Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset


Plaża

Na oświetlonej zachodzącym słońcem plaży rozpalano powoli pochodnie, które ustawiono przy niewielkich, okrągłych stolikach suto przykrytych wzorzystymi, kwiatowymi materiałami. W powietrzu unosił się zapach morskiej bryzy zmieszany ze słodkawym aromatem kwiatów, a te zebrane w bukiety rozwieszone wśród drzew, kołysane przez delikatny wiatr kusiły i zachęcały, aby zbliżyć się do plaży. Tutaj bowiem miał odbyć się rytuał oczyszczenia i odrodzenia, otwierający nowy rozdział, zamykający to co złe. Każdy czarodziej oraz czarownica, byli witani przez młodych i starszych mężczyzn ubranych w zwiewne, lniane szaty. Na ich piersi kołysały się woreczki przewiązane różnokolorowymi sznureczkami. Uśmiechami oraz przyjaznymi gestami zachęcali do zajęcia miejsc przy okrągłych stolikach, wokół których ułożone były poduchy. Na stołach zaś stały misy, jedne większe, a drugie mniejsze, w których mieściły się kamienie, rośliny suszone oraz świeże oraz wyryte runy na drewnianych krążkach.
Każdego wchodzącego w krąg stołów witano czarką miodu pitnego ze słowami: “Szczęśliwego Lughnasadh”. Miód, owoc pracy, dar natury symbolizował połączenie z Matką Ziemią, którą w czasie obchodów czcili, której zawdzięczali życie. Święto życia obchodzili wszyscy, zarówno starzy i młodzi, zatem w kręgu pochodni witano każdego kto się pojawił. Młodszym zamiast miodu pitnego, podawano szczodraki, miodowe ciasteczko, które symbolizowało pomyślność.
Rytuał oczyszczenia w ramach obchodów święta Lughnasadh właśnie się rozpoczął. Postaci mogą się gromadzić na plaży, zajmować miejsca przy stolikach. Stolików jest 6, przy każdym może usiąść max 5 osób. Proszę na samym końcu swojego posta napisać nr stolika.
Wydarzenie bez zagrożenia życia.
Sama ceremonia rozpocznie się wraz z postem Mistrza gry. Mistrzem Gry jest Primrose Burke, wszelkie pytania proszę kierować do niej.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 09.05.23 8:40, w całości zmieniany 3 razy
Pochyliła się gdy Susanne postanowiła zawiązać swój amulet na jej szyi, co sprawiało, że mimowolnie się zarumieniła. Drobne rzeczy, które mogły nie mieć znaczenia dla innych, dla niej teraz urastały do wielkiej wagi, a wszelkie przejawy dbania o nią ze strony Susu, nawet jeżeli były to drobnostki dla samej zainteresowanej, dla Thalii sprawiały, że widziała sens w podnoszeniu się i działaniu dalej. Nie mogła sprawić, że dzień będzie lepszy albo że wojna się zakończy, ale przynajmniej mogła podziękować.
- Zachowam go, możesz być tego pewna. – Tym razem jej uśmiech był szczery, ciepły, lekko zawadiacki tak jak znała panna Lovegood. Mimo to, uwaga Wellers powędrowała dość szybko do otoczenia – nie chciała zacząć przepychać się przez ludzi albo musieć uciekać gdy działo się coś ważnego, a one wędrowałyby przeszkadzając ludziom i zwracając na siebie uwagę.
- Dobrze, ale jak coś to nie zdziw się, jak zacznę wpychać potem skrawki do kieszeni. Pangur by mi nie wybaczył gdybym wróciła do domu bez czegoś dla niego. – Biały kot kochał wyjątkowo wiele i wyjątkowo mocno, chociaż głównie uczuciem obdarzał jedzeniem. Starała się więc Wellers dogodzić kotu jak tylko mogła, nawet jeżeli futrzaska kulka nie miała za bardzo chęci (ani sposobu) na okazanie wdzięczności.
- Opowiesz mi nieco o kadzidłach? – Nigdy nie umiała się do nich za bardzo przekonać, ale tego dnia czuła, że Susanne miała możliwość ukojenia jej niepokoju i zmiany jej zdania.
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told

From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way


- Skąd, Pangurowi koniecznie powinna dostać się solidna porcja, może i na niego rytuał zadziała - stwierdziła nieco pogodniej, wyobrażając sobie bogato wypchane kieszenie Thalii i kota, próbującego się do nich dostać. Chleb był naprawdę wielki, na pewno wystarczy dla kolejnego stworzenia. - Ja mu sama trochę skrawków załatwię, Talcia - obiecała i tak zrobiła, gdy już znalazły się przy ogromnym bochenku. Trochę jej zajęło, uparła się bowiem, że każdy kawałek będzie miał swój wyjątkowy kształt - najtrudniej było z kotwicą, serce poszło w miarę szybko, podobnie do ryby. - Nie wiem czy się nabierze, że to ryba, ale koty mają do nich słabość, więc na zdrówko - kiwnęła głową, przekazując naręcze chlebich skrawków na ręce przyjaciółki. Zachichotała krótko na jej pytanie, w zamyśleniu podążając wzrokiem po otoczeniu, a palcem stukając w brodę.
- Zupełnie się na nich nie znam, ale i tak ci opowiem - stwierdziła, w imię dobrych czasów postanawiając snuć abstrakcyjne opowieści pełne fikcyjnych królików - morał z opowieści był taki, że na własnej skórze trzeba się przekonać, jakie szalone pomysły podsuną kadzidlane opary i całkowicie się owym pomysłom podporządkować. Jedyna słuszna droga, gdy miały przed sobą wizję beztroskiego wieczoru.
| zt

if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?

I will be your warrior
I will be your lamb


Strona 23 z 23 • 1 ... 13 ... 21, 22, 23
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset