Wydarzenia


Ekipa forum
Stoliki na uboczu
AutorWiadomość
Stoliki na uboczu [odnośnik]04.04.16 22:47
First topic message reminder :

Stoliki na uboczu

★★
Stoliki w Dziurawym Kotle dzieliły się na te, których goście pławili się w słońcu przebijającym się z trudem przez zabrudzone szyby, na te, które stojąc w centrum sali stanowiły serce pubu, na te, które kusiły ciepłem kominka, a także na te, które ukryte przed wścibskimi oczami stały sobie spokojnie w kątach kanciastego pomieszczenia. Wysokie, miękkie fotele tak różne od drewnianych krzeseł zapewniały komfort, a obecność podtrzymujących strop belek i prowadzących na piętro schodów dodatkowo osłaniała siedzących przy owych stolikach ludzi, gwarantując prywatność. I święty spokój.

Możliwość gry w czarodziejskie oczko, darta, gargulki, kościanego pokera
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:19, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stoliki na uboczu - Page 10 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]13.08.19 1:14
Dobrze, że chociaż Ria miała szansę ułożyć sobie życie. Jamie trudno było sobie wyobrazić siebie jako żonę, a jeszcze trudniej – wyrzeczenie się gry w quidditcha i oddanie się egzystencji kury domowej, jak jej matka. Którą kochała i szanowała, ale nie chciała żyć jak ona. Zresztą jej matka jako alchemiczka mogła pracować w domu, a ona, by grać w quidditcha, potrzebowała swojej drużyny, treningów i meczów. Trochę też smuciła ją myśl, że Ria pewnego dnia odejdzie z Harpii, by oddać się małżeństwu i macierzyństwu. Kto ją wtedy zastąpi? Czy będzie się dogadywać z tą osobą równie dobrze i tak też współpracować na boisku? Póki co jednak Ria mogła się jeszcze cieszyć grą dla Harpii, a Jamie mogła się cieszyć współpracą z nią na boisku. Weasley była naprawdę zdolną zawodniczką i przez te parę lat wspólnej gry zdążyły się do siebie dostroić i rozumieć na boisku swoje gesty nawet bez słów, a z nową osobą trzeba będzie uczyć się współpracy od nowa. Niemniej jednak życzyła Weasleyównie dużo szczęścia na nowej drodze życia, a Macmillanowie szczęśliwie byli rodem oddanym quidditchowi, więc może jej pasja nie będzie stanowić przeszkody dla przyszłego męża.
W obecnych czasach Jamie nawet trudno byłoby myśleć o wiązaniu się z kimkolwiek. Nawet quidditch nie zajmował już większości jej myśli, coraz częściej rozmyślała o tym, co się działo. Anomalie się skończyły, co było pewną zmianą na lepszą, ale nie dało się przegapić tego, że konflikt między zwolennikami równości a zwolennikami czystości krwi rozgorzał na dobre, a jego ofiarami padało wielu niewinnych ludzi. Ciągle słyszało się o jakichś zniknięciach lub zwolnieniach osób mugolskiego pochodzenia. Jamie martwiła się, bo sama miała niejednego znajomego nieczystej krwi. Sama była córką mieszańca, byłego aurora który zginął w pożarze ministerstwa, próbując ratować innych. W pożarze, który wywołali tak zwani rycerze Walpurgii, chodzący obecnie po wolności jak gdyby nigdy nic i trzymający władzę.
To rodziło w niej postanowienie podciągnięcia się w obronie i urokach, bo nie chciała być bezużyteczna ani bezbronna, skoro już została sojuszniczką Zakonu. Musiała być gotowa na to, co mogło nadejść, ale w międzyczasie wcale nie zamierzała rezygnować z ukochanego sportu. Życie było za krótkie, żeby tylko się umartwiać i nie próbować czerpać z niego pełnymi garściami. Poza tym quidditch i jej pomagał się odprężyć i uwolnić od negatywnych emocji, bo na boisku musiała mieć trzeźwą głowę i uważnie śledzić przebieg gry oraz uczestniczyć w niej, dając z siebie wszystko. Choć w meczu sprzed kilku dni jednak mogły zrobić więcej.
- Miałam podobne myśli o Dolinie Godryka, kiedy już okazało się, że nie mogłam ani się teleportować, ani skorzystać z kominka, a w listopadzie i grudniu latanie stamtąd na stadion Harpii byłoby raczej misją samobójczą... – zaśmiała się cicho. – Dobrze, że teraz już znowu możemy podróżować normalnie, a i latanie znów sprawia czystą przyjemność, gdy nie jestem przemoczona do suchej nitki w mniej niż minutę od oderwania się od ziemi. No i wreszcie mogę normalnie czarować, już nie bojąc się, że porażę siebie lub kogoś obok piorunem. Dobrze móc machnąć różdżką na bałagan w pokoju zamiast ogarniać go własnymi rękami. – Jamie nie cierpiała porządków. Zwłaszcza kiedy musiała ich dokonywać własnymi rękami. To nie tak, że uwłaczało to jej godności (miała dużo szacunku dla mugoli, którzy wszystko musieli robić bez magii), a po prostu tego typu zajęcia zawsze ją wkurzały i irytowały. Cóż, matce niezbyt wyszło nauczenie jej obowiązków pani domu, bo Jamie zwyczajnie się do takiej roli nie poczuwała i zdecydowanie wolała używać miotły do latania niż do czegokolwiek innego. Brak anomalii miał wyłącznie dobre strony, nie tylko dla niej, ale dla każdej osoby w tym kraju, zwłaszcza dla mugoli, którzy nie potrafili sobie radzić z tym koszmarem tak jak czarodzieje.
- Ja chyba też – stwierdziła, również odczuwając wściekły głód, na którego zaspokojenie nie chciała czekać do powrotu do domu. Kuchnia w Dziurawym Kotle nie była tak rewelacyjna jak ta jej matki, ale nie była też najgorsza. – Raczej w porządku, nic nowego. Nadal mieszkam z mamą i siostrą, by być przy nich, nie mam serca ich teraz zostawiać, choć i tak ostatnio sporą część czasu spędzałam na treningach. – Mama wciąż tęskniła za tatą i nie najlepiej znosiła jego nieobecność, choć przez wzgląd na dzieci starała się być twarda i dzielna, niegdyś była w końcu Potterem. Jamie też bardzo za nim tęskniła. Rzeczywistość bez niego wciąż wydawała się dziwaczna, rodzina McKinnonów straciła główną podporę, ale mimo to musiała starać się przetrwać i iść dalej przez życie. Jamie po jego odejściu musiała przewartościować pewne priorytety i spojrzeć na niektóre sprawy inaczej, dojrzalej. – A jak u was? Dawno u was nie byłam. Czy twój brat już wrócił z wyjazdu? I jak rodzice? – spytała. Kojarzyła że ojciec Rii też był aurorem, tak jak jej ojciec. – Pewnie musisz się nimi nacieszyć, zanim nadejdzie ten dzień. Wiecie już, kiedy to będzie? – dopytywała wciąż, ciekawa kiedy Weasleyówna stanie się Macmillanówną.






Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]24.09.19 22:29
Jeszcze nie myślała o tak dalekiej przyszłości jak rezygnacja z gry w Qudditcha. Oczywiście, że Ria pozostawała świadoma co do tego, że przyjdzie jej w końcu odpuścić grę - w końcu nowe życie będzie wiązało się nie tylko z przyjemnościami, ale również obowiązkami. Z tego właśnie składała się rzeczywistość każdego człowieka; odmienne były jedynie formy nakładanych na siebie powinności, aczkolwiek te nie omijały nikogo. Zresztą, rudowłosa zawsze posiadała silne poczucie odpowiedzialności, znała smak ciężkiej pracy, nie wahała się przed postąpieniem słusznie - beztroska egzystencja nie pasowałaby do walecznej, skromnej duszy. Na razie nie myślała o nadchodzących miesiącach zbyt konkretnie, stawiając przed sobą jedynie ogólnikowe wizje rozmywane przez przeploty wydarzeń z teraźniejszości. Pozostały przypuszczenia, domysły; to, co miało dopiero nastąpić, wciąż pozostawało jedną, wielką niewiadomą, z którą należało się pogodzić. Mogło być ciężko oraz burzliwie, acz nie bała się przecież - zwyczajnie szukała odpowiedzi na pojawiające się w umyśle pytania. Nie znajdowała ich zbyt wiele, ledwie jakieś okruchy na drodze, po której Weasley poruszała się niczym garboróg, ale powoli zapełniała codzienną układankę nowymi elementami. Pozostawała otwarta na to, co przyniesie los, dzięki czemu obawiała się odrobinę mniej. Może wkrótce zaczęłaby tęsknić za lataniem oraz meczami, choć czy to one były najważniejsze w życiu? Spełnienie można osiągnąć na wiele różnych sposobów, natomiast stabilizacja nie jest niczym złym; o ile podlewana z odpowiednią dozą uczucia i wspólnego mierzenia się z teraźniejszością.
Każdą przeszkodę da się pokonać. Anomalie to żywy, czy teraz raczej martwy dowód na to, że przy determinacji i wysiłku możliwe jest dokonanie cudu. Niezwykle spłaszczone podsumowanie, choć Rhiannon właśnie w ten sposób widziała wyboje na ścieżkach istnienia - jako zwyczajne kamienie, na które należy znaleźć metodę, po czym wprowadzić ją w życie. W razie porażki wprowadzać aż do skutku, choćby próby zajęły setki lat. Na tym polegała kwintesencja życia, na niepoddawaniu się nawet w obliczu strachu. Odwaga to nie głupota, to walka z samym sobą pomimo rozrywających trzewia lęków. Dlatego cokolwiek miałoby się wydarzyć, pokona to, zaadaptuje oraz przerobi na płynne szczęście - tak nazywa się optymizm.
Nawet brak możliwości bezpośredniego uczestnictwa w walkach Zakonu musiały w takim przypadku odejść na boczny tor, aczkolwiek pomoc niejedno ma imię. Ria zamierzała angażować się w ważne sprawy już zawsze, do końca swych dni; Jamie powinna myśleć z podobnym optymizmem zamiast dostrzegać wyłącznie ograniczenia. Czarownica pokiwała głową, doskonale rozumiejąc to, o czym mówiła koleżanka z drużyny. Podróże w ostatnim czasie rzeczywiście nosiły miano koszmaru, który na całe szczęście dobiegł wreszcie końca. - Musimy dziś za to wypić! - zadecydowała w takim razie, z uśmiechem na piegowatej twarzy. Najpierw jednak jedzenie, ponieważ picie na głodnego to bardzo niedobry pomysł. Ululałaby się po jednej szklance whisky, pewnie nie będąc w stanie iść zbyt prosto. - Doskonale to rozumiem. Też boję się zostawiać matkę samą. Ojciec z bratem ciężko pracują, zwłaszcza teraz - westchnęła. Co stanie się z nią, gdy córka wyjdzie za mąż? Zimny dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa rudzielca, acz szybko strząsnęła z siebie smutny nastrój. - Na pewno jesteś nieocenioną pomocą - dodała więc pogodnie, chcąc niejako dodać Jamie otuchy. Bez względu na to, czy jej potrzebowała czy też nie. - Tak, wrócił, tylko po to, żeby znów nie widzieć życia poza pracą. Nie winię go, stara się ochronić wszystkich - przytaknęła. - To samo zresztą ojciec, wdał się w niego. Mama… mama stara się żyć i udawać, że samotność jej nie doskwiera - skwitowała wbrew sobie dość smutno. - Ale wiesz, jest Skamanderówną i Weasleyem w jednym, poradzi sobie. - Puściła McKinnon oczko. W tym samym czasie kelner przyniósł im do stolika zamówione picie. - W kwietniu lub maju - odparła, rumieniąc się nieco. Nadal nie do końca umiała przestać się ekscytować, choć nie musiała tego robić. Przecież wychodziła za mąż. - Powiedz mi lepiej czy ty dałaś komuś szansę - poprosiła, domyślając się, że rozmówczyni nie miała ochoty na babskie gadanie o ślubach i tego typu ckliwościach. Mimo tego Rhiannon bardzo chciała dowiedzieć się, czy druga z Harpii myślała o kimkolwiek, choćby bez zobowiązań w postaci rychłego zamążpójścia.



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]26.09.19 0:50
Na Jamie powinności nie spoczywały tak silnie. Jej nie groziło poślubienie szlachcica (nawet jeśli dość liberalnego, jak Macmillan), nie zostanie wpakowana w ciasny gorset zasad. Jeśli chciałaby zostać starą panną mogła to zrobić, bo nikt nie mógł wywrzeć na niej przymusu zamążpójścia. Mama pewnie byłaby zawiedziona, ale nie zmusiłaby Jamie do żadnej decyzji, która mogłaby ją unieszczęśliwić.
Był czas gdy rzeczywiście egzystowała beztrosko, bawiąc się i korzystając z życia, ale ten etap minął. Musiał minąć, kiedy zmarł jej ojciec i ktoś musiał zaopiekować się mamą i siostrą. Wróciła do domu, zrezygnowała ze spontanicznych eskapad na miotle, choć nie z quidditcha, sport nadal odgrywał bardzo ważną rolę w jej życiu, ale przypomniała sobie, że musi dbać o rodzinę i zajęta sobą nie może o niej zapominać. Stała się bardziej odpowiedzialna, to na pewno. Częściej myślała nad swoimi posunięciami i decyzjami, nie podejmowała ich tak lekkomyślnie jak kiedyś, bo zdawała sobie sprawę, że to co robi wpływa nie tylko na nią. Kiedyś wyznawała zasadę że bez odrobiny ryzyka nie ma prawdziwej zabawy, ale teraz, w czasach wojny, musiała być mądrzejsza i rozsądniejsza. Nie żyła tylko dla siebie, a nie chciała przysparzać bliskim cierpień. Niemniej jednak trudno jej było sobie wyobrazić szczęśliwe życie bez latania, skoro kochała je odkąd sięgała pamięcią. Konieczność rezygnacji z zawodowej gry kiedyś nadejdzie, ale nie spieszyła się do tego i zamierzała wycisnąć z życia i swojej kariery jak najwięcej, choć marzenia o zostaniu kapitanem drużyny, a kiedyś może i członkiem kadry narodowej, nagle straciły na znaczeniu po śmierci ojca i w obliczu tego, co się działo w kraju. Jednak i ona chciała wierzyć, że cokolwiek się wydarzy, ostatecznie po burzy wyjdzie słońce i świat w końcu wróci do normy. Może nie jutro, nie za miesiąc, ale kiedyś wróci, a oni musieli mu w tym dopomóc, bo nic nie zmieni się samo. Z tą myślą została sojuszniczką Zakonu, bo nawet same próby robienia czegoś były lepsze niż bierność i udawanie że nic się nie dzieje. Żałowała tylko, że wciąż zbyt niewiele umie, by być realną pomocą. Może po prostu zbyt wiele od siebie wymagała?
- Zdecydowanie – zgodziła się. – Moi bracia też są zajęci. Nie chcę, żeby mama i siostra były całkiem same, więc mieszkam z nimi i kiedy nie trenuję, staram się być blisko. Nadrobić ten czas, kiedy żyłam głównie karierą i rozrywkami, i zaniedbywałam bliskich. Jestem im to winna. – Nadal czuła wyrzuty sumienia z tego powodu, że miała taki niechlubny okres, kiedy czasem nawet przez parę tygodni nie pojawiała się w domu, bo albo trenowała, albo spotykała się z fanami Harpii lub wałęsała się na miotle po dziwnych miejscach, często z innym wyglądem. – Aurorzy tak już chyba mają. Pamiętam jaki był ojciec, nawet po odejściu z czynnej służby w terenie tak naprawdę nigdy nie przestał być aurorem. – Widocznie aurorem nie przestawało się być. Można było przejść za biurko, gdy stan zdrowia nie pozwalał chodzić na akcje, ale nie dało się wykorzenić pewnego podejścia, mentalności. – Nie widział życia poza pracą, poza tym... to powołanie. Niebezpieczne, ale jakże potrzebne! – Potrzebowali dzielnych aurorów, którzy staną między obywatelami a czarnoksiężnikami. Jamie zawsze podziwiała tych ludzi, ich odwagę i umiejętności. Zwłaszcza umiejętności, bo sama dzielność to nie wszystko, gdy nie potrafiło się skutecznie bronić. – Moja mama ma podobnie. Stara się być twarda i udawać, że samotność jej nie doskwiera, ale doskwiera i widzę to. Jest jej lepiej, kiedy przy niej jesteśmy, ale nie możemy wypełnić pustki po ojcu. – Nikt nie mógł. Choć dla pani McKinnon na pewno ważne było, że dzieci były w pobliżu. Dwie najmłodsze córki mieszkały z nią, Henry także był w Dolinie Godryka, blisko nich. Niemniej jednak miała dużo zmartwień, w ostatnich miesiącach w jej niegdyś kruczoczarnych jak u Jamie włosach przybyło siwych kosmyków. – Obie sobie poradzą. Moja mama, jako Potter i McKinnon w jednym, również – uśmiechnęła się, wierząc że tak będzie. Wszyscy jakoś musieli sobie radzić. Jamie się bardzo zmieniła, ale stała się silniejsza. Poczuwała się do chronienia rodziny.
Gdy otrzymała picie, napiła się i znowu spojrzała na Rię.
- Och, to już niedługo! – ucieszyła się. Niby to jeszcze kilka miesięcy, ale zapewne miną dość szybko i Weasleyówna zmieni stan cywilny, a także miejsce zamieszkania. I będzie mieć na pewno więcej obowiązków. Brr, na ten moment dla Jamie małżeństwo faktycznie nie brzmiało zachęcająco. I rzeczywiście nie w jej stylu byłyby ckliwe pogawędki o sukienkach, kwiatkach i dekoracjach, bo nie odnajdywała się w tego typu babskich tematach, choć gdyby Ria zaprosiła ją na ślub, przyszłaby i specjalnie dla niej założyła sukienkę zamiast spodni.
- Ja? – zdziwiła się, po czym wybuchnęła cichym śmiechem. – Moje życie uczuciowe nadal jest pustynią. Zresztą moje ostatnie miesiące były dość... zwariowane i zajęte. – Dużo czasu zajmowały jej nie tylko treningi, ale też kursowanie między Doliną Godryka a boiskiem bez teleportacji. Czasem bywała w Londynie, załatwiała różne sprawy, ale żadna znajomość nie rozkwitła jakoś szczególnie. Spotykała różnych ludzi, w tym mężczyzn, ale miała inne priorytety niż szukanie faceta, nie potrzebowała męskiej opieki ani nie zależało jej na szybkim wybawieniu od rychłego staropanieństwa, zresztą czy w ogóle umiałaby się zakochać? Zawsze traktowała kolegów jako kumpli, nie rozumiejąc westchnień niektórych rówieśniczek, które jeszcze w szkole oglądały się za chłopakami i podkochiwały się w nich. Ona tymczasem wolała wraz z nimi grać w quidditcha, wpadać w tarapaty, bić się ze Ślizgonami lub wymykać po kryjomu z wieży Gryffindoru. Zawsze była chłopczycą i nadal nie uległo to zmianie. – Nie spieszy mi się. Nie wiem, czy sprawdziłabym się jako żona, poza tym cenię sobie niezależność, a mam wrażenie, że wielu mężczyzn to odstrasza. Że silne kobiety, które mają ambicje i wiedzą, czego chcą, nie są zbyt... pożądane. Choć podejrzewam, że w świecie wyższych sfer jest to bardziej widoczne? Choć ty pewnie nie masz z nim za dużo do czynienia i żyjesz normalnie, bez tych bzdurnych ograniczeń. A ja cieszę się z twojego szczęścia. W każdym razie mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa jako żona. – Nawet Jamie wiedziała, że Weasleyowie byli o wiele bliżsi światu zwykłych czarodziejów i szlachetność zachowali jedynie z nazwy, bo nie dbali chorobliwie o czystość swojej krwi ani o bogactwa. Niemniej jednak pamiętała z Hogwartu różne nadęte damulki, które zadzierały nosa i bały się wszystkiego, co niezwiązane z ich światem, i były wychowywane głównie na żony dla równie nadętych lordów, a o spełnianiu marzeń tak, jak robiły to zwykłe dziewczęta, często mogły zapomnieć. Dlatego Jamie cieszyła się że była zwykła i nikt nie próbował wepchnąć jej w sztywne ramy, bo niechybnie byłaby głęboko nieszczęśliwa, gdyby ograbić ją z czegoś tak wspaniałego jak wolność wyboru.






Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]30.10.19 21:05
To nie była kwestia powinności - Weasleyowie z pewnością nie naciskaliby na ożenek, zwłaszcza ze szlachetnie urodzonym mężczyzną. Już dawno porzucili konwenanse oraz tytuły, nie wierząc w poprawę sytuacji. Już od dawna arystokracja nie była synonimem szlachetności, pomocy potrzebującym; stała się jedynie pustym frazesem wypełnionym nienawiścią wraz do pary z protekcjonalnością. Nie niosły ze sobą żadnej wartości, a cóż, potomkowie Mac Rossy zawsze pozostawali krnąbrni wobec tradycji. Pod tym względem nie różniły się z Jamie, obie mogły wybrać dla siebie przyszłość według swoich pragnień, o ile nie nastawałyby na honorowe wartości jakim kierowała się rodzina z Devon. Ria zwyczajnie chciała wyjść za mąż, mieć dzieci oraz wieść szczęśliwe życie - pozornie nudne, choć nie spoglądała na to w ten sposób. To przecież nie tak, że odtąd czekało na nią jedynie umieranie; jedna przygoda zamieniała się w drugą i nie było w tym nic złego. Wręcz przeciwnie, nadchodziło odkrywanie czegoś nowego, dotąd nieznanego! Wystarczyło odpowiednie podejście do sytuacji i ta konkretna osoba, przy której serce biło szybciej, żeby spojrzeć na świat optymistyczniej. Pod kątem możliwości, nie ograniczeń. Życzyła tego swej towarzyszce, nawet jeśli ta dotąd zapierała się, że nie potrzebuje takiego obrazka w swoim życiu - jednak szczęście nie tylko miało wiele twarzy, acz także dopadało człowieka w najmniej spodziewanych momentach, w nie mniej zaskakujących sytuacjach.
Dlatego pewnie i Rhiannon mocno wierzyła, że wojna miała się kiedyś zakończyć. Nie teraz ani w najbliższej przyszłości, aczkolwiek zło musiało zostać pokonane. Zawsze tak było, prawda? Zwycięstwo dobra, porażka cierpienia oraz krzywd. Czekała więc na czasy, w których nawet najbanalniejsze marzenia znów staną się wartościowe. Kiedy egoizm w postaci koncentracji na sobie nie będzie prowadził do zaniedbań ani zagłady. Teraz powinna myśleć o tych wszystkich niewinnych ludziach czekających za murami lokalu na ratunek. Nie zastanawiać się ani nad karierą ani nadchodzącym ślubem - ponieważ czy to nie były właśnie błahostki, wobec których istniała jedynie potrzeba odsunięcia w czasie? Jednak co się wydarzy, gdy ten czas nie nadejdzie, a oni zrezygnują z siebie? Co jeśli nie zdążą spełnić się życiowo nim te ostatecznie zakończy się? Było przecież takie kruche, szczególnie teraz. Rudowłosa nie chciała zamykać się na własne dobro, kierować się jedynie altruizmem, później żałując. To brzmiało paskudnie samolubnie, ale czy ktoś zamierzał ją z tego rozliczyć?
Kiwała głową, gdy Jamie mówiła o rodzinie - doskonale się rozumiały w tym temacie. Ona również starała się zapewnić matce towarzystwo, choć niedługo nie będzie to możliwe. Nie w takim wymiarze jak teraz. Zdusiła w sobie westchnięcie, zamiast tego forsując przyjazny uśmiech na piegowatą twarz. - Zwłaszcza, że czasy nie sprzyjają odpoczynkowi - dodała względem aurorów. - Ktoś to musi robić - dorzuciła nieco smętnie, acz twarz pozostawała niezmiennie ta sama. Ria nie nadawała się do łapania czarnoksiężników, przekonała się o tym dobitnie podczas misji w Azkabanie. Nie popisała się tam ani umiejętnościami, ani kreatywnością. Prawdopodobnie powinna więc skoncentrować się wyłącznie na karierze zawodowej, co było ciężkie, ponieważ chciała pomagać w ferworze wojennych bitew z plugawymi mocami. - Niektórzy są po prostu niezastąpieni - przytaknęła. Weasley również nie umiała zastąpić wiecznie nieobecnego ojca, bez względu na to jak mocno się starała. - Na pewno, jak już wspomniałaś, to twarde babki. W końcu po kimś musimy to mieć - wyszczerzyła się, nieco podniesiona na duchu. Chciała w ten sposób myśleć. Że bez względu na wszystko, poradzą sobie. One, ich córki, każdy z ich bliskich. Aż zaczną wspominać te czasy ze smutnym niedowierzaniem.
Na razie ta sprawa została ucięta pojawieniem się alkoholu oraz zmianą tematu, którą Rhiannon zręcznie pokierowała w stronę McKinnon. Nie zamierzała jej w końcu zanudzać ślubnymi sprawami, a sama dowiedziałaby się czegoś więcej o życiu uczuciowym drugiej Harpii. Lub jego braku, wszystko jedno. Z tego powodu uważnie wsłuchiwała się w odpowiedź czarownicy i odparła głowę na dłoni. - Niestety takie mamy czasy. Z drugiej strony zauważyłam, że właśnie coraz więcej mężczyzn docenia silne kobiety, ponieważ są ciekawsze od tych nudnych wychowywanych jedynie na zostanie żonami oraz matkami - stwierdziła w delikatnym zamyśleniu. - Nie obcuję zbytnio z arystokratami, ale muszę przyznać, że tak, tam jest to mocniej zauważalne, na szczęście nie musisz się martwić takim małżeństwem. - Zaśmiała się cicho. Z jej ust brzmiało to zabawniej niż z każdych innych. - Dzięki. To może wypijmy za nasze obopólne szczęście? - zaproponowała unosząc szklankę. Zresztą, chwilę później na stołach pojawiło się zamówione jedzenie. Dzięki Merlinowi, nie musiały pić na pusty żołądek, to ponoć najgorsze!



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]31.10.19 2:02
Może kiedyś i na Jamie przyjdzie czas, kiedy postanowi się ustatkować i założyć rodzinę. Do tego czasu musiała skończyć się wojna, a także pojawić na jej drodze ktoś odpowiedni, kto nie będzie próbował jej ograniczać ani tłamsić, a doceni jej siłę i pasję. Potrzebowała równorzędnego partnera, nie pana i władcy ani nie opiekuna. Z obecnego punktu widzenia niezbyt podobała jej się myśl o wyrzekaniu się czegokolwiek, w tym przypadku dobrze zapowiadającej się kariery. Miała nadzieję, że jeszcze długo nie będzie musiała wyrzekać się sportu, bo jak wyglądałaby jej codzienność bez quidditcha, treningów i towarzyszących temu wszystkiemu emocji? Latanie i quidditch towarzyszyły jej od dziecka, a w jej umyśle ślub i dzieci niemal równały się rezygnacji z tego. Ale jeśli Ria właśnie tego pragnęła, Jamie zamierzała ją wspierać, choć na pewno będzie za nią bardzo tęsknić, gdy nowe zobowiązania sprawią, że jej dalsza gra Harpiach już nie będzie możliwa. Na jej miejsce przyjdzie ktoś nowy, ale Jamie zdążyła się zżyć z aktualnymi ścigającymi, z którymi już długo współpracowała i dzięki temu dobrze odczytywały swoje intencje na boisku, a z nową osobą trzeba będzie docierać się od początku. Utrata Weasley na pewno będzie dla Harpii dotkliwym ciosem, ale najważniejsze, żeby to ona była szczęśliwa.
- Dobrze, że istnieją tak odważni i ofiarni ludzie jak oni – powiedziała, pełna podziwu dla aurorów. Ria miała rację, ktoś musiał ryzykować i się poświęcać, by inni mogli spać spokojniej. Może poza rodzinami samych aurorów, które musiały bać się o bliskich, a w najgorszym wypadku odwiedzać ich na cmentarzu, tak jak to miało miejsce w przypadku Jamie i jej ojca. – Na pewno – także się wyszczerzyła. Oboje rodzice Jamie byli silnymi ludźmi o własnych, solidnych zasadach moralnych. Nie inaczej pewnie było z rodzicami Rii. Obie w końcu wyrosły na silne i zaradne kobiety, które potrafiły odróżniać dobro od zła i wiedziały czego chcą od życia. Jamie została na taką ukształtowana w sporej mierze przez swoją bliską rodzinę. To im zawdzięczała to, kim dzisiaj była. Nawet jeśli mama kiedyś inaczej wyobrażała sobie życie Jamie, nie dawała jej odczuć tego, że jest rozczarowana jej wyborami i tym, że zamiast założyć rodzinę równie młodo jak ona, nadal uganiała się na miotle za piłkami. Wspierała ją wciąż, za co McKinnon była jej wdzięczna.
- Pewnie zależy jacy mężczyźni – przyznała. Może gdzieś rzeczywiście krył się ktoś, kto poszukiwał kogoś takiego jak ona, silnej kobiety z pasją, która pragnęła od życia czegoś więcej niż tylko rodzenia dzieci i gotowania obiadków. Chciałaby poznać takiego postępowego mężczyznę, w którym znalazłaby partnera i który traktowałby ją jak równą sobie, absolutnie nie jako słabszą. Nie chciała nigdy znaleźć się w pozycji zależnej, podległej mężczyźnie. – Nie chcę być tylko żoną i matką. I jestem pewna, że ty również nie, i na pewno znajdziesz sobie nową pasję nawet gdy nie będziesz już mogła z nami grać. Swoją drogą będzie mi ciebie bardzo brakować w drużynie, gdy postanowisz nas opuścić – zapewniła. Ale taka była kolej rzeczy, skoro Ria wybrała tak a nie inaczej. To na pewno był wybór, bo Weasley nie była kimś, kto dałby się zmusić do zamążpójścia wbrew woli. – Pozostaje nam cieszyć się wspólną grą tak długo, jak możemy. I mieć nadzieję, że nie odwołają rozgrywek. – Nie odwołano ich kiedy szalały anomalie, ale kto wie, co przyniesie wojenna przyszłość? Kiedyś prawdopodobnie byłoby to dla niej wielką tragedią, ale teraz pojmowała już, że są sprawy ważniejsze niż quidditch, kariera i dobre wyniki. – Nie muszę, i całe szczęście. Nie umiem sobie nawet wyobrazić tego, że ktoś miałby mi kazać wychodzić za mąż za kogoś, kogo nawet nie wybrałabym sobie sama, i żyć w określony, narzucony sposób. – To była przerażająca wizja. Małżeństwo z przymusu, spędzanie życia z kimś praktycznie obcym, z kim nie łączyłyby jej żadne uczucia. Jamie darzyła ten patriarchalny system niechęcią i niezrozumieniem, ale były kobiety, które nie wyobrażały sobie innego życia.
- Jasne, wypijmy. – Uniosła swoje naczynie i także wypiła za szczęście ich obu. Potem przed nimi postawiono obiad, więc przez pierwsze minuty nie rozmawiały, a po prostu jadły. Było prawie normalnie, pomijając to, że w Dziurawym Kotle atmosfera zdawała się mniej beztroska i luźna niż dawniej. Ludzie byli spięci i podenerwowani, każdy pewnie wiedział, co wydarzyło się na Pokątnej nie tak dawno temu, i bano się powtórki podobnej sytuacji, co było całkiem naturalne.






Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]06.02.20 18:51
Nie była tak silna jak Jamie. Nie tak postępowa, nie tak bezkompromisowa. Gdzieś tam w swoim zamyśle Ria od zawsze wiedziała, że chce kiedyś założyć rodzinę - jeśli los nie postawiłby na jej drodze odpowiedniego mężczyzny, nie szukałaby go na siłę, acz… nie byłaby do końca szczęśliwa. Oczywiście, że odnajdywała nieskończoną radość w lataniu oraz innych pasjach, ale rudowłosa nie wierzyła, że to miałby być przepis na całe życie. W pewnym momencie samotna wędrówka stałaby się zbyt samotna. Jasne, że miałaby wsparcie rodziny i przyjaciół, jednak czy byłoby to tym samym co pokonywanie przeszkód wspólnie, z partnerem? Odkąd spoglądała na rodziców oraz ich symbiozę wiedziała, że pragnie dla siebie podobnej historii. Pełnej nie tylko romantycznych uniesień, także ciężkiej pracy czy wzajemnego wsparcia. Tym samym wierzyła, że właśnie udało jej się odnaleźć kogoś takiego. Zabawne, że Weasley miała wynieść się na stan szlachecki, choć miała świadomość, że to nie będzie jedno z tych konserwatywnych małżeństw, które będzie tolerować się tylko podczas publicznych wystąpień. Odnalezienie miłości nawet w tak niesprzyjających warunkach to cud, jakiego czarownica zamierzała się trzymać - ze wszystkich sił. Przecież nic nigdy nie jest proste, a coś, co przychodzi zbyt łatwo szybko traci na znaczeniu. To nie tak wyobrażała sobie wspólną egzystencję. Dlatego, że miała wielkie nadzieje oraz wielkie oczekiwania, teraz głównie naprowadzone na ten jeden konkretny moment. Z tego powodu Rhiannon nie mogła równać się ze swoją przyjaciółką, która nie interesowała się zbytnio domowym życiem; ale rozumiała to i szanowała, jakkolwiek postępowe to nie było. Po prostu podejrzewała dlaczego druga ze ścigających prawdopodobnie nigdy nie zrozumie motywacji rudzielca; niby różniły się od siebie nieznacznie, a mimo to niektóre decyzje prezentowały się w ich głowach całkowicie niezrozumiale. To nic złego, świat powinien być różnorodny - pytanie czy McKinnon to zaakceptuje? Obserwując kobiecą twarz znajdującą się naprzeciwko Ria nie posiadała odpowiedniej dozy pewności. Z drugiej strony na pewno przesadzała, przecież Jamie nie martwiła się tak bardzo, na pewno nie o nią samą, raczej o drużynę, z której na jakiś czas pewnie Weasley będzie musiała zrezygnować. Czy mocne postanowienie o powrocie wystarczy, żeby rzeczywiście wrócić do składu? Tylko czas może odpowiedzieć na to pytanie.
Skinęła lekko głową, nie pozbywając się przy tym subtelnego uśmiechu rozświetlającego lekko zaróżowioną od zimna twarz. Dobrze, że zgadzały się w tej kwestii - aurorów, bycia silnymi osobowościami, nawet jeżeli u jednej znajdowało się jej więcej niż u drugiej. Nie żałowała. Była zadowolona ze swoich wyborów, z przyszłości jaką sobie nakreśliła. Zamierzała przecież pogodzić dwie różne sfery istoty swego istnienia i nawet jeżeli się nie uda, to będzie próbować. Poddawanie się nie leżało w naturze lisów.
- Wiadomo, że nie ma ich wielu - pociągnęła temat pomiędzy jednym kęsem, a drugim. Co jakiś czas kontemplacyjnie przeżuwała posiłek, nie chcąc zostawiać słów samym sobie. Niektóre warte były przemyślenia oraz rozwagi, nie lekkomyślności. - W końcu jak już wspomniałam, czasy są takie, a nie inne. Jednak wiem, że istnieją i że kiedyś wasze drogi skrzyżują się ze sobą - dopowiedziała pewna siebie. W końcu dlaczego nie? Siedzącej z nią Harpii niczego nie brakowało, ani urody, ani inteligencji, ani interesującego charakteru czy umiejętności, czego więc chcieć więcej? - Kto wie, może wreszcie nauczę się szyć? - zaśmiała się, wspominając wielokrotnie nieudane nauki matki. Najgorsze będzie wysiedzenie w miejscu; nogi weasleyówny ciągle ją gdzieś nosiły. - Może też kiedyś do was wrócę - dodała. Nawet jeśli nie będzie aktywnie latać to może wspomoże trenerkę w treningach? Albo wyszukiwaniu talentów? Rhiannon pragnęła wierzyć, że małżeństwo i macierzyństwo nie mogło przecież wszystkiego przekreślić! - Na pewno też będę tęsknić - wyrzekła cicho, niemal nostalgicznie. - Wycofanie rozgrywek? To dopiero zbrodnia przeciwko ludzkości! - zakrzyknęła, choć żartobliwie. Ria posiadała świadomość, że wojna wiele zmienia, że istnieją priorytety. Jednocześnie cicho w duchu wierzyła, że do tego nie dojdzie, że świat się opamięta. Pobożne życzenia? - Straszne - przyznała na wzmiankę o aranżowanym małżeństwie. Dreszcz trwogi przetoczył się przez ciało rudowłosej, które wzdrygnęło się w jakże wyrazistym przestrachu. Podobne zabiegi szokowały ją nie mniej niż czarodziejów niższych stanów. Na szczęście alkohol zamortyzował uczucie dyskomfortu, z kolei następne, ciepłe jedzenie wywołało falę przyjemności, której czarownica poddała się z lubością. Nie ma nic lepszego po ciężkim treningu niż dobra strawa oraz trunek!



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]06.02.20 23:54
Wiele zależało od wychowania i charakteru, a także od ludzi, jakich spotykało się na swej drodze. Jamie już w młodym wieku rosła na chłopczycę, która wolała chłopięce niż dziewczęce rozrywki, a gdy była starsza, to wcale nie uległo zmianie wbrew temu, na co pewnie po cichu liczyła jej matka. Pani McKinnon wydawała się wewnętrznie rozdarta, bo choć z jednej strony chciała, by córka, w przeciwieństwie do niej, nie musiała wyrzekać się swoich marzeń, to jednak osobie z jej pokolenia trudno było sobie wyobrazić, że kobieta może być samowystarczalna i w pewnym wieku nadal nie mieć męża ani dzieci. A choć Jamie kochała swoją rodzicielkę, nie chciała iść w jej ślady i nie uważała, by zamążpójście determinowało jej wartość. Nawet jeśli ludzie niedługo mieli zacząć nazywać ją starą panną, to co z tego? Z jej obecnego punktu widzenia najważniejsza była samorealizacja, kariera i bycie szczęśliwą. Może musiało minąć więcej czasu niż w przypadku innych kobiet, by zaczęła marzyć o małżeństwie i dzieciach. Zasadniczo to dobrze byłoby nie zestarzeć się samotnie, ale mężczyzna dla Jamie musiał spełnić konkretny warunek – traktować ją jak równą sobie, a nie słabszą. I nie mógł jej ograniczać. Miał być równorzędnym partnerem, z którym będzie mogła iść przez życie obok niego, a nie za nim. Jej rodzice byli dość liberalni, a ich małżeństwo było szczęśliwe, ale mimo wszystko w jej domu i tak istniał patriarchat, gdzie to ojciec był żywicielem rodziny, a matka zajmowała się domem i dziećmi. Jamie nigdy nie mogła narzekać na swoją rodzinę i dzieciństwo, była szczęśliwa jako dziecko tych ludzi, ale... nie chciała dla siebie życia, jakie wybrała matka. Smaku miłości nie poznała jeszcze nigdy, ale nie umiała sobie wyobrazić, by mogła pokochać kogoś, kto wyznawałby poglądy stojące w sprzeczności z jej własnymi. Nie rozumiała kobiet, które godziły się na tłamszenie i utratę wolności – wydawało jej się, że kochający mężczyzna powinien szanować autonomię partnerki, a nie ją tłamsić. Czy Ria trafiła na takiego właśnie kochającego, szanującego jej wolność partnera? Oby tak było.
Niemniej jednak zdawała sobie sprawę, że Ria należała do tych mądrych kobiet, które miały swoje zdanie i nie związałyby się z kimś, kto by je źle traktował, więc chyba nie musiała się obawiać o jej szczęście. Zależało jej nie tylko na drużynie, ale i na tym, by sama Ria była szczęśliwa, bo trudno byłoby jej znieść myśl, że Weasley mogłaby być źle traktowana przez męża. Żadnej kobiecie nie życzyła stania się ofiarą patriarchatu.
- Na szczęście coś powoli się zmienia. W czasach młodości naszych mam i babć pewnie byłoby dużo bardziej nie do pomyślenia, by kobieta w moim wieku myślała o karierze, a nie o mężu i dzieciach. A teraz coraz więcej kobiet pragnie czegoś więcej, co jest dobre i niosące nadzieję. Może następne pokolenie będzie mieć jeszcze większą swobodę? – zastanowiła się, zadowolona z tego, że czarownice stawały się coraz bardziej niezależne, że coraz więcej z nich realizowała swoje marzenia wykraczające poza typowy schemat. – Wiesz, że będę cię wspierać także na nowej drodze życia, prawda? Chcę, żebyś była szczęśliwa, a jeśli właśnie tego chcesz, to pozostaje mi to zaakceptować, kibicować ci i cieszyć się razem z tobą.
Lubiła Rię. Przez ten czas, kiedy grały razem w drużynie, może nawet zdążyły się zaprzyjaźnić. Będzie jej brakowało Rii w drużynie, ale taka najwyraźniej była kolej rzeczy, skoro zależało jej na stworzeniu własnej rodziny. A kiedyś, w przyszłości, nawet jeśli nie uda jej się wrócić do pierwszego składu, mogła zajmować się quidditchem w innej formie.
- Miejmy nadzieję, że będą dalej możliwe, bo... zanudziłabym się, nie mogąc grać. Brakowałoby mi tych emocji, wszystkiego co związane z lataniem i grą – skrzywiła się na samą taką myśl. Poza tym zdawała sobie sprawę, że niespecjalnie miała umiejętności do jakiegoś innego zawodu. Ostatnie lata poświęciła quidditchowi i we wszelkich innych sprawach była co najwyżej przeciętna. Musiałoby upłynąć sporo czasu, by zdołała się przekwalifikować. Poza tym nie wyobrażała sobie, że quidditch miałby nie gościć w czarodziejskim życiu, od dziecka pasjonowała się tym sportem, kibicowała Harpiom i wiedziała, że również wielu innych czarodziejów także bacznie śledziło rozgrywki. Zabranie tego to tak, jakby odebrać im wszystkim różdżki, przynajmniej w oczach Jamie. Quidditch był integralną częścią świata, który znała, jednym z wielu elementów składających się na rzeczywistość, w której przyszło jej żyć, choć dla niej był nawet ważniejszy niż dla ogółu społeczeństwa, był jej pasją i pracą w jednym, z tego żyła. To potrafiła robić najlepiej, ale wiedziała też, że coś się zmieniało, i to na gorsze. Nie wiadomo było, co przyniesie przyszłość.
Porozmawiały jeszcze trochę, ale nadszedł czas pożegnania. Jamie musiała wracać do Doliny Godryka.
- To co, do zobaczenia na kolejnym treningu? – rzuciła lekko; wiedziała, że niedługo zobaczą się znowu, w końcu treningi odbywały się regularnie.
Pożegnała się, a następnie opuściła lokal z zamiarem powrotu do domu.

| zt. dla Jamie






Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]01.03.20 21:40
19.04

Pojawił się w Dziurawym Kotle pierwszy i szybko zajął stolik w kącie, jak najdalej od wścibskich uszu innych ludzi. Dzisiejsza rozmowa miała pozostać intymna, prywatna i w ogóle utonąć w szumie gadania innych bywalców Kotła. Troszkę się denerwował, czy Keat dotrze na miejsce, ale podobno znał siostrzenicę właściciela, którego kominek był podłączony do sieci Fiuu, więc Steffen był dobrej myśli!
Rozpromienił się, widząc przyjaciela i powitał go szeroookim uśmiechem. Piątek, piąteczek, piątunio!
Ostatnio pił tutaj z Dudleyem, ale Sheridan zdawał się zupełnie go nie rozumieć - i nic dziwnego, jemu nie mógł się zwierzyć ze swoich sercowych rozterek, ale Keaton to co innego!
-Heja, siema, ale na początek może być? Albo wiesz, ty coś wybierz, bo lepiej znasz się na alkoholach. - do niedawna Steffen myślał, że Keat lepiej zna się również na kobietach, ale impreza u Macmillana zmieniła nieco jego poglądy. Teraz nie był już guru-Keatem a zwykłym rówieśnikiem w podobnych opałach i to o tym Steff chciał z nim pogadać.
-Słuchaj... - nachylił się konspiracyjnie. -Bo mówiłeś, że jednorożec pozwolił ci do siebie podejść, nie? - szepnął, a oczy rozbłysły mu łobuzersko. -Czyli... to prawda, co mówią o jednorożcach? - znał się trochę na magicznych stworzeniach, nie tak dobrze jak Keat, ale podstawy kojarzył. W tym mit o dziewicach i dzieciach!
-Bo wiesz, myślałem, że już miałeś dziewczynę, ale jak nie miałeś, to chciałbym z tobą pogadać, o, a raczej napić się żałobnie. - nagle spoważniał, wyjaśniając powód piątkowego zgromadzenia. -I wiesz, powiedzieć ci jak mężczyzna mężczyźnie żebyś się nie martwił, bo z kobietami to same problemy są. - dodał tonem wielkiego znawcy. Szczerze myślał, że to Keat potrzebuje dziś pocieszenia, chociaż prawda wyglądała tak, że to biedny Steff chciał się wygadać. Od ponad trzech miesięcy usiłował nie myśleć o Isabelli, ale niestety działało to tak, jak gdy chciał powściągnąć swój długi język i zamilknąć - nie wytrzymywał!


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]01.03.20 23:03
To był naprawdę interesujący list. Począwszy od mówiącego wiele nagłówka aż po propozycję spotkania, które miało Stefowi coś rozjaśnić w głowie. Przybył, na czas, nawet chwilę wcześniej, otrzepał się z sadzy, choć, po prawdzie, zbyt dużej różnicy to w jego przypadku nie zrobiło, a potem strategicznie wybrał miejsce na piętrze, wspinając się po schodach prowadzących do pokoi do wynajęcia. Aż dziw, że nikomu nie przeszkadzało to, że tak po prostu się tam kręci, ale posępnie snująca się sprzątaczka zdawała się go nawet nie zauważać.
Zszedł dopiero, kiedy zobaczył czuprynę Stefka (ją pierwszą, jego samego w drugiej kolejności), zachodząc go od tyłu, choć chyba nie udało mu się przyprawić go o mały zawał serca. Może było już w takim stanie, że musiałby się naprawdę postarać, żeby uszkodzić je bardziej?
- Z lady też się witasz heją? - uniósł wymownie jedną brew, bo nie zamierzał udawać, że nie zauważył tego, w jaki sposób Cattermole zaczął do niego swój list. - Żadne ale, pierwsza zasada przetrwania w takich melinach - mówił jako parszywy specjalista - zamawiasz to, co schodzi najszybciej, w tym przypadku to będzie pewnie porter, gościu na prawo też pije, tak jak tamten przy barze, a oni to akurat na stałych bywalców wyglądają - niekoniecznie Dziurawego, ale wszelkich przybytków alkoholowych. - Stary Sue dwa razy, tylko nierozcieńczony - krzyknął w stronę barmanki, bo już mu się za bardzo nie chciało w tamtą stronę iść. Ale zerkać na nią będzie, bo wygląda na taką, co piwo splunięciami rozcieńcza.
No dobra, to pierwsza lekcja życia za nimi, co dalej?
- Jak ta rozmowa? Pochwaliłeś się swoim doświadczeniem? - szczekliwy śmiech przyozdobił szczery uśmiech Keata; czuł w kościach, że Steff wraca w glorii chwały i zwycięstwa po tym pojedynku.
Rozsiadł się wygodnie, przyjmując pozę możemy zaczynać. - Dobra, Cattermole, to co cię tak trapi, biedaku? - kto - powinien chyba zapytać, ale nie chciał go przepłoszyć. - Pozwolił... - odpowiedział, niepewnie zerkając na przyjaciela i zastanawiając się, o co może chodzić tak właściwie. A raczej jakie jest powiązanie pomiędzy jego konfrontacją z jednorożcem a życiem uczuciowym Stefka. - Wiele rzeczy o nich mówią - nie zamierzał mu tego ułatwiać, perfidny kutas; już teraz rozumiał. I rżnął głupa. - Nigdy nie miałem dziewczyny - odpowiedział, nie kłamiąc nawet; bujał się z nastoma, w jednej się bujał, z żadną oficjalnie nie był. - Co ona ci zrobiła? - niemal retorycznie to pytanie zabrzmiało, jakby wzdychał tylko, do jakiego stanu kobiety są zdolne mężczyzn doprowadzić... - Jak mężczyzna mężczyźnie powiem ci, że rację masz całkowitą, należałoby wyeliminować je wszystkie, wtedy problemy przestałyby istnieć - z poważną miną mu przytaknął, wyczuwając, że tego właśnie teraz Stefkowi potrzeba.



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]01.03.20 23:20
-Keat, ale ty się skradasz! - podskoczył na krześle, bardziej zaskoczony niż przestraszony. Zabawne, jak inaczej odbierał świat w postaci człowieka. Gdy był szczurem na Sylwestrze, kroki Keata dudniły w katakumbach niczym wystrzały armat. A może to Burroughs ogarnął się od tamtego czasu i nauczył stąpać delikatniej?
Zarumienił się gwałtownie, bo był przekonany, że staranny zatarł poprzedni nagłówek nigdy niewysłanego listu.
-S..skończył mi się papier i musiałem wykorzystać dawny brudnopis, wybacz. - wymamrotał, przeczesując czuprynę palcami. Ech, ciężkie życie.
Przechylił głowę, słuchając wywodu Keata na temat piwa - co za specjalista! Nic z tego nie rozumiał, ale postanowił zapamiętać parę zwrotów aby potem szpanować przed alkoholowymi niewiniątkami podobnymi sobie.
-Rozmowa dopiero przede mną, dlatego się dzisiaj upiję! Dla odwagi! - zapowiedział jakże rozsądnie. -To za gobliny, mości panie! - wzniósł toast, wyszczerzył zęby i gul gul gul. Piwo było słabsze od ognistej, ale to dobrze. Chciał dziś porozmawiać, a nie śpiewać.
Uciekł prędko wzrokiem, nie chcąc zdradzić swoich trosk, nie w tej sekundzie. Może za kilka sekund. Najpierw musieli się rozgrzać, delikatnie poruszyć wrażliwe tematy i...
...rozdziawił buzię, gdy Keat tak po prostu, prosto z mostu i bez cienia zażenowania, potwierdził jego podejrzenia. Nigdy nie miał dziewczyny!!!
-Ja też! - pisnął, waląc dłonią o blat. Nachylił się do Keata z promiennym uśmiechem i wyrazem ulgi na twarzy.
-Jeju, Keat, bo czasami wydaje mi się, że jestem jedynym chłopakiem w moim wieku, który nie miał jeszcze dziewczyny, nawet nie wiesz co to za ulga wiedzieć, że nie jestem w tym bagnie sam! - paplał.  -Masz rację, to bagno i w ogóle najlepiej o nich nie myśleć, słuchaj, a myślisz że w Zakonie powinniśmy pozostać w celibacie żeby się nie rozpraszać? Podobno mugole mają swoje zakony, w których są w celibacie, ale nic nie wiem o mugolach i mówił mi to kiedyś Bojczuk po pijaku, więc może się zgrywał czy co... - podrapał się bezradnie po głowie i na powrót odchylił na krześle. Splótł dłonie na podołku i skrzywił się lekko, jakby Keat przypomniał mu o nigdy niezagojonej ranie.
-Ech, zrobiła, nie zrobiła, sam nie wiem czy to jej wina czy wina przewrotnego losu... ale wiesz, kiedyś taka szlachcianka zaprosiła mnie do domu żebym zdjął klątwę z jakiejś roślinki czy co, trochę się zdziwiłem, bo rzadko ktokolwiek przeklina roślinki... a potem okazało się, że nie było żadnej klątwy, tylko ona szukała pretekstu żeby zaprosić mnie na randkę, rozumiesz? No, więc to było w listopadzie i na koniec randki zaczęliśmy się całować, ale tak, że czad - w jego wspomnieniach jakoś zatarł się fakt, że zaraz po pierwszym pocałunku uciekł przed krokami lorda Selwyn, zostawiając osłupiałą Isabellę (ale przecież kazała mu uciekać, co nie?!) ...-a miesiąc później bum, dowiedziałem się z "Czarownicy", że się zaręczyła i to z lordem Rosier, a on podobno jest zwolennikiem Czarnego Pana i w ogóle. To znaczy nie on, tylko jego nestor, ale co za różnica? No i powiedziałem to Isabelli, że hej, wychodzisz za krewnego mordercy, a ona rozpłakała się i uciekła no i nie mamy już kontaktu, ale no... - szeptał konspiracyjnie, bo przy wzmiance o Zakonie i Czarnym Panu jakże rozsądnie ściszył głos.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]02.03.20 16:30
- Wysoko postawionych masz znajomych... - mruknął tylko, jeszcze nieświadom tego, jak ognistym uczuciem pałał Stefek do szlacheckiego płomyczka. Co za chwilę miało się zmienić. Na razie jednak panna zza barowej lady posłała im dwa kufle, nieprzesadnie delikatnie, lepkie piwo ściekało po ściankach naczynia, a uchwyt był cały zalany pianą. - Dotarły do nas jakieś trzy czwarte tego, co nam pani nalała, i dokładnie za tyle zapłacimy - ryknął przez pół Dziurawego; i nawet jeśli wymagałoby to od niego spędzenia godziny na dokonywaniu skomplikowanych obliczeń matematycznych, to nie ma opcji, żeby jej to przepuścił. Obsługę trzeba sobie wychować.
- Słuchaj, Steff, prawdę mówiąc los ci sprzyja. Na logikę - gdzieś połowa zatrudnianych przez nich czarodziejów wybyła z Londynu w siną dal, brakuje im ludzi na pewno, zaryzykowałbym stwierdzeniem, że przyjmują, kto popadnie, a ty masz przecież to całe doświadczenie, nie ma takiej opcji, żeby cię nie przyjęli, wchodzisz tam z takim nastawieniem, jasne? - oby tak, bo starał się wykrzesać z entuzjazm, żeby zarazić nim Cattermole'a - skąd w nim nagle wątpliwości? Zazwyczaj grzeszył pewnością siebie.
Naprawdę bardzo starał się wyglądać na zatroskanego i wspierającego, ale ten monolog Stefa... - Wiesz, że to nie jest jakiś odgórny przymus? Nie każdy musi mieć w sumie dziewczynę, to znaczy, tak mi się wydaje, ktoś inny mógłby już mieć inne zdanie na ten temat, w każdym razie - nie jesteś sam - no przecież nie poklepie go po ramieniu; siorbnął piwo, upijając spory łyk, i prawie się udławił, kiedy Stef wspomniał o Zakonie. Chyba nawiedziło go widmo wkurwionej Tonks (za którą kroczy burza, chyba tak to leciało), syczących na nich coś w stylu czy jakaś czarnomagiczna klątwa odebrała wam rozum?; rozejrzał się dyskretnie, zastanawiając się, czy ktokolwiek mógł usłyszeć ten komentarz; no żeby to jego sprowadzano do roli zdrowego rozsądku... Miał ochotę zamachać mu energicznie przed oczami, jakże subtelnie symbolicznie przedstawiając niewerbalne nie mów o tym tutaj, ale ostatecznie tylko parsknął śmiechem, rozkminiając to, co właśnie mu Stef opowiedział. - No i jak to u nich działa? W sensie, po co oni je mają? To jakiś rodzaj organizacji antyrządowych? - bardzo starał się nie wypowiadać nazwy zakon, może Stef też załapie, że to średni pomysł. - Zgłupiałeś? W dobrowolnym celibacie? - znaczy, czy on powinien zareagować na to w taki właśnie sposób? Skoro przecież czysty był jak łza jednorożca... - Po co odstraszać potencjalnych chętnych? W sensie, no dla niektórych to mogłoby być trochę za dużo... - na przykład dla niego samego.
W dłoniach trzymał więc to paskudnie lepiące się piwo i przez dobre kilka minut słowotoku Stefa po prostu go słuchał, a w miarę upływu czasu jego oczy robiły się szerokie jak znicz. Naprawdę. To brzmiało tak, jakby Cattermole wymyślił właśnie fabułę romansu, który czytałyby z zapartym tchem wszystkie panny prenumerujące Czarownicę.
Odchrząknął, odstawiając piwo i po chwili ciszy był w stanie powiedzieć tylko to:
- Będzie jeszcze po Ognistej - no bo to już była historia cięższego kalibru, samo piwo nie wystarczy, żeby się z tym zmierzyć. - Zapytałbym, czy żartujesz, ale patrząc na to, w jakim jesteś stanie... - to chyba jednak nie był żart. - Dobra, to tak, roślinka przeklęta, która jednak przeklęta nie była - zaczął wyliczać, żeby to jakoś usystematyzować sobie. - Randka ze szlachcianką... w jej dworku - jęknął cicho, jakby miejsce randki robiło istotną różnicę, ale chyba chodziło mi o to, że to nie było przypadkowe spotkanie, tylko ta zmanierowana panna zastawiła na biednego Stefa swoje sidła z premedytacją. Wiedziała ewidentnie, co robić, żeby w nie wpadł. Merlinie. Och, nie wątpił w to, że ta cała szlachcianka potrafiła się całować... ciekawe, ilu takich Stefenów miała już na sumieniu. - No to powiem ci, jakkolwiek to nie zabrzmi, zapomnij o niej jak najszybciej. Jest stracona i tyle. Stef, błagam cię, znasz jakąś szlachciankę, która zrzekła się dobrobytu dla uczucia? Może w jakichś piosenkach albo tandetnych książkach przewija się ten motyw, ale twoja Isabella będzie Rosierem - wypowiedział to nazwisko jak najgorszą obelgę, bo w istocie nią było - już niedługo. Nawet na ciebie nie spojrzy, kiedy spotkacie się przypadkiem, a nawet jeśli, to ty bądź mądrzejszy i uciekaj od niej, bo to się dla ciebie po prostu nie może dobrze skończyć. Stef, czasem mijasz na ulicy piękną pannę, jak marzenie, myślisz sobie, jak byłoby ją pocałować, no i tobie się to udało, gratulacje, masz co wspominać, ale tutaj bajka się kończy, bo ona w swoich eleganckich bucikach zmierza w stronę zupełnie inną niż ty, nie daj się zaciągnąć do świata, w którym się nie odnajdziesz, bo ta dziewczyna tylko jeszcze bardziej cię skrzywdzi - dokończył posępnie, nie zamierzając ubarwiać. Zamierzał wybić mu ją z głowy.



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]02.03.20 21:58
Steffen rozdziawił usta, słysząc asertywne wykłócanie się Keata o piwo.
-N..nie wiem, ja mam po prostu znajomych, z którymi straciłem kontakt, a ty znasz się na piwie i masz znajomych tutaj i... wow, Keat, aleś ty jesteś asertywny! - trochę chciał skulić się na krześle, zawstydzony surowym spojrzeniem pani kelnerki (wymierzonym w Keata, całe szczęście), ale mimo wszystko spoglądał na przyjaciela z mimowolnym podziwem. Ten facet nie miał nigdy dziewczyny?!
Świat jest zdumiewający i niesprawiedliwy.
-J..jasne. Wow. Jasne. Tak. Jestem najlepszy, już to udowodniłem, tylko nie mogę do końca im opowiedzieć o wszystkich okolicznościach, w których się wykazałem, ale coś wymyślę, tak, tak. - powtórzył za Keatem, pocieszony nieco przemową motywacyjną, choć przecież wcale się nie stresował. Tak, tak. Ugh.
-No nie wiem, niby nie musi, ale z dziewczyną jest jakoś weselej, nie? - zmarkotniał. -Will miał chyba milion dziewczyn, Bertie zdobywa kobiece serca samym uśmiechem, prawdę mówiąc, myślałem że ty też jesteś podrywacz, a ja... jak już którejś się spodobam, to się okazuje, że jest zaręczona. - znów nerwowo przeczesał włosy palcami. Wcale nie zazdrościł bratu i Bottowi, ale wszystko to było jakieś posępne i naznaczone okrutną ironią losu.
Przygryzł się w język - nie był jeszcze na tyle wstawiony, by nie dostrzec wymownej miny Keata. No tak, tak, nie powinni mówić o Zakonie, ale przecież mugolskie zakony to tylko...
-...to nazwa ich organizacji religijnych, cokolwiek to znaczy. Nie są chyba rządowe ani antyrządowe, tylko no, uważają, że można lepiej się skupić na życiu codziennym jak nie rozprasza się dziewczynami. Może mają rację, nie?
Zaplótł ręce na torsie i spojrzał na Keata z dziwną surowością.
-Słuchaj, jak się w coś wierzy, to się wierzy i tyle, z ograniczeniami czy nie. Jakbym nie wierzył to bym nie mówił Isabelli, że wchodzi do rodziny morderców, postawiło mnie to w mocno niezręcznej sytuacji, więc zrobiłem to w imię ideałów a nie flirtu! - uparcie wmawiał sobie, że wtedy przemawiała przez niego platoniczna troska, a nie gorzka zazdrość.
-No ale masz trochę racji, może... mugolom dziewczyny uniemożliwiają skupianie się, a nam dodają motywacji, nie wiem. Mi na pewno ostatnie wydarzenia pomagały o niej nie myśleć, bo dobrze było czymś się zająć, no ale tak nie do końca się udało... - upił łyk piwa, zastanawiając się nad kwestią porywów serca u buntowniczych czarodziejów i pobożnych mugoli. Ech, w sumie za mało wiedział o pobożności mugoli, więc lepiej jednak tego nie roztrząsać przy piwie.
Albo i ognistej. Steff wytrzeszczył oczy, bo prawdę mówiąc trochę bał się tego trunku po ostatniej imprezie, no ale niech Keatowi będzie, nie miał zamiaru wyjść przy przyjacielu na mięczaka. Tym bardziej, że najwyraźniej zdołał go zaskoczyć, HEHE.
-Nie żartowałbym z miłości i nie, nie randka w dworku tylko w pałacu. Mają tam takie fajne kupidynki na suficie, wiesz? To się chyba nazywa stiuk. - poprawił cierpliwie Keata, który najwyraźniej nie czytał specjalnego wydania "Czarownicy" o siedzibach wszystkich szlacheckich rodów. A stiuki Steffen zobaczył sam, osobiście, piękne były!
A jeszcze piękniejsza była nadobna Isabella, zewnętrznie i wewnętrznie. Spotkali się tylko kilka razy, ale Steffen przecież zdążył ją poznać - była niewinna jak lilija, poczciwa i wesoła, szczera i onieśmielona, i pierwszy raz się z nim całowała. Nie miał pojęcia, że Keat właśnie uznał ją za modliszkę i heterę.
-Wiesz, że byłem pierwszym chłopakiem, który ją pocałował? Uprzedziłem tego całego Różanego Narzeczonego! - wtrącił, desperacko chcąc poprawić sobie humor. Na próżno - słowa Keata były brutalnie prawdziwe, więc Steff zamilkł, słuchając gorzkiej prawdy. Kufel zadrżał w dłoni, zadrżały też chłopięce usta, zatrzepotały rzęsy. Nie mógł, nie mógł się teraz rozkleić, ale to wszystko było takie smutne, a w gardle zbierała mu się gorzka gula.
-A..ale ona zmierza w złą stronę! To Rosierowie ją skrzywdzą, a nie ona mnie... - pisnął w obronie Isabelli, a jego spojrzenie zrobiło się dziwnie szkliste, o nie, o nie.
Pociągnął nosem, udając, że nic mu nie jest.
-Byłeś kiedyś zakochany? Jak tak, to sam wiesz, jak trudno się po prostu... poddać... - jęknął żałośnie, łamiącym się głosem. Przy tym spoglądał na Keata ciekawie, szczerze zainteresowany jego przygodami miłosnymi. Jakaż to dziewczyna zasiała w nim tak... gorzkie poglądy, nie rozpoznawała go na ulicy i zniechęciła go do tracenia swojej...ehm, zdolności do głaskania jednorożców?


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]03.03.20 0:51
Asertywny? To była asertywność według Stefa? A jak niby inaczej mieli się zachować, kiedy ta panna ewidentnie chciała ich orżnąć? - Nie możesz dać się robić w... - chuja - trąbkę - dostosował przekaz do odbiorcy, bo jakoś taka bluzga rodem z Parszywego średnio pasowała mu do okoliczności i wrażliwości przyjacielskich uszu. - Jak na to pozwolisz i zwietrzą okazję, to wykorzystają to, bo taka jest ludzka natura - i dokowa rzeczywistość - może gdzieś indziej było inaczej, ale on tego indziej po prostu nie znał.
- No o... wycieczce z końca marca raczej może nie wspominaj - roześmiał się chrapliwie, posyłając Stefowi roziskrzone rozbawieniem spojrzenie - ale wiesz, może gobliny też się nabierają na te wszystkie bajeczki o dążeniu do celu. Upadku, po którym przychodzi czas na to, żeby powstać... nie wiem, jak to ująć, ale wiesz, co mam na myśli? Jak im powiesz, że już próbowałeś się do nich dostać, wtedy odrzucono twoją kandydaturę, ale uparcie i z determinacją rozwijałeś swoje kwalifikacje, żeby jednak spróbować raz jeszcze, bo to twoje wymarzone miejsce do pracy, to myślę, że na to polecą... a przynajmniej zrobisz im dobrze w ego - odchrząknął, niepewny, czy nie poleciał za bardzo z metaforą - są cholernie próżne i dumne, bajeruj je, czaruj, umiesz przecież to robić, widziałem cię w akcji, Stef, mam nadzieję, że trafisz na jakąś goblinią rekruterkę... nie będzie miała szans! A, no i wiesz, Florek nauczył was kilku zwrotów po goblidegucku? W sensie, jak jest jakieś dzień dobry czy dziękuje? To tani chwyt, ale też się powinien chyba sprawdzić - no, tak obstawia.
- Z dziewczyną jest weselej? Kto ci takich bzdur naopowiadał? Na początku - może, ale poczekaj na te dni w miesiącu, kiedy zamienia się w rozwścieczoną smoczycę... albo na sceny zazdrości, bo zerknąłeś na kobietę, która minęła was na ulicy... na ten moment, kiedy się sobą znudzicie i postanawiasz po prostu się ewakuować, czym prędzej, odlecieć na miotle jak najdalej, albo na tamten, kiedy przez witrynę jej sklepu patrzysz na nią, jak mizdrzy się do innego faceta i wszystko trafia szlag - to brzmiało jak naprawdę paskudny komplet doświadczeń życiowych - i sporo jadu było w jego tonie, jak na kogoś, kto z żadną nigdy nie był.
- Stef, ty masz dwadzieścia dwa lata, na Merlina, dwadzieścia dwa, zdążysz jeszcze spotkać taką, która nie jest zaręczona, straci dla ciebie głowę i... no wiesz, zakocha się w tobie magicznie, bahanki owocówki w brzuchu, te sprawy - dopił piwo, odsuwając je od siebie nieco i oparł głowę na łokciach, pochylając się w stronę Cattermole'a, żeby poświęcić mu pełnię swojej uwagi.
- Ja pierdolę - no teraz to już się nie mógł powstrzymać; ryknął, zanosząc się śmiechem, kiedy próbował sobie jakoś poukładać w głowie to, czego właśnie się od Stefa dowiedział. - Mugole są świrnięci, zamykają się w jakimś odosobnieniu po to, żeby kobiety ich nie sprowadziły na niemoralną drogę? Nie słyszeli o czymś takim jak wstrzemięźliwość, która wynika z własnego wyboru? To brzmi, jakby mugolskie kobiety na nich jakoś polowały, a oni biedni musieli się przed nimi chować, bronić... nie wiem, ale bardzo chcę się dowiedzieć, trzeba kogoś zapytać o to koniecznie. Pojęcia nie mam - w sensie, jak ci jakaś chodzi po głowie, to możesz się i na cztery spusty zamknąć, ale to nic chyba nie da? To tylko ucieczka, lepiej się jakoś z tym zmierzyć, pytanie tylko, jak - tego to już mu nie powie. Sam chciałby się dowiedzieć.
Zerknął na niego, starając się go rozgryźć - wybadać, co tak właściwie zaszło między nim a tą całą Isabellą; i wygląda na to, że to nie była jakaś tam podrzędna miłostka, ale zauroczenie dość intensywne, skoro w taki sposób mówił o niej teraz - jakby wtedy, kiedy wspomniał jej o Rosierze, nie zrobił tego wcale dla siebie, żeby ją wygrać w jakimś chorym pojedynku, tylko dla niej samej - żeby ją uratować.
- Ty się w niej naprawdę zabujałeś - stwierdził odkrywczo, przechwytując nadlatujące w ich stronę Ogniste. - Masz, wypij, przyda ci się - dodał ponuro, przez chwilę popadając w zadumę. - Jaka ona jest? - może wcale nie była znudzoną życiem szlachcianką, która dla kaprysu rozkochuje w sobie chłopców o czystych sercach? A może była - lecz on postrzega ją inaczej, jak najrzadszy kwiat, który zakwita tylko w jego dłoniach?
- Jest w ogóle różnica między dworkiem a pałacem? Jedno i drugie to po prostu wielka chata dla ludzi, którzy mają za dużo szmalu... - tylko tę definicję znał, o żadnych stiukach nic wiedział, ani o... - co? Mają te grube bachory ze skrzydłami, co z łuku strzelają strzałami miłości? To musi naprawdę paskudnie wyglądać, te kupidynki u sufitu... - a myślał, że i gustu mają w nadmiarze ci cali szlachcice.
- Pierwszym? Bo tak ci powiedziała? Stef, może tak było, może byłeś pierwszym i nikogo wcześniej nie całowała, ale wiesz... ludzie czasem kłamią - jakże delikatnie kontynuował swój wywód. - Powiedziała ci to? Że się go boi? Jak on ją właściwie może skrzywdzić...? Zostanie ozdobą na jego salonach, urodzi mu dzieci, namalują im razem portret, to chyba zawodowo robią szlachcianki, co nie? - no i brnął w zaparte, ale jakoś tak... źle mu się zrobiło na widok rozpaczy pojawiającej się na twarzy Stefka - i łez, które zaszkliły się w jego oczach. Burroughs odwrócił wzrok, wbijając go w swój kieliszek, chciał dać mu chwilę na... zamaskowanie tej reakcji. - Ale co możesz zrobić? Jak chcesz unieważnić ten ślub? Porwiesz ją? Uciekniecie z kraju? Myślisz, że ci ludzie tak po prostu to zostawią? I dadzą wam spokój? A to przy założeniu, że ona postrada zmysły i uzna, że tak właściwie to pieniądze szczęścia nie dają... jeśli jest rozsądna, to wspomni cię z uśmiechem na ustach. A potem zacznie rozkochiwać w sobie swojego narzeczonego i może nawet kiedyś sama go pokocha, ponoć miłość nie zawsze musi być taka... że czujesz ją od razu, nie wiem, jak to wyjaśnić... - z premedytacją nie odpowiedział, czy sam był kiedyś zakochany, bo swoją historią tylko pogorszyłby nastrój.



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]03.03.20 5:07
-No tak, ale chyba zepsuliśmy tej pani kelnerce cały dzień… do tego trzeba asertywności, wiesz. A myślisz, że powinniśmy zostawić jej napiwek jak przyniesie nam lepsze piwo? W sumie ta ognista jest już całkiem okej… - bąknął Steffen niepewnie, spoglądając za kelnerką zatroskanym spojrzeniem. Może to nie jej wina, że rozcieńczała ich alkohol? Może jej szef jej kazał? A może jej szef to jej ojczym zadłużony u portowej mafii i dał jej wybór: rozcieńczanie piwa lub prostytucja? Otworzył usta, chcąc spytać Keata o portową mafię, ale zaraz je zamknął, bo ponosiła go wyobraźnia, a mieli pilniejsze sprawy do omówienia.
-Duma goblinów… stary, jesteś geniuszem! Faktycznie one są próżne, a na pozór nie mają mimiki twarzy, muszę o tym pamiętać! Ech, masz rację, takie dobre porady jak Twoje mają swoją cenę, dzisiaj pijemy na mój koszt i liczę, że w nowej pracy mi się zwróci! - rozpromienił się, będąc pod wrażeniem sprytu przyjaciela. Miał czasem wrażenie, że w jego rodzinie cały spryt i j’ai ne sais quois przypadło Willowi, który cwaniacko bajerował dziewczyny a jemu został przydzielony…hm, talent do transmutacji. -Florean nauczył nas, jak jest po goblińsku żyrandol, ale nie wiem czy mi się to przyda, jest dość specyficzne…
Urwał, obserwując (bo wbrew pozorom czasem umiał się zamknąć i słuchać, a jeszcze lepiej umiał się przypatrywać - na przykład runom!) Keata, który dziwnie się zapalił i przywoływał dziwnie specyficzne metafory i nabrał jakiegoś dziwnego, zupełnie niepodobnego do siebie jadu. Już miał mówić, że nie musiał słyszeć żadnych opowieści, że miłość to piękno i każdy to wie, ale przytomnie ugryzł się w język, mierząc Burroughsa podejrzliwym spojrzeniem.
-Keat, ty… ty… ty… ty… - zachłysnął się powietrzem, próbując zabrzmieć dyplomatycznie. -Brzmisz, jak ktoś kto dostał kiedyś kosza. - skonkludował z braku innych synonimów. Na usta cisnęły mu się pytania, milion pytań, ale Burroughs znów rozpoczął swój motywacyjny monolog, więc Steffowi nie pozostało nic innego jak słuchać dalej i liczyć na odpowiedni moment by zasypać Keatona gradem wścibstwa.
-Co?! Nic mi nie mów o bahankach, ostatnio jedną zjadłem, jako… no, wiesz, drugi ja rzecz jasna, i one wcale nie są magiczne i to wcale nie jest fajne uczucie w brzuchu, chyba że jest się żabą, powinienem był przemienić się w żabę! - zaperzył się, blednąc, bo metafora zakochania gwałtownie przypomniała mu o przejściach z Johnatanem - ukłuciu bahanki w pyszczku, odjeździe po diablim zielu i trzydniowym wietrzeniu mieszkanka. -O nie nie, ja nie chcę żadnych bahanek ani nowego zakochania, ty myślisz, że ja już się nie zakochiwałem? Od trzeciego roku w Hogwarcie kocham się w średnio jednej dziewczynie w miesiącu, czasem dwóch - w Twojej siostrze od siedmiu lat, pomyślał -ale z Isabellą jest inaczej, o tamtych dziewczynach potrafię zapomnieć albo potrafię się z nimi zaprzyjaźnić i wiesz, przebywać bez bólu serca w takiej przyjacielskiej sferze - jak z Franią, z której obojętnością w kwestiach miłosnych zdążył się całkowicie pogodzić - -ale o Belli usiłuję zapomnieć od czterech miesięcy i nic, normalnie jakbym faktycznie miał w brzuchu kłującą bahankę. - dopił gwałtownie piwo i odłożył kufel z głośnym „bam.”
-Może przepytamy jakiegoś mugola, jak to jest? Czy ich kobiety są jakieś bardziej chętne, czy coś? W sumie… Gwen jest mugolaczką, nie wiem czy znasz Gwen, ale bałbym się jej pytać. - zmarszczył brwi w wyrazie głębokiej zadumy.
Nie zerknął nawet na Ognistą, zapytany o coś…kogoś…zgoła ważniejszego.
-Jest jak ogień, stary, mówię ci. Wydaje się taka piękna i niedostępna, a jak się zbliżysz to przekonujesz się, że tyle w niej… ciepła, dobroci, taktu. Że w głębi duszy jest nieśmiała, tak jak ty, to znaczy nie ty-Keat, tylko jak ja. Widywałem ją już w Hogwarcie, latała miotłą nad błoniami nocą i wtedy jeszcze jej nie znałem, myślałem że to kaprys szlachcianki, a potem przekonałem się, że to jej jedyne ujście, jedyny dostęp do wolności… ona jest jak słowik w złotej klatce, taka bezbronna, a zarazem odważna i przygodowa… i taka młoda, całe życie przed nią, chciałaby być uzdrowicielką i hoduje takie piękne roślinki, a oni… oni zrobią z niej jakąś krowę do rodzenia małych Rosierów… - rozpoczął z nieśmiałym uśmiechem na twarzy i zamglonym wzrokiem, ale pod koniec monologu głos mu się załamał. Zamrugał gwałtownie, uśmiechając się przez łzy.
-No co ty, kupidynki są super! Możesz się całować i wyobrażać sobie, że zaraz jakiś trafi cię strzałą, bardzo to ekscytujące! Choć my akurat całowaliśmy się w korytarzu, bo w pałacach są tajemne przejścia i jedno było za obrazem i tam Isabella mnie wciągnęła, a może ja ją… No, a na dworze przecież byłeś, Anthony mieszka w dworku no i tam nie ma kupidynków, tylko whiskey i fajne dębowe stoły. - no jeju, jak można nie widzieć różnicy?!
-Isabella nie kłamie, przynajmniej nie przy mnie. Nie miałaby powodu. - zmarszczył brwi, rozumiejąc zbyt doskonale aluzję Keata. -Mówisz, jak ktoś, kto zbyt wiele razy został okłamany. - stwierdził jakże odkrywczo, a jadowite słowa o miotłach i jakimś sklepie znów zadudniły mu pod skroniami. Nie zdążył jednak kontynuować, bo Keat roztoczył przed nim wizje życia Isabelli pod pręgierzem Rosierów, a łzy pociekły ciurkiem po ogolonych policzkach. Steffen sięgnął po chusteczkę i gwałtownie wydmuchał nos, ale nie mógł, albo nie zamierzał, się uspokoić.
-To nieważne, to nie o mnie chodzi! Mogłaby nawet uciec do Chin sama i byłbym spokojniejszy, niż wiedząc, że wychodzi za kogoś z rodu otwarcie popierającego Czarnego Pana! Nie rozumiesz?! To nie jest zepsuta gęś wychowania w poczuciu nienawiści do takich jak my, jej poprzedni nestor był normalny i Alex jest normalny, sam go chyba znasz, i jej starsza kuzynka może spełniać marzenia i łamać klątwy, a Isabella ma pecha być w takim wieku, że padła ofiarą żądzy jakiegoś chutliwego Rosiera i lady Morgana rozporządza nią jak koniem wyścigowym i to jest tra-gi-czne! To nie jest fair! - wybuchnął, co jakiś czas dalej trąbiąc w chusteczkę, bo dostał kataru. W końcu podniósł czerwone oczy na Keata i zmarszczył brwi.
-Zresztą, sam chyba wiesz, co czuję. Jaki był ten… facet zza witryny sklepu, jest dla niej… dobry? - zagaił nieśmiało, nie mając pojęcia, że wskutek ironii losu wybranka Keata wciąż jest singielką. -T…to dlatego nigdy nie miałeś dziewczyny, bo tamta cię skrzywdziła? Czy… jeszcze nie wyszła za mąż i nadal na nią czekasz? Bo wiesz, każde zaręczyny da się zerwać, albo mógłbym się zakraść do ich sypialni jako szczur i podsłuchać czy mają jakiś kryzys czy coś… - zaproponował śmiertelnie poważnie, bo zrobiłby dla Keata (prawie) wszystko, a z miłości się nie żartuje.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]04.03.20 21:36
- Ta pani wygląda tak, jakby jej dzień był paskudny od momentu, kiedy otworzyła oczy, niczego jej nie zepsuliśmy - jeśli już, to on to zrobił - jak dostarczy nam następne piwo w całości i pośle nam uśmiech, choćby fałszywy, to mogę się szarpnąć - miał słabość do kelnerek chyba nie tylko z Parszywego.
- O tak, rozmawiałem z jednym schlanym goblinem, któremu zamarzyła się kariera marynarza, wyobraź sobie, że ktoś opowiada ci takie paskudnie zbereźne żarty, poziom dna morskiego, albo w sumie oceanu jakiegoś, ewentualnie rowu w tym oceanie, i wiesz, mówi to z taką skamieniałą twarzą, że w sumie nie wiadomo, czy to żart, czy może jakieś swoje skryte fantazje właśnie po pijaku ci zdradza, miałem zagwozdkę życia - paskudny był ten ich bezemocjonalny wyraz twarzy. - Ale to pewnie jest tak, że jak się z nimi trochę czasu spędza, to w końcu się je rozgryzie, może jak się denerwują, to im drga kącik lewego oka albo nie wiem w sumie, ale to całkiem interesujące, mógłbyś się im przyjrzeć, możesz odkryjesz tajemnice ich gatunku, a przy okazji to totalnie na twoim miejscu zacząłbym się uczyć ich języka, tym bardziej, jeśli one są pewne, że go nie znasz, bo wiesz, wtedy będziesz wiedział, co one sobie tak naprawdę o tobie myślą, żałuję bardzo że smoki tak nie mają, to znaczy, że nie potrafią werbalizować swoich myśli, mogłyby je jakoś telepatycznie przekazywać, nawet takie najprostsze komunikaty, to byłby odlot, móc zajrzeć im do głowy, zupełnie tak, jakby się jakimś smoczoustym było... czytałem o takim gościu, ale on chyba jednak nie istniał, bo w sumie to tylko w dwóch książkach o nim piszą, według jednej wersji odleciał na smoku gdzieś daleko, a według drugiej to chyba go ten smok skonsumował i tylko czapka z niego została? A może to był prawy but? - och, zapomniał o oddychaniu, zaczerpnął łapczywie powietrze; czasem jak się nakrecił na tematy okołoonmsowe, to właśnie tak to się kończyło. Tylko nie po to tu przyszli przecież.
- Żyrandol? - średnio mu to do jakiegokolwiek kontekstu pasowało, ale może to było jakieś słowo klucz? - Gobliny mają słabość do żyrandoli? - o tym to chyba nie słyszał.
Och, ten wzrok Stefa był dość... przenikliwy. I na nieszczęście Keata okazało się, że rozkojarzony własnym miłosnym zawodem Cattermole wciąż pozostawał piekielnie spostrzegawczy.
- Witaj w klubie - uśmiechnął się kwaśno, upijając spory łyk Ognistej; wciąż uparcie milczał, może przy innej okazji otworzy się nieco bardziej, ale naprawdę był świadkiem kryzysu, który trzeba było jak najszybciej zażegnać.
- Co wy macie z tym jedzeniem bahanek? Moss też z wywieszonym, żabim jęzorem za nimi latała i potem tydzień spędziła nad kiblem, bo tak się zatruła, no a była żabą właśnie, także to też nie jest najlepszy pomysł, my z Tang wykurzyliśmy je diablim - wciąż był święcie przekonany, że właśnie to zadziałało - odlatywały aż się kurzyło! - dumny był całkiem z tych gierek słownych. Choć z prawdą to one za wiele wspólnego nie miały, ale tak to zapamiętał.
- No to po tobie - pocieszył go jak na przyjaciela przystało, grobowym wzrokiem wpatrując się w straconego już Stefka. Jeśli faktycznie miał taką częstotliwość napotykania nowych miłostek, a tamta cholera wciąż w jego głowie siedzi... szybko się jej nie pozbędzie. - Próbowałeś sobie... przemówić do rozsądku jakoś? Doszukać się w niej wad i skoncentrować się tylko na nich? - może jak będzie sobie co rano powtarzał, że ta Isa ma jednak zbyt krzywy nos, żeby ją kochać, to w końcu w to uwierzy? Choć jak tak dłużej o tym myśli, to może lepiej nie wartościować ludzi, uwzględniając kategorię krzywizny nosa, on swój lubi. Niemniej, zawsze jest jakaś szansa, że panna szlachcianka ma chociaż spadające powieki czy jak to się tam nazywa w tym żeńskim bełkocie określeń niezbędnych do tego, by podkreślać, jak bardzo są brzydkie (po to, żeby otaczający je wianuszek zasłuchanych przyjaciółek mógł jednym chórem zaprzeczyć) - słyszał nie jedną taką rozmowę w Hogwarcie!
- Mugola albo mugolaka... Tonks zapytam - swoją drogą, ciekawe, czy to dlatego tak ochoczo czerpała z życia - czy to miało związek z jej pochodzeniem? - Hm, no kilka Gwen znam, żadna nie jest mugolaczką... chyba że... o pochodzeniu jednej nie wiem za dużo, taka ruda jest, postrzelona trochę i butów nie boi się zniszczyć na śniegu - tyle zapamiętał z ich pościgu noworocznego. Była na tyle charakterystyczna, że potrafił nawet pomimo upływu czasu przypomnieć sobie, jak wygląda. Mniej więcej.
- Stef... - no co on miał mu powiedzieć? Słuchał tego monologu i nie miał pojęcia, jak w ogóle na niego zareagować. Bo to brzmiało tak, jakby się Cattermole porządnie naćpał i o jakimś ideale kobiety właśnie zaczął coś bełkotać. Tylko ten ideał istniał, na jego nieszczęście. - Ja wiem, że to dla ciebie nie jest łatwe, ale... jak myślisz - co ona czuje? Zapomnij na chwilę, o tym, co ty czujesz do niej i zanim zrobisz cokolwiek, to odpowiedz sobie na jedno ważne pytanie - co chcesz robić w życiu – i zacznij to robić - czy na pewno ona nie chce dla siebie takiego życia? Czy to ty nie chcesz, żeby ono tak wyglądało, bo wydaje ci się, że jest stworzona do czegoś innego? Ten cały Rosier może jest psychopatą, skoro to krewny naczelnego świra na usługach największego psychola, jakiego nosił ten świat, ale wydaje mi się, że panna o takim pochodzeniu, jak ta twoja laska, z całym szacunkiem laska, nie ma się czego bać - no nie skrzywdzi jej, ona będzie mu żoną, pokocha pewnie swoje dzieci, zajmie się dbaniem o nie, nie będzie musiała robić nic innego, nic nie będzie jej zagrażać, życie w dostatku i z gromadką szczęśliwych dzieci... to chyba nie jest taka zła przyszłość, wiesz? Mogę opowiedzieć ci gorsze historie portowych panien... - niepewnie zerknął na Stefa, który nie krył się już z łzami i podał mu rękaw swojej koszuli, to znaczy rękę uniósł i podsunął ją tak blisko, żeby Stef mógł sięgnąć po koszulę i zetrzeć łzy. Bawełniana była, miękka całkiem.
- To brzmi dokładnie tak, jak sobie wyobrażam szlachtę. Niby tacy wiesz, ą ę, porządni, co to oni nie są, strój nienaganny, maniery niby też i zaklęcie pasa - cnoty - a jak przyjdzie co do czego w tajemnych przejściach albo przy zgaszonym świetle nagle tak po prostu stają się ludźmi...[/b] - szybciej to z siebie wyrzucił, niż pomyślał, że Stef może uznać, iż to właśnie jego podsumowanie Isy, a nie o to mu przecież chodziło... niemniej, za późno już chyba na naprostowywanie tego. Poza tym, czy posiadanie człowieczeństwa trzeba było naprostowywać?
- Mówię jak ktoś, kto wiele razy został okłamany. I jak ktoś, kto sam wiele razy kłamał, ludzie nie są idealni, ona, choć może się taka wydaje, też bez wątpienia nie jest. I to w sumie dobrze. W sensie, musiałoby być cholernie nudne kochanie niedoścignionego ideału - mędrzec jakiś się w nim odezwał, kto by pomyślał, że wystarczy tylko jeden kufel piwa i jeden kieliszek Ognistej.
No i się zaczęło. Na ten strumień łez to jego koszula już by nie wystarczyła. Chusteczka zdecydowanie okazała się niezbędna. Burroughs poklepał Stefa po ramieniu, tak... jakby się bał, że coś mu może zrobić. Ale on to już chyba niewiele mu zaszkodzi, Cattermole'a zdewastowała ta cała miłość.
Co miał mu powiedzieć? Że życie jest nie fair? Że są większe problemy niż niechciane zamążpójście?
- Nie wiem, ale chyba mają ze sobą dziecko - wzruszył tylko ramionami, nie udając już, że nie wie, o jaką witrynę chodzi. Na sylwestrze widział ją wtedy z tym... pięciolatkiem? Chyba tyle lat mógł mieć ten chłopiec. Jakby się uprzeć, to arsenał cioć mógłby się nad nim pochylić i zacząć wzdychać, że taki podobny jest do niej. - Dzięki - roześmiał się tylko, chyba całkiem rozbawiony wyobrażeniem Stefa w szczurzej formie, przez okno zaglądającego do jej mieszkania. - Ale to naprawdę stara sprawa, na nikogo nie czekam, po prostu nikogo nie szukam? - nie ma czasu na takie rzeczy.



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189

Strona 10 z 11 Previous  1, 2, 3 ... , 9, 10, 11  Next

Stoliki na uboczu
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach