Wydarzenia


Ekipa forum
Szklarnia
AutorWiadomość
Szklarnia [odnośnik]03.03.21 11:29

Szklarnia

Na tyłach ogrodu stoi niewielka i niepozorna szklarnia, która nie wyróżnia się niczym szczególnym. Na ściankach od strony południowej pnie się bluszcz, tuż nad drzwiami wisi niewielka latarenka, lecz to nie wygląd zewnętrzny zasługuje tu na największą uwagę, a jej wnętrze. Wchodząc do środka od progu wita zapach mokrej, ciężkiej ziemi oraz słodki zapach kwiatów. Szklarnia została zmodyfikowana zaklęciami i w środku prezentowała się okazale i zapierała dech w piersiach. Do sufitu pięły się strzeliste drzewa, wyznaczona ścieżka wiła się wśród rozległej i wszechogarniającej zieleni. Roślinność otaczała ze wszystkich stron, a z daleka majaczyły schody, które prowadziły na kolejne piętra budynku. Szemranie wody mieszało się z trzepotem skrzydeł ptaków, które postanowiły zamieszkać w tym miejscu, a ścieżka rozwidlała się zachęcając do odkrywania każdego zakątka magicznej szklarni braci Grey.
Cave Inimicum, Widzimisię, Błyskotka, Cicho-Sza


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Halbert Grey dnia 25.03.21 10:04, w całości zmieniany 2 razy
Halbert Grey
Halbert Grey
Zawód : toksykolog, ogrodnik Prewettów
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
to plant a garden
is to believe in tomorrow
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9087-halbert-grey https://www.morsmordre.net/t9093-lobuz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t9099-skrytka-bankowa-nr-2133 https://www.morsmordre.net/t9091-halbert-grey#274380
Re: Szklarnia [odnośnik]08.03.21 22:34
10.11.1957

Stał na ganku wyczekując jej przybycia. W dłoni trzymał kubek z herbatą kakarde, żałował że zapasy się kończyły, ale nie miał zamiaru wyjeżdżać aby je uzupełnić. Nie teraz kiedy wokół panowała wojna, a on odczuwał dziwną potrzebę działania. Greengrove Farm wydawała się dziwnie spokojna, jakby ktoś zatrzymał dom Greyów w bańce i nie dopuszczał do niej świata zewnętrznego. W takim miejscu można było zapomnieć, że wokół ludzie umierają, giną w męczarniach. To było złudne, kojące i jednocześnie bardzo niebezpieczne. Ignorowanie tego co się działo było ostatnim co mogli teraz robić. Na samą myśl marszczył brwi zaciskając mocniej dłoń na kubku, musiał wziąć parę głębszych oddechów. Nie chciał aby Florka zobaczyła go z marsową miną, ponieważ ostatnie czego chciał to jej zatroskany wzrok i pytania, a odpowiedzi na nie wolał unikać. Chciał zaangażować się w działania przeciwko obecnej władzy i obawiał się, że czarownica nie zareaguje na ten pomysł zachwytem. Być może zaczęłaby go od tego odwodzić by uchronić Greya przed narażeniem się. Jednak było już za późno, bowiem Herbert podjął decyzję jakiś czas temu. Oparł się ramieniem o kolumnę i powoli toczył wzrokiem po ogrodzie, który został wypielęgnowany przez brata i matkę. Był ich chlubą, podobnie jak szklarnia, którą miał zamiar pokazać tego dnia Florce.
Spojrzał w górę aby zobaczyć ciężkie chmury jakie się nad nim kłębiły zapowiadając kolejny deszcz. Taka pora roku, że nie było dnia bez paru kropel wody, a kiedy przyjdzie późny listopad wilgoć będzie ich stałym towarzyszem aż do grudnia, kiedy to z nieba zacznie padać śnieg przyozdabiają białą pierzyną całą Anglię. Z oddali dojrzał Florkę zmierzającą w jego kierunku więc odsunął się od kolumny i odstawił kubek na ławę by zejść po schodkach i wyjść jej naprzeciw. Listy, które wysyłała do niego były czymś czego ostatnio wyczekiwał, a ostatnie z nich były smutne choć Florka starała się być dzielną wiedział podskórnie, że nie było jej łatwo. Podziwiał ją jednak za hart ducha i siłę jaką w sobie miała. Kiedy była już blisko uśmiechnął się do niej szeroko jednym z tych uśmiechów, które miał zarezerwowane dla szczególnych mu osób.
-Florko - powitał ją ciepłym, niskim głosem. - W samą porę, zaraz złapał by cię deszcz.
Dodał jeszcze kiedy się z nim zrównała.
-Chcesz się czegoś napić? Coś zjeść nim pokażę ci skarby jakie przywiozłem z Amazonii? - Spojrzał na nią uważnie, z troską ukrywaną pod uprzejmością gospodarza.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Szklarnia [odnośnik]09.03.21 13:37
Sama przed sobą nie chciała się przyznać, jak bardzo cieszyła się na kolejne odwiedziny u Herberta. Listy, które pomiędzy sobą wymieniali sprawiały, że łatwiej było jej przebrnąć przez każdy kolejny dzień. Choć dookoła miała wielu znajomych, a także brata, jakoś łatwiej było jej przelać własne myśli na papier niż zwierzać się im ze swoich problemów. Oni mieli przecież swoje własne i nierzadko Florence po prostu na własne oczy widziała, jak im wszystkim ciężko. Miała im jeszcze dodawać własnych zmartwień?
Ślub Alexa oraz Idy miał być odskocznią. Momentem na złapanie oddechu, rozluźnienie, odpoczynek. Okazją do świętowania, uczczenia faktu, że dobro jeszcze nie przegrało, że wciąż można było odnaleźć radość, pomimo ciemnych chmur które zawisły nad przyszłością Anglii. Jego odwołanie było więc strasznym zawodem, i chociaż Florence pocieszała się, że powodem takiego obrotu spraw jest tylko choroba panny młodej - a nie, Merlinie uchowaj, coś znacznie gorszego - to i tak była tym faktem zwyczajnie przybita. Gdy więc Herbert zaoferował znów zaoferował jej zaproszenie do swojego rodzinnego domu, obiecując opowieści z podróży oraz oprowadzenie po niemal już legendarnych ogrodach Greyów, Florence zgodziła się właściwie bez chwili zawahania. Pogoda im jednak tego dnia nie sprzyjała, Florence przyspieszyła kroku po cichu przewidując, że gęste, czarne chmury które przysłaniały niebo, lada moment luną rzęsistym deszczem. Kiepski to był więc moment na spacery po ogrodzie, ale hej, zostawała im jeszcze szklarnia - a tam ponoć kryły się najprawdziwsze cuda.
Na widok Herberta, jej twarz rozjaśnił delikatny uśmiech. Wciąż było jej troszkę głupio że tak poważnie potraktował jej narzekania na Florka i przysłał jej kawę... nie zamierzała jednak znów poruszać tego tematu, wiedziała że Herb i tak by ją zaraz zapewnił, żeby się nie przejmowała. - Herb - obdarowała go na dzień dobry serdecznym uśmiechem. Mogła wyglądać na odrobinę zmęczoną, ale radość którą czuła na jego widok, była autentyczna i dodawała jej energii - Ba, deszcz. Zaraz lunie jak z cebra - zmarszczyła nos, zerkając do góry - Wystarczy woda. Nie chcę nadużywać twojej gościnności - odparła, zakładając kosmyk włosów za ucho. Nie zamierzała uszczuplać zapewne i tak dość skromnych zapasów Greyów. Z resztą, jadła przed przyjściem tutaj. Skromnie, ale jadła. - Nie mogłam się doczekać tego dnia. Mam nadzieję, że masz dla mnie mnóstwo historii ze swoich podróży.


What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might

Not know what the hell is going on!

Florence Fortescue
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Szklarnia Tumblr_p0ebmcr3Ki1wbxqk4o1_540
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3964-florence-fortescue https://www.morsmordre.net/t3969-hiacynt#76587 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t3970-florence-fortescue#76622
Re: Szklarnia [odnośnik]09.03.21 21:18
Pomimo ciemniejącego nieba Florence zdawała się być jasnym promykiem, nie wiedział skąd się wzięło u niego takie poetyckie sformułowanie. Zapewne za dużo słuchał Hattie, która ostatnio przerzuciła się z kryminałów na romanse. Poprosił by chwilę poczekała po czym wrócił z wysoką szklanką pełną wody, a potem spojrzał za nią w górę ku niebu.
-Wobec tego, zapraszam do szklarni - odparł niezrażony faktem, że spacer po ogrodzie musi poczekać. Było to bardziej dzieło Hala, a w szklarni miał większy udział. Zajmował się całą hydraulika i starał się ulepszać systemy nawadniające rośliny. Miał realnie z czego być dumnym. Poprowadził swojego gościa między grządkami i przystanął przed wejściem do szklarni. Nad drzwiami migotała mała latarenka. - Witam w magicznej szklarni braci Grey.
Oznajmił tajemniczym głosem, po czym nacisnął klamkę i puścił Florkę przodem. Uderzył w nich zapach mokrej ziemi zmieszany ze słodką wonią kwiatów. Było o wiele cieplej niż na zewnątrz. Prawie jak latem. Weszli do przestronnego pomieszczenia, w którym wysokie drzewa pięły się ku szklanemu sufitowi. Drzewa, które widziała należały do tych rosnących w całej Anglii, ale to nie one były najważniejsze, ale rośliny, które rosły u ich stóp. Feeria barw i kolorów sprawiała wrażenie jak nie z tego świata.
-Erubescens - wskazał na małe grzyby, lśniący biały kapelusz w kształcie stożka, gruba nóżka w kolorze różowym. - Gdy spojrzeć pod słońce zdawał się być przeźroczysty. W nocy świeci i wypuszcza zarodniki. Nasza lokalna roślina, rośnie tylko dwa tygodnie w roku. Cenna w aptekarstwie. Sprawdzamy czy da się ją wyhodować w warunkach szklarniowych, zbliżonych do naturalnych. Kosztowała parę siniaków.
Od razu przed oczami stanęło mu spotkanie ze Szmidtem, który nie był zachwycony spotkaniem z Greyem po latach. Mimowolnie potarł szczękę, w która wtedy boleśnie oberwał.
-Jednak warto było - zastrzegł od razu i puścił do Florki oczko uśmiechając się szelmowsko. - Jednak chciałem coś innego ci pokazać. Chodź.
Zachęcił ruchem dłoni aby podążyła za nim ścieżką wśród drzew, paproci, niebieskich kwiatów na długich łodygach i tych żółtych płożących po ziemi. Po lewej mogła dostrzec kręte schody, które wiły się do góry całe ozdobione roślinami pnącymi, których liście miały intensywny purpurowy kolor. Grey jednak skręcił na prawo gdzie roślinność zaczynała gęstnieć i zatrzymał się przed kolejnymi drzwiami, zerknął na Florkę przez ramię z błyskiem w niebieskich oczach.
-Zapraszam do lasów tropikalnych - odsunął skobelek i pchnął drewniane drzwi, które uchyliły się lekko, a ze środka uderzyła w nich mokra aura i gorące powietrze. Po przekroczeniu progu człowiek przeniesiony został do kopii lasów tropikalnych. Małej Amazonii w środku Anglii. Lniany opadały gęstą kurtyną na dół z sufitu, w górę pięły się palmy i bambusy rosnąc ciasno wokół siebie, a wokół ich pni pięły się storczyki z pięknymi kwiatostanami. Dominowały głównie kolory fioletu, niebieskości, bieli i różu, wysokie paprocie stanowiły oprawę. Gdzieś nad ich głowami latały motyle oraz małe, wielokolorowe ptaki kręcąc potrójne śruby w powietrzu. Widać było stworzony cały system nawadniający tą część szklarni, a gdzieś w oddali dochodził szum wody. Herbert szedł parę kroków przed Florką, ale kiedy się do niej odwrócił miał roziskrzony wzrok. Podszedł do jednej z orchidei, której delikatne białe kwiatki były nakrapiane w niebieskie plamki.
-Agnus papilionem, by go zdobyć musiałem czekać aż pantera z młodymi opuści okolicę. Nieopatrznie wkroczyłem na jej teren, a ona, zresztą słusznie, rzuciła się na mnie. Do dziś mam małą bliznę na plecach po jej pazurach. - Zaśmiał się niefrasobliwie na wspomnienie, które teraz było zabawne, ale wtedy realnie bał się o swoje życie.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Szklarnia [odnośnik]10.03.21 16:45
Spodziewała się, że zbiory braci Grey, a w szczególności szklarnia, do której Herbert zwoził okazy znalezione podczas swoich podróży, będą bujne i niezwykle okazałe... trzeba jednak przyznać, że nie śmiała nawet przypuszczać, jak bardzo okazałe. Już po postawieniu zaledwie jednego kroku wewnątrz, Florence poczuła się tak, jakby przeniesiono ją nagle do jakiejś magicznej krainy - takiej rodem z powieści Barda Beedle'a. Z jej ust mimowolnie wydostało się ciche "wooo". Dobrze wiedziała, że zwykłe zaklęcia potrafią magicznie powiększać wnętrza budynków i trik ten prawdopodobnie zastosowano na szklarni... ale nie spodziewała się takiego ogromu miejsca i tylu fantastycznych gatunków roślin. Nie od razu spojrzała na to, co wskazał jej Herb - była zbyt zaaferowana rozglądaniem się dookoła i chłonięciem całej aury tego miejsca. Nie dziwiła się, że bracia Grey oddali się temu miejscu całkowicie. Po tym, jak zamknęły się za nimi drzwi, człowiek miał wrażenie, że przeniósł się do zupełnie innego świata. Tutaj to dopiero można było zapomnieć o wszystkich nieszczęściach, które ich spotykały. Wystarczyło zamknąć oczy i głęboko odetchnąć.
Gdy jej wzrok w końcu padł na okaz, o którym opowiadał Herbert, Florence przykucnęła oglądając go uważnie. W tym momencie wyglądał po prostu jak grzyb, Florence nigdy nie była zbyt dobra w rozróżnianiu ich, dzieleniu nawet na te jadalne i trujące. W ogóle uważała grzyby za dość dziwne twory - Naprawdę jest tak cenna? Jakie ma właściwości? - jeszcze raz spojrzała na okaz, po czym wyprostowała się - I co to znaczy, że kosztowała parę siniaków? Nie mów, że musiałeś się wdrapywać w jakieś najdziksze ostępy, by ją zdobyć - uniosła brew. Wiedziała, że był do tego zdolny. Ba, mokradła czy puszcze Anglii przecież wypadały raczej blado w porównaniu do gęstej dżungli Amazonii.
Mogłaby spędzić tu jeszcze trochę czasu, nigdy nie widziała takiej różnorodności rzadkich roślin w jednym miejscu. Skoro jednak Herbert chował w rękawie kolejnego asa, grzecznie podreptała za nim - chociaż szła wyraźnie wolniej od niego, bo co chwila rozglądała się na boki, a czasem nawet przystawała na sekundę by pochylić się nad roślinką, która bardziej ją zainteresowała. Powinni poumieszczać przy każdej tabliczki informacyjne i sprzedawać bilety odwiedzającym. Zarobiliby krocie!
Jak się prędko okazało, to co widziała w pierwszej części szklarni, bledło w porównaniu do bardziej tropikalnej roślinności, osobistej kolekcji Herberta. Florence po raz kolejny przez krótką chwilę po prostu stała, chłonąc cały widok - a także rozkoszując się innymi doznaniami, ciepłem i wilgotnością powietrza, dźwiękami szumiącej wody, świergotem ptaków. Tak wyglądała dżungla? Florence nagle pożałowała, że jej najdalsze wyjazdy poza wyspy ograniczyły się tylko do Włoch. Soczystość kolorów przyciągała wzrok, kobieta nie wiedziała gdzie patrzeć, bo z każdego zakątka wystawał jakiś barwny, pięknie pachnący, wdzięczny kwiatek. Mieszkanie w otoczeniu takiej roślinności... To musiało być jak marzenie.
- Herbert to jest... cudowne. - właściwie tylko tyle była w stanie z siebie wykrztusić. Bała się domyślać jak wiele pracy i czasu musiał poświęcić na to, by odpowiednio przygotować tę szklarnię - i zdobyć wszystkie okazy. Doświadczenie Florence z roślinami kończyło się na kilku roślinach doniczkowych, które miała jeszcze w mieszkaniu na Pokątnej... Stąd też zbiór braci Grey robił na niej piorunujące wrażenie.
Nie potrafiłaby chyba wskazać kwiatu, który najbardziej się jej podobał, chociaż ten, przy którym przystanął Herbert, zdecydowanie cieszył oko. Trochę mniej ucieszyła ją historia, ale hej. Po to również w końcu tu przyszła - by posłuchać jego opowieści. Jej twarz wykrzywiła się w lekkim grymasie, właściwie to nawet lekko ją zmroziło, jednakże zdecydowała, że strofowanie go nie ma sensu. Taki właśnie był Herbert - Jest przepiękny. - pochyliła się, żeby móc powąchać kwiat, podejrzewała że skoro pochodził z dżungli, musiał rozsiewać naprawdę słodki aromat - Ale chyba nie każdy z twoich okazów kosztował cię jakąś bliznę?


What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might

Not know what the hell is going on!

Florence Fortescue
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Szklarnia Tumblr_p0ebmcr3Ki1wbxqk4o1_540
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3964-florence-fortescue https://www.morsmordre.net/t3969-hiacynt#76587 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t3970-florence-fortescue#76622
Re: Szklarnia [odnośnik]10.03.21 21:55
Praca nad szklarnią wciąż trwała. Nadal z bratem mieli wiele planów jak ja rozbudować i zmieniać. Pamiętał dzień kiedy postanowili ją postawić, a był wtedy jeszcze w Hogwarcie uczniakiem. Marzenie jednak spełnili i realizowali je nadal, jednak inaczej niż zaplanowali. Pierwotnie Herbert miał zostać w Anglii, zająć się roślinami, powoli pielęgnować plan, a zamiast tego spakował plecak i wyruszył w podróż. Spontaniczna decyzja okazała się najlepszą jaką do tej pory zrobił. Zaczął zwozić różne rośliny wraz z szalonymi pomysłami będąc przekonanym, że brat odmówi ich realizacji. Hal zaś zamiast brata zbesztać ruszył za nim i teraz Florence mogła podziwiać ich dzieło. A przecież była tylko w jednej jej części, tej, którą Herbert lubił najbardziej. Obserwował reakcje czarownicy ciekawy jej zachowania, coś wewnątrz drgnęło kiedy zobaczył szeroki uśmiech i zachwycone spojrzenie. Bywały momenty kiedy obawiał się, że jego pasja może zrazić innych, znudzić czy też zniechęcić. Gdyby Florka okazała rozczarowanie czy znudzenie obawiał się, że mogłoby go to zaboleć.
-Bardzo szybko uśmierza ból, ale też łatwo uzależnia. - Odpowiedział na pytanie. - Należy stosować w krytycznych sytuacjach kiedy ból jest nie do wytrzymania. Widziałem raz, jak człowiek cierpiący od ran szarpanych jak tylko otrzymał okład uspokoił się od razu. W mgnieniu oka.
Był to paskudny widok, rana rozległa i głęboka sprawiała wrażenie takiej przez którą się umiera w przeciągu paru godzin. Jednak, jak wspomniał, okład sprawił, że poszkodowany przestał czuć ból. Niestety działanie było bardzo krótkie więc należało w tym czasie opatrzyć rany sprawnie i szybko. Inaczej ból wracał ze zdwojoną siłą.  - Wdrapywać? Nie. W ostępy. Też nie.
Pokręcił głową z rozbawieniem.
-Napotkałem pewnego wiecznie spiętego czarodzieja. Nie spodobała mu się moja twarz - odparł wymijająco, bo jeszcze tego brakowało aby Florka zaczęła się martwić, a już zauważył charakterystyczną, małą zmarszczkę pomiędzy jej brwiami, która sugerował owy stan. Pewne szczegóły wolał pominąć w tej opowieści. Wkroczenie do części z tropikalnymi roślinami sprawiło, że poczuł się jak u siebie. Od ponad dziesięciu lat podróżował po dzikich ostępach Amazonii poszukując egzotycznych i magicznych roślin, ale również poznając dzikie plemiona Indian i spotykając najróżniejsza stworzenia, te ze świata mugoli jak i czarodziejów. Widział jak te dwa światy zazębiają się ze sobą, koegzystują obok siebie nie wadząc nikomu. Przyroda potrafiła się dogadać, dlaczego nie mogli tego zrobić ludzie? Zdawał sobie sprawę jakie wrażenie wywołuje to miejsce. Pamiętał minę Hala kiedy ten wkroczył w to miejsce, gdyż Herbert wyraźnie mu zakazywał przekraczać próg części tropikalnej. Tym działem młodszy Grey chciał zająć się sam nim wpuścił do niego brata.
-Po co ta mina? - Zagadnął ją z bezczelnym uśmiechem na twarzy pochylając się w stronę Florki. - Nie blizny, ale zagrożenie życia?
Zamyślił się lekko drocząc się lekko z kobietą i ruszył parę kroków do przodu.
-Słyszałaś o Demonicznym Motylu? - Zapytał zawieszając na chwilę głos. - Wyobraź sobie, że przedzieram się przez dżunglę, wśród tych lian jak te. - Mówiąc to wskazał na odpowiednie rośliny. - Nie ma ścieżki wyznaczonej, jedynie rośliny, które zaczepiając o nogawki spodni i zostawiają kolce w butach. Przede mną idzie mój indiański przewodnik, który nic sobie nie robi z tych roślin. Jakby w ogóle go nie zaczepiały, a idzie boso. Nagle! - Herbert zatrzymał się gwałtownie i z dramaturgią godną aktora na deskach teatru. - Przystaje i pada na ziemię osłaniając głowę rękami i krzyczy do mnie: ¡Bajar! ¡Mariposa demoníaca! ¡Cierra tus ojos! Co znaczy, że mam upaść na ziemię i zamknąć oczy. Zdębiałem, gdyż niczego nie widziałem przed sobą. Żadnej krwiożerczej bestii, ale to mój przewodnik, na pewno wie co robi więc posłuchałem. Padam na ziemię, zamykam oczy i czekam. Nie słyszę żadnego dźwięki poza tymi, które stale towarzyszą człowiekowi w dżungli. I po chwili czuję jakby małe igiełki wbijały mi się w skórę dłoni, ale nie drgnę. Po jakimś czasie słyszę jak Indianin mówi abym wstał…
Herbert przystanął przy kolejnym okazie rośliny, która rosła w górę, a na końcu mocnej i sztywnej łodygi znajdowały się białe niczym śnieg kwiaty, pod których ciężarem łodyga się uginała. - Nie radzę wąchać, bo będziesz kichać cały dzień. Mocno uczula. - Dodał wskazują na kwiaty i kontynuował opowieść. - Całe dłonie mam w małych czarnych kropkach i piecze jak diabli. Przewodnik podaje mi o dziwnej konsystencji smarowidło, które śmierdzi na kilometr, ale pieczenie ustało, a czarne kropki znikają. Okazuje się, że w Amazonii jest pewien piękny motyl, który kiedy jest przestraszony trzepocze skrzydełkami i zrzuca z nich mały pyłek. Jeżeli dostanie się do oczu oślepniesz, na skórze pozostawia jedynie pieczenie i lekkie przebarwienia jeżeli szybko go za pomocą tej maści nie zmyjesz.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Szklarnia [odnośnik]12.03.21 2:07
Taka wycieczka była dla niej szansą. Florence nie od razu o tym pomyślała, ale przecież Herbert i Halbert mogli ją tyle nauczyć o roślinach. O ich właściwościach, sposobach zastosowania w uzdrawianiu, a także o tym, gdzie w razie potrzeby szukać konkretnych gatunków, co w krytycznych sytuacjach może komuś uratować życie. W końcu nie samą magią człowiek żyje. Jeśli Florence chciała więc bardziej pomagać w Oazie, to była jej szansa, której nie mogła przegapić. To, co Herb zdradził jej o właściwościach grzyba, było niezwykle interesujące. Chociaż szczerze, Florka za nic nie chciała się znaleźć w sytuacji, kiedy musiałaby skorzystać z tak mocnego znieczulenia. Czasami nie mogła wyjść z podziwu, że tak niewielka rzecz potrafiła zdziałać prawdziwe cuda. Grzyb, który łagodził na krótko nawet najgorszy ból. To brzmiało dość obiecująco.
- Dobra, o więcej szczegółów nie pytam - nie mogła się powstrzymać przed lekkim przewróceniem oczami. Wiecznie spięty czarodziej. Ciekawa wymówka. Tylko który z nich zaczął? Dobrze chociaż, że skończyło się zaledwie na kilku siniakach. Teraz naprawdę trzeba było na siebie uważać. Grey sam to doskonale wiedział. Florence bardzo chciała więc liczyć na to, że unikał niepotrzebnego narażania się i uczestnictwa w przypadkowych bójkach. Ale chcieć to ona sobie przecież mogła...
Wsłuchiwała się w opowieść o motylu z lekko uniesionymi brwiami. Właściwie sama nie wiedziała co myśleć. Na magicznych stworzeniach znała się bardziej niż na roślinach, jednakże w żaden sposób i tej wiedzy nie można było nazwać zbyt rozległą. Świat fauny z pewnością skrywał przed nią jeszcze niejedną tajemnicę, niemniej w opowieść o motylu jakoś ciężko jej było uwierzyć. Tak nietypowy insekt powinien być chyba trochę bardziej znany powszechnie? Tak jak choćby te śmieszne, kolorowe i śmiertelnie trujące żabki?
- Demoniczny motyl? No, teraz to mnie chyba wpuszczasz w maliny - zaśmiała się cicho. W żadnym wypadku nie chciała go urazić, ale sam musiał przyznać, że ta opowieść brzmiała wręcz nieprawdopodobnie! - Widziałeś później tego motyla? Jakie ma kolory na skrzydłach? - tak, miała świadomość, że Herb dopiero opowiedział jej, że kurczowo zasłaniał oczy aby nie oślepnąć, ale hej, ponoć motyl atakował tylko zaniepokojony. Może Herb miał szansę przyjrzeć się mu później na spokojnie?
Zgodnie z zaleceniami mężczyzny, powstrzymała się przed wąchaniem następnego z kwiatków. Podskoczyła lekko, kiedy przyjemne, ciche odgłosy szklarniowej dżungli zostały zakłócone przez odgłos grzmotu gdzieś w oddali. O dach zaś zaczął bębnić gwałtowny, rzęsisty deszcz. Tak jak przewidywali, zaczęło padać. Albo raczej lać.
- Zazdroszczę ci, wiesz - wyznała, spoglądając nieco nieobecnym wzrokiem na gąszcz roślin, liany zwisające z góry, łodygi bambusów wspinające się ku górze, byle wyżej. Ta szklarnia była niczym własny kawałek nieba, szczególnie dla kogoś, kto tak bardzo ukochał rośliny - a także podróże. Nawet jeśli teraz Herbert zmuszony był siedzieć w domu, miał tutaj cząstkę tego, co tak bardzo ukochał. Florence także miała taki swój kącik, coś na co pracowała ostatnie lata. Ale teraz... wszystko przepadło. - Przepraszam - nie minęła chwila, a kobieta zorientowała się, że zaczęła znów smęcić. A przecież nie po to tu przyszła. Nieobecne wgapianie się w jeden punkt i zarażanie niewesołym nastrojem wszystkich wokół nie zwróci jej lodziarni. Wiedziała to, a i tak zdarzało jej się czasem to robić - Gdzie nauczyłeś się języka tych indian? Chyba byli w stosunku do ciebie na początku dość nieufni, co? - podjęła wcześniejszy temat.


What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might

Not know what the hell is going on!

Florence Fortescue
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Szklarnia Tumblr_p0ebmcr3Ki1wbxqk4o1_540
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3964-florence-fortescue https://www.morsmordre.net/t3969-hiacynt#76587 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t3970-florence-fortescue#76622
Re: Szklarnia [odnośnik]12.03.21 21:48
Cóż mógł na to poradzić? Miał naturę ryzykanta i niezdrową tendencję do mieszania się w sprawach, w których nie powinien się nawet znaleźć. Kiedyś myślał, że miał zdolność do pakowania się w kłopoty. Teraz był niemal pewien iż to kłopoty trzymały się jego. Niczym niechciany kompan w podróży, któremu dajesz do zrozumienia a on nic. Ciągle nawija i jest uparty jak osioł. W końcu pyta czy może ci towarzyszyć jak już przybyliście niemal całą drogę, zdążyłeś się do niego przyzwyczaić więc tolerujesz już jego obecność, ba! nawet ją akceptujesz, godzisz się na nią, bo już nie wyobrażasz sobie dalszej podróży bez tej irytującej obecności. Niestety Szmidt nie był tylko niechcianym kłopotem, był wrzodem na tyłku, którego nie miał pojęcia jak się pozbyć. Musiał jednak znaleźć jakieś wyjście, bo inaczej mógł skończyć jako mokra plama w ciemnym zaułku. I o dziwo, Herbert nie chciał aby Florka usłyszała, że Greya zatłuczony został na śmierć. Zaśmiał się widząc jej minę, która była bardziej wymowna niż tysiąc słów. Nie była przekonana, ale przynajmniej postanowiła nie drążyć tematu, za co był jej wielce wdzięczny.
Podejrzewał, że nie uwierzy w jego opowieść o motylu, mało kto wierzył. Większość wytrzeszczyła oczy oraz patrzyła tak jak ona teraz. Wcisnął dłonie w kieszenie spodni i pochylił się w jej stronę unosząc ku górze brwi.
-Teraz ranisz me serce, moja droga - powiedział teatralnym szeptem. - Opowiadam szczerą prawdę, leżałem na ziemi zestrachany jak się patrzy, wierząc mojemu przewodnikowi na słowo. Widziałem go raz - Zmarszczył lekko brwi starając się przypomnieć ten moment. - Parę dni później, został mi wskazany jak siedzi na bambusie. Miał opalizujące skrzydła w kolorze zielonkawym, dlatego tak trudno go wypatrzeć w gęstwinie leśnej. Nie zdążyłem zrobić zdjęcia, ale kto wie… może uda się przy kolejnej podróży.
Grzmot, który doszedł z oddali niósł się chwilę echem. Zapowiadała się mocna burza, co mogli przewidzieć kiedy patrzyli na niebo przed wejściem do szklarni. Florka drgnęła, a on odruchowo chciał położyć rękę na jej ramieniu, jednak w ostatniej chwili się powstrzymał. Dojrzał jednak jej smutny, a może stęskniony wzrok, którym toczyła po otaczającej ich zieleni. Miał możliwość przez krótką chwilę się jej przyjrzeć. Zdawało mu się, że pod fasadą pogodności i uprzejmości skrywała wiele strachu i lęku, być może obaw. Czyżby przybycie do szklarni było chęcią ucieczki przed problemami z jakimi musiała się zmagać każdego dnia? Jeżeli tak, to zdecydował, że da jej chwilę wytchnienia i odpoczynku. Tym razem się nie zawahał tylko ujął jej dłoń w swoją i ruszył dalej w głąb szklarni, prowadząc ją kolejnymi alejkami wśród najróżniejszej roślinności.
-Na początku byli wobec mnie bardzo nieufni. - Zaczął snuć kolejną opowieść idąc przed siebie. - Byłem obcy, ale też wyglądałem inaczej więc wiedzieli, że nie należę do plemienia, z którym aktualnie są w sporze. Jest jedno plemię Matses, lud niezwykle groźny i wojowniczy. Mają tatuaże na twarzy, które mają przypominać paszczę jaguara oraz golą włosy na głowie aby wydawali się bardziej groźni.
Mały ciekawski ptaszek przysiadł na gałęzi drzew i oprowadzał ich swoimi czarnymi, jak dwa paciorki oczkami, zaśpiewał cicho i uniósł się ponownie w powietrze. Był lokalnym mieszkańcem okolicznych lasów w Dorset, a jednak upatrzył sobie tropikalną część szklarni. W niczym jednak nie przeszkadzał Herbertowi, który nadal nie puszczając dłoni Florki skręcił przy pokaźnym drzewie i skierował się na małe drewniane schodki wprost pomiędzy tropikalny busz. Do ich uszu zaczęło docierać coraz głośniejszy szum wody, który zlewał się z odgłosami deszczu na zewnątrz. Kolejny grzmot, który sprawił, że ścisnął mocniej jej palce, ale nie zmienił tempa. W końcu ich oczom ukazał się mały wodospad z oczkiem wodnym wśród soczystej zieleni.
-Nie znają pojęcia i miary czasu, nie mają pór roku, nie zwracają uwagi na księżyc. Nie wiedzą ile mają lat, nie potrzebują tego do życia. - Usiadł na brzegu oczka wodnego i zachęcił Florkę aby zrobiła to samo. W powietrzu unosił się słodkawy zapach z różowej orchidei, która rosła tuż obok nich. - Rozbiłem obóz niedaleko ich wioski. Po tygodniu zauważyłem jak jeden z nich przychodził, patrzył na mój namiot przez chwilę i odchodził. Parę dni później było już ich dwóch. Po trzech tygodniach, przyszło trzech wojowników aby mnie poznać. I tak z czasem, powoli… zaczęli się ze mną oswajać. Bo plemię Matses są niczym oswojone jaguary, jak w cyrku, ale jak treser nastąpi na ogon jaguara to wychodzi bez głowy. Dlatego trzeba być bardzo ostrożnym.
Miał nadzieję, że to co mówi sprawi iż Florka na chwilę zapomni o tym co ją trapi, pozwoli sobie na chwilę wytchnienia, a on dopiero teraz się zorientował, że nadal nie puścił jej dłoni. I po prawdzie to nie chciał.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Szklarnia [odnośnik]13.03.21 0:34
Przynajmniej Herbert się nie oburzył - nie tak naprawdę. Mężczyzna musiał jednak wybaczyć Florence. Chociaż dziewczyna dokładała sił, aby uczyć się trochę o świecie, a już szczególnie o ciele ludzkim oraz o tym, jak je leczyć, inne kwestie, szczególnie tak bardzo egzotyczne, były jej zdecydowanie zbyt obce. Czasem do tego stopnia, że ciężko jej było w nie uwierzyć. Chociaż szczerze, nie powinno jej dziwić to, że mógł istnieć podobny motyl. W końcu czarodzieje spotykali się na co dzień ze znacznie dziwniejszymi stworzeniami - od ogromne smoki po znacznie mniejsze, ale niemniej dziwne demimozy. Gdy więc Grey odpowiedział na jej pytanie, uniosła lekko jedną brew, splatając dłonie za sobą. - Niech będzie. Wierzę ci. Ale to brzmi naprawdę nieprawdopodobnie - uznała przekrzywiając jeszcze lekko głowę. Demoniczny motyl brzmiał całkiem groźnie, chociaż Florence podejrzewała, że Herb miał w zanadrzu jeszcze wiele innych historii o swoich podróżach, z czego zapewne połowa opowiadała o jeszcze niebezpieczniejszych spotkaniach.
Spostrzeżenia Herberta co do jej samopoczucia nie były błędne. Florence była dziś masą kłębiących się, kotłujących uczuć, pełną rozbieżności i sprzeczności. Kobieta miała w sobie typową dla siebie pogodę ducha, miała także ogromne pokłady ciepła, jednocześnie pod tym co pozytywne, kryło się wiele strachu, lęku, obawy, ale także złości, bezsilności, rozpaczy nawet. Nie było sensu ukrywać, panna Fortescue swoje już wycierpiała podczas tej wojny i nie chodziło tu tylko i wyłącznie o utratę lodziarni i domu na Pokątnej. Zginęli dobrzy ludzie, ludzie których znała od lat, którym ufała. Dobrzy ludzie, którzy nie zasłużyli na taki los. Nie można było jednak wiecznie rozpaczać. Choć Florence nadal nosiła w sercu ból i pamięć o tym co straciła, każdego dnia odnajdywała w sobie siłę, by jednak iść naprzód. By starać się jak tylko mogła, aby choć trochę wspomóc tych, którzy walczyli na pierwszej linii. A takie momenty jak teraz, to popołudnie w szklarni... bardzo jej pomagały. Stanowiły pewną odskocznię. Tworzyły wspomnienia, do których warto było wracać, kiedy wszystko wokół zaczynało się po prostu sypać.
Z pewnym zaskoczeniem poczuła jak jej dłoń zamykana jest w uścisku drugiej, zdecydowanie większej, cieplejszej i bardziej szorstkiej. Przeniosła spojrzenie z otaczającej ich roślinności na Herberta. Była przez krótki była moment tak zaaferowana faktem, że trzymał ją za rękę, że bezwiednie dała się poprowadzić głębiej - i przez to nie skupiła się w pełni na opowieści, którą zaczął jej snuć w odpowiedzi na jej pytanie. To co mówił, z początku wpadało jednym uchem, a wypadało drugim. Nie zauważyła nawet w którym momencie znaleźli się nad oczkiem wodnym - a choć pierwszy grzmot ją przestraszył, drugiego zupełnie nie usłyszała. Odczuła go za to w momencie, gdy Herbert zacisnął mocniej palce na jej dłoni. Na Merlina, czy to jego dłoń tak parzyła, czy tylko jej się wydawało?
Naturalnie usiadła koło niego na brzegu. Gdy rozejrzała się dookoła, pozwoliła sobie na ciche "ooooh". Każda kolejna część szklarni do której prowadził ją Herbert była bardziej bajkowa od poprzedniej. To oczko wodne z wodospadem wyglądało jak zaczarowane. To było niezwykłe, że miejsce to stanowiło dom nie tylko dla licznych roślin, ale także dla tak ogromnej ilości zwierząt. W tym momencie nie potrafiła wyobrazić sobie piękniejszego miejsca. Nawet niezwykłość Oazy przy tym bledła.
- To musi być proste życie - odezwała się w końcu, gdy Herbet zakończył swoją opowieść. - Musi być przyjemnie tak nie przejmować się upływem dni czy nawet lat - w ich świecie to nie byłoby możliwe. Czas rządził światem, nie ważne czy tego chcieli czy nie. Florence pozwoliła sobie na lekki uśmiech, przeznaczony specjalnie dla Herberta - Interesujące porównanie. Musiałeś się od nich dużo nauczyć. Czy teraz ty także jesteś takim jaguarem? Trzeba cię... oswajać? - zachichotała cicho, jakoś nie mogła się powstrzymać. Może po tym jak spędził z nimi tyle czasu uznali go za członka plemienia? Właściwie to wcale a wcale by się temu nie dziwiła.
Herbert nawet nie miał pojęcia, jak Florence była mu wdzięczna. Zawód jakim okazał się być odwołany ślub Alexa i Idy odszedł w niepamięć, Florence pewna była, że będzie często wracać myślami do tej właśnie chwili. I do wspomnienia ciepłej dłoni Greya - na której sama również zaciskała delikatnie palce. Miała tylko nadzieję, że nie zarumieniła się jak jakaś durna nastolatka. - Herbert...? Ja... Dziękuję. Naprawdę. Za wszystko.


What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might

Not know what the hell is going on!

Florence Fortescue
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Szklarnia Tumblr_p0ebmcr3Ki1wbxqk4o1_540
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3964-florence-fortescue https://www.morsmordre.net/t3969-hiacynt#76587 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t3970-florence-fortescue#76622
Re: Szklarnia [odnośnik]13.03.21 16:27
Posiadał wiele opowieści, pamiętniki i dzienniki zapełniały całą półkę w gabinecie gdzie przy maszynie do pisania, siadał wraz z notatkami by spisać w sposób dokładny swoje przygody. Miał nadzieję, że z czasem pokaże je jakiemuś zainteresowanemu wydawcy. Niestety wojna nie sprzyjała na razie publikacjom. Istniało też ryzyko, że obecna władza nie będzie przychylna takim książkom jak Greya. Jak to tak, aby mieszaniec publikował swoje dzieła. Jednak nie miał zamiaru się poddawać i wiedział, że pewnego dnia dopnie swego. Osiągnie swój cel, zresztą jak zawsze gdy sobie coś obmyślił.
-Skoro Demoniczny Motyl jest dla ciebie czymś nie do uwierzenia, co powiesz na fakt, że motyle spijają łzy żółwi w Amazonii? - Uśmiechnął się wyzywająco jakby ją testował. Mógł przecież właśnie zmyślać, ale mógł też mówić prawdę. Ciężko było w tej chwili to określić ale starał się sprawić, że Florka na chwilę zapomniała o swoich problemach. Nie było to łatwe zadanie bo gdy tylko opuści szklarnię wszystko uderzy w nią ze zdwojoną siłą. Botanik nie był biegły w pocieszaniu inny czy zapewnianiu potrzebującym komfortu. Od kiedy opuścił szkołę większość czasu spędzał sam lub w towarzystwie indiańskiego przewodnika, ale jednak nie był otoczony ludźmi. Nie musiał mierzyć się  z ich problemami. Gdy zaś pojawiał się w domu, był tam zaledwie przez chwilę przynosząc całe worki historii wprost z dżungli oraz sadzonki. Posiedział parę dni, pomógł bratu przy szklarni i znów znikał na kolejne tygodnie jak nie miesiące. Takie życie mu odpowiadało, było proste, a przyjaciele byli literami kreślonymi na papierze listowym. Teraz jednak wszystko się zmieniło. Słowa zamieniły się w obrazy, emocje odmalowane na ludzkich twarzach, wybrzmiewające w głosie, a to oznaczało, że musiał też mierzyć się ze swoimi, które na razie pozostawały uśpione ale powoli się budziły. Chęć zmian i działania powodowały, że pragnął się mocniej zaangażować. Trzymając drobną dłoń kobiety uświadamiał sobie, że ma przed sobą osobę, która wiele przeżyła i widziała. Jej brat był poszukiwany listami gończymi, znajomi i przyjaciele umierali w trakcie walk, mocno cierpieli, a ona była w środku tego wszystkiego. Był przekonany, że będąc tam uśmiecha się, wspiera dobrym słowem i nie daje po sobie poznać, że jest jej ciężko. W części tropikalnej było duszno i parno, wiedział, że powinni zaraz wyjść bo inaczej Florka się odwodni. Nie była przyzwyczajona do takiej temperatury, a to mogło skończyć się zawrotami głowy i ogólnym osłabieniem.
-Musiałbym urodzić się jaguarem - odparł z cichym rozbawieniem w głosie. - Ale otrzymałem od nich tatuaż.
Wskazał na swoje ramię, gdzie na skórze miał symbol tego, że to plemię uznało go za swojego przyjaciela. Nigdy nie stałby się jednym z nich, nawet do tego nie aspirował, ale tatuaż oznaczał, że nie był dla nich wrogiem. Jakież to było prostsze niż świat, w którym Herbert i Florence się urodzili. Czas był ich sprzymierzeńcem, ale również często wrogiem, nie miłym przypomnieniem, że wszystko przemija i znika. Tak jak fakt, że ich spotkanie też w pewnym momencie się skończy. Wdzięczność jaką zobaczył w jej ciepłym spojrzeniu i uśmiechu sprawiła, że aż zabolało go coś w środku. Miał pomóc, a zdawało mu się, że wręcz pogorszył sprawę. Nie zastanawiając się długo objął ją ramionami i przyciągnął ku sobie, zamykając Florence w objęciach.
-Nie masz za co dziękować. - Zapewnił ją żarliwie i pogładził po włosach. Czuł, że właśnie tego potrzebowała, zapewnienia, że nie jest sama, że może pozwolić sobie na chwilę słabości i zwątpienia. Nikt nie potrafił być cały czas silnym i spokojnym kiedy cały świat walił się dookoła. Ciężkie krople deszczu dudniły o dach szklarni, a potem spływały po jej ścianach sprawiając, że świat po drugiej strony był niczym obraz impresjonistów. Grzmot jeden, a potem drugi świadczył o tym, że burza rozszalała się w najlepsze. Trwali tak chwilę w bezruchu, w milczeniu, choć mała dżungla wokół nich tętniła życiem.
-Powinienem cię stąd wyprowadzić - powiedziała po chwili cicho, jakby bał się, że głośniejszy dźwięk będzie niczym owy piorun na zewnątrz. Pochylił się lekko aby spojrzeć w twarz Florki. - Musisz napić się wody, bo zaraz się odwodnisz. Nawet taka mała dżungla potrafi nieźle dokuczyć.
Uśmiechnął się do niej przyjaźnie i pomógł wstać z brzegu oczka wodnego, a następnie poprowadził do wyjścia z części tropikalnej nadal obejmując ją ramieniem i trzymając przy swoim boku. Kiedy otworzył drzwi uderzyło w nich chłodne powietrze, nagle reszta szklarni wydała się o wiele zimniejsza i mniej przyjemna niż część tropikalna. Oddychanie wręcz mroziło nos, a dźwięk burzy zdawał się dwa razy głośniejszy niż wcześniej. Poprowadził czarownicę na tyły szklarni gdzie znajdowała się część robocza. To tutaj znajdowały się stoły zastawione doniczkami z sadzonkami, narzędzia ogrodnicze oraz wszystko to co potrzebne było do pracy w szklarni. Rękawice, grabie, małe łopatki, pasy z narzędziami na biodra, pobrudzone ogrodniczki oraz szklana butelka z wodą. Odkorkował ją i podał kobiecie.
-Zabrakło szklanek - wyjaśnił bez zmieszania zachęcając ją by piła prosto z butelki.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Szklarnia [odnośnik]14.03.21 0:41
- Łzy... żółwi? - faktycznie mocno zaskoczył ją taką informacją. Dlaczego właściwie miałyby to robić? Jeśli chodziło o to, że motyle także muszą się nawodnić, to czy nie prościej byłoby im skorzystać z wody która zebrała się w liściach drzew i krzewów? Strumień raczej nie wchodził w grę, był zbyt niespokojny i niebezpieczny dla maleńkiego motyla, ale ten patent z liśćmi wykorzystywały chyba inne zwierzęta. Jakieś małpy z tego co kojarzyła. Czemu więc motyle zabierały się za żółwie łzy?
Zanim jednak zdążyła go dopytać lub choćby sama zastanowić się nad tą kwestią, znaleźli się nad wodospadem - a tam już zupełnie co innego zajmowało jej głowę. Właściwie nigdy nie zastanawiała się nad tym, jak wyglądała codzienność Herberta, kiedy ten wyruszał na swoje wyprawy. Domyślała się, że rutyna to ostatnie co mu towarzyszy. Byli pod tym względem bardzo różni, bo Florence bardzo ją doceniała. Nie była w stanie sobie wyobrazić tego, że mógł nie czuć się samotny. Ona jednak przez całe życie była otoczona ludźmi. Nawykła do tego, by dzielić się emocjami - choć raczej tymi szczęśliwymi. Te negatywne za wszelką cenę chciała skryć przed światem, przed innymi, a czasem nawet także przed samą sobą. I choć miała sporo lat praktyki, chyba powoli po prostu pękała.
- Jest... niezwykły - oceniła znak na jego ramieniu. Tatuaż nie był czymś, co spotykało się powszechnie na ulicy. Tym bardziej tatuaż wykonany przez dzikie plemiona z Amazonii. Kolejny dowód na wszystkie jego wspaniałe przygody. Żywy, wyryty na skórze.
Gdyby Florence wiedziała jakie myśli przychodzą Herbertowi do głowy, zaraz pewnie wyprowadziłaby go z błędu. Przecież było zupełnie inaczej niż sądził, mężczyzna zrobił dokładnie to, co obiecywał. Ofiarował jej chwilę wytchnienia, oderwał od ponurej rzeczywistości, pokazał jej cząstkę swojego świata, a także podarował nowe, dobre wspomnienie, które dołączyła do, obecnie dość nielicznej, kolekcji. Co prawda nie potrafiła wszystkich swoich swoich trosk zostawić za drzwiami szklarni, ale jeśli spytałby ją wprost, bez zawahania odpowiedziałaby mu, że była zachwycona tą wizytą. A to, że cały czas nosiła ciężar w sercu... tego się nie dało uniknąć. Po prostu musiała nauczyć się z tym żyć. Ale dzięki ludziom takim jak Herbert było jej prościej. Gdy przygarnął ją do siebie, Florence zawahała się tylko przez sekundę. Nie spodziewała się, tak samo jak tego, że wcześniej złapał ją za rękę. Zaraz jednak rozluźniła się, pozwalając sobie na tę krótką chwilę słabości. Objęła go w pasie, twarz chowając w jego obojczyku. Nie, nie płakała. Daleko jej było do tego. Ale zamknęła oczy, pozwalając sobie czerpać z tej chwili, ile tylko mogła. Świadomość tego, że obok był ktoś, kto gotów był zawsze przyjść jej z pomocą, bardzo pomagała. Nie dałaby rady, gdyby została z tym wszystkim sama. To dlatego dziękowała losowi za każdą przyjazną duszę na swojej drodze.
To był ten moment, kiedy Florence poczuła spokój. Taki prawdziwy spokój. Na jeden moment stała się lekka, niemal tak jakby mogła fruwać. Trwała w uścisku Herberta w ciszy, aż do momentu gdy to mężczyzna się odsunął. Trochę żałowała, że to zrobił, ale nie okazała tego w żaden sposób. Poza tym, musiała przyznać mu rację. Nawet ta niewielka dżungla powoli dawała jej w kość. Florka nawet nie zauważyła kiedy strasznie się spociła, tak tu było gorąco. Zaschło jej trochę w gardle, chociaż akurat winą za to obarczała coś innego niż ewentualne odwodnienie. Skinęła więc posłusznie głową, dając się prowadzić Herbertowi do wyjścia. Sama pewnie z godzinę szukałaby drogi, tak rozległa była szklarnia Greyów. Zadrżała lekko, gdy przeszli do chłodniejszej sekcji, ale po krótkiej chwili znów przywykła do niższej temperatury. Ale nadal była cała mokra, musiała prędko wrócić do domu, wykąpać się i przebrać w suche ciuchy. Inaczej jeszcze się przeziębi.
- Mówisz, że nie mam za co ci dziękować - gdy wręczył jej szklaną butelkę z wodą, Florence przyjęła ją. Nie wahała się zbytnio z pociągnięciem z niej kilku orzeźwiających łyków - Ale się mylisz. Mam. I to za bardzo wiele rzeczy - przerwała, by znów się napić. Długo wahała się, biła myślami sama ze sobą. Koniec końców jednak, uznała, że tak będzie najlepiej. Mogła mu się jakoś odwdzięczyć. Musiała nawet. I choć nie miała wiele do zaoferowania, mogła zrobić jedno - To, o czym pisałeś w listach... twoja narastająca potrzeba działania. Oni... mogą ci w tym pomóc. - oczywiście mówiła o Zakonie. Sama nie była jego częścią ale... przecież mieszkała pod dachem z dwójką jego członków. To, co robili, było niewątpliwie strasznie niebezpieczne. Ale przynajmniej ich działania były przemyślane i zorganizowane. Zaplanowane. A gdy jedno popadało w tarapaty, inni szli mu na pomoc. Nie chciała ryzykować, że Grey podejmie jakieś działanie na własną rękę i w najgorszym przypadku stanie się po prostu kolejną statystyką, kolejną bezimienną ofiarą tej wojny. Jeśli męczyła go bezczynność... niech przynajmniej nie działa sam. - Zastanów się dobrze, czy tego na pewno chcesz. Jeśli tak, porozmawiaj z Floreanem - wyrzuciła z siebie w końcu. Gdy to mówiła, w jej oczach błysnął smutek. Naprawdę wolałaby, by nie pakował się w tę wojnę, ale dobrze wiedziała, że go nie powstrzyma. Tak samo jak nie powstrzymała własnego brata, który przez tyle czasu po prostu ją okłamywał. Miała tylko gorącą nadzieję, że nie pożałuje tego, co teraz Herbertowi powiedziała.
- Jeszcze raz dziękuję. Za zaproszenie i za fantastyczne opowieści - uśmiechnęła się, oddając mu butelkę i wyciągając różdżkę. Z lekkim rumieńcem krótko objęła Herberta jeszcze raz - na pożegnanie. Dzięki odpowiedniemu zaklęciu, nawet gdy wyszła na tak straszną ulewę, nie spadła na nią ani jedna kropelka wody. A potem zniknęła Herbertowi z oczu w strugach deszczu, wracając do domu za pomocą świstoklika.

zt x2


What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might

Not know what the hell is going on!

Florence Fortescue
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Szklarnia Tumblr_p0ebmcr3Ki1wbxqk4o1_540
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3964-florence-fortescue https://www.morsmordre.net/t3969-hiacynt#76587 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t3970-florence-fortescue#76622
Re: Szklarnia [odnośnik]08.05.21 2:32
25 października

Nie pamiętała drogi, jaka prowadziła na Greengrove Farm. W ciągu dwudziestu siedmiu lat swojego życia była tu jedynie kilka razy, ostatni raz w towarzystwie Rogera radośnie oznajmiając, iż przyjdzie jej wyjść za mąż. Teraz Roger już nie istniał, świat ponownie był w rozsypce a ona... Ona przez długie miesiące nie mogła zebrać w sobie sił, by udać się w te strony i sprawdzić, czy rodzina od strony matki jeszcze istniała na tym świecie. Obawiała się tego, co mogłaby zobaczyć. Zimnych trupów wpatrujących się w nicość pustymi oczodołami, powoli zjadanymi przez najgorsze z możliwego robactwa. Obawiała się, że ta niewielka cząstka matki zniknęła z powierzchni ziemi, pozostając w mglistych spojrzeniach oraz zapisanych na fotografiach...
Ten dzień musiał jednak w końcu nadejść. Niepokój narastał coraz mocniej, myśli coraz częściej uciekały w stronę kuzynów, aż impulsywnie zgarnęła ze stołu kluczyki do jednego z aut stojących przed domem, pozostawiła krótką notkę na stole, po czym ruszyła bocznymi drogami wprost do Dorset. Samochód pozostawiła u znajomego, resztę drogi pokonując pieszo - nie chciała ryzykować, pojazdy ściągały na siebie uwagę a ostatnim, czego chciała to towarzystwo podczas tej, prawdopodobnie tragicznej wycieczki. Chciała mieć nadzieję, że żyją; że bezpiecznie przetrwali ostatnie miesiące unikając podłego losu... Dolores Dunn zawsze jednak była realistką. I doskonale wiedziała, iż szanse na to były co najmniej niewielkie. Na farmę zaszła od tyłu, od strony ogrodu, uznając ją za bezpieczniejsze wyjście. Ostrożnie stawiała stopy by przypadkiem nie nadepnąć na suchą gałązkę, powoli, w przychylonej pozycji posuwając się do przodu, uważnym spojrzeniem. Powinna czuć się tu bezpiecznie, nie potrafiła jednak wyzbyć się myśli, iż wróg może czyhać, ponownie czując się niczym mała dziewczynka, przemykająca przez gruzowiska. Tym razem jednak, nie towarzyszył jej najbliższy przyjaciel.
I już miała podbiec do domu by wkraść się przez tylne drzwi, gdy ruch w szklarni przyciągnął jej uwagę. Kto to był? Z daleka nie była w stanie rozpoznać sylwetki, strach rozlał się po jej ciele, a adrenalina wystrzeliła do krwioobiegu zmuszając do działania. Jakiegokolwiek, byleby wyrwać się z chwilowego zawieszenia. Musiała sprawdzić. Musiała dowiedzieć się, jak wyglądała sytuacja, mimo iż niepokój o rodzinę sprawiał, że żołądek podchodził jej do gardła przyprawiając o nieprzyjemną suchość w ustach. Powoli, z największą ostrożnością zakradła się do szklarni, jednocześnie nie potrafiąc powstrzymać cichego westchnienia, gdy błękitne oczęta uważnie zlustrowały budynek, który dziwnie wydawał się być większym, niż zdawało się przed jego wejściem. Jak to było możliwe? Czyżby jej ocena wielkości zawodziła, zmanipulowana przez emocje, przetaczające się przez drobne ciało? A może nerwy sprawiały, że umysł przekształcał rzeczywistość popadając w jakiś dziwny rodzaj obłędu? Zapach ciężkiej, mokrej ziemi uderzył do jej nozdrzy, ledwie chwilę później przytłoczony słodkim zapachem kwiatów, jakże abstrakcyjnym w tej podłej codzienności. Krok po kroku zagłębiała się w szklarnię, by zatrzymać się za jednym ze strzelistych drzew. Z dziwną ulgą oparła się o chropowatą korę, przez chwilę zwyczajnie nie wiedząc, jak powinna oddychać. Żyli. A przynajmniej jeden z nich żył, zdając się być całym oraz zdrowym, tak cholernie trywialnie zajęty swoimi roślinkami. Kurwa. Dolly wzięła głęboki oddech, by delikatnie wychylić się zza pnia drzewa, błękitne oczęta wlepiając w postać kuzyna.
- Hal... - Zaczęła, głos jednak uwiązł jej w gardle. Co powinna powiedzieć? Jak opisać słowami niepokój oraz to, co wydarzyło się w ostatnich tygodniach? Zmiany widać było w niej; w smutnym spojrzeniu, nazbyt chudej sylwetce oraz nieufności, z jaką spoglądała na kuzyna. - Ja... - Wydukała w końcu, odpowiednie rozwiązanie nie znalazło jednak drogi do jej umysłu. Spojrzenie panny Dunn powędrowało do jego dłoni oraz dziwnych przedmiotów, jakie wokół nich się znajdowały. Nie znała ich nazw, nie wiedziała, do czego służą, miała jednak wrażenie, iż nie tego używa się podczas szeroko pojętego ogrodnictwa. Smukłe palce zacisnęły się na pomarańczowym swetrze, w nerwowym geście miąc ciężki materiał. - Co robisz? - Spytała odrobinę nieufnie, przekręcając głowę w gołębim odruchu, a jasnobrązowe włosy spłynęły w nieładzie po chudym ramieniu.


How do you pick up the threads of an old life? How do you go on… when in your heart you begin to understand… there is no going back? There are some things that time cannot mend… some hurts that go too deep… that have taken hold..

Dolores Dunn
Dolores Dunn
Zawód : Mechanik i partyzantka
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
This is wrong, and you know it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Szklarnia CplhQ3u
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9820-dolores-dunn https://www.morsmordre.net/t9837-skrzynka-pocztowa#298119 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f368-somerset-trull-trybik https://www.morsmordre.net/t9838-skrytka-nr-2243#298122 https://www.morsmordre.net/t9835-dolores-dunn#298113
Re: Szklarnia [odnośnik]21.05.21 19:16
Po ostatnich wypadkach w pracowni, musiał zmienić otoczenie. Przeniósł część swojego sprzętu do szklarni i tam rozłożył się z moździerzem, słoiczkami i kolekcją ręcznie zdobionych noży, na co Hattie kręciła tylko głową z niedowierzaniem, szczędząc mu słów krytyki. Dobrze wiedziała, że bywał w tych dniach rozdrażniony, nie chciała dodatkowo wyprowadzać go z równowagi i zwyczajnie schodziła mu z drogi.
Praca w ogrodach Prewettów była wyczerpująca, ale nie skomplikowana. Planowanie zmian, jakie należało jeszcze wdrożyć przed nadchodzącą zimą zajęło więcej czasu, niż zwykle. Mimo iż pracował u lorda Archibalda już kilka lat i znał jego ogrody jak własne, tak wciąż pojawiały się nagłe wypadki, które natychmiastowo pokrzyżowały mu plany. Pech chciał, że jedna z partii zasadzonego wiosną tojadu została pochłonięta przez nieznaną mu zarazę. Długi czas głowił się nad przyczyną, doszukując się źródła katastrofy w nieodpowiednim doborze gleby, lecz gdyby tak właśnie było, czy zeszłoroczne rośliny nie powinny więdnąć wraz z nimi?
Był typem czarodzieja, jaki nigdy nie wychodził z pracy, ani też ta z niego. Nawet po godzinach głowił się nad zaistniałym problemem, poszukując odpowiedzi na powstałe pytania. Nie inaczej było i w tym przypadku, kiedy siedział właśnie w głównym przejściu szklarni na podwyższonym krześle, przygarbiony pochylając się nad badaną rośliną. Z dzierżonej w prawej dłoni pekanowej różdżki wydobywał się jasny blask. Padał na złapany w sztywny, acz zabezpieczony miękkim materiałem chwytak i umieszczoną weń łodygę tojadu. Na Halbertowej twarzy gościły liczne zmarszczki, kiedy zaciskał mięśnie trzymające specjalistyczny, wieloelementowy okular. Obleczoną w cienką rękawicę dłonią przesuwał po błyszczącej zielenią warstwie epidermy, badając niedostrzegalne gołym okiem szczegóły. W tym momencie był już niemal pewien, że to mączniak. Początkowo wykluczył tą możliwość, gdyż reszta roślin pozostawała w stanie nietkniętym, ale z głębi podświadomości powracała do niego myśl, by nie rezygnować z tej ewentualności.
Nie obawiał się, że grzyb przeniesie się na jego własne rośliny. Tkanki były doskonale zabezpieczone i wyizolowane w taki sposób, by nie wydostały się poza kontrolowane przez niego warunki. Skupiony na pracy nie słyszał jej kroków. Dłubał właśnie stalowym ostrzem okulizaka w giętkiej łodydze, kiedy na dochodzący go zza pleców damski głos oblał go zimny pot, a oczy powiększyły się do rozmiarów złotych galeonów. Okular spadł z głuchym łoskotem na drewniany blat stolika, mężczyzna skrył różdżkę własnym ciałem, pospiesznym szeptem kończąc działanie zaklęcia. Jeszcze nim obejrzał się przez ramię, doskonale wiedział z kim ma przyjemność. Uniósł wzrok na kuzynkę i uśmiechnął się blado.
- Dolly? Hej, skąd się tu wzięłaś? - spytał zmieszany, siląc się na neutralny ton. Niedbałym gestem zrzucił różdżkę do stojącej na podłodze skrzynki wypełnionej cebulkami i wolnym kopniakiem wsunął ją pod stół. - Hattie nie wspominała, że pisałaś. - Zasłonił swoją ignorancję matką, tak było łatwiej kamuflować własne gapiostwo, udawać że o niczym nie miało się pojęcia. - Emm... czy twój narzeczony jest z tobą? Dawno się nie widzieliśmy! - Oczywiście zapomniał imienia Rogera, za to doskonale pamiętał młodego mężczyznę, w towarzystwie którego Dolores bywała tu już kilkakrotnie.
- Wiesz, ja… przygotowuję rośliny do szczepienia - powiedział zgodnie z prawdą, choć szczepki leżały już zabezpieczone, oczekując na swoją kolej. - Niektóre trzeba będzie wzmocnić, by stały się odporne na działanie szkodników. - Zupełnie zapomniał o tym, że ściany szklarni zostały umagicznione w taki sposób, by zdawała się być z zewnątrz mniejsza. Piętrowy budynek krył w sobie wiele zakamarków, do jakich panna Dunn nigdy wcześniej nie miała dostępu.


may the flowers remind us
why the rain was necessary

Halbert Grey
Halbert Grey
Zawód : toksykolog, ogrodnik Prewettów
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
to plant a garden
is to believe in tomorrow
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9087-halbert-grey https://www.morsmordre.net/t9093-lobuz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t9099-skrytka-bankowa-nr-2133 https://www.morsmordre.net/t9091-halbert-grey#274380
Re: Szklarnia [odnośnik]16.12.21 23:00
|20.02.1958

Zima dawała się we znaki, ale w szklarni łatwo było zapomnieć o tym, że na zewnątrz trwa lodowata pora roku. Ubrany jedynie w spodnie, wygodne buty i cienką koszulę Grey budował stanowiska pod swoją nową hodowlę. Podwaliny pod nią zrobił Halbert, a młodszy z braci jak zwykle odwalał brudną robotę. Herbert był przekonany, że to zemsta za długie lata włóczenia się po świecie, a dokładniej po Amazonii. Wstał na chwilę i sięgnął po kubek z wodą by spojrzeć krytycznym wzrokiem na stanowiska do sadzenia tojadu. To właśnie ta roślina miała zawitać w całkiem sporych ilościach w szklarni Greengrove Farm. W Zakonie Feniksa byli czarodzieje dotknięci likantropią, przyjaciółka Greya - Despenser też na nią cierpiała i choć nigdy nie poruszali tego tematu tak wiedział, że i ona będzie potrzebować tej rośliny. Musiał przygotować jak najlepsze miejsce na uprawę tego zioła, które dla normalnych ludzi było toksyczne, nie raz kończące się śmiercią, kiedy zwykły człowiek musiał używać rękawic by przypadkiem nie dotknąć pędów trującej rośliny.
Dokładnie zbadał roślinę i szukał informacji na jej temat nim zabrał się za budowę stanowisk. Dowiedział się, że optymalne stanowisko to lekki półcień, wolny od bezpośredniego działania promieni słonecznych. Roślina preferowała gleby chłodne, wilgotne, próchniczo-gliniaste o dużej zawartości składników pokarmowych. Podłoże powinna mieć lekko wilgotne bo tojad źle reaguje na susze.
Istniało wiele odmian tojadu, każdy miał mniejszą lub większą toksyczność. Najbardziej trującym był tojad mordownik, ale też on właśnie miał najlepszy skład na likantropię więc jego właśnie postanowił hodować Herbert.
-A mogłem siedzieć w Amazonii w hamaku. - Mruknął do siebie i wrócił do zbijania stanowisk. Robił je piętrowe aby więcej się ich zmieściło w szklarni, która i tak już należała do sporych, ale coś czuł, że z czasem się powiększy pod uprawę zwykłych warzyw. Na co komu egzotyczne kwiaty kiedy panował głów w kraju. Nagle okazało się, że cała jego praca nie jest nikomu potrzebna. Miał nadzieję, że gdy wojna się skończy będzie mógł wrócić do tego czym się zajmował wcześniej - egzotyczne rośliny były jego domeną. Co musiał jednak przyznać to fakt, że tojad był ładną rośliną. Nie przypominał “smutnego krzaka” jak mawiał czasem ojciec kiedy zachodził do szklarni i patrzył co też jego synowie wyczyniają. Okazało się, że bardzo wysoko cenione są właściwości ozdobne tojadu, które zawdzięcza on przepięknym kwiatom. Od lipca do sierpnia na szczytach łodyg rozwijają się fioletowoniebieskie kwiaty tojadu w kształcie hełmu, które zebrane są w długie i gęste grona. Jednak zanim będzie się cieszył tymi roślinami musiał przygotować odpowiednie podłoże. Na szczęście Dorset i okolice mogły się pochwalić dobrym użyźniania gleb dzięki czemu nie musiał specjalnie tworzyć dodatkowego kompostu dla nich. Mimo wszystko wolał się upewnić i napisał swego czasu list do starego znajomego, który udzielił mu parę rad. Teraz ten list znajdował się w kieszeni spodni Herberta, więc po wytarciu dłoni sięgnął po niego ponownie celem ponownego przeczytania informacji w nim zawartych:

“Drogi Herbercie,

Zaskoczyłeś mnie swoim listem, nie spodziewałem się, że ty będziesz zajmował się hodowlą tojadu. Podejrzewałam wierzby bijącej lub diabelskich sideł, zwłaszcza po tobie. Oczywiście z wielką chęcią pomogę i udzielę parę porad. Musisz pamiętać i jest to niezwykle istotne, że tojad najlepiej rośnie na stanowisku lekko zacienionym i zacisznym. W takich warunkach roślina obficie i długo kwitnie. Na stanowiskach bardziej nasłonecznionych roślina wytwarza duże ilości kwiatów, jednak są one mniejsze i słabiej wybarwione. Z kolei w miejscach silnie zacienionych kwitnienie jest bardzo słabe, a roślina wytwarza dużo liści. Tojad nie znosi silnego nasłonecznienia.To doprowadza do suszy i wymaga regularnego nawadniania.
Tojad jest rośliną silnie trującą. Już zerwanie go gołą ręką jest niebezpieczne, ponieważ trucizna wchłaniana jest przez skórę, powodując mrowienie, podrażnienie i stany zapalne skóry. Wszystkie części tojadu zawierają alkaloid akonitynę, która należy do najsilniejszych trucizn roślinnych na świecie. Wystarczy niewielka jej ilość, żeby spowodować śmierć człowieka. Ponadto w soku tojadu występują także akonina, benzylokonina, pikrakonityna, napelina i wiele innych alkaloidów. Największe stężenie akonityny występuje w korzeniach i nasionach tojadu. Akonityna ma ostry, piekący smak. Po spożyciu pierwszymi objawami zatrucia tojadem mocnym są: pieczenie i swędzenie jamy ustanej, a następnie skóry na całym ciele. Później pojawia się drętwienie i mrowienie, ból łydek, dreszcze z zimnymi potami oraz bladość skóry i śluzówek. Źrenice początkowo zwężają się, a następnie zaczynają rozszerzać i powoli reagować na światło. Pojawia się światłowstręt i zaburzenia widzenia. Alkaloidy obecne w soku tojadu w dalszej kolejności podrażniają jelita i wątrobę, wywołując nudności, wymioty i biegunkę.
Przy ciężkich zatruciach tojadem występują krwawe wymioty i drgawki. Dochodzi do porażenia układu nerwowego i oddechowego. Następuje spadek ciśnienia krwi i spowolnienie akcji serca. Zatrucie tojadem mocnym ostatecznie prowadzi do śmierci z powodu zatrzymania pracy serca lub w wyniku sparaliżowania mięśni oddechowych.
Zdaję sobie sprawę, że jesteś świadom mocy i siły tej rośliny, chcę jednak mieć pewność, że o niczym nie zapomnisz gdyby coś się wydarzyło. Zawsze zajmuj się tojadem mając na dłoniach rękawiczki.
Nasiona są bardzo trudno dostępne, ponieważ roślinę uprawia się z karp, które sadzi się do gleby. Ich cena jest bardzo niska – sztuka kosztuje około czterech sykli. W czasie sadzenia warto zachować szczególną ostrożność, ponieważ akonityna może przenikać przez skórę. Karpy sadzi się w odstępach 40-50 cm. Na jednym miejscu tojad może rosnąć nawet 4 lata. Jeśli kępy za bardzo się rozrosną, można je podzielić i rozsadzić w inne miejsca. Pielęgnacja rośliny poza tym skupia się przede wszystkim na regularnym odchwaszczaniu. Tojad mocny jest dużą i konkurencyjną rośliną, ale jest także dość podatny na choroby grzybowe, których patogeny często znajdują się na chwastach. Mordownik może potrzebować także nawożenia. Wspaniale reaguje na kompost. Już przed sadzeniem można zasilić nim glebę, a później dokładać kompost do przygotowanych na karpy dołków na przykład w czasie podziału bulw.
Gdybyś miał jeszcze jakieś pytania pisz śmiało.
Pozdrawiam
Peter.”


Herbert widział w liście kreślonym przez znajomego, że ten znał się na rzeczy. Schował list do kieszeni spodni i poszedł po wiadra ziemi, które wcześniej przygotował i zmieszał z kompostem bardzo dokładnie. Wysypał zawartość wiaderek do przygotowanych wcześniej stanowisk, a następnie sięgnął po bulwy oraz wysiewy. Chciał sprawdzić, które się lepiej przyjmą, będą szybciej rosły oraz będą łatwiejsze w hodowli i uprawie. Liczył na to, że wzrost roślin będzie w miarę szybki w idealnych warunkach jakie im miał zamiar przygotować w szklarni. Nałożył rękawiczki i ujął w dłonie pierwszą bulwę, którą wsadził do wcześniej przygotowanego dołka. Dokładnie zakopał bulwę i uczynił tak z każdą kolejną jaką zakupił parę dni wcześniej. Nie było łatwo je zdobyć, zwłaszcza w okresie zimowym, ale udało się ściągnąć je z innej hodowli co kosztowało Herberta niemałą ilość pieniędzy oraz nerwów. Człowiek ten na początku nie chciał udzielić pomocy, a następnie (kiedy udało się go już urobić) zaśpiewał taką cenę, że Greya wysztywniło. Musiał wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności negocjacyjnych jakich nabył w czasie pobytu wśród Indian. Ostatecznie wytargował odpowiednią cenę, którą mógł unieść jego portfel i całkiem sporą ilość bulw oraz wysiewów. Po te ostatnie właśnie sięgnął i zaczął rozsypywać na wcześniej wysypanej glebie, na sam koniec ujął konewkę i podlał wszystkie stanowiska. Należało teraz poczekać aż sadzonki i wysiewy się przyjmą, a potem liczyć, że szybko wyrosną. Mógł pomóc sobie magią, ale istniało całkiem spore ryzyko, że rośliny stracą swoje właściwości, przynajmniej część, ale jeżeli nie będzie miał wyjścia to właśnie tak uczyni. W aktualnej sytuacji jaka panowała w kraju nie miał co marudzić. Zdjął rękawiczki, po czym nałożył kurtkę aby przebyć dystans pomiędzy szklarnią i domem, w którym czekał rozpalony kominek i ziemniaki prosto z ognia.

|zt 1246 słów


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Szklarnia [odnośnik]07.02.22 17:06
|27.02.1958


Ranek powitał go mroźny i wdzierający się pod ubranie. Na szczęście do pracy nie miał daleko. Trzymając parujący kubek w dłoni udał się do szklarni na tyłach domu. Otworzył sprawnym ruchem różdżki drzwi i powitało go przyjemne ciepło. Odetchnął z ulgą upijając łyk ciepłego naparu. Herbaty już dawno w domu nie mieli, ale przynajmniej pił coś co miało smak, a nie było tylko gorącą wodą.
Przeszedł na sam koniec szklarni gdzie już wcześniej przygotował stanowiska pod tojad i posadził pierwsze sadzonki. Chciał zobaczyć jak rośliny rosną. Ta akurat miała to do siebie, że na żyznej glebie i w odpowiedniej temperaturze rosła bardzo szybko. Starał się w szklarni odtworzyć warunki takie jakie panują zwykle w okresie od czerwca do października by wspomóc rozwój ziela.
Zobaczył jak z ziemi zaczynają wyrastać zielone pędy, które nieśmiało pięły się ku górze. Uśmiechnął się do siebie na ten widok, zadowolony z efektu jaki już osiągnął. Dla kogoś kto się nie znał na roślinach mogło się wydawać, że to nic. Jednak botanik wiedział, że to już kwestia paru dni aby rośliny urosły, a potem zaczęły puszczać kwiaty. Kiedy osiągną odpowiednią wysokość będzie mógł zająć się ich zbieraniem, suszeniem oraz przekazaniem do wilkołaków.
Odstawił kubek z naparem na bok i podszedł do stołu roboczego, który niedawno się tam pojawił by ułatwić mu zajmowanie się roślinami. Tojad nie znosił suszy więc należało go regularnie podlewać, ale również wspomagać jego rozwój odpowiednim nawozem. Na stole już leżały ususzone grzyby rosnące na drzewach, pokruszone korzenie mandragory i nawilżona ziemia, którą przygotował dzień wcześniej.
Sięgnął po spory, kamienny moździerz do którego wsypał ususzone grzyby oraz korzenie mandragory. Ujmując pewnym chwytem ciężki tłuczek zaczął rozrabiać obydwa składniki. Musiał zmielić je na drobny mak, jak nie pył, więc praca chwilę mu zajęła. Po szklarni poniósł się miarowy dźwięk ucierania w moździerzu. Praca ta, czysto fizyczna, uspokajała Greya i pozwalała myślom swobodnie płynąć. Tego też potrzebował, wyciszenia się i uspokojenia kiedy cały świat stanął na głowie.
Jasne grzyby mieszały się z rudą barwą korzenia mandragory, cierpki zapach drażniący nos unosił się w powietrze i osadzał się na twarzy oraz rzęsach. Kaszlnął parę razy i przypomniał sobie dlaczego nakazywano tę czynność robić mając zasłoniętą twarz.
W końcu na dnie miski znajdowały się dobrze utarte składniki, które sprawnie przesypał do wilgotnej ziemi, którą należało teraz wymieszać z nawozem. Sięgnął po rękawice ogrodowe i kiedy nałożył je na dłonie rozpoczął dokładne mieszanie utartych składników z wilgotną ziemią. Jej zapach przywodził na myśl budzącą się do życia przyrodę wczesną wiosną. Był to moment kiedy śniegi topniały nawadniając glebę, a ta odwdzięczała się puszczając soczysto zielone liście. Uwielbiał patrzeć wtedy na świat wokół. Czy teraz, kiedy trwa wojna też będzie potrafił cieszyć się takimi drobiazgami czy może będzie mu to sprawiało przyjemność pomimo wojny?
Kiedy uznał, że wszystko bardzo dokładnie wymieszał, zaczął nawóz rozkładać metodycznie na stanowiskach dla tojadu. Robił to bardzo dokładnie, wręcz pedantycznie ale nie mógł sobie pozwolić na zaniedbanie jakiegokolwiek stanowiska. Odstawił pustą miskę na stół i dłońmi zaczął grabić ziemię mieszając ją dokładnie z nawozem. W ten sposób miał pewność, że mieszanka dotrze do każdej rośliny, wzmocni ją i przyspiesza przyrost. To właśnie na czasie najbardziej mu zależało. A ten grał ostatnio na ich niekorzyść.
Sporo ryzykował zajmując się tojadem, ale nie mógł też nic nie robić. Walka była potrzebna, ratowanie uchodźców również, ale musieli chronić jeszcze innych. Jeżeli posiadanie tojadu sprawi, że wilkołaki poczują się bezpieczniej to nie mógł zignorować faktu, że miał pod ręką odpowiednie warunki na jego hodowlę, a wiedza, którą przecież miał nie tylko w głowie aż się prosiła do wykorzystania.
Zgrabiona i wymieszana ziemia pachniała niczym nowe życie, pozostało jeszcze dodatkowe podlanie stanowisk, a następnie pozwolenie roślinom na wzrost. Mógł użyć magii, ale wtedy rośliny nie miałyby takich właściwości. A to właśnie one były najważniejsze.
Czy ryzykował? Owszem i to dużo.
Nie było to jednak najważniejsze.

|Post związany z założeniem hodowli tojadu
|zt, 642 słowa



Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Szklarnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach