Wydarzenia


Ekipa forum
Teren przed domem
AutorWiadomość
Teren przed domem [odnośnik]03.08.16 1:11
First topic message reminder :

Dom w głębi lasu

Rudera - bo i ta nazwa przylgnęła już raczej na stałe do domu pod numerem 24 w Dolinie Godryka znajduje się na samym końcu drogi, czy jeszcze trochę za nią, chowana niezbyt głęboko w lesie. Od około stu lat stała całkowicie pusta, dostarczając plotek i legend o duchach swojej okolicy i będąc miejscem zabaw nastolatków rządnych dreszczyka emocji.
W listopadzie 1955 roku rozeszły się plotki, że ktoś ten dom zamierza kupić i odremontować. I bardzo szybko okazało się, że to nie są plotki! Choć do domu nie prowadzi żadna konkretna dróżka, wydeptana w trawie ścieżka jest już całkiem wyraźna. Podobnie, jak światło niewielkiej latarenki, które co noc świeci się przy drzwiach wejściowych, żeby każdy mógł bez problemu trafić do tego domu.
Widoczny jest właściwie tylko dwuspadowy dach z wmurowanymi drzwiami i kilkoma oknami. Cała reszta domu znajduje się pod ziemią. Całość otacza typowa dla starych miejsc atmosfera i niewątpliwie magiczna aura. Dom nie wzbudza już niechęci, czy podejrzeń, nie grozi już zawaleniem i z dnia na dzień nabiera coraz więcej życia za sprawą piątki lokatorów.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Teren przed domem - Page 8 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott

Re: Teren przed domem [odnośnik]23.04.20 0:06
Funckjonariusze magicznej policji rozpierzchli się po pomieszczeniach, przeszukując je wpierw pobieżnie, licząc zapewne na to, że znajdą gdzieś jeszcze ukrywających się czarodziejów. Daniel Belby i po chwili towarzyszący mu John Cunningham spróbowali rzucić zaklęcia, wpierw Divirgento, a następnie pola antymagicznego, jednak żadne z nich nie było skuteczne. Nie wiedzieli również, że sprawa była przesądzona, a piętro pod nimi odbywała się ostateczna ucieczka.

Zgromadzeni wokół skrzata Bertie, z którego Lovegood zdjęła zaklęcie kameleona, Florean i Johnatan, tuż po chwyceniu skrzata zniknęli rozmyci w powietrzu, razem ze zwierzętami, które próbowali ze sobą przetransportować. Łapserdak pstryknął palcami, a Sussane została sama. Chwyciwszy ghula, ujęła w dłoń kryształ, który rozgrzał się nagle. Stworzenie, które chciała stąd ewakuować wskoczyło na drobną dziewczynę jak małpka i twej chwili oni również zniknęli.

Ruderę opuścili jej żywi mieszkańcy. Lana została sama ze szwadronem magicznej policji, która w końcu, po pewnym czasie zdołała w końcu dostać się do piwnicy. Ta jednak, ku ich wściekłości, okazała się zupełnie pusta. Zbiegowie uciekli, a było ich więcej niż Daniel Belby mógł podejrzewać. Poirytowany sromotną porażką powrócił na wyższe piętra, by wraz z pozostałymi funkcjonariuszami dokładnie przeszukać wszystkie pomieszczenia w domu, przetrzepując i zabierając rzeczy osobiste jako materiał dowodowy. Robiąc to czynili straszny bałagan, demolując pokoje, nie szczypiąc się ze zrywaniem podłóg, jakby liczyli, że znajdą pod nią coś wartościowego. Wszystko rzeczy osobiste zostały zarekwirowane — czy wśród nich znalazło się coś, co mogło obciążyć uciekinierów? Tego nie mogli wiedzieć. Nie mogła wiedzieć również Lana, którą czarodzieje uparcie zignorowali. Rudera stała się prawdziwą ruderą. Zniszczona, zbezczeszczona i zdewastowana przez stróżów prawa, którzy szukali czegoś, co mogłoby ich nakierować na kierunek obrany przez poszukiwanego Bertiego Botta. W końcu wszyscy opuścili dom, ale pojedynczych pracowników patrolu egzekucyjnego w Dolinie Godryka można było jeszcze spotkać przez kilka kolejnych dni.


| Wszyscy poza Laną piszecie tutaj. Lana, możesz napisać jeszcze post kończący.

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Teren przed domem - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Teren przed domem [odnośnik]04.02.21 19:13
Przychodzimy z Makówki. 6.10

Kolejny rozkład mówił jedno i tylko to zostało w głowie młodego wróżbity, gdy cały poranek niespokojnie wędrował po domostwie. Czekał, wiedział, że ma czekać. Karty powiedziały, że przyjdą, że coś się stało. Nerwowo przeczesywał włosy, usilnie zakładać je za uszy, lecz te wypadały za każdym pochyleniem się nad brudnopisem, gdy starał się przelać dziwne uczucia na papier. Lecz słowa nie układały się, a niepokój narastający w żołądku dodawał zaledwie gorzkiego posmaku w ustach, wzniecając powątpiewanie w to, że dzisiejszy dzień da się uratować. Zerkał niepewnie w fusy, a potrzeba zadawania dalszych pytań kartom piętrzyła się, lecz przecież nie mógł. Wymęczył je dziś już dostatecznie, a nawet płomień świecy i dym z białej szałwii nie przywróciły im sił.
Wiedziony intuicją otworzył kuchenne okno, a w tej samej chwili dostrzegł trzy znajome sylwetki, zmierzające w kierunku Makówki. Krok Alexa mówił wszystko. Opętany złością, zdenerwowaniem i wściekłością, wydawało się, jakby zaraz gromy miał polecieć z jasnego nieba, niszcząc wszystko wokół. Prędko zamknął okienko i w panice zaczął sprawdzać, czy miał na sobie koszulę, buty i skarpety. A różdżka? Zgarnął ją z komody, wpakowując za pasek. ŁUP! Co oni robili?! Stanął w przedpokoju, a potem rzucił się do otwarcia drzwi. Kiwał głową na wszystko co mówił młody Bott.
Wiem! Już się zbieram! Wyjaśnicie resztę po drodze – wycedził prędko. Tłumaczenia nie potrzebował, pędem założył buty i narzucił na siebie płaszcz oraz szalik. Utrzymując pęd wydarzeń, zamknął drzwi i cała zgraja czterech muszkieterów ruszyła w kierunku Rudery. Julien uważnie słuchał, co w tym czasie opowiedział mu Alex, dopasowując to do przepowiedni z kart. No tak, wszystko się zgadzało. Przeklną po francusku cicho, powstrzymując się od komentarza względem tej całej sytuacji. Nie było czasu na rozbuchane dyskusje, trzeba było DZIAŁAĆ. Kilka minut później, byli już pod Ruderą, a de Lapin zlustrował stary budynek spojrzeniem. Lex uprzedzał, aby nie wpakowywać się tam bez sprawdzenia miejsca zaklęciami, toteż młody jasnowidz po prostu czekał, aż któryś z bardziej biegłych czarodziejów rzuci odpowiednie zaklęcie. Sam stanął bliżej Louisa, woląc być przy nim, jeśli znów wpadnie w atak paniki z powodu czarów.


A on biegł wybrzeżami coraz innych światów. Odczłowieczając duszę i oddech wśród kwiatów
Julien de Lapin
Julien de Lapin
Zawód : poeta i wróżbita
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
je raisonne en baisers

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9230-julien-de-lapin#280581 https://www.morsmordre.net/t9250-walentyna https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f314-dolina-godryka-makowka https://www.morsmordre.net/t9251-skrytka-bankowa-nr-2157#281325 https://www.morsmordre.net/t9253-julien-de-lapin
Re: Teren przed domem [odnośnik]04.02.21 19:42
Na nogach byłem już o świcie, dzień rozpoczynając jak zwykle od sekwencji powitania słońca, chociaż to październikowe zaglądało w okna Kurnika leniwie, zza gęstej zasłony chmur. Zanim reszta domowników rozbudziła się do życia, zdołałem już przewertować mapy, oznaczając istotne lokacje, które należało odwiedzić w najbliższym czasie; wojna ogarniała już cały kraj, stawiając na ostrzu noża wszystkich mieszkańców Anglii.
A później... później przyszła poranna poczta. Wraz z nią - nowy plan dnia i oblicze Lexa, które rzadko miałem okazję widzieć na oczy, o ile w ogóle. Kiedy wepchnął mi gazetę w dłonie zrozumiałem, o co chodzi. W czasie, kiedy Lou poszedł się ubrać, ustaliliśmy zarys planu, a następnie udali do sąsiedniego domostwa. De Lapin wyglądał, jakby już na nas czekał. Wszyscy wydawali się zmobilizowani i gotowi do natychmiastowego działania, co tylko budowało entuzjazm. Do Rudery dotarliśmy w rekordowym czasie. Z przykrością spojrzałem na pusty dom; Bott zginął zbyt młodo, by można było pogodzić się z jego stratą - ale w tej wojnie nie było czasu na opłakiwanie zmarłych. Można było jedynie robić wszystko, by uchronić przed śmiercią kolejnych.
- Carpiene - Wyinkantowałem miękko, kiedy zbliżyliśmy się do wejścia. Pustostan mógł stać się łakomym kąskiem, należało zachować ostrożność. - Pułapek brak. - Poinformowałem pozostałych. - Hexa revelio. - W ślad za pierwsza inkantacją podążyła kolejna; klątwy w ostatnim czasie sypały się jak fae feli na imprezie dla sześciolatek. Zaklęcie było poprawne, nie byłem jednak pewien jego działania. - Hexa revelio - powtórzyłem; efekt było podobny. - Hexa revelio - Powtórzyłem raz jeszcze, ale osiągnąwszy ten sam efekt - poddałem kolejne próby. - Powinno być czysto. Pójdę pierwszy. - Tak też uczyniłem, przecierając szlaki dla pozostałych. Po przekroczeniu progu Rudery nic się nie wydarzyło, a reszta podążyła za mną. Czekał nas jeszcze ogrom prac.

rzuty


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Teren przed domem - Page 8 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Teren przed domem [odnośnik]04.02.21 20:38
Pędzili do Makówki nie oglądając się za siebie. W Farley wciąż wrzało, czuł jak jego wszystkie frustracje, złości i po prostu wkurw – słowo tak wulgarne, a jednak najlepiej oddające stan, w który Gwardzistę wprowadził Steffen – pcha ze zwiększoną szybkością krew przez jego żyły, napędza do działania, pcha jeszcze szybciej do przodu. Na Juliena spojrzał ledwie, nie mogąc we wściekłości zdobyć się na cokolwiek poza skinięciem głową. Na Merlina, przecież udusi Steffena gołymi rękoma. W jednej chwili zdołał zniszczyć całą tajną, budowaną długimi miesiącami siatkę miejsc, które pomagały im w utrzymywaniu swojej i tak niezbyt dobrej pozycji na tej wojnie.
A teraz to wszystko miało ochotę upaść przez jedną, niewinną chęć dopieczenia komuś. Na płonący stos Wendeliny, nie mógł tego pojąć. Nie mógł.
Alexander idąc, a właściwie prawie że biegnąc, wypluwał z siebie kolejne słowa, które wynikały ze wspólnych ustaleń z Foxem.
Dziś rano całe wydanie Proroka Codziennego trafiło do Blacków i Selwynów. Steffen... – zacisnął zęby i spróbował wziąć uspokajający oddech – wysłał im po kopii, myśląc sobie sam nie wiem co. Musimy teraz zamknąć wszystkie punkty naboru i nie tylko. Razem przeniesiemy szpital polowy z Exmoor do Rudery i domu Dumbledore'a. Trzeba te domy obejrzeć. I Louis, trzeba pożyczyć dostawczaka od pani Spencer. Przewieziemy nim z Exmoor tych, którzy nie polecą na miotłach – mówił szybko, ale nawet w złości wpojona mu w dzieciństwie dykcja i dokładność w wypowiadaniu zgłosek nie pozwoliła na zatarcie się komunikatu.
Zacisnął po tym znów szczękę, oddychając i licząc w myślach na uspokojenie. Liczył na to, że wyjec był dla Cattermole'a na tyle wymowny, że od razu zebrał manatki i już niósł swój zaszczurzony kuper do kolejnych punktów: tak jak oni docierali właśnie pod Ruderę. Nie zwracał uwagi na zaniepokojone spojrzenia przyjaciół, wiedząc, że nie o niego trzeba się było teraz martwić. W czasie kiedy Fox mamrotał zaklęcia, Alexander zajął się dokładnym obejrzeniem domu.
W środku jest cała zdemolowana – mruknął, trochę do siebie, trochę do reszty. Zamknął zaraz oczy i nabrał w płuca powietrza, przywołując do siebie wspomnienie swojej próby. Wtedy też niósł go gniew, nad jeziorem: wściekłość na niesprawiedliwości tego świata i przeciwko bezsilności. Nie był bezsilny i nie zamierzał być bezsilny. Przypomniał sobie zaśnieżone, skute lodem jezioro, sypiący śnieg, światło wygaszacza i śpiew Feniksa, które ukoiły częściowo jego zszargane nerwy i przyniosły pewną stabilność w gniewie młodego Gwardzisty. – Expecto Patronum – wypowiedział inkantację, a po chwili srebrzysty kruk wystrzelił z różdżki Gwardzisty i przysiadł na pobliskiej gałęzi. – Polecisz do szpitala ochotniczego w Exmoor i przekażesz wiadomość – nakazał krukowi, a ten przechyli łebek, nasłuchując. – Wasze położenie zostało skompromitowane. Zgłaszających się wolontariuszy odeślijcie do leśnej lecznicy w Dolinie Godryka, chorych przygotujcie do transportu – oznajmił, po czym skinął patronusowi głową, a magiczny ptak poderwał się do lotu. W tej samej chwili Fox oznajmił, że można wejść do środka.
Naprawiamy podłogi, przywracamy dom do podstawowej używalności żeby nikt się o nic nie zabił. Nie mamy wiele czasu, dokończymy jak wrócimy tu z ludźmi – powiedział, wyciągając przed siebie różdżkę i rzucając Reparo. Pierwsze, drugie, siódme, piętnaste. Nie wszystko chciało się poskładać, nic nie wyglądało tak jak przed zniszczeniami. Deski były poszczerbione, wióry i drzazgi, pierze, kurz, pajęczyny trzeba było uprzątnąć zaklęciami czyszczącymi. Dookoła furczało od magii, a w opuszczonej Ruderze na chwilę znów zapanowało życie: a raczej jego nerwowa imitacja.

Rzut na patronusa


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Teren przed domem - Page 8 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Teren przed domem [odnośnik]04.02.21 21:24
Kilkakrotnie opacznie zwolnił, nie mogąc uwierzyć w to co mówił Farley. Nie mieściło mu się w głowie jak Steffen mógł zrobić coś tak… nieodpowiedzialnego! Przecież nawet on – Francuz – zdawał sobie sprawę, że gazeta nie była przeznaczona do szastania nią po szlacheckich progach. Szczególnie tych, które należały do popleczników Czarnego Pana. Nie komentował, wolał zachować to wszystko już na potem, gdy emocje opadną, a ewakuacja powiedzie się, wówczas będą mogli rozmawiać. Dawno nie widział Alexa w takim stanie, właściwie nie był pewien, czy kiedykolwiek było mu dane dostrzec tak gigantyczną złość. Receptą na to było zaledwie zrobienie tego co słuszne, na nic zdawało się w takich chwilach wsparcie emocjonalne, a po tonie i spojrzeniu, wnioskował, że mógłby tym zaledwie rozzłościć Gwardzistę jeszcze bardziej. – Mogę spróbować powiększyć ten… - zastanowił się chwilę, chyba dostawczak to była nazwa samochodu, a przynajmniej tak świtało mu coś na horyzoncie myśli po ostatnich rozmowach z Bottem. – Samochód od wewnątrz, zmieści się tam wówczas więcej osób – zaoferował się prędko, mając nadzieję, że pomysł brzmiał równie dobrze dla Alexa, co kilka sekund w jego własnej głowie. Spiął się całym sobą, aby uniknąć charakterystycznych ozdobników, jakie rzucał nazbyt często w słowach. Nie ma na to czasu. Niemanatoczasu.
Przyglądał się przez chwilę Foxowi, zaś potem zerknął na Alexa. – Naprawimy wszystko co trzeba – dodał, zaraz po słowach Gwardzisty. Chciał zakomunikować mu w jakikolwiek sposób, że był tu gdy ten go potrzebował. Gdyby ktoś inny przyszedł i powiedział mu co ma robić, poddawałby to pod rozważania, migałby się, lecz gdy w grę wchodził Lex, to Julien nie miał złudzeń. Alex rzekł, tak też trzeba.  
Odchrząknął nieznacznie, gdy oględziny domu się skończyły i ruszył zaraz do środka, rozglądając się po zniszczonym domostwie. Wszystko wyglądało jakby ktoś bardzo mocno pragnął wyniszczyć wszelkie ślady bytowania w tym miejscu. De Lapin słyszał to i owo o tym miejscu, jednak nigdy nie miał okazji zawitać w środku. - Bien sûr – przytaknął na kolejne polecenia wydane przez Gwardzistę i nie czekając na jakikolwiek znak, wyciągnął swą różdżkę. Reparo tu, Reparo tam. Choć czas naglił, Julien starał się skupić najlepiej jak potrafił, aby uniknąć późniejszej katastrofy, gdyby jakaś deska postanowiła krzywo się przyczepić. Nie mógł pozwolić sobie na degrengoladę i nieodpowiedzialność. Nie, gdy Alex na niego liczył. Kolejne Reparo, następne Reparo. Przywrócenie zerwanej podłogi do stanu używalności. Reparo. Naprawione okiennice. Reparo. Załatana dziura w dachu. Reparo. Odnosił wrażenie, że zaklęcie zostanie z nim do końca tego tygodnia, jeśli rzuci je jeszcze raz. Reparo. Ostatnia naprawa i chyba… tak, wydawało mu się, że naprawił tyle ile mógł. Przynajmniej na tę chwilę. Zaraz potem zerknął na zdezelowaną szafkę, która nawet po zaklęciach, wyglądała jakby mogła prędzej służyć za trumnę. – Może przyda im się tutaj więcej materacy? – rzucił w kierunku Lexa, a zaraz potem machnął różdżką. – Acus – i w miejscu szafy, leżał już wygodny materac. Podobnie zrobił z samotnym blatem stołu (przynajmniej tak mu się wydawało, że był to blat stołu, tylko nóżek nie miał). – Acus. - Potem już tylko – po zgodzie Gwardzisty – przemieniał to co nawinęło mu się pod rękę (i nadawało się do przemiany) w materac.


A on biegł wybrzeżami coraz innych światów. Odczłowieczając duszę i oddech wśród kwiatów
Julien de Lapin
Julien de Lapin
Zawód : poeta i wróżbita
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
je raisonne en baisers

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9230-julien-de-lapin#280581 https://www.morsmordre.net/t9250-walentyna https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f314-dolina-godryka-makowka https://www.morsmordre.net/t9251-skrytka-bankowa-nr-2157#281325 https://www.morsmordre.net/t9253-julien-de-lapin
Re: Teren przed domem [odnośnik]04.02.21 22:22
Skrajnie nieodpowiedzialne posunięcie Steffena było czynem, którego nie potrafiłem objąć umysłem. Nie znałem dobrze Cattermole’a, choć kręcił się po Kurniku jak smród po gaciach; zamiast jednak tracić energię na złość i narzekania, które niczego nie zmieniały, wolałem działać. Jednocześnie nie strofowałem Alexa, każdy potrzebował ujścia dla swoich emocji, a kryzysowa sytuacja potrafiła przejąć wodze, gwarantując gwałtowną przejażdżkę. Wiedziałem, że i ja znajdę swoje źródło - najchętniej w pojedynku, nie oszczędzając tego, kto akurat będzie pechowym strażnikiem, szmalcownikiem, lub innym mętem z pogranicza poglądów, które przyjmowałem za swoje.
Zdemolowany dom w niczym nie przypominał domu. Zanim przeszedłem do naprawiania tego, co z niego zostało, rzuciłem jeszcze kilka zaklęć oczyszczających miejsce. Clario dla sprawdzenia, czy każdy przedmiot na pewno był przedmiotem. Dissendium po to, by upewnić się, że Rudera nie skrywała przypadkiem tajemniczej piwnicy, ciągnącej się kilometrami pod Dolina Godryka. Dalej - veritas claro, homenum revelio. Jeśli chcieliśmy sprowadzić tutaj rannych, musieliśmy mieć całkowita pewność co do tego, że miejsce będzie bezpieczne. Braliśmy odpowiedzialność za tych, którzy mieli zostać przetransportowani - a nie było większej wartości od życia. Wszyscy traktowali sprawę poważnie.
Może poza Steffenem. Zawsze wydawał mi się dziwnie przepełniony energią. Zrzucałem to na niewinny karb młodości, ale teraz zacząłem zastanawiać się, czy to może jednak nie jakieś ćmiące umysł używki.
Wielokrotnie powtórzone reparo przywróciło miejsce do względnej używalności. Chłoszczyść pozwoliło pozbyć się kurzu i brudu. Każdy dokładał swoją cegiełke, wykonując to, w czym był najlepszy. Skupiłem się na zabezpieczeniu. Biała magia zawsze była moją najlepszą stroną. Sięgnąłem po bubonem, za nieupoważnionych biorąc tych, którzy mieli przychodzić do tego domu w zamiarach nieczystych, jak wyrządzenie krzywdy chroniącym się w Ruderze lub w celu ich szpiegowania. W szczególności - Rycerzy Walpurgii, ich sojuszników i popleczników. Meandrowałem po pomieszczeniach dobry kwadrans, namaszczając je swoją wolą, swoją obecność obwieszczając cichym stukaniem drewnianej laski. Wiedziałem, że Lex również zamierza zająć się częścią zabezpieczeń.
- Co teraz, dom Dumbledore’a? Szczerze mówiąc, nie wiem, czy to dobry plan. Dość oczywiste miejsce. Mogą być problemy. - Spojrzałem pytająco w kierunku Farleya. Rudera wydawała się wystarczająco gotowa i bezpieczna, by pełnić funkcję szpitala.

rzut na traumę, odniosę się w kolejnym poście


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Teren przed domem - Page 8 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Teren przed domem [odnośnik]05.02.21 0:46
Niesamowite. Szczerze mówiąc sądziłem, że Julian otworzy nam zaspany i zapewne jeszcze w piżamie, a on wyglądał dosłownie jakby na nas czekał! Cóż, szczęśliwe zrządzenie losu w takim razie, bo wyjście z Makówki nie zajęło mu więcej czasu niż mi ogarnięcie się w Kurniku. W ogóle miałem wrażenie, że całkiem niezłą drużynę tworzyliśmy. Zwarci i gotowi do działania. Gdyby nie to, że wciąż z tyłu głowy miałem tamtą wściekłość z jaką Alex wyrzucał z siebie rano kolejne słowa... to ta jedność w działaniu chyba nawet sprawiałaby mi przyjemność. Coś się działo. Byłem potrzebny. W grupie.
Tylko krótkie spojrzenia posyłane Alexowi sprowadzały mnie szybko na Ziemię. Stało się bowiem coś naprawdę złego, skoro doprowadziło go to do takiego stanu. Nawet podczas ataku na Londyn zdawał się spokojniejszy niż teraz. Nie, żeby w tej chwili nadal się wydzierał, nie, nie! Bardziej chodziło o tą energię, którą wokół siebie roztaczał - taką, że nie chciało mu się wejść teraz w drogę, naprawdę. Ale podziwiałem, że mimo to nad sobą panował opisując wreszcie dokładanie co się stało i mając już w głowie plan działania. Tylko zimny dreszcz przebiegł mi po plecach, kiedy doszedł do fragmentu o przenosinach szpitalu polowego. Czyli było naprawdę grubo.
- Jasne - odpowiedziałem tylko krótko na to pożyczenie dostawczaka od pani Spencer. Choćbym miał go bezprawnie uprowadzić, to zamierzałem wykonać to zadanie, choć sądziłem, że właścicielka sklepu nie będzie miała wielkich obiekcji. I tak nie było dostaw jak sama mi wielokrotnie zdążyła powtórzyć przez tych kilka dni.
Kiedy stanęliśmy przed Ruderą poczułem się nieswojo. Nie byłem tu od dawna, od czasu kiedy wszyscy jej domownicy się wynieśli, a Bertie...
Fox wyciągnął różdżkę i zaczął wymawiać kolejne zaklęcia, chociaż nie miałem pojęcia jakie było ich działanie... i chyba do końca nie chciałem wiedzieć. I wchodzić do środka. Jeszcze.
- Załatwię furę - mruknąłem bardziej do Juliena, który stał obok, niż do reszty pochłoniętej magią, i klepnąwszy go po przyjacielsku w ramię, położyłem skrzynkę z narzędziami na ziemi tam gdzie stałem i pobiegłem w stronę sklepu. W głowie już szykowałem gadkę dla pani Spencer.
Kiedy reszta drużyny czarowała pozostałość po domostwie mojego kuzyna ja pertraktowałem z właścicielką sklepu. Nie poszło tak gładko jak to sobie wyobrażałem (ale wyobrażałem sobie, że wpadnę, zapytam czy pożyczy mi dostawczak, a ona się bez większych zastrzeżeń zgodzi), ale chyba nie było tak źle. Wyjaśniłem, że to wyjątkowa sytuacja, że go zaraz zwrócę, a tak w ogóle to przy okazji upewnię się, że jeździ jak należy. A gdyby trzeba było mu coś jeszcze pogrzebać w bebechach, to może na mnie liczyć od ręki, nie ma problemu. I że już nie będę jej dręczył o ten alkohol, no.
Mój powrót obwieścił warkot silnika furgonetki, który jednak szybko ukróciłem. Zostawiłem samochód na poboczu i ruszyłem do Rudery zgarniając po drodze skrzynkę z narzędziami. Dziwnie było tu wejść ze świadomością, że nie usłyszę wesołego gwaru i nie zobaczę Bertiego... ale starałem się o tym nie myśleć. W tej chwili były ważniejsze rzeczy.
- Alex, mamy transport - poinformowałem przyjaciela, jak tylko go dostrzegłem. - Przydam się tu na coś, czy jechać prosto do... Exmoor? - zapytałem jeszcze, odwracając wzrok od poruszających się samoistnie sprzętów i skupiając się głównie na Lexie właśnie.


Make love music
Not war.
Louis Bott
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
universe is in us
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t1671-louis-bott https://www.morsmordre.net/t1846-niemugolska-poczta-lou#24237 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t5152-louis-bott
Re: Teren przed domem [odnośnik]05.02.21 2:04
Alexander zerknął z ukosa na Louisa, kiedy ten odstawił skrzynkę z narzędziami i pospiesznym krokiem zaczął oddalać się od Rudery. Przez ogólną złość Farleya przebiło się jednak zmartwienie Bottem: wiedział, że ten nadal czuł się niekomfortowo, kiedy odprawiano przy nim czary i chociaż Louis miał przed sobą naprawdę ważne zadanie to mimo wszystko Alexander byłby niezwykle szczęśliwy, gdyby jego niemagiczny przyjaciel tak po prostu był w stanie wytrzymać z nimi w tej chwili w Ruderze.
Niestety tak nie było, a oni nie mogli się zatrzymać czy roztkliwiać. Alexander znajdował się w stanie najwyższej determinacji, z chwili na chwilę wpadając w nią ze złości coraz mocniej. Zszargane nerwy powoli się stabilizowały, choć wzburzenie czynem Steffena miało mu jeszcze towarzyszyć. Wiedział jednak, że poprzez działanie będzie w stanie opanować się całkowicie, znaleźć ujście i równowagę, która po ustabilizowaniu całej sytuacji niewątpliwie przyda mu się przy rozmowie z Cattermolem.
Propozycja Juliena przywołała do niego spojrzenie Alexa, które wyrażało aprobatę.
Będzie można przewieźć więcej osób za jednym razem. Świetny pomysł – przyznał, będąc niezwykle wdzięcznym, że miał wokół siebie ludzi, którzy nie zawodzili go ani w prozie życia codziennego, ani w sytuacjach niezwykle palących i nagłych.
Kiedy zostali w trójkę nie próżnowali więc, do przybycia Louisa zajmując się przywróceniem domu do stanu używalności. A pracy było naprawdę wiele: nawet z Foxem i Julienem nie byli w stanie doprowadzić domu do stanu naprawdę dobrego. Wystarczające: oto co było w ich zasięgu w tak krótkim czasie. Upewnienie się, że nie było w podłodze dziur, przez które ktoś mógłby się potknąć lub skręcić kostkę; naprawienie schodów, aby ktoś zbyt prędko nie przetransportował się na niższe piętra; wstawienie wyłamanych z zawiasów drzwi, naprawienie porozbijanych szafek, rozdartych kanap. Reparo, reparo, reparo. Jak mantra wybrzmiewało w domostwie, na przemian z chłoszczyść. Ich tempo było zadziwiające, a w trójkę uporali się z zadaniem w naprawdę dobrym czasie. Farley wiedział jednak, że musieli się pospieszyć. Zdążył jeszcze prędko sprawdzić, czy z kranów leci woda nim nie usłyszał dźwięku silnika dobiegającego z góry. Wrócił pospiesznie na powierzchnię wraz z pozostałą dwójką czarodziejów, spoglądając po wszystkich.
Jedź od razu, Lou. Weź Juliena – Alexander spojrzał na swoich rówieśników, a jego oczy wyraźnie zdradzały, że liczył na nich. – Adres to Hacketty Way End, drugi skręt na lewo po minięciu rzeki Horner. Traficie na pewno, spotkamy się na miejscu – powiedział, po czym spojrzał na Fredericka. Przez moment zastanawiał się nad jego słowami, ostatecznie kiwając głową. Pod domem Dunbledore'a spotkał się w końcu z Rubeusem: budynek był więc zbyt niepewny, potencjalnie także spalony jako bezpieczne miejsce.
Masz rację. Poprawmy więc jeszcze zabezpieczenia na Ruderze i skoczymy do Exmoor – stwierdził, po czym zabrał się za delikatną sztukę splatania magii w ochronne zaklęcia. Z Cave Inimicum miał już wiele do czynienia, nałożył je nie raz: znał więc kolejne kroki i węzły magii;, które należało ze sobą zapleść. Zajęło mu to zdecydowanie mniej niż kwadrans, najprawdopodobniej mógł zejść bliżej dziesięciu minut. Później Wziął oddech i zaczął próbować rzucać Salvio Hexia żeby ukryć dom od strony ścieżki. Między drugą a trzecią próbą zaczął tracić cierpliwość, przez czwartą zaklął cicho i to chyba musiało podziałać jak inny rodzaj magii. – Salvio Hexia – powiedział po raz czwarty i poczuł, jak magia się go słucha. Niewidzialna bariera roztoczyła się przed domem, ukrywając go przed wzrokiem ciekawskich. Dopóki Justine była nie w formie, a nikt poza nią nie opanował jeszcze zaklęcia Fideliusa będą musieli bawić się w półśrodki.
To co, do Exmoor – rzucił, spoglądając na Fredericka. Alexander wydawał się przy tym jakiś starszy i bardziej zmęczony, a spostrzegawczy auror na pewno nie przeoczył kilku siwych włosów, które gnieździły się w czuprynie Farleya. Po tym całym zamieszaniu niewątpliwie miały dołączyć do nich kolejne.

| Udane Salvo Hexia, rzucam na moje schizy po Azkabanie
idziemy wszyscy tutaj, zt x4


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Teren przed domem - Page 8 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Teren przed domem [odnośnik]05.02.21 2:04
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 5
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Teren przed domem - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Teren przed domem [odnośnik]11.02.21 2:13
| wracamy z Exmoor

Choć Louis starał się to wszystko wytłumaczyć najpiękniej, jak tylko potrafił, tak dla Juliena w pewnym momencie to wszystko zabrzmiało tak samo. Niemal identycznie jak miarowy warkot silnika, doprowadzający go do dziwnego stanu. Resory, skrzynia biegów, co to wszystko niby oznaczało? Prawie jak tajniki zaklęć, których nie mógł rozgryźć. 
Powietrze i stabilny grunt pod nogami, stanowiło najlepsze oparcie dla ukojenia nerwów. Zerknął na dłoń na swoim ramieniu, uśmiechając się pociesznie. – Nie ma czego – zapewnił przyjaciela, gdyż tak na dobrą sprawę, to była ich powinność. Louis musiał jechać najlepiej, tak jak potrafił i z pewnością nie zrobił niczego złośliwie. Umyślnie nie skrzywdziłby go… chyba? Zerknął podejrzliwie na Botta, a potem roześmiał się, tocząc jedynie w swojej głowie wyimaginowaną rozmowę względem podejrzeń, a potem zabrał się do pracy. Zgodę Alexa na dalszą podróż u boku Louisa przyjął… pokornie, poważnie i profesjonalnie, wmawiając sobie to raczej za obowiązek, nałożony na siebie samego. Wszyscy uwijali się sprawnie i prędko, pozostając jednocześnie czujnymi, na tyle ile się dało. Właściwie w dalsze rozmowy starał się już potem nie wtrącać, Fox i Alex doskonale wiedzieli, co robili, Louis zresztą też, więc nie chciał strzępić języka – a poza tym innych pomysłów nie miał. Pokiwał jednak z uznaniem na widok okien, sam nawet na to nie wpadł, ale to może dlatego, że chyba osobiście wolałby skulić się z tyłu, zamknąć oczy i przeczekać podróż, bez spoglądania na drogę. 
W każdym razie udało im się w końcu ulokować wszystkich wewnątrz i kiwnąwszy do Foxa porozumiewawczo głową, a później wsiadł do auta, mając nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. W drugą stronę młody jasnowidz starał się zatopić w myślach, aby jak najbardziej odgrodzić się od okropnego bujania. Ponownie zaciskał dłonie na fotelu, choć widać było, że tym razem spina się o wiele mniej i może nawet byłby bardziej rozmowny, gdyby nie jego usilne próby dostrzeżenia Foxa w bocznym lusterku. 
Dojechali o dziwo bez większych problemów, a powitał ich widok Rudery dokładnie takiej, jaką ją zostawili. Gdy zajeżdżali pod budynek, Julien odważył się puścić fotel i tym razem to on poklepał Botta po ramieniu. – Dobra robota, przyjacielu – zapewnił go z błyskiem w oku. Po zatrzymaniu się, przez chwilę siłował się z drzwiami, aż te w końcu puściły. Wyskoczył równie prędko co poprzednim razem, lecz teraz nie pomknął w krzaki, a do tyłu, otwierając pakę. – Teraz już nie musimy się spieszyć, jesteśmy bezpieczni – zapewnił, wskazując na dom i natychmiast przeszedł do pomagania ludziom w wysiadaniu, a także w eskorcie do wnętrza Rudery. Chociaż wiedział, że nie był to pensjonat wysokich lotów, tak, póki co musiał wystarczyć. Może nawet za parę dni wpadłby tu jeszcze z Alexem polepszać to i owo? Kursował z domu do samochodu i z samochodu do Rudery, aż wszyscy potrzebujący nie znaleźli się w środku. W tym wszystkim niemal zgubił swoich towarzyszy, niejednokrotnie więc wracając do poświęcania czasu dzieciom lub innym osobom, wymagającym jego słowa, pocieszenia czy pomocy, której mógł udzielić. Po dłużej chwili krążenia znalazł jakiś ołówek i kartę, gdzie zaczął odnotowywać wszystko, co było potrzebne oraz czego brakowało, aby potem taką listę przekazać Alexowi lub Foxowi. – Oczywiście, postaram się to również przekazać – zapewnił jedną z kobiet, aż wreszcie później udało mu się dostrzec Fredericka. – Monsieur Fox! – zawołał, kierując się w jego stronę. – Mam listę potrzebnych medykamentów i innego zaopatrzenia, mógłby pan zerknąć?


A on biegł wybrzeżami coraz innych światów. Odczłowieczając duszę i oddech wśród kwiatów
Julien de Lapin
Julien de Lapin
Zawód : poeta i wróżbita
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
je raisonne en baisers

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9230-julien-de-lapin#280581 https://www.morsmordre.net/t9250-walentyna https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f314-dolina-godryka-makowka https://www.morsmordre.net/t9251-skrytka-bankowa-nr-2157#281325 https://www.morsmordre.net/t9253-julien-de-lapin
Re: Teren przed domem [odnośnik]11.02.21 12:41
To chyba oczywiste, że nie zrobiłbym żadnej złośliwości Julianowi! Ale i tak miałem wyrzuty sumienia. Choć po słowach chłopaka trochę mniejsze, fakt.
Chyba wszystko szło sprawnie i zgodnie z planem - czarodzieje zostali uspokojeni garścią informacji na temat "powozu" (zmarszczyłem tylko brwi na dźwięk słowa "testrale", ale kiwnąłem Lexowi głową) i przetransportowani do jego wnętrza (wzdrygnąłem się, kiedy Fox nagle zaczął mówić za pomocą magii jakby przez mikrofon, ale tylko na tym się skończyło). Okienka utworzone przez kumpla w pojeździe sprawiły, że dostawczak zamienił się właściwie w autobus - dobrze, faktycznie to również mogło pomóc. Kiwnąłem jeszcze łbem raz i drugi, kiedy Alex rozplanowywał dalszą część akcji i tylko ledwo dostrzegalny cień przemknął mi po twarzy, kiedy powiedział, że nie możemy sobie jeszcze pozwolić na utratę czujności. Pewnie miał rację... choć liczyłem na to, że jednak nie.
- Szoferce - podpowiedziałem mu jeszcze tylko to słowo.
Niedługo później, kiedy do furgonetki wsiadł również Lex, ruszyłem łagodnie. Tym razem faktycznie jechałem powoli, dokładnie omijając każdą dziurę i nierówność, jeśli oczywiście była taka możliwość. Na głównej drodze dopiero przyspieszyłem, ale w granicach zdrowego rozsądku i przepisów drogowych. I tylko zerkałem raz po raz na Juliana, chcąc się upewnić, że wszystko w porządku i że nie muszę się zatrzymywać ani zwalniać. Nie musiałem. Co więcej, kiedy zajechaliśmy z powrotem do Doliny, zostałem nawet pochwalony! Uśmiechnąłem się do niego i puściłem mu oko, parkując jak najbliżej wejścia do Rudery, choć przez moment, gdy Francuz wybiegał z samochodu przestraszyłem się, że jednak nawet moja najdelikatniejsza jazda nie pomogła mu na mdłości. Na szczęście nie chodziło o nie.
Chwilę później sam również zabrałem się za pomoc w transporcie ludzi do wnętrza domu, a tak mnie to pochłonęło, że przestałem zwracać uwagę na fakt, że kiedyś należał do Bertiego. Najważniejsze, że poszkodowani czarodzieje znajdą w nim bezpieczną przystań.
- Jak przeniesiemy wszystkich, to sprawdzę, czy nie trzeba czegoś jeszcze ponaprawiać w środku - rzuciłem do Lexa informacyjnie, kiedy akurat mijaliśmy się na podwórku. Mimo widocznych zabiegów moich kompanów, Rudera wciąż pozostawała... no, ruderą. Skoro miała stać się szpitalem choćby i zastępczym, to trzeba było ją dokładnie sprawdzić pod technicznym kątem.
- W wolnej chwili przywrócicie dostawczak do poprzedniej formy, nie? - upewniłem się już pomagając kolejnemu pacjentowi(?) wejść do domu. Miałem nadzieję, że wszystkie czary dało się odwrócić, bo inaczej pani Spencer mogłaby się bardzo zdziwić, że odwiozę jej autobus zamiast ciężarówki...


Make love music
Not war.
Louis Bott
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
universe is in us
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t1671-louis-bott https://www.morsmordre.net/t1846-niemugolska-poczta-lou#24237 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t5152-louis-bott
Re: Teren przed domem [odnośnik]11.02.21 20:12
Wiedziałem, ze droga z Exmoor do Doliny Godryka nie jest daleka. Unosząc się nad furgonetką resztkami sił śledziłem kurs, w którym miałem podążać. Gdyby w tamtej chwili niebezpieczeństwo zionęło nam w karki, padłbym pierwszy, nawet nie unosząc różdżki. Zamiast tlenu w płucach krążył mi ciężki pył - ale uczucie, zamiast odebrać mi ostatnie tchnienie, w końcu odpuściło, wypluwając mnie ledwie przytomnego, przeżutego, ale nadal trzymającego się miotły. Łapczywie zacząłem łapać oddech, w duchu dziękując Merlinowi, że ten atak nie doczekał się żadnych świadków. Na moich barkach spoczywały życia uchodźców stłoczonych w samochodzie; wolałem nawet nie myśleć, co byłoby, gdyby pojawił się za nami ogon wysłany przez Rycerzy Walpurgii. Wydarzenia w Tower odcisnęły na mnie piętno, nocami budziły mnie koszmary o wybuchach i rozerwanych ciałach. Spojrzałem w dół, przyglądając się swoim butom, a pod nim pędzącemu samochodowi. Wszyscy byli bezpieczni - ale mimo tego dziwne uczucie niepokoju nie chciało mnie opuścić. Jakby coś miało nadejść, już za moment, już za chwilę, jeszcze niewidoczne dla oczu, ale wyczuwalne szóstym zmysłem. Byłem jednocześnie zaniepokojony i zły; zły na swój stan, na brak gotowości do walki - a ta mogła nadejść w każdej chwili. Kiedy wylądowałem, musiałem wesprzeć się o trzon miotły, na chwilę opuszczając głowę. Uspokoić myśli, oddech. Nie powinienem pokazywać takiego oblicza przed innymi - dlatego szybko się zreflektowałem, prostując i zmywając z twarzy złość oraz strach. Zaraz ruszyłem też do samochodu, chcąc pomóc w przeniesieniu tych, którzy nie byli w stanie uczynić tego o własnych siłach. Kolano odmawiało posłuszeństwa, ale nie różdżka. Ta nadal działała zgodnie w moją wolą.
Przywołany przez Juliena, kulejąc, podszedłem do niego, rzucając okiem na sporządzoną listę.
- Większości z tych rzeczy nie mamy. - Przyznałem oszczędnie, porozumiewawczo spoglądając na de Lapina. - Jeśli szpital ma funkcjonować, trzeba będzie wyznaczyć kogoś do zbieractwa lub polowań. Porozmawiaj z ludźmi. Znajdź chętnych. Nie możemy liczyć na to, że uda nam się robić bank i obrabować wszystkie magazyny z ingrediencjami. - Zasugerowałem. Chciałem pomóc - całym sobą byłem do tego gotowy. Ale pewne rzeczy należało delegować, zachęcać ludzi do działania na własną rękę. Nie byliśmy w stanie kontrolować wszystkiego. - Jeśli chodzi o narzędzia, skieruj ludzi do pana Browna. - Zasugerowałem, dalej meandrując wzrokiem po liście. Brown był rzemieślnikiem w Dolinie Godryka, byłem pewien, że zdoła pomóc jak tylko może.
Kwestię odczarowania samochodu pozostawiłem Julienowi. Z naszej czwórki najlepiej radził sobie z transmutacją. Rudera powoli zapełniała się ludźmi, a miejsca było mało. Było ciasno, ale ostatecznie udało zmieścić się wszystkich.
A mnie z tyłu głowy nadal siedział złośliwy chochlik, podszeptując, że to wszystko na nic.


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Teren przed domem - Page 8 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Teren przed domem [odnośnik]12.02.21 1:38
Alexander skinął głową na słowa Foxa, na moment kwaśniejąc na twarzy i zaciskając usta w wąską linię.
Steffen ma się tym zająć – rzucił, a w głosie Farleya na nowo rozbudził się chwilowo uśpiony działaniem gniew. Samo wspomnienie Cattermole'a sprawiało, że miał ochotę coś zniszczyć, potłuc na mikroskopijne kawałeczki, rozszarpać, rozsadzić w drobny mak. Może i lepiej, że teraz miał się czym zająć i do jutra ochłonie, bo w porównaniu do Skamandera to Steffen mógłby się Alexowi tak łatwo spod różdżki nie wywinąć: w końcu młody uzdrowiciel zachowywał trzeźwość myśli. Nie to co niektórzy. Nie mieli jednak czasu do stracenia, nie mieli jak się wściekać kiedy trzeba było działać. Gniew w dobro, gniew w dobro, gniew w dobro, powtarzał w myślach Alexander, raz po raz, za każdym biorąc do płuc spokojny oddech. W momencie kiedy ruszali był już znów całkowicie opanowany.
Sam tak do końca nie wiedział czego spodziewać się po jeździe z tyłu dostawczaka. Okna sprawiały, że było w nim zdecydowanie jaśniej, choć wciąż warunki pozostawiały wiele do życzenia. I choć Alexander wiedział, że Bott starał się być tak ostrożny w jeździe jak tylko mu na to pozwalały warunki, tak jednak co niektórych transportowanych zaczynało momentami brać na wymioty lub pojawiały się stany przypominające e, które poprzedzały ataki paniki. Farley nie zwlekał wtedy i nie wahał się przed skorzystaniem z różdżki: on i dwójka wolontariuszy, która zdecydowała się pozostać wraz z potrzebującymi pomocy i służyć im swoimi umiejętnościami tak samo jak Alexander.
Mimo tego, ze podróż nie była długa, Alexander nawet na moment nie tracił czujności. Okna, które zrobił miały jeszcze jedną zaletę: był w stanie uważnym spojrzeniem przeczesywać boki drogi i to, co pozostawiali za sobą w tyle. Fox miał inny widok w góry, Louis prowadził, a Julien mógł się rozkojarzyć – o co Francuza w ogóle by nie winił ze względu na okoliczności. Wydawało się jednak, że nie czekały na nich żadne przykre niespodzianki: wręcz nieco nie dowierzał kiedy zatrzymali się w Dolinie, a drzwi otworzyły się, ukazując de Lapina. Ten z kolei był zdecydowanie mniej blady niż po pierwszej przejażdżce furgonetką. Skinął mu głową, pomagając w "rozładunku" pacjentów i ich rozlokowywaniu w Ruderze.
Jasne, byłyby świetnie – rzucił w przelocie do Botta, starając się uśmiechnąć w tych paru krótkich sekundach gdy byli dostatecznie blisko siebie na jakąkolwiek wymianę zdań. Uwijali się jak mrówki, a sam dom w ostatecznym rozrachunku przypominał mrowisko, z tym gwarem i ściskiem. Alexander wiedział, że będą musieli zrobić to wszystko raz jeszcze: Rudera, choć dobra na chwilowe zastępstwo dla szpitala to nie nadawała się na niego na dłuższą metę. Będą potrzebowali zorganizować nową placówkę, gdzieś w ukryciu: na razie nie miał serca powiedzieć tego komukolwiek z pacjentów, choć spojrzenia wolontariuszy w stronę Gwardzisty były dość wymowne. Kiwał im tylko głowami, a oni wtedy jakby opadali nieznacznie w posturze, wiedząc, że czeka ich jeszcze więcej pracy.
Podszedł do Juliena, krytycznym okiem spoglądając na jego listę, a następnie na Francuza i stojącego obok Foxa.
Medykamenty trzeba będzie raz jeszcze sprawdzić i skonsultować z wolontariuszami. Jeżeli mamy je zorganizować to nie możemy pozwolić sobie na błędne zamówienia. Podrzucę też z lecznicy – powiedział, biorąc głębszy oddech i wzdychając lekko. Westchnął raz jeszcze kiedy usłyszał Louisa. Klepnął wtedy Juliena w ramię, ciężko, tak żeby się nieco przechylił pod naporem dłoni Gwardzisty. – Chodź, trzeba naprawić w dostawczaku co popsuliśmy – rzucił, pozornie niby żart, jednak w jego głosie zabrzmiała gorzka nuta. Tak, wszyscy musieli naprawiać to, co popsuli. Bez wyjątków.

| zt x4


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Teren przed domem - Page 8 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Teren przed domem [odnośnik]27.02.21 2:43
9 listopada


Sukienka była czerwona, usta potraktowane szminką, rzęsy przeczesane tuszem. Buty były piękne, choć niewygodne, ale przecież w takich nogi wyglądały najlepiej. Miała za sobą długie przygotowania, od długiej kąpieli w wodzie, którą równie długo podgrzewała, przez polowanie na jakiekolwiek pachnące zioła, choćby suszone, które mogłaby dodać do kąpieli. W końcu użyła odrobiny lawendy, którą dostała od miłej pani mieszkającej kilka domów dalej z niesamowitym, francuskim akcentem! Jak ona musiała mieć ciekawe życie, kobiety z francuskim akcentem jeszcze miały takie duże powodzenie w randkach! W końcu znały język miłości. A francuskie romanse są najlepsze... Lizzie przeczytała już cały tomik poezji, który dostała na urodziny. Przesuwała wzrokiem po słowach w akompaniamencie fali własnych melancholijnych westchnień. Bo jak gorące musiało być uczucie między dwojgiem ludzi, by tak piękne słowa przywodziły na myśl?
Zwieńczeniem romansu był ślub. Tak było w bajkach, tak powinno zawsze dziać się w rzeczywistości. Ogarnięta falą emocji, szczęśliwa, że jej do niedawna sąsiad postanowił okazać jej tyle zaufania i pokazać, że ta przelotna relacja naprawdę wiele znaczyła, starała się wypaść jak najlepiej. Nawet użyła różu z buraczka, by wyglądać jak najlepiej! Czesała się tak długo, że miała wrażenie, że Cedric zaraz zacznie na nią krzyczeć. Wprowadziła zmiany w starej sukience swojej mamy. Skromnej, bo jednolitej, czerwonej sukience sięgającej aż do kostek, poprawiła ją tak, by opinała ją w talii i dołożyła kilka guzików w strategicznych miejscach. Miała długi rękaw, więc będzie jej na pewno odpowiednio ciepło w miejscu pełnym ludzi... Od początku podróży z jej twarzy nie schodził uśmiech, nawet Debbie zauważyła, że Liz zachowuje się przedziwnie. Rozpierała ją radość, że będzie mogła być świadkiem zwieńczenia prawdziwej miłości.
Dolina Godryka wywoływała w niej nostalgiczne uczucie. Przechodziła tymi uliczkami, znała je na pamięć. Promieniała w każdej chwili gdy tutaj była, nie zwracając uwagi, że buty były niewygodne i kamienny chodnik nie ułatwiał przejścia aż do Kurnika. Tam pożegnała się z podejrzliwym spojrzeniem Cedrica i musiała znaleźć swojego partnera. Chociaż ludzi było sporo, nietrudno go odnalazła. Na widok pana Burroughs uśmiechnęła się cieplutko, niczym wielkie, ciepłe słoneczko. - Świetnie wyglądasz. Jaki dobrze skrojony garnitur. - Powiedziała wręcz z podziwem, ale i tak wyciągnęła różdżkę, by szybkim, niewerbalnym zaklęciem zmieniła kolor jego krawata na pasujący do jej, a sama wpięła sobie jeszcze czerwoną spinkę we włosy, tak ślicznie pasującą do ciepłego kasztanu kobiecych fal. Złapała przedramię chłopaka, śmiejąc się pod nosem. Zapraszając ją z pewnością wiedział, że Lizzie nie odpuści sobie zwykłych, pospolitych konwenansów, nawet w przyjacielskiej relacji chcąc odszukać trochę tego randkowego uczucia. Dlatego jej dłoń opierała się delikatnie na jego ramieniu, a wręcz nie czuła z tego tytułu skrępowania, bo obok był ktoś bliski.
Wraz z ogłoszeniem tego, jak zakończy się wieczór, uśmiech z radosnej twarzy powoli znikał. Tylko na chwilę spojrzenie przesunęło się na partnera dzisiejszego wieczoru, ale tak bardzo przepełnił je smutek, że odwróciła się, by nie pokazywać Keatowi swojego stanu. Podeszła nawet by zaproponować pomóc w opiece nad Idą, jednak Alexander zapewne poradzi sobie o wiele lepiej sam. W dodatku choroba była zaraźliwa...
Tyle przygotowań na marne. W domu pachniało pieczenią, czosnkiem, pachniało ciastem i masłem, dawno nie czuła aż tylu niesamowitych zapachów, do tego stopnia, że na samym wejściu aż skręcał ją żołądek. Później przestał, bo uderzyła ją fala stresu. Liz niepewnie zwróciła spojrzenie na Keata, a kiedy zaproponowano, by jedzenie rozdać w najbardziej potrzebujących miejscach, poszła zabrać swoje rzeczy bez słowa. Dopiero kiedy już właściwie byli w drodze do szpitala polowego zorganizowanego w starym domu, powiedziała do przyjaciela ponuro: - Mógłbyś to wziąć? - Część kosza była trochę ciężka. Lizzie objęła swoje ramiona, jakby w geście okazania, że jej zimno, jednak tuż przed wyjściem założyła na siebie mało wyjściowy sweter. Kuriozalne połączenie, piękna czerwona sukienka i stary powyciągany sweter.


If I could write you a song to make you fall in love
I would already have you up under my arms
Elizabeth Dearborn
Elizabeth Dearborn
Zawód : ręce które leczo
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie pragniemy
czterech stron świata
gdyż piąta z nich
znajduje się w naszym sercu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8855-elizabeth-cornelia-dearborn#263872 https://www.morsmordre.net/t8860-vivaldi#264039 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8863-przedpokoj#264132 https://www.morsmordre.net/t8916-skrytka-nr-2089#266537 https://www.morsmordre.net/t8861-lizzie-dearborn#264115
Re: Teren przed domem [odnośnik]02.03.21 11:17
Leniwie senne popołudnie zastało go na jej ganku, przyszedł tam z ciężkim sercem i myślami grząskimi od strapień, część z nich zostawił za progiem, kilka rozgościło się tam wraz z nimi, oddalając się jednak, wraz z upływem rozmowy; samo zaproszenie przybrało formę luźnej propozycji. Dopiero gdy się zgodziła, a przede wszystkim później, gdy wrócił już do siebie, przypomniał sobie ostatni ślub i nawarstwiające się problemy, które źródło miały w tym, że wybrał się tam z Tonks. Być może powinni byli wybrać się osobno - lecz spędzić razem trochę czasu już na miejscu; może wtedy uniknęłaby dobrze znanego mu już, osądzającego wzroku jej brata i wszystkich, którzy nie byli świadomi, że przyjaźnią się właściwie od dziecka.
On sam darował sobie wielogodzinne przygotowania; koszula, najbielsza, jaką miał, choć już dawno nieprzypominająca barwy czystego śniegu, była odrobinę za luźna, lecz wiedział, jak upiąć ją z tyłu tak, by zamaskować ten fakt; niegdyś z lekka przyciasnawy garnitur teraz leżał idealnie, nie krępował już ruchów.
Dostarczyli tort, który choć najpewniej nie wyglądał tak spektakularnie jak ten lodowy ze ślubu Bartiusów, to jednak widać było, że rękę do jego powstania przyłożyli prawdziwi artyści - bliźniakom udało się niemożliwe; z garści produktów wyczarowali małe cudo, przyozdobione starannie skromnymi dekoracjami - i drewnianymi figurkami, dwoma wyrzeźbionymi sercami tkwiącymi w sylwetkach mających przypominać młodą parę.
Wieść o chorobie Idy rozniosła się szybko między zgromadzonymi; nie miał pojęcia, co teraz - wśród tłumu wypatrzył zbliżającą się do niego Liz, na której widok uniósł nieznacznie rękę do góry, by zwrócić na siebie jej uwagę - zdążył jeszcze tylko wyciągnąć z tortu drewniane figurki, chowając je w chusteczce, a potem ruszył w stronę przyjaciółki.
- Dzięki, pięknie ci w czerwieni - zrewanżował się, odpowiadając z myślami błąkającymi się wokół tego, co przed chwilą usłyszał - jej śmiech i pogodny nastrój mogły wskazywać tylko to, iż jeszcze nie wiedziała. Właściwie miał już coś powiedzieć, gdy zmieniała kolor jego krawata, lecz nie chciał siać fermentu, nim słów o chorobie nie potwierdzi sam Farley. Przeszli nieco bliżej, a rozgłaszane cicho wieści wybrzmiały głośniej - zebranym wyjaśniono pokrótce sytuację; trudno mu było sobie wyobrazić, co musi czuć teraz odizolowana od wszystkich Ida, co Alex, który ślubował już wierność Zakonowi, a dziś miał złożyć jeszcze ważniejszą obietnicę, oddając swe serce kobiecie, z którą chciał spędzić resztę życia.
- Co to jest ta cała groszopryszczka? - miał nadzieję, że Ida nie zwija się teraz z bólu; zerknął na pochmurną twarz Lizzie, wiedząc, że jest w stanie podać mu z pamięci encyklopedyczną definicję choroby wraz z objawami i sposobami uleczenia. - Daj, potrzymam to - bez zastanowienia sięgnął po koszyk, tym razem obdarzył ją dłuższym spojrzeniem; nawet w swetrze zdawała się lekko dygotać z zimna. - Weź mój szalik, Liz, może na taki nie wygląda, ale jest naprawdę ciepły - niedbale owinięty wokół szyi po rozwiązaniu przypominał mały koc; można się było nim opatulić, schronić przed chłodem. - Chyba wiem, gdzie możemy to zanieść, chwilo jeden z opuszczonych domów w Dolinie funkcjonuje jak szpital, kawałek drogi stąd, tam, gdzie zaczyna się las - ruszyli w stronę Rudery, gdzie po prorokowej akcji ulokowano również te osoby, które udało się zgarnąć z opuszczonej chaty na obrzeżach Londynu. Był tam tylko raz - tamtego równie felernego dnia, lecz nie miał problemów z odnalezieniem drogi.



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189

Strona 8 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Teren przed domem
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach