Wydarzenia


Ekipa forum
Przejście
AutorWiadomość
Przejście [odnośnik]31.07.16 22:22
First topic message reminder :

Przejście

Jeżeli tuż za sklepem Ollivanderów skręci się w lewo, trafi się prosto na przejście pomiędzy ulicą Pokątną a jedną z sąsiednich alejek. Gdy sprzyja pogoda, można spotkać tu starszego, brodatego czarodzieja, który z wiecznym uśmiechem oferuje malowanie karykatur wszystkim przechodniom... niezależnie od ich pochodzenia. Czasem wykonuje portrety nawet bez ostrzeżenia, a przedstawione na nich postaci często mają wielkie nosy i wystające zęby. Jego dzieła są zaczarowane - wykrzykują bardzo trafne, choć nieco złośliwe i wulgarne uwagi.
Przejście jest dobrze oświetlone nawet w nocy, a nieopodal mieszka wielu czarodziejów. Dzięki temu jest tu bardzo bezpiecznie i nie trzeba obawiać się niespodziewanego ataku ani kieszonkowców.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przejście - Page 10 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Przejście [odnośnik]30.03.20 12:58
Naiwnie sądziła, że nic złego nie może ją spotkać, choć wszystkie gwiazdy na niebie od dłuższego czasu wydawały jej wyraźne ostrzeżenia. Szczęście jej sprzyjało, choć nie doszukiwała się go w prozie codzienności, raczej bagatelizując wszelakie niebezpieczeństwa, nie tyle wierząc w nietykalność co zaniżając własną wartość dla wroga. Papier był w stanie przyjąć wszystko, toteż widząc siebie na plakatach rozrzutnie ozdabiających ulice Londynu nie mogła uwierzyć, że coś podobnego mogło się zdarzyć. Poszukiwana przez Ministerstwo Magii, jak zbrodniarz, przestępca, choć w życiu nie ukradła ani knuta, nikogo nie skrzywdziła. Chciała. Sumiennie dążyła do osobistego rozwoju i podniesienia umiejętności, które w szarej rzeczywistości nie musiałyby jej być potrzebne. Zamierzała, ale nie sądziła, by ministerstwo zaopatrzone w armię wieszczy, przewidziało, że nie poprzestanie na słownym popieraniu właściwej sprawy. Wróg działał, aktywnie poszukiwał wszystkich, o których wiedział, by nie dopuścić do rozprzestrzeniania się buntu w miejskich kanałach. Lista zbrodniarzy i zdrajców była znacznie krótsza niż liczba wszystkich członków Zakonu Feniksa, sojuszników, pomocników. To był dobry znak — wciąż nie wiedzieli z czym przyjdzie im się zmierzyć.
Mijała własną twarz co jakiś czas, przemierzając ulice Londynu. Odkąd zawisła na wilgotnych murach sklep pozostawał zamknięty, teleportacja była niemożliwa. Chcąc dostać się do niego musiała przemierzyć kilka ulic, nie w płaszczu i z dumnie uniesioną głową, lecz okryta długą peleryną z kapturem naciągniętym na głowę, w nadziei, że w ten sposób nikt nie zwróci na nią uwagi, nie powiąże jej z niebezpiecznym członkiem Zakonu, za którego głowę każdego obsypią złotem. Oglądała się za siebie, upewniając się, że nikt za nią nie idzie, choć uczucie niepewności i bycia obserwowaną nie opuszczało ją odkąd wyszła z mieszkania przy Baker Street. Jej sylwetka odznaczała się na opustoszałych alejach, najbardziej czarodziejski strój na jaki mogła sobie pozwolić nie ściągał ku niej niepotrzebnej uwagi. Londyn był wolny od mugoli. Londyn był wolny od wszystkich sympatyków i spokrewnionych, a przynajmniej tak zakładano. Ilu z nich wciąż ukrywało się w niesplądrowanych i przeszukanych mieszkaniach — nie wiadomo. Londyn spływał krwią niewinnych. Londyn, gdyby mógł, płakałby za tymi wszystkimi, którzy bohaterską śmiercią na zawsze związali się z kocimi łbami, którymi wybrukowane były ulice. Ci, którzy tu pozostali, zachowywali się tak, jakby nigdy nic nie miało tu miejsca. Żyli dalej, uśmiechnięci i zadowoleni ze świtu nowych czasów.
Czujniej niż zawsze, wzrokiem przeczesywała otoczenie, szybko na tle ponurych szarości dostrzegając postać zbyt wyraźną na obecne realia. W jej pamięci błysnął cwany uśmiech i rozbrzmiał melodyjny głos kołysanki nuconej portowym wędrowcom, marynarzom, zamorskim kupcom przez pełne i pewnie równie słodkie usta. Może minęłaby ją bez słowa, gdyby nie fakt, że do portu stąd było daleko; gdyby nie fak, że była mu bliska. Zamiast zboczyć, zwolniła tylko kroku, wychodząc jej naprzeciw. Niepewna jej intencji podejmowała ryzyko, znów lekceważąc wszystkie sygnały, by uciekać stąd na dobre.
— Staram się utrzymywać niezmiennie wysoki poziom adrenaliny, tak na wszelki wypadek, by nie umrzeć z nudów. Pustki w parszywym skłoniły cię do wyjścia? Dziś nie tylko zdrajcy nie mogą się czuć tu bezpiecznie. — Czy zdawała sobie sprawę, że i ona ryzykowała swoją obecnością tu, mogąc zwyczajnie nie spodobać się pierwszemu lepszemu patrolowi? A może zarejestrowała różdżkę i czuła się spokojna? Obejrzała się za siebie; gdzieś tam, daleko, było słychać życie, ale nie tutaj. Tu było dziwnie i niepokojąco cicho.
Po krótkiej chwili ciszy i mierzenia jej spojrzeniem czekoladowych oczu, zaproponowała:
— Powinnyśmy zejść z głównej ulicy.— Minęła ją, nie mówiąc nic więcej i po kilku krokach skręciła w uliczkę, odwracając się za nią dopiero wtedy. Mogła pójść dalej, jakby do tego spotkania nigdy nie doszło.

| ztx2


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Przejście - Page 10 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Przejście [odnośnik]17.04.20 20:40
25 maja

Kiedy Włoszka pośpiesznym krokiem wkraczała na złowrogo spokojną ulicę Pokątną, coraz bardziej zbliżając się do uliczki prowadzącej na Śmiertelny Nokturn, zaczynała odczuwać coraz większy niepokój; nie pamiętała dotychczas sytuacji, w której plątała się po alei sama, lecz w towarzystwie kogoś, kto wiedział którędy pójść, by oszczędzić sobie wątpliwych przyjemności serwowanych przez okolicznych bywalców lub zwyczajnie i niekulturalnie naruszała ludzką prywatność innymi metodami. Od kiedy jednak dobrodziejstwa czarodziejów, kominki i teleportacja, zostały im tymczasowo odebrane, musiała na nowo wykazać się zaradnością. Była prawie pewna, że już niemal do perfekcji opanowała metody zastępcze poruszania się po stolicy i doceniła w pewnym stopniu mieszkanie w centrum, ale jednego nie wzięła pod uwagę: Nokturn wciąż pozostawał dla niej nieodgadniony, nieznany i pomimo świetnej pamięci w zapamiętywaniu dróg, wątpiła w to, że pamiętała która z nich właściwie prowadziła do mieszkania Cassandry.
Przez moment zdawała się zawahać, pomyśleć o zrezygnowaniu z wizyty, ale z drugiej strony uznała, że kiedyś życzliwość znajomych osób się skończy i będzie zdana tylko i wyłącznie na siebie. A gdy wiązało się to z interesami, nie mogła sobie pozwolić na potknięcia ani nieprzewidziane problemy. Wątpliwości minęły jak ręką odjął, kiedy niemal zderzyła się z wychodzącą z apteki czarownicą. Kaptur, który jeszcze przed chwilą zakrywał jej widoczność, pod wpływem nagłego zatrzymania się, zsunął się z miękkich włosów Włoszki. Chociaż była ostatnią osobą, która powinna się tutaj kręcić, Borgia odetchnęła, przyłapując się na egoistycznej myśli, że właściwie ucieszył ją ten zbieg okoliczności.
Mam nadzieję, że ten spacer wynika z konkretnej przyczyny – powiedziała na powitanie, jednak jej nagana nosiła raczej znamiona troski i dobrych intencji, niż rzeczywistego zwrócenia uwagi na niezbyt rozsądne zachowanie – jeśli to nie było nic pilnego, wystarczyło wysłać sowę – zdawała sobie sprawę zarówno z narodzin drugiego dziecka Cassandry, jak i tego, że jako najlepsza uzdrowicielka z ponurej alei zawsze miała ręce pełne roboty bez względu na okoliczności, dlatego na tyle na ile mogła, chciała jej pomóc. Daleka jednak była od oceniania i mówienia kobiecie co powinna, a czego nie, skoro sama nie była najlepszym wzorem cnót i moralności, z pewnością też rozsądnych zachowań w pozostałych dziedzinach życia niż praca. Lekcje wróżbiarstwa, które od pewnego czasu zaczęła nieregularnie pobierać były zresztą na tyle fascynujące, że nie chciała stracić ani nauczycielki ani tym bardziej znajomości, która w kategoriach nadawanych przez Francescę była zwyczajnie przydatna i pełna różnych możliwości. Z wzajemnością.
Dobrze się czujesz? Chodźmy – zarządziła łagodnie, by następnie dostosować się do kroku swojej towarzyszki, gotowa w razie potrzeby użyczyć jej ramienia jako podpory. Nie wiedziała jakie medykamenty kryły się w trzymanym przez nią pakunku, jednak ze zwykłej obserwacji dostrzegła podejrzaną bladość wściekle kontrastującą z czarnym kolorem włosów.


My blood is a flood of rubies, precious stones
it keeps my veins hot, the fire
found a home in me


Francesca Borgia
Francesca Borgia
Zawód : handlarz, jubiler
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I was born to run
I don't belong to anyone
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7918-francesca-federica-borgia#227478 https://www.morsmordre.net/t7977-desiderio#228059 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f107-aldermanbury-12-14 https://www.morsmordre.net/t7979-skrytka-bankowa-nr-1881#228094 https://www.morsmordre.net/t7978-f-f-borgia#228091
Re: Przejście [odnośnik]18.06.20 23:12
Liście blekotu, płatki mirtu, suszony ślaz, oczy ropuchy, sól; od narodzin Calchasa nie zdarzało jej się wychodzić z domu często, znacznie częściej prosiła o sprawunki Lysandrę, czasem korzystała z uprzejmości innych; niechętnie jednak o tę uprzejmość prosiła, Cassandra była kobietą, która wyjątkowo niechętnie przyznawała się do tego, że pomocy potrzebuje: zwłaszcza przy codziennych obowiązkach, zupełnie jakby drobne potknięcie mogło oznaczać porażkę przekreślającą wszystkie jej dotychczasowe dokonania. Za tą pozorną niechęcią czaiło się dużo strachu i jeszcze więcej niepewności, nie tylko siebie, ale nade wszystko jutra. Dawno minął czas, w którym troszczyła się o siebie: dla dwójki swoich dzieci gotowa była oddać wszystko, włączając w to swoje zdrowie i życie - bo żyła dla nich. Krótkie wyprawy na Pokątną pomagały jej odpocząć - od płaczu, od bolejącego ciała, ale nie od obowiązków, które zawsze były przy niej; zdawało się jednak, że dziś był w lecznicy jeden ze spokojniejszych dni. Gdy spokojnym krokiem schodziła ze schodków prowadzących do apteki na Pokątnej dostrzegła znajomą twarz; uśmiechnęła się do niej, szczerze, bo też niewielu znała ludzi, względem których odczuwała szczerą życzliwość. Krucze włosy skryte miała pod ciemnopurpurową chustą, która delikatnie opływała ramiona i spadała na plecy; jej szata wciąż była luźniejsza od ubrań, które zwykła nosić wcześniej, po części dlatego, że nie wróciła jeszcze do formy w pełni, a po części dlatego, że nie zdążyła swoich ubrań przeszyć i zwęzić. Pakunek trzymała w rękach, w lnianym worku, niosąc go ostrożnie, by nie uszkodzić suszonych ziół. Londyn był w ruinie, ulice dawno przestały być bezpieczne - Borgia nie mogła wiedzieć, że nie były niebezpieczne dla niej. Patrole Ministerstwa traktowały ją z szacunkiem, na jaki zapracowała służbą dla Czarnego Pana. Miała zresztą swoje sposoby na uniknięcie niebezpieczeństw.
- Rzeczywiście, mogłam cię poprosić - odparła na jej słowa z przekąsem, wiedziała, że intencje jej przyjaciółki były dobre, ale Cassandra nie przepadała za jakimikolwiek krytycznymi sugestiami i nie byłaby sobą, gdyby puściła je pomimo uszu. - Potrzebowałam ziół. Niosąc je do mnie też byś się tak tu kręciła, jakbyś chciała, ale nie mogła iść dalej? Chodź - Mijając ją, bez zawahania wyciągnęła ku niej bladą dłoń, by spleść jej palce własnymi; obejrzała się przy tym za siebie, jakby Pokątną upatrywała za miejsce bardziej niebezpieczne od Nokturnu. Tam patrole nie zapuszczały się nawet dzisiaj. Wiedziała, że Francesca pochodzi z rodziny szanującej czarodziejskie tradycje, ale patrole przeprowadzali głównie mężczyźni na posługach ministerstwa, a tacy byli też przeważnie - przynajmniej w jej mniemaniu - idiotami. - Nikt cię nie niepokoił? Świat stanął na głowie - myślałam, że z końcem minionego roku zrobi się spokojniej. Ale wydaje się, że z każdym miesiącem... dzieje się coraz więcej. Przeklęta sieć Fiuu wciąż nie działa, znów nie da się teleportować, a do przejścia na drugą stronę ulicy potrzeba przepustki. Mam nadzieję, że mugole wkrótce odpuszczą, ich walka jest beznadziejna, a tylko zaostrza sprawę - Spojrzała w pobliski zaułek, dość podejrzanie wyglądający z zewnątrz, po krótkiej chwili zawahania wraz w Francescą wchodząc w jego wnętrze; minęły kilku podejrzanie wyglądających czarodziejów i jedną rechoczącą wiedźmę, miała na imię Rahia, często spędzała w tym miejscu czas. - Nie rozglądaj się, nie znają cię tutaj - poprosiła, nie zatrzymując kroku.
Na pytanie o samopoczucie jedynie skinęła głową. Nie lubiła się nad sobą przesadnie rozczulać, kobiety rodziły dzieci od pokoleń i kolejne pokolenia będą to robić; kobiety ciężko pracowały, żeby utrzymać swoje domy, tak samo od pokoleń i przez kolejne pokolenia będą to robiły. Tyle samo czasu potrzebni byli uzdrowiciele. Jej papierowa skóra była blada, cienie pod oczami silniejsze, niż zwykle - Calchas nie dawał jej spać, był niespokojny - ciało chudsze. Nawet głos zdradzał zmęczenie, a pajęczyny błękitnych żył rozsiane pod niemal przeźroczystą skórą zdradzały przepracowanie.

idziemy tutaj




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Przejście [odnośnik]27.08.20 15:01
7 lipca?

Słońce powoli zachodziło za horyzont, niebo mieniło się wieloma barwami, głównie bladym błękitem, różem i pomarańczem. Kolory miały stać się intensywniejsze za lada moment, ale wszystko wokół wyostrzyło się już teraz. Budynki wydawały się surowsze, szczególnie tam, gdzie padał ponury cień. Dachy kamienic wciąż skąpane były w uciekających promieniach dnia, ale zapadał zmierzch. Noc będzie chłodna, czuła to i żałowała, że pod cienką peleryną nie założyła jakiegoś swetra. Jej sklep pozostawał na Pokątnej niezabezpieczony, ledwie zamknięty na dwa zamki. Miała nadzieję, że wciąż tam stał, niezdewastowany, zniszczony — po prostu nieczynny. Odkąd w Londynie zawisły listy gończe nie mogła się do niego dostać. Nie, żeby nie próbowała, ale ostatnia taka wyprawa skończyła się na przypadkowym natknięciu na pana Rinehearta i reprymendzie o tym, jaka jest nieodpowiedzialna. Tym razem chciała być, dlatego nie wyruszyła sama, a z godną obstawą. Nie miała talentu w palcach do misternych upięć, ale nie chciała rzucać się w oczy; jej twarz spoglądała z każdego muru w okolicy. Była poszukiwana, podobnie jak Tonks. Nie mogły zjawić się tam, tak po prostu — może myśląc o tym wyniosła coś z rozmowy z Kieranem, może zdała sobie sprawę, że jej wpadka groziła jej najbliższym równie mocno. Zaklęcie Capillus przyszło z pomocą. Dla wyraźnej odmiany postawiła na jasny, pszeniczny kolor włosów. To było dziwne, gdy złote, gładkie pukle nieco za ramiona, falując się i kręcąc otoczyły jej twarz. Błyszczały, promieniały. Nie była pewna, co myśli o sobie w tym wydaniu, ale to nie było ważne — to względy bezpieczeństwa. Podkreśliła oczy węglową kredką, nie zależało jej, by wyglądać zjawiskowo; ale by wyglądać inaczej. Ciemna spódnica, wysokie, skórkowe buty na niskim obcasie i cienka peleryna miały zapewnić jej wygląd aktualnej mieszkanki Londynu. Eleganckiej, pewnej siebie, dumnej. A przynajmniej sądziła, że tak mogły wyglądać dzisiejsze kobiety, sojuszniczki Rycerzy Walpurgii. Jeśli patrol postanowi ją sprawdzić, i tak będą musieli stanąć do walki — ale może te zabiegi, których z Tonks się dopuściły nie zwrócą niczyjej uwagi.
Kiedy zeszła z miotły tuż przed przejściem nabrała powietrza w płuca. Zacisnęła palce mocniej na trzonku, w pogotowiu, w kieszeni miała miotłę, a także kryształ, który znalazła niedaleko Oazy, w Zakazanym Lesie. Zdjęła z głowy kaptur, palcami wygładziła włosy, które pod nim lekko się poplątały. Tonks leciała tuż za nią. Reszta miała tu też być lada moment.
— Mam nadzieję, że to pójdzie sprawnie i nie będziemy miały żadnych niespodzianek po drodze — powiedziała do przyjaciółki, podchodząc pod ścianę. Wsunęła dłoń do kieszeni i zacisnęła rękę na pęku kluczy do sklepu. Nasłuchiwała, czy nikt się nie zbliża.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Przejście - Page 10 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Przejście [odnośnik]27.08.20 15:01
The member 'Hannah Wright' has done the following action : Rzut kością


'Londyn' :
Przejście - Page 10 PB0XXgd
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przejście - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Przejście [odnośnik]30.08.20 20:23
Późnym wieczorem ulica Pokątna wydawała się opustoszała. Przynajmniej w porównywaniu z tym, co miało tu miejsce choćby rok temu. Latem byłyby tu tłumy. Przesiadywały pod lodziarnią Floreana Fortescue, zajadając się słodkościami, starsze czarownice wciąż dyskutowałyby o najlepszych promocjach w różnych aptekach i jakości oferowanych przez nie ingrediencji, czarodzieje dyskutowaliby o ostatnich rozgrywkach quidditcha. Teraz nie słychać było rozmów, a jeśli już kogoś minąłem, to każdy miał spojrzenie wbite w własne buty i przemykał po Pokątnej jak duch. Sam również starałem się nie zwracać na siebie uwagi. Miałem przy sobie drugą różdżkę, zarejestrowaną, którą zabrałem kilka tygodni wcześniej podczas jednej z wypraw ze Skamanderem; należała do czystokrwistego czarodzieja, był już martwy, kiedy go znalazłem - dlatego bez wyrzutów sumienia postanowiłem ją wykorzystać. Dzięki niej po Londynie miałem większą swobodę poruszania się po Londynie. Przynajmniej przez jakiś czas. W mieście pojawiłem się na długo przed planowaną godziną spotkania, o którym poinformowała mnie Hannah; zgodnie ze słowami, które padły w rozmowie z Tonks kilka tygodni wcześniej, kręciłem się po magicznym porcie, w nadziei, że uda mi się znaleźć tam jakąś pracę. Nie dlatego, że tak desperacko potrzebowałem zarobku, ale chciałem w końcu dorwać konkretne informacje o nazwiskach wspomnianych przez Gwardzistkę. Do centrum miasta udało mi się dotrzeć bez większych problemów.
W pierwszej chwili dostrzegłem dwie kobiece sylwetki nieopodal sklepu należącego do Hannah, lecz nie rozpoznałem w nich Zakonniczek. Żadna z nich nie miała tak jasnych, kręconych włosów i nie nosiła się w podobny sposób, dlatego odruchowo wysunąłem lekko z rękawa różdżkę, ukrywając ją jednak wciąż w dłoni. Brunetka zaś była zbyt niska jak na Hannah. Obserwowałem je podejrzliwie trzymają się na dystans i dopiero, kiedy blondynka obróciła głowę, rozpoznałem profil należący do Wrightówny - i wtedy zbliżyłem się do nich żwawszym krokiem.
- To wy. Następnym razem uprzedźcie o planowanej zmianie - powiedziałem cicho, znalazłszy się blisko; po Tonks rzeczywiście spodziewałem się przemiany, zdążyła mi już zdradzić, że jest metamorfomagiem, ale Hannah... Cóż, to było dobre posunięcie, by tak wpłynąć na aparycję, kiedy jej twarz spoglądała z tak wielu plakatów, którymi obklejony był cały Londyn, lecz w pierwszej chwili nawet ja wziąłem ją za kogoś innego. - Ładnie ci w jasnych włosach - stwierdziłem po chwili, przyglądając się Wrightównie badawczo. Uwagę, że nie tak ładnie jak w ciemnych zachowałem już dla siebie.
- Czekamy jeszcze na kogoś? Idziemy?


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przejście - Page 10 Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Przejście [odnośnik]06.09.20 20:10
Musiały w końcu się tym zająć. Co do tego Tonks nie posiadała żadnych wątpliwości. Sklep był dla Hannah ważny. Wiedziała to od zawsze, a dopiero niedawno dowiedziała się o zabiegach, których podjęła się by go utrzymać. Nie mogła więc pozwolić na to, żeby ktoś - ktokolwiek. Zniszczył dorobek jej życia. Nie tylko jej, ale też jej dziadka. Zbyt dobrze znała tą miejsce. Tą kamienicę, dach na którym pijały wino. Nie zamierzała pozwolić, żeby ktoś im to zabrał. Stracili już zbyt wiele. Leciała za Wright, rozglądając się z góry. Ciemne włosy powiewały na wietrze, ostatnio częściej pojawiała się w tym wydaniu. Łatwiej było nie wzbudzać podejrzeń, kiedy coś było inne, niedokładnie takie za jakie wszyscy je mieli. Chociaż wędrując za nią, nie mogła nie zauważyć wielu podobizn spoglądających w jej stronę. Jej własnych i tych należących do przyjaciół. Na ramionach miała cienki płaszcz, pod nim łatwiej było ukryć pas z eliksirami.
- Zaczekaj. - powiedziała cicho, zatrzymując Hannah, miała wrażenie, że niedaleko ktoś przechodził, lepiej było zwyczajnie nie wpadać na inne osoby. Zmarszczyła brwi nasłuchując. Ktoś chyba gdzieś dalej czarował, za daleko jednak, by mógł jej zagrozić. - Sprawnie, tyle o ile. To zajmie czas, dlatego zawołałyśmy jeszcze ich. - odpowiedziała po chwili cicho, skinając jej głowę w niemej informacji, żeby szły dalej. Ktoś wędrował też za nimi, odwróciła głowę by skwitować krótko. - O wilku mowa. - mruknęła dostrzegając Cedrica, kiedy do nich podszedł. Jej brwi uniosły się lekko, kiedy Dearborn pochwalił wygląd stojącej obok kobiety. Rozejrzała się wokół, Billy za chwilę powinien być na miejscu.
- Dla mnie nie ma żadnych komplementów? - zapytała wracając spojrzeniem do Cedrica, na nim zawieszając błękitne tęczówki w krótkim oczekiwaniu.
- Jeszcze Billy. - odpowiedziała mu, jakby słowami przywołując mężczyzną, który chwilę później pojawił się obok nich. - Jak dotrzemy na miejsce, wy zajmiecie się otoczeniem. Na początek Salvio Hexia z każdej strony. Gdyby pojawiły się problemy, są całkowicie wasze. - przesunęła spojrzeniem po każdym z nich. Ona nie będzie w stanie pomóc. A przerwanie działań, sprawi, że będzie musiała zająć się nakładaniem zabezpieczeń całkowicie od nowa. - Ruszajmy. - zaproponowała więc, wsadzając ręce do kieszeni. Rozejrzała się jeszcze raz na boki, jakby sprawdzając, czy nie ma w okolicy patrolu policji.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Przejście - Page 10 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Przejście [odnośnik]08.09.20 14:18
Nie potrafił powstrzymać odruchu nerwowego oglądania się za siebie, kiedy – starając się trzymać jak najbliżej długich, rzucanych przez kamienice cieni – zaciskał mocniej palce na miotle, zmierzając na umówione miejsce spotkania. Być może w pewnym sensie niewiele różniło się to od meczu Quidditcha – poza faktem, że to nie charczące tłuczki mogły w każdej chwili wylecieć z pustej okiennicy czy ciemnego zaułka; to nie ich charakterystycznego dźwięku zresztą nasłuchiwał, zamiast tego w dźwiękach pogrążającego się w niespokojnej drzemce miasta szukając inkantacji zaklęć albo świstu nadciągających promieni. Nie natrafił na żadne, chyba miał szczęście – choć starał się pamiętać, że ostatnim razem początkowo też wszystko wydawało się być w porządku.
Choć to nie twarzy Cedrica szukał wśród nielicznych przechodniów, to właśnie jego zauważył najpierw; zahamował, odrobinę zbyt ostro, bo w pierwszej chwili szykował się raczej na wyminięcie obco wyglądającej grupy czarodziejów. Dopiero gdy zeskoczył z miotły i podszedł bliżej, dostrzegł w stojących obok aurora sylwetkach coś znajomego, kryjącego się w sposobie poruszania i lekkich gestach. Uśmiechnął się – trochę z ulgą, pomimo złudnego spokoju, to nie była bezpieczna wyprawa – po czym przywitał się ze wszystkimi, na odrobinę dłużej zawieszając spojrzenie na Hannah. Wyglądała inaczej, jasne włosy sprawiały, że jej rysy wydawały się łagodniejsze, delikatniejsze – i z jakiegoś powodu na jej widok przeczytane niedawno słowa nabrały w jego głowie nowego wydźwięku, rozlegając się nieco głośniej. Stłumił je – póki co – zmuszając się do skupienia na celu, w którym się tutaj pojawili. Nie chciał zostawać w Londynie ani sekundy dłużej, niż było to konieczne. – D-d-dobry pomysł. Z t-tymi włosami – powiedział, przenosząc spojrzenie z rozjaśnionych loków Hannah na ciemniejsze kosmyki otaczające twarz Justine. Miał nadzieję, że ta zmiana skonfunduje ewentualnych łowców nagród tak samo, jak na chwilę skonfundowała jego. Przez moment pożałował, że sam naukę transmutacji zakończył wiele lat temu, ale z drugiej strony – to nie jego twarz spoglądała na nich zza każdego zakrętu. – Nie miałyście p-pro-problemów po drodze? – zapytał jeszcze, instynktownie rozglądając się dookoła – jakby spodziewał się dostrzec ślady po niedawnej walce. Okolica nosiła piętno ostatnich tygodni, w mieście nie było już niemalże żadnego skrawka niedotkniętego przez wojnę. – Prowadź – przytaknął jeszcze w odpowiedzi na słowa Tonks, chociaż doskonale znał drogę; potwierdzając tym samym, że rozumiał, czego od nich oczekiwała. Miał zamiar mieć oczy dookoła głowy, nie mógł po raz drugi dać się zaskoczyć.
Zwolnił nieco kroku, pozwalając, by Justine go wyprzedziła, tym samym zrównując się z Hannah; chociaż na nią nie patrzył, spojrzeniem przemykając po rzędzie ciemnych okiennic i szukając jakiegokolwiek ruchu, to kiedy się odezwał, wypowiedziane ściszonym głosem pytanie było skierowane do niej. – Możemy później p-po-porozmawiać? – zapytał, dopiero teraz odwracając na moment głowę i posyłając jej pytające spojrzenie. List skreślony przez Alexandra nie dawał mu spokoju.

| tu się przenieśliśmy, w tym temacie wszyscy czworo zt
William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Przejście [odnośnik]16.09.21 12:58
13 lutego
Trzynasty dzień miesiąca w dalszym ciągu spędzała w Londynie, chociaż zarzekała się, że opuści to miejsce w przeciągu pierwszych dwóch tygodni stycznia. Tymczasem los zadecydował inaczej a ona wprost nie miała serca opuszczać ciotki, której zdrowie po śmierci wuja nieco podupadło. Nie wiedziała ile przeżywało się żałobę po człowieku, z którym spędziło się kilkanaście lat życia, i między Merlinem a prawdą, nie chciała tego wiedzieć. Zresztą, ku swojemu zdziwieniu, jej pojawienie się z powrotem na Wyspach bardzo szybko rozeszło się między starą klientelą i nie mogła powiedzieć, że nie cieszy się na kolejną partię zleceń, choć oficjalnie przebywała na pierwszym w życiu urlopie. Z początku wprawdzie zamierzała z niego skorzystać, próbowała odmawiać i kulturalnie sugerować, że z pracą teraz jej nie po drodze a i materiały są na wykończeniu, a zaraz potem dochodziła do wniosku, że przecież i tak przez większość dnia się nudzi i nie ma co robić. Spacery, książki i przebywanie z ciotką nie wypełniało jej całego czasu a ten kto ją znał dobrze wiedział, że nieustannie musiała się czymś zajmować. W pewnym momencie pogodziła się ze swoim pracoholizmem i myślą, że najprawdopodobniej umrze w trakcie pracy (lub kierując się nadzwyczajnym brakiem rozsądku).
Trzynasty dzień miesiąca zaczęła niemalże rutynowo, od śniadania z ciotką i przeglądu listy do zrobienia, by w ramach jednego punktu w południe udać się po kilka brakujących ingrediencji do centrum Londynu. Chociaż wprawdzie słyszała, że z dostępem do czegokolwiek było teraz trudno, nie zamierzała spocząć na laurach – traktowała to zresztą jako dobrą okazję do spaceru i rozruszania kości – a im dłużej przemieszczała się ulicami stolicy, tym bardziej w duchu dochodziła do wniosku, że teraz obawiała się o siebie trochę mniej, niż początkiem wojny. Nie zapomniała też nigdy o swojej przymusowej wycieczce na Brick Lane, o przypadkowych spotkaniach na ulicy z mugolami, ale z drugiej strony pamiętała doskonale, że to czarodzieje wyrządzili jej krzywdę dwukrotną, nieskuteczną próbą porwania i sprzedania na wnętrzności do śnieżki. Złowrogo spokojna atmosfera, która unosiła się nad ulicami, była jednak zaskakująco kojąca, dopóki nie skręciła w Pokątną. Ulica nie przypominała tej sprzed paru miesięcy, ale ku swojemu zdziwieniu wcale nie opustoszała, tak jak i sklepik z ingrediencjami, które dostała od ręki, lecz w ilości mniejszej i o wiele drożej. Później zamierzała odwiedzić jeszcze jedno miejsce – w zasadzie modową konkurencję – ale pech chciał, że kiedy tylko skierowała się w tamtą stronę, na swojej drodze napotkała wybuch kociołka. Nie zauważyła ulicznego alchemika; właściwie nie była nawet pewna czy to był alchemik, gdy o wiele większym problemem okazała się substancja w jej oczach, na twarzy i ubraniu. Kaptur zsunął się z jasnych włosów, ukazując kobiece oblicze, a ona wcale nie musiała widzieć, by wiedzieć, że wokół niej właśnie zbierali się powoli mężczyźni zwabieni wilą aurą. Chcieli pomóc, ale w tym przypadku pomoc poskutkowała podniesionym tonem głosu, próbą przedarcia się gdziekolwiek na oślep i nagłym ociepleniem dłoni, które za moment mogło nieść za sobą o wiele większy problem, niż maź, której próbowała za wszelką cenę pozbyć się z oczu. Znajdowała się w niezbyt bezpiecznej sytuacji, ale w przeciągu lat chyba się oswoiła z wszelkimi niebezpieczeństwami.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Przejście - Page 10 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Przejście [odnośnik]05.11.21 0:45
Londyn się zmieniał, ale nie mógł nie przyznać, że ta zmiana mu pasowała. Ulice się uspokoiły, a zgiełk, który panował w tym miejscu jeszcze rok temu zupełnie zniknął. Nie było tych kopcących machin, które zalegały na ulicach, nie było głośnych, zdegenerowanych mugoli, którzy panoszyli się po mieście, jakby należało do nich. Nigdy nie należało. Londyn od zawsze był stolicą czarodziejskiego świata, domem ludzi obdarowanych wielką, wspaniałą mocą, a teraz mogli się tu czuć odpowiednio. Wracał piechotą do domu, prosto z ministerstwa, z przyjemnością obserwując mijanych czarodziejów. Pomimo roli, jaką pełnił, i która wznosiła go ponad ich wszystkich, jego twarz wciąż nie była znana. Nie tak dobrze, jak maska śmierciożercy, którą nosił z dumą za każdym razem, kiedy na niebie iskrzył Mroczny Znak. Jego postać na ulicach Londynu zwykle nie wzbudzała zainteresowania ani trwogi, którą wzbudzał wyciągniętą różdżką. Nikt nie zwracał na niego uwagi, z nikim nie musiał się witać, przystawać, by grzecznościowo wymienić kilka zdań. Cudze oczy go nie śledziły i obserwowały, bowiem był jednym z wielu mężczyzn, którzy przemierzali ulice stolicy tego dnia.
Zima w tym roku okazała się sroga, zaskakująco, jak na wyspiarski klimat i to, do czego przywykł, nie licząc ostatnich, rozszalałych anomaliami lat. Śnieg zalegał na ulicach, biały puch unosił się w powietrzu, a drobniuteńkie śnieżynki osadzały na ramionach. Chłód szczypał policzki, nawet jego jasna twarz nabrała żywszych kolorów, które podkreślały szare, przenikliwe oczy. Ciemne włosy, jak zwykle ułożone były gładko, lekką falą na bok, a na sobie miał ciepłą, długą pelerynę zapinaną srebrną klamrą pod szyją. Po drodze, wyciągnął z kieszeni szaty, pod peleryną, papierośnicę, a z niej papierosa i odpalił go jednym pstryknięciem. Nie spieszył się, od domu dzieliło go ledwie kilka kroków. Po drugiej stronie ulicy minął postać, której nie rozpoznał, skrytej pod kapturem płaszcza. Dopiero kiedy kilka jardów za nim doszło do incydentu, przystanął i odwrócił się, by zobaczyć co się wydarzyło. Jakiś mężczyzna zbierał się z ziemi, by chwycić za torbę, która wyglądała na mokrą i dymiący się, dziurawy kociołek. Próbował uciec, rzucił się w jego kierunku, oglądając z przestrachem za siebie, w miejsce zamieszania, gdzie znajdowała się kobieta. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że włosy w kolorze pszenicy, które rozsypały się na ciemnym płaszczu, ta sylwetka i ruchy ciała były mu doskonale znane. Zerknął na mijającego go mężczyznę bez słowa, szybko wracając wzrokiem do kobiety, która — jak się okazało, padła ofiarą nieszczęśliwego wypadku. Jej twarz była obryzgana jakąś lepką, nieprzyjemnie wyglądającą substancją, podobnie jak włosy i część ubrania. Zaintrygowany naturalnym pięknem bijącym od niej podszedł bliżej, nie jako jedyny. Jej krzyk, złość, które rozkazali zrobić jej przejście, kiedy miotała się na oślep sprawiły, że chętni do pomocy rozstąpili się. Pech chciał, że on jeden nie ruszył się ani o cal, stojąc jej na drodze. Złapał jej wyciągniętą dłoń, która miała sprawdzić, czy nie wpadnie na przypadkowy słup.
— Nie ruszaj się, pomogę ci — odezwał się, zamiast na powitanie, opuszczając jej dłoń wraz z swoją i zmniejszając dzielący ich dystans. Z kieszeni spodni wyciągnął błękitną, bawełnianą chusteczkę i przetarł delikatnie jej oczy, chcąc ulżyć jej w pierwszym zdezorientowaniu. Zaraz po tym sięgnął po różdżkę i dwoma machnięciami pozbył się mazi z jej włosów i stroju. Wciąż jednak nie wyglądała tak, jak powinna, choć nie odebrało jej to wyjątkowego piękna. — Jesteś bezpieczna, nie podnoś głosu — uprzedził ją zawczasu, zanim postanowi się irytować. Nie znosił bezsensownego trajkotania. — Możesz otworzyć oczy, Solange? — spytał, unosząc brew i pochylając głowę, by spróbować złapać jej spojrzenie, jeśli była w stanie w ogóle otworzyć oczy.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Przejście - Page 10 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Przejście [odnośnik]05.11.21 19:33
Zawsze wiedziała, że pandemonium było wybrukowane dobrymi chęciami i świat systematycznie pokazywał jej, że miała rację i niepotrzebnie próbowała sobie udowodnić, że jest inaczej; jak miała nazwać to, że teraz całkowicie straciła całkowitą kontrolę nad swoim życiem i stała się potencjalnie bezbronną, wystawioną na pastwę losu wilą, tylko dlatego, że chciała wyręczyć ciotkę z codziennych sprawunków? Od rana czuła w kościach, że złym pomysłem był spacer do centrum a najlepszym rozwiązaniem było pozostanie w czterech ścianach pracowni przy Lavender Hill, lecz zdusiła w głębi głosik, który podpowiadał jej, żeby nie wychodziła z domu. Nie wiedziała czym właściwie była maź, która się na nią wylała; nie wiedziała też w którym kierunku szła, poruszając się dosłownie na oślep, potykając się nie tylko o własne stopy, ale także ludzi, którzy wyjątkowo jej teraz wadzili i stali na drodze. Właściwie gdyby nie to, że odebrano jej jeden z najważniejszych zmysłów ludzkich, to już dawno odszukałaby człowieka, przez którego znalazła się w tej patowej sytuacji i ukarałaby w każdy możliwy sposób jaki zrodził się pod blond czupryną w przeciągu ostatnich paru minut.
Tymczasem jednak szła przed siebie, bardzo powolnym krokiem i dłonią wysuniętą naprzód, która zamiast natrafić na ścianę, splotła się z dłonią drugiej osoby. Nie musiała widzieć, by wiedzieć kto wyrósł przed nią jak spod ziemi; poznałaby go wszędzie, w każdym momencie dnia i nocy, ze wzrokiem i bez, i odczuła nawet lekką ulgę, chociaż nie dała tego po sobie poznać. Ich relacja była raczej dziwna, wypowiedziane spokojnie słowa rzeczywiście chwilowo ją uspokoiły. Pozwoliła mu przejąć kontrolę, odprowadzić się na bok, wyczyścić z mazi i nie pomyślała nawet o tym, by podnieść głos.
Ramsey Mulciber – odezwała się, każdą literę wypowiadając bardzo dokładnie, choć w dalszym ciągu z odczuwalnym, francuskim akcentem – obrońca uciśnionych wil i poszkodowanych przechodniów, pamiętasz, że za pierwszym razem też ratowałeś mi życie? – nie sądziła, że zapomniał o ich pierwszym spotkaniu przed laty, w głębi lasu, nad jeziorem, gdzie upozorowała utonięcie, wiedziona ciekawością wobec nieznajomego, dobrze zbudowanego mężczyzny. Jej dobry humor nie trwał długo. Wraz z zadanym przez niego pytaniem i faktyczną próbą otworzenia oczu pobladła, niemal osunęła się w dramatycznym geście na ścianę wpadając w hiperwentylację. Zamglona widoczność nie była tym, czego się spodziewała.
Nie widzę – wydusiła, czując wewnętrzną panikę – moje oczy! nic nie widzę, cholera jasna, jak ja mam pracować?! – zawyła żałośnie – słabo mi... zabiję tego gnoja... co to za maź?! – i szlag trafił wszelkie techniki oddechowe.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Przejście - Page 10 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Przejście [odnośnik]09.12.21 17:36
Nie wierzył w przypadki. Nie mógł, wszak zbyt wiele wiązało go z przeznaczeniem, które zapisane było w gwiazdach, aby uznać spotkanie jej tu za kolejny zbieg okoliczności. Ich drogi wciąż schodziły się ze sobą i splatały, a potem oddalały, ale nigdy nie rozmijały, pomimo wszystkich różnic i odmiennych doświadczeń, mimo nieubłaganego upływu czasu pewne rzeczy wciąż pozostawały takie same — jak jej uroda i czar, który nie gasł z przybywającymi jej latami. Jej twarz pozostawała niezmiennie piękna, jakby czas nie miał wystarczająco odwagi, aby odcisnąć na niej swoje piętno. Dziewczęca, młoda, niebywale atrakcyjna, przez co niebezpiecznie przyciągająca, choć zawsze był przekonany o innych preferencjach. Zmianie nie ulegał także charakter, który o sobie przypomniał już w chwili, gdy otworzyła usta, rozpoznawszy go po głosie. Uśmiechnął się i choć nie mogła tego ujrzeć, bez trudu była w stanie usłyszeć w jego tonie:
— Powtarzalność podobnych sytuacji powinna dać ci do myślenia, uznając moje wady za drobne i nieznaczące w porównaniu do szlachetności, jaką cechuje się moje serce. Moim przeznaczeniem jest więc ratować cię raz za razem. Myślałem, że już wiesz: przy mnie jesteś bezpieczna.— Wątpił, by wiedziała kim naprawdę był i co robił. Nawet jeśli wśród jej klientów mogły krążyć o nim jakiekolwiek informacje miała przypadłość blokowania podobnych ostrzeżeń. Zawsze trzymała się twardo własnego, utartego przez siebie schematu myślenia.
Przytrzymał ją mocniej, czując, jak jej ciało wiotczeje, chociaż ustała na nogach bez jego większej pomocy. Jego twarz pozostawała tak samo spokojna, opanowana — podobnie zresztą, jak i ton głosu, w przeciwieństwie do niej. Widział na jej twarzy rosnącą panikę i nie był zdziwiony. Ludzie zaskakująco dużo przypisywali temu zmysłowi. On sam kiedyś go utracił na moment, wiedział co to oznacza i jak trudno jest przestawić się na inny tok odbierania bodźców z otoczenia.
– Nie otwieraj oczu— polecił jej monotonnym głosem. Im bardziej będzie próbować coś dostrzec tym większe prawdopodobieństwo, że więcej tej substancji się tam dostanie. Bawełniana chusteczka w jego dłoni była lepka i brudna, ale nie znał się na eliksirach, nie próbował nawet zgadnąć, czym to mogło być. Wyciągnął z kieszeni różdżkę, machnął nią lekko, prostym zaklęciem czyszczącym doprowadzając ją do porządku. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
— Pójdziemy do mnie, przemyjesz to jeszcze — nie proponował, chociaż jego głos nabrał zapraszającego, przyjemnego tonu; przez co podjęta decyzja zabrzmiała miłej, bardziej miękko i nie tak apodyktycznie. — Jeśli będzie trzeba sprowadzę ci uzdrowicielkę.— Belvina powinna móc się zjawić, przyjrzeć temu. Na razie jednak nadstawił jej ramię i pozwolił sobie wsunąć pod nie jej głos, jak najnaturalniej prowadząc ją w stronę mieszkania. Przelotnie obejrzał się jeszcze, czy nie zostawiła nic na ziemi, nic jej nie wypadło. — Myślałem, że zostałaś we Francji.

| rzucam na opętanie



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Przejście - Page 10 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Przejście [odnośnik]09.12.21 17:36
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 78
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przejście - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Przejście [odnośnik]02.01.22 19:01
Właściwie wcale nie cieszyła się z powtarzalności pewnych sytuacji, które następnym razem najprawdopodobniej ściągną na nią rychłą śmierć, choć cieszyła się, że zazwyczaj w takich przypadkach trafiała na niego. Mimo łączącej ich dawniej relacji, darzyła go pewnym rodzajem sentymentu; dojrzała na tyle, by nie roztrząsać tego, co było, przechodząc na tym do porządku dziennego. W swoim krótkim życiu zresztą każda z relacji damsko–męskich kończyła się tak samo źle, że nawet najlepszym rozwiązaniem było o nich zapomnieć dla świętego spokoju. Wróciła do tego, co wychodziło jej bezapelacyjnie dobrze; do pracy, w której spełniała się, pomimo napotkanych na drodze kariery kryzysów.
Czarujący, jak zwykle – mówiąc to nie uśmiechnęła się jednak, czując, jak glutowata papka spływa jej po policzku i powoli wlatuje za szalik, a następnie za dekolt sukienki, co nie należało do najprzyjemniejszych uczuć. Odruchowo złapała palcami za materiał, próbując go odciągnąć od skóry, ale to tylko pogorszyło sprawę – i z całą pewnością jej mina musiała wyglądać komicznie. Tak, jak druga, tym razem mimowolna, próba otworzenia oczu. Odkąd pamiętała, ton głosu Ramseya miał w sobie coś uspokajającego; coś, co powodowało, że słuchała go z uwagą i pokornie podążała najczęściej za jego poleceniami, tak, jak teraz, chociaż najpierw próbując uspokoić się samodzielnie, doprowadziła jedynie do hiperwentylacji, przeradzającej się powoli w atak paniki. Oślepła. W mgnieniu oka straciła to, co najważniejsze było w jej pracy: wzrok. Na środku ulicy, w tłumie, nie wiedząc za cholerę z czym się mierzyła i czym została oblana. Nie wiedziała, czy straciła wzrok na chwilę, czy permanentnie, jaki kolor miała maź, która upaćkała ją całą zamieniając w obraz nędzy i rozpaczy. Była bliska płaczu – co paradoksalnie mogło przynieść dobry efekt, wymywając z jej oczu to, co zdołało się do nich wedrzeć – ale powstrzymała się, pociągając jedynie raz nosem, gdy Mulciber skutecznie odwrócił jej uwagę.
Nie czuję się szczególnie komfortowo ze świadomością, że mierzysz we mnie różdżką – twierdził, że była przy nim bezpieczna i być może była tylko w pewnym sensie znaczenia tego słowa, wszak dalej pamiętała spotkanie, gdy ta sama różdżka wbiła się w jej brzuch, pozostawiając na śniadej skórze ślad po zaklęciu. Mogła z nim rozmawiać, widywać się i sprawiać pozory, że zapomniała, ale poza dobrą pamięcią do twarzy, posiadała też drugą, mniej pozytywną cechę, jaką była okropna pamiętliwość. Informacja o uzdrowicielu wyraźnie ją uspokoiła; to do medyka powinna udać się od razu. – Cóż, najwidoczniej tym razem rzeczywiście jestem zdana na twoją łaskę i niełaskę – przyznała nieco niechętnie, po omacku przesunęła ręką po męskim przedramieniu, by ostatecznie ująć go pod ramię i pójść tam, gdzie ich pokierował. – Zostałam, ale życie bywa niezwykle przewrotne i pewne okoliczności spowodowały, że musiałam tutaj przyjechać z powrotem na pewien czas – czas, który się przeciągał i jak na razie nie zanosiło się na powroty – na początku to miały być dwa tygodnie, tymczasem minął miesiąc, ale nigdzie mi się nie śpieszy, nowa rzeczywistość Anglii przybrała przyjemniejsze oblicze, a angielska klientela jest, o zgrozo, lepsza, niż francuska – dawniej była przekonana, że za podobne herezje język stanie jej kołkiem w gardle, jednak teraz stwierdziła fakt. Jeśli po roku nie przekonała się do francuskiego podejścia do zakupów, tak nie sądziła, że kiedykolwiek to się zmieni; dumna ze swojego pochodzenia, teraz coraz częściej dochodziła do wniosku, że Anglia wżarła się w nią na tyle, że nie była w stanie się już jej z siebie wyplenić. – A ty, Ramsey, jak się miewasz? Poza tym, że znowu mnie ratujesz – zacisnęła palce wokół jego ręki nieco mocniej, prawie potykając się o wystającą kostkę brukową Pokątnej.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Przejście - Page 10 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Przejście [odnośnik]19.01.22 14:35
Przyglądał jej się bez cienia rozbawienia, ale wokół też nikt się nie zaśmiał. Jego tożsamość nie była oczywista, a jego ścisłe i wyjątkowe powiązania z samym lordem Voldemortem, choć nieukrywane, nie rzucały w tej chwili na niego cienia grozy. Mimo to nikt nie odważył się już tego skomentować. Wyglądała żałośnie, a po jej naturalnym pięknie i wrodzonym wdzięku nie pozostał nagle ślad. Cierpliwie poczekał, aż stanie twardo na nogach, oprze się o niego i pozwoli pomóc, choć bezinteresowna pomoc nigdy nie leżała w jego naturze. Nie inaczej było i tym razem. Nie odpowiedział nic. Nie uśmiechnął się nawet na jej uszczypliwy komplement, wiedząc, że nie musiał, nic nie widziała. Obserwował jak odchyla materiał sukienki i próbuje odciągnąć naiwnie ją od resztek tego, czym została ubrudzoną. Podążył za mazią, która zniknęła w jej dekolcie; bezwstydnie i z czystą przyjemnością.
— Wciąż masz mi za złe tamto? — spytał ze znudzeniem, już dawno zapomniawszy o tym, jak zrobił jej krzywdę. Tamto zagranie nie odniosło oczekiwanego skutku, nie usatysfakcjonowało go. Zapomniał o tym, wymazał z pamięci jako nieistotne. — Dawne dzieje, Solene. Ludzie się zmieniają — odparł z pełnym przekonaniem, choć kłamał jak z nut. Nigdy w to nie wierzył. W ludziach zmieniały się wyłącznie priorytety. — Byłem młody, zazdrosny, stęskniony — kontynuował dalej tę samą nieszczera balladę, starając się jednak, by rozbrzmiała jak najszczersze i najprawdziwsze wyznanie. Zrobił to wtedy z egoistycznej potrzeby, chęci prowokacji, zmuszenia jej do czegoś. Zapomniał, że z nią należało obchodzić się ostrożnie. Nawet jeśli kiedyś planował spalić ten most, za każdym razem kiedy ją widział przypominał sobie, że jej piękno go ujmuje, jak mało co. Cieszy oko, satysfakcjonuje, wzbudza pożądanie. To wszystko znikało wraz z nią, raz za razem, a potem powracało, kiedy los krzyżował uparcie ich ścieżki.
Ruszył wolnym krokiem przed siebie, układając wręcz czule dłoń na jej zaciśniętej na ramieniu dłoni. Opuszkami palców przesunął po jej knykciach, tempo marszu dostosował do niej.
— Nie potrafisz się ode mnie uwolnić. Za każdym razem znikasz, uciekasz wyjeżdżasz, by potem spotkać właśnie mnie — mruknął z uśmiechem, powoli kierując się w prawa stronę; drzwi kamienicy, w której mieszkał znajdowały się niedaleko. Nigdy jej tu nie przyprowadził. Nigdy nie sprawdzał kobiet tutaj; zbyt wiele tajemnic, woluminów, ksiąg, artefaktów znajdowało się w środku.  Zawsze pozostawała to bezpieczna przestrzeń, wolna od kobiecych fochów. Nie pamiętał, że to uległo zmianie. Nie pamiętał, że nie miała być dziś pierwszą, która przekroczy ten próg. — Może najwyższa pora przyznać, że coś cię po prostu do mnie przyciąga. I póki nie stawisz temu czoła, nic się nie zmieni— wyjaśnił, by na dłuższą chwilę umilknąć. Słuchał jej podczas tego spaceru wyjaśnienia, jakże zdawkowego i nieprawdziwego. Oszukiwała sama siebie, ale niegrzecznie byłoby ja w tym oświecić. Uśmiechnął się, wiedząc, że z tak bliska będzie w stanie usłyszeć to w jego kolejnych słowach: że się uśmiechał. — Już jesteśmy. Uważaj na próg.— Z niepohamowaną troskliwością przesunął się na jej drugą stronę, by otworzyć drzwi i je przetrzymać. Lewa dłoń przesunęła się po jej plecach; nisko, na lędźwiach i tam pozostała. Prowadził ją w kamienicę, do środka. Przed nią były już tylko schody, ale stojąc z boku palce z tyłu były jedynym elementem, który utwardzał ją o jego nieprzemijającej obecności.

znikamy do mieszkania



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Przejście - Page 10 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber

Strona 10 z 11 Previous  1, 2, 3 ... , 9, 10, 11  Next

Przejście
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach