Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia :: Dorset
Plaża
Na oświetlonej zachodzącym słońcem plaży rozpalano powoli pochodnie, które ustawiono przy niewielkich, okrągłych stolikach suto przykrytych wzorzystymi, kwiatowymi materiałami. W powietrzu unosił się zapach morskiej bryzy zmieszany ze słodkawym aromatem kwiatów, a te zebrane w bukiety rozwieszone wśród drzew, kołysane przez delikatny wiatr kusiły i zachęcały, aby zbliżyć się do plaży. Tutaj bowiem miał odbyć się rytuał oczyszczenia i odrodzenia, otwierający nowy rozdział, zamykający to co złe. Każdy czarodziej oraz czarownica, byli witani przez młodych i starszych mężczyzn ubranych w zwiewne, lniane szaty. Na ich piersi kołysały się woreczki przewiązane różnokolorowymi sznureczkami. Uśmiechami oraz przyjaznymi gestami zachęcali do zajęcia miejsc przy okrągłych stolikach, wokół których ułożone były poduchy. Na stołach zaś stały misy, jedne większe, a drugie mniejsze, w których mieściły się kamienie, rośliny suszone oraz świeże oraz wyryte runy na drewnianych krążkach.
Każdego wchodzącego w krąg stołów witano czarką miodu pitnego ze słowami: “Szczęśliwego Lughnasadh”. Miód, owoc pracy, dar natury symbolizował połączenie z Matką Ziemią, którą w czasie obchodów czcili, której zawdzięczali życie. Święto życia obchodzili wszyscy, zarówno starzy i młodzi, zatem w kręgu pochodni witano każdego kto się pojawił. Młodszym zamiast miodu pitnego, podawano szczodraki, miodowe ciasteczko, które symbolizowało pomyślność.
Rytuał oczyszczenia w ramach obchodów święta Lughnasadh właśnie się rozpoczął. Postaci mogą się gromadzić na plaży, zajmować miejsca przy stolikach. Stolików jest 6, przy każdym może usiąść max 5 osób. Proszę na samym końcu swojego posta napisać nr stolika.
Wydarzenie bez zagrożenia życia.
Sama ceremonia rozpocznie się wraz z postem Mistrza gry. Mistrzem Gry jest Primrose Burke, wszelkie pytania proszę kierować do niej.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 09.05.23 8:40, w całości zmieniany 3 razy
Znów jasny błysk rozświetlił mroczną ciemność, teraz mogła spoglądać na swoje szesnastoletnie wcielenie, tak bestialsko porzucone przez domniemanego ukochanego. Przyglądanie się własnym emocjom, tak różnym jak w kalejdoskopie, było nietypowe dla Wiedźmiej Strażniczki, w końcu ona miała za zadanie obserwować innych, a nie poświęcać uwagę swojej osobie. Niemal w ustach poczuła ten gorzki posmak, świadczący o tym, jak bardzo wtedy cierpiała. Do tego stopnia było to uciążliwe, że Cassiopeia marzyła, aby się już wybudzić z tego koszmaru minionych lat. Najgorsze najwyraźniej jej podświadomość zostawiła na koniec, bo wspomnienie pochodziło z kilku dni wstecz; znów dane było jej ujrzeć twarz znienawidzoną, która wciąż z łatwością podpalała tlącą się w niej iskrę. I koniec. Uczucie spadania, ciemne niebo ponownie rozbłysło wszechogarniającym światłem - Cassiopeia kilkukrotnie zamrugała, chcąc przyzwyczaić się do otaczającego ją pejzażu. Dopiero po krótkiej chwili zdała sobie sprawę, że ktoś na nią patrzy. A jeszcze kilka sekund później zauważyła, iż na kolanie owego mężczyzny leży, dlatego też szybko podniosła się do pozycji siedzącej, co spowodowało, że znów zakręciło jej się głowie.
- Proszę mi wybaczyć tę... Bardzo Pana przepraszam, acz nie jestem pewna, co tak właściwie się wydarzyło - z zakłopotaniem na niego spojrzała i po cichu z nadzieją, iż rozjaśni jej tę kwestię.W końcu takie wypadki nie zdarzały się codziennie, a już zwłaszcza nie jej - zwykle czujnej i przygotowanej na wszystko.
zwinięci razem wokół o d d e c h u, tak święci w swoim grzechu…
His hand upon your hand
His lips caress your skin
It's more than I can stand
-Czy to oznaka zmęczenia organizmu, czy może powinienem wzywać uzdrowiciela? Mogę zapytać jak panience na imię?- zapytał się spokojnym tonem, jednakże na twarzy tego mężczyzny można było dostrzec zmęczenie i kilka typowych dla takiej sytuacji zmarszczek na czole. Wszak już był po trzydziestce, a praca często wykańczała nawet największego pracoholika. Nie zliczył już ile razy miał połamane żebra, no i inne kończyny ciała podczas swoich wypraw i polowań na wilkołaki.
Neleus był najstarszym z synów Napliusa w rodzie Traversów, jednakże do tej pory mieszkał samotnie na dość sporym dworze wraz ze swoją córeczką Amarą i na razie nic nie zapowiadało się na zmiany w statusie jego związku. Przyglądał się uważnie ciemnowłosej istocie. Wyglądała odrobinę blado.
-Proszę jeszcze nie wstawać zbyt gwałtownie, bo znowu panienka zemdleje- powiedział uśmiechając się przy tym delikatnie.
- Owszem, ze słyszenia - odparła lakonicznie, bezpieczniej było trzymać się prostych odpowiedzi. Na jego pytanie uniosła kąciki ust w delikatnym uśmiechu i naturalnie dygnęłaby, gdyby nie jej pozycja siedząca. Pozostało jej jedynie wyrażenie szacunku prostym skinięciem głowy. - Ależ Uzdrowiciel nie będzie potrzebny, jak mniemam, to tylko zmęczenie, niestety, bardzo uciążliwe, gdyż nie mam w zwyczaju mdleć. Cassiopeia Black, miło mi Pana poznać, choć okoliczności niezbyt sprzyjające - przedstawiła się, jak zwykle nie mogąc darować sobie dodatkowego komentarza. Dopiero teraz miała okazję bliżej przyjrzeć się mężczyźnie i co zauważyła z lekkim roztargnieniem, był dość przystojny, aczkolwiek fakt, iż w jakimś stopniu przypominał jej obecnego, znienawidzonego narzeczonego działał niezbyt pozytywnie na samopoczucie.
- Jak już wspominałam, przeważnie jestem okazem zdrowia... Och, dziękuję Panu też za niewątpliwie szybką reakcję, w innym wypadku zaliczyłabym upadek - obdarzyła go wdzięcznym spojrzeniem, ponownie uśmiechając się nieznacznie. Uczucie dezorientacji stopniowo nikło, co przyjęła z cichym westchnięciem ulgi.
zwinięci razem wokół o d d e c h u, tak święci w swoim grzechu…
His hand upon your hand
His lips caress your skin
It's more than I can stand
-Cassiopeia Black, byłaś w Slytherinie prawda? Dobrze pamiętam?- zapytał z lekkim zainteresowaniem w głosie. Nazwisko oczywiście, że było mu znajome, imię w pewnym sensie także. Nie było jakimś wyjątkowo popularnym imieniem a więc łatwo wpadało w ucho.
Neleus szczycił się wręcz fotograficzną pamięcią więc, każdy kto go pamiętał z Hogwartu wiedział, że był uczniem który raczej nie stał z boku. Jego medale do tej pory są w Izbie Pamięci. Przynajmniej takmu się zdaje.
-Bardzo miło mi poznać- powiedział wyciągając w jej kierunku rękę, a potem gdy ona wyciągnęła swoją całując ją w nią delikatnie. Nie, nie tak jak to robili starsi panowie, gdy po ich całusie powitalnym wąsy drapały skórę, a cała ręka była w klejącej ślinie. Ochyda. Neleus ledwie musnął rękę niewiasty co było ledwo przez Pannę Black odczuwalne.
-Upadek nie przystoi tak pięknej damie, na szczęście byłem w pobliżu i mogłem pomóc - oznajmił pewnym siebie tonem i dodatkowo jeszcze z szerokim uśmiechem na potulnej twarzy.
Postanowił, że zaproponuje jej jeszcze dodatkową pomoc, wszak nigdy nie wiadomo co się może wydarzyć.
-Może mogę towarzyszyć Panience przez chwilę? Na wypadek gdyby coś jeszcze miało się stać, nie chciałbym mieć Panienki na sumieniu. W dodatku jestem brygadzistą. Pomoc innym mam wręcz zakodowaną w swoim umyśle- wyjaśnił pogodnym tonem żeby nie wzięła go przypadkiem za natręta.
Na "starych" też nie mógł narzekać. Choćby panna Lovegood. Nawet, gdyby miał inne możliwości, nie zamieniłby czasu, wymiany zdań, dziwnych, wręcz groteskowych kłótni, które ostatecznie, swoje podłoże miały w specyficznie pojętej przyjaźni. Nawet jeśli sam ciskał ironią, miało zdecydowanie inny wydźwięk, nie podszyty prawdziwą agresją czy gniewem. tak widział ich relację Skamander i nie przypuszczał, by Selina potrafiła temu zaprzeczyć, albo...nie. Ona by z radością zaprzeczyła i trzasnęła w niego lodową salwą słownych żądeł. A on by się śmiał.
- Na prawdę muszę? - rozłożył ręce, jakby chciał zaprezentować swoja osobę, jako odpowiedź na wszystkie pytania - Alice będzie miała niejedna okazję do tego - mrugnął przy tym okiem w stronę rzeczonej, szukając przynajmniej tymczasowego poparcia. Drgające mięśnie w jadowitej wypowiedzi Seliny, tak słodko podkreślały, jak bardzo cieszyła się ze spotkania. Samuel miał ochotę podejść i przejechać dłonią po jej policzku, jakby sprawdzając - czy nie zniknęły pod naporem skrywanej po uprzejmością złośliwości. Chęć była tym większa, gdy okrążając sylwetkę zawodniczki, złapał jej spojrzenie, które zamiast ochłodzić, tylko podjudziło.
- Gdzież bym śmiał! - odpowiedział, modulując głos na niższy - nie mogę być twórcą czegoś tak pieknego. Mogę za to podziwiać Moja Droga - powtórzył zabieg Seliny, kładąc wyraźny nacisk na powtórkę ostatniego zwrotu. W ciemnych źrenicach błyskały światła, jak gdyby odbijały się w nich, dalekie, niewidoczne płomienie ognisk, które pojaśniały, na propozycję Osy.
- Właściwie...czemu nie? - uniósł brwi, jakby usłyszał zaskakująca oczywistość. Bo w końcu, co się robi na plaży? Na pewno nie sprowadza się tylko do spacerów. Przez krótką chwile wyglądał, jakby rozważał jakieś opcje, przysłuchując się jeszcze wymianie zdań. Spojrzał jeszcze przelotnie na Alice i z zawadiackim uśmiechem, wyciągnął z kieszeni najpierw nieco zmięta paczkę papierosów, i różdżkę. Jedno i drugie zostało przykryte koszulę, którą ściągnął przez głowę, nie kłopocząc się rozpinaniem. Zanim ruszył do wody, zatrzymał się, łapiąc na swój uśmiech spojrzenie jego ulubionej złośnicy. Kusiło go, by złapać dziewczynę w pasie i wrzucić do wody, ale...nie wiedział, jak Alice zapatrywała się na takie zachowania. Byłby wrzucił nawet obie, ale i tak przekraczał limity. Chyba jak zawsze w takiej obecności.
Ostatnio zmieniony przez Samuel Skamander dnia 11.11.15 11:39, w całości zmieniany 1 raz
- W takim razie muszę je odkryć, bo życie w pozłacanej klatce odgraniczeń i schematów zdecydowanie nie jest dla mnie. O wiele bardziej cenię sobie swoją swobodę – rzekła w stronę Seliny, zastanawiając się jednocześnie, jak ona funkcjonowała w tym świecie. Wyglądała na dość charakterną i pewną siebie osobę, ale czy była na tyle zbuntowana, by rozmyślnie łamać utarte schematy? Choć zapewne miałaby do stracenia więcej niż Alice, gdyby tak zrobiła coś, co w tutejszym społeczeństwie było źle widziane.
Uśmiechnęła się pod nosem, wspominając lata w Ameryce, to, jak wspaniale się tam czuła, jak przyjemnym odprężeniem były te wszystkie wyjazdy i jak bardzo drażniły ją powroty do Anglii, zwłaszcza w czasach szkolnych, gdzie po wakacjach znowu czekały ją długie miesiące izolacji i ograniczeń.
- Zależy, pod jakimi względami. Są dosyć zróżnicowani, ale tak... Na ogół są mniej konserwatywni niż brytyjscy czarodzieje. Przynajmniej ci, których miałam okazję poznać – wyjaśniła. – No i wymyślili mnóstwo fajnych rzeczy!
W kieszeni jej spodni wylądowało kolejnych kilka muszelek.
- Nie wątpię. Na pewno zajrzę – zapewniła. – Mam tylko nadzieję, że przetrwam nadchodzący wyścig konny w jednym kawałku i będę mogła później cieszyć się podziwianiem waszej gry.
Parsknęła cichym śmiechem, przypominając sobie, że miała zamiar wziąć udział w wyścigu na latających koniach, który miał odbyć się za parę dni. Przez wzgląd na stare, dobre amerykańskie czasy nie potrafiłaby sobie odmówić takiej atrakcji, w końcu nie raz jeździła, kiedy miała sposobność przebywać poza wielkim miastem, i choć jej umiejętności nie były szczególnie wybitne, liczyła na nową przygodę i dobrą zabawę. A jak wiadomo, bez odrobiny ryzyka zabawa nie była tak atrakcyjna. Jednocześnie zaciekawiła się, czy Samuel także zdecyduje się tam wybrać. Już miała go o to zapytać, ale ten dał się sprowokować Selinie, bo po jednej z jej uwag, że chętnie zobaczyłaby go w bardziej mokrej wersji, ten zaczął wyciągać z kieszeni różne szpargały, a po chwili się rozebrał i ruszył w stronę wody.
Alice nie widziała w tym nic szczególnie gorszącego, tym bardziej że przez chwilę miała możliwość podziwiać jego dobrze zbudowane ciało. Zachichotała cicho. Nie raz zetknęła się z sytuacjami, kiedy ktoś robił różne dziwne rzeczy, żeby nie wyjść na tchórza. Alice też się to kilka razy zdarzyło. Kiedyś na przykład, jeszcze w początkowych latach nauki założyła się z kilkoma kolegami, że przejdzie po szczycie dachu jednej ze szkolnych cieplarni. Co prawda została przyłapana i dostała szlaban, ale i tak uważała, że było warto. Dlatego rozumiała pobudki kierujące Samuelem, kiedy podejmował wyzwanie Seliny.
- Tak, w Slytherinie, bardzo miło wspominam te lata. Wnioskuję, że i Pan miał tę przyjemność uczęszczać do ów domu? Zapewne niejednokrotnie mieliśmy możliwość się minąć – stwierdziła, myślami będąc właśnie o te kilkanaście lat do tyłu. No tak, Neleus Travers! Oczywiście, iż go kojarzyła, jak większość uczęszczającą do domu Węża.
Zarumieniła się delikatnie na taki pokaz manier. Niejednokrotnie miała do czynienia (ku jej niezadowoleniu) z mężczyznami, którzy już dawno zapomnieli, jak powinno obchodzić się z damą. Nie żeby koniecznie wymagała takich zachowań, po prostu nieco ją szokował fakt, iż tak łatwo tradycje odchodzą w zapomnienie. W pewnym sensie było to nawet zasmucające, w końcu to właśnie pewne obyczaje wyróżniają czarodziejów szlachetnej krwi od tych prostych.
- Mogę jedynie dziękować losowi, iż postawił Pana dzisiaj na mojej drodze. Mam też szczerą nadzieję, iż nie oderwałam Pana od jakiegoś zapewne pochłaniającego zajęcia – powiedziała z nutką troski w głosie. Co za wstyd, gdyby okazało się, iż rzeczywiście Neleus zajmował się poważnymi sprawami, a tu ona wytrąciła go z rytmu swoim brakiem koordynacji! Na jego propozycję przystała ochoczo, gdyż uznała, iż Travers jest dosyć ciekawą personą, toteż miło byłoby uciąć sobie z nim pogawędkę.
- Nie mam nic przeciwko Pana obecności, będzie mi niezmiernie miło, jeśli zdecyduje się Pan spędzić kilka chwil w moim towarzystwie. Och, jest Pan brygadzistą? To musi być niesamowicie ciekawy zawód – podjęła temat, przyglądając mu się z zainteresowaniem. Miała dosyć spore pojęcie, czym się zajmuje brygadzista, aczkolwiek nie widziała przeciwwskazań, aby tej wiedzy nie poszerzyć.
zwinięci razem wokół o d d e c h u, tak święci w swoim grzechu…
His hand upon your hand
His lips caress your skin
It's more than I can stand
-Och, powinien pan. Przy okazji odświeży mi pan pamięć, bo nie jestem w stanie przypomnieć sobie niczego, co specjalnie by mi w nią zapadło.-oświadczyła słodko, uśmiechając się z satysfakcją. Ha! Szach mat, Skamander.
-Od tego właśnie są eksponaty, panie Skamander. Nie wolno ich dotykać, tylko oglądać z daleka. Nie myśli pan chyba, że przypisałabym panu możliwość władzy nad kobietą?-uniosła delikatnie brew, starannie wypowiadając te słowa.
Była od niego starsza. Może dlatego z taką łatwością z nim igrała? Bo do starszych od siebie mężczyzn zwykła czuć przeogromną wręcz antypatię. Auror chyba miał szczęście, że urodził się chwilę przed Osą!
Mrugnęła, gdy postanowił przystać na jej wyzwanie. A potem rozszerzyła wargi w tryumfalnym uśmiechu.
-W takim razie czekamy na twój pokaz, mój drogi.-wyartykułowała, dając nacisk na ostatni zwrot i zupełnie bezwstydnie nie ściągnęła wzroku z mężczyzny, gdy zaczął się obnażać.
-Na co czekasz, Skamander?!-podniosła nieco głos, bo szum fali zagłuszał ją nieco.-Potrzebujesz instrukcji?!-zapytała, rozbawiona, zakładając ręce na klatce piersiowej. I gdy spojrzała na Alice, roześmiała się, jakby chcąc zatuszować swoje chwilowe porzucenie tych oficjalnych form.
-Mówiłaś o swobodzie... Miałaś coś konkretnego na myśli czego ci brakuje?-przypomniała sobie, podejmując ponownie temat, dalej patrząc na mężczyznę, który zanurzał się w wodzie. Nie skomentowała tego, co powiedziała o mugolach. Nie była przekonana do ich świata i ich wynalazków. A tym bardziej co do tego braku konserwatywności. Oni wszyscy byli w sumie ograniczeni. Przez brak zdolności magicznych. Cóż.-O, bierze pani udział?-zainteresowała się, zwracając na moment spojrzenie na dziewczynę i spuszczając Skamandera z oka.-W takim razie chyba staniemy w szrankach.-poinformowała ją, wyciągając brodę do góry w dumnym wyrazie. Uśmiechała się jednak, więc może Alice nie odbierze tego jako zbytnie zadzieranie nosa...?
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
will be always
the longest distance
between us
A Samuel? miał własne sposoby na rozrywkę. Zazwyczaj wychodziły spontanicznie, podsuwane prze nadarzające się spotkania i osoby. W aktualnej sytuacji, były to dwie czarownice. Nawet jeśli jedna z nich uważała, że wodzi go za nos, prowokując do dalszego działania, brnięcia przez kolejne granice.
- Przykro mi Moja Droga, że twoja pamieć posiada jakieś ubytki...zdaje się, że są eliksiry, które poprawiają jej sprawność? - na zajadłość odpowiadał urokliwą (jeśli można tak nazwać to wykonanie) złośliwością, poprzetykaną rysowaną troską. Widać nie mat złośniczko, ale jej szachowanie sprawiało mu taką przyjemność, jakby rozmawiali po przyjacielsku o najbliższych zawodach - Nikt nie mówił o eksponatach, przynajmniej nie ja...ale jeśli życzysz sobie nim zostać, odrzucając kobiecą naturę, cóż uszanuję tę decyzję - zmrużył ciemne ślepia, patrząc w takt unoszących się Selinowych brwi - nie Twoja, Moja Droga w tym władza, by nadawać takiej mocy - jeśli dawne, przepełnione ostra nutą słowa, uleciały z pamięci Skamandera, tak teraz, lodowe strzały poprawiały swój wzór. Cięty język panny Lovgood nie zatarł się, ba..wyostrzył się, szarpiącymi szpilami, celnie godząc w dumę aurora.
Pozwolił jej na igranie, podejmował wyzwanie, nawet jeśli było głupie, nawet jeśli mogło świadczyć, że tak łatwo go zmanipulować. Pozwalał na to. Nie widział w tym urazy, ani uchybienia...
- Pokaz? Czyżbym był eksponatem? - zaśmiała się, i zmierzył wzrokiem z Seliną, łapał ją w czarne źrenice, przykuwając uwagę jeszcze bardziej na sobie.
Jedyne odzienie, jakie zostawił na sobie - były spodnie. Pozostałe rzeczy leżały na piasku, bezpieczne od słonych fal, które co jakiś czas wdrapywały się wyżej na plażę. A jego zakiełkowana myśl chwyciła jego ciało i pociągnęła do czynów.
Wykorzystał moment, w którym obie czarownice, spoglądały nie na niego, a na siebie nawzajem, odpowiadając na zadawane pytania. Nie był daleko, dlatego nagłym zrywem przeniósł się do dziewcząt i bez słowa, pochwycił obie. Alice objął w pasie lewą ręką, a Selinę prawą, zakleszczając w uchwycie. Przyklęknął na jednym kolanie, by łatwiej wmanewrować obie na barki.
- Panie idą ze mną - zdążył powiedzieć, nim uniósł obie sylwetki. Obie kobiety były drobnej budowy, lekkie, więc nie powinien mieć problemu.
Oczywiście nie zakładał, że wszystko pójdzie po jego myśli, tym bardziej wiedząc, na co stać zawodniczkę. Napiął mięśnie, szykując się na nieuchronny odwet...
Czego konkretnie jej brakowało? Cóż, wielu rzeczy, ale możliwe, że to po prostu kwestia przyzwyczajenia się do amerykańskich realiów, i dlatego te brytyjskie wydawały jej się teraz tak dziwaczne i niekiedy niezrozumiałe. Ale dobrze, że chociaż mugolski był bliższy temu amerykańskiemu, dlatego też spędzała tak dużo czasu w mugolskim Londynie.
- Po prostu przywykłam do nieco innego stylu życia – rzekła. W Ameryce w zasadzie robiła, co chciała. Jeździła, gdzie chciała, zadawała się, z kim chciała (co dotyczyło także związków), prowadziła dosyć rozrywkowe życie, ani myśląc się statkować. Ojciec zawsze pozwalał jej na dużo luzu i takie efekty były w dorosłości, ale że był mugolakiem i nie bywał na salonach, nie musiał obawiać się skandalu spowodowanego przez niepokorną córkę.
- Jasne, że tak. W Stanach lubiłam jeździć konno, chętnie przypomnę sobie to uczucie – przytaknęła, nieznacznie się uśmiechając. – W takim razie pewnie się tam spotkamy. Zapowiada się ciekawa rywalizacja.
Cóż, przynajmniej poznała choć jedną osobę, z którą będzie się mierzyć piątego dnia festiwalu. To na pewno będzie ciekawsze. Jednak ich rozmowę znowu przerwał Samuel, powracając do sprzeczki z Seliną i drażnienia się z nią. A po chwili, kiedy był już rozebrany, nagle podszedł do nich i złapał obie. Zaskoczona Alice uniosła brwi i poruszyła się w jego uścisku.
- Co ty robisz, Samuelu? – zapytała. Była niska i stosunkowo lekka, więc mężczyzna nie miał większego problemu z podniesieniem jej, tym bardziej, że jako auror z pewnością był w dobrej formie. Jednak nie stawiała mu zaciekłego oporu, nie wyglądał na kogoś, kto miałby złe intencje, raczej po prostu się zgrywał, a Alice była o wiele bardziej zaciekawiona niż zirytowana jego postępowaniem. Może chciał pociągnąć je ze sobą do wody, tak, by wszyscy byli mokrzy? To pewnie chęć dogryzienia prowokującej go Selinie.
-Nie wiem czy pan wie, ale bardzo ciężko jest stworzyć coś z niczego. A tym bardziej pamiętać o czymś, co się nie wydarzyło.-odwzajemniła mu się tonem i tym samym uśmiechem, ciągle kwitnąc w swoim samozadowoleniu.-Kobiecą naturę?-wydawała się zaskoczona.-Może oświeci mnie pan co dokładnie pan przez to rozumie?-zaproponowała jakże niewinnie, jakby nie rozumiejąc do czego pije.-Czy w eksponatach nie da się zakląć ulotności i wszystkich tych cech, które są przypisywane kobietom?-podjęła, odczekując chwilę, by dać mu czas na odpowiedź. Droczyła się z nim. I chwilę potem ten rozbawiony charakter prysnął jak bańka mydlana, a Lovegood wściekle zmrużyła oczy.
-Kto, jak nie kobieta, ma prawo decydowania o sobie i rozrysowywania mężczyznom granic?-zapytała, na pozór spokojnie, choć ton jej stał się bardziej hardy i beznamiętny.
Może źle go zrozumiała, ale nie miało to znaczenia, bo Osa momentalnie przestała przyjemnie brzęczeć i rozpoczęła swoją pieśń wojenną. Była roszczeniowa w pewnych sprawach i do tego kompletnie nieustępliwa. Uparta jak oślica i dumna jak paw. A do tego niesamowicie przewrotna. Samuel stąpał po grząskim gruncie. Zupełnie jak ona. Jednak nie zwykła przejmować się konwenansami - i właśnie ta bezwstydność pozwalała jej pewniej stąpać po tym wątpliwym gruncie.
-Dlaczego nie? Męska duma panu nie pozwala wystawić się na ocenę?-zapytała, przetrzymując jego spojrzenie, nagle poważna, mimo że ciągle igrająca z nim jak z małym dzieckiem. Lub ogniem. To się miało dopiero okazać.
Odwróciła jednak w końcu kategorycznie od niego swój wzrok. Skinęła krótko głową na odpowiedź Alice, nieco rozczarowana, że nie postanowiła rozwinąć tej myśli.
-Ja również. Bo to wła... AA, a!-przeciągnęła głos, powstrzymując się od wyższych not, gdy nagle jej ciało zostało uniesione. Tak ciasno ściśnięta w pasie, że nie mogła się obrócić, jednak ciągle miała szansę manewrować kończynami. Gdy, jak laleczka, została dźwignięta na bark i została przez niego przerzucona jak kobieta z czasu neandertalskich, wściekła się nie na żarty.
-PAN to sobie może takie rzeczy odstawiać... z kimś innym!-oburzyła się, by uderzyć go otwartą ręką w brzuch raz, a potem drugi, wierzgając na boki. Postanowiła się jednak wziąć na sposób, więc szarpnęła ciałem do tyłu kilka razy, chcąc albo zaburzyć jego równowagę i przewrócić albo wymsknąć się z uścisku i stanąć na własnych nogach.-Nie... jestem... marionetką!-dodała jeszcze, trojąc się i dwojąc, by jej niewielka waga wywarła jakikolwiek efekt na tym wielkim facecie.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
will be always
the longest distance
between us
Starał się nie zapominać o Alice, choć ta - zajęła się na równi z nim samym - postacią Seliny, której prezencja, jak zwykle przyciągała uwagę. szczególnie..w tak mokrym wydaniu.
- To zależy tylko od umiejętności panno Lovegood - odpowiedział lakonicznie. W końcu, żadne z rzeczy, które on uważał za zasługi, nie potwierdzi Osa. Nawet, jeśli byłaby to prawda, sprzeczałaby się dla samej przekory. Albo dlatego, że Sam miał inne zdanie. I tak, jakkolwiek głośno i złośliwie nie mówiła Selina, Skamander miał nie mniej rosnący uśmiech i satysfakcję.
- O natrze piękna, ale tego prawdziwego i naturze wpisanej w istotę kobiecości..chyba powinnaś wiedzieć lepiej Moja Droga - zatrzymał wzrok na Selinowych ustach, które tak słodko wyginały się do góry - ale jeśli nie wiesz, możemy umówić się na lekcję - bezczelnie nie przesunął wzroku, dopiero po chwili sprawdzając, ile iskier wywołał w jej oczach.
- O innych - nie, o sobie - oczywiście, ale i w tej dziedzinie dopatrzeć się można pewnych..ograniczeń - podobno tam się kończy nasza wolność, gdzie zaczyna drugiego..czarodzieja. I skuteczności jego zaklęcia. Selina doskonale o tym wiedziała...ale widac specjalnie, odwróciła się do Alice, zajmując się rozmową. Co dało Samuelowi odpowiednią sposobność.
Tak jak przypuszczał, obie kobiety były nadzwyczaj lekkie, dlatego nie miał problemu z uniesieniem ich do góry. Niepokorny uśmiech i bezczelne błyski, były jedynym, co przez chwile - każda z jego towarzyszek dostrzegła, zanim ich pole widzenia i świat - dosłownie - wywrócił się do góry nogami.
- Będziemy pływać Alice, coś w tym dziwnego? - parsknął, wypuszczając powietrze z napiętej klatki piersiowej, akurat w momencie, gdy drobna dłoń Seliny uderzyła go, raz, potem drugi. kto by pomyślał, ze w takim drobnym ciele, kryje się tyle werwy?
- Ale z kim? Z kim miałbym tyle..rozrywki..- wydyszał, kiedy poczuł kolejne uderzenie. Chciał się zaśmiać, ale wargi, zamiast tego wykrzywiły się, kiedy ciało zawodniczki szarpnęło się do tyłu. Musiał raz jeszcze przyklęknąć, łapiąc równowagę, ale nie zwolnił uścisku.
- Oczywiście, że nie - powiedział prawie łagodnie, przekręcając głowę, by słowa dotarły do wierzgającej Osy - jesteś moja ulubioną złośnicą - to mówiąc podniósł się raz jeszcze, by w końcu dotrzeć do pierwszych morskich fal.
- Chociaż Ty Alice nie próbuj się wyrywać - dodał jeszcze, upewniając się, że druga z kobiet nie ma zamiaru dźgać go łokciem - w wodzie, trudniej było się poruszać, ale gdy poziom był wystarczająco wysoki, runął do przodu, dopiero teraz puszczając Alice i Selinę. I największa zagdaka świata...jak szybko odpokutuje za swój niecny postępek?
Samuel jednak postanowił zapewnić im dzisiaj dodatkową rozrywkę na swój sposób. Chwyciwszy obie kobiety, ruszył z nimi w kierunku wody. Choć Selina szarpała się i stawiała zaciekły opór, Alice była zaskakująco spokojna, może co najwyżej lekko zdziwiona nagłym podniesieniem z ziemi, więc przez moment się wierciła, czując silną rękę ściskającą ją w pasie. Wiedziała, że Samuel nie chce wyrządzić im krzywdy (w takim przypadku z pewnością nie pozostałaby bierna), a nie była przecież tak pozbawiona poczucia humoru ani przepełniona niechęcią do mężczyzn, by na każdym kroku okazywać złośliwość, nawet kiedy w gruncie rzeczy nie chcieli zrobić nic złego.
Weszli w morskie fale, a kiedy byli wystarczająco głęboko, Samuel puścił dziewczęta. Alice poleciała do wody, która wcześniej moczyła tylko jej nogi, kiedy ją niósł, a teraz zmoczyła ją całą. Materiał spodni i koszulki szybko nasiąknął wodą, podobnie jak jasne włosy, które przykleiły się do policzków dziewczyny, kiedy podniosła się szybko, wypluwając słonawą ciecz, która dostała się do jej ust. Zerknęła szybko na mężczyznę, także caluteńkiego przemoczonego.
- Samuelu! – powiedziała głośno, ale na jej twarzy, zamiast wściekłości, malowało się rozbawienie. – To był... niezły numer!
Ubrania przecież wysuszy (gdzieś tam na brzegu miała różdżkę, pewnie obok butów), a tak to przynajmniej miała okazję przekonać się, że nie wszyscy Brytyjczycy są sztywni, jakby połknęli kij, a także potrafili zrobić coś szalonego. Chlapnęła w jego kierunku wodą, parskając cichym śmiechem.
I teraz chyba bardziej niż o siebie musiała się zaniepokoić o Samuela, kiedy dopadnie go rozwścieczona Selina.
-W Slytherinie byłem prefektem oraz reprezentowałem drużynę Quidditcha. Trzeba jednak wiedzieć, że mam dobrą pamięć do twarzy. Dlatego też kojarzę panienkę- powiedział radośnie, oczywiście miał dziś wyjątkowo dobry humor. Jednakże brygadziście nie wypadało zachowywać się zbyt radośnie, był na to za poważnym człowiekiem. Tak więc, nie przystało mu w żaden sposób zachowywać się jak rozanielony nastolatek, który ma zbyt duże pokłady energii. Mimo zmęczenia na twarzy, Neleus starał się za wszelką cenę go ukryć.
-Czy podoba się panience Festyn? Przewidziano bardzo dużo atrakcji prawda? Między innymi wyścig nadmorski, co może być naprawdę ekscytującym przeżyciem. Jeżdżę konno od dziecka, więc mam zamiar wziąć w tym udział. Mogę liczyć, że będzie panienka trzymała za mnie kciuki?- zapytał się z delikatną, ledwo dostrzegalną nadzieją w głosie. Można też rzec, że w miarę przyjemnie mu się rozmawiało z tą czarownicą. Była przesympatyczną istotą.
-Jeżeli zaś chodzi o pracę Brygadzisty? Cóż, nadstawiamy karku, ale jeszcze jak do tej pory żyję więc nie jest źle. Aczkolwiek praca wymaga poświęcenia i szacunku- oznajmił z powagą w głosie.
Ostatnio zmieniony przez Neleus Travers dnia 18.11.15 11:14, w całości zmieniany 1 raz
-Albo chęci.-skwitowała, na twarz przybierając kolejny uśmiech, który miał za zadanie tylko zetrzeć ten jego. I przejść do sedna sprawy, obnażając własną naturę. I niejako charakter ich relacji.
Zmrużyła delikatnie oczy, słuchając go. Czy wiedziała o własnej kobiecości? Czy była jej świadoma? Jakże tak zadufana w sobie osoba mogłaby nie być? Czy takie dziwne było, że znów na jej lico wyszły wypieki ze złości?
-Z pana taki znawca?-zapytała tylko, mając zamiar podważyć wszystkie jego słowa.-Nie wiem więc czy to odpowiednie by proponował pan podobne rzeczy szanującym się kobietom. Większość z nich mogłaby to źle odebrać, Mój Drogi.-i ponownie wróciła do swojej bezpiecznej strefy komfortu.
Prychnęła tylko na jego dalsze słowa. On będzie jej narzucał ograniczenia? Pf! Mężczyźni już dość narządzili się kobietami, czas odwrócić role, o!
Jej aktualny widok, gdy już została pochwycona przez Samuela, niezbyt jej się podobał. Kilka kroków dalej mogła już palcami sięgnąć wody. I doskonale widziała muszelki, glony i inne morskie przymioty, które mościły się pod taflą. I zdążyła już tą wodę poznać. Dogłębnie. Po cóż znowu?! Jednak nie to ją drażniło. To, że została pozbawiona woli. Że czuła się bezradna. Bezsilna. Bezwpływowa.
-Bez wątpienia ktoś z pańskiej listy doświadczeń by się skusił! A teraz mnie puść, Skamander, bo... pożałujesz!-wypowiedziała gniewnie słowa wraz ze swą groźbą. Gdy przyklęknął, próbowała sięgnąć stopami dna, ale tylko rozbrygnęła wodę wokół nich, bez wątpienia ostro ich mocząc.
Nieco zdębiała na jego zmieniony ton głosu i niejakie wyznanie, jednak już po chwili wznowiła swoje wiercenie się.
-I kto panu nadał do przywłaszczania mnie sobie?!-zapytała, zaciskając usta, może właśnie powstrzymując się od innych słów, które cisnęły jej się do powiedzenia.
Gdy uderzyła ciałem o wodę, zanurzając się, momentalnie ochłonęła - ale tylko na chwilę. Bo kiedy tylko stanęła na nogach, odwróciła się w stronę winowajcy całego zamieszania i w bliżej nieokreślonym geście chlupnęła wodą w jego kierunku, jakby chciała zrobić mu nią krzywdę. Oczywiście to nie zdało egzaminu, więc po prostu zaczęła pokonywać opór wodny i postanowiła go złapać i podtopić, co oczywiście przy ich cudownie różniących się gabarytach było jak walka z wiatrakami i wyglądało raczej z daleka jakby rzucała się do ściskania go aniżeli uczynków związanych z bezlitosnym aktem mordu.
will be always
the longest distance
between us
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia :: Dorset