Wydarzenia


Ekipa forum
British Museum
AutorWiadomość
British Museum [odnośnik]16.07.16 18:18
First topic message reminder :

British Museum

★★★
Każdy obywatel Anglii powinien znać historię swego kraju i dbać o to, by pamięć o niej była wciąż żywa - tyczy się to nie tylko społeczności mugolskiej, ale również czarodziejskiej. Nie dziwi więc nikogo, że najbardziej okazałe muzeum w kraju ma również dwoistą naturę. Magiczna część muzeum doskonale ukryta jest przed niepożądanymi gośćmi, skrywając w sobie sekrety czarodziejskiej przeszłości Anglii. Zaczarowane wystawy przyciągają spojrzenia zarówno młodych, jak i starszych odwiedzających. Bogate zbiory muzeum umożliwiają prześledzenie dziejów danych czarodziejów, wielkich figur w świecie magii czy też wyobrażenie sobie życia zwykłych ludzi na przestrzeni wieków - również w czasach tych lat bardziej strasznych, na których wspomnienie niektórym z czarodziejów wciąż włos się jeży na głowie. Na zwiedzających czekają przewodnicy, gotowi w najdrobniejszych szczegółach opowiedzieć o wszystkim, o co tylko zostaną zapytani. Po muzeum krążą też nieustannie ochroniarze, dbający o spokój i bezpieczeństwo zarówno ludzi, jak i eksponatów.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:13, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
British Museum - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: British Museum [odnośnik]24.12.19 21:40
The member 'Daniel Wroński' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 100
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
British Museum - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: British Museum [odnośnik]25.12.19 12:40
Trzęsła się ze strachu, nie potrafiąc znaleźć dobrej odpowiedzi na słowa Wrońskiego. Z jej doświadczeń wynikało, że to właśnie współpraca pomiędzy mugolami a czarodziejami (nawet jeśli niemagiczni nie myli jej świadomi) dawała najlepsze efekty i głęboko wierzyła w możliwość kooperacji tych dwóch warstw rzeczywistości. Spotkanie ze zbirem raczej nie miało mocy, aby do w jakikolwiek sposób zmienić. Teraz jednak była gotowa zgodzić się na niemal wszystko i bezustannie przytakiwać, byleby tylko Daniel opuścił szatnie i nigdy więcej jej nie nachodził. Miała nadzieję, że prędko trafi za kratki. Z resztą, z taką profesją to byłoby bardzo możliwe. Choć z drugiej strony, kto wie jakie mężczyzna ma relacje z władzą? Jeśli były dobre, całkiem możliwe, że wsadzenie go byłoby niemożliwe. Reżim potrzebował przecież takich ludzi, jak Wroński.
Gdy mężczyzna wyszedł, natychmiast chwyciła galeona i różdżkę. Pieniążek wrzuciła do portfela, a magiczny przedmiot wylądował w jej kieszeni. Następnie dziewczyna zamarła w bezruchu, czekając na rozwój wydarzeń. Czy zbir tu nie wróci? Może tylko ją podpuszczał? Gdy przez dłuższą chwilę nic więcej się nie stało, usiadła na pobliskim krześle, dając sobie chwilę na uspokojenie. Jej serce wciąż waliło w piersi jak szalone, a oczy w dalszym ciągu były mokre od łez. Potrzebowała kilku minut, aby doprowadzić się do w miarę użytecznego stanu. Na całe szczęście do szatni dalej nikt nie zaglądał i Gwen mogła swobodnie odpocząć po całej jej sytuacji.
Brała głębokie oddechy, chcąc jak najszybciej dojść do siebie, aby w końcu móc wyjść do domu. Doszła do wniosku, że chyba jednak nie zdoła dziś zbyt wiele zrobić. To spotkanie wytrąciło ją z równowagi, która prawdopodobnie nie wróci aż do końca dnia.
W końcu poczuła się na tyle pewnie, aby wstać i ruszyć w stronę torebki, do której schowała portfel. Zaczęła ubierać na siebie płaszcz, co zajęło jej jednak dwa razy więcej czasu, niż zazwyczaj. Dłonie dziewczyny dalej się trzęsły, chociaż naprawdę starała się opanować.
Ruszyła do drzwi. Zdziwiła się jednak, gdy nacisnęła na klamkę: nie chciała ustąpić i wypuścić ją z pomieszczenia. Zaklęła cicho pod nosem. Jeszcze tego brakowało! Czy to ON ją zamknął?
Zamknęła oczy i ponownie wzięła głęboki oddech, próbując nie tracić panowania nad sobą. Wyciągnęła różdżkę:
Alohomora! – powiedziała, celując w klamkę.
Zdecydowała, że jeśli czar się uda wyjdzie stąd tak, jak zaplanowała. Jeśli nie, po prostu teleportuje się do domu. To w końcu ostatni dzień… I tak już nikt się jej nie spyta o to, dlaczego zniknęła.

| zt


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +5
ALCHEMIA : 15 +1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: British Museum [odnośnik]25.12.19 12:40
The member 'Gwendolyn Grey' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 31
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
British Museum - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: British Museum [odnośnik]28.12.19 11:36
Daniel pewnie nie spodziewał się, że magia będzie mu sprzyjać tak mocno. Kiedy wypowiedział inkantację zaklęcia, poczuł, jak ciepło rozchodzi się po nim, jak siła przepływa przez jego nadgarstek i różdżkę. Zamek trzasnął i szczęknął groźnie, kiedy drzwi się blokowały — jak miało się wkrótce okazać, na dobre. Magia zawładnęła nim tak, że jego części i drzwi wtopiły się w siebie, uniemożliwiając zarówno siłowe, jak i zwyczajnie magiczne jego otwarcie. Elementy zamka zespoliły się ze sobą na dobre, a jedyną nadzieją na otwarcie szatni stały się zaklęcia niszczące doszczętnie. Gwendolyn nie udało się otworzyć drzwi. Zamknięta mogła czekać na pomoc innych, ale ta równie dobrze mogła nigdy nie nadejść. Działająca teleportacja w sytuacji zagrożenia była ryzykownym posunięciem, ale słabo zaznajomiona z magicznym światem dziewczyna mogła zapomnieć o wiążącymi się z tym konsekwencjami. Kiedy postanowiła deportować się z zamkniętej na dobre szatni do domu, od razu poczuła ból. We wnętrzu pozostał pukiel jej włosów, wraz z kawałkiem skalpu.

Gwendolyn, znalazłszy się już w domu mogła poczuć piekący ból w potylicy. Pomiędzy bujnymi włosami poczuła lepką ciecz. Krew zlepiła jej kosmyki - dotykając palcami rany mogła poczuć ubytek w postaci włosów, a także skóry. Pieczenie, ból i kłucie nasilało się przy dotyku. Czarownica musiała szybko coś z tym zrobić, jeśli łysy placek miał w przyszłości znów porosnąć włosami.

| Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki. Gwendolyn, masz obowiązek uzdrowić swoje obrażenia w dowolny sposób (np. odwiedzając Munga).
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
British Museum - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: British Museum [odnośnik]23.06.20 7:43
cressida & sintas26 maja
Była złą matką. Wiedziała o tym i chociaż ciężko było jej to przyznać, potrzebowała wyjść do ludzi. Potrzebowała opuścić w końcu cztery ściany i zacząć zespalać się ze społeczeństwem, którego częścią była i już miała pozostać. Przestać udawać, że mogła poradzić sobie w pojedynkę. Owszem, była samotna i niosła na sobie ciężar wychowywania dziecka bez męża, ale nie mieszkała na pustkowiu. Musiała iść na kompromisy bez względu na wszystko, musiała się tego nauczyć. I to nie tylko ze względu na siebie, bo gdyby to od niej zależało, trzymałaby się dalej na dystans. Nie mogła tego mimo wszystko robić swojemu synowi. Jamie nigdy nie narzekał i był wielkim skarbem, na który nie zasługiwała, ale starała się zapewnić mu wszystkie najważniejsze potrzeby. Wiedziała, że potrzebował więcej, niż na ten moment mu zapewniała - potrzebował poznawania świata i to nie tylko z książek czy opowieści. Miał dopiero trzy lata, ale oznaczało to, że był to najlepszy wiek na naukę. Dzieci przyswajały rzeczywistość w rekordowym czasie, dlatego prócz podstawowych słów z języka rosyjskiego, Sintas chciała zapewnić Carterowi Juniorowi wizję ich świata, takim, jaki był aktualnie oraz w przeszłości. Dlatego będąc w Ministerstwie Magii i załatwiając papiery archiwalne, które miały ją wspomóc w pracy, zabrała jedną z ulotek głoszących, że w British Museum odbywała się wystawa. Tyczyła się magicznego rycerstwa i wielkie rody na te kilka dni miały użyczyć pamiątek rodzinnych dla uciechy postronnych obywateli. Taka okazja nie zdarzała się często, a biorąc pod uwagę, że walka była nie tylko życiem Sintas, lecz również została wpisana w jej ciało przez lata treningów, nie mogła przejść koło tej okazji obojętnie. Zresztą mali chłopcy zawsze marzyli o zostaniu rycerzami - podziwianie dawnych wojowników miało być więc zarówno dla niej fascynujące, jak i dla jej syna. Nie czekając zbyt wiele, ubrała Jamiego i zabrała go w majowe popołudnie na wystawę. Jej twarz wyginała się w ciepłym uśmiechu, gdy słysząc o celu ich wizyty, mały metamorfomag ucieszył się tak bardzo, że włosy mieniły się różnymi kolorami tęczy. Wiedziała, że był to dobry znak, bo mimo że mały Carter był spokojnym dzieckiem, uczuć nie mógł utrzymać na wodzy - wyjątkowy dar zmiennokształtności rządził się własnymi prawami i nic nie mogli na to poradzić. Jamie dostrzegał to - że się zmieniał i chociaż nic nie mówił, Sintas widziała, że próbował zrozumieć. Nie milczała na ten temat i tłumaczyła czym była ów wyjątkowa umiejętność wpisana w jego krew. Niestety nie wiedziała, po kim odziedziczył metamorfomagię, bo ani ona, ani James nie mieli w rodzinach genetycznie uzdolnionych czarodziejów. A przynajmniej nic o nich nie wiedzieli. Idąc ulicami Londynu, dawna pracownica Ministerstwa zastanawiała się, kiedy nastanie moment, w którym wiedza jej syna wykroczy poza jej kompetencje. I kiedy nie będzie w stanie już być dla niego autorytetem. Czasami zdawało się jej, że ów moment już nastąpił i chociaż trzyletni, Jamie rozumiał znacznie więcej, niż ukazywał matce. A może to była jedynie jej paranoja? Dlatego ucieszyła się, gdy dotarli już na miejsce i mogła oderwać swoje myśli od codziennych tematów i chociaż przez chwilę zatrzymać się w chwili podziwiania rycerskich zbroi. Obserwując wielkie miecze, wspaniale kutą stal tęskniła za swoim dawnym marzeniem. Marzeniem zostania mężczyzną. Zakuta w zbroję mogłaby walczyć, nie zaś obawiać się męskiego świata.


† her eyes would go dead and she’d start walking forward real slow, hands at her sides like she wasn’t afraid of anything.
Sintas Carter
Sintas Carter
Zawód : bounty hunter, ex-spy, the one who died for the past
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Before I die alone
Before my time has gone
There's just one thing I have to do
Before the fire and stone
Before your world is gone
Have you some patience
'Cuz I will have my vengeance
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8379-sintas-carter#243401 https://www.morsmordre.net/t8386-bruno#243673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f168-wisniowa-dolina-4 https://www.morsmordre.net/t8388-skrytka-bankowa-nr-2004#243685 https://www.morsmordre.net/t8399-sintas-carter#243763
Re: British Museum [odnośnik]24.06.20 23:41
Pojawienie się w British Muzeum nie było pomysłem Cressidy, a jednej z jeszcze niezamężnych kuzynek jej męża. Cressie zgodziła się jej towarzyszyć, damom wszak nie wypadało pojawiać się poza domem samotnie, zwłaszcza teraz. Oczywiście miały jeszcze obstawę w postaci zerkającej na nie służby. Londyn podobno wciąż nie był bezpieczny, choć tak naprawdę Cressie wciąż niewiele wiedziała o tym, co się w nim stało. Ale pewne pogłoski docierały i do niej, choć w niektóre trudno było uwierzyć.
W każdym razie obecności mugolaków raczej nie musiały się obawiać, pojawieniem się tu nie pohańbi ani pana ojca, ani męża. Na to przynajmniej liczyła i uspokoiła się widząc, że rzeczywiście przybyło tu trochę czarodziejów z wyższych sfer, a także przedstawicieli czystokrwistych rodzin. Przy wejściu sprawdzano różdżki; Cressida nie zarejestrowała swojej, ale mąż powiedział, że jako lady nie miała takiego obowiązku. Nikt zresztą nie niepokoił młodych dam, widząc ich stroje. Od razu zostały przepuszczone do środka i życzono im udanego zwiedzania.
Cressie w ostatnich miesiącach rzadko bywała w Londynie. W żadnym muzeum nie była bardzo dawno; zwykle trzymała się galerii sztuki. Ten przybytek do niedawna kojarzył jej się plebejsko, ale może w obecnych czasach próbowano przydać mu lepszego charakteru i zachęcić do odwiedzenia go również śmietankę towarzyską? Cressida przez całe życie uważała na to, gdzie się pojawiała, unikała kontrowersji i dbała o swoją reputację. Większość dam, może poza tymi zbuntowanymi i próbującymi zachowywać się jak mężczyźni, postępowała podobnie.
Jej największą uwagę przykuła część wystawy zawierająca obrazy – pochodzące sprzed wieków lub powstałe później, ale swym tematem nawiązujące do epoki mężnych rycerzy i protoplastów wielu najważniejszych rodów Skorowidzu oraz tych już wymarłych. To tam spędziła więc najwięcej czasu i tak się zapatrzyła na jeden z obrazów, że nie zauważyła, kiedy jej towarzyszka zniknęła jej z oczu w tłumie innych gości, których było całkiem sporo. Cressie od razu poczuła w środku nagły niepokój, niczym dziecko które zdało sobie sprawę że odłączyło się od rodziców w obcym miejscu. W pewnym sensie sama była trochę jak dziecko – była chowaną pod kloszem lady, a więc osobą niesamodzielną i niezbyt odważną. Nawet jeśli teoretycznie było tu bezpiecznie, Cressie instynktownie nie chciała być zbyt długo całkiem sama. Jeszcze jakiś czas temu, zanim nastały anomalie i inne komplikacje, może nie miałaby takich obaw, ale obecnie spokojniej czuła się, widząc w zasięgu wzroku kogoś znajomego, nawet jeśli miałaby to być tylko służka.
Przeszła do sąsiedniej sali, w której zgromadzono okazałe zbroje. Większość ludzi zwiedzała w grupkach, ale nigdzie nie dostrzegła ani kuzynki Williama, ani służby którą z nimi wysłano. Rozejrzała się dookoła i tak się przy tym zagapiła, że prawie wpadła na jakąś kobietę.
- Bardzo przepraszam! – wybąkała nieśmiało; jej jasną buzię pod piegami zaczął oblewać rumieniec zawstydzenia. – Ja tylko… rozglądałam się za moją towarzyszką – wyjaśniła, przyglądając się kobiecie niepewnie. Dostrzegła też, że nieznajoma miała towarzystwo: małego chłopca o zmieniających kolor włoskach. Ta niezwykła, niespotykana cecha przykuła jej uwagę na tyle, że nie czmychnęła czym prędzej, a została. – To pani synek? – zapytała. Odkąd sama została mamą, dzieci poruszały jej serduszko bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. – Uroczy malec. Ma niesamowity dar – dodała cicho, wciąż z pewną nieśmiałością i zawstydzeniem. Nawiązywanie interakcji nie było jej mocną stroną. Ale pamiętała swoje dzieciństwo i dorastanie z darem który musiała oswoić, z odmiennością którą musiała nauczyć się akceptować, choć w jej przypadku nie była to metamorfomagia, a zwierzęcoustość. Będąc metamorfomagiem pewnie też czułaby się odmieńcem, może nawet jeszcze bardziej niż czuła się rozumiejąc język ptaków.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: British Museum [odnośnik]25.06.20 8:33
Jeśli Sintas słyszałaby myśli Cressidy, zgodziłaby się z nią, że to nie był czas na samotne opuszczanie domu. To w ogóle nie był czas na samotne życie... Powinna była to robić u boku Jamesa. Wspólnie powinni zajmować się Jamiem, współdzielić obowiązki, lecz również przyjemności bycia rodzicami. I czerpać z siebie nawzajem. Nigdy wcześniej nie była dziewczyną, która widziałyby w mężczyźnie swojego wybawcę, bo przecież tyle lat ratowała się sama, ale odkąd poznała Cartera, wszystko się zmieniło. Pojawił się z przytupem, zagarnął, co chciał, a ona nie miała żadnej szansy się obronić przed jego spojrzeniem. Nie chciała nawet. Stała się narzeczoną, później żoną, matką, by koniec końców nosić miano wdowy. To działo się tak szybko, że nawet nie wiedziała, kiedy minęły te wszystkie lata. Teraz wydające się już tylko piękną przeszłością, do której nie mogła wrócić. Musiała żyć dalej, ale nie dla siebie - dla Jamiego. Trzyletni chłopiec był wszystkim, co miała i musiała o niego dbać ze wszystkich sił. Tego właśnie chciała. Tego chciał też James i chociaż nie było go już wśród żywych, czasami wydawało jej się, że patrzył na nią - z odległych kątów, spoza odsłoniętego horyzontu, ale nie była w stanie oprzeć się temu uczuciu. Może próbowała sobie wizualizować obecność ukochanego i to wszystko było jedynie tworem jej wyobraźni?
Chciała tylko poczuć to, co kiedyś. Czy było to coś złego? Pamiętała, jak kiedyś James zabrał ją do magicznej części British Museum, gdzie akurat była wystawa o ich departamencie - Przestrzegania Prawa Czarodziejów. W niektóre rzeczy ciężko było uwierzyć, ale tworzyły coś wartego podziwiania. Szkoda tylko, że aktualnie Ministerstwo Magii traciło ono na świetności. Zresztą jak wszystko dokoła... Przechodząc wolnym krokiem między elementami rycerskich oporządzeń, pozwalała, by Jamie prowadził ją tam, gdzie chciał. Nie spieszył się, często zatrzymywał - nie nudziło mu się. Wręcz przeciwnie, jego blond włoski przypominały niebo podczas zachodu słońca, barwiąc się od kotłujących się w chłopcu uczuć. Akurat stali przy największej, najwspanialszej zbroi na sali, gdy ktoś do nich dołączył. Sintas dopiero w ostatnim momencie kątem oka dostrzegła poruszenie obok siebie i usłyszała czyjeś słowa. Bardzo przepraszam!, wybrzmiało dokładnie w momencie, w którym Carter przeniosła spojrzenie na nieznajomą. - Nie. Nic się nie stało - wybąknęła, zdziwiona swoim spokojem. Bo przecież nie zamierzała wydzierać się na wyjątkowo młodo wyglądającą czarownicę. I to w muzeum. Zresztą cała ta atmosfera towarzysząca obserwowaniu wystawy napawała ją łagodnością oraz poczuciem nostalgii. W jakiś ciekawy sposób. I chociaż nie zamierzała wdawać się w interakcje z ludźmi, twarz łowczyni nagród złagodniała, gdy padło pytanie o Jamiego. - Tak. Oczu nie może oderwać od tych ekspnatów - odpowiedziała, pozwalając, by kącik ust delikatnie jej się uniósł. Jednak przy kolejnych słowach nieznajomej, poczuła niepewność. Ma niesamowity dar. Na moment Sintas zamilkła, czując, jak sama wewnętrznie płonęła rumieńcem. Wszak wstyd było się przyznać, że nie znała się na transmutacji, która potrzebna była do zawładnięcia nad metamorfomagią. Na razie czytała książki, próbując zaznajomić się, co winno było się robić w przypadku odkrycia ów genetyki w rodzinie - oczywiście, że nie uważała swojego dziecka za odmieńca, ale chciała nauczyć go chociażby podstaw. Zdała sobie sprawę, że za długo milczała, dlatego odchrząknęła cicho i uśmiechnęła się delikatnie. - Jak widać, nie umie powstrzymać ekscytacji. - Umilkła tylko na moment, bo wzrok poszukał w sylwetce nieznajomej dziewczyny czegoś, co mogłoby dać jakieś informacje zwrotne. I znalazła - obrączka widniała na szczupłym palcu obok innych pierścieni, które swoją wartością na pewno przewyższały cały dom Carterów. - A pani? Ma pani dzieci?


† her eyes would go dead and she’d start walking forward real slow, hands at her sides like she wasn’t afraid of anything.
Sintas Carter
Sintas Carter
Zawód : bounty hunter, ex-spy, the one who died for the past
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Before I die alone
Before my time has gone
There's just one thing I have to do
Before the fire and stone
Before your world is gone
Have you some patience
'Cuz I will have my vengeance
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8379-sintas-carter#243401 https://www.morsmordre.net/t8386-bruno#243673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f168-wisniowa-dolina-4 https://www.morsmordre.net/t8388-skrytka-bankowa-nr-2004#243685 https://www.morsmordre.net/t8399-sintas-carter#243763
Re: British Museum [odnośnik]25.06.20 21:29
Cressida nawet w normalnych czasach nie odwiedzała Londynu samotnie; była w końcu damą i obowiązywały ją określone zasady. Zawsze, zwłaszcza gdy była panną, towarzyszyła jej jakaś kobieta z rodziny lub służby w roli przyzwoitki. Samotne pałętanie się po ulicach nie wchodziło w grę. Lady takie jak ona od zawsze uczono, że są delikatnymi kwiatami wymagającymi opieki, nie nauczono jej samodzielnie mierzyć się z rzeczywistością, choć podejrzewała, że kobiety niżej urodzone musiały sobie radzić w znacznie większym stopniu. Ona do dnia ślubu była zależna od pana ojca, po ślubie od męża; w ich świecie bowiem to mężczyźni odgrywali wiodącą rolę, ale jej patriarchat nigdy nie przeszkadzał, odnajdywała się w tym systemie. Jeśli zaś chodzi o zamążpójście, zdecydowano za nią, to William zażyczył sobie na żonę właśnie ją, ale miała to szczęście, że od początku miała z małżonkiem dobre relacje, choć z racji tego, że był człowiekiem zajętym czasem wychodziła w towarzystwie jego krewnych, nie zawsze z nim. Dziś musiał załatwić jakieś pilne sprawy z czystokrwistym artystą z Francji, więc nie było go u boku żony.
Odłączona od towarzyszy Cressie próbowała ich poszukać, ale w sali, do której weszła ich nie było, zanim jednak wyszła doszło do prawie-zderzenia z nieznajomą kobietą z dzieckiem. Cressie wystraszyła się, że zaraz zostanie okrzyczana. Choć większość lady zapewne zachowałaby się inaczej, bardziej wyniośle i arogancko, nieśmiała Cressida przeprosiła kobietę i spojrzała na nią niepewnie z policzkami wciąż lekko zaczerwienionymi. Pewnie by uciekła gdyby nie to, że poruszył ją widok chłopca z włosami zmieniającymi kolor. Rzadki i niezwykły widok. Osoby rodzące się z darami nie były częste. Nie znała takich zbyt wiele, dlatego właśnie w dzieciństwie czuła się dziwadłem, kiedy ona rozumiała język ptaków a inni nie. Ten dar w opinii pana ojca czynił ją zbyt miękką nawet jak na kobietę, choć z drugiej strony ceniła swoją umiejętność i za nic by jej nie oddała.
- Wcale się nie dziwię. Podejrzewam, że mali chłopcy uwielbiają takie miejsca – zgodziła się cichutko, lekko się uśmiechając. Ciekawe, czy jej synek też za kilka lat będzie lubił? Czy będzie ekscytował się dawnymi dziejami szlachetnych rodów, które na pewno pozna gdy zacznie pobierać nauki z guwernantką? Na ten moment nie było jeszcze wiadome, czym będą się interesować jej obecnie czternastomiesięczne dzieci. Były czystymi kartami dopiero czekającymi na zapisanie. – Tak, dwójkę – potwierdziła z dumą. Choć wyglądała bardzo młodo, nawet na mniej niż swoje niecałe dwadzieścia jeden lat, zdążyła zostać matką. I był to najszczęśliwszy moment jej życia, zwłaszcza że przy porodzie spotkała ją cudowna niespodzianka: dzieci było dwoje, a nie jedno, jak wcześniej myślała. Podwójne szczęście, choć okupione z jej strony niemałym trudem, ponieważ była bardzo drobna i miała wąskie biodra. Jak jej wcześniej mówiono, nieodpowiednie do rodzenia silnych i zdrowych synów, co na szczęście okazało się nieprawdą, Julius był zdrowym i energicznym chłopcem. – Są jeszcze zbyt malutkie, by zabierać je do Londynu. Ale kiedyś, w przyszłości, też zaczną poznawać naszą czarodziejską historię.
Znowu nieśmiało zlustrowała kobietę wzrokiem, zastanawiając się, kim była. Zdecydowanie nie wyglądała na lady, ale skoro ją tu wpuszczono, jej krew musiała być wystarczająco czysta. Cressida nigdy wcześniej jej nie widziała, ale skoro kobieta była z innej warstwy społecznej i najprawdopodobniej kilka lat starsza od niej, nie było w tym nic dziwnego. Dziewczątko praktycznie nie znało ludzi spoza szlachty, nie licząc spotykanych czasem w galeriach artystów oraz rzecz jasna służby. Dlatego zachowywała rezerwę i dystans, ale też pewną ciekawość osobą innej młodej mamy, która wybrała się do muzeum z dzieckiem i wyglądała raczej niegroźnie. Cressie nie wiedziała, że w tym przypadku pozory mogły mylić, ale na ten moment widziała naprzeciwko siebie po prostu kobietę z dzieckiem, która postanowiła przyjemnie spędzić popołudnie i dać chłopcu trochę radości w tych niespokojnych czasach.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: British Museum [odnośnik]25.06.20 23:13
Nie potrafiłaby żyć w ten sposób - określony surowymi zasadami, które ograniczałyby jej swobodę. I tak żyli już w konserwatywnym społeczeństwie, które hamowało kobiety przed rozwojem oraz podążaniem własną ścieżką. Bycie szlachcianką z jej charakterem, motywacją oraz dążeniami byłoby strasznym cierpieniem. Była półkrwi, a żałowała, że nie była mężczyzną - godnym synem, który nie pozwoliłby sobie na to, by ojciec nim gardził. Tak się jednak nie stało i musiała walczyć ze swoimi demonami w kobiecym ciele. Całe szczęście nie jako szlachcianka. Chociaż i ci się buntowali przeciwko swoim tradycjom i surowemu wychowaniu. Nie interesowała się w większym stopniu życiem arystokracji, lecz nazwiska poszukiwanych przez nią osób - i za czyje głowy wyznaczono nagrody - mówiły dość jasno. Zdrajcy krwi. Czy i ona należałaby do ich grona, gdyby spłodził ją jakiś pijany lord ze swoją sztywną jak kłoda małżonką? Nie zastanawiała się nad tym, lecz od razu było widać, że buntownicy nie należeli jedynie do plebsu. Tradycjonalistyczna część, przywiązana do swoich korzeni oraz antymugolskiej polityki musiała płonąć ze wściekłości, widząc tych, którzy wyparli się bogactwa na rzecz... Właśnie. Czego? Wspomagania bydląt? Równie okrutnych co ich potomkowie? Sintas nie obierała żadnej ze stron, lecz jedno wybijało się ewidentnie w jej poglądach to nienawiść do tych, którzy nie władali magią. I którzy nią władać nie powinni. To nie czarodziej przygwoździł ją do ziemi, nie zerwał bielizny i nie zgwałcił. Zrobili to mugole. Wieprze, którzy już nie chodzili żywi. I chociaż umarli, łowczyni zrobiłaby wszystko, by ginęli bez przerwy. Miała nadzieję, że - jeśli sprawiedliwość istniała - przeżywali katusze również po śmierci. Odebrali jej nie tylko godność, ale również i męża. A tego nie zamierzała wybaczać. Nigdy. Nigdy nie zamierzała się już uginać ani bać.
W przeciwieństwie do nieznajomej towarzyszki, która okazywała się jej zupełnym przeciwieństwem. Wychowana wśród salonów, poduszek, z dobrym mężem nie musiała się martwić o doczesność. Z tego co pamiętała, rówieśniczki Carter z roku o krwi nieskazitelnie czystej już w Hogwarcie szykowały się do zamążpójścia. Niektóre wiedziały nawet, kim będzie ich małżonek lub próbowały tym wzbudzić zazdrość w innych dziewczętach. Sintas nigdy się tym nie ekscytowała ani nie wypytywała - współdzielenie jednego dormitorium wystarczająco ją nauczyło o codzienności bycia szlacheckim dzieckiem. Chociaż wiele by oddała, by znaleźć się po męskiej stronie barykady i móc uczyć się szermierki, jazdy konnej czy polowań. Dopiero ciąża i narodziny Jamiego sprawiły, że poczuła się naprawdę szczęśliwa ze swojego kobiecego ciała. Naprawdę kobieca i spełniona. Nawet ślub oraz życie z Jamesem nie wprowadziły ją w taki stan, tylko syn. Mały, uroczy chłopiec, który trzymał ją ciągle za rękę, wpatrując się w dumnie prezentujące się zbroje. Tylko druga matka mogła zrozumieć, czym był dar macierzyństwa, noszenia pod sercem drugiego życia, poród w bólach, lecz końcowo była już tylko euforia. Oraz świadomość, że wszystko się zmieniło. Dlatego też patrząc oraz słuchając odpowiedzi czarownicy obok, Sintas w jakiś sposób znalazła nić porozumienia. Wszak obie posiadały dzieci i mogły znaleźć na tym poziomie jedność. - Bliźnięta? - dopytała, jednak było to bardziej potwierdzenie niż prawdziwe pytanie. Wszak tak młoda osoba musiałaby zajść w pierwszą ciążę zaraz po zakończeniu szkoły. Wykonalne, acz wyjątkowo unikatowe. Dopiero wtedy zerknęła na chwilę na Jamiego, czując, jak znów się uśmiechnęła. - Nigdy nie miałam z nim problemu, lecz jedno dziecko to spore wyzwanie. Tylko domyślam się, jak musiało to wyglądać z dwójką - powiedziała po chwili milczenia, lecz w jej głosie nie słychać było negatywnej nuty. Mały Carter Junior był nad wyraz spokojny, mało płakał, ale Sintas wiedziała, że gdyby było inaczej, nie miałaby siły, by normalnie funkcjonować. Z mężem u boku było inaczej, łatwiej. Z bliźniętami byłaby jednak odmienna historia. Dalsza wypowiedź szlachcianki jednak skierowała myśli łowczyni ku mniej pozytywnym kierunkom... No, tak. Arystokratka nie mieszkała w Londynie, nie musiała więc oglądać tego, co działo się na jego ulicach, słysząc opowieści z drugiej, trzeciej, czwartej ręki. Sin instynktownie zacisnęła mocniej palce na malutkiej dłoni synka. - Mam nadzieję, że nie potrwa to długo i wkrótce będzie mogła pani swobodnie zabierać dzieci do miasta - odparła nieco pusto, ale Cressida musiała zauważyć ów cień smutku, który jawił się na twarzy starszej wiedźmy. - Poza Londynem zapewne jest spokojniej. - Dziwne, jakim cudem zwykłe spotkanie z nieznajomą wzbudzało w Carter tyle emocji. Ukrywanych, lecz i tak wyrażających się silniej niż by tego chciała.


† her eyes would go dead and she’d start walking forward real slow, hands at her sides like she wasn’t afraid of anything.
Sintas Carter
Sintas Carter
Zawód : bounty hunter, ex-spy, the one who died for the past
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Before I die alone
Before my time has gone
There's just one thing I have to do
Before the fire and stone
Before your world is gone
Have you some patience
'Cuz I will have my vengeance
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8379-sintas-carter#243401 https://www.morsmordre.net/t8386-bruno#243673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f168-wisniowa-dolina-4 https://www.morsmordre.net/t8388-skrytka-bankowa-nr-2004#243685 https://www.morsmordre.net/t8399-sintas-carter#243763
Re: British Museum [odnośnik]26.06.20 22:46
Cressida nie znała nic innego, w takim świecie się wychowała, więc było to dla niej naturalne i nie cierpiała z tego powodu – bo nigdy nie żyła inaczej. Niemniej jednak kobietom o silniejszych charakterach z pewnością trudniej byłoby się odnaleźć w świecie pełnym zakazów i nakazów, pozbawionym swobody. Cressida nie mogła decydować o sobie w takich aspektach jak wybór męża, jeśli zaś chodzi o zajęcie i zainteresowania, miała dowolność tylko w granicach tego co dopuszczał jej status społeczny i nie wszystko mogła robić. Ale nie narzekała; mogła przecież zajmować się sztuką, jeździć konno i rozmawiać z ptakami. Nie ciągnęło ją do rzeczy zakazanych. Nie musiała też martwić się o swój byt i o to, czy będzie miała za co przeżyć kolejny miesiąc. A że w świecie nie było niczego za darmo, damy takie jak ona musiały płacić swoją cenę i zapomnieć o wielu rzeczach, które mogły robić kobiety bez tytułu. Dzięki aranżowanemu małżeństwu otrzymała jednak najpiękniejszy prezent od losu jaki mogła otrzymać – dzieci. Pragnęła być matką i nią została, i to dobro dzieci było dla niej najważniejsze już od pierwszej chwili, kiedy umieszczono w jej ramionach dwa małe, kwilące zawiniątka. Dlatego doskonale rozumiała w tym aspekcie inne matki, i podejrzewała że to łączyło wszystkie mamy bez względu na status społeczny – każda, albo prawie każda chciała jak najlepiej dla swojego potomstwa.
Cressida nie rozumiała tych buntujących się właśnie dlatego, że nigdy nie odczuwała podobnych pokus. Nie chciała porzucić bliskich oraz jedynego świata który znała. Nie rozumiała, jak ktokolwiek może to zrobić. Porzucić swoją rodzinę w imię czego? Miłości do mugoli? Cressida nigdy nie była wrogo nastawiona do niżej urodzonych, nie nienawidziła nawet mugoli, ale wolała trzymać się z daleka i na pewno nie odwróciłaby się dla nich od swoich bliskich. Żadna wzniosła idea nie była warta porzucania rodziny i ruszania w nieznane, w ten obcy świat, w którym pewnie nie przeżyłaby sama nawet dwóch dni. A jednak byli tacy, którzy to robili. Słyszała już o Isabelli, dziewczynie z którą miała nadzieję kiedyś się zaprzyjaźnić, a która zdradziła swój ród i umarła dla dawnych bliskich, dla niej również. Co się z nią teraz działo? Tylko czasem się nad tym zastanawiała, tak samo jak nad tym, dlaczego była już lady Selwyn zamiast posłusznie wyjść za mąż za wybranego dla niej mężczyznę wybrała samotną wegetację w świecie nizin. Nie dałoby się tego przecież nazwać inaczej niż wegetacją w odcięciu od korzeni, kiedy dla swojej rodziny było się martwym.
- Tak – przyznała, uśmiechając się. – I tak, to było wyzwanie – dodała. Choć jako lady miała też o tyle dobrze, że w wielu sprawach wyręczały ją piastunki i mogła skupić się na tych przyjemniejszych aspektach macierzyństwa. Nie musiała przewijać czy karmić dzieci, mogła być przy nich i obdarzać je miłością. – Ale też podwójne szczęście. Dzieci to skarb, myślę że większość matek powiedziałaby to samo, nawet jeśli nie zawsze bywa kolorowo. – Bo dzieci to też dużo zmartwień, najwięcej ich miała kiedy szalały anomalie i bała się ich negatywnego wpływu.
Wydarzenia w Londynie ją omijały gdyż bywała tu bardzo rzadko, mieszkała w innej części kraju i tak naprawdę nie widziała obrazu ulic, więc wielu rzeczy pozostawała błogo nieświadoma. Nieco się jednak ośmieliła, widząc że kobieta nie zachowywała się wrogo. A Cressidzie mimo wszystko brakowało towarzystwa po tylu tygodniach tkwienia w dworze, no i rzadko miała do czynienia z innymi młodymi matkami, bo większość jej rówieśniczek jeszcze nie miała dzieci.
- Też mam taką nadzieję. Że niedługo się uspokoi i odwiedzanie Londynu nie będzie wiązać się z żadnym stresem i niepokojem ani dla nas, ani tym bardziej dla naszych dzieci – skinęła głową, dostrzegając cień smutku i na twarzy nieznajomej. Obecna sytuacja chyba dla nikogo nie była przyjemna, a już na pewno nie dla matek z dziećmi, które nie mogły martwić się już wyłącznie o siebie same. Cressie bała się rebeliantów, którymi ich straszono, bała się krwiożerczej tłuszczy gotowej zniszczyć ich świat, by sprowadzić wszystkich do poziomu rynsztoku. I choć nigdy nie uczono jej wrogości, a raczej izolacji i niechęci, to w obecnych czasach zwyczajnie bała się mugoli i tych którzy za nich walczyli, bo bała się, że zagrożą jej dzieciom i jedynej rzeczywistości którą znała. W dotychczasowych latach nie poświęcała im wielu myśli, nie przeszkadzało jej, że żyją sobie na tym świecie gdzieś daleko od niej, ona żyła w swoim i wiernie przestrzegała swych powinności, ale teraz, kiedy wszystko wywracało się do góry nogami, czuła lęk podsycany przez te lakoniczne opowieści z którejś ręki, przekazywane jej w taki sposób, by odpowiednio urobić naiwne dziewczątko. – Żyjemy z daleka od dużych skupisk, a Londyn to zawsze był zupełnie inny świat. Zawsze się dziwiłam jak ludzie potrafią żyć w takim zagęszczeniu, z tak małą ilością zieleni wokół.
Dla niej to było nie do pojęcia, kisić się w tyle tysięcy ludzi na stosunkowo małej przestrzeni, gdzie kolejne obszary wydzierano naturze, w mieście pozostawiając tylko niewielkie parki. Londyn dla niej zawsze śmierdział, był nienaturalny, głośny i odrzucający, pełen dziwacznych mugolskich budynków i jeszcze dziwniejszych straszliwych machin wydzielających te wszystkie wyziewy. Wychowała się w końcu w lesie, w izolacji od mugoli i ich świata, w harmonii z naturą i w szacunku do jej darów, do każdego żywego stworzenia. W mieście szybko by zmarniała, ale gdyby pan ojciec wydał ją za jakiegoś Blacka lub Croucha, musiałaby nauczyć się tutaj żyć.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: British Museum [odnośnik]27.06.20 7:44
Bardziej różnić się nie mogły, a jednak los sprawił, że stanęły obok siebie, znajdując porozumienie na płaszczyźnie czysto matczynej. Bo to, że Sintas miała do czynienia ze szlachcianką, było bardziej niż oczywiste. Mówił to jej strój, sposób wyrażania się, nawet idealnie pachnące włosy. Młoda dziewczyna wydawała się bez skaz i niepasująca do świata szarych obywateli, których pragnieniem było przetrwać z dnia na dzień. Zapewne nigdy nie zaznała i nie miała zaznać głodu, biedy, zimna spowodowanego brakiem drewna w kominku. Dopóki jednak istniała rzeczywistość, garstka miała być bogata, a reszta zwyczajna. Ktoś kiedyś opowiadał Carter, że mugole również mieli swoją artystokrację - czy chociaż odrobinę przypominała tę ich? Czy tamci również walczyli o władzę, domagając się swoich praw? Gdy tylko ów myśl wróciła do łowczyni, zastanowiła się, z jakiego rodu była kobieta obok. Nie znała ich wszystkich dokładnie, bo nigdy nie czuła się dobra z historii magii, woląc skupić się na aktualnie trwających wydarzeniach. Pamiętała jednak, że przedstawiciele rodów szlachetnych potrafili być szalenie różni - niektórzy spokojni i zdystansowani, inni bezpośredni, kolejni okrutni... Może gdyby miała w sobie więcej ciekawości, sięgnęłaby do odpowiedniej lektury i uzupełniła swoją wiedzę, ale nie czuła takiej potrzeby. Wiedziała, że był to jedynie chwilowy kaprys, który za minutę miał się stać nieważny.
Jej uwagę odwróciła jednak nieznajoma towarzyszka, potwierdzając przypuszczenia Sintas. Bliźnięta... - Podziwiam w takim razie - przyznała szczerze, nie kryjąc się ze szczerością swych słów. Bo tak właśnie było. Jamie nie był problematycznym dzieckiem, jednak samo przestawienie się i przyzwyczajenie do tego, że nie było się już jedynie ze swoim mężem i trzeba było dbać o inną istotę, potrafiło wykończyć. Do teraz łowczyni pamiętała momenty, gdy budziła się w nocy i to nie przez chłopca - pokarm gromadzący się w jej piersiach sprawiał niekiedy okropny ból. Wpierw ciąża była szalonym okresem, a później sam proces wychowywania nie ustępował jej kroku. Ale było warto. Tak jak mówiła młoda czarownica - dzieci były szczęściem i patrzenie na ich dorastanie, cieszyło oczy. - Macierzyństwo jest chyba idealnym podsumowaniem naszego życia. - Wzlotów i upadków. Bo żadna matka nie była idealna, podobnie zresztą jak jej dzieci, ale ta miłość była silniejsza niż wszelkie porażki. Tak samo jak wola istnienia - ludzie nie poddawali się, galopując na sinusoidzie wydarzeń. Niekiedy okrutnych, szalonych, wydawać by się mogło nie do przejścia. A jednak ona stała pośród tłumu zgromadzonego w muzealnych korytarzach... - Oby tylko złapali tych wszystkich, którzy sieją zamęt - odpowiedziała, skinąwszy lekko głową, jakby na wzmocnienie swoich słów. To był chaos - Londyn i to, co się w nim aktualnie działo. Sintas czuła pewne pocieszenie w fakcie, że mugole już w nim nie mieszkali, jednak ciągłe kontrole potrafiły ją wymęczyć. Musiała się tłumaczyć, kim jest, pokazywać papiery i różdżkę. Chciała czuć się bezpiecznie, a tymczasem czuła się kontrolowana. Dla osób, które jedynie odwiedzały co jakiś czas stolicę Anglii, nie mogło to być uciążliwe, bo trwało to zaledwie urywek dnia. A buntownicy dalej potrafili się przedostać i siać niepokój w mieście. Carter znajdowała co moment ślady ich bytności - niektóre nie były nawet wcale specjalnie ukrywane, jakby sprzymierzeńcy dawnego Ministra chcieli, żeby ktoś je znalazł. Dumni i pyszałkowaci... Doprowadzali ją do irytacji. - Londyn ma wiele wspaniałych miejsc - odparła, a w jej głosie wybrzmiał sprzeciw co do wypowiedzianych przez szlachciankę osądów. Wystarczyło odrobinę poznać miasto, by wiedzieć, że znajdowały się tam miejsca głośne i tłoczne, ale również i cisze, spokojne, leśne. - Teraz jednak większości kojarzy się źle. Nawet mieszkańcy zapominają, że należy walczyć nie tylko o miasto, lecz o nasz świat. Kiedyś wydawało się to bardziej oczywiste - umilkła, wbijając spojrzenie w zbroję przed sobą.
[bylobrzydkobedzieladnie]


† her eyes would go dead and she’d start walking forward real slow, hands at her sides like she wasn’t afraid of anything.


Ostatnio zmieniony przez Sintas Carter dnia 29.06.20 14:43, w całości zmieniany 1 raz
Sintas Carter
Sintas Carter
Zawód : bounty hunter, ex-spy, the one who died for the past
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Before I die alone
Before my time has gone
There's just one thing I have to do
Before the fire and stone
Before your world is gone
Have you some patience
'Cuz I will have my vengeance
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8379-sintas-carter#243401 https://www.morsmordre.net/t8386-bruno#243673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f168-wisniowa-dolina-4 https://www.morsmordre.net/t8388-skrytka-bankowa-nr-2004#243685 https://www.morsmordre.net/t8399-sintas-carter#243763
Re: British Museum [odnośnik]28.06.20 22:30
Cressida dorastała i żyła w oderwaniu od świata zwykłych obywateli. Tak się urodziła, można to nazwać szczęściem, choć wbrew pozorom pewnie nie każdy chciałby być na jej miejscu. Szlacheckie życie nie miało tylko i wyłącznie zalet, miało też wady jak to, że dziewczęta takie jak Cressida były zbyt słabe i delikatne by przetrwać w oderwaniu od tej rzeczywistości. Była jak kwiat hodowany w szklarni, który szybko by zmarniał w zetknięciu ze światem na zewnątrz. Jej nikt nie uczył że powinna być silna i samodzielna, wychowano ją w przeświadczeniu, że ród i czyjaś męska piecza zawsze nad nią będą i nie musiała się kłopotać kwestiami typu finansów, polityki i tak dalej, bo to była odpowiedzialność mężczyzn. Zdziwiłaby się też pewnie gdyby się dowiedziała, że jedzenie w szlacheckich kuchniach wcale nie pojawia się tam znikąd. Kiedy się od maleńkości miało wszystko to wydawało się to oczywistością i nie trzeba się było nad niczym zastanawiać. Ona miała wyjść za mąż i rodzić dzieci, które przedłużą linię rodu męża. Żyła sobie wygodnie, opiekowano się nią, nie znała głodu, biedy ani zimna. Tak już był urządzony ten świat, była elita oraz cała reszta społeczeństwa podzielona na odpowiednie warstwy, co dla Cressidy było normalne i naturalne, tak jak i to, że z jednymi wypadało się zadawać, a z innymi nie. Tym sposobem unikała mugoli i mugolaków, ale czasem, choć rzadko, miewała do czynienia z czarodziejami którzy nie byli ani szlachtą, ani mugolakami. Odnosiła się do nich odpowiednio, była grzeczna i uprzejma, ale też wiadomym było, że niemożliwa była prawdziwa przyjaźń i bliskość pomiędzy damami a kobietami z ludu nie mogącymi bywać na salonach, co jednak nie wykluczało przelotnej rozmowy na neutralnym gruncie. Również w szkole stykała się przecież z dziewczętami różnych krwi, co było jej pierwszą w życiu stycznością z innymi warstwami społecznymi.
Była zatem córką, była żoną, była damą – ale od marca 1956 roku była również matką i to właśnie to było dla niej najważniejsze, dobro tych dwóch maleńkich istotek, dla których pragnęła wszystkiego co najlepsze. I to na płaszczyźnie macierzyństwa mogła odnaleźć iskierkę porozumienia z przypadkowo napotkaną kobietą pochodzącą z zupełnie innego świata, mierzącą się z rzeczami, z którymi Cressida nigdy mierzyć się nie musiała i oby tak zostało.
- Też tak myślę – przytaknęła cichutko, z lekkim uśmiechem, którym uraczyła także chłopca, gdy akurat spojrzał w jej stronę. – Nie żyjemy już tylko dla siebie, a także dla nich. I to od nas zależy, jakie będzie ich życie i czy będą kiedyś wspominać dzieciństwo jako szczęśliwe. – Bo choć Cressida, jako kobieta w patriarchalnym świecie, nie miała pełni władzy nad dziećmi, to mogła uczestniczyć w ich wychowaniu i kształtować swoje dzieci, pokazywać im pewne wartości i umiejętności, i przede wszystkim dawać im miłość, by czuły się kochane i wartościowe. Nie chciała by którekolwiek z jej dzieci czuło się gorsze od reszty tak jak ona czuła się gorsza od swojego rodzeństwa, bo jej pan ojciec faworyzował starszą dwójkę a Cressidę zauważał najmniej, co było źródłem jej kompleksów rzutujących także na dorosłe życie.
- Chciałabym by nam nie zagrażali – pokiwała głową. Co najbardziej ją zaskakiwało i smuciło, wśród ludzi których plakaty od niedawna znajdowały się w Walczącym Magu i jak dziś zauważyła, również w Londynie, znajdowali się nie tylko mugolacy czy mieszańcy, których obecności tam można się było spodziewać, a także szlachetnie urodzeni, których dawniej zdarzało jej się mijać na salonach. Kompletnie nie rozumiała jak ci ludzie mogli zdradzić swoją krew i tradycje. Teraz myślała o nich ze wstrętem, ale głęboko smucił ją podział między rodami Skorowidzu, rozłam który ich dzielił, choć dawniej mimo różnych poglądów na pewne kwestie oraz rodowych waśni śmietanka towarzyska pozostawała jednością. Po tej drugiej stronie pozostali niektórzy jej dalecy krewni i dawni znajomi, z którymi już nie wypadało utrzymywać bliższych stosunków, bo ci sprzeciwili się tradycjom przodków.
Westchnęła i rozejrzała się, ale póki co nie dostrzegała nikogo z osób z którymi tu dziś przybyła.
- Wiem, że są tu też piękne i ważne miejsca, że to tu jest centrum naszego magicznego świata i ważne instytucje. A także rozmaite przybytki sztuki i inne miejsca warte odwiedzania. Ale zawsze przerażał mnie i przytłaczał mugolski Londyn, dlatego wolałam omijać go szerokim łukiem. No i zieleń, powinno być jej więcej – wyjaśniła; to nie tak, że nienawidziła Londynu, po prostu nie czuła się w nim dobrze i swobodnie, ale doceniała tych kilka lubianych przez siebie miejsc. To w Londynie najmocniej rozkwitało życie artystyczne i to nie tylko malarskie, tu istniały ogrody magibotaniczny i magizoologiczny, była tu też magiczna ulica Pokątna, choć w obecnych czasach wolała jej nie odwiedzać i jeśli czegoś potrzebowała, posyłała służbę. Zawsze dążyła do tego by pojawiać się w miejscach dla niej ważnych, z ominięciem mugolskich części miasta oraz innych zakamarków niegodnych lady. Nie wszędzie mogła bywać, z tego powodu niektóre miejsca ją omijały i nie mogła poznać ich uroków – bo osobie z jej urodzeniem po prostu nie wypadało pewnych rzeczy robić. Ale Londyn był dla ich świata kluczowy choćby przez fakt że to tu było ministerstwo, Mung, Gringott, Pokątna i wiele innych miejsc, bez których społeczeństwo nie mogłoby trwać. Mogłoby tylko być mniej mugolskich budynków, a więcej natury, którą w obrębie centrum ograniczono tylko do parków. Choć oczywiście był to tylko punkt widzenia Cressidy, która dorastała w lesie i najlepiej się czuła otoczona przyrodą niezmąconą mugolską ingerencją.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: British Museum [odnośnik]29.06.20 16:06
Sintas nie mogła narzekać na swoje dzieciństwo oraz czasy następujące bezpośrednio po nim. Może nie miała wszystkiego, o czym mogła zapragnąć - na czele z ojcem - jednak umiała docenić zapewnione jej bezpieczeństwo, dach nad głową oraz możliwość rozwoju. Do teraz pamiętała ścieżki w Dolinie Godryka przysypane śniegiem, gdzie ganiała się z miejscowymi chłopcami. Często się śmiała i tak samo często przychodziła z siniakami, guzami na ciele ani razu nie marudząc czy narzekając. Może nie była pięknie uśmiechniętą dziewczynką pełną gracji, ale umiała docenić codzienność. Gdy upadła, wstawała, otrzepywała kolejną, podartą już spódnicę i biegła dalej z podniesioną głową. Wymagała od siebie więcej i mocniej - bo nie chciała być postrzegana jako ta słabsza dziewczynka. Chciała być na równi z tymi, z którymi przebywała. A najczęściej byli to chłopcy silniejsi, starsi. Ale nie bała się ich. Parła naprzód, nie bacząc na nikogo. Po latach Carter spokojnie mogła przyznać, że tak - miała dobrą większość życia. To dopiero ostatnie wydarzenia przewróciły nim do góry nogami, ale prócz tego nie mogła narzekać. Jej doświadczenia oraz możliwości, które otrzymała, były lepsze niż te, które posiadało wiele innych, młodych czarodziejów i czarownic. Chociaż czasami chciała je zamienić na inne, finalnie nigdy by tego nie zrobiła. W końcu uformowało ją ono do tej postaci, którą była aktualnie. Lub którą była, zanim mugole nie odebrali jej wszystkiego. Była silna, w pracy osiągała ponadprzeciętne wyniki, bo była uparta. Była wojownikiem do szpiku kości i nie zamierzała rezygnować. W przeciwieństwie do stojącej obok szlachcianki pracowała na wszystko sama i nie zamierzała być zależna od decyzji innych ludzi. Nie potrzebowała, nie chciała jałmużny, tak samo jak nie obchodziło ją to, co inni o niej sądzili. Tworzyła własne życie, a skoro takie było, musiała na nie zapracować. Swoimi samotnymi decyzjami, działaniami, walką o następny dzień. Oczywiście, że wielką motywacją było udowodnienie reszcie świata, że mylili się w stosunku do niej, jednak to właśnie oznaczało dla Sintas pokonywanie słabości - swoich słabości. Znajdowała siłę wewnętrzną dzięki docinkom innych mężczyzn na kursach i stażach, bo widziała w ich spojrzeniach, jak bardzo mieli ją za nic. Była niska, zaokrąglona w odpowiednich miejscach, często była po ich treningach poobijana, ale stawiała się co rano w Ministerstwie Magii. Nie miała w planach związków - przed Jamesem nie miała nikogo i nie wyobrażała sobie, by się to zmieniło. A teraz.... Nieważne ile cierpienia przyszłoby jej znieść w tym życiu, teraz ściskała dłoń Jamiego. I jeśli miałaby go zawsze, nie wahałaby się. Wybrałaby te katusze ponownie, móc znów zobaczyć jego rozbrajający uśmiech.
- To prawda - odpowiedziała jedynie na słowa kobiety obok, nie odrywając spojrzenia od syna. Nigdy nie sądziła, że byłaby zdolna do takich uczuć, jakie posiadała wobec chłopca. Z tej ostrej, niezależnej, została opiekuńczą i ciepłą wersją siebie. Lecz zarezerwowana tylko dla tych ślicznych oczu. Bo wciąż nie ufała ludziom z zewnątrz i nie sądziła, by kiedykolwiek się to zmieniło. Niewinna wymiana zdań w muzeum było chwilową odtrutką na zamknięcie się, chociaż jak szybko przyszła, tak szybko miała odejść i znów Sintas zamierzała wrócić do swojego codziennego stanu. - Teraz wszystko nam zagraża - odetchnęła, prostując się i przenosząc na moment uwagę na drugą czarownicę. - Mugole opuścili to miasto, ale wprowadzili patrole, które tylko utrudniają codzienność - dodała po chwili, wzruszając lekko ramionami. Bo Londyn był wspaniały, ale... No, właśnie. Ale. Carter czuła się, jakby nic się nie zmieniło. Ludzie bez magii zamienieni na częste i gęste spotkania z policją, która na co dzień nie była wcale taka miła i uprzejma. Zupełnie jakby jej dawni towarzysze broni robili to za karę - i bardzo możliwe, że tak właśnie było. To w końcu była jawna degradacja. Zanim jednak za bardzo się zagolopowała, potrząsnęła delikatnie głową, chcąc odgonić myśli. Jamie przyszedł jej też z pomocą, bo pociągnął ją ku następnej części wystawy, ale łowczyni jeszcze na chwilę go powstrzymała, by po raz ostatni zwrócić się do swojej arystokratycznej towarzyszki. - Życzę przyjemnego pobytu i odnalezienia przyjaciółki. - Skinęła jej głową, w tym geście zawierając równocześnie podziękowania za moment rozmowy. Jednej z niewielu, którą w ostatnim czasie przeprowadziła i nie była ona nacechowana negatywnymi emocjami. Zanim zniknęli wraz z chłopcem w następnym pomieszczeniu, obserwowała jak do młodej kobiety podeszła jakaś kobieta.

|zt


† her eyes would go dead and she’d start walking forward real slow, hands at her sides like she wasn’t afraid of anything.
Sintas Carter
Sintas Carter
Zawód : bounty hunter, ex-spy, the one who died for the past
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Before I die alone
Before my time has gone
There's just one thing I have to do
Before the fire and stone
Before your world is gone
Have you some patience
'Cuz I will have my vengeance
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8379-sintas-carter#243401 https://www.morsmordre.net/t8386-bruno#243673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f168-wisniowa-dolina-4 https://www.morsmordre.net/t8388-skrytka-bankowa-nr-2004#243685 https://www.morsmordre.net/t8399-sintas-carter#243763
Re: British Museum [odnośnik]30.06.20 14:56
Cressida na swoje też nie mogła narzekać, była szczęśliwym dzieckiem i właściwie brakowało jej tylko jednego – uwagi ojca. Surowy Leander Flint skupiał się na swoim pierworodnym oraz starszej siostrze Cressie, najmłodszej córce poświęcając najmniej uwagi, przynajmniej w odczuciu Cressidy. Całe życie pragnęła jednak żeby ją zauważał, kochał i doceniał. Był jej największym autorytetem i darzyła go ogromnym szacunkiem nawet wtedy, kiedy ją umniejszał i deprecjonował; dla niej było to normalne i prawdę mówiąc, dziwniejsze było dla niej to, że jej mąż usilnie próbował zbudować u niej wyższą samoocenę i nie uważał jej za niepełnowartościową. Jeśli chodzi o zachowanie Cressie w dzieciństwie to była typową dziewczynką, nigdy nie chciała być chłopcem i spędzała czas głównie z siostrą i kuzynkami, choć oczywiście miewała styczność i z męskimi członkami rodu. Do czasu wyjazdu do szkoły jej jedyny kontakt z ludźmi ograniczał się do rodziny i przyjaciół rodu oraz służby.
Z punktu widzenia zwykłych czarownic była kobietą słabą, dziewczątkiem uległym wobec patriarchalnego systemu, ale sama się na tym nie skupiała, bo dla niej było to normalne i nie pojmowała że da się inaczej, bo to właśnie był jej świat, zbudowany na patriarchacie, konserwatywny i nie idący z duchem czasu. Świat w którym rolą kobiety było jedynie wychodzenie za mąż i rodzenie dzieci, ewentualnie zajmowanie się sztuką. Choćby chciała, nie mogłaby być w pełni samodzielna, bo w życiu każdej lady decydujące zdanie mieli trzej najważniejsi mężczyźni: ojciec, mąż i nestor rodu. Gdyby któryś z nich zabronił jej malowania, musiałaby go posłuchać, ale szczęśliwie jej pasja była na tyle odpowiednia dla jej stanu, że mogła się nią zajmować, nie mogła jednak chodzić na wyrobki i pracować dla gminu. Pracujące szlachcianki były dziwactwem i wypaczeniem także dla niej, ale ludzie miewali różne fanaberie.
Obserwując kobietę mogła z łatwością dostrzec jej miłość do syna, to jak na niego patrzyła i jak ściskała jego malutką rączkę. Miłość matki była naprawdę niesamowitą rzeczą i sama pojęła ją dopiero wtedy, kiedy urodziła swoje dzieci i stały się one centrum jej wszechświata. Ten widok wywoływał w jej sercu ciepło, mimo że nie znała tej kobiety, widziała ją pierwszy raz i możliwe że ostatni, nie wiadomo czy ich ścieżki jeszcze się kiedyś przetną. Nie musiała jej znać, by rozumieć co czuje matka wobec swojego dziecka, choć gdyby znała historię Sintas, z pewnością przeraziłoby ją to, ile okropności ta kobieta musiała znieść i jak musiała walczyć z całym światem.
- Oby to się skończyło nim nasze dzieci urosną na tyle, by zacząć to rozumieć i także się bać – powiedziała. Małe dzieci jeszcze nie rozumiały, nie zdawały sobie z wielu rzeczy sprawę (ona zresztą tak naprawdę też nie znała skali wydarzeń w Londynie i nawet nie śniła że było aż tak źle, bo od marca była tu może dopiero drugi raz), ale za kilka lat zaczną rozumieć i strach dorosłych w końcu udzieli się im. A nie chciała by Julius i Portia musieli żyć w lęku i niepewności. Wolała żeby ich umysły absorbowały błahostki, żeby największym problemem w ich młodym życiu była szkoła i rówieśnicze utarczki, a w dorosłości odpowiednie małżeństwo. Nic gorszego od tego, czego sama doświadczała jako dziecko a potem nastolatka i młoda kobieta.
- Ja również życzę udanego pobytu i pani i pani synowi – powiedziała miło. Po krótkiej, kilkuminutowej pogawędce nadszedł czas rozstania, w końcu każda miała swoje sprawy, Cressie musiała odszukać swoich towarzyszy, a kobieta zapewne kontynuowała zwiedzanie z synem. Ich ścieżki przecięły się na moment i znów rozeszły w dwie różne strony, a nieśmiała Cressida nie potrafiła narzucać swojego towarzystwa ani kłapać buzią kiedy nie miała nic do powiedzenia, jednak salonowe życie nauczyło ją co nieco o podtrzymywaniu niezobowiązujących rozmów, co też przed chwilą robiła.
Ledwie chwilę po odejściu kobiety z dzieckiem Cressie usłyszała jednak obok siebie znajomy głos; to służka ją odnalazła i pociągnęła w stronę oczekującej na nie kuzynki Williama. Cressida przeprosiła je obie za swoje rozkojarzenie i za to, że straciła je z oczu i się zgubiły w tłumie, ale dalej kontynuowały zwiedzanie wspólnie, by po wszystkim opuścić muzeum. Nim wrócili do Ambleside odwiedzili jeszcze galerię sztuki, korzystając z tego że już wyprawili się do miasta, a nie wiadomo kiedy powtórzy się okazja.

| zt.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: British Museum [odnośnik]10.01.21 21:21
| 7 sierpnia

Pracowała w muzeum przez niemal rok. Praca przewodniczki znaleziona przez łut szczęścia zapewniła jej jakikolwiek start w życiu w mieście oraz stabilizacje, która obecnie została praktycznie zniszczona przez wojnę. Nie to jednak teraz było ważne. Dziś Muzeum Brytyjskie stało się podobno schronieniem dla kilku mugolskich pracowników. Nie wiadomo było gdzie, ani jak dokładnie. Gwen jednak miała swoje podejrzenia, a jako zorientowana dobrze w planie budynku została wybrana, aby razem z utalentowanym aurorem, Michaelem Tonksem, sprawdzić pogłoski. Wiec ruszyli.
W towarzystwie wilkołaka zwykle panowanie nad sobą przychodziło jej z pewnym trudem. Bała się, że zaraz zacznie pleść głupoty, albo w ogóle jakoś tak bez sensu zamilknie. Obawiała się, że skrzywdzi go jakimś napomknięciem o wilkach albo może, że przypadkiem wyjdzie na głupią. Teraz jednak sytuacja była nieco inna. Udało im się przemknąć do centrum Londynu. Groziło im cały czas śmiertelne niebezpieczeństwo i panna Grey właściwie mogła zrobić tylko jedno. Słuchać każdego słowa Michaela. Ufała, że Tonks wie, co robi. Był bardziej doświadczonym i zdolniejszym od niej czarodziejem. Ona tu była jedynie po to, by znaleźć ludzi, z którymi być może dawniej pracowała.
Kryli się akurat w cieniu jednej z kamienic, zza której muzeum było dobrze widoczne. Mogli dostrzec wielki płot otaczający budynek oraz czerwone budki telefoniczne. Nie były w najlepszym stanie. Gwen przysięgłaby, że z trzech działa może jedna. I to też pod warunkiem, że nie został odłączony prąd. A pewnie został.
Włosy dziewczyny miały nienaturalnie czarną barwę. Trochę przesadziła z tym Capillusem. Cóż, to nauczka, aby nigdy więcej nic takiego nie próbować. Miała na sobie spodnie i koszulkę w kolorach ziemi oraz przewieszoną przez ramię torbę. Zerknęła na Michaela.
Tam, z boku, jest brama – zaczęła. – Zawsze była otwarta, to wjazd do mugolskiej części dla pracowników. A obok niej jest budynek ochrony. Byłam tam tylko raz, ale w lodówce zawsze było jedzenie, apteczkę też mieli. Jeśli ktoś się tu ukrywa to tam – wyjaśniła, starając się nie stresować za bardzo i panować nad drżeniem własnego głosu. Przełknęła ciężko ślinę i zamrugała. Po podtopieniu w trakcie zabawy w Oazie wciąż czuła kłucie w oku, ale zadanie to zadanie. Ukrywający się mugole już jutro mogli być martwi. Po chwili milczenia spytała: – Mike… nawet jeśli nas zaatakują… damy sobie radę, prawda?
Nie szukała prawdy. Za dobrze ją znała. Kilka słów otuchy byłoby jednak bardzo pomocne. No i głos Tonksa… Och, naprawdę chciała go słuchać, chociaż wiedziała, że im mniej mówili, tym lepiej w tej sytuacji dla nich. Chociaż jednak w tej chwili panowała nad sobą całkiem dobrze, to jej serce biło mocniej za każdym razem, gdy zerkała w jego stronę.
Wzięła głęboki oddech i wyciągnęła z kieszeni dłoń z różdżką. Wycelowała ją w samą siebie:
Tu mogą mnie kojarzyć – wyjaśniła Tonksowi. – Rugatio – powiedziała stanowczo.

| k100 - Rugatio + Londyn


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +5
ALCHEMIA : 15 +1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042

Strona 7 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

British Museum
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach