Wydarzenia


Ekipa forum
Teren przed domem
AutorWiadomość
Teren przed domem [odnośnik]03.08.16 1:11
First topic message reminder :

Dom w głębi lasu

Rudera - bo i ta nazwa przylgnęła już raczej na stałe do domu pod numerem 24 w Dolinie Godryka znajduje się na samym końcu drogi, czy jeszcze trochę za nią, chowana niezbyt głęboko w lesie. Od około stu lat stała całkowicie pusta, dostarczając plotek i legend o duchach swojej okolicy i będąc miejscem zabaw nastolatków rządnych dreszczyka emocji.
W listopadzie 1955 roku rozeszły się plotki, że ktoś ten dom zamierza kupić i odremontować. I bardzo szybko okazało się, że to nie są plotki! Choć do domu nie prowadzi żadna konkretna dróżka, wydeptana w trawie ścieżka jest już całkiem wyraźna. Podobnie, jak światło niewielkiej latarenki, które co noc świeci się przy drzwiach wejściowych, żeby każdy mógł bez problemu trafić do tego domu.
Widoczny jest właściwie tylko dwuspadowy dach z wmurowanymi drzwiami i kilkoma oknami. Cała reszta domu znajduje się pod ziemią. Całość otacza typowa dla starych miejsc atmosfera i niewątpliwie magiczna aura. Dom nie wzbudza już niechęci, czy podejrzeń, nie grozi już zawaleniem i z dnia na dzień nabiera coraz więcej życia za sprawą piątki lokatorów.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Teren przed domem - Page 10 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott

Re: Teren przed domem [odnośnik]20.09.23 13:18
Uniosłem wyżej brwi, kiedy potwierdziła mój opis ducha przykładem Lany. Przynajmniej tak pomyślałem w pierwszej chwili nie wyłapując żartu, dopóki nie zadrwiła z tych łańcuchów. Ach, czyli jednak żadnych łańcuchów?
Zaśmiałem się krótko, wyraźnie zakłopotany.
- Aahaha, nie, nie mam łańcuchów. To znaczy jakieś mam, ale... to tylko wiesz, czasami się przydają do jakichś napraw... - odruchowo zacząłem się tłumaczyć, ale wypowiedziane na głos brzmiało to dużo gorzej niż w mojej głowie, jakbym naprawdę ukrywał jakąś mroczną tajemnicę i przykuwał ludzi do ścian czy coś w tym stylu, więc speszyłem się jeszcze bardziej. Wow, pomyśli, że jesteś psychopatą, stary, brawo, syknął złośliwy głosik w mojej głowie i w sumie miał rację.
- O tych duchach z łańcuchami opowiada się przy ogniskach jako straszne historie, wiesz... i byłem ciekaw czy jest w tym choć trochę prawdy - podjąłem kolejną, desperacką próbę wytłumaczenia swojego wcześniejszego pytania. Nie byłem tylko pewny czy w nie uwierzy, czy jednak z każdą chwilą pogrążam się jeszcze bardziej.
Potem nie było dużo lepiej. Przez tą moją wpadkę z niemal wsadzeniem nosa w jej włosy (Gdzie ja, na wszystkie gwiazdy i galaktyki, mam mózg?!), Sue się cała zaczerwieniła, więc bez wątpienia była zażenowana moim zachowaniem. Wprawdzie powiedziała, że nie szkodzi, ale... miałem oczy i aż za dobrze czułem palący wstyd, żeby ot tak o wszystkim zapomnieć. Będzie jednak znacznie, znacznie gorzej, jeśli i Sue to zapamięta, uzna za jakiegoś niewychowanego typa, który czyha na samotne kobiety w lesie czy coś. Niech to meteor, do tego te łańcuchy... ale ze mnie półgłówek...!
Całe szczęście, że Sue pociągnęła rzucony przeze mnie temat i nie miałem już jak sobie docinać w myślach, skupiony na jej opisach nieśmiałków i duchów, które były naprawdę kosmiczne.
- Wow - wyrwało mi się, kiedy powiedziała, że niepozorne gałązki strzegły drzew. To oznaczało, że mogłem je minąć z tysiąc razy i ich nie widzieć!
- Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać jak mało wiem - mruknąłem z lekkim, trochę nieśmiałym uśmiechem właśnie zdając sobie z tego sprawę. - Codziennie mijam magiczne istoty, przedmioty i miejsca i nie mam o tym pojęcia. To trochę jak patrzenie w niebo bez wiedzy i nauczyciela. Niby widzi się te migoczące punkty, ale nie wie się, że jedne z nich to lodowe planety, inne to gwiazdy rozgrzane do kilkunastu milionów stopni Celsjusza, a jeszcze inne to znów komety mknące przez kosmos z prędkością dziesiątek tysięcy kilometrów na godzinę... - dorzuciłem w zamyśleniu nim zorientowałem się, że totalnie zboczyłem z tematu i zacząłem gadać o astronomii. To mi się niestety często zdarzało.
- Chyba zacznę się lepiej przyglądać drzewom, zamiast łazić z głową w gwiazdach... - dorzuciłem szybko pół żartem, pół serio, żeby odwrócić jej uwagę od mojej paplaniny, która zapewne nawet jej nie interesowała. Nie byłem wprawdzie pewny czy moje niewprawne przyglądanie się drzewom cokolwiek zmieni, ale... a nuż kiedyś dostrzegę jakiegoś nieśmiałka?
Chłonąłem wszystkie informacje jak wygłodniała czarna dziura. Zarówno żywe gałązki jak i duchy (teraz miałem już pewność, że nigdy ich nie widziałem) były naprawdę fascynującymi istotami. Cały czarodziejski świat był nieziemski! Tylko czasami też przerażający szczególnie, gdy poznawało się go w praktyce. Ale przecież istniały też magiczne rzeczy i stworzenia, do których zdążyłem już przyzwyczaić i praktycznie zapominałem, że były magiczne i jeszcze do niedawna nie wiedziałem o ich istnieniu.
- Poltergeisty... to rodzaj duchów? - spróbowałem zgadnąć, choć to słowo prawie na pewno nic mi nie mówiło. Chyba najwyższy czas, żebym się dokształcił z dziedzin czarodziejskiego świata, bo aż mi było głupio, że o niczym nie miałem pojęcia i tylko ciągle ją o wszystko wypytywałem. A wystarczyło, żebym zdobył książkę i może zamiast po raz kolejny przeglądać ten sam komiks o superbohaterach, przeczytał coś wartościowszego. I nie zasypywał biednej Sue swoimi pytaniami.
- To znaczy... wybacz, że tak cały czas cię wypytuję o wszystko. Jakby była jakaś książka na ten temat, to chętnie bym przeczytał... tylko nie bardzo mam dostęp do takich rzeczy - spróbowałem się usprawiedliwić. - Ale jak będę męczący, to po prostu powiedz, żebym się douczył i nie zawracał ci gitary, totalnie zrozumiem, serio - dodałem czym prędzej. Niektórzy ludzie nie lubili robić za encyklopedie, miałem tego świadomość, a ja nie chciałem być dla niej uciążliwy z tą swoją masą pytań. Przystopowałbym z nimi na jedno jej słowo.
- O tak, niuchacz - przytaknąłem jeszcze, kiedy podpowiedziała mi nazwę zwierzęcia, a chwilę później padło kolejne z trudnych pytań. Sue zadała je delikatnie, jakby wiedziała, że temat nie jest dla mnie najłatwiejszy.
"Tylko Ida?" - to pytanie jakoś dziwnie zawibrowało mi w głowie i klatce piersiowej, jakby chciało się w nich na dobre zagnieździć. Moje usta mimowolnie wykrzywiły się w grymasie, który miał być początkowo lekkim uśmiechem, ale stał się tylko jego marną imitacją. Podskórnie czułem, że nikt nie dałby się na to nabrać. Spuściłem więc wzrok i nie odpowiedziałem od razu. Byłem mięczakiem. Nie umiałbym ukryć w głosie tego dojmującego smutku, który nie wiedzieć czemu zakradł się w moje serce, mówiąc, że właściwie zostałem sam jak palec, więc wolałem nie odpowiadać w ogóle. Pokręciłem tylko przecząco głową wciąż patrząc nie na Sue, tylko gdzieś w bok.
Musiałem się zebrać do kupy, przecież nie umarli i w końcu wrócą do Doliny. Kiedyś ta głupia wojna się przecież skończy.
Odchrząknąłem wreszcie i zebrałem się w sobie, żeby przerwać tą przedłużającą się ciszę.
- Jest jak jest - rzuciłem nic nieznaczącym frazesem, ponownie przenosząc na nią wzrok i próbując się uśmiechnąć, choć usta jakoś mi zdrętwiały i nie chciały współpracować. - Jest jak jest - powtórzyłem ciszej, jakbym sam siebie chciał przekonać, że to nic takiego. - Kurnik i sąsiedztwo opustoszały, ale wierzę, że nie na długo. Jesteś na to zresztą żywym dowodem - tym razem nawet lekki uśmiech wyszedł jak należy i nie musiałem się do niego zmuszać. - Cieszę się, że wróciłaś do Doliny, Sue. To na pewno nie była łatwa decyzja... ale naprawdę się cieszę. Od razu jest... mniej pusto - może to było trochę ckliwe i takie bezpośrednie, ale chciałem, żeby wiedziała, że jej obecność w okolicy, w Ruderze, wcale nie była mi obojętna. - Więc gdyby brakowało ci kiedyś towarzystwa, to... wal jak w dym. Kurnik będzie dla ciebie zawsze otwarty - zapewniłem. Nie wiedziałem jak na nią, ale na mnie zdecydowanie kiepsko działała samotność, zaczynało to do mnie docierać, więc po wielkim sprzątnięciu Kurnika zamierzałem też powrócić do życia społecznego w Dolinie. Musiałem się wziąć w garść.
- Nie będę cię odwodził od tego pomysłu - odpowiedziałem jeszcze pogodnie, kiedy zdecydowała, że też mnie wesprze żywieniowo. - Ale... naprawdę nie jesz mięsa? - zapytałem zaskoczony. Znaczy, jeśli o to chodziło, to sam nie pamiętałem kiedy ostatnio jakieś miałem w ustach, ale... to nie było z wyboru.
- Tak w ogóle? - dodałem, bo do tej pory jeszcze nigdy nie spotkałem nikogo, kto odmawiałby jedzenia mięsa. W dodatku w takim czasie... w sensie: panował głód i ciężko było z jakimkolwiek jedzeniem. To nie był przecież czas na wybrzydzanie, zresztą... można było nie lubić mięsa?


Make love music
Not war.
Louis Bott
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
universe is in us
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t1671-louis-bott https://www.morsmordre.net/t1846-niemugolska-poczta-lou#24237 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t5152-louis-bott
Re: Teren przed domem [odnośnik]06.10.23 16:21
Cichy, pogodny chichot mimowolnie wyrwał się z przysłoniętych dłonią ust, kiedy Lou tak łatwo poddał się niewinnemu żartowi. Gdyby nie rozczulenie i ciepło, bogato wyściełające błękit tęczówek, dałoby się dostrzec w nich przebłysk sprytu - wrażenie pozostało jednak blade, a przy rozkojarzeniu rozmówcy prawdopodobnie niedostrzegalne. Z łańcuchami czy bez, przez myśl by jej nie przeszło, by stawiać Botta w jednym szeregu z psychopatami - jego aura była przyjemna, kojąca, nawet nie znając go zbyt dobrze miała pewność, że jest jedną z najserdeczniejszych osób, jakie przyszło jej poznać. Na dowód miała jego przyjaciół, z którymi sama była blisko - nie mogła wyobrazić sobie lepszego zapewniania niż ich zaufanie.
- Byłam raz na takim ognisku - odpowiedziała cicho, z lekkim uśmiechem zerkając w koronę drzewa. Organizował je Bertie, w Charnwood, dwa lata wcześniej. Odetchnęła głęboko, wdychając letnie powietrze; upał nadal nieznośnie lepił się do ciała, ale w porównaniu do dnia i tak było lżej. Wtedy noc była chłodniejsza. - Ze strasznymi historiami. Żadnej nie opowiedziałam, ale nie pamiętam nic o duchach z łańcuchami, na pewno nie zmyślasz? - zapytała, mrużąc przekornie oczy, gdy przenosiła spojrzenie na Louisa w niewinnej przekomarzance. Troski odpłynęły i choć za moment miały wrócić, Lovegood sprawnie łapała momenty wytchnienia, czerpiąc z nich, póki się dało.
Zmieszanie nie trzymało Sue długo, rozpędzone serce wkrótce poddało się rytmowi słów i tylko piekące policzki przypominały o niespodziewanej bliskości - nie zastanawiała się nad nią teraz, całkowicie oddając uwagę rozmowie, a szczegóły... szczegóły mogły przyjść do niej później. Słuchała w milczeniu opowieści o astronomicznych cudach, dopóki nie została zaskoczona nagłym ucięciem tematu, bardzo niespodziewanym i nawet trochę przykrym po żywej fascynacji tajemnicami nieboskłonu. Wstyd przyznać, lecz nie miała pojęcia, że mugole tak żywo interesują się astronomią, że bez magii mogli dowiedzieć się tak wiele. Może w pewnych kwestiach wiedzieli więcej niż czarodzieje - teraz ta myśl wydała jej się tak naturalna, oczywista. Zawsze przymykała oko na ich świat, pochłonięta barwami magii, dlatego doskonale wiedziała, jak Louis mógł się czuć w jej codzienności.  
- Nie, to ciekawe - zaprzeczyła łagodnie, z wyraźną szczerością. - To znaczy, drzewa też, nawet od nieśmiałków ludzie mogliby się wiele nauczyć, ale mam na myśli kosmos. Czarodzieje żyją wśród niemagicznych i też nie mają pojęcia o wielu niemagicznych sprawach. Wydaje mi się, że nawet podejście do astronomii mamy inne - przyznała, próbując wypatrzeć na niebie pierwsze z mrugających punktów. Były już widoczne. - Głównie skupiamy się na wpływie ciał niebieskich na naszą moc, uczymy się z niej czerpać, interpretować - na przykład przy eliksirach. Niektórzy z nieba wróżą, ale choćbyś mnie skuł łańcuchami, nic ci z gwiazd nie wyczytam - wyszczerzyła się niewinnie. - Poza tym, że są czarujące - uzupełniła, nie wychylając się ze swoją podstawową wiedzą, Louis za to zdawał się znać niebo całkiem dobrze. Na pewno lepiej, niż ona sama. - Czyli niektóre planety, to po prostu... zamrożona woda? - dopytała, przechyliwszy głowę w zamyśleniu. - Jest szansa, że rozgrzeją się, od gwiazd na przykład, i wyparują zupełnie? A są takie z ognia? Skąd to w ogóle wiesz? - w głowie rodziło się coraz więcej pytań, powstrzymała się jednak w ostatniej chwili, by nie wyrzucić ich z siebie na raz - przygryzła na wszelki wypadek wargę, choć pod zmarszczonymi brwiami tliła się jawna ciekawość. Nieśmiałki, wyczuwając nastrój Lovegood, w trakcie rozmowy wyjrzały odważniej spomiędzy białych kosmyków.
- Wiedziałam, że się zł... um - lepiej żeby się jednak nie złamały - przekonacie. Louis, poznaj Abrę i Kadabrę - przedstawiła oba stworzenia, wskazując je kolejno, ale bezpośrednio wywołane prędko wróciły do sprawdzonej kryjówki, a po paru sekundach wspinały się po pniu. - Za późno, już was zna - zaświergotała śpiewnie do tchórzliwych gałązek, rzucając Bottowi przepraszające spojrzenie. Kiedyś do niego przywykną, była pewna.
- Tak, poltergeisty są złośliwe i głośne, taki najprędzej uprzykrzałby życie - stwierdziła zwięźle, nadal czując opór przed wprowadzeniem w opowieść Irytka. - Możliwe, że to o nich opowiada się straszne historie, ale te które poznałam były bardziej skupione na żartach. Może czasem zdarzało im się trooooochę przekroczyć granicę - Irytkowi na pewno, bardzo barwna postać.  
- Och, znajdę ci tonę książek - zapewniła, palcem uderzając o podbródek, gdy z myśli wykopywała kolejne tytuły, ale o duchach... czy kiedykolwiek czytała coś o duchach? O stworzeniach, jak najbardziej, tutaj z miejsca mogłaby wymienić połowę bibliotecznych pozycji, ale sprawy zaświatów były jej bardziej obce, swoją wiedzę opierała na osobistych doświadczeniach z duchami, niczym więcej. - Ale pytaj śmiało - zapewniam, że niemagiczne zawiłości są dla mnie taką samą tajemnicą, więc będziemy kwita. Wiem, że macie takie... hm - zafrasowała się, intensywnie szukając nazwy - rozpalniczki do ognia. I ryzoscyki? Pomysłowe, połowy z tych wszystkich wysuwajek nie umiałabym użyć - przyznała, pamiętając oba urządzenia z ogniska, Bertie je przyniósł, objaśniał - a ona nawet nie potrafiła zapamiętać poprawnych nazw. Wychowywała się pod częściową opieką mugoli, a mimo tego wiedziała tak niewiele, nie mogąc już porozmawiać z dziadkami o rowerach i innych nietypowych wynalazkach. Po latach dostrzegała własną ignorancję i wstydziła się jej. Skąd wzięły się klapki na oczach? Może po prostu musieli wybierać, nikt nie mógł przyswoić każdej informacji płynącej ze świata.
Zmartwiłaby się bardziej, gdyby Lou przeszedł obojętnie obok zniknięcia swoich bliskich, gdyby uparcie udawał, że wszystko jest w porządku, a tęsknota wcale nie wraca - nie dało się rozprawić ze smutkiem w dzień ani dwa, kiedy z życia znikały ukochane osoby. To nie była słabość, tylko miłość. Cierpliwie przyjęła zarówno milczenie, jak i następujące po niej słowa, nie kłócąc się z nimi i nie próbując przekonywać, że będzie dobrze, choć gorąco chciała wierzyć w taki obrót spraw, w nagłe powroty i napływ cudów. Bez nich jest ciężko - prawie wyrwało się z ust w szczerym porywie, ale zamiast tego uśmiechnęła się blado, czując trochę ciepła, przyjemnie rozchodzącego się po ciele.
- A ja cieszę się, że tu wytrwałeś, to również nie mogło być łatwe. Rudera też odżyje, jeśli do niej zajrzysz - a skoro mamy dwie osoby żeby ożywić te stare domy, to nie wróżę innych rozwiązań niż sukces - dodała bardziej dziarsko, mimo wszystko zdeterminowana do poradzenia sobie w ciężkich czasach. Naprawdę byli jeszcze ludzie, o których należało walczyć.
- Tak w ogóle - potwierdziła spokojnie, przyzwyczajona do pytań o nietypowe preferencje żywieniowe. - Od lat. Próbowałam, kiedy sytuacja się pogorszyła, teraz trudniej zdobyć cokolwiek - ale nie jestem w stanie, nie potrafię, kiedy wiem, skąd to mięso pochodzi, że to krowy i świnie, biedne kury. Może to naturalne dla człowieka, ale nie dla mnie, ja tego nie chcę, wolę widzieć je żywe i zdecydowanie nie na swoim talerzu. Mamy nad nimi za dużą władzę i rozporządzamy ich życiem, nie odpowiada mi to - przyznała łagodnie, przymykając oczy, bez wszechobecnego buntu w słowach, choć czuła go w sobie bardzo silnie. - I nie musi, to mój wybór. Inni na tym zyskują, zazwyczaj chcą mięsa, więc wymieniam się, kiedy już wpadnie mi w ręce. Wolę, jak nie wpada, ale pan Russell nie chce słuchać żadnych argumentów - tym razem nie powstrzymywała się przed westchnięciem. Może gdyby była przyparta do muru, gdyby naprawdę nie było innego wyjścia - ale wolała o tym nie myśleć, mimo trudności nie znalazła się w takiej sytuacji i nie chciała nawet brać jej pod uwagę.
- Powinnam tam wejść - stwierdziła z krzywym uśmiechem, zerkając na skromny dach nad wejściem do Rudery. Nie powinna zwlekać zbyt długo, jeśli zamierzała uporać się z tym wszystkim. Z bałaganem i własnymi strachami.

| zt


how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Teren przed domem - Page 10 JkJQ6kE
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350

Strona 10 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10

Teren przed domem
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach