Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]30.10.20 18:34
First topic message reminder :

Salon

Główne pomieszczenie kamienicy należącej do Dolohovów już dawno zapomniało o czasach swej świetności. Choć wypełniające salon meble, w istocie kryją w sobie ekstrawagancję i kunszt, ząb czasu nadgryzł je dotkliwie; gdzieniegdzie naznaczone zostały także śladem zaklęcia. Ozdoby, gustowne dekoracje i pamiątki przywiezione z ojczystej Rosji zachwycałyby, gdyby zaraz obok nich nie stały czarnomagiczne artefakty. Składowisko, rupieciarnia, muzeum eksponatów; barwny rozgardiasz.
Pomieszczenie utrzymane jest w ciemnej kolorystyce; boazeria zdobi ściany, podłogę okrywa stary, nieco przykurzony dywan. Regały z księgami, obszerna leżanka, szafy, dwa fotele, etażerka suto zastawiona alkoholem i kominek, który niemal zapomniał czymże jest ogień; to na to zwrócisz uwagę po przekroczeniu progu salonu.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?


Ostatnio zmieniony przez Tatiana Dolohov dnia 25.02.21 13:09, w całości zmieniany 1 raz
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczona
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/t8949-russian-doll#267610 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756

Re: Salon [odnośnik]18.03.23 21:36
Licha resztka księżyca już dawno oddała swoją władzę na rzecz innych elementów nadchodzącego wieczoru, w którym pierwsze skrzypce odgrywało bordo ciężkiego nieba. Do wysokich temperatur przyzwyczajało się powoli, męcząc pierw z zasłanianiem okien, rzucaniem odpowiednich zaklęć i rezygnując z jakkolwiek przemyślanego odzienia. Po popołudniowym ulewnym deszczu nie było ani śladu, duszna resztka dnia wymiotła kałuże z ulic i chodników.
Parno, wilgotno, nieznośnie.
Robi się miejsce dla instynktów, rozpycha na boki i zagarnia dla siebie przestrzeń; marudnych i znużonych, pomiędzy jednym a drugim machnięciem wachlarza i wychyleniem szklanki wody. Nokturn miał to do siebie, że był odrobinę przyjemniejszy w takim skwarze; głęboko osadzone kamienice i wszechobecna ciemnota skrywała też przed upałem. Nie do końca przed natrętnymi myślami.
Te rosły i pęczniały, sięgały coraz dalej, podgryzając zmysły, rozbudzając ciekawość i wciąż błądząc przy pytaniu a jeśli?; nie była do niego przyzwyczajona. Rozmyślanie nie leżało w jej naturze, i tak poniekąd było i tym razem, choć coś w tle codziennych aktywności wybijało się raz po raz wspomnieniem składającym się z ciepła słońca, zapachu siana i bliskości dotyku. Oddech zmieszany z oddechem, bezczelna fantazja burząca dotychczasowe przywary i przypieczętowane obietnice – Arsentiy Mulciber stał się finezyjnie irytującą rzeczywistością, która drażniła i pieściła jednocześnie, ukazywała wszystko i zaraz potem zaciągała kurtynę frenetycznych wyobrażeń.
Ciekawość, intryga, w końcu żądza – czysta, prostolinijna, ta, wobec której nie żywiła złudzeń. Nie pokutowała, nie znała samosądu wobec własnych pragnień, zanurzając się w nich z przyozdobioną pozorem dewiacją. W stajni byli sami. Pod dziewiątym numerem Alei Nokturnu również nikt na nich nie czekał.
W mieszkaniu panował półmrok, wnętrze kamienicy było chłodniejsze od nagrzanego długim dniem chodnika, a aksamitne obicie szezlonga w pomieszczeniu na parterze niosło na sobie ciężar rozłożonej sylwetki. Leżała na brzuchu, z otwartą książką pomiędzy wspartymi o brodę dłońmi, ze splecionymi w warkocz włosami, wspomnieniem kąpieli na skórze i ciężkim oddechem. Kilka spalonych nierówno świec na stoliku rozświetlało pokój, gdzieś leżała karafka z wodą, misa z winogronami i stosik na wpół poskręcanych papierosów. Bosa stopa tańczyła w powietrzu kółka, tanecznie – podobne były ruchy w momencie, w którym zdała sobie sprawę z czyjejś obecności przy drzwiach i podniosła z miejsca.
A jednak.
Uśmiech, który mimowolnie pojawił się na jej ustach miał w sobie coś z triumfu i przekory; rozbawienia i zaintrygowania, zwycięstwa i złośliwości. Bo choć konkretne słowa nigdy nie wybrzmiały, on zajrzał pod nie.
Podobała jej się jego bezpośredniość, brawura czy zuchwałość – deptanie granic, które ktoś postawił wbrew ich woli dawno temu; podobało dyktowanie warunków czy ich całkowite zaprzeczenie – nieważne z czego składał się Arsentyi Mulciber, moment, w którym otworzyła drzwi dobitnie potwierdzał jej zadowolenie.
Lekka, lniana sukienka, długością bliższa bluzce, pod którą nie było sensu zakładać bielizny, kolorem była zbliżona do muśniętej słońcem skóry. Myśli przyjmujące bezwstydne obrazy miały za to barwę ostrej czerwieni.
Znów przypominał znajomego-nieznajomego z balkonowej schadzki; charakterystyczne perfumy dotarły do nozdrzy, wzrok prowokacyjnie prześlizgnął się po jego sylwetce i ułożonych włosach, nim jeszcze zdążyła go przywitać. Dłoń sięgnęła po butelkę, którą trzymał, jakby odbierała bilet wstępu do mieszkania.
Mam nadzieję, że nie jesteś głodny. To będzie nasza jedyna kolacja – stwierdziła, wpuszczając go do środka; i choć wzrok chciał znów prześlizgnąć się przez ciało, zakotwiczyć w jasnym spojrzeniu, odwróciła się tyłem. Przeszła przez długi, chłodny korytarz, skręcając w główne pomieszczenie mieszkania, prowadząc go za sobą. Fakt, że zaledwie kilka godzin temu spotkała jego siostrę w leśnej karczmie – fakt, że ich ostatnie spotkanie wciąż dudniło w dole żołądka i podsuwało obrazy składające się z pragnień, których żadne z nich się nie spodziewało – wszystko sprawiało, że rzeczywistość zaczęła przypominać sen.
A ona, zaskakująco dla samej siebie, wcale nie chciała się budzić.
Chciała go kreować; przejmować ster i oddawać mu go całkowicie, walczyć i kapitulować, rozkazywać i błagać.
- Co ci się śniło? - odpowiedź miała już we własnych myślach, ale w jego ustach słowa brzmiały zaskakująco przyjemniej.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczona
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/t8949-russian-doll#267610 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Salon [odnośnik]19.03.23 10:53
Stałem u progu z naręczem oczekiwań, jak wymagający nauczyciel, który uknuł plan edukacji, który perswazją i siłą chciał egzekwować posłuszeństwo. Dłonie miałem ciężkie i ostre jak skały, a skóra Tatiany zabłysła w oszczędnej poświecie bijącej od świec, krucha i czysta. Znów była inna, niewinna z włosami splecionymi w ciasny warkocz, prowokująca od szyi w dół. Lekki materiał skąpo oblepiał ciało, cienki jak granica między snem a rzeczywistością. Mącił w głowie słodyczą nieodpakowanego prezentu. Dolohov nie wyglądała jakby wyczekiwała mojej obecności, ale nie wydawała się też zaskoczona, jakby jeszcze, mimo wszystko, próbowała przyszpilić gdzieś te swoje pozory, chora na egzystencję w nieustającym kłamstwie, w domku z kart, który rozpadał się od naszego pierwszego spotkania, a ona trwała dumnie, wierząc, że nadal jest Czerwoną Królową.
Była co najwyżej księżniczką. Ja - z pewnością nie byłem księciem. Ni carem, ni carewiczem, ni arystokratą, ni oligarchą. Nie miałem ani tytułów, ani władzy, ani potęgi, nie miałem też majątku, a w spadku po przodkach nazwisko, którym się brzydziła. Posiadałem za to błogosławioną - lub przeklętą - pewność siebie, skłonność do ryzyka, która nieustannie popychała mnie na żer, i cały orszak upiorów z nienasyceniem i zazdrością na czele. To one eterycznie szeptały do ucha bierz, to one trzymały mnie za nadgarstki w chwilach zawahania, kiedy podgryzały mnie słabości. Wybierałem stronę silniejszych i zwycięzców, nie oglądając się na to, czy podążam w stronę światła, czy być może w mrok.
Dziś trudno było ocenić. Dziś wszystko miało kolor czerwieni.    
W mieszkaniu było parno, podążając za Tatianą byłem jak ostrze w stężałym powietrzu, wycelowane w jej kierunku. Oczy jak sztylety przebijały ją na wskroś, meandrując od karku, poprzez szczupłe ramiona, wąską talię, krągłe pośladki, aż do odsłoniętych kostek. Obserwowałem ruch marszczącego się materiału z intensywnością, jakbym oczekiwał, iż w pewnej chwili pęknie od samego spoglądania. Tak czy inaczej jego los był już przesądzony, tak samo jak i los Tatiany i mój, i los naszych ciał, w których wrzało jak w kociołku, i które wcale nie szukały ukojenia.    
- Jestem głodny. - Głodny w sposób, którego nie nasyci żadne jedzenie. - Ale menu na dziś zostało już zaplanowane. - Spokojny, zimny głos kontrastował z gorącym powietrzem. W karcie dań na przekąskę podawano Tatianę, jako danie główne - Tatianę, Tatianę również na deser, do przejedzenia w wersji sauté. Podążałem za nią wzrokiem, kiedy poruszała się po geometrii pokoju, czekając cierpliwie, aż sama podejdzie, plącząc się w pajęczą sieć jak zbłąkana ćma poszukująca blasku księżyca. A kiedy była już na wyciągnięcie ręki, nie zawahałem się przed atakiem, skacząc na nią jak drapieżnik, który bezwzględnie wgryza się w swoją ofiarę. Zimna od szklanej, oszronionej butelki dłoń naparła na jej szyję, a kilka energicznych kroków wystarczyło, by plecy Rosjanki napotkały barierę ze ściany. Nie przyszedłem tutaj na rozmowy, nie przyszedłem, by odwlekać to, co pozostawało nieuniknione. Nad głowami wisiała złowieszcza kometa, ale wisiała też niejednoznaczna przyjemność, i któreś z tych dwóch zwiastunów apokalipsy w końcu miało runąć nam na głowy. Oby we właściwej kolejności. - Ty. - Wyplułem z siebie agresywnie, niemal zwyrodniale, wiedząc, że takiej odpowiedzi oczekiwała. Zaskakująco była prawdziwa, bo Dolohov nie opuszczała mnie ani we śnie, ani w stanie świadomości, nieprzerwanie od tamtego przyjęcia u Rosjanina. - A teraz śnię na jawie. - W oczach migotało pożądanie, i choć zwykle były zimne jak Syberia, dziś płonął w nich ogień, a ona była jak benzyna, która go podsycała. Nie było już z nami pozorów, zgubiły się gdzieś między Nokturnem a Niedźwiedzią Jamą. Ciało blisko ciała, mocne, napierające, policzek przy policzku, dłoń na szyi, ciężki oddech. Spojrzałem w jej oczy raz jeszcze, jak we wrota otchłani, która wkrótce miała mnie pochłonąć. - Ja pierdolę, ale ty jesteś piękna, Dolohov. - Wychrypiałem gorączkowo w jej usta, łącząc je ze swoimi w pożądliwym, dzikim pocałunku, tańcu języków, spijanej nawzajem śliny. Mój apetyt wzrastał w miarę jedzenia, chciałem doznać naraz wszystkiego, sięgnąć z nią dna, albo sięgnąć absolutu - byle w skrajność, byle dalej, byle intensywniej. Całowałem ją tak, jakbym chciał odebrać jej powietrze, zdusić w tym akcie czułości, preludium do wyzwolenia przez zniewolenie. Odsunąłem się od jej warg, ręką, która wcześniej przytrzymywała szyję łapiąc mocno za żuchwę, opuszek kciuka przesuwając na rozgrzane usta Tatiany. - Otwórz. - W głosie nie było słychać czułości, rozbrzmiewała za to gniewna apodyktyczność. - Chciałaś wiedzieć, czym jest dla mnie przyjemność. I dowiesz się. Jeśli będziesz posłuszna. - Syciłem się jej spojrzeniem, które jeszcze należało do mnie. - A będziesz, Tatiano. - Zawyrokowałem, bez zawahania, bez cienia wątpliwości.
Mogła jeszcze uciec. Wycofać się. Ale przecież nie tego chciała.




всегда мы встаем
Arsentiy Mulciber
Arsentiy Mulciber
Zawód : księgowy, eks milicjant
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
count my cards
watch them fall
blood on a marble wall
I like the way they all
scream
OPCM : 8
UROKI : 7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 8
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 4 F7MRi3Q
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11518-arsentiy-mulciber https://www.morsmordre.net/t11521-poczta-arsentiego#357366 https://www.morsmordre.net/t11524-niedzwiedzie-pazury#357394 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11522-skrytka-bankowa-nr-2513#357367 https://www.morsmordre.net/t11523-arsentiy-mulciber#357368
Re: Salon [odnośnik]19.03.23 21:55
Nie czekała, jednocześnie wiedząc, gdzieś podskórnie, w tkankach pomiędzy kością a mięśniem, że się zjawi. Że oczy zdradzające wygłodniałe marzenie były zaledwie preludium - nieważne jak zamierzał wzbraniać się przed niewypowiedzianą obietnicą, czy też wręcz przeciwnie, ulec jej bez zbędnych wyrzutów sumienia i zahamowań - pomimo tego wszystkiego, wiedziała, że przyjdzie.
Prędzej czy później, z niecierpliwością lub podgryzającym wyczekiwaniem; słowa, które padły ukradkiem przy prędkim pożegnaniu były zwiastunem, zapowiedzi, którą właśnie dopełniał.
Jego widok był przyjemnie nęcący, łechtający ego stworzone z zachcianek i kapryśnych fantazji, stroniących od wymagań, zasad i tego co wypada - i jej i jemu, o czym nieustannie zapominali, żyjąc w obłudzie wrzącego pragnienia, które spadło nagle i niespodziewanie. Bo kiedy Mulciber zawitał do Anglii i wypowiedział w jej stronę słowa; kiedy starł granice przyzwoitości i zaczął mamić wizjami wygłodniałej przyjemności, i sama w końcu uległa. Dała się porwać, podążyła z prądem za światem, który bez przemyśleń zaczęli między sobą budować. Być może chciała zbadać jego czułe punkty, odnaleźć skazę na idealnie skrojonej sylwetce dudniącej irytująco wielką dumą i później ją wykorzystać - a być może nie chodziło o nic poza fizycznym spełnieniem.
Pozwoliła samej sobie na nie - na czysty magnetyzm, pożądanie, które było przecież rzekomo domeną mężczyzn - już dawno temu; lojalność interpretowała jako pojęcie zgoła obszerniejsze, by sprowadzać ją do morza kiełkujących powoli, innym razem gwałtownie, żądz. Do ciała splecionego z innym ciałem. Do urywanych oddechów i narastających jęków. Chemia, żar, bezkarność, obijające się o żebra serce w kolejnym spaźmie słodyczy.
Chłód i półmrok w mieszkaniu był miłosierną łaską, ale kiedy bose stopy podejmowały następne kroki, a za plecami wyczuwała jego obecność, natarczywą, dominującą, nie mogła odczuć choćby krzty tego, co miało uchodzić za ulgę. Nie potrafiła nawet zawyrokować, jasno stwierdzić, stawiając ciężar na jednej z szal - nazwanie jego obecności po prostu błędem było zbyt trywialne. Nijakie, bezbarwne - zwłaszcza wobec uczucia spływającego przez przełyk, drgającego w lędźwiach i kotwiczącego w podbrzuszu.
Jego zapach wymiótł całą resztę woni, mieszanek składających się z papieru, świec i zwyczajowego zapachu jej mieszkania; wdzierał się w nozdrza natarczywie, nakazując spojrzenie. Nie szczędziła mu go długo, butelka spoczęła na stoliku i nim wybrzmiały pierwsze słowa mające skonfrontować jego senne marzenia, poczuła za plecami balast ściany.
Zderzenie z nią miało być przywróceniem do rzeczywistości, swoistym wyrwaniem z mamiącego zmysły letargu; ale kiedy dłoń instynktownie dotknęła faktury za plecami, a jego przywarła do kobiecej szyi, wymuszając jawną subordynację, krew znów zaszumiała w jej głowie. Nie było tutaj miejsca na osąd - ani ten wymierzony w niego, ani w samą siebie. Rozchylone usta machinalnie chciały zaczerpnąć powietrza, choć w geście więcej było przywódczej roli, niż faktycznego odebrania tlenu.
- Kto by pomyślał, że obudzi się w tobie tęsknota. Za mną - szept ocierający się o zwyczajową złośliwość, błysk igrający w oku, spojrzenie pozbawione strachu - nie miała w sobie wstydu czy zakłopotania, ciało, choć przyszpilone do ściany wychodziło jakby naprzeciw jemu; potrzask, w którym ją trzymał nie sprawiał dyskomfortu - wręcz przeciwnie, zachowywała się tak, jakby było jej wygodnie.
Nie zdążyła odpowiedzieć na przekleństwo, na złość wymierzoną w jej urodę i prowokację; wargi naparły na wargi, zduszony oddech sprawił, że westchnęła w jego usta jękliwie, oddając pocałunek po chwili - próbując dorównać mu tempa, natarczywości, czystego brutalizmu w geście tworzonym przez czułość. Spotęgowaną, zaprowadzoną na skraj - taką, której słodycz miała wręcz boleć.
Boleć miał też moment, w którym się odsunął; gesty zdradzały ciało, nienasycenie kwitnące w pociemniałym spojrzeniu ocierało się niemal o tęsknotę. Uniesiona żuchwa, zaciśnięta szczęka; wzrok, który mu posłała więcej miał ze złości niż zaaferowania, ale kiedy padło polecenie, rozchyliła wargi szerzej. Usta musnęły skórę, delikatnie, później dużo bardziej ochoczo, głębiej, aż język kilkukrotnie oplótł jego kciuk, kończąc krótką pieszczotę pocałunkiem na opuszku.
- Nie lubię - wyszeptała, głos ocierający się o chrypliwość akompaniował nieustępliwemu spojrzeniu. Nie lubiła poleceń. Nie lubiła posłuszeństwa; i choć jego obecność tutaj była jawną zgodą, na wszystko, co chciał jej zaoferować, nie zamierzała podawać mu wszystkiego na tacy.
- Jak zamierzasz mnie przekonać? - co dla niej przygotował? Gdzie tkwił haczyk, wobec którego miała faktycznie ulec i oddać mu to, czego tak desperacko łaknął? Gdzie był jej profit?
Dłonie spoczęły na jego torsie tylko na chwilę; uporanie się z guzikami koszuli zajmowało na tyle długo, że po dwóch zdążyła się znudzić, przez co palce sprawnie przeszły niżej. Oczy nie opuszczały oczu, równie jasnych co jej własne, kiedy pasek wysunął się ze szlufek spodni. Guzik i zamek skapitulował zaraz potem.
- Co dla mnie masz, Arsentiy?






will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczona
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/t8949-russian-doll#267610 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach