyczne tory.
Ktoś to musiał spowodować, prawda? Ja... Niewiele pamiętam, ale chyba byłam w swoim mieszkaniu na Pokątnej — odpowiedziała, na wszelki wypadek nie spuszczając z niej wzroku. Skupianie się było dość trudne w takiej sytuacji, ale nie mogła opuścić swojej czujności. — Nazywam się Pandora — przedstawiła się, nie oczekując, że jej imię cokolwiek powie blondynce. Po pierwsze, przez ostatnie kilka lat nawet nie przebywała na terenie Anglii, a po drugie nawet wcześniej nie była rozpoznawalną osobą.
Nigdy nie byłam w Fenland — powiedziała trochę ciszej, zastanawiając się czy w ogóle wiedziała, gdzie to miejsce się znajduje. Nie przykładała się za bardzo do nauki geografii; było tyle ciekawszych rzeczy jak na przykład rudy, szlachetne kamienie, literatura piękna. Miała to szczęście, że nie urodziła się w rodzinie szlacheckiej i nie musiała spędzać dni na haftowaniu, nauce śpiewu czy tańca. Cóż, nie była damą i nigdy nie aspirowała do takiego tytułu. Kim za to była dziewczyna, stojąca jej na przeciw? — Czyli... te gruzy... to nie był twój dom? — Miała nadzieję, iż chociaż to by się okazało prawdą. Wiedziałaby przynajmniej, gdzie się znajdują.
Zakręciło jej się w głowie, więc oparła dłoń na pozostałościach ściany, za którą się wcześniej skrywała.
Um, jesteś ranna? — Zadała pytanie trochę niezręcznie, nie była typem troskliwej kobiety, martwienie się o innych naprawdę nie należało do jej specjalności. Być może jednak blondynka potrzebowała natychmiastowej pomocy, gdyby na przykład noga utknęła jej pod deską czy szlafrok wplątał się w wystające druty. Przy tak słabej widoczności, nie mogła dokładnie określić jej stanu.


| 120/200 |


we all have our reasons.
Pandora Sheridan
Pandora Sheridan
Zawód : nikt
Wiek : 22.
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
you're a little late
i'm already torn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
to form imaginary lines, forget your scars we’ll forget mine.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4892-pandora-a-sheridan https://www.morsmordre.net/t4914-poczta-pandory#107112 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f324-hogsmeade-mieszkanie-nr-17 https://www.morsmordre.net/t5032-skrytka-bankowa-nr-259#108047 https://www.morsmordre.net/t4917-pandora-a-sheridan
Re: Kamienice mieszkalne [odnośnik]11.08.17 21:26
Ciało nie przestawało boleć, jednak myśli powoli zaczynały z powrotem normalnie funkcjonować. Rozejrzałam się nawet uważnie, chcąc zweryfikować to, co do tej pory czułam jedynie podświadomie - że nie byłam u siebie. Jakimś cudem znalazłam się gdzieś poza domem, chociaż nie mogłam pojąć w jaki sposób się to stało. Najgęstszy pył niemal zupełnie już opadł, zasłaniał jeszcze może moje kostki, mogłam więc dostrzec przedmioty leżące na ziemi. Jednak nic z tego co widziałam nie wydawało mi się znajome. Były tam co prawda najróżniejsze przedmioty codziennego użytku, ale na pewno nie należały do mnie. Przewrócone krzesła wystające spod zawalonego sufitu wydawały się zbyt proste, a rama lustra leżąca w towarzystwie porozbijanych kawałków szkła zdecydowanie obca. Poza tym było zbyt cicho - i głośno równocześnie. Dochodzące z oddali dźwięki brzmiały raczej jak miasto, a nie otaczające Fenland bagna. Te rozpoznałabym przecież od razu, tak często zdarzało mi się zasypiać przy zamkniętym oknie.
- Spróbujmy - zgodziłam się. Brzmiało to rozsądniej niż bezcelowe czajenie się na siebie i celowanie. Wciąż nie ufałam do końca nieznajomej, jednak opuściłam różdżkę. Głupotą byłoby ją zupełnie chować, nawet jeśli wydawała się szczerze zapewniać o braku złych zamiarów, to nie można było przewidzieć czy w pobliżu nie było osób, które inaczej się na to zapatrywały. To zdecydowanie nie były okoliczności w których mogłam iść sobie beztrosko, z różdżką schowaną w kieszeni. Przez chwilę w milczeniu obserwowałam jak ta kaszle, odruchowo własny nos zasłaniając przybrudzonym rękawem szlafroka. Pył rzeczywiście wciąż gdzieś latał, chociaż mało już widoczny, z chęcią dostawał się do dróg oddechowych i ciężko było go nie wyczuć.
- Liliana - przedstawiałam się, tak samo jak Pandora nie podając swojego nazwiska. Jakkolwiek dumna bym z niego nie była, czasem zdarzały się momenty, kiedy mogło nie być dobrze widziane. Skąd mogłam wiedzieć z kim mam do czynienia? Może była obrończynią mugolaków i znajomość nazwiska od razu zmieniłaby jej nastawienie do mojej osoby?
- Na Pokątnej? - zdziwiłam się. - To dosyć daleko od Fenland. Z początku myślałam, że jestem w domu... ale nie, chyba przeniosło nas gdzie indziej. Nie wiem jak to możliwe, jak mogłabym nagle teleportować się z miejsca, gdzie działa blokada teleportacyjna? Szczególnie, że nie zamierzałam tego zrobić? - utkwiłam wzrok w Pandorze podobnie jak ona, ani na chwilę nie spuszczając z niej spojrzenia. Wystarczył jeden jej podejrzany ruch, abym znów uniosła różdżkę tak jak wcześniej. Nie wiem po co zadawałam jej te wszystkie pytania, po jej dezorientacji wiedziałam, że na nie nie odpowie, jednak wypowiadanie na głos wszystkich swoich wątpliwości wydawało się przynosić ulgę.
- Nie... niespecjalnie - skłamałam. Jaki cel miałoby przyznawanie się, że czuję się strasznie osłabiona i jak nigdy wcześniej, doskonale zdawałam sobie sprawę, że potrzebuję odpowiedniego, leczniczego eliksiru? Poza tym, że sufit spadł mi na głowę i znalazłam się jakimś cudem w obcym miejscu, nie wiedziałam nawet co mi jest. - A ty? - spytałam tylko dlatego, że ona zrobiła to pierwsza, tak naprawdę niespecjalnie mnie to interesowało, nie wyglądała jakby w tej chwili miała zemdleć.
- Może spróbujemy stąd wyjść? - zaproponowałam, księżyc nad nami świecił zachęcająco i zdawał się nie zauważać całego tego szaleństwa. Wskazałam za plecy Pandory. Nie miałam pojęcia jak się stąd wydostać, jednak wolałam iść w tamtą stronę, żeby nie musieć odwracać się do niej tyłem. - Jak znajdziemy się na zewnątrz, może przynajmniej dowiemy się gdzie się znalazłyśmy - dodałam. Zawalone pokoje z pewnością nim mi nie mówiły.
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Kamienice mieszkalne [odnośnik]12.08.17 13:43
Uwaga młodej wiedźmy wciąż była trudno do kontrolowania, raczej punktowa, przypominająca stan otępienia zaraz po przebudzeniu, bądź brak skupienia charakterystyczny do pozostawania we śnie. Było tak ciemno, idyllicznie, niemożliwie. Nie potrafiła dojść do żadnego logicznego wyjaśnienia dla zaistniałej sytuacji, jeśli to nie ta nieznajoma ją tu sprowadziła, naprawdę nie miała pojęcia jak mogła się znaleźć poza swoim mieszkaniem. Czy poza nimi znajdował się tu ktoś jeszcze? Być może w mroku nocy czaił się cień, jakaś mara lub koszmar, który tylko czyhał na ich błąd... Pandora nie przejawiała zainteresowania walką, pojedynkami; preferowała unikanie konfliktów nad ślepe rzucanie się na drugą osobę. Oferowała wszystkim swą obojętność, wynikającą z faktu, iż wszelka antypatia tak samo jak sympatia wymagała wyjścia z jej strefy komfortu i angażowania się, co nie było jej mocną stroną.
Skinęła głową, słysząc jak blondynka się z nią zgadza. Mimo swojego słabego psychicznego stanu, widziała, że wciąż jej nie ufa. Oczywiście można się było tego spodziewać, zostały postawione w mętnej, zagmatwanej sytuacji. Rożnica leżała w podejściu młodej wiedźmy, która nie była pewna czy doświadcza właśnie rzeczywistości, czy marzenia sennego. Może tajemnicza nieznajoma była tylko wytworem jej wyobraźni? Impulsem potrzebnym do wydostania się stąd i powrotu do siebie.
Odrzuciła włosy z twarzy, przy okazji wyczuwając, że jej skóra była lekko wilgotna od potu. Nie było jej gorąco, była trochę spięta, ale nie zestresowana, przyjęła więc to zjawisko z niechętnym zdumieniem. Może potrzebowała dostać się do szpitala bardziej niż jej się zdawało.
Właściwie... Ta uliczka trochę przypomina Pokątną — powiedziała trochę do siebie, trochę do niej. Niełatwo było to stwierdzić przy takiej widoczności oraz ze względu na zniszczenia, ale podświadomość sugerowała jej, że już wcześniej widziała to miejsce. — To bardzo osobliwe... Z tego wynika, że byłyśmy naprawdę daleko od siebie, a z jakiegoś powodu trafiłyśmy tutaj. Co się stało? Ile mogło minąć czasu? — Poszła w ślady Liliany i zadała kilka pytań, na które żadna z nich najpewniej nie miała odpowiedzi. Tym samym, zdradziła swoje zagubienie, swoją niewiedzę; nie czuła się z tym najlepiej, ale miała nadzieję, iż nie było po niej widać jak bardzo niekomfortowo czuje się w takiej pozycji. Istniała jednak szansa, że może razem uda im się jakoś połączyć fakty, rozwikłać chociaż jeden sekret tej zagadki.
Z tego, co widziała, dziewczyna stojąca jej na przeciw, była w co najmniej takiej samej formie jak ona, a raczej w gorszej. Nie skomentowała tego; to, ile zdradziła było tylko i wyłącznie decyzją blondynki. Jeśli chciała podtrzymywać, że wszystko było w porządku, Pandora nie miała nic do tego.
Jeszcze dam radę iść — odparła, bo chociaż czuła, iż była poobijana, to szum w jej uszach i chaos w myślach były największym problemem. Z tego, co nauczyło ją życie, lepiej było udawać, że jest się bardziej wątłym i słabszym niż w rzeczywistości, ponieważ twoją przewagą był wtedy element zaskoczenia. Nie testowała tego w praktyce, nigdy nie miała ochoty, ale też nie było ku temu okazji.
Ja... obudziłam się kawałek stąd. Na środku uliczki wyłożonej dość nierówną kostką brukową — powiedziała, wskazując niemrawo kierunek, z którego przyszła. — Możemy pójść w przeciwną stronę, może tam znajdziemy coś, co podpowie nam gdzie jesteśmy. A potem... — urwała, zastanawiając się kiedy ostatni raz składała wizytę w Mungu. Nie chorowała na żadną przewlekłą chorobę, nie miała tam rodziny, która by czekała na jej odwiedziny, dlatego na palcach mogła policzyć swoje wycieczki do szpitala. To nie tak, że specjalnie unikała jego marmurowych sal i atmosfery nieuchronności, po prostu mało komu ufała. Tym razem musiała zapewne zrobić wyjątek. Może natrafi na Jocelyn, krzątając się po korytarzach, może jej pomoże. O ile wszystko było z nią w porządku.


we all have our reasons.
Pandora Sheridan
Pandora Sheridan
Zawód : nikt
Wiek : 22.
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
you're a little late
i'm already torn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
to form imaginary lines, forget your scars we’ll forget mine.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4892-pandora-a-sheridan https://www.morsmordre.net/t4914-poczta-pandory#107112 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f324-hogsmeade-mieszkanie-nr-17 https://www.morsmordre.net/t5032-skrytka-bankowa-nr-259#108047 https://www.morsmordre.net/t4917-pandora-a-sheridan
Re: Kamienice mieszkalne [odnośnik]17.08.17 16:11
Pytania zawisły w powietrzu bez odpowiedzi, wzbudzając tylko jeszcze więcej wątpliwości i uświadamiając mi, że zupełnie nic nie wiem. Nic co się dział nie było normalne, chociaż gdybym miała zgadywać, stwierdziłabym, że nie mogło wcale minąć wiele czasu - musiał być pierwszy maja, jakiś czas północy. Parę minut, może godzin? Niewątpliwie jeszcze noc, rozgwieżdżone niebo wyraźnie na to wskazywało.
- To... przedziwne. Ta magia. Jakbyśmy były mugolami, którzy właśnie dowiedzieli się o jej istnieniu - powiedziałam cicho, jakby bardziej do siebie, starając się jednak, żeby w moich słowa nie czuć było obrzydzenia tym porównaniem czarodziejów - prawdziwych czarodziejów - do ludzi niemagicznych. Jednak tak się teraz czułam, nie wiedząc zupełnie co się dzieje, nie potrafiłam wytłumaczyć logicznie czegoś, co na pewno musiało być jakimś rodzajem magii. - Nie mam pojęcia. Może ktoś inny będzie wiedział - dodałam jeszcze. Myśli kotłowały się tylko bez ładu, może gdyby to była normalna sytuacja, skomplikowana odrobinę, ale jednak w sposób zwyczajny, byłam w stanie się nad tym zastanowić. Teraz chciałam tylko wrócić do domu. Dom - przeraziła mnie nagle wizja tego, co mogę tam zostać. Skoro mój pokój zawalił mi się na głowę, jak mogła wyglądać pozostała część budynku? A przede wszystkim, znajdujący się w nim ludzie? Poczułam, że muszę tam wrócić jak najszybciej, żeby przekonać się na własne oczy. Nie powinnam teraz nic zakładać.
- Dobrze. Chodźmy więc tam - zgodziłam się, bo co innego miałam zrobić. Poczekałam aż Pandora wyrówna ze mną kroku, ewentualnie pójdzie przodem, cały czas patrząc czy aby różdżki nie kierowała w nieodpowiednią stronę. Ruszyłam powoli, stąpając ostrożnie, starając się nie stanąć na czymś ostrym, co pokaleczyłoby moje stopy. Wydawało mi się to niewykonalne, ale przemieszczałam się, choć w ślimaczym tempie. Nie chciałam się przyznawać nieznajomej do tego jak w rzeczywistości się czuję, wydawało mi się to zupełnie niepotrzebne. Po co miała wiedzieć, że nie potrzebowała wiele, żeby, gdyby chciała, trafić mnie jakimś prostym zaklęciem? Że być może mój refleks nie byłby wystarczający, by się obronić?
- Ciekawe dlaczego nie mam tutaj mieszkańców? - Kolejne pytanie, zapewne takie, na które odpowiedzi Pandora znać nie mogła. Mijałyśmy ruiny czegoś, co jeszcze niedawno musiało być zwyczajnymi pokojami mieszkalnymi, widać to było wyraźnie, bo pomieszczenia nie cuchnęły jeszcze starością. Meble i inne sprzęty domowe były zniszczone, ale chyba tylko przez ten dziwnego rodzaju wybuch, a nie leżeniem tutaj przez długi czas. Ciągle nasłuchiwałam, w razie najmniejszego odgłosu gdzieś dalej, skłonna skierować tam różdżkę, by sprawdzić kto to nadchodzi. Było jednak dziwnie pusto.
Wydostałyśmy się w końcu na brukowaną uliczkę, nie rozpoznawałam szyldów, jednak stylem przypominała właśnie Pokątną.
- Rzeczywiście, wygląda jak Pokątna - stwierdziłam, rozglądając się. Nie myślałam jeszcze o Mungu, chociaż ostatnio znajdowałam się tam zdecydowanie zbyt często.
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144

Strona 7 z 15 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 11 ... 15  Next

Kamienice mieszkalne
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach