Wydarzenia


Ekipa forum
Warren Lodge
AutorWiadomość
Warren Lodge [odnośnik]23.07.21 13:09

Warren Lodge

Rozsypujący się dziś kamienny gmach niegdyś pełnił rolę stróżówki, jednej z trzech postawionych między miejscowościami Bury St Edmunds, a Norwich. Budynek wzniesiony został przez mugolskich mnichów, którzy otrzymawszy zgodę od króla na polowania na mniejszą zwierzynę wzdłuż lasów, postawili okazałe budowle z białej cegły. Wewnątrz było miejsce na przechowywanie broni, odpoczynek, a także oprawianie zwierzyny. Dziś prócz sypiącymi się ścianami nie pozostało tam nic. Często jednak stróżówka pełni rolę schronienia dla bezdomnych i zagubionych. W budynku znajduje się klapa, osłaniająca kilkunastometrową drabinę schodzącą do sieci podziemnych korytarzy. Można nimi dotrzeć do kolejnych dwóch stróżówek, a na końcu do Castle Rising na północy Norfolk. Mało kto jednak decyduje się na taką wędrówkę przez wzgląd na znaczącą odległość i ciężkie warunki pod ziemią.  

Mapa tuneli


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 21.02.22 14:59, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Warren Lodge Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Warren Lodge [odnośnik]10.02.22 21:02
| 16 marca, późne popołudnie, po wydarzeniach w katedrze, ciągle w St.Bury Edmunds

Willa należąca do baroneta Jamesa Harrisona robiła wrażenie, przyciągała wzrok już od pierwszego momentu wkroczenia na elegancką ulicę, lecz tego popołudnia nikt nie zachwycał się ani wyjątkowo zadbanym ogrodem - pięknym nawet w zimie dzięki równo przystrzyżonym zimozielonym żywopłotom - ani majestatyczną architekturą. Na chodniku nie było nikogo, na sąsiedzkich posesjach również, okiennice zatrzaśnięto, z kominów nie wydobywał się dym, lecz ostry zapach spalenizny mimo to unosił się w powietrzu razem z opadającymi powoli płatkami popiołu.
Gdy Deirdre wraz z burmistrzem pojawiła się na Bourne Avenue, niebo nad bezpiecznym domem drugiego polityka lśniło pomarańczową poświatą: to łuna z palącego się centrum miasta rzucała rozkosznie impresjonistyczną feerię barw na całe szare otoczenie; intensywna, żywa, dodająca kolorów nawet posiniałej z lęku i bólu twarzy Williama Aitkena, który z cichym jękiem wspiął się na schody prowadzące ku werandzie, śmiało przekraczając próg domu przyjaciela; domu, do którego mieli zostać wpuszczeni. Mericourt szła krok za nim, z wysoko uniesioną różdżką. - Homenum revelio - powiedziała, chcąc zobaczyć, kto znajduje się w budynku; rozjaśniły się tylko trzy sylwetki: jedna w gabinecie, trzy w kuchni, w tym dwie znacznie mniejsze; zapewne była to żona i dzieci Harrisona.- Każ wszystkim domownikom zejść do piwnicy, powiedz, że to ze względów bezpieczeństwa. Zamknij drzwi na kłódkę. Nie mów im nic więcej. Potem tu wróć, do mnie, do gabinetu barona - poleciła burmistrzowi, samej kierując się ku schodom prowadzącym do miejsca pracy baroneta. Ten oczekiwał tam zgodnie z założeniami, zerkając nieco nerwowo za okno, rozjaśnione odległą łuną.
- Przynieś mi sowę, pergamin i pióro. A potem - siadaj na tym krześle i milcz, dopóki nie rozkażę inaczej - rozkazała, samej zajmując miejsce na najbardziej wystawnym fotelu. Była zmęczona, bardziej niż po Stafford, bardziej niż po całodobowych dyżurach w Wenus, mniej jednak niż po przejściu przez piekło Azkabanu. Potrafiła myśleć pozytywnie, potrzebowała chwili odpoczynku, zebrania myśli, ale przede wszystkim - musiała wyciągnąć z dwójki polityków cenne dla Czarnego Pana informację. A żeby to zrobić, potrzebowała kogoś, kto będzie w stanie wyczuć kłamstwo oraz wydobyć każdy istotny detal. Potrzebowała Corneliusa Sallowa. I to właśnie do niego nakreśliła krótki, konkretny list, wysyłając go tak szybko, jak tylko mogła. Potem - po prostu siedziała, w milczeniu, wysyłajac baroneta po dzban wody, który przyniósł, prawie wywracając się przy tym o nieco zrolowany dywan. Łapczywie wypiła pierwsze dwa kielichy, ignorując spływające po brodzie krople. Zegar tykał miarowo, z dala dochodziły raz po raz dziwne, głuche odgłosy, jakby zapadających się budowli, ale nie przejmowała się tym, stateczna i pozornie opanowana, próbując wykraść dla siebie choć tych kilka chwil spokoju.
Kiedy w willi pojawił się Cornelius, dalej siedziała w fotelu barona z założonymi na piersi rękami, ignorując coraz intensywniejszy zapach zasychającej krwi, unoszący się z jej sukni. Cała była nią przesiąknięta, skleiła część rozpuszczonych włosów i smagnęła prawy policzek - zapewne wtedy, gdy przywołany dzięki mocy kamienia potwór rozdarł na dwoje, tuż przed jej oczami, rosłego bruneta - przypominając bliznę rozciągniętą od żuchwy aż do oka. Zmrużonego, obserwowała uważnie usadzonych na równie wygodnych krzesłach mężczyzn, barona i burmistrza, różnych fizycznie jak dzień i noc, lecz zrównanych Imperiusem do tego samego stanu. Milczących, , bezbronnych, bezradnych, spętanych według woli Śmierciożerczyni. Niezdrowo pobladła twarz burmistrza, który był świadkiem wszystkich wydarzeń w katedrze, stanowiła negatyw pulchnego, zadowolonego z siebie profilu baroneta, ostatnie godziny spędzającego wygodnie w swoim domu. Podobnie jak Sallow; Dei podniosła na niego wzrok dopiero po kilkunastu sekundach; wzrok pusty, martwy, jakiego były narzeczony jeszcze nigdy nie mógł ujrzeć w jej twarzy. Nie słyszał też takiego tonu, zmęczonego, ale pewnego, całkowicie wyzutego z uczuć, nawet z tych dobrych: triumfu, pogardy, nienawiści. - Droga przebiegła bez problemów? - spytała beznamiętnie, mając nadzieję, że Cornelius nie musiał uciekać przed szalejącym pożarem albo rozdeptującymi się w panice mugolami. - Burmistrz Aitken, baronet Harrison - wskazała dwójkę więźniów, siedzących w milczeniu przed biurkiem; Cornelius z pewnością ich kojarzył. - Musimy z nich wyciągnąć wszystko, co wiedzą o mugolskim ruchu oporu na tych terenach - przypomniała, opierając głowę o oparcie fotela, przymykając na chwilę oczy. Nie czuła się najlepiej, osłabienie i wyczerpanie spowodowane intensywnym korzystaniem z czarnej magii dawało o sobie znać, lecz poza tym, była w zaskakująco dobrym stanie.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Warren Lodge [odnośnik]10.02.22 21:55
16.03

List nie zdradzał wiele informacji, ale Cornelius doskonale wiedział, jakiego hrabstwa dotyczyła prośba Deirdre. Gdy Rycerze zaczęli pracować nad uzyskaniem kontroli w Suffolk, udało mu się odświeżyć tutaj dawne kontakty i poznać nazwiska liderów mugolskiego ruchu oporu, które skrzętnie przekazał Deirdre - wraz z rysopisami. Suffolk - czy mogło chodzić o tych ludzi, a może miała innych jeńców wojennych? Tak czy siak, nagłe wezwanie wzbudziło w nim jedynie ciekawość i ekscytację. O ile służalcza rola męczyła go nieco, gdy w rolę wchodziła polityka lub przysługi dla arystokratów (choć maskę lizusa doszlifował do perfekcji), o tyle legilimencja nigdy nie zdawała mu się obowiązkiem. Męczyła, pochłaniając ogromne ilości energii, ale mógłby niemalże porównać to zmęczenie do udanej nocy z Valerie lub poranka z Deirdre. Skrywana przez laty umiejętność była niczym drapieżna i zaborcza kochanka - kochanka, którą do tej pory ukrywał w kuluarach, a z którą wreszcie mógł się bardziej otwarcie afiszować. Do spotkania Rycerzy Walpurgii o jego talencie wiedzieli nieliczni - wpływowi arystokraci potrzebujący dyskretnej przysługi i obiecujący dyskrecję, narzeczona, najlepszy przyjaciel, komendant policji. Po raz pierwszy odsłonił swe talenty przed tak szerokim gronem, choć przedstawienie się w lutym nie było dla niego momentem przełomowym. Nie, przełomowa była legilimencja tamtego chłopca w Parszywym Pasażerze - publicznie, za zachętą i przyzwoleniem przedstawiciela prawa, spektakl nowej władzy, strach w oczach zebranych plebejuszy. Wtedy poczuł, że świat naprawdę stał się nowy i chyba właśnie wtedy uznał, że nigdy nie pożałuje obranej przez siebie ścieżki. Choć wychował się w Shropshire, nie nienawidził mugoli z powodów ideologicznych, szkoda mu było na to energii, niewiele mógł zrobić w imię bezmyślnej nienawiści, był oportunistą. Ale legilimencja - dla niej mógł zrobić wszystko, bez żadnych innych motywów i korzyści. Możliwość wnikania do cudzych emocji i umysłów, możliwość jawnego afiszowania się ze swoim darem, możliwość legalizacji tej umiejętności i pogłębionych badań... tak, to jego prywatna utopia.
Tymczasem ochoczo brał udział w budowaniu fundamentów tej szerszej utopii, świata dla wszystkich czarodziejów, przepełnionego magią i pozbawionego lęku.
W Suffolk dosłownie na nich polowano, tak jak przed wiekami. Anomalie i pożar Ministerstwa podsyciły nienawiść w mogolskich sercach, a ludzie, o których dowiedział się Cornelius, nie byli owcami prowadzonymi na rzeź, Londyńczykami oszołomionymi nagłym uderzeniem Bezksiężycowej Nocy. Czynnie chcieli stłumić magię w Anglii, organizowali ruch oporu. Czy Deirdre spełniła jego prośbę i ich odnalazła? Nawet jeśli nie - nie wiedział wszak, po co go dziś wezwała, wiedział tylko, że chodzi o legilimencję - to wyciągnie z innych głów wszystko, co o nich wiedzą. Znajdzie ich, wspomnienie po wspomnieniu.
Wszedł do środka i zmarszczył nos.
-Nie miałaś się w co przebrać? Kupiłbym ci ubranie na zmianę. - pomimo szacunku żywionego do pozycji Deirdre w organizacji oraz do jej potęgi w walce, nie mógł pohamować obrzydzenia na widok poplamionej sukni, tak mało pedantycznej. Jego dawna narzeczona nigdy nie pokazałaby się nikomu w takim stanie. Starłaby chociaż krew z policzka, upięła włosy. Nigdy nie nosiła ich rozpuszczonych poza domem, a nawet w domu lekko się irytowała, gdy burzył jej fryzurę. Gdy podniosła wzrok, słowa zamarły mu jednak na ustach. Takiego spojrzenia też u niej nie widział i choć od jesieni powoli zdawał sobie sprawę, że Deirdre nie jest już kobietą, którą niegdyś kochał - że dzieli z nią tylko imię, ambicję i rysy twarzy - to teraz ta realizacja uderzyła w niego z całą siłą.
-Bez problemów. - wybrał okrężną drogę, ale i tak słyszał na ulicach krzyki. -Gratuluję, Deirdre. - w dłoni trzymał butelkę, położył ją na stole. -Na zdrowie. Pewnie się zmachałaś. - uśmiechnął się blado, pojednawczo. Przeniósł wzrok na więźniów, a usta rozciągnął mu szeroki uśmiech.
-Panowie - miło poznać kolegów po fachu. Polityka to mały świat, szkoda, że wcześniej nie mieliśmy przyjemności. - przywitał się jadowicie, a potem kontrolnie zerknął na Deirdre. -Są... pod kontrolą? - spojrzał w nieco nieobecne oczy burmistrza, pamiętał ten wyraz twarzy z oblicza dziennikarza, na którego Deirdre rzuciła Imperio w obecności Corneliusa. Potem spędził z felietonistą bardzo dużo czasu, wykorzystując jego spętany umysł aby rozsiać ministerialną propagandę wśród jego francuskich znajomych.
-Nie będą się ruszać? - upewnił się. Był wypoczęty, miał dużo siły, potrzebnej do przesłuchania - gdyby wraz z Deirdre brał udział w rzezi, nie mógłby poświęcić równie wielkiej energii na legilimencję. A poza tym, pewnie coś tam palili, miał wrażenie, że czuje zapach dymu bijący od kobiety.
Bał się ognia, dobrze, że go tam nie było. Solas...
Zamrugał. Nie czekając na odpowiedź, wycelował różdżkę w baroneta, nie chcąc ryzykować szamotaniny. Musiał być dziś jak najskuteczniejszy.
-Drętwota.

EM 48/50
ekwipunek: różdżka, runa skradzionej myśli (+6 do rzutów na legilimencję), Eliksir garota (2 porcje, stat. 21) Veritaserum (1 porcja, uwarzony 16.09.57) , butelka drogiego wina (ze styczniowego zaopatrzenia/zapasów)


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Warren Lodge Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Warren Lodge [odnośnik]10.02.22 21:55
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 35

--------------------------------

#2 'k8' : 4, 1, 8, 1, 6, 5, 2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Warren Lodge Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Warren Lodge [odnośnik]11.02.22 11:13
Kiedy Cornelius pojawił się w pomieszczeniu, Deirdre nawet nie drgnęła, pozostając w tej samej pozycji, z niewzruszoną mimiką, taką samą, gdy wpatrywała się w milczących polityków, i gdy słuchała niemalże ojcowskiego przytyku do jej prezencji. W normalnych okolicznościach pociągnęłaby ten temat, oplotła go aluzjami, a potem zgniotła, chcąc udowodnić, że nie znalazła się tu po to, by sprawiać mu estetyczną przyjemność, lecz nie miała na to ani czasu, ani sił, ani - wyjątkowo - ochoty. Wychowywanie Corneliusa zostawiała jego przyszłej żonie, choć sądziła, że jest już zbyt dojrzały, by móc się jakkolwiek zmienić.
- Dlaczego miałbyś dać mi nowe szaty? Chciałbyś zobaczyć jak się rozbieram? - spytała beznamiętnie, w ogóle nieprzejęta grymasem obrzydzenia widocznym na twarzy mężczyzny, z którym kiedyś chciała spędzić życie. Teraz, w perspektywie własnych osiągnięć, to marzenie wydawało się jej śmieszne, żałosne, wręcz niemożliwe do połączenia z tym, kim się stała. Niezależna, wolna, władająca mocą, o jakiej nie przyszło jej nawet śnić.
Lekko uniosła brwi, obserwując stawianą na biurku butelkę; jeśli czegoś żałowała, to tego, że Sallow nie przyniósł tutaj talerza francuskich przystawek, zaczynała być głodna, a alkohol raczej nie pomagał w regeneracji, jedynie - na początku - kamuflując narastające zmęczenie przyjemnym oszołomieniem. - Gratulacje zostawmy na później - sprostowała poważnie, bo choć czuła zadowolenie z tego, co udało się im z Macnairem osiągnąć w katedrze, widowisko bez wątpienia zapadało w pamięć, kto wie, może zapisze się w historii złotymi zgłoskami, to wiele elementów się nie powiodło. I wiele - mogła przegapić, ograniczona czasem oraz tylko dwojgiem towarzyszy, z których jeden szybko stał się nieprzydatny. Jak miał na imię, Lysander? Lykanon? Westchnęła cicho, nie sięgając po butelkę, kiwnęła tylko dłonią, bez słów przekazując, że jeśli Cornelius zamierza wznieść toast, może to zrobić - byleby wznosił go za siebie, nie za to, co działo się kilkanaście mil dalej, przy ruinach katedry Bury St. Edmunds. - O tak, odrobinkę się zmachałam - nie mogła jednak powstrzymać się od drobnej złośliwości; mordowała, panowała nad umysłami i potworami, równała z ziemią monumentalny budynek, a elegancik Cornelius łaskawie doceniał poziom jej zmęczenia. Nie na tym się jednak skupiali, nie byli tu prywatnie, potrzebowała jego zdolności.
- Są pod imperiusem, nie powinni sprawiać problemów - poinformowała Sallowa, lecz zanim skończyła mówić, ten przystąpił do zabezpieczenia więźnia. Promień zaklęcia pomknął w klatkę piersiową barona, rozjaśniając na moment pomieszczenie dodatkową łuną. - Nie ruszajcie się. Nie opierajcie się działaniom tego czarodzieja. Macie mówić tylko prawdę, całą prawdę, bez niedomówień, przemilczeń i kłamstw - poleciła, podnosząc wzrok na Harrisona i Aitkensa, powoli obracając różdżkę w palcach, gładząc ją, prawie pieszcząc zitanowe, ciemnofioletowe drewno. Później zerknęła znów na byłego narzeczonego.
- Może najpierw przesłuchajmy ich bez legilimencji. Wyczujesz, czy kłamią? Potem sięgniemy głębiej - zaproponowała, pochylając się na krześle nieco do przodu, w końcu wykonując jakiś ruch, świadczący o tym, że nie została zaklęta w oblaną krwią rzeźbę. Zostawiała decyzję Corneliusowi, on znał swoje możliwości, wiedział też najwięcej o polityce i o tym, jaki zasób wiedzy mógł posiadać burmistrz, a jakie baron. - Potrzebujemy dokładnych informacji o mugolskim ruchu oporu. O tym, kto nimi dowodzi, gdzie się spotykają, ilu mają członków, z kim się kontaktują - przekazała, gestem dłoni pozwalając Corneliusowi ich przesłuchać, zadać najważniejsze pytania, przeprowadzić ten wywiad w odpowiedni sposób, wyciągając sens wiadomości, jakie posiadali.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Warren Lodge [odnośnik]12.02.22 23:45
-Śmierdzisz krwią. - skwitował ze wzruszeniem ramionami, a na prowokacyjną uwagę odpowiedział uniesieniem brwi. Znali się zbyt długo, by nie wiedział kiedy kpiła, a kiedy flirtowała - w beznamiętnym głosie usłyszał dziś jedynie złośliwą zaczepkę. Albo był nadwrażliwy i złośliwość słyszał wszędzie, nawet bezpodstawnie. -Wiesz, że krew to nie mój... typ. - powstrzymał się od wzniesienia oczu do nieba. -Poza tym - nie wypada. - rozsądek kazał się mu zamknąć, męska duma kazała mówić. -Poszedłem za Twoją radą na Sabacie oraz zdrowym rozsądkiem - oraz szczerą namiętnością i szczerym uczuciem, ale o tym jej mówić nie zamierzał -i podjąłem pewne zobowiązania. - skwitował z nutą satysfakcji. Bardziej szczegółowo mówić nie zamierzał, nie przy tych mugolach.
-Czyli zdradzą nam sekrety, nawet pod wpływem czarnej magii? - upewnił się, będąc ignorantem w tej dziedzinie. Pomimo dostępności imperiusa dla zdolnych czarnoksiężników, wciąż wzywano go na przesłuchania - choć Deirdre mogłaby im po prostu kazać nie kłamać. Choć nie znał szczegółów działania Zaklęcia Niewybaczalnego, domyślał się więc, że to nie takie proste.
-Jesteś zmęczona, chcesz żebym sprawdził każde ich słowo? To trochę potrwa. Wolniej, niż tortury, legilimencja, albo... - wyjął z kieszeni płaszcza flakonik, owinięty starannie w satynowy woreczek. -Jeśli zależy ci na szybkich i precyzyjnych wynikach, zdobyłem to. Skoro cię słuchają, niech jeden to wypije - mogłabyś go przesłuchać, gdy ja będę we wspomnieniach drugiego. Skoro to ruch oporu, wolałbym od razu zacząć od legilimencji - poznać ich twarze, a nie pseudonimy. Zobaczyć miejsca zbiórki na własne oczy. - wzruszył ramionami, nie lubiąc bawić się w półśrodki. Decyzja należała do Deirdre, ale proponował swoim zdaniem szybsze i pewniejsze rozwiązanie.
-Skoro chcesz porozmawiać... - zmarszczył lekko brwi, spoglądając na baroneta. Drętwota, którą w niego posłał, nie należała do udanych, Cornelius miał wrażenie, że zaklęciu brakowało pełni mocy. Gdyby chciał skupić się na legilimencji, i tak musiałby rzucić ją od nowa.
Finite Incantatem. - machnął różdżką, by zdjąć Drętwotę z baroneta.
-...baronet Ipswich dołączył do organizacji zwalczającej czarodziejów w całej Wielkiej Brytanii odkąd widział katastrofę Ministerstwa Magii. - przypomniał Dei, uśmiechając się na dźwięk jej pytań. -Z pewnością ma wiele cennych kontaktów.
Przeniósł wzrok na burmistrza, uśmiechając się jadowicie.
-On z kolei tępi czarodziejów w Suffolk od kilkunastu lat. Szmat czasu, prawda? Aż nie wiem od czego zacząć - zakpił --...więc może znajdę to w jego głowie. Co o tym myślisz? - zaproponował, taki podział ról wydawał się rozsądny. Veritaserum wymagało precyzyjnych, szybkich pytań, a baronet James Howard Harrison działał w organizacji krócej oraz na skalę całego kraju. William Aitken, burmistrz, z pewnością miał sporo grzechów - Cornelius chętnie obejrzy je wszystkie, zaczynając od najświeższych.
-Drętwota. - skierował różdżkę na burmistrza, myśląc o tym, ilu czarodziejów skrzywdził w trakcie kilkunastoletniej kampanii nienawiści. Szczera złość i chęć zemsty dodały jego zaklęciu impetu, a spętany rozkazami Deirdre mężczyzna nie mógł się poruszyć i unikać zaklęcia.



rzut & 100


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Warren Lodge Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Warren Lodge [odnośnik]14.02.22 9:33
Nawet nie mrugnęła, słysząc obraźliwe, zaskakująco cwane, komentarze Corneliusa, choć te szczerze ją zdziwiły. Sądziła, że pojął zasady rządzące ich relacją, zrozumiał, że nie ma już nad nią żadnej władzy, a co ważniejsze, żadnych praw do tego, by komentować jej życie - a co dopiero wygląd. To jednak nie był czas na prywatne rozgrywki, nie chciała tracić nawet minuty na zbędne procesy wychowawcze, była na to zbyt zmęczona, a przed nimi znajdowało się prawdziwe wyzwanie, któremu musieli podołać.
- Przy następnym naszym spotkaniu pokażę ci, co wypada śmierciożerczyni - poinformowała tylko sucho, koncentrując na wpół martwy wzrok na oczach Corneliusa, a ton jej głosu mógł sprawić, że przez plecy Sallowa przemknąłby dreszcz. Zamierzała udzielić mu wtedy bolesnej lekcji, nie zapomni o tym, dziś był jednak głównie przydatny. - Wiem. Nie najgorszy wybór - skwitowała tylko krótko kolejne wyznanie, spotkali się tutaj w oficjalnej sprawie, nie pojmowała więc jego dumy - tą mógł odczuwać tylko w związku z posiadanym talentem, umożliwiającym im przesłuchanie dwójki polityków.
Jego pytanie o możliwe wydobycie informacji zastanowiło ją; Imperius był potężnym narzędziem, lecz nie ingerował w mózg, we wspomnienia, w to, co stanowiło esencję sekretu - mogła zmusić ich do mówienia prawdy, lecz nie do zdradzenia kwestii, które stanowiły spowitą tajemnicą podstawę mugolskiego ruchu oporu. W milczeniu ważyła więc opinię Sallowa, miał poniekąd rację, chciała wydobyć wiedzę burmistrza i baroneta jak najszybciej i najefektowniej - i to bliski Ministerstwu Magii polityk lepiej znał się zarówno na formie przesłuchań, jak i na legilimencji, pozwalającej wedrzeć się do umysłu w najkorzystniejsze z punktu widzenia penetratora rejony.
- Dobrze. Zróbmy tak, jak proponujesz. Nie możemy ufać, że pod wpływem Imperiusa zdradzą nam dosłownie wszystko - odezwała się w końcu po bardzo długiej chwili ciszy. Nie miała problemu z przyznaniem racji mężczyźnie, który przed momentem jawnie ją obraził, łatwo potrafiła przestawić się na tryb profesjonalistki, a zemsta najlepiej smakowała na zimno. - Mogę się jakoś przydać? Czy pod wpływem tego eliksiru odpowie również na zadawane przeze mnie pytania? - dopytała, nie wiedząc dokładnie, jak działa serum prawdy. Jeszcze nie wstawała z fotela, zresztą, nie musiała tego robić, Cornelius zdawał się kontrolować sytuację oraz wprawnie podchodzić do swych pacjentów. - Najważniejsze są osoby, środki kontaktu a także miejsca, w których się spotykają, spotykali lub mają zamiar spotykać. Może są w posiadaniu planów działania? Aktów terrorystycznych? Dobrze byłoby dowiedzieć się też, czy mają gdzieś tutaj ukryte, na przykład, mapy siatek przemytniczych czy inne przedmioty potrzebne do prowadzenia działań ruchu oporu - podkreśliła zakres wyciąganych informacji, wierząc, że Sallow podoła zadaniu - i mając nadzieję, że wysokiej rangi politycy będą posiadać tą wiedzę w swoich szlamich główkach.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Warren Lodge [odnośnik]15.02.22 7:57
Przez jego plecy faktycznie przemknął dreszcz. O ile Deirdre do tej pory ubierała się elegancko i zachowywała normalnie, co dało mu ułudę bezpieczeństwa, to pamiętał z Munga nieobliczalność i nieustępliwość Sigrun Rookwood. A ta krew... czy Deirdre byłaby zdolna...?
Przełknął ślinę, uświadamiająca sobie, że przecież nie są gronem przyjaciół, znajomych, czy współpracowników - są sługami Czarnego Pana i być może mylnie sądził, że użyteczność gwarantuje mu nietykalność.
-Wybacz, Deirdre. Zapomniałem się, nie chciałem cię urazić - osiągnęłaś zbyt wiele, by zapominać, ile lat minęło i że nie mam... prawa zwracać się do ciebie jak przedtem. - wymamrotał, pochylając lekko głowę. Brzmiał na szczerze skruszonego i przestraszonego - takiego go nie znała, nie widziała. Spodoba się jej?
W normalnej sytuacji uniósłby lekko brew na pochwałę wyboru i dopytał, czy Valerie jej powiedziała - ale teraz jedynie znów skinął z pokorą głową, na moment poddając się niepewności, którą zasiała w nim zbroczona we krwi Deirdre. Musiał powściągać przy niej swój język, tak jak robiłby to na przykład przy lordzie Rosier. Dawna znajomość mogłaby wyewoluować w owocną współpracę i przyjaźń, ale nie mógł zapominać, że ma przed sobą Śmierciożerczynię i że nie jest już odpowiedzialny jedynie za siebie. Wciągnął w to wszystko Valerie i jej brata.
Przynajmniej spodobał się jej jego pomysł. Był użyteczny i nie mógł stać się bezużyteczny. Spali dla Czarnego Pana cały świat, choć lękał się ognia. Zbuduje nowy świat na zgliszczach, wyrżnie kobiety i dzieci, zrobi wszystko, jeśli to zapewni mu i jego rodzinie komfort i bezpieczeństwo.
-Zmusza do mówienia prawdy, nie ma chyba haczyka komu. Dla pewności to ty możesz mu je podać - twojego rozkazu usłucha. Jeśli przesłuchanie cię nie zmęczy - dodał kurtuazyjnie, wierząc, ze nie, nie wymagało w końcu magicznej energii i ewidentnie wierzył w determinację Deirdre -w tym czasie będę w głowie burmistrza. - zaproponował, nie ma co tracić czasu. Drętwota uderzyła w burmistrza, a ta z baroneta została zdjęta - mógł już mówić i pić.
-Poszukam tego wszystkiego, zaczynając od najświeższych wspomnień o antymagicznej siatce. Te powinny mnie doprowadzić do planów, map, i tak dalej. - przytaknął. Spojrzał na nią jeszcze raz, porozumiewawczo, upewniając się, że może na chwilę ją opuścić - przynajmniej myślami - i zanurzyć się w głowie burmistrza. Przeszedł za stół, by stanąć bliżej odrętwiałego mężczyzny i spojrzeć w jego nieruchomą twarz. Pod Imperio i Drętwotą nie zdradzał żadnych uczuć, ale Cornelius pamiętał, że ten człowiek kilkanaście lat tępił czarodziejów. Że utożsamiał wszystko, co w mugolach najgorsze i najbardziej niebezpieczne. Niegdyś sądził, że nie każdy mugol był ich wrogiem (był młody, naiwny, zakochany), ale ten był nim niemalże od zawsze.
-Legilimens. - syknął, przykładając różdżkę do skroni swej ofiary. Chciał zanurzyć się we wspomnienia burmistrza o antymagicznej działalności w Suffolk, po nitce do kłębka. Lubił w legilimencji podążać za emocjami - poszukał więc nienawiści do czarodziejów, sądząc, że ta doprowadzi go doo odpowiednich wspomnień.

rzucam na legilimencję na obezwładnionego burmistrza, +6 z talizmanu, wspomnienia świeże, proszę też o uwzględnienie Drętwoty z krytycznym sukcesem przy interpretacji ewentualnej skuteczności


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Warren Lodge Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Warren Lodge [odnośnik]15.02.22 7:57
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 26
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Warren Lodge Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Warren Lodge [odnośnik]16.02.22 12:38
Nie potrzebowała jego przeprosin ani skomlenia o przebaczenie, podjęła już decyzję, zamierzała udzielić mu pamiętnej lekcji, szczere - pozornie, nie uwierzyła w nie, Cornelius był śliski, gotów zrobić wszystko, by osiągnąć swój cel lub uniknąć kary - wyrazy żalu dalej nie wywołały na jej zmęczonej, brudnej twarzy żadnej reakcji.- Daruj sobie, przejdźmy do rzeczy - ucięła krótko, wchodząc mu w słowo, obdarowując go jedynie przelotnym spojrzeniem, by upewnić się, że nie przejął się perspektywą otrzymania nauczki zbyt mocno. Mogłoby to przeszkodzić w skutecznym wyciągnięciu informacji z polityków. Sallow dalej był jednak dumny, pewny siebie i...czy się przewidziała, czy naprawdę w jego oczach błyszczała ekscytacja? Słuszne uczucie, chociaż babranie się w umyśle kochającego szlamy szaleńca zapewne nie należało do najprzyjemniejszych doświadczeń.
Podanie serum prawdy wydawało się prostsze i czystsze, dlatego Mericourt skinęła głową i niechętnie wstała z krzesła, sięgając po małą fiolkę. Niepozorną, lśniącą, ale łatwą do przeoczenia, skrywającą w sobie jednak niesamowitą moc. Alchemia pozostawała dla Śmierciożerczyni sztuką całkowicie tajemną, lecz szanowała ją, ba, podziwiała. - Kto go uwarzył? - zapytała jeszcze Sallowa, tak dla pewności, że nie zdobył eliksiru od domokrążcy albo szemranego samozwańczego mistrza eliksirów spod mostu, bez reputacji i popartych dowodami płynnych cudów. Nie czekała jednak na odpowiedź, ostrożnie ujęła buteleczkę, przyglądając się cieczy, po czym podeszła do baroneta, posłusznie pozostającego bez ruchu i nie opierającego się jej działaniom. - Połknij - poleciła, podając mężczyźnie eliksir, pojąc go, rozchylając usta tak, by nie wypluł ani jednej kropli i by nawet odrobina Veritaserum nie spłynęła po brodzie z kącika ust. Upewniwszy się, że mag wypił całą zawartość, Dei odsunęła się o dwa kroki i oparła się biodrami o biurko. Zaplotła ręce na piersi i zmierzyła pulchniejszego bruneta uważnym spojrzeniem, jakby oczekując, że jego oczy się zaświecą a język wysunie spomiędzy warg niczym zdradziecki wąż, gotów wysyczeć największe sekrety. Nic takiego się nie stało, ale przecież nie powinno. Znów kontrolnie zerknęła na Corneliusa, był skupiony, profesjonalny, skoncentrowany, na skroni wystąpiła wyraźna żyłka, typowa dla chwil, w których najciężej pracował umysłowo. Nie przeszkadzała mu pytaniami, czy wszystko w porządku, zaufała mu, a sama przystąpiła do przesłuchania baroneta.
- Gdzie znajduje się główna siedziba mugolskiego ruchu oporu? - zaczęła od konkretów, spoglądając prosto na twarz pseudoszlachcica. - Gdzie najczęściej się spotykają jego członkowie? Kto należy do grona najważniejszych osób, podejmujących najważniejsze decyzje? Podaj nazwiska, nazwę miejscowości, z jakiej pochodzą i cechy charakterystyczne ich wyglądu lub zachowania - mówiła wyraźnie, konkretnie, powoli, by sens słów docierał do mężczyzny, a pytania nie pozostawiały przestrzeni do interpretacji. Wspaniale, gdyby udało się wyciągnąć z niego te informacje tym sposobem, ale jeśli nie zacząłby współpracować - sięgnie po bardziej intensywne środki wspomagające.

zużywam veritaserum


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Warren Lodge [odnośnik]16.02.22 16:16
Przeszli zatem do rzeczy, co pozwoliło Corneliusowi skupić się na zadaniu. Nie miał wszak Deirdre za szaloną, wciąż wierzył, że na szczyt zawiodły ją zdolności, ambicja i odpowiednie znajomości. Wciąż nie nauczył się czarnej magii, nie wiedział, jak ta wpływa na czarodziejów. Gdyby dowiedział się, że aż dwie z działających dziś na wyprawie członkiń Rycerzy Walpurgii pozostały pod gruzami zamku i fortu, z typową dla siebie mizoginią skwitowałby, że może czarna magia źle wpływa na kobiety. Deirdre zawsze zdawała się jednak stać ponad wszystkie irracjonalne żądze i babskie emocje, nie bez powodu szczerze się w niej kiedyś zakochał.
Najprawdziwiej w życiu kochał zaś legilimencję, nawet jeśli chodziło o głowę takiego padalca. We wspomnieniach cenił autentyczność, nie piękno. Dziś pozna dogłębnie kogoś, kto nienawidził mugoli od lat.
-Dostałem to od lady Black w podziękowaniu za zasługi, to wystarczające poręczenie? Nie znam alchemika, ale zakładam, że nie korzystają z usług byle kogo. - wzruszył lekko ramionami, gdy Deirdre zdążyła jeszcze dostać o pochodzenie eliksiru.
Potem zanurzył się we wspomnieniach burmistrza. Po nitce do kłębka, próbował odszukać świeże wspomnienia związane z tępieniem czarodziejów w Suffolk. Jak działał burmistrz w ostatnich miesiącach, kto mu pomagał, kogo prześladowali? Szukał twarzy, myśli, miejsc. Co robili z czarodziejami, którzy wpadli w ich ręce? Może udałoby się dotrzeć do ich nazwisk, rodzin, wykorzystać tragedię propagandowo? Skupiał się, jeszcze bardziej niż zwykle, próbując dowiedzieć się wszystkiego, a zarazem nie zatonąć w emocjach burmistrza. Czasami dał się porywać cudzym wspomnieniom, dla zabawy i dreszczu nowości, ale tym razem musiał pamiętać kim jest i po co jest w jego głowie, nie przesiąknąć nienawiścią do niemagicznych. Gdy magia zaczęła słabnąć, poczuł, że mógłby podtrzymać legilimencję i dalej buszować w świeżych wspomnieniach, ale... chciał sięgnąć głębiej. Do czasów sprzed wojny - jak wyglądała organizacja mugoli wtedy? Jak zareagowali pierwszego kwietnia, jak zmienili swoje działania? Co umożliwiło im wtedy utrzymanie kontroli nad Suffolk i jak im ją odebrać?
Przerwał legilimencję, by podjąć się jej od nowa. Zgromadzić większą ilość magii, potrzebną do głębszej penetracji.
-Legilimens. - syknął.

szukam wspomnień dawnych, z marca-kwietnia 1957


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Warren Lodge Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Warren Lodge [odnośnik]16.02.22 16:16
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 87
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Warren Lodge Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Warren Lodge [odnośnik]18.02.22 20:49
Pierwszy baronet, James Harwood Harrison czekał w domu, zgodnie z poleceniem wydanym mu przez śmierciożerczynię pod katedrą. Jego żona nie wydawała się zaniepokojona jego powrotem, uśpiona zdawkową informacją o tym, że musi popracować zajęła się kobiecymi porządkami w domu, do czasu, aż do posiadłości nie przybyli Rycerze Walpurgii. Będący pod imperiusem burmistrz wykonał polecenie Deirdre i sprowadził ją i prawie dwie dorosłe córki baroneta do piwnicy, gdzie zamknął je na klucz, który wziął ze sobą, posłusznie wracając na górę. Kobiety widząc, że ubrudzony był z krwi i śmierdział spalenizną w panice zbiegły na dół, nie pytając o nic. William Aitken był przerażony, obolały i bardzo słaby po wydarzeniach z katedry. Atakowany przez zrozpaczonych ludzi nie potrafił się bronić, ale póki jeszcze miał siły, wypełniał nieświadome rozkazy czarownicy, wierząc, że czyni w ten sposób słusznie. Zaklęcie, choć tkało niezauważalną sieć powiązań między nimi nie pozostawiało go pozbawionym refleksji ani uczuć. Burmistrz wydawał się zdruzgotany, na jego twarzy malował się strach, w kącikach oczu kręciły łzy; drżał kiedy wrócił do pomieszczenia, by wykonać kolejne polecenia. Baronet, któremu zabroniono rozmawiać z nikim poza Śmierciożercami i Cillianem spojrzał na niego i przełknął ślinę. Strach zatlił się także w jego oczach, ale z dumą poważnego, dostojnego mężczyzny w średnim wieku spojrzał na czarodziejów, zadzierając brodę wyżej. W końcu, po słowach śmierciożerczyni usiedli nieruchomo, czekając jak na ścięcie, kiedy, kiedy Cornelius wyciągnął w ich kierunku różdżkę.
Rzucona przez czarodzieja drętwota okazała się nieprawdopodobnie potężna; paraliżując mogolskiego przywódcę hrabstwa w ułamku sekundy. Zesztywniałe ciało nie poruszyło się ani o cal, oczy utkwione przed siebie nawet nie drgnęły. Nie unosiła się nawet klatka piersiowa, nie drgnął ani włos. A jednak Sallow miał pewność, że gdyby tylko chciał, mógłby poruszać mężczyzną i jego ciało nie stawiłoby mu żadnego oporu, choć wewnętrznie pozostawało całkowicie sparaliżowane. Kolejne zaklęcie legilimentdy w kierunku rannego mugola, już po przystawieniu mu różdżki do skroni wiązało się z bólem wdzierania płytko tuż pod powierzchnię świadomości. Ten jednak nie odmalował się na twarzy zakrwawionego mężczyzny, choć krople potu pojawiły się na skroni bardzo szybko. Niezadowolony ze swojej próby czarodziej postanowił spróbować jeszcze raz rzucić to samo zaklęcie — tym razem jego umiejętność wdarła się głęboko w umysł mugola. Człowiek pozbawiony magii był znacznie mniej wytrzymały od czarodzieja, William był do tego słaby, wystraszony, a jego ręka uszkodzona przez atak spanikowanego wiernego.
Skoncentrowany na poszukiwaniu odpowiednich wspomnień Cornelius nie miał za wiele czasu, nie tylko czuł słabość swojej ofiary.
— ... to znaczy ilu?— spytał Sallow nie swoim głosem, patrząc na mężczyznę, w którym rozpoznał mugolskiego polityka, Manniego Shinwella, który pełnił funkcję brytyjskiego premiera. Wokół było jasno, wszędzie świeciły się światła. Mijani ludzie wydawali się zwyczajni, nikt nie zwracał uwagi na idących mężczyzn.
— Kilkuset. Do tego niszczyciele i krążownik, a w krótce możemy spodziewać się także lotniskowca. Nie chcą zniszczyć Londynu, proponują próbę odciągnięcia uwagi. — odpowiedział Shinwell, a na jego starej twarzy pojawiło się zmęczenie i frustracja. — Lloyd powinien siedzieć.
— I gdzie uderzą?— spytał znów Cornelius, ruchem dłoni zachęcając towarzysza do żwawszego spaceru. Otoczenie wydawało się zwyczajne, przypominało jeden z korytarzy ministerstwa magii choć pozbawiony był ruchomych portretów i umagicznień. Sallow czuł jednak dziwny chłód, który zaczął go ogarniać. Sam był początkowo spokojny, ale czuł się coraz słabiej.
— Folkestone. Oddziały rozlokują się w Kings Hill. — Shinwel zatrzymał się nagle, by obrócić za siebie. Ktoś go zawołał, jakaś dziewczyna podbiegła z kartką papieru, którą mu przekazała. Przeczytał to szybko i podał informację burmistrzowi, ale mimo najszczerszych chęci Cornelius nie był w stanie rozczytać krótkiej notatki. Wyglądało to na zlepek cyfr. Rozmazany obraz przyciemniał się szybko — a czarodziej tracił połączenie, aż w końcu jedyne co go otaczało to pustka.
Burmistrz miasta, William Aitken zmarł.

Nim do tego doszło, Deirdre podała baronetowi fiolkę z eliksirem, której zawartość wypił bez kręcenia nosem. Kobieta zadbała o to, by ani jedna kropla się nie zmarnowała - wypił to więc duszkiem, ale nic się nie wydarzyło — nic, co rzucałoby się w oczy. Spojrzał na nią uważnie, milcząc, dopóki nie kazała mu się odezwać. Kiedy zadała mu pytanie, nabrał powietrza w płuca i westchnął.
— Jeśli ma pani na myśli ludzi, którzy są prawowitymi, uczciwymi mieszkańcami tego kraju, z którego próbujecie ich wypędzić, jak imigrantów, a którzy robią wszystko, by do tego nie dopuścić to nie posiadają żadnej... jak to pani nazwała, siedziby. Miejsca spotkań się zmieniają, zwykle spotykamy się we własnych domach — odpowiedział niechętnie, z nutą przygany w głosie. Spojrzał na Corneliusa, który pogrążony był w przeszukiwaniu wspomnień nieruchomego burmistrza, a później znów skierował swoje oczy na czarownicę. — Glenvil Head, Londyn... Nie wiem czy ma w sobie coś charakterystycznego, jest niski, łysawy. Koło pięćdziesiątki. Charles Hogg, nie wiem, chyba Londyn, William Ross, mieszka teraz w Exeter, ale nie wiem skąd jest; George Brown jest w Lambeth, Manni Shinwell, nie wiem, chyba pochodzi z Londynu, ale mieszka w Glasgow. W mojej teczce pod biurkiem znajdują się terminarze przeszłych spotkań i adresy.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Warren Lodge Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Warren Lodge [odnośnik]19.02.22 20:10
Nie była świadoma tego, co dzieje się w głowie burmistrza, ledwie kątem oka dostrzegała, jak bladł i osuwał się na krześle - całą swoją uwagę skupiła na baronecie, słuchając, co pulchny jegomość miał do powiedzenia. A miał wiele, przemawiał bogato, rozwlekle, jak na samozwańczego szlachcica przystało, lecz Deirdre mu nie przerywała, kto wie, co mogła dowiedzieć się spomiędzy faktów, ile zrozumieć po tonie głosu, jak wiele wydobyć znaczenia ze sposobu, w jaki baronet ujmował pewne kwestie. - Ile osób mniej więcej należy do organizacji, do promugolskiego ruchu oporu? Czy znajdują się w niej osoby władajace magią, czarodzieje? Jeśli tak, jak brzmią ich nazwiska? - pytała dalej, ignorując naganę, po czym przechyliła się przez biurko i sięgnęła do pierwszej jego szuflady, szukając tam papieru, kalendarza lub pergaminu - oraz czegoś do pisania, z zamiarem pochwycenia przedmiotów i wykorzystania ich do zapisywania najważniejszych informacji. Nie mogła pozwolić sobie na to, by cokolwiek z wiedzy, jaką dzielił się baronet, jej umknęło lub zostało zapomniane. Zamierzała zapisywać fakty dokładnie w takim brzmieniu, jak je usłyszała, choć skrótowo. Lista nazwisk była pokaźna, należało zająć się tymi osobami, odnaleźć je, przepytać, zniszczyć. Na razie jednak musiała tylko - aż? - wydobyć cenne informacje z polityka. - Jakie są najbliższe plany organizacji? Jakie są wasze główne cele? - zawiesiła głos, nie chciała zadać za dużo pytań na raz, by odpowiedzi były wyczerpujące; dawała więc baronetowi przestrzeń na to, by odpowiadał, a sobie samej - by zapisać informacje. - Mów dalej - poleciła ponaglająco, zastanawiając się, na jak długo wystarczy porcja veritaserum; zamierzała o to spytać Corneliusa, lecz za chwilę, nie przeszkadzała mu ani w żaden sposób nie dekoncentrowała, by nie przeszkodzić w legilimencji.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Warren Lodge [odnośnik]19.02.22 21:47
Nie zauważył obrażeń burmistrza, zbyt słabo znał się na anatomii aby ocenić jego stan zdrowia. Widział, rzecz jasna, bladą cerę i zmęczenie, ale połączenie Imperiusa, Drętwoty i własnych wrażeń (złości na tego człowieka, lęku przed Deirdre, całej sytuacji) uniewrażliwiło go na dostrzeżenie jak poważny jest stan burmistrza. Z łatwością wdarł się mu do głowy, mugole zawsze stawiali mniej oporów - a potem zatopił się w jego wspomnieniach, stał się nim. Rozpoznał mugolskiego premiera, choć mugolskie nazwy mówiły mu niewiele - wiedział, że je zna i przywołuje z łatwością, jako burmistrz, ale jako Cornelius nie mógł wyobrazić sobie wypowiadanych słów. Musiały być bardziej specjalistyczne niż wynalazki, które poznał podczas codziennego życia w Londynie u boku Layli - chodziło o zaawansowaną technikę, wojsko? Notował w pamięci nieznane słowa i nazwiska (kim był Lloyd?) oraz nazwy geograficzne. Wreszcie skupił się na kartce - czy to cyfry? - ale nagle zrobiło się zimno... i ciemno.
Złapał własny oddech, opuszczając różdżkę i cofając się o krok. Burmistrz był nieruchomy, nienaturalnie blady.
Finite Incantatem - ściągnął własną Drętwotę, ale i bez tego wiedział podskórnie, co się właśnie stało. Zmarszczył lekko brwi, ale obok mieli przecież drugiego świadka - a ciało burmistrza i tak powinno dzisiaj znaleźć się w widocznym miejscu miasta, na przestrogę.
Wziął kilka oddechów, uspokajając się, żyję, nic mi nie jest i starając się nie okazać lęku i obrzydzenia spowodowanego doświadczeniem śmierci w czyjejś głowie (rzadko czuł coś aż tak nieprzyjemnego, ale przez lata trenował wytrzymałość własnej psychiki na najstraszniejsze sceny z cudzych wspomnień), a potem przeniósł spojrzenie na baroneta i wsłuchał się w pytania Deirdre.
Odczekał aż je zada, korciło go także aby odczekać na odpowiedzi baroneta, ale wydobyte z burmistrza wspomnienie było ważne - musiał podrążyć temat, dopóki działało Veritaserum.
-Na kiedy zaplanowaliście dywersję w Londynie i atak na Folkestone i dlaczego chcecie uderzyć na Kent i odciągnąć naszą uwagę? Gdzie teraz jest zgromadzone wojsko i kto nim dowodzi? Kim jest Lloyd? - zapytał, świadom, że jego pytania łączą się zapewne z tymi zadanymi przez Deirdre, o cele organizacji. Kilkuset czegoś, poważne nazwy, atak na stolicę i Folkestone, to wszystko brzmiało jak ich główny, niebezpieczny cel. Dobrze, że wiedzieli, że nie dadzą się uprzedzić. -Powiesz nam wszystko, nawet po działaniu eliksiru - bo skończysz mniej miłosiernie niż on, torturowany publicznie. Póki mówisz, jesteś nam potrzebny. - zastrzegł poważnym, lodowatym tonem, który starannie modułował. Groźby oszczędne, ale dobitne. Deirdre wyjaśni wszystko później - jeśli starczy mu śmiałości spyta, czy zrobiła coś wcześniej burmistrzowi, streści wspomnienie, które z niego wydobył. Wiedziała, że nie mają wiele czasu, że najpierw musi poświęcić go na przesłuchanie baroneta poddanego działaniu eliksiru. Nie wiedząc kiedy to minie, Cornelius chciał aby mężczyzna zapamiętał jego twarde stanowisko, poczuł strach, który przypomni sobie nawet, jeśli Deirdre ściągnie z niego Imperiusa. Teraz był im posłuszny, ale potrzebują go trzeźwego, potrzebują jego sekretów - i nawet jeśli Cornelius planował dla członków organizacji pokazową egzekucję (a planował), nie zdradzał się z tym na razie, chcąc przekonać baroneta do współpracy.

perswazja III



Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Warren Lodge Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Warren Lodge
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach