Wydarzenia


Ekipa forum
Opuszczony port, Hartshill
AutorWiadomość
Opuszczony port, Hartshill [odnośnik]05.09.21 1:03
First topic message reminder :

Opuszczony port

Łączący cztery kanały port stanowił główną gałąź gospodarczą Hartshill, do czasu kiedy jego właścicielami nie została rodzina Adderley. Parając się nielegalnym handlem drogą wodną, po wielu lukratywnych latach zostali przyłapani na gorącym uczynku i tym samym skazani na najwyższą z możliwych kar. Strat wizerunkowych oraz finansowych nigdy nie udało się naprawić, na skutek czego port oficjalnie zamknięto w 1924r.
Odkąd wojna rozlała się po angielskich ziemiach coraz częściej można było spotkać zacumowane przy brzegu łodzie, a w oknach okolicznego baru światło przestało gasnąć.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Opuszczony port, Hartshill - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Opuszczony port, Hartshill [odnośnik]27.10.21 14:10
Wszystko rozegrało się bardzo szybko. Trójka czarodziejów, którzy mieli załadować towary na łodzie, aby je stąd zabrać, bardzo prędko pękła pod naporem Rycerzy Walpurgii. Sigrun była zadowolona z podobnego obrotu spraw; błyski rzucanych zaklęć, ewentualne wrzaski mogły sprowadzić im na głowę ich towarzyszy, kolaborantów, ich zaś była jedynie trójka. Mimo że była pewna swej mocy i siły czarów, to w obliczu dużej przewagi liczebnej mogliby mieć problem. Rita i Hannibal musieli podzielać to zdanie, nie cackali się z nimi, sięgając od razu po czary silne i brutalne. Nieznajoma kobieta w dół runęła pierwsza; zaklęcie Sigrun rozerwało wnętrzności jej towarzysza, zaś lodowe sople wyczarowane przez Runcorn wbiły się w plecy ostatniego z rebeliantów niczym nóż w miękkie masło. Krew spłynęła na brudny śnieg, zabarwiając go na czerwono, część topiąc swym ciepłem. Rookwood zdołała to ukryć, opuszczając na tę część portu barierę niewidzialności, długą na co najmniej kilkanaście metrów. Na jej pełne usta wychynął uśmiech, kiedy martwe ciała rebeliantów runęły w dół, pchnięte przez Rycerzy Walpurgii. Runcorn na samym poczatku wyczarowała dla nich grób.
Śmierciożerczyni zbliżyła się do brunetki, wchodząc na pomost, gdzie rebelianci pozostawili towary; na całe szczęście nie zdążyli ich zniszczyć, woląc to, niż żeby trafiły w ręce wroga. Będą mogli je zabrać. Obejrzała się w kierunku, w który Rita próbowała posłać promień Drętwoty, nic jednak nie zdołała dostrzec.
- Dobrze. Nie wiadomo kiedy się przydadzą - odparła na jej słowa, nawiązujące do listu, gdzie napisała o konieczności odkurzenia wiedzy z transmutacji. Nawet teraz okazywała się potrzebna, jeśli zamierzali zabrać stąd załadunek. Ricie udało się zaczarować skrzynie, aby były lekkie. Sigrun uniosła różdżkę, by je pomniejszyć. - Reducio... Reducio... - mówiła; jedna ze skrzyń zrobiła się tak mała, że mogłaby ją spokojnie włożyć do torby. Z drugą miała jednak problem. [url=https://www.morsmordre.net/t10643p570-rzuty-koscia-v#326895]Kolejna próba spełzła na niczym, dała sobie zatem spokój, zaciskając usta w wąską kreskę i nie komentując tego w żaden sposób. Odwróciła się w stronę Hannibala. - Przypilnuje. Przenieś go gdzieś i stój na czatach. My pójdziemy do baru. Gdyby ktoś się zbliżył, to zabij - poleciła swemu krewnemu. Musieli się rozdzielić. Hannibal miał zaś przy sobie psy, które słuchały wyłącznie jego, decyzja wydawała się wręcz oczywista.
Uporawszy się z rebeliantami próbującymi ochronić załadunek Sigrun zaczęła wycofywać się z pomostu, aby ruszyć razem z Ritą w stronę baru, gdzie goście, wciąż nieświadomi tego co działo się na zewnątrz, mieli stać się świadkiem surowej kary dla rebeliantów.
- Właściciel baru musiał wiedzieć o tym, co się tu dzieje, nie powiedział nic, więc ukarzemy go surowo na oczach wszystkich. Tak, aby nauczka stała się przestrogą dla wszystkich - zdecydowała Rookwood, odpowiadając na wątpliwości Rity, w jej głosie zabrzmiała zaś wyraźnie groźba i satysfakcja.
Stanąwszy przed drzwiami baru machnęła różdżką, aby zdjąć z budynku wcześniej rzucone Incarcerare. Nie było potrzeby, by dalej więzić tu gości. Same musiały zresztą mieć możliwość stąd wyjść. Sigrun zsunęła z głowy kaptur, odsłaniając twarz, do środka wkroczyła niczym kolejny gość; uczyniła to jednak krokiem tak pewnym, w ręku zaś miała uniesioną różdżkę, na twarzy zasępioną minę, że przyciągnęła do siebie większość spojrzeń.
- Adolebitque - wyrzekła z mocą, bez zwłoki i zawahania celując w barmana za szynkwasem, by nie dać mu czasu na reakcję. - Ponoć wiedziałeś o spiskach przeciwko Anglii i Czarnemu Panu, pozwoliłeś na nie. Wiesz co za to grozi? - odezwała się zaraz po tym, czyniąc kilka kroków do przodu; miała nadzieję, że Rita w razie potrzeby odpowiednio zareaguje.


EM: 22/50, pż: 212/212


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Opuszczony port, Hartshill [odnośnik]27.10.21 14:10
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 1

--------------------------------

#2 'k10' : 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Opuszczony port, Hartshill - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Opuszczony port, Hartshill [odnośnik]28.10.21 1:38
Wejście Sigrun, a także jej groźna i pewna siebie mina sprawiła, że wielu barowych gości skupiło na niej swą uwagę. Niektórymi kierowała ciekawość, innymi zawładnęła niepewność i swego rodzaju obawa, którą wzmagały niepewne czasy oraz wyciągnięta różdżka. Głośne rozmowy zmieniły się w wymieniane szeptem uwagi i spostrzeżenia, kiedy to celem spojrzeń stał się niewielki kontuar. Wszyscy zdawali się oczekiwać rozwoju wydarzeń, podobnie jak pracownik lokalu, którego mina daleka była od radosnej i pozbawionej wszelkich zmartwień. Tętno mężczyzny znacznie przyspieszyło, jego oddech stał się płytszy, a gonitwa myśli i przypuszczeń uniemożliwiała zachowanie niewzruszonej postawy. Drżącą dłonią odstawił szkło w celu chwycenia drewna i wtem jego uszu doszła przeraźliwa inkantacja, której niedomiar złego nie znał. Zdążył jedynie zamknąć oczy, jakoby przygotowując się na najgorsze, lecz ból nie nadszedł, podobnie jak odpowiedź na zadane przez kobietę pytanie.
Zła trajektoria ruchu różdżką kosztowała Śmierciożerczynię niezwykle wiele. Wpierw poczuła, jak jej ciało zaczyna potwornie parzyć, a dopiero po chwili dostrzegła oplatający łańcuch począwszy od stóp, aż do samych ramion. Jakikolwiek ruch przynosił ogromne cierpienie. Smród palonej skóry wypełnił bar; gro gości opuściło jego ściany nie chcąc uczestniczyć w zwadzie, zaś pozostali sięgnęli po różdżki i wycofali się w kierunku drzwi. Napięta atmosfera zdawała się gęstnieć z każdą sekundą, mimo że to Sigrun skończyła we własnej pułapce. -Wy-wynoś się stąd- wychrypiał mężczyzna, który skierował własną różdżkę w jej kierunku. Element zaskoczenia nie zadziałał, zdobył przewagę.
Po chwili efekt czarnej magii zniknął, lecz pozostawił po sobie ból i podłużną bliznę po poparzeniu w okolicy obojczyka.

Mistrz gry NIE KONTYNUUJE Z WAMI ROZGRYWKI. Sigrun otrzymuje 30 obrażeń od poparzeń oraz pamiątkę w postaci blizny.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Opuszczony port, Hartshill - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Opuszczony port, Hartshill [odnośnik]28.10.21 11:18
Zmierzając w stronę baru, nie spodziewałam, że sprawy potoczą się źle. Właściwie to byłam przekonana o tym, że czuwa nad nami coś dobrego, coś, co wyraźnie skanduje, że zwycięstwo jest nasze. Szybko skończony pojedynek z trzema zdrajcami krwi jedynie napawał optymizmem, gdy teraz naszym celem miało stać się przykładowe ukaranie zdrajców. Sigrun miała rację. Właściciel baru musiał wiedzieć, co tutaj się dzieje, zapewne popierał działania rebelianckie, albo został przekupiony. W obydwu przypadkach zawinił i musiał ponieść konsekwencje. Wszystko miało odbyć się publicznie, aby gawiedź widziała, jakie są skutki podobnych działań, nawet jeśli teren nie należał jeszcze do Rycerzy Walpurgii. Kiwnęłam głową na postanowienie śmierciożerczyni, następnie podążając u jej boku w stronę baru. Oddychałam głęboko, zbierając w sobie siły na atak. Nie lubiłam odsłaniać swojej twarzy, zdecydowanie lepiej czułam się w ataku z zaskoczenia, w przemykaniu i skradaniu. Na głowie miałam kaptur i nie ściągnęłam go jak moja towarzyszka, stojąc pół kroku za nią, różdżką celując we właściciela tego miejsca, obserwowałam otoczenie. Ludzie wydawali się być przerażeni, część zaczęła uciekać, wiedzieli przecież, co się szykuję. Takie momenty jak ten dawały niezwykłą moc, chyba rozumiałam, czemu niektórzy czarodzieje ich potrzebują. O ile pojedynki jeden na jeden miały swoje zalety, tak tutaj była publiczność. Ja wolałam pozostać w cieniu, ale w tym konkretnym momencie cieszyłam się, że jestem, chociaż elementem tła, który sprowadzi na tego zdrajcę śmierć. Sigrun rzuciła czarnomagiczne zaklęcie, ale chociaż spodziewałam się, że trafi w cel, tak stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Rozgrzany łańcuch oplótł jej ciało. Ten sam który kierowała na tamtego czarodzieja, teraz stał się jej pułapką. Nie miałam jak zareagować. Chwycić go? Spaliłabym się sama. Nie byłam na tyle potężna, aby rzucać nieroztropnie Finite. Smród palonej skóry uniósł się w powietrzu, zapach odurzał. Czułam go już wcześniej, ale nigdy tak blisko mnie, nigdy w wyniku czarnej magii, nigdy na moim sojuszniku. Nie opuściłam różdżki, gotowa rzucić się do gardła karczmarzowi, o ile to z jego winy zadziała się krzywda Rookwood. Na szczęście łańcuch zniknął, a powietrzu została jedynie niepewność i potworne przerażenie większości gości. Główny obiekt naszej zemsty celował jednak różdżką w naszą stronę, każąc się wynosić. Przez moją głowę przeszły scenariusze. Mogłam udawać, że wcale nie jestem z nią i podstępem zaatakować ich wszystkich, ale do tego musiałabym wykorzystać również atak na Sigrun. Gdyby była w kiepskim stanie, tak pewnie bym zrobiła, upozorowała ogłuszenie jej i atak, ale Rookwood daleko było jeszcze do momentu, w którym mogłabym nazwać ją słabą. Wiem, że chciała walczyć i byłam więcej niż pewna, że jest w stanie zrobić to lepiej niż ja. Nie miałam zamiaru też chować się za jej osobą i korzystać z niej jak z żywej tarczy. Na sekundę przygryzłam dolną wargę w szybkiej kalkulacji problemu, aż w końcu wypuściłam powietrze z płuc.
NIC nikomu się nie stanie, jeśli pozostaniecie na swoich miejscach — powiedziałam, choć wcale nie byłam tego pewna. Drobne kłamstwo chyba nie zaszkodzi, prawda? — Karę poniesiesz tylko ty — wycelowałam w karczmarza. Nie chciałam, aby inni nas atakowali. Mieli być publicznością, nie uczestnikami zabawy. — Finpulsio — inkantowałam, szczerze ufając swojej różdżce i licząc na to, że kupię nam odrobinę czasu.

wracamy do szafki na chwilę... mam nadzieję, że bez mg...
Rita Runcorn
Rita Runcorn
Zawód : wiedźmi strażnik, szpieg
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
different eyes see
different things
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9622-rita-runcorn https://www.morsmordre.net/t9822-raido#297856 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f367-borough-of-enfield-chase-side-21 https://www.morsmordre.net/t9823-skrytka-bankowa-nr-2203 https://www.morsmordre.net/t9824-rita-runcorn#297859
Re: Opuszczony port, Hartshill [odnośnik]28.10.21 11:18
The member 'Rita Runcorn' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 37

--------------------------------

#2 'k8' : 1, 5, 6, 2, 4, 5
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Opuszczony port, Hartshill - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Opuszczony port, Hartshill [odnośnik]28.10.21 12:36
Zawsze sądziła, że ma coś w rodzaju szóstego zmysłu, bardzo dobry instynkt łowcy, podpowiadający co może pójść nie tak; dlatego mimo podejmowania ryzyka, niejednokrotnie dość lekkomyślnie, wychodziła z każdej opresji. Z mniejszym lub większym szwankiem, ale zawsze. Wydawało jej się, że potrafi przewidzieć ruch przeciwnika, to co mogło pójść nie tak. Dzięki temu wciąż żyła, wciąż miała się dobrze i nabierała pewności siebie, własnych umiejętności i pewności, że z każdej opresji zdoła się wykaraskać. To czyniło ją wręcz arogancką i tu znów tkwił błąd Rookwood. Do baru wpadła niemal jak burza. Pewna siebie, z posępną miną, absolutnie pewna, że nic im już nie przeszkodzi. Ładunek został odbity i zabezpieczony. Strzegł go Hannibal. Wystarczyło tylko, jeśli dadzą tutejszemu barmanowi nauczkę, ukarzą go publicznie tak, aby wieści o tym co grozi za sprzeciw wobec Czarnego Pana i jego rządom za każdym razem skończy się źle.
Przeczucie jednak zmyliło Sigrun. Wszystko poszło zupełnie nie tak i tego nie przewidziała.
Ledwie z pełnych ust blondynki padły słowa groźby, których nie rzucała wszak na wiatr, ledwie z cisowego drewna wyrwał się promień zaklęcia, to wszystko obróciło się przeciwko Śmierciożerczyni. Ktoś wstał, zaczął się buntować, stawać w obronie barmana; promień zaklęcia zaś, zamiast trafić jego, z jakiejś przyczyny zmienił trajektorię lotu, a palący łańcuch zamiast zdrajcy oplótł wiedźmę. Sigrun czuła zaskoczenie jak mało kiedy. Na bladej twarzy pojawiła się wściekłość. Zaczęła się mocno szarpać, próbując wyrwać spod działania własnego zaklęcia; nawet nie patrzyła na reakcje innych, doskonale świadoma tego, że teraz mogą zareagować kpiącym śmiechem - nie słyszała ich jeszcze, domyślała się jednak co się dzieje w ich głowach.
Łańcuch zniknął szybciej, niż się obawiała; ból jednak pozostał, szczególnie w okolicach obojczyka, gdzie łańcuch przylegał do skóry najmocniej. Głośno wciągnęła powietrze w płuca i znów poderwała różdżkę do góry. Rita starała się przemówić do rozsądku nielicznym gościom baru w opuszczonym porcie, lepiej dla nich, aby jej posłuchali.
- Nie omieszkam, gdy tylko z tobą skończę - warknęła wściekle Sigrun. Straciła panowanie nad nerwami przez swój błąd, poniżenie jakiego doznała na oczach wszystkich. Znów wymierzyła różdżką w barmana - nie zamierzała mu odpuścić. - Sectumsempra - warknęła.

też idę do szafki, obniżone ST o 5


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Opuszczony port, Hartshill [odnośnik]28.10.21 12:36
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 72

--------------------------------

#2 'k10' : 8

--------------------------------

#3 'k8' : 4, 2, 1, 2, 7, 4, 3, 8, 6, 6, 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Opuszczony port, Hartshill - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Opuszczony port, Hartshill [odnośnik]28.10.21 16:25
wróciłyśmy z szafki

Świsnęło ledwie parę zaklęć. Obrona, jaką usiłował stosować barman, nie wyszła mu. Widziałam przerażony wzrok ludzi i chociaż nie lubiłam tego robić, tak teraz wdzięczna byłam samej sobie, że mówiłam do nich. Nie zostałyśmy zaatakowane, ale myślę, że gdyby pojedynek trwał dłużej, a goście uznaliby, że on ma jakieś szanse, mogliby go wesprzeć. Teraz jednak zakrwawiony, obity i martwy leżał za barem i jedynie strużka krwi po czarnomagicznym zaklęciu zmierzała w dół parkietu, ukazując krzywiznę podłogi i przechylenie jej. Oddychałam głęboko, chciałam upewnić się, że nic nie jest mojej towarzyszce, ale nie zamierzałam odkrywać żadnej słabości, która mogłaby ją dotknąć, nie przy tych ludziach. Rzuciłam więc tylko spojrzeniem, a następnie upewniłam się, że kaptur mam zarzucony na głowę, tak, że na pierwszy rzut oka nie było dokładnie widać mojej twarzy. Z doświadczenia zaś wiedziałam, że człowiek w stresie, którego przecież goście tego lokalu doświadczyli, zachowuje się inaczej, nie zapamiętuje tylu faktów. Niektórym oczywiście zmysły wyostrzają się, ale w teorii nie powinnam i nie chciałam się tym tu dzisiaj przejmować.
Ten człowiek chciał sprowadzić w ten port plagę — mówiłam spokojnie, zwracając się bezpośrednio do gości tego miejsca. — Statki, które tu cumowały, zostały skradzione potrzebującym z domów pomocy. Ten człowiek handlował z Haroldem Longbottomem! Najpierw dopuszczał, aby cumowały tu ingrediencje, a potem mieli tu cumować poszukiwani ludzie. To piękne miasto miało się rozwijać, a on chciał tu zrobić obóz rebeliantów i na zawsze pogrążyć Warwickshire w konflikcie — zacmokałam parę razy, dość niezadowolona i poruszona. Kłamałam, bo nie miałam pojęcia czy on w ogóle wiedział, kim były szlamy broniące statku stojącego w zamarzniętym porcie, ale dobrze łgałam, powinno poskutkować. Byłyśmy bohaterkami, które dodatkowo przysłużyły się całej społeczności i jeszcze nie oczekiwałyśmy podziękowań.
Gdy Sigrun skończyła swoje słowa, mogłyśmy opuścić ten przybytek. Zbliżając się do łodzi z zaopatrzeniem, nie wspominałam o ranie towarzyszki i o tym co się jej przytrafiło. — Reducio, Reducio — wypowiedziałam, wskazując na skrzynie, które miałyśmy stąd przetransportować. Razem byłyśmy w drużynie quidditcha jeszcze w Hogwarcie, teleportacja z podobnym ładunkiem była trudna, ale na szczęście udało nam się zmniejszyć jego wagę oraz wielkość. Przywiązanie ich do mioteł i mozolna podróż była teraz najbardziej sensownym rozwiązaniem. Do Londynu wcale nie było daleko, a ja nie zostałam ranna, miałam siłę, ale sądziłam, że powinnyśmy się pospieszyć. — Sprawdźmy zawartość w bezpiecznym miejscu — powiedziałam spokojnie, przymierzając się, aby wsiąść na miotłę i odlecieć z tego miejsca razem z najcenniejszym ładunkiem. Spojrzeniem powiodłam jeszcze do dołu, w którym leżeli buntownicy, wcześniej gotowi bronić zaopatrzenia, albo zatopić go, nawet jeśli coś pójdzie nie po ich myśli. Mieliśmy dużo szczęścia, tylko głupiec by się nie zgodził. Dzisiaj pierwszy raz czar lamino glacio rozerwał plecy buntownika, nigdy wcześniej nie zrobiłam tego, a jednak dzisiaj się udało. Nie czułam dumy, czułam prawidłowość tego rozwiązania.

Rita: em: 20/50, pż: 222/222, rzuty
Rita Runcorn
Rita Runcorn
Zawód : wiedźmi strażnik, szpieg
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
different eyes see
different things
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9622-rita-runcorn https://www.morsmordre.net/t9822-raido#297856 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f367-borough-of-enfield-chase-side-21 https://www.morsmordre.net/t9823-skrytka-bankowa-nr-2203 https://www.morsmordre.net/t9824-rita-runcorn#297859
Re: Opuszczony port, Hartshill [odnośnik]28.10.21 18:30
Ślady po poparzeniach, które zagwarantowała sobie sama niepoprawnie rzuconym Adolebitque, wciąż mocno piekły. Łańcuch był rozgrzany do czerwoności czarną magią, będzie musiała to zaleczyć, opatrzyć, kiedy powróci do Harrogate. A może jednak powinna rozważyć zmianę kierunku i podróż do Londynu, aby odwiedzić Cassandrę. Ślad na obojczyku piekł tak mocno, że zaczęła obawiać się blizny. Czuła, że pod szatą skóra jest mocno zraniona. Zdecydowanie bardziej bolała jednak urażona duma Sigrun; wszystko to miało wyglądać zupełnie inaczej, bardziej efektownie, tymczasem czuła, że zawiodła samą siebie. Porażce, jak zwykle zresztą, nie dała się zbić z pantałyku. Robiła dobrą minę do złej gry. A właściwie wściekłą minę. Gniew spotęgował siłę kolejnych czarów Śmierciożerczyni. Sectumsempra oraz Ictucosio okazały się tak mocne i silne, że barman nie był w stanie się przed nimi obronić. Pierwszy z czarów naznaczył jego wątłą klatkę piersiową głębokimi ranami, z których trysnęła krew; drugie zaś zmiażdżyło żebra w okolicach serca, wgniotło je w nie, może nawet odłamek kości wbił się w mięsień pompujący krew. Wysoce prawdopodobne, barman bowiem osunął się na ziemię pozbawiony przytomności; nawet jeśli jeszcze żył, to nie otrzymawszy pilnej pomocy uzdrowiciela, który zatamowałby krwawienie nie miał szans na przeżycie.
- Każdy kto popełni ten sam błąd skończy tak samo. Rozumiemy się? - powiedziała Sigrun, a właściwie wrzasnęła wściekłym tonem, powiódłszy spojrzeniem po gościach baru. Różdżkę cały czas trzymała uniesioną, na wypadek, gdyby ktoś jeszcze zdecydował się im sprzeciwić. - Jedynie posłuszeństwo Czarnemu Panu prowadzi do spokoju i zgody. Nie bądźcie głupcami. Nie opowiadajcie się po przegranej stronie tych, którzy pragną wyniszczenia czarodziejów, którzy bronią brudnych mugoli zagrażających naszemu światu - zagrzmiała. Ile jeszcze razy mieli to powtarzać? Kiedy to do dotrze do tych zakutych łbów?
Ostatecznie wycofały się z Ritą z baru. Zamordowany barman powinien posłużyć za wystarczająca nauczkę na pozostałych. Przynajmniej na początek. Jeśli dotrą do nich wieści, że nie zaprzestano tu podobnych praktyk, będą musieli powrócić i sięgnąć po znacznie surowsze kary.
Na tę chwilę czarownice powróciły jednak do czekającego na nie Hannibala, strzegącego załadunku; obolała Rookwood pozwoliła się zająć pomniejszeniem skrzyń Ricie, skinęła tez głową na jej propozycję, aby sprawdziły ich zawartość później. Dwie ze skrzyń zapakowała do swojej, zaczarowanej torby, która mieściła znacznie więcej, niż pozornie mogła. Dzięki wcześniejszym czarom Runcorn załadunek ważył tyle, co nic; mogła więc bez problemu wsiąść na miotłę i wraz z pozostałą dwójką Rycerzy Walpurgii poszybować w stronę Londynu, na Nokturn, gdzie mogły bezpiecznie sprawdzić załadunek. Sigrun zaś udała się do lecznicy, aby opatrzeć rany - które po raz wtóry zadała sobie sama.

zt wszyscy


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Opuszczony port, Hartshill [odnośnik]24.02.22 0:02
Masakra wstrząsnęła przesiadującymi w starym, rzekomo zamkniętym barze, handlarzami, którzy zaraz po odejściu Rycerzy Walpurgii wsiedli na swe łodzie i odpłynęli pozostawiając truchła oraz zapach śmierci za sobą. Nie potrzebowali zwady, nie czuli się w obowiązku drżenia o własne życie, tym bardziej że w Anglii nie brakowało chętnych na ich towary.
Wznowiony, choć w tajemnicy, morski szlak ponownie stał się przeszłością i już nikt nie czerpał z niego żadnych korzyści.

Mistrz Gry nie kontynuuje z rozgrywki
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Opuszczony port, Hartshill - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Opuszczony port, Hartshill [odnośnik]15.03.23 22:50
18 lipca
Miejscowa jadłodajnia rozchylała swe obdrapane, sękate wrota już od wczesnych godzin porannych, serwując rozwodnioną kawę, gorzką herbatę, kawałki razowego chleba, smarowane domowym masłem, podawane z sezonowymi, ziemnymi warzywami. Zapraszała, a wręcz zachęcała ogrom zbłąkanych wędrowców, wytrwałych rybaków oraz nietypowych podróżników. Wzmożony ruch, pojawiał się, już w początkowej fazie. Ich pojedyncze, rozchybotane łodzie, cumowały przy drewnianym pomoście, rozbujane przez delikatne podmuchy portowego wiatru oraz minimalny ruch falującej, morskiej wody. Niebieskawa toń, odbijała rozbłysk jaśniejącego promienia, tworząc rozmigotaną powłokę. W tej jednej chwili, podczas rytuału zachodzącego słońca, przyjmowała barwę rozwścieczonego wulkanu, podkreśloną subtelnym różem i nierozpoznanym fioletem. Gorejąca kula, chowała się za cienką linią horyzontu, zabierając ze sobą, wykańczające, rekordowe amplitudy. Przyjemny, letni wieczór, w leniwym, mozolnym tempie, rozciągał się na rozległych terenach Warwickshire, zapraszając do skorzystania z nadchodzących atrakcji. Działające, miastowe lampy, rozbłysły w akompaniamencie ów zjawiska, dodając odpowiedniego klimatu. Opustoszała okolica, dość specyficznego miasta, zachęcała; w tej jednej, wyjątkowej chwili, odżyła na nowo, zapraszając wzmożonym gwarem intersujących rozmów, przeciągłych śmiechów, stukotem szkła, wypełnionego mocniejszym bursztynowym trunkiem. Ludzie poczuli się swobodniej. Zawieszenie broni, motywowane przygotowaniem do wyjątkowego święta, wznieciło nową nadzieję. Słowa pełne sprzeczności, przewijały się przez nawiedzane okolice. On sam nie ulegał wpływom, znając faktyczny stan prezentowanej rzeczywistości, przesyconej ministerialną propagandą.
Wizyta u Pani Chestner – znamienitej, niezwykle doświadczonej zielarki, zabrała dodatkowe godziny, na pozór cennego czasu. Krążąc między strzelistymi cieplarniami, przepadł w ogromie hodowlanych roślin, jak i magibotanicznych okazów, zachwycających swym orientalnym pochodzeniem, niepodważalną zdrowotnością, nietypowym kształtem, czy wyjątkową barwą. Z szeroko rozwartym błękitem, chłonął ten niesamowity ład, systematyczny porządek wprowadzony przez zaangażowaną właścicielką. Nie potrafił wyrazić nieprawdopodobnego podziwu, dla skomplikowanego ekosystemu, nowatorskich rozwiązań, zapewniających odpowiednie nawodnienie, nasłonecznienie i sztuczny mikroklimat. Pytania, same wysypywały się z jego ust, a drżące dłonie, nie nadążały nad zapisywaniem zdobytych informacji. Dlatego też, w pośpiechu, biegał za niewysoką kobietą w grubych okularach, tańcząca, między ciasnymi rzędami. Opowiadała w przyspieszonym tempie, zaskakując podzielnością uwagi, pilnując każdego szczegółu rozrosłego biznesu. Wyciągała sadzonki, pokazywała nasiona, omawiała rośliny, dotykając liści, czy strzelistych łodyg. Finalnie, odprawiła go z kilkoma niesamowitymi zdobyczami, ogromem wiedzy, którą musiał usystematyzować, rozpisać na kartkach starego, wysłużonego notatnika. To właśnie takie dni, pozwalały na niewinne zapomnienie, ucieczkę od problemów, które dobijały się do wrażliwej podświadomości. Drapały skórę, drażniły wnętrze, szeptały w odpowiednich komorach, znając rozpraszające zaklęcia. Dlatego też, wchodząc do wnętrza portowego baru, zatrzymał się na moment, potrząsając głową – strzepując nagromadzony nadmiar, pragnący wytrącić z równowagi. Ciemne, skręcone kosmyki, kleiły się do czoła, a pognieciona koszula, przywierała do zmęczonego ciała. Zapewne przyciągał wzrok nieproszonych gapiów, podchmielonych pszenicznym piwem, domowym spirytusem i diablim zielem, którego specyficzna woń, unosiła się w zasolonym powietrzu. Skórzana torba, przewieszona przez prawe ramię, skrywała lniane woreczki, pełne różnorodnych nasion. Jego dłonie oraz silne przedramiona, przytrzymywały dorodne doniczki, z okazem białej szałwii oraz wielobarwnej funkii. Przed zajęciem dogodnego miejsca, poprosił o kubek gorącej wody, podawanej do stolika. Wybrał ten najodleglejszy, najmniejszy, ukryty w niedoświetlonym kącie. Z głębokim, ciężkim westchnieniem, opadł na niepewne siedzisko, odstawiając zgromadzony asortyment. Na porysowanym stole, pojawiło się kilka, niezbędnych przedmiotów: notatnik wraz z zapasem ogryzionych ołówków, woreczek z podręcznymi, pobudzającymi ziołami, które natychmiast, znalazły się w przyniesionej czarce. Srebrny pojemnik, skrywający własnoręcznie skręcony tytoń. Niczym w rytuale, powolnym ruchem, sięgnął po jeden z papierosów, wkładając go między spierzchnięte wargi, podpalając zgrabnym pstryknięciem długich palców. Szarawy dym, charakterystyczny ziołowy zapach, wypełnił ów mistyczny zaułek, ukrywając nietutejszą osobistość. Intruza. On sam, delektując się ów ulotną chwilą, odchylił głowę i oparł ją o zagłówek krzesła. Dopiero po kilku, głębokich zaciągnięciach, zdobył się do spojrzenia na zapiski – pochylił się nad przekrzywionymi linijkami, rozpoczynając rozszyfrowywanie informacji, skonfrontowanych z obrazową pamięcią. Nigdzie się nie spieszył. Miał przecież czas.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Opuszczony port, Hartshill [odnośnik]04.04.23 16:02
Zamykając drzwi Sali Śmierci w Departamencie Tajemnic nie kończył swojej pracy. Obowiązki wzywały go do wielu miejsc i wielu problemów, którym teraz w trakcie zawieszenia broni mógł poświęcić więcej czasu. Nie miał w codzienności wolnych chwil, bo każdą, która nie wymagała konkretnych działań poświęcał na zapoznawanie się z sytuacją w hrabstwie. Musiał to robić prędko, łapać byka za rogi, opanowując pozostały na będących pod jego opieką ziemiach chaos. Podchodził do tego bardzo poważnie, choć wiedział, że lata bez czarodziejów sprawujących władze tutaj nie doprowadziły tego miejsca do ruiny, ale mugolskie organizacje, które polowały na czarodziejów wywołały zamęt, popłoch i wzbudziły w wielu ludziach strach. Jego rola była tu inna niż w hrabstwach innych lordów, gdzie prowadził typowo wojenne działania. Tutaj wiele było do naprawienia, ludzie potrzebowali opieki i ochrony, a on — nie z dobroci serca, jak próbował okazać Primrose, a chęci zdobycia ich poparcia — musiał zapewnić im bezpieczeństwo i przywrócić ład. Do tego potrzebował znajomości. Poszerzał siatkę kontaktów w okolicy tak jak swoją własną wiedzę. Opasłe tomy o zarządzaniu i finansach tkwiły w stosiku na jego biurku w nowym domu i choć spędzał nad nimi bezsenne noce, zawierały ogólne prawa, reguły — ważne dla pojęcia pewnych mechanizmów— ale jednocześnie nie dające od razu odpowiedzi. Te, podobnie jak rozwiązania musiał na ich podstawie zorganizować sam. Cyfry zawsze były mu bliskie, bliższe niż słowa; język liczbowy przemawiał do niego szybciej, ale to, co musiał pojąć to nie były tylko cyfry w księgach, jakie wydostał z ratusza, ale też pojęcia, które niewiele mu mówiły. Wzory wyglądały na łatwe, ale pojęcie procesów dostosowawczych w zależności od okresu, równowaga rynkowa, czy pojęcie redystrybucji dochodów brzmiały jak coś, co wymagało wprawy i praktyki, nie spamiętania definicji. Arsentiy miał okazać się pomocą, której potrzebował, ale był człowiekiem o ograniczonym zaufaniu — by mieć władzę potrzebował wiedzy niezbędnej do prawidłowej weryfikacji efektów. Pozycje warte uwagi otrzymał od Tristana, którego doświadczenie wskazywało i jemu kierunek działań. Nie chcąc zbyt długo nadwyrężać jego dobroci, a przede wszystkim okazywać braków w dziedzinie, którą winien przyswoić jako namiestnik, samodzielnie zagłębiał się w arkanach ekonomii, coraz rzadziej prosząc go o radę. Poszukiwał też ludzi, którzy mogli go czegoś nauczyć, mniej oczywistych, tkwiących głęboko w działalnościach na terenie hrabstwa. Rozmawiał z czarodziejami związanymi z górnictwem, pragnąc poznać szczegóły, dane i zasady funkcjonowania kopalni, które okazały się olbrzymią gałęzią produkcyjną Warwickshire, poznawał rolników i rzemieślników, którzy chętnie opowiadali mu o problemach i szansach tego, czym się zajmowali, słabych i mocnych stronach tych ziem, ale też podejmował tematy zarządzania w skali lokalnych, rodzinnych biznesów. Lubił się obracać w towarzystwie osób mających coś do zaoferowania, chłonął ich wiedzę. Pośród rozszerzających się stopniowo znajomości w hrabstwie, wyłapywał cenniejszych informatorów, bo umiejętność ogarnięcia tego wszystkiego wymagała poznania olbrzymiej ilości dziedzin, które nigdy dotąd nawet przez chwilę nie zajmowały jego uwagi.
Tego wieczoru, w barze znajdującym się przy zamkniętym porcie miał spotkanie — nie takie, do których przywykł w Londynie, z badaczami, politykami, ludźmi wielkiego świata, a z czarodziejem, kupcem zajmującym się handlem i transportem głównie mięsa. Problem z dostawami żywności dotykał Warwickshire tak samo jak większość miejsc w kraju, wojna oszczędzała tylko najbogatszych. Siedział i słuchał o jego problemach. Miał długi język i choć nie mógł poszczycić się tytułami i karierą, miał olbrzymie doświadczenie. Życiowe, ekonomiczne; znał te tereny jak własną kieszeń. To od niego dowiedział się w jakich miejscach rzeka Avon wylewała najczęściej podczas ulewnych deszczy i które rejony dotknęła już tej wiosny susza. Opowiadał mu też o ludziach, ich obawach, bolączkach — o tym kto, co mógł wiedzieć i na kogo należało uważać. Słuchał więc, wyciągając z tej prostej rozmowy to, co potrzebował wiedzieć, a z każdym kolejnym stawianym przed mężczyzną kuflem trudniej mu było go zrozumieć, ale wiedział co coraz więcej.
Pożegnał go z uśmiechem, przy jego stanie nie musząc już okazywać nadmiernej uprzejmości i spojrzał na kieszonkowy zegarek, sprawdzając czas — był umówiony z Drew, ale zakładał, że nim się tu zjawi minie jeszcze chwila. Wyciągnął z kieszeni papierośnicę, założył wygodnie nogę na nogę i odpalił delektując się czasem i chwilą spokoju, których mu brakowało — szczególnie ostatnio. Oczekując na przyjaciela, z którym chciał omówić sprawy związane z hrabstwami, rozglądał się po ludziach. Bar był pełny, w ostatnich tygodniach wieczorami trudno tu było znaleźć wolny stolik, głównie zapełniony przez czarodziejów. Jeśli wśród nich byli mugole nie dawali po sobie tego poznać, zapewne zdając sobie sprawę, że niedaleko stąd, w Warwick — wszyscy uciekli. W kącie dostrzegł postać, która starała się pozostać anonimowa, sprawiać wrażenie nieciekawej byle tylko zachować spokój i samotność. Znał to dobrze, podobnie jak twarz, którą rozpoznał po dłuższej chwili. Zebrał się, opuszczając własny stolik i podszedł do niego, zajmując miejsce przy zacienionym stoliku bez pytania o zgodę.
— Łatwiej byłoby ci to przeczytać, gdybyś odpalił świecę — odezwał się zamiast powitania, wkładając papierosa do ust. Zaciągnął się nim i mrużąc oczy przyjrzał Rineheartowi. Niegdyś byli gotowi się zrozumieć, wiele ich łączyło, a teraz? — Zawsze byłeś ambitny, ale chyba niepotrzebnie się męczysz w ciemnym kącie, i tak pewnie nikt cię tu nie zna — zauważył, wyciągając papierośnicę, by zaproponować mu wyrób najlepszej jakości. — Dawno się nie widzieliśmy. Co tu robisz?— Spojrzał na doniczki i uniósł brew. — Zakładasz szkółkę?



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Opuszczony port, Hartshill - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Opuszczony port, Hartshill [odnośnik]24.07.23 22:34
Wielozadaniowość, połączona z wydłużoną fazą niekontrolowanego pracoholizmu, stała się, nierozerwalną częścią obecnego żywota. Praca w ruchomym, zmiennym środowisku, wymagała ciągłego i nieustającego zaangażowania. Dlatego też, od wczesnych godzin porannych, spowitych rozproszonym promieniem lekkiego słońca oraz cienką smugą opadającej mgły, wyruszał w teren, realizując szeroką gamę ustalonych zobowiązań. Działając w trybie przyjmowanych zleceń, krążył po odległych miasteczkach, niewielkich wioskach, skrywających wyczekiwanego klienta. Odpowiadał na listy, przybywał z polecenia; jednakże w większości przypadków, wychodził przed szereg – samoistnie. Zwieszenie broni rozsiadłe na terenie porażonym konsekwencjami przeciągniętej, brutalnej wojny, nie wspomagało oczekiwanej, towarowej płynności, powrotu wyspecjalizowanych handlarzy, oczekujących w pobliskich portach. Odczuwał zmniejszoną ilość dostaw, wybrakowanie wyselekcjonowanych produktów. Cenniejsze, roślinne okazy, bywały niedostępne, w absurdalnie zawyżonej cenie, lub w niezadowalającej kondycji. Mierzył się z wzrastającą konkurencją, szukającą towaru i nowych rynków zbytu. Utrudnienie w chwilowym nieposiadaniu stałego domostwa, odcinało od możliwości przechowywania zapasów, zaaranżowania własnej, jakościowej hodowli, ułatwiającej przetrwanie. Niejednokrotnie, przekraczał granicę własnego komfortu, aby poprawić sytuację materialną, zachować płynność finansową, zapracować na oszczędności, wspierające zdobycie starego, lub nowego lokum. Zagłębienie w ogromie obowiązków, było tą idealistyczną odskocznią. Pozwalało na przekonwertowanie skłębionych, rozhulanych myśli, krążących wokół jednej sytuacji, wokół jednej osoby. Mógł na dłuższą chwilę, zapomnieć o niepożądanych, destruktywnych emocjach, wypełniających każdą, wolną przestrzeń, każdą wygospodarowaną chwilę, odpoczynku, wytchnienia, odpocznienia od wszechobecnych przeciwności i zbyt wysokich przeszkód.
Błądząc w arkanach niezbyt usystematyzowanych obowiązków, nie zapominał o uwielbionym procesie poszerzania wiedzy, napływających możliwościach rozwoju, wspierających kwalifikacje, budujących reputację oraz pewniejszą pozycję. Mimo trudu zmaterializowanego w postaci wąskiej, nieergonomicznej przestrzeni, niewielkiego stolika i niedostatecznego światła, starał się nie rezygnować z wczytywania w opasłe tomiszcza, wypożyczane z pobliskich, aktywnych bibliotek. Co jakiś czas, powracał do swych skrupulatnych notatek, aby jeszcze raz pochylić się nad zmyślną klątwą, przestudiować stare manuskrypty, runiczne układy, które w ostatnim czasie, zaskakiwały nawet najbardziej doświadczonych Łamaczy. Zawieszenie w dłuższych, zagranicznych wyprawach, powodowało niechcianą stagnację, zawężenie możliwości wielowymiarowego kształcenia, obcowania z niecodziennymi, interesującymi przypadkami nakładanych przekleństw. Nie potrafił, od tak opuścić tego kraju. Niesiony szeregiem zaprzysiężonych zobowiązań, pozostawał na wyciągnięcie ręki: dla organizacji, dla znajomych, dla najbliższych przyjaciół, dla zaginionej rodziny i utraconej miłości, o którą pragnął jeszcze zawalczyć. Nie wiedząc jak, nie wiedząc kiedy, bazując na odrealnionych marzeniach i niespełnionych potrzebach. Bez zawahania, karmił się fikcyjnymi wyobrażeniami, odwróceniem zaistniałych sytuacji. Lawina niedogodności, musiała zakończyć się właśnie teraz, zatrzymać to powolne szaleństwo, wchodzące między miękkie tkanki, twarde połączenia, drobne kanaliki, stanowiące podstawy ludzkiego organizmu. Dzisiejszy dzień, nie odbiegał od normy – trawiony skrajnymi, wytrącającymi przemyśleniami, przeciążeniem skroni i niekomfortowym bólem ramion, udał się do nietypowego miejsca - zielonego azylu rozsławionej specjalistki, która zgodziła się, przyjąć go wśród swego botanicznego bogactwa. Zezwoliła na szeroką eksplorację, zadawanie pytań, pracę przy wybranych okazach, nabierając wprawy, wyczucia i tak cennej wiedzy. Wsłuchiwał się również w różnorodne, okoliczne historie, gdyż siwowłosa właścicielka, nie stroniła od zagadywania nieznajomych jednostek. Zamieszkałe tereny, przechodziły gwałtowne zmiany. Zapowiedziano transformację pod okiem doświadczonych. Plotki wyrażały się jednogłośnie: nadzieja na lepsze jutro, przebijała się przez charakterystycznie ochrypły, przepalony głos, gdy z wyczuciem i pewną ręką, podcinała dorodne syngonium. Nie zamierzał dociekać: w tamtym momencie, zaoferowany teraźniejszymi okolicznościami, nie przywiązywało historii zbyt szczególnej uwagi. Czyżby popełniał dość wyraźny błąd?
Nie kontrolował przebiegu wymagającego dnia. Czas spędzony u rozsławionej specjalistki, wydłużył się o dobre godziny, wykluczając regularność nawodnienia, przyjęcie pobudzającego posiłku. Myśl o odwiedzeniu pobliskiego, portowego baru, była przypadkowa. Budynek stanął na jego drodze, przywołał myśl o chwili wytchnienia, usystematyzowania wiedzy, rozproszonej w ośrodku ciekawskiego umysłu. Dlatego też, spowolnionym, powłóczystym krokiem, obładowany pokaźną częścią prywatnego ekwipunku, wszedł do zatłoczonego środka, poszukując przestrzennej dogodności. Ustronny stolik o nagannym wyglądzie, wydawał się odpowiedni: oddalony od hałasu, odseparowany od niepożądanych spojrzeń, mieszczący najpotrzebniejsze przedmioty, otwierający szeroki widok, prezentujący okazałość całej, zatłoczonej i zadymionej sali. Praktycznie nie zwracał uwagi na zgromadzonych, zatrzymując się przy wyeksponowanym barze, prosząc o parujący kubek wrzącej wody. Przewijał się między ciasną alejkę ustawionych krzeseł, zahaczając swą skórzaną torbą. Niemalże od razu, zabrał się za analizę niewyraźnych notatek, broszur zabranych od podstarzałej kobiety. Papieros, znalazł się między wąskimi palcami, a brwi marszczyły w niezadowoleniu, gdyż zakręcone, zapisane litery, nie miały większego sensu. Westchnął krótko – chciał sięgnąć po przygotowany wcześniej napar, upić pokaźny łyk, lecz czyjaś nadchodząca obecność, zwróciła jego uwagę. Pozostał statyczny. Nie poczuł niepokoju, obronnego odruchu, każącego sięgnąć po głogową broń, pozostać czujnym, gotowym do natychmiastowego skoku. A ten rozsiadł się – tuż przed nim. Nie pytając o pozwolenie, nie szurając siedziskiem, prezentując dość elegancką nonszalancję. Dym przykrywał część twarzy zadumanego Zielarza, gdy z wyrazistym spokojem, umieścił błękitne spojrzenie na twarzy nieznajomego. Na jego uwydatnionym profilu. Poznał go, dopiero po krótkiej chwili: wpatrując się w charakterystyczne, kanciaste rysy, wyłapując pojedynczy grymas, przypominający dawne czasy spędzone w zimnych murach czarodziejskiej placówki. Rozpoznał także ten głos, utwierdzający w ustaleniu tożsamości niespodziewanego i niespotykanego towarzysza. Instynktownie dopasowywał go do okrężnych opisów, wypowiadanych przez organizacyjnych współpracowników. Czy naprawdę stał się aż tak bezwzględny, bestialski i niebezpieczny? Czy jego dłonie, były splamione krwią niewinnych? Czy faktycznie oddał się przeciwnej idei, poświęcając całego siebie? Kącik ust powędrował do góry, gdy ten odezwał się jako pierwszy, witając trafnym spostrzeżeniem: – Zakładałem, że jesteś o krok do przodu i przy okazji dołączenia do stolika, właśnie mi ją niesiesz. Niestety ta wcześniejsza… – sięgnął po wypalony, woskowy ogryzek, stojący nieopodal i podniósł go dla demonstracji: – Chyba skończyła swój żywot. – zauważył i wzruszył ramionami, odkładając resztkę wybrakowanego ołówka. Prawa dłoń zgasiła palony wcześniej niedopałek, aby po chwili złączyć się z tą drugą i oprzeć o krawędź drewnianego blatu. Skonfrontował spojrzenia. To należące do niego nie ześlizgiwało się z współtowarzysza, nawet na ułamek sekundy. Pozostawał czujny z lekką, niewyczuwalną dozą braku zaufania. Zaśmiał się pod nosem: – Uważasz, że ambicja potrafi popchnąć do bezmyślnych rzeczy, tak? – wyrzucił w odpowiedzi. – Nawet do utraty wzroku. Cóż… Chyba masz rację, zostawię to na później. – zgodził się praktycznie od razu. Zamknął notatnik i odłożył go gdzieś na bok. Sięgnął po zaoferowany tytoń, gdyż wzmożony głód nikotynowy, skręcał wnętrzności, wybudzał nerwowe drżenie, które wolałby zatuszować. Filtr ułożył się między wargami. Podpalając brązową końcówkę, pokiwał głową w enigmatycznym potwierdzeniu. Ile to już lat? Pięć, dziesięć, trzynaście, odkąd mijali się na szkolnych korytarzach? Jak wiele o sobie nie wiedzieli, jak wiele zmieniło się podczas upływającego czasu? – Bardzo dawno. – uściślił, wypuszczając smugę gryzącego dymu. – Może nawet zbyt długo... – stwierdził. – Czasami nad tym wszystkim nie nadążam. – dorzucił retorycznie, swobodnie, unosząc brwi, sprawdzając reakcję. Zaciągnął się odrobinę dłużej, pociągłym ruchem głowy wskazał na przytargane doniczki: – Bawię się w nowoczesnego botanika. – wypowiedział żartobliwe, rozsiadając się na wyprofilowanym oparciu. – Nieopodal portu, swoją posiadłość ma całkiem znana zielarka. Jeśli potrzebujesz oryginalnych okazów do swojego ogrodu – zdecydowanie rekomenduję. – nie przyjął tajemniczej, wręcz enigmatycznej pozy. Starał się brzmieć naturalnie, odrobinę neutralnie, potwierdzić podejrzenie, iż znalazł się tu całkowicie przypadkiem, realizując swe zadania: – A może potrzebujesz kupić jakieś roślinne ingrediencje? Chętnie dobiję targu. – na znak potwierdzenia, uniósł gliniany kubek, przesunął go w stronę przybysza w oznace niemego toastu i upił kilka łyków, rozprowadzając woń przyjemnej mięty i gorzkiej szałwii. – A ty? Jesteś tu jedynie swobodnie, przejazdem, czy jednak przywiodły cię tu jakieś interesy, również poszerzające ambitne poczynania? – był zaciekawiony, lecz nie dociekliwy. Spostrzegawcze oko chciało wyciągnąć jak najwięcej, poznać sylwetkę mężczyzny, zwanego: arcywrogiem. – Ambicja… – wymówił jeszcze. – Właśnie, od zawsze miałem to wrażenie, że to ona nas łączyła… W przeciwieństwie do reprezentowanych domów. – a może było tego, jeszcze więcej?



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Opuszczony port, Hartshill [odnośnik]15.01.24 19:24
Pamiętali się z czasów, w których nie był nikim ważnym. Bękarci syn stojący z boku młodych arystokratów, paniczów. Cień prefekta naczelnego ze Slytherinu. Śmiały prowokator, który słowem i komentarzami szczypał innych, nawet wtedy, gdy wiedział, że od tych innych małych rozbójników dostanie w zęby. Mniej milczący niż dziś, a jednak na tle kolegów wycofany, chuderlawy, słaby i nijaki. Nie mogący pochwalić się pochodzeniem chociaż wychowywał się wśród arystokratów. Zawieszony gdzieś pomiędzy tymi nadludźmi, najznakomitszymi z czarodziejów, a motłochem, a mieszańcami bez nazwiska. Obserwował swoich kompanów, towarzyszy, których w szkole nazywali paczką przyjaciół siadających razem, chodzących wszędzie i niemalże nierozłącznych. Przytakiwał, kiedy było trzeba, śmiał się z żartów kolegów, jak każdy młody chłopak. Mając naście lat funkcjonował w szkolnej codzienności z większą werwą, bardziej przypominając żywego człowieka niż dziś, bo lata pracy nad samym sobą i zgłębiania, praktykowania mrocznych arkanów niemalże wyplewiły z niego człowieczeństwo. Tylko spojrzenie zostało to samo. Czujne, ciekawskie, świdrujące, teraz wpatrzone w osadzoną w półmroku twarz Vincenta, który zmienił się, wydoroślał. Dawno temu wydawał mu się mądry, bystry. Krukowski prefekt. A teraz? Jaki był teraz Vincent Rineheart, syn byłego szefa biura aurorów?
— Od razu błędnie zakładasz, że zależy mi na twoim zdrowiu — odpowiedział mu, przechylając lekko głowę. Podążył za jego spojrzeniem na spaloną niemal do cna świecę z utopionym w reszcie wosku knotem. — Wzrok nie jest najważniejszym ze zmysłów, osłabia czujność, mami. Twoja decyzja — dodał mrukliwie, wracając do niego spojrzeniem. Spotkało się. Rineheart obserwował go czujnie, ostrożnie, tak jak drapieżnik z dystansu drugiego drapieżnika, czekając na reakcję, do której się dostosuje. — Uważam, że koncentrując się na osiągnięciu jednego można przegapić popełnione błędy w innym miejscu. — Obejrzał się przez ramię i wyciągnął rękę w kierunku przechodzącego karczmarza z trzeba pustymi kuflami. Poprosił go o dwie szklanki najlepszego trunku jaki mają i kości do gry. Karczmarz w pierwszej chwili zmrużył oczy, ale szybko zdawał się go rozpoznać, skinął mu głową i odszedł, a Ramsey spojrzał znów na Vincenta. Zciągnął się papierosem, kiedy i on odpalił zaoferowany tytoń i wypuścił dym powoli, bez cienia niezręczności delektując się krótką ciszą. — Pewne spray czekały już i tak zbyt długo. Zmiany są nieuniknione. Jeśli przestaniesz nadążać, zostaniesz w tyle aż w końcu sczeźniesz. — Rineheart mógł się tylko wydawać zagubiony, ale ton jego głosu na moment stał się stał się nijaki. Testował go, sprawdzał, prowokował do działań? Jeśli na co czkał, nie było powodu, dla którego Ramsey miał mu nie wskazać właściwej ścieżki. Rzucił okiem na wskazane okazy, ale nie wydały mu się ani w połowie tak interesujące jak reklamował je Vincent. Nigdy nie był pasjonatem zielarstwa. Być może ta wiedza była przydatna uzdrowicielom, alchemikom, ale nie odnajdywał się nigdy w tych dziedzinach. Rineheart najwyraźniej tak. — Jesteś teraz alchemikiem? — spytał bez ogródek. — Handlarzem ingrediencji? — pytał dalej, kiedy zaoferował mu sprzedaż. — Masz coś ciekawego? Unikwatowego? Zaskocz mnie, może byłbym zainteresowany — zaoferował śmiało, unosząc brew.
Uśmiech pojawił się na jego twarzy, kiedy zapytano go o obecność tutaj. Milczał przez chwilę, patrząc mu w oczy, a nim podjął się odpowiedzi karczmarz przyniósł dwie czarki z wiśniową nalewką. Podziękował mu i odebrał od niego i kości w kubku, którymi bawił się, przez chwilę potrząsając naczyniem. — Mieszkam tu. Kupiłem dom w okolicy, przeprowadziłem się z Londynu, kiedy otrzymałem te ziemie pod opiekę. Jestem namiestnikiem Warwickshire teraz — wyjaśnił. Nie było powodu, by to ukrywał, gazety i tak się o tym rozpisywały w kwietniu, po uroczystym rozdaniu orderów; w tym, Orderu Merlina. — Nie wiedziałeś? — Czy tylko udawał. Trudno mu było uwierzyć, że jego sprzymierzeńcy nie interesowali się wrogiem do tego stopnia, nie śledzili prasy. Byłby zawiedziony, gdyby to było dla nich tajemnicą. — Czekam na przyjaciela, myślę, że się znacie. Powinien się tu pojawić niedługo. Ambicja... Zawsze miałem wrażenie, że wiele nas łączy. A jednak nie wspierasz czarodziejów podczas tej wojny. Dlaczego, Vincent? Żona nie pochwala? Migasz się od obowiązku, ale nie jesteś tchórzem, prawda? — spytał poważnie, nie odrywając od niego szarych tęczówek. — Grywasz w kości? Ja tak, choć robiłbym to znacznie częściej, gdyby pozwalał mi na to czas, a tak... obowiązki, ministerstwo, wojna... Na szczęście teraz możemy cieszyć się zawieszeniem broni.— A co Vincent o tym myślał? Chciał znać jego zdanie, chciał wiedzieć, jakie miał podejście.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Opuszczony port, Hartshill - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Opuszczony port, Hartshill
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach