Wydarzenia


Ekipa forum
Zakazany Las
AutorWiadomość
Zakazany Las [odnośnik]08.12.16 22:30
First topic message reminder :

Zakazany Las

Zakazany Las opodal Hogwartu jest jednym z jego najbardziej tajemniczych miejsc - zamieszkiwany przez wiele magicznych istot i wypełniony wieloma magicznymi roślinami stanowi ewenement na czarodziejskiej mapie krajobrazu. Gęste zarośla przyciągają wielu ciekawskich czarodziejów, a zwłaszcza młodocianych uczniów Hogwartu, jednak ze względu na grom czających się w nim niebezpieczeństw wstęp jest kategorycznie zabroniony.

W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 14.01.21 14:43, w całości zmieniany 4 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zakazany Las - Page 37 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Zakazany Las [odnośnik]08.08.21 11:02
Może i w pewnych kwestiach był naiwnym idealistą i marzycielem, czasami nawet czuł to dość namacalnie, prowadząc rozmowy z rodzeństwem, nie wyobrażał sobie jednak, jak można żyć inaczej. Czarodzieje byli stworzeni do rzeczy wielkich - obdarzeni mocą, by sięgać dalej, niż ślepi mugole, przekraczać kolejne granice oraz czynić rzeczy wręcz niemożliwe, żeby ulepszyć świat i życie wszystkich. Nie było barier, których nie można by było w końcu przekroczyć. Na przykład od wieków chodziły już różne plotki na temat cudu wiecznego życia, które pozwala osiągnąć alchemia.
To dlaczego nie można wyplenić głupoty? Czyżby była gorszym wrogiem niż sama śmierć?
Odpowiedź Mulcibera nie usatysfakcjonowała lorda Blacka, ale zmusiła go do zastanowienia się nad sednem problemu - zaufaniem. Chyba to była ta paląca kwestia, która mogłaby uchronić przed zgubą niewinnych ludzi. Ale jak tego dokonać? Jak trwale zdobyć bezgraniczne zaufanie? Czy można bez końca demaskować manipulacje wroga? Można. Ale przypomina to bardziej walkę z chwastami bez użycia magii i odpowiednich eliksirów - jest męcząca i skuteczna tylko przez chwile.
Rigel nie mógł tak po prostu przyjąć, że nic nie da się z tym zrobić. To, że od wieków coś się nie udawało, nie świadczy o tym, że coś jest niemożliwe. Kiedyś czarodzieje nie latali, ale w końcu znalazł się ktoś, kto stworzył miotłę.
To tylko kwestia wypracowania odpowiedniego sposobu.
Nie wiedział, czego się spodziewać po tym dniu i na pewno nie sądził, że dostanie aż taką kuszącą propozycję.
-Oczywiście, że tak. - zgodził się bez wahania. Taka okazja nie trafiała się często, a cóż może bardziej poszerzyć naukowe horyzonty niż eksperyment pod okiem Niewymownego? Jednak nie poczuł się pewnie, słysząc pochwałę w swoją stronę. To bardzo wychodziło poza schematy tego, do czego przywykł. Zdobył się jednak na lekkie, uprzejme skinienie głową.
-Dziękuję. - powiedział tylko, ale zanim zdążył się pożegnać, mężczyzna odwrócił się do niego plecami i ruszył w swoją stronę. Rigel jeszcze chwile wpatrywał się w jego sylwetkę, po czym zaciągnął się kolorowym, niebiesko-fioletowym, dymem i powrócił do badania tajemniczego miejsca.

|zużywam 10gr tytoniu niskiej jakości
/ztx2


HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647
Re: Zakazany Las [odnośnik]08.04.22 16:50
|05.01.1958

Poranne styczniowe powietrze było ostre, przy każdym wdechu dając namiastkę tego, jak smakuje lodowaty uścisk śmierci. Było przeraźliwie cicho – wydawało się, że wszystko, co żyje, zasnęło pod grubą warstwą białego, zmrożonego puchu. Jedynym dźwiękiem, który przebijał się przez tę gęstą ciszę, był odgłos kroków. Śnieg chrupał pod stopami wysokich butów lorda Blacka, kiedy ten zbliżał się do ciemnego pasma prastarego lasu.
Nie sądził, że jeszcze tu wróci.
Słowa przełożonego, jakoby mógł prowadzić tu badania, kiedy tylko będzie miał na to ochotę, brzmiały nierealnie. Przecież dogadać się ze szkołą Hogwart Ministerstwu Magii zawsze było niesamowicie ciężko... Ale się udało. Dyrektor nie robił większych problemów, kiedy Rigel wystosował pismo, prosząc o możliwość przebadania pola magicznego okolic ukochanej szkoły. Cóż, może to właśnie miał być jeden z pierwszych zwiastunów tego, że oto te piękne nowe wspaniałe czasy w końcu nastały? Teraz wszystko powinno zmienić się na lepsze.
Tylko dlaczego myśl ta zupełnie nie cieszyła młodego lorda?
Z każdym krokiem, który przybliżał go do Zakazanego Lasu, czuł rosnący niepokój, a torba z magicznie przygotowanymi do transportu przyrządami dodatkowo zaczynała ciążyć mu na ramieniu. Jakby szedł na spotkanie z kimś, długo wyczekiwanym. Głupia iluzja.
Mężczyzna westchnął ciężko i, żeby się uspokoić, zapalił papierosa, którego wydostał ze srebrnej, ozdobionej motywami roślinnymi papierośnicy. Kolorowy obłok wzbił się w niebo, mieniąc się na wszelkie możliwe odcienie niebieskiego i fioletowego. Niestety ani przyjemny smak tytoniu, ani piękne kolory nie przyniosły ze sobą tak bardzo wyczekiwanego ukojenia.
Na szczęście było jeszcze jedna rzecz, która lepiej niż używki potrafiła odpędzić czarne myśli i ból w sercu – nauka. Była dla młodego lorda Blacka jak narkotyk, jedyna ucieczka w krainę liczb, pomiarów, splecionej w pięknym tańcu magii... Zagadką, jaką za wszelką cenę pragną rozwiązać. Partią szachów, jaką prowadził z rzeczywistością.
Kiedyś nadejdzie czas, że to rozgryzie, a dzisiejszy dzień miał go do tego przybliżyć.
Kiedy pierwszy raz odwiedził to miejsce razem z panem Ramseyem Mulciberem, nie miał pojęcia, że spotkanie to okaże się przełomowe dla kierunku badań, jakie prowadził młodszy czarodziej. Po tym, jak powrócił z jesiennego lasu i zagłębił się w książki, za punkt honoru obrał sobie odkrycie tego, jak magia zachowuje się w miejscu, z którego prawie doszczętnie została wymazana. I własne tym sposobem spróbować zrozumieć jaką magią posługuje się Zakon. Odkryć ich sekret.
Nie było jednak w jego chęciach żądzy mordu, unicestwienia przeciwnika. Sprawienia, że zwolennicy Czarnego Pana i jego Rycerze osiągną dzięki temu solidną przewagę nad wrogiem. Nie. To była tylko kolejna część większej rozgrywki, jaką Rigel prowadził ze światem. Tajemnica, jaką należało odkryć dla samej radości procesu poznawczego. A wojna, wszelkie konflikty – to odchodziło siłą rzeczy na drugi plan.
W lesie mimo słonecznego dnia, który sprawiał, że śnieg iskrzył się, niczym gwiazdy i oślepiał, panowała ciemność. Wysokie, niczym zamkowe wierze drzewa, nawet pomimo braku liści, swoimi gałęziami szczelnie zasłaniały niebo, nie pozwalając ani jednemu promieniowi słońca przeniknąć do ich tajemniczego, mrocznego królestwa.
Odruchowo czarodziej szczelniej owinął się czarnym, miękkim szalikiem. Czuł respekt do tego bytu, jakim był Zakazany Las, wracały również wspomnienia ze szkoły, kiedy słuchał opowieści o tym miejscu, które mroziły krew w żyłach. Dopiero po czasie zorientował się, że większość z nich to były jedynie bajki, opowiadane przez starszych kolegów i koleżanki, by zaprezentować swoją odwagę, popisać się oraz najzwyczajniej w świecie przestraszyć tych młodszych. Mimo to jednak opowieści sprzed wielu lat wracały do niego i wprawiały go w wyraźny niepokój. Szczególnie, teraz kiedy był całkiem sam.
Rigel był jednak prawdziwym aspirującym naukowcem i przecież nie wycofa się, przestraszony mroczą atmosferą lasu. Był też przygotowany na wszelkie ewentualności, a nawet do tego, by się bronić – ale to było ostatecznością.
W końcu dotarł do miejsca, na którym najbardziej mu zależało – ukrytą niewielką polankę, przykrytą, dzięki sklepieniu z gałęzi, mniejszą warstwą śniegu. Kontrast był na tyle widoczny, że przestrzeń lasu wyglądała jak kompletnie inna rzeczywistość, wyrwana z jakiegoś snu. To właśnie na tej polanie wcześniej znajdowało się... coś. Zostało to przedstawione lordowi Black jako przejście do kryjówki wroga, które zostało zmiecione z tej przestrzeni i żadne przyrządy oraz grupa wprawionych Niewymownych nie była w stanie dowiedzieć się, co właściwie tu zaszło oraz jaka magia została tu użyta. Bo przecież jak sprawdzić co minęło, jak cofnąć w przeszłość się bez zmieniacza czasu? Kiedy dochodzi do zbrodni, wiedźmia straż przepytuje świadków. Tak jest najłatwiej wyjaśnić, jak i był mniej więcej przebieg całego zdarzenia... ale co jeśli nie było świadków? Albo świadkami była tylko obecnie zmrożona na kość ziemia, skrawki przebijającego się nieba, zwierzęta, które pewnie rozpierzchły się w popłochu... i rośliny? Ciche, traktowane przez wielu jako tło, integralną, ale nudną część świata w rzeczywistości, gdyby tylko mogły mówić – mogły opowiedzieć światu wiele historii, jakie widziały przez całe swoje życie.
Nad tym właśnie przez ostatni czas pracował Rigel. Jego wiedza o roślinach pozwalała wysnuwać dość śmiałe, ale w pełni logiczne teorie o tym, że dzięki temu, iż dana roślina rosnąca w konkretnym miejscu już przez wiele lat, można z jej budowy wywnioskować o wszelkiego rodzaju zmianach pola magicznego, jakich zachodziło na danym terenie. Owszem, była to jedynie teoria, jaką należało przebadać, lecz miała, według lorda Blacka, całkiem spory potencjał. Jeśli zielarze mogli używać danego sposobu do badania stanu roślin i ich odbudowę po suszach czy pożarach, to dlaczego nie wykorzystać podobnego sposobu, by badać wszelkiego rodzaju katastrofy magiczne? Wszak kompletny zanik magii na danym obszarze, spowodowany silnym wybuchem magicznym jest właśnie tym – prawdziwym kataklizmem.
Młody czarodziej zaczął przygotowania do badań od wypakowania swojej ulubionej, przetartej w różnych miejscach torby i powiększeniu wcześniej schowanych magicznie przedmiotów. Pewnie, gdyby było trochę cieplej, wziąłby ze sobą namiot i pozostał w lesie na dłużej, lecz nie do końca czuł się tutaj bezpieczne. Obawiał się, że wygłodzone przez ciężką zimę dzikie zwierzęta staną się bardziej zdesperowane i będą gotowe nawet zaatakować samotnego wędrowca, który mimo wszystko jest dość łatwym łupem. Szczególnie jeśli śpi w schronieniu, zrobionym jedynie z kawałka materiału.
Niedługo na małej polance pojawił się nieduży drewniany stolik, krzesło, w bezpiecznym miejscu Rigel rozpalił też ognisko, żeby rozgrzać zziębnięte ręce w przerwie między kolejnymi sekwencjami badań. Najważniejsze miejsce zajęły słoiczki i fiolki, jakie mężczyzna umieścił na stoliku, tuż obok notatnika w ciemnej skórzanej oprawie, gdzie robił wszystkie swoje notatki i szkice. To właśnie do nich miał zebrać wszystkie możliwe próbki roślin oraz ziemi, opisać je we właściwy sposób. Praca w Departamencie Tajemnic nauczyła go dokładności oraz notowania nawet najdrobniejszych szczegółów – tylko pełna informacja była czegoś warta. Lord Black miał też nadzieje, że jeśli w końcu przedstawi wyniki swoich badań z pełną, poważną dokumentacją, Niewymowni spojrzą na niego w inny sposób – jak na kogoś, kto lada chwila dołączy w ich szeregi
Było coś uspokajającego w wykopywaniu niedużą łopatką grudek ziemi i małych korzonków, oczyszczania ich miękkim pędzelkiem, aby przypadkiem nie uszkodzić. Ostrożnie ucinać kawałki gałązek i od razu nakładać „opatrunki”, aby roślina wnet doszła do siebie. Największym jednak wyzwaniem było pobranie próbek ze starych wiekowych drzew, żeby przypadkiem ich nie uszkodzić i nie skrzywdzić, jednak i tu udało mu się pobrać odpowiedni wycinek. Kto by pomyślał, że gdzieś w magazynach Departamentu Tajemnic znajdzie i takie przyrządy badawcze? Każdą czynność czarodziej wykonywał niezwykle dokładnie, starając się jak najmniej wpłynąć na ekosystem tego lasu. Czuł się w nim jak gość, a gościom nie wypada bałaganić w miejscu, gdzie zostali przyjęci.
Black skończył zbierać próbki, kiedy słońce zaczęło znikać za horyzontem, sprawiając, że półmrok Zakazanego Lasu, powoli, ale nieuchronnie transformował się w prawdziwą, lepką ciemność. Czarodziej nie miał zamiaru zostać tu dłużej, niż powinien, tak że spakowawszy swój dobytek i zebrane rośliny, szybko opuścił las, odprowadzany spojrzeniami ukrytymi gdzieś w gęstwinie.
A może to tylko mu się wydawało?

/zt


HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647
Re: Zakazany Las [odnośnik]04.09.24 0:27
Noc Duchów
Na obrzeżach Hogwartu mżyło. Powietrze smakowało mokrą ziemią i mokrą zielenią otaczających terenów. Stąd Ted mógł zobaczyć zamek Hogwart - i nie mógł oderwać od niego wzroku od kilkunastu dobrych minut. Nawet stąd i nawet pomimo braku rozświetlonych większości okien mógł dostrzec zniszczenia, jakich spadające gwiazdy dokonały na murach nienanoszalnej i, chciałoby się rzec, niezniszczalnej twierdzy. Wieży Astronomicznej, która wznosiła się ponad wszystkimi innymi odnogami zamczyska, właściwie nie było - z tej odległości wyglądała jak złamana w pół zapałka. Wśród ogólnej ramy zamku widać było brzydkie nierówności, te wyrwy w murze, dziury w wieży dormitorium Gryffindoru, o ile się nie mylił, ciemne plamy pustki przy dziedzińcu. Hogwart był ruiną. Nie widział w nim teraz dawnej chwały, choć ta zapewne powróci zwielokrotniona, jak tylko ukończą odbudowę, ale póki co legendarna szkoła stała się zaledwie blaskiem dawnych dziejów.
Odetchnął chłodnym powietrzem i naciągnął kaptur płaszcza mocniej na głowę, kiedy poczuł lądujące na nosie krople deszczu. Usłyszał za sobą kroki i chociaż wiedział, że było to miejsce, w którym się umówili, dłoń zacisnęła się na schowanej w kieszeni różdżce, a myśli powędrowały w kierunku wrogich jednostek, które mogły odkryć ich poczynania. Jednak zobaczył tylko sojuszników. Zdjął kaptur na chwilę, żeby mogli zobaczyć, że sam nie był jednym z tych stojących po drugiej stronie barykady.
- Dobrze was widzieć - skinął im głową. - Wyspani? Najedzeni? Czeka nas przeprawa. - zerknął w stronę niedalekiej granicy Zakazanego Lasu. Nigdy nie lubił tam chodzić, strach trzymał go zbyt mocno w swoich objęciach, żeby decydował się na to będąc małym dzieciakiem. Dziś decyzja nie należała w pełni do niego, ale nie chciał już się chować po kątach. Wiedział, że będą momenty, kiedy zwątpi, kiedy pożałuje, że wstąpił na tę ścieżkę, ale chciał być od tego, od siebie, silniejszy. Chciał to zrobić dla swojej rodziny, dla przyjaciół, dla świata dookoła nich, który jeszcze dało się uratować, w którym jeszcze dało się żyć. Centaury czekały na ich pomoc, a jakakolwiek choroba pełzała po ich ziemiach, musiała zostać stąd przepędzona, a na knotach świec będą musiały zatlić się magiczne płomienie, które raz na zawsze rozgonią Cienie.



jesteś wolny
a jeśli nie uwierzysz, będziesz w dłoń ujęty
przez czas, przez czas - przeklęty


Ted Moore
Ted Moore
Zawód : uzdrowiciel
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
i must not fear
fear is the mind-killer
fear is the
little-death
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 30 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11462-ted-moore#354341 https://www.morsmordre.net/t11467-bronte#354524 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11604-szuflada-teda#358655 https://www.morsmordre.net/t11476-ted-moore
Re: Zakazany Las [odnośnik]04.09.24 21:13
Nie spodziewał się, że powrót do Hogwartu odbędzie się w akurat takich okolicznościach. Mżyło i było nieprzyjemnie — klasyczna Szkocka pogoda — ale nie spodziewał się, że wobec zamknięcia szkoły będzie tu aż tak cicho. Wydawało mu się, że ktoś wystarczająco spostrzegawczy mógłby usłyszeć jego myśli, gdyby tylko pomyślał je zbyt głośno. Właściwie nie wiedział, jak ma się czuć, gdy dostrzegł pierwsze zarysy zniszczonego zamku. Coś ścisnęło go w żołądku, po chwili dopiero zrozumiał, co to takiego było. Oto na własne oczy oglądał koniec swojego, i tak już przeciągniętego ponad miarę, dzieciństwa. Bo właśnie tego był symbolem Hogwart. Bezpieczeństwa i dzieciństwa większości dzieciaków w kraju. Próbował jeszcze przywołać do siebie jaśniejsze myśli. Że może pokój wspólny Puchonów został nienaruszony, bo przecież znajdował się w piwnicach. Ale niczego nie mógł być pewien. Nie wypadało też sprawdzać, mieli misję do wykonania.
Nie chronił się przed deszczem właściwie wcale. Tylko tyle, na ile pozwalał mu płaszcz ze skóry tebo, przyjemnie ciepły, ale pozbawiony kaptura. Miał na sobie także buty podszyte tą samą skórą, były bardzo praktyczne, bo uniemożliwiały poślizg. Lewa ręka podtrzymywała (chyba dla własnego bezpieczeństwa) kupioną całkiem niedawną magiczną torbę, w której schował wszystkie najpotrzebniejsze według niego rzeczy. W drugiej dzierżył z kolei różdżkę, nie wkładał jej nigdzie, nauczony twardą lekcją Justine niemalże rok temu. Według dokumentów koordynata była w tym miejscu słabsza, ale nie można było jej lekceważyć. I choć zarówno Ted, jak i Elric byli od niego starsi, to w pewnym sensie czuł się za nich odpowiedzialny. Przede wszystkim jako Zakonnik, odpowiadał za nich i przed nimi.
— Jesteś, Ted — dziwne było to przywitanie, ale jak inaczej rozpocząć rozmowę, gdy wszyscy wiedzieli, na co się porywali? Mimo to postarał się uśmiechnąć, nawet tak ładnie, jak uśmiechał się do starszych pań w sklepie. — Elric zaraz powinien być — zbliżała się umówiona godzina. Nie był nigdy w Zakazanym Lesie, nie wiedział, jak daleko obozowały centaury, wolał więc mieć pewien zapas czasu i to kierowało nim w decyzji o miejscu i czasie zbiórki. — Mam nadzieję, że ty też wyspany i najedzony. Harmonogram nie przewiduje przerwy obiadowej — pozwolił sobie zażartować, raczej dla rozluźnienia atmosfery, nim sięgnął do swojej torby, wyciągając z niej dwie fiolki z eliksirem. Jedną podał Tedowi, drugą Elricowi. — To nie poczęstunek, ale eliksir. Jeżeli zacznie się robić nieciekawie, musicie go wypić. Będziecie bardziej odporni na podszepty cieni — zaznaczył metodycznie, powoli zwracając się w kierunku Zakazanego Lasu. — Wszyscy mają świece i pióra? — dopytał, po części dla porządku, a po części dla uspokojenia swojego sumienia. Musieli mieć je wszyscy, żeby plan się powiódł.

| przekazuję chłopakom po porcji czuwającego strażnika oraz Elricowi runę przemykającego cienia z mojego wyposażenia
ekwipunek we wsiąkiewce.


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: Zakazany Las [odnośnik]04.09.24 21:34
But hold on to what you believed in the light
When the darkness has robbed you of all your sight

Dziwnie było wrócić tu po tylu latach - może i nie trzynastu, bo w czasie przyuczania na magizoologa zdarzało mu się odwiedzać Zakazany Las, czy Hogsmeade, gdzie praktycznie z każdej uliczki rozpościerał się widok na majestatyczną sylwetkę zamku - ale wciąż wielu. Ośmiu, może siedmiu. Jeszcze dziwniej było pojawić się na obrzeżach ciemnej linii drzew i nie usłyszeć szumu życia przywodzącego na myśl kotłujący się ul. Głosów i okrzyków uczniów na dziedzińcach i błoniach. Świstu mioteł i skrzydeł hipogryfów. Żując tytoń zastanawiał się, co właściwie zrobili z całą menażerią, jaką mógł poszczycić się zamek. Gdzie na czas odbudowy podziewały się skrzaty domowe? Być może harowały ciężko, zajmując się jej główną częścią, a może zapewniały zaledwie strawę i świeżą pościel dla ludzkich budowlańców? Chciałby wierzyć, że w przyszłym roku wrota zamku otworzą się ponownie dla uczniów, ale choćby nawet Walczący Mag ogłosił to jutro, wątpił, czy poczułby prawdziwą ulgę. Nie w tych czasach. Nie gdy wciąż za każdym rogiem czaiło się tyle zagrożeń - i gdy nawet Hogwart, ta ostoja ciepła i bezpieczeństwa - pozostawał śmiertelnie niedostępny dla dzieciaków z mugolskich rodzin.
Zacisnął w pięści schowane w kieszeniach dłonie. Dobrze. O tym powinien teraz myśleć. To powinno pchać go do przodu, nie naiwne dreszcze ekscytacji, jakby to była zaledwie kolejna przygoda, kolejne niezwykłe doświadczenie, o którym mógłby któregoś dnia opowiadać przyjaciołom przy barze. Może za dziesięć, dwadzieścia lat. Gdy wojna się skończy. Gdy każde wspomnienie drugiej połowy lat pięćdziesiątych nie będzie sprawiać, że ludzie obejrzą się wystraszeni przez ramię.
No, może za trzydzieści lat.
Westchnął i ruszył granicą lasu, w kierunku miejsca, gdzieś z dwa tysiące stóp za chatą gajowego, gdzie miał spotkać się z Tedem i Oliverem. Teda kojarzył, Olivera słabiej, był dużo młodszy; ale i najbardziej doświadczony w wojnie, jeżeli dobrze zrozumiał podczas spotkania. Wszystkie potrzebne rzeczy miał w skórzanej, podróżnej torbie, a jego ubiór nie różnił się znacznie od sposobu, w jaki nosił się w rezerwacie. Smokolodzy ciągle wyglądali jakby szykowali się na drogę.
Dotarł ostatni, może zapatrzył się na zamek zbyt długo. Uśmiechnął się jednak życzliwie, choć ze znużeniem, kiedy się witali. Nie było to znużenie fizyczne, na to nie mogli sobie pozwolić - nie, pustkę, którą czuł mogłaby zapełnić tylko jedna rzecz i było nią odkrycie pełnej prawdy o tym co spotkało Lucindę. Ale te myśli musiał odłożyć na później.
- Dziękuję, Oliverze. Naprawdę to doceniam - wsunął fiolkę do łatwo dostępnej, zewnętrznej kieszeni torby, a potem skinął głową na pytanie o świecę. - Znamy konkretne miejsce, w które powinniśmy się udać? Centaury je wskazały? - przeszedł do rzeczy dość prędko, przechylając głowę. - To nie pierwszy raz jak jestem w Zakazanym Lesie... - Kącik ust drgnął mu zawadiacko, ale zaraz spoważniał. Wybryki z czasów szkolnych nie były warte wspomnienia. Nie je jednak miał na myśli. - Podczas praktyki u mojego mentora. Wiem też, mniej więcej, jak znaleźć centaury, jeżeli trzeba będzie je tropić. Są czymś więcej niż stworzenia, przebiegłe i inteligentne, nigdy nie pozwalają odkryć wszystkich swoich siedlisk... ale są sposoby na podążenie ich śladem.



This is my
home
and you can't
frighten me
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Zakazany Las [odnośnik]13.09.24 21:32
Rozległe drzewa utrudniały dopływ nocnego światła, gdy czarodzieje znaleźli się na jego obrzeżach; Zakazany Las krył wiele sekretów, mógł okazać się tak samo bezpiecznym schronieniem lub śmiertelną pułapką - w zależności od tego, czym pragnął powitać swoich gości. Gęste korony zatrzymywały mżący deszcz, lecz w chłodnym powietrzu utrzymywała się wysoka wilgoć. Niepokój towarzyszył Zakonnikom już od pierwszych chwil, zarówno Ted, jak Olivier, dostrzegali obumarłe pnie drzew ciągnące się wzdłuż pokonywanej przez nich ścieżki - obumierały nienaturalnie, jakby coś - zapewne coś, czego szukali - zatruwało okolicę. Elric dostrzegał nietypowe wilcze ślady, samotne i chaotyczne, nie pozostawione w trakcie spaceru, polowania, ani walki - z pewnością nie walki, po innych stworzeniach nie było śladu. Osobniki odłączone od stada nie zachowywały się w ten sposób, ale osobniki zarażone wścieklizną - być może. Lub rozjuszone przez coś, czego ludzkie oko dostrzec nie mogło.
- Doprawdy? Jesteśmy czymś więcej? - Pytanie padło znikąd, gdy słowa Elrika ucichły. Jeden z centaurów wyłonił się - nagle - z zarośli, obrzucając grupę, nad którą zdecydowanie górował wzrostem, wyjątkowo niechętnym spojrzeniem. Istoty z natury dumne nie miały nic wspólnego ze zwierzętami, choć taka była ich oficjalna klasyfikacja - przyjęta na ich własne wyraźnie wyrażone życzenie. Lovegood doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że bliżej, niż do stworzeń, było im do ludzi - wyjątkowo zresztą specyficznych, posiadających własną kulturę, własne zwyczaje. Obejście się z nimi wymagało olbrzymiego taktu, którego w nadmiarze wewnątrz grupy nie posiadał nikt. Najwięcej o tym szlachetnym ludzie czytał Ted - nie wiedział jednak o nim wiele, postrzegał ich jako istoty dumne, honorowe i na przestrzeni lat zdystansowane wobec ludzi. Wiedział, że nie mogli spodziewać się przyjaznego powitania, ale jeśli tylko zdołają ich nadto nie zdenerwować, mieli szansę zawrzeć opłacalną współpracę. Centaury raz już wspomogły Zakon Feniksa.
Ten, który stanął naprzeciw nich, wydawał się osobnikiem imponującej budowy, o atletycznej sylwetce - doświadczenie żadnemu z was nie mogło podpowiedzieć, na ile wyróżniającej się na tle jego ludu. Młoda twarz ozdobiona była ciemnokasztanową lwią grzywą, którą rozwiewał nocny wiatr. Zadarta broda uwidaczniała ostre rysy, gdy patrzył na nich z góry. Oburącz trzymał włócznię, w pół opuszczoną, w pół na podorędziu, jej grot zdawał się świecić w nocnym półmroku puszczy, na tyle intensywnie, by Olivier mógł rozpoznać w nim rzadki strop gobliniego kruszca. Gobliny nie dzieliły się nim chętnie, nie bez powodu, kruszec był niesamowicie wytrzymały - co czyniło z tej włóczni broń znacznie bardziej niebezpieczną. Grymas ust centaura ociekał surową powagą.
- Gwiazdy zapowiadały wasze przybycie, pierwszym omenem była kobieta waszego ludu. Czy przybyliście szukać tu kłopotów? - spytał z beznamiętną wyższością.
W oddali rozległo się wilcze wycie. Wilki zawodziły do księżyca upiornie i przeciągle. Do północy pozostało jeszcze dużo czasu.

Czas na odpis: do niedzieli, godziny 18.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zakazany Las - Page 37 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zakazany Las [odnośnik]14.09.24 19:34
— Nie mamy. Najdokładniejsze, czym możemy się kierować to określenie "na skraju lasu" — odpowiedział rzeczowo Elricowi, żałując w duszy, że nie może przekazać mu innej informacji, ale jej po prostu nie miał. Musieli sami wytropić właściwe miejsce albo wypatrzeć je, skupiając swą uwagę w ciemności.
— Widzisz to? — spytał Teda, brodą wskazując na bezlistne szkielety drzew. Nim uzdrowiciel zdążył odpowiedzieć, Oliver postanowił wprowadzić w temat również Elrica. — Te drzewa — oddzielił się od grupy, podchodząc do najbliższego z nich. Ułożył dłoń na pniu, przesuwając opuszkami palców po korze, a napotkane pozostałości — czy to suchej kory, czy czegokolwiek, rozcierając z zastanowieniem pomiędzy palcami. — To nie jest naturalna śmierć. Coś jest nie tak — chciałby od razu odrzucić możliwy czynnik ludzki, popierając się przede wszystkim własnym doświadczeniem z Hogwartu, ale po prostu nie mógł. To, że niemal dekadę wcześniej zabraniało się wstępu do Zakazanego Lasu, nie oznaczało, że teraz, gdy Szkoła Magii lizała rany po Nocy Tysiąca Gwiazd, obowiązywał podobny zakaz. Humor poprawiał mu tylko widok gęstych koron drzew położonych dalej — być może to, co doprowadziło do końca ich towarzyszy nie zdążyło jeszcze dotrzeć do nich.
Nie miał zbyt wiele czasu na przemyślenia, nawet na przyjrzenie się z bliska drzewu, gdy dotarł do niego kolejny głos, tym razem nieznajomy. Niemalże natychmiast obrócił się przez ramię i zadarł głowę, spoglądając krótko na centaura. Nie dlatego, że nie był interesujący, wręcz przeciwnie. Pamiętając skromne strzępki informacji z hogwarckiego nauczania starał się ograniczyć swoje potencjalnie obraźliwe zachowania. A do takich zaliczał przedłużające gapienie się. Wstrzymał oddech, gdy spojrzenie zjechało na dół, na lśniący grót trzymanej przez niego włóczni. Goblinie srebro, niełatwe do pozyskania i wymagające dużych umiejętności, aby stworzyć z niego broń. Gdzieś z tyłu głowy zrodziła mu się myśl, że musieli mieć do czynienia nie z byle przypadkowym centaurem, ale nie wyraził tego na głos.
— Dobry wieczór, jesteśmy wysłannikami Zakonu Feniksa — skłonił się w pół, najniżej chyba jak potrafił, bez ryzyka nagłego uderzenia czołem o kolana. Właściwie to wolał przesadzić z grzecznościami, niż czegoś nie dopowiedzieć, zaraz bowiem machnął (według siebie niewyraźnie i delikatnie) palcami prawej ręki, pospieszając Teda i Elrica, aby zrobili to samo. — Nazywam się Oliver Summers, moi towarzysze to Ted Moore i Elric Lovegood — czując się odpowiedzialny za mężczyzn jako Zakonnik, postanowił też wykazać się w roli przewodniczącego ich małej grupy, choć był z nich wszystkich najmłodszy. Kobieta waszego ludu, powtórzył w myślach, po krótkiej chwili uświadamiając sobie, że musiała być to Justine. Obiecała przecież założenie Światła, zapewne to ją sprowadzało w tę okolicę. Jeżeli jej się udało, byli w nieporównywalnie lepszej sytuacji, a przynajmniej tak pragnął uważać Summers. — Przybyliśmy pomóc. Nie tylko sobie, ale także centaurom. Dostaliśmy wiadomość, że pojawiła się tu jakaś choroba. Chcemy ją wyleczyć — dopiero po tych słowach powrócił do pozycji wyprostowanej, na moment tylko podnosząc głowę, aby spojrzeć na twarz centaura w nerwowym oczekiwaniu. O tyle bardziej nerwowym, że słyszał przecież wycie wilków, wyły do księżyca, wciąż relatywnie jasnego, pełnia — o czym dobrze wiedział — była niedawno. Z trudem zmusił się do przełknięcia śliny, oczekując rozwoju sytuacji. Nie pytał jeszcze o drzewa — choroba, której wspomnienie odczytał w aktach, miała trawić i — z tego, co zrozumiał — zdziesiątkować plemię centaurów, to ich życie i zdrowie było teraz najistotniejsze, nie tylko przez wzgląd na możliwość uzyskania od nich pomocy tego wieczora, ale także... Tak po prostu. Po ludzku i centaurowemu.


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: Zakazany Las [odnośnik]15.09.24 0:30
Nie miał wiele czasu na rozejrzenie się po okolicy, dotarł do Teda i Olivera jako ostatni, a że nie mieli czasu do stracenia, w pierwszej kolejności chciał poznać ich pierwotny plan. Czy tam pierwotny plan Olivera, bo - chociaż najmłodszy - miał też najwięcej doświadczenia w organizacji i to jego darzono największym zaufaniem. Był prawdziwym Zakonnikiem w każdym tego słowa znaczeniu; Ellie zamierzał mu zawierzyć i nie wchodzić mu w paradę, jeżeli miał więcej informacji niż oni i chciał w jakiś sposób rozporządzić zadaniami.
Dostrzegł jednak - może instynktownie opuszczając wzrok na wyściółkę, jak typowy magizoolog, a dawny tropiciel - nienaturalne ułożenie śladów. Po bliższej inspekcji ewidentnie należących do sporych, psowatych ssaków, zapewne wilków, bo wilkołacze ślady były znacznie większe i głębsze. Zmarszczył brwi, słuchając Olivera i próbując odnaleźć w tym wszystkim jakiś sensowny wzór; wyglądało jednak na to, że zwierzęta były spłoszone, rozszalałe. Być może tak samo chore jak centaury i sam las, a może chodziło o coś więcej.
Już otwierał usta, by zwrócić na to uwagę, ale zbladł zaraz i zesztywniał, zdając sobie sprawę, że cały ten czas byli podsłuchiwani. I że centaur usłyszał coś co spokojnie mógł uznać za nietaktowne, jeśli nie obraźliwe. Przełknął ślinę, plując sobie w brodę, że o tym nie pomyślał - to że jeszcze nie znaleźli ich siedlisk nie oznaczało, że centaury nie mają uszu wszędzie, nawet na samym skraju lasu. Odwrócił się powoli i ukłonił w tym samym czasie co Oliver; nie potrzebował zachęty. Ze zmarszczonymi brwiami zastanawiał się, czy którykolwiek z centaurów rozpozna go z czasów jego podróży. I czy to miało znaczenie.
- Tak. Choć nie zabrzmiało to tak jakbym pragnął. Zawsze darzyłem was ogromnym szacunkiem - nawet jeśli przez długą część życia patrzył na nich raczej z perspektywy magizoologa, badacza. Nigdy jednak tak naprawdę nie odkrył ich kultury ani zwyczajów, nawet gdy przebywał w Zakazanym Lesie. Były zbyt sekretne, zbyt dumne, a jego mentor często przestrzegał go przed próbami wciskania nosa w ich sprawy. Teraz jednak zmieniły się zarówno czasy jak i jego perspektywa. Potrzebowali ich pomocy, i vice versa. - Proszę o wybaczenie - wymamrotał jeszcze, opuszczając wzrok, z lekkim zażenowaniem.
Potem pozwolił mówić Oliverowi; to on powinien przedstawić ich misję.



This is my
home
and you can't
frighten me
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Zakazany Las [odnośnik]15.09.24 17:59
Fiolka przekazana przez Olivera wyglądała niepozornie, podobnie zresztą jak świeca od sir Longbottoma i niewielkie, czerwono-złote pióro feniksa, którymi później mieli wyzwolić moc zdolną powstrzymać dalszą ekspansję Cieni - to wszystko wyglądało tak niepozornie, jak tylko mogło, a jednak drzemała w tych drobnych przedmiotach moc, która mogła później uratować im życie albo uratować życie wszystkich mieszkańców Wysp Brytyjskich. Skinął Oliverowi w podzięce za magiczny dekokt i schował go ostrożnie do skórzanej torby, gdzie leżała reszta potrzebnych mu dzisiaj rzeczy. Nie było ich zbyt wiele, nie chciał się obciążać. Dotknął runy wiszącej na jego szyi na ciemnym rzemyku, żeby upewnić się, że wciąż tam była. Potrzebował dzisiaj jej mocy.
- Swoją świecę razem z piórem mam w środku - odparł, gdy przyjaciel zapytał o najważniejsze, co dzisiaj ze sobą mieli.
Gdy ruszyli przed siebie, starał się dobierać kroki ostrożnie, zerkając od czasu do czasu na ścieżkę, żeby omijać zdradzieckie korzenie mogące wystawać ponad ziemię. Słychał też Elrica wierząc w jego umiejętności. Pomyślał tylko, że centaury za wszelką cenę starały się chronić nie tylko swoje tajemnice, ale przede wszystkim siebie, to, co z nich zostało po brutalnych atakach. Było w tym coś... ludzkiego. Coś pierwotnego i na wskroś rozsądnego. Chronili siebie.
Starał się rozglądać na tyle, na ile mógł; na ile pozwalał mu wzrok przyzwyczajający się do ciemności. Do nozdrzy dostał się nieprzyjemny zapach. Smród śmierci, choroby gnijącej wśród roślinnych tkanek. Smród, do którego, jak mu się wydawało, przywykł. Ale w tym fetorze było coś innego. Coś obcego. Pokiwał na słowa Olivera.
- Śmierć się tutaj rozsiadła jak na tronie - mruknął tylko. Chciał już otworzyć usta i zapytać smokologa o menu centaurów, ale wtem usłyszał głos nie należący do żadnego ze swoich towarzyszy. Mięśnie spięły się w zaskoczeniu, a oczy zaczęły szukać źrodła głosu. Przełknął ślinę. Jako Krukon zaczytywał się w lekturach, podręcznikach i atlasach piszących również o samych centaurach; jako uzdrowiciel szukał w anatomii tych stworzeń różnic i podobieństw do typowo ludzkiej, które mógł wykorzystać do diagnozy, a później leczenia. W odruchu ukłonił się przed istotą - niezbyt głęboko, ale i z szacunkiem, informacją, że chyli czoła przed tymi, którzy dbają o te lasy i pomogły wielokrotnie Zakonowi Feniksa. Nie ruszył się ani o krok, wyjął dłonie z kieszeni i uniósł je w poddańczym geście, dając znać, że nie ma złych intencji. - Jestem uzdrowicielem i zrobię wszystko, co w mojej mocy i wiedzy, żeby wam pomóc. Jakakolwiek choroba rozpełzła po waszych ziemiach, może nie jest za późno, żeby ją zatrzymać. - zerknął na Olivera i Elrica. - Przybyliśmy z nadzieją, nie krzywdą.
Patrzył wprost na centaura, choć starał się, by to spojrzenie nie było odebrane jako nachalne, natrętne. Zależało mu - to pokazywały jego oczy.]

| ekwipunek we wsiąkiewce



jesteś wolny
a jeśli nie uwierzysz, będziesz w dłoń ujęty
przez czas, przez czas - przeklęty


Ted Moore
Ted Moore
Zawód : uzdrowiciel
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
i must not fear
fear is the mind-killer
fear is the
little-death
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 30 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11462-ted-moore#354341 https://www.morsmordre.net/t11467-bronte#354524 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11604-szuflada-teda#358655 https://www.morsmordre.net/t11476-ted-moore
Re: Zakazany Las [odnośnik]18.09.24 1:20
Centaur wysłuchał Zakonników, nie tracąc dumnej postawy. Tak spojrzenie, jak grymas twarzy, zdradzały niewiele, choć Elric był pewien, że gdyby istota nie przyjęła jego przeprosin, odczułby to wyraźniej. Nie odpowiedział od razu, gdy zdradzili powód pojawienia się w Zakazanym Lesie, zamaszyście machnął ogonem, zdradzając irytację, nim wystąpił w ich kierunku jeszcze kilka kroków - to wówczas uwagę mogły zwrócić jego kopyta. Były poczerniale, nosiły ślady pęknięć, wydawały się kruche - stosując prostą analogię do zwierząt Elric mógł łatwo i szybko zrozumieć, że była to oznaka ogólnego osłabienia lub obciążenia organizmu. Zarówno Olivier, jak i Ted, potrafili odnaleźć analogię do ludzkiego paznokcia - i na tej podstawie powziąć podobne wnioski. Centaur jednak, jakkolwiek czuł się w tej chwili, nie zamierzał najwyraźniej okazać słabości - wspomnienie choroby przywołało na jego twarz jedynie większą surowość.
- Nie boimy się waszego gatunku, Tedzie Moore, choć lękamy się tego, co przeważnie ze sobą niesie. Nie macie powodów do dumy ze swego stada - oświadczył z pewnością, wymijając całą trójkę, gdy zapewnił, że nie nieśli krzywdy. Stanął na ścieżce prowadzącej w głąb lasu, zwracając się w ich kierunku bokiem. - Nie my chorujemy, to nasz las zachorował po tym, jak zachorowało też niebo. Odkąd opadło nam na głowy, nic nie jest już i nigdy nie będzie takie samo. Pośród umarłych drzew słyszymy duchy naszych zmarłych braci, lecz ich dusze odnajdują tu tylko potępienie. Być może odejdziemy, ale dziś jeszcze jesteśmy tutaj. Te gwiazdy, które nie zdradziły, wyjawiły nam wasze zamiary. Członkowie Zakonu Feniksa są w naszym lesie gośćmi, których nie przepędzimy, nawet jeśli przypadłość, której poszukujecie, może okazać się silniejszą nawet od łez ognistego ptaka - oznajmił, ruszając w drogę - i choć nie zdradził się z zamiarem ni słowem ni gestem najwyraźniej pozwolił Zakonnikom wyruszyć ze sobą.
Prowadził ich dłuższą chwilę, choć już kilka pierwszych kroków wywiodło ich w polany, za którymi całkowicie stracili rozeznanie w terenie i byli pewni, że nie byliby w stanie powrócić na skraj lasu z powrotem bez pomocy leśnego strażnika - szybko pojmując, że pokładane w ciemno zaufanie musiało okazać się obustronne. Wydawało się, że im głębiej w las wchodzili, tym więcej oznak cienia dało się w nim dostrzec: czerniejących pni było więcej, podobnie jak uschniętych roślin, choć mimo oczu przyzwyczajonych już do ciemności nie mogli dostrzec wszystkiego. Ruszył szybko, tak Ted, jak Olivier, prędko złapali zadyszkę, usiłując za nim nadążyć. Szedł przez węższe i szersze mętne strumienie, przez rozłożyste zarośla.
W pewnym momencie centaur przystanął - jego ostry profil, zwrócony na bok, wydał się skoncentrowany, przymknął oczy. Elric wiedział, jak empatyczne potrafiły być konie - lubiły ciszę i poprzez ciszę komunikowały się w stadzie. Czy ich towarzysz komunikował się w ten sposób z pobratymcem lub innym mieszkańcem lasu - mógł się tylko próbować domyślać. Niebawem w zaroślach objawiło się poruszenie, centaur gestem wstrzymał reakcję Zakonników. Na drodze stanęła kolejna istota - i była to pierwsza kobieta centaurów, jaką mieli okazję ujrzeć gdzie indziej, niż na rycinie. Czarne włosy uwiązane w długi przeplatany rzemieniami warkocz zwisał przez okrytą skórą pierś. Rysy jej twarzy wydawały się niedelikatne, ostre, podobnie jak ostre było spojrzenie, jakim ich obdarzyła. Wydawała się bledsza, miała zapadnięte policzki.
- Zabierz ich do gniazda, Almateo - nakazał, po czym wyminął ją i odszedł bez słowa pożegnania, nie bacząc na ewentualne protesty.
Almatea odczekała, aż zniknie, nie wydawała się od niego ani bardziej przystępną ani mniej dumną. Grymas twarzy zdradzał, że słowa jej pobratymcy nie spotkały się ze zrozumieniem - ale nie próbowała z nimi też dyskutować. Bez słowa ruszyła w puszczę, czekając, aż Zakonnicy dorównają jej kroku. Gniazdo okazało się niewielką jaskinią, przed którą płonęły pochodnie, ich ogień tańczył, rozganiając nocne ciemności - dostatecznie mocno, by mogli dostrzec, że poszarzałe cienie pod oczami ich przewodniczki miały nienaturalnie ciemny odcień. Ujęła jedną z pochodni, prowadząc leśnych gości do środka. Nie szli daleko, już w drugiej komorze, za wąskim korytarzem, znajdował się siennik, na którym leżało troje źrebiąc, dwóch chłopców i jedna dziewczynka, wszystkie o podobnie rdzawym zabarwieniu sierści. Spali, lecz jeden z chłopców na ich nadejście otworzył oko. Choć Almatea obdarzyła go krzepiącym spojrzeniem i tak wydawał się wystraszony. Wszyscy troje mieli kredowe zabarwienie skóry, zbyt blade, twarze mieli oszpecone podobnie głębokimi cieniami, a ich kopyta znajdowały się w bardzo złym stanie, lecz Ted szybko wychwycił, że w najbardziej krytycznym stanie musiała być dziewczynka - jej usta były spierzchnięte i sine, a ciało, co spostrzegł także Elric, leżało w nienaturalnie bezwładnej pozycji. Najprawdopodobniej wymagała pilnej pomocy. Almatea nieufnie milczała, ale wyglądało na to, że pozwoliła podejść Zakonnikom do źrebiąt.
Trwająca dłuższą chwilę wędrówka odebrała niepokojąco dużo czasu - świecie musiały zostać rozpalone o północy w konkretnym miejscu. Nie mieli ani chwili do stracenia. Mieli czas pochylić się nad stanem zdrowia źrebiąt, ale musieli wykorzystać wszystkie swoje siły i mądrze zagospodarować czasem. W okolicy czuli dziwną energię - przebijającą się przez niepokojącą chorobę lasu. Przyjemne ciepło i dźwięczącą z tyłu głowę melodię pieśni feniksa, nie mogli wiedzieć, że odpowiadało za to dawno ugaszone w okolicy przez ich sprzymierzeńców źródło zapomnianej anomalii, nie wyglądało jednak na to, by centaury odczuwały tę energię podobnie.

Czas na odpis mija 25 września o godzinie 18. W tej turze możecie napisać dowolną ilość postów i podjąć dowolną (logiczną) ilość akcji.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zakazany Las - Page 37 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zakazany Las [odnośnik]24.09.24 11:21
Skinął głową na słowa Teda, śmierć rozsiadła się na tronie, musieli ją z niego strącić, przywrócić naturalny porządek. W swoich myślach wiedział, że śmierci raczej nie da się pokonać na stałe — może za wyjątkiem kamienia filozoficznego, ale jego receptura pozostawała sekretem pana Flamela, a Oliverowi niespieszno było do Francji, gdy w jego domu, jego Anglii działo się tak, jak się działo. Patriotyzm — zarówno ten lokalny, jak i dosłowny, był w Oliverze momentami przesadnie silny, ale uważał to za swój atut. Nie pozwalał mu stchórzyć, niezależnie od sytuacji. Nie dał rady jednakże odpowiedzieć Tedowi na głos, gdy naprzeciw nim wyszedł centaur.
Ledwie powstrzymał się od odetchnięcia z ulgą, gdy Elric i Ted poszli w jego ślady, kłaniając się przed centaurem. Ostatnie, czego chcieli, to głupio zaprzepaścić możliwość dania i uzyskania pomocy od tych dumnych stworzeń. Choć nie mieli do dyspozycji tak nowoczesnej, zdaniem Olivera, cywilizacji, to przetrwali prawdopodobnie setki lat, jeżeli nie millenia. Mieli w zanadrzu potężną moc, mogli być cudownymi sojusznikami, jeżeli postąpi się z nimi w odpowiedni sposób. Wzorem Teda ukazał swoje dłonie, powoli wyprostowując się przed centaurem. Uwagę zwróciło machnięcie ogonem, a później (nie mógł uwierzyć własnym oczom), kopyta. Powiedzieć, że nie wyglądały najlepiej, to jak nie powiedzieć nic, ale Oliver milczał, nie chcąc przypadkiem swą głośną obserwacją urazić stworzenia. Sugerowanie braku sił zostałoby na pewno przyjęte niesamowicie źle.
Pochylił głowę raz jeszcze, słysząc słowa o tym, co noszą za sobą ludzie. W jednej chwili klatka piersiowa zapłonęła od ognia złości — chciałby powiedzieć, że nie wszyscy są tacy, że tamci to nie jest ich stado, ale ostatecznie centaur miał rację. Nie mieli powodów do dumy z ludzkości, nie odkąd zaczęła się wojna. Ruszył za centaurem, słuchając jego słów o gwiazdach, o lesie, o tym, co działo się w okolicy. Brwi pozostawały zmarszczone w oznace zamyślenia, wciąż analizował słowo za słowem. — Czy to choroba nieba sprawiła, że gwiazdy... zdradziły? — domyślił się, że chodziło o Noc Tysiąca Gwiazd, ale wciąż ostrożnie dobierał słowa. To brzmiało przecież tak, jakby choroba lasu i nieba były ze sobą połączone, może to trwało od dłuższego czasu? Może Centaury coś wiedziały? Rozmyślenia sprawiły, że w pewnym momencie stwierdził, że zupełnie nie wie, w którą stronę idą. Krajobraz wyglądał okropnie, Oliver w próbie nadgonienia tempa przestał już oddychać nosem i używał tylko ust, czując drapanie w gardle. Z ulgą przyjął gest nakazujący im zatrzymanie się, dłonią otarł twarz, od czoła, przez policzki, na koniec poprawiając ułożenie okularów.
I bardzo dobrze, że to zrobił. Nie spodziewał się bowiem zobaczyć kobiety—centaura, Almatei. Przed nią też, w pełnej próbie utrzymania wrażenia może niezbyt rozgarniętych w dobrym wychowaniu, ale przynajmniej szczerych w zamiarach, pochylił głowę.
Gdy znaleźli się już w jaskini, pozwolił sobie przyjrzeć się jej twarzy. Cienie pod oczami sprawiły, że odruchowo sięgnął do torby, w której przechowywał eliksiry, ale póki co położył jedynie dłoń na jej otwarciu. Dopiero gdy znaleźli się bliżej źrebiąt, nabrał powietrza w usta, aby zwrócić się do Almatei.
— Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby im pomóc — powiedział pewnie, chociaż jego głos pokryty był chrypką zmęczenia prędkim marszem. To z kolei tylko dodawało mu pewności, że musiało minąć sporo czasu. Musieli zająć się źrebiętami, jak najprędzej. — Elric, trzymaj — powiedział, zdejmując torbę z ramienia i podając ją prędko smokologowi. — Na samym dnie jest fiolka z wywarem wzmacniającym, jest opisana, a wywar błękitny. Znajdź go i podaj Tedowi — ze względu na brak czasu, nie mógł sam w niej grzebać. Wolał przejść do leczenia przynajmniej jednego ze źrebiąt. — Ted, gdy tylko zdiagnozujesz, mów od razu. Ja póki co postaram się zająć objawami — podniósł jeszcze wzrok na uzdrowiciela, nim znalazł się przy jednym ze źrebiąt, chłopcu, który otworzył oko na ich przybycie. — Powiedz mi, proszę, czy coś cię boli? — spytał, źrebię, szukając jakiejkolwiek poszlaki, jednocześnie przykładając dłoń do jego czoła, aby sprawdzić temperaturę. Pamiętając słowa o czarnej mazi, które zostały przytoczone na spotkaniu, a także własne doświadczenie z cienistymi wilkami, postanowił sprawdzić swój pierwszy trop. Pochwycił dłoń źrebięta, a nakierowując różdżkę na jego żyły, wypowiedział formułę zaklęcia: — Sango deprendo.

| akcja 1. przekazuję Elricowi moją torbę, akcja 2. sango deprendo
i pięknie proszę o uzupełnienie


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: Zakazany Las [odnośnik]24.09.24 11:21
The member 'Oliver Summers' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 79
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zakazany Las - Page 37 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zakazany Las [odnośnik]25.09.24 21:41
Nie wyglądało na to, by centaur zamierzał wytykać im dalsze niezręczności, a znając dumę i temperamenty tego gatunku mógł uznać to za znak, że pomoc naprawdę była im potrzebna - i że byli gotowi ją przyjąć. W czasie, w którym rozmowa toczyła się między Summersem a reprezentantem centaurów, Elric przerzucał spojrzeniem między kopytami stworzenia a lasem wkoło; kruszące się, ciemne ciało było jakby kolejną odsłoną tej niepokojącej ciszy, pustki i rozkładu wyczuwanego w wilgotnym powietrzu.
Na wspomnienie ich nieszczęsnego, ludzkiego stada pochylił głowę ze wstydem, którego nie czuł. Nie brał na siebie odpowiedzialności za grzechy całego gatunku, zwłaszcza te, które doprowadziły do sierpniowej katastrofy - tej całej czarnej magii, którą zawsze się brzydził i zawsze od niej stronił. Żal do siebie miał wyłącznie o dotychczasową bezczynność. Choć nie wierzył, by sam jeden znacząco wpłynął na losy tej wojny, czuł teraz, że zaniechał obowiązków wynikających z samego choćby honoru.
Podążył za centaurem, marszcząc brwi na wzmiankę o gwiazdach - była to dziedzina wróżbiarstwa, której nigdy nie zgłębił, nawet nie próbował. Wątpił czy ktokolwiek poza centaurami naprawdę potrafił dostrzec znaki znajdujące się na niebie. Co jakiś czas zerkał przez ramię na swoich towarzyszy; ich przewodnik narzucił szybkie tempo, więc Elric wystąpił przed Olivera i Teda, odgarniając dla nich większe gałęzie i znajdując bezpieczne dla ludzkich nóg ścieżki, bardziej niż oni nawykły do wędrówek w terenie. Nawet on jednak musiał przyznać, że po jakimś czasie zgubił orientację, a pogłębiające się cienie i ciemność przyprawiały go o niepokój. Zaciskał szczękę i instynktownie napinał mięśnie ramion, ale nie sięgnął po różdżkę, dopóki nie pojawiły się oczywiste oznaki zagrożenia. Taki gest mógłby zostać uznany za brak zaufania, a - szlag by to - musieli sobie choć po części zaufać.
Samica centaura nie była pierwszą, którą widział, więc nie był pewnie tak zaskoczony jak swoi towarzysze; ale i przed nią z cichym szacunkiem pochylił głowę. Naprawdę mrożący był fakt jak szybko i łatwo podjęli decyzję o tym, by dopuścić ich do swojego gniazda. Nigdy dotąd nie miał okazji się w takim znaleźć, nawet go zobaczyć - cholera, pierwszy raz w życiu miał przed sobą, na wyciągnięcie ręki, ich źrebięta. Centaury chroniły swoje młode znacznie zacieklej od ludzi, a jednak ofiarowali im ten kredyt zaufania.
Elric więc rozsądnie nie zbliżał się nadto, wiedząc, że mimo rozległej wiedzy o zdrowych stworzeniach, nie będzie w stanie pomóc uzdrowicielom w ich pracy. Nie z centaurami, które nigdy nie pozwalały się badać i odkrywać magizoologom.
Przejął torbę od Olivera i przejrzał ją prędko, wyciągając opisaną staranną kaligrafią fiolkę. Wręczył ją Tedowi, a potem zarzucił sobie torbę na ramię, dźwigając teraz dwie na raz.
- Czy możesz opowiedzieć nam o tym jak to się wszystko zaczęło? Kiedy pojawiły się pierwsze objawy ich... choroby? Od jak dawna cierpią? - swoje pytania, zadane łagodnym, wyważonym tonem, skierował do Almatei. - Każdy szczegół może okazać się wartościowy.



This is my
home
and you can't
frighten me
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Zakazany Las [odnośnik]25.09.24 21:55
Wcale nie dziwił się początkowemu nastawieniu centaura - ludzie dzielili gatunek na pół i ci, którzy popełniali zło, zrzucali na barki pozostałych odpowiedzialność za nie, choć nie przyłożyli do podobnych występków ani palca. Słuchaj go dalej z uwagą, opuszczając dłonie, które miały pokazać, że był tu tylko, by coś naprawić, a nie zniszczyć. Mógł powiedzieć wiele mądrych słów, ale podskórnie czuł, że centaury nie tego potrzebowały - potrzebowały działania, dowodów na to, że ich intencje są prawdziwe. Posłusznie również zatrzymał się, kiedy ukazał się ich oczom obserwator. Nie dostrzegł... kobiety. Nie był pewien, czy byłby w stanie ją dostrzec. Ukłonił się przed nią dokładnie tak, jak przed mężczyzną, który stał się ich przewodnikiem. Almatea. Chciał zapamiętać to imię, bo prędko okazało się, że to ona miała być ich przepustką dalej. Miał nawet chwilę, w czasie podróży, by się jej przyjrzeć. Bladość, cienie pod oczami niezwykle głębokie i niezdrowo ciemne. Postanowił nie pytać o to, rozumiał, że problem stał przed nimi, w ciemnej jaskini, która już niedługo została rozświetlona pochodnią. Cała trójka prędko dostrzegła najmłodszych przedstawicieli stada centaurów.
Zerknął na Olivera i skinął mu głową na znak, że wychwycił polecenie, którego nie zamierzał zignorować. Wzrok na krótką chwilę przeniósł na Almateę, jakby szukał w jej oczach pozwolenia na przysiadnięcie przy źrebięciu. Młode wyglądało najgorzej z całej trójki.
Najpierw położył dłoń na czole dziewczynki, żeby sprawdzić jej temperaturę. Później dwa palce prawej dłoni przyłożył do szyi dziewczynki, gdzie pulsowała tętnica szyjna, żeby sprawdzić siłę pulsu. Tę samą dłoń przełożył na nadgarstek dziewczynki, wyczuł odpowiednie miejsce przepływu krwi w żyłach i lekko strząsnął z lewej ręki zegarek, żeby zliczyć ciśnienie krwi.
- Almateo, jeśli mogę - zaczął ostrożnie i chociaż pragnął spojrzeć na kobietę, nie mógł, ogniskując źrenice na przesuwającej się wskazówce sekundnika. Elric zadał właściwe pytania, pozostało im czekać tylko na odpowiedzi. - Jak wyglądał przebieg choroby? Od czego się zaczęło? Diagno haemo. - wyszeptał, kierując wierzbową różdżkę na dziewczynkę. - Diagno coro - wyszeptał znów, tym razem biorąc za cel serce. - Elricu, kopyta to... wytwór skóry? Naskórka? Traktować je jak paznokcie czy... czy powłokę ochraniającą tkankę w środku? To nie kość, prawda?
Nie był pewien, a pewien być musiał podobnych kwestii, bo pomyłka nie wchodziła w grę.

| 1. diagno haemo 2. diagno coro



jesteś wolny
a jeśli nie uwierzysz, będziesz w dłoń ujęty
przez czas, przez czas - przeklęty


Ted Moore
Ted Moore
Zawód : uzdrowiciel
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
i must not fear
fear is the mind-killer
fear is the
little-death
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 30 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11462-ted-moore#354341 https://www.morsmordre.net/t11467-bronte#354524 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11604-szuflada-teda#358655 https://www.morsmordre.net/t11476-ted-moore
Re: Zakazany Las [odnośnik]25.09.24 21:55
The member 'Ted Moore' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 45

--------------------------------

#2 'k100' : 11
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zakazany Las - Page 37 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 37 z 40 Previous  1 ... 20 ... 36, 37, 38, 39, 40  Next

Zakazany Las
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach