Wydarzenia


Ekipa forum
Sala główna
AutorWiadomość
Sala główna [odnośnik]10.03.12 23:00
First topic message reminder :

Sala główna

★★
Wnętrze karczmy jest brudne, zaniedbane i zapuszczone, chłodne i odpychające, jeżące włos na głowie nowoprzybyłych. Zwykle też, co ważniejsze, jej wnętrze jest puste, dzięki czemu załatwianie interesów staje się odrobinę łatwiejsze i mniej ryzykowne. Handel kradzionymi przedmiotami, truciznami, alkoholem nieznanego pochodzenia, szmuglowanymi zza granicy miotłami, diablim zielem przemycanym z Bułgarii, czy ciałem – wszystko uchodzi tutaj na sucho, gdyż bywalców obowiązuje niepisany pakt milczenia. Przysięga zachowania dla siebie wszystkiego, co zostało zobaczone, wszystkiego, co zostało powiedziane.
W głównej części lokalu znajduje się kilkanaście ław i stolików, wszystkie podniszczone, pozalewane steryną. Jest tam też oczywiście kontuar, przy którym stacjonuje barman, nie został on jednak ulokowany tuż przy głównym wejściu do Mantykory, a kawałek dalej, skąd pracownicy mają dobry widok na to, kto wchodzi, a kto wychodzi. Nieopodal znajdują się dwie pary drzwi – jedna prowadząca na niewielki korytarz z przejściem do gabinetu i piwnicy, druga – na zaplecze, gdzie krzątają się zatrudnione dziewczyny. W kącie widać też schody, które prowadzą na piętro, ku nielicznym pokojom, w których zdesperowani klienci mogą się przespać lub zaznać uciech cielesnych.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala główna - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala główna [odnośnik]19.07.18 0:52
Nienawidził takich osób. Wścibskich, dwulicowych, węszących dookoła tymi swoimi długimi nochalami. Starał się współpracować z ludźmi, którzy reprezentowali sobą choć minimalny poziom kultury osobistej, jednak czasami właśnie takie szumowiny były właścicielami niezastąpionych przedmiotów - dokładnie tak jak teraz, nie mogli niczym zastąpić tych konkretnych składników, jeżeli chcieli stworzyć silną klątwę. Nie tylko chcieli, ale też musieli wypełnić prośbę Czarnego Pana. Wbrew pozorom Bagman był problematyczną jednostką i tylko porządna klątwa była w stanie utrzymać go w ryzach. Lord Voldemort miał wystarczająco dużo ambitnych przedsięwzięć do wykonania - nie powinien w żaden sposób przejmować się jakimś Bagmanem. Edgar był pewien, że wraz z Antonią uda im się stworzyć odpowiednią klątwę, która uciszy tego człowieka - potrzebowali tylko niewielkiej sakiewki z odpowiednimi ingrediencjami, która wciąż była mocno trzymana przez krętacza z którym niestety przyszło im współpracować. Edgar postanowił się nie odzywać i dać Antonii pełne pole do popisu. Płynęła w niej krew Borginów, dlatego był przekonany, że dobrze wie jak rozwiązywać podobne sytuacje. To z pewnością nie pierwsza i nie ostatnia w jej życiu - tak jak i jego. Wbrew całkowicie innemu wychowaniu i krwi płynącej w ich żyłach, mieli parę cech wspólnych i to zapewne dzięki nim Edgar potrafił z nią współpracować. W jego przypadku to było dość zaskakujące - nie przywykł do pracy z kobietami, bez względu na ich pochodzenie. Antonię na swój sposób nawet lubił. Natomiast ich rozmówca najwidoczniej trochę się jej bał, bo niby spojrzał na nią podejrzliwie, ale odłożył niewielki pakunek na stoliczek. Edgar szybko przysunął go bliżej siebie, nie mając ochoty na dalsze słowne przepychanki. - Dostałeś zapłatę, nie masz prawa do takich informacji - powiedział typowym dla siebie monotonnym głosem, jednak nie spuszczał z niego swoich czujnych zielonych oczu. - Na twoim miejscu bardziej martwiłbym się o własną skórę, przypadki chodzą po ludziach - ostrzegł, powoli wstając i chowając paczuszkę w wewnętrznej kieszeni ciemnego płaszcza, rzuciwszy pogardliwie na stół niewielki mieszek z galeonami. Według Edgara nie powinien dostać nawet złamanego knuta, ale sytuacja była zbyt poważna, a pieniądze również powinny zamknąć mu ryj. - Tylko spróbuj węszyć - dodał dość enigmatycznie, pochylając się nad stolikiem - niech sam odpowie sobie na pytanie to co. Jego podświadomość podsunie mu o wiele straszniejsze rozwiązania niż te, które był w stanie wymyślić Edgar. Ostatni raz na niego zerknął, po czym zawrócił się na pięcie i wraz z Antonią wyszedł z lokalu.

| zt x2


We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens

Edgar Burke
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3108-edgar-burke#51071 https://www.morsmordre.net/t3159-nie-stac-mnie-na-wlasna-sowe#52274 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t4912-skrytka-bankowa-nr-811#106945 https://www.morsmordre.net/t3160-edgar-burke#52278
Re: Sala główna [odnośnik]19.07.18 18:09
Towarzystwo Gabriela podobało mu się coraz bardziej. Mówił oszczędnie, ale jeśli już otwierał buzię to po to, by wypowiedzieć celny komentarz - być może każdy z starożytnego i szanowanego rodu Tonksów posiadał tę cechę, jak do tej pory Ben nie zawiódł się na żadnej latorośli. Zaśmiał się cicho i głucho, ponownie sięgając poznaczoną odciskami dłonią po butelkę, by nalać następną porcję alkoholu do lepiących się od brudu szklanek. Trunek pomagał we wtapianiu się w tło, pozornie wyglądali na duet zagubionych zakapiorów, relaksujących się po ciężkim dniu spuszczaniu brodatej przemocy na słabszych czarodziejów, pałętających się gdzieś wśród zaułków Nokturnu. Gabriel doskonale spisywał się w tej roli, wzbudzając u Benjamina podziw: łypał spode łba jak prawdziwy profesjonalista, swobodnie kładł łokcie na lepiącym się od brudu blacie i wyrażał się niezwykle nokturnowo, choć brakowało w jego słowach paskudnych przekleństw.
Benjamin z ukontentowaniem pokiwał głową, zarówno nad rozważeniem wątpliwie estetycznego spektaklu, jaki mógłby zaprezentować Tonks, jak i nad krótką opowieścią o Nokturnowych przygodach. - Mówisz zdawkowo, przyjacielu - zauważył niezwykle bystrze, mrugając do niego zawiadiacko przy kolejnym łyku ognistej, przepalającej gardło swym beczkowym aromatem, ciągnącym za sobą posmak starego drewna. - Szczegóły, proszę. Jesteś wśród samych swoich - to znaczy, no, ja jestem sam i swój. Chyba co do tego się zgadzamy? - zagadnął retorycznie, unosząc w górę szklankę, tak, by ewentualni obserwujący widzieli, że nie siedzą tu o suchym pysku. Odmowa alkoholu była tutaj największym faux pas, nikt nie ufał wstrzemięźliwym czarodziejom, dlatego akcentowanie swego upojenia pomagało we wtopieniu się w patologiczne tło. Chętnie dopytałby o szczegóły aurorskich misji, ale wiedział, że nie mógł tego obecnie zrobić - Tonks nie zdradziłby się z newralgicznymi punktami swych działań na terenie przejętym przez wrogie, czarnomagiczne siły; pozostawało jedynie wyczulenie na metafory, w jakie mógłby ujmować swe odważne poczynania podczas ciężkich godzin służby. Wright wytężył słuch oraz wzrok, oczekując dalszej odpowiedzi. Komplementy i wsparcie ucieszyły go, znów zaśmiał się cicho, nie dziękując kompanowi za wsparcie. Nie spodziewał się go, ale bardzo podniosło go na duchu; wierzył przecież we własne możliwości i w to, że może pomóc Zakonowi Feniksa. Na swój pokręcony, trudny sposób - ale jednak. W końcu jako jeden z niewielu mógł obserwować czarnoksiężników w ich naturalnym środowisku, w jakim właśnie znajdowali się razem z Gabrielem, bacznie obserwując zróżnicowaną klientelę Mantykory.
- Masz rację - odpowiedział na sugestię Tonksa, nie od razu przesuwając spojrzenie na tajemniczego mężczyznę. Czystego, eleganckiego. Dół szaty zdobiły plamy brudu, ale poza tym prezentował się aż nazbyt estetycznie, co od razu wzbudzało podejrzenia. - Myślisz, że to jedna z tych szumowin? Że się ubierają jak takie fircyki i ciepłe kluchy? - spytał bezpardonowo, dyskretnie zerkając na siedzącego przy barze jegomościa. Podsunął Gabrielowi szklankę; stuknął się z nim jeszcze raz i wypił duszkiem alkohol, planując podejść do barowych stołków i stamtąd rozpocząć działalność śledczą, wierząc, że Tonks pomoże mu w zachowaniu dyskrecji. On sam miał z nią wielkie, wręcz nieziemskie problemy.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Sala główna - Page 8 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Sala główna [odnośnik]30.07.18 22:34
Zaczął zastanawiać się dlaczego wcześniej nie dane mu było wyjść na ohydną whiskey w towarzystwie Wrighta. Widocznie łączyła ich nie tylko broda - Gabrielowi odpowiadało towarzystwo rosłego brodacza, którego prostolinijność była przyjemną odmiana od podszytych podtekstem i fałszywym jadem. Nie wiedział co było prawdą, a co kłamstwem, ale w przypadku Bena miał stuprocentową pewność. Poprzez przynależność do jednej organizacji i pierwsze wrażenie, jakie sprawił na Tonksie sprawiło, że mógłby zaufać temu człowiekowi. Nie miałby oporów przed stanięciem z nim ramię w ramię w pojedynku i spojrzeć śmierci prosto w twarz, bez obawy przed wepchnięciem noża w plecy. A jak pokazało spotkanie, nie mogli być pewni wierności członków Zakonu - nie chciałby walczyć u boku profesora Vane'a. Naprawdę starał się wyglądać, na zbira z krwi i kości, jednakże nie da się wyplenić całkowicie dobra, które także było cechą dziedziczną szlachetnego i starożytnego rodu Tonksów. Przy całej swojej upartości i nieustraszonym podejściu do życia, nie mogli pozbyć się dobroci ze swojego serca, za co często przychodziło im płacić. - [b]Bardziej sam i swój nie mógłbyś być, przyjacielu - zapewnił. Zaufałem ci, Benjaminie Wright, nie spieprz tego. - W innych okolicznościach chętnie opowiem ci więcej - wyznał, cwaniacko się przy tym uśmiechając. Mógł sprawiać wrażenie takiego, który nie szanuje swoje życia. Po części tak było, oddałby je bez wahania, gdyby dzięki jego ofierze przeżyliby inni. Bezpieczeństwo innych ponad własne. Długo dochodził do siebie, ale gdyby wrócił do tamtego momentu to nie zmieniłby żadnej z podjętych wtedy decyzji. Nie ubierał swych opowieści w szczegóły, nie kiedy siedzieli otoczeni przez potencjalnych wrogów. Nie mniej jednak, z chęcią spotkałby się z Benem i ubarwił swoje opowieści większą ilością szczegółów, które nie nadawały się dla delikatnych uszu - na szczęście Wright nie należał do osób wielce delikatnych. Tonks podobno potrafił podnieść człowieka na duchu, ale jednocześnie nigdy nie mówił tego, co ktoś chciałby usłyszeć, tylko dlatego, aby było mu lepiej. Posługiwał się zręcznie prawdą i jeżeli nie miał nic dobrego do powiedzenia, to nie otwierał ust.
- Myślę, że tak, skoro ich szeregi wypchane są snobistycznymi slordami to podejrzewam, że znajdzie się tam miejsce dla elegancików, którzy odwiedzaja Mantykorę - stwierdził, niemalże pewny, że ten elegancki pan w meloniku mógł być ich potencjalnym podejrzanym. Skinął mu głową i także przechylił szklankę z alkoholem, jednakże nie wstał za śladem Wrighta. Przynajmniej nie od razu. Dopiero po chwili ociężale podniósł cztery litery z krzesła, kopnięciem wsuwając krzesło tak, aby mógł przejść do baru. Nie mógł usiąść z dala od Bena - to byłoby podejrzane, biorąc pod uwagę to, że prowadzili całkiem spokojną konwersację przy stole. Nie dali towarzystwu powodu do tego, aby sądzili, że między dwójką rosłych mężczyzn doszło do kłótni. - Czeka na kogoś - mruknął, zarzucając ciężką łapą na blat baru. Może to osoba, na którą czekał będzie wskazówką? Jak to mówią - po nitce do kłębka.
Gabriel X. Tonks
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6145-gabriel-tonks https://www.morsmordre.net/t6193-gabrysiowe-listy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t6795-skrytka-bankowa-nr-1529 https://www.morsmordre.net/t6194-gabriel-tonks
Re: Sala główna [odnośnik]31.07.18 17:35
Tajemniczość Gabriela wzbudziła w Benjaminie niezmierne zaciekawienie. Praca aurorów miała w sobie wiele niewiadomych a ich odważne szaleństwa odgrywane na Śmiertelnym Nokturnie wzbudzały w nim skrajne zainteresowanie. Jak radzili sobie z niesprzyjającymi, mrocznymi okolicznościami? Skąd brali informacje o zaułkach i ciemnych ulicach? Jak rozpoznawali prawdziwe szychy, rządzące tym śmierdzącym półświatkiem? I w końcu - co brali, by stawić czoła potężnym czarnoksiężnikom, pilnującym swych interesów osadzanych w szarościach tego zakazanego miasta w mieście? Najchętniej dopytałby o to wszystko od razu, ze szczegółami, wysępiając z Tonksa najpikantniejsze detale, dorósł jednak i wiedział, że nie musi pojmować wszystkiego od razu i hurtem. Kiwnął kilkukrotnie głową w dojrzałym zamyśleniu, doceniając zawoalowany komplement, jaki otrzymał. Był swój, nie obcy; Gabriel go doceniał i mu ufał. Wright poczuł się wzmocniony tymi uczuciami, ukrył więc wzruszenie w następnej kolejce ognistej whisky, którą wyłoił z typowym dla siebie zaangażowaniem.
- Wiesz, nie mówiłem ci tego, ale ja i Justine... - zaczął dość bełkotliwie, właściwie nie wiedząc, co dokładnie chciał powiedzieć. Wykonał dziwny gest ręką, potem drugą, co równie dobrze mogło symbolizować łamanie kości, wspólne pieczenie chleba jak i namiętny romans, po czym łaskawie odpuścił chęć niewerbalnego przekazywania treści. - No, tego, bardzo ją lubię - wyrzucił z siebie, pamiętając zapach rumiankowej herbatki i woń świeżej pościeli zaściełającej łóżko Tonks, w którym spędzał pierwsze dni po narkotykowym odwyku. Eleganckie wybrnięcie ze stosunków, które łączyły ją z tą konkretną czarownicą, pozwoliło mu na skupienie się na aktualnej misji. Wypatrywania wśród podejrzanej klienteli Mantykory kogoś, kto mógłby zdradzić im coś więcej na temat plugawych Rycerzy Walpurgii, zasiedlonych przez szumowiny pokroju Rosiera oraz zdrajców pokroju Avery'ego. Lub Notta; Ben zdusił w sobie tik nerwowy, nierozerwalnie złączony z postacią Percivala, po czym wytężył wzrok, by dostrzec detale otaczające eleganckiego jegomościa.
- A więc do dzieła - zadecydował, wychylając ostatnią szklaneczkę ognistej whisky, mającej dodać mu odwagi w bezpośrednim, subtelnym starciu z fircykiem siedzącym przy barze. - Pójdę z nim zagadać, może rozpocznę jaką burdę, a ty w tym czasie, jako elegancik, jakim w głębi duszy jesteś, zagadniesz do tego jegomościa - przedstawił swój genialny plan, znacząco łypiąc do Gabriela. Był bardziej wygadany od Bena, mógł płynnie wyciągnąć z jegomościa jakieś pozornie nic nie znaczące szczegóły, kierując się aurorskim instynktem i doświadczeniem zdobywanym na przeróżnych, wymagających subtelności, misjach. - Życz mi powodzenia - zarechotał głośno, jakby kompan opowiedział mu niezwykle obraźliwy żart, po czym podniósł się z miejsca, by ruszyć ku barowym stołkom. Był pewien, że wkrótce dołączy do niego jasnobrody kamrat, ale na razie zamierzał wszcząć intensywną dysputę, pozwalającą towarzyszowi na sprawniejsze rozeznanie się w sytuacji i porozmawianie z tajemniczym frajerem tak, by wyciągnąć z niego potrzebne informacje. Ciągle trzymał w dłoni szklanicę ognistej, jaką postawił z hukiem na lepiącym się od brudu blacie, łypiąc prowokująćo na siedzącego obok elegancika jegomościa. Zagrożenie łączyło ludzi, Ben sprowokował więc sąsiada, zamierzając poświęcić siebie - a raczej nos ofiary - w imię uzyskania jakichś informacji.

| zt


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Sala główna - Page 8 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Sala główna [odnośnik]10.09.18 0:40
9 sierpień


Zaledwie kilka dni temu zerwała lipcową kartkę ze ściennego kalendarza, a lato dopiero zaczynało nieśmiało rozkwitać. Jeszcze owoce na drzewach i krzewach nie zdążyły dojrzeć, być może nie będą miały nawet takiej szansy przez czerwcowe mrozy, a coroczny Festiwal Lata był już zaledwie wspomnieniem. Sigrun nie była ckliwą młódką, która wyczekiwałaby go przez resztę roku, pogrążona w fantazjach któż tym razem rzuci się w morską toń, by zawalczyć o jej wianek, jednakże większość chwil spędzonych w Dorset wspominała dobrze. Wiązały się głównie z wyśmienitą zabawą. Zabawą przesyconą zapachem ogniska, morza, alkoholu i diabelskiego ziela. Zabawą, która równała się umęczonym stopom przez tańce na brzegu plaży do bladego świtu. Tegoroczny Festiwal Lata w tym względzie jej nie zawiódł. Odnalazła to, czego chciała. Mogła dołączyć kilka tych wieczór i nocy w poczet chwil wartych zapamiętania, choć niektóre były wyjątkowo mgliste - przez stan upojenia w jaku lubiła się wprawiać. Tym bardziej, że nie udało jej się zwyciężyć gonitwy, musiała zaleczyć urażoną dumę. W każdym razie - Festiwal Lata wzbudził w niej pragnienie dobrej zabawy i nie zaspokoił go w pełni. Wraz z końcem lipca poczuła się lepiej, nieśpiesznie wracała do swojej własnej równowagi. Dla większości wciąż pozostawała psychicznie niezrównoważona, lecz to już inna inszość. Taka była od zawsze i taka miała już na wieki pozostać.
W Karczmie Pod Mantykorą nie pojawiła się po raz pierwszy. Próg przekroczyła krokiem pewnym i energicznym, na ustach jawił się uśmiech; dziś miała zamiar spędzić przyjemny wieczór w towarzystwie znajomej, której także obce były konwenanse. Nie widziały się od czasu wyjazdu Rookwood do Rumunii, miały więc wiele do nadrobienia. Obleczona w czarną, przylegająca do ciała sukienkę Sigrun zajęła wysoki stołek przy barze, prędko wdając się w rozmowę z Irene, która zdążyła zamówić już butelkę skrzaciego wina - tak na dobry początek. Barman zdawał się kojarzyć je obie, jedynie czasami spoglądał w ich stronę, lecz nie wrogo. Nie były na Nokturnie nowe, przede wszystkim jednak - nie wyglądały na lękliwe. Inaczej nie byłoby ich tu wcale, bo to nie miejsce dla delikatnych dziewczątek. Tego wieczoru w Mantykorze roiło się od podejrzanych czarodziejów, typów spod ciemnej gwiazdy, lecz czyż najbardziej przegniła dusza w tym przybytku nie przerzucała właśnie kaskady jasnych włosów na plecy?
Irene opuściła ją na kilka chwil, a Rookwood w tym czasie pozostała przy barze. Założyła nogę na nogę, z papierośnicy, którą położyła na szynkwasie, wyciągnęła papierosa i wetknęła go sobie do ust, pocierając koniec palcem, by zapłonął.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sala główna [odnośnik]17.09.18 16:17
Zaledwie kilka dni temu aresztowano mnie za samo bycie półolbrzymem. Hańba im. Jeszcze się zemszczę. Już wdrożyłem całą przeklętą machinę - Valerij przygotuje mi pozew i ich wszystkich zaskarżę, o. Nie ważne przecież, że dzieją się inne, ważniejsze sprawy takie jak spalone ministerstwo czy mordy na mugolach. Gówno mnie to obchodzi. To mi stała się krzywda, a więc żądam zado… nagrody żądam, a co. Mam prawdo, należy mi się! Taki właśnie wojowniczy ostatnio jestem. Bo potem wróciłem się na ten cały festiwal i wyobraźcie sobie, że żadna dziunia nie piszczała na mój widok i wcale nie chciała uwiesić się na moim bajecznym bicku - co uważam za straty molalne. Jest mi zatem źle, jestem zły oraz smutny, przez co wdaję się w bijatyki coraz częściej i chętniej. Wszystko, żeby zapomnieć o minionym upokorzeniu z rąk tych wypacykowanym pizdusiów. Bo większość tak właśnie wyglądała. I w ogóle jakieś niedojeby rozwojowe. A w tej celi to nie lepsi - bez ręki, bez normalnych włosów, bez zdrowia, bez godności. Istny horror.
Czasem żałuję, że nigdzie nie ma godnego mnie przeciwnika. W sensie, pobiłbym się z kimś, ale to głównie ja masakruję całą resztę zasłużonych knypków oraz innych dupków. A ja też chciałbym poczuć coś więcej niż byle piąstkę w udzie. To przecież nie takie trudne. O, dawno nie biłem się na pogrzebacze, to była jatka, nie to co tam takie speluniarskie głaskanie po facjatach. To znaczy, większość i tak nie była w stanie do mnie w ogóle doskoczyć, cieniasy.
No i tak sobie myślę (hehe), że jeśli mam szukać tego guza co nie, to najlepiej w Mantykorze. Tam to zawsze fajne mordobicia były, mam nadzieję, że ta wzniosła tradycja nie została w żaden sposób zapomniana, wtedy to chyba wkurwiłbym się jeszcze bardziej. Niestety tak jak wchodzę do środka, to coś nadzwyczaj spokojnie jest. I bardzo mi się to nie podoba. Macham do barmana z żółtymi zębami, po czym mój wzrok kieruję na…
- O stary, ale dupa - mówię do najbliższej stojącego jegomościa, który wymachuje kuflem i o czymś dyskutuje z kompanem. Klepię go z impetem w bark, aż biedak wylewa trochę alkoholu, ale widząc, że ja to ja, to kurwa grzecznie kuli się w sobie. I dobrze, szacun na dzielni musi być. Więc podchodzę dziarskim krokiem do kuszącej paniusi, staję obok, noneszaniecko opierając się łokciem o ladę. Wywijam brwiami niczym prawdziwy amant, a na mojej twarzy pojawia się szelmplowski uśmiech zwalający kobiety z nóg. O ile akurat nie siedzą albo nie leżą he he he. - Hej maleńka, może wymasuję ci nóżkę? Na pewno ją sobie nadwyrężyłaś kiedy spadałaś z nieba - rzucam najlepszym tekstem na podryw w dziejach, przecież jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Dopiero wtedy zerkam na stojącego za nami barmana, mówiąc, żeby kopsnął nam jakieś najlepsze trunki tego przybytku, co nie. Ech, na te baby to ciągle trzeba się wykasztanowywać. - Ten, widzę, żeś samotna, ale pewnie czekasz na prawdziwego mężczyznę. Oto jestem! - dodaję jeszcze z dumą, prężąc muskuły. No teraz to mi się nie oprze, nie ma szans. Wytoczyłem najlepsze działo, he he he.


no one cares

Oli Ogden
Oli Ogden
Zawód : zbir
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
- Kup mi whiskey.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4869-oli-ogden#105453 https://www.morsmordre.net/t4878-nokturnowy-smietnik#105711 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t4880-skrytka-nr-1247#105726 https://www.morsmordre.net/t4879-oli-ogden
Re: Sala główna [odnośnik]03.10.18 14:25
Ostatnimi czasy zdecydowanie zbyt rzadko odwiedzała podobne miejsca. Brakowało jej na to czasu. Większość uwagi zagarniały dla siebie sprawy Rycerzy Walpurgii, służby Czarnemu Panu; wiele czasu poświęciła pilnowaniu odbudowy Białe Wywerny, jeszcze więcej na wyprawy ku ogniskom anomalii w celu ich wyciszenia. Nie zawsze kończyły się dobrze, brakowało jej szczęścia, albo umiejętności, choć wolała myśleć, że to pierwsze. Każda porażka piekła jej dumę, szarpała ego, a jednocześnie motywowała ku dalszemu działaniu; nie byłaby jednak sobą, gdyby poświęciła się wyłącznie nauce. Nigdy nie miała wszak natury prymuski, dobrej zabawy potrzebowała tak jak powietrza. Niegdyś była stałym gościem miejsc takich jak to. Zwłaszcza po śmierci małżonka, a jeszcze przed podjęciem kursu przygotowującego do pracy Brygadzisty. Każdy niemal wieczór spędzała w barze, pubie, bądź potańcówce, pijąc na umór, paląc to co było i tańcząc do rana. Bardzo często ubierała różne maski, zabawiała się cudzym kosztem, oszukując i wpuszczając ludzi w maliny, pozwalała im wierzyć, że mają do czynienia z kim innym, dlatego jej własna twarz nie była tu tak znana. Ona natomiast kojarzyła ich wiele, konsekwentnie zbierając informacje. Irene zniknęła, a ona, sącząc leniwie skrzacie wino, przyglądała się innym gościom karczmy; niektórych kojarzyła z widzenia, z kilkoma dobijała przed laty interesu, nierzadko dla ojca, który zwykł korzystać z jej daru w podobny sposób.
Drgnęła lekko, gdy tę chwilę ciszy, zamyślenia, przerwało szarpnięcie blatu, gdy oparła się o niego wielka góra mięśni w postaci mężczyzny o falujących brwiach. Przeniosła na niego pytające spojrzenie, lekko rozbawione i zaciekawione jednocześnie. Zmierzyła go lustrującym spojrzeniem, nawet się z tym nie kryjąc. Był wielki. Nienaturalnie wręcz wielki. Z dwa i pół metra wzrostu, jak nie więcej, z pewnością więcej. Musiała zadrzeć głowę, aby dostrzec te brwi, które w jego mniemaniu miały najpewniej zdobyć jej przychylność. Ludzie nie osiągają takiego wzrostu, z pewnością nie, chyba, że wpadli do kociołka z eliksirem przyśpieszającym rozwój.
Stłumiła parsknięcie śmiechem, gdy się odezwał; zaciągnęła się mocno papierosem i leniwie wypuściła dym spomiędzy ust w jego stronę.
- Może czekam, a może nie - odezwała się w końcu, w ironicznym uśmiechu unosząc kącik ust; pozwoliła mu tu jeszcze zostać - póki płacił za alkohol. - Widziałam cię kilka dni temu. Podczas walki z Wiklinowym Magiem - powiedziała, unosząc kielich z winem do ust. Kogoś takiego trudno było przeoczyć - i zapomnieć. - To ty wyczarowałeś te węże? - dopytała z ciekawością; słyszała, że doszło do aresztowań.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sala główna [odnośnik]09.10.18 12:09
Zwykle nie spotykam tu fajnych laseczek. Raczej przychodzą zniszczone życiem i używkami paszczury, a takie to wiadomo, chcą tylko desperaci. Ja nie jestem desperatem, co rusz mam jakąś nową panienkę. Głównie wtedy, jak odpowiednio zapłacę, ale to też się liczy, a co. Nie ma to, tamto, grunt, że są zaliczone, nic mnie więcej nie interesuje. Ale dobra, wróćmy do bieżących wydarzeń. Chodzi o to, że właśnie taka jedna fajna dupeczka pojawia się przy barze - podejrzane, powiedziałby ktoś, ale ja nie jestem typem myśliciela, co to rozważa każdą opcję co nie. Nie, ja to działam, więc podbijam od razu z nawijką, słodką bajerą i wiecie, wodzę na pokuszenie moimi zmysłowymi brwiami. Rozwieszam moją męską aparycją taki jakby lep na muchy, które to właśnie zbawione oszałamiającym zapachem lecą do niego, a ja wtedy bach! I już jest moja. Nic nie poradzisz, taka rola amanta.
Przyzwyczajony jestem też do patrzenia na wszystkich z góry, co jest jeszcze łatwiejsze kiedy rozmówca siedzi, a ja stoję. Co prawda opierając się o ladę, ale to i tak niewiele zmienia. Wciąż jestem wysoki i bajecznie umięśniony, a do tego nieprzyzwoicie przystojny. Nic dziwnego, że rybka połknęła haczyk, widzę to! Nie wiem co mam dziś z tymi porównaniami do zwierząt, ale jeszcze zabrakło powiedzenia, że lustruję uważnie apetyczną foczkę, co to kopci papieroska przy barze.
I jeszcze zgrywa niedostępną. Dobrze, bo co to za wyzwanie jeśli poderwie się dziunię tak od razu przy pierwszej gadce? Ani to ekscytujące, ani godne, więc po prostu szczerzę się starając uwypuklić wszystkie moje zalety.
- Tak czy siak już nie musisz czekać maleńka - rzucam na jej odpowiedź i opieram się jeszcze mocniej o ten drewniany blat zastanawiając się czy zaraz nie pęknie przypadkiem. Odbieram dwa nalane trunki i jeden wręczam ponętnej blondyneczce. Niestety rozmowa nie zmierza w kierunku, w którym chciałbym - krótka analiza. Jeśli przytaknę to czy nie wyjdę na złoczyńcę? Ale z drugiej strony czy kobiety przebywające na Nokturnie właśnie nie pragną takich bad boy’ów? - No pewnie, że ja - odpowiadam więc, bardzo noneszalencko robiąc gest dłonią, a potem szybko upijam zawartość szklanicy. - Fajne były, co? Się idioci z nimi pierdolili he, he, he - rechoczę jak głupi, ale naturalnie głupi nie jestem. - Wiesz, to tylko jedna z licznych moich zalet… - dodaję niby poważnie. - Ale nieważne, chętnie poznam twoje zalety. Możemy iść do mnie i mi je pokażesz - dodaję, znów zachęcająco majtając zalotnymi brwiami. Nie ma bata, musi się udać.


no one cares

Oli Ogden
Oli Ogden
Zawód : zbir
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
- Kup mi whiskey.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4869-oli-ogden#105453 https://www.morsmordre.net/t4878-nokturnowy-smietnik#105711 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t4880-skrytka-nr-1247#105726 https://www.morsmordre.net/t4879-oli-ogden
Re: Sala główna [odnośnik]22.10.18 12:11
- Cóż za wybawca - powiedziała Sigrun, a w jej głosie zabrzmiała ledwo wyczuwalna nuta kpiny; jej rozmówca nie miał zbyt bystrego spojrzenia, najpewniej nawet się nie zorientuje, że bynajmniej nie traktuje go poważnie. Zauważyła, że blat zaskrzypiał zwłowieszczo. Ileż toto mogło wytrzymać napór tak ogromnej góry mięśni? Nieustannie zastanawiała się w myślach, czy mężczyzna miał w sobie nienaturalną krew. Nie było to przecież możliwe, aby osiągnąć tak wysoki wzrost. A może poili go za dzieciaka specjalnym eliksirem? Nie, to też nie wydawało jej się prawdopodobne. Skrzywiła się jednak na myśl, że mężczyzna może mieć coś wspólnego z olbrzymami; od zawsze brzydziły ją parszywe mieszańce o brudnej krwi. Nie miała jednak pewności, nie zamierzał szafować oskarżeniami i tak prędko zdradzać swych myśli. Zwłaszcza, gdy rozmowa zaczynała nabierać interesującego zabarwienia.
- Celowo? - zagadnęła podchwytliwie; właściwie to słyszała już o kilku takich przypadkach, gdy zdarzyło się to przypadkiem. Sigrun była więc ciekawa, czy mężczyzna w rzeczywistości władał ciemnymi mocami, czy to tylko przypadek; wbiła w niego świdrujące spojrzenie, domagając się odpowiedzi. Być może weźmie to za oznakę zainteresowania, lecz nie szkodzi. Póki stawiał jej alkohol, mógł tu zostać; przynajmniej aż do powrotu jej towarzyszki. - To właśnie ważne - zaprzeczyła od razu; niespecjalnie interesowało ją co ma do przekazania, ani tym bardziej udanie się z nim do niego, choć niewątpliwie samą twarz miał przystojną. Silnie zarysowana szczęka pokryta gęstą brodą i szerokie barki trafiały w jej gusta. - Co jeszcze potrafisz? - zagadnęła, strzepując popiół z papierosa do popielniczki; czarna magia od zawsze ją fascynowała, przyciągała nieustannie, niczym ogień ćmę. Nie była jednak prosta, była bolesną i trudną sztuką do opanowania, niezwykle kapryśną. Czy ten półgłówek miał w ogóle szansę, by sięgnąć po tak potężną moc? Nie musiał się obawiać, że ktoś ich podsłucha. W taim miejscu jak to mogli rozmawiać swobodnie, bez obaw, że ich słowa wpadną w nieodpowiednie uszy. - Opowiedz mi o tym, a może pójdę. Nie odwiedzam byle kogo - obiecała z nieprzewrotnym uśmiechem, po chwili znów zaciągając się papierosem. Skinęła na barmana, aby dolał jej whisky. Na jego koszt oczywiście. - To aresztowali cię, czy nie?


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sala główna [odnośnik]03.11.18 0:45
Nie był to czas, a tym bardziej miejsce na opowieść o aurorskich przygodach z barwnymi szczegółami, ale z pewnością w przyszłości nie omieszka podzielić się z Benjaminem co ciekawszymi historiami, kiedy okoliczności będą bardziej sprzyjające i uda im się zamienić Mantykorę na bardziej bezpiecznie otoczenie. Co brali? Nic nie brali i to było najgorsze - byli bandą wariatów, stojących w pierwszej linii, którzy gotowi byli poświęcić swoje życie walce o tych, którzy mieli w sobie zbyt mało odwagi albo możliwości, aby bronić się samemu. Takie cele przyświecały mu podczas podejmowania decyzji o zawodzie aurora. Owszem, gdy podejmował decyzję w Hogwarcie był jeszcze podlotkiem, który wyobrażał to sobie zupełnie inaczej. Z czasem jednak kurtyna opadła, a Gabrielowi przyszło zmierzyć się z rzeczywistością. Podczas kursu dojrzał - zdał sobie sprawę z tego, że ciężką pracą chce przydać się społeczeństwu. I miał nadzieję, że jakimś stopniu spełniał swoje zadanie.
- Mam nadzieję, w innym przypadku byłoby niezręcznie - rzucił i pewnie gdyby nie miał wyglądać jak typ spod ciemnej gwiazdy to nawet by się uśmiechnął. A tak? Musiały wystarczyć jedynie jego słowa. W pewnym sensie cieszył się z tego, że ktoś taki jak Ben darzył swoją sympatią jego siostrę - dawało mu to kolejną gwarancję na to, że gdyby kiedyś go tu zabrakło to ktoś odpowiednio silny będzie czuwał nad Just i w razie potrzeby pomoże jej przetrwać w świecie ogarniętym wojną, nawet jeżeli sama o tą pomoc nie będzie zabiegać. To była jedna z rzeczy, która go przerażała - pozostawienie rodziny samej sobie w czasie kiedy najbardziej się potrzebowali. Szybko wrócił jednak na ziemię, a raczej do Mantykory, gdzie miał dowiedzieć się czegoś - a raczej miał nadzieję na dowiedzenie się czegoś - od eleganckiego jegomościa siedzącego samotnie w rogu. Być może był jedynie "porządnym" obywatelem, robiącym interesy w nieporządnej części miasta. A może faktycznie coś było na rzeczy. Skinął głową w stronę Bena, dając znać, że wszystko było dla niego jasne. Odczekał chwilę, aż klientela Mantykory skupi swoją uwagę na przedstawieniu, w którym Wright miał grać główną rolę. W tym samym momencie Gabriel podszedł do wcześniej wspomnianego jegomościa. Działał sprawnie, musiał jeżeli nie chciał, aby bójka urosła do rangi katastrofy...

/zt
Gabriel X. Tonks
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6145-gabriel-tonks https://www.morsmordre.net/t6193-gabrysiowe-listy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t6795-skrytka-bankowa-nr-1529 https://www.morsmordre.net/t6194-gabriel-tonks
Re: Sala główna [odnośnik]14.01.19 7:36
Wiadomo. Jestem wybawcą i zbawcą niewieścich serc. One tak samotnie się tułają po świecie, a ja mówię STOP i ratuję je przed samotnością. Często na jedną noc, ale to przecież nieistotne. Nie mogę być ze wszystkimi, to przecież nierealne. Zresztą nie wytrzymałbym z tym babińcem na okrągło, no bez przesady. Jestem mężczyzną, potrzebuję spokoju oraz prywatności. A laski to ciągle albo marudzą, albo wrzeszczą, wymagają… jak się jest z nimi na dłużej. To nie dla mnie.
- Jedyny w swoim rodzaju - mówię zalotnie, uśmiechając się boskim uśmiechem numer trzy oraz rzucając magnetycznym spojrzeniem. Na pewno mi się teraz nie oprze. Nie słyszę w głosie kpiny, zresztą któż chciałby ze mnie kpić? Jestem fantastycznym facetem, każda na mnie leci - zatem nie dopuszczam do siebie myśli, że siedząca przy barze blondynka mogłaby nie być mną zainteresowana. Przecież gdyby nie była, to nie rozmawiałaby ze mną, tak czy nie? Och, zupełnie przeoczam fakt, że przecież płacę za jej alkohol i to tylko dlatego kobieta nie ucieka przede mną w popłochu. Jestem dziś zbyt pewny siebie, żeby dopuścić do umysłu taką ewentualność. Trzeba byłoby go mieć zresztą nie lada otwartego na różne nowości, a ja cóż… nie uczę się zbyt dobrze.
Już chcę zarzucić kolejną bajerką mającą nas zaprowadzić na sam finał tej rozkosznej znajomości, ale dziunia mocno się opiera - i na dodatek zadaje niewygodne pytania. Wzruszam chwilę ramionami jakbym nie widział w tym nic trudnego, chociaż rzeczywiście czarna magia jest cholernie trudna. - No wiadomo, że tak. Uznałem, że tamte paniczyki to za słabo się ruszają i chciałem ożywić towarzystwo - rzucam ostatecznie. Potem przytykam szklankę do ust i upijam z naczynia cały znajdujący się w nim alkohol. Konieczna jest dolewka. - Wiesz no, różne rzeczy. Świetnie się biję, miażdżę kości, rozłupuję czaszki… takie tam - stwierdzam lekceważąco, jakby to była bagatela. Tak, chcę jej zaimponować. Na tym polega podryw. Ja robię na foczce wrażenie, a ona się nie opiera. - Nie jestem byle kim, hola! Większego zakapiora to nigdzie nie znajdziesz! - obruszam się, naturalnie, że tak. Nie wiem co to za insynuacje w ogóle. Czyżby mój podryw nie działał? Nie, to niemożliwe! Dzieje się coś złego, ale nie wiem co. - No, aresztowali mnie. Musieli w kilku rzucić na mnie petrificusa, tak bardzo nie mogli mnie powalić, he, he he - komentuję z rozbawieniem starania tamtych frajerów, żeby zakuć mnie w kajdany i wywieźć do Tower. - Ale taka rzeczywistość co nie - dodaję kiwając głową. Znów nalewam alkoholu i piję do dna. - Ale może opowiedz mi coś o sobie. Co lubisz robić w łóżku? - zadaję mocno niewybredne pytanie. Kluczowe dla całej sprawy, wiadomo.


no one cares

Oli Ogden
Oli Ogden
Zawód : zbir
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
- Kup mi whiskey.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4869-oli-ogden#105453 https://www.morsmordre.net/t4878-nokturnowy-smietnik#105711 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t4880-skrytka-nr-1247#105726 https://www.morsmordre.net/t4879-oli-ogden
Re: Sala główna [odnośnik]16.01.19 22:39
Pełne, podkreślone pomadą usta Sigrun ułożyły się w niewielkiei kółeczko, gdy teatralnie szepnęła coś na kształt uuu, gdy potwierdził, że to on przywołał węże. Czy naprawdę potrafił użyć zaklęcia Serpensortia? Było cholernie trudne, a on nie wyglądał na szczególnie bystrego. Może i miał mięśnie z kamienia, a siłą fizyczną przewyższał każdego ze znanych jej mężczyzn, ale by zapanować nad ciemnymi mocami potrzeba było czegoś więcej - siły ducha, bystrości umysłu.
- Dobra decyzja. Lubię buntowników - wyznała mu niby w sekrecie, kokieteryjnie wzruszając przy tym ramieniem. Musiała przyznać, że nawet ją to bawiło. Półobrzym był wyraźnie przekonany o prawdziwości jej słów, nie musiała nawet specjalnie się starać, choć z łatwością przychodziło jej wcielanie się w role. Potrafiła dobrze łgać, udawać zainteresowaną, ukrywać emocje pod odpowiednią maską. - W to nie wątpię. Gołymi rękoma? - podpuszczała go dalej; niby przypadkiem uniosła rękę, by przelotnie dotknąć jego ramienia - było silne, twarde jak kamień. Zaraz po tym westchnęła teatralnie. - Wszystko by się udało, może jeszcze bardziej rozkręciłbyś tę imprezę, gdyby tylko nie cholerna policja... Zawsze wszystko psują, czyż nie? - spytała retorycznie, przewracając przy tym oczyma. Nigdy nie po drodze jej było ze stróżami prawa. Zwłaszcza od czerwca, kiedy to pewna konkretna dwójka pokrzyżowała najważniejsze plany, jakie dotychczas miała - najważniejsze z zadań, które przed nią postawiono. Skurwiele.
- Och, wiesz, różne rzeczy. Nie wiem, czy powinnam ci powiedzieć. Nie poczujesz się zgorszony? - zastanowiła się na głos, obdarzając zarośniętą twarz półolbrzyma badawczym spojrzeniem, jakby rzeczywiście nie wiedziała, czy może poruszyć intymne tematy. Nachyliła się jednak ku niemu i konspiracyjnym szeptem wyrzekła: - Lubię zadawać ból. Piszesz się na to? Tylko mówisz, że jesteś odporniejszy na zaklęcia... Na jakie jeszcze oprócz Petryfikusa?
Brązowe tęczówki roziskrzyły się od iskierek rozbawienia, ale nie kpiny; tę ukrywała starannie, przybierając wyuczoną maskę zainteresowania. Ogden nie wydawał się zbyt bystry, połknął już haczyk, wyraźnie wierząc, ze jest nim zainteresowana.
- Dlatego wiesz, nie wiem, czy zdołamy się dogadać - wyszeptała z żalem. - Skoro ty także bijesz, miażdzysz kości, rozłupujesz czaszki...


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sala główna [odnośnik]17.01.19 20:21
Tak! Przecież to widać, że jest już moja. Z racji mojej niezbyt wysokiej bystrości nie jestem w stanie odróżnić kobiety zainteresowanej od niezainteresowanej, o ile ta druga nie próbuje zrobić mi jawnej krzywdy. Chociaż to też zależy, niektóre lubią brutalność, więc kim jestem żeby jej takowej odmawiać? No właśnie! Nie można, bo to zbrodnia na delikatnej kobiecej strukturze. Nie jestem aż tak brutalny. Nie w stosunku do dobrych dziuni, wiadomo. Zresztą, walki to męska rzecz przecież. Buchający testomenon i inne dziwne rzeczy, których do końca nie rozumiem. W każdym razie widzę podziw w sarnich oczach dziewoi, więc kontynuuję olbrzymski podryw.
- No, to jestem w sam raz - rechoczę zadowolony, że trafiła mi się taka panna. Anioł nie kobieta! Ale jej tego nie powiem, jeszcze sobie pomyśli, że jestem jakiś szczególnie zaangażowany. Skąd. Muszę udawać, że ja to tak na totalnej wyjebce mam wszystko. Baby ponoć lubią takich niezainteresowanych łobuzów, tak słyszałem. Czasem to rzeczywiście się sprawdza. Więc noneszająco przechylam kolejną szklanicę alkoholu. Zdarza się, że żałuję, że mam w sobie krew olbrzymów. Bez kitu, ile to trzeba hajsu na chlanie wydać… i jeszcze na dupeczki. No zgroza normalnie. Ale trzymam fason, dalej każę nam nalewać nam napoju bogów. Kimkolwiek oni są, ale tak coś mi kiedyś Valerij o tym mówił i zapamiętałem. - No jacha, że gołymi rękoma! Po co mi pomoc? Jestem chłop jak dąb, mięśnie mam ze stali! - chwalę się rzucając standardowym tekstem na bajerkę. - No ja nie wiem kto te psy z budy wypuścił, jakiś lamus pewnie. Wszędzie się wepchają, żeby zepsuć dobrą zabawę. Ktoś powinien zrobić z nimi porządek wreszcie - gadam jak rasowy polityk, do tego jebać psy i w ogóle taki ze mnie kozak, że nie ma przebacz. - No, ale mam nadzieję, że ciebie nie odważyli się skrzywdzić niunia? - dopytuję niemal zatroskany. Czasem trzeba okazać takiej trochę uczucia, wiadomo. Przechylam kolejną szklankę trunku. - Ja? Coś ty. Robiłem już takie rzeczy… że dawaj, im pikantniej tym lepiej - rzucam pewien siebie i robię gest ręką znaczący, żeby mówiła, a ja jej słucham. Rzadko to robię, baby zwykle strasznie pierdolą od rzeczy, ale jak się poudaje i pokiwa głową to potem same się rzucają. Przetestowane.
Nachylam głowę w jej kierunku kiedy zamierza sprzedać mi jakiś sekret i aż normalnie podjarałem się tym pomysłem. Tylko niestety jest pewien problem. - Niestety mam grubą skórę maleńka. Ciężko mnie zranić zaklęciem. Już chyba łatwiej fizycznie, chociaż nie wiem, jestem po prostu twardym skurwielem co nie - tłumaczę spokojnie, trochę nie czając, że laska próbuje się wywiedzieć jakie mam słabości. Stwierdziłbym, że to bardzo, kurewsko nieładnie. - No wiesz no, tylko wrogom, więc nie masz się co bać! - dodaję entuzjastycznie, żeby brzmieć bardzo przekonująco. Brwi znów muszą iść w ruch.


no one cares

Oli Ogden
Oli Ogden
Zawód : zbir
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
- Kup mi whiskey.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4869-oli-ogden#105453 https://www.morsmordre.net/t4878-nokturnowy-smietnik#105711 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t4880-skrytka-nr-1247#105726 https://www.morsmordre.net/t4879-oli-ogden
Re: Sala główna [odnośnik]19.01.19 17:45
Nic dziwnego, że się nie zorientował. Nawet, gdyby był ciut bystrzejszy i potrafił odróżnić zainteresowaną od niezainteresowanej, to z Sigrun Rookwood nie poszłoby mu tak gładko. Wiedźma kłamała często i gęsto, nabrała wprawy, robiła to gładko i dobrze. Wykrycie łgarstwa stanowiło wyzwanie.
Zwłaszcza dla takiego przygłupa.
- Obawiam się, że zdążyli, dlatego nie cierpię ich równie gorąco, co ty, najwyraźniej. Widzisz ile mamy ze sobą wspólnego? - odparła niemal pogodnym tonem, tak jakby połknęła jego haczyk na zatroskany ton - podczas gdy było uzpełnie na odwrót. Wodziła go za nos, a on biegł we wskazanym kierunku jak szczenię. Rookwood miała wyjątkowo dobrą rękę do psów. Zwierząt w ogóle.
Zrobiła zmartwioną minę, kiedy oświadczył, że ma grubą skórę i większość zaklęć na niego nie działa. Potwierdziło to jej podejrzenia; z każdą chwilą upewniała się, że ów niezbyt bystry osobnik mógł w sobie mieć krew olbrzymów. Nie wiedziała, czy w połowie, czy być może w mniejszej części. Był jednak nienaturalnie wysoki, potężny, a odporność na zaklęcia była właściwa tym stworom. Poczuła więc obrzydzenie, które odzywało się zawsze, gdy w pobliżu pojawiał się mieszaniec.
- Nie boję się - odparła cicho, odsłaniając w uśmiechu białe zęby i wyraźną przerwę pomiędzy jedynkami. Spojrzała na niego z pobłażaniem, kpiącym politowaniem. - Brzydzę się. Nie używasz czarów. Tak jak mugole. Nie cierpię ich jeszcze bardziej od czarodziejskiej policji - wyznała z rozbrajającą szczerością, patrząc jak delikwentowi mina blednie. Sądził, że ma ją w garści, że połknęła jego haczyk - i srogo się pomylił. Bawiła się tylko, umilała sobie czas oczekiwania na znajomą, która zdawała się chyba utonąć w toalecie.
Nie zwykła nazywać funkcjonariuszy władz psami tak jak on. Miała w sobie zbyt wiele szacunku i dziwnej czułości wobec tych zwierząt, które służyły jej tak wiernie. W przeciwieństwie do aurorów, czy policjantów.
- Może więc lepiej poszukaj mugolki do zabawy? - zapytała kpiąco. - Zmiażdż jej czaszkę na koniec. Przynajmniej będzie z ciebie jakiś pożytek. A teraz spieprzaj - oświadczyła beztrosko, radośnie, jakby rozmawiali o pogodzie. Nie czekała na reakcję, spodziewała się gwałtownej, a w miejscu publicznym nie mogła sięgać po najbardziej brutalne zaklęcia - nie teraz, kiedy jej sytuacja po uwolnieniu z Azkabanu wciąż była niepewna.
Zgrabnie zsunęła się z zydla, złapała szklankę alkoholu, za którą zapłacił. Oddaliła się bez słowa, w stronę Iriny, która wreszcie pojawiła się na horyzoncie - i zerkała na Rookwood pytająco. Odchodząc nie obdarzyła Ogdena nawet spojrzeniem, odchodząc uśmiechała się wyjątkowo bezczelnie.


| zt


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sala główna [odnośnik]28.03.19 18:26
15.09

Charlie nie dawała mu spokoju. Nie było tygodnia, by charakterystyczna śnieżna sowa z czarnym monoklem wokół lewego oka nie przycupnęła na parapecie jego okna. Poznawał już jej stukanie, stanowcze, ale nienachalne, jakby przejęła klasę od swojej właścicielki. Listy - właściwie wytyczne przesyłane przez kobietę zawsze były pisane na tej samej eleganckiej papeterii, przez tą samą rękę. Krótkie treściwe notki zawierające listę żądanych pozycji, datę oraz miejsce spotkania. Czasami dołączała do tych wiadomości ciężki woreczek złota, wyliczony co do sztuki. Przestała płacić mu za robociznę, zwracała jedynie wydatki za ingrediencje, często rzadkie i cholernie trudne do zdobycia, nawet dla niego. Robin nie wątpił, że i ta hojność niedługo się skończy. Charlie doskonale zdawała sobie sprawę, że trzyma go w garści, sam nieświadomie i głupio podał się jej na tacy, więc musiał po prostu żyć z jej oddechem na karku. Nigdy wcześniej nie zasypiał z różdżką pod poduszką, teraz przyzwyczaił się już do tego. Podobnie jak do ampułki z trucizną, jaką skrywał w cholewie buta - nie chciał być ani niewolnikiem, ani więźniem, więc zawczasuu przygotował sobie kolejne wyjście ewakuacyjne. Niechętnie otworzył okno, wpuszczając sowę do środka, a ta jak zwykle wysunęła nóżkę, aby mógł odwiązać list przyczepiony do jej nóżki. Inaczej jednak niż zazwyczaj, nie odleciała od razu po tej ceremonii, a przysiadła na żerdzi Parcelsusa, obserwując Robina z góry. Hawthorne zasępił się - podejrzewał, co to oznacza. Rozwinął elegancką papeterię i prócz umownej listy - długiej, nawet jak na wymagania Charlie - doczytał obszerny opis problemu, powstałym po lekkomyślnym zażyciu mikstury ognistego oddechu.
wypił to i wiesz, jak skończył? W ogóle nie może mówić! Uzdrowiciele rozkładają ręce i mówią, że nie mogą nic na to poradzić? Czemu nas nie ostrzegłeś, jak to się może skończyć? Gwarantuję ci, że skończysz tak samo, osobiście wleję ci to do gardła i będę patrzeć, jak wypala Ci wszystkie mięśnie
I dalej ciągnęło się to w podobnym stylu - Hawthorne szczerze się dziwił, że w ogóle to wysłała - czy to była ostateczna kopia tego listu? Powinna już rozumieć, że gardłem nie pracował i szczerze mówiąc, za dużo by nie stracił po jego sterylizacji.
a oni spalili się w drobny mak. Został po nich tylko popiół, rozumiesz? Eliksir zadziałał jak Szatańska Pożoga, nie pozostawił żadnego śladu. Ani różdżki, ani nawet pojedynczego zęba. Kości, włosy, wszystko zostało strawione. Masz natychmiast wyjaśnić, jak to się stało. I jak można to kontrolować - żądała w dalszej części nadzwyczaj kategorycznym tonem. Powinien się cieszyć, że nie wysłała mu Wyjca; niepokojąca obecność dumnej sowy została wyjaśniona. Miała pilnować, czy na pewno raczy odpowiedzieć.

Westchnął, przyciągając do siebie kałamarz i pióro - nie używał ich za często, list zakupów sporządzać nie musiał, co do składników i gramatur miał świetną pamięć - i nabazgrał na odwrocie pergaminu.
Ostrzegałem przed skutkami ubocznymi, musiała nie słuchać. Mówiłem, że trzeba delikwenta odstawić NATYCHMIAST do uzdrowiciela albo załagodzić ból innym specyfikiem. Nie moja wina, ja tylko warzę eliksiry. Niech dokładniej czytają, każdą fiolkę opisuję bardzo rzetelnie.
Smoczy ogień jest nieprzewidywalny. Dla warzącego i dla użytkowników też. W zależności od okoliczności powoduje jedynie niewielkie oparzenia, porównywalne z zetknięciem skóry z parą wodną, poważne - jak na przykład takie, powstałe po bezpośrednim kontakcie z ogniem wskutek, powiedzmy, pożaru, a czasami przybiera siłę Szatańskiej Pożogi. Nie zostało to niczym unormowane, brakuje danych statystycznych na ten temat. Jeśli sobie tego życzysz, mogę przeprowadzić odpowiednie badania, ale nie zrobię tego za darmo. Będę potrzebował złota na pokrycie potrzeb, opłacenie speców od numerologii oraz zoologów i zielarzy. Oraz dla mnie. W zamian receptura powędruje prosto do twoich rąk i będziesz mogła dysponować nią wedle własnego uznania. I na tym zakończymy naszą współpracę
.

Zdyszany i zaskoczony własną elokwencją Robin machnął na końcu zamaszysty podpis i wręczył kopertę w dzióbek sowy. Otworzył okno i wypuścił ptaszysko, ze szczerą nadzieją, że prędko nie powróci.
Z niechęcią wrócił do przerwanego zajęcia - list od Charlie mocno go rozstroił. Rogate ślimaki jednak same się nie posiekały, więc zabrał się za nie, wyżywając się nieco na zupełnie niewinnych istotkach, czyniąc ich konanie dość… krwawym. Musiał się sprężać, jeśli zamierzał się wyrobić, wziął dziś zmianę w Mantykorze, co ostatnio zdarzało mu się coraz rzadziej. Potrzebował jednak tak samo odmiany, jak i złota, pieniądze przeznaczone na czynsz wydał w całości na kwartę krwi jednorożca, oczarowany jakością składniku, zaprezentowaną mu przez znajomego Sprouta. Tym sposobem skazał się na klepanie biedy, ale ostatecznie nie wyszedł na tym najgorzej. Miał ingrediencję, a i znalazł się sposób na odroczenie eksmisji, cóż, był więc w domu. Do Mantykory szedł kilka minut piechotą, toteż pojawiał się tam na ostatnią chwilę - potrafił dobrze wykorzystywać darowany mu czas. Z chirurgiczną precyzją rozebrał kołkogonka, pieczołowicie wykrwając narządy i czyszcząc je z nadmiaru chrząstek i tłuszczu, który był nieprzydatny, a nawet i niepożądany. Serce i udziec miał się marynować jeszcze kilka dni, natomiast nerkę i wątrobę natychmiast zamroził. Szuflada potraktowana zaklęciem mrożącym była już niemal pełna, ale zdołał upchnąć w środku jeszcze dwa kawały mięcha. Powinien zrobić przegląd i w końcu uwarzyć coś z tych resztek, ale napływało do niego tyle zleceń, że ledwo wyrabiał się na świeżo. Kichnął i otarł zaczerwieniony nos w rękaw, korzenny zapach marynaty źle działał na jego nozdrza. Rzucił okiem na zegarek - powinien się zbierać, więc po umyciu rąk poczłapał do drzwi i jak na ścięcie pomaszerował do Mantykory. Ruch był spory, jak to wieczorem. Odebrał od kończącego zmianę barmana niedokończone zamówienia i mechanicznie począł nalewać piwo, a raczej te szczyny, które właściciel piwem nazywał. Jedno, drugie, trzecie, ciężkie kufle prędko przechodziły mu przez ręce, a on wypełniał je napojem i połową piany. Tak było wyliczone, a Hawthorne nie miał co protestować. Mało go to obchodziło, ale klienci musieli więcej kupować. Ze znudzeniem wykonywał swoje obowiązki, na zmianę krzątając się przy beczkach i przy stolikach - co chwilę ktoś wpadał i wypadał, przemiał był ogromny, nie spodziewał się na dziś żadnych atrakcji. A już na pewno nie tego, że ktoś zwróci na niego swoją uwagę. Barczysty mężczyzna siedzący sam przy stoliku w samym rogu zaczepił go jednak, kiedy sprzątał szkło z miejsca obok niego.
-Ile sobie liczysz, młody? - zapytał cicho, świdrując go wzrokiem, wywołującym w Robinie nieprzyjemne ciarki. Chłopak aż zadygotał z obrzydzenia - i ze zdziwienia, że to właśnie jego raczy tak jednoznaczną propozycją.
-Ja nie z takich. Poszuka bliżej doków - warknął przez zęby, odwracając się od mężczyzny plecami z zamiarem powrotu za bezpieczny bar, gdy poczuł, że ciężka ręka opada na jego ramię.
-Siadaj - syknął mężczynza, podsuwając mu krzesło i poklepując je łagodnie. Uśmiechał się dobrotliwie, chociaż jego ton nie wskazywał niczego dobrego - wyjaśnijmy sobie coś - dodał, przechylając kufel z piwem i przecierając twarz, na której zostały resztki piany - powiedziano mi, że znasz się na rzeczy. Ile bierzesz za gotowe, a ile za zamówienie? - szepnął, nachylajac się do Robina i szczerząc zęby.
-Zależy - burknął Hawthorne, niezadowolony z tej niewygodnej dla niego pozycji - czego chce - zainteresował się, wyrywając dłoń z uścisku mężczyzny.
-Ty mi powiedz - odparł tamten, rozchylając szatę, tak, że Hawthorne zobaczył kawałek ropiejącego, owrzodzonego ciała. Chłopak pobladł gwałtownie, na co mężczyzna ryknął śmiechem.
-Za tydzień masz mieć dla mnie lekarstwo. I coś na złagodzenie - zażądał, po czym poklepał Robina po policzku i lekkim krokiem wyniósł się z baru. Młodzieniec zaś podniósł się z miejsca dopiero, gdy jeden z już podpitych klientów rzucił w niego kuflem - cudem uniknął ugodzenia w głowę - i czym prędzej umknął na zaplecze, aby dokładnie umyć ręce i twarz. Nigdy czystszy tu nie obsługiwał.

zt
Robin Hawthorne
Robin Hawthorne
Zawód : Alchemik z powołania
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I have seen the moment of my greatness flicker,
And I have seen the eternal Footman hold my coat, and snicker
And in short, I was afraid.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5744-robin-hawthorne https://www.morsmordre.net/t5766-paracelsus#136059 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-smiertelny-nokturn-18-13 https://www.morsmordre.net/t5765-skrytka-bankowa-nr-1417 https://www.morsmordre.net/t6217-robin-hawthorne

Strona 8 z 15 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 11 ... 15  Next

Sala główna
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach