Wydarzenia


Ekipa forum
Spiżarnia
AutorWiadomość
Spiżarnia [odnośnik]28.02.21 16:09

Spiżarnia

Aktualne zaopatrzenie:
Kwiecień
Warzywa i owoce:  Marchew 2 kg, Śliwki suszone 300 g, Cebula 0,5 kg x2, Pomidor 2 sztuki, Jabłka 2 kg, Gruszki 4 sztuki, Soczewica 0,5 kg,
Mięso: Flądra 1 sztuka, świeża, Szprotki 5 sztuk: świeże, Kura 1 sztuka, świeża, Szczupak 1 sztuka, świeży,
Pieczywo: Chleb razowy 1 bochenek w trakcie miesiąca
Nabiał:
Inne: Makaron 0,5 kg, Żelatyna 100 g, Sok malinowy 1 butelka (0,5 l) x2;
Maj
Warzywa i owoce:  Jabłka 4 kg,
Mięso: Okoń 1 sztuka, świeża, Baranina 0,5 kg, świeża
Pieczywo: Chleb razowy 1 bochenek w trakcie miesiąca, Chleb jasny (pszenny) 3 bochenki w trakcie miesiąca,
Nabiał: Mleko krowie 1 l po cztery razy, Mleko kozie 2 l po dwa razy,
Inne:Spirytus 1 l, Płatki owsiane 400 g, Smalec 200 g, Powidła owocowe 300 g, Pieprz (100g), Herbata czarna 200 g,
Czerwiec
Warzywa i owoce:  Rzodkiew 1 kg, Fasola biała 0,5 kg, Cebula 1 kg
Mięso: Szczupak 1 sztuka, świeży, Pasztet mięsny 0,5 kg, Wołowina 0,5 kg, świeża,
Pieczywo: Suchary Zapas na tydzień dla jednej osoby x2, Chleb razowy 3 bochenki w trakcie miesiąca,  Bagietka 2 sztuki,
Nabiał: Jaja 8 sztuk,
Inne: Bimber 1 l, domowy, Smalec 200 g, Słonina 200 g, Herbata czarna 100 g, Sól 1 kg,


Cave Inimicum,
Mała Twierdza,
Zawierucha,
Nierusz,
Nigdziebądź,
Lepkie Ręce,


Suddenly,
I'm not half the man I used to be.There's a shadow hangin' over me — Oh, yesterday came suddenly


Ostatnio zmieniony przez Aurora Sprout dnia 19.04.22 23:01, w całości zmieniany 4 razy
Aurora Sprout
Aurora Sprout
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you don't like me, as I do you;
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
OPCM : 6
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +3
UZDRAWIANIE : 10 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Spiżarnia D836eb438dea1946dc5bb9dd21fef622
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9381-aurora-sprout?nid=102#284845 https://www.morsmordre.net/t9435-duke-owlington#286919 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f347-dolina-godryka-wrzosowisko https://www.morsmordre.net/t10010-skrytka-bankowa-2171#302538 https://www.morsmordre.net/t9438-a-sprout#328488
Re: Spiżarnia [odnośnik]05.07.21 20:02
Wyprawa po herbatę nie brzmiała jak coś porywającego, jednocześnie Tomek nie narzekał na napięty grafik. Sam dużo podróżował w ostatnich latach, szczególnie w ostatnim czasie… potrzebował takiego oddechu, potrzebował zmieniać miejsce. Uciekał sam przed sobą. Jeśli gdzieś mógł poczuć się chociaż przez chwilę dobrze - zapomnieć na moment - udawał się tam.
Choć z drugiej strony… chyba nigdy nie zauważał wcześniej tych różnić między nim, a niektórymi znajomymi. W taborze często polegali na tym, co sami zrobili, stworzyli, wyprodukowali… Czasem udawali się na targ, ale niejednokrotnie pracowali za to, aby dostać jedzenie. Zależało od momentu, zależało od roku - ale chyba nigdy nie pomyślał o tym jak miło byłoby pójść do sklepu i kupić herbatę. Tak po prostu. Nie kraść, nie szukać na czym można było jeszcze oszczędzić, ale po prostu wejść do sklepu z pieniędzmi i to kupić, kiedy tylko było na półce.
- Trzy dni? Chętnie w sumie. Zawsze to jakaś odmiana… - rzucił z uśmiechem.
Chociaż starał się dzielnie, ciężko było mu się uśmiechać. Ale czy to pierwszy raz w jego życiu po prostu udawał? Oczywiście, ze to głównie on sprowadzał na wszystkich problemy, a później grał głupa kiedy przychodziło do momentu, w którym trzeba było sie ze wszystkiego tłumaczyć, jednocześnie - zawsze udawał, że niektóre rzeczy go nie ruszały. Chyba nigdy nie powiedział tego na głos - nigdy nikomu nie powiedział, że Jeanie nie żyła. Czasem wspomniał niby to o łzawej historyjce jak to jego żona zginęła przez wojnę - ale dla tych osób ona była bezosobowa. Nie mogli się prawdziwie cieszyć czy zasmucić na takie wieści. Castor ją znał, pamiętał - tutaj sprawa wyglądała inaczej. Dlaczego to tak bolało? Wiedział, że ona miała wielu przyjaciół - no i ciężko było do niej nie czuć sympatii. Zawsze się uśmiechnęła, zawsze miała dla kogoś miłe słowo - a w razie potrzeby, nie odmawiała pomocy. Chociaż potrafiła też postawić na swoim. W innym wypadku Thomas by chyba nigdy nie skończył Hogwartu.
Czekał cierpliwie, wywracając oczami na taką reakcję kolegi. Kiedy ten się śmiał, spokojnie wyciągnął dłoń do jego twarzy, tylko po to, żeby zdjąć mu z niej okulary. Skoro niczego się nie nauczył.
- Byłem aniołkiem w szkole, nie rozumiem o co ci chodzi - stwierdził, uśmiechając się wesoło i wstając z ławki, a okulary chowając do kieszeni. Teraz im obu będzie zabawnie, szczególnie że droga nie była wolna od kamieni i gałęzi, więc Castor będzie musiał nieco bardziej uważać na to jak stawiał kroki. No chyba, że go ładnie przeprosi… Albo zacznie prosić o zwrócenie własności. Jedno z dwojga.
Tomek wziął więc butelkę z bimbrem, oraz kubek, bo w końcu drugi trzymał jego kolega.
- No to ruszaj się. Korzeń masz pod nogami - rzucił spokojnie, nie mając zamiaru oddać koledze na razie okularów. Chociaż było słychać, że się śmieje pod nosem, kiedy tak go instruował - a może nawet raz czy dwa specjalnie poprowadził go w krzaki - aby unikał przeszkód na drodze.

W końcu jednak dotarli do domu, a widząc że paliło się w środku światło, Thomas wcisnął do ręki Castora okulary z powrotem. Cóż, co jak co, ale przed jego rodzicami wolał udawać niewiniątko.
Wchodząc do środka, równie szybko odłożył nie do końca opróżnioną butelkę z alkoholem za szafkę w przedpokoju, gdzieś w buty, może między kurtki - tam, gdzie tylko znalazł wolną przestrzeń. I podobnie zrobił ze swoim kubkiem.
Kiedy pójdą spać, mogli to schować na właściwe miejsce, ale na razie…
Poczekał na kolegę, przejmując jeszcze od niego kubek i chowając w podobnym miejscu. Cóż, picie po nocy na cmentarzu w czasach wojny nie było najlepszym zachowaniem i lepiej było nie martwić rodziców, prawda?
- Shhh… Rano posprzątasz to - szepnął do kolegi, widząc jego niezadowoloną minę na takie chowanie w nieodpowiednim miejscu rzeczy.
A przynajmniej Castor powinien pamiętać o takim sprzątaniu. W końcu sam Thomas… miał problemy z koncentracją. On rano zapomni, że pili na tym cmentarzu, co dopiero o tym, że schował alkohol gdzieś na domu Sproutów!
Ruszył zaraz po tym uśmiechnięty do kuchni, gdzie paliło się światło, razem z Castorem. Oczywiście, że od razu wydawał się być grzecznym dzieckiem. Zupełnie jakby przed chwilą nie zabawiał się kosztem swojego starszego kolegi - jakby chwilę wcześniej nie zabrał mu okularów i nie kazał iść bez nich niemalże całą drogę do domu.
Rodzice Castora wydawali się być czymś poruszeni, a może i zaniepokojeni? Na stole leżał list, który od razu został pokazany też i byłemu Puchonowi, a Thomas zerkał mu przez ramię.
Marcel i Aurora? Ale… nie wiedziałem, że on gustuje w starszych. W sumie Aurora nie jest wcale taka brzydka… No i mieliby blond dzieci! zaczął się zastanawiać nad starym szkolnym kolegą z gryfonów. Cóż, nie widział go od czasów wesela swojego i brata - nie można było się dziwić temu, bo przecież sam się nie odzywał do nikogo ze starych lat! To, że znalazł się u Sproutów było czystym przypadkiem. Gdyby poprzedniego dnia nie spotkał Aurory, nigdy by się tutaj nie znalazł.
Zaraz jednak z uśmiechem, zerkając jeszcze na list, otworzył usta:
- Marcel to świetny kandydat - stwierdził nagle, chociaż co prawda nie był pewny czy myślał o dokładnie tym samym Marcelu, który napisał list, ale upojenie alkoholowe nie dawało mu innej opcji niż tak. - Mieszka w Londynie, jest naprawdę docenianym artystą. Państwo powinni zobaczyć jak niesamowicie tańczy, robi akrobacje! Był gwiazdą Quidditcha. Jest co prawda młodszy, bo na roku był z moim braciszkiem, ale o nic nie trzeba się martwić. Jest bardzo odpowiedzialny, naprawdę Aurora nie mogłaby trafić lepiej - zaczął dalej opowiadać, uśmiechając się wesoło. Co prawda nie był pewny czy Marcel dalej został w cyrku, czy pracował tam nadal - czy w ogóle mieszkał w Londynie, albo czy żył. Ale to nie miało znaczenia w tym momencie! Myśl, że ktoś z jego przyjaciół za czasów szkolnych mógł się żenić, stanowczo uderzyła mu do głowy i zaczął się cieszyć na zapas. Upojenie wcale nie pomagało mu w zachowywaniu się inaczej!
- A ty, Castor? Też powinieneś zacząć szukać jakiejś panny! Jest wojna, owszem, ale trzeba korzystać z młodości i miłości! Mówię ci, Marcel będzie świetnym szwagrem, no i zięciem dla państwa… - dodał, zerkając na rodziców Sproutów, uśmiechając się niewinnie. Było po nich widać? Było po nich czuć alkohol? Całkiem prawdopodobne, ale co z tego. Byli dorośli i pełnoletni, oboje. Choć w gruncie rzeczy to Thomas chyba nigdy nie dostawał reprymendy za alkohole i inne używki od starszych, więc nie do końca był pewny czy u Castora te zasady również się sprawdzały.


Spiżarnia EbVqBwL
Tom Doe
Tom Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Spiżarnia AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Spiżarnia [odnośnik]20.07.21 13:11
Może i nie brzmiała jak porywająca wyprawa, bo w normalnych warunkach — takich, od których nie chcieli odwyknąć, z uporem maniaka trzymając się pamięci czasów, które minęły bezpowrotnie, a stanowiły pierwsze zetknięcie z zaskakująco bezproblemowym, dorosłym światem — taka by nie była. Jednakże w momencie, w którym brakowało dosłownie wszystkiego, gdy należało szukać pozytywów w miejscach nieoczywistych wyłącznie po to, by nie zwariować, nawet taka krótka przygoda mogła okazać się wybawieniem, przyjemną odskocznią na jakiś czas.
— Milej będzie pobyć trochę w towarzystwie — dorzucił od siebie, bo naprawdę polubił tego chłopaka. Właściwie już młodego mężczyznę, musiał poprawiać się w głowie. Choć według metryczki Thomas był już pełnoletnim mężczyzną, dalej miał w sobie ten chłopięcy urok, zawadiacki uśmiech i łatwość przyciągania kłopotów, o czym przekonają się wszyscy w ciągu kilku najbliższych miesięcy. Tymczasem jednak wciąż byli prawie—młodzi, w głowach szumiał alkohol i trudna do wypełnienia pustka codzienności, ale na horyzoncie była herbata; za trzy dni. W Yeovil.
Cóż za wspaniałe widoki na przyszłość.
Dobrze, że biedny Sprout miał chociaż widoki na przyszłość, ponieważ nagłe przejęcie jego okularów przez Doe spowodowało ograniczenie tych na teraźniejszość. Blondyn nie był szczególnie ślepy, głównie dzięki temu, że szkła korekcyjne zaczął nosić dość wcześnie, dzięki czemu jego wada nie pogłębiała się zanadto. Jednakże w obliczu prędkiego zapadnięcia zmroku i wysiłku spowodowanego nagłą koniecznością mrużenia oczu w związku z oczywistym stanem upojenia alkoholowego wydawało się, że długo sobie bez okularów nie poradzi.
Bez okularów albo wsparcia Doe, którego ramienia się uczepił, w pierwszej, na wpół rozsądnej próbie uniknięcia spotkania twarzy z ziemią.
— Tommy... Dałbyś już sobie spokój z tym zabieraniem okularów... — ton miał bardziej znudzony niż zdenerwowany, bowiem nie był to numer nowy i... zdążył się już do niego przyzwyczaić. Ale hej, miał też zbyt dobry humor, by zacząć na niego krzyczeć, więc to też była jakaś wartość dodana, czyż nie? Zwłaszcza że mniej—więcej w połowie drogi do domu faktycznie pękł, postanowił bardzo ładnie poprosić o zwrot swojej własności. A jako Sprout urodził się z umiejętnością proszenia wyjątkowo wręcz przekonująco; do tego stopnia, że czasami samą przyjemnością było słuchanie, wszystkich próśb, które składał na czyjeś dłonie.
Wydaje się, że podziałało, przynajmniej Castor uważał, że zadziałało, bowiem okulary zostały mu wciśnięte w dłonie przed progiem domu. Zamiast jednak wsunąć je znów na nos, Castor poświęcił chwilę na oparcie się o drzwi wejściowe plecami i przetarcie szkieł rąbkiem własnej koszuli. Zrobił to właściwie z nawyku, bowiem do rzadkości należały momenty, gdy raz porwane okulary wracały do niego czyste. A nic nie irytowało go bardziej niż tłuste plamy przed oczami! Po prostu można było zwariować!
Jednakże gdy weszli do środka, zajął się jak najbardziej cichym zzuciem z nóg obuwia oraz zrzuceniem płaszcza. Świecące się w kuchni światło podpowiadało bowiem, że rodzice wciąż jeszcze nie śpią (a powinni!), toteż coś w żołądku Castora chciało mu przypomnieć o konieczności zmartwienia się takim stanem rzeczy. Nie chciał bowiem myśleć, że to może spożyty alkohol zamierzał wydostać się z jego systemu prędzej niż później... Tymczasem gdy wreszcie wydostał się z oków ubioru wierzchniego, spostrzegł, że Thomas coś kombinował przy ubraniach jego domowników. Nawet przez myśl nie przeszły mu chyba uzasadnione obawy, że przyjaciel mógłby skusić się na zawartość kieszeni palt, kurtek i płaszczy. Może powinien wykazywać się większą ostrożnością względem poczynań Doe, ale... póki co Tom nie występował poza granice, które postawili sobie jeszcze w szkole, więc nie było powodów do obaw!
W dodatku ciemnowłosy uciszył go prędko, gdy blondyn próbował otwierać usta i zadać bardzo ważne pytanie, celem dowiedzenia się, cóż on takiego wyczyniał. W obliczu skromnego przewidywania przeszłości (no jasne, że posprzątam, bo ty pewnie palcem nie ruszysz, Tommy) postanowił tylko przyznać mu niemo rację, skinąć głową i pozostawić kwestię butelki oraz kubków do późniejszego zamartwiania się. Teraz mieli inne wyzwanie przed sobą.
Weszli do kuchni krokiem sprężystym, Castor mógł tylko mieć nadzieję, że nie za sprężystym. Uśmiechy nie zamierzały schodzić z dwóch twarzy, tak przecież różnych od siebie, a jednak współdzielących ze sobą jakąś dziwną wesołość. Wesołość, która uleciała z twarzy blondyna niemal równocześnie z dostrzeżeniem zaniepokojenia czającego się na twarzy rodziców.
— Dziękuję... — powiedział krótko, przejmując list z drżących dłoni ojca. Rzucił Thomasowi jedno, długie spojrzenie, po czym przywołał go do siebie, a właściwie za siebie, by mogli przeczytać list wspólnie. — "Piszę do was z radosną nowiną" bla bla bla... "poprosił mnie o zostanie jego żoną"? — pytające i pogrążone w bezbrzeżnym niezrozumieniu spojrzenie Castora powędrowało po twarzach wszystkich zebranych, a gdy wróciło do Thomasa, odchylił głowę w tył, jak najbardziej mógł i spojrzał na niego tak z dołu. — To jakiś żart? — spytał raz jezcze, jednak nie czekał na odpowiedź, kontynuując czytanie listu. — "owe zaręczyny przyjęłam" bla bla bla "artysta najwyższych lotów", "kocham go ja"... "wyczekujcie nas wkrótce"... Oni chcą tutaj przyjechać? Aurora i... Marcel?
Odłożył list na kuchenny blat, nie wiedząc, co zamierza zrobić z tą sytuacją. Z jednej strony ucieszył się szczęściem siostry, z drugiej strony nie mówiła mu ona nigdy wcześniej o żadnym Marcelu, a trajkotanie Thomasa, które rozległo się chyba nad jego uchem, dało mu wystarczająco dużo powodów do dotarcia do jednej, przerażającej konkluzji.
Ten Marcel to nie byle jaki Marcel. To MarcelIUS, jeden z gryfońskiej bandy, która zajęła mu niemal trzy lata życia szkolnego mniej lub bardziej wyrafinowanymi psikusami. W obliczu tej realizacji Sprout pobladł nagle, wpatrując się tylko w Thomasa bez większej emocji czy przekonania, bowiem musiało minąć jeszcze trochę czasu, zanim otrząśnie się z pierwszego szoku.
Na całe szczęście rodzice nadrabiali to, czego nie zdołał jeszcze przetrawić ich syn.
— To dobry chłopiec? Och, całe szczęście... — delikatnie drżący, słaby głos pani Sprout rozległ się w kuchennej ciszy, gdy ta wsparła się o swego męża. Pan Sprout z kolei ucałował dłonie swej żony, by następnie zagarnąć kosmyk siwiejących włosów za jej ucho.
— To dobrze, że jest odpowiedzialny... Trzeba cieszyć się szczęściem naszej córki, ale nie sądzisz... że to wszystko za prędko? — pytanie poszybowało co prawda w kierunku Castora, lecz równie dobrze mogło czekać na odpowiedź ze strony Thomasa. Thomasa, który nagle zaangażował się w życie emocjonalne rodzeństwa Sprout chyba odrobinę za mocno.
— Tommy — syknął blondyn, podrywając się z miejsca. — Połóżcie się spać, kochani, Aurora z Marcelem przyjadą, to wszystko nam wytłumaczą. Nie ma co się martwić na zapas — uśmiechnął się do rodziców, wskazując brodą w kierunku schodów na górę. Nic dobrego nie wyniknie z późnowieczornego zdenerwowania, lepiej by już poszli spać. On sam jednak, jakby odzyskał siły i czystość umysłu na nowo, złapał Thomasa za łokieć i wciągnął go czym prędzej do spiżarni, w której tliło się zapalone światło.
Zamknął drzwi za nimi prędkim szarpnięciem, po czym westchnął głośno.
— Mógłbyś dać sobie spokój z tym swataniem... Już wystarczy, że... Na Merlina, Marcel z moją siostrą, przecież to...
Nie do pomyślenia? Tragedia? Chichot losu?
Wszytko na raz?


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: Spiżarnia [odnośnik]26.07.21 6:17
Możliwe, że okulary nie wróciłyby nawet i do rana do właściciela, ale Thomas wręcz uwielbiał sprawiać dobre wrażenie przy osobach, których nie znał, a z którymi miał mieć jakiś krótki czy przelotny kontakt. Uśmiechać się, udawać miłego chłopca… Cóż, nie robił tego za bardzo przy profesorach czy generalnie w Hogwarcie, ale była to sztuczka, którą nauczył go jeszcze dziadek. Nie dało się ukryć, że Tomkowi brakowało talentu do wielu rzeczy, a w taborze wypadało się do czegoś przydać, nad czymś pomagać… w końcu tak się złożyło, że to przecież dziadek odpowiadał za cygańskie konie, a także handel nimi. Wygadany i rozgadany, chętny do poznawania nowych ludzi, Thomas okazał się idealnym wspólnikiem do zagadywania i przekonywania różnorodnych klientów, mimo absolutnego beztalencia w temacie zajmowania się zwierzętami. Robił słodkie oczka, mącił urokiem dzieciaka i oczywiście, że praktykował kłamanie pod czujnym okiem dziadka. Ach, tak, to były wspaniałe i beztroskie czasy… Choć jednak kłamanie wciąż jest wątpliwej jakości i moralności talentem, ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma.
W tym momencie również nie miał powodów, aby niepokoić rodziców Sproutów, że ich dzieci zadają się z jakimś nieodpowiednim człowiekiem, nieprawdaż? Nie musiał się pokazywać jako pijak czy nieodpowiedzialny mężczyzna... Chociaż pytanie jak bardzo kwestię upicia alkoholowego byli w stanie ukryć przed opiekunami Castora. I czy w ogóle potrzebowali. W końcu oboje byli dorośli, więc od czasu do czasu mogli się nieco upić. Tym bardziej, że nie widzieli się dłuższy czas!
Stając za ramieniem Castora, wygodnie się o niego oparł, śledząc tekst wzrokiem. Chociaż stanowczo odległość listu od twarzy, jak i samo upojenie alkoholowe nie wpływało pozytywnie na jego umiejętności czytania - za to wręcz przeciwnie na jego umiejętności komunikacyjne!
Jednak wygodnie się pochylił, opierając na ramionach Castora całym ciężarem swojego ciała, nie bardzo przejmując się co pomyślą jego rodzice. W końcu nie był Aurorą, taką bliskość nie powinna powodować niepożądanych reakcji.
Odsunął się nieco, kiedy kolega odchylił głowę. Uśmiechnął się do niego wesoło, nie rozumiejąc dlaczego informacja o ślubie Marcela miałaby być tą złą. Przecież to dobrze, że ten znalazł szczęście w życiu! A kobieta u boku to coś, co stanwoczo było mu potrzebne... Raczej. Co prawda nie wiedział jak wyglądało życie przyjaciela przez ostatnie dwa lata i czy nadal żył w Cyrku, czy może nadal był w Londynie... Ale to mniejsza o to wszystko, to była drugorzędna sprawa.
Widząc bladość okularnika, Tomek jeszcze szerzej się uśmiechnął, klepiąc energicznie Castora po ramieniu. Uznał, że jego brak koloru to stanwoczo zasługa alkoholu. Chyba wyraźnie musieli częściej się wybierać na picie.
- Za szybko, to ciężko powiedzieć, rozumie pan... Jeśli uczucie jest pewne, nie na co zwlekać, a jestem pewny, że Marcel przyjdzie zapoznać się z państwem, przedstawić swoje zamiary jeszcze osobiście. Naprawdę droga Aurora trafiła na doskonałego kandydata! Marcel ma ogromny urok osobisty, zobaczą państwo. Co prawda szkoła nie była nigdy jego najmocniejszą stroną, ale to nie każdy jest orłem w tych kwestiach! Marcel stanowczo jest typem atlety, absolutnie. Muszą państwo zobaczyć jego występy, zapierają dech w piersiach - mówił i zapewniał, i zmyślał, bo chyba nawet nigdy nie widział występów Marcela w cyrku, a nawet jeśli to już pijany umysł nie bardzo dawał możliwość mu, aby to wszystko przywołał. Zresztą, przecież były ważniejsze rzeczy w tym momencie niż mówienie prawdy! Miał być dobrym wsparciem dla kolegi, kiedy ten się starał o żonę!
Odsunął się nieco od Castora, kiedy ten się tak nagle poderwał, niezadowolony nieco z tego, bo przez moment się zachwiał. No i nie rozumiał, dlaczego i co tak nie odpowiadało byłemu Puchonowi. Co złego było w tym, że Marcel chciał się ożenić z jego siostrą? To chyba były właśnie dobre wieści! Nie był zadowolony z takiego ciągania go i wyciągania. Przecież miał bardzo ważne zadanie uspokajania rodziców Cartera! Co by było, gdyby nie było go na miejscu?! Musieli wiedzieć, że wybranek ich córki był odpowiednim kandydatem! A przynajmniej Thomas nie miał zamiaru kolegi wsypywać, że niby miało by być inaczej... W końcu nie od tego miało się kumpli. Musiał za niego ręczyć, a nie odstraszać przyszłych teściów!
Chociaż o złości zapomniał dość szybko, kiedy znalazł się w spiżarce, zaczynając po prostu przeglądać sobie półki. Skoro już samego go tutaj Castor zaciągnął...
- Haaa? Dlaczego miałoby to być coś złego? - zapytał, nie rozumiejąc za bardzo i odwracając się tyłem do półek, zaraz o jedną z nich się opierając plecami.
- Lepiej, żeby to był Marcel niż ktoś, kogo nie znasz, nie uważasz? - powiedział, unosząc brew i będąc naturalnie gotowym, aby chronić resztek opinii na temat Marcela. Tak jak kiedyś po przebranych z jego winy meczach Quidditcha - w końcu Thomas absolutnie rozumiał, dlaczego wtedy Gryfon zamiast na grze, skupiał się na sztuczkach na miotle. To był mądry plan, przynajmniej dziewczynom się podobało! Może nieco mniej Gryfonkom... Ale innym już jak najbardziej!
- Chociaż nie myślałem nigdy, że Marcel lubi starsze... Ale skoro tak wychodzi to co ja mu będę bronić? Chociaż... Czy twoja siostra nie jest za stara już? Sheila jak miała szesnaście lat była już zaręczona... Dziwni jesteście, że tyle lat nie pomyśleliście o ślubie. Aurora jest już stanowczo starsza niż stara panna... - stwierdził, wzrokiem jak i rękami znów zaczynając krążyć po półkach spiżarki, może tylko odrobinę zastanawiając się nad sięgnięciem po jakiś alkohol. Mogli się przecież jeszcze napić...


Spiżarnia EbVqBwL
Tom Doe
Tom Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Spiżarnia AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Spiżarnia [odnośnik]08.08.21 20:57
Niewątpliwie robienie dobrej miny do złej gry stanowiło jeden z wielu — Castor nie był w jego ocenie równie surowy — talentów Thomasa. Pomimo upływu lat czasami z rozpędu sam ufał, że wiele rzeczy spływa po nim jak po kaczce, zupełnie tak, jakby był po prostu duchem oderwanym od jakichkolwiek obowiązków, fizycznej obecności i zobowiązań. W takich chwilach musiał czym prędzej wyrwać się z rwącej narracji, którą starannie prezentował Doe, spojrzeć na sprawę z boku, wspiąć się na wyżyny obiektywizmu. Ostatnimi czasy zdawał się radzić sobie z tym nieco lepiej, choć do pełni wprawy w przejrzeniu sztuczek przyjaciela wciąż było daleko. Za daleko.
Teraz cieszył się przede wszystkim z tego, że zgrywający niewiniątko przed jego rodzicami Tommy po prostu przez moment będzie zachowywał się tak jak należy, cokolwiek to właściwie w tej sytuacji oznaczało. Przecież dopiero co wrócili z cmentarza, byli mniej lub bardziej pijani, okoliczności nie przemawiały na ich korzyść, ale przecież serca Elwooda i Cassiopei Sprout były wrażliwe na dziecięce tłumaczenia, co mogło stanowić prawdziwą kartę przetargową umożliwiającą uniknięcie ewentualnej bury. Może i byli z Thomasem dorośli, ale przetłumacz to rodzicom! Zwłaszcza takim, z którymi dorosły syn wciąż mieszkał...
— Ała, Tom... — blondyn ściągnął jasne brwi do środka w wyrazie nagłego niezadowolenia. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła mu się myśl, że Thomas może przekroczyć pewne fizyczne granice, ale nie taka, że wbije mu łokcie w chude barki. Dlatego też list został na moment odłożony, dłonie Castora chwyciły przedramiona drugiego z młodych mężczyzn i pociągnęły je lekko do przodu, jednocześnie przysuwając go bliżej oparcia. Bliskość bliskością, teraz chodziło przede wszystkim o zsunięcie łokci z barków i cel został osiągnięty. Odetchnął z ulgą i zadowoleniem, nawet jeżeli ceną powodzenia tego zabiegu było posiadanie rąk Thomasa niebezpiecznie blisko jego torsu.
Oby nie zauważył.
Pozwolił jednak na odsunięcie się przyjaciela, gdy zmienili nieco kąt patrzenia. Jego uśmiech od zawsze był bronią obosieczną, podobnie jak naturalne gadulstwo. Bo mógł Castor szukać w nim komfortu, że wcale nie będzie tak źle, jak właśnie założył, że jakoś się przecież ułoży, bo tak być musiało. Z drugiej strony jednak Thomas miał tę specyficzną tendencję uśmiechania się także w sytuacjach, które zupełnie do tego nie przystawały. Zaznajomiony był z wieloma rodzajami jego uśmiechu, niektóre potrafił już nawet rozpoznawać, inne pozostawały tajemnicą, której rozwikłaniu nie sprzyjał alkohol pędzący w jego żyłach.
Powiódł więc spojrzeniem za ojcem i postanowił po prostu pozwolić Thomasowi mówić. Co jak co, ale teraz wydawało mu się, że było to najlepszym rozwiązaniem. I miał nawet nadzieję, że sam uwierzy w tę wersję rzeczywistości, którą prezentował im wszystkim Doe. Nie miał dziś siły na myślenie, nie nad nagłym narzeczeństwem starszej siostry z jednym z dzieciaków, za którymi ganiał w Hogwarcie w strachu, że łajnobomby jednak pójdą w ruch. Koniec miesiąca nie był dla niego szczególnie łaskawy. To jedno było pewne.
— Za występy da radę utrzymać ich dwójkę? — stłumione pytanie wyrwało mu się samo, choć był tak zagubiony we własnych myślach, że nie wiedział nawet, czy w ogóle je zadał. Aurora była teoretycznie uzdrowicielką po kursie, jednak nie pracowała ani w Lecznicy, ani w Szpitalu, parała się bardziej prywatnymi zleceniami, a to mogło się z czasem skomplikować. Lepsze byłoby znalezienie przyszłego męża ze stałym i pewnym zarobkiem. Atleta i artysta... Z całym szacunkiem dla prawdopodobnych umiejętności Marcela...
Niewiele robił sobie z niezadowolenia Thomasa, wiedział bowiem, że wsadzenie go do spiżarni ze wszystkich miejsc w domu najlepiej zniweluje efekty jego humorków. Dlatego też oparł się o jedną z półek, wzdychając głośno i próbując przetrawić to, co właśnie się wydarzyło we względnym spokoju. Dopiero gdy Thomas raz jeszcze zabrał głos, szarobłękitne spojrzenie Castora zawisło na nim, wyraźnie zszokowane.
— No nie wiem, może to, że dzieli ich... nie wiem, siedem lat? — głos mężczyzny zabrzmiał jakoś żałośnie, chyba tak jak brzmi głos człowieka, który jednocześnie jest na skraju płaczu i wybuchu złości. Kolory powoli powracały na jego twarz, chociaż wciąż najintensywniejsze okazywały się sińce wokół oczu. — Wyobrażasz sobie Marcela jako mojego szwagra? Macie w ogóle jakiś kontakt, czy to z atletą to wszystko ściema? Słodki Merlinie w morelach, przecież...
Nie mogła sobie znaleźć kogoś w swoim wieku? Kto nie jest może... Hojnie to nazwijmy, moim kolegą?
— Tommy, u Anglików sprawy mają się inaczej... — westchnął zrezygnowany, nie chcąc szczególnie rozwodzić się nad różnicami kulturowymi w temacie małżeństwa i zawierania formalnych związków. — Po prostu... To jest jakieś podejrzane. Tak myślę. Aurora jest marzycielką, gna za tym swoim sercem, gdziekolwiek ją poniesie, ale... Marcel? Po jednym dniu? Co on jej musiał zrobić, że do tego doszło...
Poprawił zsuwające się z nosa okulary, raz jeszcze nawiązując kontakt wzrokowy z rozglądającym się ciekawsko po spiżarni przyjacielem.
— Jak jesteś głodny, to nie krępuj się. Jutro i tak pewnie będzie jakiś wielki obiad... Taki wiesz, uroczysty... — dłoń z okularów prześlizgnęła się w górę, po skroni Castora, by wpleść się w miodowe kosmyki włosów. Niedługo później dodał jeszcze jedno zdanie, tym razem nieco ciszej. — A jak będziemy mieć szczęście to za tydzień ślub... Do czego to doszło...


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: Spiżarnia [odnośnik]10.09.21 0:02
Thomas nie zwracał uwagi na to, że był blisko kolegi czy gdzie jego ręce się kierowały, bo nie było to w jego stylu aby brać pod uwagę komfort innych ludzi. Zawsze tak się zachowywał i zawsze był wszędobylski - było go po prostu dużo i wszędzie. Niektórych to przytłaczało i się nie podobało, a innych właśnie z tego względu do niego ciągnęło. Ludzi przyciągało do różnych osób, a Tomek miał to do siebie, że jego osobiście ciągnęło do każdego nowego. Często miał problemy z powstrzymaniem się przed wchodzeniem w cudzą strefę komfortu - był wciąż jak dziecko pod tymi względami. Przeszkadzał innym i ich drażnił głównie po to, żeby dostać uwagę i żeby się nie nudzić.
Jedynie mocniej się ułożył na Castorze, kiedy ten zmienił położenie jego rąk.
- Marcel jest zaradny, jakoś sobie z tym poradzi. I pracowity - zapewnił bez większego zastanowienia, kiedy wypłynęła kwestia pieniędzy. Nie wiedział jakby to jego młodszy kolega miał zrobić, ale jakoś na pewno. W końcu potrzeba była matką wynalazku, prawda? Nie dało się ukryć, że w większości przypadków to właśnie w sytuacji, w której było to wymagane zarówno Thomas jak i część jego kolegów podejmowała skuteczne działanie i próby wymyślenia rozwiązania. Czasem z lepszym, czasem z gorszym efektem, ale zawsze jakieś.
- Wiesz, że w sumie nie wiem? Znaczy… pracował w cyrku, u Carringtonów. Cała sytuacja z jego mamą, no wiesz… wynoszenie się z domu i te sprawy, bo tak jest łatwiej - rzucił spokojnie skrawkami informacji. Ale jak pamiętał, Marcel wydawał się być chyba zadowolony z pracy w cyrku? Zawsze przecież się wydurniał w szkole, może tam było mu wygodniej i mógł być szczęśliwszy. W końcu to była praca jak każda inna.
Zaraz machnął ręką na kolegę, słysząc że u Anglików sprawy miały się jakoś inaczej. Czyste pierdolenie. Po prostu się nie znali i tyle! Kiedy Aurora miała rodzić dzieci jeśli tak długo zwlekali z jej wydaniem za mąż? Może po prostu chcieli, żeby zajmowała się tym domem, a nie swoim własnym? Chociaż z tego co mówiła to mieszkała w Irlandii i podróżowała, to raczej nie była kwestia jakiegoś zajmowania się domem.
- Ej, ej, ej! Jakie zrobić, co? On jej nic nie zrobił. To ona jest stara i znudzona pewnie jak już - stwierdził zaraz oburzony taką sugestią, że MARCEL MÓGŁBY COŚ ZROBIĆ AURORZE. W gruncie rzeczy to tak, nie widział go tyle lat, bo ostatni raz podczas wesela - ale nawet wtedy pijany Marcel nie zachowywał się jakoś źle w stosunku do kobiet. To nie tak, że szedł i wyrządzał im krzywdę czy cokolwiek innego! Takie zarzuty przecież były niedopuszczalne.
A słysząc przyzwolenie, zaraz zgarnął coś suszonego, może jakiś owoc czy coś podobnego z półki, wpychając to sobie do usta.
- Wesele? W sumie szybciej to lepiej, ale nie potrzebujecie czegoś… no wiesz… przygotować? Myśmy z Jamesem trochę czasu i pieniędzy na wesela wydali, ale było warto, tyle się bawić i pić, no wiesz. Steffen obudził się pod wozami, a jak tam się znalazł to nie mam pojęcia. Ja go tam nie wepchnąłem, chyba - rzucił spokojnie, zaraz po tym przeglądając dalej co było za słoikami i innymi koszami w spiżarni Sproutów, po czym zwrócił znów spojrzenie do Castora.
- Idź pogadać z Marcelem. No wiesz, do cyrku może? Nie wiem czy on tam w sumie wciąż pracuje… ale jak przy okazji zajdziesz to nic się nie stanie przecież. Nie masz co się martwić, mówię ci. Lepiej, żeby trafiła na takiego męża niż na… eee… nie wiem. Jakiegoś alchemika co by tylko pił, wiesz, jak moja matka. Mugol alchemik i do tego jeszcze burdy wszczynał. Zawsze mogło być gorzej niż Marcel - zaczął mówić, jakby to w jakikolwiek sposób miało pocieszyć byłego prefekta.


Spiżarnia EbVqBwL
Tom Doe
Tom Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Spiżarnia AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Spiżarnia [odnośnik]04.10.21 13:33
Zmiana ułożenia rąk pozwoliła na zachowanie większego komfortu fizycznego. Z tego też względu Castor nie zarejestrował nawet zwiększenia nacisku, wszędobylskość Doe przyjmując po prostu jako coś naturalnego. Bo takie właśnie było, w tym człowieku i w tej konkretnej chwili nie było potrzeby doszukiwać się drugiego dna — ot, byli po prostu dwójką młodych ludzi po wypiciu bimbru, a nawet jeżeli głowy mieli (albo Thomas miał, nie oszukujmy się) dość mocne, nie było nic dziwnego w tym, że czasem podpórka by się przydała.
Zmarszczył lekko brwi na słowa o zaradności. Nie wiedział, czy chciał drążyć temat dalej. Chyba powinien, nie, na pewno powinien, w końcu to jego siostra, jego jedyna, najukochańsza siostra, która przyjdzie następnego dnia na obiad i... Zresztą, z pomocą w ocenie sytuacji oraz odpowiednim ułożeniu priorytetów pytajnikowych przyszedł mu Thomas raz jeszcze, dorzucając do bąblującej się mikstury wątpliwości jeszcze kilka elementów. Cyrk u Carringtonów, mama Marcela, wynoszenie się z domu... To wszystko chyba za dużo jak na jeden wieczór, nawet taki zakrapiany. Swoją drogą, wobec tych wszystkich rewelacji zatęsknił nagle za butelką schowaną pomiędzy płaszczami w przedsionku.
Po pijaku jakoś łatwiej przychodziło zrozumienie.
— Ty uważaj, co mówisz, to moja siostra — furknął wreszcie, bo przyjaciel naprawdę sobie folgował. Przez moment miał nawet ochotę użyć siły Perswazji (jak mimochodem nazwał swoją prawą pięść), lecz w ostatnim momencie po prostu zacisnął palce ów dłoni, przytrzymując ją z całych sił przy własnym tułowiu. Nie będzie go bił, nie zniży się do tego poziomu. — Miałeś kiedyś siostrę marzycielkę, Tommy? To twardy kawałek chleba. Martwię się o nią, cholera, bo jej starczy tylko obietnica, serce ma duże i chętne do porywów, a wy z chłopakami zawsze potrafiliście chmury zawracać... — powtórzył się po chwili, starając się przez to również dać do zrozumienia, że nie chodziło o zrzucenie winy za całą tę groteskową sytuację na Marcela. Castor szukał po prostu podświadomie jakiegoś, tak naprawdę jakiegokolwiek wytłumaczenia. Znał swą siostrę, wiedział, jak szukała dobra w każdym, kogo spotka, często na własną odpowiedzialność i mękę. Bracia Doe i Marcel już w Hogwarcie dali się poznać jako całkiem... no dobrze, urokliwi młodzieńcy, ulubieńcy nieświadomych babć i absolutny koszmar zgromadzenia nauczycieli oraz prefektów. Jeżeli potrafili wyjątkowo prosto omamić Castora, który i tak był odporniejszy na podobne zabiegi od swej starszej siostry, strach pomyśleć, co stałoby się, gdyby napotkali na swej drodze Rory.
Chociaż... jaki to strach, skoro już się stało.
— Na rany Morgany, Thomas, żadnego ślubu! To była ironia! — aż wzdrygnął się na samą myśl o jednodniowych zaręczynach i potygodniowym ślubie. Może w taborze podobne rzeczy mogły mieć miejsce, nawet nie zdziwiłby się, gdyby tak właśnie się działo, ale tutaj? Tu, na Wrzosowisku, nie trzeba było uciekać z miejsca na miejsce, gonić wiatru w polu czy gimnastykować się szczególnie by spiąć koniec z końcem. Mogli żyć w typowej angielskiej sielance, mieć wpół pełną spiżarkę, luksus w czasach wojny. — Steffen to by wszędzie zasnął, jeżeli mamy być szczerzy... — dodał po chwili, już spokojniej, może z cieniem naburmuszenia. Nawet przez myśl mu nie przyszło, by spytać, dlaczego Steffen był obecny na weselu Thomasa, a on jakoś zaproszenia nie otrzymał. Trudno, może kiedyś przetrawi tę wiadomość i wreszcie zada pytanie? Kto wie, kto wie?
Na myśl o spotkaniu z Marcelem pokiwał smutno głową. Nie, żeby tego chłopaka nie lubił; po zakończeniu szkolnej nauki wszelkie uczucia, a zwłaszcza te negatywne, rozmyły się gdzieś we mgle ambiwalencji. Ile to lat minęło? Mógł wyrosnąć przecież na całkiem dobrego, młodego człowieka, odpowiedzialnego według Thomasa, a to już coś.
— Masz rację, powinienem z nim porozmawiać — kilkukrotnie pokiwał głową, a następnie raz jeszcze poprawił okulary. — Ale chyba najpierw powinienem to załatwić z Aurorą, prawda? Co byś zrobił, gdyby chodziło o Sheilę?
Próbował naprawdę otrzymać od przyjaciela coś na kształt dobrej rady, lecz ten produkował się dalej, o jakichś alchemikach mugolach w dodatku. I że tacy są gorsi od Marcela, że burdy wszczynają. Odbił się wreszcie Castor od półek, o które się opierał, by przystanąć wnet przy Thomasie i stuknąć go lekko palcem wskazującym w sam środek czoła.
— Sam jesteś mugol alchemik. To się nazywa alkoholik — burknął, ledwo powstrzymując śmiech, który zbierał się w nim z całego absurdu tej sytuacji. Chyba potrzebował odreagować, a podobno śmiech to zdrowie? Ech, Thomas nigdy nie należał do najjaśniejszych gwiazd nauki, ale tą jedną wzmianką... Przynajmniej rozśmieszył prawie panikującego Sprouta, który na moment zaczął sam się zastanawiać, czy wygląda na takiego, co wszczyna burdy. W końcu dyplom ukończenia kursu alchemicznego miał, prawda? A może to tylko kwestia bycia mugolem?
Ale jak to, alchemik bez różdżki?


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: Spiżarnia [odnośnik]07.10.21 22:54
- Nie. Sheila jest dobrze wychowana - stwierdził, wzruszając ramionami jakby to było coś oczywistego. - Zresztą, nie mówię o niej źle… Ale… No lubię ją, jest miła. Ale no jakby Sheila to jak miała szesnaście lat to już była zaręczona, a Aurora ile jest starsza? Dużo! I to od nas dwóch jest dużo starsza… Nie rozumiem tego, naprawdę. Cały czas się z tym spotykam, wiesz? Dziwnie jesteście w tym - dodał szczerze, bo nie pojmował takich angielskich zwyczajów, żeby panny wydawać późno za mąż. W kulturze, w której Doe się wychował, na ich standardy to on sam bardzo późno się ożenił, a co dopiero Castor będący bez żadnej panny przy boku! To już należało do skandali…
Chociaż sam Thomas nie żałował ani dnia, ani godziny, ani sekundy spędzonej z Jeanie. W Hogwarcie, w taborze - cieszył się na każdy moment, przy którym mógł przy niej być. Nie doceniał jej tak jak na to zasługiwała, kiedy jeszcze żyła? Zastanawiał się nad tym wielokrotnie, bo w końcu nawet po ślubie nie zaprzestał tych drobnych gestów jak przyniesienie kwiatów, jak próba zaparzenia herbaty, zaplecenie jej włosów, tańczenie w polu kiedy tylko mieli okazję. Nigdy jej to nie wychodziło, zawsze go deptała, ale on sam nie miał jej tego za złe - nawet jeśli tańcem odstawała od wielu Cyganek w taborze, to jej kuchnia i to jak dbała o wóz było bez skazy. Opiekowała się innymi, uczyła języka i zwyczajów, sposób na celebrację…
Zaszkliły mu się nieco oczy, zupełnie jakby informacja o braku ślubu była czymś, co powodowało u niego ogromny smutek.
- Ale jak to? - zapytał cicho niczym smutny szczeniak pociągając nosem, chociaż z pewnością ta informacja nie była powodem jego smutku. Zaraz jednak wytarł nos w rękaw, bo było to coś, co zawsze robił. Nie powinien się rozklejać teraz przy Castorze, co ten okularnik by jeszcze o nim pomyślał!? A może uzna, że to wina alkoholu…
- Zapytał się czego ona chce… Ale Sheila nie może poślubić nikogo spoza nas. To niemożliwe, starsi się na to nie zgodzą. Nawet nie wiesz, ile musiałem prosić i starać się o to, żeby pozwolili mi na ślub nie z Cyganką… - rzucił spokojnie, chociaż wciąż stanowczo smutniejszy niż na początku swojego wykładu…
Skrzywił się na pstryknięcie, zaraz jednak szukając jakiejś skrzynki, beczki czy czegokolwiek o co mógł się oprzeć tyłkiem.
- Nie rozumiem… Frances mi mówiła, że to alchemik. Bo robił takie mikstury z alkoholem, w sensie no bimber pędził i mówiła, że w alchemii też się używa alkoholu… - powiedział, marszcząc brwi, chociaż już po chwili machnął ręką jakby to nie było niczym ważnym - bo po prawdzie w jego opinii nie było to czymś ważnym.
- Zresztą… alchemik czy alkoholik to mam nadzieję, że przede wszystkim jest zdechły - rzucił luźno, zerkając zaraz na Castora.
- Wracamy po tę butelkę w przedpokoju..?


Spiżarnia EbVqBwL
Tom Doe
Tom Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Spiżarnia AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Spiżarnia [odnośnik]11.10.21 19:59
Ledwo powstrzymał się od przewrócenia oczami. Thomas czasami wydawał się rozumieć jednocześnie wszystko i nic. Słuchać uważnie, ale mieć uszy zupełnie zamknięte na cokolwiek, co mogło nieść nawet okruszek mądrości. A z tą samą częstotliwością myślał Castor, że Thomas robił to zupełnie specjalnie, tak po prostu, dla zasady i zobaczenia zezłoszczonego Sprouta. Czy miał mu to za złe?
No czasem trochę tak. Ale co do zasady zdążył się do tego przyzwyczaić.
— To nie jest kwestia dobrego wychowania czy jego braku... — jęknął wreszcie, wpadając oczywiście w zastawioną na niego pułapkę i dając się sprowokować. Ponownie uniósł okulary na czoło, a palcami nacisnął na wewnętrzne kąciki własnych oczu. Nie trzeba było być wielkim obserwatorem, by zobaczyć, że bardzo prędko tracił energię wobec podobnych rewelacji. Ta niepewność oraz niemożność wywarcia wpływu na decyzję siostry wyraźnie mu ciążyła. Co do zasady nie lubił wtrącać się w życie Aurory, jednakże teraz czuł, że coś było po prostu nie tak. I jak zawsze, pragnął ochronić ją przed impulsywnością. — Wiesz co, życie osadnicze nie wymaga takiego pośpiechu jak u was, mam takie wrażenie... Popraw mnie, jeżeli się mylę, ale to chyba głównie o to chodzi? Jakby... Ja rozumiem wielką miłość, zakochanie, to wszystko — próbując odnaleźć odpowiednie słowa, zaczął ponownie kręcić nadgarstkami oraz dłońmi, jakby próbował przywołać do siebie odpowiednie wyrażenia. — Ale... nie boisz się? Znaczy, nie mówię, że u ciebie i Jeanie tak będzie, ale... Że niektóre wybory są mocno przesadzone? Że jakaś para może nie znać się za dobrze i później zostać ze sobą tak na zawsze?
Jeżeli Sproutowie słynęli z czegoś innego poza swą rodzinną tolerancją, były to z pewnością wielkie serca, jakie musieli okazywać każdemu i wszystkim dokoła. Także sobie wzajemnie. Największym koszmarem (tym przeżywanym zupełnie świadomie) Castora był scenariusz, w którym przyjdzie mu spędzić resztę życia z kobietą, której nie kocha i która nie kocha jego. Wiedział, że pewnie oboje unieśliby się honorem i po prostu pozostali w takiej rodzinnej wydmuszce, zeschnięte kwiaty w ozdobnej doniczce.
Zamienił się w słuch, gdy Thomas opowiadał o tym, co zrobiłby na jego miejscu. Faktycznie, zwyczaje cygańskie różniły się znacznie od tych angielskich, lecz jedna podstawowa mądrość stanowiła wspólny mianownik tak Sprouta, jak i Doe. Zapytał, czego ona chce. Chyba też powinien.
Dopiero gdy znów mówił o Frances, alchemikach i... bimbrze, Castor uśmiechnął się wesoło, a jednym, gwałtownym ruchem głowy usadowił je na powrót na nosie.
— Tutaj akurat nie skłamała, ale mugolska chemia jest znacznie prostsza od naszej alchemii — pokiwał lekko głową, a dłoń zsunął w dół, na swój podbródek. Potarł go intensywnie, popadając znów w ten dziwny stan rozmyślenia, gdy żadna z idei nie chciała dać mu się złapać, a wszystkie krzyczały o uwagę. Czy właśnie tak wyglądał wewnętrzny chaos? Nawet jeżeli tak, to kolejne pytanie Thomasa pozwoliło Castorowi na rozluźnienie ramion.
— Jasne. Dokończmy to, bo czuję, że zaczynam trzeźwieć... — powiedział, podchodząc do drzwi, jednocześnie prosząc gestem Doe, by ruszył zaraz za nim. Gdy ułożył lewą dłoń na zimnej klamce, wyprostowany palec prawej przysunął ku swym ustom, nakazując mu utrzymanie ciszy. Rodzice chyba nie zdążyli zasnąć. Lepiej, żeby nie zeszli na dół, by sprawdzić, jak bawi się ich syn i jego gość.


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: Spiżarnia [odnośnik]11.10.21 21:31
Wzruszył lekko ramionami, nie będąc pewnym czy to chodzi o pewnego rodzaju pośpiech. Może? Nigdy nad tym nie myślał, ale chyba dlatego, że utożsamiał rodzinę ze szczęściem - a przecież nikt nie chciał na nie czekać, prawda?
Chociaż kolejne słowa… zakuły go. Nie w ten sposób, że go uraziły. Nie był zły na Castora, ale ich znaczenie… Ono bolało. Zostać ze sobą na zawsze. Nigdy się tego nie bał, nigdy nie miał wątpliwości co do tego, że chciał zostać przy niej na zawsze.
- Ja… Kiedy patrzę na Jeanie, nie mam. Nigdy nie bałem się tego, że za kilka lat to się zmieni - powiedział cicho, lekko się uśmiechając na wciąż żywe wspomnienie jej uśmiechu, na to jak mógł odgarnąć jej rozwiane włosy, kiedy mógł je zapleść rano, kiedy mieszkali już razem w taborze, we własnym wozie… To było jak sen.
- Boję się, że nie będę miał jej na zawsze. To nie jest straszniejsze? Myśl, że stracisz tę możliwość, że mimo że kogoś kochasz to… zwlekasz i stracisz tę osobę. Że masz tylko moment czasu z kimś i ta osoba po tym zniknie, i już jej nie będzie. A chciałbyś mieć z nią więcej czasu, ale go nie masz. Nie boisz się tego..? Ktoś jest chory, ktoś może mieć wypadek, coś… coś może się stać. I nie będzie tej osoby - powiedział, powstrzymując się dzielnie od tych cisnących mu się coraz mocniej do oczu łez. Bał się, martwił, tęsknił. Targały nim takie emocje, nie lęk przed tym, że coś się mogło się nie zakończyć i mógłby w tym trwać do końca. Chciałby tego, oddałby wiele, żeby móc trwać przy Jeanie już na zawsze. Ale nie mógł - stracił swoją szansę.
- Tego się boję. To nie jest straszniejsze? Nie móc być z kimś już nigdy, bo nie wykorzystało się tej szansy - dodał, a pociągnięty rzeczywiście podniósł się ze swojej pozycji. Zacisnął jednak zęby na wnętrzu policzka, czując że czuje się coraz gorzej z tą myślą, z tymi wspomnieniami. Wiedział, że oboje potrzebowali alkoholu.
Kiwnął głową, widząc jego gest uciszenia. Skradali się jak jakieś małolaty, które podkradali rodzicom ze spiżarki tytoń i alkohol - i chyba trochę to robili. Chociaż mimo upicia, Thomas wiedział jak stawiać kroki. Przecież nie robił tego pierwszy, ani tym bardziej ostatni raz.
Ruszył z przyjacielem pierw do przedpokoju i zgarniając pozostawioną tam butelkę z kubkami, a zaraz po tym oboje wykonali ogromny wysiłek wchodząc (z pewnością głośniej niż im się wydawało) po cichu na piętro, aby zaszyć się w sypialni Castora. Thomas zaraz po tym znów otworzył butelkę z bimbrem, dolewając z niej do kubków.
- Nie miałeś nigdy takiej dziewczyny..? No wiesz… na którą patrzysz i widzisz całą przyszłość z nią, i nie wyobrażasz sobie jej z nikim innym… I nie chcesz stracić tej szansy, bo może nie być innej. Wiesz, my w taborze… często znamy nasze żony całe życie. Od najmłodszych lat. James też się ożenił, wiesz, z jedną z naszych właśnie. Eve, pamiętasz ją ze szkoły? Piękna, naprawdę… I znamy ją od dziecka, to nie tak że za kilka lat przestaniesz się z nią rozumieć. Wiesz, że nie… - mówił, coraz bardziej czując jak emocjonalne hamulce puszczają. To wszystko było winą alkoholu i może sympatii do Castora. Chciał podświadomie ostrzec go przed podobnym błędem, który sam popełnił - chciał mu przekazać, żeby jeśli kogoś znajdzie to nie czekał i nie powstrzymywał się takimi idiotycznymi myślami, że może im nie wyjść, bo może żałować! Bo może stracić tę osobę!
Ale czy wiele osób w ogóle podejrzewałoby Thomasa o tak głębokie i bogate życie uczuciowe, że w ogóle mógłby być bardziej odpowiedzialnym mężem niż był przyjacielem i kolegą?


Spiżarnia EbVqBwL
Tom Doe
Tom Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Spiżarnia AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Spiżarnia [odnośnik]12.10.21 18:59
Utkwił spojrzenie w Thomasie, naturalnie przyjmując pozycję słuchacza. Oparł łokieć o jedną z mniej zastawionych półek, gdzieś pomiędzy słoikiem z piklowaną rzodkwią a dynią w occie. Dopiero wtedy prawa dłoń znalazła się na policzku, pozwalając mu na przybranie miny prawdziwie przejętej. To, w jaki sposób Thomas mówił o swej żonie, było naprawdę dojmujące. Blondyn miał nawet wrażenie, że na moment czas zatrzymał się, pozwalając obu młodzieńcom wylać to, co leżało im na duszy.
Tylko z jakiegoś powodu, nie mógł wskazać konkretnego, wydawało mu się, że ton Thomasa był dziwnie smutny jak na mimo wszystko młodego i szczęśliwego męża. Nie wspominając już o tym, że głębia przemyśleń również nie przystawała do standardowego, nieco głupkowatego (w dobrym tego słowa znaczeniu) usposobienia Doe.
— To jest straszne — przyznał mu rację, samemu zagryzając wnętrze policzka. Słowa przyjaciela nieintencjonalnie uderzyły też w słaby punkt Sprouta. Myślami wybiegł ze spiżarki, pobiegł w górę schodów, a zatrzymał się dopiero w sypialni rodziców, gdzie dnie spędzała schorowana matka. — Dlatego wróciłem z Londynu. Wiesz... myśl, że mama mogłaby... — dla mamy przecież wyruszył we wrześniu do lasu, to dla niej miał szukać ślazu i innych ingrediencji potrzebnych do leczniczych eliksirów. Pobladł nagle, jeszcze bardziej niż wcześniej, a bok zakłuł znajomym bólem.
Gdy tylko przymknął oczy, deportował się do Gloucestershire. I leżał tam, w kałuży własnej krwi, z okularami wbitymi w policzek, myśląc o tym, że nie będzie mógł się pożegnać. Że to właśnie taka śmierć, nagła, niewytłumaczalnie niesprawiedliwa, zaboli jego najbliższych najmocniej. Że to wszystko jego wina, że wszyscy będą przez niego przejmująco smutni. Nie mógł przecież do tego dopuścić i tylko ta myśl, że nie może zawieść, popchnęła go do przodu, pozwoliła na to, by dziś siedzieli razem zamknięci w spiżarni na Wrzosowisku.
Powrót do rzeczywistości był jak kubeł zimnej wody. Nie czuł się jednak na tyle pijany, by wchodzić znów w coś skrajnie egzystencjalnego. Wciąż był mężczyzną niepogodzonym z faktem, żę miał emocje, że czuł je przecież tak mocno, zdawało mu się nawet, że mocniej od wszystkich jego najbliższych. Co pomyślałby sobie o nim Thomas, gdyby podchwycił temat, obnażył się ze słabościami? Może tego właśnie się po nim spodziewał. Castor miał wrażenie, że młodszy przyjaciel nigdy nie brał go na poważnie, zawsze traktując z niespodziewaną pobłażliwością. Nie chciał jej pogłębiać, przy całej do niego sympatii.
Aż wreszcie ruszyli w odsiecz i butelce, i kubkom, a potem, niezbyt delikatnie, a z pewnością nieelegancko zakończyli swą wędrówkę w jego sypialni. Aurora wciąż była gdzieś, więc nikt nie mógł usłyszeć ich przez ścianę.
Słysząc kolejne słowa przyjaciela, pociągnął dość spory, jak na niego, łyk bimbru, krzywiąc się przy tym dość poważnie.
— Miałem kiedyś jedną, z którą w marzeniach osiągnęliśmy wszystko. Małżeństwo, domek na wsi, dwie córki. Słońce świeciło, deszcz padał tylko wtedy, gdy chcieliśmy zostać w domu i trzeba było podlać kwiaty. Rano wychodziłem do pracy, a po południu wracałem, zawsze z naręczem kwiatów, a ona dawała mi całusy. Ale to wszystko to tylko mrzonki. Jej ojciec by się nie zgodził, więc nawet nie próbowałem. Wiesz... nie potrafiłbym odciąć jej od rodziny, jakakolwiek by ona nie była. Więc nigdy nie dowiedziała się o tym wszystkim, a ja skończyłem w Noc Duchów roku 1957, pijąc z tobą bimber we własnej sypialni — podsumował kwaśno, duszkiem wypijając resztki zawartości kubka. Te wszystkie rewelacje, ślub Jamesa i Eve, przyjdą do niego chyba dopiero wtedy, gdy wytrzeźwieje.
Ale nie był pewny, czy tak do końca chciał.
— To piękna rzecz, tak zakochać się bez pamięci, wiesz? Ale nie wszyscy na nią zasłużyli. A na pewno nie ja — dodał po chwili, zdejmując okulary. Odłożył je na okienny parapet, po czym brodą wskazał na łóżko. — Prześpij się trochę, dobrze ci zrobi. A jutro napiszesz list do Jeanie i powiesz jej, jak bardzo ją kochasz.

| z/t x2


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Spiżarnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach