Wydarzenia


Ekipa forum
Katedra św. Pawła
AutorWiadomość
Katedra św. Pawła [odnośnik]10.03.12 22:45
First topic message reminder :

Katedra św. Pawła

opuszczone
Katedra Świętego Pawła to jeden z najbardziej znanych kościołów anglikańskich w Wielkiej Brytanii, znajdujący się również na liście najwyższych kościołów na świecie. Umiejscowiony w samym sercu londyńskiej dzielnicy City of London, zbudowany w stylu klasycyzującego baroku, z przepiękną kopułą o średnicy pięćdziesięciu metrów, która jest jednym z najbardziej charakterystycznych elementów architektury tego miasta. Do kopuły prowadzi 627 schodów. U jej podstawy znajduje się galeria widokowa, z której podziwiać można panoramę miasta. Od wewnątrz kopułę, podobnie jak całe wnętrze budynku zdobią freski przedstawiające historię życia św. Pawła.
Katedra ta była budowana jako symbol odrodzenia Londynu, dlatego też do dziś cechuje ją rozmach i monumentalność. Wewnątrz niej znajduje się kilka galerii. Największą popularnością cieszy się Stone Gallery, z której rozpościera się rozległy widok na zakole Tamizy. Godną odwiedzenia jest Galeria Szeptów, w której możemy zaobserwować ciekawe zdarzenie. Słowo wypowiedziane szeptem z jednej strony galerii jest doskonale słyszalne po jej drugiej stronie, jednak tłumy turystów czasami uniemożliwiają zaobserwowanie tych efektów akustycznych.
Na przestrzeni lat katedra była miejscem wielu słynnych pogrzebów, ślubów i mugolskich nabożeństw. Znajduje się też tutaj kilkadziesiąt mogił, między innymi lorda admirała Horatio Nelsona.

W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Katedra św. Pawła - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Katedra św. Pawła [odnośnik]23.06.20 14:32
Przez ostatnie tygodnie pochylał się nad mapami londyńskich dzielnic wiele razy, miał więc doskonałe rozeznanie w tym, jakimi ulicami powinni się przemieszczać. Ścisłe centrum stolicy szczególnie utkwiło w jego głowie, kiedy nieustannie analizował drogi dojścia do Ministerstwa, Szpitala Świętego Munga czy też do London Tower. Przytaknął Tonks od razu, bo rzeczywiście byli już blisko. Po minięciu katedry czekał ich może jeszcze dziesięciominutowy marsz, jeśli nie krótszy. Tego szczegółu jakoś nie zdradził. Zdecydowałaby się na podobnie oszczędną odpowiedź nawet gdyby jego głos był w pełni sprawny. Ale w tej chwili nie był i trudno było o tym zapomnieć. Mimo to miał nadzieję, że jego niedyspozycja nie będzie rzutować na dalszy los tego wypadu.
Na prowadzenie dyskusji i tak nie mieli dobrej chwili, bo Justine coś dostrzegła. Mocniej ścisnął różdżkę, spodziewając się ataku znienacka i nie zmienił zbyt szybko swojej postawy, choć do jego uszu po chwili dotarł wystraszony głos dziecka. Do skulonej dziewczynki zbliżyła się wpierw Tonks, potem Alexander, Kieran z kolei trzymał się z tyłu, świadom tego jak strasznie może wyglądać w oczach tej małej. Ustąpił pola młodym i z całą pewnością dobrze zrobił, bo nie podniósł się żaden lament. Tylko co teraz mieli zrobić? Nie planowali robić żadnych przystanków, ale przecież nie zostawią tego dziecka na ulicy. Tonks zerknęła na niego pytająco, ale zaraz rozwiązanie podsunął Farley. Rineheart nie miał lepszej propozycji, ale gdyby taką miał, to nie mógł nawet dokładnie jej zaprezentować pozostałej dwójce. Znów więc przytaknął, tym razem słowom Alexandra, przekonany do zaangażowania w sprawę rudowłosego alchemika. Przechowanie małej nie powinno być trudne, a w drodze powrotnej zabiorą ją ze sobą do Oazy. O ile wszystko pójdzie gładko,m tego nie mogli być pewni.
- Leć - wyszeptał ledwo słyszalnie, chcąc chociaż w tak mizerny sposób pogonić towarzystwo. Miał tylko nadzieję, że szybko wrócą do swojego głównego celu, choć znów będą musieli uważnie ku niemu kroczyć. To Farley miał pod ręką miotłę, mógł eskortować małą. Kieran wraz z Justine mogli poczekać przy katedrze, wciąż zachowanej w jednym kawałku. Dziwne, wydawało mu się, że wróg w pierwszej kolejności zacznie niszczyć to co mugolskie, w tym ich świątynie. Po oddaniu małej w dobre ręce mogli ruszyć dalej.

| z tematu x 3 (?)



There’s a storm inside of us. A burning. A river. A drive. An unrelenting desire to push yourself harder and further than anyone could think possible. Pushing ourselves into those cold, dark corners where the bad things live, where the bad things fight. We wanted that fight at the highest volume. A loud fight. The loudest, coldest, hottest, most unpleasant of the unpleasant fights.
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant
Wiek : 53
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
when we all fall asleep where do we go
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t5891-aurorskie-sprawki#139384 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Katedra św. Pawła [odnośnik]12.01.21 1:13
Jedna z licznych szarych sów przemierzała tej nocy Londyn. Nie wyróżniała się niczym od innych pocztowych ptaków. Przeciętnej wielkości i szybkości, niosła w dziobie starannie zapieczętowany list. Leciała wysoko, nie zniżając lotu i nie zważając na świszczący dookoła wiatr. Gdy pod nią zaczęły migotać światła latarni, zapikowała w dół. Przez chwilę krążyła nad ulicami miasta, aby ostatecznie otworzyć dziób i wypuścić z niego list, który po chwili tańczenia w powietrzu opadł na ziemię.
Jeśli przechodzisz tu jako pierwszy pomiędzy 30 września a 4 października, możesz dostrzec na ulicy  pod katedrą list. Jest zapieczętowany i zamknięty, wyraźnie w dobrym stanie. Jeśli go podniesiesz i przyjrzysz się tyłowi korespondencji, dostrzeżesz wypisane ładnym, ozdobnym pismem: Do Ciebie, przechodniu. Gdy otworzysz kopertę zalakowaną pieczęcią w kształcie gwiazdy, ujrzysz list, a w nim:

Przeczytaj Do Ciebie
Mieszkańcu Londynu! Wojna odbiera to, co najcenniejsze.
Ostatnio z powodu działań prowadzonych na terenie Anglii życie stracili:

  • Roderick Smith – były pałkarz Jastrzębi z Flamouth. Aresztowany po ataku na funkcjonariuszy Magicznej Policji. Zamordowany za zgodą Wizengamotu w ramach wymierzenia pokazowej kary śmierci.
  • Edith Bones – szefowa biura aurorów. Według oficjalnej informacji popełniła samobójstwo po tym, jak aresztowała Ignotusa Mulcibera. Nieoficjalnie, została zamordowana na polecenie Ministerstwa Magii.
  • Caradoc Morgan – były przedstawiciel Magicznej Policji, zabity w trakcie publicznej egzekucji po przeciwstawieniu się aktualnej władzy.



Łączymy się w żałobie i smutku z rodzinami, nie mogąc jednak powstrzymać się od pytania:
kto będzie następny?




I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Katedra św. Pawła - Page 11 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta http://morsmordre.forumpolish.com/f5-powiazania http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Katedra św. Pawła [odnośnik]31.01.23 18:56
Dziwny jest ten świat
3 lipca 1958 r.
Noc była pełna strachów. Zbudzone nad ranem oczy łaknęły dalszego snu, ale ten napawał niepokojem. Niejasne wspomnienia przywoływały czerwone światło, czy było postrzępionym fragmentem snu, czy rzeczywiście dobiegało zza okna? Niewypoczęte ciało wydawało się spięte, lekki ból głowy subtelnie stukał w czaszkę ze wszystkich stron. Każda napotkana od rana twarz wydawała się równie zmęczona. Mogły dotrzeć do ciebie pogłoski o krwawym księżycu, który nocą pokazał się na niebie, barwiąc gęste obłoki szkarłatem. Zawieszenie działań wojennych winno przynieść chwilowy oddech, a jednak...

Laurence: Od rana trzęsły ci się dłonie, brak snu niecodziennie utrudniał skupienie. Precyzyjne zadania, jakich zwykle podejmowałeś się na Arenie, sprawiały ci znacznie więcej trudności, niż każdego innego dnia. Miałeś do wykonania trzy świstokliki przeznaczone na specjalne zamówienia najbogatszych gości, którzy ilością zaproponowanej gotówki zdecydowanie zasłużyli sobie na specjalne traktowanie. To nie powinno się zdarzyć, test gotowego urządzenia miał przenieść cię spod bramy jednego z eleganckich domków na przedmieściach stolicy prosto na Arenę, lecz coś poszło zdecydowanie nie tak, jak powinno. Spotkało cię coś zaskakującego, jakby jego magia ciągnęła cię w inne miejsce umyślnie, jakby chciała ci coś pokazać, choć jednocześnie całym sobą, od opuszków palce po same stopy, potrafiłeś wyczuć chaos, w jakim ta magia trwała. Niepoukładana drgała niebezpiecznie, wymykając się z ram, w których dotąd ją opisywano. Było już za późno, żeby się wycofać, opadłeś ciężko w miejsce inne, niż docelowe. Kiedy otworzyłeś oczy znajdowałeś się na galerii starej budowli górującej nad centralną częścią miasta, a twoje oko dość szybko wyłapało znajdującą się w pobliżu kobietę - mogłeś rozpoznać jej profil. Spojrzenie odruchowo pomknęło ku dłoniom, na których wsparłeś się podczas upadku - ze zdumieniem spostrzegając, iż bujny wilgotny mech wrośnięty w posadzkę galerii w jednej chwili czernieje i usycha nagle. Nie wiesz, w którym momencie z twojej dłoni zniknął świstoklik, musiałeś go upuścić podczas upadku...

Heather: Zlecenie nadeszło od anonimowego czarodzieja, który ponoć zapragnął wykorzystać akustykę dawnej katedry na potrzeby swoich obrzędów. Nie było to jednak możliwe ze względu na uciążliwego poltergeista, który nawiedzał te mury od czasów kataklizmu magicznego związanego z anomaliami. Dostarczona sakiewka wydawała się wystarczająco pękata, by nie odmówić podobnej prośbie. Po tym, jak pojawiłaś się na miejscu, wyczuć ducha nie było trudno, lecz jego zachowanie... zdecydowanie odbiegało od zwyczajnego. Choć trudno było wyczuć przyczynę, w jego aurze więcej dało się wyczuć wściekłości, niż zwyczajowej dla poltergeista złośliwości. Czy to możliwe, że miniona noc rozdrażniła go aż tak? Nieduży kamień, którym cisnął, przeciął ci skórę na policzku, drewniane ławy w głównej sali osuwały się z łoskotem w przód i w tył. Poltergeist wyprowadził cię na galerię rzucającą widok na krajobraz miasta, a tam - po dość długim czasie - finalnie udało ci się zamknąć ducha w kręgu soli. I już przygotowywałaś rytuał wypędzenia, gdy nagle krąg został przerwany, a duch ponownie wypuszczony na wolność. Winnym był temu czarodziej, który - znikąd - w jednej chwili pojawił się na galerii. Spoglądając w jego stronę przez ułamek chwili zdało ci się, że za jego ramieniem, na ulicy, dostrzegłaś czarny rys ponuraka, doskonale zdając sobie sprawę ze znaczenia tej straszliwej i złowrogiej wróżby.

Być może z dachu katedry, a być może z pobliskich drzew, do lotu gęstą chmarą poderwały się ptaki. Chmara złowieszczych czarnych wron przemknęła tuż obok zabytkowych kolumn, zaciemniając przestrzeń, wzniecając wiatr i utrudniając wam zorientowanie się w sytuacji. Nie mogliście oprzeć się wrażeniu, że aż tylu ptaków wcześniej w tej okolicy nigdy nie było, a ich przeraźliwe zawodzące krakanie zdawało się przedzierać pod skórę i wywoływało dreszcz grozy. Wtem drzwi pozwalające powrócić do budynku katedry zatrzasnęły się z łoskotem, więżąc was na galerii. O nieprzerwanej obecności ducha świadczył świstoklik Laurenca, który, podrzucany przez poltergeista, tańczył wysoko pod sklepieniem. Zamiast rechotu rozległ się złowieszczy, trudny do zrozumienia nawet dla spirytystki wrzask, dźwięczący w uszach drażniącym, ogłuszającym piskiem... i ledwie chwilę później oślepił was blask światła.

Na niebie rozgorzała kometa, za którą ciągnął się złocisty warkocz. Przyciągała wzrok w przedziwny sposób, jakby hipnotyzowała samą swoją obecnością na niebie. Jaśniała jak drugie słońce, trwała nieruchomo, a im dłużej oko spoglądało w jej światło, tym większy budziła niepokój. Jakby to światło wnikało gdzieś w umysł, w serce, pozostawiając po sobie trwogę i przerażającą pustkę, której nie sposób było zrozumieć.

Mistrz gry nie kontynuuje rozrywki, ale jest gotów odpowiedzieć na ewentualne wątpliwości. Zakończony wątek należy zgłosić w temacie dziwny jest ten świat; jeżeli współgracz nie pojawi się w wątku lub przestanie pisać w jego trakcie postać oczekująca może zaprosić dowolną inną, która odnajdzie się w sytuacji, w zamian za uciekiniera.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Katedra św. Pawła - Page 11 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Katedra św. Pawła [odnośnik]19.02.23 17:31
Czerwień sączyła się przez urywany sen, jarząc się niebezpieczeństwem. Chaotyczne obrazy otaczała poświata niebezpieczeństwa, pościel znowu przesiąkła strachem, tym samym, który zarysowywał się na twarzy w bruzdach marszczących czoło i posępnie wykrzywionych ustach. Głowa zaś zaciskała się w imadle bólu.
Noc była pełna strachów, ale poranek wcale od nich nie uwalniał.
Przez okienne ramy zaglądał do wagonu złowróżbny omen, barwiony krwią Księżyc, który jak wisielec kołysał się na ciemnym niebie. Powieki opadały jednak szybko, szybciej, niż otrzeźwiające myśli zdołałyby przejąć kontrolę, rozbudzić całkiem jego ciało.
Pewien był, że to kolejny koszmar, który skończy się przed świtem.
Księżyc wprawdzie zniknął, lecz dłonie niespokojnie drżały przez cały dzień, kotłujące się gdzieś pod skórą emocje nie zostały uśpione senną rutyną przygotowań do zbliżającej się premiery. Rozchybotana w filiżance herbata rozbijała się o nadkruszone ścianki, kilka kropel pomknęło wzdłuż prześwitujących żył, niżej, niknąc w fiolecie podwiniętej na łokciach koszuli.
Nad trajektorią myśli także nie potrafił zapanować, zmarszczone w skupieniu brwi nie ułatwiały mu wcale pracy, ani nad ostatnimi rekwizytami, które wymagały sprawdzenia, ani tym bardziej nad przygotowywaniem się do stworzenia trzech świstoklików, które powinien przesłać nie później niż do jutrzejszego popołudnia.
Powieki same opadały, gdy zastygnął w statecznej pozie zbyt długo; pod nimi zdawały się migotać czerwone powidoki, refleksy barw minionej nocy, a może tylko tak mu się wydawało.
Rozpierzchnięte skupienie nie pozwalało zebrać myśli, ospałych jak on. Nie otrzeźwił go nawet lot na miotle aż na przedmieścia Londynu, w pobliże niskiego domu o zdobnej elewacji. Powietrze skwierczało żarem, który utrudniał oddychanie. Wiedział, że musi pospieszyć się z przetestowaniem swego tworu, w przeciwnym razie nie wytrzyma nawet w cieniu wierzbowej alejki.
Świstoklik powinien przenieść go na powrót na Arenę.
Jednak wystarczyło tylko kilka chwil, by intuicja, a może doświadczenie, podpowiedziały mu, że coś jest zdecydowanie nie tak.
Chaotyczny strumień magii przepłynął przez jego ciało, ściągając go w zupełnie inne miejsce; było tak, jakby ona sama sprzeciwiła się jego woli, jakby posiadała własną.
Nie mógł nic zrobić, poddał się jej, zesztywniałe ze zmęczenia ciało opadło niezgrabnie na pokrytą mchem posadzkę budowli, która zdawała się sięgać nieba. Sakralną ciszę przerwał jego zduszony okrzyk. Rozpostarte szeroko palce dłoni pozwoliły mu zachować równowagę, nie upaść.
Zaskoczone spojrzenie pomknęło najpierw w stronę kobiecej sylwetki, ku twarzy tak bladej, iż zdawała się nie mieć w sobie ani kropli życia. Zaraz potem serce zabiło szybciej, kiedy tylko kątem oka wyłowił czerń rozpełzającą się po zieleni.
To nie dzieje się naprawdę.
Widział to już przecież. Obumierającą roślinność, trawioną czernią, czymś złym, nieuchwytnym.
W tym momencie nie miało znaczenia to, że świstoklik w formie klawisza pianina musiał mu gdzieś wypaść; dźwignął się do pionu, zaciskając palce na różdżce. Dopiero teraz dostrzegł poświatę znajdującego się w pobliżu ducha.
- Czy może mi pani powiedzieć, gdzie się znajdujemy? - to jeszcze Londyn, czy przeniósł się gdzieś dalej? Czy w ogóle wiedziała - co, jeśli z jakiegoś powodu, i ją ściągnęła w to miejsce magia?
Wronie szpony wbiły się w powietrze.
Stopniowa narastająca panika sprawiła, że dygoczące dłonie z trudem utrzymały różdżkę. Nauczył się już, by nie lekceważyć znaków.
Że nie istnieje niemożliwe.
Obrazy nakładały się na siebie. Wspomnienia koszmarów pozostawały żywe. Towarzyszące im emocje, dźwięki, zapachy. Wilgoć bagien pachniała inaczej niż stęchlizna opuszczonej świątyni, lecz w jego głowie była tym samym. Tak jak łopot ptasich skrzydeł - widział oczami wyobraźni, jak atakują i tym razem.
- Luminis virtute - wyinkantował, celując w chmarę rozmytych cieniem strachu kruków a może wron, nie był pewien; kraniec różdżki zadarł wysoko - chciał, by mrok się rozpierzchnął. Jednocześnie znalazł się bliżej samej kobiety, nie zastanawiając się nad tym, jak to musiało wyglądać z jej perspektywy.
Wciąż jeszcze nie potrafił dostrzec, że to prawdziwe wrony krążyły nad nimi w chmarze. Złowieszcze krakanie odbijało się echem od pamięci, czy i teraz szpony wbiją się w jego ciało? Skąd one się tu wzięły? Czy rytuał nie przegnał ich na zawsze?
Huk zatrzaskiwanych drzwi sprowadził go na ziemię, do tego miejsca; jedynie poltergeist zdawał sobie nic nie robić z zaistniałej sytuacji, podrzucając wysłużony klawisz ze złośliwym uśmiechem na ustach.
Spojrzenie na powrót skrzyżowało się z tym należącym do czarownicy; słyszała to samo? Przeraźliwy dźwięk przeszywający myśli, dźwięczący w uszach pisk - dlaczego miał wrażenie, że wydobywa się z ust tego ducha? Dlaczego kojarzył mu się z wibrującym w głowie jazgotem słyszanym w pobliżu zabójczych mar? Czy na pewno brzmiał tak samo?
Osłonił twarz lewą ręką, za późno, wybuch światła na chwilę go oślepił.
- Nic się pani nie stało? - wychrypiał; wokół niego wciąż pulsowały tylko plamy cieni; w końcu jednak kontury jej sylwetki stały się wyraźniejsze. - Co to... - na Merlina jest? Urwał, wpatrując się w mknącą kometę, za którą snuł się złoty warkocz. Nie potrafił oderwać od niej wzroku; zdawało się, że na niebie znajdują się dwa słońca. Nie miała w sobie jednak nic z kojącego ciepłem blasku, ta jasność naznaczała mrokiem.
Podsycała ogień strachu, wypalała nadzieję.

1. na konsekwencje poeventowe
2. luminis virtute




gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, cyrkowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
hope is the only thing
stronger than fear
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t11247-museums-of-fear#346123 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126
Re: Katedra św. Pawła [odnośnik]19.02.23 17:31
The member 'Laurence Morrow' has done the following action : Rzut kością


#1 'k3' : 3

--------------------------------

#2 'k100' : 79
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Katedra św. Pawła - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Katedra św. Pawła [odnośnik]28.02.23 12:13
Noc była pełna strachów i dziwów – lecz o ile zwykle wiedźma miała nad nimi kontrolę, z wprawą pociągając za odpowiednie sznurki, przyzywając i pętając martwych, i o ile niekiedy sama przemieniała się w koszmar na jawie, bez choćby cienia zawahania wbijając lśniące w blasku świec ostrza w drżące ciałka zwierząt, o tyle teraz to ona padła ofiarą zakradającego się w sny blasku. Lepkiej, metalicznej czerwieni, w której topiła się, tak jak niegdyś jej matka w brudnych wodach Tamizy. Wszechobecna krew wypełniała nos, usta, bezlitośnie wyciskając z wątłej piersi ostatni dech. I nie wystarczyło, by przeżyła tę makabrę raz; groza uparcie powracała do niej z tą samą sekwencją obrazów, doznań, gdy tylko pozwalała sobie na zmrużenie ciążących powiek, rosząc bladą, niemalże przejrzystą skórę potem.
Kiedy w końcu Moribund zwlokła się z łóżka, nie bez trudu wydobywając spomiędzy fałd skotłowanej pościeli, z potylicą pulsującą tępym bólem, woniała strachem.
Najchętniej nie ruszałaby się tego dnia z bezpiecznego, gwarantującego spokój Nokturnu, przesycone skwarem godziny spędzając w sklepowym wnętrzu, pod wieczór – przenosząc do przyjemnie chłodnej piwnicy, w której zwykła oddawać się wróżbom czy przeprowadzać seanse spirytystyczne, rytuały, które większość czarodziejów uważała za niegodziwe. To jednak nie wchodziło w grę, oczywiście o ile nie zamierzała napytać sobie biedy. Wszak kuszona zawartością pękatej sakiewki, zgodziła się wypędzić z niegdysiejszej katedry – budowli monumentalnej, wzniesionej rękami mugolskiego ścierwa ku czci ichniejszego bożka – kapryśnego ducha. Zapłatę otrzymała z góry, obdarzona zaufaniem przez ewidentnie zamożnego, a przy tym chcącego zachować anonimowość czarodzieja, toteż poczucie obowiązku, zaprawione odpowiednią dozą irytacji, zmusiło do opuszczenia znajomego zakątka Londynu i ruszenia ku sercu City of London.
Nie pytała o obrzędy, które tajemniczy nieznajomy zamierzał odprawić w katedrze. Nie obchodziły jej pobudki, intencje, dopóki miała otrzymać odpowiednią rekompensatę za poświęcony czas. Ta zaś była stosownie wysoka, by zgodziła się podjąć wędrówkę labiryntem nadgryzionych zębem czasu korytarzy i sal w poszukiwaniu uciążliwego lokatora. Podobno poltergeista. Podobno, bo przecież nie zamierzała wierzyć laikowi na słowo.
Złośliwiec zdawał się na nią czekać, natrafiła na niego już w głównej, przytłaczającej swymi rozmiarami części katedry, wśród reliktów niemagicznej przeszłości i zakurzonych ław; spragniony konfrontacji, w jednej chwili krążył pod zdobnym sklepieniem, w drugiej – materializował się ledwie kilka kroków dalej, do połowy zanurzony w kamiennej posadzce.
Było w nim jednak coś dziwnego. Nietypowego dla stworzenia, którego cel istnienia stanowiło uprzykrzanie innym życia. Aura ducha niemalże zwalała z nóg siłą odczuwanej przez niego wściekłości. Palącej, o niewiadomym pochodzeniu.
Nigdy wcześniej nie spotkała takiego poltergeista. I nigdy wcześniej nie dała się zranić w tak głupi sposób.
Syknęła z niedowierzaniem, gdy ciśnięty przez niego kamień rozciął skórę twarzy. Jak śmiał. To jednak stanowiło dopiero początek, preludium do dalszej części pokazu. Jął szarpać butwiejącymi siedziskami, przesuwając je to w przód, to w tył, tym samym zmuszając wiedźmę do uskakiwania przed kolejnymi przeszkodami. A chichot, który zwykle towarzyszył jemu podobnym, zastąpiły gniewne okrzyki.
Ruszyła za nim w szaleńczą pogoń, tropiąc swą zwierzynę to po efektach powodowanego przez nią zniszczenia, to po śladach wciąż wyczuwalnej, nawet i z oddali, aury. Pulsującej, żywej. Zmęczenie niemalże zmusiło spirytystkę do odwrotu, członki miała ociężałe, a pierś falowała od szybszego oddechu, lecz odczuwane wzburzenie wciąż pchało ją do przodu – ono i poczucie, że przepędzenie ducha stało się kwestią honoru.
Nie wiedziała, ile czasu minęło, nim w końcu, po przebyciu setek schodów i stoczeniu nierównej walki, dopadła go na galerii, z której rozciągał się widok na skąpane w słońcu miasto. Zdyszana, ze strużkami potu zlepiającymi rozwiany włos. I pełnym wyższości uśmiechem na spierzchniętych wargach. Dopadła – i, nie bez trudu, uwięziła w usypanym solą kręgu. Próbował się wyrwać, próbował uciec, wyjąc przy tym jak opętany, to jednak na nic. Wszystko na nic. Chciał wodzić za nos, bawić w kotka i myszkę, by finalnie paść ofiarą podstępu.
Bądź przeklęty, poltergeiście – warknęła, kiedy już odzyskała kontrolę nad swym głosem, wciąż jednak drżącym, słabym. Osunęła się przy nim na kolana, z chorą satysfakcją, zza bezpiecznej granicy soli, obserwując wysiłki ducha. Najgorsze za nią. Jeszcze chwila, dwie, i będzie mogła opuścić tę przeklętą katedrę, zaszyć w mroku Nokturnu, przepić przynajmniej część wynagrodzenia. Wpierw jednak – rytuał wygnania. Lecz nie mogła go przeprowadzić bez zachowania odpowiedniej ostrożności. Przedtem musiała uspokoić oddech, gonitwę myśli...
Nagle – znikąd – na galerii pojawił się ktoś jeszcze. I pech chciał, że runął wprost w starannie domknięty krąg, jedyną rzecz, która utrzymywała poltergeista na uwięzi. Triumfalny rechot oswobodzonej istoty rozdarł gęste, lepkie powietrze.
Głupcze! – wydusiła z siebie, gdy miejsce niedowierzania zastąpił w pełni uzasadniony gniew. Gdyby tylko mogła, rozszarpałaby intruza na strzępy. I to własnoręcznie, bez pomocy magii, kładąc mu przy tym do głowy, że obrócił w niwecz jej wytężone wysiłki. A że na granicy świadomości wciąż kołysało się widmo ubiegłonocnych koszmarów, krwistego blasku, jej furia była tym większa.
Zwróciła na Laurence'a niechętne, podkreślone sińcami spojrzenie, kim on był?, skąd się tu wziął?, gdy nad jego ramieniem, w jednej z odległych uliczek, ujrzała coś jeszcze gorszego. Zarys czarnego psiska o jadowicie żółtych ślepiach. Zamrugała gwałtownie, nie dowierzając własnym oczom. Czy to mógł być...? Nie, na pewno nie. Kiedy jednak znów spróbowała sięgnąć ku niemu wzrokiem, zwierzę zniknęło. Niczym widmo. Niczym ponurak.
City of London – odpowiedziała tylko zachrypniętym głosem, teraz już nie tylko blada, ale niemalże przezroczysta, niczym jeden z duchów, w których towarzystwie spędzała tyle czasu; serce podeszło jej do gardła, gdy myśli gnały w najgorszych możliwych kierunkach. Działo się zbyt wiele, zbyt szybko.
Czy naprawdę ujrzała omen śmierci?
Ptaszyska, na które wcześniej nie zwróciła najmniejszej uwagi, poderwały się do lotu. Głośne, liczne, otoczyły ich całą gromadą; plątanina skrzydeł i dziobów skutecznie utrudniała dojrzenie poltergeista, a złowieszcze krakanie powołało do życia dreszcz, który prędko rozpoczął wędrówkę wzdłuż pleców, kręg po kręgu. Wtedy też huknęło, od strony wyjścia na galerię; nie musiała widzieć, co się stało, by zrozumieć, że znalazła się w potrzasku. Oni się znaleźli. Kimkolwiek był ten czarodziej, któremu nie zdążyła się jeszcze nawet lepiej przyjrzeć. – Uwolniłeś go... Muszę przepędzić... To nie jest normalny poltergeist. – O ile jakiegokolwiek dałoby się określić tym mianem. Nim jednak zdołałaby wytłumaczyć więcej, albo chociaż zebrać się z zamszonej posadzki, uderzył w nią wrzask, którego nie powstydziłaby się nawet banshee. Jęknęła z bólu, odruchowo zasłaniając uszy dłońmi, byle tylko ten dźwięk, ten ogłuszający pisk, przestał wwiercać się w czaszkę. Podchwyciła spojrzenie towarzysza, obcego, a jednak mającego w sobie coś znajomego, lecz nie na długo.
Niebo rozbłysło nienaturalnym blaskiem, przecięte przez coś, co wyglądało jak kometa. Spadająca gwiazda. Tylko że nie spadała – tkwiła w tym samym miejscu, jak drugie słońce, przyciągając wzrok, nęcąc, kusząc. Dotykając umysłu pustką. – Nie rozumiem – wychrypiała; a zwykle przecież nie istniały dla niej rzeczy, które wykraczałyby poza granicę pojmowania. – Nic mi nie jest – dodała jeszcze, po chwili rozciągającej się w wieczność, odlegle zdziwiona okazaną troską. – A tobie? – Nie zamierzała decydować się na grzeczności, na kreowanie zbędnego w tej sytuacji dystansu. I zapewne nie potrafiłaby przestać spoglądać ku zagładzie, królującej nad Londynem anomalii, wciąż na poły zahipnotyzowana jej światłem, na poły sparaliżowana strachem, gdyby tuż koło niej nie świsnął kolejny kamień.
Duch musiał się nudzić.
Czy to była jego sprawka? To wszystko?


If you rely only on your eyes,
your other senses weaken.
Heather Moribund
Heather Moribund
Zawód : wieszczka, medium
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

I'm the fury in your bed
I'm the ghost in the back of your head

OPCM : 6
UROKI : 3
ALCHEMIA : 8 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 10 +3
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11456-heather-vera-moribund https://www.morsmordre.net/t11469-alekto#354620 https://www.morsmordre.net/t11461-te-krwawe-mysli-z-czegoz-sie-rodza#354213 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11508-skrytka-bankowa-nr-2497 https://www.morsmordre.net/t11560-heather-vera-moribund#358278

Strona 11 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 9, 10, 11

Katedra św. Pawła
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach