Wydarzenia


Ekipa forum
Ruiny Whitby
AutorWiadomość
Ruiny Whitby [odnośnik]05.11.16 22:38
First topic message reminder :

Ruiny Whitby

Na północny wschód od Yorku leży mieścina Whitby, w której mieści się zrujnowane opactwo benedyktyńskie.

Dokładnie po prawej stronie miasta, znajdują się ruiny klasztoru. (...) Są one szlachetne o wspaniałym rozmiarze, pełne pięknych romantycznych szczegółów. Podobno w jednym z okien można zobaczyć Białą Damę.
z Drakuli, Brama Stokera

To prawda co pisał Stoker. W ruinach przebywa do dziś Biała Dama, lecz wcale nie jest osamotniona. Podobno cyklicznie, pod koniec miesiąca, w ruinach dobywają się spotkania duchów. Na szczęście jeszcze niewielu o tym wie.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny Whitby - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ruiny Whitby [odnośnik]08.05.21 18:29
Mogło wydawać się fascynujące jak szybko połączyła te dwie blondynki wzajemna nienawiść. Od pierwszej chwili iskrzyła pomiędzy nimi niczym szatańska pożoga. Miała im towarzyszyć już chyba na zawsze, Rookwood nie wyobrażała sobie ich pojednania, to nie wchodziło w grę. Za dużą przyjemność sprawiało jej upokarzanie Elviry, najlepiej przy świadkach, tak, aby bolało. Z sadystyczną radością wykorzystywała swoją pozycję, władzę i moc jaką zdołała posiąść - i zamierzała czynić to dalej. Nie odpuszczała żadnej okazji, aby młodszej blondynce dopiec, dogryźć, wbić kolejną szpilkę. Nie dość, że Sigrun miała po prostu złośliwy i paskudny charakter, czerpała z takiego traktowania innych dziwną uciechę, to jeszcze Elvira zwyczajnie na to zasługiwała.
Dlaczego?
Dlaczego tak bardzo jej nienawidziła? Dlaczego ta twarz - skądinąd ładna - wzbudzała w Rookwood tak wielką niechęć? Nie przyznałaby się do tego, podświadomie jednak to wiedziała, że były po prostu do siebie zbyt podobne. Obie wybuchowe, impulsywne i wyszczekane. W gorącej wodzie kąpane i mające własne zdanie, którego nie omieszkały mówić głośno. Każda z nich mówiła to, co myślała i nie zważała na konsekwencje. Obie miały gdzieś to, czy wzbudzają w drugim człowieku sympatię. Łączyło ich naprawdę wiele - bardzo dużo paskudnych cech okropnego charakteru i chyba tu właśnie tkwiła przyczyna, dlaczego nie mogły się znieść wzajemnie. Podobno wrogiem człowieka jest on sam. Gdy trafia się na kogoś tak podobnego do samego siebie, w grę nie wchodziło nic innego jak właśnie gorąca nienawiść aż po grób.
Sigrun nie przyjmowała tego jednak do wiadomości. Czuła się od niej po stokroć lepsza i zamierzała to Multon uświadomić.
- A powiedziałam coś takiego? - odparła Sigrun, przewracając oczyma, po czym uniosła brwi w zaskoczeniu, gdy dotarł doń kolejny szept Elviry. Naprawdę zamierzała pouczać o metodach wyciągania informacji z drugiego człowieka? Ona, uzdrowicielka, która nie miała żadnego doświadczenia w boju? Zabawne. Sigrun roześmiała się perliście i kpiąco. Wzbudziło to w niej większe rozbawienie, niż irytację. Cofnęła się o krok i oparła o ścianę, splatając na piersiach obie ręce.
- Pokaż mi zatem jak to się robi, Elviro. Pokaż na co cię stać i co potrafisz - zażądała od niej władczo, kąśliwie, uśmiechając się przy tym wyzywająco i wciąż kpiąco. Rzucała Multon wyzwanie, skoro zamierzała pouczać Śmierciożerczynię o tym jak powinny były działać. To był rozkaz, nie mogła odmówić. Uczyniła to specjalnie, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Elvira nie władała czarną magią zbyt dobrze. Dopiero się uczyła. Zabrała ją tu ze sobą właśnie po to, aby mogła ją obserwować - wobec takich słów nie mogła jednak pozostać obojętna.
Zamierzała dać jej nauczkę. Nie sądziła, aby Multon była w stanie ją zaskoczyć i torturować te dzieci tak, aby wyciągnąć z ich rodziców wszystko, co zamierzali.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Ruiny Whitby [odnośnik]10.05.21 21:32
Elvira czuła się lepsza od Sigrun; nawet jeżeli rzeczywistość niejednokrotnie przywoływała ją do bolesnego porządku, przypominając, że Rookwood zdążyła dojść dalej na ich wspólnej drodze, wspiąć się wyżej w hierarchii i przeżyć rzeczy, z jakimi Elvira zmagała się dotąd tylko w cudzych opowieściach. Z narcystycznej zawiści nie pozwalała dojść do głosu rozsądkowi i za każdym razem, gdy stanęły twarzą w twarz, wykonywała rozkazy śmierciożerczyni przepełniona myślami o jej widocznym gołym okiem szaleństwie. Bo Sigrun była nieokrzesana, bardziej nawet od Elviry, nie miała w sobie ni krztyny kobiecego powabu i wdzięku, jakim uzdrowicielka odznaczała się już z faktu samej tylko wilej urody. W każdej luce, każdej najmniejszej różnicy, szukała własnego zwycięstwa i wyższości. Nie mogła inaczej, jeżeli nie chciała stracić poczytalności z powodu upokorzenia, roztrzaskanej dumy i powracających jak pieprzone bahanki koszmarów.
Co takiego ta kobieta miała w sobie, że inni ludzie widywali ją w snach? Elvira nie wiedziała - albo wiedzieć nie chciała. Jedyne, co się liczyło, to stać się kimś więcej, kimś lepszym niż to. Motyw ucznia przerastającego mistrza był oklepany i w najśmielszych marzeniach nie próbowałaby oceniać przez ten pryzmat Czarnego Pana, on był jeden na cały świat, ewenement, na który nie zasługiwali. Ale Sigrun? Och, Sigrun pewnego dnia spojrzy na nią i pożałuje wszystkich słów, jakie kiedykolwiek opuściły szparę między jej krzywymi zębami.
Ale nie dzisiaj, dzisiaj jeszcze była uczennicą. Musiała odetchnąć głęboko, zacisnąć palce w kieszeniach i otrzeć pot z linii włosów. Podążać śladem wiedźmy potężniejszej od siebie, uczyć się, pochłaniać informacje, ćwiczyć zaklęcia. Naginać własne granice, testować zasady i moralność, jaka dotąd trzymała ją w okowach dysfunkcjonalnego społeczeństwa. Tutaj, dziś, rodzina zdrajców narodu miała stać się udziałem jej rozkwitu, jednym z najważniejszych sprawdzianów. Minęło tyle czasu, od kiedy po raz pierwszy rzuciła wrogie zaklęcie na innego człowieka, w podziemiach Mantykory, z trzęsącą się dłonią i spiętym gardłem. Tyle czasu odkąd pokroiła na kawałki spetryfikowanego gwałciciela, poprosiła szwaba, aby nauczył ją samoobrony. A teraz, patrząc w dziecięcą buzię dziewczynki w wysokim krześle, obudziło się w niej coś, czego nie czuła od miesięcy. Litość.
To była litość wobec skowyczącej matki, której łkanie chwytało serce i rozdzierało na kawałki. Litość wobec wijącego się na ziemi chłopca i tej niewinnej istoty, która nie zdążyła jeszcze niczym zawinić ich sprawie. Ale zawinili jej rodzice. Czy to nie był wystarczający powód? Czy kobieta nie płakała w ten sposób nad swoimi źle podejmowanymi decyzjami? Nad grzechami parszywego męża? Elvira zacisnęła zęby i przełknęła ślinę, pozwalając mięśniom rozluźnić się po długim czasie tkwienia bez ruchu. Nie mogła okazać współczucia. Musiała spotkać ich kara, adekwatna do czynu, jaki popełnili. Dotkliwa i rozciągnięta w czasie. A roześmiana, pogardliwa Sigrun musiała mieć pewność, że zwątpienie w Elvirę Multon było najgłupszą rzeczą, jakiej się dzisiaj dopuściła.
Słysząc rozkaz, uśmiechnęła się ironicznie i skinęła głową, pochylając się lekko w stronę skowyczącej małej, od której pisków i krzyków napinały się bębenki w uszach. Zaczęło się od skutecznie rzuconej Plumosy. Płacz urwał się w środku jak nagle przerwana pieśń, zastąpiony charczącym kaszlem. Dzieci dusiły się szybciej niż dorośli, pamiętała to z pediatrii, jednego z najgorszych przedmiotów w szpitalu.
- Nieee! Proszę, zlituj się! Weź mnie, mnie, a nie Lucy! Ona nic nie zrobiła, proszę, zabij mnie zamiast niej!
Spojrzała ponuro na zasmarkaną kobietę, a potem zostawiła najmłodsze dziecko w stanie postępującej agonii. Podeszła do unieruchomionego chłopca, który krótkimi rękami starał się dosięgnąć nóg stolika. Złapała go pod barki, był lekki jak marionetka. Uniosła go, piszczącego, do góry i owinęła wokół niego ramię, żeby nie mógł machać barkami. Potem przyłożyła mu różdżkę do policzka, nie odrywając chłodnego spojrzenia od Sigrun.
- Mortiodentio - powiedziała cicho, wyginając usta w drżący grymas. Nawet nie zdawali sobie sprawy, jak bardzo bolesne mogło to być zaklęcie. - Odpowiecie na wszystkie jej pytania. Każde zawahanie to kolejny wyrwany ząb. Lepiej niech nie dojdę do ostatniego. Jeśli do tej pory nie udławi się krwią, będę musiała przejść do palców. - dodała spokojnie. - A jeśli odpowiecie szybko... może nawet zdążycie uratować Lucy.
Dalej, Rookwood.

Elvira Multon 200/215 (-15 psychiczne)


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Ruiny Whitby [odnośnik]10.05.21 21:32
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 100
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny Whitby - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ruiny Whitby [odnośnik]12.05.21 13:37
Ciemna, zimna, grudniowa noc spowijała Whitby, a do kuchennej izby Evansów nie wpadało dużo światła. Ciepło powoli sprawiało, że szyby wewnątrz zaczynały parować, a gotująca się na jednym z palników zupa jarzynowa, zaczynała powoli kipieć. Gospodyni nawet tego nie zauważyła, będąc zbyt skupioną na własnym dziecku, teraz trzymanym w rękach przed uzdrowicielkę. Jej skomlenie i błaganie nic nie dało, a kobieta padła na kolana, ściskając ze sobą dłonie i zalewając się łzami, tuż po tym gdy w stronę jej syna poleciało czarnomagiczne zaklęcie. Ten szarpał się jeszcze, ale był zaledwie dzieckiem i nie mógł nic poradzić na silny uścisk czarownicy, zwłaszcza gdy jego nogi pozostawały sparaliżowane. Z ust dziecka wydobył się najpierw cichy jęk, a potem donośny, wysoki pisk. Przez otwarte usta zaczęła wyciekać krew, najpierw na brodę, potem na koszulkę, a ostatecznie na podłogę. Plama szkarłatu ciągle rosła, a Elvira jako doświadczona uzdrowicielka, mogła zauważyć, że jest jej zbyt dużo, jak na zwykłe wyrwanie mlecznego zęba. Ostatecznie z ust chłopca wypadł jeden kieł, lecąc na klepisko, tuż na buta kobiety. Jeśli zajrzałaby do ust chłopca, mogłaby dostrzec, jak cała ta krew upływała z pustego zębodołu. Ślina mieszała się z juchą, brudząc go całego, a on nie był w stanie tego skontrolować. Nagle zaczął krzyczeć jeszcze głośniej, machając do tego rękami i wylewając morze łez. Zanim ta zdążyłaby zareagować, z ust chłopca, oprócz jego jęków z bólu, dało się usłyszeć dźwięk przypominający kruszenie surowego makaronu, a chwilę później, w to samo miejsce obok buta Elviry, wyleciał kolejny kieł, który uzdrowicielka mogła rozpoznać jako stały. Zaklęcie wyrwało go prosto czaszki chłopaka, powodując niewyobrażalny ból i krusząc boki znajdujących się obok zębów, których drobne kawałki zaczęły wypływać na ziemię wraz ze śliną.

| Jest to interwencja Mistrza Gry w związku z wyrzuceniem przez Elvirę krytycznego sukcesu. Chłopiec całkowicie stracił kieł mleczny i kieł stały, oraz ma pokruszony pierwszy ząb trzonowy i boczny siekacz.  Ze względu na duży upływ krwi, chłopiec zaczyna się nią krztusić. Przechylenie jego głowy do tyłu spowoduje udławienie się, zaś do przodu, znaczne pobrudzenie klepiska.
Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny Whitby - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ruiny Whitby [odnośnik]26.06.21 18:57
Właściwie to nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji. Najwyraźniej nie doceniła Elviry i motywacji jaką była nienawiść. Sigrun oparła się o ścianę kuchni, splótłszy ręce na pełnych piersiach, wpatrywała się wyczekująco w blondynkę od niechcenia kręcąc w powietrzu niewielkie kółeczka. Wydawała się jednocześnie głucha na wrzaski dwójki dorosłych, błagających o oszczędzenie dzieci, płaszcz matki i pisk małej dziewczynki, którą trafiła celna Plumosa. Zaczęła się krztusić, wypluwając dym, drobne rączki przyciskała do piersi i zaczęła czołgać się w stronę matki, która nie mogła jej pomóc.
- Rozważę to. Sama możesz jej pomóc. Kto wam pomagał? - spytała spokojnie Sigrun, leniwie przenosząc spojrzenie na mugolkę, zalewającą się łzami. Podobnie jak i córka nie mogła wykrztusić słowa, lecz nie przez czarnomagiczne zaklęcie. Rookwood czuła się wręcz zdziwiona ich milczeniem. Zawsze sądziła, że łatwo jest złamać rodzica torturując na ich oczach dziecko - pękali jak szkło. Tymczasem ta dwójka milczała, póki co, jak zaklęta.
Śmierciożerczyni nie machnęła jednak różdżką, aby przyśpieszyć sprawę. Miały czas. Wieczór był bardzo młody. Rzuciła zresztą Multon wyzwanie, była ciekawa tego jak się z niego wywiąże - a wywiązała się... cóż, więcej niż dobrze. Sigrun myślała, że uzdrowicielka znów sięgnie po czarną magię, by ją ćwiczyć, praktykować, zgodnie ze wskazówkami. Ona jednak uczyniła coś innego.
Sigrun znała to zaklęcie. Mortidentio zaprezentował jej już lord Shafiq w podobnym celu, kiedy torturowali ukrywających się w Londynie niemagicznych i ich obrońców. Efekt jego użycia nie był jednak tak zaskakujący i malowniczy jak to co pokazała Elvira. Wrzask chłopca, trafionego bolesnym zaklęciem, przeszedł wyobrażenia Sigrun. Wył jak obdzierane ze skóry zwierzę.
- Przestań, błagam przestań! - wrzasnął w końcu ojciec, drżąc przez odgłos wyrywanego z głębi czaszki stałego kła, na twarzy był blady jak ściana - Znam tylko jego imię. Nathaniel. Mówił, że był... aurorem, kimś takim. Magicznym policjantem. Obiecał, że nas stąd zabierze i ukryje. Ma przyjść za dwa dni o zmierzchu - wyrzucił z siebie w końcu; nie ustawał w próbach uwolnienia się z kajdan.
Lucy wciąż krztusiła się dymem, chłopiec łkał z bólu, a po jego brodzie spływała strużka krwi.
- Kontynuuj, Elviro - poleciła Sigrun, a w jej głosie rozbrzmiało zadowolenie z tego jak młodsza Rycerka się spisała - wkurwiała ją niemożliwie, lecz nie zamierzała zaprzeczać temu, że ten wyczyn z Mortidentio był całkiem interesujący. Do tego szalenie zabawny. Jakże ciekawie wykorzystana magia lecznicza - w teorii mająca pomagać. Czy uzdrowiciele nie składali jakiejś przysięgi po pierwsze nie szkodzić? Nieistotne zresztą. Obojętnie czego używała - byleby odniosło to skutek.
- Na pewno był ktoś jeszcze. Ukrywaliście się tu za długo. Kto? - spytała surowo, skupiając spojrzenie na mężczyźnie. Wymierzyła wówczas różdżką w dziewczynkę. - Mów albo zedrę jej skórę z pleców.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Ruiny Whitby [odnośnik]03.07.21 21:57
Elvira była głucha na błagania zrozpaczonej rodziny; w znaczeniu mniej i bardziej dosłownym, ponieważ ich urywane szlochami słowa ginęły w dźwięku kipiącej zupy, dławiącej się małolaty, a już zwłaszcza w nienaturalnie wysokim pisku, wydawanym przez chłopca, którego przyciskała do siebie ramieniem. Dobrze znała zaklęcie, którym chciała zaimponować Sigrun, nie miała więc wątpliwości, że się ono powiedzie. Nie spodziewała się jednak tego, że efekt przerośnie jej oczekiwania; podwójne wyrwanie zęba nie zdarzyło się Elvirze nigdy, a wyrwała pod znieczuleniem kilka zepsutych mleczaków. Dźwięk pękającej szczęki wrył jej się w pamięć, przedramię zadrżało, ale nie wypuściła chłopca - nawet wtedy, kiedy struga chlustającej krwi i śliny spłynęła po jej rękawie, płaszczu i butach. Od metalicznego smrodu zebrałoby się na wymioty niejednemu, a gdyby nie lata pracy z martwymi i żywymi ciałami, Elvira mogłaby zechcieć odrzucić od siebie kwilące dziecko. Sigrun jednak patrzyła, więc nie mogła odwrócić wzroku ani się zawahać. Utrzymała ze śmierciożerczynią uparty kontakt wzrokowy, przykładając na nowo różdżkę blisko brudnej, pyzatej twarzy.
W tym wszystkim raz na jakiś czas poświęcała spojrzenie dziewczynce w krzesełku. Było z nią coraz gorzej, ledwie chwytała oddech, charcząc i wypluwając z siebie kropelki śliny i piany. Pod przymkniętymi powiekami widać było już tylko bielmo. Umierała, a jej bezczelni rodzice nawet nie próbowali się wysilić. Naprawdę myśleli, że przysługuje im jeszcze prawo do kłamstwa?
- Mortiodentio - szepnęła pod nosem, zgodnie z poleceniem Sigrun. Odpadł kolejny ząb, chłopiec zawył, szarpnął się w jej uścisku raz czy dwa, a potem zwiotczał, nędznie pochylając głowę. Matka zaczęła dławić się własnymi łzami: Elvira nie sądziła, by miał być z niej większy pożytek. Czarownica była słaba. Przecież ten dzieciak jeszcze nie umarł, a mogłaby go zabić. Czuła tę moc w zgięciu własnego łokcia, którym bez problemu mogłaby założyć chłopcu śmiertelną obręcz wokół krtani.
Groźba Rookwood sprawiła, że Elvira uniosła brew, a ojciec zaczął histerycznie kręcić głową.
- Nikt, ja... nie!
Kobieta, matka, nagle odzyskała sprawność, rzucając mężowi obrzydłe spojrzenie.
- Był! Był twój brat, twój brat nas ukrył! I nie tylko nas... - Pełen złości głos po raz kolejny się załamał. - Powiemy, gdzie mieszka, kogo ukrył, wszystko, tylko proszę, uratujcie nasze dzieci... - Znów zaniosła się szlochem.
[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Ruiny Whitby [odnośnik]04.07.21 16:24
Właściwie to było nawet zastanawiające. Osobowość Elviry, jej nieczułość na cierpienie chłopca, okrucieństwo z jakim wyrwała mu ząb i z premedytacją zadawała ból. Przez głowę Sigrun przeszła myśl - dlaczego Multon wybrała karierę uzdrowicielki? Co kierowało tą kobietą kilka lat temu, gdy wybierała ścieżkę zawodową, zdawała egzaminy do szpitala świętego Munga? Brak innych talentów? Brak pomysłu na samą siebie? Sigrun nie znała chyba innego, równie okrutnego i podłego magomedyka. Nawet Zachary Shafiq zdawał się mieć w sobie więcej empatii. Bo czy to nie było niezbędne przy tym zawodzie? Może za bardzo porównywała ją do Cassandry. Sigrun nie wyobrażała sobie, aby Cassandra, jako matka, mogłaby tak skrzywdzić dziecko. Zaczynała dochodzić do wniosku, że Elvira po prostu popełniła błąd. Znacznie lepiej sprawdziłaby się w innej roli. Miała jeszcze szansę, aby to wszystko naprawić - i najwyraźniej ją wykorzystywała. Uparcie sięgała po czarną magię, mimo że sprawiało to ból, mimo że popełniała błędy. Uczyła się - to dobrze. Rookwood zaczynała dostrzegać, że potrafi być bezwzględna, okrutna i zdeterminowana w dążeniu do celu - a to niezwykle istotne.
Zgodnie z poleceniem Śmierciożerczyni blondynka kontynuowała, mimo zawodów i lamentu matki, pomimo pisków i łez dziewczynki, błagań ojca. Kolejny promień Mortidentio błysnął, syn skrępowanych czarodziejów mugolskiego pochodzenia zawył z bólu, na kuchenną podłogę spadł następny ząb. W nozdrza Sigrun wdzierał się zapach przypalonej zupy, nie zwracała na to najmniejszej uwagi, skupiając się na obserwacji mężczyzny,
- Widzisz, kochana? To nie było takie trudne. Los dzieci jest w twoich rękach - zwróciła się do kobiety, kiedy ta wreszcie zdecydowała wydusić z siebie prawdę. Historia o bracie mężczyzny, pomagającemu im się ukrywać przez tak długi czas na terenie Yorkshire, wydawała się o wiele bardziej prawdopodobna. - Jak się nazywa? Kogo jeszcze ukrywa? Gdzie ich znaleźć? Mówże, bo inaczej naprawdę zedrę jej skórę - powiedziała stanowczo. Nie chciała tu tracić całej nocy. Sigrun cały czas trzymała różdżkę wycelowaną w kulącą się u stóp matki dziewczynkę.
Czarownica mówiła więc dalej - opowiedziała o Charlesie Thomasin, bracie swego męża, który od miesięcy pomagał ukrywać się zarówno im, jak i innym mugolakom. Organizował także ucieczki niemagicznych z Yorkshire na tereny Longbottomów. Zdradziła, że mieszkał piętnaście mil stąd, w piwnicy zaś miał ukryte komnaty, które służyły za schronienie, dopóki nie zorganizował transportu.
Sigrun co prawda obiecała, że prawda uratuje córkę kobiety, ale cóż - jak zwykle skłamała.
- Corio - wyrzekła od niechcenia Rookwood. Promień zaklęcia był tak silny, że jego blask rozświetlił całą kuchnię. Wrzask dziewczynki, kiedy ją trafił, trwał bardzo krótko - ból był zbyt potężny, aby jej drobne ciało go wytrzymało. Niemal natychmiast straciła przytomność, kiedy okrutny czar zerwał całą skórę z małych pleców. Krew splamiła podłogę, chłopiec nie zniósł emocji i stracił przytomność, osuwając się u stóp Elviry. - Nie chciałam tak mocno, ale obawiam się, że przypadkowo mogłam ją zabić. Co za szkoda - powiedziała z udawanym żalem. Spojrzała na Elvirę. - To chyba pora, aby złożyć Charlesowi wizytę, nie sądzisz?
Ton głosu Sigrun sugerował, że odmowa nie będzie przyjęta. Nie zapowiadało się także na to, że zamierzała uwolnić dwójkę rodziców. Wprost przeciwnie. Chciała pozostawić ich, aby patrzyli na swoje wykrwawiające się dzieci i zdechli tu z głodu i pragnienia.
I żalu.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Ruiny Whitby [odnośnik]09.07.21 13:19
Okrucieństwa, jakiego pokaz dały dziś wraz z Sigrun, nie spodziewałaby się po sobie sama Elvira. Prawda, nie była nigdy przesadnie empatycznym uzdrowicielem, zawsze bardziej niż na okazywaniu wsparcia, czy dobrej woli, zależało jej na tym, aby bezlitośnie zwyciężać nad chorobami pacjentów. Niektórym to pasowało, niektórzy oczekiwali takiej zaciętości, ambicji i poszukiwania rozwiązania za wszelką cenę. Inni chcieli tylko, aby być przy nich, gdy cierpią, gdy umierają. Wtedy szli ze swoją potrzebą do kogoś innego, ponieważ Elvira tego nie potrafiła. Brzydziła się śmiercią, ponieważ w jej pracy, w jej karierze, oznaczała ona porażkę. Nigdy nie pogodziła się z tym, co wpajano im podczas kursu - że nie wszystkich da się ocalić, niektórym przeznaczone jest umrzeć, a oni muszą pomóc im zaakceptować los. Jak miałaby pomagać komukolwiek pogodzić się z czymś, z czym sama nie pogodziłaby się za żadne skarby?
Być może była to jakaś zapowiedź, jakieś preludium - z egoizmu rodziło się okrucieństwo, z obojętności podłość. Nie była matką, żeby rozumieć spazmatyczny szloch przerażonej kobiety, nie wzruszała się dziećmi, aby nie móc ukarać niewinnej istoty za grzechy, których nie popełniła. Co powiedziałaby Cassandra, gdyby ją zobaczyła? Czy to miało znaczenie?
Ściskała w ramionach bezładne ciało, krew skapywała z brody chłopca na jej buty, metaliczny swąd wciskał się w nozdrza. Po raz pierwszy od lat wywołał w Elvirze odruch wymiotny, choć była przecież przyzwyczajona do krwi. A może to nie sama krew tak bardzo ją brzydziła, może brzydziła ją myśl o tym, jak daleko nagięła już własne granice? Z przymkniętymi oczami słuchała wyjaśnień klęczącej czarownicy, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów, odciąć od tego, co działo się wokół nich. Do momentu, w którym pod powieki wkradł się błysk potężnego zaklęcia, urwany wrzask zaognił w uszach.
Elvira uznała ten moment za stosowny, by puścić ciało i pozwolić mu ułożyć się bezładnie u jej stóp. Chłopiec wyglądał na jeszcze mniejszego, gdy zwinął się embrionalnie w kałuży własnej, krzepnącej posoki.
- Oczywiście, nie pozwólmy mu czekać - odparła spokojnie na pytanie Sigrun, podwijając wilgotne rękawy i sięgając po różdżkę, aby oczyścić swój płaszcz z brudu.
Wychodząc, przelotnie zerknęła na sponiewieranych rodziców. Matka straciła przytomność, ojciec popadł w stan bliski katatonii. Jakże przykro. Zamknęła za nimi drzwi kuchni i cmoknęła cicho.
- Śmierdziało jak w rzeźni - rzuciła lekkim tonem. Podejrzanie lekkim.
Czy żołądek mógł ściskać ją mdląco z podniecenia? Czy zmieniała się na lepsze? Na gorsze?

/zt x2
[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Ruiny Whitby [odnośnik]11.12.21 2:21
|Ostatni tydzień lutego|

I przybył też i tutaj, chociaż nie musiał tego robić. Zmęczony życiem strażnik ładu i porządku w świecie magii przebierał nogami przez zaśnieżone tereny Yorku, szukając jedynie miejsca gdzie mógłby spędzić czasu trochę więcej poza domem. Nie samym Londynem żył człowiek. Nic dziwnego zresztą - każdy miałby w pewnym momencie dość już zgiełku w którym się otacza. Dlatego Lykanon nie zamierzał przeszkadzać sobie w tym, aby wyjść pewnego południa ze Skrzydła i teleportować się do miejsca tylko jemu znanemu. Kiedyś już tu był. Jedna ze spraw morderstw, które potem przekazał do wyższej instancji. W końcu działalność czarnoksiężników. Wtedy by nie ryzykował. Ale teraz... Teraz świat przewrócił się do góry nogami, wszystko było po innych stronach. A on, niczym jakaś roślina - musiał się do tego dostosować lub ostatecznie zginąć. Łatwiej było podjąć pierwszy wybór i stać po stronie tego w co wierzył. Mężczyzna znalazł się obok podniszczonej ściany ruin Whitby, aby zaraz zerknąć w stronę witrażu. Wyjątkowo wiatru nie było, więc śnieg nie był zwykle mówiąc - piekielnie denerwującym zjawiskiem. Zdjął ze swojej głowy kaptur, bo nie nosił przede wszystkim żadnych innych ubiorów poza mundurem. Przejechał dłonią po włosach, zerkając na popękane, zabarwione szkła zrujnowanego witraża. I pomyślał wtedy - ile tego się utraciło na przestrzeni lat, gdy jeszcze miało istnieć i być twardsze niż ze spiżu. W końcu nie był to domek ze słomy jak w mugolskiej bajce o prosiaczkach. Przejechał dalej dłonią, odwracając już wzrok od kolorów szkła. Oparł się plecami o ścianę, aby zaraz zacząć podziwiać krajobraz wokół. Yorkshire. Jak dobrze pamiętał był to pewnie teren Carrowów. Czy oni nie mieli czegoś związanego z koniami? A może się jednak mylił i tak naprawdę to był inny ród? Nie orientował się w tym jakie to one miały historii. Pamiętał tylko nazwiska. Dzięki nim wiedział czy problem nadejdzie. A miał nadejść? Tego nie wiedział...
Lykanon Harkness
Lykanon Harkness
Zawód : Funkcjonariusz Patrolu Egzekucyjnego
Wiek : 36
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You Either Die a Hero, or You Live Long Enough To See Yourself Become the Villain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t10696-lykanon-harkness https://www.morsmordre.net/t10731-poczta-lykanona-harknessa#325728 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f403-watford-skrzydlo https://www.morsmordre.net/t10733-skrytka-nr-2352#325817 https://www.morsmordre.net/t10787-l-harkness#328405
Re: Ruiny Whitby [odnośnik]12.12.21 14:03
Tętent kopyt i trzask łamanych gałęzi to jedyne co wypełniało uszy młodej lady. Może jeszcze wzburzona krew, która buzowała w niej zawsze, gdy usadowiona na grzbiecie rodzinnego wierzchowca pokonywała tereny hrabstwa. Jej służka nie umiała tak dobrze jeździć konno, więc została w Sandal Castle. Być może nawet cieszyła się, że miała chwilę odpoczynku od Calypso, która w ostatnim czasie była nieco trudna w obyciu. Złamane serce jątrzyło w niej ranę, której nie mogła zaradzić nawet i sztuką.
Nie wykonywała patroli — to miało być zadanie powstającej gwardii, o której już od jakiegoś czasu przebąkiwali Ares i Icar. Ona jeździła, by nieco rozładować wszystkie emocje. By uciec spod czujnego oka ojca, który chyba domyślał się, że jego córka przeżyła pierwszy w życiu miłosny zawód. Ale od zawsze jej powtarzał, że mężczyźni to nic dobrego. I chyba miał rację.
Calypso postanowiła sobie, że nie będzie już wychodziła przed szereg, a może nawet studziła wszelkie zamiary, jakie mógłby mieć ktokolwiek wobec niej. Wolałaby zostać starą panną, niż słuchać marudzenia do końca swych dni.
Oczywiście szanse na powodzenie miała małe, bo zgodnie z tym, co mówił jej ojciec: “była różą ich rodu. Białą różą Carrow”. Tereny ich rodu były największe pośród wszystkich rodzin. Nic więc dziwnego, że potencjalny ożenek byłby dla kogoś opłacalny. Calypso jednak, mimo całego swojego umiłowania do konkretów, była również romantyczką i nie chciała po prostu “się opłacać”.
Opactwo stanowiło idealne miejsce odpoczynku. Mogła odpocząć… Pobyć sama lub w towarzystwie duchów. Ściągnęła cugle i wtedy niespodziewanie ściągnęła również brwi. Na śniegu widniały świeże ślady. A zmarli ich nie zostawiali. Ktoś tu był.
Calypso dłonią przytrzymała wodze, a drugą wyciągnęła różdżkę z kieszeni ciepłego płaszcza, który luźno przewieszony był przez grzbiet wierzchowca.
- Kto tam jest? - Nie zamierzała wchodzić do środka bez sprawdzenia, czy to bezpieczne. Jeśli nie odezwie się nikt, zawróci. Nie miała ochoty na spotkanie rebeliantów — przyśle braci, żeby to sprawdzili. Jeśli jednak ktoś nie ma złych zamiarów, to żaden problem, by się jej ukazał, prawda?
Nie od dziś była brana razem z męskimi członkami rodziny na polowania, więc wiedziała, które ślady są świeże, a które już zdobią śnieg od jakiegoś czasu. Z racji tego, że drobny śnieg wciąż prószył, ale nie zdołał pokryć szczelin butów, to znaczy, że ktoś tędy przechodził zupełnie niedawno. Koń parsknął i trącił kopytem zaspę nieco zniecierpliwiony, ale lady Carrow trwała w jednej, gotowej pozycji, wpatrzona uważnie w potężną bryłę opactwa. W jakiś sposób poczuła żal do tego kogoś. To miało być wszak jej miejsce i jej czas na odpoczynek.



Calypso Carrow


But he that dares not grasp the thorn
should never crave the rose

Calypso Carrow
Calypso Carrow
Zawód : Malarka, Arystokratka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I won't be silenced
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless

OPCM : 10
UROKI : 5 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9571-calypso-carrow https://www.morsmordre.net/t9765-tea#296315 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t10558-skrytka-bankowa-2196#319978 https://www.morsmordre.net/t10406-c-carrow#314672
Re: Ruiny Whitby [odnośnik]14.12.21 18:42
Łapał się na tym, że pomimo tego kim był - wracał do swojej bardziej romantycznej duszy, której lata istnienia wyzbyły go z jakiego poczucia romantyzmu. Był szorstki, starzał się i nie zamierzał też za bardzo ingerować w zmiany samego siebie. Bliżej było mu do czterdziestki niż dwudziestki i jedyne na czym mu zależało w tym świecie to... przetrwać. Przetrwać dłużej niż jest to przewidywane w obecnych czasach. Harkness jednak wiedział w jakich okolicznościach dane mu było żyć. I takie momenty jak te były dla niego jeszcze bardziej potrzebne niż dawniej. Gdzie nie było żadnego wariactwa, a zwykła cisza. Zero będącej w niej grozy czy zaskoczenia. Ot, po prostu cisza. I właśnie takiej ciszy teraz potrzebował. Danie swoim oczom chwili wytchnienia, kiedy finalnie będzie mógł poczynić dalsze kroki. Zdawało się jednak, że nie będzie mu dane tego osiągnąć, bo tętent konia sprawił, że musiał wciągnąć zimne powietrze do płuc i wytężyć jeden ze swych zmysłów bardziej. Ilość kroków? Co najmniej dwa co sekundę, co oznaczało, że par butów była jedna. Jeden człowiek. Nie wiedział czy kobieta czy mężczyzna, wiedział tylko, że ktoś do niego szedł. Mugol? Nie, to tereny Yorku. Półkrwi? Możliwe. Ale jeśli tak to co tutaj zamierzał zrobić. Wyżej to już tylko klasyfikowanie do jakiego stronnictwa przynależał. Dla Harknessa w obecnych czasach ciężko było zgadnąć czy ktoś potrafił być neutralny. Każdy musiał w pewnym momencie wybrać swoją stronę, dlatego nie wahał się przez chwilę, aby decydować o stronnictwie. Zareagował instynktem, a instynkt podsuwał mu tylko jedno: "wyceluj", za myślą poszedł też czyn. Różdżkę wycelował przed siebie, zaczynając stawiać ostrożne kroki przed siebie. Dopiero wychodząc zza kamiennej, zrujnowanej ściany, funkcjonariusz zauważył rudowłosą, wyróżniającą się na tle krajobrazu kobietę. Będącą jedynie akcentem kolorystycznym tego "obrazu", który rysował się przed jego oczami.
Czy traktował ją jako kogoś nierównego? Bynajmniej. Stała przed nim teraz i oboje celowali do siebie. Jakby byli wrogami. Ale czy w tym momencie, gdzieś kilometry dalej faktycznie nie było wrogów? Lepiej było dmuchać na zimne. Dlatego jedynie przechylając głowę na bok, Harkness finalnie odezwał się pierwszy.
Nikt na tyle ważny, że musisz zakłócać spokój. Może to ja powinienem zapytać kto tu jest. — I nie była to sugestia, a raczej podświadomy rozkaz, do którego zachęcał, aby się zastosowała. Nie był tutaj funkcjonariuszem, ale nawyki nie odpuszczają. Nie odpuszczą. Stały się częścią jego ciała i umysłu. Dlatego dopiero kolejny postawiony krok, bliżej do niej sprawił, że dopiero teraz dostrzegł konia. — Tylko szlama zapuszczałaby się w te tereny bez żadnej ochrony. No, kim jesteś? Już. — Ponaglił, nie zdejmując "z muszki" swojej oponentki.
Lykanon Harkness
Lykanon Harkness
Zawód : Funkcjonariusz Patrolu Egzekucyjnego
Wiek : 36
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You Either Die a Hero, or You Live Long Enough To See Yourself Become the Villain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t10696-lykanon-harkness https://www.morsmordre.net/t10731-poczta-lykanona-harknessa#325728 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f403-watford-skrzydlo https://www.morsmordre.net/t10733-skrytka-nr-2352#325817 https://www.morsmordre.net/t10787-l-harkness#328405
Re: Ruiny Whitby [odnośnik]17.12.21 17:58
Może i wśród mężczyzn niższego stanu istniało przeświadczenie, że musieli wybierać strony. Kobiety jak Calypso w pewnym sensie miały łatwiej — za nie decyzje w kwestii poglądów w dużej mierze podejmowali ojcowie, bracia, czy wreszcie mężowie. Nikt nie oczekiwał, że będą “bawić się w politykę”. I w zasadzie to chyba jeden z nielicznych przypadków, gdy Calypso zupełnie to nie przeszkadzało. Mogła robić swoje, a po której stronie konfliktu będzie? Czy to duża różnica — kwestią polityki interesowała się głównie w kontekście historycznym, śledząc zaprzeszłe konflikty, wobec obecnych pozostając nieco obojętna. Malować, czy jeździć konno na dobrą sprawę mogła po obu stronach barykady. Tereny Carrowów nie należy do niebezpiecznych, bo młodzi przedstawiciele tego rodu, chociaż oczywiście pozostawali wierni wizji nestora, niespecjalnie sami pchali się do walki. Wyjątek stanowił oczywiście Icar, który był najbardziej zaangażowany z całej trójki. Wiązało się to jednak z częstymi wyjazdami, więc Calypso nie do końca wiedziała, czym się zajmuje. Niemniej jednak czuła się na terenach Yorku bezpieczna — dlatego też wypuszczała się sama w podróż i dlatego też nie zawahała się rzucić zaklęcie. Zobaczyła, że mężczyzna wychodzi z wyciągniętą różdżką, więc posłała ostrzegawcze zaklęcie tuż nad jego głową.
Nie przywykła do przyjmowania rozkazów, a ich wydawania, więc nawet nie zamierzała się tłumaczyć dlaczego tu jest. I chociaż jak wspomniane, ziemie rodu Carrow były względnie bezpieczne, to nie było tu miejsca dla mugoli ani mugolaków. Calypso osobiście bardzo się ich bała, ale to ojciec zarządził, by każdego sprawdzać.
- Następnym razem nie będzie ostrzeżenia. Przedstaw się i zastanów dwa razy, do kogo mówisz. Bo alboś bardzo głupi, alboś ślepy. - Nie była delikatną panienką, jak niektóre damy w jej wieku. Nie zamierzała płaszczyć i tłumaczyć się przed żadnym mężczyzną — nawet lordem. A co dopiero przed kimś, kogo z tej odległości nie mogła poznać. Nie ma się jednak co oszukiwać — wierzchowiec, na którym przyjechała, nie był byle jaki, a na tych terenach monopol na zwierzęta miała tylko jedna rodzina. Dała mu więc szansę się zastanowić nad odpowiedzią, niezmiennie celując w niego różdżką.
Oboje mieli nawyki, ale istniała jednak też inna kwestia — zdrowego rozsądku. Jeśli z jej głowy spadnie chociaż jeden włos i to jeszcze na jej własnej ziemi, nawet przedstawiciel ministerstwa musiałby liczyć się z konsekwencjami. Wszystko wiec zależało od tego, jak bystry był mężczyzna — skoro zauważył konia, musiał też zdawać sobie sprawę z jego ceny. Czy szlama mogłaby sobie pozwolić na taki wydatek w obecnych czasach? Cóż… może spróbować tak myśleć. - Opuść różdżkę, zanim pożałujesz. - Może i powinna dodać, że znajduje się na jej ziemiach, ale uznała to za zbędne. - Ostatnia szansa. - Ostrzegła, a kilka iskier z jej różdżki strzeliło niecierpliwie, jakby rwąc się, by zostać wypuszczone z jej różdżki. Jej charakter był dziki, więc i jej magia była niebezpieczna.



Calypso Carrow


But he that dares not grasp the thorn
should never crave the rose

Calypso Carrow
Calypso Carrow
Zawód : Malarka, Arystokratka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I won't be silenced
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless

OPCM : 10
UROKI : 5 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9571-calypso-carrow https://www.morsmordre.net/t9765-tea#296315 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t10558-skrytka-bankowa-2196#319978 https://www.morsmordre.net/t10406-c-carrow#314672
Re: Ruiny Whitby [odnośnik]15.01.22 1:19
Zdawać się jej mogło, że mężczyzna był głuchy. Różdżki przeto na jej "rozkaz" nie schował. Nadal mając ją skierowaną w swoją stronę jedynie zerknął na ledwo sekundę, gdy błysk ostrzegawczego zaklęcia śmignął mu nad głową. Ale czy zamierzał czynić coś więcej? Nie sądzę. Harkness jedynie przyjrzał się jej z bliska. Dopiero wtedy go mogło olśnić, trochę mocniej. — Nie jestem już młody, ale nie zamierzam też ginąć w głupi sposób. Mogę mieć jedynie przypuszczenia kim jesteś, ale to ty musisz mi powiedzieć. Zaspokój ciekawość ślepego. — Posłużył się brytyjskim sarkazmem, zaczynając w półkręgu iść dalej, lecz nie do niej samej, ale do samego wierzchowca. Jeśli jego ojciec chrzestny kiedyś mówił mu o wierzchowcach to zdecydowanie, że owe bestyje zwane końmi najczęściej służyły szlachcie... A i zdarzali się ludzie, którzy kupowali ze Skrzydła wierzchowce i nie byli to prości ludzie. Temu jedynie stanął blisko zwierzęcia i nawet nie dotykając go, obniżył lekko różdżkę. — Zginę jak dotknę? — Nie zamierzał się nawet przedstawiać póki co. Miał jedynie przypuszczenia kim kobieta mogła być i nie zamierzał oczywiście zrobić jej krzywdy, jeśli ta nie zamierzała zrobić tego samego wobec niego. Czy zdrowy rozsądek wygrał tym razem? Chyba na to wychodziło. Harkness westchnął jedynie, a obłok pary wodnej z ust pojawił się na wietrze. — A następnym razem nie gróź komuś, bo faktycznie może Ci zrobić krzywdę. Nie uczyli was jakichkolwiek podstaw w Klubie Pojedynków? O ile w ogóle na te zajęcia uczęszczaliście za... swoich czasów. — Dodał to ostatnie, bo zdawał sobie z faktu, że była od niego zdecydowanie młodsza. Możliwie, że jedną dekadę. Sprawiając mu tym samym przypomnienie, że jeszcze tyle lat temu był jakkolwiek miłym "strażnikiem porządku", lecz zaraz porzucił owe myśli i skupił się na tym, że właśnie miał do czynienia z kimś bardziej "butnym" niż złodziejaszek czy inny bandzior. Miał do czynienia z kobietą, a te potrafiły być znacznie bardziej niebezpieczne. Trucizny, zwodzenie, ciche zabijanie i zgonienie winy na kogoś innego. Tyle było sposobów, którymi mogły się posłużyć. A Lykanon nie zamierzał jednak paść trupem na zimnie. Dlatego ważył swoje słowa do momentu, gdy nie czując, że cisza trwała za długo... Dodał jeszcze coś od siebie.
To... Co tutaj robisz? Czemu nie jedziesz dalej i nie zostawisz mnie samego? Nie mam zamiaru tutaj długo pobyć... Więc chcę się cieszyć samotnością póki mogę...
Lykanon Harkness
Lykanon Harkness
Zawód : Funkcjonariusz Patrolu Egzekucyjnego
Wiek : 36
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You Either Die a Hero, or You Live Long Enough To See Yourself Become the Villain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t10696-lykanon-harkness https://www.morsmordre.net/t10731-poczta-lykanona-harknessa#325728 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f403-watford-skrzydlo https://www.morsmordre.net/t10733-skrytka-nr-2352#325817 https://www.morsmordre.net/t10787-l-harkness#328405
Re: Ruiny Whitby [odnośnik]19.01.22 16:37
Ona również ani na moment nie zdjęła go “z muszki”. Tak na wszelki wypadek. Zwłaszcza że mężczyzna wyraźnie migał się od odpowiedzi na zadane pytanie. Może właśnie dlatego Calypso nie zamierzała robić pierwszego kroku w wyjawieniu swojego imienia. Imię miało bowiem szczególną moc i nie powinno być zdradzane bez powodu, jeśli nie znamy intencji danej osoby.
- Skoro domyślasz się, kim jestem, wtedy powinieneś wiedzieć, że ta różdżka może upaść, jak ci ręka uschnie, za podnoszenie jej na mnie. - Powiedziała z równie mocno słyszalnym sarkazmem. Nie spuściła z niego spojrzenia, gdy zaczął iść w stronę konia. Wiedziała, że zwierzę w razie fizycznego ataku, gotowe było sprzedać potężnego kopa mężczyźnie. W starciu z magią nie miało wielkich szans, ale od tego miało swoją właścicielkę.
- Zależy. Nic nie mogę obiecać. - Odparła, coraz gorsza, że mężczyzna ignoruje jej prośby o wyjawienie swojego imienia. Gdyby była naprawdę złośliwa, wystrzeliłaby ku niemu sygnał alarmujący jej rodzinę, że znajduje się w niebezpieczeństwie.
Dlatego też zmarszczyła brwi, gdy to z jego usta padła jawna groźba.
- Po pierwsze nie przypominam sobie, żeby mógł pan zwracać się do mnie per “Ty” nie jestem pańską koleżanką i nigdy nie będę. Nie wymagam, nie wiadomo czego, a jedynie ujawnienie się, skoro znajduje się pan na moich ziemiach. W innym wypadku będę zmuszona wezwać odpowiednie osoby. - Nawet nie próbowała udawać, że obchodzi ją jakiś tam jego klub pojedynków. To była zabawa dla dzieci, z której już dawno wyrosła i wiedziała, że ziem Yorku należy bronić. - Nie będzie mi pan mówił, co mogę, a czego nie. Przebywa pan na terenach rodu Carrow i ja jako jego przedstawicielka mam prawo być, gdzie mi się podoba. Pan natomiast przekracza kolejny raz linię. - Tak, przyznała się do tego, z jakiej rodziny pochodzi, ale miała dość tego, że jakiś obcy mężczyzna zupełnie za nic ma to, z kim rozmawia. Oj, powie ona swojemu ojcu o tej sytuacji. Była tak zła, że z czuba różdżki, wciąż wycelowanej w jego osobę posypały się iskry, okazujące jej niepokój. Nie, nie rzucała zaklęcia. Po prostu jej emocje znajdowały ujście w taki właśnie sposób.
Jeśli mężczyzna jednak miał, chociaż odrobinę zdrowego rozsądku, to raczej nie powinien jej już lekceważyć, bo rzeczywiście — przebywał na jej rodzimych ziemiach i każda próba ataku na jej osobę, czy to fizyczna, czy też przez bluźnierstwo, mogła dosięgnąć go konsekwencjami. To nie tak, że się go nie bała. Był starszy od niej, lepiej zbudowany, co widziała pomimo zimowego płaszcza, a i coś jej mówiło, że mógł w walce być bardziej doświadczony. Ale Calypso nie zamierzała w żadnym razie okazać tego, jak wielki dyskomfort sprawia jej to spotkanie. Była Lady Yorku — nie winna nikomu się kłaniać.



Calypso Carrow


But he that dares not grasp the thorn
should never crave the rose

Calypso Carrow
Calypso Carrow
Zawód : Malarka, Arystokratka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I won't be silenced
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless

OPCM : 10
UROKI : 5 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9571-calypso-carrow https://www.morsmordre.net/t9765-tea#296315 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t10558-skrytka-bankowa-2196#319978 https://www.morsmordre.net/t10406-c-carrow#314672
Re: Ruiny Whitby [odnośnik]24.01.22 17:49
Czyli ty możesz być gdzie Ci się podoba, bo jesteś szlachcianką... milady? A czy szlachciców uczą oprócz kultury i dobrego wychowania także szacunku do drugiego człowieka i danie mu czasu do samotnej kontemplacji? Czy raczej jestem istotą drugorzędną, której but na szlachetnym dywanie upoważnia p a n i e n k i służbę do tego, aby wyrzuciła go i załatwiła nowy? – Oczywiście przy tym udawał trochę bardziej harlekinową postawę "szlachcica", trochę nawet nad wyraz karykaturalną. Owszem, miał na uwadze, że teraz wkurzał kobietę i prowokował jej. Dotykał czułych strun, które powodowały, że czerwień jej włosów mogłaby się w pewnym momencie zrównać z kolorem twarzy. O ile w ogóle czerwieni się ze zdenerwowania. Bo i były takie bladolice szlachcianki, które nawet ani trochę nie pokryją się czerwiem na polikach, gdy powie się komplement. Czy spotykał takich ludzi na swojej drodze? A owszem. Dane mu to było. Tylko wtedy zachowywał się zgoła inaczej niż teraz. Ironizował. Typowy brytyjski humor grał w jego duszy, a sam nie zamierzał poprzestawać na tym.
Poklepał konia po jego szyi, aby zaraz jednak usłyszeć słowa "o ostrożności" i "przekraczaniu linii". Wtedy to dopiero zrobił krok w tył tak, jakby przechodził na stronę tej niewidocznej linii i ponownie zerknął na kobietę. – Och, przepraszam. Już wracam za swoją linię, milady. Czy tak właśnie powinno być? Powinienem jeszcze zrobić ukłon? – Zrobił go, faktycznie go zrobił. Ale dość delikatnie, jakby nie zamierzał tego powtarzać, a jeden ukłon miał mu po prostu przynieść garb. Na twarzy mężczyzny zresztą wymazało się lekkie rozgoryczenie faktem, że dopóty nie robi niczego złego to i tak ktoś musi wtrącić się w jego chwilę samotności. A raczej, że ktoś wyższego statusu musiał robić to bo "takie miał prawo". Z lekkiego rozgoryczenia całą tą sytuacją, Harkness prychnął.
Nie rozumiem tylko faktu, że chcesz ode mnie nazwiska i imienia, ale nigdy nie będziesz wiedzieć czy się znowu spotkamy, l a d y Carrow. Ale dobrze... Niech Ci będzie, powiem. Lykanon. Piękne imię, prawda? – Przewrócił oczami, zaraz znowu skupiając się na tym, aby schować różdżkę za pasek i skupić się na zerkaniu po wszystkim wokół. Imię powinno jest wystarczyć na ten moment. Chyba, że zamierzała drążyć dalej na temat jego bycia tutaj. – A właśnie... O wezwanie jakich osób chodzi? Patrolu Egzekucyjnego? Który działa dla waszego głównie dobra? – Tutaj już się zainteresował.
Lykanon Harkness
Lykanon Harkness
Zawód : Funkcjonariusz Patrolu Egzekucyjnego
Wiek : 36
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You Either Die a Hero, or You Live Long Enough To See Yourself Become the Villain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t10696-lykanon-harkness https://www.morsmordre.net/t10731-poczta-lykanona-harknessa#325728 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f403-watford-skrzydlo https://www.morsmordre.net/t10733-skrytka-nr-2352#325817 https://www.morsmordre.net/t10787-l-harkness#328405

Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Ruiny Whitby
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach