Wydarzenia


Ekipa forum
Sala balowa
AutorWiadomość
Sala balowa [odnośnik]27.12.15 21:11
First topic message reminder :

Sala balowa

Najprzestronniejsze pomieszczenie w całym dworze i zarazem - najrzadziej używane. Ród Averych słynący nie tyle z niegościnności, ile z surowego obycia nigdy nie próbował rywalizować z (nielubianymi zresztą przez nich) Nottami w urządzaniu przepysznych zabaw towarzyskich. Posiadłość w Shropshire rzadko wypełnia więc echo tańców oraz wesołych rozmów, jednakowoż od czasu do czasu w kuluarach sali balowej toczą się płomienne dyskusje, podczas gdy większa część szlachty oddaje się zabawie na parkiecie bądź rozkoszom stołu. 


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.


Ostatnio zmieniony przez Samael Avery dnia 18.11.16 9:40, w całości zmieniany 5 razy
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery

Re: Sala balowa [odnośnik]08.01.16 20:19
Naprawdę niewiele brakowało, by Inara po prostu nie zniknęła z balu, z jakąś ciężkością w sercu, pokonywała kolejne stopnie w dół, schodek za schodkiem, krok za krokiem, ze spojrzeniem utkwionym gdzieś w przestrzeni. Dzikie przekonanie wciąż podpowiadało, że jej przybycie nie było dobrym pomysłem, nienaturalnie dla niej samej, nie odnajdując się wśród wirujących na parkiecie par, rozbrzmiewającej melodii i głosów, szepczących lub odnośnie oznajmiających swoja obecność. Czuła się samotna, żałując, że nie wzięła choć kilku kartek, na których przelałaby swoje upatrzone fascynacje, zazwyczaj skryte pod maskami. Zupełnie, jak podczas wielu bali, w których uczestniczyła jako młódka, zapominając dzięki kreślonym niespiesznie liniom, że czuła się tak..odległa.
Jej myślowa gonitwa została przerwana przez nagły głos, a Inara w pierwszej chwili, w panice zdała sobie sprawę, że jest właściwie na zewnątrz, pozwalając chodnym porywom wiatru targać jej płaszczem. Dłonie miała zmarznięte, zapominając ukryć ich gdzieś pod połami czarnej materii. Neleus Travers zadał pytanie, a dziewczyna, przez chwilę zastanawiała się, jakim cudem ją rozpoznał, kiedy wciąż kryła twarz pod białą, ażurową maską i cieniem kaptura. A może jej się zdawało, próbując odepchnąć nadzieję, że mężczyzną przed nią nie był...Percivalem.
- Wszystko dobrze - odpowiedziała w końcu uprzejmie, posyłając mu przytomniejący uśmiech. Na kolejne zdanie, odwróciła niepewnie głowę w stronę wejścia i ciepłych świateł świec, przemykających przez zakamarki drzwi.
- Zapewne tak właśnie jest, chociaż przez chwilę planowałam opuścić to miejsce. jednak jestem pewna, że znajdzie pan dogodne towarzystwo i zajęcie - powoli wracała jej werwa, która - z niewiadomych przyczyn, prysnęła z chwilą, gdy przekroczyła progi balu. A może bardziej, wynikało to z jej dzisiejszego nastawienia? Dziwnie niesprzyjającego towarzyskim dysputom. Oczywiście pamiętała, że nigdy nie przepadała za szlacheckimi przyjęciami, które zmuszały ją do sztywnego trzymania się zasad arystokratycznego savoir vivre, które - chodź doskonale przyswoiła, nigdy nie cieszyły ją użyciem.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Sala balowa - Page 4 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Sala balowa [odnośnik]09.01.16 10:43
Jak rozpoznał Panienkę Inarę? Po prostu miał genialną spostrzegawczość, często po zachowaniu potrafił rozpoznać z kim ma do czynienia. Neleus pokiwał z uznaniem głową na jej maskę. Była naprawdę stylowa. On postanowił pozostać przy swojej tradycyjnej czarnej. Niestety jako iż ostatnio dużo czasu spędził w szpitalu to nie miał okazji ściąć swoich włosów, poza tym spodobaly mu się długie i opadające mu na czoło pasma. Oparł się o barierkę na schodach, nadal trzymając w jednej ręce szklankę z alkoholem, a w drugiej swoją nieodłączną w tym miesiącu towarzyszkę kulę.
-Nie lubisz takich uroczystości prawda? Nie wiem czemu, ale moja Amara je uwielbia. Zawsze wtedy pomagam wybrać jej sukienkę. Mimo iż jest dzieckiem, zawsze chce wyglądać olśniewająco- powiedział z delikatnym uśmiechem na twarzy. Alkohol w szklance właśnie został wypity.
-Jeśli pozwolisz dotrzymam ci chociaż trochę towarzystwo, a może nawet uda mi się zaprosić cię do tańca. Cudem posiadam nadal obie nogi- powiedział dość poważnym tonem. Ogółem rzecz mówiąc trochę mu się tu ciężko stało w bezruchu, ale starał się tgo po sobie po prostu nie okazywać.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala balowa [odnośnik]09.01.16 17:45
Nie zwracał już większej uwagi na to, co się działo na parkiecie za nimi; czy powoli pustoszał, bo zmęczone pary udawały się do stolików, by zrosić spragnione gardła jakimś płynem; czy gęstniał coraz bardziej, gdy kolejne osoby dołączały do tanecznego korowodu. Bal u Averych trwał w najlepsze i Colin nie zamierzał zaprzątać sobie głowy spojrzeniami Samaela, niezależnie od tego, czy dedykowane były Rosalie czy bezpośrednio jemu. Po raz pierwszy mógł oficjalnie zabrać gdzieś pannę Yaxley, trzymać ją w ramionach na oczach wszystkich, obejmować i wpatrywać się w nią z uwielbieniem, które zaskakiwało nawet jego samego - czy faktycznie chciała marnować te cudowne chwile, jakie im dano, dyskusją o spojrzeniu Samaela? Bezwiednie przesunął palcami po jej plecach, jakby chciał zbadać strukturę jej sukni albo sprawdzić, w którym miejscu urywa się materiał, ustępując pola nagiemu ciału.
- Oczywiście, mam kuzynostwo - przyznał po chwili z pewnym ociąganiem i niechęcią, wyraźnie dając znak, że nie w smak było mu dalsze drążenie tego tematu. - Jednakże nie utrzymuję z nimi większego kontaktu. Przypadkowe spotkania na oficjalnych balach, to wszystko. Wątpię, by pojawili się tu dzisiaj... za wysokie progi nawet jak dla nich - zakończył już z nieco większą złośliwością, wyraźnie się ożywiając. Jego dłoń powędrowała na samą górę pleców Rosalie, objęła czule jej szyję i powoli pieściła ją opuszkami palców. Świadomość, że mógł to robić bez żadnej konsekwencji i potępiających spojrzeń, była nie tylko cudownie upajająca, ale czasami wręcz niemożliwa do pojęcia. Miesiąc temu Colin nie był niczego pewien, stąpał po kruchym lodzie, a jedyną skradzioną chwilą sam na sam było ich spotkanie w ogrodzie na ślubie Deimosa i Megary. A teraz? Jedną przeszkodzę mieli już za sobą, wizja wspólnej przyszłości była wciąż odległa, ale przynajmniej powoli przedzierała się zza gęstych chmur niejasności. Nerwowe wyczekiwania na decyzję nestorów było jedynym problemem, z jakim musieli się teraz mierzyć, ale żadne z nich nie miało już na to wpływu.
- Och, proszę tak nie mówić! - prawie zadrżał z oburzenia, że podobna myśl mogła w ogóle przyjść Rosalie do głowy. Ładniejsza od niej? Też coś! Dłoń delikatnie głaszcząca jej szyję przeniosła się wyżej, a Colin ostrożnie musnął kciukiem płatek ucha, zatrzymując się nagle w miejscu. Muzyka mogła grać dalej, pary wirować na parkiecie, mogło trząść się całe niebo - co z tego, skoro mógł być teraz tutaj, w tym miejscu i po raz kolejny udowadniać swoje bezgraniczne oddanie? - Niezdecydowanie to domena każdej z niewiast, panno Rosalie - zauważył łagodnie, wciąż skupiając się na jej uchu, jakby stanowiło ono jakiś wyjątkowo ważny eksponat, który należy dokładnie zbadać i sprawdzić. Przesunął palcem po całej jej długości, dopiero po chwili znów wycofując dłoń na szyję i wracając do pieszczenia karku. - A w kwestii grymaszenia będę pani z pewnością dzielnie dotrzymywał kroku - uśmiechnął się, gdy Rosalie poprawiła swoje włosy, walcząc usilnie z pokusą, by samemu nie wsunąć w nie palców, nie przeczesać ich powoli, nie owinąć sobie wokół nich małych kosmyków. W końcu przegrał i już się pochylał, by nie tylko zająć się jej włosami, ale by znów poczuć dotyk jej ust na swoich wargach - a cóż go obchodziła opinia innych - gdy Rosalie znów się odezwała, przerywając ciszę, która na kilkanaście sekund zapadła między nimi. - To bardzo możliwe - przyznał lekko zachrypniętym tonem. - Chociaż ja się swoją atrakcją z nikim nie mam zamiaru dzielić - dodał, nie spuszczając z niej wzroku i po raz setny przeklinając w myślach rodowe waśnie, apodyktycznych nestorów i całe zło tego świata, które nie pozwala być im w pełni szczęśliwym.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Sala balowa [odnośnik]09.01.16 19:48
Zaśmiał się - cicho, nie łamiąc etykiety - dostrzegając kątem oka jej nieporadny gest będący zniechęconym kuksańcem, czasem trudno było pamiętać, że znajdowało się pośród wybrednego grona arystokracji, gdzie gorset musiał być uwiązany mocno, pierś wypięta do przodu, a usta rozchylone najwyżej w delikatnym uśmiechu - broń Merlinie zdradzić prawdziwe uczucia! Liliana była urocza, pełna dziewczęcości, świeżości, jakiej na salonach próżno szukać - dziewczęta nieznacznie młodsze od niej częstokroć były już zniechęcone, nabite arogancką manierą i pełne goryczy, pojąwszy, że były jedynie marionetkami w rękach swoich rodów - jak oni wszyscy... Tym mocniej jej ciepła osoba kontrastowała z zimnymi murami twierdzy w Shropshire. Najmłodsza lilia Yaxleyów, prześliczna wila, czy można ją było winić za to, że czuła się nieswojo wśród kamiennych rzeźb Averych? Nie, nie powinni byli jej zostawiać tutaj samej.
- Może nie bez powodu - odparł w odpowiedzi na oszczędne przekazywanie jej informacji odnośnie przodków Averych, każda z rodzin miała przecież w swojej historii choć kilka incydentów, które niekoniecznie przynosiły im chlubę, a znając przywiązanie Fortinbrasa do rodowego dziedzictwa, wolałby przemilczeć zarówno nazwisko Averych jak i nazwisko Rosierów w swojej rodowej kronice - tego drugiego mu jednak wyrzec się dużo trudniej. Jego usta wciąż drgały w rozbawieniu, dobrze się stało, że zakopali wojenny topór, Yaxleyowie nie potrafili opiekować się tak delikatnymi istotami, jakimi były wile - tak przynajmniej uważał. - Zdecydowanie złą - przytaknął jej w zamyśleniu i choć nie wdawał się w szczegóły, jego niechęć do wspomnianej przez Lilianę pary była bardziej niż oczywista. Leandra była piękna, ale wyszła za Malfoya zbyt prędko, by miał okazję ją lepiej poznać. Głowę Perseusa najchętniej ujrzałby odciętą i nadzianą na jedną z miedzianych włóczni ozdabiających kamienny mur wokół twierdzy Averych - może z wyłupanymi oczyma dla dopełnienia obrazka. Nie przeszkodziło mu to odszukać Perseusa w tłumie i na moment zatrzymać na nim wzrok. - Wszyscy jesteśmy ze sobą spokrewnieni, mniej lub bardziej - westchnął niechętnie. - Zbyt dużo czarodziejów zarzuca te szlachetne tradycje i rozrzedza naszą krew, krąg naszych sfer zacieśnia się z roku na rok. - Skinął głową, kiedy powierzyła osąd jego matce; o Cedrinie można było mówić wiele, ale z całą pewnością miała nosa do ludzi. Ktoś, kto potrafił czytać myśli, musiał go mieć.
Nie potrafił jednak zamaskować rozbawienia, gdy Liliana wspomniała o zamążpójściu za Rosalie; nie mógłby podziewać, że podzielał jej obawy, jej siostra była prawdziwą damą, świadomą swojej urody i pewną swoich wdzięków - zaiste zachwycających, zdecydowanie potrafiłby sobie wyobrazić ślub z Rosalie; gdyby nie jej ojciec - dobrze dogadywał się z wujem, ale dobrze wiedział, że musiałby uciekać przed jego trollami, gdyby przy nim choć raz spojrzał na jego córki niewłaściwie - i gdyby w jego życiu nie pojawiła się Evandra.
- Źle by ci ze mną nie było, Liliano - stwierdził z teatralnym oburzeniem, nieskromnie. Bo któż inny w jej otoczeniu mógłby uchodzić za męską wersję wili, jeśli nie on - przystojny, wzbudzający chichoty panien... żartował, rzecz jasna, pozwalając sobie na podobną swobodę w towarzystwie bliskiej młodszej krewnej, którą zresztą traktował jak młodszą siostrę - dlatego absurd rysowanej sytuacji nie przestawał go bawić. - Dover spodobałoby ci się bardziej niż Fenland, a jeśli nie, to wciąż mamy przepiękne klify. Rzucenie się z nich w falujące morze uchodzi za wyjątkowo romantyczną śmierć. - Rzeczowy ton nie zwolnił, choć nabierał coraz wyraźniejszej nuty rozbawienia. Nie potrafił widzieć Liliany jako udręczonej kochanki popełniającej samobójstwo, jej uśmiech odejmował jej lat i sprawiał, że wciąż była brana za zbyt młodą - na szczęście. I jeszcze.
- Mówisz? - zagadnął, poważnie zastanawiając się nad jej słowami, nieco sceptycznie, wszak częściej widywał go z mężczyznami niż z kobietami, nie zdradził się jednak z tymi śmiałymi wątpliwościami, Fawley był dziwakiem - to jedno było pewne, ale jeśli na poważnie chciał zacząć umawiać się z Rosalie, prędzej czy później zapewne da się im poznać... - Przekonamy się - przytaknął, dopijając alkohol w swoim kieliszku. - Obie uwielbiają skupiać uwagę - przyznał, z lekko uniesioną brwią przyglądając się, jak w pośpiechu opróżnia swój kieliszek, szampan szybko uderzał do głowy. Grzecznie odebrał od niej puste naczynie, odkładając oba kielichy na pobliski stół, po czym skłonił się przed nią dworsko, szarmancko wyciągając dłoń. - Mogę pannę prosić? - Bo tak należało. - Pokażesz siostrze, jak się to robi - dodał nieco ciszej, bo jednak owa panna była Lilianą, z rozbawieniem - Rosalie tańczyła doskonale.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sala balowa - Page 4 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala balowa [odnośnik]10.01.16 18:34
Był gładki. Gładkie jak jedwab kłamstwa prześlizgiwały się przez jego gardło, gładko wygłaszane w obliczu pięknej panienki. Każdym gestem, każdym spojrzeniem, jakim ją darzył, każdym słowem, wyrwanym z jego ust. Popisywał się gładkimi manierami, wzorowym obyciem, gładko i zupełnie naturalnie zbliżając się do Eilis. Zbliżając ją do siebie.
Gładko pokonywał kolejne przeciwności, stające mu na przeszkodzie. Odprawiając kawalerów, zbyt śmiało zerkających na towarzyszącą mu pannę, zbywając każdego rozmówcę, pragnącego dołączyć do ich z a m k n i ę t e g o grona.
Pozostawał gładki, odcinając się myślami od matki, której towarzyszył wszawy Perseus. Pozostawał gładki, skupiając się wyłącznie na Eilis oraz na swych powinnościach.
Odliczał czas do wybicia północy w pozornie beztroskiej konwersacji, machinalnie spoglądając na tarczę olbrzymiego zegara. Rozmytą nieco; winem i tańczącymi sylwetkami, wydłużonymi cieniami i grą świateł. Której sam był reżyserem, planując wystrój sali balowej na tę niesamowitą okazję. Avery lubił sztukę (zamiłowanie po matce?), a upodobanie do teatralności… w tradycyjnej oprawie miało wywołać efekt. Najlepiej piorunujący; otwarte niebo rozdarte błyskawicami idealnie oddawałoby stan dwóch serc, brutalnie rozdzieranych i rozdzielanych. Już na zawsze? Słysząc słowa Eilis, zmusił się do uśmiechu, rozświetlającego jego brodate oblicze.
-Szlachcianki posiadają tendencję do lokowania swych uczuć w mężach dla nich nieodpowiednich. Lub niedostępnych – wyjaśnił cicho, jakby właśnie wyłaniał na światło dzienne jakąś ponurą tajemnicę. Oczywistą dla Avery’ego, niemniej jednak bolesna, gdy zdał sobie sprawę, iż dotyczy również jego. Laidan. Ich związku: nieodpowiedniego, nieakceptowanego, niedopuszczalnego.
Nienormalnego. Rzekomo; Samael potrafił dostrzec w nim wyłącznie cnoty oraz przymioty, budujące ten sławny, przykładny wzorzec związku. Bez kłamstw. Bez wzajemnych oskarżeń. Bez nienawiści. Perfekcyjna relacja z ukochaną kobietą, lecz… niewłaściwą dla niego?
Zacisnął dłoń na nóżce kieliszka, instynktownie przyjmując go z rąk Eilis. Doskonale oddającej się w tej roli, jakby podawanie mężczyźnie alkoholu (i siebie, na jednej tacy) stanowiło jej życiowe powołanie.
Dziesięć minut.
Zanurzył wargi w rubinowym płynie, uporczywie unikając patrzenia na Laidan, doskonale widoczną w tłumie.
Dziewięć minut.
Z lekkim zaskoczeniem zwrócił się ku Eilis, słuchając jej uwag, nad kwestiami, których nigdy nie roztrząsał. Dlaczego?
Osiem minut.
-Skrzaty zostały predestynowane do służenia czarodziejom. Produkcja wina to zaś wyjątkowo ceniona posługa – stwierdził, lekko wzruszając ramionami, sprowadzając temat wyłącznie do potrzeb ich klasy. W mniemaniu Avery’ego skrzaty były wyłącznie zmechanizowanymi sługami, ograniczonymi do spraw przyziemnych, uwłaczających rasie czarodziejów.
Siedem minut.
-moja matka jest koneserką wybornych trunków – dodał, nagle niezupełnie pewny, czemu to uczynił. Ponieważ jednak nie potrafił o niej nie myśleć?
Sześć minut.
Skinął głową, po czym chwycił ją lekko za rękę. Instruując, by mu zaufała. Żeby była spokojna.
Pięć minut.
Utwór grany przez orkiestrę powoli dobiegał końca. Cichły kolejne takty, a zespół wbrew oczekiwaniom, nie rozpoczynał kolejnego tanecznego kawałka.
Cztery minuty.
Stali wspólnie na scenie, a oczy gości skierowane były wprost na nich. Avery pewny siebie, niezachwiany, dumny. Wewnętrznie cierpiał katusze.
Trzy minuty.
Nieme przepraszam, które o n a mogła bez przeszkód odczytać z jego lica. Nawet z tak znacznej odległości.
Dwie minuty.
Uklęknął, wyjmując pierścionek
Minuta.
-Wyjdziesz za mnie?
Wybiła północ.
Tak.
Zapadł wyrok.


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery
Re: Sala balowa [odnośnik]10.01.16 23:19
Dotyk Colina zawstydzał mnie, chciałam schować się, aby nie widział nikt tego, co mi robi i jak wielką przyjemnością się to dla mnie staje. Z drugiej strony chciałam więcej, więcej, więcej jedno dłoni na swoich plecach, na swojej szyi, na swoim uchu. Gdybyśmy nie byli w miejscu publicznym, zapewne z moich ust wymknęłoby się ciche mruknięcie. Tu jednak musiałam zachować twarz. Całe szczęście, że panował półmrok, a my skryci gdzieś pod ścianą, z dala od innych osób, romansowaliśmy sobie beztrosko.
- Tak pan uważa, panie Fawley? - zapytałam. - W takim razie trzymam pana za słowo, uprzedzam, że będzie to dla pana niezwykle trudne zadanie.
Spojrzałam mu prosto w oczy, lekko przechylając głowę i ocierając nią o jego dłoń. Znów czas się jakby dla mnie zatrzymał, trudno było mi się opanować i sprawiać wrażenie, jakby był to tylko i wyłącznie zwykły taniec, jeden z wielu, jakie przeżyłam w swoim życiu. Colin zaczął przysuwać się do mnie lekko, a ja z tyłu głowy miałam już wizję tego, co chodzi mu po umyśle, dlatego szybko zadałam pytanie, przywracając go tym samym do odpowiedniego tonu. Miałam ochotę go lekko skarcić, oczywiście żartobliwym tonem, ale nie powinien się zapominać. Po otrzymaniu odpowiedzi, znów rozejrzałam się lekko po sali. Zauważyłam, że moja siostra rozpoczyna swój taniec wraz z kuzynem. Przyjrzałam jej się uważnie, na tyle na ile mogłam w myślach powtarzając: broda wyżej, wypnij piersi, wyprostuj się, nie szalej tak, to poważny bal, a w głowie rozbrzmiewał mi głos naszej dawnej guwernantki, która szczególną uwagę przykładała do nauki tańca. Czyżby martwiło mnie to, jak wypadnie moja siostra? Westchnęłam lekko, wracając spojrzeniem do Fawley’a. Nie zamieniliśmy jednak ani słowa, ponieważ muzyka ucichła, a na sali zrobił się pewnego rodzaju harmider.
- Co się dzieje? - zapytałam, zatrzymując się w miejscu. - Czemu nie grają?
Obróciłam się w stronę sceny stając zamurowana. Na środku lord Avery klęczał właśnie przed Eilis i oświadczał się jej. Moje ręce od razu złączyły się razem w uścisku, powędrowały do twarzy zasłaniając usta. Ta scena, przy biciu zegara, który właśnie rozpoczynał kolejną datę - dzień zmarłych. Sama uroczystość była jednak niezwykle romantyczna, czekając na wypowiedziane przez dziewczynę TAK, było niezwykle napiętym momentem, a gdy rozniosło się po sali, dołączyłam do grona klaszczących nowej parze.
- Piękne - mruknęłam bardziej do siebie niż do Fawley’a.
Odwróciłam się lekko, aby spojrzeć na niego. Dla nas dzisiejszy wieczór jest również szczególny. Już niedługo w końcu mamy poznać decyzję mojego nestora, kto wie, może jest to ostatnie nasze wspólne wyjście?


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Sala balowa - Page 4 DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Sala balowa [odnośnik]11.01.16 7:16
Samaelu, dlaczego wciąż zerkasz na zegar? Czyż nie bawimy się przednio? Nigdy nie byłam na takim balu, spełniłeś wszystkie moje marzenia. Och, moje przyjaciółki tak pięknie wyglądają, w końcu mogłam zobaczyć je w kreacjach i zobaczyć na własne oczy jak wirują w tańcu. Zamknąłeś mnie w swojej złotej klatce, nie zdążyłam ci ich nawet przedstawić. Wypijmy jeszcze trochę wina, musisz je poznać, są dla mnie najważniejsze. Nigdy się tak nie wytańczyłam! Piję wytwory skrzatów jakby to była woda. Będę potem żałować. Gdy tylko to zauważam, odkładam kieliszek gdzieś na bok i przenoszę na ciebie spojrzenie. Szlachcianki, to słowo odbija się w mojej głowie echem. Dlaczego moja mama musiała wyjść za Sykes? Może byłaby bardziej szczęśliwa, zostając w rodach szlachetnych?
- To co zakazane najbardziej kusi – odpowiadam pod wpływem wina, nie zdając sobie sprawy, że tak jest właśnie z nami. Czy twoi rodzice są tu na sali? Wciąż spędzasz ze mną czas, nie poświęcając go szukaniu żony. Och, tak, sprawdziłam. Nie nosisz obrączki. Nie powinien być to żaden dla mnie wyznacznik, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Wyczekuję wręcz twoich kroków na korytarzu. Nasłuchuję skrzypienia drzwi, twojego głosu zapraszającego do gabinetu. Myślę o tym, co zakazane. Dlaczego mnie tu zaprosiłeś? I na ślub lorda Carrowa? Pomimo tego, że jesteśmy w twoim gronie znajomych, nikt do nas nie podchodzi. Czuję się jakbyś zatrzymał dla nas czas. Widząc Lyrę przenikającą w tańcu obok nas, chcę chwycić twoją dłoń i was przedstawić, lecz nie ruszamy się z miejsca, a moja dłoń nie odnalazła twojej.
Wydajesz się spięty, a to przecież ja jestem w tej gorszej sytuacji, czyż nie? Jesteś u siebie, wśród ludzi, którzy cię kochają. Wino uderza mi do głowy, nachodzą mnie dziwne myśli. A co jeśli Lyra miała rację? Zerkasz na zegar, a ja nie wiem, czy chcesz o północy wygonić wszystkich, włącznie ze mną, czy wtedy zacznie się kolejna atrakcja wieczoru. Czy byłam dla ciebie atrakcją, zapewne nie. Zapominam się na chwilę, po co odzywałam się na temat skrzatów, dla ciebie to służba, a dla mnie to ciekawe stworzenia, które mają olbrzymią wiedzę i potrafią wszystko załatwić.
Nagle uderza mnie wręcz oczywista wiadomość. Moja mama, powtarzam w myślach. Tak, jak każdy człowiek masz matkę, która zapewne jest na balu i nie zdążyłam jej poznać. A może nie chciałeś, aby nas zobaczyła? Czy w ogóle istnieje taki byt jak „my”? Wyobrażam sobie zbyt wiele. Wracam do kieliszka wina, szybko dusząc w sobie kolejne słowa w obronie skrzatów. Minuty mijają, a ja się czuję coraz bardziej niezręcznie. Chcę zapytać, czy wszystko w porządku, ale nim zbieram się na odwagę wybija północ.
Drżę, co ty robisz, pytam siebie w myślach. Staram się ukryć panikę. Stek niedopowiedzeń i ukrytych znaczeń naszych gestów tworzy kajdany wokół moich dłoni. Chcę je unieść, szybko postawić cię na nogi. Nie klęcz, Samaelu. Muzyka przestała grać, oczy są zwrócone tylko na nas. Głęboki oddech. Nie patrzcie się na mnie. Nie chciałam zwracać na siebie uwagi. Dlaczego mi to robisz? Wcześniej zamykasz mnie w złotej klatce, w której nie ma nikogo, a teraz rzucasz do zagrody z wygłodniałymi rekinami, gdy moje serce krwawi? Chcę płakać, postawiasz mnie przed oczywistym wyborem. Nie mogę powiedzieć nie. Ośmieszyłabym cię. Dostaję szybką lekcję dobrego wychowania od szlachty. Nie mówiłam o niej nigdy ani Marigold ani Sethowi. Z sali dobiegają do mnie okrzyki zachwytu, a ja gdybym mogła uciekłabym stąd, nie zostawiając po sobie nawet pantofelka. Miałam być księżniczką dlaczego to popsułeś. Nie pozwalam ci dłużej klęczeć. Chociaż tona łez zbiera mi się pod powiekami, powstrzymuję się przed płaczem. Wyciągam drżącą dłoń i patrzę jak pierścionek wsuwa się na odpowiedni palec. Czy zrobiłeś to specjalnie? Czy to nie za szybko?
Szybko i niemo proszę, abyś wstał. Rumieńce wkradają się na twarz. Przestańcie się patrzeć. Co mam teraz zrobić? Staram się grać nawet przed moimi drogimi przyjaciółkami, odnajdując twoje ramiona. Mam ochotę cię właśnie teraz udusić. Szybko zarzucam ręce na twój kark, czy tak wygląda szczęście, czy o to tyle walczyłam? Drugi pocałunek w życiu, w którym żałuję wykonanego kroku. Muskam tylko twoje usta, bo nawet nie wiem, jak smakujesz. Nic o tobie nie wiem. Speszona wycofuję się o krok i patrzę na pierścionek.
- Tak, tak – powtarzam jeszcze raz głucho, a moje marzenia o małżeństwie z prawdziwej miłości właśnie otrzymały swój grób. Samaelu, to za szybko, nie pozwoliłeś nam na chodzenie za rękę i całowanie się w parku, gdy tylko słońce ustąpi miejsce nocy. Czy inne szlachcianki będą o tym marzyć, czy będą mówić o najbardziej romantycznych oświadczynach, których były świadkiem?
- Jest piękny – szepczę, znajdując się kilka cali od ciebie i proszę w myślach, aby zaczęła grać ta przeklęta muzyka i odwróciła od nas uwagę. Czy mam prawo się ciebie spytać, co ty do cholery robisz? Nie, mama mówiła: milcz i się uśmiechaj. To ma niby rozwiązać moje problemy?!



self destruction is such a pretty little thing



Eilis Avery
Eilis Avery
Zawód : alchemik w szpitalu Świętego Munga
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
więc pogrzebałam moją miłość w głowie
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1783-eilis-sykes http://morsmordre.forumpolish.com/t1792-dziob#21925 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1853-pokoj-eilis#24478 http://morsmordre.forumpolish.com/t1793-eilis-sykes#21929
Re: Sala balowa [odnośnik]11.01.16 11:46
Pięknie - powtórzył w myślach za Rosalie, gdy jego wzrok zlokalizował Samaela klęczącego przed... dziewczyną? Czy była wystarczająco dorosła i dojrzała, by nadać jej status kobiety? Mogła być w wieku jego Rosalie, ale Rosalie była przecież poza wszelkimi granicami i schematami, nie poddawała się żadnym liniom wieku i nawet za dziesięć, za dwadzieścia czy za sto lat będzie nadal tkwiła tej eterycznej bańce. Panna Sykes z kolei... Colin ledwo ją widział przez dziwną mgłę, która zasłoniła mu oczy, czerwonawą, lekko krwistą poświatę, która na szczęście szybko zniknęła, ustępując miejsca równie dziwnemu szumowi w uszach. Nie słyszał przez chwilę nic, kompletnie wytrącony z równowagi, patrząc z lekka niezrozumiałym spojrzeniem na to, co działo się kilkanaście metrów dalej. Na Samaela na kolanach - czy każda z jego kości, każdy mięsień i nerw nie protestowały teraz w żałosnym pomruku sprzeciwu? - z wyciągniętą dłonią, na której znajdował się zaręczynowy pierścionek. Przez kilka słodkich sekund Colin miał szczerą nadzieję, że Eilis mu odmówi; że upokorzy go na oczach tych wszystkich ludzi, gardząc człowiekiem, który stał w hierarchii wyżej od niej; gardząc człowiekiem, który mógłby potem szukać pocieszenia w kieliszku dobrej szkockiej serwowanej w rezydencji Colina i przez Colina. Przez kilka słodkich sekund jego egoizm znów wziął górę i zaczął sobie rościć bezpodstawne prawa do swojego mentora, z którym Colin był niewątpliwie m o c n o związany i właśnie poczuł, jak ta więź zostaje wystawiona na ciężką próbę.
- Powinniśmy chyba tam podejść i pogratulować Samaelowi i pannie Sykes - powiedział po chwili, nadając swojemu głosowi lekki, niefrasobliwy ton, żeby nie dać po sobie poznać zdenerwowania, które go ogarnęło. Zabawne, swoich oficjalnych zaręczyn z panną Yaxley - gdyby te już nastąpiły - nigdy nie traktował w kontekście jakiejś zdrady wobec Samaela. Ale wystarczyło, by to Avery pierwszy klęknął, oddając swoje serce - ha! - jakiej małolacie i wszystko uległo diametralnej zmianie. Tak, zdecydowanie należało pogratulować Samaeolowi, jednakże Eilis powinna dostać raczej słowa współczucia i kondolencje. Czy znała Samaela tak dobrze jak on? Czy wiedziała o jego mrocznej, niespokojnej stronie? Nie, z pewnością nie, nie byłaby przecież wtedy taka głupia i nie przyjęła zaręczyn. Czy powinien ją ostrzec i narazić się na gniew szlachcica?
Ujął Rosalie pod rękę i pociągnął ją lekko w stronę miejsca, gdzie stała świeżo zaręczona, szczęśliwa para. Robił to całkowicie machinalnie, bo tak wypadało, wymagało tego dobre wychowanie i przyjaźń, która łączyła go z Samaelem... ale i tak nie mógł się pozbyć wrażenia, że to wszystko stało się zbyt nagle i zbyt niespodziewanie. I cały czas nie opuszczała go przerażająca myśl, że może właśnie wszystko między nimi się zmienia. Nawet nie zauważył, że nagle przed nimi wyrosła znikąd jakaś para; spostrzegł się dopiero wtedy, gdy jego nos zatrzymał się centymetry od czubka jakiejś rudej czupryny, w której już po chwili zidentyfikował pannę Weasley. Wycofał się na kilka centymetrów, wyjmując swoją brodę z jej włosów.
- Och, przepraszam - mruknął, mocniej ujmując Rosalie, jakby bojąc się, że na domiar złego jeszcze ona mu zniknie dzisiejszej nocy i już nigdy więcej się nie spotkają. Zegar wybijający północ zwiastował jeszcze jedną rzecz: rozpoczął się listopad i za kilka dni, a może i kilka godzin, mieli poznać decyzję nestorów. - Piękny widok, nieprawdaż? - zapytał od niechcenia, bo nie wypadało teraz sobie tak po prostu pójść dalej. Zresztą zapewne panna Weasley i lord Travers sami będą chcieli złożyć swoje gratulacje.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Sala balowa [odnośnik]11.01.16 12:45
Pomimo ponurego (wszak Noc Duchów!) otoczenia oraz zimnych murów ogrzewanych jedynie oddechami przybyłych gości oraz blaskiem świec, Liliana rzeczywiście wydawała się być niezmiennie tą samą. Lekko nieporadną dziewczyną wkraczającą w dorosły świat - sądziła, że od opuszczenia Hogwartu minęły zaledwie tygodnie, tymczasem to były już niemal 2 lata! Nieustannie zachowywała się niczym dziewczę nieobeznane z życiem toczącym się po Sabacie. Tak mocno nie pasująca do żadnych schematów, przynosząca zawód odbijający się w oczach ojca. Przyzwyczajona do terenów na miarę Fenland bagienny potwór nie robił sobie nic z legend o rodzinie Avery, tych przerażających posągów i równie przytulnym wnętrzu. Dzisiejszej nocy całość była tak odległa, jak to tylko możliwe - stanowiła jedynie element dopełniający charakteryzację magicznego święta, które przecież miało być przeraźliwe z definicji. Żałowała jedynie, że wszyscy zebrani w tym miejscu byli niepasującą do niczego osobą, zaledwie fragmentem niescalającym się z resztą - wszyscy ubrani elegancko, nienagannie, skryci za ażurowymi maskami w niczym nie przypominali strzyg, upiorów czy sennych koszmarów. Ot, każdy pragnął błyszczeć, pokazać się w towarzystwie, zachwycać i wzbudzać zazdrość; zdawałoby się, że Lilka jest samotną wyspą dryfującą pośród wielu kropel stanowiących ocean.
- Tego nigdy się nie dowiem, nie mam śmiałości o to pytać. - Kolejne wyznanie, kolejny, niepewny uśmiech, tuszowanie wszystkiego, co mogłoby uchodzić za niezręczne i niepasujące do okazji. Nie ulega wątpliwościom, że zazdrościła Tristanowi tego obycia, które jej próbowano wpoić, co udało się tylko powierzchownie. Ponieważ podobnież dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło, a ona starała się mocno.
- Wiem, że się nie lubicie, tak delikatnie rzecz ujmując. Nie warto zaś odłożyć na bok przeszłość i budować kolejne sojusze? W zbliżających się trudnych czasach mogą być one na wagę złota. - Ot, drobne wtrącenie, złota rada? Nie, tych Yaxleyówna nie umiała dawać, chyba, że tyczyły się leczenia. Nie potrafiła składać cudzych dusz i emocji, dlatego też nie zamierzała naciskać. Przybrała spokojny, ciepły ton zachęcający do refleksji: tak subtelny, że w mgnieniu oka rozpłynął się w powietrzu, aż zniknął zupełnie zagłuszony przez swobodne takty muzyki. Na jego miejscu pojawiło się powolne kiwanie głową, ze zrozumieniem? Może to tylko piękne złudzenie maskujące mieszane uczucia? Trudno orzec kiedy uwagę przykuwają wirujące w tańcu pary, każda z nich nie mniej zachwycająca.
- Ależ oczywiście, że nie! - zaprzeczyła, odrobinę bardziej, niż powinna, acz wciąż w granicach dobrego smaku - czyli bez zwracania na siebie uwagi przechodzących obok ludzi. - Niestety, brutalnie mi cię odebrano, dlatego nie pozostaje mi nic innego jak ciche westchnienia i tęskne spojrzenia rzucane za tobą. Przynajmniej dopóki nie dojrzy mnie Evandra, wtedy musisz mi wybaczyć, ale będę bardzo się z tym ukrywać - dodała, usiłując zachować powagę. Niefortunne drżenie kącików ust zdradzały jednak jej jakże śmiałą intrygę. Jeżeli ktoś pięknie kłamie, z pewnością nie jest to Liliana. - Chyba tak właśnie będę musiała zrobić. - Scena była wciąż kontynuowana i towarzyszyło jej ciche westchnięcie pełne przejmującego żalu i bólu. Tak naprawdę to wcale nie.
- Nie znam się na ludziach, nie bierz moich słów na serio - przyznała, z lekkim rozbawieniem, kiedy jej jakże wyśmienita gra aktorska nie musiała być już dalej ciągnięta. Okropnie ją to męczyło. Wolała skupiać się na opróżnianiu kieliszka, odłożeniu na bok nieporęcznej maski, ujęciu dłonią dłoń swego kuzyna, dygnięciu, aż wreszcie udaniu się na parkiet. Na którym pechowo nie zagrzali zbyt długo miejsca - równo o północy wszystko ucichło, a goście poczęli się zatrzymywać w połowie figur. Przystanęli zatem, żeby ujrzeć scenę oświadczyn. Zdumienie Yaxleyówny było duże, acz powstrzymała się od jakiegokolwiek komentarza, po prostu oczekując na dalszy rozwój wydarzeń.


Kwiat przekwita, ciern zostaje

Liliana R. Yaxley
Liliana R. Yaxley
Zawód : stażystka w św. Mungu
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Usiadłszy przed lustrem pewnego razu
Chciałam prawdy, jasnej wizji chciałam,
Innej od gładkiego, słodkiego obrazu,
Który w nim dotąd widywałam...
Ujrzałam kobietę dziką, jak wiatr,
Niekobiecymi miotaną żądzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1951-liliana-yaxley http://morsmordre.forumpolish.com/t1977-skrzynka-pocztowa-lilki#28265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f113-fenland-yaxley-s-hall http://morsmordre.forumpolish.com/t1986-liliana-yaxley
Re: Sala balowa [odnośnik]11.01.16 21:08
/za zgodą Glaua pomijam jego kolejkę i zakładam, że wciąż jest z Lyrą

Po odejściu lady Avery z Perseusem Lyra wróciła do przerwanego tańca ze swoim narzeczonym. I znowu wirowali razem po pogrążonym w łagodnym półmroku parkiecie w rytm granej muzyki, niewiele rozmawiając w tym czasie; opowieści Glaucusa najwyraźniej musiały na razie poczekać na bardziej odpowiedni moment. Niewątpliwie jeszcze nie raz przydarzy się okazja do zadawania mu mnóstwa dociekliwych pytań. Inne pary także oddawały się przyjemności tańca; gdzieś widziała Rosalie z Fawleyem, Lilianę z Tristanem Rosierem, którego napotkała w lipcu w londyńskim parku i jakiś czas temu namalowała dla niego obraz (i musiała przyznać, że naprawdę uroczo prezentowali się we wspólnym tańcu) oraz parę innych znajomych sylwetek.
Zbliżała się północ. Lyra była już nieco zmęczona, ale nie dawała tego po sobie poznać. Ażurowa maska na górnej części twarzy dodatkowo ułatwiała ukrywanie pewnych rzeczy przed Glaucusem. Chciała możliwie jak najdłużej wytrzymać podczas tego swojego pierwszego balu, nie dać się zmęczeniu oraz zaczynającemu się delikatnemu rwaniu w mięśniach i stawach (później na osobności najwyżej zażyje odrobinę eliksiru, którego fiolkę miała ukrytą w wewnętrznej kieszeni z boku sukni).
Wtedy jednak muzyka zaczęła cichnąć, a pary zatrzymały się, prawdopodobnie zdumione. Oczy Lyry mimowolnie powędrowały w kierunku podwyższenia, gdzie zauważyła Eilis i klękającego przed nią na oczach wszystkich zgromadzonych Samaela Avery’ego.
- Och, ale to było urocze! – westchnęła, patrząc na piękną i romantyczną scenę zaręczyn. Nieświadoma tego, co kryło się w głowie jej przyjaciółki, nie wspominając o jej narzeczonym. Po prostu była urzeczona widzianą z daleka sceną, tak dobrze wpasowującą się w klimat. Mimowolnie porównująca ją z własnymi zaręczynami, które wyglądały zupełnie inaczej i z pewnością nie były spontanicznym zrywem, a czymś zaplanowanym przez ich rodziny, może pomijając moment, kiedy Glaucus postanowił oświadczyć jej się z dala od obserwujących każdy ich ruch rodziców, w pięknej scenerii podmorskiej restauracji i z pierścionkiem zwieńczonym samodzielnie zdobytą przez niego perłą. Mimo sympatii, którą do siebie czuli, oboje wiedzieli, że nie robią tego z miłości, a z powodu woli rodów. Może nawet odrobinkę pozazdrościła Eilis? Niemniej jednak, cieszyła się bardzo ze szczęścia przyjaciółki i chciała pogratulować jej zaręczyn, kiedy tylko nadarzy się sposobność do rozmowy. Oby tylko ten Avery faktycznie był taki cudowny, jak go przedstawiała w swoich opowieściach...
Zanim zdążyła ponownie odezwać się do Glaucusa, nagle poczuła, jak ktoś wpada na nią od tyłu. Lyra była naprawdę filigranowej budowy, więc poleciała do przodu, niemal lądując na swoim narzeczonym i przytrzymując się jego ramion, żeby nie upaść.
- Nic się nie stało – wymamrotała, odwracając się i widząc tuż za sobą Colina Fawleya z Rosalie, którzy najwyraźniej zmierzali w stronę podwyższenia. – Tak... to było naprawdę niezwykłe – przytaknęła, znowu zerkając na Eilis stojącą ze swoim teraz-już-narzeczonym. A potem odwróciła się do Glaucusa. – Może też pójdziemy złożyć im gratulacje? Chcę zobaczyć Eilis w tak wyjątkowej dla niej chwili.
Glaucus wydawał się nie mieć nic przeciwko, więc po chwili zaczęli się przemieszczać w tamtą stronę.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sala balowa - Page 4 Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Sala balowa [odnośnik]12.01.16 14:06
Na sali pojawiało się coraz więcej gości, a ja naprawdę miałem ochotę potańczyć. Tak dawno tego nie robiłem, tak dawno nie uczestniczyłem w jakimkolwiek przyjęciu; ostatnimi czasy tylko statki były mi w głowie i amerykański sen. Nawet teraz nie mogłem nacieszyć się wspaniałościami Nocy Duchów, ponieważ najpierw Lyra zapragnęła opowieści, a potem podeszła do nas lady Avery. Nie miałem rzecz jasna nic przeciwko temu, moja rodzina od dawien dawna pozostawała z nimi w przyjacielskich stosunkach i nawet, jeśli nieco przerażały mnie ich antymugolskie poglądy, to nie czułem się na siłach aby zmienić wielowiekową tradycję oraz powiązania. Dlatego starałem się zachowywać jak najlepiej potrafię, jednocześnie stojąc obok swej narzeczonej uśmiechałem się do obu pań, chcąc rudzielcowi dodać nieco otuchy. Domyślałem się jak ważna jest dla niej kwestia wystawy swoich prac w galerii pod szyldem Laidan, dlatego miałem nadzieję, że rozmowa pójdzie bardzo sprawnie.
Słuchałem tego, co obie kobiety miały do powiedzenia nie wtrącając się w ich rozmowę. Utrzymywałem grzecznościowy kontakt wzrokowy; gdzieś w międzyczasie mignęła mi taca z alkoholem, na który się połasiłem. Ująłem kielich w dłoń popijając od czasu do czasu szampana, który muszę przyznać był bardzo dobry. Odezwałem się dopiero w momencie, kiedy jedno z pytań zostało skierowane do mnie.
- Jeżeli tylko nie zatrzymają mnie sprawy rodowe to oczywiście, że dotrzymam mej partnerce towarzystwa podczas tak ważnego dla niej momentu w życiu - powiedziałem gładko. Nie przestając się uśmiechać skłoniłem się delikatnie jak gdyby w potwierdzeniu moich słów. Niczego więcej nie miałem do powiedzenia; przynajmniej do momentu, kiedy to podszedł do nas Perseus. Powitałem go należnym skinieniem głowy i uniosłem lekko naczynie, chociaż nie zamierzałem wznosić toastu.
- Ciebie również miło widzieć lordzie Avery. Dziękujemy za miłe słowa, obyśmy jak najwięcej mogli pokazywać się razem. I przede wszystkim odwiedzać wasze zapierające dech w piersiach progi - odezwałem się na jego słowa. Na szczęście lub nie, para zamierzała pójść na parkiet, na co ponownie musiałem skinąć głową, okropnie męczące zajęcie!
- Oczywiście, proszę się nie przejmować - stwierdziłem jedynie. Chwilę później odprowadzałem oboje swoim spojrzeniem. W tym samym czasie na szczęście dopiłem swój trunek, który mogłem odłożyć na tacę. W duchu z kolei miałem nadzieję, że nie zapomniałem jak należy się zachować w towarzystwie, a jeżeli zrobiłem coś źle, to oby wszyscy zaraz puścili to w niepamięć.
- Nie mogę niczego obiecać, ale rzecz jasna postaram się być - rzuciłem do Lyry, kiedy byliśmy już sami. Tym razem bez żadnego spięcia, widocznie się rozluźniłem, kiedy nikt nie zamierzał sprawdzać moich dobrych manier czy poddawać moje zachowanie pod lupę.
Chciałem dokończyć nasz urwany taniec, odnotowując, aby opowieści zostawić na później, ale zanim zdążyłem to zaproponować, wybiła północ. Wraz z nią ucichła muzyka, a zamiast niej wszyscy skupili się na podwyższeniu, gdzie jeden z Averych się właśnie oświadczał. Po raz kolejny na mojej twarzy pojawił się uśmiech, ale nie zdobyłem się na żaden komentarz. Czekałem na rozwój sytuacji, kiedy kątem oka dostrzegłem lecącą Weasleyównę, którą podtrzymałem. A zatem znów lord Fawley i lady Yaxley, ta starsza.
- Trudno się nie zgodzić - skomentowałem widok i westchnąłem cicho. Nie umknęło mojej uwadze to, że ja wolałem zaciszne, kameralne oświadczyny od tylu gapiów. Ocknąłem się dopiero w momencie, w którym Lyra złożyła swoją propozycję. Nie pozostało mi nic innego jak zaprosić panie przodem, by tuż za nimi iść w stronę świeżo upieczonych narzeczonych.



i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala balowa - Page 4 5L5woYY
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1231-glaucus-travers https://www.morsmordre.net/t1238-kapitan-morgan#9281 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t4462-skrytka-bankowa-nr-336#95230 https://www.morsmordre.net/t1258-glaucus-travers#9500
Re: Sala balowa [odnośnik]12.01.16 18:29
Lorne długo śledził wzrokiem tańczące pary, godnie snujące się po parkiecie. Wyglądało to doprawdy pięknie, a on nauczony został doceniać każdy rodzaj piękna. Budynkiem zawładnęła muzyka, którą lubił, tak więc czuł się całkiem swobodnie, nawet pomimo tego, iż poza lakonicznymi powitaniami nie zamienił z nikim ani słowa. Gdy się tu pojawił, momentalnie rozpoczął poszukiwania znajomych twarzy - zdawało się jednak, że był jedynym reprezentantem rodu Bulstrode w rezydencji Samaela. Zatem może ktoś z przyjaciół? Na pewno zaraz kogoś odnajdzie.
W obu dłoniach trzymał kryształowy kieliszek zapełniony trunkiem, którego jeszcze nie skosztował. Nie nie mógł odciągnąć wzroku od tego, co działo się wokół. Wszyscy zaproszeni goście zdawali się mieć przyodzianą nie jedną, a co najmniej dwie maski - tę oficjalną, która miała służyć za kreację i tę pierwotną, pełną fałszu i zacietrzewienia. Zdradzającą realia codzienności. Lorne westchnął, choć nastrój mu wyjątkowo dopisywał - znalazł się w swym naturalnym środowisku, pełnym dystyngowanych dam i szarmanckich mężczyzn. Z najpiękniejszymi zaklętymi nutami i zapachem odurzającym zmysły.
Pewnych rzeczy po prostu nie dało się wykorzenić z człowieka, dlatego to jawne zakłamanie w niczym mu nie przeszkadzało.
Swą twarz Lorne skrywał pod ciemną maską, która była dość szczególna - spełniała jednocześnie funkcję herbu rodu Bulstrode. W tymże występuje ona na purpurowym tle z trzema pięcioramiennymi gwiazdami dookoła. Podczas tego balu jednak gwiazdami byli nowo narzeczeni, którzy zjawili się nagle na piedestale. Muzyka wtedy zamilkła, tłum skierował setki par oczu właśnie na nich. Samael klęczał. Na tym obrazku zdawało się nie być żadnej skazy. Czy naprawdę tak było?
Młody Bulstrode stał nieco za daleko, by dostrzec wyraz twarzy Eilis. Dlatego po chwili zaczął iść, mijając wiele sylwetek, mniej czy bardziej znajomych. Witał się z tymi, którzy zauważyli go jako pierwsi.
Po paru krokach zatrzymał się, gdyż rozpoznał Tristana i tu uczynił wyjątek. Zbliżył się, by pozdrowić swojego przyjaciela. Oczywiście ten nie stał samotnie. Otoczony był towarzystwem, które pewnikiem cedziło słowa zgodnie ze szlachecką etykietą.
- Witam towarzyszy - zawołał Lorne, unosząc kieliszek. Skinął głową ku każdej z pań, po czym pozdrowił mężczyzn. - Zdaje się, że właśnie byliśmy świadkami zrodzenia kolejnej gałęzi na naszym szlacheckim drzewie. Wypijmy za nich.
Znalazł się wśród ludzi, których dobrze nie znał. Oczekiwał więc, aż Tristan
go przedstawi. Lub na to, że wśród par pojawi się ktoś inny, o znajomych rysach.
Lorne Bulstrode
Lorne Bulstrode
Zawód : łowca smoków i opiekun w rezerwacie Kent
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek

no to co

milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2048-lorne-bulstrode#30733 https://www.morsmordre.net/t2072-salvador-lorne https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f212-manor-road-1 https://www.morsmordre.net/t3058-lorne-bulstrode#50155
Re: Sala balowa [odnośnik]14.01.16 16:11
Jeden, by wszystkimi rządzić,
Jeden, by wszystkie odnaleźć,
Jeden, by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać.


Miał ochotę wybuchnąć gromkim śmiechem, śmiechem głośnym, odbijającym się echem od ścian, śmiechem pozbawionym wesołości, śmiechem zimnym, śmiechem okrutnym, śmiechem złowieszczym, wywołującym dreszcze i instynktowną chęć ucieczki. Miast tego przybierał łagodną pozę człowieka zakochanego do szaleństwa, doprowadzonego przez miłość do pasji; jakże mało brakło, by klęcząc rozdzierał swe szaty, zaklinając i błagając o swoje przyjęcie. Profesjonalny spektakl zwieńczony ostatnią próbą – pocałunkiem, oddającym mu już władzę nad Eilis ostatecznie i nieodwołalnie. Jeden pierścień, niewiele warta błyskotka zdobiąca jej smukły palec narzucała na nią niewidzialne pęta, popychając niczego nieświadome dziewczę w stronę przepaści. Wyłącznie z tego Avery mógł się radować, ze swego kolejnego sukcesu, kolejnego ujarzmienia, kolejnej duszy do ukształtowania. Prócz tego małżeństwo miało przynieść jedynie rzęsiste łzy oraz ukoronować Eilis monarszą purpurą krwi. Samael potrzebował wyłącznie godnego sukcesora; gdy go otrzyma, dziewczyna przestanie być potrzebna. Laidan powinna o tym wiedzieć, musiała o tym wiedzieć; Avery wariował z niepewności i bezsilności, kiedy wbrew sobie wiązał się z inna kobietą na jej oczach. Gdy całował usta Eilis, przemieniając nieznaczne muśnięcie w czułą pieszczotę, głęboką, lecz nie na tyle długą, by została uznana za nieprzyzwoitą. Zaczerpnięcie oddechu, rozgorączkowany wzrok, jakim objął jej twarz i ogarnął drobną sylwetkę, przygarnięcie do siebie, jakby upił się swoim (ich wspólnym?) szczęściem. W głębi duszy kryjąc zamiary mordercze, pragnąc unicestwić każdego, kto stanął na przeszkodzie jego prawdziwym miłostkom. Gniew padał iskrami na przywódcę rodu, padał na arystokratycznych prostaków, padał na kanoniczne prawo oraz na ślepą Fortunę, podczas gdy Avery prezentował się jako uosobienie łagodności. I spełnienia najskrytszych pragnień (wierzył, że i na nie wkrótce przyjdzie pora), prowadząc swą wybrankę za rękę, aby przedstawić ją swej matce. Żeby znaleźć się blisko niej i móc niewerbalnie prosić o darowanie zniewagi. Szedł jak taran, głuchy na odgłosy dobiegające z sali, na krzyki, gwizdy, oklaski, sygnały aprobaty, jak i zmieszania. Ciepła dłoń Eilis, zaciśnięta w jego dłoni oraz postać matki (wyjątkowo pozbawionej atrybutu krwistej sukni), majacząca przed jego oczami pozostawały jedynymi bodźcami, które zdolny był odbierać. Niczym skazaniec stanął przed jej obliczem – wciąż dumny, pewny, lecz… ona musiała czuć wypełniającą go frustrację – oblizał spierzchnięte usta (domagające się pocałunku, posmakowania jej warg i zlizania czerwieniących się w kącikach kropel wina) i nieznacznie drżąc (czyżby temperatura spadła?), ujął jej dłoń, oddając cześć i szacunek z niemal namiętnym nabożeństwem. Kiwnąwszy głową Perseusowi (nie wypadało go zignorować), uśmiechnął się r a d o ś n i e, obejmując lekko swą towarzyszkę.
-Mamo, kuzynie, pragnę wam przedstawić moją narzeczoną – rzekł, entuzjastycznie, wypowiadając kłamstwo bez zmrużenia oka. Może jednak wszystko wkrótce się ułoży? Może Eilis szczęśliwie umrze przy porodzie, a Laidan usynowi ich potomka? Może jego narzeczona została obdarzona słabowitym zdrowiem psychicznym i nie przetrwa trudów szlacheckiego życia? Może nie zniesie nienawiści, płynącej od jego matki, może strawi ją ogromna presja? Może wykończy świadomość, że nie jest jedyna, może udusi ją ta sama metalowa obręcz, którą z takim zachwytem przyjęła? Może… może Colin rozwiąże tę kwestię za niego, przemieniając mordercze spojrzenia w czyny. Avery doskonale rozumiał, co czuje Laidan (i jego serce krwawiło), jednakowoż Fawley… Zazdrosny?


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery
Re: Sala balowa [odnośnik]14.01.16 18:37
Scena była zdecydowanie najpiękniejszym punktem dzisiejszego wieczoru. No, może oprócz naszych tańców, które jednak nie zaliczały się do jakiejkolwiek skali. Przyglądałam się lordowi Averemu i jego nowej narzeczonej, klaskając delikatnie. Nie przepadałam za Averym, praktycznie każdym Averym nie licząc kilku (czy może tylko dwóch) wyjątków, a wszystko co robili, przyjmowałam z dużą rezerwą. Eillis jednak dobrze się ustawiła, przeskakując do klasy szlacheckiej. Po ślubie będą traktować ją, jak na arystokratę przystało, chociaż w większości przypadków, za okazywanymi dobrymi manierami, zawsze będzie tą świeżą krwią, która nie każdemu się podoba. Ja nie byłam za tym, aby do rodziny wprowadzać kogoś z zewnątrz, tym bardziej osobę nie szlachecką.
Z moich rozmyśleń wybudził mnie dopiero lord Fawley, zwracając uwagę na to, że powinniśmy podejść i pogratulować. Przytaknęłam mu podając dłoń i wspólnie ruszyliśmy przed siebie. Przed nami pojawiła się para, Lyry i lorda Traversa, ale Colin jakby zdawał się ich nie zauważać.
- Lordzie Fawley, proszę uważaa… - zaczęłam, ale w porę zatrzymał się, prawie taranując pannę Weasley. - Oh, przepraszamy.
Kiedy Lyra wraz ze swoim narzeczonym ruszyła, aby złożyć życzenia, przystopowałam Fawley’a stając w miejscu i nie mając zamiaru na razie się ruszać. Stanęłam przed nim i spoglądając na niego zza maski, starałam się rozkminić co mu jest. To do niego nie podobne, że nie zauważył kogoś na swojej drodze. Zawsze zgrabnie przemieszczał się pomiędzy ludźmi w tłumie, dlatego wydało mi się to niezwykle dziwne.
- Panie Fawley, czy coś się stało? - zapytałam zmartwiona.
Nie dane było mu dłużej mu się przyglądać, ponieważ po sali rozniósł się głos Averego, przedstawiający swojej rodzinie swoją narzeczoną. Przyglądałam się ten scenie, zastanawiając się, jak będą wyglądać moje zaręczyny. Czy przy rodzinie i przyjaciołach? Czy może tylko pod czujnym okiem ojca i patrzącej z góry Liliany? Wraz z wybiciem dzwonów, przyszedł strach i zdenerwowanie, które powoli zaczynało wkraczać do mojej świadomości. Starałam jednak trzymać się mocno, nie pokazując tego Colinowi. Pamiętałam jak był zdenerwowany w naszej posiadłości. Nie wiem, czy chciałabym przechodzić przez to ponownie.
- Poczekajmy z życzeniami - powiedziałam w końcu dosyć cicho. - Najpierw rodzina.


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Sala balowa - Page 4 DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Sala balowa [odnośnik]15.01.16 17:00
Drżąca mrocznym niepokojem muzyka, odbijana od kamiennych ścian sali balowej. Blask setek świec, wydobywających z półmroku błyszczące suknie, koronkowe rękawiczki i misternie uplecione fryzury. Pewny uścisk męskiej dłoni na talii, męskie perfumy unoszące się w powietrzu i męska dominacja, tylko w wyrafinowanym tańcu. Laidan nie mogłaby być szczęśliwsza; piękna, pijana - czerwone wino dopiero teraz, po jakimś czasie, zaczynało przelewać się gorącą falą przez jej ciało - i prowadzona stanowczo w tańcu przez potomka Averych...
Ale nie tego potomka. Nie tego krewnego, związanego z nią misternie uplecionym arrasem genów. Nie tego mężczyznę. Perseus był tylko namiastką, smukłą, wysoką, doskonale wychowaną, ale jedynie namiastką, jakimś słabym echem prawdziwych pragnień; odbiciem na tyle niewyraźnym, że właściwie nie koiło narastającej potrzeby a nieprzyjemnie drażniło ową pulsującą boleśnie pustkę, rozlewającą się gdzieś po jej sercem. Masochistycznie jednak pozostawała tuż przy nim, pozwalając mu sprawnie prowadzić się w tańcu, pozwalającym chociaż na sekundę zapomnienia. Odpowiednie kroki, nieskazitelny uśmiech, spięte łopatki, wyprostowane ramiona a przede wszystkim utrzymywanie równowagi na niebotycznie wysokich szpilkach (co w połączeniu ze śliską, marmurową podłogą stanowiło nie lada wyzwanie), zajmowało ją na tyle, by mogła swobodnie oddychać. Marząc o tym, by północ nigdy nie nadeszła. Wolała już czyściec towarzystwa Perseusa, który tylko udowadniał jej samotność, niż oficjalne zepchnięcie do czeluści piekielnych, jakie miało nadejść już na chwilę.
Nie mogła o tym myśleć, dziwnie pewna, że tym razem zaręczyny syna naprawdę ją dotkną. Zabolą. Rozerwą zacerowaną prowizorycznie ranę. Poprzednie, z uroczą Cecile, stanowiły tylko środek do uświęconego celu, były wręcz rozrywką. Najplugawszą, najpodlejszą, morderczą, lecz jednak zabawą. Mogła uśmiechać się do tej biednej panienki, wysyłać długie listy, pełne troski o mającego pojawić się na świecie dziedzica, a potem ronić słone łzy nad grobem kobiety, która uczyniła jej syna wdowcem. To było banalnie proste, niemoralne, czyli tak bliskie lady Avery, wirującej teraz w kolejnym tańcu, nieprzyjemnie przerwanym wyciszeniem muzyki.
Gdzieś w głowie ciągle wirował komplement Perseusa, podkreślany tylko winem; obdarzyła uroczego chrześniaka najwspanialszym uśmiechem, przyjmując jego ramię, gdy w końcu przystanęli, by obserwować dziejące się na podwyższeniu cuda. Wywoływały wzruszenie, radość, rozczulenie...zapewne u wszystkich, oprócz Laidan, która sięgnęła po kolejny kieliszek wina. Korzystając z okazji, że goście wpatrzeni byli w zaręczającą się parę, mogła wychylić go praktycznie do dna za jednym zamachem. Dyskretnie otarła usta i znów uśmiechnęła się znacząco do Perseusa.
- Ona nie jest nawet szlachcianką. Do tego wygląda jak chłopiec. To jest jakaś tragedia - wyszeptała mu prosto do ucha tonem jednocześnie rozbawionym i bardzo pogrzebowym. - Zero posagu. Chyba, że posagiem jest pokrewieństwo z tą kobietą o wyglądzie trolla, która przeleciała na zgniłym kiju przez Atlantyk - kontynuowała zmysłowym szepcikiem, nie mogąc powstrzymać matczynej grozy, cisnącej się na rozluźniony alkoholem język. Właściwie omijała wzrokiem Samaela i Eilis. Ignorowała ich tak długo, jak tylko mogła, mając nadzieję, że nie dojdzie do żenującego zapoznania. Powinno się ono rozgrywać w zupełnie innych okolicznościach; obok niej powinien być Reagan a Samael powinien prosić ich o zgodę na ten mariaż a nie stawiać matkę przed faktem dokonanym. Do tego w sali pełnej ludzi. Laidan poczuła, że oprócz rozżalenia i pogłębiającego się smutku, zaczyna się irytować. A to nigdy nie wróżyło dobrze.
Odstawiła kieliszek z winem, uśmiechając się promiennie do ludzi, odwracających ku niej głowy...Och. No tak, jednak do konfrontacji musiało dojść. Avery była pewna, że Perseus usłyszał nieprzyjemne zgrzytnięcie jej zębów, gdy Samael w towarzystwie swego mimozowatego chłopca ruszył w ich stronę.
- Przepraszam za niego, Perseusie. Nie wiem po kim odziedziczył wyczucie - znów zwróciła się do swego chrześniaka, paradoksalnie coraz lepiej znosząc jego towarzystwo. Niefrasobliwe, bez spięcia, czujne i rozrywkowe, co stanowiło miły kontrast z wewnętrznym chaosem, rozgrywającym się w środku. Posłała Persowi jeszcze jedno przepraszające spojrzenie - co za nietakt! prowadzić do kuzyna, będącego w żałobie po tak tragicznej śmierci narzeczonej, swoją nową wybrankę! już nie wspominając o samej formie zapoznania z rodzicami - po czym przywdziała swój najbardziej miły uśmiech, lekkim gestem ściągając z twarzy złotą maskę. Odłożyła ją na tacę obok, poprawiła jasne włosy i już mogła być gotowa na spojrzenie prosto w oczy chłopięcej wywłoce o imieniu dobrym dla służki.
- Jakże miło cię w końcu poznać, panno Sykes- powitała Eilis śpiewnie, patrząc jej prosto w oczy, po czym powoli ucałowała dziewczynę w oba policzki, zostawiając na nich krwistoczerwone ślady. Tylko na sekundę przeniosła wzrok na Samaela: wzrok obojętny, zdystansowany, wyłącznie uprzejmy, jakim nie obdarzała go praktycznie nigdy. Mógł widzieć ją wściekłą, poruszoną, zrozpaczoną czy targaną każdą inną namiętnością, ale tak chłodne spojrzenie należało do rzadkości.



when your smile is so wide and your heels are so high you can't cry

Laidan Avery
Laidan Avery
Zawód : mecenas i krytyk sztuki
Wiek : 48 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I wanna see this world, I wanna see it boil
I wanna burn the sky, I wanna burn the breeze
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala balowa - Page 4 Tumblr_n6rzyyaEVN1rmr774o6_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1280-laidan-avery https://www.morsmordre.net/t1289-ludwig#9767 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1532-laidan-avery

Strona 4 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Sala balowa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach