Wydarzenia


Ekipa forum
Sypialnia Michaela i Addy
AutorWiadomość
Sypialnia Michaela i Addy [odnośnik]24.08.20 22:21
First topic message reminder :

Sypialnia Michaela i Addy


Męska, czyli skromnie urządzona sypialnia - z półką uginającą się od książek, wygodnym łóżkiem i widokiem na wrzosowiska Kornwalii.
Dom objęty Zaklęciem Fideliusa.



Can I not save one
from the pitiless wave?



Ostatnio zmieniony przez Michael Tonks dnia 25.10.23 20:20, w całości zmieniany 3 razy
Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Sypialnia Michaela i Addy - Page 4 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks

Re: Sypialnia Michaela i Addy [odnośnik]16.06.23 14:33
“A, okej”. Adda mrugnęła zdezorientowana, ale równie szybko, jak dała się rozproszyć nieprzewidzianą reakcją, tak równie sprawnie odzyskała nad sobą panowanie, skrywając natłok przemyśleń pod maską uprzejmego zainteresowania. Nie nadążała za nim ― w każdym razie nie dziś, nie w tym momencie ― bo jeszcze kwadrans temu pieklił się i wściekał, kiedy tylko wspomniała o członkach magicznej socjety, a teraz… teraz zarzekał się, że go to nie obchodziło. Nawet lepiej ― nie tylko zarzekał, ale i całym sobą zdradzał, że faktycznie, ewentualny lord nie zaprząta jego myśli. Nie tak, jak początkowo myślała.
Zmrużyła lekko oczy, zastanawiając się, czy tamten wybuch brał swój początek z zupełnie innego powodu niż zazdrość i czy przypadkiem nie trafiła w jakiś czuły punkt. Każde kolejne słowo i każdy kolejny krok utwierdzał ją w tym przekonaniu, a naturalny zmysł tropicielki cudzych sekretów podsuwał kolejne pomysły wyjaśnienia tej reakcji. To nie mogło być związane z nią i ich przeszłością ― podczas ich romansu nie miała styczności z żadnymi arystokratami. To co było potem postanowiła jednak pozostawić za kurtyną utkaną z niedomówień i tajemnic; nie musiał wiedzieć. O niczym nie musiał wiedzieć. Od dawna nie miała z nim kontaktu i choć w głębi ducha wciąż bolała nad utratą dobrego kompana, to nie sądziła, by ten stan rzeczy miał kiedykolwiek ulec zmianie.
Skąd więc ta alergiczna reakcja?...
Czego mi znowu nie mówisz, Michael?...
Odruchowo podążyła za jego spojrzeniem w stronę pozostawionej na blacie różdżki. Była w zasięgu ręki, mogłaby… mogłaby po nią sięgnąć i wyrzucić oknem, zanim zrobiłby jej krzywdę. Mogłaby ją złamać, a potem uciec. (Krok miał żwawy, ciało nie zdradzało zmęczenia. Jak szybko regenerował się wilkołak? Dogoniłby ją, zanim się teleportuje?).
Powieki opadły, świat zgasł na sekundę. Michael to nie Igor, upomniała samą siebie. Nigdy nie zrobił ci krzywdy.
Kroki ucichły ― Adda natychmiast otworzyła oczy, mimowolnie spięła barki. Michael jednak wciąż nie wpisywał się w szablon agresora, wydawało jej się nawet, że sam pogubił się w tym wszystkim. (Ręce? Gdzie miał ręce?). Adda poruszyła się nieznacznie na krześle, przysunęła do siebie kubek. (Kłykcie pobielały mu od zaciskania dłoni na oparciu ― co w sobie tłumił? Gniew? Trudno było jej zakładać inną opcję).
To przeszłość ― szepnęła w końcu. ― Do jakichkolwiek wniosków byś nie doszedł rozpamiętując tamtą noc ― nic nie zmienią. Ona już zawsze będzie martwa. ― Słowa, dopiero po chwili zdała sobie z tego sprawę, zabrzmiały dość brutalnie. Ale może właśnie tego potrzebował? Sprowadzenia na ziemię, wydobycia z otchłani wyrzutów sumienia nękających go od tylu lat?
Odwróciła wzrok.
Nie chciałaby żebyś się tym zadręczał ― dodała ponuro. Komplikacje, podrywy, tamten raport z teczki. Chyba znała powód dla którego tamta dziewczyna została w lesie, zamiast spierdalać w te pędy przed przemieniającym się czarnoksiężnikiem. I wcale nie poprawiało jej to humoru. (Michael był jej, tylko jej i niczyj więcej; powinna o tym wiedzieć, zauważyć).
Kolejne słowa ― posklejane w ledwie zrozumiałe, pełne niepokoju kłębki ― wypadły z jego ust tak niespodziewanie i z taką intensywnością, że znów się nastroszyła. Szybkim spojrzeniem skontrolowała położenie różdżki i poderwała się ze swojego krzesła, gotowa rozbić mu kubek na głowie.
Mimo nagłego zrywu ― na kolejne słowa musiał chwilę poczekać.
Nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak jesteśmy do siebie momentami podobni ― odpowiedziała w końcu zagadkowo, skrzętnie pomijając temat arystokracji. Teraz mówił, że go to nie obchodziło, ale szopka sprzed chwili nie pozwoliła jej wziąć tych słów za pewnik, nie uwierzyła w to, że znów by się nie zeźlił. (Czy gdyby wiedział ― poszedłby się pieklić do Ulyssesa?). Zgubiła oddech na samą myśl o potencjalnym konflikcie.
Myślałeś, że mnie co? Że mnie to obrzydzi? ― dokończyła za niego, wychwytując potencjalne słowo-klucz. ― Moje pierwsze szkolne zauroczenie to Amandine Solé, ciemnowłosa Paryżanka z roku wyżej. ― Utkwiła w nim spojrzenie, doszukując się kolejnych wskazówek, śladów emocji, które podpowiedzą jej co dalej. Czy argument o Amandine był wystarczający? Czy uzna go za zbyt niewinny, by w końcu rozgrzeszyć siebie samego z tego, że spodobał mu się jakiś mężczyzna? ― I na Amandine wcale się nie skończyło ― dokończyła po chwili namysłu, a widząc przemykający po jego wargach cień uśmiechu dodała: ― Mam pewną… koleżankę w Plymouth, pracuje dla Niuchaczy. Czasem spotykałyśmy się na wino… ― Przesunęła opuszką palca po blacie stołu, ciężar ciała przeniosła na drugą rękę, umiejętnie wychwytując zmianę atmosfery. Ramiączko halki zsunęło się nieznacznie, wargi ułożyły się w kuszącym uśmiechu, ale zielone oczy wciąż krzesały iskry gniewu. ― I jak mnie wkurzysz, to poszukam towarzystwa u niej. I nie wyślemy ci zaproszenia.
Chcesz się podroczyć, Mike? Proszę bardzo, zobaczymy kto szybciej straci nad sobą panowanie.
Pojednawcze westchnienie wcale jej nie zadowoliło ― oczekiwała pełnych przeprosin, magicznego słowa, które poprzedziłoby ewentualne próby zażegnania konfliktu na dobre. Pocałunek nie był zaskoczeniem ― widziała, jak zmieniło się jego spojrzenie, jak zmieniła się barwa głosu ― i choć miała ochotę wspiąć się na stół i nie dać mu odejść, tak równie mocno chciała się odegrać. Ukarać go za szopkę, ukarać za trzaskanie drzwiami, za wzbudzenie w niej niepotrzebnej paranoi.
Pozwoliła mu się w tym zatracić, złapać się myśli, że w istocie, pokazał jej jak bardzo jej potrzebuje. A potem go ugryzła.
Myślałeś, że to takie proste? ― spytała złudnie miłym tonem, płynnie cofając się znad stołu i poprawiając halkę. Ramiona znów otulił zwiewny szal, a posłane spod rzęs spojrzenie prześlizgnęło się opieszale po jego sylwetce. ― Parę słów, pocałunek i już? ― Przesunęła dłonią po oparciu kolejnego krzesła; ruch miał w sobie trudną do opisania miękkość, prawie jakby pod jej palcami nie przemykała chropowata powierzchnia drewna, a krzywizna cudzego ciała. Oddalała się od niego ― sukcesywnie, powoli, nieśpiesznie, kocim krokiem zmierzając w kierunku drzwi. ― Oświecę cię, Mike, ale taka szopka wymaga magicznego “przepraszam”, wiesz?
Obejrzała się przez ramię.
Poza tym Kerstin zabiłaby nas za seks na kuchennym stole.


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Sypialnia Michaela i Addy [odnośnik]16.06.23 17:37
Szeptała, ale jej głos i tak zdawał się równie ostry, jak poczucie winy po tamtej tragedii.
-Przeze mnie. Oni wszyscy są martwi przeze mnie. – westchnął ciężko, z rezygnacją, wypowiadając wreszcie treść raportu (nie dosłowną, ale jasną implikację – zginęli na akcji prowadzonej przez niego, po tym, jak nieprawidłowo ocenił zagrożenie). Einar, Astrid, Olav. Słyszał ponurą nutę w tonie Addy, widział jak odwróciła wzrok. Jako jedyna domyślała się teraz, że zginęli – przynajmniej Astrid zginęła – nie tylko przez błąd w dowództwie.
Nie wiesz, czego by chciała. On też nie wiedział. Nie znał jej dobrze i właśnie za to się obwiniał. Zdecydował się już nic nie mówić, widząc jej zły humor i nerwowe gesty, tak kontrastujące ze słowami o Astrid. T y byś nie chciała, żebym się zadręczał? – była rozczarowana, zazdrosna, rozgniewana, czy wszystko na raz? Wydawało mu się, że oprócz złego humoru widział coś jeszcze – strach, niepokój? Może bała się, że nie będzie umiał jej obronić, tak jak nie umiał obronić Astrid? A jeśli już to ją tak rozczarowało, to jak zareaguje na…
…jak to, podobni?
Wreszcie złapał jej spojrzenie, wyraźnie zagubiony. Nie zrozumiał w jakim sensie mieliby być podobni – nigdy nawet tego nie podejrzewał. Nigdy, do tamtej pijackiej, październikowej nocy nie musiał się nad podobnymi sprawami zastanawiać. Zwykle wystarczyło przecież się napić i zapomnieć i podbudować w ramionach ładnej blondynki. Drgnął ze wstydem, gdy tak wyraźnie i wprost nazwała jego obawy.
-Tak myślałem. – przyznał cicho, przygryzając policzek, trochę jak skarcone dziecko. -Myślałem, że może nigdy ci nie powiem, żebyś… żebyś nie myślała o mnie źle. – dodał jeszcze ciszej. -Ale to – nie tyle nieszczerość, nie tyle zatajenie, co samotna walka z duchami przeszłości -…też wydawało się niewłaściwym wyjściem i… – usiłował, w Michaelowym języku, przekazać jej, że przeprasza i że nie planował mówić jej tego w ten sposób i może dodałby żałośnie, że zrozumie jeśli to wszystko zmienia, ale –
—jaka do cholery Amandine.
Przemknęło mu przez myśl, że to strasznie głupie imię, ale przecież jej tego nie powie.
-Trochę głupie imię. – wypalił z cieniem uśmiechu na ustach. Jeszcze głupsze niż takie, które brzmią jak gwiazdy. Zażartował głupio, bo był wyraźnie zbity z tropu, patrząc na Addę jakby widział ją po raz pierwszy od dawna.
Może... może to jakiś żart?
Albo niewinne babskie bzdury. Dziewczyny czasami przesyłały sobie w listach wyrazy miłości, może chodziło o coś takiego.
Ale wzmianka o spotykaniu się na wino, to szczególne spojrzenie, zsunięte ramiączko halki—trochę trudno było mu się na raz skupić na nagim ramieniu Addy, na słowach Addy i na nachalnej myśli o Addzie z jakąś blondynką (miał nadzieję, że to była blondynka) na winie...
...dotychczas nie zastanawiał się nigdy nad takimi sprawami i jak kobiety - jak to w ogóle mogłoby działać - a teraz mimowolnie się zastanowił i jego spojrzenie stało się jeszcze bardziej nieobecne, a policzki trochę zaczerwienione.
Wprosibym się na wino. - odpowiedział we własnej wyobraźni, zwyciężając droczenie się.
-Uuhmmm......... - na głos coś nie wyszło, ale przynajmniej lęk zniknął ostatecznie z jasnych oczu, zastąpiony mieszanką zakłopotania i pożądania i potem nie musiał mówić już nic, bo ją pocałował. A w smaku jej pocałunku zniknęło złe samopoczucie i zniknęła potrzeba dalszego rozrachunku z przeszłością, tak jakby pieczętowali jakiś rozdział. Zamknął oczy i wtedy dolną wargę przeszył krótki ból – uśmiechnął się (swoim zdaniem zawadiacko, ale tak naprawdę półprzytomnie), bo w duchu liczył, że tak właśnie zareaguje jego Adda.
Lalamandine na pewno nie potrafiła jej tak wkurzyć.
Wyprostował się, poprawił koszulę, usiadł na krześle. Obserwował ją przez chwilę.
-Masz rację. – westchnął, podpierając się na łokciu. -Co ja sobie myślałem. – przechylił lekko głowę, wodząc wzrokiem za jej dłonią, za kołyszącymi się biodrami, kocim krokiem. -To nieodpowiedzialne, jeszcze tak na stole. – zgodził się, teatralnie przeciągając sylaby. -Przepraszam, Adda. – westchnął, wstając i krzyżując ramiona. -Cieszę się, że przyszłaś, ale faktycznie, pełnia męczy, jak widzisz mówię i robię same głupoty i odpowiedzialnie będzie pójść spać. – przyznał, wstając.
Szła teatralnie wolno, a on miał długie nogi i potrafił być szybki, nawet gdy męczyły go zakwasy. Duma męczyła w końcu bardziej. Skorzystał z tego, że się odwróciła - a gdy oglądała się przez ramię, doskoczył już obok, wcisnął nos w zagłębienie szyi.
-Cieszę się, że przyszłaś. - musnął ustami jasną skórę, odgarnął włosy, ale nie pocałował jej, bo przecież to nie takie proste. -Potrzebuję cię. Pragnę cię. Przepraszam, patrz. - cofnął się, osunął na kolana. -Przepraszam, to chciałaś usłyszeć? - zanim zdążyła odpowiedzieć, złapał ją za uda, bezczelnie podciągając do góry halkę i przyciągając do siebie.
Uśmiechnął się wilczo.
-Masz rację z tym stołem, blat ma lepszą wysokość. Rzucisz Collportus na drzwi? - on miał zajęte ręce. -Jeśli nam życie miłe, musimy być cicho. - a raczej ona musiała, bo miał zamiar jej to utrudnić, skuteczniej od wszystkich Francuzek i koleżanek od wina i może nawet lordów.

/zt x 2?  charming  rolling



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Sypialnia Michaela i Addy - Page 4 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Sypialnia Michaela i Addy [odnośnik]15.12.23 22:34
poranek, 18.08

Obudził się ledwo łapiąc oddech, z metalicznym posmakiem w ustach—czy przygryzł we śnie wargę, czy koszmary mogły być aż tak realistyczne?—i fantomami rozszarpanych ciał pod powiekami. Prawie wcisnął twarz w poduszkę, by stłumić krzyk, jak zwykle; ale kątem oka zobaczył jasne loki i zacisnął w zamian usta, oddychając ciężko, przez nos. Niegdyś wyobrażenie spędzania każdej nocy z Addą budziła w nim radosne pożądanie, potem nieśmiałe marzenia przeplatane widokiem pierścionków z Pokątnej. Potem, w tamtym ciemnym roku—gniew i chęć zagłuszenia wspomnień bliskością kogokolwiek innego; a w najciemniejszych miesiącach w życiu—niejasną, nieudolnie zagłuszaną tęsknotę. Sprzeczne emocje zapętliły się, aż wreszcie usnął ponownie w ramionach Addy w Gajówce, aż przełamał barierę lęku i zbliżył się do niej na nowo; ale w lipcu ich nocne spotkania pozostawały specjalną okazją. Randką z narzeczoną, smakiem namiętności i czystej koszuli. Co prawda, jego nagła wizyta po jej czkawce teleportacyjnej i rozdrażnienie po pełni zaowocowały dwoma sytuacjami do wyprostowania, ale w zawieszenie broni sypiał spokojniej, koszmary były rzadsze, a do domu nie spływały złe wieści.
Westchnął, zły na siebie za to, że poczuł na jej widok zdziwienie, a nie czułość, którą czuć chciał, którą czuć powinien, która ogarniała go w inne noce i ogarnęłaby go gdyby nie sny o innej, zimnej Addzie i o krwi i o Bezksiężycowej Nocy. Serce powoli uspokajało swój rytm. Próbował zakorzenić się w teraźniejszości i wrócić do snu, ale rozbudzony umysł powracał myślami do otrzymanego wieczorem listu. Nie powiedział jeszcze o nim Addzie, nie wiedział dlaczego—na wieść o atakach wilkołaków w Northumberland coś po prostu ścisnęło mu gardło, aż obiecał sobie, że zajmie się tym rano i poszedł spać. Niepokojące wieści musiały znaleźć odzwierciedlenie w jego snach, krwawych i bestialskich. Wzrok pomknął do okna, do półksiężyca na ciemnym niebie. Świtało, ale jasny kształt wciąż był widoczny. Czy Charlie też na niego patrzył? Gdzie jesteś, Charlie? Charles Catwright, młody wilkołak zrekrutowany do Zakonu przed rokiem, mieszkał w Northumberland. Mike osobiście wskazał mu odludny las do spędzania pełni i wszystko pozostawało pod kontrolą—dopóki z północy nie zaczęły nabiegać doniesienia o niekontrolowanym ataku w świetle dnia, o bestii rozjuszonej meteorytowym pyłem. Może to nie Charlie. Charlie się przecież kontrolował. Napisał mu list, od razu, wczoraj, i nerwowo zerkał teraz w stronę parapetu, ale nie było tam żadnej sowy.
Drgnął, czując na plecach czyjeś spojrzenie. Obejrzał się z zaskoczeniem, usiadł w końcu w łóżku jak najciszej i—chyba—stłumił tamten krzyk. A Adda tak lubiła spać, jak najchętniej korzystając z rzadkich chwil do drzemek. Skoro nie przespała dziś pełnej nocy i budziła się przed świtem to...
-...dlaczego nie śpisz? Idziesz dziś do Londynu? - zapytał cicho. Myślał, że dziś nie, że zapamiętał jej plan miesiąca—ale zadania w wiedźmiej straży nie były przewidywalne, wezwania w ostatniej chwili to smutna norma. Czy i ona dostała wczoraj list? Wspomnienia mimowolnie pomknęły do tamtych chwil, gdy wymykała się przed świtem—niechętnie—z jego londyńskiej kawalerki, gdy musiała iść do pracy. Spróbował o tym nie myśleć, ale jego głos i tak zabrzmiał niespokojnie, z cieniem lęku, jakby bał się, że znowu ją utraci. W pozornie bezpiecznym mieście pełnym grozy, po Festiwalu, na którym ktoś mógł ją poznać. Albo tak po prostu, jak w jego koszmarnym śnie, w którym też bał się o jej życie.
Przeczesał jasne włosy palcami, niepewny, skąd właściwie w nim ten niepokój. Bał się teraz o nią? Bał się siebie? A może dobijała go kilkugodzinna bezczynność, może powinien wsiąść na miotłę i poszukać Charliego? Polubił tego chłopaka, czuł się za niego odpowiedzialny. I za mieszkańców Northumberland też, bo to niejako on, wziąwszy pod swoje skrzydła sprzymierzonych z Zakonem likantropów, gwarantował im bezpieczeństwo. Kolejną pełnię mieli już spędzić w Tyneham, ale powódź odwlokła te plany, spopielając nadzieję Michaela na szybsze uporządkowanie stałego azylu.
-Ja... chyba muszę lecieć. Na północ, ale wrócę przed południem. - wymamrotał, choć wychodzenie z domu bez śniadania było do niego niepodobne, o ile nie dostał pilnego wezwania. A nocą nic nie pukało w ich okno, żadna sowa nie przyniosła mu nowych rozkazów, żaden patronus nie rozświetlił swoim blaskiem sypialni.



Can I not save one
from the pitiless wave?



Ostatnio zmieniony przez Michael Tonks dnia 24.01.24 17:49, w całości zmieniany 1 raz
Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Sypialnia Michaela i Addy - Page 4 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Sypialnia Michaela i Addy [odnośnik]17.12.23 14:20
Zakradanie się po nocy do domu, tak by nikogo nie obudzić było… nowością. Czymś, czego nigdy nie doświadczyła, nie tak naprawdę. Igor zwykle budził się sam, ledwie przekroczyła próg mieszkania, a do Michaela nigdy nie przychodziła w środku nocy, jego kawalerka była miejscem z której o tej porze wychodziła. Niechętnie, oglądając się przez ramię i przygryzając policzek od wewnętrznej strony.
Po ślubie i przeprowadzce to była pierwsza rzecz, która uległa zmianie i którą wyraźnie odczuła, mimo tego, że od momentu zamknięcia drzwi gajówki nie minęło przecież sporo czasu. Nie czuła się tu jeszcze jak u siebie; duży dom na wybrzeżu wciąż był niejako zagadką, miejscem niewiadomym, które było ostoją dla kogoś innego. Nocą i wczesnym rankiem starała się przemykać jak cień, bezszelestnie i niezauważalnie i nie było jeszcze momentu w którym by jej się to nie udało. Teraz też tak było ― wróciła do domu w środku nocy, gdzieś o drugiej albo trzeciej, przemknęła w stronę łazienki by się szybko i cicho oporządzić, a potem padła do łóżka i osunęła się w przyjemnie aksamitną ciemność zmęczenia i snu.
Skłonność i zamiłowanie do drzemek niosły ze sobą także przeczulony, lekki sen. Nie trzeba było wiele, by ją obudzić, chyba, że była już na skraju wyczerpania, a ta noc wcale nie należała do najgorszych. Obudziła się dość szybko, ledwie parę gwałtowniejszych ruchów Michaela później, kiedy koszmar wchodził w finałową fazę. Zaspana i zdezorientowana, przez jedną, straszną chwilę sądziła, że coś mu dolega, że być może ta jakiś uboczny efekt minionego końca świata. W panice uniosła się na łokciach, odwróciła twarz do okna, szukając wzrokiem tarczy księżyca, ale nie. To nie była pełnia, ledwie połówka. Jeszcze miał czas. Jeszcze miał czas…
Opadła bezszelestnie na poduszkę i w milczeniu obserwowała jego zmagania z samym sobą i tym, czym męczył go umysł. Nie chciała reagować, wybijać go ze snu; ktoś kiedyś powiedział jej, że to najgorsze co można komuś zrobić podczas koszmaru. Czekała więc. Z niepokojem obserwowała jak miota się na boki, jak marszczy brwi i zaciska usta. Wyłowiła nawet parę nieskładnych pomruków i słów, które pozwoliły jej powoli ukształtować wyobrażenie sceny w której zapewne brał udział.
I nie pocieszyło jej to ani trochę.
Gdy poderwał się do góry ― milczała. Nie poruszyła się nawet o cal, zastanawiając się, czy jej interwencja będzie w ogóle mile widziana. Mike wciąż mierzył się z własnymi demonami, wciąż leżało między nimi tyle lat rozłąki i nabytych traum o których nie mieli kiedy porozmawiać. Owszem, najważniejszą barierę już przełamała, zdołała go na nowo oswoić z bliskością, z tym, że była obok i miał w niej oparcie. Ale co z resztą? Czy nie uniesie się dumą, jeśli spróbuje mu jakoś pomóc? Czy w ogóle będzie chciał tej pomocy?
Uśmiechnęła się miękko, nieśmiało, gdy ciszę nocy przecięło pytanie.
Niedawno z niego wróciłam ― odparła równie cicho i uniosła się na łokciu, a po chwili zastanowienia do pełnego siadu. Przetarła oczy, usiłując odgonić falę potężnego zmęczenia i pozbyć się wrażenia piasku spod powiek, przysunęła się do niego bliżej. ― Koszmar?... ― szepnęła niepewnie, zerkając na niego spod paru zbłąkanych loków. Dłoń sama odnalazła drogę do jego ramienia; pchnięcie w tył było delikatne, ale na tyle stanowcze, by wyczuł aluzję. Nigdzie go nie puści.
Świat już się skończył, Mike ― odparła; głos miała wyraźnie zmęczony, matowy. Spojrzenie błądziło wpierw po jego twarzy, a później zsunęło się po szyi na bark, na wysrebrzony blaskiem księżyca szlak krzywych blizn. Przylgnęła do jego boku, przytuliła policzek do prawego ramienia czarodzieja, a wolna dłoń wędrowała po zranionym barku; opuszki palców śledziły gładkie ścieżki blizn.
To co z niego zostało będzie wymagać od nas pełni sił i czystych umysłów. ― Ruch w górę, po krzywej, cienkiej bliźnie po pazurze i krótki moment na obrysowanie palcem nieregularnego kształtu połaci zabliźnionej tkanki. ― Zmęczenie to ryzyko… ― łagodny ruch w bok, na trzy, krzywe krechy; pewnikiem kolejny ślad po pazurach ― …a martwy nikomu nie pomożesz.
Zostań ze mną ― poprosiła cicho ― zostań do świtu, do rana. Spróbuj dospać tych parę godzin, a potem pójdziemy gdzie zechcesz, zajmiemy się tym, co cię trapi.


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Sypialnia Michaela i Addy [odnośnik]20.12.23 20:30
Niedawno wróciła. Skrzywił się mimowolnie, jak głęboki musiał być jego sen, że nawet tego nie usłyszał? Jak realistyczny koszmar śnił? Ile z niego słyszała?
-Obudziłem cię. - skwitował, bo najwyraźniej była zbyt uprzejma by to przyznać. Nie uciekał już przed jej dotykiem, ale odruchowo uciekał wzrokiem. -Nie pamiętam. - skłamał, nie chcąc rozdrapywać przy niej treści tamtego snu. -Powinnaś się wyspać... - mruknął, przepraszająco.
-Jeszcze się nie skończył. - odpowiedział Addzie gorzkim uśmiechem. Nie był przesądny, nie znał zresztą przepowiedni o wybuchającej komecie i spadających na ziemię gwiazda—ba, gdyby taka istniała, to czarodzieje byliby przecież bardziej zaalarmowani jeszcze w lipcu. Nie mógł tego zrzucić na swoje wychowanie i ignorancję niemagicznych; mimowolnie wracał za to myślami do kuli, którą odnaleźli na wybrzeżu podczas Festiwalu Lata. Przymknął oczy i wziął głęboki oddech, jakby zmuszając się do uspokojenia. -Mam nadzieję, że w Londyn coś walnęło. - mruknął, kryjąc niepokój za mściwą maską. Miał nadzieję, że wrogowie mieli równie poważne problemy jak oni—ale nie życzył przecież zguby Londynowi, swojemu miastu. Nawet, jeśli nie pozostali już tam jego ludzie.
Wolał jednak myśleć o odległej stolicy niż zmierzyć się z wypowiedzianą przez Addę na głos ewentualnością. Może i czarodzieje rozumieli to wszystko metaforycznie, ale jemu Noc Tysiąca Gwiazd wydawała się okrutną ironią losu. Grozą, z którą nie potrafił się mierzyć, bo nikt nie uczył go walki z gwiazdami. W dodatku gwiazdami przesiąkniętymi czarną magią! Gdyby ten horror rozegrał się dwa lata temu, obserwowałby niebo beznamiętnie ze swojej leśniczówki w Mickleham, mając nadzieję, że jakiś meteoryt spadnie na dach i pogrzebie go żywcem. Wtedy w końcu prawdziwie nie żył, rozdrapując przykre wspomnienia i blizny na lewym barku. Gdy wybuchła wojna musiał powrócić do życia, czy mu się to podobało czy nie. A koniec świata wydawał się okrutną ironią losu w chwili, gdy życie—takie, jakie było, a nie to z londyńskich wspomnień—wreszcie zaczęło mu się podobać, gdy Adda tuliła się do jego ramienia i dotykała bez wstrętu srebrnych blizn, gdy pod jej sercem wzrastało nowe życie. Jego dziecko, ich dziecko.
Utracił już raz szansę na dziecko; utracił już raz Addę, nie mógł do tego dopuścić ponownie. Objął ją prawym ramieniem i drgnął lekko, gdy usiłowała go... pocieszyć? Zmotywować do spania? W innym nastroju przyjąłby te słowa z łagodnym uśmiechem, może nawet uznałby je za zaproszenie do gry wstępnej—ale dziś jego myśli biegły w stronę bezgwiezdnego nieba i krwawego księżyca. W stronę tamtej nocy w Norwegii. Nie potrafił sobie przypomnieć, czy był wtedy zmęczony albo niewyspany. Nie potrafił sobie przypomnieć ostatniego krzyku Einara i wyrazu twarzy Olava, gdy zdążył posłać w niego przed śmiercią (tak wtedy sądził, że umrze. Umierał.) wiązkę zaklęcia.
-Mhm. - mruknął bez przekonania. Czy zdoła jeszcze zasnąć, zwłaszcza wiedząc, że Adda patrzy i słucha?
Dlaczego w jego snach jej obecność wcale nie uspokajała, dlaczego wciąż śnił czasem o tamtej Addzie, tej okrutnej aktorce, która przy zerwaniu potrafiła go upokorzyć tak bardzo, że przez lata nie szukał z nią kontaktu? Dlaczego jej echo pobrzmiewało w jego podświadomości, skoro wszystko sobie wyjaśnili, skoro na jawie była zupełnie inna—ciepła, wspierająca, wyrozumiała?
Położył się, wciąż obejmując ją ramieniem. Na sufit było jakoś łatwiej patrzeć niż w okno i przemknęło mu przez myśl, że może by zrozumiała. Pamiętał rozmowę z Evelyn o likantropii, domyślał się, że doradziłaby mu szczerość.
-Dostałem wieczorem list z Northumberland. Wilkołaki zaczęły się tam przemieniać... niekontrolowanie. Jak przy komecie. W jednej z wiosek jakaś bestia dokonała prawdziwej masakry, a Charlie... Charles, jeden z naszych sojuszników zniknął. - wydusił.





Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Sypialnia Michaela i Addy - Page 4 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Sypialnia Michaela i Addy [odnośnik]27.12.23 18:26
Nie potrafiła złapać jego spojrzenia, nie potrafiła dotrzeć do sedna problemu. Czasem wciąż natrafiała na niewidzialne bariery przez które mogła jedynie obserwować, być bierną obserwatorką tego, co pożera go od środka. Co tym razem go męczyło? Jaki koszmar, jaki potworny obrazek z przeszłości? Czy to znów Norwegia? Moment w którym stracił tak wiele? Wydawało jej się, że nadal się z tym nie pogodził, że nadal tego nie przepracował i bolało ją to, że nijak nie może mu z tym pomóc.
Nie przejmuj się ― odparła miękko, zgodnie z prawdą. Nie byłaby to pierwsza nieprzespana noc w jej życiu.
Gorzkie słowa znalazły swoje odzwierciedlenie w równie gorzkim uśmiechu; pobożne życzenie szkód w Londynie zabrzmiało dziwnie nieszczerze, jakby próbował zmienić temat, odciągnąć jej myśli od zastanej sceny. Nie utrudniała mu tego; nie chciała przecież naciskać, nie chciała prowadzić przesłuchania. Wróci do tematu sam, jeśli poczuje się pewniej.
Było trzęsienie ziemi, podobno przerwało jakieś okoliczne uroczystości. Nie zagłębiałam się jeszcze w szczegóły… ― mruknęła miękko, skupiając myśli na tej jednej kwestii. Była niedospana, zmęczona, więc wcale nie było łatwo. ― Kilkadziesiąt poparzonych czarownic wylądowało w Mungu, trochę budynków oberwało, ale nie ma tragedii. Na pewno nie takiej, jak chociażby w Surrey… ― umilkła, myślami odpływając do zdewastowanego hrabstwa na południu kraju. Raporty wciąż spływały, dniem i nocą, a nanoszenie szkód na mapy nieustannie trwało. Nie trzeba było mienić się stanowiskiem znawcy, by wiedzieć, że minie wiele miesięcy ― być może lat ― nim Anglia podniesie się z tego kataklizmu.
Ułożyła się wygodniej. Palce powędrowały nieco dalej, z poranionego barku na ramię, dokładnie badając kształt bicepsu, spojrzenie śledziło subtelnie zarysowane mięśnie. Lubiła na niego patrzeć, lubiła go dotykać. Zupełnie jakby czasem potrzebowała potwierdzenia, że to wszystko dzieje się naprawdę. Że nie odejdzie i nie zniknie wraz ze wschodem słońca, że to nie jest tylko przyjemny sen wywołany eliksirami i tęsknotą.
Myślisz, że to on?... ― spytała cicho; jej głos niemalże zlał się z szeleszczącym za oknem wiatrem, ale wiedziała, że przeczulone zmysły i tak pozwolą mu ją usłyszeć czysto i wyraźnie. ― Boisz się… że ciebie też to spotka? ― dodała ostrożnie; jej dłoń zamarła w pół ruchu, ale po chwili podjęła wędrówkę. Wspięła się znów na męski bark, musnęła palcami obojczyk i spłynęła w dół, do mostka.
Niewiele wiedziała o przewodnictwie Michaela w wilkołaczej społeczności, ale strzępy informacji, jak i znajomość charakteru samego aurora pozwoliły jej sądzić, że był w to zaangażowany całym sobą. Że się faktycznie przejął, że na sercu leży mu dobro tego szczeniaka, kimkolwiek właściwie był.
…Masz jakiś plan? ― zapytała po dłuższej chwili milczenia, z policzkiem wciąż przyklejonym do jego ramienia. ― Jakieś tropy?


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Sypialnia Michaela i Addy [odnośnik]27.12.23 22:07
Czuł, że Adda szuka jego spojrzenia, ale wbrew własnym postanowieniom nie potrafił podnieść wzroku; przynajmniej nie przychodziło mu to intuicyjnie. Obydwoje czytali ludzi zawodowo, ale ona była w stanie zmylić wprawionego w śledztwach aurora, a on tygodniami wznosił mury odgradzając od siebie nieustępliwą wiedźmą strażniczkę. Do dziś pamiętał jej reakcję na własną złość pod pubem w Somerset, to jak prędko porzuciła próby kokieterii i jak unikała go w podziemnym Ministerstwie—czy on, kłamca zaledwie przeciętny, wmówił jej wtedy własną obojętność? Do dziś zastanawiał się, kiedy i jak powiedziałby jej o Norwegii gdyby nie tamta przeklęta teczka z Londynu—ale przecież musiałby się jej przyznać przed zaręczynami, przed ślubem. Czy odwlekałby je w nieskończoność zanim oswoiliby się na nowo? Przecież właśnie to robili—poznawali się na nowo, świadomie próbowali szczerości, która w chwilach zwątpienia bywała tak ciężka.
Bez przekonania skinął głową, bo jak miał się nie przejmować? Była jego żoną, nosiła pod sercem jego dziecko, mieszkała w jego domu. Walczyła na tej wojnie z wyboru, a nie konieczności, a wiążąc się z nim naraziła się na nieporównywalne większe niebezpieczeństwo niż wcześniej. Zasługiwała na chwilę odpoczynku, a on nie chciał, by jej sen przerywały durne koszmary i traumy, z którymi nie mógł się pogodzić.
-Czarownic skąd? - spytał, wciąż nieco sennie, usiłując zorientować się w geografii szkód, których doznali wrogowie. Kąciki ust drgnęły mściwie na myśl o Surrey—tak bliskie Londynowi, poddane Crouchom. Z drugiej strony, czy nowa namiestnik stolicy i Śmierciożercy zainteresują się szkodami na ziemiach lordów, którzy do tej pory pozostawali w tej wojnie dość bierni? -Ich tragedie odwrócą uwagę od naszych, ale nie na długo. - Rycerze mieli większe zasoby i większą nienawiść. Czy zajmą się problemami cywili, zamiast uderzyć na wrogie sobie ziemie? -Martwią mnie Dorset i Staffordshire. - wyznał, trzeba było zabezpieczyć granice; szczególnie te wiodące na Półwysep. Nie mogli też utracić Staffordshire kolejny raz, ale to sytuacja w Dorset niepokoiła go bardziej. Greengrassowie mieli miesiące by zadbać o lojalność ludzi w swoim hrabstwie, miał nadzieję, że wykorzystali je roztropnie.
Odpowiedział na jej dotyk cieniem uśmiechu. Spięte mięśnie rozluźniły się lekko, głowa odchyliła do tyłu w reakcji na przyjemność, ale myśli wciąż błąkały się wśród lasów i likantropów.
-Nigdy nie traciłem z nim kontaktu. Dlaczego by zniknął, jeśli nie...? - urwał, westchnął ciężko. Jeśli nie ze wstydu? - chciałby powiedzieć, ale nie był nawet pewien, czy Charlie powrócił już do ludzkiej postaci. -Nie. - zaprzeczył prędko. -Tak. - poprawił się. Przesunął dłonią po twarzy, chcąc okiełznać mętlik myśli. -Nie sądzę, by spotkało mnie to w reakcji na meteoryty, przeżyłem tamtą noc bez pokusy i stykałem się już z tym pyłem. Poza tym, mam trochę więcej doświadczenia niż Charlie. - wyjaśnił cicho. -Ale nie ma dnia... - dodał jeszcze ciszej -...żebym nie martwił się o utratę kontroli i niechcianą przemianę. Ilekroć czuję złość, ilekroć myślę o niebezpieczeństwie. - wyznał, unikając jej spojrzenia. Obiecał jej szczerość, ale pierwszy raz przyznawał się do tego, że ciężar spoczywa na jego barkach nie tylko w pełnię. Pewnie już się domyślała, ale słowa wypowiedziane ochrypłym głosem brzmiały inaczej, cementując to, co dotychczas było niewypowiedziane.
-Muszę to sprawdzić, osobiście. W wiosce, w której się ukrywał i... - przymknął oczy, bo niemęsko zapiekły. -...muszę porozmawiać z mieszkańcami, ktoś musi. Zakon obiecał im bezpieczeństwo, a nie... - potwora wśród nich. Gdy Zakonnicy poszukiwali sojuszników na ślepo, z rezerwą podchodząc do likantropów, on szczerze wierzył, że każdy zdolny do walki może im pomóc. Wypadek (bo to musiał być wypadek, prawda?) na moment zachwiał tym przekonaniem. Ściganie zbiegłego wilkołaka-czarnoksiężnika to co innego niż świadomość, że swój mógł skrzywdzić cywili. -...a pełnie spędzał w Czerwonym Lesie. Sam pokazałem mu bezpieczne polany. - po tym, jak oczyścił je ze szmalcowników z Durham. -To tamte kryjówki sprawdzę najpierw. - zadecydował, wciąż mówiąc w osobie pojedynczej, jakby to była sprawa jego, a niekoniecznie Zakonu. Choć przyznał się do likantropii wszystkim Zakonnikom obecnym na kwietniowym spotkaniu przed rokiem, to wstydu nie dało się pozbyć tak łatwo jak sekretu.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Sypialnia Michaela i Addy - Page 4 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Sypialnia Michaela i Addy [odnośnik]02.01.24 20:40
Nie wiem ― przyznała cicho, orientując się, że ten konkretny zapis jej umknął, wyleciał z pamięci. Najwidoczniej pochodzenie rannych czarownic nie wydało jej się szczególnie istotne, przynajmniej nie teraz, nie dzisiaj.
Staffordshire i Dorset niedługo zostaną objęte specjalnym pakietem opieki ― odparła, siląc się na wesoły ton, choć ten w ostateczności wypadł dość blado. Widmo ogromu pracy jaki na nią czekał zdawało się przygniatać, a zmęczenie i niewyspanie gasiło wszelki entuzjazm. ― Mam dość informacji by zacząć działania kontrwywiadowcze ― wyjaśniła cicho, choć już zapewne się domyślał, wiedział przecież czym się zajmuje nie od dziś, ani nie od wczoraj. Przysunęła się nieznacznie, wtuliła nos w jego szyję. ― W zasadzie, będziesz mi potrzebny. Wystawię paru gagatków.
Przez chwilę chciała coś jeszcze dodać, odnieść się do starych czasów, gdy oboje pracowali w Londynie, ale smutny i pełen niepokoju nastrój odwiódł ją od tego pomysłu.
Może jest w miejscu lub stanie, który nie pozwala na odpowiedź?... ― odpowiedziała pytaniem na pytanie. Czuła, że sprawa młodszego kolegi go męczy, że obawia się tego, że za atakami odnajdzie znajomą sylwetkę i nie miała pojęcia jak mu pomóc. Co zrobić, by wyciągnąć go z tego dołka; jej czar zdawał się bezsilny, a słowa rozsypywały się jak domek z kart, nim zdołałaby zrobić z nich użytek.
Gdy zaczął mówić o własnych obawach ― odsunęła się nieznacznie, podciągnęła wyżej, by móc ułożyć głowę na poduszce i swobodnie mu się przyjrzeć. Szczerość była nowością, luksusem, na który pozwolili sobie dopiero teraz i miała nadzieję, że wyjdzie im to tylko na dobre.
W milczeniu dotknęła jego policzka i delikatną sugestią spróbowała skłonić go do odwrócenia twarzy w jej stronę. Chciała złapać jego spojrzenie, wyczytać z błękitnych oczu to, co niedopowiedziane i przemilczane, to, czego wciąż nie chciał jej powiedzieć. A może to naprawdę było już wszystko? Czy tym razem dotarli na dno jego obaw?
Przesunęła palcami po jego policzku; powoli, wręcz leniwie, potem odgarnęła mu z czoła jasny kosmyk włosów.
Nie powiem, żebyś się nie martwił, bo to byłoby nierozsądne ― zaczęła cicho; głos miała ciemny, matowy ― Ale sam powiedziałeś przed chwilą, że masz większe doświadczenie. A przy mnie… zaliczyliśmy dość emocjonujące pojednanie, ale nie zmieniłeś się. Ani pod słupem, ani w pubie, ani nigdzie indziej. Panujesz nad sobą, Mike. Może nawet lepiej niż ci się wydaje. ― Kolejny łagodny ruch; palce podążyły wzdłuż linii szczęki, musnęły ciepłe wargi. ― Gwałtowne emocje to ryzyko, niespodziewane wiadomości to ryzyko, ale wojna jest ich pełna, a biorąc w niej czynny udział jesteś na nie narażony niemal codziennie. Niemal codziennie zatem budujesz swoją kontrolę, stajesz się odporniejszy, lepiej sobie z tym radzisz.
Głaskała go dalej, gdy dzielił się kolejnymi wnioskami i planami, a pojedyncza osoba obecna w jego słowach niespecjalnie do niej trafiała. Już jakiś czas temu postanowiła, że nie puści go sama; nie ze względu na to, że by sobie nie poradził, ale dlatego, że chciała być obok, pomóc w tropieniu i wyjaśnianiu całej tej przykrej sprawy. Nie musiał być z tym sam. Nie powinien być z tym sam.
Zakon robi co może ― przypomniała łagodnie ― ale nie może być wszędzie i przewidzieć wszystkiego. Nikt z nas nie spodziewał się deszczu meteorytów ani tego, jakie skutki ze sobą przyniesie. Poza tym, miej wiarę także w ludzi i ich empatię. Być może likantropia to nie jest najcieplej przyjmowany temat, ale jeśli Charlie był dobrym chłopakiem, jeśli angażował się w życie społeczności, to istnieje spora szansa na to, że ludzie odpowiedzieli mu tym samym. Może wiedzieli, co im grozi, może powzięli środki ostrożności, ale w obliczu końca świata nawet one zawiodły. Ta sprawa ma wiele możliwych początków i równie wiele zakończeń.
Uśmiechnęła się ładnie, choć krótko i zaczesała sobie pasmo włosów za ucho.
Porozmawiamy z nimi razem, Mike. A potem razem sprawdzimy kryjówki. Pracujemy w końcu razem, pamiętasz? Tak, jak kiedyś.


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Sypialnia Michaela i Addy [odnośnik]04.01.24 18:31
Uśmiechnął się blado. Jeśli coś poza bliskością Addy (bliskością nieco zawłaszczoną, zachłanną, splatającą się ze wspomnieniami pełni i masakry w Northumberland—czy wiesz, do kogo czego się tulisz, Adda? Czy przed laty też czuła poczucie winy, czy potrafiła odciąć się od przemilczeń i drugiego, małżeńskiego życia? Uwierała go myśl, że już wcześniej dzieliła łoże z potworem, a teraz—) mogło poprawić mi humor, to właśnie obietnica konkretnego i niezwiązanego z likantropią działania.
-Czarnoksiężnicy? - mruknął, uświadamiając sobie, że kiedyś by o to nie pytał. Kiedyś to byli tylko czarnoksiężnicy, a nie szmalcownicy, nie mordercy tłukący mugola kijem i wymawiający się własnym strachem, nie szpiedzy. Czy to tych ostatnich szukała, mając dostęp do całego portfolio wiedźmie straży? Czy może podążała za tropami pozostawionymi przez Louisa? Nie wiedział, dlaczego właściwie nie zapytał o to na głos—przecież gdyby coś było tajne, nie musiałaby odpowiadać, a jako auror i tak mógł wiedzieć i pewnie wkrótce się dowie. Nieświadom był starych nawyków, w których praca kojarzyła się z jej wycofaniem i posępnym nastrojem, choć wcale nie chodziło wtedy o pracę.
-Zna bezpieczne miejsca. - mruknął bez przekonania, wracając myślami do Charliego. Obawiał się też, że w Northumberland młodzieniec mógł znaleźć nowe bezpieczne miejsca—był myśliwym, a po zabezpieczeniu granic z Durham Mike zlecił mu nawet patrolowanie lasów. Odwrócił głowę w stronę Addy i choć czasami podłapywał jej spojrzenie, to oczy miał, nieobecne, puste. Czasem obawy zdawały się studnią bez dna.
Obawy, które zwerbalizowała jeszcze zanim odważył się nazwać je w myślach. Umknął wzrokiem jak oparzony, bo przecież bezpieczniej było o tym nie myśleć—o mściwym zaskoczeniu na jej widok, o zimnym gniewie na myśl o Igorze, o reakcji na teczkę.
-Zaskoczenie to nie... - zawahał się. -Miałem kilka lat by oswoić gniew na myśl o Chernovie. - wyjaśnił, kąciki ust drgnęły lekko pod opuszkami jej palców. Grdyka drgnęła, gdy zmusił się do przełknięcia śliny przez zaciśnięte gardło. Las, chyba tam było najgorzej—ale tego, że kiedyś znajdzie informacje o jego wypadku też się przecież spodziewał.
Spadających gwiazd nie spodziewał się nikt, ale przecież faktycznie zachował wtedy kontrolę. Przy Hannah i nie wiedząc, czy siostry są bezpieczne—podobnie, ale zupełnie inaczej niż wtedy, gdy po aresztowaniu Just przemienił się w blasku słońca po raz pierwszy.
Spróbował się uśmiechnąć, ale nie był w stanie. W uszach dźwięczały mu słowa Evelyn o tym, że Adda powinna kiedyś zobaczyć przemianę. W uszach dźwięczały mu obietnice Hannah, twierdzącej, że się go nie boi. Skrzypienie drewnianej podłogi, gdy w pośpiechu opuszczała Wrzosową Przystań gdy już zobaczyła. Świadomość, że ktoś, kto zobaczył Despenser, też był już nieobecny.
Wspomnienie własnej reakcji, paraliżującego strachu i krwi wsiąkającej w śnieg.
Nadzieja na to, że Charlie zdołał się zasymilować z lokalną społecznością jeszcze do niego powróci; wiara Addy zasiała ziarno—ale jeszcze nie zdążyło zakwitnąć. Wokół wiły się chwasty innej udręki, gęstniejące przez lata.
-Olav - mimowolnie spiął mięśnie, jego głos brzmiał chrapliwie. Od jak dawna nie wymawiał tego imienia na głos? -też był w szkole dobrym chłopakiem. - zbyt dobrym, zbyt naiwnym, zawsze niepozornym. -Osobą, po której nie spodziewałabyś się... - osobą, podobną do Louisa. -przy której sięgało się po Expelliarmus, a nie Petrificusa albo Lamino. - jedna decyzja, mgnienie sekundy na ocenę sytuacji, tyle lat pieprzonego doświadczenia w zawodzie. -Przemiany są szybsze niż w baśniach, a wilkołaki są tak szybkie - nadal się ich bał; nadal pamiętał; nadal nie wierzył, że ludzie w Northumberland mogli się na to przygotować. Nadal nie wiedział, czy chce narażać Addę na kontakt z zaszczutym i przerażonym wilkołakiem, choć koty też są szybkie i choć tak bardzo nie chciał być sam. -Powinienem był unieszkodliwić go zanim rzucił się na Einara i Astrid - jego głos zmiękł lekko, w gorycz wkradła się nuta żalu; dlaczego Astrid nie uciekała? Rozszczepienie wydawało się niską ceną za własne życie. -Ale czasem nie jestem pewny - noc była ciepła, ale jemu było zimno, jak w norweskim śniegu. -czy zrobił to wszystko celowo. I po co właściwie posłałem go do grobu, gdy nie zmieniło to już nic. - jednego potwora zastąpił po prostu inny. Taki, który nigdy nie był niepozorny i który niósł ze sobą śmierć również za dnia. Zamilkł, nieświadom wagi wypowiadanych słów—nie rozmawiał o tym nigdy, nie słyszał więc, że przebija się w nich dawna chęć podążenia za Einarem i Astrid i Olavem. Zanim wybuchła wojna, spędził ponad rok w przekonaniu, że tak byłoby lepiej.
-Jak go otrułaś? - spytał nagle, pierwszy raz spoglądając na nią przytomniej. Ledwo pamiętał śmierć Olava, mgnienie sekundy i wiązkę zaklęcia, gdy samemu był umierający—ale wspomnienie śmierci kogoś niegdyś-bliskiego wracało częściej niż inne. Czy do niej też...?



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Sypialnia Michaela i Addy - Page 4 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Sypialnia Michaela i Addy [odnośnik]05.01.24 23:44
Czarnoksiężnicy ― potwierdziła cicho, wspominając długą listę nazwisk, którą sporządziła na podstawie notesów i dzienników Louisa. ― Ale nie tylko oni. Jesteśmy osłabieni, działania szpiega, zwłaszcza takiego, który wie co robi, mogą być o wiele gorsze w skutkach niż grupa zorganizowanych szmalcowników. Trzeba działać szybko. ― Sama najlepiej wiedziała, jak rozległe szkody może poczynić jeden człowiek, bo należała do tych wybitnie niebezpiecznych jednostek grających na dwa fronty. Choć jej lojalność leżała po stronie lorda Longbottoma, od ponad roku wmawiała światu, że jest zupełnie na odwrót, z powodzeniem wynosząc kolejne informacje i tajne komunikaty, pomagając się rebelii przygotować na kolejne starcia. Czyniła to jednak z głową, ostrożnie; tak, by wróg nie zorientował się, że rebelianci zostali uprzedzeni.
Temat znów spłynął na zimny, norweski śnieg i konsekwencje tamtej feralnej nocy. Za każdym razem, gdy w ich rozmowach przewijał się motyw jego wyjazdu, czuła ukłucie winy. Czasem większe, czasem mniejsze, ale obecne zawsze na skraju świadomości, wpływające na nastrój przykrą, ciężką aurą. Mimo świadomości, że droga do awansu, do doświadczenia, i tak biegłaby najprawdopodobniej przez Oslo, nie mogła pozbyć się wrażenia, że gdyby rozegrała całą sytuację inaczej ― nie zostałby ugryziony. Że w jakiś magiczny sposób splot wydarzeń byłby inny ― może Olava w lesie znalazłby ktoś inny, może Michael byłby zajęty innym czarnoksiężnikiem, może zostałby ranny na innej akcji, może, może, może…
Może wtedy nie zgubiłby sam siebie i miał odwagę patrzeć jej w oczy. Umyślnie wspomniała ich pierwsze spotkanie po latach i bez cienia zaskoczenia zauważyła, jak odwrócił spojrzenie, umknął. W przeciwieństwie do złotego lwa salonowego, ten Michael robił to często, choć nie mogłaby zbyć milczeniem znaczącej poprawy, jaką miała okazję zaobserwować odkąd związali się na dobre. Nieskromnie przypisała sobie część udziału w tej poprawie i lubiła myśleć, że jeśli istnieje ktoś, kto jest w stanie wyciągnąć go z tego dołka, to musi to być ona.
Coś się zmieniło, gdy wymówił imię dawnego kolegi; powietrze zrobiło się chłodniejsze, noc bardziej ciemna, a przywołane widmo namacalne. Nigdy o nim nie mówił, nie wprost, nie otwarcie. Krótki zarys sylwetki zmarłego skojarzył jej się z Igorem; po nim także wielu rzeczy nie można było się spodziewać, a gdy nadchodziło opamiętanie i trzeźwość myśli ― było już za późno.
To się już stało ― głos miała cichy, kojący; tak bardzo chciałaby, żeby w końcu przestał się tym zadręczać ― to przeszłość. Zadziałałeś zgodnie z tym, co mówiło ci sumienie, co podpowiadał instynkt. Czasem… czasem nie można wszystkiego przewidzieć. Czasem nie da się zareagować w porę.
Gdy wspomniał, że być może było to celowe działanie Olava ― zamyśliła się. Uniosła spojrzenie i po raz kolejny odnalazła wiszącą na niebie tarczę księżyca, jakby jego mleczny blask miał przynieść olśnienie i odpowiedzi.
Zabiłeś go, bo tak trzeba było zrobić ― odparła w końcu ― to było działanie we własnej obronie, a gdybyś tego nie zrobił, to kto wie, może uciekłby i już nigdy byś go nie znalazł, nigdy nie aresztował, nie doprowadził do osądzenia. Skończyłeś jego historię, Mike. I zapobiegłeś rozwojowi sytuacji. Kto wie? Może gdybyś tego nie zrobił, to dziś oglądałbyś jego twarz na fotografiach Walczącego Maga?...
To był jej motyw, jej strach. Koszmar, który czasem wracał, w najmniej oczekiwanych momentach. Gdzie byłby teraz Igor, gdyby go nie zabiła? Walczyłby po stronie Rycerzy? Jak wysoko by doszedł?...
Dawna obawa chyba odbiła się w jej oczach; powietrze przecięło niespodziewane pytanie. Adda wróciła spojrzeniem do Michaela, nawet nie kryjąc zdezorientowania nagłą zmianą tematu. Lekko rozbita, dziwnie spłoszona, potrzebowała chwili by zebrać myśli i przywołać do siebie niewygodne wspomnienia. Jeszcze rok-dwa temu zapewne zbyłaby to wszystko półsłówkiem i odwróciła męską uwagę w inny sposób ― tak było prościej ― ale obiecała, tak sobie, jak i Michaelowi, że będzie szczera. Że się chociaż postara…
Westchnęła ciężko i przewróciła się na plecy, wlepiła spojrzenie w sufit.
Powoli ― mruknęła w końcu, po przedłużającej się chwili ciszy ― precyzyjnie. Świadomie…
Ile to właściwie trwało? Cała ta intryga, czas od jego ostatniej akcji, wykrycia paskudnej rany, poprzez udawaną troskę i opiekę, aż do śmierci? Miesiąc? Dwa? Więcej? Mniej? Wydawało jej się, jakby wszystkie dni zlały się w jeden, śmiertelnie długi i nużący. Gdy prosiła Hectora o pomoc, sądziła, że zabicie człowieka, którego się nienawidzi będzie proste. Że po prostu doleje mu trucizny, poda, a potem… potem to wszystko się skończy, tak po prostu. Zajmie się organizacją pogrzebu, kupi czarną garsonkę, zajmie się pracą. Do tamtego momentu nie zdawała sobie sprawy z tego, jak precyzyjnie zaplanowane zabójstwo zmienia człowieka. Nie zdawała sobie sprawy także z tego, jak głęboki ślad po sobie pozostawia.
Uniosła dłonie; blade światło księżyca wpadające przez okno oblało jej skórę, na ścianie pojawił się cień. Adda przez chwilę spoglądała na niego bez przekonania, w końcu poruszyła palcami, śledząc grę świateł.
Nie miała odwagi spojrzeć na Michaela, obawiając się pustki jaką mógłby znaleźć w jej oczach. Czuła ją; czuła ją pod koniuszkami palców, czuła pod skórą i w żyłach. Czuła ją w całym ciele i duszy, jakby nagle zniknęło wszystko to, co składało się na jej osobowość i pozostała tylko wydmuszka, która przyjmie każdy cios, bo nie pozostało w niej już nic, co można byłoby zniszczyć.
Oberwał na akcji ― poinformowała w końcu cień na ścianie ― wymagał opieki i podawania paru eliksirów. Trucizna… nie opracowałam jej sama ― przyznała po cichu ― ale znałam dawkowanie. Pod płaszczykiem troski dodawałam stosowną ilość neutralizatora do jego eliksirów, a potem podawałam mu truciznę. W małych dawkach, powoli… dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Poprawiałam mu poduszkę, przynosiłam smakołyki z cukierni, parzyłam herbatę i czytałam wszystkie interesujące go rubryki z Proroka Codziennego.
Dłoń opadła na pościel z pustym pacnięciem. Adda znów zamilkła na dłuższy moment. W okno zastukała poruszona wiatrem gałąź, zaszeleściły liście, zaszumiały krzewy.
Gdy był już słaby… zbyt słaby na choćby ruszenie ręką, poczułam się zbyt pewnie. Powiedziałam mu… powiedziałam mu o tym, co planuję. Co robię. Nie doceniłam ludzkiej woli życia, bo znalazł w sobie tyle mocy, by jeszcze raz mnie złapać, chwycić… ― Znów milczenie. Cisza, przerywana tylko spokojnym oddechem i szumem wiatru. ― Spanikowałam. Udusiłam go poduszką. Oficjalnie umarł we śnie.


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Sypialnia Michaela i Addy [odnośnik]14.01.24 2:39
-Sugerujesz, że to pora - uniósł się lekko na łokciach, zaintrygowany -wystawić nam kogoś, kogo znasz? - wiedźmi strażnicy działali tak skrycie, że Adda nie znała rzecz jasna całej wiedźmiej straży, ale pojedyncze nazwiska współpracowników musiała kojarzyć. Ich zniknięcie byłoby cenne w tej wojnie, ale jeszcze cenniejszy był dostęp Addy do Londynu i zaufanie, jakim darzono ją w Ministerstwie. Dlatego nigdy nawet nie naciskał, by sprzedała mu nazwiska. Zmrużył oczy, zastanawiając się, czy zrozumiał ją dobrze i czy to chaos w hrabstwach sprawił, że nabrała ochoty do działania—czy też raczej ktoś ze znanych jej jednostek okazał się wyjątkowo niebezpieczny. Jego oczy rozbłysły, jak wtedy gdy rozmawiali nad jego biurkiem o pierwszej prowadzonej wspólnie sprawie. Później lubił też rozprawiać o pracy w łóżku, ale głównie o swoich sprawach; tamta była jedynym jej zadaniem, które mogli omawiać szczerze. -Nikt nie wie - dodał łagodniej, podświadomie chcąc ją ochronić od narażania się (choć wiedział, że i tak zrobi co zechce) -że znalazłaś notes Louisa i możesz namierzyć nazwiska z niego. - zacisnął mocniej palce na pościeli, z namysłem przechylając głowę. -Nie potrafię mu wybaczyć tego, jak zdradził twoje zaufanie. - może w ich rodzinie było to smutną normą, patrząc na wcześniejsze podejście Addy do zaufania, ale z perspektywy Michaela Louis sam wplątał się w kłopoty—przy okazji przysparzając siostrze najpierw wyrzutów sumienia, potem szoku, a potem szoku pomieszanego z poczuciem winy. -Ale pamiętam - westchnął ciszej -jakiego zlecenia odmówił. I zastanawiam się, czy nie zostawił tego notesu celowo. - mógł zaszyfrować nazwiska, nie musiał spisywać ich w ogóle, mógł spalić korespondencję. Gorzki prezent pożegnalny? Westchnął i spojrzał z troską na żonę, samemu nie odnajdując się w tylu odcieniach szarości. Odcieniach, które kojarzyły się z Olavem—równie inteligentnym i niepozornym, w gruncie rzeczy nieco podobnym do Louisa. Choć nie dzielili krwi, a jedynie (aż?) szkolną przyjaźń, to zabity wilkołak wciąż budził w nim sprzeczne emocje; zwłaszcza gdy podczas każdej pełni przeżywał podobnie chwiejne emocje i zastanawiał się nad zderzeniem instynktu bestii z decyzją mężczyzny. Czy dawny przyjaciel nie zagryzł go przypadkiem, czy...? Ale w takim razie, czy ugryzł go celowo...? Pytania nie dawały mu spokoju, co bolało podwójnie, bo wcześniej nie był osobą skłonną do rozpamiętywania przeszłości. Od ugryzienia tkwił w cholernej pętli. Wcześniej roztrząsał równie mocno chyba tylko zerwanie z Addą, ale je przynajmniej mógł zagłuszyć innymi wrażeniami. Myśli wirowały na tyle chaotycznie, że jej słowa z trudem się do nich przedarły, a on pokręcił głową i parsknął gorzko.
-To mój zawód: reagować w porę. - przypomniał sucho. Coś więcej niż zawód, powołanie, kariera dla której przekreślił wiele innych aspiracji i relacji (w tym przyjaźń z Olavem). Kariera, w której sumienie niekoniecznie się liczyło; a własnemu instynktowi już nie mógł ufać. Największa tragedia polegała na tym, że nie wiedział co podpowiadałoby mu sumienie, gdyby to jego głosem dało się rozstrzygnąć podobne wątpliwości. Roztrząsał godzinami wszystkie opcje i wciąż nie widział właściwej. Magipsychiatra wspomniał mu kiedyś coś o szoku pourazowym, ale Mike kręcił wtedy głową jeszcze gwałtowniej niż teraz. To nie szok, to zawód—dawnym przyjacielem i samym sobą.
-A może nie. - powiedział uparcie. Nie znaleźli konkretnych dowodów, choć tak byłoby prościej. -To, że ktoś zna czarną magię, a za to go ścigaliśmy, to nie... tacy ludzie trafiają do Tower, niekoniecznie do "Walczącego Maga". - wyznał bezradnie, choć na podobne słowa nigdy nie pozwoliłby sobie w Ministerstwie. Podobno Festivo rzucone pośmiertnie na różdżkę Olava okazało się mocne, mocniejsze niż takie, które zadziałałoby choćby na różdżkę znającej same podstawy Addy—ale gdy czytał w szpitalu raporty, wpadał w taką wściekłość, że w końcu mu je zabrali. -Zresztą, chrzanić jego. - uznał buntowniczo, ale gorzka nuta z jaką wypowiedział te słowa zdradzała, że wcale nie był gotów o nim zapomnieć. -Tamta dwójka. Gdyby Einar stał o krok dalej, a Astrid uciekła... - jego głos załamał się zdradziecko, wzrok pośpiesznie utkwił w oknie. Zdążyłaby uciec. -Gdybym ja stał tam gdzie Einar... ilu ludzi muszę uratować, ile pojedynków wygrać, by to wszystko było tego warte? - westchnął, garbiąc się lekko. Do tej pory, zanim oświadczył się Addzie, właśnie tak postrzegał swoją egzystencję po ugryzieniu. Jako transakcję. Próbował spłacić dług, ale ku swojej własnej frustracji nie mógł. Gdy tylko zamykał oczy, równanie z tamtego lasu wciąż było niemożliwe do rozwiązania, sylwetki wilkołaka i młodszych aurorów wciąż wirowały chaotycznie w śniegu, a on wciąż nie widział w tym sensu; nie widział wartości w tym, że z ich czwórki przeżył akurat on. Próbował, a w trakcie Festiwalu Lata zagłuszył ten niepokój całkiem skutecznie, ale choć wojna trwała już ponad rok, to w chwilach zwątpienia nie widział w ciemności tych, których zdołał ocalić. Tylko tych, których nie zdołał.
Ochrypłe, nagłe pytanie, zaskoczyło jego samego chyba równie mocno jak on. kwestię też długo dusił w sobie, ale nie spodziewał się, że spyta o koniec Igora akurat dziś. Czy podświadomie odgryzł się za rozdrapywanie własnych ran? Miał nadzieję, że nie, ale nie miał czasu o tym myśleć—słuchanie o tym, o czym w barze powiedziała w złości i ogólnikowo, było zbyt absorbujące.
Nie wiedział, czego właściwie się spodziewał, ale chyba... nie tego. Nie życzył jej tego. Zdawał sobie sprawę, że magipolicjanta nie da zabić się nagle żeby wywinąć się z przesłuchania, ale dotychczas śmierć Igora była w jego wyobraźni abstrakcją—szybką (i sprzeczną z doświadczeniem śledczego) trucizną, elegancką intrygą. Podobno trucizna to broń kobiet, ale w opowieści Addy nie było nic subtelnego. Tylko lodowate wyrachowanie, a potem ludzka panika i gorzka proza brutalności.
-To... - potarł czoło palcami, powstrzymując irracjonalną chęć spytania o ulubioną rubrykę Igora z "Proroka Codziennego". Przesunął się, zagradzając własną głową cień na ścianie. Spoglądał teraz wprost na Addę, albo na jej czoło, jeśli wciąż umykała wzrokiem. Nie naciskał, ale wyciągnął rękę i mocno zacisnął palce na jej dłoni. -...to jak sąd wojenny. - powinien wykonać go kto inny, ale miała tylko siebie. Coś zakłuło go w piersi, jak zawsze na myśl o tamtym nienarodzonym dziecku i o niej, całkowicie samej. Zostawił ją, wyjeżdżając jak najdalej. Może wzięła to pod uwagę, a może nie, ale i tak zastanawiał się, co byłoby gdyby został. Może zauważyłby sińce na ministerialnym korytarzu, a może miałaby się gdzie schronić jeszcze zanim jej brzucha dosięgła tamta Betula? Może nigdy nie musiałaby żyć ze wspomnieniem własnych dłoni na poduszce, bo ktoś dokonałby dzieła za nią? -Może nie doceniłaś jego siły - wydawał się zmartwiony, w głosie rozbrzmiało nieme pytanie, był zdolny cię skrzywdzić? -ale przynajmniej wiedział dlaczego i za co umiera. Wiedział, że go nie kochasz. - pierwszy raz powiedział to na głos i pierwszy raz zdał sobie z tego sprawę. Poczuł się lżej, ale czy kosztem ciężaru na ramionach Addy? Mocniej chwycił ją za ręce. -Kiedyś nasz kat źle zawiązał pętlę. Wierzgał i kopał, a inni sędziowie stali jak sparaliżowani. - nie zapomni wstrząśniętej miny lorda Abbotta. -Nie mieliśmy poduszki, ale pociągnąłem mu nogi w dół. W raporcie jest śmierć przez powieszenie. - mówił beznamiętnie, choć tamten dzieciak był sporo młodszy i od Astrid i od Olava; ale nie był nimi. -Jestem z ciebie dumny.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Sypialnia Michaela i Addy - Page 4 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Sypialnia Michaela i Addy [odnośnik]24.01.24 17:44
Adda zacisnęła wargi. Temat był trudny i niewygodny, a potencjalne ryzyko przekraczało wszelkie normy. Wiedziała jak wystawiać ludzi; czarnoksiężników, przestępców, poszukiwanych listem gończym oprychów. Jeszcze nigdy nie robiła tego w stosunku do kogoś, kogo znała, kto ― tak jak ona ― długie lata wprawiał się w szpiegowskich sztuczkach i znał je wszystkie na wylot.
Jeszcze nigdy nie wbiła noża w plecy komuś, kogo lubiła i kto nie zrobił jej krzywdy.
Muszę to skonsultować z górą ― mruknęła matowo ― ale tak ― dodała ostrożnie, po chwili namysłu ― mam taki zamiar.
Pokręciła głową, gdy przywołał widmo brata i jego notesu.
Nazwiska, które spisał Louis to osobna sprawa, zdecydowanie mniej ryzykowna, ale i z tego będę musiała się wyspowiadać szefowi. Chcę odszukać każdego człowieka z tej listy i dowiedzieć się jakie ma powiązania z Rycerzami, czy stanowi dla nas zagrożenie. A potem ― jeśli wyda się niebezpieczny ― usunąć. Czeka mnie sporo pracy w najbliższym czasie ― dodała mimochodem, z lekkim westchnieniem i przymknęła oczy. W milczeniu wysłuchała kolejnych słów i uśmiechnęła się gorzko, z sentymentem i wyraźnym dylematem.
Każdy ma swoje sekrety, Mike. Just i Kerstin na pewno też je mają. Ty je masz ― uchyliła powiekę, spojrzała na niego spod oka ― mój brat też je miał. I zrobił to, co uznał za słuszne. Być może masz rację ― powieka opadła ― być może wiedział, że koniec jest bliski i chciał, żeby wiedza o tych ludziach nie przepadła w ciemnościach. A być może to zwykły przypadek. Szczęście w nieszczęściu. Nie dowiemy się i nie widzę powodu, by to roztrząsać.
Umilkła, zgaszona jego suchym podsumowaniem. Jeśli jego zawodem było reagować w porę, to w jej gestii leżało przewidywanie możliwych ruchów wroga. I choć oboje robili co mogli, to nie dało się mieć wiecznej skuteczności. Bądź co bądź, byli tylko ludźmi. Dysponowali magią, to prawda, ale nawet ona nie mogła uchronić ich od błędów i złych decyzji.
Dlaczego tyle razy wracał do tego lasu? Do wspomnienia śmierci towarzyszy, do własnego końca? Czy to dlatego, że to właśnie wtedy został naznaczony klątwą likantropii? Czy aż tak był związany z tamtymi ludźmi? Adda sprawnie przeliczyła ilość czasu, który spędził w Norwegii i z rozczarowaniem odkryła, że nie był on wybitnie długi. Na pewno nie tak długi, jak lata spędzone w Anglii, a śmierci aurorów z tamtych czasów nie wywlekał równie często, co przeklętego lasu.
Otworzyła oczy akurat by zobaczyć, jak Michael umyka wzrokiem na wspomnienie Astrid, dodając tym samym niewypowiedziany kontekst tamtej relacji. Ukłucie zazdrości i zrezygnowania pojawiło się samo, całkiem niechciane i absurdalne. Przecież o to właśnie chodziło w całej sprawie z zerwaniem. Miało go zaboleć i upokorzyć tak bardzo, że ucieknie, zniknie, zacznie nowe życie gdzieś daleko, poza zasięgiem Igora. Poza jej zasięgiem także; żeby jej nie kusiło. Żeby nie zrujnowała mu ponownie życia.
Ile zaklęć z zakresu białej magii powinnam jeszcze opanować, by odkupić naukę sztuk tajemnych? ― odparła retorycznie. ― Ilu jeszcze ludzi muszę prześwietlić i wystawić, żeby zmazać z sumienia plamę w postaci Igora? ― Urwała na moment i spojrzała mu w oczy, doszukując się tam… sama nie wiedziała czego. Błysku zrozumienia? Wskazówki? Czasem nie wiedziała, jak z nim rozmawiać, którą ścieżką myśli podążyć, by wydobyć go z tego dołka, z ciemnej smugi norweskich wspomnień.
Życie nie jest transakcją wiązaną. Choćbyś zamknął wszystkich Rycerzy i samego Voldemorta, to nigdy nie poczujesz satysfakcji; zawsze będzie za mało. Jakąkolwiek cenę poniesiesz, zawsze będzie za niska, by spłacić poczucie winy za tamto wydarzenie ― orzekła sucho, bez wyrzutu sumienia, ale i bez ciepła w głosie. W taki sposób rozumiała świat, a doświadczenia życiowe już dawno sprawiły, że nie miała pretensji i nie próbowała się buntować wobec niektórych prawd życiowych.
Być może to ten spokój i to zrezygnowanie pozwoliło jej opowiedzieć co się stało z Igorem. Dokładnie, bez kłamstw, z przyznaniem się do własnych, ludzkich błędów i jeszcze bardziej ludzkiej paniki, bezlitosnej chęci życia i lodowatej świadomości tego, co zrobi z nią Igor, jeśli wygra, jeśli wyzdrowieje. Wspomnienia wyrachowanego morderstwa nie wzbudziły w niej potężnych emocji, Adda zachowała spokój, obojętność wobec popełnionego czynu. Pogodziła się z nim.
Tańczące na ścianie cienie gałęzi zasłoniła jej nagle twarz Michaela. Nie umknęła wzrokiem, spojrzała mu w oczy. Powoli i bez pośpiechu, ze trudnym do opisania spokojem. Uścisk na dłoni był miły, znajomy. Wywoływał przyjemne poczucie bezpieczeństwa.
Na pewno go nie doceniłam ― tyle przecież trwała w głupim przeświadczeniu, jak świetnie idzie jej ukrywanie romansu, że niczego się nie domyślał ― ale tak. Wiedział.
Wyznania Michaela wysłuchała w ciszy, wpatrując się w przyjemny błękit jego oczu. Pociągnięcie za nogi skazańca nie było dokładnie tym samym, co uduszenie i regularne otruwanie własnego męża, ale rozumiała co chciał jej przekazać. Uśmiechnęła się powoli, gorzko, a potem przylgnęła znów do ciepłego ciała męża, wtuliła nos w jego szyję.
Nikomu o tym nie mówiłam ― wyznała cicho; szept rozlał się po skórze znajomym ciepłem oddechu, Adda przymknęła oczy.
Sypialnię znów wypełniła cisza; miękka i przyjemna, lekka. Przez okno wpadł pierwszy, złamany promień wschodzącego słońca.

|ztx2


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Sypialnia Michaela i Addy
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach