Uroczysko
Strona 4 z 4 •
1, 2, 3, 4

AutorWiadomość
First topic message reminder :


Uroczysko
Zejście na uroczysko odchodzi od sali balowej rezydencji - prowadzą tam strome, kamienne schodki otoczone gęstymi zielonymi krzewami. Jest to zaczarowany skrawek plaży, przeobrażony z kamienistej, wąskiej plaży w piaszczyste zacisze odgrodzone magicznymi barierami od miejsc znanych mugolom. Wszechobecna cisza mącona jest jedynie przez delikatny, kojący szum morza. Osłonięte przed wiatrem klifami daje przepiękny obraz na znajdującą się nie tak daleko Francję.
Gdy się poznali, była jeszcze dzieckiem. Zbuntowaną nastolatką pragnącą nade wszystko wziąć los w swoje ręce i postrzegającą małżeństwo jako złotą klatkę, w której próbowano ją zamknąć. Te wszystkie lata spędzone w Beauxbatons poświęciła na naukę nie tylko magii, ale i manipulacji. Zapatrzona w starsze koleżanki słuchała w jaki sposób wykorzystywać kobiece wdzięki oraz intrygi aby postawić na swoim. Miłość? To była bajka tylko dla najbardziej naiwnych. Callista nigdy nie liczyła na płomienne uczucie pomiędzy nią, a partnerem wybranym dla niej przez rodzinę. Gdy młoda Lady dziś wspominała te czasy, z rozbawieniem zauważała jak wszystko zmieniło się wraz z poznaniem Mathieu. Zimna krew odeszła w zapomnienie, tak samo jak plany owinięcia sobie kawalera wokół małego palca. Zamiast tego sama całkiem straciła głowę dla brązowookiego bruneta i pomimo wielu przeszkód, jakie napotkali na swojej drodze, nigdy uczuć żywionych do Rosiera nie żałowała. To on rozbudził ogień w jej sercu oraz niezmordowaną wolę walki. Dodawał jej sił, jednocześnie stając się blondynki największą słabością. Dla niego gotowa była poświęcić wszystko, na szczęście kapryśny los zlitował się nad kochankami, ich związek wracając na właściwe szlachetnie urodzonym tory. A jeśli była to swoista próba, ją chyba też przeszli pomyślnie.
Tymczasem stopnie lady Avery pokonywała powoli, po części przez ich stromość, po części by rozkoszować się spojrzeniem ukochanego wpatrzonego w jej sylwetkę. Nawet angielskie lato postanowiło pójść Rosierowi na rękę serwując im ciepły, niezbyt wietrzny wieczór okraszony kolorowym zachodem słońca. Było tak pięknie, że kobiecie zabrakło wręcz słów i dopiero gdy Mathieu podniósł jej dłonie do swoich ust, zdobyła się na ciche - Chérie - odwzajemniając jego uśmiech. Uścisk był zdecydowanie czymś nowym, przynajmniej inicjowany ze strony bruneta. Zbyt długo skąpił jej bliskości, zobligowany obietnicą złożoną rodowi Selwyn, dlatego Callista była bardziej niż otwarta na podobne gesty, nos subtelnie wtulając w pierś ukochanego.
- To dla mnie? - zapytała, podnosząc z koca bukiet, który czekał obok jej miejsca. Nigdzie indziej na świecie nie spotkała róż o tak intensywnej barwie oraz zapachu, jak te hodowane przez Rosierów. W głowie już wił jej się obraz Mathieu starannie wybierającego dla niej najpiękniejsze okazy w domowym Rosarium. Lord oczywiście nie mylił się w swoim przekonaniu, że dla blondynki od samego prezentu bardziej liczył się gest - Możesz być pewien chérie, że czas wypełnia mi radosne oczekiwanie na zostanie Twoją żoną.
Tymczasem stopnie lady Avery pokonywała powoli, po części przez ich stromość, po części by rozkoszować się spojrzeniem ukochanego wpatrzonego w jej sylwetkę. Nawet angielskie lato postanowiło pójść Rosierowi na rękę serwując im ciepły, niezbyt wietrzny wieczór okraszony kolorowym zachodem słońca. Było tak pięknie, że kobiecie zabrakło wręcz słów i dopiero gdy Mathieu podniósł jej dłonie do swoich ust, zdobyła się na ciche - Chérie - odwzajemniając jego uśmiech. Uścisk był zdecydowanie czymś nowym, przynajmniej inicjowany ze strony bruneta. Zbyt długo skąpił jej bliskości, zobligowany obietnicą złożoną rodowi Selwyn, dlatego Callista była bardziej niż otwarta na podobne gesty, nos subtelnie wtulając w pierś ukochanego.
- To dla mnie? - zapytała, podnosząc z koca bukiet, który czekał obok jej miejsca. Nigdzie indziej na świecie nie spotkała róż o tak intensywnej barwie oraz zapachu, jak te hodowane przez Rosierów. W głowie już wił jej się obraz Mathieu starannie wybierającego dla niej najpiękniejsze okazy w domowym Rosarium. Lord oczywiście nie mylił się w swoim przekonaniu, że dla blondynki od samego prezentu bardziej liczył się gest - Możesz być pewien chérie, że czas wypełnia mi radosne oczekiwanie na zostanie Twoją żoną.
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
Niezwiązany żadną obietnicą mógł sobie pozwolić na bardziej śmiałe gesty skierowane w stronę ukochanej. Ich wspólna przyszłość to istny cud, który właśnie się dokonywał. Miał pewne obawy, głównie po tym jak Nestor jej rodu odmówił mu spotkania, pragnąc spotkania z Tristanem. Nie poczuł się dotknięty czy zbagatelizowany, celowo przedstawił swoje stanowisko jako objaw chęci zawarcia sojuszu i brnięcia w politykę, a Nestorzy Rodów załatwiają takie sprawy między sobą. Wiedział też, że może liczyć na kuzyna w tej kwestii, a Tristan okaże mu pełne wsparcie i zrobi wszystko tak, aby choć jedno pragnienie jego kuzyna zostało spełnione. Czy mało nacierpiał się w swoim życiu? Tak wiele mu odebrano, od samego początku. Szlacheckie Rody szczyciły sie wielodzietnością, a on był sam jak palec, nie miał rodzeństwa. Dziękował Merlinowi za to, że obdarował go tak fantastycznymi kuzynkami i kuzynem, byli dla niego jak rodzeństwo. Los odebrał mu ojca, przez co Mathieu nieco odsunął się od społeczeństwa. Był jaki był, nie był łatwym charakterem, wręcz przeciwnie. Z drugiej strony... Callista pokochała go takim, jaki był i choć to jedno powinno mu w życiu wyjść. Teraz miał ku temu okazję.
- Zasługujesz na te róże, najdroższa. - szepnął. Niebawem sama stanie się różą i z godnością, dumnie uniesioną głową będzie reprezentowała nazwisko Rosier. Nikt inny nie zasługiwał na to tak bardzo jak ona. Kobieta, która została stworzona do tego, aby trwać u jego boku, być przy nim na zawsze. Uśmiechnął się lekko, kiedy powiedziała o radosnym oczekiwaniu. Zabawne, ona wiedziała po co tu była, to tylko czysta formalność. Wiedział, że nie musi nawet klękać i bawić się w te całe ceregiele związane ze zwyczajami oświadczyć. Ona już dawno była jego, to kwestia wykonywania działań wymaganych przez innych. Zabawne. Oni tego nie potrzebowali.
Usiadł obok niej na kocu i ujął jej dłoń, chciał ją mieć dla siebie już teraz, nie czekać na ślub i nie bawić się w te idiotyczne gierki, które tylko ograniczają ich możliwości. Uroczysko rozpieszczało ich dzisiaj pięknymi efektami, urokiem tego miejsce i cichą obietnicą pięknej przyszłości. To należało do nich, zasługiwali na to po tym czasie oczekiwania.
- Jesteś najpiękniejszą ze wszystkich kobiet, Callisto. Najważniejszą dla mnie. - szepnął cicho, muskając wierzch jej dłoni. - Po Twych słowach nie wiem czy muszę pytać... - zaśmiał się lekko, spoglądając błyszczącymi brązowymi oczami w jej tęczówki. Wyciągnął z kieszeni ozdobne pudełeczko i rozchylił ja delikatnie. - Zostaniesz moją żoną? - spytał w końcu, obserwując bacznie każdy jej ruch.
- Zasługujesz na te róże, najdroższa. - szepnął. Niebawem sama stanie się różą i z godnością, dumnie uniesioną głową będzie reprezentowała nazwisko Rosier. Nikt inny nie zasługiwał na to tak bardzo jak ona. Kobieta, która została stworzona do tego, aby trwać u jego boku, być przy nim na zawsze. Uśmiechnął się lekko, kiedy powiedziała o radosnym oczekiwaniu. Zabawne, ona wiedziała po co tu była, to tylko czysta formalność. Wiedział, że nie musi nawet klękać i bawić się w te całe ceregiele związane ze zwyczajami oświadczyć. Ona już dawno była jego, to kwestia wykonywania działań wymaganych przez innych. Zabawne. Oni tego nie potrzebowali.
Usiadł obok niej na kocu i ujął jej dłoń, chciał ją mieć dla siebie już teraz, nie czekać na ślub i nie bawić się w te idiotyczne gierki, które tylko ograniczają ich możliwości. Uroczysko rozpieszczało ich dzisiaj pięknymi efektami, urokiem tego miejsce i cichą obietnicą pięknej przyszłości. To należało do nich, zasługiwali na to po tym czasie oczekiwania.
- Jesteś najpiękniejszą ze wszystkich kobiet, Callisto. Najważniejszą dla mnie. - szepnął cicho, muskając wierzch jej dłoni. - Po Twych słowach nie wiem czy muszę pytać... - zaśmiał się lekko, spoglądając błyszczącymi brązowymi oczami w jej tęczówki. Wyciągnął z kieszeni ozdobne pudełeczko i rozchylił ja delikatnie. - Zostaniesz moją żoną? - spytał w końcu, obserwując bacznie każdy jej ruch.
Mathieu Rosier

The last enemy that shall be destroyed is | death |
Obcy, znajomi, przyjaciele, zakochani. Te etapy mieli już za sobą, poznając się dzięki nim lepiej i zbliżając do siebie. Choć taka krążyła o nim na salonach opinia, dla Callisty Lord Rosier nigdy nie stanowił zagadki. W jego ciemnych jak heban tęczówkach potrafiła wyczytać wszystko, czego potrzebowała. Właściwie niewerbalna komunikacja była ich konikiem, często wystarczyło jedno spojrzenie by poznali swoje myśli, tak długo musieli się w końcu ukrywać i być może dlatego narzeczeństwo oraz wspólna przyszłość jawiły się blondynce jako coś nowego oraz ekscytującego. To miał być nowy etap, a jednocześnie szansa na poznanie się z kolejnej strony. Los wreszcie dawał im możliwość by triumfalnie wyłonili się z cienia, krocząc dumnie ramię w ramię jako Lord i Lady Rosier. Razem od zawsze byli silniejsi, a sprawa założenia przez nich rodziny pozostawała już tylko kwestią czasu. Mathieu nigdy więcej nie będzie musiał obawiać się samotności. Nie, kiedy planował wsunąć tego wieczora zaręczynowy pierścionek na palec swojej najbliższej powiernicy i przyjaciółki.
- Ich zapach nigdy mi się nie znudzi - zapewniła jedno a może nawet dwuznacznie, pochylając twarz nad eleganckim bukietem. Swoją drogą, zabawny był ten ich stosunek do tradycji. Z jednej strony bronili jej niezwykle zaciekle, z drugiej naginali jej zasady by pielęgnować swoje uczucie. Callista spodziewała się po ukochanym, że nie zdecyduje się na oficjalne zaręczyny. Wiele razy przysięgali przed sobą miłość i nigdy nie potrzebowali do tego świadków. Ta obietnica również złożona miała zostać tylko pomiędzy ich dwójką, z dala od pustych słów, zazdrosnych spojrzeń oraz salonowej gry pozorów. Czarownicy jak najbardziej taki stan rzeczy odpowiadał.
- Uroda przemija, ale mój krnąbrny charakter pozostanie na zawsze - przypomniała, chcąc rozładować napięcie odrobiną poczucia humoru. Nerwy drażniły jej żołądek, choć całkowicie bez powodu. Marzyła o tej chwili od tak dawna, że trudno było w nią uwierzyć. Na szczęście dłoń Mathieu stanowiła wystarczający dowód. Callista zamilkła wreszcie, odnajdując ciemne spojrzenie kochanka, w którym odbijały się magiczne światełka. Przeniosła je tylko na chwilę, aby zerknąć na tak wyczekany pierścionek.
- Oui, chérie - posłała brunetowi drobny uśmiech, subtelnie unosząc serdeczny palec, na którym miała spocząć biżuteria- C'est beau, j'aime.
- Ich zapach nigdy mi się nie znudzi - zapewniła jedno a może nawet dwuznacznie, pochylając twarz nad eleganckim bukietem. Swoją drogą, zabawny był ten ich stosunek do tradycji. Z jednej strony bronili jej niezwykle zaciekle, z drugiej naginali jej zasady by pielęgnować swoje uczucie. Callista spodziewała się po ukochanym, że nie zdecyduje się na oficjalne zaręczyny. Wiele razy przysięgali przed sobą miłość i nigdy nie potrzebowali do tego świadków. Ta obietnica również złożona miała zostać tylko pomiędzy ich dwójką, z dala od pustych słów, zazdrosnych spojrzeń oraz salonowej gry pozorów. Czarownicy jak najbardziej taki stan rzeczy odpowiadał.
- Uroda przemija, ale mój krnąbrny charakter pozostanie na zawsze - przypomniała, chcąc rozładować napięcie odrobiną poczucia humoru. Nerwy drażniły jej żołądek, choć całkowicie bez powodu. Marzyła o tej chwili od tak dawna, że trudno było w nią uwierzyć. Na szczęście dłoń Mathieu stanowiła wystarczający dowód. Callista zamilkła wreszcie, odnajdując ciemne spojrzenie kochanka, w którym odbijały się magiczne światełka. Przeniosła je tylko na chwilę, aby zerknąć na tak wyczekany pierścionek.
- Oui, chérie - posłała brunetowi drobny uśmiech, subtelnie unosząc serdeczny palec, na którym miała spocząć biżuteria- C'est beau, j'aime.
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
Czy nie o tym Callista marzyła od dawna? O chwili, kiedy oficjalnie zostanie nazwana jego narzeczoną i będą mogli wspólnie, bez najmniejszego skrępowania spoglądać na siebie na salonach... Koniec udawania, oszukiwania samych siebie, ściemniania, okłamywania wszystkich wokół. Był jego narzeczoną, należała do niego, powiedziała tak, wyznając mu miłość tym melodyjnym, przyjemnym głosem. Zasługiwała na wszystko co najlepsze, na ten piękny diament spoczywający na jej palcu od kilku sekund, na ten uśmiech i jego dotyk, na to, aby stać u jego boku i lśnić niczym najjaśniejsza z gwiazd. Marzenia jednak się spełniają, a ich długa i wyboista droga do siebie zasługiwała na coś więcej niż nieszczęśliwe zakończenie. Gdyby nie jej nagłe zniknięcie zapewne już teraz byłaby jego żoną. Musieli jednak poczekać, bo dał się wplątać w szopkę z Selwynami, których to gnijąca latorośl potraktowała go niepoważnie. Oby spotkał ją ponury los, a rwące się do tych fanaberii serce uschło, długo i boleśnie. Callista czekała na niego i oboje mieli teraz to, czego potrzebowali tak bardzo.
- Kocham Cię, najdroższa. - szepnął, najpierw muskając wierzch jej dłoni, na której przed chwilą spoczął piękny pierścionek, a potem muskając jej usta. Spragniony, stęskniony i przede wszystkim w końcu zadowolony z tego, co oferował mu los. To nie była oferta, to ich jedyna i ostatnia szansa, nie mogli oczekiwać nic więcej, w zasadzie... Nie chcieli oczekiwać nic więcej. On na pewno nie.
- Ze ślubem jednak poczekamy do jesieni, nie chcę, aby nasza uroczystość miała coś wspólnego z plugawą Isabellą, a już na pewno, aby cokolwiek w tym dniu miało być wybrane przez nią. - mruknął cicho. Miał nadzieję, że Callista nie będzie miała nic przeciwko, że poczekają te kilka miesięcy. Nic nie mogło się przecież zepsuć aż tak bardzo, a raczej... żadna siła nie była w stanie już ich rozdzielić. - Chciałbym, aby nasz ślub był dokładnie taki, jaki sobie wymarzyłaś... Służba Chateau Rose będzie do Twojej dyspozycji. - dodał puszczając jej oczko, a później znów pocałował ją, tym razem bardziej namiętnie i zachłannie.
- Kocham Cię, najdroższa. - szepnął, najpierw muskając wierzch jej dłoni, na której przed chwilą spoczął piękny pierścionek, a potem muskając jej usta. Spragniony, stęskniony i przede wszystkim w końcu zadowolony z tego, co oferował mu los. To nie była oferta, to ich jedyna i ostatnia szansa, nie mogli oczekiwać nic więcej, w zasadzie... Nie chcieli oczekiwać nic więcej. On na pewno nie.
- Ze ślubem jednak poczekamy do jesieni, nie chcę, aby nasza uroczystość miała coś wspólnego z plugawą Isabellą, a już na pewno, aby cokolwiek w tym dniu miało być wybrane przez nią. - mruknął cicho. Miał nadzieję, że Callista nie będzie miała nic przeciwko, że poczekają te kilka miesięcy. Nic nie mogło się przecież zepsuć aż tak bardzo, a raczej... żadna siła nie była w stanie już ich rozdzielić. - Chciałbym, aby nasz ślub był dokładnie taki, jaki sobie wymarzyłaś... Służba Chateau Rose będzie do Twojej dyspozycji. - dodał puszczając jej oczko, a później znów pocałował ją, tym razem bardziej namiętnie i zachłannie.
Mathieu Rosier

The last enemy that shall be destroyed is | death |
Pochodziła z rodu Avery i zdanie innych nie miało dla niej aż takiego znaczenia. Gdyby chodziło wyłącznie o jej opinię, byłaby gotowa wyzwać lady Selwyn na pojedynek o prawo do poślubienia Mathieu. Właściwie niewiele było takich rzeczy, przed którymi cofnęła by się by być z nim. Czarodziej był gwarancją jej szczęśliwego życia, w końcu tak niewielu szlachetnie urodzonym udawało się odnaleźć miłość. Większość skazana była na przypadkowe aranżowane małżeństwa i niewiele brakowało, by i oni tak skończyli. Najpierw jej niespodziewany wyjazd, potem zaręczyny Rosiera z kimś innym, zawinili oboje. Najważniejsze, że ze wszystkich tych doświadczeń wychodzili silniejsi i jeszcze bardziej sobie bliscy, bardziej zdeterminowani by być razem. No bo ile kobiet w wieku Callisty mogło z czystym sumieniem powiedzieć tak, to jest właśnie ten mężczyzna, z którym pragnę spędzić resztę swojego życia ? Pierścionek na jej palcu był dokładnie tego potwierdzeniem.
- Tu es l'amour de ma vie, Mathieu - Jesteś miłością mego życia, odparła, czule obserwując jak pieczętuje ich obietnicę pocałunkiem. Znała go na tyle by wiedzieć, że był to symboliczny gest: podziękowanie za jej cierpliwość, oddaną mu rękę oraz przysięga dozgonnego szacunku wobec przyszłej żony. Avery nie miała stanowić jedynie pięknej ozdoby na ramieniu swojego wybranka, miała być jego pełnoprawną partnerką. Oh jak ekscytowała ją myśl o ich wspólnym życiu, nawet szara codzienność z Rosierem nie wydawała się taka nudna.
- Uzbroję się w cierpliwość chérie, jeśli tylko obiecasz często mnie odwiedzać - obiecała wyjątkowo potulnie Avery, zupełnie jakby jego objęcia łagodziły jej wyboisty charakter. Za nic nie chciała popsuć tej chwili, a już szczególnie niewybrednym żartem. Kto wie, Lord jeszcze gotów byłby się rozmyślić - .. i częściej całować - dodała krótką chwilę po tym jak złączył ich usta razem. Choć sam wieczór był ciepły, policzki Czarownicy zdawały się parzyć żywym ogniem gdy ich dotykał. Nigdy wcześniej nie był tak śmiały i od tej nowej bliskości zaczynało jej się kręcić w głowie, jak po winie. Czegokolwiek by jej teraz nie zaproponował, Callista z pewnością by się na to zgodziła. Wodząc stalowymi tęczówkami za mężczyzną, słowa zdawała się odczytywać wprost z jego warg.
- To będzie wydarzenie towarzyskie roku. Dopilnuję, by napisali o tym w Czarownicy - swoich słów blondynka wydawała się wyjątkowo pewna. Widocznie planowała raz na zawsze skończyć wszelkie pogłoski. Niestety życie uczuciowe Mathieu było jednym z ulubionych tematów miesięcznika - "Wielbicielki przystojnego i nieustraszonego łowcy smoków wzdychają w napięciu.." - zacytowała słowo w słowo czerwcowe wydanie, które utkwiło jej w pamięci niczym kamień w trzewiku. Mimo wszystko blondynka nie była w stanie powstrzymać rozbawienia na takie podsumowanie swojego narzeczonego. Płytkie i powierzchowne jak cała ta magiczna gazeta. Jej nerwy na szczęście ukoił kolejny pocałunek, a czując dłoń Lorda na swojej talii, mimowolnie podniosła się na klęczki by mógł przyciągnąć ją bliżej. Od początku oszczędzała się dla niego, dlatego braki w doświadczeniu usiłowała nadrobić zapałem i już tylko onieśmielone dłonie zacisnęła na materiale jego szaty, niby zdając się na jego łaskę. Gdyby zechciał, oddałaby mu swój ostatni oddech.
- Tu es l'amour de ma vie, Mathieu - Jesteś miłością mego życia, odparła, czule obserwując jak pieczętuje ich obietnicę pocałunkiem. Znała go na tyle by wiedzieć, że był to symboliczny gest: podziękowanie za jej cierpliwość, oddaną mu rękę oraz przysięga dozgonnego szacunku wobec przyszłej żony. Avery nie miała stanowić jedynie pięknej ozdoby na ramieniu swojego wybranka, miała być jego pełnoprawną partnerką. Oh jak ekscytowała ją myśl o ich wspólnym życiu, nawet szara codzienność z Rosierem nie wydawała się taka nudna.
- Uzbroję się w cierpliwość chérie, jeśli tylko obiecasz często mnie odwiedzać - obiecała wyjątkowo potulnie Avery, zupełnie jakby jego objęcia łagodziły jej wyboisty charakter. Za nic nie chciała popsuć tej chwili, a już szczególnie niewybrednym żartem. Kto wie, Lord jeszcze gotów byłby się rozmyślić - .. i częściej całować - dodała krótką chwilę po tym jak złączył ich usta razem. Choć sam wieczór był ciepły, policzki Czarownicy zdawały się parzyć żywym ogniem gdy ich dotykał. Nigdy wcześniej nie był tak śmiały i od tej nowej bliskości zaczynało jej się kręcić w głowie, jak po winie. Czegokolwiek by jej teraz nie zaproponował, Callista z pewnością by się na to zgodziła. Wodząc stalowymi tęczówkami za mężczyzną, słowa zdawała się odczytywać wprost z jego warg.
- To będzie wydarzenie towarzyskie roku. Dopilnuję, by napisali o tym w Czarownicy - swoich słów blondynka wydawała się wyjątkowo pewna. Widocznie planowała raz na zawsze skończyć wszelkie pogłoski. Niestety życie uczuciowe Mathieu było jednym z ulubionych tematów miesięcznika - "Wielbicielki przystojnego i nieustraszonego łowcy smoków wzdychają w napięciu.." - zacytowała słowo w słowo czerwcowe wydanie, które utkwiło jej w pamięci niczym kamień w trzewiku. Mimo wszystko blondynka nie była w stanie powstrzymać rozbawienia na takie podsumowanie swojego narzeczonego. Płytkie i powierzchowne jak cała ta magiczna gazeta. Jej nerwy na szczęście ukoił kolejny pocałunek, a czując dłoń Lorda na swojej talii, mimowolnie podniosła się na klęczki by mógł przyciągnąć ją bliżej. Od początku oszczędzała się dla niego, dlatego braki w doświadczeniu usiłowała nadrobić zapałem i już tylko onieśmielone dłonie zacisnęła na materiale jego szaty, niby zdając się na jego łaskę. Gdyby zechciał, oddałaby mu swój ostatni oddech.
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
- Teraz będę Cię odwiedzał kiedy tylko będą miał ochotę, najdroższa. I nie będzie to wymagało wymykania się o północy z Ludlow i biegu do ostatniego tchu. - zażartował z lekkim, swobodnym uśmiechem. Teraz ich spotkania będą zupełnie legalne, bez zbędnych niedogodności i utrudnień. Skoro oficjalnie od dnia dzisiejszego jest jego narzeczoną, a ślub odbędzie się najwyżej za kilka miesięcy... Nie miał zamiaru się oszczędzać. Wystarczająco długo los odciągał ich od siebie, ale najwyraźniej sam zdał sobie sprawę z tego, że rozłączenie Callisty i Mathieu to nienajlepszy pomysł. Teraz mieli szansę na prawdziwe życie, ona u jego boku rozkwitnie, być może jej choroba załagodzi się... Oby tak było, przynajmniej będzie mógł pozwolić sobie na większą ingerencję, bez niepotrzebnego naruszania dworskich obyczajów, tylko z powodu swoich nadmiernych zmartwień o jej drobniutką osobę.
- Jestem pewien, że pokażesz tej niewdzięcznicy jak wygląda bycie wybranką Rosiera, a ślub zapadnie wszystkim w pamięci na długie, długie lata. - szepnął z cwanym uśmiechem. Nie nakłaniał jej do niczego złego, ale był niemal pewien, że Callista będzie dumną Lady Rosier i jakby tylko miała okazję pokazałaby tej niewdzięcznej suce gdzie jej miejsce i z czego zrezygnowała. Nie miał pozytywnych myśli o swojej byłej narzeczonej, gardził nią, była niczym najbardziej plugawy robal i na całe szczęście nie zdążyła swoim brudem wzgardzić jego imienia. Jak to mówią, śmieci same się wyniosły, a dzięki temu mógł teraz być z kobietą, która była dla niego wszystkich i to właśnie z nią planować wspólną przyszłość.
- Mogą wzdychać w nieskończoność, teraz jestem Twój... - puścił jej oczko i ponownie pocałował wierzch jej dłoni. Zachwycał się jej osobą, od chwili kiedy tylko się poznali, a teraz w końcu dopięli swego. - Jedzmy, pijmy, świętujmy, Lady Rosier... - szepnął z szelmowskim uśmiechem i przesunął koszyk z truskawkami w jej kierunku. Szampan zaszumiał w głowie, truskawki smakowały wyśmienicie, a pierścionek na palcach Callisty lśnił w blasku zachodzący promieni słońca. I liczyli się tylko oni.
- Jestem pewien, że pokażesz tej niewdzięcznicy jak wygląda bycie wybranką Rosiera, a ślub zapadnie wszystkim w pamięci na długie, długie lata. - szepnął z cwanym uśmiechem. Nie nakłaniał jej do niczego złego, ale był niemal pewien, że Callista będzie dumną Lady Rosier i jakby tylko miała okazję pokazałaby tej niewdzięcznej suce gdzie jej miejsce i z czego zrezygnowała. Nie miał pozytywnych myśli o swojej byłej narzeczonej, gardził nią, była niczym najbardziej plugawy robal i na całe szczęście nie zdążyła swoim brudem wzgardzić jego imienia. Jak to mówią, śmieci same się wyniosły, a dzięki temu mógł teraz być z kobietą, która była dla niego wszystkich i to właśnie z nią planować wspólną przyszłość.
- Mogą wzdychać w nieskończoność, teraz jestem Twój... - puścił jej oczko i ponownie pocałował wierzch jej dłoni. Zachwycał się jej osobą, od chwili kiedy tylko się poznali, a teraz w końcu dopięli swego. - Jedzmy, pijmy, świętujmy, Lady Rosier... - szepnął z szelmowskim uśmiechem i przesunął koszyk z truskawkami w jej kierunku. Szampan zaszumiał w głowie, truskawki smakowały wyśmienicie, a pierścionek na palcach Callisty lśnił w blasku zachodzący promieni słońca. I liczyli się tylko oni.
Mathieu Rosier

The last enemy that shall be destroyed is | death |
Choć nigdy nie była typem romantyczki, lady Avery musiała przyznać, że ich potajemne spotkania z Mathieu miały swój urok. Skryci w cieniu murów zamku Ludlow lub spacerujący po kredowych klifach Dover zrzucali z siebie ciężar tradycji oraz szlachetnego urodzenia i zostawiali w tyle obowiązki pełnione względem krewnych, skupiając się jedynie na pielęgnacji swojego zakazanego uczucia. Tylko w ten sposób blondynce udało się poznać prawdziwe oblicze ukochanego. Z dala od ciekawskich spojrzeń i oczekiwań mogli zdobyć się na szczerość jak nigdy. Zwierzali się sobie nawzajem ze wszystkich obaw, problemów, ale też małych sukcesów i powodów do radości. Dziś Calliście wystarczyło jedno spojrzenie w ciemne oczy mężczyzny by poznała jego myśli. Zapewne nawet najbliżsi jego kuzyni jak Tristan czy Fantine byliby zaskoczeni tak śmiałą deklaracją. Młody Lord nie należał w końcu do osób wylewnych, a jednak przez lata poznawania jego prywatnych myśli oraz śledzenia z czułością każdego gestu blondynce udało się zgłębić swoisty 'język' jakim Czarodziej się posługiwał. Tym zabawniejsze, że nadal potrafił ją czymś zaskoczyć.
- Oh, tylko co jest w tym romantycznego, chérie? - westchnęła niby rozczarowana, tak naprawdę pławiąc się w blasku jego drobnego uśmiechu. Podzielała radość Rosiera, czując, że jego duch był nareszcie tak lekki jak jej nastrój. Zaręczyny z pewnością usunęły z życia młodej szlachcianki wiele stresu, pozwalając jej oddychać pełniej. Nareszcie miała stać się bowiem częścią grona szanowanych żon oraz matek, ponadto była pewna, że przy boku Lorda zyska też w końcu szansę aby przysłużyć się słusznej sprawie, która od dawna niepotrzebnie dzieliła świat Czarodziejów na dwie różne strony. Rację mogła mieć przecież tylko jedna, a kompromis nigdy nie wchodził w grę. Przy tym niektórzy nadal uważali, że kobiety z polityką nie powinny mieć nic wspólnego.
- Nikt nie będzie miał wątpliwości, iż strata leży po jej stronie Mathieu - zapewniła młoda Avery gładząc zarośnięty policzek bruneta. Mało brakowało, a zdrada Salamandry ugodziłaby również i w opinię jej wybranka. Czarownica miała właściwie nadzieję, że był to jedyny powód niezadowolenia, jakie w brunecie wywoływało wspomnienie Isabelli. Nigdy nie poruszali między sobą tematu ich krótkiego narzeczeństwa, ale Callista była gotowa pozostawić tę kwestią w przeszłości, skoro i tak nie byłaby w stanie nic pomiędzy nimi zmienić. Mężczyzna zrobił co musiał dla dobra rodziny oraz swojego wizerunku. Niemądrze byłoby mieć mu to za złe.
- Zawsze byłeś i będziesz, chérie - mruknęła blondynka, z rumianymi policzkami i skrzącymi się oczami. A skoro oddała kawalerowi swą dłoń na wieczność, mógł zasypywać ją iloma tylko pocałunkami zechciał. Nawet pierwszą z zaoferowanych truskawek nakarmiła Rosiera, pozwalając mu się wgryźć w słodki miąższ. Szampan stanowił doskonały dodatek do owoców i wystarczyło kilka kieliszków by oboje stracili poczucie czasu. To nic. Los i tak był im coś winien.
-koniec-
- Oh, tylko co jest w tym romantycznego, chérie? - westchnęła niby rozczarowana, tak naprawdę pławiąc się w blasku jego drobnego uśmiechu. Podzielała radość Rosiera, czując, że jego duch był nareszcie tak lekki jak jej nastrój. Zaręczyny z pewnością usunęły z życia młodej szlachcianki wiele stresu, pozwalając jej oddychać pełniej. Nareszcie miała stać się bowiem częścią grona szanowanych żon oraz matek, ponadto była pewna, że przy boku Lorda zyska też w końcu szansę aby przysłużyć się słusznej sprawie, która od dawna niepotrzebnie dzieliła świat Czarodziejów na dwie różne strony. Rację mogła mieć przecież tylko jedna, a kompromis nigdy nie wchodził w grę. Przy tym niektórzy nadal uważali, że kobiety z polityką nie powinny mieć nic wspólnego.
- Nikt nie będzie miał wątpliwości, iż strata leży po jej stronie Mathieu - zapewniła młoda Avery gładząc zarośnięty policzek bruneta. Mało brakowało, a zdrada Salamandry ugodziłaby również i w opinię jej wybranka. Czarownica miała właściwie nadzieję, że był to jedyny powód niezadowolenia, jakie w brunecie wywoływało wspomnienie Isabelli. Nigdy nie poruszali między sobą tematu ich krótkiego narzeczeństwa, ale Callista była gotowa pozostawić tę kwestią w przeszłości, skoro i tak nie byłaby w stanie nic pomiędzy nimi zmienić. Mężczyzna zrobił co musiał dla dobra rodziny oraz swojego wizerunku. Niemądrze byłoby mieć mu to za złe.
- Zawsze byłeś i będziesz, chérie - mruknęła blondynka, z rumianymi policzkami i skrzącymi się oczami. A skoro oddała kawalerowi swą dłoń na wieczność, mógł zasypywać ją iloma tylko pocałunkami zechciał. Nawet pierwszą z zaoferowanych truskawek nakarmiła Rosiera, pozwalając mu się wgryźć w słodki miąższ. Szampan stanowił doskonały dodatek do owoców i wystarczyło kilka kieliszków by oboje stracili poczucie czasu. To nic. Los i tak był im coś winien.
-koniec-
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Uroczysko
Szybka odpowiedź