Wydarzenia


Ekipa forum
Sala numer jeden
AutorWiadomość
Sala numer jeden [odnośnik]30.03.15 23:57
First topic message reminder :

Sala numer jeden

Niedawna wojna zrobiła z Mungiem swoje - znaczna większość pomieszczeń potrzebuje remontu; pociemniała biała farba na sufitach, którą bardziej określić można jako szaro-żółtą lub zwyczajnie szarą, w zależności od oświetlenia, parapety pomalowane paskudną olejną farbą, wszelkiego rodzaju rysy, obdrapania, ślady po stuknięciach... Chybotliwe łóżka, pod których nogi częstokroć podstawiane są drewniane klocki lub kawałki gazet, by jakoś je ustabilizować, z lekka nieszczelne okna, na które niby rzucane są wszelkiego rodzaju zaklęcia, lecz raczej z dosyć marnym skutkiem... Długo by wymieniać wszelkie mankamenty.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala numer jeden - Page 13 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala numer jeden [odnośnik]09.03.19 0:13
| Pasuje!

Nie przeczuwała najgorszego. Może powinna, zastanowić się gdzie podziewał się Bertie, ale ostatnio działo się wiele rzeczy, o których wolała nie myśleć. Wszelkie sprawy z grasującą amortencją, nasilające się koszmary, wciąż niszczycielskie anomalie, Stonehenge oraz ciemne sprawki części znajomych… nie miała do tego siły. Zastanawiać się w kółko dokąd gnali i dlaczego znikali na długie godziny - to nie była jej sprawa. Nic nią nie było, nieustannie żyła w odseparowaniu od ludzi i nie miała prawa pytać o cokolwiek. Dlatego snuła się po Ruderze jak cień, przeglądała ogłoszenia o pracę… czekała na cud, tak najzwyczajniej w świecie. Licząc, że kiedyś świat się zatrzyma, sytuacja unormuje, a ona… odetchnie z ulgą, wyprostuje swoje życie na tyle, żeby nie musiała się go wstydzić.
Tej nocy nie spała. Nie mogła znaleźć swojego miejsca ilekroć układała się na kanapie; przymykanie oczu nie działało. Wierciła się, dlatego zrezygnowała z dalszych prób. Poszła nawet do pokoju Botta, chcąc się przy nim wyciszyć, ale… zastała łóżko puste. Zmartwiła się, tym bardziej nie potrafiąc zmrużyć oka. Usiłowała zająć się czymkolwiek, z tego powodu sięgała po kolejne książki, choć czytała każdą z nich już tysiąc razy. Przynajmniej. Nerwowość nie ustępowała także w ciągu dnia - Clara zamierzała wreszcie zgłosić zaginięcie (może Marcy zdołałaby pomóc?) wciąż nieobecnego w domu mężczyzny, w końcu tyle zła działo się teraz na świecie, że nie mogła ryzykować. Musieli go znaleźć jak najprędzej.
Patronus zastał ją ubraną w przedpokoju; sięgała po klucze, gdy świetlisty pies zaczął biegać po całym domu, aż wreszcie zatrzymał się tuż przy niej. Waffling rozdziawiła usta ze zdziwienia, oczy natomiast urosły do wielkości spodków od filiżanek - no, prawie. Ta beztroska bijąca z głosowej wiadomości wytrąciła szatynkę z równowagi. Posłusznie powróciła do pokoju nadawcy, po czym pozbierała trochę ubrań z szafy i rzuciła między nimi książkę, dorzucając zresztą kilka swoich egzemplarzy. Zwierzęta musiały jeszcze chwilę poczekać.
W Mungu zjawiła się w mgnieniu oka - zdeterminowana, wystraszona oraz zła jednocześnie. Wpadła do wskazanej przez recepcjonistkę sali jak burza. Drzwi otworzyły się zamaszyście, w oczach Clary jawiło się zdezorientowanie… i chyba jakiś obłęd. - Bertie! - Przekrzykiwali się właśnie imionami, co wzbudziło w czarownicy jeszcze większe rozdrażnienie. Ściągnęła gniewnie brwi, tym razem skonfundowana pytaniem całkowicie od czapy. - Nie, po co miałabym to robić? - spytała zbita z tropu. Pomijając obecną sytuację, Waffling nie miała w głowie ani odrobiny ochoty na flirty, randki czy podrywanie. Nie wynajmowała nawet mieszkania, nie posiadała więc ani odrobiny własnej przestrzeni, o dobrej pracy nie wspominając - kto i dlaczego miałby chęć się z nią umawiać? Jakiś szaleniec. Zresztą, nie posunęłaby się do tak bezsensownych czynów, amortencja działała krótko. Do tego sztucznie wywoływała pożądanie, bez sensu. W ogóle co to za pytanie i dlaczego myślała nad tą odpowiedzią? - Nie, mój miły, źli i podstępni są ludzie, którzy pozwalają innym umierać ze strachu - rzuciła nie kryjąc zdenerwowania oraz troski. Przysiadła na jakimś chyboczącym się stołku obok łóżka, torbę ułożyła na kolanach. - Tak, nic się nie stało - mruknęła już zniecierpliwiona. - Co się stało? Gdzieś ty był tyle czasu, dlaczego jesteś w szpitalu? Masz mi wszystko wyjawić, raz, dwa, trzy - ponagliła czarodzieja, mocniej zaciskając palce na rączkach bagażu. Zamierzała wydusić wyjaśnienia z Bertiego choćby siłą. Mógł krzyczeć, wierzgać i oburzać się, ale Clarence nie zamierzała odpuścić.



Odpłynę wiotkim statkiem w szerokie ramiona horyzont pęknie jak szklana obroża pożegnają mnie ciszą gęstych drętwych zmierzchów iluminacje światła jak ostatni pożar.

Clarence Waffling
Clarence Waffling
Zawód : numerolog, włóczęga, kelnerka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
mieć ręce pod głową
zmrużone oczy
patrzeć jak życie
się toczy…
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t6362-clarence-waffling https://www.morsmordre.net/t7114-poczta-clary#188541 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3566-pokoj-clary
Re: Sala numer jeden [odnośnik]09.03.19 18:37
- Mnie się pytasz? - widział jej zdenerwowanie i chyba w końcu do niego dotarło, że jak się z kimś mieszka to jednak wiadomość można napisać wcześniej. Też martwiłby się o Clarę. Znaczy nie gdyby wyszła na chwilę, może podejrzewałby że bawi się gdzieś z Sue, ale zważywszy na godzinę policyjną to problem jednak trochę wzrastał, Bertie słyszał że patrole bywały bezwzględne i nie patrzyły na to czy wpadły na kobietę czy mężczyznę. No dobra. - Robię przeszpiegi na terenach wroga i jestem przerażony waszą artylerią.
Dodał trochę zaczepnie jak to on, troszkę może usiłując ją rozbawić, żeby się nie gniewała. Choć z drugiej strony dobrze było widzieć ją taką pełna energii. Nawet jeśli jest to energia morderczego typu.
- Przepraszam no. - spojrzał na nią uważniej. - Ale wiesz, to całkiem urocze że się martwiłaś. - puścił jej jeszcze oczko, bo może jak ją troszkę speszy to przestanie się gniewać na niego? - Za chwilę wygryziesz mi Lanę z miana "pani domu", jak ona ma sobie z tym później poradzić?
Uśmiechnął się w jej kierunku.
- Poza tym przypominam, że jestem biedny i okaleczony więc nie wolno na mnie krzyczeć, świat w tej chwili powinien mnie wspierać, a ty jesteś piękną częścią pięknego świata więc działaj razem z nim i bądź dobrym człowiekiem. - dodał jeszcze, korzystając ze swojego jockera, którego zamierzał nadużywać w ciągu tego miesiąca ile się będzie dało, a co tam. A jednak mimo tych wygłupów widać było, że odetchnął z ulgą jak usłyszał, że w Ruderze nic złego się nie stało. Choć uśmiechał się i żartował to w jego pamięci nadal były lepkie macki anomalii, która wciągnęła go wgłąb wąwozu prosto w sam środek koszmaru.
- Anomalia. I nie, nie pchałem się w nią sam. - dodał zaraz, unosząc ręce jakby w obronnym geście. Nie w tę w każdym razie. - Pojawiła się w nocy, w domu, w moim pokoju. Miałem... przywidzenia. Koszmarne. A potem wciągnęła mnie w jakiś ciemny las. Dużo się tam działo.
Chyba nie chciał jej tego opowiadać. Nie lubił wspominać takich rzeczy, nie chciał jej też bardziej martwić - najważniejsze, ze stamtąd wyszli. W większości. Widok kobiety zjadanej przez dzieci nadal pojawiał się od czasu do czasu w jego wspomnieniach.
- Dlatego się martwiłem, czy z wami w porządku. Choć widziałem, że w tym lesie było kilka osób i nikt z was. - dodał. Ulżyło mu. Choć widok niemal martwej Anastasii - po wszystkim co już się jego siostrze przydarzyło? Ta anomalia była koszmarem.
- No, w każdym razie już wszystko dobrze. Tylko hodowanie stopy zajmie miesiąc. - dodał jeszcze, jakby utrata części ciała była w sumie to niczym istotnym, niczym szczególnym. Odrośnie, nie? Choć nadal było mu troszkę niedobrze jak wspominał Alexa wycinającego resztki jego nadpalonej kończyny. Spalonej. - Wiesz, będę potrzebował chyba trochę więcej pomocy w lokalu. - dodał z uśmiechem, odkładając w końcu tę złą gazetę na bok.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala numer jeden - Page 13 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Sala numer jeden [odnośnik]24.06.19 16:21
Złość powoli ustępowała dezorientacji, w jaką wprawiał ją Bertie. Oczy Clary były rozszerzone do granic możliwości, w środku nie skrywając nic, prócz najczystszego niezrozumienia. Wyglądała, jakby ktoś ją poddał całkiem silnemu confundusowi; kobieta mrugnęła kilkukrotnie, starając się nadążyć za słowami obolałego pacjenta, ale coraz mniej pojmowała otaczającą ją rzeczywistość. - To ty zadałeś pytanie - odpowiedziała mu zdziwiona, choć sama miała problem ze zrozumieniem swojego własnego pytania. - Wroga? - powtórzyła głupio, mrugając jeszcze szybciej. - Uważasz kobiety za swojego wroga? - dookreśliła, zupełnie niepotrzebnie wgryzając się w ten nieistotny temat. Czyżby tylko udawał zainteresowanie płcią przeciwną, w rezultacie ukrywając potrzebę kontaktu z mężczyznami? Och, nie, to absurdalne, Waffling. Skup się na prawdziwym problemie tutaj. - Ja też jestem twoim wrogiem? Mam obciąć włosy i zapuścić wąsy? - dopytała, zmuszając się do zachowania powagi; nic nie wyszło z koncentracji na prawdziwej tragedii. W istocie bardzo nieładnie sobie żartowała, ale to on zaczął! To jego wina! Zwłaszcza, że była perfekcyjnie wściekła i zmartwiona, to on odwrócił role, stąd musi teraz cierpieć od własnej broni.
Nawet jeśli tym żartem zdołała odzyskać nieco pewności siebie, to cóż, on, będąc po prostu sobą, znów odebrał grunt pod stopami biednej Clarence. Komplementy do pary z puszczaniem oczka sprawiły, że policzki czarownicy zaróżowiły się, z kolei oczy przeskakiwały dosłownie po wszystkim, tylko nie po okrutnym flirciarzu. Szatynka szybko potrząsnęła głową, po czym odchrząknęła, usiłując wprowadzić się z powrotem w morderczy nastrój. - Nie żartuj sobie ze mnie, Bertie Bott - fuknęła złowieszczo, roziskrzone spojrzenie kierując na twarz oskarżonego. - Lany nie da się wygryźć, to po pierwsze. - W gniewnym głosie można było usłyszeć nutę ciężkiego zrezygnowania. - Po drugie, jakie okaleczenie, o czym ty mówisz? - spytała mocno przejęta, od razu oglądając cukiernika z każdej możliwej strony. Przynajmniej tego, co było widać - na szczęście w ramach morderczego szału nie rzuciła się na odkrywanie prywatności poszkodowanego, co mogło okazać się mocno niezręczne dla obojga. Zamiast tego Clara przybrała nieznoszącą sprzeciwu, waleczną minę, mając nadzieję, że Bertie jakimś cudem pójdzie po rozum do głowy i wyjaśni jej wszystko.
Na wiadomość o lesie, zimny, ohydny dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa czarownicy. Widocznie się wzdrygnęła, od razu myślami podróżując do jej osobistego koszmaru z maja. Jeśli Bott przeżył cokolwiek podobnego… to naprawdę było przerażające. Stąd nagła reakcja - nim ktokolwiek zdołał się zorientować, Waffling niemalże leżała już na biednym, nieszczęsnym mężczyźnie, ściskając go dość mocno. Tak na pocieszenie, oczywiście; ale też z radości, że mimo wszystko przeżył. Nawet jeśli bez… - Stopy? - spytała nieprzytomnie, odsuwając się od niego i patrząc na niego jak na kosmitę. - Merlinie, nie wiem dlaczego ładujesz się w takie tarapaty. Może powinniśmy się przykuć do siebie kajdankami, żebym wiedziała co się z tobą dzieje? - mruknęła ni to poważnie, ni to żartobliwie. - Oczywiście pomogę ci we wszystkim czego będziesz potrzebował - zadeklarowała, poprawiając okulary zsuwające się z nosa. Chwilę później westchnęła, czując powracający na barki ciężar. - Martwię się, Bertie. Nie moglibyśmy jakoś poprawić naszej komunikacji? Proszę? - Zmiana taktyki, z przerażającej na błagalną. Może to coś da?



Odpłynę wiotkim statkiem w szerokie ramiona horyzont pęknie jak szklana obroża pożegnają mnie ciszą gęstych drętwych zmierzchów iluminacje światła jak ostatni pożar.

Clarence Waffling
Clarence Waffling
Zawód : numerolog, włóczęga, kelnerka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
mieć ręce pod głową
zmrużone oczy
patrzeć jak życie
się toczy…
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t6362-clarence-waffling https://www.morsmordre.net/t7114-poczta-clary#188541 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3566-pokoj-clary
Re: Sala numer jeden [odnośnik]25.06.19 21:03
Wzruszył lekko ramionami, nie rozwodząc się mocniej nad kwestią amortencji, a jedynie objaśniając pochodzenie swojego pytania. Choć Clara dość szybko wytknęła mu kolejną niejasność.
- Oczywiście. - postanowił podtrzymać swoją wersję, poszukując na szybko jakiejś logiki do niej, bo przecież nie będzie się wyplątywał kiedy jest to w miarę jasne i sensowne. Szczególnie, że Clara się uśmiechnęła i zaczęła żartować, więc technika robienia z siebie głupka działała. - Życie z wami to ciągła walka, co poradzisz. Ale jaka słodka walka.
Podsumował więc, a zaraz uśmiech na jego twarzy się poszerzył.
- Tak. Wąsy są super, możemy razem zapuścić i podobnie je podcinać. - zaproponował zaraz z jak zwykle nie schodzącym z twarzy uśmiechem. - Ale włosów nie obcinaj.
Przechylił lekko głowę, przyglądając się jeszcze Clarze. Lubił jej włosy. Generalnie nie podobała mu się moda na krótkie kobiece włosy. Czemu ścinać coś tak pięknego?
- Choć w sumie jak zapuścisz wąsa... osz ty. Chcesz być szpiegiem. I to kiepskim szpiegiem, skoro się do tego przyznajesz. - dodał, zakładając ręce na piersi, w jednej dłoni wciąż trzymając zwiniętą gazetę, która to była prowodyrką całej tej dziwacznej dyskusji o gustach, perfumach, szpiegach i wrogach. I wąsach. Nie zapominajmy o wąsach.
Widział, że jego taktyka skutkowała, Clara dała się wciągnąć w głupoty, trochę się poddawała komplementom, nawet się zarumieniła. W sumie to lubił jak to robiła, więc tylko szerzej się uśmiechnął. Naprawdę się cieszył, że ją tu widział.
- Jak możesz sądzić, że żartuję? - spytał absolutnie obrażony. - Czy ja mógłbym ciebie okłamywać? W dodatku w tak poważnym temacie jakim jest piękno, a w szczególności kobiece piękno i piękno świata? - założył zaraz ręce na piersi, nie dając się zbić z tropu jej poważniejszym tonem. Będzie walczył w tej bitwie do ostatniej kropli dobrego humoru, a skoro wszyscy przeżyli tę straszną noc, musiał odbić ją sobie bardzo mocno w tej swojej popapranej psychice.
- No dobra, z Laną masz rację. - westchnął, rozkładając ręce. Lana to Lana, zawsze będzie panią tego domu, ktokolwiek by aktu własności nie posiadał. Wspaniała dusza.
W końcu jednak skapitulował i musiał wyjaśnić, co się działo. I nie był to w końcu żaden sekret. Cieszył się, że już po wszystkim, a kiedy Lare znalazła się przy nim, syknął cicho w jednej chwili. Oparzenie na piersi jeszcze troszkę dawało o sobie znać, choć plusy są takie że najpewniej nie zostawi po sobie blizn. Ułożył się trochę wygodniej i objął ją delikatnie.
- Nie zamartwiaj się. Jest w porządku. Naprawdę. - powiedział jej łagodnie.
- Ale ja się naprawdę nie ładowałem. To się po prostu pojawiło i tyle. Słowo harcerza. Albo cukiernika. I Botta do tego. Nic, a nic nie zrobiłem żeby tam wylądować. - to w sumie było przerażające, ale nie zamierzał rozmyślać nad tym głębiej. Grunt, że udało mu się uciec i, że pozostali są cali.
I choć mówił prawdę to jednocześnie nie wiedział co mówić. Wiedział, że nie poprawia komunikacji, bo on będzie znikał i będzie czasem wracał okaleczony. I nie mógł jej o tym opowiedzieć. Clara była delikatna. Chyba jeszcze bardziej wewnętrznie niż zewnętrznie. I na pewno miała w sobie wewnętrzną siłę, jednak zdecydowanie potrzebowała czasu by ją w sobie zebrać. Nie powinna wiedzieć co się dzieje, nie tak wyraźnie jak musiałby jej to przedstawić.
I na pewno nie chciał jej w Zakonie.
- Nasza komunikacja jest w porządku. Po prostu mi uwierz, że pech się mnie trzyma. Ponownie, czy ja mógłbym cię okłamać? - przesunął lekko palcami po jej włosach. Przyjemnie było mieć ją blisko. - Z resztą pomyśl o tym absurdzie. Leżysz w łóżku, a nagle mroczna, lepka maź wciąga cię prosto do pełnego anomalii lasu. Czy mi mogło się to nie przydarzyć? - wzruszył ramionami. - Grunt, że już po wszystkim. Wróciłem. Tylko miesiąc będę trochę kulał.
Był przerażony, tylko że Bertie traumy ukrywał gdzieś głęboko w sobie. Tak było łatwiej.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala numer jeden - Page 13 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Sala numer jeden [odnośnik]05.07.19 21:16
Musiała odnaleźć szczątki logiki w meandrach bertiowskiej opowieści, co wcale nie było łatwe. Nigdy nie było. Dużo łatwiej wypatrywało się luk, tak jak w tym przypadku - Clara prawdopodobnie nie byłaby sobą, gdyby nie zechciała ich wytknąć. Miała zbyt analityczny umysł. W swoim życiu potrzebowała niezbitych faktów, potwierdzeń naukowych, sensownych rozwiązań. Połączeń przyczynowo - skutkowych. Tak już została egzystencjalnie zaprogramowana i choć kobiecie zdarzało się z tym walczyć, to najczęściej i tak kończyło się na nieudanych próbach. Może dlatego nie miała przyjaciół; zbyt mocno skupiona na rozsądku zbyt rzadko pozwalała sobie na płynięcie z prądem. Spontaniczna bywała jedynie podczas sytuacji podbramkowych, czyli kiedy świat wymuszał na Waffling pewne konkretne zachowania. Źle odnajdywała się w niespodziankach oraz chaosie - kto by pomyślał, że w tym samym momencie czuła się tak dobrze w obecności szalonego Botta? Z pewnością nie ona.
- Mogłam przewidzieć to, że będziesz zaciekłym wojownikiem - skwitowała z mieszaniną pewnego rodzaju rozczulenia jak i pozostałością po oburzeniu. W międzyczasie czarownica starała się stłumić w gardle parsknięcie śmiechem; przykryła nawet usta drobną dłonią, aczkolwiek kilka niekontrolowanych zgłosek wydostało się na powierzchnię. - Nie mogę się doczekać - przyznała, jednocześnie nieco obawiając się swojego nowego wizerunku. Nigdy nie wyobrażała sobie swej twarzy z wąsami - nie była przekonana, czy to dobra zmiana wyglądu. I nieważne, że obrzucali się żartami. Clarence jak zawsze zbyt dużo analizowała.
- Rzeczywiście! - potwierdziła oburzona i zaskoczona w tym samym czasie. Otworzyła bezradnie usta. - W porządku, poczekam, aż zapomnisz. Wtedy wrócę do mojej roli szpiega. Dzięki temu nic mi już nie umknie, żadne twoje podejrzane wyjście - dorzuciła tryumfalnie. Lewa brew powędrowała do góry, z kolei szare oczy zmierzyły sylwetkę Bertiego podejrzliwie. Oczywiście, że na to nie pójdzie. Będzie się zapierał, bardziej kontrolował. Dobrze, że miała w sobie nieco zdolności detektywistycznych, z tego powodu śmiały plan miał szanse na ziszczenie się.
Myślała tak do momentu podjęcia przez mężczyzny gry - gry polegającej na tym, że zdezorientuje swoją przeciwniczkę komplementami. Po części się udało, Clara czerwieniła się, chrząkała i poprawiała spadające z nosa okulary. To cud, że zdołała powrócić na prawidłowy tor rozmowy. - …tak - odpowiedziała na wszystkie jego pytania. Naprawdę potrafił żartować, nawet na poważne tematy. Nie mówiąc już o fałszywych pochlebstwach. - Mówisz to tylko dlatego, żebym na ciebie nie krzyczała i nie domagała się wyjaśnień. Znam cię na tyle - stwierdziła zdeterminowana, pewna siebie. Zmarszczyła niezadowolona czoło. Ta gra w udawanie obrażonego nie działała. Waffling miała świadomość, że Bott był po prostu potwornym krętaczem. Wszystko, żeby uniknąć odpowiedzialności. - Zawsze mam rację. Ze wszystkim - sprostowała go, luzując uchwyt dłoni na torbie. Nie powinna się denerwować. Prościej się o tym myślało niż realizowało ten szatański plan. - W porządku? - oburzyła się. - Mamy inne definicje w porządku - żachnęła się. - Wierzę ci. Choć może nie powinnam. Ale nie bagatelizuj niczego. To dlatego nic mi nie mówisz. Chcę wiedzieć, nawet jeśli ta wiedza nie należy do przyjemnych. Chcę móc pomóc zamiast czuć się bezradnie. Rozumiesz? - doprecyzowała, odwołując się poniekąd do uczuć czarodzieja. Zależało jej na tym. Na nim. Był dla niej najbliższą osobą, nie miała nikogo innego. Nawet jeśli zamierzał ją odpychać, ona nie zamierzała się poddawać. Już raz to zrobiła - zniknęła. Nie powinna robić tego nigdy więcej. Nie, kiedy mogła coś zrobić. Coś zmienić. To nie była przegrana sprawa, przez którą powinna podkulić ogon i uciec. Istniały jeszcze możliwości. - Nie chodzi tylko o stopę, wiem to - westchnęła, ugłaskana w przenośni oraz dosłownie. - I nie tylko o informacje. To znaczy, chcę ich, ale nie tylko. Powinniśmy ze sobą rozmawiać zamiast udawać, że jest w porządku, kiedy nie jest. Nie musisz tego dźwigać sam. Może mnie nie widać, ale zawsze jestem gdzieś obok i zawsze chętnie z tobą porozmawiam. O wszystkim - ciągnęła niezłomnie temat, ze wszystkich sił starając się nie westchnąć ponownie. Nie wiedziała jak do niego dotrzeć, więc błądziła po omacku. Szukała drzwi, przez które mogłaby się wślizgnąć. Nie dlatego, że była wścibska, a właśnie dlatego, że się martwiła. Powinien jej na to pozwolić. - Nie mówisz mi przez to, co ci niedawno wyznałam? - spytała. Miał ją za zbyt słabą? O to chodziło?



Odpłynę wiotkim statkiem w szerokie ramiona horyzont pęknie jak szklana obroża pożegnają mnie ciszą gęstych drętwych zmierzchów iluminacje światła jak ostatni pożar.

Clarence Waffling
Clarence Waffling
Zawód : numerolog, włóczęga, kelnerka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
mieć ręce pod głową
zmrużone oczy
patrzeć jak życie
się toczy…
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t6362-clarence-waffling https://www.morsmordre.net/t7114-poczta-clary#188541 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3566-pokoj-clary
Re: Sala numer jeden [odnośnik]11.07.19 0:35
Byli absurdalnym zestawieniem. Dwójką osób, która miałaby raczej marne szanse się dogadać, gdyby poznali się dzisiaj. Clara najpewniej wzięłaby go za błazna, on pewnie by ją pozaczepiał, jak to zaczepia nie raz kobiety, ale dałby się spławić. Dzieciaki patrzą jednak na świat inaczej, szczególnie takie dzieciaki które są zamknięte przez cały rok w budynku z określoną grupą. Zaczynają się sobie przyglądać, porozumiewać i odkrywać, że ludzie z którymi niekiedy nie mają nic wspólnego potrafią być dobrymi przyjaciółmi, dziwnym oderwaniem do innego świata.
- Zawsze. - Bertie ponownie uśmiechnął się, pokazując przy tym zęby i podtrzymując swój absurdalny tok rozumowania w którym Clara może doszukiwać się logiki jeszcze długo, jeśli ma ochotę. Pewnie w końcu sama by jakąś stworzyła. Czy byłoby to takie złe rozwiązanie?
- Dopóki nie wyrosną, mogę ci je domalować. Tylko nie mam pióra pod ręką. - stwierdził, zastanawiając się jeszcze chwilę czy nie dałoby się gdzieś skombinować, jednak nie miał niestety pomysłu. Choć czy uzdrowiciele nie powinni mieć tu jakichś kałamarzy? - Pasowałyby ci takie z zawijasem na końcach.
Dodał jeszcze tonem znawcy, bo przecież znał się na wąsach, własne nawet nosił jakiś miesiąc. I pewnie jeszcze je kiedyś zapuści, choć raczej nie na długo.
- Czy wyjście na piwo też jest podejrzane? - spytał zaraz przerażony perspektywą tego, że Clara będzie go obserwować. W gruncie rzeczy docierało do niego, jak wiele racji miał Sam jakiś rok temu. Zakon nie sprzyjał bliskim relacjom, szczególnie relacjom z ludźmi spoza Zakonu. - Obiecuję zawsze zabierać jakąś przyzwoitkę. Steff się nada albo taki Alex, mają już wprawę w zatrzymywaniu zbyt głupich pomysłów.
Możliwe, że gdyby to była prawda, Farley nie złamałby tej zimy ręki na dachu Rudery w konkursie kto dalej zjedzie, to jednak jest niewygodny detal, a o takich chyba nie ma sensu wspominać. Z resztą czym jest złamana kość kiedy jesteś uzdrowicielem?
Wiedział, że musi uważać. Był ostrożny, zadziwiająco wręcz jak na siebie ale prawda była taka, że Clara potrafiła obserwować. Czy tylko jego, czy wszystkich w Ruderze, tego nie wiedział. Choć łatwo było wykręcić się tym że wyciąga Sue na cukiernicze zakupy albo idą coś zobaczyć. Ostatecznie i tak czasem wychodzili gdzieś razem, także w niezakonowych sprawach.
I kiedy jego kolejny napad komplementami nie zdał swojego zadania, Bertie poczuł się rozbrojony z najsilniejszej broni jaką posiadał. Rozłożył teatralnie ręce i przyglądał się Waffling ze szczerym, a jakże oburzeniem.
- Jak możesz?
Pokręcił głową obrażony i w ogóle. Komplementów akurat fałszywie nie prawił, choć w tej dziedzinie był o to podejrzewany najczęściej - to w sumie dość niesamowite. Choć zapewne powiązane z tym, że wypływały one z jego ust często i gęsto. Nadużywana broń w końcu zaczyna odbijać się od tarczy jak widać.
- Ale to nie zmienia faktu, że mówię prawdę. - uśmiechnął się znów szeroko. Cóż, nie mógł zaprzeczyć, jego strategia była zapewne zbyt oczywista, szczególnie dla analitycznego umysłu Waffling. Grunt jednak, że podziałało, bo Clara dawała się odciągać od głównego chyba tematu i w sumie to nie krzyczała, a nawet trochę się śmiała, więc chyba się nie obrazi.
Przechodziła jednak powoli z gróźb w prośby czy bezsilności i to było znacznie trudniejsze do pokonania. Bertie zdecydowanie wolał walczyć ze złością niż smutkiem. Czas zacząć bardziej uważać na słowa?
- Nie trzeba mi pomagać, Clara. I nie musisz czuć się bezradnie, bo wszystko jest dobrze. Trochę mam ostatnio więcej nerwów bo lokal czy długi, praca w kółko, do tego to zamieszanie z komunikacją i tak dalej, ale to tyle. Nie ma jakoś mocno o czym gadać. - Większość czasu spędzał w lokalu, Lare z resztą nie raz mu pomagała. Wracał do domu zmęczony, mniej wychodził z ludźmi bo miał mniej czasu, za to takimi towarzyskimi wyjściami tłumaczył jeśli pytano go co robi w chwilach kiedy nie mógł powiedzieć prawdy. Gorzej, jeśli wracał poobijany - choć po prostu wtedy starał się iść prosto do siebie, lub najpierw do Farleya a potem do siebie.
- Muszę cię gdzieś wyciągnąć, żebyś się chociaż chwilę nie martwiła na zapas. - zdecydował w odpowiedzi na jej dalsze słowa. Znów się przy tym lekko uśmiechnął. - Nie wiem gdzie. - gdzie jeżdżą ludzie z długiem w wysokości tysiąca galeonów? - Ale coś wymyślę.
Jemu też się przyda chwila oddechu. Wesołe miasteczko może będzie dobrą opcją, dawno tam nie był. Tylko w tej chwili Clara użyła broni ostatecznej i Bertie nie do końca był w stanie dalej bagatelizować jej wypowiedzi, jeśli nie chciał żeby znów się w sobie zamknęła. Wypuścił z siebie powietrze i milczał więc przez chwilę. Zastanawiał się.
- Nie. - nie lubił tłumaczyć takich rzeczy. Nie analizował siebie zbyt mocno, nigdy nie czuł takiej potrzeby. Zawsze po prostu funkcjonował w naturalny dla siebie sposób. - Lare, zdarza mi się wygadać. Dobrze wiesz bo już tego słuchałaś. - strasznie dziwnie było mu się przyznać do problemów wtedy, na jednym z ich pierwszych wspólnych spacerów po Dolinie, a jednak chyba trochę potrzebował wtedy przyznać że nie wszystko co robi idzie tak gładko i idealnie jak z boku może czasem wyglądać. - Ale to są konkretne chwile. Wiem, że jesteś obok i że zawsze mogę do ciebie przyjść. Nie jesteś niewidzialna, choć wiem jak się starasz. Po prostu daj mi funkcjonować po mojemu, okej? Na prawdę nie dzieją się żadne dramaty. A to, że opowiedziałbym ci cały ten koszmar tylko by go urzeczywistniło.
Odetchnął, a ostatnie zdanie było chyba najprawdziwszą rzeczą jaką powiedział tego dnia. Nie licząc komplementów rzecz jasna. Bertie radził sobie w ten sposób od zawsze - po prostu zamykał wszystko co złe, odpychał negatywne myśli, udawał że ich nie ma aż w jakiś sposób na prawdę się oddalały. Im bardziej był zdołowany tym bardziej się wygłupiał. I tylko od czasu do czasu coś z niego ostatecznie musiało uciec.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala numer jeden - Page 13 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Sala numer jeden [odnośnik]23.07.19 21:05
Mawiali, że przeciwieństwa się przyciągają. Jednak czy można darzyć sympatią kogoś całkowicie odmiennego? Z innymi poglądami na świat, hołubiącemu innym wartościom? Taka wizja prezentowała się raczej nieznośnie niemożliwie. Oni nie różnili się od siebie tak bardzo - przynajmniej Clara wolała o nich w ten sposób myśleć. Może to był strach przed samotnością, może rzeczywiście łatwiej nawiązać znajomości będąc zamkniętym w szkole; nie dopytywała, choć przecież uwielbiała analizować. Rozkładać na czynniki pierwsze, pojmować przyczyny wszechrzeczy. Przyznawała to niechętnie - nie zawsze istniała szansa na zrozumienie niektórych życiowych zagadnień. Część z nich po prostu zdarzała się, wbrew znakom na niebie i ziemi, wbrew logice znanej ludzkości. Do niektórych rozwiązań należało dotrzeć, inne skryć pod płaszczem pozorów, zwyczajnie przyjmując ich istnienie. Bez konkretnej przyczyny. To najtrudniejsze zadanie jakie mogło spotkać jakiegokolwiek Wafflinga.
Pokręciła z niedowierzaniem głową, starając się ukryć delikatny uśmiech wstępujący na gniewną dotąd twarz. Bertie zawsze był przesadnie pewny siebie, brawurowo odważny oraz uparty jak osioł, co stanowiło niebezpieczną mieszankę. Nie brnęła w nią dalej, woląc pozostać urzeczoną nieustającemu urokowi prawdziwego amanta - nawet w szpitalu, pozbawionego stopy oraz nieskończonej ilości towarzystwa. Bott rzadko bywał sam, prawdopodobnie źle czując się w samotności. Kolejny punkt, jaki ich od siebie odróżniał. - Też nie wzięłam. Musimy chyba przeżyć bez moich zakręconych wąsów - odpowiedziała, nadal nie wierząc, że brnęła w podobne dyskusje. Miała przed sobą prawdziwego zawodowca w odwracaniu uwagi i kota ogonem. - Żebym mogła je kusząco podwijać palcem? - spytała, nie kryjąc już rozbawienia wzbierającego pod poważną powierzchnią kobiecej aparycji. Czasem nie dało się walczyć z żywiołem jakim był leżący przed nią mężczyzna. Odznaczał się zbyt dużą siłą i determinacją, niestety. Niestety, ponieważ to one namawiały go do brnięcia w każde możliwe kłopoty. - Nie, o ile idziesz na piwo, nie na rozróbę w pubie - stwierdziła, natomiast jedna z brwi podskoczyła do góry. Jakby zamierzała wybadać oskarżonego, która z opcji podobała mu się bardziej. Swoją drogą, ona żartowała, z kolei Bertie za mocno zdenerwował się tym dowcipem. Podejrzane. - W porządku - westchnęła na zgodę, choć wcale nie musiała jej wydawać. Zrobiłby co chciał, nie patrząc na nią i jej uczucia. Był wolnym człowiekiem, ona natomiast nikim istotnym. Opinia Clarence nie miała w sobie żadnej wagi ani pożytku, musiała się z tym pogodzić. Ze świadomością, że nie miała nad niczym kontroli, nawet tej minimalnej. Nawet nad sobą samą; życie przestawiało ją z kąta w kąt według własnej woli.
Te wątpliwości były wywołane brakiem wiary w siebie. Nigdy niekochana, nieobdarzana troską czy czułością nie sądziła, że zasługiwała na komplementy. Nie widziała w sobie nic ponad szarą myszkę o zniszczonym życiu. Nie potrafiła przyjmować pochlebstw, do każdego podchodząc z nieufnością oraz podejrzliwością. Tego, że chcieli nimi coś osiągnąć. Nawet on, Bott, zamierzał wyciągnąć z tego korzyści - żeby szatynka nie męczyła więcej niewygodnego tematu, zamiast tego skupiając się na tych wesołych i lekkich, zupełnie jak typowe gadki na podryw. - Niech będzie. - Znów dała za wygraną, wzdychając przy tym ciężko. Co się stało z jej asertywnością, chęcią mordu jaką czuła drobiąc po szpitalnych korytarzach? Uleciała równie szybko, co się pojawiła. - Nie musisz mnie nigdzie wyciągać - odparła zdziwiona. Niepewnie poprawiła okulary, zastanawiając się nad czymś. Na czole pojawiła się delikatna, podłużna zmarszczka. - Zwłaszcza z tą twoją nogą. Jednak chętnie gdzieś z tobą posiedzę - zadecydowała uśmiechając się nieśmiało. Po prostu chciała spędzać z nim czas, nieważne gdzie. Nigdy nie była ani wybredna, ani wymagająca. Jeśli Clara miała w sobie jakąś zaletę, to z pewnością było nią cieszenie się z najmniejszych rzeczy i docenianie każdej miłej rzeczy jaką otrzymywała od innych. Nie prosiła o więcej - pomijając oczywistą chęć niesienia pomocy. Słysząc ostatnie słowa Bertiego wyraźnie posmutniała. Nawet nie dlatego, że nie chciał z nią rozmawiać; wyraźnie powiedział, że powinna zostawić go samego sobie, dając jej do zrozumienia, że przekroczyła granicę. Poczuła wtedy nieprzyjemne ukłucie w sercu, które spowodowało szybsze mruganie powiek. - Och, dobrze - wyrzekła, starając się brzmieć jak najbardziej neutralnie, aczkolwiek mogło ją zdradzić lekkie drżenie głosu. Odchrząknęła, zamierzając doprowadzić go do porządku. - Przyniosłam ci te rzeczy, o które prosiłeś - powiedziała wtedy, przenosząc torbę ze swoich kolan na łóżko. - Potrzebujesz czegoś jeszcze? - spytała wstając. Usiłując wmówić sobie, że potrzebował odpoczynku. Tak, to było powodem, tak, nic innego. Westchnęła do siebie w myślach, choć udawanie neutralności przychodziło Waffling z niemałym trudem; nie miała aktorskiego zacięcia. Może dlatego nagle zapragnęła stąd wyjść.



Odpłynę wiotkim statkiem w szerokie ramiona horyzont pęknie jak szklana obroża pożegnają mnie ciszą gęstych drętwych zmierzchów iluminacje światła jak ostatni pożar.

Clarence Waffling
Clarence Waffling
Zawód : numerolog, włóczęga, kelnerka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
mieć ręce pod głową
zmrużone oczy
patrzeć jak życie
się toczy…
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t6362-clarence-waffling https://www.morsmordre.net/t7114-poczta-clary#188541 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3566-pokoj-clary
Re: Sala numer jeden [odnośnik]25.08.19 22:34
- No trudno. - westchnął, rozkładając ręce i godząc się przy tym na to, że nie rozwiążą zbyt łatwo sprawy wąsowej. Może innym razem, może innego dnia, może poszuka zaklęcia, które przyprawia wąsy. Choć lepiej nie, nawet Bertie wie że lepiej by żarty nie zachodziły za daleko.
Jeszcze by się Clara potem nie chciała ogolić i co wtedy? - Dokładnie. Zapuścimy razem i pokażę ci jak to się robi.
Zapewnił jeszcze zadowolony z efektu, bo Clara dała się porwać w głupoty i już nie ma mu za złe tego, że jest głupi. Przynajmniej chwilowo, ale jak raz dała się odciągnąć od tematu to pozwoli na to znowu.
- Spójrz na mnie, czy ja wyglądam na kogoś kto lubi się bić? Co najwyżej rozsmaruję komuś tort na twarzy. - dodał tonem ostatniego niewiniątka. W sumie to po części tak było. Bertie nie lubił przemocy. Godził się z nią i to przerażało go niesamowicie, ale nie lubił jej i nie stosował jeśli nie uznawał że to potrzebne. Wystarczy z resztą spojrzeć na jego aparycję - niby wysoki, ale chudy, bez imponującego umięśnienia, czy prawie bez umięśnienia, do tego szczerzy się właśnie jak kretyn.
- Ty tak naprawdę sądzisz, że ja wyleżę w łóżku czy na kanapie miesiąc? - na twarzy Botta pojawił się wyraz powątpiewania, a jego prawa brew uniosła się lekko ku górze. Z ust nie znikał jednak uśmiech, bo jakże mógłby? - Siedzimy razem co chwila, gdzieś wyjdziemy. Czy ty wyjdziesz, a ja sobie miotłą pomogę. - zadecydował zaraz, bo taki miał super plan tylko bez planu, bo w sumie to nie miał pojęcia gdzie to wielkie wyjście się szykuje. Możliwe, że trochę próbował nieświadomie zarazić Clarę swoim zwyczajem zajmowania sobie czasu, kiedy w głowie pojawiają się zmartwienia. A może po prostu chciał z nią gdzieś wyjść i nie ma w tym żadnego dziwnego podtekstu.
- Może mugolskie kino? - spytał, ale zaraz westchnął. - Bez sensu z miotłą. No, pomyśli się jeszcze. Chyba, że masz pomysł?
Upomniał się zaraz, bo tak wymyśla i narzuca, a może Clara ma miejsce w które chciałaby się wybrać i które się dla niego nadaje?
Nawet taki głupiec jak Bott musiał zauważyć, że sprawił jej przykrość. Nie próbował jednak tego ratować. Nie wiedział jak. Czuł, że to może być zbyt trudne, że może to lepiej zostawić pewien dystans w jego sytuacji - jakkolwiek skomplikowany ten by się chwilami nie wydawał. Po prostu przemilczał, biorąc zaraz przyniesiony pakunek.
- Dziękuję. - odezwał się. - Nie. Niedługo pewnie stąd wyjdę. Czy wylecę albo wyskoczę. - uśmiechnął się lekko. - Nie próbuję cię odsunąć, Lare. Po prostu działam po swojemu.
Spróbował jednak jakoś się wytłumaczyć. Jakkolwiek, choć czuł, że za wiele to już nie da.
- Nie chodzi o ciebie, a o to że nie lubię o takich rzeczach mówić.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala numer jeden - Page 13 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Sala numer jeden [odnośnik]30.10.19 21:00
Dobrze było czasem odwrócić wzrok od wielkiej sterty zmartwień. Poudawać, że te nie istnieją. To było trudnym zdaniem dla kogoś takiego jak Clara, ale przy Bertiem wszystko wydawało się możliwe. Nie tracił pogody ducha bez względu na wszystko, zawsze też znajdował dowcip w najmroczniejszych z czasów. Chyba to właśnie dlatego tak bardzo lubiła z nim przebywać. Sprawiał, że przeszłość nie bolała tak mocno, z wolna rozmywając się w powietrzu teraźniejszości oraz najdziwniejszych wizjach przyszłości. Nawet pomysł, że miałaby posiadać wąsy okazywał się w pewien sposób rozczulający - do tego stopnia, że chęć mordu zanikła, a wraz z nią zmartwienie jakie odczuwała jeszcze parę chwil temu. Nie znaczy to oczywiście, że Waffling nie martwiła się wcale, choć bez wątpienia dużo mniej niż w momencie, gdy nie wiedziała czego należało się spodziewać po będącym w szpitalu mężczyźnie. Równie dobrze mógł nie mieć połowy ciała lub dolegać mu coś równie paskudnego - tego nie życzyłaby nikomu, nawet największemu wrogowi, którego zresztą nawet nie miała. - Innym razem - stwierdziła więc ugodowo, z kolei uśmiech na jasnej twarzy poszerzył się nieznacznie. Tak, nadal próbowała wyobrazić sobie siebie z wąsem, nawet takim domalowanym. - Zgoda. Jesteśmy umówieni - zadecydowała. Cała ta ich wizja brzmiała abstrakcyjnie, ponieważ czarownica naprawdę musiałaby załatwić sobie owłosienie pod nosem zaklęciem, żeby ten pomysł miał rację bytu, ale to nic. Przynajmniej przez krótką chwilę mogli poczuć się swobodnie. Bez patrzenia na otoczkę oraz okoliczności tego spotkania.
Zrobiła to, o co ją prosił. Spojrzała na niego oceniającym wzrokiem oraz z zamyśloną twarzą. Podrapała nawet brodę niczym zastygły w rzeźbie antyczny myśliciel jakby naprawdę intensywnie rozważała czy Bott nadawałby się na zabijakę. - Rzeczywiście nie wyglądasz na nikogo takiego. Raczej jesteś na to zbyt chuderlawy. - Czyżby zamierzała uderzyć w męskie ego? Prawdopodobnie. - Zostańmy więc przy tortach - poprosiła mimo wszystko grzecznie i uprzejmie. Nie chciała zbyt mocno ingerować w życie Bertiego, aczkolwiek przy okazji próbowała coś ugrać. Cokolwiek, żeby tylko ograniczyć dramatogenność leżącego w łóżku czarodzieja. Choćby na krótki okres czasu, ponieważ Clarence nie wierzyła w resocjalizację tego uparciucha, acz nawet parę chwil wolnych od umierania brzmiało całkiem nieźle, prawda?
Nie umiała powstrzymać dobrodusznego wywrócenia oczami. Oczywiście, że nie zamierzał siedzieć, dlaczego się łudziła? - Nie licz tylko, że będę cię nosić na barana - mruknęła jakże potępiająco, gdy wspomniał o miotle, później natomiast o jej bezsensowności. - Mogę cię zabrać na wózek i będziesz udawać moje dziecko - dodała prześmiewczo, ponownie poprawiając okulary. - Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę - zapewniła, nie chcąc rozmyślać nad tym tutaj i teraz. Szczególnie, że chciała z nim poważnie porozmawiać, czego nie chciał z kolei on, więc musiała wstać ewakuując się z tego miejsca. Zbyt wiele emocji zaczęło kłębić się w drobnym ciele i żadna z nich nie nadawała się na publiczne wystąpienie. Także przed beztroskim cukiernikiem wykluczającym ją ze swojego życia. Choć mówił coś zupełnie odwrotnego. - Okej - odparła bez przekonania. - To do zobaczenia. Jak coś to pisz. - Zmusiła się do niewesołego uśmiechu, po czym pospiesznie wyszła z sali. Ze szpitala. Z miasta.

|zt Bertie i Clara



Odpłynę wiotkim statkiem w szerokie ramiona horyzont pęknie jak szklana obroża pożegnają mnie ciszą gęstych drętwych zmierzchów iluminacje światła jak ostatni pożar.

Clarence Waffling
Clarence Waffling
Zawód : numerolog, włóczęga, kelnerka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
mieć ręce pod głową
zmrużone oczy
patrzeć jak życie
się toczy…
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t6362-clarence-waffling https://www.morsmordre.net/t7114-poczta-clary#188541 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3566-pokoj-clary
Re: Sala numer jeden [odnośnik]13.11.22 8:49
7 maja 1958
Środowe dyżury, od momentu objęcia pieczy nad oddziałem zatruć w Szpitalu Świętego Munga, stały się dla Zachary'ego tym dniem w tygodniu, kiedy najwięcej ze swojego czasu poświęcał faktycznej pracy z pacjentami. W murach budynku zjawiał się skoro świt, jeszcze przed oficjalnym zakończeniem nocnej zmiany, by w spokoju przygotować się do porannego obchodu w towarzystwie uzdrowiciela prowadzącego oraz wyznaczonego stażysty. Wraz z rozpoczęciem wojny harmonogram ten uległ zmianie; dość drastycznej, prawdę mówiąc, lecz i do niej Shafiq nawykł łatwo, szybko adaptując się do warunków, w których musiał działać, do oczekiwań, które przed nim stawiano. Tradycyjnie zjawiał się kilka minut przed szóstą rano i zamykał w wyznaczonym ordynatorskim gabinecie. Wyczarowywał światło pod sufitem i z wolna krzątał się z filiżanką słabej herbaty. Zapasy szpitala w tej kwestii ostatnimi czasy były coraz słabsze. Nie krzywił się już tak mocno, smakując językiem w zasadzie gorącej wody z lekkim posmakiem herbacianej mieszanki. Stos dokumentów na stole zwykł piętrzyć się i czekać na wszelkie działania z jego strony. Dziś, chwała bogom, nie było ich zbyt wiele. Raptem kilka pilnych raportów, z którymi musiał zapoznać się przed obchodem; zatwierdzenie zleceń na zakup niezbędnych ingrediencji szczególnie mocno przykuwało jego uwagę. Odpowiedzialny nie tylko za stan pacjentów przyjętych na oddział, lecz i za finansową kondycję tego piętra, porównywał listę zamówień z ostatnią inwentaryzacją ingrediencji oraz tygodniowym dziennikiem z pracowni alchemicznej. Przez całe miesiące wnikliwego zgłębiania tego rodzaju tajemnic nabrał pewnej wprawy, rozeznania dającego przewagę w dyskusji, choć w istocie dyskutować z kim nie było. Zostawił więc swoje własne dyspozycje oraz notatki i zostawił na recepcji, skąd miały zostać zabrane przez głównego alchemika po rozpoczęciu zmiany. W zmian zgarnął stos innych dokumentów i zszedł na parter; od momentu rozpoczęcia wojny coraz częściej opuszczał piętro zatruć. Mimo nobilitacji w szpitalnej hierarchii nie wyrzekł się pracy z pacjentem. Wiedział, że jego doświadczenie oraz wiedza służyły we właściwy sposób – ratowały życie, a nawet stanowiły przykład dla stażystów starających się zostać wykwalifikowanym uzdrowicielem.
Właśnie dziś kilkoro z nich miało pełnić pieczę pod jego okiem. Zachary nie zastanawiał się długo nad tym, czemu właśnie jemu przypadła ta odpowiedzialność. Świadomie brał brzemię na własne barki, zatrzymując się niedaleko młodziutkiej, znacznie od niego niższej stażystki. — Panna Wilde? — zapytał, omiatając przestrzeń wokół. — Zachary Shafiq, ordynator oddziału zatruć — przedstawił się krótko, spoglądając na czarownicę zwyczajowym, dość obojętnym spojrzeniem. Dla niektórych, może nawet dla większości, wydawało się ono zimne w połączeniu z ciemnymi włosami, brodą, a przede wszystkim znacznie ciemniejszą karnacją, ale i o tym nie myślał zbyt często. Nawykł prędko; praca nie pozwalała pogrążyć się w osobistym rozterkach. — Z tego co mi wiadomo, miała być was trójka — podjął po chwili, zerkając na podkładkę z dokumentami. — Dobrze, nie będziemy czekać. Tędy proszę. — Wskazał korytarz, po czym zabrał jeszcze kilka kart z recepcji i poprowadził do pierwszej z sal, w której mieli zająć się pacjentami czekającymi na pomoc.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sala numer jeden - Page 13 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732

Strona 13 z 13 Previous  1, 2, 3 ... 11, 12, 13

Sala numer jeden
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach