Wydarzenia


Ekipa forum
Toalety
AutorWiadomość
Toalety [odnośnik]17.09.19 18:21

Toalety

Za zakrętem dyskretnie chowają się cuchnące drzwiczki do tego świętego zakątka. Rzadko ktokolwiek zwraca uwagę na wyżłobione w drewnie oznaczenia dla płci. Trzaskane wrota największej prywaty wzburzają falą śmierdzącego powiewu. Po tych wilgotnych ścianach spływało już wszystko. Dotykane nieustannie, wygłaskane zasuwki wciąż się psują – nie ma mowy o chwili beztroskiej intymności. Między resztką ubłoconego papieru a wilgotnym śladem buta rozliczne są tajemnicze transakcje. Przez cienkie ściany przenika gwar rozentuzjazmowanej sali. Zbyt często pękają deski, zbyt rzadko obsługa sięga po szorstką szczotę. To nie jest przyjemne miejsce, ale jak mus to mus. Zaleca się jednak uważać na zawsze śliską podłogę i powstrzymać od pijaczych baletów – do obowiązków obsługi nie należy sklejanie połamanych kości. Ciasne zakątki nie sprzyjają również grupowym manewrom, ale mimo tego za drewnianymi drzwiami często znika więcej niż jedna osoba.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:29, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Toalety Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Toalety [odnośnik]18.09.19 3:07
Był już późny wieczór, kiedy postawił pierwsze kroki na deskach Parszywego Pasażera - nie pierwszy, choć ufał, że ostatni raz w życiu. Od pobytu Deirdre w tym miejscu nie minęło dużo czasu, zdążył spamiętać obskurne detale, które jednak jakby nie zrobiły na nim wcale bardziej entuzjastycznego wrażenia. O tej porze knajpy takie jak ta były najgłośniejsze, kiedy stali bywalcy już się zeszli, ale przypadkowi jeszcze nie wyszli. Podwójny gwar dudnił w uszach rynsztokowym słownictwem, gdy dłuższym krokiem przeszedł nad piwną kałużą. Słyszał pijackie krzyki, które wnet przerodzą się w bójkę, ale nie przyciągnęło to nadto jego uwagi, w hałasie nie było słychać stukotu męskich obcasów jego skórzanych butów, choć czarny płaszcz, którym był okryty, mógł go wyróżniać bogatszym wykończeniem. Twarz skrytą miał pod głębokim kapturem podobnie jak wtedy, gdy przyszedł tu po Deirdre po raz pierwszy, nie zamierzał dać się rozpoznać - szczerze wątpił, by klientela tego lokalu to potrafiła, jednak prowokacje głupich plotek nie były tym, na czym mu zależało. Nie mógł zresztą z całym przekonaniem wiedzieć, kogo tutaj spotka - w miejscu pełnym pijanych ludzi najskuteczniej poszukiwało się informacji, był to fakt równie stary, co oczywisty.
W pierwszym odruchu skierował się do kontuaru, przy którym jednak nikogo nie spotkał - obsługa niewątpliwie miała o podobnej porze pełne ręce roboty, ale Tristan nie wydawał się wykazywać w tym względzie większym - albo właściwie jakimkolwiek - zrozumieniem. Przyzwyczajony, że moneta w miejscach takich jak ta załatwia większość, jeśli nie wszystkie problemy, zaoferował ją przetaczającemu się obok pijakowi w zamian za wskazanie kogoś, kogokolwiek, kto rządzi dziś tą salą. Nie zamierzał spędzić tu więcej czasu, niż było to konieczne, ale musiał uregulować dług Deirdre - nie wiedział, z kim się tutaj spotykała, ona sama nie mogła wiedzieć, kto ją tutaj widział. Nadmierne pytania mogłyby się okazać problematyczne, a lojalność Pasażera - mogła mieć cenę złota. I zapewne będzie ją miała. Bez znaczenia, właśnie po to przyszedł.
Nie sądził, że Pasażer mógłby się wydać bardziej nieprzystępny niż w chwili, w której minął jego próg, a jednak srogo się pomylił. W okolicy, do której został skierowany, mówiąc wprost - cuchnęło gównem. Przystanął pod jedną ze ścian, wspierając się o nią dłonią owleczoną rękawicą z czarnej skóry - nagą dłonią za nic by tego nie dotknął.
- Panno Moss? - Zagaił, gdy z drzwiczek wreszcie wyłoniła się sylwetka pasująca do rysopisu przedstawionego przez jednego z pijanych jegomości, zamierzając zatrzymać dziewczynę swoim zawołaniem. - Czy ktoś dziś obsługuje ten lokal, czy może pustka przy kontuarze jest celowym zabiegiem mającym na celu obniżenie przychodów celem utrzymania niskiej reputacji tego miejsca w powszechnym obiegu? - Nie spodziewał się po prawdzie odpowiedzi. - Mam sprawę - oznajmił, przyzwyczajony zresztą do tego, że jego sprawy pozostają priorytetami dla każdego, kto ma choć krztynę rozumu. Potrafił być hojny, ale do tego potrzebował odrobiny współpracy. - Nie może poczekać - uprzedził spodziewaną odpowiedź, mówił poważnie i tak też chciał zostać odebrany.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Toalety 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Toalety [odnośnik]19.09.19 19:14
11 stycznia

Choć odurzone pijackie łby w którymś momencie stawały się potulne, Philippa nie znosiła wcielać się w rolę niańki. Beztrosko rozpogodzeni stawali się zupełnie plastyczni, gotowi do pociągnięcia za te miękkie, otłuszczone ręce, o ile rumowe korytarze nie poprowadziły ich akurat ku wściekłym pięściom. Nie umiała zdecydować, który typ finalnie okazywał się trudniejszy w obsłudze. Odpowiedź miała nadejść tego wieczoru. Do baru podszedł zdenerwowany karzeł, mamrocząc pod nosem coś o totalnej katastrofie. Biedaczek pocił się, dławiąc własną bezradnością. Coś się wydarzyło w kiblu. Jedynie to zdołała zrozumieć z tego pijaczego bełkotu. Niziołek wtargnął prawie na bar, niecierpliwie wyczekując pomocy. Gdy dotarła do gównianego królestwa, już wiedziała, że wcale nie chodziło o pomoc, ale o całkowite zajęcie się śmierdzącym problemem. Do brudnego sedesu kleił się półprzytomny grubas, brodząc cielskiem we własnych wymiocinach. Na ten widok odruchowo zacisnęła mocno wargi, tłumiąc uczucie potężnego wstrętu. Pijany portowy robotnik najwyraźniej nie zapanował tego wieczoru nad swoim pragnieniem. Jego koleżka natomiast potrafił tylko wołać o ratunek i zniknął, gdy tylko Moss zdołała zorientować się w sytuacji. Podły szczur. Wokół baru spragnione zbiegowisko, kuchnia ledwo dawała radę, a ona miała zajmować się cuchnącymi zwłokami. Na nic różdżka, na nic jej pięść obijająca jego mordę. Za chwilę zrobi się tu sznur niecierpliwych pęcherzy, a jak nie dostaną się do toalety, to Pasażer szybko spłynie rzeką plugawych nieczystości. O zgrozo. Wzięła więc wiadro i wypełniła zimną wodą. Brutalnie przechyliła je ponad głową rzezimieszka, nie bawiąc się w żadne czułe podchody. Nie zasłużył na nic, poza brutalnym wypędzeniem z tawerny. Co jednak mogła zrobić? Nie pierwszy i nie ostatni raz zrzucano na nią tak parszywe powinności. Nie był najgorszy lecz do łatwych z pewnością nie należał. Niewiele pomogło. Zirytowana wysunęła się z ciasnego pomieszczenia, pragnąc pomówić o całej sprawie z pozostałymi pracownikami. Może ktoś wpadnie na coś bardziej ambitnego. Mieli czekać, aż sam dojdzie do siebie? Nie ma mowy.
Czyjś głos próbował ją zatrzymać, nim pomknęła między pracownicze, tajne zakątki – nie bardziej wdzięczne niż główna sala lokalu. Poszukała tej postaci i aż uniosła brew, niefizycznie zderzając się z upominającym się o uwagę tajemniczym obliczem. Parsknęła cicho, słysząc ciąg słów. Dawał upust swojemu jawnemu niezadowoleniu. Dobrze wiec, niech tak będzie. Nie on pierwszy. Niemniej wysłuchała jegomościa do końca, badając go spojrzeniem skrawek po skrawku. Intrygujący, ponaglający i tak nieznośnie poważny. Najważniejsze jednak, że nie śmierdział i mógł wybawić ją od tego gównianego obowiązku. – Nie musi czekać – odpowiedziała niespodziewanie potulnie, lekko przechylając głowę. – W przeciwieństwie do tych żałosnych zwłok, z którymi się mierzę… One zaczekają – dorzuciła, po raz ostatni zerkając w stronę obrzydliwych widoków. Zatrzasnęła te drzwi i zrobiła krok w stronę owego typa. – Proszę za mną – Ruszyła w stronę baru, odgarniając kosmyki przysłaniające jej twarz. Miała nadzieję, że ten odór nie zdołał jeszcze wsiąknąć w jej sukienkę. Byłoby szkoda. – Co to za sprawa? – zapytała, ignorując oburzone pirackie gęby kotłujące się przy wysokim blacie. A może wolał porozmawiać bez świadków? I na to z pewnością mogła coś zaradzić. Kimkolwiek był ten mężczyzna, nie przypominał tych nędznych idiotów, którymi zajmowała się dzień za dniem. Lubiła zagadki. Spodziewała się kolejnej tajemniczej sprawy pani Boyle.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Philippa Moss dnia 29.04.20 14:22, w całości zmieniany 1 raz
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Toalety [odnośnik]24.09.19 3:34
W zasadzie spodziewał się raczej pyskowania, w knajpach takich jak ta - a przed paroma miesiącami, a może już latami, bywał w nich znacznie częściej niż dziś - obsługa rzadko nie traktowała gości grubiańsko. Być może ta dziewczyna miała w sobie więcej rozumu niż inni - i zdawała sobie sprawę z tego, że klienta niedobrze było odprawiać zanim się upewni, że nie zamierzał zostawić w lokalu pełnej sakiewki. A tak się przyjemnie składało, że owszem zamierzał - i zdecydowanie nie zamierzał poświęcić na to całego dnia.
- Umarli potrafią być bardzo niecierpliwi, panno Moss - zwrócił uwagę, gdy ta obejrzała się w jego stronę; ci, których poznał, przeważnie od razu przechodzili do działania, bezwiednie i pchani ku temu jego mroczną mocą. Uwaga jednak nie mogła zostać wzięta poważnie, domyślał się, że dziewczyna nie miała na myśli faktycznego trupa, a pijanego w sztok klienta. Stare powiedzenie musiało zostać uznane za żart, choć przy znajomości pełnego kontekstu zdecydowanie mało zabawny. - Niemniej, tym razem to słuszna decyzja - oznajmił, gdy stanęła naprzeciw - ze skinięciem głowy podążając za nią w kierunku baru, z ulgą przyjmując zmianę zapachu - nie, przy kontuarze też nie pachniało fiołkami, ale przynajmniej przestało go mdlić. Obrzucił niechętnie tłoczących się przy nim klientów, bynajmniej nie przewidując świadków ich rozmowy, gestem wyraźnie dając jej do zrozumienia, że wolałby pozostać w pewnym dystansie do tej bandy. Otaczający ich gwar wyjątkowo tłocznego wieczoru raczej nie pozwalał podsłuchać jego słów, jeśli ktoś nie zbliżyłby się wystarczająco mocno lub nie użyłby magii - a to, jak przynajmniej sądził, zdołałby dostrzec. Sprawa Deirdre była delikatna, nie tylko nikt nie powinien powiązać jej z nim, ale i nikt nie powinien powiązać Deirdre z Cixi. To specyficzne miejsce, aurorom nie byłoby trudno wtopić się w tłum - mogli ją obserwować. Szukać. Próbować kupić informacje - wierzył, że wszystko było na sprzedaż, milczenie też. A gdyby ktoś skojarzył ją z ciężarną kobietą kłopot byłby podwójny. Nie łudził się, spodziewając się po niej ostrożności, wiedział, że jej nie zachowała - nigdy tego nie robiła. Spuszczona ze smyczy zaczynała zachowywać się jak zagubiona i niezbyt rozgarnięta kotka, interesująca się tylko tym, co mogło się wydawać wygodne w danej chwili. Nie myślała o przyszłości, konsekwencjach, czasem wydawało jej się, że miała plan - zwykle bardziej dziurawy od szwajcarskiego sera. Przyzwyczaił się do sprzątania po niej brudów, ostatecznie to zawsze spadało na jego barki. Kiedy szukał pokoju, w którym zatrzymała się Deirdre, wysłał do tego miejsca swoją skrzatkę, nie przyszedł osobiście - Prymulka rozpytała o pokój, który mogła zajmować brzemienna czarownica o dalekowschodnich rysach twarzy. On sam zjawił się raz, początkiem stycznia, choć nie sądził, by ktokolwiek zapamiętał go z tamtego wieczoru - przemknął do jej izby, a z niej przeniósł się już prosto na wyspę Sheppey - gdzie zresztą nie zadziwił się szczególnie jej niefrasobliwością.
- Chodzi o moją przyjaciółkę - odparł, uchwyciwszy spojrzenie Philippy. - Ma na imię Cixi - Czarna Orchidea. Nawet tutaj, pomimo rozłąki, posługiwała się imieniem nadanym jej przez niego. Zwracał się do niej w ten sposób za czasów, gdy spotykał ją między miękkimi poduszkami słodkiego Wenus. - Wysoka, szczupła, o długich czarnych włosach, najprościej ją zapamiętać przez charakterystyczne rysy twarzy wskazujące na obce pochodzenie. Korzystała z waszej gościny od połowy października. - Wtedy wyrzucił ją od siebie, nie wiedział, że po drodze znalazła dla siebie inne schronienie. - Spotkały ją jednak pewne... komplikacje - Niegrzecznie, nieprzystojnie byłoby mówić o rozwiązaniu, nie kłamał, ledwie mijał się z prawdą. - Na skutek których, jak sądzę, musiała opuścić Parszywego Pasażera w pośpiechu, być może okazując przy tym pewną niewdzięczność. - Nie zapłaciwszy ani grosza, mówiąc wprost. Przechylił lekko głowę, chwytając kapturem cień - nie chciał zostać rozpoznany. Ani przez nią ani przez nikogo w tym miejscu. - Wiesz o kim mówię, prawda? Przyszedłem się upewnić, że nikt nie ma jej tu tego za złe.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Toalety 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Toalety [odnośnik]28.09.19 20:09
Pyskować potrafiła. Nawet całkiem nieźle. Przypływający do Parszywego Pasażera tłum wygłodniałych roboli ani nie zasługiwał ani nie potrzebował jej uniżonej służby. Nie godziła się wić pod nogami wulgarnych gnojków, jak pierwsza lepsza dziwka – bez wartości, bez resztek siły. Gdyby barmanki zachowywały się jak  cholerne niewolnice, klienci już dawno roznieśliby to miejsce. Tymczasem wielu żeglarzyków wiecznie okupujących szorstkie ławy wokół wielkiego komina zwyczajnie nie miało nic do gadania, a nawet przywykło do głośnych krzyków, kobiecych dłoni wędrujących wściekle do tych zaróżowionych, pijackich policzków pękających w liniach niezdrowego fioletu. Tu żadna trzpiotka nie zagrzałaby miejsca. Philippa umiała jednak rozróżnić typowego klienta od niecodziennego przypadku niosącego jakąś intrygującą wieść. Umiała także być miłą, kiedy sytuacja najwyraźniej tego wymagała – kiedy i wobec niej zachowywano się zaskakująco stosownie. Przedzierające się przez zadymioną gęstwinę okrzyki nie potrafiły ułożyć się w jej imię, a co dopiero uprzejme zwroty. No proszę. Doceniała domieszkę subtelności, która tak rzadko zagnieżdżała się pod dachami tawerny.
Gdzieś miała jakąkolwiek niecierpliwość półprzytomnego pijaka. Za to jej własna pulsowała wściekle. Przyszedł w porę. Pozwolił jej nieco zmienić ton. Choć równie dobrze mogła rzucić się do ataku, bo odrywano ją od zajęcia, z którym i tak już ledwo co sobie radziła. Zgadzali się, najwyraźniej reprezentował resztki dawno pogrzebanej gdzieś na dnie Tamizy kultury. Zaskakujące czy bardziej jednak podejrzane? O tym miała zdecydować wkrótce. Ustąpiła, nie zbliżając się aż nadto do ciekawskich, czerwonych uszu, którym tego wieczoru wydawało się, że mają więcej praw niż angielska królowa. Popatrzyła na mężczyznę, na postać tak niechętnie łapiącą promienie światła padającego z tych gibających się niepewnie lamp. Nie było ich jednak wiele, niektóre kąty kryły się w przyjemnych półmrokach. To miejsce lubiło odrobinę kamuflującej ciemności, pewne sprawy nie chciały być wyłapane.  
– Znam Cixi – powiedziała wprost, prześlizgując się po nim tym wyjątkowo ciekawskim spojrzeniem. Zjawił się. Pieprzony książę. Przyjaciółka. Niedostrzegalnie zakpiła, domyślając się, że to pewnie sprawca zamieszania, podły drań, który wzgardził zakochaną, ciężarną kobietą, powracając tchórzliwie do żony. Wyrzucił istotę pokładającą w nim nadzieję, noszącą jego dziecko. Pamiętała nędzne oblicze Cixi, nieporadną postać, jej ból. – Komplikacje… – powtórzyła za nim dość swobodnie. Biedna dziewczyna, jej los wydawał się być od dawna komplikacją. To on był jej komplikacją. Pokręciła lekko głową, czując jakiś cholerny absurd sytuacji. Jakże ładnie głaskał słowa, jakże porządnie zajmował się jej sprawą. Czy to oznaczało, że po nią wrócił? Jeśli faktycznie tak było, Cixi się pomyliła, mówiąc o tym, że tak łatwo można było ją zastąpić. Znów zagarnął ją dla siebie. Nie ufała tej historyjce o troskliwym przyjacielu, choć pewności nie miała. Ostrożnie dobierane myśli, śliskie, porozciągane sugestie i niewypowiedziane dyskrecje. – Obiecałam jej odroczenie opłaty. Dotrzymuję słowa – odparła krótko, potwierdzając jego nadzieję. – Wiem, że nie mogłaby mnie zawieźć. Oby była teraz w lepszym miejscu, daleko od drania, który zmusił ją do bycia tutaj – oświadczyła, zdradzając cień emocji i nie uciekając przed jego spojrzeniem. – Mam nadzieję, że jest pan dobrym przyjacielem, że ją przed nim ochroni – dorzuciła odważnie. Przecież tak się właśnie nazwał. Cixi mogła liczyć na resztki solidarności, o których zapewne nigdy się nie dowie. Gdziekolwiek była – nie dane jej było lub nie chciała tu wrócić i Philippa to rozumiała. Nie musiała nawet snuć opowieści, by wzbudzić te podejrzenia u widującej ją dzień za dniem barmanki. Zmęczone ciało, kryjące się gdzieś w głębi spojrzenia cierpienie i największy dowód: okrągły brzuch porzucony w portowych odmętach. – Cieszę się, że należności zostaną uregulowane – odpowiedziała jeszcze. Szkoda, że dziewczyna zniknęła niespodziewanie, gdzieś poza spojrzeniem Philippy. Widząc go, zaczęła wątpić w ten lepszy los. Czy może się myliła i faktycznie stał przed nią jako ucieleśnienie wybawienia tejże istoty?
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Toalety [odnośnik]14.12.19 1:54
Wpatrywał się w dziewczynę, kiedy zdawała się zbierać myśli; dość łatwo zidentyfikowała wypowiedziane przez niego imię, ale jeszcze nie potrafił stwierdzić, co to właściwie oznaczało: Deirdre mogła być nieostrożna, rzucać się w oczy, w swojej niedorzecznej rozpaczy zachowywać się w sposób nieadekwatny do swojego stanu - mogła, znał ją dość dobrze, by o tym wiedzieć, pamiętał też każde poruszenie rozemocjonowanych mięśni twarzy, kiedy odnalazł ją w jednych z pokoi, jak rozdrażnioną kocicę zbyt długo pozostawioną samą sobie. Nie był jak ona, jego ruchy były ostrożne, ostrożnością było też wyrzucenie jej z wyspy - jej brzemienność była zbyt dużym ryzykiem dla jego reputacji, czuł się w pełni usprawiedliwiony. Wszystko, co robił, robił przecież z troski o swój ród, przyszłość Evana. Nijak nie zareagował na podniesione komplikacje, być może chciała otworzyć mu w ten sposób drogę do zwierzeń, ale musiał się wydać człowiekiem mało wylewnym. Tristan mówić lubił - znacznie trudniej było mu milczeć - potrafił jednak zachować dla siebie konieczne sekrety.
- Doskonale - po prawdzie nie sądził, by jakikolwiek czarodziej zamierzający wyegzekwować jej dług odnalazłby ją w Białej Willi, Deirdre jednak wkrótce wróci do Fantasmagorii, a skandal był ostatnim, czego potrzebował. Spod cienia rzucanego na twarz przez kaptur czarodziejskiej czarnej peleryny nie dało się dostrzec brwi, która powędrowała w górę na dźwięk jej dalszych słów. - Więc nazwała go draniem... - powtórzył z zastanowieniem, odnotowując epitet w pamięci; doprawdy upadła aż tak nisko, by zwierzać się obcym czarodziejom w obskurnej tawernie? Sądził, że stać ją na więcej - ale jeśli epitet już padł, mógł wykorzystać go bez większych, jak mu się przynajmniej zdawało, podejrzeń. - Oczywiście, że tak - odparł z przekonaniem, z niedbałą nonszalancją wspierając się łokciem o starannie wybrane czystsze miejsce dzielącego ich blatu. - Panna wybaczy, nie sądziłem, że pozostawałyście w takiej zażyłości, że Cixi zdobyła się na podobne wyznania. Zwykle tego nie robi, ale jej stan przyćmił jej umysł. Nie powinna była tego robić, to bardzo niebezpieczne - W jego głosie nie było jednak lęku - sam się nie bał - dźwięczała w nim za to pewna arogancja. - Ale o tym zapewne panna wie i bez mojej przestrogi, znając jej historię. - Wszak czy sama nie wspomniała o ochronie? Jej słowa nie musnęły nawet jego sumienia, nie słyszał jego szeptów już od tak dawna, nie miał również oporów, by zagrać na własnej bezwzględności. Miał w tym przecież własny interes.
Zsunął dłoń z blatu, sięgając nią kieszeni szaty pod peleryną, na ułamek sekundy błysnąć mogła bogato zdobiona klamra - obleczona skórą czarnych rękawic dłoń znalazła się znów na blacie, mając pod opuszkami mieszek zdecydowanie zbyt pękaty, by spłacić nim tylko dług Deirdre. Nie znał cennika tego miejsca, ale domyślał się, że pokoje w tej cuchnącej budzie nie mogły być drogie.
- Rzecz w tym, że może jej wciąż szukać - kontynuował, po części mówiąc o spragnionych sensacji czarodziejach, których podniesione plotki mogły mu zaszkodzić, a po części o Zakonnikach, którzy równie łatwo mogli ją tutaj namierzyć. I śledzić dalej. Nie radziła sobie najlepiej z zacieraniem śladów, ktoś musiał zrobić to za nią. - I naprawdę nie powinien jej znaleźć - Martwiła się o nią? Próbowała go wybadać z innych powodów? Nie wiedział, co by to nie było, jeśli nie odniesienia do sumienia, to do złota, powinno załatwić tę sprawę. - Mogła pozostawić tu po sobie trochę śladów. Wspomnień, opowieści. Powinny zostać zapomniane, tak jak jej obecność. Ktoś może o nią zapytać. Ktoś może jej szukać. A ty - ty powiesz, że nigdy nie było tutaj kobiety o jej imieniu, jej urodzie ani jej historii. - Przesunął mieszek złota w jej stronę, ale nie uwolnił go spod ciężkiego uścisku męskiej dłoni.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Toalety 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Toalety [odnośnik]17.12.19 13:32
Za jego plecami rozległ się donośny rechot, czyjaś tłusta łapa rozgrzewała zastygłe wcześniej wokół szerokiego kufla paluchy. Jeszcze przed chwilą gruba skóra odklejała się tylko po to, by wytrzeć wierzchem mokry gąszcz na brodzie. Gdy Philippa się poruszyła, mogła ujrzeć nerwowość rozbieganych oczek. Czyżby ktoś się jednak połasił na niewiadome skarby skryte w smoczych kieszonkach? Łapa jednak nie odważyła się, zastygła wyczekująco, może rezygnująca, a może dobierająca odpowiedni moment. Aż za dobrze wiedziała, że tej rozmowy słucha zbyt wielu głodnych świńskich ploteczek. Ta jednak zapachniała inaczej, drogo, tajemniczo, nijak nie przypominała typowej historyjki z portowego zaułku. Mogła dać znak, ale za bardzo interesował ją dalszy przebieg konwersacji, chociaż nie potrafiła też przewidzieć, czy gotujące się do czerwoności łby ostatecznie dadzą spokój. Rozmowa miała trwać dalej, bardzo uważnie śledziła każdą namiastkę jasności wysuwającą się spod kaptura. Nie mogła liczyć jednak na zbyt wiele odsłoniętych sekretów. Chronił swą tożsamość i jakoś wcale się temu nie dziwiła.
– Nie – odpowiedziała natychmiast, przeciągając samogłoskę. Wyprostowała nieco zgarbione plecy i popatrzyła mocno. – To ja go tak nazywam – oświadczyła. Cixi zbyt zakochana, niezdolna do w pełni trzeźwego osądu, do zanurzenia postaci podłego kochanka w gnojowatych myślach, do czystego wykpienia tej przebrzydłej postawy. Zbyt wiele ciężarnych błąka się sennie po ulicach. Tak jak kpiła z romantycznych historii, tak tutaj nie chodziło już tylko o zawiłości miłosnych trójkątów. Było jeszcze dziecko, które mogło skończyć umierając na śmietnisku lub, o Merlinie, porzucone pod wrotami bidula, a to o wiele gorsze od śmierci. – Myślisz, że nie zasługuje na to i tak łagodne miano? – podpytała, licząc na to, że może uda jej się trochę rozwiązać mu ten zasupłany ostrożnością język. – Na pewno znasz jej historię… – dorzuciła. Skinęła głową, gdy obiecał spełnić jej… nadzieje. Dziwnie związana z losem Cixi Philippa nie chciała, by ta umierała gdzieś w zapomnieniu, ale najwyraźniej nie potrzebowała aż takiej troski od obcej, nasączonej ledwie namiastką tajemnicy osoby. Bogaci przyjaciele stali na straży… Bogaci przyjaciele okazywali się też jej największym przekleństwem. Nie od dziś wiedziała, że duża forsa to zwykle duży smród, niezdolny do skrycia się za najbardziej duszącymi kadzidłami. – Jest po prostu skrzywdzona, zawiedziona, cierpi, żyje niespełnioną obietnicą, umęczona przez ciało chroniące nie jedno, ale dwoje… Nie jest wariatką, to, co przeżywa, jest ludzkie. Nie sądzisz, że powinno się jej wybaczyć słabość? Otocz ją należytą opieką, a być może przestanie poszukiwać sprzymierzeńców pośród obcych, ciepła w najzimniejszych kątach. Może odnajdzie je w tobie – mówiła otwarcie, nie czując potrzeby powstrzymania żadnych słów. Przecież był jej życzliwym przyjacielem. Nie umknęło jej uwadze, jak próbował maskować te płaczliwe wyznania Cixi jej niepojętnym wariactwem. O tak, to było niebezpieczne, bo obnażała się za bardzo, a świat lubił wykorzystywać tych ogarniętych niemocą. Przeżyła dostatecznie dużo, znalazła się blisko dna, ale czasem tylko ono potrafiło przezwyciężyć słabość. Wierzyła w te ciemne oczy i nie lekceważyła ich. Nawet jeśli z początku jej słowa brzmiały jak kolejna tandetna opowieść z Czarownicy, to jednak Phils nie przestawała jej sprzyjać. Nie sprzyjała jednak jemu. Spodziewała się, że kierowane do niego słowa nie zdołają nawet przedrzeć się przez ciężki płaszcz, nie musną duszy, a jedynie rozmyją się w Pasażerowej duchocie. Oby się myliła.
Nie miała powodu, by za jego namową milczeć, nie miała powodu, by odmówić garści monet za kilka informacji dla niej samej nieznaczących nic. Miała jednak powód, by nie oddawać jej znów w łapska tego niegodziwca. Kimkolwiek był – tym niewiniątkiem stojącym przed nią, czy jakimś innym złotym królewiczem śpiącym grzecznie w jedwabnych komnatach. Założyła ręce na ramionach, obserwując ciężką sakiewkę przez chwilę. Później znów spoglądała na niego ciemnymi oczami, choć nie tak mrocznymi jak te należące do Cixi. – Pasażer zapomni, oni, wszyscy wokół, zapomną, ktokolwiek się zjawi, otrzyma tylko zgubne kłamstwa, zachęcające do wyruszeniem w drogę za dawno nieuchwytnym celem – odpowiedziała najwyraźniej zgodnie z jego wolą. Nie rzucała się jednak na złoto, raczej zastygła w pozie nieruchomej. – Ja nie zapomnę, choć zamilknę, a ty… powinieneś być zadowolony dokończyła z namiastką nieodgadnionej emocji, pochylając się nieco w jego stronę przez bar, przez te wyznaczane wcześniej granice. Palcem przesunęła po ciepłej rękawicy ściskającej mieszek. Chciała tej zapłaty, ale chciała też dowiedzieć się więcej… Nim ten odejdzie stąd na dobre. Ciekawość zachęcała ją do zatrzymania go przy sobie, tak jeszcze przez chwilę, do czasu, aż zagadka zostanie rozwiązana. Nawet jeśli czuła, że to niemożliwe.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Toalety [odnośnik]27.12.19 16:01
Słyszał rechot, poruszenie, nietrudno było też wyczuć nerwową atmosferę; marynarze, a zwłaszcza marynarze w spelunie takiej jak ta gotowi byli skoczyć sobie do szyi z byle powodu, a co dopiero na widok osobistości odcinającej się od nich jakością i zapewne czystością noszonych szat. Bynajmniej nie dało się jednak wyczuć od niego strachu - choć w starciu pięść na pięść pewnie padłby przed nimi trupem, miał przecież przy boku różdżkę, która w jego ręku stanowiła broń śmiercionośną. I był też całkowicie pewien, że w całej tej izbie to właśnie on sam był największym sukinsynem - nie zadziwiły go nadto inwektywy dziewczyny za barem.
- Ciekawe - odparł z krótkim pomrukiem - więc mieliście okazję się poznać - nie przypominał sobie, by kiedykolwiek wcześniej ją widział i nie sądził, by Philippa rzeczywiście to miała na myśli - wiedział, że nie, wysnuła swoje wnioski ze snutych przez Deirdre historii. Problemem pozostawał fakt, że Deirdre tych historii snuć nigdy nie powinna. Jedno chlapnięte słowo, zwrot, każdy wyraz mógł naprowadzić na trop niewłaściwe ucho, nie zdawała sobie z tego sprawy, bo była rozgoryczona i głupia. Powinien o to zadbać, kiedy spuścił ją ze smyczy - wiedział przecież, że sobie z tym nie poradzi. Mógł to przewidzieć, był w stanie, znał ją dość dobrze. Ostry zwrot dziewczyny jasno stanowił, że miała na ten temat własne zdanie, ale opinia innych to ostatnie, co kiedykolwiek go interesowało, przynajmniej tak długo, jak długo jego faktyczna tożsamość pozostawała nieoczywista. Nie próbował się nigdy wybielać, zdawał sobie sprawę z tego, jak traktował Deirdre - która tego potrzebowała, by utrzymać w ryzach surową dyscyplinę i oddanie wspólnej sprawie. Oddanie jemu. - Wszyscy choć raz zasłużyliśmy, by nazwać nas draniem. - Zbył zatem tę wypowiedź, znów niejednoznacznie, nie zamierzając przyznać wprost, że był osobą, o której mówiła - choć z tonu jej głosu jasno wynikało, że zaczynała się tego domyślać, snując w swojej głowie własną wersję ich historii. Ale to była wyjątkowa historia. Przepleciona żądzą władzy i żądzą ciała, pragnieniem, jakiego miało okazję posmakować niewielu. Przerażającą poezją, melodią krzyków martwych kobiet. Nie mogła zrozumieć. Nikt nie mógł zrozumieć. A draniami - draniami byli wszyscy, to wynikało z ludzkiej natury. Słowa dziewczyny przywoływały obraz Deirdre słabej i żałosnej, a ona wcale nie była taką. Mogłyby poruszyć sumienie, gdyby je posiadał. - Byłoby jej wstyd za swoje słowa, gdyby tylko usłyszała, w jaki sposób o niej mówisz - odparł jedynie, po krótkiej chwili zawahania, była w ciąży, ale tej ciąży nie chciała, dziecko nigdy nie było dla niej ważne. Nie była wariatką, ale stan pomieszał jej zmysły. Z trzeźwym umysłem nigdy nie przedstawiłaby takiego obrazu samej siebie. Jednak - czy zapewnienia Philippy o jej sile było mu na rękę? Nieporadna, zagubiona kobieta nie mogła być ściganą śmierciożerczynią. Nie była nią. - Masz rację, to po prostu zagubiona dziewczyna - stwierdził w końcu. - Niedługo stanie na nogi, musi tylko zapomnieć o nieszczęściach, które na nią spadły. A nieszczęścia muszą zapomnieć o niej, uwalniając ją z kajdan przeszłości - i o to zadbać możesz tylko ty. Tylko tak będzie mogła spróbować ułożyć swoje życie od nowa. - A on - on musiał wyperswadować jej, że do Parszywego Pasażera miała już nigdy nie wrócić. Nigdy. - Jako jej przyjaciel zrobię, co będzie w mojej mocy. Dziękuję za rady - oświadczył, choć w jego głosie wybrzmiało coś dziwnego, prócz zafałszowanego zrozumienia i troski, coś metalicznie bezdusznego. Zsunął rękawicę z mieszka złota, pozwalając jej go zabrać, przesuwając dłoń w bok, nie uciekając od subtelnego dotyku jej dłoni; nie odsunął się też, gdy wyjrzała mocniej za bar - pozwalając na skrócenie dzielącego ich dystansu.
- Trudno mnie zadowolić - przestrzegł, całkiem poważnie, zniżając głos do cichszego szeptu; ich rozmowa i tak była słabo dosłyszalna przez wszechobecny gwar karczemnego wieczoru - ale gdy znalazła się bliżej, mogła usłyszeć go przecież bardzo dobrze. - Zawarte porozumienia traktuję poważnie - zwłaszcza te, za które płacę. Nie złam danego słowa, a żadne z nas nie będzie musiało tego żałować. Tylko tak Cixi może być bezpieczna. - Była jego tworem, rzeźbą, którą w trudach wyżłobił w niekształtnym kamieniu błyszczącym jedynie potencjałem. Wszystko, co osiągnęła, osiągnęła dzięki niemu. I ten błąd - też zamierzał naprawić on.


przekazuję filipce 50 pm



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Toalety 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Toalety [odnośnik]05.01.20 23:59
Przelane litry wódki dodawały klientom śmiałości. W tym stanie żaden mroczny jegomość nie mógł płoszyć ich na tyle, by nie podjęli chociażby próby przyjrzenia się mu bliżej. W ich brudnej krwi płynęła złudna odwaga i nikt z nich nie przypuszczałby, że typ niezbyt rosły może chować pod płaszczem śmiercionośną potęgę. Może być nią sam w sobie. Nikt. Nawet panna Moss, ale ona nie bała się stąpać po kruchej powierzchni. Ona robiła to każdego dnia, lubiąc ten przyjemny dreszcz związany z ryzykiem. Gdyby wiecznie kryła się po chłodnych kątach, nigdy nie zagrzałaby miejsca w tawernie. Musiała być twarda. Szemrany światek nie lubił robić interesów z babami. Na szacunek musiała zasłużyć. Tutaj go miała, ale poza portem nikt o niej nie wiedział, nikt jej już nie pamiętał. Czasem piekielnie drażniło ją to uczucie, czasem czuła, że potrzebuje pochwycić w swoich dłoniach jeszcze więcej. Tylko czego? Nie wiedziała.
– Chciałabym go poznać – zaczęła, poniekąd korygując jego stwierdzenie. – Rozszyfrować tę historię. Spojrzeć w oczy tchórza i przekonać się, czy faktycznie jest tak potężny, tak wszechmocny, by móc manipulować tyloma sercami – mówiła z wyczuwalną emocją, pewnie. Dało się wyczuć swoiste zafascynowanie całą sprawą, związane z sojuszem zawartym z ciężarną, choć rodzące się w większej części z jej własnej pogardy dla tych zasrańców, którzy myśleli, świat czekał, by rozłożyć przed nimi nogi. – Masz rację – odparła swobodniej po chwili. – To tylko kolejny łajdak, taki jak wielu innych – podsumowała luźno, nie poświęcając większej uwagi temu, w jak dziwny sposób krążył wokół postawy domniemanego łachudry, wstrętnego krzywdziciela. Jakże marzyła o tym, by kopnąć go w zad i posłać w diabły. Z jakiegoś powodu oblicze Cixi ruszyło ją mocniej niż wielu brzuchatych dziewuch przed nią i zapewne wielu tych, które pojawią się po niej. Jej piastowane przez noc oczy wciągały Moss w mroczną toń. Przed tym nie umiała się powstrzymać, nawet nie próbowała, choć przecież mogła. Chłodne dłonie ciemnowłosej dotknęły baru w odpowiedniej chwili, pozostawiając ślad, który dość mocno odznaczał się i dziś w myślach Philippy. W tym czasie różne scenariusze przemknęły jej przed oczami. Spośród nich jeden wydawał się szczególnie intrygujący. Co jeśli nie ona jest ofiarą? Jeśli jest nią on? Niedoceniana moc kobiecych sztuczek od zarania dziejów zmieniała mapy świata, doprowadzała do wielkich wojen i niepowstrzymanych mordów, więc dlaczego nie miałaby i zadziałać w ten sposób, bawiąc się mężczyzną jak swą ulubioną marionetką. To wydawało się nawet zabawne, choć wtedy i Moss byłaby tą oszukaną, a to zdecydowanie podobało jej się już mniej.
– Większy wstyd czułaby, gdyby po raz kolejny dałaby się nabrać na jego sztuczki, a on wzgardziłby nią ponownie. Bo zrobi to – wyjawiła mu swe przypuszczenia. Pamiętała, jak wielkie emocje plątały się między jej wyznaniami, jak wielkie oddanie ujawniała. Pragnęła go wciąż i prędzej czy później znów padnie przed nim na kolana, połykając uczucie poniżenia, byleby tylko przyjął ją znów. Kobiety, które kochały, objawiały olbrzymią słabość. Widywała ich mnóstwo i nigdy nie chciała stać się jedną z nich. – Moje słowa nie zdradzają przyjemnego widoku, ale z pewnością prawdziwy. Cieszę się, że się zgadzamy. Ja o nią zadbam. Ty również. Jej los ma szansę się odmienić – zawyrokowała tak, jakby miała faktycznie o tym jakiekolwiek pojęcie. Tak naprawdę powinna mieć gdzieś i ją i jego, ale… Wkrótce w dłoni ściskała garść forsy, która sprawiała, że bezinteresowny stawał się bardzo interesowny. Ten ciężar wydał jej się wielce przyjemny, choć nie rezygnowała z powolnego dotyku jego już nagiej skóry. Jakie grzechy chowały się w tych dłoniach?
Jej nieco rozbawiony pomruk pogwałcił powagę tych szeptów przekazywanych w wyraźniejszej bliskości. – Nie, to mnie trudno zadowolić – odpowiedziała więc, bo pewne rzeczy musiały być właściwie oznaczone. – A ty… – zaczęła, ale zrobiła pauzę, by móc lekko naciąć wargę zębami. – Będziesz bardzo zadowolony – oznajmiła, by wzniecić w nim pewność co do tego, że sprawę potraktuje z należytą powagą. Mogłaby obiecać, ale chyba nie musiała. Nie była tchórzem, nie szukała bezpiecznego miejsca dla kłamliwych oczu. – Będzie bezpieczna.
Z nią i jej milczeniem na pewno. Ale czy z nim? Tego już nie wiedziała.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Toalety [odnośnik]28.01.20 2:03
Wyprostował się, unosząc głowę w górę, pozwalając materiałowi kaptura odsłonić część twarzy, na tyle niewielką, by rozpoznanie jego osoby w tym kontekście sytuacyjnym wciąż nie było możliwe, a zarazem na tyle, by Philippa była w stanie dostrzec niepokojący uśmiech, jaki pojawił się na jego ustach. Jej słowa mu schlebiały, czule łechtały zbyt duże ego, nazywanie go zwykłym dupkiem nieszczególnie go ruszało - ale przymiotniki potęzny, wszechmocny i manipulacyjny na końcu otwierało wrota nieskończonej wyobraźni. Lubił się czuć takim: potężnym, człowiekiem, z którym należy się liczyć. Z którym trzeba się liczyć. Był takim. Na krótki moment naszła go myśl, że mógłby sprostać temu wyzwaniu, spojrzeć jej w oczy i potwierdzić: tak, jestem. I być może to ta arogancja zmusiła go do pustego śmiechu, krótkiego, ledwie dosłyszalnego, ledwie wypuszczenia z ust powietrza, gdy nazwała to po prostu kolejnym zwykłym łajdakiem. Nie był jak inni, był jedyny.
A ona - ona była bystrzejsza, niż sądził i wiele dostrzegła przez historię snutą przez Deirdre, może nawet nieco zbyt wiele.
- Jest na to zbyt rozsądna - odparł na jej słowa z przekonaniem, choć wiedział, że nie, że była głupia, że uzależnił ją od siebie jak wody, że zmanipulował ją tak, by zapomniała o wszystkim, co dotąd znała. Jej przeszłość, jej dawne życie, wszystko straciło na znaczeniu stając się jedynie wygodnymi argumentami w jego rękach zawsze wtedy, kiedy było mu z tym wygodnie. Fakt, że obnażyła się przed Philippą do tego stopnia, że ta doskonale odnajdywała się w jej nastrojach, pragnieniach i lękach budził tyle samo satysfakcji co obaw. Satysfakcji, bo nie potrafiła ukryć tego co oczywiste i obaw, bo to samo - mogło ją zwyczajnie zgubić. Każda poszlaka, jaką wychwyciła Philippa, mogła zostać wychwycona również przez postronnego obserwatora - a zatem i przez poszukującego jej aurora. A Deirdre, Deirdre była teraz osłabiona, czekała na poród. Potrzebowała czasu, by wrócić do pełni sił. Dziewczyna za barem nie mogła wiedzieć, jak bardzo się myliła - jak bardzo jej los miał nie odmienić się już nigdy, za sprawą czarnego tatuażu na jej lewym przedramieniu. Miał nadzieję, że przynajmniej jego nikt nie dostrzegł - jednak gdyby było inaczej również i ta rozmowa przebiegłaby zapewne inaczej. Mroczny Znak budził przecież lęk.
Kącik jego ust uniósł się nieco wyżej, gdy zapewniła go o swoich upodobaniach, lubił trudne kobiety, lubił wyzwania - dlatego też z zadowoleniem obserwował jej gest ponętnie naciągniętych warg, kusicielka. Oczywiście, że tak - kogóż innego Deirdre mogłaby wybrać na swoją powierniczkę?
- Co jest prawdą, panno Moss? - zapytał, ciągnąć zaczęty przez nią temat, czy mogła mieć jakąkolwiek pewność, że jej słowa były prawdziwe? Gorzkie, prawda, ale wyznania Deirdre równie mocno mogły mijać się z prawdą. Nie mijały, jej gorycz była szczera, pełna bólu. - To, co widzimy czy to, co zobaczyć chcemy? - Czy nie projektowała na Deirdre domysłów, wspartych jedynie słowami czarownicy? Zamierzał uchwycić jej dłoń, którą wciąż gładziła jego skórę, w uścisku, który mógł się zdać nieco zbyt silnym.  - Niech się zatem panna postara - oświadczył, ton jego głosu przesycony był pewnego rodzaju arogancja, nonszalancką pewnością siebie. - Kiedy jestem niezadowolony, robię się zły. A kiedy jestem zły, lepiej mi zejść z drogi. Na razie - jestem zadowolony - Przekrzywił głowę lekko w bok, przyglądając się jej uważnie - chcąc mieć pewność, że pojęła jego słowa. Opłacił jej milczenie i naprawdę nie lubił przepłacać.
- Wszystko zależy od ciebie - oznajmił, odchylając się już lekko od baru z zamiarem skierowania się do wyjścia. Wszystko - w tym i jej bezpieczeństwo. Wszystko - w tym i jej dyskrecja. Miał nadzieję, że ta dziewczyna rozumiała powagę waluty ulicy.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Toalety 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Toalety [odnośnik]02.02.20 23:31
Półcienie, niepojęte ciemności, pod którymi próbowały się chować tajemnicze emocje tego gościa, zdawały się wabić Moss i jednocześnie ją odpychać, kiedy to nie pozwalał, by słówko po słówku rozbierała go z niewiadomych punktów tej historii. Nie mogła znać właściwych odpowiedzi, ale snute przypuszczenia jeszcze kiedyś potwierdzi – albo wspomnienie Cixi i jej sojusznika rozmyje się na wieki z chwilą, gdy tylko zatrzasną się za nim ciężkie drzwi tawerny. Ten scenariusz wydał się Philippie najbardziej prawdopodobny. Dramat ciężarnej mieszkanki ciasnego pokoiku nad tawerną nie był jedyną taką opowiastką przewijającą się w miejscowych podszeptach pod osłoną księżyca. Kobiety nie raz poszukiwały w barmańskiej dłoni oparcia, wiedząc dobrze, że dziewczęta pani Boyle miały w dłoni strawę i władzę nad kłującymi materacami, że mogły oferować lekarstwo na głód i schronienie – szczególnie przed zbyt napastliwą męską dłonią. Dziś pamiętała historię Cixi i nasycała się nią aż nadto, ale jutro kto inny ogarnie jej myśli przewijające się powoli wraz z każdym ruchem przesuwającej się po wilgotnym kuflu zatęchłej ściery.
Przeciwnie. Zrobi to znów.
– Być może – odparła krótko, choć sprzecznie ze swoimi myślami. Zawierzał swej drogiej przyjaciółce, doskonale wiedząc, jak wielkie jest jej przywiązanie do bezimiennego kochanka. Jeśli to on, to znak, że już to zrobiła. Powędrowała jak spłoszona mysz do ciepłego zakątka jego kłamliwych ramion. Chyba że… że cały ten obraz wykreowany przez ciemnowłosą pozostawał jedną wielką bujdą. W to jednak nie umiała uwierzyć. Musiałaby być piekielnie dobrą aktorką. Prawdziwy był jednak krągły brzuch i prawdziwe wydawało się jej zmęczenie.
Obydwoje najwyraźniej poczuli się lepiej, porzucając temat szeptanych umów, podejrzanych wrażeń i wreszcie tej, która połączyła ze sobą ich spojrzenia. Philippa uśmiechała się zadowolona, pragnąc małej prowokacji. – A może to, czego nie chcesz mi powiedzieć? – odpowiedziała więc, lekko przechylając głowę w bok. Strumień brązowych włosów spłynął wzdłuż ramienia. O tak, wiele przypuszczeń kleiło jej słowa, jej wyobrażenia, o których z dozą tak wielkiej pewności opowiadała przed jego zuchwałym obliczem. Drugie dno pozostawało nienaruszone, karmiona własną wizją całej sprawy nie mogła liczyć już na nic więcej, choć lawina niegroźnych przekomarzanek zdołała nieco poprawić jej nastrój. Nie miała do czynienia z amatorem. Nie pozwolił jej choćby o tym pomyśleć. Stawiał wymagania tak samo jak i ona.  Pojmowała. – Postaram się. Ale ty… – urwała, spoglądając w oczy, których nie widziała. Gdy mówił panno, ona przestała się bawić w grzeczności, łamiąc granicę zbędną, kiedy już ślizgali się po tej powierzchni. – Bądź czasem zły. Niekoniecznie niezadowolony. Złyrzuciła nagle, odchylając się lekko od baru.
Czy potrafił odgadnąć, co takiego miała na myśli? Oczywiście, że tak, nie był byle głupcem, choć z pewnością istniało wiele plugawych przydomków, na które zasługiwał. Groźni mężczyźni bywali niezmiernie kuszący, emanowali pociągającą siłą i zwykle też odczucie to znikąd się nie brało. Nie znosiła klusek drżących na dźwięk wrzeszczącej baby. Złość bywała zdrowa, a zły mężczyzna potrafił też ofiarować niespodziewaną przyjemność. Potulność nudziła jej się zbyt szybko. Miała ochotę rzucić ostatnie słowo, gdy wycofywał się, ale zachowała je dla swoich myśli. Wszystko zależało od niej, owszem. Zdziwiłby się, gdyby tylko dane mu było odkryć, jak wiele mogła obiecać  i jak wiele odebrać. Kilka lat w tym gównianym porcie wystarczyło. Okolica wychowała sobie Philippę, dając jej nieocenioną lekcję życia.
Zniknął. Pozostawił po sobie garść monet. Wdzięczny zapach rozmył się w smrodzie zbyt szybko. Nim zdążyła pomyśleć o nim znów, wygłodniałe pijaczyny głośno upomniały się o swoje. Rozlała alkohol, jak gdyby nigdy nic.

zt x2
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Toalety [odnośnik]13.04.20 22:22
23 maja



Palce zaciskała mocno na brzegach drewnianej skrzynki. Wewnątrz niej trzaskały kolorowe butelki. Choć w godzinie wojny wszyscy wołali o najostrzejsze siekacze, Parszywy oferował też coś więcej i o tym nie powinni zapominać. Niektóre flaszki płynęły setki mil po to, by dostać się do gardeł rechoczących piratów. Lubiła wystawiać na próbę swoich chłopców. Jeśli zasłużyli, podawała im pod nos egzotyczne nowości z ostatniego załadunku. Jedni opluwali jej sukienkę, a potem błagali o to, by móc z niej te plamy zetrzeć, a drudzy łapali ją w ramiona, odnajdując w niebanalnym specyfiku smaki życia. Tych pierwszych było jednak dużo więcej. Nie samą wódką żyli, zamierzała im o tym tego dnia przypomnieć, dlatego wspinała się po schodkach w piwnicy, taszcząc te podziemne skarby. Nastroje dzisiaj były umiarkowane, paru łotrów mamrotało coś nieznośnie, ale większość raczej nasycała się swoim towarzystwem pokojowo. Nastał czas, kiedy nic nie było pewne i tym bardziej musiała zachować czujność. Kopnęła stopą ciężkie drzwi, by wreszcie wydostać się do bocznego korytarzyka. Uderzył ją obłok dymu i odgłos wciąż tych samych szant wyśpiewywanych z niekończącą się miłością do morskich fal. Tę część portowej duszy lubiła. Posiadali pasję, przeżywali ją razem, choć mało było w tym wdzięku.
Przeszła parę kroków, kierując się w stronę baru, ale wtedy czyjś łokieć z całej siły uderzył w skrzyneczkę. Poleciały wszystkie butelki, prysnął po ścianach, od piwnicy aż po spiżarnię i kibel, kolorowy alkohol w piekących kroplach. Poleciała i Philippa, bo, choć charakteru lekkiego nie miała, to jednak drobne ciało nie mogło być murem, kiedy barczysty gamoń rzucał na oślep pięściami. Obiła sobie tyłek i łokcie, nie liczyła jeszcze innych strat, ale niemal natychmiast dało się wypatrzyć poprzecinane czerwoną smuga pończochy i umazaną sukienkę. Pod dłońmi czuła kawałki szkła, a gdzieś nad głową migały jej rozwścieczone pyski. Nie zdążyła przejść nawet tych paru metrów, nie zdążyła odłożyć cholernej skrzynki. Co za psidwacze syny!
Ignorując ból i lepką wilgoć wokół, podniosła się z podłogi, strzepując z siebie resztki butelek. Te straty będą niemałe. Łypnęła wściekle to na jednego, to na drugiego, ale okazało się zaraz, że jest ich więcej, bo dwóch jeszcze stało z boku. Znajdowali się korytarzu, części nieco odgrodzonej od głównej salki. Zacisnęła wargi. Jeśli nie wiedzieli, że to ich ostatnia wizyta tutaj, to zaraz zamierzała ich uświadomić. Tego jednego znała, handlarzyna, widywała gościa na magicznym targu, przewoził podejrzane stworzenia i jakieś rzadkie rośliny. Ten drugi był większy, bliznowate ramiona zdradzały, że niejedną burdę już przeżył. Miał ze dwa metry i wyjątkowo paskudną koszulę.
Zdążyła… właściwie nic nie zdążyła, bo kiedy tylko dłoń zwinnie próbowała sięgnąć pod spódniczkę, by wyciągnąć różdżkę, poczuła pięść na twarzy, a później zakręciło jej się w głowie i niebezpiecznie się zakołysała. Któryś z nich wyzwał ją od kurwy. Rzadko kiedy zdarzało się, by obrywała aż tak, by nie umiała zapanować nad tymi zafajdańcami. Teraz jednak nie widział ich nikt, a za grubą ścianą kotłowała się zgraja sojuszników. Nie zdążyła zawołać, więc spróbowała poradzić sobie sama, dobrze wiedząc, że jedynym sprzymierzeńcem teraz pozostawała jej magia. Poleciała na ścianę, metr od nich. Spadł z trzaskiem zawieszony obrazek z wioską rybacką. Złapała głębszy oddech, czując na ustach smak krwi. W myśli wyzywała ich od największych gnojów. Gdzie się podział Fred? Pasażerowy ochroniarz nie zostawiłby na nich suchej nitki. Pachniało więc owocowym alkoholem i krwią. Wiedziała, że już żaden z nich nie zasłużył na niespodziankę. A szkoda. Ci dwaj chyba na moment stracili zainteresowanie barmanką, mając do rozegrania ważniejszą batalie między sobą. Zdołała wysunąć nogę i podłożyć ją jednemu z nich. Huknęło, kiedy poleciał, rozmazując plamy na podłodze. Nie pozwoli nikomu się tak traktować.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Toalety [odnośnik]16.04.20 10:01
Niecierpliwiła się. Cierpliwość była cnotą, tak. Ale nie dziś. A Marcus wyraźnie zgrywał cwaniaka, przedłużając moment finalizacji planowanej transakcji. Odpowiedzi były więc dwie. Albo chciał wyciągnąć od niej więcej z sakiewki, albo - nie miał właściwie nic konkretnego. I ściemniał. A Findlay musiała mieć zły dzień, bo nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić, która z odpowiedzi była właściwa. I ostatecznie, została sama przy stoliku, czekając, aż jej rozmówca wróci z baru i obserwując, jak grupa najbardziej charłatych marynarzy, gra w pokera, czy inny, równie rozrywkowy sposób utraty galeonów. Bez namysłu przeniosła uwagę dalej, na kolejne szumy rozmów, urywki śpiewów i przepychanek. W większości wyłapywała tylko stertę bzdur, ale czasem zdarzały się warte poświecenia perełki. Nawet, jeśli Marcus miał skrewić, zdążyła złapać kilka słów, za którymi mogła podążyć.
Poprawiła łokieć, oparty na stoliku i oparła policzek o wierzch dłoni, niby znudzona, portowa pannica. Pozorna niedbałość wpisywała się tu idealnie. Większość i tak miała już spojrzenia zamglone alkoholem, chociaż miała świadomość, że było kilka jednostek, które tak jak ona, nie przyszli struć się pijaństwem i spłukać resztkę zawartości kieszeni. A na pewno - nie bez powodu.
Odwróciła się w stronę baru, nie odnajdując swego towarzysza. Zmarszczyła nos w niezadowoleniu, by w końcu odsunąć kulawe krzesło, na którym siedziała. Ominęła łokciem rozchlapaną plamę na blacie i wstała, pozwalając by czarna spódnica zawirowała przy kostkach. Równie ciemna koszula kryła się pod zarzuconą na drobne ramiona pelerynę. Kaptur opadał na ramiona, nie kryjąc zmęczonego oblicza i opadających luźno pukli. Otaksowała okolicę, odszukując najmniej ruchliwą ścieżkę w kierunku toalet. Nie, żeby jej się spieszyło znaleźć w okolicy unoszącej się opryskliwej "woni", ale jeśli ta szuja próbowała ją okantować, chciała mu przypomnieć o długach, jakie u niej zaciągnął. Niekoniecznie tych pieniężnych.
Nie obawiała się mniej lub bardziej samotnych wizyt w Parszywym. Orientowała wystarczająco okolicę, by - mimo drobnych gabarytów - w pewnych kręgach zyskać miano radzącej sobie. I mającej wystarczająco dobre znajomości, by pozostałym wytłumaczyć swoją nietykalność. Oczywiście względną. Portowe doki pełne były śmieci, nie tylko tych wylewanych do ścieków. Już zdążyła otrzymać kilka bolesnych lekcji, by nawet w znajomym terenie, wykazać się ostrożnością. I być może to własnie ta cecha, kazała jej zainteresować się nietuzinkowym zgrzytem, gdy znajdowała się niedaleko upatrzonego celu. Niemal w tym samym momencie, poczuła siarczyste szturchnięcie, a czyjś łokieć równie zamaszyście co łuk bulwiastej dłoni, przejechał po jej policzku, zahaczając o nos i wargi. Wystarczająco boleśnie, by cofnęła się z zawrotem głowy, niemal upadając na tyłek. I czując metaliczny posmak krwi na języku.
Zazwyczaj, potrzebowała konkretnego powodu, by się wmieszać w zaistniałe incydenty. Na chłodno kalkulowała sytuację, wybierając najbardziej dla niej opłacalna opcję. Ale nim do głosy sięgnął rozsądek, Findlay zacisnęła drobne pięści, niemal automatycznie wysuwając różdżkę z rękawa - Ty parszywa, leprochudzka gnido - wysyczała przez zaciśnięte zęby, nadając - zazwyczaj stonowanemu głosowi - niemal kociego warkotu - Feliseri - w oczach błyszczał gniew, który na tych kilka sekund przysłonił rozlewający się ból i niepokój. Niemal wbiła koniec drewienka pod pachę osiłka, który właśnie leciał w dół, podcięty czyjąś nogą. Zdecydowanie, nie należącą do mężczyzny. I brakowało chwili, by zwaliste cielsko zaczęło się gwałtownie kurczyć, zmieniać. Zdążyła jeszcze uderzyć drugiego mężczyznę w slot słoneczny - doskonale wiedziała, jak słabe ciosy miała, ale technicznie - potrafiła odnaleźć słaby punkt, bolesny. W tym samym momencie ktoś szarpnął ją za włosy - Kolejna kurwa - usłyszała i z impetem poleciała do przodu, uderzając o ścianę przy której leżała już Philippa. Zsunęła się na lepką od cieszy, szkła i krwi - podłodze, rozcinając udo i palce. Ale różdżkę zaciskała mocno, podpierając się o obity łokieć. Kręciło jej się w głowie, krew kapała z rozbitego nosa, ale spojrzała pospiesznie na towarzyszkę - Masz różdżkę? - coś na granicy siarczystego szeptu, który mogła usłyszeć tylko Philippa. W całej okazałości - miały przesrane, jakby powiedział to portowy szczur.


As a child you would wait
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play



Ostatnio zmieniony przez Veronica Findlay dnia 22.04.20 18:40, w całości zmieniany 1 raz
Veronica Findlay
Veronica Findlay
Zawód : Szuka informacji
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Potrzeba wielkiego talentu i umiejętności, by ukryć swój talent i umiejętności
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8274-veronica-findlay#240381 https://www.morsmordre.net/t8327-verito#240939 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-dolina-godryka-17 https://www.morsmordre.net/t8330-skrytka-bankowa-1990#241107 https://www.morsmordre.net/t8326-veronica-findlay#240930
Re: Toalety [odnośnik]17.04.20 18:08
Nieporuszalne ściany korytarza zafalowały jej przed oczami, jakby stały się nagle elastyczne, możliwe do wygięcia. Opętana, jak w amoku, przesunęła bolesnym spojrzeniem na kawałek podłogi, jakby chciała w rozciągającej się chwili niemocy zweryfikować, czy podłoga również stała się nagle giętka, czy zapadały się w niej jej poczerwieniały dłonie. Nic nadzwyczajnego nie dostrzegła, jedynie zakręcony wąs oprawcy odbijający się w zasychającej kałuży alkoholu. Spomiędzy palców strzepnęła okruszki szkiełka, a potem przełknęła ból i spróbowała się podnieść, cofnąć trochę i oprzeć o ścianę. Pieczenie narastało z każdym poruszeniem. Pierś uniosła się nerwowo. Zarys nowej sylwetki mignął jej przed oczami. Wielkolud obił się ciężko o podłogę, jego jęk mógłby rozerwać niejedno ucho. Zaczął się jednak kurczyć, aż wreszcie zmaterializowane ramionka stały się mikroskopijnymi łapkami. Pokryta włosem kupka pisnęła zaskoczona, a kilka par oczu łypnęło na winowajczynię. Transmutacja najwyraźniej przerwała potrzebę gruchotania kości, zatorowała wulkan nienawistnych spojrzeń, bo przecież nikt nie mógł się spodziewać, że drobne ciało zagoni do klatki olbrzyma. Philippa obserwowała to z dołu. Pierwsze chwile smakowały jak wyśniona abstrakcja, znikąd zjawił się anioł i uczynił nieproszonego gościa zbyt małym, aby mógł dalej bombardować rzeczywistość swoją twardą pięścią. Przyciśnięta do zębów warga zapiekła z ulgą, pozatrzymywane pionki stały się niegroźne, ale to była krótka chwila.
Pełna bezgłośnej wściekłości wyłapała cios wymierzony prosto w obcą kobietę. Wstrętne macki ścisnęły włosy, opadł kaptur peleryny, a później szarpnięto delikatnym ciałem. Wylądowała blisko, może poszurane po brudnej podłodze paluchy mogłyby pochwycić rąbek jej ubrania. Gdzieś centymetry od ich stóp wariowało matowe futerko paskudnej fretki. Zamroczenie mijało. Philippa zdołała zatrzymać dwojące się przed oczami figury, zorientowała się, że ten drugi ściskał się w sobie, tamując ból, którego nie mógł się spodziewać. Ta kobieta była sprytna, ta kobieta umiała małą dłonią powalić mięsistego przeciwnika. Ranne przedramię przytknęła do czoła i nacisnęła na potarganą brew. Za ruchem jej dłoni podążyła zdradliwa woń krwi. Echem odbijały się od niej przekleństwa nerwowych główek ponad nimi. Przebudziła się chyba dopiero, gdy damski głos przypomniał jej o tym, że to wcale nie był sen. Za jego śladem oko odnalazło pokrzywdzoną buzię. Philippa dawno nie czuła się tak podle. Wydawało się, że utknęła pokonana i znokautowana, a przecież setki razy blokowała drogę niegrzecznym chłopcom w tawernie. Każdy kolejny raz przerażał ja mniej, bo wydawało się, że doświadczyła już wszystkim możliwych ciosów. Złazili jej z drogi, pyskowali, machali pięściami, czasem poszturchiwali – scenariusze realizowały się różne. Żaden jednak nie ugodził w nią tak bardzo jak ten. Stała się szmacianą laleczką, nie znaczyła nic dla przerośniętych sylwetek, łatwo mogli ją zdeptać, a potem wstrząsnąć całą tawerną. Przegrywała, a dusza utknęła w bolesnych więzach ciała. Wciąż chyba mogła się z nich wydostać.
A różdżka? Pokiwała głową. Dłoń skierowała na udo, palce zaczęły ciągnąć materiał sukienki ku biodrom, by dostać się wyżej. Nie chciała przeciwnika rozproszyć, ale w tym bezpiecznym miejscu zwykła chować ulubioną zabawkę zaradnej czarownicy. Patyk wreszcie rozgrzał jej dłoń, a wtedy spróbowała zorientować się w sytuacji. Dwójka chyba zgłupiała, jeden się zwijał z bólu, a ostatni miał futro. Nie było źle. Średnio u niej z obroną, zawsze chętnie sięgała po uroki i wcale nie lubiła babrać w byle psikusach. Jeśli tylko starczy jej sił… – Deprimo – wydusiła, unosząc wyżej magiczną różdżkę. Silne zaklęcie uderzyło w następnego typka, poturbowało nim i przewróciło na podłogę z łomotem. Przy tym zatrzęsły się wokół ściany i zadrżały w drzwi, poleciał z sufitu wodospad niebezpiecznego pyłu. Potłuczony oprawca jęknął, a w tym czasie ten zmieniony w zwierzątko spróbował się wymknąć. Philippa podciągnęła nogi i plecy wyżej, wsparła się o ścianę, powinna podnieść się i rozprostować skulone ciało, w zagiętej mocno dłoni utknął kawałek roztrzaskanej butelki. To nic. Zerknęła na towarzyszącą jej kobietę. Jak się czuła? Oszołomiony damskim atakiem gościu przeszedł przez wiotkie ciało kumpla i ruszył ku nim z pięścią. Ściągnęła ze ściany rybacką sieć i zarzuciła mu na łeb, co dało im trochę czasu. Palce wyciągnęła ku kobiecie. – Chodź – mruknęła krótko do sojuszniczki. Musiały się szybko wziąć w garść. Za chwile zjawi się tu ktoś z obsługi, ale póki co pozostawały zdane tylko na siebie. Hałas spowodowany całym zamieszaniem powinien zainteresować gości bawiących się w głównym pomieszczeniu lokalu. Tylko że tam w melodii szant i śpiewach pogodnych piratów niektóre dźwięki mogły się rozmyć, przeminąć bez śladu. Popatrzyła z rozczuleniem na powalonego typka.  – Powinniście się wstydzić, ohydne gnojki. Nie pozwolę wam demolować Parszywego. Pożałujecie – burknęła otrzeźwiona. Różdżka ponownie zdecydowała się im zagrozić. Szkoda tylko, że Moss wyglądała raczej na taką, która, owszem, chce, ale już niewiele może okaleczona i niezdolna do naprawdę groźnego uderzenia. Ale może to tylko pozory?
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Toalety [odnośnik]22.04.20 21:30
To była dziwne wrażenie. Czas jednocześnie zwolnił i przyspieszył, rozmazując jedne elementy rzeczywistości, by wyostrzyć wręcz niemożliwie - inne. I tak, obraz ścian, a nawet twarzy napastników, zdawał się półprzeźroczystą paletą zmieszanych kolorów. Za to szczegółów nabrała szybująca w jej stronę pięść i mięsiste paluchy, które zwinęły się wokół rozrzuconych na ramieniu włosów. Tak samo wyraźnie, widziała rozbryzgujące się krople alkoholu, które poderwały się równo, gdy gruchnęła o podłogę. Widziała nawet - jeszcze pokonując bolesną wędrówkę w dół - ślizgające się przez nos lecące za właścicielką - wąskie ścieżeczki krwi. I gdyby nie wciągające ją gwałtownie realia, uznałaby ów fakt nawet za zabawny. Ale zupełnie inne myśli, ścigającym się potokiem, zajmowały jej umysł.
Pierwotna emocja wystrzeliła na piedestał i równie szybko została strącona. Była zwinna, wystarczająco, by zdążyć podjąć kilka zapobiegawczych kroków, ale niewystarczająco, by opanować szerzący się chaos. I na pewno nie, by zaradzić rozlewającemu się paskudnie bólowi. I brzydko smakującej na języku goryczy, ze brutalna siła słała ją ku porażce.
Nie. Jeszcze nie.
Tym razem nie była sama. Nie, kiedy w mieniącej się migawce obrazów, dostrzegła równie drobną, co jej własna - kobiecą sylwetkę, która mimo przeważającej siły, nie ugięła się. Kolejna, tak szczegółowa scena - stłumione brązem źrenice, naznaczone szkarłatem dłonie i zaciętość warg, ostro rysujących oblicze. To nie był częsty widok. Nie w kobiecym spojrzeniu. Nie w dobie wojennej zawieruchy, która zaciskała ciasną obręcz strachu na tak wielu sercach.
Wciągnęła mdłe od unoszących się woni powietrze, próbując się pozbyć intensywnego szumu w uszach i rozbieganych mroczków wzroku. Uniosła głowę wyżej, natrafiając wściekłe spojrzenie wąsacza, który kończył ślizgamy taniec, po jej uderzeniu. czy miała tego pożałować? Miało się okazać. Do szyi kleił się mokry pukiel włosów, chociaż nie była już pewna, czy wilgoć, którą czuła była krwią, potem, czy resztką startego głową alkoholu. Zmrużyła powieki, pozbywając się piekących pod powiekami łez - bynajmniej nie wywołanych chęcią płaczu. Coś zgoła innego wierciło się pod potarganą grzywką. Inne zalążki, sklejanego w pośpiechu planu. Zanim jednak cokolwiek zwerbalizowało swoją formę, jej towarzyszka odnalazła jej wzrok, potwierdzając obecność różdżki. Ta - jeśli w obecnej sytuacji miały jeszcze cokolwiek zdziałać - była niezbędna.
Z niemą satysfakcją obserwowała pełznące w szaleńczej ruchliwości, transmutowaną magią, manifestację tchórzostwa. I gdyby nie ślizgający się po podłodze, obcas mokrego botka i widok głęboko rozdartej spódnicy oraz brzydko zatopionego w udzie kawałka szkła - kopnęłaby stworzenie. Do działania przeszła jednak towarzyszka w bardzo skutecznej ofensywie. W ręku pojawiła się różdżka, wcześniej odsłaniając smukłe nogi, na pewno nie dla pochwycenia uwagi zebranych.
Podciągnęła się wyżej, idąc w ślady młodszej dziewczyny. Nagłe pulsowanie magii i wyraźna inkantacja musiały być zaskoczeniem dla parszywców - już nie tak pewnych siebie, jak na początku "spotkania". A uderzenie osiłkiem o ścianę, wyraźniej zmusiło ich morale do pospiesznej kapitulacji; posypały się fragmenty ściany, a wszystkich oprószył sufitowy pył, tworząc na głowach niecodzienne aureole. Spadło nawet kilka sklejonych pajęczyn i niezidentyfikowanych w wyglądzie, drobnych obiektów. Wciąż kręciło jej się w głowie, a podniesienie całkowicie do pionu wywołało kolejną fale bólu. Rana na nodze zapiekła, a poszerzająca się wilgoć przy niej, nie zapowiadała niczego przyjemnego. I chociaż chwilowo miały drogę wolną, a nacierający na nie pięściarz szamotał się ze sprytnie zarzuconą mu na głowę siecią - wciąż miały problem. Musiała też przyznać, że podobał się jej sposób działania towarzyszki. Wykorzystywała na swoją korzyść otoczenie i wszystko, co znalazła w zasięgu. Dobre nawyki, szczególnie dla - wydawałoby się - niepozornej istotki.
Bez namysłu podała wolną dłoń, oplatając palce barmanki - Moment- dopowiedziała jeszcze, gdy bardziej przytomna zwróciła się do leżącego mężczyzny. Ten, którego wcześniej zmieniła, zbliżał się do końca swej transformacji, ale wciąż mieli "sieciarza"- Squamacrus - proste zaklęcie, niewymagające nadwyrężonych sił, ale zdecydowanie fascynujące na lądzie. Skoro już podłoga zaścielona była kałużami alkoholu, miał okazję do pływania.
uwagę, zwróciło tez poruszenie przy wejściu. W końcu, prawdopodobnie ktoś musiał zainteresować się chaosem, który przekrzyczał nawet rytmiczne dźwięki kufli uderzanych w takt pokerowej szanty - Chyba spóźnione wsparcie - skwitowała ciszej, nadal zaciskając dłoń na tej, należącej do kobiety. Zielone tęczówki utkwiła jednak w szarpiącym się mężczyźnie. Kto będzie pierwszy?


As a child you would wait
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play



Ostatnio zmieniony przez Veronica Findlay dnia 02.05.20 14:45, w całości zmieniany 2 razy
Veronica Findlay
Veronica Findlay
Zawód : Szuka informacji
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Potrzeba wielkiego talentu i umiejętności, by ukryć swój talent i umiejętności
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8274-veronica-findlay#240381 https://www.morsmordre.net/t8327-verito#240939 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-dolina-godryka-17 https://www.morsmordre.net/t8330-skrytka-bankowa-1990#241107 https://www.morsmordre.net/t8326-veronica-findlay#240930

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Toalety
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach