Schody
Tuż obok schodów, na podestach ustawionych ponad gośćmi stoi kilka rzeźb wykonanych z najczystszego marmuru, które czasem podrygują w rytm muzyki, a nieraz zastygają bez ruchu. Podobno zostały specjalnie przestawione tam na dzisiejszy wieczór, aby wspomóc odwiedzających je, w decyzjach na temat przyszłości w nadchodzącym roku. Raczą uśmiechem, opowiadają wiekowe historie, a także potrafią zasłynąć dobrą radą. Każdy ze wspaniałych obecnych może podejść i zadać własne pytanie, ale powinno być ono dobrze przemyślane, bowiem posągi są rozchwytywane. Po zareagowaniu na zadane pytanie kłaniają się i zwracają do innej osoby. Wtedy przejść można do następnej rzeźby, o ile ta akurat nie jest zajęta zabawianiem kogoś innego.
Pierwsza od lewej jest potężna figura stojącego na czterech łapach lwa, którego ogromna i miękka grzywa zdaje się falować na niewidzialnym wietrze. Gdy odzywa się, jego głos jest głęboki i twardy, a każdy, kto go słucha, może mieć wrażenie, że jest najmądrzejszy spośród wszystkich rzeźb obecnych w tym miejscu. Można zadać mu jedynie takie pytania, na które odpowiedź będzie twierdząca lub zaprzeczająca, a po zrobieniu tego należy rzucić kością k3 i zinterpretować samodzielnie wynik.
- Odpowiedzi:
1: raczej tak
2: chyba nie
3: to możliwe
Następnie obok lwa znaleźć można piękną kobietę, która trzyma w dłoniach bukiet słoneczników, co kilka minut wąchając go i rozkoszując tym zapachem. Ubrana jest w delikatną szatę, która na pierwszy rzut oka przypomina lekką mgiełkę, przyjemnie otulającą jej kamienne ciało. Uśmiech ma ciepły i spokojny, a gdy zadasz jej pytanie, jej twarz rozpogodzi się jeszcze bardziej, przez co zwyczajne patrzenie na nią, przywodzi na myśl piękną nimfę. Należy rzucić kością k3 i zinterpretować wynik.
- Reakcje:
1: wyciąga do Ciebie dłoń, jeśli ją złapiesz, drugą ręką pogłaszcze cię po niej
2: kładzie dłoń na Twoim ramieniu, mrugając zalotnie rzęsami
3: rozpuszcza włosy i kładzie je na swoich ramionach, przeczesując palcami
Ostatnia rzeźba na prawo to stary i mądry człowiek. Jego potężna siwa broda i przywodzą na myśl mężczyznę doświadczonego. Oczy jednak nie posiadają źrenic, przez co są puste i odległe. W dłoni trzyma dziwny amulet, którym co rusz obraca pomiędzy palcami. Patrzy z boku, nie wychylając się nad to. Podchodzącego do niego gościa przywita, kłaniając się i zadając pytanie "Jakiej wiedzy Ci trzeba?. Potrafi udzielić odpowiedzi, ale nigdy nie jest ona taka oczywista. Dopiero głębsze przemyślenie jej, pozwoli wysnuć odpowiednie wnioski. Po zadaniu pytania należy rzucić kością k6 i zinterpretować samodzielnie wynik.
- Odpowiedzi:
1: Ludzie budują zbyt dużo murów, a zbyt mało mostów.
2: Wielkość człowieka polega na jego postanowieniu, żeby być silniejszym niż warunki czasu i życia.
3: Jesteśmy tym, co w swoim życiu powtarzamy. Doskonałość nie jest jednorazowym aktem, lecz nawykiem.
4: Jesteśmy kształtowani przez nasze myśli. Jesteśmy tym, czym one są. Gdy umysł jest niezmącony, przychodzi szczęście i podąża za nami jak cień.
5: Są dwie drogi, aby przeżyć życie. Jedna to żyć tak, jakby nic nie było cudem. Druga to żyć tak, jakby cudem było wszystko.
6: Natura pełna jest nieskończonych rzeczy, niedostępnych doświadczeniu.
Jeśli zostaniesz w tym miejscu wystarczająco długo (minimum 5 postów po 300 słów), rzeźby zaczynają nabierać do Ciebie coraz więcej zaufania. Odchodząc od nich można rzucić kością k10. W przypadku uzyskania wyniku k10 podbiega do Ciebie mała dziewczynka, która wkłada Ci w dłoń kawałek oszlifowanego halitu. Halit możesz odebrać w aktualizacjach, linkując swój rzut.
Według tradycji gałązki jemioły wieszane są w domach przy suficie lub nad drzwiami w czasie Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Jemioła ma przynieść domowi i jej mieszkańcom spokój, pomyślność i szczęście w zbliżającym się czasie. Jest także symbolem odnowy, która ma odstraszać złe i niechciane moce, a zapraszać te niosące przychylność i dostatek.
Istnieje tradycja, według której każdy gość przekraczający próg posiadłości powinien zerwać jedną z jagód jemioły i zabrać ją ze sobą. Ma to symbolizować pokój między rodami, wspólną sprawę, a także chęć dzielenia się szczęściem. Zerwanie jagody należy zgłosić w komponentach z zaznaczeniem, iż przekazanie dokonało się na sabacie celem dopisania składnika alchemicznego do ekwipunku obdarowanej kobiety oraz odpisania jagody z wybranego tematu.
Nie można jednak zapomnieć o najważniejszej cesze tej symbolicznej rośliny. Każda para, która znajdzie się pod jemiołą, powinna się pocałować. Jemioła symbolizuje płodność i witalność, a także wpływa na jakość pożycia małżeńskiego. Czarodzieje niejednokrotnie przekonali się już, jak wielki wpływ na życie może mieć świadome omijanie tradycji i wiedzą, że nie należy tego robić.
Pozostały 2/3 jagody.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 23.07.21 20:36, w całości zmieniany 2 razy
- Szuka więc lord swojej muzy? – podchwyciła lekko, zmniejszywszy dzieląca ich odległość. – Widziałam wiele przepięknych dam, bez wątpienia któraś mogłaby poruszyć delikatne struny i wywołać niecierpiące zwłoki pytania – sama nie poczuwała się do roli inspiracji, była tylko lustrem, odbijała pragnienia, dopasowywała się ściśle do oczekiwań i być może dlatego cieszyła się w pewnych kręgach, łasych na uwagę i narcystycznych, taką popularnością.
- Tylko otworzyć usta...Cóż, mówią tak też o dobrym pocałunku, ale ja osobiście się z tym nie zgadzam – podjęła rozmowę z kokieteryjnym, bezpruderyjnym urokiem, łagodząc zmysłowy ciężar wypowiedzi lekkim uśmiechem i łagodnym tonem. Cały czas była skupiona na czarodzieju, starając się odkryć jego intencje, nastrój, ba, nawet podejście do tej niecodziennej salonowej rozmowy. Wyłuskiwała detale, próbując ułożyć z niej choć część historii. -Brata. To on czyni tę noc nieznośnie długą? – zapytała, nie wścibsko, raczej odmalowując pytajnikami wyobrażenia o tym, kto krył się za maską. – Rywalizujecie aż do krwi? Odebrał ci jakieś ważne stanowisko? A może – czarownicę, którą kochałeś? - snuła rozważania, czerpiąc zadowolenie z tej salonowej gierki. Dzięki weneckim woalkom mogli bawić się w nie bez ograniczających zasad dobrego wychowania, nakazujących dystans wobec prawdziwych problemów rozmówcy.
Westchnęła z dobrze odegranym smutkiem, widząc odpowiedź lwa. Pokręcił bujną grzywą, chyba nie, chyba nie złączy się tej nocy w pocałunku – ale przecież Tristan nie był bliski jej sercu, wypierała to, potrzebowała go jako mentora, przewodnika i finansową opokę; pragnęła go w też inny sposób, pełen pożądania, lecz przecież nic poza tym. Chciała zapomnieć o grudniowym wyznaniu, o tym, jak podała mu się na tacy; to także było powodem hedonistycznego nastawienia tej nocy, mającej zakończyć bezpowrotnie rok pełen emocjonalnego rozchwiania. Była przecież wolna. Tak jak i jej towarzysz – przecież nie stała obok niego żadna dama - uprzejmie oferujący zadanie pytania w jego imieniu. Jak na dżentelmena przystało?
- Boisz się, sir? Prawdy i tego, co kryje niedaleka przyszłość? Nie sądziłam, że lordom brakuje odwagi... – odparła wręcz prowokacyjnie, unosząc lewy kącik ust w nieco kpiącym, wyzywającym uśmiechu. Nie zamierzała go wyręczać, chciała tej nocy dobrze się bawić, dawała więc rozmówcy szansę na to, by stał się w jej oczach interesujący.
Przeniosła śmiałe spojrzenie na kamienną czarownicę, piękną nimfę, oddaną z budzącymi uznanie detalami. – Czy mój nieznajomy jest zadowolony z tego wieczoru? – zadała pytanie rzeźbie, nieco rozbawiona, powolnym gestem poprawiając materiał rękawiczki, nieco zsuwający się ze szczupłego przedramienia.
seven deadly sins
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
'k3' : 2
Widziałam wiele przepięknych dam.
- Czy nie nosiły one przypadkiem masek? - odpowiedział jej, zanurzając głos w nutę ironii. Oczywiście, że szlachcianki były przeważnie urodziwe, jednak brakowało im osobowości, dlatego Riordan wolał pozostawić obcowanie z nimi Rhysandowi. Wszystkie mówiły jednym językiem, próbując prześcignąć się w retoryce oraz odwołań do spraw, które wcale go nie interesowały. Byłby jednak niesprawiedliwy, gdyby zarzucił to jedynie kobietom — mężczyźni wszak wcale ich nie odstępowali, dzielni trzymając sztangę i proporzec bezmyślności oraz chorągiew straty czasu. Zaśmiał się krótko, gardłowo, gdy usłyszał jej domniemania związane z osobą drugiego z braci Selwyn. - Raczej ciężko ściągnąć go z parkietu. - Gdy już zaczynał, Rhysand mógł przetańczyć całą noc, nie raz i nie dwa wciągając w to swojego brata, który — pomimo umiejętności znacznie przewyższających powszedniego szlachcica — nie parał się zbytecznie tańcem. I nie chodziło wcale o to, że nim gardził — wolał sam wybierać sobie partnerki aniżeli zostać zmuszanym z grzeczności do zrobienia kroku w ich stronę. Na szczęście starszy Selwyn posiadał talent nie tylko do wciągania swojego młodszego brata w takie sytuacje, lecz też potrafił go z nich wyciągać. Zawsze. Riordan zaciągnął się papierosem, a dym wypuszczony z ust rozniósł się pod maską, ulatując również przez puste oczodoły. Czy się bał? Tylko głupiec nie czułby obawy przed spotkaniem z nieznanym. Życie z Lyssą nauczyło go, że poznanie swojego losu również bywa zwodnicze. - Nie patrz zbyt daleko w przyszłość, bo zobaczysz cmentarz - odparł jej krótko, oddając się chwili, by po prostu kontemplować nad kunsztem drugiej z rzeźb. Niewiasta nie przypadła mu do gustu tak bardzo jak poprzedzający ją lew i tak samo bez większego zainteresowania przyjął jej niewerbalny gest. - I chyba mamy odpowiedź. - Ciche słowa w zapadającym między nimi milczeniu. Selwyn nie zdecydował się zostać przy niewieście, patrząc znacznie uważniej na rzeźbę obok. Filozof wyglądał jak całkowite przeciwieństwo lwa — nie miał w sobie dumy, ani wielkości, a jednak był tworem przyciągającym spojrzenie. Takim, które istniało dla zastanawiania się nad sensem życia.
- Jakiej wiedzy ci potrzeba? - spytał posąg, wyłapując pustymi oczami spojrzenie lorda.
- Czy mam rację? - powiedział mu krótko Rian, wystawiając na próbę to, co zaczarowane. Rzeźba wszak nie mogła przewyższać wiedzą swojego twórcy. Nie mogła myśleć samoistnie ani mówić rzeczy, które nie zostały włożone w jej usta. Z chęcią jednak chciał poznać prawdę lady Nott.
Hear the wolves at the door
Grab a piece if you're able
Silver bullets on the floor
'k6' : 4
seven deadly sins
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
Musiał pozbierać myśli. Skierował się w stronę schodów, planując znaleźć odosobnione miejsce w Hampton Court. Xavier doskonale bawił się z żoną, a Mathieu wspomniał ich wybryk na jednym z pierwszych sabatów, w którym uczestniczył. Wtedy czasy były zdecydowanie prostsze, nie wymagały nakładu zmartwień i stresów, z którymi ciężko było się pogodzić. Ile dałby za to, żeby beztroskie lata niewiedzy i głupich błędów powróciły choć na chwilę. Teraz czuł się tak, jakby był niepasującym elementem cholernej układanki.
Kierował swoje kroki dalej, znajdując się bardzo blisko marmurowych rzeźb, wyjątkowych, swoją drogą. Znał się na rzeźbiarstwie, choć i w tej dziedzinie nie odnajdywał się już tak, jak kiedyś. Za czarów szkolnych, kiedy mury Beauxbatons były jego drugim domem robił to często, jednak potrafił docenić kunszt i wykonanie, choć sam nie był w tym najlepszym. Przy okazji wpadł na kogoś, kobieta wyrosła mu przed oczami, kiedy rzeczywistość zaczęła wracać do poprzedniego stanu, a jego myśli zwolniły w szaleńczym tempie. W końcu to właśnie chciał osiągnąć, musiał tylko… się ogarnąć.
- Proszę wybaczyć. – rzucił z wolna, stosując wyuczoną regułkę jakby była inkantacją najczystszego zaklęcia. Matka zawsze uczyła go odpowiedniej kultury zachowania, jeśli zaistniał takie okoliczności, a właśnie takie miały miejsce. To bardziej wyuczona regułka, niż faktyczne wyrażenie skruchy z powodu, że właśnie na kogoś wpadł. – Rzeźby podobno mogą rozwiać pewne wątpliwości. – zagadnął do Rity, której i tak nie był w stanie rozpoznać, wszak był bal i wszyscy przyodziali maski.
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Stałam w spokoju niedaleko rzeźb poruszających się powoli, majestatycznie i odlegle od otaczającego je świata. Obserwowałam więc ten obrazek, który był w mojej opinii o wiele piękniejszy niż bogato zdobione suknie kobiet, które wirowały teraz w tańcu w sali balowej. Najpierw dostrzegłam lwa, którego grzywa falowała na niewidzialnym wietrze. Na skórze nie poczułam ani powiewu, tak więc wiedziałam, że to jedynie iluzja. Jego potężne łapy stały twardo na ziemi, a mierzący mnie wzrok zdawał się przelatywać przez maskę. Tuż obok niego zaś kobieta. Piękna niewiasta z bukietem polnych kwiatów, który unosiła i rozpływała się nad tą wonią, chociaż ja nie czułam od nich nic poza zimnem kamienia. Jej szata wyglądała, jakby za moment miała spaść, odsłaniając piersi w kolorze mleka. Zaraz na prawo od niej siedział wyraźnie niezainteresowany jej pięknej człowiek. Długa siwa broda kontrastowała puste oczy, a obracany przez niego w dłoni przedmiot był przeze mnie niemożliwy do zidentyfikowania. Odwróciłam spojrzenie zaledwie na moment szukając w tłumie postaci Cassandry i zrobiłam krok w przód, gdy to poczułam uderzenie. Czyjeś ciało bez nadmiernej agresji zderzyło się z moim.
- To ja przepraszam - powiedziałam cicho, nie będąc pewną, kto właściwie zawinił w tej sytuacji. Nie rozpoznałam głosu mężczyzny, nie byłam w stanie rozeznać się, kim jest, bazując na jego posturze, tak więc wolałam zachować bezpieczny dystans. Otoczona byłam lordami i wciąż nie czułam się równie istotna co oni, tak więc oddalałam ciało, prostowałam plecy i rozmyślałam o ucieczce. Mężczyzna jednak nie odpuszczał i krótkie uprzejmości wymuszone przez sytuację pociągnął dalej, proponując niezobowiązującą rozmowę. Nie byłam przecież kompletnym bezukiem, kulturalnym było podtrzymać tę pogawędkę. - Wątpliwości? Ma pan jakieś? - wrodzona ciekawość kazała mi na niego spojrzeć i podążyć za ciemnobrązowym wzrokiem w oczekiwaniu na odpowiedź. Byłam jedynie obcą anonimową kobietą w tłumie innych, mogłam być najlepszą powierniczką sekretów tej nocy, gdy to nie miałam pewności z kim mam do czynienia, albo stać się milczącym odbiciem, który równie niechętnie podzieli się wrażeniami. Brew uniosłam wyżej, co pod osobliwą maską zakrywającą mi całą twarz i ustawioną w wyrazie bez emocji, który zdobiła srebrna farba, nie było widoczne. Ramiona zaś skierowałam w jego stronę, bo jeśli cokolwiek na tym sabacie miało być mi rozrywką to właśnie taka przypadkowa rozmowa, o ile oczywiście będzie ciekawą.
Ostatnio miał tendencję do wpadania na różne osoby, zupełnym przypadkiem rzecz jasna. Tak jak teraz wpadł na kobietę w masce, która akurat również obserwowała rzeźby, jako jedna z kilku osób, które kręciły się tutaj zadając pytania o miłość, wierność czy koniec wojny. Przesunął wzrokiem najpierw po posągu przedstawiającym lwa, a później wrócił nim do kobiety, na którą się natknął.
- Mam ich wiele… – mruknął, chociaż nie do końca chciał udzielać jej tej odpowiedzi. Jedyne czego był pewien, to zaangażowania w zakończenie wojny i wyplewienie tych parszywców co do ostatniego. Powinni zniknąć z tej ziemi i to akurat nie wymagało specjalnego zastanowienia się. Gardził nimi, nienawidził ich i z przyjemnością patrzył na ich śmierć. Za to wszystko wokół było jedną wielką wątpliwością, która wymagała rozwagi i zastanowienia się nad istotą jego problemów. W zasadzie te generowały się same, a ta niepewność budowała ich solidne fundamenty. – Czy ten rok coś zmieni? – swoje pytanie skierował do rzeźby lwa. Był ciekaw jakich odpowiedzi udziela i co może mu zdradzić w tej kwestii. Nawet jeśli to podła sztuczka, być może na chwile odciągnie jego ponure myśli od ciągłego stresu i obawy przed utratą kontroli. Nie mógł pogodzić się z tym, że solidnie zamieszano mu w głowie, a on nie miał nad tym żadnej władzy. – Na Twoje pytania udzieliły już odpowiedzi? – spytał, prostując się i składając ręce za plecami.
The last enemy that shall be destroyed is | death |
'k3' : 3
Nie sądziłam, że rzeźby, nawet jeśli zaczarowane, udzielą mi poprawnej odpowiedzi na jakiekolwiek pytanie. Znacznie bardziej wolałam zawierzyć je Cassandrze, nawet jeśli zawsze widziała mrok. Te tutaj traktowałam jako formę zabawy, fascynującą magię zaklętą w kamieniu. Każdy miał swój charakter i różnił się od tła i towarzyszy. Wtem mężczyzna zadał swoje, a ja wysłuchałam w ciszy, co lew miał mu do powiedzenia. - To możliwe - padło z jego pyska, a ja uśmiechnęłam się kącikiem ust. Nieszczególnie konkretna to była odpowiedź. Właściwie nie zmieniała zupełnie nic. - Nie pytałam, powinnam? - zwróciłam się do mężczyzny, gdy ten przeszedł na ty. Nie znałam się na etykiecie szlacheckiej i nie zamierzałam dyskutować, tak więc nie skomentowałam tego, również następnie zwracając się bezpośrednio. - Najbardziej nurtujące kwestie powinny pozostać tajemnicą, aż los pozwoli nam je rozwikłać - albo aż ja sama wpadnę na ich trop, nie zawierzę odpowiedzi posągowi. - Co zmieni ten wieczór? - zadałam podobne pytanie co on, jednak skupione na o wiele bliższej przyszłości. Wpatrywałam się w starego mężczyznę o długiej brodzie. Filozofowie byli mądrzy, ale nie spodziewałam się olśnienia z jego ust. Ciekawsza byłam zresztą mojego towarzysza, równie dobrze to on mógł całkowicie zmienić ten wieczór. Samotność, w której się pławiłam była szczególnie bliska nawet w takich chwilach, nie byłam salonowym lwem, albo trzpiotką gotową na rozmowę o malarstwie. Moje zainteresowania były znacznie węższe i skupione tylko na jednej dziedzinie mojego życia. Dziś planowałam obserwować i nie zostać zaobserwowaną, a to wymagało skupienia. Dlatego też piłam bardzo mało, nie tańczyłam i nie obracałam się w najciekawszym gronie, pozostawałam na uboczu, na którym jednak i tak zostałam dostrzeżona przez obcego, który teraz wraz ze mną skupiał się na kunszcie rzeźb i oczekiwał ich reakcji, prostych słów sugerujących jak spojrzeć w przyszłość. Nie byłam doskonałym towarzyszem rozmowy, ale potrafiłam się postarać. Ubrana w suknię, którą wysłała mi Deirdre prawdopodobnie nie wyglądałam wcale inaczej, o wiele gorzej, chociaż z pewnością nie mógł dostrzec u mnie bogactw. Wieczne pozostawanie w cieniu i potrzeba niesprawiania zawodu były we mnie silnie zakorzenione, zauważałam to coraz częściej, zwłaszcza obcując z neutralnym i nieco flegmatycznym Augustusem. Ponownie więc coś w głębi mnie nakazywało pozostawać do dyspozycji. A może to krew Tsaigart, którzy od lat służyli wiernie Malfoyom? Mniejsza, zwyczajnie nie potrafiłam odnaleźć się w tej sytuacji. Próbowałam przestawić myślenie na wmieszanie się w tłum, a nawet udawanie, że jestem w pracy, ale przyznaję, nieco się stresowałam tą rozmową. - Jeśli ten rok ma coś zmienić, to co? - nie pytałam rzeźby, pytałam mężczyznę, z którym rozmawiałam.
'k6' : 5
Odpowiedź była wymijająca. Nie spodziewał się jednak innej.
- Wszystko zależy od naszych decyzji, od kroków, które podejmiemy w kolejnych etapach naszej podróży. – powiedział cicho, nie spuszczając wzroku z rzeźby. On wsiądzie na Brzask za kilka dni, odbędzie podróż, zdobędzie wiedzę, poszerzy horyzonty. To pierwszy krok, nowa nadzieja i nowa możliwość, z której nie zamierzał rezygnować. Był świadom, że decyduje sam o swoim własnym życiu, a każda jego decyzja ma odzwierciedlenie w przyszłości. Chciał osiągnąć wiele więcej, niż sądził jeszcze kiedyś. Zamknięty w sobie młody chłopak, który jeszcze zeszłego roku kroczył korytarzami Hampton Court w poszukiwaniu tej, której obiecał wspólną przyszłość zniknął gdzieś w mrokach, zatracił się. Mężczyzna, który dzisiaj stał tutaj był bardziej doświadczony, rozwinął skrzydła, zmienił się. To były jego decyzje, jego podejmowane działania i los leżący w jego rękach. Pytanie rzeź o cokolwiek i otrzymywanie wymijających odpowiedzi było więc… jedynie rozrywką, niczym innym.
- Nie spodziewam się zakończenia wojny w najbliższym roku, ale chciałbym… odzyskać pewnego rodzaju spokój ducha. – wyjawił. Nie zamierzał zdradzać wielu szczegółów. Nie znał osoby, z którą rozmawiał, nie wiedział czym się zajmowała, co robiła i kim była. Nosząc maski można było powiedzieć wiele, szczególnie gdy nie znało się tożsamości swojego rozmówcy.
Kobieta skierowała swoje pytanie do Filozowa, którego odpowiedź była również niezbyt precyzyjna. Zabawne, jeśli ktoś oczekiwał rozwiania wątpliwości w jakimkolwiek temacie.
- Są dwie drogi, aby przeżyć życie. Jedna to żyć tak, jakby nic nie było cudem. Druga to żyć tak, jakby cudem było wszystko. – powtórzył po filozofie i przesunął spojrzenie na kobietę. Co zmieni ten wieczór? Mógł zmienić wszystko, zupełnie jak w tej odpowiedzi, którą właśnie uzyskała. Mogli cieszyć się każdą chwilą, którą oferował im los, a wszystko co spotykało ich na drodze traktować jako swoisty cud. A z drugiej strony mogli po prostu przyjmować to, co działo się wokół nich i traktować w kategoriach zwyczajności. Jakie było jej zdanie? Jak ona była w stanie ustosunkować się do tych słów?
- Czy jest szansa na pojednanie z wieloletnim wrogiem? – spytał filozofa. Był ciekawe tego, jakiej odpowiedzi będzie w stanie mu udzielić…
The last enemy that shall be destroyed is | death |
'k6' : 6
Dlatego też gdy odkryła przed nim oczywiste, nie dał się zbić z tropu oczywistym stwierdzeniem. Przemowy i czarowanie słowem pozostawiał bratu i matce. On skupiał się na analizie za kulisami, bo jedyne co rozumiał, zwało się złotem. - A ty nie jesteś szlachcianką. - Nie była. Nie w tym co mówiła, jak się ruszała, co miała na sobie. Nie była też czystą w rasie Brytyjką. Nie pytał. Stwierdzał. I bez uszczypliwości, które kryły się w jej słowach. Nie była w końcu głupia. Oboje doskonale zdawali sobie z tego sprawę od samego początku.
Zdradzisz jeszcze jakieś przeciwieństwa?
- Mój brat z chęcią spędziłby z tobą czas - odparł, uśmiechając się pod maską. Tajemnicza sylwetka w czerni na jedną noc brzmiała niczym kolejny z wielu scenariuszy, do których przywykł, mając Rhysanda za brata. - Powiedz mi, tylko nie kłam - Wiedziała, że mówił to bez przywiązania do rzeczywistości. Kłamali wszak wszyscy, a oni stojący pod rzeźbami byli w pierwszej kolejce. - Na co masz teraz ochotę? - Czy było to wyzwanie, prowokacja, zachcianka, a może dziwny egzamin — chyba sam do końca o to nie dbał. Miał dość zaduchu panującego w sali balowej i szczebiotania zaproszonych gości. Być może chciał przerwać ciągnący się brak rozwiązania. Bądź co bądź brakowało mu tu Valhakis i tego jednego, czego nie mogła zrobić stojąca obok kobieta. Brakowało mu milczenia.
Hear the wolves at the door
Grab a piece if you're able
Silver bullets on the floor
- Jesteś przenikliwy. To rzadkie w dzisiejszych czasach, zwłaszcza wśród arystokracji. Tak skupieni na sobie, obojętni na bodźce dobiegające ze świata pełnego przyjemności - znów się z nim zgodziła, tym razem przemawiając niemalże ze starczym żalem za minionymi latami, za innym podejściem ludzi do tego, co przyjemne, i tego, co bolesne. - Na szczęście, nie wszyscy pozostają tak zaślepieni - dorzuciła, może mówiąc o jego bracie, a może o swym rozmówcy, wrażliwym na informacje, przekazywane przez nią, tajemniczą, bezimienną czarownicę, która towarzyszyła mu w poznawaniu niejednoznacznej przyszłości z rąk - i ust - kamiennych posągów, dalekich, równie ślepych na to, co kryło się za horyzontem zdarzeń, co oni. - Pozwalasz sobie czasem na doświadczenie wszystkimi zmysłami? Bez oceny, bez surowego porządkowania tego, co cię dotyka, co słyszysz, co czujesz? - zagadnęła, kontynuując temat piękna i pożądliwości, nie tyle zastanawiając się nad prawdą, tkwiącą pod maską postawnego dżentelmena, co nad sobą samą. Nad równowagą, jaką panicznie starała się utrzymać, a która rozpadała się w proch, gdy ścierała się z Tristanem. Nad opanowaniem, którym tak się szczyciła, czyniąc z niego nieprzeniknioną zbroję, duszącą ją i dławiącą, kiedy tylko czuła na sobie jego usta. Nad wyjątkową obojętnością, roztapiającą się w zazdrości, gniewie i goryczy, gdy stawała przed emocjonalnym lustrem, przyglądając się wykrzywionemu odbiciu, obnażającego cały ten teatr. Westchnęła cicho, przypatrując się filozofowi, który w końcu przemówił, odpowiadając na niosące wiele ciężaru pytanie, zapewne krążące w głowach większości gości Adelaide Nott, wyczekujących niecierpliwie północy. Co miał jej przynieść nadchodzący rok? Surowy głos mędrca wybrzmiał ochrypłym echem. 4: Jesteśmy kształtowani przez nasze myśli. Jesteśmy tym, czym one są. Gdy umysł jest niezmącony, przychodzi szczęście i podąża za nami jak cień. Milczała przez chwilę, próbując rozpoznać smak tych słów: osładzał perspektywę samostanowienia, czy nieprzyjemną goryczą wskazywał na utknięcie w błędnym kole umysłowych ograniczeń?
- Dziękuję, to brzmi sensownie, już wiem, na co się przygotować - odparła nieco sarkastycznie w przestrzeń, nie wędrując wzrokiem za obracającym się i sunącym dalej pomnikiem, za to skupiając wzrok na swym pozbawionym imienia rozmówcy. - Jak sądzisz, jeśli będę wystarczająco długo myślała o umierających w męczarniach terrorystach z Zakonu Feniksa, powybijają się sami? - zmarszczyła w rozbawieniu brwi, chcąc zmniejszyć wagę usłyszanej przepowiedni, padającej na zbyt podatny grunt. Nie chciała o tym dziś myśleć, chciała się bawić, chciała tańczyć, flirtować, pić i zapomnieć choć na kilka godzin o skuwających ją kajdanach. - A więc kto wie, może los wepchnie nas w swe ramiona na sali balowej - skomentowała niższym, bardziej kokieteryjnym tonem, zastanawiając się, czy byłaby w stanie rozpoznać brata tego konkretnego arystokraty. Po posturze, tonie głosu, gestach, może kolorycie szaty? Z charakteru wydawali się odmienni, obcy, to byłoby trudniejsze, choć czarodziejowi w końcu udało się ją zaintrygować prostym, prawie brutalnym pytaniem. Uniosła lewy kącik niezwykle czerwonych ust w górę, w policzkach pojawiły się dołeczki, a białe kły uległy odsłonięciu, migając w półmroku niczym jasne koraliki. - Na pocałunek. Taki prawdziwy. Niosący satysfakcję, lecz nasilający głód. Odbierający dech i pozostawiający w głowie opary szczęścia. Taki, po którym twoje nogi drżą jeszcze kilka chwil, a serce pragnie wyrwać się z piersi - wyznała szczerze, zapewne obrazoburczo, powstrzymując odwzajemnienie pytania - obawiała się, że szlachcic odpowie, że pragnie znaleźć się w komnatach własnej posiadłości. Zazwyczaj podzieliłaby to marzenie, lecz coś w magii Sabatu, w śledzeniu wzrokiem brylujących na salonach par, w całej tej podniosłej atmosferze czarodziejskiego święta sprawiało, że robiła się spragniona - a może po prostu tak opisywała tęsknotę, samotność i zazdrość, skrywając pod tym mianem uczucia, do których nie chciała się przyznawać.
zapomniany rzut do poprzedniego posta
seven deadly sins
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4