Gwiezdny Prorok
Strona 14 z 14 •
1 ... 8 ... 12, 13, 14

AutorWiadomość
First topic message reminder :

- [bylobrzydkobedzieladnie]

Gwiezdny Prorok
Dziś, pusty lokal mieszczący się na przeciwko cieszącego się wielką renomą wśród czarnoksiężników sklepu Borgina & Burkesa, niegdyś wypełniony był trupimi główkami, talizmanami, naszyjnikami z kruczych piór, dziecięcych kości i grzechotkami z ludzkich zębów. Magiczna sprzedaż akcesoriów służących do nekromancji — sztuki wskrzeszania umarłych, szła doskonale aż do schyłku ubiegłego wieku, kiedy to stary i zgorzkniały właściciel zniknął bez śladu, zamykając drzwi na siedem spustów. Choć sklep przypadł w spadku jego dzieciom, a później wnukom, już nigdy nie został otwarty, a mieszczące się w nim nierozkradzione towary nie stanęły ponownie w gablotach.
Lokal prywatny: zamkniętyOstatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:41, w całości zmieniany 1 raz
Zjawił się na Alei Śmiertelnego Nokturnu po pracy, wieczorem. Był już zmęczony, ale nie mógł sobie pozwolić na dalsze przestoje w projekcie, szczególnie, że to był już doskonały moment na to, by zaobserwować pierwsze, przełomowe zmiany. Po dwóch latach praktyk uwzględniających szereg tortur na małych dzieciach będących karą za przejawy magii zbliżała się pora na ocenę potencjału badań. Jeśli miało się udać zrodzić w którymś z nich tą pasożytniczą energię, magia powinna słabnąć, przynajmniej wedle historycznych zapisków, do których udało mu się dotrzeć. Ta, która będzie wciąż silna — może nawet silniejsza niż była — nie zostanie wchłonięta przez Obskurusa. Wiedział, że są na ostatniej prostej. Widział też, że dzieci mimo wszystko są już dość słabe, a lada moment —b ez uzdrowicielskiej opieki, zaczną doskwierać im choroby. Nie był w stanie ocenić, czy nie nosiły w sobie już jakiś zalążków, czy pasożytów. Nie trudno jednak było przewidzieć, że to nie może potrwać długo, a on nie cierpi marnować czasu.
W kieszeni miał fiolkę z eliksirem, który zawsze, schodząc tu do piwnicy, miał przy sobie. Musiał reagować wtedy, gdy u dzieci przejawiała się magia, to wtedy odniesie najlepszy efekt, wzmocni poczucie kary i świadomości, że nie wolno było im tego robić. Miał ze sobą spora miskę z jedzeniem, wiadro ze świeżą wodą. Postawił je na dole, u podnóży schodów, rozglądając się dookoła. Wolną dłonią wyciągnął różdżkę i rozpalił świece, ale zaraz potem ją schował. Dzieci spały, ale kiedy rozjaśniło się zaczęły powoli otwierać oczy i przebudzać się ze snu. Przez to, że większość czasu na dole było ciemno miały zaburzony rytm dobowy. Na widok jedzenia rozpromieniły się nieco i podbiegły grzecznie, więc przekazał im miskę i pozwolił ją zabrać na bok, by mogły podzielić się pożywieniem. Zajadały się bez większych problemów, dopóki Julienne nie wyrwała Thomasowi czerstwego chleba z ręki. Chłopiec krzyknął na nią i nachylił się, by odebrać jej jedzenie, ale nim tak się stało, Julię włożyła je do ust i pomknęła. Thomas uderzył ją w twarz, a pozostałe dzieci przerwały jedzenie i odsunęły się od nich.
— Wystarczy!— podniósł na nie głos, choć było mu obojętne w gruncie rzeczy, co się wydarzy. Nie sądził, że mogła się między nimi wszcząć awantura, ale Thomas był starszy od części dzieci i charakterny, nieposłuszny. A teraz, wydawał się być zły, może nawet zrozpaczony. Zacisnął dłonie w pięści, a potem krzyknął, raz i drugi, aż w końcu uczynił to tak głośno, że dzieci przewróciły się pod wpływem fali drgań, które rozsiał potworny, donośny krzyk dziecka. Mulciber umyślnie nie chwycił za różdżkę, pozwalając by fala dotarła i do niego i przewróciła go na ziemię, tuż obok schodów. Na twarzy dziecka pojawiła się mieszanina emocji, a w końcu znów zmarszczył gniewnie brwi, gotów do walki. Ale nie zamierzał z nim walczyć. Nim Ramsey wstał, wyciągnął z kieszeni fiolkę i wypił do dna eliksir grozy. Tak by ta czynność nie rzucała się dzieciom w oczy — potrafiły już dobrze kojarzyć fakty. Zakorkowawszy butelkę schował ją do kieszeni i podszedł do chłopca, wyciągnął rękę i uderzył go z otwartej dłoni w twarz.
— Jeszcze raz krzykniesz w ten sposób, a obiecuję ci to, zabiję cię. Jeśli jeszcze raz uderzysz któreś z tych dzieci to cię zabije. Jeśli jeszcze raz użyjesz tej głupiej magii to cię wypatroszę i zostawię na śmierć z dala od całej reszty, jasne? Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz, masz przestać.— Szarpnął nim jeszcze, po czym puścił, patrząc jak upada na ziemię. Zostawił kilka lewitujących świec zapalonych. Były poza zasięgiem dzieci, nie było więc ryzyka pożaru. Wróci jutro.
| zt; zużywam eliksir grozy (1 porcje stat, 40) i rzucam na zastraszanie


pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber

Zawód : Niewymowny
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Świat smakuje jak machora
a machora jak ten świat,
kiedy przyjdzie na mnie pora
sam wyostrzę czarny bat.
a machora jak ten świat,
kiedy przyjdzie na mnie pora
sam wyostrzę czarny bat.
OPCM : 40
UROKI : 20 +2
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 57 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz

Śmierciożercy


The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 14
'k100' : 14
|28 czerwca, wieczór
Z lekkim zaskoczeniem przyjął informację, że w Proroku wciąż mieszkały dzieci. Nie dziwiło go jednak specjalnie, że badania, które prowadził Ramsey były trudne i pracochłonne, a w życiu istniało więcej zobowiązań niż opiekowanie się sierotami, optymistycznie licząc na to, że któraś z nich okaże się wyjątkowa. Ale Ignotus nie miał wiele lepszych rzeczy do roboty wieczorami. Wciąż nie wrócił do pełni sił i nie chciał ryzykować porywania się na coś, co mogło go przerosnąć. Jednocześnie nie zamierzał reszty miesiąca przesiedzieć schowany w domu, musiał i chciał wrócić do życia, a powrót na stare śmieci wydawał się być dobrym pomysłem. Kolejny punkt na długiej drodze dochodzenia do siebie.
Kiedy stanął przed drzwiami, przypomniała mu się jedna z wizji, która dotyczyła Gwiezdnego Proroka. Migawka, która bardziej niosła ze sobą emocje niż konkretne obrazy, ale wiązała się z niepokojem. Nieco rozkojarzony więc otworzył drzwi i zszedł na dół, nie zwracając uwagi na dziwną ciszę, która panowała wewnątrz. Ciszę, którą zaraz przerwało uderzenie metalowego wiadra o posadzkę. Kątem oka zobaczył jeszcze jak przechyliło się, lewitując nad nim w powietrzu, zanim spadło i po chwili poczuł na plecach strużki zimnej wody, spływające wzdłuż jego kręgosłupa. W jednym z kątów, skulony i ledwo powstrzymujący śmiech, chował się chłopiec. Ignotus ruszył w jego kierunku, nawet nie siląc się na odszukanie jakichkolwiek pokładów cierpliwości.
- Myślisz, że to zabawne? - Wycedził stając przed nim, spoglądają na niego z góry. Wyciągnięta różdżka mierzyła prosto w czoło nieszczęśnika. - Co to było?
Uśmiech zamarł na ustach dziecka, kiedy nieporadnie próbowało wydukać zapewnienia o nieszkodliwym charakterze substancji, obiecując, że to tylko było trochę wody, która wlała się tutaj po ścianie. Mulciber był gotowy mu uwierzyć, że nie puścić takiego zachowania płazem. Nie był tutaj po to, by wychowywać cudze potworki. Trzymali je tu z konkretnego powodu, i jeśli chciały żyć, musiały okazać się przydatne. Ten akurat tego nie robił.
- Powtórzę jeszcze raz. Czy uważasz, że to było zabawne? Czy myślisz, że tak powinno się używać magii? Do głupich sztuczek, infantylnych zabaw, igrania z czymś, czego nie rozumiesz? Myślisz, że to przystoi jakiemukolwiek młodemu mężczyźnie? Powinieneś się wstydzić. Powinieneś wiedzieć lepiej - mierzył go bezlitosnym spojrzeniem, obserwując jak z każdym kolejnym słowem chłopiec zdawał się maleć, zapadać w sobie. - Jeżeli nie potrafisz sam siebie pilnować, zrobię to następnym razem za ciebie. Wiesz, że magii wolno wam używać tylko w określonych sytuacjach, a więc dlaczego marnujesz ją na latające wiadro? Następny raz będzie twoim ostatnim. Tyle mogę ci obiecać.
Omiótł wzrokiem salę, patrząc po kolei na dzieci, upewniając się, że wszystkie usłyszały i zrozumiały. Kuliły się w piwnicy, kiedy wychodził, nie słuchając nieskładnych przeprosin. Zaklął pod nosem zamykając drzwi, miał nadzieję, że to naprawdę była woda, wolał nie wiedzieć, co jeszcze innego mogły na niego wylać te dzieciaki.
[z/t]
|rzucam na zastraszenie Jimmiego (64/200)
Z lekkim zaskoczeniem przyjął informację, że w Proroku wciąż mieszkały dzieci. Nie dziwiło go jednak specjalnie, że badania, które prowadził Ramsey były trudne i pracochłonne, a w życiu istniało więcej zobowiązań niż opiekowanie się sierotami, optymistycznie licząc na to, że któraś z nich okaże się wyjątkowa. Ale Ignotus nie miał wiele lepszych rzeczy do roboty wieczorami. Wciąż nie wrócił do pełni sił i nie chciał ryzykować porywania się na coś, co mogło go przerosnąć. Jednocześnie nie zamierzał reszty miesiąca przesiedzieć schowany w domu, musiał i chciał wrócić do życia, a powrót na stare śmieci wydawał się być dobrym pomysłem. Kolejny punkt na długiej drodze dochodzenia do siebie.
Kiedy stanął przed drzwiami, przypomniała mu się jedna z wizji, która dotyczyła Gwiezdnego Proroka. Migawka, która bardziej niosła ze sobą emocje niż konkretne obrazy, ale wiązała się z niepokojem. Nieco rozkojarzony więc otworzył drzwi i zszedł na dół, nie zwracając uwagi na dziwną ciszę, która panowała wewnątrz. Ciszę, którą zaraz przerwało uderzenie metalowego wiadra o posadzkę. Kątem oka zobaczył jeszcze jak przechyliło się, lewitując nad nim w powietrzu, zanim spadło i po chwili poczuł na plecach strużki zimnej wody, spływające wzdłuż jego kręgosłupa. W jednym z kątów, skulony i ledwo powstrzymujący śmiech, chował się chłopiec. Ignotus ruszył w jego kierunku, nawet nie siląc się na odszukanie jakichkolwiek pokładów cierpliwości.
- Myślisz, że to zabawne? - Wycedził stając przed nim, spoglądają na niego z góry. Wyciągnięta różdżka mierzyła prosto w czoło nieszczęśnika. - Co to było?
Uśmiech zamarł na ustach dziecka, kiedy nieporadnie próbowało wydukać zapewnienia o nieszkodliwym charakterze substancji, obiecując, że to tylko było trochę wody, która wlała się tutaj po ścianie. Mulciber był gotowy mu uwierzyć, że nie puścić takiego zachowania płazem. Nie był tutaj po to, by wychowywać cudze potworki. Trzymali je tu z konkretnego powodu, i jeśli chciały żyć, musiały okazać się przydatne. Ten akurat tego nie robił.
- Powtórzę jeszcze raz. Czy uważasz, że to było zabawne? Czy myślisz, że tak powinno się używać magii? Do głupich sztuczek, infantylnych zabaw, igrania z czymś, czego nie rozumiesz? Myślisz, że to przystoi jakiemukolwiek młodemu mężczyźnie? Powinieneś się wstydzić. Powinieneś wiedzieć lepiej - mierzył go bezlitosnym spojrzeniem, obserwując jak z każdym kolejnym słowem chłopiec zdawał się maleć, zapadać w sobie. - Jeżeli nie potrafisz sam siebie pilnować, zrobię to następnym razem za ciebie. Wiesz, że magii wolno wam używać tylko w określonych sytuacjach, a więc dlaczego marnujesz ją na latające wiadro? Następny raz będzie twoim ostatnim. Tyle mogę ci obiecać.
Omiótł wzrokiem salę, patrząc po kolei na dzieci, upewniając się, że wszystkie usłyszały i zrozumiały. Kuliły się w piwnicy, kiedy wychodził, nie słuchając nieskładnych przeprosin. Zaklął pod nosem zamykając drzwi, miał nadzieję, że to naprawdę była woda, wolał nie wiedzieć, co jeszcze innego mogły na niego wylać te dzieciaki.
[z/t]
|rzucam na zastraszenie Jimmiego (64/200)

Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss. The abyss gazes also into you.
Ignotus Mulciber

Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
And my name on the lips of the dead
OPCM : 13+1
UROKI : 15+1
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : 30+3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni


The member 'Ignotus Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 30
'k100' : 30
Strona 14 z 14 • 1 ... 8 ... 12, 13, 14
Gwiezdny Prorok
Szybka odpowiedź