Wydarzenia


Ekipa forum
Przejście
AutorWiadomość
Przejście [odnośnik]31.07.16 22:22
First topic message reminder :

Przejście

Jeżeli tuż za sklepem Ollivanderów skręci się w lewo, trafi się prosto na przejście pomiędzy ulicą Pokątną a jedną z sąsiednich alejek. Gdy sprzyja pogoda, można spotkać tu starszego, brodatego czarodzieja, który z wiecznym uśmiechem oferuje malowanie karykatur wszystkim przechodniom... niezależnie od ich pochodzenia. Czasem wykonuje portrety nawet bez ostrzeżenia, a przedstawione na nich postaci często mają wielkie nosy i wystające zęby. Jego dzieła są zaczarowane - wykrzykują bardzo trafne, choć nieco złośliwe i wulgarne uwagi.
Przejście jest dobrze oświetlone nawet w nocy, a nieopodal mieszka wielu czarodziejów. Dzięki temu jest tu bardzo bezpiecznie i nie trzeba obawiać się niespodziewanego ataku ani kieszonkowców.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przejście - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Przejście [odnośnik]20.08.17 13:00
Wyglądało na to, że nie stłukła się bardzo mocno, w każdym razie gdyby tak było, zapewne nie witałaby Orloka tak przyjaźnie - choć akurat czworonogowi trudno odmówić uroku za sprawą którego wszystko jakoś uchodzi mu na sucho. Psisko chętnie obwąchało jej rękę, sunąc chaotycznymi ruchami, wilgotnym nosem po jej fragmentach, nie zapomniwszy jej przy tym polizać, zanim Oscar zaczął odciągać go od Neali, żeby ta mogła się podnieść. W innym wypadku najpewniej kochane psisko chciałoby się bawić dalej jak dwumiesięczne szczenię, a nie pies w poważnym już wieku trzech i pół roku. Cóż, pomoc jej i trzymanie psa niestety nie mogło się zgrać, zwierzę machając ogonem już rwało się do zabawy.
- To był atak z zaskoczenia, Orlok to świetny taktyk. - tyle właściwie miał na swoją obronę, i choć była to absolutna prawda - kto uwierzy, że pies może być aż tak bystry, by faktycznie coś zaplanować, wymyślić? Ale przecież tak było, już któryś raz Oscar zauważał, jak Orlok się uspokaja, by w chwili kiedy jego czujność maleje wyrwać się w długą byle dalej.
Tylko jeszcze on musi czujności nabrać, przywyknąć jakoś, ale nauczy się jeszcze reagować, to na pewno. Tylko potrzebuje więcej czasu z pupilem, choć niestety dwa wakacyjne miesiące i chwila przerwy świątecznej to limit raczej nie do przebicia, jak się okazuje na kilka najbliższych lat. Z resztą póki co wypadek się stał, na szczęście niegroźny, więc Oscar uśmiechnął się nieznacznie.
- Poza tym mnie też lubi wywracać, odnajduje w tym chyba jakąś dziwną przyjemność. Kto zrozumie czworonogi? - spojrzał na jej rozgniewaną minę, chcąc trochę ją ugłaskać skoro już (pośrednio i nie celowo!) był prowodyrem całego zajścia. Właściwie to szalejący mu właśnie na smyczy pies nim był, jednak w ciągu tych kilku lat przyjaźni z futrzakiem pogodził się już z tym, że wina futrzaka zawsze będzie jego winą, a pies będzie uroczą kulką na którą nie można się gniewać. Eh, losie!
A gdyby poszukać jakiejś magicznej smyczy w sklepie ze zwierzętami, Oscar pamiętał, że jakiś był w okolicy. Chyba jest w tym coś naturalnego, że czarodzieje wychowani pomiędzy mugolami są w stanie uwierzyć we wszystko, jeśli chodzi o magię, często w rzeczy których nie-istnienie jest dla czarodziejów pochodzących ze świata magicznego oczywiste. I, choć wiara Oscara w magię jakiś czas temu znacznie osłabła, nadal nie do końca znał jej faktyczne ograniczenia.
- Nie gniewaj się, to jest bestia w ciele psa, nie do opanowania. - dodał, łapiąc zwierzę przy samej obroży i drapiąc wolną ręką futrzaka za uchem. Posłał dziewczynie lekki uśmiech, no bo co poradzić? W sumie całkiem zabawnie wyglądała taka rozzłoszczona.


Oscar Reid
Oscar Reid
Zawód : n/d
Wiek : 13
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : n/d
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4896-oscar-reid https://www.morsmordre.net/t5425-poczta-oscara#129109 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6228-oscar-reid#153621
Re: Przejście [odnośnik]03.09.17 21:29
No w sumie to trudno mi było powiedzieć dokładnie, co tą moją złość powodowało. Bo Orlok jako taki miłym psem mi się zdał i właściwie to go polubiłam. Ale jakoś Oskara za bardzo znieść nie mogłam i logicznie wytłumaczyć sobie tego, czemu on mnie tak irytuje też nie umiałam. Więc w sumie to sama nie wiedziałam dokładnie dlaczego mnie tak denerwuje. Ale wiedziałam, że wkurza mnie on niemiłosiernie. Wyprostowałam się wsadzając marchewki do torby gdy on mówił. Spojrzałam na niego. A potem podeszłam krok, a zaraz drugi by bliżej się znaleźć i mu palec przed nosem umiejscowić a potem nim z naganą pokiwać.
- Już nie wynajduj wymówek, Oskar. Nie znoszę ich. – w sensie, że wymówek. Bardziej chyba niż Oscara ich nie znosiłam. Zresztą, Bren zawsze mówił, że wymówkami posiłkują się osoby które leniwe są i chcą coś na skróty zrobić, albo winy – należącej do nich – na siebie przyjąć nie potrafią.  A potem ten palec, co mu nim przed nosem machałam przeniosłam i w klatkę piersiową wbiłam powodowana jakimś dziwnym impulsem. Oddaliłam się zaraz po to, by podnieść cukinię, którą dostrzegłam leżącą kawałek dalej. Ciekawe ile rzeczy jeszcze będę zbierać z ulicy przez niego?
I tak chodziłam i zbierałam. Kilka pomidorów, pęczek rzodkiewek i brokuły a Oscar mówił i mówił i same głupstwa gadał a na jego ostatnie słowa, to aż się uniosłam i powietrze w usta złapałam i nawet nie patrząc co w dłoni mam wzięłam i rzuciłam tym prosto w niego. W locie dopiero dostrzegłam że to jeden z pomidorów i z jednej strony trochę mi go szkoda było, bo smaczne są, ale z drugiej miałam cichą nadzieję, że mu się na środku czoła ten pomidor weźmie i rozpłaszczy.
- Wymówka! – krzyknęłam zaraz po rzucie, już cała pewnie czerwona ze złości na twarzy. – Kolejna wymówka. – dodałam po to, żeby zrozumiał co też właściwie robi, bo chyba do niego nie docierało. I stałam tak patrząc na niego i oddychając i starając się uspokoić bo trochę rezon straciłam. Ale zaraz mi też coś pasować przestało i przekręciłam głowę i tak uważniej spod zmrużonych powiek na niego patrzeć zaczęłam jakby czekając aż mnie olśni.
- Nie powinieneś po Hogwarcie się pałętać i nauczycieli raczyć tymi wymówkami? – zapytałam, gdy już mnie to w końcu olśniło. I trochę się zdziwiłam też. Ale jeśli uciekł ze szkoły, to zaraz zamierzałam go zaprowadzić do kuzyna Herewarda, albo kuzyneczki Pomony i oni będą od razu wiedzieć co z nim zrobić. Na razie jednak czekałam na odpowiedź, mając nadzieję, że już więcej nie usłyszę żadnych wypadek. W razie czego nadal miałam jeszcze kilka pomidorów w torbie.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Przejście [odnośnik]05.09.17 18:15
Czuł niechęć Neali, jednak nie potrafił odpowiedzieć jej tym samym. Wręcz przeciwnie, nawet lubił się z nią sprzeczać, choć wiedział że sprzeczki pewnie z nią nie wygra. Dziewczyny już tak mają, przegadają każdego i trzeba się z tym pogodzić. Albo próbować walczyć, ale to raczej walka z góry przegrana.
Wzruszył ramionami, bo i nie wiedział co powiedzieć może w takim wypadku, skoro mówił najszczerszą prawdę. Uśmiechnął się przy tym trochę rozbawiony, bo i Neala trochę go w swojej złości bawiła, jakoś nie potrafił się nią zdenerwować.
- Taka prawda, nie wierzysz w inteligencję mojego przyjaciela?
Spojrzał na Orloka, najmądrzejszego psa w Londynie. Oczywiście nikt tego oficjalnie nie stwierdził, jednak Oscar był święcie przekonany, że taka jest prawda. Był najinteligentniejszy i też największy. I najlepszy, nie ma lepszego psa.
Dźgnięty palcem niczym przez najprawdziwszego szermierza, przechylił tylko lekko głowę. Nie do końca rozumiał co oznaczał ten gest, czy Neala go wyzywała, czy jedynie dawała upust własnej irytacji. Nie pytał jednak, z resztą Weasley zaraz ruszyła po kolejne warzywo.
I zbierała. Nawet by jej pomógł, ale Orlok coś za bardzo ją polubił, pewnie jego też trochę bawiła i znów zaczął ciągnąć w jej stronę. A jak Oscar znowu pozwoli mu ją wywrócić to już na pewno skończy tutaj zadźgany jej palcem nienawiści. Nie wątpił w to.
Nie miał z resztą wiele czasu, żeby się nad tym zastanawiać, bo już po chwili Neala zaczęła ostrzał przy pomocy pomidorów. Zaskoczony nie zdążył nawet się odsunąć, odskoczyć czy cokolwiek i potem mógł się tylko cieszyć, że w jego nos trafił pomidor, a nie jakiś ziemniak. I nie mógł się nie uśmiechnąć. Bo to było zabawne. Było, prawda?
- Ale ja mówię prawdę i tylko prawdę! - trochę go ten nos zabolał, ale przecież się nie przyzna. Zaraz z resztą Orlok się pomidorem zainteresował i zaczął go łapą trącać i szczekać na niego. Zły pomidor, na pewno drzemie w nim demon, masz rację Orlok.
Spojrzał na psa i uniósł lekko brwi.
- Jak widać bestia, ale obroni mnie przed każdym warzywem. - dobra, waleczna psina.
Pytanie o Hogwart trochę go przywołało do rzeczywistości. Zerknął jeszcze na Orloka, jednak ten nadal pastwił się nad pomidorem, który przed chwilą dokonał napaści na jego nos za sprawą pewnej rudej dziewczyny, potem znów spojrzał na nią. Niby tylko tydzień, a tyle wyjaśnień.
- Teleportowało mnie do Londynu, wiesz jakie było zamieszanie, poszedłem do dziadków, bo to mugole. - nie było sensu się wdawać w szczegóły, przecież chyba każdy wiedział jak ten świat szalał ostatnio. - Ale skoro już nic im nie grozi, pewnie jutro wrócę.
Miał na sobie namiar, i tak będzie musiał wrócić, pewnie jeszcze go nie ściągnięto tylko przez całe to zamieszanie z anomaliami, pewnie wielu uczniów zniknęło, wśród mugolaków pewnie wielu chciało zapewnić rodzinom bezpieczeństwo. Nie wątpił jednak, że wrócić w końcu musi.
Choć bał się, że jak wróci do szkoły, dziadkom znów będzie coś groziło. Nie wiedział, jak miałby ich ratować, ale wiedział że musi być wtedy na miejscu.
- A ty wrócisz? Dyrektor się zmienia. - szkoła ma być inna. Nie wiedział, czego się spodziewać, starał się nie oczekiwać zbyt wiele, choć gazeta dużo obiecywała. Jeśli byłaby to prawda, zapewne część uczniów zabranych ze szkoły by wróciło. O ile Nealę zabrano przez kontrowersyjność tego, co działo się w Hogwarcie, Oscar właściwie nie wiedział, a zgadywał. - Jestem ciekaw, jak teraz będzie.


Oscar Reid
Oscar Reid
Zawód : n/d
Wiek : 13
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : n/d
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4896-oscar-reid https://www.morsmordre.net/t5425-poczta-oscara#129109 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6228-oscar-reid#153621
Re: Przejście [odnośnik]17.09.17 1:55
Czasem nie lubiłam tego że te moje włosy takie rude były. Bo razem z nimi jakoś magicznie i twarz szybciej się robiła czerwona i wyglądałam wtedy okropnie, ale też nie miałam teraz czasu się nad tym zastanawiać, bo złość ogarniała mnie nieznośna, a żadne z moich zadań zdawało się nie docierać. Zacisnęłam dłoń w pięść i mocno zaczęłam się zastanawiać, czy nie rzucić w niego czymś jeszcze ostatecznie do wniosku dochodząc, że nie za bardzo to mądre będzie, bo obiadu nie będę miała z czego zrobić, a Brendan jeść musiał żeby miał siłę na to wszystko co robić mu przychodzi - zwłaszcza, że ostatnio tego robi jeszcze więcej.
Spojrzałam na Orloka, a potem na Oscara i w końcu finalnie skupiłam się całkiem na psie, podchodząc kawałek do niego zaczęłam głaskać go za uchem. On był o wiele lepszym towarzyszem niż Oscar, na moje nieszczęście z tym pierwszym był ten drugi.
- Przed warzywami nie trzeba się bronić, Oscar. - powiedziałam mu jeszcze jakaś odrobinę spokojniejsza już, chyba dlatego że większość złości mi już przeszła, ale on sam dalej mnie irytował, więc zamiast skupiać się na nim na psie się skupiałam. Uniosłam na niego spojrzenie rozszerzając źrenice, gdy wspomniał o tym, że i jego przeniosło. Coś naprawdę złego musiało się stać, skoro nawet do Hogwartu to się dostało, a Brendan aż przez to rękę stracił. Mierzyłam go spojrzeniem nie bardzo wiedząc czy mówić mu powinnam o tym, że i mnie to spotkało, czy może jednak nic mu mówić nie muszę i nie chcę i nie będę.
- Ale nic ci się nie stało? - upewniłam się, choć wiedziałam że nie. I niby to niemiłosiernie mnie irytował całą swoją osobę, ale też i trochę przestraszyłam się, że mogło mu coś się stać. Nie przepadałam za nim, ale przecież nie życzyłam mu też nigdy niczego złego - to w mojej naturze nie leżało. Wyprostowałam się, zostawiając Orloka. Przestąpiłam z nogi na nogę przypominając sobie o pani Casandrze w sumie - pomimo wszystkiego - spędziłam z nią naprawdę miły czas. W sensie, ona była miła, uleczyła mnie, pomogła mi trafić do domu, pomimo tego, że musiała okropnie bać się o swoją córkę. O tym, że Brendan stracił rękę też średnio chciałam mówić - no w sumie nie całą rękę, a dłoń tylko, ale wiedziałam jak trudna dla niego będzie ta sprawa. Zwłaszcza, że była o jego wiodąca dłoń. Więc w końcu postanowiłam na ten temat nie mówić nic więcej. Szczęśliwie dla mnie, nim zdążyłam się namyślić padło kolejne pytanie. Pokręciłam lekko głową wydymają usta.
- Nie wracam, tutaj mam lepszych nauczycieli niż w Hogwarcie. Kuzyneczka Eileen i kuzyneczka Pomona uczą mnie w zielarstwo i eliksiry i onms, kuzyneczka Marge uczy mnie w magię leczniczą, w transmutację kuzyn Bartius, a w zaklęcia i obronę i Brendan i kuzyn Garry i pan Lis, a oni są najlepsi w tym co potrafią i nie ma od nich lepszych. O, a jeszcze pan Florek ma mnie nauczyć czegoś z historii magii, bo Brendan mówił że dobrze ją znać, a on się na niej zna jak nikt inny. - podbródek uniósł mi się do góry z dumy i z tego, jaką mam doborową kadrę nauczycielską. Więc spojrzałam pewnie na Oscara. - Nie wierzę w to, że w Hogwarcie może być jak za czasów mojego brata, zbyt wiele złego się dzieje. - dodałam jeszcze spokojniej, ale nadal badawczo patrząc na niego. - Jak byś postanowił zostać, to myślę że nie mieliby nic przeciwko, by i ciebie czegoś nauczyć. - stwierdziłam wiedząc, będąc właściwe pewną, że żadne z nich poproszone o pomoc by nie odmówiło. - Zresztą i tak muszę zostać, teraz jak Brendan dłoni nie ma to tym bardziej mnie potrzebuje. - powiedziałam, dopiero po chwili sobie uświadamiając że miałam nie mówić o tym, ale jakoś tak samo wzięło i wymsknęło mi się i nie mogłam już tego cofnąć.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Przejście [odnośnik]09.10.17 21:45
- Nie wiem, buraki bywają mroczne.
Nieznosił buraków. Słodkie warzywa. Dziwne jakieś takie, za słodkie i nie ważne jak je doprawiali, były paskudne, a jednocześnie często dziwacznie obleśne, jak to w ogóle można jeść? W dodatku brudziły wszystko dookoła. Tak, zdecydowanie buraki są bardzo mrocznymi warzywami.
- Nic więcej niż innym. - przyznał, bo zdołał w ciągu tych kilku dni dość sporo usłyszeć, a więcej wyczytać z listów kolegów. Był już cały i zdrowy i choć zapewne długo nie zapomni bólu popalonego ciała, przerażenia związanego z niepewnością, chęci ucieczki przed nieznanym zagrożeniem, wszystkiego co wiązało się z tą dziwną anomalią, najważniejszym wydarzeniem na tę chwilę był ten jeden artykuł który wymazywał całe zło. A jego chłopięce serce chciało wierzyć, że to na prawdę się dzieje i nie jest jedynie chwilowym spokojem - choć rzecz jasna nie był nawet względnie blisko możliwości zrozumienia całej sytuacji.
- Uczą cię nauczyciele z Hogwartu? - trochę się zdziwił, szczególnie że nie sądził by pan Bartius i panna Wilde byli rodziną, dość łatwo było się jednak domyśleć, że muszą to być osoby bliskie jej bratu. Uśmiechnął się więc szeroko. - To musi być ciekawe. Mnie dziadek dużo uczył, nadal uczy i to, że nie ma wtedy wielu osób dookoła jest świetne, ale jednak są nauczyciele z którymi byłoby chyba dziwnie.
Przyznał. Wszystko zależało od osoby, choć akurat profesor Bartius wydawał się osobą przy której taka lekcja mogłaby być całkiem w porządku. Szlabany u niego chociażby wcale nie były takie złe, a to już dobry wstęp. Nie wątpił, że Neala ma z tego wiele korzyści, szczególnie kiedy wspominał rygor jaki zwykle panował w zamkowych salach, choć jemu zapewne brakowałoby towarzystwa rówieśników.
- Nie wątpię, ale nie sądzę żeby w moim wypadku to było możliwe. Rodzice mugole. - przechylił lekko głowę. Jego rodzina nie miała znajomości, był jedynym czarodziejem jakiego znali, mieliby problem ze wszystkim, a gdyby z jego magią działo się cokolwiek niewłaściwego, nikt nie wiedziałby jak zareagować. Nawet gdyby Neala miała mu pomóc, nie sądził by chociażby dyrektor jakikolwiek nie będzie wyraził na coś takiego zgodę. I przede wszystkim: chciał dać mu szansę. Szkołę jako dużą część uczniów lubił, lubił być w Hogwarcie pomiędzy ruchomymi obrazami, wrednymi schodami, duchami i innymi magicznymi rzeczami, mimo wielu złych rzeczy jakie się działy i wierzył, że może być lepiej.
- Nie wiem, jak kiedyś było, ale nowy dyrektor może dużo zmienić. Zobaczymy. - nie wiedział wiele, nie chciał się zbytnio wymądrzać, raczej miał nadzieję.
- Bez dłoni? - nie znał brata Neali osobiście, jednak i tak wybałuszył lekko oczy na tę informację. - Co się stało?
Orlok nie ciągnął już tak mocno, raczej dreptał między nim i Nealą, machając przy tym ogonem, najpewniej odrobinę już znudzony i rządny uwagi.


Oscar Reid
Oscar Reid
Zawód : n/d
Wiek : 13
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : n/d
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4896-oscar-reid https://www.morsmordre.net/t5425-poczta-oscara#129109 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6228-oscar-reid#153621
Re: Przejście [odnośnik]22.10.17 22:50
Uniosłam wysoko brwi ku górze na słowa Oscara, bo głupstwa takie z jego ust wychodziło, że aż trudno mi było uwierzyć, że on tak na poważnie mówi. Ale lekko zmarszczony nos nie wskazywał na to, że żartuję. Co znów wydawało mi się jeszcze dziwaczniejsze, bo przecież buraki nie były ani trochę mroczne, czy groźne, a wręcz przeciwnie, bardzo smaczne i zdrowe!
- To dobrze. - stwierdziłam, gdy jakoś tak dość lakonicznie odpowiedział, no ale nic mu nie było. Znaczy nic bardzo poważnego, przynajmniej wyglądał względnie normalnie, więc nie zamierzałam też dopytywać i ciągnąć go za język, bo to trochę nie w moim stylu było. Znaczy dużo pytań zdarzało mi się zadawać, ale to głównie o rzeczy które mnie interesowały... Znów też nie tak, że zdrowie Oscara mnie nie interesowało, ale jeśli stał cały i zdrowy to chyba potrzeby nie było, żeby dalej temat drążyć, prawda?
- Głównie weekendami, bo w tygodniu w szkole są. Ale wiedzą tyle niespotykanie ciekawych rzeczy, że mogłabym ich godzinami słuchać. - odpowiedziała, a na policzki wpłynął lekki róż, gdy oczy roztworzyły się szerzej, gdy tak się zamarzyłam nad tym, co już mi zdążyli powiedzieć i co jeszcze powiedzieć zdążą i aż wezbrała we mnie niecierpliwość do kolejnego spotkania.  
Przekręciłam lekko głowę na bok jakby zastanawiając się, czy rodzice mugole rzeczywiście są takim problemem. Mierzyłam go tak spojrzeniem zastanawiając się nad tym i nie potrafiłam zrozumieć chyba do końca, ale też nie mnie przychodziło decydować, bo przecież Oscar miał swój własny rozum i za siebie decyzje podejmować mógł.
- Mnie jest dobrze tutaj, chociaż w większości dobrze wspominam Hogwart. - powiedziałam spokojnie, ale nadal obstawałam przy tym, że lepiej to w domu zostać, bo nowy dyrektor to wielka niewiadoma i w ogóle wątpiłam, by Brendan puścił mnie teraz, jak się tak dzieje do szkoły, chyba wolałby mnie bliżej mieć, niż dalej. I dopiero pytanie Oscara sprawiało, że zrozumiałam, co powiedziałam. Uniosłam obie dłonie zakrywając usta, kompletnie przerażona, znaczy chyba zawstydzona bardziej własną głupotą. W końcu westchnęłam opuszczając dłonie i wzruszając ramionami. Odłożyłam torbę obok nogi i kucnęłam przed Orlokiem, zabierając się za głaskanie za uchem.
- Anomalie. I jeszcze zamiast dostać pomoc, sam pomagać musiał. A ta pannica odesłała mu uprany płaszcz! - podniosłam się kompletnie oburzona zachowaniem tej kobiety, która nosiła imię mojej sowy. Totalnie nie do przyjęcia. - Uprany płaszcz! - powtórzyłam prawie krzycząc z emocji. Nadal mocno złościł mnie ten fakt i jakoś nie potrafiłam przeboleć tego, że nie wzięła się i nie spięła w sobie i nie pomogła Brendanowi, wtedy może by mu tą rękę na nowo przyczepili, a tak jak musiał trzymać różdżkę i jeszcze ją nieść, to nie miał nawet jak zabrać ten ręki co mu odpadła. I chociaż on się zdawał nie przejmować i nie złościć, to przecież któreś z nich dwóch powinno, prawda? Czerwień pełna złości wypłynęła na moją twarz, ale zaraz zawstydziłam się tym wybuchem i spojrzałam w dół. - Przepraszam. - wypadło z moich ust, a ja uniosłam dłoń by potrzeć nos bo nagle zaczął mnie jakoś niemiłosiernie swędzieć.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Przejście [odnośnik]29.10.17 1:02
Oscar nie chciał ciągnąć tematu, tamta noc nie była przyjemna i chciał po prostu mieć ją za sobą. Na pewno nie zamierzał się żalić komukolwiek - a tym bardziej dziewczynie! To wszystko z resztą nie miało znaczenia. Minęło, podobnie jak zagrożenie. Chciał w to wierzyć, choć nie do końca potrafił, chciał jednak choć trochę cieszyć się obecnym spokojem, odrobiną oddechu po wszystkim, co działo się do tej pory.
Nie miał aż takiego pociągu do wiedzy jak Neala. Chciał... umieć walczyć. Ta dziedzina pociągała zdecydowaną większość Gryfonów. Chciał znać przydatne zaklęcia. Lubił się uczyć jednak konkretnych rzeczy, raczej nie rozmarzyłby się jak ona na myśl o lekcjach - chyba, że chodziłoby o rzeczy jeszcze bardziej magiczne nić na codzień. Nowości. Magia jeszcze nie zdążyła mu w pełni spowszednieć, a lekcje które zapamiętywał lepiej to te na których kolejna rzecz jaka wydawała mu się nierealna okazywała się zwyczajna.
- Mhmm...
Choć trochę zastanawiało go, na ile takie samodzielne nauczanie faktycznie zdaje egzamin. Szczególnie, kiedy Neala nie ma nauczycieli tak jak w szkole na lekcjach, sama musi się pilnować? Cóż ale też byli kompletnie inni. Oscar nie ma z resztą o czym myśleć, domowa edukacja go nie pociągała jakoś szczególnie, on lubił się otaczać rówieśnikami, to było w szkole dla niego cenniejsze niż większość lekcji, do tego cóż: mało prawdopodobne by ktoś pozwolił na domową edukację dzieciakowi mugoli który nie ma u kogo szukać pomocy z nauką. Wakacje Oscara były zwykle niemal całkowicie mugolskie. Nawet lubił tę odskocznię. Choć jego część mugolskiego świata - teatr - też miała w sobie swego rodzaju magię.
Zmarszczył lekko brwi widząc jej zmieszanie zaraz. Nie dopytywał, a jedynie czekał, trzymając tym razem mocno smycz, żeby rozweselony pieszczotami pies znowu jej nie wywrócił.
Trzymał psa mocno, kiedy Neala pełna emocji zaczęła opowiadać o tym, co się stało. Niezbyt dokładnie, Oscar i tak z trudem łączył fragmenty informacji, nie dopytywał jednak, nie chcąc jej jeszcze bardziej złościć. Skinął więc ponownie pod koniec całej jej wypowiedzi.
- Nie masz za co. To by było dziwne gdybyś opowiadała o tym spokojnie. - zacisnął mocniej rękę, bo Orlok znowu szarpnął, teraz w innym kierunku. Zrobił przy tym krok, bo nie ustał całkowicie - silna psina, bardzo silna. - Da się to wyleczyć?
Nadal nie wiedział wiele o magicznym świecie. Utrata ręki brzmiała strasznie, jednak coś w wypowiedzi Neali sprawiało, że miał wrażenie iż nie jest to coś tak kompletnie ostatecznego. Magia czasami wydawała mu się niesamowita. Choć już dawno temu dotarło do niego, że nie - wcale nie da się nią naprawić wszystkiego.


Oscar Reid
Oscar Reid
Zawód : n/d
Wiek : 13
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : n/d
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4896-oscar-reid https://www.morsmordre.net/t5425-poczta-oscara#129109 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6228-oscar-reid#153621
Re: Przejście [odnośnik]27.11.17 18:10
No pierwszomajowa noc to nie były przelewki i bałam się strasznie, ale nie mogłam nie przyznać, że pod jakimś względem mocno fascynujące było to przeżycie. No i poznałam panią Cassandrę, mamę Lysy, bardzo dobra dla mnie była, no i nawet chwila na naukę się znalazła. Trochę mnie to zadziwiało, że jednak rzeczywiście człowiek całe swoje życie się uczył.
A ja, to lubiłam się uczyć i to nie tylko takiego zielarstwa, czy historii magii, ale też i zaklęcia i uroki mocno lubiłam. I rzucać je też lubiłam. Na eliksiry nadal trochę nosem kręciłam, ale skoro obiecałam Brendanowi, że uczyć się ich będę, to się uczyłam, żeby mu nie robić więcej problemów ze sobą. Już chyba zdążył się do mnie przywyknąć i nawet polubić mieszkanie ze mną, ale wtedy jak wrócił w tym kwietniu i powiedział, że wracam do domu, to wiedziałam, że ta wizja jest nadal mocno realna, a ja nie chciałam by stała się rzeczywistością. Na szczęście wiedziałam – i on też wiedział – że razem być musimy, bo to dokładnie tak jak pan Lis mówił, rodzinę najlepiej blisko było trzymać.
Zerknęłam tylko na Oskara unosząc lekko brew, gdy tak zamruczał coś pod nosem. Pewnie się zastanawiał czy umiem tyle co on, czy może więcej. Pewnie wiedziałam więcej, bo starsza byłam, nawet jeśli tylko domowo się uczyłam, to przecież najlepszych na świecie nauczycieli miałam i tego zdania chyba nic nie było w stanie zmienić.
- No... - zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią. - ...gdyby wziął tę dłoń ze sobą, to pewnie w Mungu by mu mogli ją od razu przyczepić – czy jak to się tam mówi. - Ale tak to... - znów zagłębiłam się w przeglądanie zasobów znajdujących się już w mojej głowie. Brwi zmarszczyły się lekko gdy tak szukałam. - Wydaje mi się, że czytałam kiedyś o eliksirze odtworzenia. - powiedziałam więc, gdy już dokopałam się tego co znalazłam. Zaraz jednak westchnęłam. - Ale wątpię, że Brendan weźmie i pozwoli sobie tą rękę odtworzyć – on nie z takich. - stwierdziłam spokojnie, godząc się już z faktem i musiałam przyznać, że gdyby okazało się inaczej to pewnie szczerz bym się zdziwiła, no ale niezmącenie szczęście by mnie wtedy wzięło i ogarnęło całą. No i chętnie bym popatrzyła jak się taką część ciała odtwarza, bo to z pewnością musi być fascynująca sprawa, prawda?


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Przejście [odnośnik]07.12.17 21:30
- Nie z takich?
Uniósł lekko brew. Nie rozumiał tego. Czasami kompletnie nie rozumiał magii. Czasami się w niej gubił, czasami... czasami się irytował. Po co komu magia, skoro nie przydaje się, kiedy na prawdę jest potrzebna? Kiedy na prawdę dzieje się komuś krzywda, kiedy nic nie działa?
- Zabawne, że mugolskim dzieciom opowiada się, że magia jest potężna i nieograniczona. - uśmiechnął się dość cierpko, bo sam słuchał opowieści o czarodziejach. Oczywiście innych niż ci z prawdziwi, czarnoksiężnik z krainy Oz nie miał różdżki i nie przypominał chociażby Grinewalda, w każdym razie nie w taki sposób jakiego mogłoby oczekiwać dziecko znające tę bajkę.
Po opowieściach o wróżkach, rycerzach, magach, trollach czy innych magicznych cudach Oscar tym radośniej podszedł do nauki w szkole magii, to była jego bajka, a umysł zawsze miał pełen pomysłów do tworzenia historii i pełen wiary w to, co mogłoby wydawać się nierealne.
Od jakiegoś czasu jednak coraz częściej okazuje się, że magia jest fajna, ale całkowicie bezużyteczna w chwilach, kiedy na prawdę jest do czegoś potrzebna, kiedy mogłaby, powinna zmienić wszystko.
- Nie rozumiem, czemu nie chce dać sobie odtworzyć tej ręki. W sensie... nie wiem, nie widzę powodu, skoro gorzej bez niej funkcjonuje, a da się to zrobić.
Wydawało mu się to kompletnie nielogiczne. Po prostu bezsensowne, skoro nic by nie stracił, nic by się w jego życiu nie zmieniło, skoro magia w jego wypadku mogła jednak w czymś pomóc, wydawało mu się to po prostu głupie. Choć może o czymś nie wiedział, może czegoś nie rozumiał. Człowiek podejmujący taką decyzję musi mieć ku temu jakieś powody, prawda?
Orlok po chwili spokoju znowu szarpnął mocno. Nudził się, stojąc tak w miejscu i jasno dawał do zrozumienia, że chce się bawić, a najlepiej biegać, a najlepiej to uciekać i niech ktoś go goni, to była chyba ulubiona zabawa tego wielkiego psiska.
Oscar złapał smycz mocniej, zdecydowanie nie mając ochoty na tę zabawę tutaj, w centrum Londynu, niech jeszcze psisko obskacze i powywraca więcej osób.


Oscar Reid
Oscar Reid
Zawód : n/d
Wiek : 13
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : n/d
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4896-oscar-reid https://www.morsmordre.net/t5425-poczta-oscara#129109 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6228-oscar-reid#153621
Re: Przejście [odnośnik]29.12.17 2:47
Wzruszam lekko ramionami, bo w sumie nie bardzo i niewiele więcej mogę. Bren posiadał upór iście ośli, chociaż gdyby na upór z osłem w walkę wszedł pewnie i by ją wygrał. Zresztą, ja podobny miałam, wiedziałam że tak. Bo czasem jak się oboje zaparliśmy, to dużo czasu mijało aż komuś przeszło. Znaczy to też nie tak, że przeszło przeszło, po prostu częściej ustępowałam, bo wiedziałam że on więcej lat miał na szlifowanie tego swojego uporu.
- Nie z takich. - powtórzyłam więc, przytakując głową. Zmarszczyłam lekko nos jakby nie rozumiejąc kolejnych słów Oscara, a potem podniosłam dłoń i wcisnęłam mu palec w klatkę piersiową. - Magia jest potężna, a ograniczeniem jest jedynie to, że nie wszystko jeszcze sami o niej wiemy. - powiedziałam spokojnie, bowiem byłam tego więcej niż pewna. Przecież jeszcze tyle rzeczy pozostały do stworzenia, tyle rzeczy do odkrycia, do zbadania. Świat skrywał jeszcze w sobie jeszcze wiele niewiadomych i tylko ktoś o mocno zamkniętym umyśle by stwierdził, że wiemy już wszystko. Wszystkiego przecież nikt nie wiedział i wątpiłam by jedna jednostka mogła wiedzieć wszystko. Bo nie dało się wiedzieć wszystkiego. Znaczy dało się, jeśli to rozbijało się o kilka osób, a nawet kilkaset.
- O to konkretnie musiałbyś zapytać jego. - odpowiedziałam mu, wzruszając ramionami raz jeszcze. Bren był sobą i żadnego innego bym go nie chciała. Jeśli uważał, że nie potrzebuje sobie tej dłoni odtwarzać - nawet jeśli trochę mnie to denerwowało - to miał do tego pełne prawo. A pewnie moje namowy i krzyki i tak niewiele by zmieniły. Więc w końcu prawie całkowicie przestałam się złościć - choć temat płaszcza jeszcze odrobinę irytująco wpływał na moją osobę bo nadal nie mogła uwierzyć, że ktoś w ogóle mógł się tak zachować. Ale w sumie sprawdzały się słowa Brena o szlachciankach, a ja sama niewiele znałam takich no dobrych, pomocnych i mądrych. Więc wierzyłam gdy mówił, że to jedynie wyjątki. Zerknęłam na Orloka, który widocznie się nudził i westchnęłam lekko podnosząc torbę z zakupami.
- Pójdę już, Oscar. I tak za długo tu stałam, Brendan niedługo do domu wróci, a ja nawet nie zaczęłam obiadu. - powiedziałam znów marszcząc nos, jakby nie będąc zadowoloną z tego faktu - bo w sumie nie byłam. Bren ostatnio wpadał do domu i wypadał i bardzo ciężko było zadbać, żeby w ogóle pozwolił by cokolwiek do jego żołądka trafiło, a już czekać na jedzenie to nie uśmiechało mu się nigdy. - Dbaj o sobie. - powiedziałam jeszcze obracając się na pięcie i rzucając biegiem w stronę małego mieszkanka, które zajmowaliśmy w dwójkę.

/zt :pwease:


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Przejście [odnośnik]01.02.18 14:27
13 maja, wieczór

Trzynaście. Tyle dni od pamiętnego listu, tyle dni od poranka, który załamuje rzeczywistość. Czuję krople potu spływające po mojej szyi. Ile to już lat, ile miesięcy, nim ostatnio tak swobodnie wędrowałem ulicą. Gdy obracam głowę ku sklepowym witrynom jestem zszokowany, widząc własną twarz. Prawie własną – drobne zmiany, które umykają już nawet moim oczom, bo nie jestem na nie wyczulony. Właściwie nie wiem, czy jeszcze pamiętam, jak kiedyś wyglądałem. Przeważnie unikam spoglądania w lustro, bo boję się tego, co tam zobaczę. Może twarz ojca, martwego ojca. Martwego z mojej winy. Choć zdaje mi się, że ostatnie dwa lata wyswobodziły mnie z poczucia winy, jestem świadom tego, że ono wciąż tam gdzieś tkwi. Głęboko, zakorzenione w tyle głowy. Przymykam oczy i pochylam głowę, gdy nad sobą napotykam jakąś belkę. Obok mnie przesuwa się ogromna masa, wielka fala ludzi, których kiedyś mogłem znać. Nie dostrzegam jednak niczyich oczu na samym sobie, starając się ślizgać wzrokiem po przechodniach. Nie wiem co byłoby, gdyby ktoś mnie rozpoznał. Wciąż nie wszyscy w końcu wiedzą o moim powrocie – zbyt wiele mają na głowie. Zniszczenia, tragedie, anomalie magiczne. To nowa rzeczywistość w której uczę się żyć. Jednocześnie ciągnie mnie z powrotem do mroźnej Skandynawii, w której zostawiłem część siebie. To dość śmieszne: gdy wyjeżdżałem z Anglii czułem się tak samo, jakbym coś porzucał, jakby mi coś zabrano. Lecz gdy wróciłem nikt wcale nie pospieszył mi tego oddać. Być może zaginęło na zawsze.
Staram się jednak nie pogrążać zbytnio w przemyśleniach. Jestem wolny. Jestem sobą. Wszystko mam jeszcze przede mną, nawet te niemiłe rzeczy. I mogę je odwlekać, jeśli tak tylko zechcę. Na mojej twarzy wykwita delikatny uśmiech i nieco przyspieszam kroku, kiedy słyszę jakieś dziwne odgłosy. Kłótnia? Zdecydowanie. Spoglądam w stronę okien jakiejś kamienicy i dostrzegam rudowłosą, piegowatą czarownicę, która wrzeszczy coś do kogoś po drugiej stronie. Nie znam istoty tego sporu, ale wydaje się poważny, a gdy chcę się przesunąć, nie chcąc mącić cudzej prywatności, nim zdążam to zrobić, coś leci w moją stronę. W ręce sam wpada mi koronkowy i filuterny przedmiot, w którym z przerażeniem rozpoznaję gorset. Czy powinienem go zwrócić? Rzucić na chodnik? Uciec jak najprędzej? Nerwowo rozglądam się dookoła, bo w przejściu zrobiło się zdecydowanie więcej miejsca i przemyka tędy mniejsza ilość czarodziejów, ale jestem w niemałym szoku i na chwilę zawieszam się z tą damską częścią garderoby, stojąc jak słup w jednym miejscu. Nigdy wcześniej nie doświadczyłem jeszcze takiej sytuacji. Na brodę Merlina, kto rzuca swoją bielizną w nieznajomych? Czy to ma być jakaś próba flirtu, czy może nieznajomi kłócili się właśnie o pranie? Kręcę głową powoli, lecz gdy chcę zareagować, moje uszy przeszywa głośny trzask. Wzdrygam się lekko, widząc jak ciemne, stare okiennice zamykają się z hukiem, a za firanką w malowane kwiaty znika czerwonowłosa postać. Nie wypadałoby zwracać jej chyba uwagi, bo sama nie zauważyła braku zguby. Jestem na tyle oszołomiony – a pomyśleć, że byłem przecież aurorem i w o wiele gorszych sytuacjach – że wciąż tkwię w tym samym punkcie, nie wiedząc czy uciekać z miejsca zbroni i niszczyć dowody.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Przejście [odnośnik]16.04.18 11:26
13.06

Trzynaście świeżych, jeszcze pachnących bułeczek. Lunara nawet nie zdawała sobie sprawy, że ilość tych artykułów spożywczych, które wylądowały w jej torbie, odpowiada idealnie liczbie dni, które upłynęły od początku czerwca. I chociaż kobieta nie wierzyła zbytnio w pecha, którego rzekomo liczba ta miała przynosić (ale czort jeden wie, na numerologii nie znała się nic a nic!) to jednak musiała przyznać trzynastka miała w sobie chyba to coś. Na ulicach widać było ludzi, którzy przemykali po bruku z naciągniętymi na głowę kapturami. Wielu z nich się spieszyło, zachowując podwójną czujność podczas przekraczania skrzyżowań. Spora część próbowała również za wszelką cenę iść środkiem drogi, zupełnie jakby bali się, że zaraz doniczka z jakiegoś okna spadnie im na głowę! W jej opinii było to zupełną niedorzecznością, dlatego też nie miała wyrzutów sumienia, gdy przez jej głowę przemknęła myśl, że wszyscy ci ludzie chyba potracili dziś zupełnie rozumy.
Sytuacja ta niosła ze sobą jednak również plusy, z których mogła skorzystać, dlatego też z pełnym politowania spojrzeniem po prostu wykorzystała to, że boki ulicy są niemal opustoszałe. Dziś przynajmniej szansa że ktoś na nią wpadnie była zdecydowanie mniejsza, a przecież na Pokątnej wcale nie było o to trudno! Zdawała sobie oczywiście sprawę, że to ciche narzekanie na tłumy, które zwykle przelewały się przez najbardziej znaną magiczną ulicę w centrum Londynu, zapewne nie miałoby miejsca, gdyby zwyczajnie wybrała się na zakupy w swoim mieście. Problem pojawiał się jednak w momencie gdy potrzebowała zaopatrzyć się w konkretniejsze ingrediencje magiczne. Salisbury nie było małym miasteczkiem, przeciwnie - nie miało jednak nawet co próbować konkurować z Londynem. A wielka szkoda, bo gdyby Lunara mogła, nie ruszałaby się stamtąd. Było tam zdecydowanie ciszej i łatwiej było odnaleźć kontakt z naturą - co było niezwykle istotne dla Lunary, która preferowała przecież lasy i łąki od centrum miasta. Jednak czasem nawet ona musiała zostawić swój domek postawiony na skraju aglomeracji ludzkiej, by zająć się obowiązkami.


You know that hiding ain't gonna keep you safe,
Because the tears on your face,
They leak and leave a trace,
So just when you think the true love's begun, run!
Lunara Greyback
Lunara Greyback
Zawód : Opiekunka hipogryfów
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Bycie stałym punktem we wciąż zmieniającym się świecie, jest największym wyczynem wojownika.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5054-lunara-greyback#108735 https://www.morsmordre.net/t5376-piorka#121476 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f96-salisbury-milford-mill-road-19 https://www.morsmordre.net/t5442-lunara-yvonne-greyback#124096
Re: Przejście [odnośnik]19.04.18 21:10
Stawianie kroków na Ulicy Pokątnej było dla niego swoistym rytuałem. To było stąpanie po ziemi uświęconej ukochaną magią. Kawałek Londynu wyszarpnięty z rąk mugoli, którzy przywłaszczyli sobie to miasto w sposób prymitywny; w skutek przewagi liczbowej. Rozleźli się niczym zaraza, wszystko wokół siebie kształtując na własną modłę, nie zważając na to, jak wiele dobrego przy tym niszczą. Tylko ta jedna dzielnica dumnie odpierała wszelkie ataki, a właściwie to nawet nie dawała szans na próbę szturmu na swe magiczne uliczki, będąc idealnie schowaną przed niepowołanymi spojrzeniami zwykłych ludzi. Był dumny z tego kawałka swojego świata przepełnionego magią, zawsze sunąc wzrokiem po znanych sobie lokalach, gdzie kryły się rodzinne tradycje i odpowiednie wartości. Cieszył się, że kolejne pokolenia mimo wszystko wciąż kultywowały dawne zwyczaje, choć zarazem udoskonalały je w dużym stopniu. Wprowadzanie do współczesności starej wiedzy było czynem chwalebnym, nawet jeśli wynikało z chęci utrzymania się na rynku. Czym byliby czarodzieje bez swej tradycji? Kultura jest najlepszym spoiwem społeczeństw, tworzy wspólną tożsamość. Jednak ich kultura była zagrożona, zbyt wiele mugolskich koncepcji próbowano przemycić do ich świata, niby w ramach jego dalszego doskonalenia. To nie była naprawa, lecz zabijanie go bez większych refleksji, bez skrupułów.
Pogrążony w zadumie spoglądał w witrynę sklepu Ollivanderów, w szybie dostrzegając własne odbicie, na niej przymarznięte płatki śniegu, za nią zaś zamknięte pudełko po jednej z różdżek położone na stoliczku przykrytym ciemnym suknem – dowód dziedzictwa całego rodu. Uśmiechnął się kącikiem ust do własnego kącika, opuszkami palców muskając gładką powierzchnię, jakby próbując dobyć ukrytej w opakowaniu różdżki, choć prawdopodobnie było ono puste. Zaraz jednak pokręcił głową z dezaprobatą dla samego siebie i odsunął o pół kroku. Musiał się ruszyć, złapać odpowiedni kierunek. Ledwo zdążył się odwrócić, a dostrzegł znajomą twarz, tą najpiękniejszą w całym jego życiu, a tak przynajmniej uznawał jego otumaniony umysł. Zamarł w bezruchu, przyglądając się kobiecie, tak bardzo obcej, a przecież składał na jej ustach różnorakie pocałunki. A potem bezwiednie postawił dwa szybkie kroki w jej stronę.
Pani… – dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że nigdy nie poznał jej nazwiska. Znał tylko imię, którego wymówienie ponad tydzień temu doprowadzało go do euforii, zaś tego dnia budziło w nim ogromne zażenowanie. Nie, zdecydowanie nie mógł zwrócić się do kobiety jej imieniem, miał przed tym spore opory. Ze wstydu zapiekły go uszy. Jak powinien ją powitać? Czy w ogóle powinien? Cholera, czuł się idiotycznie. Kolejny raz był całkowicie bezradny, a wszystko przez kobiety. Zacznie w końcu snuć domysły, że łatwo przychodzi im go deprymować.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Przejście [odnośnik]25.04.18 17:01
Lunara była raczej zorganizowaną osobą. Kiedy już wiedziała, jaki cel musi osiągnąć, niemal automatycznie układała plan działania, planowała w jakie miejsca musi się udać oraz w jakiej kolejności to zrobić, a także co jej będzie potrzebne, czasem robiąc niewielkie notatki, żeby nie zapomnieć o szczególnie istotnych elementach. Ten dzień nie był wyjątkiem, jej grafik był zaplanowany i zapisany na kartce od samego rana. Gdy jednak zapragnęła odnaleźć i jeszcze raz zerknać na owy świstek papiery, pojawił się problem. Próba wydobycia konkretnego przedmiotu w kobiecej torebce od zawsze stanowiła swego rodzaju wyzwanie. Nawet dla samej właścicielki owej torby! Gdy więc Lunara postanowiła do niej sięgnąć, nieuważnie odwróciła wzrok od drogi przed sobą. Z początku tylko kątem oka dostrzegła ruch, gdy nagle przed jej osobą, niemal jak spod ziemi, wyrósł człowiek. Potem już ciężko byłoby go przegapić, kiedy niespodziewanie pojawił się na jej drodze, blokując jej przejście. Właściwie Lunara w pierwszym odruchu chciała tylko zmarszczyć brwi, mruknąć coś lekko zirytowanym głosem do samej siebie i przejść bokiem... niestety nie było jej to dane. Kiedy bowiem w końcu podniosła wzrok na jego twarz, zatrzymała się jak wryta oraz doznała szoku nie mniejszego niż on. Och, doskonale znała to oblicze. Mimo że czas, który spędzili ze sobą nie należał do wybitnie długich, jej owładnięty amortencją umysł zapamiętał każdy najdrobniejszy szczegół jego aparycji. A teraz ponownie spoglądała w te ciemne, głębokie oczy - choć tym razem zamiast szczenięcego zauroczenia widziała w nich głównie wstyd i zdumienie. Takie same emocje targały z resztą nią samą.
- Panna. - odchrząknęła, jednocześnie odruchowo poprawiając go. Nie zdradziła jednak swojego nazwiska. Co ona w ogóle robiła? Powinna w tej chwili odejść i zapomnieć, że w ogóle go widziała! Zażenowanie które czuła, paliło jej wnętrzności, jednocześnie sprawiając że i jej oblicze zaczęło się pokrywać zawstydzającym pąsem. Wróciły do niej wszystkie te głupie myśli i emocje, które czuła tamtego deszczowego dnia, spacerując z nim po parku i trzymając swoją dłoń w jego - jaką radość to w niej wzbudzało! Wróciły jednak również wspomnienia z następnego poranka, gdy wpływ tego przeklętego wywaru przestał działać i odzyskała swój zdrowy rozsądek. Jakże była wtedy wściekła! Czuła się jak totalna idiotka. Zawsze trzymała swoje uczucia na wodzy, nie mogła nigdy pozwolić im wziąć nad sobą góry - szczególnie w przypadku zrywów serca. A tymczasem uciekała w ramiona mężczyzny jak niedoświadczony podlotek - w ramiona mężczyzny, którego imienia nawet nie poznała!
- Przepraszam, spieszę się... - najprostsze, najbanalniejsze z kłamstw, mające być jej wymówką by przerwać kontakt wzrokowy z jej niedoszłym amantem, spłynęło jej z ust bardzo gładko. Szybko odwróciła twarz i wyminęła go, chcąc uciec jak najdalej. Nie przejmowała się zupełnie faktem, że przybyła na Pokątną w konkretnym celu i że jeszcze go nie osiągnęła. Chciała po prostu móc schować się w swojej bezpiecznej, znajomej chatce. W cichym domku na obrzeżach Salisbury. Przez głowę Greyback przemknęła cicha myśl, że może jednak coś było w tym trzynastym dniu miesiąca, że wszyscy się go tak obawiali? Oh, biedna i naiwna nie miała świadomości, że spotkanie swojej byłej chwilowej miłości nie było najgorszym, co ją miało dziś spotkać - gdy dosłownie sekundę później przechodziła koło grupki stłoczonych czarodziejów, pech postanowił dopaść i ją. Nastroje wśród zebranych jak widać były dość nerwowe, ktoś sięgnął nawet po różdżkę - ale czy była to wina anomalii, czy też może ktoś specjalnie wymierzył w nią i cisnął zaklęciem... nie wiedziała. I w sumie nie interesowało jej to wybitnie w tej chwili, gdyż Lunara zdążyła tylko wydać z siebie cichy okrzyk - a potem zaczęła szczękać zębami z zimna, ponieważ całe jej ciepłe odzienie wierzchnie zniknęło! Gdy spojrzała w dół, była w tak głębokim szoku, że nie mogła się przez chwilę nawet poprawnie zareagować - dostrzegła bowiem jedynie wyjątkowo ozdobną i wyjątkowo skąpą koszulę nocną!


You know that hiding ain't gonna keep you safe,
Because the tears on your face,
They leak and leave a trace,
So just when you think the true love's begun, run!
Lunara Greyback
Lunara Greyback
Zawód : Opiekunka hipogryfów
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Bycie stałym punktem we wciąż zmieniającym się świecie, jest największym wyczynem wojownika.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5054-lunara-greyback#108735 https://www.morsmordre.net/t5376-piorka#121476 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f96-salisbury-milford-mill-road-19 https://www.morsmordre.net/t5442-lunara-yvonne-greyback#124096
Re: Przejście [odnośnik]29.04.18 1:19
Tym razem nic konkretnego nie przywiodło go do magicznej dzielnicy Londynu, żadne klarownie i jasno określone sprawunki, żadna pilna sprawa do zrealizowania tylko i wyłącznie w jednym z lokali na Pokątnej, nawet umówione wcześniej z kimkolwiek spotkanie. Za znalezienie się jego osoby w tym miejscu odpowiadał impuls, nagła potrzeba oddychania powietrzem, które będzie miało w sobie choćby i znikomą odrobinę magii. Łudził się, że przy sklepie z ingrediencjami jako czarodziej szybciej odnajdzie spokój ducha niż przy zwykłej, całkowicie niemagicznej kawiarni leżącej gdzieś z dala od tego wspaniałego miejsca na jednej z londyńskich ulic. Ruszył tam, gdzie poniosły go nogi i wcale nie był zaskoczony ich wyborem, a nawet nim usatysfakcjonowany, bo cała jego podświadomość najwidoczniej doskonale wiedziała, do jakiego miejsca przynależy. Magia pozostawała częścią jego jestestwa, rdzeniem jego osoby. Nic dziwnego, że lgnął do niej na wszelkie sposoby, choć ostatnie wydarzenia pokazały jak bardzo bywa nieobliczalna i niszczycielska. I tak chwytał za różdżkę, choć anomalie w każdej chwili mogły dać o sobie znać i pozbawić go kontroli.
Zbliżając się już do krańca ulicy Pokątnej spokojnym krokiem, wciąż wierzył, że wędrował po niej przypadkiem i bez jakiegokolwiek celu. Gdy dostrzegł znajomą twarz, nie do końca obcej mu kobiety, do jego umysłu wkradło się podejrzenie o działalności przewrotnego losu. Przeznaczenie może właśnie sobie z niego kpiło i dawało mu szanse na kolejne spotkanie z osobą, na widok której jego twarz płonęła ze wstydu. Dlaczego nie przeszedł na drugą stronę ulicy, próbując przemknąć obok niczym cień? Naprawdę musiał ruszyć ku Lunarze? Przecież nie chciał nawet pamiętać jej imienia, tymczasem pod wpływem chwili zagrodził jej swym ciałem dalszą drogę. Wyrósł przed nią nagle, poniekąd korzystając z jej nieuwagi. To irracjonalne zachowanie musiało być efektem chwilowego zaćmienia umysłu, inaczej nie potrafił go wyjaśnić. Przez własną głupotę jeszcze się do niej odezwał, najwidoczniej chciał jak najwyraźniej zaznaczyć swoją obecność. Idiota!
Panna – powtórzył po niej bezmyślnie, nawet brzmiąc jak człowiek całkowicie otępiały, z którego uleciały resztki mądrości, o ile jeszcze jakiekolwiek były w nim obecne chwilę wcześniej. Wciąż był w stanie dostrzec na kobiecej twarzy piękno, lecz z całą pewnością nie tak wielkie jak tamtego deszczowego dnia. Mógł oderwać od niej spojrzenie, jak i nie zachwycać się nią bez wytchnienia. Rozsądek go tym razem nie opuścił, choć nie był tez wystarczająco mocną kotwicą. Wszystko przez rumieniec, co pojawił się na twarzy niewiasty. Czy również ona nieustannie wyrzucała sobie tamten wybuch namiętności? To były tylko pocałunki, wciąż jednak były całkowicie nieodpowiednie.
Oczywiście – mruknął pod nosem w odpowiedzi, usuwając się na bok, aby dłużej nie być jej przeszkodą. Swoją reakcją upewniła go w tym, że to spotkanie, kolejne i o kolejne za dużo, było czymś złym, niewygodnym, jakże kłopotliwym. Jednak nie ruszył się o krok, powiódł za smukłą sylwetką ciekawskim spojrzeniem. Chciał odwrócić spojrzenie i był skłonny to zrobić, gdyby nie zamieszanie tuż obok kobiety. Grupka niezadowolonych osób, żywo o czymś dyskutujących, dała o sobie znać, gdy rzucono pierwsze zaklęcie, jakie wyleciało z jednej z różdżek. Pechowo trafiło ono w kobietę, przez co jej całe odzienie przybrało formę ozdobnej bielizny. Black całkowicie oniemiał, w pierwszej chwili lustrując ledwo zakryte ciało. Szybko otrząsnął się z szoku i bez słowa, nawet bez dłuższego pomyślunku, zdjął z siebie swój długi, ciepły płaszcz, następnie podbiegł do poszkodowanej i stanowczo narzucił okrycie wierzchnie na jej ramiona. O wiele łatwiej byłoby odwrócić się na pięcie i odejść, udawać, że nic się nie widziało, lecz nie potrafił. Mimo wszystko zdołał już poznać Lunarę, choć na dobrą sprawę nie wiedział o niej nic. To wcale nie przeszkadzało mu trzymać jeszcze przez chwilę dłoni na jej ramionach.
Znajdźmy najbliższy kominek, abyś mogła spokojnie wrócić do domu – zaproponował spokojnym szeptem, w końcu zabierając dłonie, a wzrok kierując gdzieś w bok, aby nie peszyć jej jeszcze swoim spojrzeniem ciemnych oczu.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black

Strona 5 z 11 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 9, 10, 11  Next

Przejście
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach