Wydarzenia


Ekipa forum
Ulica
AutorWiadomość
Ulica [odnośnik]10.03.12 22:57
First topic message reminder :

Ulica

Śmiertelny Nokturn ściśle sąsiaduje z ulicą Pokątną, przecinając się z nią opodal banku Gringotta. Z początku wąska, klaustrofobiczna, kamienna uliczka, z wieloma odnogami i ślepymi zaułkami, z pustostanami i zabitymi deskami oknami; dalej rozszerzająca się, skupiająca więcej czarnomagicznych sklepów, lokali wątpliwej jakości - ciągle jednak tak samo przygnębiająca, przerażająca i zapuszczona. Mało nań latarni czy umocowanych ścian budynków lamp, jeszcze mniej działających. Niewielu również przechodniów.
Śmiertelny Nokturn to nie tylko ulica; to serce nielegalnego półświatka, ostoja życiowych wykolejeńców. To prawdziwe życie.
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ulica - Page 12 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ulica [odnośnik]20.08.22 20:05
Kiedy podeszła, uśmiechnął się lekko — tak jak potrafił najmilej i najcieplej, chcąc okazać jej uczucia, których wobec niej nie żywił, ale które powinien, by zyskać jej zaufanie. Mała niczego nie rozumiała, ale jeszcze mniej pojmował on, mierząc się z utratą pamięci. Dziś chciał ją odzyskać, pojąć czy to co utracił warte było tego zachodu. Myślał, że nie, dlatego zwlekał, dlatego zaniechał starań. Ale podświadomość szeptała mu różne rzeczy, także to, że bez powodu nie trwałby przy nich. Gdy wskazała płaszczyk, sięgnął po różdżkę i machnął nią lekceważąco — a deszcz wciąż padał. Uniósł wzrok ku górze z niezadowoleniem, ponawiając ruch. Dopiero wtedy nad ich głowami zawisła delikatna bariera, która niczym spory parasol chroniła ich dwoje, przemoczonych już, przed dalszym deszczem.
— Oczywiście, że się martwi, to twoja mama — przyznał, kucając przed nią. Przyglądał jej się uważnie, szukając podobieństwa, ale wtedy, podczas sabatu widział tylko to zielonkawe spojrzenie. Bardziej doświadczone i zdecydowane niż małej Lysandry, ale o identycznej barwie. — Odprowadzę cię — zaproponował, ale nie ruszył się jeszcze z miejsca. — Lysa... — zaczął w zamyśleniu. — Gdzie jest twój tata? — skrzyżował z nią spojrzenie; nie miał pojęcia, nie pamiętał prawdy. Zamyślił się, kiedy spytała. Na chwilę cień przemknął po jego twarzy, ale zaraz rozpogodził się i znów uśmiechnął, spoglądając na dziewczynkę z dołu. Ta pozycja dawała jej przewagę. Chciał, by poczuła się pewnie, swobodnie. Chciał, by widziała w nim to, co widziała dotąd, ale dziwnym sposobem patrzyła w niego jak w otwartą księgę. Jak to się stało? Jak to było możliwe? Karmił kłamstwami ludzi na co dzień, niemożliwe, by nie był w stanie oszukać zwykłego dziecka. — Lysa... — Westchnął, sięgając wolną dłonią do jej dziecięcej buzi. Starał się za słabo, czy za mocno? Znała go aż tak dobrze? Nie mógłby w to uwierzyć, nikt nie potrafił patrzeć w głąb niego. A co jeśli? — Byłem bardzo chory. Miałem wypadek. Pod koniec września — zaczął, uważnie ją obserwując. — Tak, to prawda. Źle się czułem, dlatego nie przychodziłem. Zapomniałem wielu rzeczy, ale nie ciebie. Jak mógłbym? — Przechylił głowę lekko. — Wszystko mi się pomieszało. Potrzebuję twojej pomocy, żeby to poukładać, to bardzo ważne. Pomożesz mi? Dasz mi szansę? — spytał, próbując ją uspokoić. Stalowe spojrzenie błądziło chwilę po jej twarzy, by w końcu zawiesić na jej przerażonych zielonych oczach. Nie czuł strachu, ale widział, że coś się dzieje. Widział, że coś się stanie. Czuł to pod skóra.— Bez ciebie sobie nie poradzę.

| rzut



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Ulica - Page 12 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Ulica [odnośnik]21.08.22 10:48
Znała go przecież Mała Sroka, która przyzwyczajona do tembru głosu niosącego wiele ukojenia i spokoju. Nie zaznała okrucieństwa czy srogości, nie znająca ponurego oblicza człowieka, który przed nią stał. A jednak był odmieniony, całkowicie inny.
Obcy.
Dziewczynka trwała w swojej pozie starając się pojąć co się właśnie wokół niej działo, a co dokładniej uśmiech wujka miał znaczyć. Tak bliski, a tak odmienny jednocześnie. Czy Niedźwiedź nadal nie rozumiał Małej Sroki.
Wtem drgnęła nieznacznie, odwróciła wzrok w drugą stronę patrząc przed siebie szmaragdem dużych oczu. Rozchyliła nieznacznie usta w niemym pytaniu, a potem pokręciła głową. Prowadziła rozmowę, której był świadkiem ale w niej nie uczestniczył.
-Nie boję się. - Powiedziała cicho, niemal szeptem, który ginął w szumie kropel uderzających o podłoże wokół nich. Niewidzialna zasłona chroniła ją przed deszczem, po drobnej buzi już nie spływały smugi wody. -Wszyscy się martwią. - Zgodziła się z Ramseyem kiedy znów na niego spojrzała, a on kucnął przed nią.
Znów bliski, a ta odległy. Mogła go dotknąć opuszkami palców, ale czy wtedy nie ucieknie? -Nie warto martwić się czymś, czego nie można uniknąć. Dość będzie zmartwień, kiedy to nastąpi. - Poważny ton i zamyślenie w spojrzeniu dziewczynki nie pasował do jej wyglądu. Zbyt spokojna, zbyt rozważna jak na swój wiek. Zamrugała, ponieważ pytanie ją zaskoczyło i jednocześnie potwierdziło obawy, że niczego nie pamiętał, a uśmiech jaki dla niej miał był uprzejmy. Znów odwróciła spojrzenie i wbiła je w przestrzeń przed siebie. -Pyta bo chce wiedzieć. Powinien wiedzieć. - Znów wróciła do Ramseya. -Nie ma. Jestem tylko ja i matula. Zniknął. - Nie wydawała się z tego powodu smutna, w jej życiu byli inni, bardziej ważni niż ojciec, którego nigdy nie poznała. Nie uciekła przed dotykiem, choć nie spodziewała się, że przełamie barierę niepewności, która się pojawiła. Ze spokojem na jasnej buzi słuchała tłumaczeń i słów jakie padały z męskich ust. -Zdaje się, że mówi prawdę. - Powiedziała w eter do istoty, której nie mógł zobaczyć, to jej magia znów przyzwała kogoś kto stał się świadkiem tego spotkania. Nie mogła zignorować obecności drugiej istoty, to nie leżało w naturze Małej Sroki. Uśmiechnęła się smutno, bo chciała aby jej nie zapomniał, aby pamiętał o Matuli. Pokiwała nieznacznie głową podejmując decyzję, a tak naprawdę potwierdzając tą, którą podjęła już dawno temu.
-Chodź. - Wyciągnęła w jego stronę ufnie małą dłoń by ją pochwycił. -Tak. - Rzuciła przez ramię do osoby za nimi. -Nie bój się. Wujek R nigdy nie zrobił krzywdy.
Postąpiła krok do przodu zapraszając czarodzieja na wyprawę w przeszłość.




The girl...
... who lost things
Lysandra Mulciber
Lysandra Mulciber
Zawód : Mała Sroka
Wiek : 7
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
A siedem to sekret nigdy niezdradzony
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Dzieci
Dzieci
https://www.morsmordre.net/t9682-lysandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t10422-listy-do-malej-sroki https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t10412-lysandra-vablatsky#314803 https://www.morsmordre.net/t9815-lysandra-vablatsky
Re: Ulica [odnośnik]21.08.22 13:46
To, czego nauczył się o dzieciach na podstawie obiektów, które trzymał w nokturnowej piwnicy nie dało mu wiedzy o tym, że dzieci tak dobrze wyczuwały ludzi. A może to była ona, może miała w sobie coś szczególnego. Jej matka też taka była? To dlatego się z nią związał? Przyglądał się dziewczynce, wciąż mając więcej pytań niż odpowiedzi, ale był cierpliwy, nie spieszył się. Chciał dać ten czas jej, dając jej wybór — nieco pozorny, ale wciąż. Wiele nie rozumiał, ale przecież latami trenował tę sztukę: obserwowania ludzi, wyszukiwania ich mocnych i słabych punktów, który wykorzystywał. Ci, którzy pragnęli osiągnąć sukces prędko nie dochodzili nigdzie, musiał czekać na znaki i wykorzystywać dane szanse.
Nie zmarszczył brwi, gdy przyznała, że się nie boi. Nie pytał o to. Jego twarz pozostała taka sama — pełna zrozumienia, cierpliwości i ciepła.
— Jesteś bardzo mądrą dziewczynką — przyznał ze szczerym podziwem. Była dojrzalsza niż niedorostki, które znał. Słuchał jej więc uważnie, a kiedy przesunęła spojrzenie w inne miejsce, obrócił się za nim, natrafiając jednak na pustą przestrzeń. Mówiła do kogoś innego? Nie spytał jeszcze. Mogła mieć ze sobą niewidzialne stworzenie? Osobę? Nie mógł wykluczyć, że nie przyszła tu sama, ale jak miałaby się z tą osobą komunikować? — Zniknął — powtórzył w zadumie, niewiele z tego pojmując, ale przystał na taką prawdę. Wiedział, że dziewczynka nie kłamie. Ujął jej drobną rączkę i wstał, oglądając się wraz za nią na powietrze, w którym nikogo i niczego nie wyczuwał. — Ktoś jest tu z nami, Lysandro?— spytał w końcu, dając się poprowadzić. Wciąż trzymał różdżkę skierowaną ku górze, dbając o to, by bariera nie przepuszczała ciężkich kropli deszczu. Zamilkł na chwilę, kierując się w obraną przez nią stronę. Dokąd go prowadziła? Kiedy mijał ich jakiś mężczyzna, czarodziej w ciemnej pelerynie, podążył za nim wzrokiem. — Opowiesz mi o tym, co było? Jak było? — spytał w końcu, marszcząc brwi. — Gdybym chciał wynagrodzić mamie to wszystko, zrobić jej przyjemność. Czego by chciała? — spytał, zerkając na Lysę. Najprościej było poznać jej matkę w ten sposób, zaczynając od tego, co lubiła, czego nie, jaka była — a na końcu kim naprawdę była. Wierzył, że po dziecko było kluczem do sukcesu, skarbnicą wiedzy. — Jest na mnie zła, ale rozumie to wszystko. Może to wszystko się jeszcze ułoży... — westchnął ciężko.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Ulica - Page 12 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Ulica [odnośnik]25.08.22 20:55
Dorośli bywali dziwaczni, tego była pewna kiedy ich obserwowała z ubocza, gdy myśleli, że niczego nie widzi, a przecież dzieci widziały znacznie więcej niż im się wydawało. Dzieci też dorosłym ufały wierząc, że jako starsi i mądrzejsi wiedzą co robią i mogą być przewodnikiem po tym dziwnym i okrutnym świecie. Matula była jej przewodniczką, była tą, która wskazywała kierunek patrzenia i zawsze stała obok córki. Niezachwiana wizja Cassandry w umyśle dziewczynki sprawiała, że tak pragnęła aby matka znów się zaśmiała, aby w jej oku zabłysła ta iskra, która świadczyła, że wpadła na jakiś pomysł, który porwie również jej córkę.
Niedźwiedź, który teraz krążył zagubiony i pełen niezrozumienia wydawał się być odpowiedzią na te bolączki, ale mogła się mylić, przecież była jedynie dzieckiem, które na podstawie swoich obserwacji wysnuło teorię, że to właśnie on będzie właściwą osobą.
Nie wiedziała czy była mądra, ale skoro tak mówił to musiało być to prawdą.
-Babcia Vablatsky… ale nie możesz jej zobaczyć. - Odpowiedziała spokojnie, a następnie znów obejrzała się przez ramię. -Wiem, chcę spróbować. - Następnie podniosła szmaragdowe spojrzenie na czarodzieja. -Obawia się czy dobrze robię, ale czuję, że chcesz odnaleźć wspomnienia, prawda wujku R? - Patrzyła na niego ufnie, jak na człowieka, który był istotny dla życia i istnienia dziewczynki. Mała rączka zniknęła w męskiej kiedy szli przez zalaną wodą ulicę w kierunku tylko jej znanym. -Dziwni jesteście czasami. - Powiedziała z lekką nutą rozbawienia w głosie jakby powiedział coś śmiesznego. Przechyliła głowę ku lewemu ramieniu niczym mała sroka, która dostrzegła niezwykle błyszczący przedmiot. -Zawsze mi mówicie, że prawda jest najważniejsza. - Uśmiechnęła się nieznacznie do czarodzieja. -Matula chce poznać prawdę. Chce zrozumieć. - Choć kiedy jej wystarczało proste wyjaśnienie i przyjmowała je zadawania kolejnych pytań tak Matula mogła drążyć bardziej, tego była niemalże pewna, dlatego wiedziała, że należy być w tym wszystkim niezwykle ostrożnym. -Bądź miły wujku i wyrozumiały. Matula może wydawać się srogą, ale jest pełna ciepła i zrozumienia. - Tak słyszała od pacjentów, którzy do niej przychodzili i wydawało się jej to niezwykle miłą opinią, którą chciała przekazywać dalej. -Jest zła. - Potwierdziła słowa czarodzieja z pełnym przekonaniem i szła dalej prowadząc Niedźwiedzia w dół ulicy. -Tam jest nasz dom. - Wskazała budynek i wejście do lecznicy. -[b]Matula poszła do pacjenta. Nie ma jej w domu.


The girl...
... who lost things
Lysandra Mulciber
Lysandra Mulciber
Zawód : Mała Sroka
Wiek : 7
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
A siedem to sekret nigdy niezdradzony
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Dzieci
Dzieci
https://www.morsmordre.net/t9682-lysandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t10422-listy-do-malej-sroki https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t10412-lysandra-vablatsky#314803 https://www.morsmordre.net/t9815-lysandra-vablatsky
Re: Ulica [odnośnik]21.09.22 19:32
Uniósł jedną brew, słysząc jej odpowiedź. Założył, że imię jej matki nie było przypadkowe, odziedziczyła je w spadku po znanej wróżbitce, której publikacje mógłby recytować z pamięci, ale Cassandra Vablatsky żyła. Spojrzał w pustą przestrzeń za dziewczynką; nie mogłaby być zwykłym duchem, widziałby ją, ale mogła być innym bytem, tworem. Nie śmiał lekceważyć magii, której nie rozumiał, ale jednocześnie zaczynał zastanawiać się, na ile dziewczynka przed nim po prostu kłamie.
— Babcia Vablatsky żyje, Lysandro? — spytał, całkiem błądząc we mgle.  — Nie muszę jej widzieć, martwię się o twoje bezpieczeństwo. Ale pewnie... znasz babcię dobrze, prawda? — Uśmiechnął się lekko po chwili i kiwnął głową, zupełnie tak, jakby wierzył jej w każde niewinne słowo. — Chcę. Możecie mi pomóc?  — spytał, spoglądając znów na powietrze za nią. — Brakowało mi się, bardzo. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak mocno— Zapewnił ją czule, zaciskając palce na jej małej rączce. Szedł obok niej, jak opiekun, jak ojciec którego nie miała. Pewnie, powoli, wciąż unosząc różdżkę nad nimi, by krople deszczu nie moczyły dłużej jej kruczych włosków. Spojrzał na nią z góry, słysząc jej wyznanie. — Prawda... To dopiero dziwna rzecz.— zamyślił się, dostrzegają w oddali wyjście do nokturnowej lecznicy. Mijał ją miesiącami bez zastanowienia i cienia refleksji, dopiero dzisiaj przyjrzał się drzwiom.— Dla nas twoja prawda jest najważniejsza. Dla twojej mamy, dla mie też, Lysandro— zapewnił ją znów. — Ale nie mów prawdy obcym. Nigdy. Wykorzystają ją przeciwko tobie. Wykorzystają ją po to, by cię zranić i skrzywdzić tych, na których ci zależy.
Jej zapewnienie kontrastowało z tym, czego doświadczył i co poznał. Cassandra Vablatsky w listach brzmiała jak rozhisteryzowana wiedźma, zaś wtedy, na sabacie, ujęła go całą sobą — powłóczystym spojrzeniem, słowem, tonem, grą i zabawą, którą rozpoczęła. Właśnie dlatego odszukał te listy, dlatego odpowiedział małej Vablatsky na wezwanie. Dobrze się o niej wypowiadała, musiała ją kochać. A Cassandra musiała być dobra matką. Nie doświadczył tego, rzadko w tym świeci obserwował też podobbne zjawiska. Był ciekaw, a ciekawy człowiek czasem jest w stanie włożyć rękę w ogień, by się sparzyć i zrozumieć, że boli.
— Odwiedzają was ludzie, którzy nie są pacjentami? W domu? Przyjaciele, znajomi? Pamiętasz kogoś? — pytał. Zmarszczył brwi na moment. — Jeśli będziesz czegoś potrzebować, wystarczy, że napiszesz. Jak daleko wypuszczasz się z domu? Spacerujesz sama tylko po Nokturnie, czy po Londynie też? — spytał, zatrzymując się w pobliżu lecznicy. Spojrzał na drzwi, a potem puścił dłoń dziewczynki. — Leć do środka. Pojawię się, jeśli mnie wezwiesz. — Obietnice bywały słodkie i nęcące, ona zaś była tylko dzieckiem, ale dzieci miały wielką moc.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Ulica - Page 12 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Ulica [odnośnik]27.09.22 23:41
Czuła się dziwnie kiedy to ona odpowiadała na wiele pytań i nie ona była tą zagubioną w świecie. Wujek R wydawał się być szczery, a jednak coś ją niepokoiło, ale nie umiała tego uczucia nazwać - przeczucia, które mówiło, że w tym wszystkim jest coś więcej, ale skąd mogła to wiedzieć?
-Babcia nie żyje… dlatego jest teraz tutaj, a ty jej nie widzisz. - Przenikała światy, jak światło poranka przenikało przez cienki materiał zasłonek w kuchni. Kobieta unosiła się nad ziemią czujnym okiem spoglądając na Ramseya. Kręciła głową i mruczała pod nosem swojego niezadowolenie słyszalne jedynie dla dziecka.
Trzymała się go blisko z ufnością jaką moża okazać dorosłemu, który jawi się niczym opiekun w umyśle osoby, która nie doświadczyła jeszcze w pełni życia. Uniosła na niego szmaragdowe oczy. -Mam kłamać? - Zapytała bezpośrednio, bo jak inaczej mogła nazwać opis tego co jej właśnie powiedział? Jeżeli nie mogła mówić prawdy innym, to musiała w takim razie kłamać. Czy tego chciał ją dzisiaj nauczyć? Przechyliła lekko głowę ku prawemu ramieniu w zamyśleniu marszcząc brwi.
Świat był bardzo skomplikowany dla Małej Sroki. Miała mówić prawdę i jednocześnie jej nie mówić. Prawda miała jej pomóc w życiu, ale mogła też skrzywdzić Matulę. To po co była ta “prawda”? Zbyt wszystko skomplikowane i zawiłe, dorośli lubili utrudniać sobie życie.
-Odwiedza nas ciocia E, czasami ciocia Ti… ale nie za często. Mówią, że czasy nie sprzyjają odwiedzinom… cokolwiek to znaczy. - Wzruszyła ramionami, bo frazesy dorosłych czasami ją drażniły, gdyż ich nie rozumiała, a tak bardzo chciała. Wujek zaczął zadawać wiele pytań i to bardzo szybko. Zamrugała oczami zaskoczona nawałem tych pytań, ale wzięła głębszych oddech aby na wszystkie sprawnie odpowiedzieć. -Nie. Chodzę głównie po okolicy, prawie każdego znam no i czasami mi towarzyszy lis albo kruk, kruka trudniej zobaczyć, lis za bardzo rzuca się w oczy. Zwłaszcza w mieście. Do innych ulic idę tylko z Matulą albo jedną z cioć jak Matula się zgodzi. Dziś czekałam, aż się zjawisz i nie chciałam aby Matula wiedziała, wiem że to źle, bo skłamałam, ale to przecież dla jej dobra, a ty też chcesz jej pomóc. - Mówiła na jednym wdechu prawie połykając słowa jak je wypowiadała. Puszczona postąpiła parę kroków w kierunku lecznicy, ale zatrzymała się nagle i odwróciła aby szmaragd spojrzenia zatrzymać na męskiej twarzy. -Wiesz wujku, że niedźwiedzie to bardzo rodzinne stworzenia? - Z tymi słowami zniknęła za drzwiami lecznicy.

|zt x 2


The girl...
... who lost things
Lysandra Mulciber
Lysandra Mulciber
Zawód : Mała Sroka
Wiek : 7
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
A siedem to sekret nigdy niezdradzony
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Dzieci
Dzieci
https://www.morsmordre.net/t9682-lysandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t10422-listy-do-malej-sroki https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t10412-lysandra-vablatsky#314803 https://www.morsmordre.net/t9815-lysandra-vablatsky
Re: Ulica [odnośnik]07.02.23 18:09
| 20 czerwca

Wieczór zbliżał się wielkimi krokami, wciąż jednak nie zapadał zmrok; na to trzeba było poczekać przynajmniej kilka kwadransów, jeśli nie dłużej. Nad dachami brudnych kamienic zbierały się pierwsze chmury, być może zwiastując kolejną gwałtowną burzę, która miała wstrząsnąć całą okolicą w posadach. Nokturn powoli budził się do życia; za dnia – uśpiona bestia, rozleniwiona lejącym się z nieba żarem, dopiero z wybiciem późniejszych godzin podnosząca swój łeb, zainteresowana pojawiającymi się na ulicach czarodziejami, klientelą spod ciemnej gwiazdy. Powietrze drżało od narastających hałasów, szczęku karczemnego szkła, podszytych to gniewem, to pijackim rozluźnieniem okrzyków.
A ona czekała. Stała przed witryną sklepu „U Moribunda”, wodząc wzrokiem za mijającymi ją sylwetkami, obracając między palcami skręconego ledwie chwilę temu papierosa. Nie lubiła tego zapachu. Ostrego, drapiącego w gardło dymu. Mimo to czasem popalała, dla zajęcia czymś rąk, zabicia czasu.
W końcu go zobaczyła. Odzianego w szatę, która do burego krajobrazu Nokturnu pasowała niczym pięść do nosa. Zbyt bogatą i strojną, jak gdyby zamierzał prosić się o kłopoty. Było coś zabawnego w grymasie wykrzywiającym męskie usta, kiedy z obrzydzeniem spoglądał na swe zakurzone lakierki. Wydelikacony dorobkiewicz, nic więcej. Jeśli tak reagował na odrobinę brudu, jak miał zachować się w obliczu upragnionej wróżby? Tej zrodzonej z największej ofiary, objawiającej się w utoczonej krwi i wciąż parujących trzewiach.
Pan Rowston, nieprawdaż? – Choć twarz miał obcą, wszak do tej pory komunikowali się jedynie za pomocą listów, to nie pomyliłaby go z nikim innym. – Zapraszam do środka. – Spojrzała mu prosto w oczy, bez cienia płochliwości, po czym ruszyła przodem, otwierając drzwi wejściowe przy akompaniamencie cichej melodii dzwoneczka. Intruz miał szczęście, że nie został jeszcze napadnięty, że nie przywłaszczono sobie jego sakiewki i nie obito mordy; cóż, może to kwestia tych pogód? Upał każdemu dawał się we znaki, nawet i wypatrującym naiwniaków miejscowym. – Myślę, że niemalże wszystkie szczegóły omówiliśmy już za pośrednictwem pergaminu. Wiem, czego pan oczekuje, a co więcej – wiem, jak zaspokoić pańskie potrzeby. – Dobór słów był nieprzypadkowy; lubiła badać granice, wprawiać mężczyzn w zakłopotanie lub wprost przeciwnie, pławić się w zbyt łatwo rozbudzonym pożądaniu. O większości z nich miała doprawdy niskie mniemanie. – Na dole czeka już zwierzę ofiarne. Dzięki niemu zinterpretujemy znaczenie prodigiów. Albo raczej... ja zinterpretuję. – Bo przecież on nie miał o sztuce wróżbiarstwa najmniejszego pojęcia. Ignorował znaki, mniej lub bardziej klarowne, skupiając jedynie na tym, co namacalne, wykute w kamieniu. Właśnie dlatego do niej napisał, a w końcu przyszedł; poszukując przewodniczki po świecie tego, co nieuchwytne, owiane mgłą tajemnicy. – Czy ma pan jakieś pytania? Wątpliwości? Jeśli nie, sugeruję przejść do sedna. – Wyglądał na zagubionego. Lecz nawet jeśli zaczął kwestionować zasadność podjętej decyzji, zastanawiać się nad tym, co tu robi i czym są te wszystkie księgi, zadymione kule, szemrzące cicho instrumenty, to nie dał temu werbalnego wyrazu. A skoro tak, to nie było czasu do stracenia.
Dała mu jeszcze minutę na oswojenie się z otoczeniem, po czym lekkim krokiem poprowadziła ku kamiennym schodom, a później w dół, wprost do brzuszyska nokturnowej gadziny. W oświetlonej chybotliwym blaskiem świec piwnicy panował przyjemny chłód; przywodził na myśl obecność duchów, które raz po raz przyzywała dla uciechy własnej, lub też klientów, więżąc je w kręgach ostrożnie rozsypanej soli. Tym razem jednak temperatura nie była wynikiem towarzystwa zbłąkanych dusz, a otaczającego ich ze wszech stron kamienia, którego nie zdołały nagrzać napastliwe promienie słońca. Czy bała się, że mężczyzna może spróbować jej coś zrobić? Zaatakować? Wykorzystać chwilę nieuwagi? Nie; ślepo wierzyła w swe umiejętności i w strach, który potrafiła nimi wzbudzić. A o mającym odprawić się rytuale wiedział również Stary. Gdyby więc nawet doszło do nieoczekiwanych komplikacji, takich, których sama nie byłaby w stanie wyeliminować, dziadek powinien być w stanie przybyć na ratunek. Mniej lub bardziej spóźniony.
Władczym ruchem upstrzonej pierścieniami dłoni skierowała Rowstona ku środkowi komnaty, po czym nakazała mu zaczekać, a w trakcie oczekiwania – uspokoić myśli, wybrać pytanie, zdarzenie czy znak, którym chciałby się zająć. Zniknęła na ledwie moment, a gdy wróciła, niosła ze sobą przesłoniętą płachtą klatkę; spod burego materiału docierały stłumione przekleństwa, odgłosy rozbudzonej ruchem szamotaniny. Można by pomyśleć, że zwierzę już dawno się poddało, pogodziło z losem, jednak najwidoczniej płomień nadziei wciąż tlił się w piersi pochwyconego ledwie kilka dni temu wozaka; młoda Varya się spisała, musiała jej to przyznać.
Zajęła miejsce na przeciwko pobladłego czarodzieja, a gdy ujrzała jego minę, pełną napięcia, niepewności, wygięła usta w zgoła drapieżnym uśmiechu; zwiewna, smoliście czarna szata falowała przy każdym kobiecym ruchu, wzmagając przepływ gęstego od kadzideł powietrza. – Chciałbym... chciałbym dowiedzieć się... czy mój ojciec... – urwał, albo powodowany niekłamanym wstydem, albo jedynie tym udawanym. Bez znaczenia. – Czy umrze? Niebawem? I otrzymam wszystko w spadku? – W jego ślepiach zajaśniało coś na kształt nadziei. I zachłanności. A więc to tak, to w tej sprawie chciał skonsultować się ze światem tego, co niematerialne, co sięga dalej, poza tu i teraz. Musiał jednak brać pod uwagę, że nie otrzyma odpowiedzi wyrażonej wprost, jednoznacznej; mogła jedynie interpretować otrzymane znaki w kontekście wyduszonej z siebie wątpliwości.
Uciszyła go krótkim ruchem nałożonego na palec pazura; tyle wystarczyło, by jakiekolwiek dodatkowe pytania zostały niewypowiedziane. A wtedy zabrała się do dzieła. Przymknęła podkreślone czernią powieki i jęła nucić to wznoszącą się, to opadającą melodię, niepokojącą, wywołującą biegnące wzdłuż kręgosłupa dreszcze. Oddychała w taki sposób, w jaki nauczyła ją Tyzyfone, tym samym ułatwiając ciału wpadnięcie w trans, rozluźnienie uścisku na wyrywającym się ku Tamtemu światu duchowi. Wierzyła, że dzięki temu zobaczy więcej, wyraźniej, nawet jeśli jej trzecie oko pozostawało boleśnie zamknięte, ślepe na subtelności dostępne wyłącznie Wybranym. Takim jak Cassandra. Albo młodziutka Lysa. Kiedy już była gotowa, sięgnęła do niewielkiej klatki; zamknęła głowę złorzeczącego pod nosem wozaka w pewnym, silnym uścisku, w ten sposób unieruchamiając jego szczęki, wszak nie chciała ryzykować pogryzieniem. Wycharczała kilka niezrozumiałych słów, by nadać swemu działaniu sens, a w końcu wbiła w ofiarę nóż, uważając przy tym, by nie naruszyć organów, których potrzebowała do przeprowadzenia wróżby. Nie zwróciła uwagi na zachowanie obserwatora, ani na jego to blednącą, to zieleniącą się twarz.
Nim jeszcze ustałyby konwulsje ciałka, z którego uchodziło życie, rozcięła podbrzusze wozaka, a następnie zanurzyła w nim jeden z pobłyskujących w blasku świec szponów; poszukiwała wątroby, może i niewielkiej, wystarczającej jednak do wyróżnienia na niej szesnastu rejonów nieba oraz czterdziestu pól oznaczających wpływy sił wszelakich, od dawno zmarłych bóstw, do czyhających w ciemnościach demonów.
Po minutach uważnych obserwacji w końcu udzieliła mu odpowiedzi, której od niej oczekiwał. Wszystkie znaki wskazywały na to, że – niezależnie od sympatii wieszczki, a raczej jej braku – gwiazdy miały się do niego uśmiechnąć. Figura krewniaka zniknie z szachownicy, on zaś sięgnie po porzuconą koronę króla. Pozornie szczęśliwy, spełniony, bogatszy, przynajmniej w znaczeniu dosłownym, materialnym. Jednak jak długo potrwa ta sielanka? I jakie odciśnie ona na nim piętno? Tego już miał dowiedzieć się na własną rękę. Z czasem. I samodzielnie ocenić, czy nie mógł sformułować swego pytania lepiej.
Kiedy odbierała od rozedrganego Rowstona należną zapłatę, pękatą sakiewkę pełną monet, wciąż umazana krwią zabitego w piwnicy zwierzęcia, uśmiechała się lekko, enigmatycznie. Zaskoczył ją, i to pozytywnie; wszak wyglądało na to, że zrzyga się dopiero po opuszczeniu sklepu, nie w jego progach.

| zt


If you rely only on your eyes,
your other senses weaken.
Heather Moribund
Heather Moribund
Zawód : wieszczka, medium
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

I'm the fury in your bed
I'm the ghost in the back of your head

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11456-heather-vera-moribund https://www.morsmordre.net/t11469-alekto#354620 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11508-skrytka-bankowa-nr-2497 https://www.morsmordre.net/t11560-heather-vera-moribund#358278

Strona 12 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 10, 11, 12

Ulica
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach