Wydarzenia


Ekipa forum
Muzeum Quidditcha
AutorWiadomość
Muzeum Quidditcha [odnośnik]26.03.15 20:25
First topic message reminder :

Muzeum Quidditcha

★★
Qudditch traktowany jest przez wielu czarodziejów śmiertelnie poważnie - toteż nic dziwnego, że już wiele wieków temu powstało w Londynie muzeum obrazujące jego historię, rozwój technologiczny mioteł oraz upamiętniające ważniejsze mecze.
Choć wielu postulowało za ulokowaniem go na ulicy Pokątnej, finalnie gmach muzeum znalazł się niedaleko sławetnej londyńskiej biblioteki, pośród licznych czarodziejskich ambasad i niemagicznych galerii sztuki. Obłożony licznymi zaklęciami ochronnymi, na dodatek odwrócony do ulicy tyłem, budynek chroniony jest przez wścibskimi mugolami bez konieczności przenoszenia go do mniej uczęszczanej dzielnicy lub chowaniem pod iluzją rudery. By się do niego dostać, trzeba skręcić w niewielką, opustoszałą uliczkę, która dla mugoli jest ślepym zaułkiem, zaś dla czarodziejów - skrywa w głębi doskonale widoczne, potężne drewniane drzwi.
Tuż za nimi znajduje się kasa, gdzie można zakupić bilety, a tym samym zyskać możliwość przejścia dalej, do licznych sal tematycznych, w których można zobaczyć - między innymi - model średniowiecznej miotły, dziennik mieszkającej na Queerditch Marsh Geertie Keddle czy dwunastowieczny gobelin przedstawiający tradycyjne polowanie na znikacza. Całe wnętrze muzeum jest przestronne i schludne, o wysoko zawieszonych sufitach i dopasowanej do tematyki wystaw kolorystyce. Każdego dnia odwiedzają je dziesiątki czarodziejów, by obejrzeć nowe drogocenne eksponaty lub uczestniczyć w spotkaniach z ekspertami od Qudditcha, czy reprezentantami rodzimych drużyn.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Muzeum Quidditcha - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Muzeum Quidditcha [odnośnik]26.03.19 18:37
Z jednej strony to dobrze - dobrze, że wpadli do muzeum akurat w tym momencie i mieli okazję przypadkowo usłyszeć o takich ciekawych rzeczach. Gorzej tylko, że właśnie byli w połowie zadania, które nie mogło czekać. I tak już ryzykowali, stojąc tutaj na korytarzu - ich cel mógł się spodziewać, że prędzej czy później władza i poplecznicy się nim zainteresują. Mógł więc zniknąć sam, ukryć się gdzieś w swojej jamie czy wyjechać za granicę. Chyba że jednak był na tyle głupi i wygłaszał swoje poglądy tak otwarcie bez najmniejszej obawy o to, co może się mu stać.
Otrzymawszy potwierdzenie od Lyanny, że ona także usłyszała urywane plotki padające z ust przechodzących czarodziejów, Burke musiał się szybko zastanowić, co powinni zrobić. Diggory był pewniakiem - doskonale wiedzieli, że propagował poglądy przemawiając za Longbottomem i potępiające politykę Malfoya. Ich zadanie było jasno określone, nie mogli więc nagle po prostu porzucić pierwotnego celu ich misji i postanowić, że od tej chwili ruszają w pościg za domniemanymi konspiratorami. Z drugiej strony, informacja o tajnym spotkaniu zwolenników obalonego ministra mogła się okazać na wagę złota. Kto wie, może wśród spiskujących byli nawet jacyś członkowie zakonu feniksa?
Burke jeszcze raz spojrzał na towarzyszącą mu Lyannę. W grę wchodziła jeszcze jedna opcja, chociaż ona była zdecydowanie bardziej ryzykowna. Podjęcie decyzji spoczywało w całości na jego barkach, więc to on miał później w razie komplikacji ponieść konsekwencje, jeśli coś pójdzie nie tak. Uznał jednak, że korzyści, które mogli odnieść, były zbyt cenne, by je tak po prostu odrzucić. Musieli zaryzykować.
- Ja pójdę do Diggory'ego - poinformował Lyannę, spoglądając cały czas jak grupka oddala się i znika za korytarzem. Jeszcze przez chwilę echo niosło ich podniesione głosy, które jednak z każdą chwilą coraz bardziej cichły. On miał większą szansę zastraszyć Diggory'ego, natomiast drobna Zabini mogła sprawniej wmieszać się w tłum - A ty udasz się za nimi. Spróbuj podsłuchać, czy powiedzą jeszcze o jakichś konkretach. - miejsce? Datę? Godzinę spotkania? Miał nadzieję, że Lyanna będzie w stanie powrócić potem z jakąś istotną informacją. - Jeśli okaże się, że gadają o samych bzdurach, wróć tutaj.  - polecił jej. Obserwował jeszcze przez chwilę, jak kobieta rusza, aby wykonać powierzone jej zadanie, a potem sam odwrócił się ruszając korytarzem, aby odwiedzić pewnego bardzo kłopotliwego dyrektora muzeum.

| Rozdzielamy się.
Craig idzie do Diggory'ego, Lyanna za grupką plotkujących czarodziejów.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Muzeum Quidditcha [odnośnik]07.05.19 14:14
Znał drogę. Mimo wielu lat od jego ostatniej wizyty w tym miejscu, doskonale pamiętał rozmieszczenie poszczególnych gabinetów. Nie spodziewał się więc problemów z odnalezieniem Diggory'ego - chyba, że gdzieś przenieśli jego biuro. Ta myśl także zaświtała mu w głowie gdy przemierzał długie korytarze, ale prędko wyszło na jaw, że miał szczęście. Gabinet dyrektora wciąż tkwił tam, gdzie Burke pamiętał. Upewnił się, że jego maska wciąż tkwi na miejscu, bez zawahania nacisnął klamkę i wtargnął do środka.
Chyba nigdy nie znudzi mu się widok strachu powoli wpełzającego na czyjąś twarz. Powoli rozszerzające się w przerażeniu oczy, nerwowe zaciśnięcie zębów, nagła bladość i ogólne zesztywnienie ciała. Poczucie, że ma się nad kimś władzę zawsze smakowało wybornie - nawet jeśli w grę wchodzili trzęsący portkami wielbiciele szlam. Burke pozwolił sobie na lekki uśmiech, który na szczęście został całkowicie ukryty przez maskę na jego twarzy.
- Dobry wieczór - zaczął powoli. Miał świadomość, że nie powinien przeciągać swojej wizyty. Mimo wszystko, teren nie został przez nich zabezpieczony, Burke nie mógł zanadto rozwlekać swojej wizyty, bo ktoś mógł im przerwać. Nie zamierzał się jednak też bez potrzeby spieszyć. - Sądząc po  reakcji domyśla się pan, kim jestem.
Zanim zdecydował się podejść do biurka, upewnił się, że jego różdżkę ma pod ręką, gotowa do użycia w razie potrzeby. Na razie postanowił jednak zdać się na rozmowę, obaj byli w końcu cywilizowanymi ludźmi! Wszystko dało się załatwić na spokojnie.
- Doszły mnie słuchy, że bardzo głośno krytykował pan kogoś, kogo ja darzę szacunkiem. Wielu osobom bardzo się to nie podoba. Ze mną na czele. - zaczął, wzdychając teatralnie. Jednak w następnej chwili jednym i dość gwałtownym ruchem zrzucił wszystko, co znajdowało się na biurku dyrektora. Ciszę, która zapadła, gdy ostatnie karki papieru upadły na podłogę, można było kroić nożem. Kiedy Diggory, cały blady, wpatrywał się w jego osobę, Burke niemalże słyszał jak atrament z rozbitego kałamarza wsiąka w wykładzinę.
- Ale ty przecież nie jesteś głupi. - parsknął po chwili śmierciożerca. Dyrektor muzeum doskonale wiedział, że takie nawoływania zwrócą na niego uwagę. Może taki był jego plan? - A teraz bardzo proszę o pańską współpracę. Nazwiska i miejsca spotkań bojówek Longbottoma. Inaczej obiecuję, że na strzaskanym kałamarzu się nie skończy - zakończył grobowym tonem.

Zastraszanie I
Maska śmierciożercy +30 do rzutu


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Muzeum Quidditcha [odnośnik]07.05.19 14:14
The member 'Craig Burke' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 30
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Muzeum Quidditcha - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Muzeum Quidditcha [odnośnik]07.05.19 14:51
248-40=208 | -5

Sukinsyn milczał. Mimo każdego słowa, które Craig rzucał mu w twarz, pomimo gróźb i obietnic kary. Pieprzony wielbiciel szlam nie pisnął nawet słowa, milczał jak zaklęta, marmurowa statua, wpatrując się tylko w napięciu w maskę śmierciożercy. Nerwy ze stali, nic tylko pozazdrościć. Burke po cichu liczył na to, że pójdzie mu zdecydowanie sprawniej. Bardzo szybko jednak stało się wręcz oczywiste, że jedyną osobą skłonną do rozmów był tutaj on sam. Burke westchnął głęboko, wyraźnie zirytowany. Postanowił dobitniej i głośniej poinformować dyrektora po co przyszedł. Biedak wyraźnie miał problemy ze zrozumieniem, może do niego trzeba było jak do niedorozwiniętego? A przecież musiał pojąć, że niezadowolenie śmierciożercy równać się będzie konsekwencjom.
Zanim jednak Burke zdołał skierować swoją różdżkę w kierunku mężczyzny, sam został potraktowany zaklęciem. Silne deprimo cisnęło nim o ścianę, wyduszając na chwilę dech z piersi. Burke charknął, nie mogąc na moment złapać oddechu. Przeklęty sukinsyn, miał nie dość że odwagę, milczeć kiedy śmierciożerca zadawał mu pytania, to jeszcze odpowiedział atakiem! Trzeba było mu przyznać, że miał tupet. Nic dziwnego, że nie bał się głośno wykrzykiwać obelgi pod adresem Malfoya. Ale Burke jeszcze nie skończył.
Droga ucieczki wciąż była zablokowana. Pomimo chwilowej niedyspozycji śmierciożercy, Diggory nie miał dokąd uciec. A Burke pozbierał się z podłogi dość sprawnie. Chociaż płuca wciąż kuły, a plecy i ramię wciąż niemiłosiernie pulsowały bólem, wiedział, że nie mogło go to powstrzymać. Konsekwencje kolejnej porażki byłyby zdecydowanie gorsze niż lekkie stłuczenie. Nie wspominając już o tym, że zwyczajnie nie mógł wrócić z pustymi rękami i podkulonym ogonem. Jako śmierciożerca, musiał mieć konkretne wyniki. Niedawny sukces w Norwegii nie był przecież przypadkiem. Craig wyszarpnął więc różdżkę z rękawa.
- Plumosa! - warknął, celując nią w mężczyznę. Jeśli dyrektor nie chciał odpowiadać w swoim gabinecie i po dobroci, nic straconego. Wciąż mogli pobawić się w dobrego i złego aurora - z tą różnicą, że w zdecydowanie mniej przytulnych warunkach. Burke był pewien, że jedna z niezwykle przytulnych cel znajdujących się pod Wywerną, pomogą Diggory'emu zrelaksować się na tyle, że jego język rozwiąże się raz-dwa.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Muzeum Quidditcha [odnośnik]07.05.19 14:51
The member 'Craig Burke' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 16

--------------------------------

#2 'k10' : 4

--------------------------------

#3 'Anomalie - CZ' :
Muzeum Quidditcha - Page 2 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Muzeum Quidditcha - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Muzeum Quidditcha [odnośnik]14.05.19 20:52
Rozdzielenie się z Zabini było ryzykowne, jednakże mogło przynieść znaczną ilość korzyści oraz istotnych informacji. Głosów sprzeciwu było coraz więcej, więc należało czym prędzej powstrzymać je w zarodku, aby nie nabrały na swej sile i nie poszerzyły swych horyzontów.
Zadanie z pozoru wydawało się proste. Bezproblemowe odnalezienie dyrektora i fakt, że przebywał w swym gabinecie sam działało na Twoją korzyść – w końcu mogłeś uciąć sobie z nim pogawędkę w cztery oczy bez zbędnych świadków.
Mimo wszelkich starań próba zastraszenia mężczyzny spełzła na niczym. Okazał się znacznie bardziej odporny na perswazję oraz groźby niżeli myślałeś i tym samym jedynie wpatrywał się w Ciebie czujnym wzrokiem wyczekując odpowiedniego momentu na atak. Gdy takowy nastał wysunął różdżkę i sprawnie poruszył nadgarstkiem wypowiadając silne zaklęcie, które trafiło Cię wprost w pierś. Uderzenie o ścianę było niezwykle bolesne, ale nie zamierzał na tym poprzestać. W chwili, gdy spróbowałeś wyprowadzić czarnomagiczne zaklęcie przyjął obronną postawę, a wyraz jego twarzy nie bił już taką pewnością siebie. Ewidentnie ogarnął go strach, po którym przyszło uczucie ulgi – magia odmówiła Ci posłuszeństwa, ale szybko okazało się, że nie było to najgorsze co miało Cię spotkać. Nie minął moment nim do środka wpadli towarzysze dyrektora. Po masce na Twej twarzy od razu zrozumieli, że nie byłeś sojusznikiem, więc instynktownie sięgnęli po różdżki. Wiedziałeś, że nie miałeś większych szans w tym starciu; przewaga liczebna oraz obrażenia zmuszały Cię do ucieczki, bowiem pozostanie w tym miejscu zapewne skończy się pojmaniem.
Nie dowiedziałeś się niczego, a ponadto uzmysłowiłeś wrogom, że deptasz im po piętach. Zawiodłeś.  

Mistrz Gry nie kontynuuje z Tobą rozgrywki, możesz dokończyć ją samodzielnie.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Muzeum Quidditcha - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Muzeum Quidditcha [odnośnik]21.06.19 12:38
Paliło. Paliło gorzkim poczuciem porażki, trawiło jego trzewia jak żrący kwas, przebijało jego dumę na wylot ostrymi szpilami nasączonymi trucizną. Nawet nie poczuł zrywu magii, delikatnego drgnięcia różdżki, kiedy skończył wypowiadać inkantację. Myśl o tym, że zaraz ukarze upartego konspiranta zdążyła już na sekundę zapłonąć w jego myślach - ale zgasła niemalże natychmiast, kiedy na twarzy dyrektora muzeum zamiast trwogi, pojawił się wyraz ulgi. Nie dusił się. Nie błagał o życie, próbując obłaskawić śmierciożercę i oferując mu tajemnice, które skrywał. W tym momencie Burke cieszył się jedynie z tego, że Diggory nie jest w stanie zobaczyć jego twarzy, bo tę przez cały czas skrywała maska.
Chciał unieść różdżkę ponownie. Zaatakować po raz drugi, tym razem zmusić magię do tego, aby mu uległa. Jakoś ukoić urażoną dumę, obtłuczone ego, splamiony honor. Liczył, że jeszcze da radę wyrwać tych kilka sekund, zanim sytuacja stanie się jeszcze gorsza. Niestety, los postanowił nie dawać mu żadnej możliwości naprawienia swoich win. Rozdał już raz karty, a choć Burke starał się coś ugrać, to zwyczajnie nie mógł wygrać. Wkroczenie do gabinetu kolejnej dwójki czarodziejów było jasnym sygnałem. Trzeba było powiedzieć pass. Inaczej mogło się to skończyć gorzej niż tylko plamą na honorze.
Burke nie czekał, aż nowo przybyła dwójka zdąży wypowiedzieć inkantacje. Nie miałby się jak przed nimi obronić. Musiał haniebnie podkulić ogon i uciekać, a potem donieść reszcie, że jego wysiłki poszły na marne. Gorycz, którą czuł na języku, sprawiała że miał ochotę zwymiotować. Ale choć płomień gniewu, który zapłonął mu w duszy, kazał jednak zostać i podjąć walkę z trójką szlamolubów, Burke posłuchał rozumu - i zdecydował się na ucieczkę.
Wyfrunął z gabinetu niczym wicher - przez uchylone okno, przecisnął się przez szparę cicho jak dym, którego postać przybrał. Uleciał w niebo, chowając się między chmurami i zmierzając do miejsca, które wcześniej ustalili z Zabini. Nie niósł dobrych wieści. Miał tylko nadzieję, że jej powiodło się zdecydowanie lepiej.

zt


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Muzeum Quidditcha [odnośnik]04.07.19 21:11
17 listopada

Nie wiadomo, jak to się stało, że Isabella Selwyn dała się skusić historii magicznego sportu. Od niedługiego czasu przebywała w Londynie, pomieszkiwała u ciotki, odwiedzała rozmaite sklepy i przygotowywała się do świąt. Wspólnie z dwórką Balbiną spacerowały po czarodziejskich miejscach w poszukiwaniu najlepszych prezentów dla bliskich. Oprócz tego Bella nie szczędziła galeona na kolejną parę butów czy ozdoby do włosów. Tak mijały jej te dni dość beztrosko, a sakiewka pustoszała coraz mocniej. Dlatego dzisiaj odpuściła sobie poszukiwania podarków i kolejnych okazji do rozrzucania galeonów. Postanowiła zwiedzić te części Londynu, których właściwie wcale nie znała. Tak wspólnie ze służką znalazła się daleko od centrum. Rozmawiały. Bella dowiedziała się niedawno, że jest tu wiele zaskakujących miejsc, które warto zobaczyć. Słyszała również o pewnym muzeum.
Nigdy nie była obsesyjną fanką quidditcha, ale jednym z jej ukochanych zajęć było podróżowanie na miotle. Pokochała latanie już jako początkująca Ślizgonka, choć dziś nie znajdowała licznych okazji do przecinania nieba. Matka chyba dostałaby zawału, widząc, jak sukienka Isabelli powiewa na wietrze, a ona wiruje gdzieś blisko chmur. To nie było zajęcie dla damy. Odkąd ukończyła szkołę, prawie w ogóle nie latała. Jeśli jednak przydarzyła się ku temu sposobność, to raczej nie zastanawiała się długo. Zwykle wyciągała głęboko skrytą miotłę nocą, kiedy istniała raczej niewielka szansa, iż ojcowskie oko zdoła wypatrzeć, co też jego córka wyprawia. Czy jednak można było zabronić damie wizyty w szanowanym, wielowiekowym muzeum? Pomysł wydawał się jej początkowo bardzo niepewny, ale kiedy wstępowała do wnętrza tajemniczego budynku, natychmiast porzuciła wszelką wątpliwość. Nie znała się na szczegółowej historii tego sportu, nie śledziła z tak wielkim zamiłowaniem każdego sezonu rozgrywek (choć naturalnie miała swą umiłowaną drużynę). Po prostu uwielbiała latać, czuć niezmąconą wolność, pływać wśród chmur i podglądać słońce. Odkąd jednak anomalie siały spustoszenie, nie dotknęła miotły. Wizyta w takim miejscu wydawała się więc przynosić wyczekiwane pocieszenie.
Balbina nie wydawała się w ogóle zainteresowana tematem i chyba nawet nie miała pojęcia o sekretnych pasjach swojej panienki, ale nie mogła zauważyć w tym pomyśle niczego kontrowersyjnego na tyle, by zasugerować zmianę planów. Dzielnie podążała za Bellą, sunąc znudzonym spojrzeniem po poszczególnych eksponatach. Tak trafiły do sali, w której znajdowało się mnóstwo historycznych mioteł. Od pierwszego, najstarszego zachowanego typu aż do modeli najnowszych, tak mocno dzisiaj pożądanych wśród prawdziwych zapaleńców. Sala była dość spora, a dziewczęce oczy wędrowały po kolei po każdym eksponacie. Ta kolekcja liczyła sobie zapewne kilka długich wieków.
Dostrzegła pewnego młodzieńca, który również z zainteresowaniem oglądał ekspozycję. Uśmiechnęła się mimowolnie i zrobiła kroczek w jego stronę. Sporo młodych chłopców interesowało się quidditchem. Czy miała do czynienia z prawdziwym pasjonatem? – Czy którąś z nich chciałbyś zabrać do domu? – zapytała, będąc ciekawą, czy odnajdował wśród modeli swój wymarzony typ. Jeśli należał do młodocianych znawców, to mógł jej opowiedzieć coś zaskakującego. To przecież… nie były tylko jakieś tam miotły.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Muzeum Quidditcha - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Muzeum Quidditcha [odnośnik]15.07.19 23:18
Planował się tu wybrać od dawna, odkąd tylko usłyszał że takie muzeum istnieje, nigdy jednak nie wpadł na to akurat będąc w Londynie. Teraz nadszedł czas by nadrobić każdą taką rzecz - wszak mieszkał tu na stałe. Wchodząc do muzeum czuł podekscytowanie. Lubił obcować ze starociami. Po części po prostu cenił ich nastrój i klimat, po części fascynowała go myśl o tym, w czym ów przedmioty mogły uczestniczyć, jakich wielkich wydarzeń być świadkami. Stał właśnie przy miotle sprzed pięciuset lat. Włosie było postrzępione, a trzon drewna mógł niejedną osobę narazić na drzazgi, widać było na niej dość brutalne ślady użytkowania i choć nazwisko gracza którym była opisana niewiele mu mówiło, w jakiś sposób go fascynowała.
W tej chwili usłyszał głos obok siebie i dostrzegł kobietę. Na pierwszy rzut oka widać, że szlachciankę, choć na rodach i konkretnych zdobieniach kompletnie się nie znał - rozpoznawał tylko te, których przedstawicieli zdążył bliżej poznać w szkole. Uśmiechnął się nieznacznie do kobiety.
- Sam nie wiem. - przyznał, by zaraz wdać się w głębsze rozważania.
- Starsze są ciekawsze. Jestem ciekaw jak się na nich lata, są dziwnie zaczesane, mają całkowicie inne kształty. - odpowiedział po chwili namysłu. - I to całkiem przyjemne, mieć na wyciągnięcie coś co przeżyło kawał historii, nawet i sportowej.
Znów spojrzał na przedmiot, który nie imponował połyskiem czy nowością, a jednak był wiele wart.
- Tylko nie zadbałbym o nie jak należy, więc nie planuję kradzieży. - dodał trochę weselej, zaraz kierując spojrzenie na nowsze modele. Był oczywiście najnowszy, dostępny w sklepach ale całkowicie poza jego zasięgiem. On z resztą wolał kupować książki niż miotły, a jego stara i zwyczajna w pełni mu wystarczała.
- Tamte nie wymagają uwagi, ale i tak bym ich nie wykorzystał. Co innego jedna przejażdżka. - oj tak. Chętnie sprawdziłby jak się lata na tych najnowszych miotłach, ten jeden raz. Potem mógłby oddać i dla zabawy latać dalej na swojej miotle, te najlepsze pozostawiając zawodowcom.
- A pani? - spytał zaraz. - Przykro mi, ale nie znam się na etykiecie.
Nie chciał jej urazić, a wiedział że rozmawiając ze szlachetnie urodzonymi może być o to łatwo. Nie wiedział jak powinien się zwracać do danej osoby, czy nie popełni jakiegoś fo pa, choć z drugiej strony raczej trudno oczekiwać by zwykły, prosty chłopak tę wiedzę posiadał.


Oscar Reid
Oscar Reid
Zawód : n/d
Wiek : 13
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : n/d
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4896-oscar-reid https://www.morsmordre.net/t5425-poczta-oscara#129109 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6228-oscar-reid#153621
Re: Muzeum Quidditcha [odnośnik]17.07.19 22:28
Chłopiec miał rację. W starszych miotłach, które nosiły wyraźne znamiona historii, skrywało się coś intrygującego. Mogliby bez zerkania na tabliczki odgadywać, skąd pochodzi ta miotła i w którym wieku ją stworzono. Niektóre z nich nie znały quidditcha, innych dotykać mogły dłonie pierwszych magicznych przodków. Bogate zbiory muzeum prezentowały szeroki obraz historii. A to były przecież dopiero miotły jedna z pierwszych sal. Dalej zapewne można było bez końca zgłębiać barwną historię wszelkiego sprzętu do magicznych sportów oraz strojów. Na te ostatnie Bella zapewne spojrzałaby z zainteresowaniem równym miotłom.
Wyobrażała sobie, że taki lot na wiekowej miotle byłby wielkim wyzwaniem. Chyba bałaby się, że drewno rozpadnie się na kawałki. Albo że lot okaże się zbyt wolny i niestabilny. Chociaż te stare sprzęty często trzymały się lepiej od świeżynek, które ledwo co wyleciały ze sklepu. Nigdy nie była znawcą sportów, spoglądała na eksponaty w dużej mierze neutralnie, z lekkim tonem dawnych zamiłowań. Dziś wiele z tych uciech powinna porzucić. Latanie pozostawało tajemnicą dla oczu pozostałych Selwynów Świadkami jej wariacji mógł być jedynie księżyc, który oświetlał jej nocne wojaże, kiedy jeszcze próbowała się wymykać. Dziś to raczej rzadkość, bardziej jedno z tych błogich, młodzieńczych wspomnień. Miała może tyle lat, ile ten chłopiec, kiedy pokochała przyjemne uczucie wznoszenia się ku chmurom. Czy dzielił tę jej nastoletnią namiętność?
– Myślę, że tych mioteł pilnują aż za dobrze. Kradzież faktycznie jest kiepskim pomysłem – przyznała, dyskretnie podglądając przechadzającego się nieopodal pracownika muzeum. Ciekawe, jak wielu fanatyków odwiedzało to miejsce. Przysłuchiwanie się tym rozmowom musiało być dla niego zabawne. Lub irytujące.
– Pozostaje nam tylko wyobrazić sobie, że to się dzieje i nagle mamy w dłoniach piękną, wiekową miotłę. Chociaż niektóre te kształty wydają mi się zabawne – powiedziała rozpogodzona i powiodła spojrzeniem do dość śmiesznie wygiętego… okazu. Jak właściwie dosiadało się takiej miotły? I o czym myślał konstruktor, kiedy tworzył pierwowzór?
Potem za chłopcem podeszła do tych nowszych modeli. Wyglądały bardziej znajomo, nie budziły wątpliwości i tego uczucia zbytniej kruchości. Faktycznie im mogła zaufać bardziej. – Oj, musiałbyś przeżyć wiele takich pojedynczych przejażdżek – dodała, widząc ogrom tych modeli. Straciła nawet pewność, czy tylko ta jedna sala była im poświęcona. To w końcu muzeum latania.
– Ja chyba nie chcę żadnej z nich, choć niektóre wydają się naprawdę wyjątkowe. Chciałabym mieć swoją, taką wyjątkową, wiesz? Inną od tych pozostałych… - wyjaśniła wcale niezniechęcona tym, że nie zwracał się do niej jak do damy. – Proszę, niczym się nie przejmuj – dodała jeszcze, posyłając mu szczery uśmiech. – A co sądzisz o innych latających sprzętach? Słyszałam o latających dywanach, ale nigdy żadnego nie widziałam…
O[/b]ddała się znów szczypcie słodkiej fantazji, lubiła prowadzić szerokie rozmyślania, lubiła uciekać od nudnych, sztywnych ram, w jakich wciskało ją szlacheckie życie. Nawet jeśli to tylko marzenia i głośne rozważania, to sprawiały jej wielką radość. Miała także nadzieję, że nie zanudziła chłopca. Gdy była w jego wieku, sporo spraw nie budziło jej zainteresowania i czasami, o zgrozo, myślała tylko, by stamtąd zwiać. Nie było jej jednak wolno.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Muzeum Quidditcha - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Muzeum Quidditcha [odnośnik]22.07.19 1:57
Nie nazwałby tego pasją. Lubił grać. Lubił rywalizację, jak chyba większość chłopców w swoim wieku, a na pewno jak wszyscy Gryfoni. Lubił tę chwilę, kiedy udawało mu się zdobyć punkt, lubił tę gładkość kiedy piłka lądowała prosto w jego dłoniach. Pamiętał też swój pierwszy lot i tak - to było coś. Niesamowitość, nierealność chwili. Bał się - kto by się nie bał, dopiero poznając magię i tak po prostu odrywając nogi od ziemi na latającym przedmiocie? A jednak bardziej był podekscytowany i choć pierwszy lot nie był ani szybki ani długi, tego dnia uśmiech nie znikał z jego twarzy ani na chwilę.
Lubił się unosić. Dostrzegał w tym pewną romantyczność, a jakże. Czy to nie spełnienie marzeń większości tych, którzy nie znają świata magii? Latać niemal bez ograniczeń, unosić się prawie do nieba, w górę, sprawdzać jak wysoko w nieznane uda mu się dostać?
O dziwo, nie stało się to jednak jego pasją. Nie było czymś, za czym usychałby z tęsknoty i tak samo, jak kolejne mecze wywoływały w nim ekscytację, jak lubił grać, kibicować czy jak korzystał z każdej okazji, by wzbić się w niebo, tak w ogóle nie myślał o tym kiedy akurat miotły nie było w jego zasięgu nawet przez długi czas.
O dziwo jego największe pasje pozostawały całkowicie niemagiczne.
Na słowa kobiety, także zerknął na młodego mężczyznę. Nie wyglądał jakby była to jego praca marzeń, raczej dopiero co skończył szkołę i nie miał na siebie bardziej konkretnego pomysłu. Na pewno jednak nie zamierzał odpowiadać przed pracodawcą za dopuszczenie do kradzieży i na pewno poradziłby sobie z damą i dzieciakiem.
Gdyby zaszła potrzeba, rzecz jasna.
- Kiepskim, za to jak ekscytującym.
Odpowiedział z uśmiechem rasowego Gryfona, pełnym przeświadczenia o lekkomyślności planu i radości z możliwości wykonania go. Nawet jeśli odbywało się to tylko w jego wyobraźni.
Uśmiech na jego twarzy złagodniał, w oczach za to wciąż odbijało się zainteresowanie.
- Może to miotła dla bardzo grubych graczy? Żeby brzuch im się nie wbijał w trzon miotły jak się pochylają żeby jej trzymać. - zaproponował rozwiązanie na miotłę z bardzo dużym wgłębieniem, które wyglądało nielogicznie, ale jakiś sens musiało przecież mieć!
- Pewnie tak. Ale młody jestem, mam na takie rzeczy całe życie. - stwierdził z pewnością siebie, zaraz zerkając na nowości. Mniej kuszące, choć niewątpliwie każda dałaby wiele - WIELE - radości.
- Rozumiem. Fajnie mieć rzeczy tylko swoje, przerobione w jakiś sposób. - przyznał. Spersonalizowane. Pomyślał o szafce w mugolskiej szkole do której chodził tylko chwilkę. A jednak - oczywiście że ozdobił jej drzwiczki po swojemu jakimiś wycinkami z gazet czy innymi pierdołkami. Podobnie jak zeszyty czy inne bzdury zawsze miały coś co świadczyło o jego własności, coś więcej niż po prostu podpis.
Fajnie by było zrobić coś takiego i z miotłą, tylko jak je przy tym nie zaszkodzić?
Skinął lekko. Miał ochotę spytać ją o dom z którego pochodziła, ale nie chciał być nieuprzejmy, gdyby jego domysły okazały się nietrafione. Ostatecznie bardzo mało o szlachcie wiedział.
I w sumie to chciał tę wiedzę nadrobić.
- A... wyjaśni mi to pani? - w szkole nikt się szlachectwem nadmiernie nie przejmował. Wiedział, że są wśród nich tacy co żyją na dworach. Za czasów poprzedniego dyrektora, takie osoby były traktowane inaczej, podobnie jak on był traktowany wyraźnie inaczej, między samymi uczniami panowała jednak względna równość. Co miało sens pod wieloma względami. - Jestem ciekaw.
Przez myśl mu przeszło, że powinien uważać aby nie przyznać się do mugolskiej krwi, bo to nierosądne, a kolejna myśl - że wcale nie jest mugolakiem wydała mu się jeszcze dziwniejsza. Pewnie długi czas się nie przyzwyczai.
A przecież jego ojciec wychował się między takimi jak ta kobieta.
- Ja też nie. Ale to musi być fajne. - przyznał. - Wyobrażam to sobie trochę jak atrakcję w wesołym miasteczku. Taką na której trzeba się utrzymać mimo, że każde drobne przechylenie to utrudnia. - przyznał po chwili.
Szli powoli dalej, a Oscar rozglądał się uważnie. W kolejnej sali panował niemały hałas. No tak - tuczki nawet na uwięziach dawały o sobie solidnie znać.
- Widziała pani te słodycze w kształcie piłek do quidditcha?


Oscar Reid
Oscar Reid
Zawód : n/d
Wiek : 13
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : n/d
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4896-oscar-reid https://www.morsmordre.net/t5425-poczta-oscara#129109 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6228-oscar-reid#153621
Re: Muzeum Quidditcha [odnośnik]24.07.19 17:23
Zaśmiała się, słysząc jego komentarz dotyczący tej ich tajemniczej, fantazyjnej kradzieży. Czyżby chłopiec był młodym huncwotem i nie trzymał się sztywno wyznaczanych przez dorosły świat zasad? Mimowolnie wyobraziła sobie, jak dama i nastolatek kradną tysiącletnią miotłę, a rozwścieczony ochroniarz gania za nimi, rzucając smugami kolorowego światła ze swojej bezradnej różdżki. To idealny materiał na komedię! Z chęcią zagrałaby taką wariacką rolę w sztuce, a i podejrzewałaby, że jej młodziutki towarzysz byłby wspaniałym kompanem. Miał rację, kradzież przynosiła pewien niepokojący, ale odrobinę upragniony, dreszcz ekscytacji. Co prawda jej nie wypadałoby się do podobnych odczuć przyznawać, ale reakcja jasno wskazywała na to, że podzielała jego zdanie. Obydwoje pozwalali sobie na fantazje dość lekkomyślne i czerpali z nich pewną nieopisaną rozkosz.
– Tylko nie jestem pewna, czy taki przedziwny kształt nie miałby wpływu na jakość lotu… – wyznała zadumana i podeszła bliżej do tej wspominanej miotły. – Niestety nie posiadam takiej wiedzy, więc zostają nam tylko nasze fantazyjne rozważania. Chyba że jest tu ktoś, kogo moglibyśmy zapytać… Ale chyba nie – mówiła głośno, przy okazji wyszukując głowy eksperta. Nikogo takiego nie widziała. Byli sami, żadnych znawców, którzy przypadkiem podsłuchali ich rozmowę i usłużnie zdecydowali się rozwiać te wątpliwości.
Obserwowała z błyskiem rozczulenia rozmalowaną na jego gładkiej buzi radość. Młody i niewinny, głodny wrażeń i zapewne mogący któregoś dnia tak po prostu po nie sięgnąć. Nic nie stało na przeszkodzie poza barierami, które mógłby narzucić sobie sam. Tymczasem Bella musiała wiele ryzykować, aby polatać na miotle, w dodatku z nikim nie powinna o tego typu pokusach rozmawiać. To nie było zajęcie godne damy. Może gdyby urodziła się jako lady Macmillan? Była Selwynem, tego wyrzekać się nie zamierzała. Ukochała swój ogień, ukochała moc teatru i fajerwerków tak bliską dla tego rodu. Nie chciała być nikim innym.
W szkole wielu młodzieniaszków z arystokratycznych rodzin odpoczywało od szlacheckich reguł i próbowało doświadczyć tego płynnego, mniej sztywnego życia, liznąć odrobinę zajęć, na które nie było przyzwolenia w domu. Chociaż jako jedenastoletnie dzieciaki we krwi mieli całkiem sporo stronic ciężkiej księgi etykiety. Niemniej byli, mimo wszystko, nastolatkami i dość szybko zapominali o wklepywanych przez guwernantki regułach dobrego, szlachetnego zachowania. Powroty do domu okazywały się później tak przytłaczające. Pośród szkolnych korytarzy, szczególnie w Slytherinie, gdzie się wychowała, odnajdywały się również typowe damulki i aroganccy lordowie, którym się wydawało, że mogą rządzić pozostałymi, bo są… lepsi. Wtedy Bella nie zastanawiała się nad tym głębiej, chociaż sama dziwnym trafem również wolała przyjaźnić się z młodymi arystokratami. Może dlatego, że wydawało jej się, że oni rozumieją, że oni dźwigają podobne przeznaczenie. To jednak nie przeszkadzało jej w odzywaniu się i szwendaniu z pospolitymi uczniakami. Chłopiec był wiec jednym z takich? Gdy odchodziła z Hogwartu, dokonywały się tam zmiany, które wyraźnie dzieliły uczniów na szanowanych i tych mniej – lub nawet i na takich, którzy nie zasługiwali na wspólną naukę ze szlachetną krwią.
– Czy naprawdę chciałbyś dowiedzieć się czegoś o etykiecie? – zapytała rozpogodzona, chyba lekko zdziwiona jego zainteresowaniem. – To dość nudne, ale… może kiedyś dzięki temu uda ci się nawiązać nowe znajomości – zauważyła już trochę zamyślona. Właściwie to niektóre te zasady przeniknęły do niej tak mocno, że już ciężko było ujmować je jako etykietę. W którymś momencie mieszały się z dobrymi manierami. – Na początek powinieneś wiedzieć, że do mężczyzny szlachetnie urodzonego, który jest ci obcy, powinieneś mówić lordzie. Jeśli znasz jego nazwisko, to możesz także je dodać. Do kobiety mówimy lady. Należy również zwracać uwagę na słowa i mówić grzecznie, z szacunkiem – wyjaśniła, dzieląc się z chłopcem podstawową wiedzą. Wydawało jej się, że to dobry początek. – Czy któreś zagadnienie ciekawi cię wyjątkowo? – zapytała, woląc chyba, aby sprecyzował swoje chęci. Temat ten wszak wydawał się okrutnie rozległy i równie dobrze mogliby nie wyjść z tego muzeum do wieczora.
Podejrzała wirujące, wściekłe tłuczki. Każdy inny, a jednak wszystkie równie głośne, spętane i niecierpliwie wołające o wolność. Zastanawiała się, czy te piłki faktycznie mogły cokolwiek czuć, czy było w nich coś więcej poza energią magiczną.
– Nigdy nie widziałam. Gdzie takie znalazłeś? – spytała zaciekawiona. Może mogłaby podarować kilka takich małemu lordowi Macmillanowi, kiedy następnym razem będą mieli przyjemność się zobaczyć? W swojej rodzinie raczej nie znajdowała entuzjastów magicznych sportów.
Podeszła do jednego z tłuczków i spróbowała go połaskotać. W odpowiedzi jedynie poruszył się z całą mocą, próbując wydostać z uwięzi.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Muzeum Quidditcha - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Muzeum Quidditcha [odnośnik]15.01.20 23:24
/14.02.1957

Nie jest łatwo usłyszeć, że zaginęło się na pół roku. Co więcej, jest to o tyle bardziej nieprzyjemne, że podobno istnieje całkiem duża grupa osób, która zniknęła w podobnym czasie i nigdy się nie odnalazła. Ciekawym jest natomiast to, że uznało się, iż te osoby już nie wrócą. Cała sprawa się komplikuje, gdy twoje nazwisko znajduje się na tej piekielnej liście.
-NIEDOCZEKANIE!-akustyka olbrzymich, wysokich pomieszczeń miała to do siebie, że niosła dźwięk doprawdy perfekcyjnie - tym bardziej, jeśli niósł się on na dosyć wysokich decybelach. Głośne, szybkie, ciężkie kroki przecinały salę, a towarzyszyły im drobniejsze, próbujące dogonić te pierwsze i starały się usilnie wytłumaczyć intruzowi, że powinien zapłacić za bilet wstępu zanim uda się na zwiedzanie. Determinacja i oburzenie skutecznie jednak zatykały uszy, pozostając kompletnie głuchym na prośby młodego chłopca o uiszczenie kilku monet wstępowego oraz zapewnienia, że jak tylko zostanie to zrobione to da ten upragniony "ŚWIĘTY SPOKÓJ". W końcu, widząc swoją nieskuteczność, druga para stóp się odłączyła, marudząc coś o trzeciej osobie w tym tygodniu.
Sale muzeum robiły wrażenie - ich rozmiar i ilość eksponatów budziła podziw, a etykiety z wymienionymi imionami sławnym graczy na nie jednym wywoływały spore emocje - w końcu prawdziwych fanów Quidditcha nie brakowało, a nawet największy amator poznawał się na tych najbardziej utalentowanych.
W normalnych warunkach Selina Lovegood czułaby się mile połechtana. Posiadanie swojego własnego ołtarzyka poza ścianami własnego domu było w końcu swoistym osiągnięciem i tylko popierało jej wieloletnie stanowisko głoszące o wielkim kalibrze swojej postaci. Nie spodziewała się jednak, że dopadnie ją ironia losu i zapisanie ją w historii jednocześnie sprawi, że zostanie z niej WYKREŚLONA. Bo właśnie to wszyscy robili! A ona przecież jeszcze nie skończyła! Oczywiście, że miała wspaniałą karierę, ale...
-...ja-jeszcze-nie-umarłam!-cedziła przez zęby, ze złością manewrując między gablotami, usilnie starając się odnaleźć tą właściwą. I w końcu jej oczom ukazał się mini-memorial ku jej czci. Aż przystanęła, dając się złapać doniosłości chwili. Niemalże czuła, jak stoi na szczycie, koronowana za swe cudowne zasługi w ramach sportu. Przymknęła na chwilę oczy, uniesiona chwilą, niemalże się uśmiechając na własne wyobrażenie. Szybko jednak to poczucie zdmuchnęła złość.-...wystawili mi pieprzony nagrobek!-i nie dbała o to ile par oczu już przyciągnęła, gdy wygrażała się osobom odpowiedzialnym za uśmiercenie jej i jej kariery za życia.
Wyobraźcie sobie jej zdziwienie, gdy - zdawało się kolejnego dnia, jak co dzień - zjawiła się na murawie, gotowa na trening ze swoją drużyną (nawet mimo niedawnego, małego wypadku!), gdzie powitały ją miny, jakby co najmniej zobaczyli ducha, a do tego... oddali całą zawartość jej szafki - szatę treningową, ochraniacze, treningową miotłę... no WSZYSTKO! - do M U Z E U M! Jakby była jakimś pieprzonym reliktem przeszłości! Bezczelność!
Selina Lovegood (1926-1956), ścigająca Os z Wimbourne, lata kariery 1946-1956
Przyglądała się z lekkim niepokojem tabliczce, zastanawiając się co za hipogryfa niegodny gumochłon zrobił tak kardynalną literówkę i aż w dwóch miejscach pomylił daty!
Widok swoich rzeczy rozczulił jednak na tyle materialne serce, że błyskawicznie o tym zapomniała i przylgnęła do szklanej gabloty, tęsknie patrząc na swoje skarby.-Złodzieje...!-wypluła z siebie z pogardą, rzucając wokół gniewne spojrzenia, jakby każda obecna tu osoba przykładała się do tej obrzydliwej zbrodni. Jak każda matka, w sytuacjach kryzysowych, była gotowa wszystko, by ochronić swoje maleństwa. Nie mogła mieć jednak do końca czystego sumienia, by przyznać się to jakiegoś konkretnego planu działania - jak kierowała się impulsem. Nic zatem dziwnego, że gdy tylko spróbowała rozbić kwadratową witrynę pięścią to nie tylko jej się to nie udało, a co więcej... aktywowała zaklęcie ochronne, które nie obeszło się z nią zbyt łagodnie, rzucając ją na kolana przed własnym mini-ołtarzykiem.




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Muzeum Quidditcha - Page 2 ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Re: Muzeum Quidditcha [odnośnik]16.01.20 13:22
Mam w sobie sporo z czułego skurwysyna, zwłaszcza, jeśli akurat najdzie mnie na wspominki. Nerwowy skręt ciała, obrót przez ramię i kukanie na własne plecy, to trochę tak, jak wypatrywanie przeszłości hen na horyzoncie. Durne, no, durne. W najlepszym wypadku mam zbite kolano, w najgorszym... wybite zęby? Nieraz się tak przecież wyrżnąłem na nierównym portowym bruku, bo oko mi tęsknie uciekło w stronę pasących się grzecznie przy cumach żaglowców. Moje ciało jeszcze zostaje twarde, ale ja nieco mięknę, w ten pretensjonalny sposób trzydziestoletniego kawalera. Upartego. Po głupiemu, byle po swojemu, tego ukryć się nie da, ale to działa, chodzę względnie wyprostowany i wyrażam się pełnymi zdaniami, stary już wie, żeby więcej ode mnie nie wymagać. Może kiedyś go zaskoczę albo nawet i całkiem niedługo, młodzieńczy bunt przeciągam już o dobrą dekadę, a żaden ze mnie pierdolony Piotruś Pan. Bo w życiu ważne jest, żeby nie stać w miejscu, a mi się chyba o tym trochę zapomniało. Wpaść w wir zabawy, to łatwiejsza część - wydostanie się z niego przypomina odwyk. Opuszczam Wenus poirytowany ogólnym rozpasaniem i tłumem większym niż zwykle, co nie pozwala mi na poczynienie właściwego wartościowania. Gdzieżbym śmiał narzekać, obłuda mego stanu to galeony w mojej kieszeni. Pewnie jeszcze zajrzę tam wieczorem, kiedy ruch przybierze na sile i potrzeba będzie męskiego baczenia nad tym pierdolnikiem. Mamy umowę z psami, ale dmucham na zimne, jeden trup w Tamizie to pestka, z tuzina nawet ja się tak gładko nie wyłgam. Brak randki przestaje mnie frustrować odkąd skończyłem szkołę, więc w gruncie rzeczy głębokie gardło nie rusza mnie bardziej niż pochłanianie się pod sklepem Madame Malkin, ale ten zaduch jest wprost nie do wytrzymania. Pragnę powietrza, o, à propos, mam dziś ustawione spotkanie z... Czemu, do jasnej nędzy nikt mi o nim nie przypomniał? Przecież takich rzeczy nie zapisuję sobie na ręce. Mniejsza, wychylam się bez żalu z mojej jaskini miłości - zostawiam ją w dobrych rękach, którym to później wynagrodzę - i już w całkiem niezłym humorze urządzam sobie zdrowotny spacerek po okolicy. Krótki, nie narażę się przecież bezpodstawnie na kolkę lub skurcze, a do muzeum mam dosłownie rzut beretem - jak na londyńskie standardy. Mijam wysokie progi, o mało co się o nie nie potykając - czyżby jakiś sygnał? - i melduję zabarykadowanemu w swojej kanciapie portierowi, że jestem umówiony z dyrektorem. Staruszek sapie coś pod wąsem i porusza nim tak, że przypomina morsa, ale po chwili rozlega się ciche pyknięcie i przede mną materializuje się pan Hefner, przedstawiając się jako zarządca budynku. Wymieniamy nic nie znaczące uprzejmości, a kiedy docieramy do gabinetu, zaczynają się biznesy. Dwie szklaneczki, butelka Toujour Pour, ha, widać, że Hefner nie w ciemię bity i nie pierwszy raz układa się ze szlachciurami. Trochę się targujemy, chyba głównie dla towarzystwa, bo kieliszki idą jeden za drugim, ale finalną umowę przypieczętowujemy uściskiem dłoni, a ja dyskretnie wręczam dyrektorowi muzeum swoją wizytówkę. Przypisuję mu dobry gust. Moje zakupy mają zostać dostarczone przez posłańca na wyspę Wight, lecz wpierw, chcę się w ogóle zorientować, co takiego nabyłem. Liczę na coś ciekawszego niż drzazgi z pierwszej miotły. Przepocony ręcznik byłby już ciekawszy, znam amatorów takich doznań, to zawsze dobrze się sprzedaje. Za drogowskazy służą mi wysłużone strzałki, chociaż mógłbym podążać po prostu za sygnałami dźwiękowymi. Jęki i wrzaski iście potępieńcze - czyżby muzeum było nawiedzone przez ducha jakiegoś smutnego, wiecznego przegranego? Pozwalam sobie na ocenę z odległości, drobna sylwetka, jasne włosy, niewyparzona gęba. Selina Lovegood wstała z martwych?
-Uważaj skarbie, bo zrobisz sobie krzywdę - rzucam, podchodząc bliżej i wyciągając do niej rękę, by pomóc jej wstać. Na klęczkach jeszcze jej nie widziałem, ataki rozpaczy to nie moja broszka ani specjalność.
-Mówiłaś, że idziesz tylko po fajki - dodaję, czując dziwną ulgę. I jakby, w ogóle mnie nie dziwi, że Selina wróciła, że żyje. Ostro musiało ją poharatać, skoro pół roku jej to zajęło, ale lepszego komitetu powitalnego ode mnie mieć nie może.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Muzeum Quidditcha - Page 2 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Muzeum Quidditcha [odnośnik]22.01.20 22:56
Gdyby tylko nie było do tego potrzebne wsparcie eliksiru lub jakiegoś zgrabnego zaklęcia, to Selinie Lovegood by pewnie właśnie buchało z uszu. Gotowała się w środku, dochodząc niemalże do wrzenia. I nie była rozpalona w tym pozytywnym, pożądanym (słowo-klucz) sensie. Wręcz przeciwnie (choć podobno granica od jednej skrajności do drugiej jest bardzo cienka)! Posiniaczone, zmaltretowane ciało się ciągle nie zregenerowało, po tym, jak w wciąż niepojęty sposób jej lot na miotle na obrzeżach Londynu zakończył się bolesnym lądowaniem na dachu jednego z domów w Kornwalii - jakieś sześć miesięcy później, toteż rozbłysk odpychającej ją magii i upadek przywołał na powrót ból i dodał kolejnej szczypty pikanterii nacechowanej lekkim strachem. Minął nieco ponad tydzień od jej zbawiennego powrotu do rzeczywistości, a od tamtej chwili nie tchnęła ani razu życia do swojej różdżki, omijając też wszelakie inne czarodziejskie przyrządy szerokim łukiem, posiadając pewne zastrzeżenia co do możliwych chaotycznych zachowań magii, które mogłyby skutkować w ponownym wypchnięciu jej poza linie czasowe - tym razem na stałe. Cofnęła się toteż do siadu, podejrzliwie łypiąc na witrynę, na ten moment uosabiając w niej całe zło tego świata.
Wiele się mówi o włoskim temperamencie, jednak to ten francuski jest o wiele gorszy - o węższej skali emocji, a dodatku w rękach wyniosłych i zapatrzonych w siebie samotników. Na dźwięk czyichś zbliżających oczu miała ochotę parsknąć wściekle i była bliska obłąkańczego pogryzienia przypadkowych osób, czując, że jej nerwy przestają wytrzymywać absurdy napotykanych przez nią sytuacji. Nie spodziewała się jednak, że w sekundę zostanie rozbrojona, poddając się zaskoczeniu.
Coś w jej głowie kliknęło, jakby wskoczyło na odpowiednie miejsce, gdy go rozpoznała - jakaś dziwna ulga, kompletnie abstrakcyjna, bo nigdy nie budził u niej aż tak sentymentalnych uczuć. Jakby wróciła do domu i do jej nozdrzy dotarł znajomy zapach goździków, które rozwieszała jej matka, bo uważała, że przyciąga niuchacze, a one podobno - otępione silną wonią przypraw - miały pogubić w ich progu skradzione skarby i przynieść rodzinie fortunę (nie wydawało jej się, by kiedykolwiek do tego doszło, ale lubiła jak jej rodzicielka wiła przepiękne wizje jak to odmieni ich życie). Stał przed nią Francis Lestrange. Człowiek-klątwa. Posiadał niezwykłą łatwość w zachęcaniu do teoretycznie niewinnych rozrywek, który miały iście makabryczny koniec. Co gorsza, nie kończyło się to nigdy na jednym razie. Zanim stała się Osą, nie odmawiała tak często mężczyznom, lgnąc do ich pozbawionej konsekwencji swawoli, upajając się chętnie ich beztroską, wierząc bez sceptycyzmu - jedynie z cieniem figlarnej uszczypliwości - ich przebojom i podbojom.
Kiedy panicz Lestrange się tak zestarzał? Jego barwa głosu była głębsza niż pamiętała, gdy spotkała go w hiszpańskim porcie, twarz przyozdobiły delikatne rysy. Chaos powrócił w sekundę, gdy nad jego ramieniem zobaczyła własne odbicie. A może faktycznie wypiła sok wielosokowy starszej wersji siebie? Weszła we własną skórę, ale w innych czasach? Sama też nie przypominała dziewczyny, którą pamiętała. Miała długie włosy, choć, na wszystkie gargulki, dałaby przysiąc, że zaledwie kilka dni temu ścinała je na francuską modłę... więc kiedy tak urosły? Nic do siebie nie pasowało.
-Skarbie?-powtórzyła za nim, skonfundowana, zastraszająco naiwnie. Czy miał prawo ją tak nazywać? A może zwyczajnie się z nią droczy? W ostatnim czasie dotarło do niej wiele rewelacji, które podobno powinny być dla niej oczywiste. Nie rozpoznawała połowy członków swojej drużyny, choć podobno z częścią z nich grała od kilku sezonów. Strategie gry były obce, choć części z nich przypisywano jej zasługę. Po jej domu kręcił się kot, jakby była rozgoryczoną starą panną, która straciła wszelką nadzieję, a co więcej - rozkoszowała się tym stanem rzeczy. Było mnóstwo spraw, które zdawała się przegapić - może miała sobowtóra, który przeżył te rzeczy bez jej udziału, a ona przeleżała ten czas zamknięta na dnie jakiejś zakurzonej skrzyni? Tak się czuła. Jakby wybudziła się z mugolskiej śpiączki i nic nie było takie jak wcześniej.-Nie bądź śmieszny.-burknęła szybko, chcąc się zrehabilitować przed samą sobą, choć z charakterystycznym dla siebie wyrachowaniem wsparła się o niego i przywróciła się do pionu.
Dzisiejsza gwiazda Quidditcha nie była pewna jaką wersją siebie była dzisiaj i do czego jej było bliżej. Zbił ją z tropu, zbyt łatwo jak na jej zwyczaj, choć ostatnio zdarzało jej się to często, jakby wypadła z formy, nie potrafiąc odnaleźć stabilnego gruntu pod nogami. Żrąca plama w jej głowie zasyczała, gdy przypomniała jej boleśnie o pustce, którą sprowokowała. Setki podszeptów zaatakowały jej umysł. Tylko jej ignorancja trzymała ją przy zdrowych zmysłach.-Cisza!-syknęła do samej siebie, klepiąc się w skroń, jakby obłęd ją trujący miał wypaść lewym uchem dzięki temu wstrząsowi. Podeszła do witryny, wskazując na jej zawartość palcem - ostrożnie, nie naruszając już zabezpieczeń muzeum.
-To moje.-wyjaśniła spokojnie, jakby nigdy nic, tłumacząc jednocześnie powód swej wizyty jak i źródło wybuchu. Rozejrzała się po pomieszczeniu, zauważając oficjela, który wlókł się za szlachcicem niczym obrzydliwa, ślimacza maź. Skrzywiła się, unosząc lekko brew do góry. Wzruszyła jednak szybko ramionami.-Mam kryzys schyłku kariery. Potrzebowałam przerwy.-nie mrugnęła nawet okiem, gdy gładko wypowiedziała przećwiczony z trenerem komunikat dla prasy, który miał przyspieszyć sprawy z przywróceniem jej do głównego składu - podobno powrót do żywych nie był taki prosty jeśli chodziło o sprawy urzędowe, zwłaszcza, jeśli rozbijał się o anomalie; choć on sam uważał, że zamiast magii, to wessała ją butelka - Selina oburzyła się, była wszak poważną zawodniczką, a przecież nikt jej rangi nie mógł sobie pozwolić na problem alkoholowy i było to iście niedorzeczne oskarżenie... prawda?
-Co tu robisz, lordzie Lestrange? Syreny nie latają na miotłach.-była zbyt uprzejma, zakrawało to niemalże o neutralne, lekko złośliwe spostrzeżenia. Czuła się nieswojo. Badała grunt.




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Muzeum Quidditcha - Page 2 ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Muzeum Quidditcha
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach