Wydarzenia


Ekipa forum
Sypialnia Tatiany
AutorWiadomość
Sypialnia Tatiany [odnośnik]30.10.20 18:45
First topic message reminder :

sypialnia Tatiany

Pomieszczenie zagracone, pogrążone w wiecznym nieładzie i woni kobiecych perfum mieszających się z dymem papierosowym. Łoże rzadko kiedy bywa zaścielone; fotele zwykle pełnią rolę podręcznej szafy; kobieca toaletka dzieli swą rolę z biurkiem i półką na opasłe księgi. Choć okna są wysokie i rozłożyste, wychodzą na jedną z ciemniejszych uliczek nokturnowej alei, skazując sypialnię panny Dolohov na nieprzyzwoicie duże ilości mroku; popołudniowa lektura jest tutaj możliwa tylko w towarzystwie świecy bądź zapalonej różdżki.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756

Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]22.09.22 19:25
20 maja

Upał zalał miasto gorącem i cuchnącym potem. Nie znosił takiej pogody, zupełnie jakby jego ciało za sprawą krwi płynącej w jego żyłach łapczywie pragnęło chłodu pokrytej śniegiem Syberii. Lubił ziąb, a on lubił jego, zamieszkawszy w jego stalowych oczach i twarzy często pozbawionej oznak jakiegokolwiek życia. Emocje grające w uśmiechu i zmieniających pozycję kącikach oczu, które miały niczym zwierciadło zdradzić o człowieku najwięcej były sztuką, której nauczył się przez wszystkie lata swojego życia. Kłamstwo stało się, jak śmierć, nieodłącznym towarzyszem tej przygody. Dziś miało ważne zadanie, ale jeszcze nie zdecydował, czy zaprosi go do wspólnego tańca z Tatianą.
Otwarte okno przy tej temperaturze okazało się zaproszeniem, które bezczelnie przyjął, pod postacią kłębów czarnej mgły zjawiając się arogancko w środku jej azylu. Rozmył się z ciemności, by wpaść w kolejną, ciemność pokoju słabo oświetlonego niknącym światłem dopalającej się świecy. Strącił płomień z knota, wpadając do środka, aurą gęstą i ciemną przenikając do wnętrza nokturnowego mieszkania. Dłonią sięgnął do srebrnej klamry, która spinała cienką, powłóczystą pelerynę. Późna pora wymagała odwiedzenia krainy snu, chłodne, rozwalone, niezasłane łóżko wzywało cichym szeptem. Czy była w domu? Zbudził ją, czy może dopiero wracała do domu? Zsunął z ramion wierzchnie ubranie i zrzucił je na zmiętą narzutę częściowo walającą się po podłodze. Przeszedłby do kolejnego pokoju, ale usłyszał jej kroku, zajął więc miejsce w fotelu, rozpinając szatę odsłaniając elegancką, obszytą srebrną i zieloną nicią czarną kamizelkę pod spodem. Wyciągnął różdżkę, rozpalać świece w pokoju, kiedy drzwi do sypialni zaczęły się otwierać, a później odłożył ją na podłokietnik.
— Tatiano — powitał ją, nie zadając sobie jednak trudu, by wstać. — Wybacz za późną porę, ale praca wypełnia każdą wolną chwilę. — Zerknął też w kierunku drzwi, wskazując na nie z nonszalancją. — Nie chciało mi się wchodzić po schodach — dodał ciszej, nieszczególnie starając udać przy tym zakłopotanie najściem. Dopiero wtedy wstał i spojrzał na nią, by jej się przyjrzeć. Rozłożył ręce na boki, jakby chciał ją uściskać.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Sypialnia Tatiany - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]22.09.22 19:27
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 63
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sypialnia Tatiany - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]22.09.22 19:57
Zimno kojącą łuną rozlewało się wzdłuż ciała, zupełnie jak zbawienie w dniu naznaczonym nieprzyzwoicie wysoką temperaturą; porcelanowa wanna napełniona niemal po brzegi chłodną wodą była przyjemnym zwieńczeniem wielu godzin upałów i rozeźlenia.
Maj płynął spokojnie, choć wciąż wspominała wizytę w cmentarnych kryptach u boku panny Multon, trwającej gdzieś w zawieszeniu pomiędzy starannością zmiany życia, a dawnymi nawykami; czasami zastanawiała się, czy w takiej zmianie jest faktyczny potencjał, czy wszystko jest tylko czystą wydmuszką stworzoną z pozorów i niezaspokojonych marzeń; widziała w Elvirze więcej skrzywdzonej kobiety, niźli osoby trzymającej swoje życie w ryzach, nawet jeśli jej nowy dom był miłą odmianą od nokturnowskich włości.
Papieros żarzył się długo, popiół opadał samoistnie na kafle łazienki; w końcu bibułka zgasła, a ona podniosła się w górę, wyrzucając niedopałek poza krawędź obszernej wanny na złotych nóżkach. Mokre pasmo ciemnych włosów przyległo do nagich pleców, szybkie ruchy dłoni pochwyciły ręcznik, później lekką, półprzezroczystą czerń szlafroka z szerokimi rękawami, która otuliła bladość nagiego ciała. Zawiązała liche okrycie w pasie, wychodząc z łazienki leniwie.
Zostawiała za sobą mokre ślady stóp, powoli znikające na ciemnej posadzce i dywanie w korytarzu rozświetlonym kilkoma rzędami świec; wypalały się i zapalały samoistnie, zupełnie jak latarnie na owładniętych nocą ulicach. Niemal letnią; większość okien na piętrze z uwagi na wysokie temperatury pozostawała otwarta, choć nie dawało to ulgi, jakiej życzyłaby sobie w podobnych warunkach.
Ostatnią ze świec, tuż przy drzwiach do sypialni zgasiła szybkim ruchem dłoni, przekraczając w końcu drzwi ze zwyczajowym skrzypnięciem; to zagłuszyło wyraźne westchnienie wypuszczone spomiędzy warg spowodowane zaskoczeniem.
Stłumiła w sobie gwałtowny odruch podskoczenia, ograniczając ciało jedynie do zatrzymania się w bezruchu i instynktownej próbie sięgnięcia do kieszeni z różdżką; w szlafroku brakowało takich miejsc. Dłoń odsunęła się zatem od biodra, próba obrony zniknęła, a spojrzenie skrzyżowało spojrzenie.
– Ramsey – jego imię wybrzmiało na bezdechu, delikatny uśmiech pojawił się dopiero po jakimś czasie, a dziwne uczucie w krtani nie zniknęło pomimo przemijającego zaskoczenia zmieszanego z nutą strachu. Zmierzyła go spojrzeniem powoli, rozsiadającego się w fotelu w eleganckim stroju, z nonszalancją i pewnością siebie namalowaną w rysach twarzy.
– Wybaczam – późną porę i lenistwo nakazujące mu skorzystać z okna; na moment uniosła jedną z brwi w wyrazie niemego pytania – co tu robił, dlaczego się nie zapowiedział? Dlaczego wciąż odczuwała ten dziwny uścisk, zupełnie jak gdyby coś oplatało się wokół jej klatki piersiowej, zabierało płuca i w końcu ściskało serce – ilekroć pojawiał się w pobliżu?
– Przyszedłeś opowiedzieć mi bajkę na dobranoc?
Powoli przeszła przez pomieszczenie, nie odejmując spojrzenia od jego oczu; kiedy pojawiła się obok, zamiast faktycznie skorzystać z rozłożonych ramion, nachyliła się, składając pocałunek na jego policzku, ledwie muśnięcie.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]22.09.22 20:20
Zapach papierosów i mydła wtargnął wraz z nią do pomieszczenia, zaś blask świec, które rozpalił nim usiadł otulił ją ciepłym światłem. Pomarańczowa łuna lizała jej ciało doskonale odznaczające się spod cieniutkiej tkaniny, ale nie mógłby winić jej za ten kuszący widok, właściwie za negliż, w którym wystąpiła, wszak nie spodziewała się gościa o tej porze, a z pewnością nie jego. Uśmiechnął się więc, utrzymując spojrzenie na jej twarzy, choć w męskim odruchu oczy pragnęły objąć ją szerzej, przemykając spojrzeniem po jej sylwetce, zatrzymując się na dłużej w miejscach, których jako brat zdecydowanie nie powinien był oglądać. Któż jednak by się przejął, nie on.
— Żaden z twoich chłopców nie jest na tyle godny, by to robić? Wyglądasz, jakbyś na mnie czekała — odparł przekornie, nie opuszczając oczu. Śledził jej krok przez pomieszczenie. Widok jej takiej — prawie nagiej, zupełnie bezbronnej, bez makijażu, uwodzicielskiego stroju, bez różdżki w dłoni był zaskakująco przyjemny dla oka. Kojący. Pokiwał głową lekko, by odsunąć poły szaty i z kieszeni wydobyć prawą ręką pergamin złożony kilka razy, w drobną kostkę. Ponownie usiadł w fotelu, jak wcześniej i ułożył go na podłokietniku i przycisnął palcem.
— Owszem. Możesz śmiało ułożyć się do łóżka, zmrużyć oczka. Postaram się przynudzać na tyle, byś szybko odpłynęła. Istnieje szansa, że obejdzie się bez wieczornych dramatów. — Drugą dłonią sięgnął do drugiej kieszeni, po przeciwnej stronie. Z niej zaś wyciągnął dwa kawałki pergaminu, drobne i złożone tylko na pół. Położył je na drugim podłokietniku i także przycisnął palcem. — Zanim jednak wybierzesz, którą chciałabyś usłyszeć najpierw, może zechciałabyś mi powiedzieć, dlaczego nie było cię na kwietniowej uroczystości. Sądziłem, że wyraziłem się dość jasno na temat przywilejów i... obowiązków. — Kilka dni przed uroczystym wręczeniem orderów nakreślił do niej list, w którym pochwalał jej osiągnięcia. Nie sądził, że tak szybko się zawiedzie. Odznaczenia, które przyjął w jej imieniu wciąż znajdowały się u niego w domu. — Czułem się bardzo, bardzo samotny tamtego wieczora...— mruknął z teatralnym rozżaleniem.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Sypialnia Tatiany - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]22.09.22 20:42
W pierwszym odruchu nie rejestrowała nawet stanu w jakim ją zastał – po kąpieli, nagim ciele skrytym za bardziej atrapą materiału niźli jakimkolwiek odzieniem, gdzieniegdzie noszącą ślady zimnej wody; miała wrażenie, że kiedy spojrzenia się krzyżują, na przedramionach wykwita jej gęsia skórka, zupełnie niespowodowana zbyt niską temperaturą. Oczy otworzone były pierw szeroko, dopiero po dłuższej chwili – po kilku oddechach, przedłużonych spojrzeniach, zlustrowaniu jego sylwetki kilkukrotnie – wróciły do zwyczajowego sobie, subtelnego przymrużenia.
– To chyba ci schlebia, prawda? – brew drgnęła w górę, równocześnie kącik ust; nie potrafiła powstrzymać nuty uśmiechu, kiedy wspomniał o jej chłopcach. Gdyby wiedziała, że zastanie go w swojej sypialni, zapewne wyglądałaby inaczej, zdecydowanie byłaby bardziej ubrana, choć moment zdania sobie sprawy z własnej półnagości, o dziwo, nie wprowadzał jej w zakłopotanie.
Przeszła przez pomieszczenie miękko, sunąc długim, czarnym materiałem po bokach swoich kroków, jednocześnie nie przenosząc wzroku. Wciąż obserwowała, zamieniając zaskoczenie zmieszane z nutą strachu na ciekawość, niemal zaintrygowanie. Zasiadał w fotelu pewnie, zupełnie jakby zrelaksowany, w przeciwieństwie do piętrzącego się napięcia, które sama odczuwała gdzieś w pobliżu łopatek.
Między jego palcami pojawiła się kartka, zwitek złożony na niewypukłą kostkę; zatrzymała na tym spojrzenie tylko na moment, prędko wracając do oczu Mulcibera, nie wypytując, nie wybiegając w przyszłość, a śledząc to, co zamierzał jej przekazać.
Całus osiadł na delikatnie ciepłym policzku bardziej jak muśnięcie wiatru, niźli pocałunek; później przeszła obok, przysiadając w końcu na skraju łóżka tuż obok niego, znów zerkając na podłokietnik zajmowanego przezeń fotela.
Kolejne kartki, kolejne zagadki poskładne kilkukrotnie; zmieliła w ustach własną ciekawość, ledwo zauważalnie skubiąc dolną wargę zębami, kiedy zapytał o ceremonię. Stłumiła także chęć uśmiechu, zwłaszcza, kiedy wspomniał o samotności.
– Samotny? Ciekawe, doszły mnie zgoła odmienne słuchy – obiły jej się o uszy plotki z gazet, zasłyszane słowa ludzi mówiących gorączkowo o wydarzeniach, którym przewodziło Ministerstwo – To chyba nie w moim stylu – stwierdziła, przez moment marszcząc nos – Anonimowość ma wysoką cenę, a teraz podwoiła stawkę. Tatiana Dolohov, kim ona jest, jak ona wygląda? – westchnęła niemal teatralnie; wiedziała, że ludzie gadają. Że się ciekawią, pytają, rozglądają. Niechęć do błysku pełnego fleszu, zobowiązania wyjazdowe – mogła tworzyć wymówki i powody, finalnie jednak milknąc na dłużej niż chwilę.
– Wybacz. Powinnam była tam być.
Słowa wypłynęły po jakimś czasie, spojrzenie na nowo zogniskowało się na jego twarzy; wiedziała, że ceremonia wywołała poruszenie. Wiedziała, że stawała się rozpoznawalna, że jej nazwisko wymienione przez samego Ministra otworzyło jej nowe drzwi i zapewniło nieprzekonanych o jej statusie.
Zagryzając policzek od środka, zsunęła wzrok niżej, na kartki - po jednej i drugiej stronie fotela.
- Między czym mam wybierać?



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]22.09.22 23:12
Kokietująca, jak zawsze, pomyślał, uśmiechając się leniwie na jej słowa. Oczy zwęziły się, błysnęło w nich światło świec, których płomienie zniknęły, kiedy weszła światłu w drogę, by w końcu odbić się w nich na nowo. Śledził ją chwilę nieruchomo, z uniesionym, przenikliwym spojrzeniem.
— Dlaczego miałoby? — spytał, unosząc brew prowokująco. Lubił, gdy to robiła. Wyjaśniała mu proste rzeczy zgodnie ze swoją prostą, kobieca logiką. Czując się tu swobodnie, jakby był u siebie, rozsiadł się wygodnie. To nie była odpowiednia pora na takie rozmowy, ale dla niego nie było innej, lepszej, czy bardziej odpowiedniej. Tu i teraz liczyło się najbardziej i od tu i teraz jakby zależało wszystko. Pochyliła się nad nim, by złożyć pocałunek na jego policzku. Słodki, siostrzany. Wraz z nią opuścił spojrzenie na jej odsłonięty dekolt, który w tym półmroku nie był już osłonięty prześwitującym szlafrokiem. Jej brak wstydu był wyraźnym komunikatem, on nie odczuwał go także. Obrócił lekko głowę, jakby jej usta pociągnęły skórę za sobą, a może jakby chciał jak najdłużej zatrzymać na szorstkiej skórze miękkość jej ust. Ignorował jej piękn ciało, nawet gdy usiadła tuż przed nim; pilnował się, od lat nie mając żadnych problemów z samokontrolą. Potrafił powstrzymać przejaw ciekawości równie dobrze, co męskich rządź. To one gubiły ich najczęściej. Choć i tak widział jej sylwetkę otuloną miękkim światłem ognia, mając ją całą w zasięgu wzroku mógł z pewnością westchnąć z powodu jej prezencji, ciała.
— Doprawdy? Jakież to? Zdradź mi, co mówią. — Wiedział co. Nie pojawił się na tej uroczystości sam nie bez powodu. Człowiek w jego wieku już dawno powinien mieć żonę, rodzinę. Walczył o tradycje, wartości — zawsze skupiony na sobie, teraz jednak wystawiony na świecznik nie mógł sobie pozwolić na błąd. Z przyjemnością słuchał więc plotek i doniesień. Towarzyszyła mu naprawdę piękna kobieta, Salome intrygowała mężczyzn, dostrzegł to kiedy ją spotkał. Dostrzegł także wtedy, podczas ceremonii. Jej uroda przyciągała uwagę, a ich publiczne pojawienie się razem było dostatecznym sygnałem, że traktował ją poważnie. Był ciekaw, czy dotarli już do miejsca, w którym podejrzewano ich o rychły ślub. — Otrzymałem propozycję — rzucił leniwie choć w kontrze, przyglądając jej się uważnie. To nie z lady Odetną był na tamtej ceremonii, przeoczył jej obecność tam, zbyt zaabsorbowany obecnością Salome.— Bym pojął za żonę lady Parkinson. — dodał, a kąciki ust uniosły się w uśmiechu. Przechylił głowę na drugą stronę, opuszczając w końcu spojrzenie na pergaminy trzymane pod palcami na obu podłokietnikach.
Zastanowił się chwilę nad jej słowami. Nigdy nie dążył do rozgłosu, rozgłos odnalazł go sam. Nie mógł się dłużej chować w cieniu, jego osoba stała się rozpoznawalna. Dotąd także cenił sobie anonimowość, dlatego nie zaśmiał się z powodu jej słów, choć pojął, że były ledwie żartem.
— Mogłaś zachwycić swoją obecnością — odpowiedział zamiast tego, unosząc wzrok. — Obecność na takich uroczystościach jest obowiązkiem, który musisz wypełnić, czy to ci się podoba, czy nie — odparł szorstko. — Przyjąłem twoje odznaczenia zamiast ciebie z rak samego Ministra Magii. Wszyscy wierzą, że miałaś ważne wytłumaczenie, by zlekceważyć to zaproszenie i niech tak pozostanie. — Malfoy mógł być marionetką w rękach Czarnego Pana, ale pozory należało zachować i dbać, by historia prezentowała się tak, jak sobie tego życzą. Zachowując już powagę, bez uprzedniego rozbawienia i lekkości stuknął palcami w oba podłokietniki, w pergaminy. — Między dobrym i jeszcze lepszym. — Wzrok miał surowszy niż wcześniej, nie zadowoliła go jej odpowiedź. Nie zasłużyła na to, by tu przyszedł z tym, co dla niej miał, ale liczył na to, że po matce odziedziczyła to, co najlepsze. Nie to, co najgorsze.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Sypialnia Tatiany - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]23.09.22 12:31
Płomienie świec otulały szaro-bury krajobraz, nadając mu odrobiny przytulności, jednocześnie stanowiły kojące źródło światła, na tyle słabe by nie nadwyrężać wzroku przyzwyczajonego do ciemności, na tyle obfite, by mogła mu się przyjrzeć. Przyjrzeć, przeanalizować każde zagłębienie na twarzy, wyłapać stal spojrzenia, drobne uniesienie kącika ust, drgającą w pytaniu brew.
– Lubisz, gdy się na ciebie czeka – wyjaśniła krótko, pozornie prosto, choć nie zdradzając wiele; chciał, żeby na niego czekała. Żeby była w gotowości na to co jej przynosił, w końcu w ludzkim odruchu musiało schlebiać mu to, że nie miała oporu by pokazywać mu się w takim stanie, nie czując skrępowania. Żeby traktowała go tak, jakby wyczekiwała z utęsknieniem jego przybycia, otulona delikatnym szlafrokiem.
Przysiadła na skraju łóżka, wciąż blisko fotela, wyrównując pole ich spojrzeń na podobny poziom i pozwalając sobie nawet na delikatny uśmiech, kiedy temat rozmowy stoczył się na wspomnienia wielkiej uroczystości pod przewodnictwem Ministra Magii. Wystarczyły jej zasłyszane słowa, przekazywane z ust do ust relacje i westchnięcia, w końcu plotki mówiące o artykule w popularnej gazecie. Na moment uniosła brew, pytająco, jakby upewniała się, czy naprawdę mają grać w tę grę pozorów, niedopowiedzeń, rozbawienia i czegoś na skraju zazdrości; że jej nie powiedział, że nie wyjawił swoich planów? Wszakże i ona nie zdradziła swoich, pilnując własnego nosa i zostając przy twierdzeniu, że była już dużą dziewczynką.
– Mówią o blondwłosej piękności. Nie pamiętam nazwiska, raczej niesłyszalne w naszych kręgach do tej pory – wyjawiła, a usta znów drgnęły w uśmiechu. Nie interesowała ją zbytnio tożsamość panny, z którą Ramsey pojawił się na uroczystości, nie póki ta nie była nikim znaczącym; nie była na pewno lady Parkinson.
Jego wyznanie wywołało w niej coś na granicy szoku i rozbawienia; przez moment naprawdę zastygła w bezruchu, niemal, bo jedynie oczy się poruszyły, rozszerzając, później dołączyły do nich usta. Propozycja matrymonialna z ramienia Parkinsonów nie była czymś, czego Tatiana mogłaby się spodziewać.
– Odetta Parkinson? No proszę – miała okazję poznać ją bliżej podczas wieczoru u Elviry, dowiadując się o pokrewieństwie tychże dwóch pań; szok prędko zmienił się w uśmiech, wciąż jednak okraszony zdumieniem – Nie z lady Parkinson pojawiłeś się na ceremonii. Czyżby właśnie tajemnicza towarzyszka była zapalnikiem tej propozycji? – znów uniosła brew, tym razem rozbawiona; wiedziała, jak wiele zależało od dobrego imienia, od kaprysów i małych zazdrości. Wiedziała także, że pozycja Ramseya zmieniała się ku lepszemu wciąż i wciąż, a brytyjski półświatek arystokracji bacznie obserwował.
– Co zamierzasz zrobić? - teraz obserwowała go ona, w zaciszu sypialni okrytej nocą; spojrzenie przesuwało się po jego twarzy, doszukując się odpowiedzi; podjął już decyzję? Dalej rozważał?
Zacisnęła nieco mocniej zęby na wnętrzu policzka, finalnie przytakując głową na jego słowa; przez moment zerkała na przestrzeń, jakby nieobecnie, w końcu wracając jednak spojrzeniem do jego oczu.
– Wiem – wypowiedziała o obowiązku, który zdecydowała się przyjąć na swoje barki Niech tak zostanie – powtórzyła zaraz potem po jego słowach, z uznaniem, nutą pokory drżącą w zgłoskach – Dziękuję - za drogę, którą jej otworzył, za przyjęcie na siebie odznaczeń Ministra, za dobre słowo; nie musiała tego mówić, by wiedział.
Wzrok potoczył się dalej, wrócił na nowo do zwiniętych pergaminów, które dla niej przygotował; po jednej i drugiej stronie fotela, po jednej obszerniejszy jeden, po drugiej dwa ledwie złożone na pół.
– Mam wybrać tylko jeden z nich? – jeden wybór między dobrym a lepszym; nie wiedząc tak naprawdę co wybierała – bajkę na dobranoc, prezent na urodziny, karę za niestawienie się na ceremonii, obietnicę wspaniałej przyszłości; wszystko w jego otoczeniu pozostawało enigmą, jedynie pozornie ukazaną, znajomą, swoją. W rzeczywistości karty nieustannie pozostawały nieodkryte.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]23.09.22 15:20
W tym prostym stwierdzeniu miała zupełną słuszność — czy dlatego, że zdołała go poznać, czy dlatego, że to było tak łatwe do przewidzenia? A może nie był w tym odosobniony, choć ten wariant przypadłby mu do gustu najmniej. Nie lubił cierpieć na pospolite schorzenia, być jak wszyscy inni. Nie lubił czekać, wolał jednak kiedy to inni czekali na niego. Gdy był dzieckiem, młodzieńcem, młodym mężczyzną nikt tego nie robił. Zawsze był skazany wyłącznie na siebie, na własne towarzystwo, wszędzie musiał być na czas bo tego go nauczono. Czekanie było więc miłą odmianą. Dla jednych to oznaka braku szacunku, jemu zaś dawało poczucie kontroli. Chwilowe i ulotne, jak ulotne potrafiły być słowa niezapadające w pamięć.
— A ty? Czekasz czasem na kogoś? — spytał, choć szczególnie w jej odpowiedzi interesowały go jej relacje, związki, zażyłości. Czy kto był obecny w jej życiu. Przyglądał jej się uważnie. Niewiele osób wiedziało, jakie łączą ich zależności i od dzisiejszej rozmowy zależało, w którą stronę się to zmieni. Nie tykał rzeczy, które miały szanse rozwijać się same, ale to, co miało i tak spaść, należało popchnąć.
— Rzeczywiście. Panna Salome Lyon. Jest bardzo młoda, nie ma dwudziestu lat.— Prócz tego, że była wyjątkowo piękna to był jej drugi największy atut. Zbyt młoda, by wyrobić sobie złe nawyki, nabyć brzydkich manier, przejąć od nieodpowiednich osób złe wzorce. Mógłby ją ukształtować tak, jak mu to odpowiadało, nadać jej cel, otoczyć ludźmi, których powinna znać. Nie ciągnął jednak jej tematu, zapytał o to w innym celu. — Lady Odetta Parkinson — potwierdził, przechylając lekko głowę. — Znacie się? Dobrze? — dodał od razu, uśmiechając się powoli. — A byś zrobiła na moim miejscu? — Gdybyś była mężczyzną, miała wybór i tak doskonałą propozycję? Nie była, dlatego się tu pojawił. Nim jednak rozwiązał zagadkę i szarpiąca ją niepewność, chciał wysłuchać jej pomysłów. Kiedy przytaknęła, wyrażając skruchę, pokiwał głową.— Nie potrzebuję twojego podziękowania, tylko pewności, że mnie nie zwiedzisz i nie staniesz przeciwko mnie. Pozostaniesz lojalna, błyskotliwa, i mądra.— Tego od niej wymagał, spodziewał, na to liczył. Nie była dziś istotnym graczem na tej planszy, ale widział w niej potencjał i coś, co mogłoby uczynić z nich zgrany duet. Przydadzą mu się lojalni sojusznicy, zaś jej — wpływowi. Nie znała go tak dobrze, by świadomie wiedzieć, na co się pisać, ale mogła już dziś podejrzewać, że to nie będzie proste. A po tym co usłyszy za chwilę z pewnością zrozumie także, że przyszłość tej relacji spoczywała już teraz w jej dłoniach.
Zerknął na pergaminy, a późnij na nią.
— W takim razie ja dokonam wyboru za ciebie — mruknął, unosząc w dłonie najpierw dwie, drobne karteczki zmięte na pół. Podał je jej lewą ręką. Kiedy rozchyliła je obie, mogła ujrzeć na nich dwa nazwiska. — Drew Macnair, namiestnik Suffolk, śmierciożerca, łamacz klątw, podróżnik i poszukiwacz, zaś prywatnie mój przyjaciel. Należy spodziewać się jego szybkiego opuszczenia Londynu. Zakładam, że szuka już rezydencji w Suffolk. Jest związany z Belviną Blythe, uzdrowicielką, ale tym nieistotnym szczegóły bym się nie przejmował. I Aleksiej Mulciber, mój kuzyn, bratanek mojego ojca, Ignotusa. Przyszły sojusznik Rycerzy Walpurgii. Mieszka na Syberii, ale z przyjemnością zjawi się w Anglii, by osiąść na nowych, rodzimych ziemiach. W Warwickshire. Te dwa nazwiska to moja dzisiejsza propozycja dla ciebie, ale przemyśl ją dobrze, nigdy więcej jej nie powtórzę. — Nie musiał chyba dokładniej wyjaśniać do czego zmierzał, wszystko mówiło samo za siebie. Uniósł brwi, patrząc na jej twarz, malujące się na niej emocje. — Nie musisz odpowiadać teraz. — O tym, że Drew otrzymał identyczny list od lady Parkinson nie wiedział, ale to na dzień dzisiejszy było bez znaczenia, niczego jeszcze nie ogłoszono. — A tu... — Podał jej drugą kartę. — To list od twojego ojca. Niewybredny — pełen wyjątkowo ostrych epitetów, które miały ją określać i jego dezaprobatę względem niej. Poświęcił sporo miejsca na przyrównanie jej do Grahama i jednakowo krytyczną ocenę ich obojga.— I adres. Zaprosił cię na herbatę. Pojutrze o osiemnastej. — Miała względem niego plany, jeszcze niedawno czuła wobec niego złość. — To także odpowiednia pora, by podjąć decyzję. Z pewnością zechciałby usłyszeć, co postanowiłaś. — O jej przyszłości, zamążpójściu, kandydatach. Mogła mu uprzykrzyć ostatnie chwile, jeśli chciała. Wszystko jednak zależało od niej samej.
Puste dłonie domagały się zajęcia, więc powoli wyciągnął z kieszeni papierosy, przesunął jednym z nich po wardze, by go zwilżyć. Nie lubił, gdy bibuła przyklejała się do ust i odpalił jednym pstryknięciem.




pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Sypialnia Tatiany - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]24.09.22 10:11
Coś musiało kryć się za jego wizytą; niespodziewaną, niezapowiedzianą, niemal natarczywą. Nie powinna była być zdziwiona, nie chciała tego pokazywać; czy czekała? Kiedykolwiek? Na niego lub kogoś innego? Tkwiła w nieoczywistym statusie miesiącami, w opinii innych faktycznie czekając, choć sama tak tego nie traktowała.
- Też wolę, gdy to na mnie się czeka. Może to rodzinne? - choć wcale nie było w tym rodzinnych zażyłości, doskonale wiedziała co kryło się za ich niepozorną wymianą zdań; poczucie wyższości, kontrola, nawet ta ulotna i ułudna. Lubiła otaczać się ludźmi, którzy patrzyli na nią z zainteresowaniem. Lubiła zostawiać za sobą niewiadomą, na tyle nurtującą, by to faktycznie na nią czekano, pytano, interesowano się i nie mogło się doczekać. Było wiele imion, mało istotnych, przelotnych lub stworzonych z kaprysu i ciekawości; żadne na tyle istotne, by miała faktycznie wyczekiwać.
- Bardzo młoda blondynka. To nie brzmi jak twój typ - skomentowała, z drgającym na ustach uśmiechem, zaaferowana jednak bardziej propozycją szlachcianki, jaką mu złożono, niż panienką, która wywołała małe poruszenie na ustach innych ludzi - Lady Odetta, znamy się, owszem. Nie powiedziałabym, że dobrze - widziała ją zaledwie kilka razy, bliżej mogła przyjrzeć się podczas spotkania w domu Multon; sprawiała wrażenie takiej, jak każda inna - perliste uśmiechy, delikatnie złożone dłonie na udach, wyprostowane plecy i uniesiony podbródek - Sprawia wrażenie potulnej - dodała, wyrokując jedynie na tym, co było dane jej do tej pory oglądać - Choć na pewno potrafi poradzić sobie słowem. W końcu jako ambasadorka domu mody musi być doskonałą dyplomatką - taką, która raczej potrafi wepchnąć komuś własny pomysł, niźli wyraźnie się zbuntować i postawić jasno na swoim - Jest urocza. Odpowiednia, raczej trzymająca się z tyłu - nie widziała bowiem do tej pory czegoś wybijającego się poza tłum; skoro była szlachcianką, takie cechy były niemalże podręcznikowe.
Rozbawienie tańczyło na jej ustach, czuła się zupełnie tak, jak gdyby rozprawiali nad matrymonialną zagwozdką, swatali pary, dyskutowali o rynku małżeńskim.
Uśmiech na moment zszedł na bok, przez brwi przemknęła delikatna zmarszczka; mówił o lojalności, o oddaniu - automatycznie zaczęła przypominać sobie całą drogę ich dziwacznej relacji. Od wpajanej przez matkę nienawiści, po niechęć, aż po moment, w którym pozwoliła mu pokierować swoim życiem i obrała drogę, którą kroczył. Samo nazwisko Mulciber było wystarczającym powodem, by go nienawidzić; fakt, że był jej bratem wystarczającym, by nie potrafiła tego zaakceptować.
- Nie stanęłabym przeciwko tobie - wypowiedziała niemal szeptem, odnajdując znów jego wzrok, na dłużej niż chwilę, nim spojrzenie nie przeniosło się ponownie na zwinięty pergamin. List, rozporządzenie, notatka; nie potrafiła zweryfikować, co miał na myśli, póki sam nie zdecydował się wyjawić jej powodu spotkania.
Drew Macnair; na dźwięk jego nazwiska zmarszczyła brwi, nie potrafiąc pohamować nuty uśmiechu, tłumiąc w sobie czyste rozbawienie.
- Postanowiłeś zostać swatką? - zapytała pierw, kiedy prezentował jej kandydata, bardzo dobrze jej znajomego; po co jej to mówił? Po co tłumaczył kim był Drew, co robił, czym się zajmował? Dopiero kiedy wspomniał o swoim krewnym, wszystko stało się jasne.
- Ramsey, jestem zaręczona - odpowiedziała, z całym niezrozumieniem kwitnącym w głosie i na twarzy. Zaręczona z woli ojca, zaręczona przypieczętowaną umową, którą spisał ojciec. Zaręczona z kandydatem, którego ojciec wybrał. Kandydatem, który okazał się być wygodnym stanem przejściowym, przebywając więcej poza granicami kraju niż w jej otoczeniu; wiedziała, że to wszystko jest odkładane za długo. Że stan żałoby, który przedłużała według własnej potrzeby już dawno się skończył, że wymówki i wzniosłe słowa o wspaniałym mężczyźnie zajętym interesami, przestały być wystarczające - ludzie się niecierpliwili, plotkowali, szeptali za jej plecami, próbując dowiedzieć się kim ów narzeczony był i dlaczego pozwalał na to wszystko.
Zacisnęła usta w wąską linijkę, kiedy wspomniał o ojcu; i on większość czasu spędzał w podróży, nieustannie popadając ze skrajności w skrajność, składające się z wylewnej miłości i pozornej troski, która bardziej objawiała się w kontroli jej każdego kroku; a wiecznym zawodem, przekleństwem, niespełnioną ambicją. Za to, że nie była synem.
Wypaczona miłość objawiała się szaleństwem w oczach starego Dolohova; wiadomość o tym, że wrócił i chciał się z nią spotkać wywołała dreszcz w dole jej kręgosłupa.
Drew był dla niej sojusznikiem, przyjacielem, nawet jeżeli mieli momenty stworzone z beztroski i przyjemności; sylwetka Belviny była jej doskonale znana, relacja dwójki całkowicie jej nie obchodziła, choć to nie było problemem. Nazwisko Mulciber z kolei wywołała dziwny ucisk w żołądku, jednocześnie miała wrażenie, że stanęły jej drobne włoski na karku. Matka przewróciłaby się w grobie.
Kartki wciąż tkwiły w jej dłoni, jej oczy w oczach Ramseya; nie otwierała ni pergaminów z nazwiskami, ni tego, na którym spisane było ojcowskie słowa. Ile były warte? Jak długo jeszcze miał mieć wpływ na jej życie? Jak długo jeszcze w ogóle miał w nim być?
- Ty też będziesz na tym... spotkaniu? - zapytała w końcu, po długiej chwili ciszy, nieco chrypliwie. Wyobrażała sobie stolik, porcelanowy zestaw z gorącą herbatą, filiżankę - sielankowa wizja zmieniała się w jej myślach, stawała niemal makabryczną; trucizna w porcelanie, różdżka wymierzona w pierś... było tak wiele sposobów.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]06.10.22 8:48
— Być może — odpowiedział od razu, nie zastanawiając się głębiej nad odpowiedzią. Rodzina brzmiała w jej ustach abstrakcyjnie, nie oponował jednak, chętnie korzystając z tego samego argumentu. Powiła je jedna kobieta, płynęła w nich krew tak samo zimna, a życie odcisnęło na nich własne piętno. Mimo to byli zupełni różni. Zdumiał się, kiedy wspomniała o własnym typie, a tego oznaką było uniesienie brwi. Przylgnęła już do niego łatka starego kawalera, o dawny zaręczynach nikt już nie pamiętał. Gdyby nie obowiązki, które musiał wypełnić i pozycja jaką osiągnął, nie myślałby o tym poważnie. Sytuacja jednak się zmieniła, musiał się dostosować i podkreślić, jak bardzo liczą się dla niego wartości, o które sam walczył.
— Nie? A jaki jest mój typ? —  spytał przekornie, wzruszając niewinnie ramieniem. Spodziewał się, że wykreowała we własnych wyobrażeniach postać, która mogłaby do niego pasować — jaka by była? Zdawało się, że usłyszał to zaraz potem. Uległa i bezproblemowa, jak lady Parkinson. — Jako ambasadorka domu mody musi być przede wszystkim urodziwa i doskonałych proporcji — poprawił ją. — Wątpię, by z dyplomacją miało to cokolwiek wspólnego — dodał z pobłażaniem, patrząc na Tatianę z prośbą, by nie żartowała z niego w ten sposób. Miała go za durnia? Widział ją na malunku przesłanym przez lady Parkinson, rzeczywiście była urodziwa. Domyślał się, że musiała prezentować się w towarzystwie doskonale, zachwycając kreacjami i wizerunkiem; znając życie najlepiej także by postawiła wszystko na prezencję, kokieterię, odzywając się jak najmniej. — Dziękuję jednak za szczerą opinię — dodał, zerkając po sobie, by wygładzić materiał kamizelki na brzuchu. Uśmiechnął się, słysząc jej wyznanie. Doceniał je i wierzył, że było szczere. Uniósł na nią stalowe oczy.
— Swatem — poprawił ją; nie było w tym nic nadzwyczajnego. Nie nosiła jego nazwiska, ale mogła istnieć w środowisku jako siostra, o którą dbał i na której przyszłości mu zależało. Mogła pomóc mu umocnić jego własną pozycję, ale i bez niej świat nie stawał na głowie.— Z kim? — spytał ze szczerym rozbawieniem, wyraźnie lekceważącym. Patrzył jej w oczy z niedowierzaniem, ale i pewnego rodzaju zawodem. Miał ją za mądrzejszą. Była kobietą, która marzyła o luksusach, wygodzie. Chciała nosić drogie kamienie na palcu a to świecidełko, które błyszczało nie było nic warte, podobnie jak jej kandydat. W Anglii był nikim. Nie miał nazwiska, szacunku, uznania. Był bezimiennym cieniem, przy którym nie tylko nie rozkwitnie, nie rozwinie skrzydeł, ale zatonie w oceanie przeciętności. Mogła udawać przed obcymi, że jej wybranek miał jakiekolwiek perspektywy, a ona gdy wyjdzie za mąż stanie niemalże na równi z damami, wśród których zapewne chciała się obracać. Nic bardziej mylnego; będzie pospolita, bezimienna, byle jaka. — W takim razie twoje miejsce jest chyba u boku narzeczonego — mruknął z kpiącym żalem po dłuższej chwili, poważniejąc. Nie miał nad nią żadnej władzy, nie mógł postawić ją więc przed dokonanym wyborem. To, co dziś jej zaoferował nie było prezentem, a przysługą, która miała przyczynić się do poprawienia jej bytu, osiągnięcia tego, czego pragnęła. Była szansą, ale o przysługach należało pamiętać, a on lubił obdarowywać nimi ludzi wiedząc, że w przyszłości w każdej chwili może wymagać podobnego gestu. Ta decyzja mogła spleść ich drogi ze sobą, uczynić rodziną. Mogła ich też raz na zawsze dzielić. Nie było powodu, dla którego miałby otaczać ją jakąkolwiek uwagą, gdy ich drogi się rozejdą. Uśmiechnął się jeszcze szeroko pod nosem. Łatwiej było buntować się przeciwko decyzjom z który narzuconym, ale podjąć własną i wziąć na barki odpowiedzialność za nią już wydawało się nieco niewygodnie. Z pewnością zdawała sobie sprawę z przyszłości, jaka ich czeka. I tego, że nie otrzyma od niego żadnego wsparcia. Była już dużą dziewczynką, jak mawiała. Mogła wziąć sprawy we własne ręce.
— Jeśli o to poprosisz, będę — odpowiedział, powoli podnosząc się przed nią z fotela. Nie chcąc stać w bliskiej odległości w tej pozycji — wciąż siedziała — uczynił kilka kroków, w kierunku okna. — Nie będę dłużej nadwyrężał twojej gościnności — mruknął, kąciki ust drgnęły mu w rozbawieniu. — Dobrej nocy, Tatiano. Wyśpij się.— Obrócił się do niej.




pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Sypialnia Tatiany - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]06.11.22 20:57
Upał wpadający do środka przez cały dzień wcale nie ustępował pod naporem ciemnej nocy; wciąż czuła na skórze liźnięcia zbyt wysokiej temperatury, właśnie na nią zrzucając to dziwaczne, nierealne uczucie, które sprawiało, że nie wiedziała, czy powinna traktować ich rozmowę poważnie, czy pozwolić sobie na śmiech. Pojawił się bez zapowiedzi, z tajemnicą na ustach i w dłoniach, bez zbędnych pozorów znajdując ją w beztroskiej chwili samotnego komfortu, burząc go w wyrachowany, niemal perfekcyjny sposób, taki, który sprawiał, że wcale jej to nie przeszkadzało.
Jego wizyta, ich abstrakcyjna rozmowa składająca się na ciche niedopowiedzenia i słodkie domysły, lawirujące gdzieś pomiędzy niewinnymi plotkami o matrymonialnych możliwościach ich obojga.
– Wbrew przekonaniom, nie powiedziałabym, że to ktoś pokroju lady Parkinson. Czy też uroczej blondynki – sam aspekt wizualny po prostu do niego nie pasował, cała reszta, wbrew temu co wypisywał w medialnych pismach, również nie składała jej się w spójną całość.
Zaznałby spokoju i zadowolenia z kimś takim? Uległym, potulnym, prostym i bezproblemowym?
Zastanawiało ją, czy tylko po swojej stronie zachowała tą irracjonalną, masochistyczną potrzebę uprzykrzania sobie życia coraz bardziej zawiłymi personami, czy coś takiego było dziedziczne?
– Pytanie, co poza oczywistą pozycją i ładnie brzmiącym nazwiskiem w rodowodzie by ci dała? – zdrowe dzieci, wpływy, odpowiedni posag? Co kryło się za ładną buźką i smukłą talią Odetty Parkinson?
Szerokie rękawy szlafroka zatrzepotały bezdźwięcznie kiedy sięgała po kartki, ciche smagnięcia pergaminu zmieszały się z przyspieszonym oddechem, choć widocznym jedynie po zdradziecko unoszącej się klatce piersiowej. Prezent czy kara, niespodzianka czy dawno uknuta intryga?
Zapisane nazwiska pierw obudziły zaskoczenie, później zmieniając się w coś na kształt rozbawienia – zaraz potem zdała sobie sprawę, że przecież Ramsey nie żartował.
Nie fatygowałby się, nie pokusiłby się o nocną wizytę, gdyby tylko chciał opowiedzieć jej bajkę na dobranoc, ucałować skroń i wspomnieć o swoich możliwościach ożenku – medal zawsze miał dwie strony, zwłaszcza ten, który odebrał za nią od samego Ministra.
– Ramsey... – zaczęła, kiedy wspomniał o tym, gdzie było jej miejsce; naciągane, nadwyrężane, ustawiane pod samą siebie – nauczyła się korzystać z niekończących się podróży, luk w utkanym przez ojca planie, możliwości, które sama przed sobą otwierała. Plotki można było pokierować innym torem, wymówkę zastąpić inną opowiastką, nawet jeśli czas topniał coraz szybciej, a jej kończyły się już potencjalne drogi ucieczki.
– Dlaczego Drew? – zapytała, choć przecież było to oczywiste; jego pozycja się wzniosła, zaufanie pozostawało idealnie czyste, byli blisko; na tyle blisko, by Ramsey wiedział o wspólnych misjach i kilku błędach z przeszłości? Macnair był wyważonym celem wymierzonym właśnie w nią czy przypadkową propozycją stworzoną z czystej kalkulacji zysków i strat?
– Poza tym, jest z Belviną Blythe – mruknęła zaraz potem, marszcząc brwi wyraźnie skonfundowana; z Blythe, która nierzadko przemykała po nokturnowskich alejach czy innych miejscach związanych z Rycerzami.
Raz jeszcze zerknęła na kartki, później na pierścionek na własnym palcu – troska czy wyrachowanie?
Stawiał pionki na planszy rozważnie, wciąż otulając ją głosem nadającym się do kołysanki; w jaki sposób grać na rodzinnych schematach?
– Proszę – wypowiedziała prędzej, niż przypuszczała, nie mając czasu na skarcenie samej siebie, poza cięższym przełknięciem śliny w momencie, kiedy na nowo skrzyżowała z nim spojrzenie, wciąż zasiadając na łóżku. Kiedy zwrócił się w jej stronę, prędko uniosła dłoń; ta odnalazła tę należącą do niego, prędko splatając z nią palce, by następnie przyciągnąć ją bliżej i tym samym zmusić go do wykonania kilka kroków w jej stronę. Uniosła jego rękę, niedługo później przykładając wnętrze dłoni do własnego, chłodnego policzka.
Powieki na moment pozostawały przymknięte, w subtelności drobnego gestu, jak gdyby chciała przedłużyć tę chwilę – pożegnanie, prośbę, potrzebę bliskości jego skóry na swojej własnej – zanim rzęsy znów powędrowały w górę, a za nimi szaroniebieskie spojrzenie.
– Przyjdź. Nie zostawiaj mnie z nim samej.
Nawet, jeżeli miał to być ostatni raz w obecności ojca.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]24.11.22 1:54
Był gotów głosić wszem i wobec, że potrzebował spokoju i porządku. Ułożona, dobrze wychowana dziewczyna, o wiele młodsza od niego, nieznająca życia, gotowa by mu się całkowicie podporządkować brzmiała jak skarb, który wpadł mu prosto w dłonie. Dlatego bił się z myślami, rozważał wciąż otrzymaną propozycję. Miał też w pamięci piękna artystkę, ledwie podlotka, której oczekiwania i potrzeby dziś mógł dziś spełnić unikając niepotrzebnych dysput dzięki temu. A jednak wciąż miał w pamięci iskrzące zielone spojrzenie, twarz kobiety, która nie wpisywała się w jego preferencje; postać, która nijak miała się do tego czym próbował się kierować. Spotykał na swojej drodze interesujące kobiety, pociągające i fascynujące. Ta wydawała się być jedną z nich; z jakiegoś powodu nie potrafił wyrzucić jej z głowy. Z jakiegoś powodu czuł, że nie była odpowiednia — inaczej ożeniłby się z nią już dawno temu.
— Sugerujesz, że potrzebuję czegoś więcej? — spytał z rozbawieniem. Potrzebował. Paliła go świadomość, że pożądał zaufanego człowieka u boku, kogoś kto dzieliłby jego myśli i kontynuował jego pracę podczas nieobecności. Krótszej lub dłuższej. Żona była fatalnym materiałem na współpracownika, towarzysza tej trudnej, niebezpiecznej podróży. — Relacje z jej krewnymi zawsze są silnym argumentem. — Nie miał własnej rodziny, która stałaby za nim murem. Był sam — to nauczyło go wszystkiego. Kłamstwem byłoby, że inni ludzie nie byli potrzebni, nie był w stanie poradzić sobie bez odpowiednich ludzi, a jednak kroczył tą ścieżką samotnie przez tyle lat. Silne wsparcie konserwatywnej rodziny warte było uwagi. Potrzebowali koneksji, wpływów, by umocnić swoją pozycję.
Zatrzymała go, przypominając mu tym samym o jeszcze jednym. Już nie tak ważnym. Nim jednak wrócił do tego tematu, uniósł na nią stalowe spojrzenie. Nie żartował, miała rację. Mogła odebrać jego wizytę frywolnie, nie była taka, jak powinna. Wtargnął w jej przestrzeń gwałtownie, bez zapowiedzi. Obdarł ją z intymności, żądając powagi sytuacji. Dlatego pozwolił jej na jej własne reakcje; milczał też kiedy wypowiedziała jego imię. Tak piękno, tak cicho. Prześlizgnął się po niej spojrzeniem po raz pierwszy od dłuższego czasu, a może pierwszy raz odkąd w ogóle się pojawił. Wzrok przemknął po jej wątłych ramionach otulonych półprzezroczystym materiałem, piersiach, sylwetce, biodrach, w końcu nogach. Była bardzo atrakcyjna.
— Jest najlepszym, co może cię spotkać — odpowiedział po chwili, zawieszając spojrzenie znów na jej oczach. Byli przyjaciółmi — byli wciąż? Czy dzisiejsze relacje dorosłych ludzi wciąż można było nazwać tak prymitywnie? Łączyło ich znacznie więcej niż wspólne sekrety i misje. Drew był czarodziejem, który nosił w sobie olbrzymi potencjał. Był mądry, bystry, utalentowany. Konsekwentny. Gdyby nie wspólna sprawa, Czarny Pan, być może straciłby szansę na takie życie, kończąc zapity w rynsztoku z pannami, które niewiele mogły mu dać. Ból, krew i pot doprowadziły go na wyżyny. Stał pośród najwierniejszych popleczników Lorda Voldemorta. Był jednym z najpotężniejszych ludzi w całym kraju. Tę ścieżkę zawdzięczał właśnie jemu, a żaden inny czarodziej wybrany spośród mętów i dalekich krewnych nie mógł dać Tatianie pozycji, którą mogła osiągnąć przy Drew. — Naprawdę? — spytał, gdy wspomniała o Belvinie. Beznamiętnie, nie obchodziło go to. — W takim razie... Wielka szkoda. Miałabyś udane życie — mruknął równie od niechcenia, choć niespecjalnie poważnie. Nieprawdą było, że nie doceniał kobiet. Nieprawdą było, że nie wierzył, iż mogły brać sprawy we własne ręce i brać to, na co miały ochotę. Mogły, potrafiły. Dysponowały bronią znacznie potężniejszą od różdżki i mogły korzystać z niej jak i kiedy tylko chciały. Miały w sobie siłę, której nie można było im odebrać ani ich jej nauczyć. Uśmiechnął się zdawkowo, spoglądając jej w oczy, nie mówiąc już nic więcej na temat Drew. Pomógłby jej, gdyby tej pomocy potrzebowała, choć wiedział, że była w stanie osiągnąć to wszystko zupełnie sama.
Jej dłoń splotła się z jego, a z jej pełnych warg wypadło niemalże błaganie.
— Będę — zapewnił ją więc prędko, nie przeciągając ciszy w nieskończoność i nie karząc jej niepewnością. Wrócił w kilku krokach, pociągnięty w jej stronę. Szorstka dłoń o długich palcach dotknęła jej chłodnego policzka — choć mógłby przysiąc, był przekonany, że reszta jej ciała mogła być gorąca jak rozżarzony węgiel. Musnął jej skórę delikatnie, kciukiem. Z czułością, choć gest był stosunkowo skąpy, a on wciąż stał. Przesunął dłoń powoli wzdłuż linii jej żuchwy pod brodę, którą lekko zadarł. Wraz z nią jej rzęsy się uniosły, a spod nich błysnęły jasne oczy. — Dobrze się przygotuj. Nie będzie cię oszczędzał. Pamiętaj, co zrobił. — A to ona miała nie oszczędzić jego. To był czas na konfrontację, zasłużyła na nią. I miała odbyć się na jej warunkach. Przesunął kciukiem po jej dolej wardze, spoglądając na chwilę na jej wargi i uśmiechnął się lekko — Dobranoc. — Nim jednak rozmył się w czarnej mgle, sięgnął tą sama dłonią do wewnętrznej kieszeni szaty i wyciągnął z niej puzdro wyłożone w środku atłasem. Wewnątrz niego znajdował się order. Order, który otrzymała za swoje zasługi na rzecz Rycerzy Walpurgii.

| zt



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Sypialnia Tatiany - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Sypialnia Tatiany
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach