Wydarzenia


Ekipa forum
Hyde Park
AutorWiadomość
Hyde Park [odnośnik]08.05.16 0:29
First topic message reminder :

Hyde Park

Hyde Park tętni życiem od świtu do późnego wieczoru, a czasem i dłużej, niezależnie od pory roku. To jeden z najbardziej znanych parków w Londynie zarówno wśród mugoli, jak i czarodziejów, między innymi z powodu regularnie organizowanych w nim koncertów czy też innych wydarzeń kulturalnych. Wiele osób właśnie tutaj spędza przerwę na lunch wraz ze znajomymi, a w wolne popołudnia dla relaksu poświęca się różnorakiej aktywności fizycznej. W Hyde Parku z łatwością można wdać się w niezobowiązującą dyskusję z osobą, z którą dzieli się ławkę, wypoczywa na zielonych połaciach soczyście zielonej trawy - w końcu to doskonałe miejsce do przypadkowych spotkań na świeżym powietrzu. Jednak na co dzień przez park tłumy londyńczyków zmierzają pośpiesznym krokiem do pracy, lub pragną jak najszybciej dostać się do domów po skończonej zmianie.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Hyde Park - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Hyde Park [odnośnik]06.10.18 9:00
  Wpatrywała się jeszcze przez chwilę w mężczyznę, podtrzymując jego spojrzenie, kiedy w końcu je schwycił. Na chwilę jednak musiała odwrócić wzrok w innym kierunku. Hyde Park nie ściągał jej uwagi żadnym interesującym ją obiektem. Zieleń była tu przeciętna, słabo zaprojektowana, o ile niezaprojektowana wcale. Preferowała przestrzeni lepiej zorganizowane. Ułożone, ale jednak zachowane w konwencji udawania swojego środowiska naturalnego. Dlatego czas, w jakim obserwowała tereny sięgające jej wzroku z tej ławki, nie był długi. Spojrzenie przeniesione z mizernej trawy na mężczyznę, któremu wcześniej okazała zainteresowanie, zawisło z powrotem na nim.
  Zbliżał się w jej kierunku, więc próba zwrócenia jego uwagi najwyraźniej była skuteczna, choć zaczynała się zastanawiać czy słuszna. Jak sądziła po jego pewnym siebie kroku i uśmiechu, mógł ją źle zinterpretować. Mimo wszystko nie zamierzała mu tego uzmysłowić już teraz, czekając na rozwój wydarzeń. Zadzierając podbródek, bardziej, im bliżej mężczyzna się znajdował, swoiste poczucie deja vu w niej wzrastało i sięgnęło apogeum, kiedy stał już dokładnie przed nią.
  — Proszę — odpowiedziała grzecznościowo, nie przewidując, żeby mogła mu swojego towarzystwa odmówić, skoro sama szukała w nim zaspokojenia swojej ciekawości.
  — Nigdy nie jestem zagubiona. To czasem przestrzeń i ludzie wokół mnie się gubią, ale nigdy ja w niej — uniosła kącik ust, ledwie dostrzegalnie, niejako rozbawiona tak szybkim sprowokowaniem jej do wydania przeciwnej do jego opinii. Wrażenie, że skądś mężczyznę znała, nie gasło. Dlatego skinęła głową, pozwalając mu przysiąść obok. Jak wierzyła, ktoś, kogo mogła znać, nie mógł cieszyć się złą reputacją czy pozycją.
  — Więc mam nadzieję, że pan sam nie wyda się zaraz pogubiony.
  Nie ryzykowała nazywania go lordem, nie mając pewności czy nim był. Zdecydowała się na najbardziej neutralny zwrot, jednocześnie szukając w jego stroju haftu herbu, czy na palcach sygnetu, który mógłby świadczyć o jego heraldyce rodu. Żadnych z takowych wskazówek nie dostrzegła. Ona sama, jako kobieta, przemycała czasem piękne łabędzie wzory w  biżuterii, ale akurat nie dzisiejszego dnia, nie do codziennego spaceru.
  — Mówi panu coś nazwisko, Abbott?
  Ostatecznie zdała się na swoją intuicję, skoro jeszcze nigdy ta jej nie zawiodła. Przynajmniej mogła udawać sama przed sobą, że czegoś takiego nie pamięta.



Rodzimy się w jeden dzień. Umieramy w jeden dzień. W jeden dzień możemy się zmienić. I w jeden dzień możemy się zakochać. Wszystko może się zdarzyć w ciągu zaledwie jednego dnia.


Blaithin Fawley
Blaithin Fawley
Zawód : kuratorka i krytyk muzyczny
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Cofnęłabym się tysiąc razy i straciła go tysiąc razy, żeby tylko usłyszeć jego snute opowieści albo tylko głos. Albo nawet bez tego. Jedynie wiedzieć, że gdzieś tutaj jest. Żywy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6537-blaithin-fawley#166787 https://www.morsmordre.net/t6543-galahad#166862 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t6545-skrytka-bankowa-nr-1654#166865 https://www.morsmordre.net/t6544-blaithin-e-fawley#166863
Re: Hyde Park [odnośnik]06.10.18 10:52
Rudolf bardzo często działał pod wpływem chwili. Rzadko myślał, a potem robił, przeważnie było na odwrót. Tym razem również. Kobieta przyciągała go swoim spojrzeniem, dając tym samym dobry powód aby do niej podejść, dlaczego więc chłopak miałby nie skorzystać z tego zaproszenia. Tym bardziej, że aż tak to on sam jeszcze nigdy nie uciekał od towarzystwa innych ludzi. Wbrew pozorom lubił z nimi przebywać...chociaż musieli to być ludzie, którzy w pewien sposób go zainteresują. Dla samego blondyna nie było gorszej rzeczy niż spędzanie czasu z człowiekiem, który nie ma absolutnie niczego ciekawego do zaoferowania. Jaki by Rudolf nie był, to był lordem, wychowanie szlacheckie odcisnęło na nim swego rodzaju piętno. Mógł udawać, że było inaczej, ale sama doskonale wiedział, że nie był zrobiony ze przezroczystego szkła bez żadnej skazy.
W momencie kiedy kobieta pozwoliła mu na to, aby dosiadł się do niej, chłopak uczynił to bez chwili namysłu, i siadł spokojnie obok niej, lekko bokiem, tak aby móc cały czas spoglądać na jej twarz. Po raz kolejny zmierzył ją wzrokiem, szukając czegoś znajomego, czegoś co rozjaśni ten mrok w jego głowie, i pomoże odegnać to dziwne uczucie, które cały czas mu towarzyszyło.
-Kim jesteś...- Mruknął jedynie cicho w swoich myślach, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.
-Przy tak pięknej kobiecie, grzechem byłoby wręcz zgubienie się. Bo to by oznaczało, że ów dama musiałaby zostać sama- Odpowiedział jej łagodnie. Co jak co, ale Rudolf potrafił prawić komplementy, i raczej jakoś się z tym nie hamował. Mówił je wielu pięknym kobietą, tylko one nie wiedziały o tym, że nie były jedyne. Ostatecznie padło pytanie o jego rodzinę. To sprawiło, że blondyn ściągnął lekko brwi ku dołowi. Skoro tajemnicza kobieta zna to nazwisko, i najwyraźniej sama zdaje sobie sprawę z tego kim są, to Rudolf był już niemal pewien, że miał do czynienia z kimś więcej niż ze zwykłą mugolką, jak mu się wydawało na samym początku.
-Abbott...są mi dobrze znani, pewnie nawet lepiej niż bym sobie tego życzył- To było ciekawe. Tyle miejsca jest w Londynie, a Rudolf chcąc uciec od magicznego świata, najpewniej za chwile znowu do niego wpadnie. Jak widać, nie dana mu jest ucieczka, która i tak kończy się jego porażką.
-Sporo się słyszy o ich pierworodnym...Rudolfie- Chłopak lubił się bawić, lubił grać, więc i teraz usiłował wciągnąć nowo poznaną kobietę do pewnej zabawy. Jakie będą jej wyniki? Tego sam chłopak był ciekaw
Rudolf Abbott
Rudolf Abbott
Zawód : Stażysta w departamencie przestrzegania prawa czarodziejów
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Czasami lepiej umrzeć od razu, niż każdego dnia po trochu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6470-rudolf-abbott#165263 https://www.morsmordre.net/t6536-samira#166708 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-rezydencja-abbottow
Re: Hyde Park [odnośnik]07.10.18 23:50
  Nie wiedziała jeszcze czy jego komplement jej schlebiał, czy jej ubliżał. Żeby to stwierdzić, musiała wcześniej zidentyfikować z jaką osobą miała do czynienia. Dlatego na razie traktowała go z adekwatnym, ograniczonym zaufaniem, po części lekceważąc rzucone przez niego słowa uznania dla jej urody. Każdy mężczyzna mógł stwierdzić, że była piękna. Tylko nie każdemu to uchodziło i wypadało.
Prostując się, zwróciła ku niemu twarz, bokiem do wiatru, przez co musiała przytrzymać bardzo mizernie upięte włosy nad uchem, aby krótkie pasma, które wypadły z upięcia nie przysłaniały jej widoku i nie zakłócały ćwiczonej percepcji.
  — Park to odpowiednie miejsce na samotne spacery. Myślę, że ów dama mogłaby znieść taką rozłąkę na rzecz kontemplacji na łonie natury. Jeśli byłoby to konieczne, oczywiście…
  Przez to jak ułożyła wypowiedź, można było się tylko domyślać, czy próbowała oceniać już teraz jego towarzystwo jako niechciane, czy wręcz zachęcała go do dalszej konwersacji. Widocznie musiał ją mimo wszystko dalej pociągnąć, jeśli chciał się tego dowiedzieć.
  — Doprawdy? — spytała prawie bezgłośnie, choć nic nie zmąciło przekazu jej słów, przez co były bardzo wyraźnie słyszalne dla kogoś, kto siedział tak blisko i w takim skoncentrowaniu poświęcał jej swoją uwagę. Ona wydawała się niemniej skupiona na jego osobie. Być może dlatego, już przy następnych jego słowach rozpoznała w nim Rudolfa. Mogłoby być to cięższe, gdyby nie użył akurat własnych personaliów w swojej wypowiedzi.
  — Ach, Rudolf Abbott. Tak, słyszałam o nim. Ponoć straszny dewiant. Najpierw buntował się przeciwko ustatkowaniu i ożenkowi, a później Czarownica pisała o jego licznych podbojach na salonach, biednych, niezamężnych szlachcianek.
  Oczywiście nic z tego co powiedziała nie musiało być prawdą, ale weszła w bardzo pewnej postawie  w jego grę, udając, że nie rozpoznała w nim Rudy’ego z jakim bawiła się za dziecka. Czekała aż sprostuje jej wypowiedź, a ona sama byłaby w tym czasie w stanie określić, czy przez wzgląd na ochładzające się stosunki Fawleyów z liberałami, powinna traktować Abbotta z góry, czy z szacunkiem, z jakim odnosili się do siebie ich rodzice w przeszłości?
  — Ciężko mi w to uwierzyć, był takim uroczym, słodkim chłopcem...
Tym razem wchodziła mu nie bez przyczyny na ambicje i dumę.



Rodzimy się w jeden dzień. Umieramy w jeden dzień. W jeden dzień możemy się zmienić. I w jeden dzień możemy się zakochać. Wszystko może się zdarzyć w ciągu zaledwie jednego dnia.


Blaithin Fawley
Blaithin Fawley
Zawód : kuratorka i krytyk muzyczny
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Cofnęłabym się tysiąc razy i straciła go tysiąc razy, żeby tylko usłyszeć jego snute opowieści albo tylko głos. Albo nawet bez tego. Jedynie wiedzieć, że gdzieś tutaj jest. Żywy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6537-blaithin-fawley#166787 https://www.morsmordre.net/t6543-galahad#166862 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t6545-skrytka-bankowa-nr-1654#166865 https://www.morsmordre.net/t6544-blaithin-e-fawley#166863
Re: Hyde Park [odnośnik]08.10.18 0:35
Rudolf słuchał uważnie każdego słowa swojej rozmówczyni. Mogłoby się wręcz wydawać, że spijał z jej ust wszystko to co chciała mu przekazać. Jednocześnie z każdym kolejnym jej słowem, utwierdzał się coraz bardziej w przekonaniu, że na pewno nie ma do czynienia z pierwszą lepszą czarownicą. Było to zbyt wyrafinowane słownictwo, specyficzne, które bardzo często słyszało się na salonach, od dobrze wychowanych dam, którym przysługiwał tytuł Lady.
-Dewiant?- Powtórzył cicho lekko zdziwiony, ale na jego ustach i tak cały czas jawił się delikatny uśmiech.
-Pewnie gdyby słyszał to sam Rudolf, mógłby poczuć się urażony- Nie wiedzieć dlaczego, ale chłopakowi o dziwo ta zabawa przypadał do gustu. Opowiadał sam o sobie, udając, że nie jest sobą. Było to na swój sposób zabawne. Czy chłopak domyślał się, że jego rozmówczyni już zorientowała się z kim ma do czynienia. Być może, ale dlaczego nie zamienić zwykłego nudnego szlacheckiego przywitania, na coś bardziej ekscytującego.
-Szczególnie słodki był, kiedy rzucał w towarzyszki swoich zabaw żabami- Blondyn nawet jako małe dziecko był stosunkowo krnąbrny. Wówczas oczywistym był fakt, że rodzice byli w stanie wybaczyć mu trochę więcej, teraz wszystko trochę się pokomplikowała, a przecież nie tak miało być.
-Lady wydaje się dobrze znać Rudolfa. Można się zapytać skąd?- Chłopak nie ukrywał, że ta młoda kobieta zaintrygowała go. Znała go, a teraz chłopak chciał po prostu poznać okoliczności w których przyszło im się spotkać. Blondyn zakładał, że było to stosunkowo dawno, ponieważ chociaż usilnie starał sobie przypomnieć imię swojej rozmówczyni, to niestety odkrywał, że nadal ma pustkę w głowie.
Rudolf Abbott
Rudolf Abbott
Zawód : Stażysta w departamencie przestrzegania prawa czarodziejów
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Czasami lepiej umrzeć od razu, niż każdego dnia po trochu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6470-rudolf-abbott#165263 https://www.morsmordre.net/t6536-samira#166708 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-rezydencja-abbottow
Re: Hyde Park [odnośnik]10.10.18 1:26
  Słowa dobierała nieprzypadkowo. Wydawała się też usatysfakcjonowana łatwością z jaką mężczyzna podchwycił jej wypowiedź i zainteresował się jej najbardziej interesującymi fragmentami. Utrzymywała jego spojrzenie, a jego uwagi miała nadzieję nie zgubić, dlatego nie zwlekała z odpowiedziami na poruszone przez niego pytania.
  — Tak, dewiant. Ja myślę, że wydawałby się zadowolony. Nieważne, jak o nim mówią, ważne żeby mówili. W odniesieniu do arystokratów nie ma czegoś takiego jak zła sława, jest tylko sława. Czego nie można powiedzieć o szlachciankach. Osobiście zawsze uważałam to za lekką niesprawiedliwość… a ty?
  Zawiesiła ton, nie próbując zdominować dyskusji. Chciała, żeby i on wniósł swoje zdanie na wysunięte tematy. Nie była pewna na ile ten zabieg dyktowany był jej ciekawością, a na ile było to manipulacyjne zagranie, mające dać mu poczucie kontroli nad prowadzoną dyskusją. Wierzyła, że mężczyźni lubią przewodzić większości kwestii. Czy Abbott należał do tego archetypu? Akurat temu schematowi nie zamierzała się sprzeciwiać. W gruncie rzeczy, takie stanowisko odciążało kobiety z wielu niewygodnych działań. Nie chciałaby wieść prymu w poważnych kwestiach i nie lubiła ciążącej na niej presji. Jedną z takich wywierała na nią rodzina jeśli chodziło o jej zamążpójście, więc chociaż nie próbowała się im sprzeciwiać, nie udawała przy tym zadowolonej.
  Na szczęście, w stosunku do Abbotta nie musiała być sztucznie miła. Dlatego zaśmiała się trochę gorzko, a trochę naprawdę rozbawiona, na jego wspomnienie o pamiętnych zabawach z żabami, czy też, ropuchami, bo te zapamiętała jako jeszcze bardziej obrzydliwe.
  — Zależy dla kogo, bo te młode damy, w które rzucał mogłyby się z tym nie zgodzić.
  Przez chwilę jeszcze zachowała swoją enigmatyczność, nie odpowiadając na ostatnie pytanie. Uśmiechnęła się jedynie kątem ust, dość tajemniczo, nawet jak na siebie i wyprostowała w końcu dumnie, obdarowując go ponownie jednym ze swoich leniwie-powłóczystych spojrzeń. Tak sprzecznych w odczytaniu, że ciężko było je oceniać w jednej tylko kategorii.
  — A jak myślisz? Prawdopodobnie byłam jedną z tych, które miały okazję przywitać się z jego żabami. Co przypomniało mi, że jeszcze mu się za to nie odwdzięczyłam. Jak powinna wyglądać dobra zemsta Twoim zdaniem? Wyglądasz na kogoś, kto będzie wiedział.
  Och, była łaskawa, skoro pozwalała wybrać mu samemu karę, jaką poniesie za czynności do jakich posunął się względem niej w przeszłości. Wtedy jeszcze nie miała siły sprawczej, żeby mu na to odpowiedzieć.



Rodzimy się w jeden dzień. Umieramy w jeden dzień. W jeden dzień możemy się zmienić. I w jeden dzień możemy się zakochać. Wszystko może się zdarzyć w ciągu zaledwie jednego dnia.


Blaithin Fawley
Blaithin Fawley
Zawód : kuratorka i krytyk muzyczny
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Cofnęłabym się tysiąc razy i straciła go tysiąc razy, żeby tylko usłyszeć jego snute opowieści albo tylko głos. Albo nawet bez tego. Jedynie wiedzieć, że gdzieś tutaj jest. Żywy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6537-blaithin-fawley#166787 https://www.morsmordre.net/t6543-galahad#166862 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t6545-skrytka-bankowa-nr-1654#166865 https://www.morsmordre.net/t6544-blaithin-e-fawley#166863
Re: Hyde Park [odnośnik]10.10.18 11:19
-Całkiem możliwe, że masz rację- Odpowiedział chłopak i zaśmiała się cicho. Prawda była taka, że jego opinia na salonach nie była krystaliczna. Po części on sam sprowokował to, że mówili o nim w taki a nie inny sposób, a po części wszystko działo się tak naprawdę samo. Rudolf miał taką a nie inną osobowość, i raczej nie próbował jej w żaden sposób ukryć. Może miał w tym większy cel. Być może chciał pokazać tym samym, że nie każdy szlachcic musi być idealny, bo niektórym do ideału było niestety bardzo daleko.
-Hmmm...co ja mogę myśleć na ten temat- Wpatrywał się swoimi błękitnymi tęczówkami w dziewczynę, zastanawiając się nad tym na ile ma być z nią teraz szczery. Pewnie gdyby zależało mu na zaprezentowaniu się z jak najlepszej strony to powiedział by oklepaną formułkę pod tytułem, że tak jak jest jest dobrze.
-W życiu szlachcianek znalazłbym znacznie więcej niesprawiedliwości. Największą niesprawiedliwością jest to, że odbiera się im prawo do szczęścia. Rodziny traktują swoje córki jak klacze, które trzeba dobrze sprzedać. Bo przecież te aranżowane małżeństwa bardzo często mają przynieść jakieś korzyści- Możliwe, że trochę się zagalopował, że nie dbał we tej chwili o to, aby ubrać wszystko w piękne słowa. Ale jak miał to zrobić, w chwili kiedy na jego oczach rozgrywał się wielki akt niesprawiedliwości, a on sam nie mógł z tym absolutnie nic zrobić.
-życie szlachty...bale, bankiety, tytuły, i piękne stroje. W całym życiu musi być coś więcej...nie tylko to- Mruknął już ciszej, zupełnie tak jak by mówił teraz głównie do siebie. Często mu się to zdarzało. Mówił do siebie, sam sobie przedstawiał różnego rodzaju myśli, i po prostu je analizował.
-Koło czasu kręci się nieubłaganie, w końcu wejdziemy w nową erę. Pytanie tylko czy popłyniemy z nowymi prądami, czy będziemy się trzymać naszych zakurzonych przekonań, aż nas czas ucieknie na dobre- Chłopak czuł to, że jeżeli szlachta chciała przetrwać w takiej formie w jakiej była musi być otwarta na świat. Przyjąć niektóre nowe schematy, ale niestety póki co na nic takiego się nie zapowiadało. Przekonanie inny rodów do tego, że postęp to nie jest upiór, ani nic złego mogło być trudne, o ile w ogóle w jaki kolwiek sposób wykonalne. Kobieta chciała poznać jego zdanie na ten temat, więc poznała. Czy było ono zgodne z jej przekonaniami, tego sam Rudolf nie wiedział, i nawet nie dbał o to jakoś wyjątkowo.
-Mówisz, że chciałabyś ukarać młodego lorda za to co robił w dzieciństwie- Powiedział a w jego błękitnych tęczówkach zatańczyło kilka iskierek. Blondyn rozejrzał się po parku, aż jego oczom ukazała się niewielka sadzawka. Uśmiechnął się lekko po czym dźwignął się z ławki i stanął przed kobietą. Wyciągnął w jej stronę dłoń oczekując aż ta poda mu swoją smukłą rękę.
-Chodź...mam pewien pomysł- Teraz byli w świecie mugoli, sam Rudolf czuł, że mógł sobie pozwolić na znacznie więcej. Tutaj nikt go w końcu nie znał, nikt nie wytknie mu tego, że nie zachowuje się jak na szlachcica przystało. Chociaż w świecie czarodziejów, również nie bardzo się tym przejmował.
Rudolf Abbott
Rudolf Abbott
Zawód : Stażysta w departamencie przestrzegania prawa czarodziejów
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Czasami lepiej umrzeć od razu, niż każdego dnia po trochu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6470-rudolf-abbott#165263 https://www.morsmordre.net/t6536-samira#166708 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-rezydencja-abbottow
Re: Hyde Park [odnośnik]16.10.18 19:50
Miała nieco odmienną opinię o nieszczęśliwej roli, jaką przypadło odgrywać szlachciankom. Fakt, że nie zgadzała się z obowiązkowym zamążpójściem i ograniczeniem wolności i otwartości kobiet na zdobywanie wiedzy, nie znaczył, że chciała całkiem gardzić tradycjami. Wolałaby je jedynie odświeżyć, dostosować do aktualnych realiów. Czasami chciałaby się zbuntować decyzji rodziny czy nestorów, ale ostatecznie z pokorą przyjmowała ich decyzje i zwierzchnictwo. Traktowała ich słowo jako dobrą naukę i szanowała ich zdanie, pomimo, że miała również własne i nie wstydziła się go wygłaszać. Wolała to jednak robić w sposób nieinwazyjny, pokrętnymi drogami, niebezpośrednio, żeby nie skupić na sobie niepotrzebnej uwagi i nie wzbudzić kontrowersji. Było to o tyle ciężkie, że wymagało cierpliwości i czasu. Pierwsze, pomimo praktyki, dalej w sobie szkoliła, a czas… tu w Anglii upływał zupełnie inaczej. Znacznie wolniej. Przez co czuła się jego przemijaniem już nieco zmęczona.
Ja z kolei znalazłabym lepszą analogię niż klacze rozpłodowe. Nie przywiązujesz uwagi do nauk, jakie ci się wpaja?
Uniosła do niego spojrzenie, wstając z miejsca. Przyrównana w swojej pozycji do konia, mogłaby się za jego słowa obrazić, ale uznała je nie tyle za wysoce nietaktowne, co za nieświadome. Był jeszcze młody. Szlachcice dorastali znacznie dłużej niż szlachcianki. One w dorosłość wpadały nieco wcześniej. Radziły sobie z opinią społeczności, nestorów, potencjalnych narzeczonych i nagonką gazet, które zdawały się śledzić ich poczynania znacznie surowiej niż te, których dopuszczali się arystokraci. Dlatego musiały pozostać czujne i świadome każdego słowa, które wypowiadały, licząc się z ich konsekwencjami.
Oceniasz ten proces zbyt płytko. Nie dostrzegasz dalszej perspektywy niż ta, z której patrzysz. Rodzic, który kocha swoje dziecko, życzy mu jak najlepiej. W tradycji, w jakiej dojrzewamy, jest zasadność, ale też miejsce na troskę i miłość. Szczęściu… czasami trzeba pomóc. Nie da się go bezbłędnie skalkulować, ale można próbować. Z tytułem wiążą się ulgi, ale też obowiązki. Nie możesz akceptować samych plusów, odrzucając minusy.
Lubiła bale, lubiła stroje, bankiety, sztukę, muzykę, Francję, rodziców, tradycje, amantów, szlachecką stymulację umysłową, kiedy rywalizowała z innymi szlachciankami. Lubiła też ludzi inteligentnych, niezależnie od statusu ich krwi, o ile ich obecność nie wpływała negatywnie na jej wizerunek. Potrafiła szukać złotych środków. Lawirowała niebezpiecznie pomiędzy tym co musi i co jej wypada, a tym co może i przed czym powinna się wystrzegać. Sztuką, prawdziwą i nieocenioną, było się w tym odnaleźć. Ona na szczęście z czasem się tego nauczyła.
To zależy czego szukasz. Czego chcesz od życia, Rudolf? Możesz mieć co tylko chcesz. Wystarczy, że po to sięgniesz. Możesz wybierać, bo pozycja ci na to pozwala. Gdybyś urodził się niżej, nie mógłbyś. To by ci odpowiadało?
Dopiero kształtujesz swoje ostateczne zdanie na ten temat, dlatego na razie go badasz. Nie wypowiadasz się w niczym do końca, nie zdradzasz swoich myśli, bo nie jesteś wcale pewna, czy jutro, za miesiac, za rok, będziesz myślała tak samo. Kamuflujesz się z otoczeniem, dostosowujesz się elastycznie do niego. Trudno więc powiedzieć, kiedy Twoje zdanie się zmieni.
Nie powinniśmy podejmować zbyt gwałtownych zmian. Bezpiecznej jest poddawać się im powoli, dorastać wraz z nimi. Nasze przekonania, chociaż zakurzone, nie są bezzasadne. Nawet jeśli sięgamy po nowe rozwiązania, warto spojrzeć wstecz i z szacunkiem odnieść się do minionego.
Odetchnęła, patrząc na jego wyciągniętą dłoń. Nie chwyciła jej. Posłała mu karcące spojrzenie. Chociaż dzielił ich tylko rok… sprawiała wrażenie starszej siostry, która przyłapała młodszego brata na czymś niewłaściwym.
Pójdę z tobą, ale pod ramię, tak, jak uczy się klacze salonowe. I tylko z sentymentu do wspólnie spędzonego dzieciństwa.
Komu innemu musiałaby tej poufałości odmówić.
Co to za pomysł?
Fakt, że go pamiętała, nie znaczył, że mu od razu zaufa.



Rodzimy się w jeden dzień. Umieramy w jeden dzień. W jeden dzień możemy się zmienić. I w jeden dzień możemy się zakochać. Wszystko może się zdarzyć w ciągu zaledwie jednego dnia.


Blaithin Fawley
Blaithin Fawley
Zawód : kuratorka i krytyk muzyczny
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Cofnęłabym się tysiąc razy i straciła go tysiąc razy, żeby tylko usłyszeć jego snute opowieści albo tylko głos. Albo nawet bez tego. Jedynie wiedzieć, że gdzieś tutaj jest. Żywy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6537-blaithin-fawley#166787 https://www.morsmordre.net/t6543-galahad#166862 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t6545-skrytka-bankowa-nr-1654#166865 https://www.morsmordre.net/t6544-blaithin-e-fawley#166863
Re: Hyde Park [odnośnik]17.10.18 18:16
-Znam te obowiązki...- Mruknął cicho, być może trochę zbyt oschle, po czym westchnął znacząco. Jego ojciec nie pozwalał mu zapominać o obowiązkach, które na nim spoczywały. Dzień w dzień tak naprawdę tylko tego musiał wysłuchiwać. Na początku było do irytujące, a teraz..najnormalniej w świecie nudne. Nie zmieniało to faktu, że Rudolf każdego kolejnego dnia czuł się zupełnie tak jak by był zamknięty w jakimś pokoju, którego ściany w pewnym momencie po prostu zaczęły się niebezpiecznie do niego zbliżać. Szukał jakiegoś wyjścia, miejsca gdzie może uchronić się przed zgnieceniem, ale im rozpaczliwiej szukał, tym bardziej zaczynał rozumieć, że z tej sytuacji może nigdy nie być wyjścia.
Blondyn słuchał dalej wywodów dziewczyny, i z każdym kolejnym jej słowem Rudolf coraz bardziej marszczył brwi. Można powiedzieć, że ta szlachcianka właśnie straciła zainteresowanie Rudolfa. Na początku naprawdę poniekąd łudził się, że ta rozmowa może odmienić jego sposób patrzenia na szlachtę, jak widać...nie bardzo. Uśmiechnął się jedynie lekko to dziewczyny i westchnął cicho.
-A ile z tych wyborów to faktycznie twoje...ile razy zgadzałaś się na coś w obawie przed wyrzuceniem z rodu?- Tak naprawdę nawet nie bardzo chciał uzyskiwać odpowiedzi. Nie chciał po raz kolejny słuchać frazesów, jak to ona coś bardzo kochała i wykonywanie jej tego czego oczekuje rodzina sprawia radość.
-A czego ja chcę od życia...obawiam się, że to może być dla ciebie zbyt skomplikowane- Nie bawił się teraz w udawanie tego jaki to nie jest skomplikowany. Po prostu jeszcze nie zdarzyło się, aby ktoś ze szlachty zrozumiał wbrew pozorom jego proste pragnienie. On jedyne czego potrzebował to trochę więcej swobody, prawa do tego aby mógł decydować o własnym życiu. Ale chwilami odnosił wrażenie, że szlachta ma trochę inne spojrzenie na temat wolności.
W końcu dziewczyna zgodziła się z nim pójść, ale już zaczęła stawiać warunki. Całe szczęście, że Rudolf nie miał potrzeby rządzenia, i aż tak nie stawiał na swoim.
-Skoro taki twój warunek...- Powiedział i ustawił się w odpowiedniej pozycji oferując jej tym samym swoje ramię, pozwalając się jej go chwycić. Zawsze kiedy chodził w taki sposób czuł się niesłychanie głupio. Miał zaledwie dwadzieścia lat, a w takie pozie czuł się co najmniej tak jak by postarzał się o jakieś kolejne dwadzieścia.
-Wiesz czemu lubię uciekać do świata mugoli?- Zapytał się po chwile milczenia po czym skierował błękitne tęczówki na swoją towarzyszkę.
-Jest to jedyne miejsce, gdzie mogę zrobić coś głupiego, coś co w zupełności nie pasuje do mojego poziomu społecznego, i nikt na to nie zwróci uwagę. Dla tych ludzi nie będę szlachcicem, co zrobił coś niezgodnego z zasadami dobrych manier. Będę dzieckiem, które dobrze się bawi- Lubił to uczucie. Moment w którym wiedział, że nikt go nie skarci, że może się roześmiać tak głośno jak chce, i nikt nie zwróci mu uwagi. Chłopak zaczął prowadzić dziewczynę prosto w stronę stawu, by po chwili po prostu ją puścić, a sam zaczął czegoś uważnie wyszukiwać w trawie, by po chwilce się schylić i pochwycić coś w swoje dłonie.
-Mam cię...- Mruknął sam do siebie i uśmiechnął się lekko. W sumie był ciekawy tego jak ta akcja się rozwinie. Czy szlachcianka ten jeden raz pozwoli sobie na to, aby odstawić dobre maniery na bok, i uwolni wewnętrzne dziecko, czy raczej tutaj nie było już co ratować.
-Wyciągnij dłonie...spokojnie...to ciebie nie zje- Na jego ustach cały czas jawił się ten sam cwaniaczkowy uśmieszek, który jasno wskazywał na to, że w jego dłoniach w tej chwili na pewno nie ma żadnego ładnego kwiatka.
Rudolf Abbott
Rudolf Abbott
Zawód : Stażysta w departamencie przestrzegania prawa czarodziejów
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Czasami lepiej umrzeć od razu, niż każdego dnia po trochu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6470-rudolf-abbott#165263 https://www.morsmordre.net/t6536-samira#166708 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-rezydencja-abbottow
Re: Hyde Park [odnośnik]06.12.18 18:40
Zaśmiała się, trochę szczerze rozbawiona, a trochę gorzko. Rudolf nie mówił źle. Jego słowa wydawały się prawdziwe, ale mocno idealistyczne. Zbyt mocno. Wręcz utopijne. Blaithin nie wierzyła w utopię. Wiedziała zaś na pewno, że jej ród – przede wszystkim jej rodzice – nie życzyli jej źle. Cokolwiek nie robiła, robiła z myślą o nich, a skoro oni myśleli o niej, nie mogła robić niczego wbrew sobie. Nawet jeśli czasami ich troska wydawała się jej niezrozumiała.
Nie, Rudy. Nie obawiam się wyrzucenia z rodu. Moje myśli są z nim spójne. Kiedy nie są... to znaczy, że jeszcze muszę do pewnych idei dorosnąć. Ty też powinieneś.
Przede wszystkim nie wypowiadać się tak swobodnie na tak kontrowersyjne tematy. Ktoś, słysząc Abbotta mógłby pomyśleć, że blisko mu jest do zrezygnowania z rodowych ideologii. Na rzecz... czego? Tak zwanej wolności? Każdego ograniczało co innego. Ich nestorzy. Innych pieniądze, uroda, głupota. Ci ostatni wydawali się najszczęśliwszy, bo najmniej świadomi swojej niedoli.
Rudolf, i możesz czuć się w tym dobrze, ale nie przekonuj mnie do tego samego.
Mimo wszystko, podążyła za nim. Ponieważ nie wykazywał się złą wolą, a jedynie innym podejściem do fundamentalnych kwestii. Podażyła za nim również dlatego, że dobrze było zobaczyć w Anglii w końcu jakąś bliską, znajomą twarz, przychylną, nawet jeśli tak odmienną w opiniach. Tym, aby ich drogi się rozeszły będzie się martwiła za chwilę. Kiedy będzie trzeba chwycić się tak bardzo przerażającej dla lorda Abbotta powagi.
Przystanęła obok niego, przy stawie, obserwując jak łapie... coś wyimaginowanego? A może coś prawdziwego. Cokolwiek by to nie było, Blaithin uśmiechnęła się dość zdawkowo, z ograniczoną dozą zaufania. Pokręciła głową na boki. To przypominało jej jedną z tych dziecięcych zabaw, których nie lubiła, które zwykle kończyły się jej krzykiem. Co mógł trzymać w rękach? Żabę. Rozczulała ją jego pamięć do wspólnie spędzanych chwil i sentyment do nich, ale uczona doświadczeniem, nie chciała dać się w podobną sytuację wrobić, ponownie. Dojrzała. Wiedziała lepiej niż kiedyś.
Czy to jest coś, co mi się nie spodoba? — spytała kontrolnie, ale podejrzewając, że zna odpowiedź, dorzuciła:
Tu nasze drogi się rozchodzą, lordzie Abbott. Chciałabym powiedzieć, że wyczekuję naszego następnego spotkania, ale obawiam się, że przez wzgląd na bieżącą politykę rodów, te nie będą już tak częste jakbyśmy chcieli. Bywaj, Rudolfie.

| zt



Rodzimy się w jeden dzień. Umieramy w jeden dzień. W jeden dzień możemy się zmienić. I w jeden dzień możemy się zakochać. Wszystko może się zdarzyć w ciągu zaledwie jednego dnia.


Blaithin Fawley
Blaithin Fawley
Zawód : kuratorka i krytyk muzyczny
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Cofnęłabym się tysiąc razy i straciła go tysiąc razy, żeby tylko usłyszeć jego snute opowieści albo tylko głos. Albo nawet bez tego. Jedynie wiedzieć, że gdzieś tutaj jest. Żywy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6537-blaithin-fawley#166787 https://www.morsmordre.net/t6543-galahad#166862 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t6545-skrytka-bankowa-nr-1654#166865 https://www.morsmordre.net/t6544-blaithin-e-fawley#166863
Re: Hyde Park [odnośnik]18.12.18 19:38
Wszyscy mu mówili, że powinien dorosnąć, powinien zrozumieć, powinien się zachowywać. Od urodzenia wszyscy dookoła mówili mu tylko co powinien był robić. Mało kogo interesowało to co on by chciał, a jeżeli już ktoś wykrzesał z siebie trochę zainteresowania, to po usłyszeniu poglądów Rudolfa na rzeczywistość pukał się w głowę i mówił, że powinien dorosnąć. Czyli, krótko mówiąc chłopak zawsze wracał do punktu wyjścia.
-A może po prostu te idee są błędne, może nasze rody w pewnych kwestiach nie mają racji- Czy naprawdę fakt, że on się z pewnymi kwestiami nie zgadza jest spowodowane tylko tym, że nadal jest dzieciakiem, któremu się wydaje, że może zmienić świat. Oczywiście można tutaj dyskutować o tym, że punkt widzenia zależy od puntu widzenia. A Rudolf? można powiedzieć, że jest egoistą, że chce pewnych zmian dla siebie, ale czy jednocześnie nie myśli w tym wszystkim też o tym, aby innym łatwiej się żyło. Najzabawniejsze było to, że on nie chciał przeprowadzać rewolucji, chciał po prostu, aby czarodzieje pozwolili na nadejście nowego. Postęp to nie jest żadne upiór, a przynajmniej tak się wydawało chłopakowi.
Fakt młody Abbott łapał żabę, i udało mu się ją złapać, co oznaczało, że nie wyszedł jeszcze z wprawy. Chciał ją obdarować Blaithin, dać szansę rzucenia nią w niego, aby chociaż raz mogła poczuć jakie to uczucie, a i nawet zemścić się za te wszystkie lata, kiedy to Rudolf rzucał tymi biednymi zwierzątkami. Dziewczyna najwyraźniej wyczuła co planuje chłopak, a może nawet źle zinterpretowała jego zamiary, bo szybko, wyraźnie spłoszona postanowiła oznajmić, że w tym miejscu kończy się ich rozmowa. Przyjemna czy też nie, to każde z nich samo będzie musiało osądzić. Dla Rudolfa była interesująca, chociaż ich poglądy były inne, to nie mógł zaprzeczyć, że Lady Fawley nie zrobiła na nim swego rodzaju wrażenia.
-To spotkajmy się przez wzgląd na stare czasy!- Krzyknął tylko za odchodzącą kobietą i uśmiechnął się lekko sam do siebie. Dopiero po chwile dotarło do niego, że nadal trzyma w dłoniach żabkę, która usilnie próbuje wrócić do swojego środowiska naturalnego.
-O...wybacz...- Tak, gadał teraz z żabą, którą z resztą po chwili zwrócił na łono natury i przez chwilę obserwował, jak ta znika w gąszczu trawy.
-Klacz salonowa...- Dodał do siebie i zaśmiał się cicho. W końcu i on musiał wracać do swojego świata. Na nowo stać się Lordem Abbott, chociaż bez dwóch zdań wolał być tylko Rudolfem.

z/t
Rudolf Abbott
Rudolf Abbott
Zawód : Stażysta w departamencie przestrzegania prawa czarodziejów
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Czasami lepiej umrzeć od razu, niż każdego dnia po trochu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6470-rudolf-abbott#165263 https://www.morsmordre.net/t6536-samira#166708 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-rezydencja-abbottow
Re: Hyde Park [odnośnik]19.12.18 23:34
| z teatru

Ewentualne porażki teraz mogły boleć bardziej niż kiedykolwiek. Stracił jedną z osób, na które jego skostniałe serce miało jeszcze siłę się otworzyć. Poniósł klęskę jako brat, zawiódł zaufanie rycerzy nie pojawiając się na spotkaniu, niezależnie od wymówki jaką miał. Liczył na coś co pozwoli mu się odbić, znowu zyskać w oczach innych, ponownie potwierdzić swoje posłuszeństwo wobec Czarnego Pana.
Im bardziej nieznane miejsca przyszło mu badać, tym większą odczuwał satysfakcję. I chociaż teraz coraz rzadziej opuszczał granice Wielkiej Brytanii to zdarzały mu się takie niespodziewane wyprawy, wynikające ze specyfiki zajęcia jakim się parał. I chociaż anomalie nie dotknęły całej Europy to podróżowanie przez te występujące na wyspach i tak było utrudnione. Nie mówiąc już o trudach wynikających z samej odległości jaką miał do pokonania. A trzeba wliczyć w to szczególne zachowanie klątw rzucanych na takie miejsca, a także czynnik ludzki. Nawet najlepszemu łamaczowi powinie się noga. Ned miał zresztą wrodzoną cechę nieszanowania swojego bezpieczeństwa, szczególnie w pracy, w której chęć odkrycia tego co nieznane, będąc pierwszym czarodziejem, który to zobaczy, chęć przygody i nieposkromiona ciekawość, przeważały zdecydowanie zdrowy rozsądek.
Coś poszło nie tak, z jego różdżki zamiast zaklęcia, wyleciał strumień światła, z którego zaczęły formować się różne upiorne kształty. Otępiały z powodu tego widoku w ostatniej chwili uskoczył, jednakże i tak został powalony ciężarem żyrandola. Zamroczyło go, zaledwie na moment. Nie wiedział co się z nim do końca dzieje. W pierwszym momencie nawet nie odczuł bólu. Przynajmniej do pierwszego oddechu, o którym przypomniał sobie chwilę wcześniej. Chyba zignorował też dźwięk łamiących się kości. Wyczołgał się spod żyrandola i rozejrzał się dookoła, szukając wzrokiem Lyanne. Okazało się, że jej także udało się wyjść. Skinął jej jedynie głową i nie zważając na rwący ból w noce ruszył bocznym wyjściem w towarzystwie Zabini. Naciągnął kaptur na głowę i szedł energicznie, nie zwracając na siebie uwagi, póki nie znaleźli się w bezpiecznej odległości od Teatru nieco zwolnił kroku.
Zdawało się, że wraz z bólem, wartością wprost proporcjonalną była jego złość.
- Lyanne? - wychrypiał, zmuszając się do dodatkowego wysiłku. Mieli teraz chwilę czasu aby zwolnić i postanowić co dalej, do kogo mieli się udać po pomoc. I czy było w nich na tyle siły, aby się z nimi spotkać, czy konieczne było w jakikolwiek sposób (jeszcze nie wiedział jaki) wezwanie pomocy do nich.
Eddard Nott
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6094-eddard-nott https://www.morsmordre.net/t6134-icarus https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6135-eddard-nott
Re: Hyde Park [odnośnik]20.12.18 13:07
Lyanna nie wiedziała, jak to jest stracić kogoś naprawdę bliskiego. Dla swojej rodziny to ona była taką czarną owcą, wstydem, plamą na honorze Zabinich. Zawiniła samym swoim urodzeniem się z kobiety, która nie mogła poszczycić się nienagannie czystą krwią. Poza dawno nie widzianym bratem, który wyjechał na zagraniczną wyprawę, nie miała w rodzinie nikogo bliskiego, na kogo mogłaby liczyć i kogo los mocniej obchodziłby również ją. Od zawsze odtrącana wyrosła na osobę niezbyt rodzinną, może nawet trochę upośledzoną społecznie, bo przyjaciół również nie miała. Mało kto chciał dopuszczać do siebie mieszańca, innych mieszańców z kolei odrzucała ona. W większości. Konserwatywne wychowanie sprawiło, że nie chciała przystawać z ludźmi, których krew skalał mugolski brud, i którzy bardzo często wykazywali się niestosowną tolerancją.
W swojej pracy była raczej rozsądna, nie pozwalała na to, by gorąca krew brała górę nad zdrowym rozsądkiem i rzeczowością, chociaż i jej ciekawość świata i ambicje domagały się stawiania sobie kolejnych celów. Również chciała być tą, która odkryje coś po raz pierwszy, tym samym ucierając nosa wszystkim, którzy w nią nie wierzyli. Dlatego ta dawna, dwuletnia wyprawa z bratem była tak fascynująca – bo wówczas Lyanna doświadczała wielu rzeczy, których nie mogła przeżyć w suchych ministerialnych warunkach. U boku jedynego członka rodziny, który ją akceptował, odkrywała nowe miejsca i poszerzała własne horyzonty, czując, jak wypełnia ją dreszcz przygody. Oczywiście, że za tym tęskniła. I gdyby tylko mogła, choćby zaraz wyruszyłaby na kolejną taką wyprawę, ale wiedziała, że odkąd splotła swoje losy ze służbą Czarnemu Panu, już nie mogła opuszczać kraju na dłużej kiedy tego chciała. Chyba, że to Pan dałby jej jakieś zadanie. Pokładała jednak ufność w tym, że kiedy wszystko już się zakończy i czysta krew przejmie władzę nad krajem, może wtedy będzie mogła pozwolić sobie na więcej.
Ale teraz mieli inne wyzwanie, choć nie mniej niebezpieczne i ryzykowne niż obcowanie z klątwami. Anomalie były w ich świecie czymś stosunkowo nowym, co wypaczało znaną jej magię i sprawiało, że nigdy nie było wiadomo, co w takim miejscu znajdzie. Skoro rycerze mieli ją opanowywać do swoich celów, również chciała to robić. Poczuć znowu ten smak mocy, kiedy udawało się poskromić anomalię. Tyle, że tym razem nie było im to dane. Jej zaklęcie to było zbyt mało, by uchronić ich dwójkę przed upadkiem żyrandola. Ranni i sponiewierani ostatkiem sił uciekli, zanim na miejsce przybyły służby.
Lyanna była obolała i z całą pewnością miała coś złamane, ale na etapie ucieczki jeszcze nie pozwalała na to, by ból ogarnął ją całkowicie i uniemożliwił wydostanie się. Dopiero później z każdym kolejnym krokiem zaczynała odczuwać go coraz mocniej, ledwo mogąc oddychać. Pokonywanie kolejnych metrów było udręką dla silnie poobijanego ciała, ale żyła i była wolna, a to najważniejsze. Hardo i z uporem nie pozwalała sobie na żaden jęk skargi.
- Lupus Black – odezwała się cicho, kiedy szli przez Hyde Park. Właściwie to bardziej sapnęła, trudno było powstrzymać syk bólu. Złapała się odruchowo za żebra. – Musimy się do niego dostać, poskłada nas.
Munga traktowała jak ostateczność, z pewnością czekałoby ich sporo niewygodnych pytań. Dobrze, że dzięki długiemu, czarnemu płaszczowi nie było aż tak widać zmaltretowanego ciała. Eddard zapewne również wiedział, gdzie Black mieszka, zapewne znali się ze swojego szlacheckiego życia.
- Może powinniśmy podjechać Błędnym Rycerzem? – to także było pewne ryzyko, ale ostatnio podróżowało nim tyle dziwnych indywiduów, że dwa więcej nie powinny zrobić różnicy.
Lyanna Zabini
Lyanna Zabini
Zawód : łamaczka klątw i zaklinaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5959-lyanna-zabini https://www.morsmordre.net/t5962-ceres https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f276-okolice-guildford-samotnia-nad-rzeka-wey https://www.morsmordre.net/t5963-skrytka-bankowa-nr-1488 https://www.morsmordre.net/t5964-lyanna-zabini
Re: Hyde Park [odnośnik]22.12.18 19:19
Cóż, narodziny Eddarda przyjęto bez większego przejęcia. Nie był specjalnym dzieckiem, w którym pokładano nadzieję. Był kolejnym synem lorda Notta, już trzecim i jak się okazuje nie ostatnim dzieckiem, które w bólach wydała na świat lady. Zapewne stąd wzięła się ta jego chęć bycia pierwszym, ponieważ zawsze musiał ubiegać się o atencję głowy rodziny, jak widać z marnym skutkiem. I chociaż z czasem nauczył się wyciągać z takiego stanu same korzyści to ta podskórna chęć triumfu wpisała się w jego DNA. Chociaż, może wcale nie zrezygnować z chęci zajęcia pierwszej pozycji, ale spełniał tę ambicję na innej płaszczyźnie? Tak czy owak, powinien dziękować losowi za taki fortunny zbieg okoliczności. Dwaj starsi bracia byli martwi, cóż a przynajmniej dla rodziny. Oficjalnie to Eddard stał się najstarszym z braci, ale cóż z tego? Na przestrzeni lat wyzbył się marzenia o uwagę ojca. Można powiedzieć, że jego nadmierna troska wadziła mu niesamowicie. Zabawne, jak nasze marzenie może zmienić się w najgorszy koszmar, a przynajmniej tak było tym razem w przypadku Neda. Nigdy więcej nie pragnął atencji ze strony nestora czy ojca. Los jednak zrządził inaczej, a szaleństwo Percivala odbiło się na całej rodzinie. I chociaż starał się zajmować swoje myśli czymś innym to nie umiał przejść do porządku dziennego nad zdradą brata, co do której po dzień dzisiejszy miał sprzeczne emocje.
Anomalie były nieokiełznaną formą magii, która zaskakiwała czarodziejów każdego dnia. Opanowanie jej było mieszanką umiejętności i szczęścia. Wiedział, że dzisiaj zabrakło im tego drugiego. Wszakże nie można ich było posądzić o brak odpowiednich umiejętności. Jako Rycerze posiadali wszelkie niezbędne informacje, a jednocześnie wierzył w ich umiejętności. Miał pewność, że nie brakowało ich pannie Zabini. Zapewne słyszał o jej sukcesie podczas jednej z podobnych prób, a i znali się z nieco innej strony, można powiedzieć zawodowej.
Na razie jednak mieli większe zmartwienia. Musieli prędko zapomnieć o porażce w teatrze i obmyślić plan, który pozwoli im na dostanie się do któregoś z uzdrowicieli. W ogóle nie chciał brać pod uwagę wizyty w świętym Mungu, chociaż przy działaniu anomalii podczas rzucania zaklęć, wyjaśnienie nabytych przez nich obrażeń nie powinno być znowu tak kłopotliwe. Skinął głową słysząc personalia zaproponowanego uzdrowiciela. Nie widział przeciwwskazań, aby to Black ich poskładał. Prawdę mówiąc ból stawał się coraz bardziej nieznośny dawał się we znaki.
- Nie wiem czy podróżowanie Błędnym Rycerzem jest dobrym pomysłem - ale może być naszą jedyną możliwością, zadrwił podstępny głosik z tyłu jego głowy. Nie lubił nie mieć racji i chociaż miał obawy co do podróży dzięki takiego środkowi transportu to musiał to rozważyć. Czy daleko stąd na Grimmuald Place? Zapewne zbyt daleko dla coraz bardziej rozprzestrzeniającego się bólu w nodze.
- Ale to trzy i pół mili stąd - syknął pod nosem, chyba bardziej do siebie niżeli do niej, mimowolnie pochylając się, aby zacisnąć palce na obolałej nodze. Ledwo zdążył się wylizać z obrażeń po Stonehenge.
Eddard Nott
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6094-eddard-nott https://www.morsmordre.net/t6134-icarus https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6135-eddard-nott
Re: Hyde Park [odnośnik]24.12.18 22:44
Kiedy Lyanna się narodziła, jeszcze nie budziła w ojcu tak silnych negatywnych odczuć. Był pewnie trochę zawiedziony, że to nie syn, a córka, ale miał już syna z pierwszego związku. Nie wiedział wtedy jeszcze, że druga żona, niezwykle piękna Francuzka za jaką wodził tęsknym wzrokiem niejeden mężczyzna, okaże się oszustką, która uwiodła go i okłamała odnośnie swojego statusu krwi. Nawet niezwykła uroda kobiety nie mogła zaskarbić jej miłości małżonka, który był tak wściekły o jej oszustwo, że natychmiast wypędził ją z domu i wkrótce później doprowadził do anulowania małżeństwa, a miało to miejsce mniej więcej rok po narodzinach Zabini. Dla Lyanny do dziś było zagadką, dlaczego ją zatrzymał. Dlaczego nie odprawił jej z matką, skoro wiedział, że córka odziedziczyła jej zbrukany, mieszany status krwi? Mógł też podrzucić ją obcym ludziom, a nawet pozbyć się jej – a jednak, mimo pogardy do nieczystej krwi, zatrzymał ją i wychował, choć nigdy nie traktował jej na równi z czystokrwistym synem. Niemniej jednak Lyanna, dorastając w domu kogoś takiego jak Vincent Zabini, również wyrosła na osobę konserwatywną i niechętną brudnej krwi. Czuła obrzydzenie także do własnego statusu, choć dawno już wyzbyła się marzeń, że pewnego dnia dowie się, że jej matka jednak była czarownicą czystej krwi i ona sama też może zwać się czystokrwistą i nie musieć czuć się czarną owcą rodziny. Może to też pchnęło ją w szeregi rycerzy, bo chciała pokazać, że mimo skazy na krwi jest równie oddana ideologii jak ci, którzy takiej wady nie mają?
W każdej rodzinie mógł jednak zdarzyć się zgniły owoc, niezależnie od krwi. Nawet w szlachetnych rodzinach zdarzały się czarne owce, zepsute gałęzie które należało odciąć, by nie zarażały innych. Słyszała już o Percivalu i jego zdradzie, który zdradził nie tylko swój ród, ale także Rycerzy, z pewnością ściągając na siebie gniew Czarnego Pana. Jak Eddard sobie z tym radził? Gdyby to brat Lyanny został przyjacielem mugolaków i stawał w ich obronie, czułaby głęboki wstyd i rozczarowanie, ale nic podobnego raczej nie groziło.
Dziś zdecydowanie zabrakło im odrobiny szczęścia. Niestabilna magia zaskoczyła ich, zrzucając na ich głowy ciężki żyrandol. Z oczywistych względów kontynuowanie próby uspokojenia mocy było niemożliwe. Poważnie poobijani musieli uciekać zanim tak naprawdę zaczęli stabilizować magię. Siedliskiem mocy będzie musiał zająć się ktoś inny. Oni musieli teraz zatroszczyć się przede wszystkim o własne poturbowane ciała. Bez wizyty u uzdrowiciela na pewno się nie obejdzie, a Black wydawał się najlepszą, a na pewno najbliżej znajdującą się opcją, jeśli pominąć Munga.
- Wiem, że to ryzykowne i prawdę mówiąc, sama wolałabym tego uniknąć – westchnęła ze zbolałą miną. Przy każdym kroku boleśnie odczuwała wszystkie stłuczenia, zwłaszcza te żeber. – Trzeba było jednak wziąć miotły. – Jedynym powodem, dla którego tego nie zrobiła, był fakt, że znajdowali się w centrum miasta i ktoś na pewno zauważyłby sylwetki czarodziejów. Ostatnie czego potrzebowali to budzenie sensacji wśród mugoli i nie tylko.
W którymś momencie zaczęło ją mocniej kłuć w boku. Prawdopodobnie to któreś z naruszonych żeber trochę się przemieściło. Chociaż trzymała się na nogach i uparcie stawiała kolejne kroki, nie mogła być pewna, czy da radę pokonać pieszo dystans dzielący ich od domu Blacka.
- Cholerne anomalie – syknęła pod nosem, bardziej do siebie niż do niego.
Lyanna Zabini
Lyanna Zabini
Zawód : łamaczka klątw i zaklinaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5959-lyanna-zabini https://www.morsmordre.net/t5962-ceres https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f276-okolice-guildford-samotnia-nad-rzeka-wey https://www.morsmordre.net/t5963-skrytka-bankowa-nr-1488 https://www.morsmordre.net/t5964-lyanna-zabini
Re: Hyde Park [odnośnik]03.01.19 21:57
Eddard nie potrafił nazwać zabójczej mieszanki uczuć, która narodziła się podczas odważnego wystąpienia Percivala w Stonehenge. Żal zgrabnie przeplatał się ze wstydem i palącym uczuciem zdrady, którego nie potrafił opanować. Gniew i rozczarowanie również stanowiły bardzo ważny element kompozycyjny obrazu uczuć lorda Nott. A gdzieś, spod tych intensywnie wyglądających barw, wyłaniała się zwyczajna tęsknota, której nie był w stanie się wyzbyć. Był to jeden z niewielu momentów świadczących o tym, że człowiek parający się czarną magią, człowiek taki jak Eddard może mieć jeszcze serce. Czasem tego żałował, żałował tego gdy musiał pochować najstarszego brata i chętnie pozbyłby się tego teraz. Nie chciał, aby tęsknota za bratem, który go zdradził wypalała mu dziurę w sercu, ale tak było, nawet jeżeli nie potrafił powiedzieć tego głośno. Chociaż teraz chciał się skupić na czymkolwiek innym, ale nawet ból, który teraz ogarniał coraz bardziej jego ciało przypominał mu to, co przyszło mu przeżyć podczas szczytu w Stonehenge.
Musiał jednak oczyścić umysł z wszelkich wspomnień i skupić się na tym co było rzeczywiście istotne, a mianowicie ich obecnej, również nieciekawej sytuacji. Nie chciał wsiadać do Błędnego Rycerza. Mimo iż kręciło się tam teraz sporo podejrzanych osób to on mógłby ściągnąć na siebie uwagę. W końcu szlachcic od tak nie podróżował pospolitym środkiem lokomocji w poszarpanych szatach. Musiał dbać o swoją anonimowość i przede wszystkim opinię. Miotły mogły być jakimś rozwiązaniem, zapewne utrzymanie się na niej kosztowałoby ich mniej wysiłku niż pokonanie tego dystansu pieszo. Zerknął na Lyannę. Musiał wziąć pod uwagę, że nie był tu sam, miał przy sobie towarzyszkę, która także ucierpiała podczas próby naprawy anomalii. Zmarszczył brwi i spojrzał na Zabini.
- Nie możemy ściągnąć podejrzeń na Lupusa - mruknął, zaczynając naprawdę przekonywać samego siebie do słuszności podróży Błędnym Rycerzem. Nie mogli wysiąść przy samym Grimmuald Place, to z pewnością mogłoby w jakiś sposób obudzić podejrzenia. Wolał nie kusić losu.
Eddard Nott
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6094-eddard-nott https://www.morsmordre.net/t6134-icarus https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6135-eddard-nott

Strona 7 z 13 Previous  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 11, 12, 13  Next

Hyde Park
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach