Wydarzenia


Ekipa forum
Przedpokój
AutorWiadomość
Przedpokój [odnośnik]25.11.17 15:22
First topic message reminder :

Przedpokój na dole

Parter domu znajduje się pod ziemią, prowadzą więc do niego schody zaczynające się w salonie piętro wyżej. Nad schodami wisi kilka obrazów, te są jednak zwykle dość małomówne i zajęte sobą, jedynie raz na jakiś czas zamarudzą na światło czy hałasy. W większości są to przedmioty z jakichś lombardów, osoby i zwierzęta na obrazach są całkowicie przypadkowe, można więc czasem odbyć z nimi miłą pogawędkę.
Przedpokój to niewielkie, oświetlone świeczkami pomieszczenie, na jego czterech ścianach znajduje się dokładnie taka sama ilość drzwi prowadzących do pokojów lokatorów Rudery (tylko jeden pokój znajduje się na piętrze). Pod dywanem można odkryć także klapę, która prowadzi do piwnicy (do której schodzi się po drabinie).



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przedpokój - Page 2 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott

Re: Przedpokój [odnośnik]18.09.18 21:40
Nie miała powodów do dumy. Nigdy nie czuła się prawdziwą częścią rodziny - nazwisko było tylko ciągiem przypadkowych literek niemających żadnego znaczenia. Nie dla niej. To inni widzieli w niej spadkobierczynię wspaniałego naukowca jakim był Adalbert; choć odziedziczyła po nim inteligencję oraz słabość do nauki, nie utożsamiała się z ojcem w żaden z możliwych sposobów. Zawdzięczała mu tak naprawdę niewiele i choć chciała kochać go tak, jak dzieci kochają swoich rodziców, to żyjąc w dysfunkcyjnej familii Clara była daleka od wykrzesania z siebie pokładów ciepłych uczuć. Nie doświadczając żadnych zwrotnych emocji oraz wzorców prawidłowego postępowania rozwijała się niezależnie, odczucia zwykle spychając na dalszy plan. Pozbawiona świadomości o poszukiwaniach Wafflingów żyła w swoim własnym świecie - pełnym biedy, ciężkiej pracy oraz próbach odnalezienia swego miejsca w przestrzeni rzeczywistości. Wciąż nie traciła nadziei, że kiedyś wszystko ułoży się zgodnie z jej marzeniami - nic innego już nie pozostało. Nic ponad zlepek ukruszonych planów i najskrytszych pragnień. Stojąc w samym oku cyklonu Clarence nie umiała racjonalnie ocenić skutków działań podjętych tych kilka lat temu; wtedy decyzja o ucieczce wydawała się tą najrozsądniejszą, najlepszą na jaką było stać nastoletnią, rozwijającą się kobietę o silnej potrzebie przeżycia własnego życia samodzielnie. Chyba o to chodziło - o wzięcie sterów w swoje delikatne rączki, ubrudzenie się niepewnością oraz dorosłością, czyli braniem odpowiedzialności za swoje czyny. Czarownica zastanawiała się wiele razy nad słusznością impulsywnego zrywu w niejasną przyszłość, ale wielokrotnie utwierdzała się w przekonaniu, że postąpiła najlepiej jak mogła. Prawdopodobnie zmieniłaby jedynie detale otoczki emigracji, choć i tego nie mogła być pewna. Gdyby nie przekonanie, że związek Clary z Bertie’m wisiał na włosku, najpewniej spróbowałaby ubłagać mężczyznę, żeby wyjechali wspólnie - ewentualnie znaleźli razem rozwiązanie dla tej sytuacji. Niestety wiedza dotycząca życia uczuciowego Botta przekreślała dumne wyobrażenia wspólnego życia dwojga włóczęgów; biednych, ale szczęśliwych, upojonych radością wspólnego planowania, czy raczej brnięcia na żywioł przez wszelkie bagna przeciwności losu. Wizja nader idylliczna, sielankowa, nie do spełnienia; zaprowadzała Waffling ponownie do punktu wyjścia. Postąpiła prawidłowo.
Clarence kurczowo trzymała się niniejszej myśli - zarówno wtedy, kiedy spotkała niezwykle uroczego cukiernika po raz pierwszy od dawna, jak i potem, wiedziona instynktem przetrwania. Musiała odejść, w przeciwnym razie byłoby to niesprawiedliwe względem goszczącego ją mężczyzny. Nadużyła jego dobroci, czuła to podskórnie, to, jak wyrzuty sumienia drżały niebezpiecznie w jej ciele, wraz z krwią torując sobie drogę do wszystkich organów i wprawiając je w niewerbalne palpitacje. Serce ucierpiało najmocniej, trzepocąc niczym zniewolony motyl próbujący wydostać się na zewnątrz. Przyjemne ciepło spowodowane ogrzaniem ciała nieco niwelowało większość skutków ubocznych, ale nie potrafiło zatrzymać galopującego bólu, promieniującego we wszystkie zakamarki duszy. Czarownica nagle zapragnęła powrotu do przyjaznych ramion oraz idealnie pasującego do jej brody zgłębienia obojczyka, acz na to było już za późno. Minęło - nie wróci.
Stała w progu, cofając się o kilka kroków, ale wkrótce zamarła w bezruchu. Coraz intensywniej mnąc przydługi rękaw swetra, prześlizgując się niepewnym wzrokiem po nieznajomym pomieszczeniu. Aż dotarła zaskoczona do twarzy Bertie’go, lustrując ją uważnie oraz zastanawiania się jak bardzo niegdyś znajome rysy uległy zmianie. A to tylko powierzchowność. - A co mam zrobić, Bertie? Udawać, że przez ten cały czas czekałeś aż pojawię się w twoich drzwiach? - spytała szybciej niż pomyślała. W głosie pobrzmiewała gorycz, zawód oraz ledwie słyszalna tęsknota; oczywiście, że tego chciała, ale to było niemożliwe. To, że się uśmiechał nie ułatwiało niczego, wręcz przeciwnie. A jednak nie potrafiła nie wygiąć ust w przyjemny, wesoły łuk kiedy zaczął mówić o ghulu oraz niegryzieniu. Dobre sobie, kogo on próbował oszukać?! - Inaczej to zapamiętałam - skomentowała, nie mogąc powstrzymać się od próby rozluźnienia niezręcznej atmosfery, unoszącej się między nimi jak kuszący zapach jedzenia. Żołądek Clary wywinął kozła, burcząc znacząco. Kiedy ostatnim czasem jadła? Wspomnienie o porządnej strawie rozmyło się wraz z lejącym się z nieba deszczem. Natomiast Bott nie przestawał kusić. Spojrzała na talerz zupy pewnie zbyt wygłodniale niż powinna, więc przygryzła wciąż jeszcze sine usta. - Ja… nie wiem. Czy istnieje jakiś powód, dla którego powinnam to zrobić? Pomijając zaspokojenie twojego altruizmu - zadała kolejne pytanie, pozostając sceptyczna do przyjmowania większej ilości okazów dobroci od byłego chłopaka. Nie powinna, albowiem dług rósł niebezpiecznie w górę, a ona nie miała niczego, czym mogłaby go spłacić. W dodatku wygadała się - miała naprawdę długi jęzor. Ugryzła się w niego w ramach kary, ale mężczyzna i tak zaczął drążyć, więc próby ukrywania prawdy nie zdałaby się na nic. Jeśli Bertie się na coś uparł, nie zwykł odpuszczać. - Jakiś czas temu. Błąkam się to tu, to tam - mruknęła dość wymijająco, kwitując wypowiedź wzruszeniem ramion. Oparła się o framugę drzwi, nadal bojąc się wejść w głąb kuchni. Wiedziała, że jeśli to zrobi, nie odnajdzie w sobie dostatecznie dużo silnej woli, żeby opuścić to miejsce, a nie mogła tu zostać na zawsze. - Z kim mieszkasz? - zapytała, chcąc zmienić temat. Zauważyła w przedpokoju kurtki oraz cudze buty. Zdążyli już założyć z Judy rodzinę? Och, dlaczego ją to właściwie interesowało?



Odpłynę wiotkim statkiem w szerokie ramiona horyzont pęknie jak szklana obroża pożegnają mnie ciszą gęstych drętwych zmierzchów iluminacje światła jak ostatni pożar.

Clarence Waffling
Clarence Waffling
Zawód : numerolog, włóczęga, kelnerka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
mieć ręce pod głową
zmrużone oczy
patrzeć jak życie
się toczy…
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t6362-clarence-waffling https://www.morsmordre.net/t7114-poczta-clary#188541 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3566-pokoj-clary
Re: Przedpokój [odnośnik]22.09.18 1:32
Znikanie jest w jakiś sposób nieuczciwe. Bertie czuł to gdzieś podskórnie. Wchodząc w interakcje z ludźmi, przywiązując się do nich, pozwalając im się przywiązać do siebie w jakiś sposób przejmujemy odpowiedzialność za kawałek ich życia. I chociaż każdy żyje dla siebie i pewna doza egoizmu jest całkiem zdrowa, zniknięcie z czyjegoś życia i pozostawienie za sobą wyłącznie zmartwień i niepewności to jedna z gorszych rzeczy jakie można zrobić.
Kiedy Lare zniknęła, oboje byli właściwie dziećmi. Bertie nadal nie czuł się w pełni komfortowo ze słowem dorosłość, płacił podatki, miał dom i względnie stałą pracę, jednak to wszystko właściwie niewiele oznaczało. Gdyby godzinę temu ktoś wspomniał Bertiemu o Clarence Waffling, najpewniej wywołałby w większości miłe wspomnienia. I przypomniał o niepewności jaką po sobie zostawiła.
- Nie. - pokręcił lekko głową. Zbierał myśli, starał się przynajmniej. Chyba potrzebował chwili, żeby wszystko przemyśleć, żeby jakoś przyzwyczaić się do tego co się właśnie działo - tylko tego czasu za bardzo nie miał. - To, że na ciebie nie czekałem nie znaczy, że cię skreśliłem, Lare.- dodał po chwili. - I... jasne, to było cholernie słabe, ale wiesz co jest jeszcze cholernie słabe? To, że w sumie to niczego o tobie nie widziałem. Policja mnie o ciebie wypytywała, a ja nie wiedziałem kompletnie nic. Co się działo. Jakie mogłaś mieć powody.
Wzruszył ramionami. Nie wiedział. Był dzieciakiem skupionym na tym, że jest fajnie, nie czytał między wierszami. Nadal tak jest, o problemach trzeba mu mówić wprost, a Lare o swoich po prostu nie opowiadała.
- Co mam ci powiedzieć? Że znikanie z czyjegoś życia bez żadnych wyjaśnień jest cholernie nie w porządku? Dobra, słyszysz to. Ale w tej chwili chcesz zrobić to samo. - uniósł lekko brwi, patrząc na nią i trochę nie dowierzając, że ta rozsądna, urocza dziewczyna na prawdę tego nie widzi. Była spłoszona, w jakiś sposób wystraszona, stłamszona zapewne przez rzeczy jakie przeżyła. Widział to i nie chciał jej atakować, jednak chciał zatrzymać ją tutaj, przynajmniej na chwilę. Nie chciał wypuszczać jej takiej, nie chciał znów myśleć o tym, co się z nią dzieje, szczególnie kiedy już zobaczył że Lare wcale nie radzi sobie tak dobrze jak się spodziewał.
- Narazie zaspokój mój altruizm, jesteś mi to chyba winna, hm?
Uśmiechnął się pod nosem, bo zabrzmiało to cholernie egoistycznie, ale chyba trochę tak było. Czułby się ze sobą źle gdyby tak po prostu pozwolił jej odejść. Choć chyba nie było tak w pełni. Clara coś w sobie miała, coś za czym zdarzało mu się tęsknić, chyba po prostu chciał znowu po prostu przy niej pobyć, chciał sobie i jej przypomnieć o tym, jak było beztrosko. Po prostu. Nie uważał, że w jakikolwiek sposób ją odzyskał, Clara okazała się być wolnym duchem, być może ta wizyta miała być jedynie migawką przeszłości, jeśli jednak tak - chyba żadne z nich nie chciało myśleć wyłącznie o tej gorzkiej części.
- To teraz pobłąkaj się w lewą stronę. - zasugerował, wskazując drzwi kuchni. Clara była bezdomna. Oto scenariusz jakiego w życiu by się nie spodziewał. Nie po niej. I choć w tej chwili nie miał wolnych pokoi, miał ochotę zaoferować jej chociaż kanapę w salonie żeby wiedzieć, że gdziekolwiek się błąka i cokolwiek robi, ma suchy i bezpieczny kąt do którego może wrócić. Póki co jednak widział już, że kolejne propozycje wyciągnięcia ręki w jej stronę w jakiś sposób ją przerażają, sprawiają że kobieta mocniej zamyka się w sobie - więc przemilczał narazie ten temat.
Lare z resztą zaraz spytała o lokatorów. Wzruszył na ro lekko ramionami, bo w sumie to jeszcze się chyba orientował w sytuacji.
- Umh, różnie. W sensie, na dole jest pięć pokoi z czego cztery na wynajem, ostatnio jest lekkie zamieszanie, kto się wprowadza a kto wyprowadza i tak dalej. - uśmiechnął się lekko. Starał się jakoś utrzymać ten dom, zdecydowanie za duży jak na jedną osobę, choć od początku kupiony z myślą o wynajmie i w przyszłości rodzinie.
- Opowiesz mi, co się właściwie stało?
Spytał w końcu, bo choć chciał dać jej czas, chyba jednak potrzebował odpowiedzi. I może jej też dobrze to zrobi?



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przedpokój - Page 2 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Przedpokój [odnośnik]25.09.18 1:01
Znikanie nigdy nie może być uczciwe - jedna osoba zawsze będzie tym faktem poszkodowana. Sęk tkwił w tym, że Clara nigdy nie stała po drugiej stronie barykady. To nie ją opuszczano, zostawiając w pojedynkę z własnymi myślami oraz rozterkami, to nie ona zostawała osamotniona na dryfującej po wodzie krze. Ona od początku była sama ze sobą, bez zainteresowania najbliższych, nawet własnej rodziny. Nie przywiązując się do nikogo po prostu odcinała słabą nić porozumienia i uciekała. Czym prędzej, jak najdalej, ponieważ tak było łatwiej. Nie to, że panna Waffling nie umiała pracować ani walczyć, bynajmniej; po trudach czy znojach każdy zasługiwał na odpoczynek. Wzięcie w płuca kojącego, ożywczego oddechu, zwolnienie tempa, rozejrzenie się za czymś nowym. Takie wizje przyświecały młodej kobiecie wkraczającej w dorosłość. Bez pomocy kogokolwiek. Nie potrzebowała jej - albowiem radziła sobie świetnie w świecie pełnym pułapek oraz niebezpieczeństw. Owszem, zastanawiała się nad tym jaki jej ucieczka wywarła wpływ na Bertie’go, ale ilekroć analizowała niniejsza zagadnienie, Clarence nie potrafiła dojść do żadnego konkretnego wniosku. Brakowało nie tyle empatii, co empirycznych doświadczeń mających ogromne znaczenie w sferze uczuć. Dodatkowo uporczywe wrażenie, że nakreślony przez dwoje młodych ludzi związek nie mógł dłużej przetrwać uznała, że wyświadczyła im obojgu niewysłowioną przysługę. Jednak nie pytając o to Botta ani razu nie mogła być pewna co myślał.
Mógł to powiedzieć. Wykrzyczeć prosto w twarz - zmieszać z błotem. On taki nie był. Obserwując go uważnie jasnymi tęczówkami chłonęła każde słowo, tak bardzo trafne. Sądziła, że typowa tyrada na temat tego, jak beznadziejnie poczuł się pozostawiony sam sobie mężczyzna nie zrobi na czarownicy wrażenia, ale to nieprawda. Uświadczyła bolesne ukłucie w klatce piersiowej, po którym nastąpiła fala nieprzejednanego gorąca rozlewająca się po całym zziębniętym ciele. Nie była przyjemna - wręcz przeciwnie, paliła z mocą szatańskiej pożogi, niwecząc opanowanie oraz zdrowy rozsądek Clary. Temperamentne ogniki zatańczyły w oczach, a palce zacisnęły się mocniej na podwiniętych rękawach swetra. - To nie ważne kim jestem. Dlatego, że jestem nikim. Najważniejsze jest jakim się jest człowiekiem. Myślałam, że to rozumiesz - wycedziła przez zaciśnięte zęby. Zadrżała, tocząc walkę z samą sobą. Chęcią wyrzucenia z siebie całego balastu, jaki nosiła na ramionach od najmłodszych lat. Sądziła natomiast, że nie powinna. To nie była sprawa Bertie’go. Już nie. - Policja była tylko na pokaz - prychnęła lekceważąco, na chwilę odrzucając głowę w bok. Wzrok utknął we framudze, na której najprawdopodobniej pozostałby na dłużej, gdyby nie dalsze słowa stojącego niedaleko czarodzieja. Usta Waffling wytworzyły prostą kreskę, mającą za zadanie powstrzymać nadchodzącą burzę. - Wiesz, na czym polegał problem, Bertie? Że ty byłeś wszystkim, co miałam, a ja nie byłam jedynym, co miałeś ty - zaczęła, wchodząc w głąb kuchni. Popełniając błąd, którego miała nie popełniać, ale emocje wzięły górę. - Oboje wiemy jakby to się skończyło. Ty miałbyś wszystko inne, a ja zostałabym z niczym - zakończyła gorzki wywód. Clarence ze zdumieniem stwierdziła, że dzięki temu wyznaniowi zrobiło jej się lżej na duszy. Może to niesprawiedliwe, że oskarżała teraz biednego, dobrego człowieka, który chciał jej pomóc, ale… chyba chciała to powiedzieć. Wtedy i teraz. Zrobiła to. - Moja decyzja była najlepszą jaką mogłam podjąć - dodała, niejako stawiając kropkę na końcu zdania. Próbowała przekonać do tego nie tylko samego Botta, acz również i siebie. Codziennie powtarzała sobie te słowa w głowie, niczym wiersz, którego miała nauczyć się na pamięć. I ta pamięć miała uchronić ją przed kataklizmem, całkowitą rozsypką. Nie dałaby radę poskładać się w pojedynkę, wiedziała o tym. - Dalej chcesz mnie gościć, częstować jedzeniem i posyłać uśmiechy? - spytała dość surowo, podejrzewając, że wyjawienie prawdy okaże się bolesne i wzbudzi w mężczyźnie złość. Nawet nastawiała się na wywalenie za drzwi, taka reakcja nie zdziwiłaby jej wcale. Właśnie złożyła na jego świadomość oskarżenia, kiedy to on czuł się tym poszkodowanym. Słusznie? - Musiałam znaleźć sobie dom. To się stało - odparła, uspokajając się. Gniewna zmarszczka na czole złagodniała, tak samo jak rysy twarzy; spojrzenie przestało emanować złością. Jednak Clara wciąż stała na środku kuchni, wewnętrznie nie wiedząc co powinna była teraz zrobić. Wyjść? Przepraszać? Poprosić o przytulenie? - Cieszę się, że ci się powodzi - wyrzekła cicho, pod nosem, oglądając się na pozostawiony z tyłu przedpokój. To dobrze. Choć nie czekał na nią, a nie założył rodziny - Judith nie wróciła? Nieważne, to wszystko już było nieważne. Na początku zamierzała opowiadać mu o swoich podróżach, to na nie zrzucając winę za swoją bezdomność, ale nie udało się. Pękła z powodu bezsensownych uczuć i musiała być gotowa na konsekwencje.



Odpłynę wiotkim statkiem w szerokie ramiona horyzont pęknie jak szklana obroża pożegnają mnie ciszą gęstych drętwych zmierzchów iluminacje światła jak ostatni pożar.

Clarence Waffling
Clarence Waffling
Zawód : numerolog, włóczęga, kelnerka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
mieć ręce pod głową
zmrużone oczy
patrzeć jak życie
się toczy…
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t6362-clarence-waffling https://www.morsmordre.net/t7114-poczta-clary#188541 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3566-pokoj-clary
Re: Przedpokój [odnośnik]25.09.18 19:39
Trudno mu było uwierzyć, że na prawdę słyszy podobne słowa. Czuł, że nie znał osoby która by je wypowiedziała. Były brutalne i po prostu smutne. Z początku nie mógł się złościć, kiedy ona całą sobą informowała go właśnie, że jest jej źle. Bertie nigdy nie był szalenie empatyczny - wielu rzeczy po prostu nie dostrzegał, nie był jednak też kompletnym ślepcem.
- Oczywiście, że to ważne kim jesteś, bo to część tego jaka jesteś. - powiedział ostrożnie, łagodnie, choć doskonale wiedział że w tej chwili nie ma złotej metody. Skoro Clara już była rozjuszona, łagodny ton mógł ją tak samo uspokajać jak i bardziej wkurzać. - I nie jesteś nikim. Co w ogóle ci strzeliło do głowy, żeby tak gadać, Lare? - przecież nie mogła tak na prawdę tak myśleć. Nie rozumiał tego, to było po prostu głupie. Była bystra, inteligentna, wesoła, zawsze miała coś do powiedzenia. Jeśli ona jest nikim to chyba Bertiemu trudno będzie zdefiniować kogoś.
- Tak, to że byłem dla ciebie jedyną bliską osobą to problem. - przyznał. Cholernie smutny problem - znowu. Im więcej Clara mówiła tym mocniej uświadamiał sobie, że na prawdę niczego o niej nie wiedział. Trudno powiedzieć, że rozumiał cokolwiek, gubił się w jej żalu, w niewyjawionych sekretach, we wszystkim co mówiła, ale też coraz mocniej go to co mówiła zwyczajnie przerażało. Nie podchodził, nic nie robił, wyjątkowo po prostu stał i słuchał. Nie omijając oczywiście aluzji do jego dawnej miłości. Nie dziwił się że Lare była zazdrosna. Judy zakręciła Bertiemu w głowie i bardzo długo między wszystkimi innymi tak na prawdę istniała tylko ona. Czy Clara miała podstawy by przypuszczać, że młody Bott ją zostawi? Jak najbardziej. Ile razy spotykał się z innymi, żeby ostatecznie wrócić do Jude?
- Nie. To nie była najlepsza decyzja jaką mogłaś podjąć. Była cholernie egoistyczna i głupia, a to w jakim stanie teraz jesteś to tylko dowód na to. Niezłą decyzją byłoby na przykład porozmawianie ze mną. Albo z kimkolwiek jeszcze. Nie znikanie. Potrafisz sobie wyobrazić, jak czuje się człowiek któremu druga osoba postanowiła się po prostu wymazać z życia? Wkręcałem sobie, że dasz radę, że tak jest dla ciebie lepiej i tylko myślałem, gdzie możesz być sama, gdzieś gdzie nikt ci nie pomoże, jak sobie radzisz. I co, warto było? Uciekłaś daleko, co ci to właściwie dało?
Jest bezdomna, nie ma co ze sobą zrobić, ucieka przed deszczem i zimnem do obcych domów. Czy cokolwiek w tym co planowała, o czym mówiła poszło dobrze? Bertie pokręcił głową. Nie chciał się unosić. W jakiś sposób było mu przykro, bo po prostu zawiódł jej uczucia. Trochę trudno było słuchać, jak bardzo jej zależało i jak bardzo nie mogła być tego wszystkiego pewna. Nie mógł zaprzeczać. Ale starał się też przemówić do niej. Jakkolwiek.
- Tak. Wyobraź sobie, że tak. Nie muszę się szczerzyć, ale nie wiem do końca czego oczekujesz. Zniknęłaś. Nie mogę powiedzieć co by się działo inaczej, bo nie wiem. Ale zniknęłaś, wysłałaś list, oznajmiłaś że to koniec. Więc ruszyłem dalej. - trudno było to mówić, kiedy gdzieś podskórnie czuł, że chciałaby usłyszeć coś innego. Ale to nie jest głupi film o miłości w którym wszystko działałoby tak jak powinno. - Ale nie przestałaś się dla mnie liczyć. Nie spotykałem się z tobą przez głupie widzimisię, a dlatego że na prawdę uważam cię za świetną osobę, bo coś mnie do ciebie ciągnęło, bo byłaś dla mnie ważna. I to wszystko co się stało jest popaprane, ta sytuacja też. Ale chyba kpisz jeśli myślisz, że dam ci tak po prostu wyjść. - trudno było mu w to uwierzyć. Nie pojmował po prostu co się w tej chwili dzieje w jej głowie. - Chociaż nie. W sumie to nie, właściwie to to jest wyłącznie twój wybór a ja nic nie mogę zrobić. - uśmiechnął się, jednak inaczej. Cierpko, z dość sporą dozą złości na całą tę sytuację. - Wiesz, nie trzymam cię na siłę. Nie mam takiej mocy. Ale na prawdę uważasz, że uciekanie to jest właśnie to co masz zamiar dalej robić?
Nie tego się spodziewał. Bardzo długo. Po czym uciekła raz. I zamierzała robić to ponownie, pozostawiając za sobą jedynie większe i większe zamieszanie?
- To twoje życie i zrobisz co zechcesz, ale to jest po prostu cholernie nie w porządku. I tak, wyobraź sobie, że to trochę egoizm, bo nie chcę się martwić, czy właśnie nie zamarzasz w jakimś ciemnym zaułku. - prychnął. Zabawne, że ten rodzaj egoizmu był tak często rozumiany jako coś heroicznego kiedy to najzwyklejsze dbanie o własny spokój emocjonalny. - Daj mi po prostu być przyjacielem. Mam do cholery dość zniknięć, na prawdę starczy mi ich na jedno życie.
W sumie to Clare zaczęła ten dziwny trans. Po niej w powietrzu postanowiła się rozpłynąć Judith, następna była Anastasia. Jude się znalazła, chociaż z nią udało się wszystko skończyć w miarę spokojnie. Clara... już chociaż wiedział, że jest bezpieczna. Nadal jednak tej sytuacji daleko było od względnej normy.
- Więc gdzie jest ten dom?
Nie wyglądała jak ktoś kto go ma. Nie wyglądała jak ktoś komu się ułożyło. Wyglądała jak wrak samej siebie.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przedpokój - Page 2 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Przedpokój [odnośnik]25.09.18 22:59
Nie chciała tego. Zwykle była w posiadaniu miesięcy na wymyślenie wiarygodnych kłamstw oraz przygotowanie się do odegrania roli znudzonej życiem kobiety, która postanowiła podróżować. Tym razem nie miała na to ani chwili, ponieważ spotkanie Bertie’go było równie niespodziewane co wyrzucenie Clary na Wyspę Posępną na krótko po przekroczeniu granicy kraju. Nie umiała kłamać na zawołanie ani improwizować - wyrzuciła więc z siebie wszelkie bolączki, jakie trapiły młode ciało od dawien dawna. Z początku czuła się dobrze z opadającym na podłogę ciężarem, ale im więcej czasu mijało od przecinających powietrze ostrych słów, tym bardziej żałowała. Widząc poważną twarz kogoś, kogo zawsze chciała widzieć uśmiechniętego, bez względu na okoliczności. Sprawiła mu ból, wiedziała o tym - mimo tej świadomości współodczuwanie okazywało się dla niej czymś abstrakcyjnym. Nie umiała postawić się w jego sytuacji. Stąd wynikły nieporozumienia. Dlatego odważyła się wyjawić przynajmniej część ze swoich tajemnic - dopiero czas miał pokazać czy się pomyliła. Na razie jedyną emocją buzującą w rozgrzanym organizmie Clarence była złość. Trudna, frustrująca, gotująca organy wewnętrzne. Raz po raz przygryzała policzki od środka starając się powściągnąć destrukcyjne uczucia, aczkolwiek w pewnym momencie sytuacja ją przerosła. Dlaczego on nie rozumiał?
- Nie - zaprzeczyła od razu. - Nie - powtórzyła dobitnie, pewna siebie. Zmarszczyła brwi; to nie mogła być prawda. Nie była tym, kim próbował jej wmówić. W żaden sposób nie wpływało to na jej charakter, nie, nie i nie. Mylił się. Nie przekona jej. - Nie mam z tym nic wspólnego - dodała z mocą, mając nadzieję, że Bott pojmie wreszcie, że chciała odciąć się od przeszłości oraz korzeni; te obumarły bezpowrotnie. - Nie rozumiesz - stwierdziła z zawodem pobrzmiewającym w lekko drżącym głosie. - Jestem sobą. Po prostu. Sobą i nikim więcej. Nie mam rodziców ani przeszłości. Nie tej, która powinna być zarezerwowana dla domowego ogniska - wyjaśniła cierpliwie, sądząc, że pomoże mężczyźnie w poukładaniu sobie tych informacji w głowie. Od razu zaznaczyła o jaką historię chodziło. Nie chciała, żeby pomyślał, że wykreśliła ze swojego życia wszystko. Nie, jego nie. Był jedynym szczęściem jakie miała - nie chciała wymazywać go z pamięci. Paradoksalnie odrzucając go oraz brnąc w ucieczkę oddalającą ją od tego szczęścia. Dużo łatwiej wyrzec się czegoś, co uważało się za stracone.
Gorycz. To właśnie ją poczuła w momencie, w którym Bertie przyznał się co do tego, że było to problemem. Gardło związało się w ciasny supeł, serce zabolało, a Clara nie powiedziała na to nic. Gotując się coraz mocniej, albowiem widziała jak plątał się we własnych słowach. - I jakbyś mi pomógł? Byliśmy nastolatkami - zauważyła rozczarowana. Zawiedziona. Że nie działo się to dużo później - może wtedy rzeczywiście mogliby coś na to poradzić. Ale nie wtedy, kiedy musieliby się sami utrzymywać. - Nie miałam kogokolwiek jeszcze - niemal wypiszczała, nie wiedząc już jak do niego mówić, żeby pojął, że nie mogła się go trzymać kurczowo za szatę. Nie był jej nic winien. Nie powinien obarczać się ciężarem jakiejś tam dziewczyny, której nie ułożyło się w życiu. Był młody, miał wiele do przeżycia - byłaby tylko zbędnym balastem na jego ramionach, wiedział o tym jednako jak ona. - Dało mi to kontrolę nad moim życiem. Nie zrozumiesz tego - wyrzekła z narastającym zniechęceniem do brnięcia w dalsze tłumaczenia. Musiałaby mu opowiedzieć o wszystkim od początku do końca. Nie mogła. Nie chciała. Nie powinna go tym obarczać, choć już zaczęła. Wierzyła jednak, że Bott zaniecha drążenia tematu - naiwnie?
Tak. Chciała usłyszeć coś innego. Inaczej widziała ich spotkane. Wiedziała, że nie zasłużyła na nic innego niż brutalność surowej prawdy, pozbawionej nuty romantyczności – to byłoby nie fair oczekiwać tego po tym, co zrobiła. Więc nie oczekiwała. Pomimo to zrobiło jej się przykro; przestała panować nad kotłującymi się we wnętrzu klatki piersiowej emocjami. - Cieszę się, że ruszyłeś dalej - powiedziała zaskakująco spokojnie, choć głos nadal lekko drżał. Dla odmiany to ona powiedziała to, co Bertie chciał usłyszeć. Słowa wydały się jednak nie wesołe, a smutne. - Nie wiem, co chcę dalej robić. - Głos łamał się coraz bardziej, uginał niebezpiecznie, jak trzeszczący pod butem patyk. Ze złości popadała w smutek, ze smutku w bezradność, zbliżając się niebezpiecznie do płaczliwości oraz histerii. Nie wiedziała co robić. Próbowała posklejać ruiny swojego życia, jakim obdarowali Clarę rodzice, ale miała wrażenie, że popsuła je jeszcze bardziej. Miała ochotę rozpłakać się nad zastanym na ziemi gruzowiskiem czegoś, co miało być bezpieczeństwem. Szczęściem i spełnieniem.
Nie odpowiedziała nic. Gdzie jest ten dom? rozbrzmiało w głowie jak najgorsza obelga. Zbliżała się nieuchronnie do granicy, w której popchnięta na skraj urwiska miała ochotę rozpłakać się rzewnie, spazmatycznie. Usta zadrżały i ona zadrżała, spoglądając na walizkę. To tam był ten dom. Nigdzie indziej. Nic bardziej i nic lepiej. Pomimo starań i tak została z niczym.



Odpłynę wiotkim statkiem w szerokie ramiona horyzont pęknie jak szklana obroża pożegnają mnie ciszą gęstych drętwych zmierzchów iluminacje światła jak ostatni pożar.

Clarence Waffling
Clarence Waffling
Zawód : numerolog, włóczęga, kelnerka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
mieć ręce pod głową
zmrużone oczy
patrzeć jak życie
się toczy…
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t6362-clarence-waffling https://www.morsmordre.net/t7114-poczta-clary#188541 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3566-pokoj-clary
Re: Przedpokój [odnośnik]26.09.18 12:05
Gubił się - chyba dlatego, że nie miał nigdy wcześniej do czynienia z podobnymi osobami. Albo dlatego, że za inną osobę miał Clarence. Nie znał jej - znał ładną otoczkę w którą ubrała swoją samotność, jednak cały smutek jaki nosiła w sobie pozostawał poza zasięgiem jego wzroku. I tak, trudno było mu pojąć cokolwiek z tego, nic o dziewczynie nie wiedząc, nie znając faktów. Gubił się w tej rozmowie i chwilami, choć to do niego niepodobne nie wiedział co powiedzieć, nie wiedział co myśleć, bo wszystko co ona mówiła mogłoby brzmieć inaczej w zależności od kontekstu którego on zwyczajnie nie znał.
- Okej. - powiedział więc tylko, unosząc lekko brwi. Niewiele z tego rozumiał, jednak mógł po prostu przyjąć, że skreśliła swoją rodzinę. Nie ważne dlaczego, nie w tej chwili, nie miał prawa naciskać i wyciągać z niej informacji. Nie potrzebował tego w tej chwili z resztą, chciał ją zrozumieć i oczekiwał że ona powie mu na tyle by mógł to zrobić. Po prostu.
- Nie wiem. Skąd mam wiedzieć, kiedy nie wiem o czym mówisz do cholery? - wpatrywał się w nią trochę ze złością, trochę ze smutkiem, kiedy odkrywał jak dużo w sobie nosi Clare. Nie mógł jednak pozwolić temu absurdowi zabrnąć za daleko i nie zamierzał odpowiadać na pytania na które nie może znać odpowiedzi. Wiedział jednak tyle, że on nie był sam: miał rodzinę, najlepszą na świecie z resztą, miał przyjaciół, gdyby sam jej nie pomógł, mógłby szukać kogoś kto by to zrobił. Tego jednak nie chciał mówić w tej chwili, wydało mu się to jakoś dziwnie nie na miejscu, kiedy ona zaczynała wpadać w histerię.
- Możliwe, że nie zrozumiem. - przyznał. Co innego mógł powiedzieć, kiedy ona nie chciała mu czegokolwiek wyjaśnić? Nie mógł mieć nawet o to tak do końca żalu. Nie mógł od niej oczekiwać. Może kilka lat temu, jednak ona dość jasno zakończyła relację na bazie której mógłby oczekiwać więcej. Pogodził się z tym, bo i co innego mógł zrobić jako nastolatek, choć nie było to zwykłe zerwanie.
Widząc, że Lare się uspokaja, po prostu przyciągnął ją do siebie. Powoli, nie zamierzał się z nią szarpać, gdyby postanowiła uciec, choć nie sądził by miało tak być. Wyglądała w tej chwili jakby po prostu się poddała, zmęczyła, stanęła na polu ich małej bitwy, bitwy w sumie to nie wiadomo do końca o co. Wyglądała cholernie samotnie. Po prostu więc przyciągnął ją i przytulił do siebie. Nie mógł przepraszać za to, że nie czekał, kiedy postanowiła odejść, nie mógł też do końca zrozumieć co nią kierowało, jednak nie do końca mu to w tej chwili przeszkadzało. Nie musiał wszystkiego rozumieć, żeby nie chcieć zostawiać kogoś kogo miał choćby przez chwilę swojego życia za przyjaciela. Bo jakikolwiek związek w jego wydaniu musiał mieszać w sobie elementy właśnie przyjaźni.
- Zacznijmy od tego żebyś nie uciekała. Okej?
Powiedział łagodnie, przesuwając dłonią po jej włosach.
- Nie oczekuj, że zrozumiem coś czego nie chcesz mi wyjaśnić. Ale po prostu zostań. Nie proponuję nic wielkiego. Po prostu zjedz coś. Dojdź do siebie. - łagodnie odsunął ją po chwili. To było dziwne. Było trudne, a może i Bertie zbyt mało rozumiał w sferze uczuciowej. Trochę dziwnie było mu patrzeć na to, że ona przez tyle lat nie ruszyła dalej, nadal jednak nie miał pojęcia co się z nią działo, jak więc mógł to oceniać? - Okej?
Przyglądał jej się. Była strasznie spłoszona, a on potwornie nieporadny, jednak miał nadzieję, że udało mu się ją choć trochę uspokoić. Jeśli nie chciała rozmawiać o przeszłości, on był ostatnią osobą która by na to naciskała, ale nie chciał zostawiać jej samej, kiedy widocznie nie odnajdowała się nawet we własnej teraźniejszości.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przedpokój - Page 2 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Przedpokój [odnośnik]26.10.18 23:36
Gubiła się. Labirynty odczuwanych uczuć przybierały coraz fikuśniejsze formy, zawijając coraz intensywniej i skrupulatnie prowadząc włóczęgi w ślepe zaułki. Sama siebie nie rozumiała, choć przez te dwa lata racjonalizowała każdą swoją decyzję. Każdą głupotę, smutek, zażenowanie. Wymyślała logiczne powody, dla których podjęła się takich, a nie innych kroków - i nieważne, że każdy z nich postawiła bez pomyślunku, impulsywnie. Od zawsze kierowała się umysłem należąc do szkolnych prymusek; kiedy nadszedł czas na sprawdzenie wiedzy w dorosłym życiu, na zanurzenie się w dojrzałości oraz odpowiedzialności za własne czyny, Clarence przegrała. Przegrała w starciu z emocjami, chaosem jaki nią kierował. Jak spłoszona zwierzyna uciekała przed drapieżnikiem - byle dalej, byle szybciej. Nie zastanawiała się nad słusznością osądów, od razu przystępując do wystawienia niewidzialnego certyfikatu jakości tychże decyzji. Co innego mogła zrobić? Przyznać się do porażki, nie mieszać jej goryczy osiadłej na języku z słodyczą jadanych potraw mających zagłuszyć ciche podszepty wyrzutów sumienia. Bertie od zawsze był inny niż ona. Beztroski, otoczony wianuszkiem wielbicielek oraz naręczem przyjaciół, z rodziną stojącą za nim murem. Chyba podświadomie zazdrościła mu tak pięknego obrazka. Tego, że mógł sięgnąć po pomoc w każdym momencie życia. Miał swoją bezpieczną przystań, do której mógł zawinąć w razie niepowodzeń. A ona nie mogła oczekiwać, że sam zamieni się w jedną z nich. Na swój młodzieńczy sposób kochała go, chciała dla niego jak najlepiej. Wiedząc, że prędzej czy później będzie musiała zderzyć tego sympatycznego rozrabiakę ze swoimi problemami poczuła opór. Nie chciała oglądać go strapionego - co dodatkowo pozwoliło jej na realizację szalonego planu.
Nie rozumiał. A ona nie opowiadała obnażając wszystkie sekrety, które mimo wszystko powinien poznać. Kiedyś, nie teraz. Teraz było już za późno. Nie powinno go interesować życie jakiejś tam Waffling, zwłaszcza, że Bott ułożył już sobie życie. Nie miała prawa go burzyć, choć nie do końca kobiecie wyszedł ten sprytny plan - przypadkowe spotkanie zniweczyło największe plany.
- To nieistotne - mruknęła w odpowiedzi, zgodnie z prawdą. Na tym etapie ich istnienia żadna wiedza nie była Bertie’mu potrzebna. Clara od razu założyła, że dzisiejsze spotkanie jest tym ostatnim. Może rzeczywiście da się namówić na posiłek oraz wyschnięcie w miłym towarzystwie, ale potem zamierzała ruszyć dalej. W poszukiwaniu czegoś, co prawdopodobnie nie istniało, czyli choćby fragmentu stałego skrawka podłogi, na której mogłaby się wyspać. Nic więcej, choć to dobre na początek. Stabilizacja. To brzmiało jak fantastyczny plan godny realizacji.
Nie odpowiedziała nic więcej; wzruszyła chłodno ramionami. Pragnąć zdystansować się od nagromadzających się uczuć. Czuła, że nadchodziła fala smutku, ba, wręcz potężne tsunami rozpaczy. Clarence usiłowała je od siebie odeprzeć, nie dopuścić do zalania strategicznych miejsc znajdujących się w psychice czarownicy, ale na próżno. Ten nagły, przyjemny gest stojącego obok mężczyzny wywołał całą kaskadę niespodziewanych bodźców. Znów poczuła znajome ciepło oraz słodki zapach przywodzący na myśl same miłe wspomnienia, których żałowała - że minęły i już nie wrócą. Nim się obejrzała, a zaczęła płakać, tak po prostu. Ramiona spazmatycznie podrygiwały, łzy leciały ciurkiem po twarzy, szatynka z trudem łapała oddech w zimne płuca. Nie, nie zamierzała tego robić, wprowadzać Botta w skrępowanie; to wszystko wyszło tak jakoś spontanicznie, bez kontroli. Pokiwała niedbale głową zgadzając się na wszystko, po czym odgarnęła nadmiar wody zgromadzony na policzkach oraz powiekach i usiadła tam, gdzie usiąść miała. Było jej głupio i wstyd za ten nagły wybuch negatywnych uczuć, ale… poczuła się niejako lepiej. - Zostanę tu jeszcze chwilę - obiecała chrapliwym głosem.



Odpłynę wiotkim statkiem w szerokie ramiona horyzont pęknie jak szklana obroża pożegnają mnie ciszą gęstych drętwych zmierzchów iluminacje światła jak ostatni pożar.

Clarence Waffling
Clarence Waffling
Zawód : numerolog, włóczęga, kelnerka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
mieć ręce pod głową
zmrużone oczy
patrzeć jak życie
się toczy…
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t6362-clarence-waffling https://www.morsmordre.net/t7114-poczta-clary#188541 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3566-pokoj-clary
Re: Przedpokój [odnośnik]28.10.18 17:53
Czekał aż się uspokoi. Starał się nie naciskać. Nie chciał jej osaczać, nie chciał zawstydzać jej jeszcze mocniej. Chciał dać jej czas, a jednocześnie bał się, że wypłoszy ją ze swojego mieszkania, że ona ucieknie gdzieś w to zimno i deszcz. Nie miał tu wiele do zaoferowania, nawet jego kuchnia była w tej chwili dość ubogo zaopatrzona, jednak to co miał mógł jej w jakiś sposób zaoferować. Dach nad głową, ściany dookoła, to już coś, kiedy dookoła jest tak koszmarnie, co nie?
Nic jednak nie mówił przez dłuższą chwilę. Dopiero kiedy w końcu zajęła się zupą, uśmiechnął się ciepło w jej kierunku. Sam siadł na przeciwko, zerkając za okno. Deszcz wystukujący swoją melodię w szybę parapetu zawsze działał na niego w jakiś dziwnie kojący sposób. Usypiał - co dziwne, jako że Bertie zawsze miał w sobie dużo energii. A jednak ta melodia, najlepiej w zestawieniu z zapachem świeżego, deszczowego powietrza zawsze sprawiała, że inne rzeczy zdawały mu się łagodniejsze, bodźce zewsząd jakby uspokojone.
Ile by dał, żeby ten czar był silniejszy i podobnie działał na Clarę - która potrzebowała przede wszystkim ochłonąć. Chciał z nią pomówić, wrócić do wielu tematów, jednak w tej chwili miał wrażenie, że kobieta jest w zbyt dużym szoku.
Kobieta. To aż dziwnie brzmiało, w jego wspomnieniach pozostała w końcu nastolatką, podobnie jak on był przecież dzieciakiem. W sumie czy to bardzo się zmieniło?
- Gdybyś nie miała gdzie się podziać, zawsze znajdzie się tu jakaś kanapa. - odezwał się w końcu. - Mam tu sporo lokatorów. Przychodzą, wychodzą. Nie zrobiłabyś nikomu różnicy. - dodał, bo spodziewał się, że wcześniejsza uwaga może wywołać w niej kolejną falę zawstydzenia i smutku. A tego nie chciał. Oparł się lekko o stół i przyglądał jej przez chwilę.
- Nie będę ci się narzucał, Lare, ale nie chcę myśleć o tym, że śpisz na ławce w parku. Londyn nie jest już bezpiecznym miejscem. Jeśli możesz zrobić to dla mnie, skorzystaj z tej opcji póki nie znajdziesz sobie czegoś stałego.
Dodał bardziej rzeczowym tonem. Nie chodziło już tylko o pogodę, czy zimno, chodziło bardziej o szalejące anomalie i ludzi którzy atakują tych którzy nie zgadzają się z ich poglądami. Waffling na pewno wie, że trwa wojna, choć na pewno nie ma pojęcia, jaka jest jej skala tak na prawdę. A Bertie, choć nie wygląda, choć jest ostatnią osobą którą by o to podejrzewano - traktuje tę wojnę poważnie i świadomość zagrożenia zawsze ma gdzieś z tyłu głowy. Szczególnie kiedy chodzi o bliskie mu osoby.
- Mówię poważnie, zrób to dla mnie. Żebym się nie martwił. Hm? - będzie się męczyła, widział to, trudno nie zauważyć, że jego oferty ją krępują, są niewygodne, a jednak ignorował to w tej chwili. I po części mówił prawdę, miał wiele zmartwień na głowie, wypychał je ze świadomości ale one w odpowiednich chwilach dawały o sobie znać. Nie chciał nowego - a nie mógłby nie przejmować się tym czy Lare jest cała i zdrowa kiedy wie, że kobieta włóczy się gdzie popadnie. Mówił z resztą jedynie o kanapie w salonie, więc czy to tak duża oferta?

zt x 2



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przedpokój - Page 2 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Przedpokój [odnośnik]15.04.19 12:55
| 16 listopada

List od Johnatana bardzo zmartwił Gwen. Zdecydowanie odstawał od tych, które chłopak wcześniej do niej wysyłał. Wystarczyło dodać do tego wieczne popijanie przez niego alkoholu oraz ostatnie palenie diablego ziela, by malarka miała wrażenie, że Bojczuk nie jest w stanie pełnej trzeźwości, a tym samym może po prostu zrobić sobie krzywdę. Gwen nie znała się na używkach z autopsji, ale miała mniej więcej świadomość, do czego korzystanie z nich może doprowadzić.
Nie czekała więc ani chwili. Ubrana w robocze spodnie, z rozczochranymi włosami i listem w ręku wyszła z domu, narzucając na siebie tylko lekki płaszcz. Zdecydowanie zbyt lekki, biorąc pod uwagę szalejącą na zewnątrz burzę. Gdy złapała Błędnego Rycerza zdecydowanie żałowała tej decyzji, jednak nie chciała cofać się do domu.
Jadąc, modliła się w duchu, aby Johny „nie wybuchnął” przed jej przybyciem. Co, jeśli się załamie i wpadnie na jakiś głupi pomysł? Albo nie zauważy jadącego samochodu, uzna, że tory kolejowe to droga do artystycznego raju, czy postanowi zrobić jakąś inną równie głupią rzecz? Gwen wolałaby o tym nie myśleć, jednak ściskany w ręku, przemoczony list nie pozwalał jej na myślenie o czymkolwiek przyjemniejszym.
Wysiadła w Dolinie Godryka, chowając list za pazuchą, i natychmiast popędziła w stronę Rudery. Mimo że przeszła zaledwie kilkaset metrów była cała przemoczona. Z jej włosów kapała woda, a dziewczyna trzęsła się z zimna, nie do końca zdając sobie jednak z tego sprawę. Jej myśli były za bardzo skupione na Johnatanie.
Zapukała do drzwi, kompletnie nie myśląc o tym, że w tym budynku mieszka ktoś jeszcze poza Bojczukiem.
Johny? Jesteś tam?! – krzyknęła po dłuższej chwili, gdy nikt jej nie otwierał.
Nie dało to jednak żadnego rezultatu. Gwen zapukała więc do drzwi jeszcze raz po czym podeszła do znajdującego się obok okna, zaglądając do niego i próbując dojrzeć jakikolwiek ruch. Czy ktokolwiek był w środku? Johny przecież wyraźnie kazał jej przyjść tutaj… Może „do mnie” w tym przypadku oznaczało port albo jakieś inne rozsypujące się miejsce?
Wróciła do drzwi, jeszcze raz do nich pukając.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +5
ALCHEMIA : 15 +1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Przedpokój [odnośnik]17.04.19 18:47
Skupiała się wyłącznie na szumie wiatru między deskami starego domu, gdy siedziała na samym strychu swojego ukochanego domu, przymykając oczy z zupełnie nieznanego sobie powodu. Nie musiała przecież przymykać oczu! Nie sypiała od ponad stu lat. Głupie to było, że duchy w ogóle mogą zamykać oczy. Czemu nie mogła zwyczajnie nie mrugać cały czas, jak nie mogła na przykład dotykać przedmiotów swoimi przezroczystymi rękami. Cóż za głupie to wszystko, jak całe jej życie tutaj. Żyła tylko po to, by pilnować tego domostwa, by nikt nigdy nie zakłócił jego spokoju, no i teraz jeszcze dla cudownego chłopca, który tu mieszkał i łamał jej biedne serce co kilka chwil jak łamie się filiżanka z porcelany uderzona o ścianę. Samo wspomnienie tego chłopca powodowało u niej smutek i żal i chęć wyrwania jego nowej panience włosów. Nie mogła ich jednak złapać. Co za frustracja!
Lana zawsze wietrzyła, że coś jest nie tak. Zanim jeszcze się stało, ona wiedziała, wiedziała, że ktoś próbuje włamać się do jej domu. O nie, nie z nią te numery. Nie pozwoli sobie na to, by ktokolwiek wchodził do jej domu bez pozwolenia.
No wprawdzie jeszcze nie weszła, ale sam fakt, że widziała dziewczynę doprowadził Lanę do białej gorączki. Przeniknęła ledwie połową głowy jeszcze nad wejściem, tak, by dziewczyna jej nie zobaczyła po czym przesunęła się po przedpokoju, gasząc w nim wszystkie swiece. Jak? Po prostu przeniknęła przez nie, tak mały ogień wtedy bez problemu gasł! Nie miała pojęcia w jaki sposób to działa, ale miała zamiar skorzystać teraz z tej umiejętności i wystraszyć namolną psychofankę Bojczuka, który przecież był jednym z jej ukochanych chłopców i nie miała zamiaru oddawać go jakiejś rudej cizi!
Drzwi domu się uchyliły same, Lana zaś schowała się za nimi, kiedy zauważyła, że dziewczyna je otwiera. Mogła zobaczyć jeszcze ciepłe, ciemne pomieszczenie, w którym nie świeciła się żadna świeca, ale wydawało się, że było tutaj też coś dziwnego, chłodnego i nieznajomego. Lana przeleciała nad sufitem bezszelestnie, co wywołało dziwny podmuch chłodu i schowała się za obrazem, z resztą obrazem swojej matki. Gdy zaś nieznajoma pojawiła się odpowiednio blisko tego właśnie obrazu - duch przeniknął przez niego, znajdując się niebezpiecznie blisko młodziutkiej twarzy.
- INTRUZKA I WŁAMYWACZKA! LADACZNICA I NIEGODNA! Czego szukasz w moim domu, dziewucho?!
Lana Begmann
Lana Begmann
Zawód : Właścicielka Rudery
Wiek : 148
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I want to choke him,
want to maltreat him,
I want to squeeze him
and break his
neck, neck, neck, neck
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t7137-lana-begmann#189616 https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-rudera-dolina-godryka https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844
Re: Przedpokój [odnośnik]17.04.19 21:05
Nikt nie otwierał. Czy więc Rudera stała pusta? Gdzie ten Johny? I gdzie reszta mieszkańców? Bertie pewnie pracował, ale przecież to nie był jedyny współlokator Bojczuka. Zmartwiona Gwen zmarszczyła brwi i ostrożnie nacisnęła klamkę. Ku jej zaskoczeniu, drzwi ustąpiły, ukazując oczom rudowłosej zupełnie ciemny przedpokój.
Johny? Jesteś tu? Bertie? Clara? – Zrobiła krok do przodu, rozglądając się uważnie. Nie chciała zostać uznana za włamywacza, ale w końcu dostała list, miała dowód, że została zaproszona. Nie sądziła, by Bertie robił jej jakieś problemy w związku z tak uzasadnionym wejściem na teren jego posesji. W końcu chyba miała prawo martwić się o Johnatana.
Miała jednak wrażenie, że nie jest do końca „chciana” w tym domu. Gdy była w Ruderze poprzednim razem ta sprawiała wrażenie niezbyt ładnego, ale ciepłego i przyjemnego miejsca, w którym grupa młodych ludzi niewątpliwie dobrze się odnajduje. Zadrżała, czując ten nieprzyjemny klimat, kojarzący jej się niespodziewanie z literaturą grozy.
Johny? – rzuciła w eter po raz kolejny, niezbyt pewnym tonem. Stawiała kroki bardzo ostrożnie, jakby bojąc się, że podłoga pod jej stopami zaraz niebezpiecznie zaskrzypi.
Nawet nie wiedziała kiedy znalazła się obok obrazu, zza którego niespodziewanie wyleciał duch, krzycząc i strasząc rudowłosą. Przerażona Gwen wstrzymała powietrze i odruchowo cofnęła się o dwa kroki, zahaczając o własne stopy, aby po chwili z hukiem wylądować na podłodze.
Szeroko otwarte oczy dziewczyny były wpatrzone w Lanę. Malarka potrzebowała dłuższej chwili, aby dojść do siebie na tyle, by zacząć łączyć fakty i być w stanie cokolwiek powiedzieć.
L… lana? Ty… ty musisz być Lana – wydukała Gwen, przypominając sobie imię ducha, które jakiś czas temu podał jej Johny. – Nie jestem intruzem, przepraszam, nie jestem.
Gwen trzęsła się cała ze strachu i nadmiaru emocji. Próbowała jednak wstać o własnych siłach. Udało jej się to, choć dziewczynie zdecydowanie brakowało gracji.
Przepraszam, że tak weszłam, naprawdę… Johny mnie zaprosił, znasz… zna pani Johnatana? Mieszka tutaj… Wysłał mi list, mam go tutaj… miałam tu przyjść… gdzie on jest? – Mimo przestrachu Gwen w dalszym ciągu martwiła się o Johnatana.
Zaczęła grzebać za pazuchą, wyciągając pogięty już kawałek papieru. Wyciągnęła go w stronę Lany, zapominając, że pani tego domu nie będzie w stanie samodzielnie go chwycić.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +5
ALCHEMIA : 15 +1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Przedpokój [odnośnik]22.04.19 21:39
Wprowadzała w to miejsce atmosferę chłodną i pełną tajemnicy. Rudera nie wyglądąła już tak samo, gdy przebywała tutaj Lana. Nie kiedy chciała, żeby jej obecność była upiorna. Zazwyczaj przecież była całkiem przyjaznym duszkiem - opiekowała się Johnym, Bertem, Ernie'm i Sue,  pomagała im kiedy trzeba, ale teraz czuła się tak, że nie miała zamiaru pozwalać sobie na takie zachowania w swoim domu. Była jak rozjuszona kotka, na której teren wkradł się intruz, którego tutaj nie potrzebowała. Nie będzie grała uprzejmości, nigdy nie grała uprzejmości. Lana jasno i w sposób oczywisty nie cierpiała niespodziewanych gości i miała w głębokim poważaniu to, że dziewczyna przyszła do kogoś. Właściwie nawet gorzej! Pewnie chciała uwieść Jonathana, jego niewinne serduszko, zakręcić nim wokół palca. Ruda, od razu widać, że zdradliwa kobieta!
- Dla Ciebie pani Begmann, namolna dziewucho! - nadal krzyczała, ale jej głos brzmiał jak przepuszczony przez jakąś metalową rynnę. Naprawdę upiornie. Była dzisiaj w domu sama, wszyscy poszli, więc mogła się wykrzyczeć. - Po co nachodzisz biednego Johnny'ego?! Nie skradniesz jego serca nigdy, z takimi chudymi biodrami!
Lana przeniknęła przez dziewczynę wywołując niepohamowane uczucie chłodu. Na końcu języka dało się poczuć smak śmierci. Gorzki, mrożący. Blady nos zjawy był zmarszczony, a biała sukienka ciągnęła się za nią. Gdyby przyjrzeć się bardziej, to miała na szyi fioletowe ślady, znamię przypominające jej dzień śmierci.
Spojrzała krytycznie na list i skrzywiła się mocno. Co ta głupia dziewczyna sobie myślała? Jak niby miała cokolwiek przeczytać, skoro nie mogła nawet złapać tego czegoś. - Głupia jesteś czy zupełnie nie myślisz? Jestem d u c h e m. Od razu widać, że kłamiesz.
Zrobiła kółeczko wokół dziewczyny, przyglądając się jej dokładnie. - Jestem jedyną panią tego domu i bez mojej zgody nikt tutaj nikogo nie zaprasza. Nigdy! O Tobie nie wiem, więc kłamiesz, chcesz się włamać i jesteś tylko robakiem.
Pastwiła się trochę. Dziewczyna nie bardzo mogła cokolwiek jej zrobić, Lana tutaj była u władzy i mogła wywalić tę rudowłosą siksę kiedy tylko chciała. Nikt nie będzie łaził po jej domu bez jej zgody.
Lana Begmann
Lana Begmann
Zawód : Właścicielka Rudery
Wiek : 148
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I want to choke him,
want to maltreat him,
I want to squeeze him
and break his
neck, neck, neck, neck
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t7137-lana-begmann#189616 https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-rudera-dolina-godryka https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844
Re: Przedpokój [odnośnik]23.04.19 12:09
Pierwszy szok spowodowany spotkaniem ducha zaczął mijać. Atmosfera w pomieszczeniu była wprawdzie nieprzyjemna, a nogi Gwen trzęsły się niczym galareta, ale dziewczyna zaczynała stopniowo przypominać sobie to, co o duchach wiedziała z Hogwartu.
To przecież nie są do końca ludzie. A właściwie… wcale nie ludzie. Ale choć niegdyś nimi byli to teraz nie byli już w pełni sobą. Tylko jakaś część zostawała na tym świecie, reszta ulatywała – a przynajmniej tak tłumaczyła to sobie Gwen, obserwując duchy w szkole magii i czarodziejstwa. Lana nie była więc w pełni sobą. Ta świadomość nie rozwiązywała wprawdzie do końca jej problemu z właścicielką Rudery, ale przynajmniej rudowłosa była w stanie się nieco bardziej uspokoić.
D… dobrze, pani Begmann – powtórzyła potulnie, nie chcąc jeszcze bardziej rozwścieczać ducha. – Pewnie mi pani nie uwierzy, ale nie chce skraść jego serca. To należy już do innego, Johny to tylko mój przyjaciel. Jest artystą, jak ja. Tworzymy razem. Widziała pani obraz na ścianie jego pokoju? Tworzyliśmy go razem. – Starała się mówić spokojnym tonem, licząc, że ułaskawi nieco ducha. Sprawę z miłością trochę naciągała, ale przecież nie kłamała całkowicie.
Wstrzymała oddech i zadrżała, gdy duch przeniknął przez nią. To zdecydowanie nie było przyjemne. Gwen była zbyt zaaferowana całym tym zdarzeniem, by zwrócić uwagę na ślady na szyi Lany. Odwróciła się jednak, aby być przodem do ducha. Wolała, by pani Begmann nie zaskoczyła jej w ten sposób od tyłu.
To.. to ja przeczytam! – zaoferowała Gwen, rozkładając list. Trzymała go na tyle daleko od twarzy, by Lana mogła bez problemu zajrzeć na papier. – …Apollo właśnie zesłał na mnie wszystkie swoje błogosławieństwa… wszystko co widzę wydaje mi się niezwykle inspirujące, jak nigdy wcześniej… Każdy bodziec dociera do mnie ze zdwojoną siłą.. Po prostu musisz do mnie przyjść, jak najwcześniej, nie wiem, czy zaraz nie wybuchnę.
Złożyła list, spoglądając na ducha.
Pani Begmann, to przecież brzmi, jakby Johny był pod wpływem czegoś… jakiś narkotyków może? Jeśli go tu nie ma, może sobie zrobić poważną krzywdę. Nie widziała pani, by wychodził? Może coś brał? Kto, jak nie pani wiedziałby, co on planuje zrobić? Przecież wiem, że eee… uwielbia panią, naprawdę panią szanuje, mówił mi o tym, pani pierwszej by powiedział! – Znów przeinaczała fakty; Johny zdecydowanie nie uwielbiał Lany, ale chyba chociaż trochę ją lubił.
Wysłuchała kolejnych obelg ducha, przygryzając nerwowo wargę.
Ale widziała pani list! Mogę go jeszcze raz pokazać! Johny mógł nie być sobą, gdy go pisał, dlatego pewnie pani nie powiedział… Trzeba go znaleźć nim sobie coś zrobi! – Spoglądała na ducha pełnym błagania wzrokiem.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +5
ALCHEMIA : 15 +1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Przedpokój [odnośnik]15.09.19 15:52
Lana z okropnym uczuleniem reagowała na wspominanie o tym, że nie była już człowiekiem. Nie chciała nawet dopuścić do siebie myśli tego, że nie jest już pełnoprawną częscią magicznego społeczeństwa. Że jest tylko wspomnieniem swoich własnych szczęśliwych dni, które tak bardzo pragnęła doprowadzić do końca, że część jej buntowała się i została tutaj, nadal taka jaka była przed swoim nieszczęściem, przed strachem, który złamał jej serce. Przed tym, co zabiło w niej człowieka.
- Artystki! - Fuknęła. Wszystko co powiedziałaby Gwendolyn Lana potrafiła przerzucić na złe, na wadę i to jeszcze jak okropną wadę. - Wiem jak działają artystki! Raczej zwykłe naciągaczki, nic więcej. Pozwolił Ci się za mocno zbliżyć do naszego domu i teraz rozgościłaś się jak u siebie, co za bezczelność. Nigdy Ci nie pozwolę na więcej, głupia dziewucho, nigdy! - Dlaczego jeszcze chciała w to brnąć i już się nie przestraszyła. Powinna wyjść od razu.
Skrzyżowała ramiona na piersi, słuchając treści tego listu. Brzmiało jak coś to Bojczuk mówił po dużej ilości słodkiego wina z piwniczki lub tego trunku, który przynosił mu kolega o roztrzepanych włosach. Lana prychnęła tylko nieprzekonana. Nic chyba nie pozwoliłoby jej dzisiaj przekonać się do tej rudowłosej dziewczyny. Popełniła wszystkie możliwe błędy. Przyszła do jej miasteczka i nawet się nie przywitała z duchem tego miejsca. Co za impertynencja, czy nikt tych czarodziejów już prawidłowo nie wychowywał? - Johnny to duży chłopiec, więc sobie poradzi, a na pewno nie potrzebuje pomocy dziewuchy takiej jak Ty, która nie zrozumie niczego, co mogłoby się stać. Jonathana bowiem nie ma nawet w domu, detektywie najwyższej klasy. - Czarnowłosa parsknęła z niezadowoleniem na przygłupiego rudzielca. Niewychowana, ruda i jeszcze artystka, w co się ten Johnny wpakował. - Musisz go szukać gdzieś indziej, jestem tu sama, a Ty się postanowiłaś włamać. Zaraz poproszę by wezwano na Ciebie Patrol Egzekucyjny!
Lana Begmann
Lana Begmann
Zawód : Właścicielka Rudery
Wiek : 148
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I want to choke him,
want to maltreat him,
I want to squeeze him
and break his
neck, neck, neck, neck
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t7137-lana-begmann#189616 https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-rudera-dolina-godryka https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844
Re: Przedpokój [odnośnik]15.09.19 16:42
Skrzywiła się na chwilę, wysłuchując zawodzenia Lany. Mimo tego, naprawdę nie bała się już pani ducha. Pani Begmann nie mogła jej przecież skrzywdzić, a po doświadczeniach z Hogwartu malarka miała świadomość, że niektóre pozostające na Ziemi dusze były nieco… ekscentryczne. Nie podobało jej się zachowanie zmarłej, ale za bardzo martwiła się o Johnatana, by wykłócać się o to z półprzezroczystą istotą. Wzięła więc głęboki oddech, próbując zachowywać spokój i przemówić jakoś wściekłej duszy do rozsądku.
Pani Begmann, ale obrażając artystów, obraża też pani Bojczuka! – zwróciła uwagę. – I dobrze, nie musi mi pani pozwalać tu wchodzić, tylko proszę mi powiedzieć, gdzie jest Johny!
Przygryzła wargi. Niegdyś czarnowłosa czarownica nie potrafiła zrozumieć powagi sytuacji, zbyt skupiona na swoim urażonym ego. Gwen zaś miała w tym momencie naprawdę tylko jeden cel. Znaleźć Johnatana i upewnić się, że nie wpakował się w jakieś kłopoty. Lubili się, często spotykali, ale używki dalej były dla malarki nowością. Nigdy ich nie brała, ani nie znała bliżej osoby, która by to robiła. Nie miała więc pojęcia, jak Bojczuk mógł na nie reagować… i właśnie to ją przerażało. Co, jeśli przedawkował i właśnie umierał w jakiejś publicznej toalecie?
Jest pani pewna, że sobie poradzi? – spytała ze łzami w oczach. Była naprawdę zmartwiona. Ciało dziewczyny drżało delikatnie, choć już nie ze strachu przez Laną. – Właśnie… nie ma go. Gdzie mógł pójść, pani Begmann? Przecież panią bardzo, bardzo lubi, musiał pani powiedzieć! W którą stronę szedł? Wezwał Rycerza, zabrał miotłę…? Może pani nawet wezwać patrol! Pomogą nam w poszukiwaniu!
Duch wzywający Patrol? Gwen nie sądziła, aby Lana była do tego zdolna. Bardzo chciała jednak, aby pani Begmann skupiła się na kwestii zniknięcia Johnatana, a nie na „wtargnięciu” Gwen do jej domu. Było bardzo możliwe, że Lana przyuważyła coś, co malarce mogłoby pomóc w poszukiwaniach chłopaka i jeśli tylko była taka możliwość, Gwen chciała wyciągnąć z ducha tę informację. Dla dobra Bojczuka. Poza tym właścicielka tego domu chyba była jakoś związana z jego mieszkańcami? Malarka chciała wierzyć, że tak.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +5
ALCHEMIA : 15 +1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Przedpokój
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach