Wydarzenia


Ekipa forum
Danson Park
AutorWiadomość
Danson Park [odnośnik]04.04.15 23:38
First topic message reminder :

Danson Park

To zdecydowanie największy publiczny park w London Borough of Bexley, gdzie spacerowicze mogą podziwiać piękne widoki o każdej porze dnia czy roku. Zresztą... Czyż Twoja pamięć nie sięga mimowolnie do dnia, w którym Wasze oczy po raz pierwszy się spotkały? Od początku tkwiła w Tobie myśl, że to musi być prawdziwe, ta więź między Wami... Chęć zaproszenia go do domu tkwiła w Twojej duszy zakorzeniona tak głęboko, że aż wywoływała drżenie Twego ciała... Weź go, zabierz go do siebie! Piękny, biały łabądek patrzył na Ciebie swymi rozumnymi oczami, strosząc dumnie piórka i wypinając pierś. Wreszcie czar opadł, gdy zwierzę rzuciło się w przód, wyrywając Ci bułkę z ręki i połykając w całości parówkę z hot doga. Mimowolnie przyspieszasz swoje kroki, wasza relacja skończyła się tak szybko i zdecydowanie nie chcesz do niej wracać...
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Danson Park - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Danson Park [odnośnik]07.09.15 21:29
Cóż, Sylvain nigdy nie wątpił w to, że Elizabeth jest inteligentną kobietą. Szkoda tylko, że nie poszedł za jej przykładem w kwestii miłości. Miałby teraz o niebo mniej problemów niż obecnie. Musiał sprawdzić to na własnej skórze, żeby wiedzieć, że zakochanie nie jest dobre w żadnym stopniu, a to akurat wcale dobrze o nim nie świadczyło. Powinien uczyć się na cudzych błędach, nie swoich. Ale nie ma co płakać nad rozlanym eliksirem, prawda? Teraz już przynajmniej wiedział i unikał tego uczucia jak ognia.
Parsknął śmiechem na jej słowa. Och, to doprawdy piękne jak dobrze go znała i to chyba jak nikt inny.
- Wszyscy kiedyś umrzemy - przypomniał jej uśmiechając się złowrogo i wpatrując w nią zupełnie pozbawionymi radości, czarnymi w tym świetle, nieprzeniknionymi ślepiami. - Nie chcę umrzeć, bez przesady - dodał też po chwili - ale odnoszę wrażenie, że cały czas się boisz, że jak tylko na chwilę spuścisz mnie z oka, to poderżnę sobie gardło - wyszczerzył się do niej w tym swoim niepokojącym uśmiechu bardziej pasującym do jakiegoś drapieżnika pokazującego kły niż człowieka. Ale sama musiała przyznać, że miał w tym aspekcie słuszność i że było to niewymownie zabawne. No... przynajmniej jemu się tak wydawało.
Znienacka złapał ją za brodę swoją lodowatą łapą i naprowadził jej twarz na swoją, by na niego spojrzała.
- Jesteś nadopiekuńcza i kompletnie nie ufasz mojemu instynktowi przetrwania - powiedział jej prosto w oczy unosząc wyżej brwi. Tym razem jednak był śmiertelnie poważny.
- Jestem dorosły, Ellie, i jeśli nagle zechcę sobie odebrać życie, to to zrobię, twoja troska mnie nie powstrzyma, rozumiesz? - mruknął, po czym w końcu ją puścił i wpakował dłonie w kieszenie, żeby zaraz wyciągnąć paczkę papierosów. Ostatnio uznał, że fajki i alkohol rozgrzewają jego schorowane ciało o wiele lepiej niż jakieś durne eliksiry ze Świętego Munga. No i nie musiał się po nie fatygować do szpitala - same plusy.
W końcu zamilkł i zapalił papierosa słuchając tych jej żali, choć wyglądał na co najmniej zobojętniałego. Cóż, wyglądał tak, bo chciał tak wyglądać... ale rozumiał o czym mówiła i wiedział, że ta jej gorycz w głosie wcale nie jest bezpodstawna.
- Im bardziej będziesz się opierać, tym mocniej cię zaboli, kiedy cię złamią i zakują w kajdany. A zrobią to na pewno - powiedział bezlitośnie poważnie, wypuszczając ustami siwy, drapiący w gardle dym. - A ja nie chcę, żeby cię złamali... ani tym bardziej, żebyś skończyła jak ja - dodał i były to chyba najszczersze słowa, jakie od niego usłyszała. - Radzę ci, żebyś wyszła za mąż na własnych warunkach, za faceta, którego sama sobie wybierzesz, z którym się dogadasz. Rozumiesz? - spojrzał na nią znacząco. - Chcesz wolności, każdy facet też jej chce. Chcesz pracować tak jak oni i wcale nie uśmiecha ci się rodzić dzieci na gwizdek, bo "tak chce rodzina". Mogę cię zapewnić, że większości facetów też nie bawi płodzenie bachorów, bo tego się od nich oczekuje - zaciągnął się powtórnie papierosem i zamilkł na chwilę. - Układ doskonały: oboje będziecie wolni pod małżeńską przykrywką, bez nienawidzenia siebie nawzajem, bez prób zniewolenia, bez frustracji... - wymienił spokojnie. - Wilk syty i owca cała - skwitował.
Rodzina byłaby zadowolona, oni byliby zadowoleni... jasne, znalezienie faceta, który przystałby na coś tak szalonego na pewno nie byłoby sprawą łatwą... ale wcale nie niemożliwą. A Elizabeth miała od cholery mężczyzn w swoim otoczeniu. Do tego była naprawdę ładna i potrafiła grać. Bez trudu oplotłaby sobie jakiegoś wokół palca.
I właśnie powinna myśleć o tym już teraz, bo potem mogło być już za późno. Ale to już sobie darował. Niech sobie przemyśli to, co jej powiedział i sama osądzi, co byłoby dla niej lepsze, on przecież nie będzie jej mówił jak ma postępować, daje tylko rady i podsuwa pomysły, to wszystko.
O ile jednak angażował się w ich dotychczasową rozmowę, tak wzmianka o polityce i teoriach spiskowych nagle zgasiła jego zainteresowanie. Odwrócił wzrok od Elizabeth i na nowo utkwił w nocnym pejzażu przed nimi. Za każdym razem tak było, kiedy próbowała go wciągnąć w dyskusję na takie tematy. Od tego też się odciął tak samo jak od całej swojej przeszłości.
- Nigdy nie lubiłem tego typa - mruknął tylko po dłuższej chwili, po czym zgasił niedopałek w ziemi i podniósł się rozprostowując zesztywniałe kości. - Powinienem już iść - poinformował ją, ale uraczył przelotnym spojrzeniem dopiero po chwili.
Sylvain Crouch
Sylvain Crouch
Zawód : aktor
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
We should be able to kill ourselves in our heads and then be reborn
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1108-sylvain-crouch http://morsmordre.forumpolish.com/t1240-niesowia-poczta-sylvka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1383-mieszkanie http://morsmordre.forumpolish.com/t1360-sylvain-crouch
Re: Danson Park [odnośnik]08.09.15 23:36
Niektórzy mówili, że popełnianie błędów jest ważne. To jest podstawa doświadczenia, a czym innym jest nasze życie jak nie zbieraniem go? Sama Elizabeth popełniła całkiem sporo błędów w swoim życiu i każda z nich ją czegoś nauczyła, ale nie chciałaby ich nigdy więcej powtórzyć. Często były bolesne i narobiły więcej ran niż powinny, ale nigdy nie były one śmiertelne. Gdyby jednak zawsze postępowała prawidłowo zapewne byłaby w innym miejscu i wiedziała o wiele mniej o życiu.
-Z tym nie mogę się nie zgodzić. – przyznała o wiele bardziej ponurym głosem niż on. Nie podobał się jej ten uśmiech- przypominał jej wtedy zwierzę, a nie człowieka. Wolałaby aby nigdy się nie uśmiechał niż robił to w ten sposób. – Dziwisz się? Nie wiem co Cię jeszcze trzyma cię na tym świecie, ale mam nadzieję, że robi to mocno.- Niech on przestanie się tak szczerzyć. Jak bardzo wolała, gdy robił to za czasów szkoły niż teraz. I dobrze wiedziała, że jest nadopiekuńcza pod tym względem. Nie chciała go stracić, bo po prostu się bała tego. Trwoga ogarniała ją za każdym razem, gdy pomyślała o samotności i bytowaniu samemu na tym świecie. Może jemu to odpowiadało, ale ona nie mogłaby tak żyć. Dlatego nie pozwoliła mu, aby zostawił ją za sobą w swoim dawnym życiu jak wszystkich, bo on musiał należeć do jej świata, aby była spokojniejsza i żeby coś starego, dobrego i znajomego w nim pozostało. Gdy złapał ją za brodę pierwszym odruchem była próba wyrwania się i sięgnięcie po różdżkę, ale w końcu ustąpiła. Patrzyła na niego jednak z pode łba i mówiło to wszystko.
- Twojemu instynktowi przetrwania? Posiadasz coś takiego w ogóle? Z luksusowej willi przeniosłeś się do najgorszej ulicy Londynu. Powiedz mi gdzie tu instynkt przetrwania? – zapytała z kpiną, a gdy w końcu ją puścił od razu mimowolnie potarła podbródek. Kiedyś uważała, że ma szczęście, że odnalazła takich przy.. znajomych- teraz widzi, że im ich więcej ma, tym większe problemu. Chwyciła go za podbródek tak samo jak on ją wcześniej i przybliżyła swoją twarz do niego. – Ale sentyment już może. – powiedziała tylko i odsunęła się od niego. Przecież nie zostawiłby ją samą z tym wszystkim. Chyba nawet ona do końca nie chciała przyznać przed samą sobą jak przywiązana do niego jest. Była przyzwyczajona, że był on gdzieś na tym świecie i że zawsze mogła do niego wpaść pomarudzić mu na świat i pozaczepiać się. To było miłe, lekkie i orzeźwiające. Niech on sobie lepiej również uświadomi to, że w pewnym sensie był przywiązany do niej, najlepiej gdy będzie chciał ją opuścić. Czuła jak zapach dumy tytoniowego dociera do jej nozdrzy i po krótkiej chwili sama sięgnęła po paczkę, aby wyciągnąć sobie jednego papierosa. Po zapaleniu go zaciągnęła się mocno i chwilę potrzymała dym w ustach zanim go wolno wypuściła.
- A nie uważasz, że sama walka jest godna jej kontynuowania? Kim będę jak się poddam? – zapytała patrząc przed siebie. Zresztą, co on może o tym wiedzieć jak sam pozbawił się podobnych dylematów. Sam uciekł od tego, a jej zakazuje walki. Człowiek wybiera ucieczkę albo atak- jak każde zwierzę. Ona na razie atakowała, a przynajmniej nie uciekała. On wybrał inną drogę, ale czy w jakikolwiek sposób gorszą? Jego następne słowa sprawiły, że popatrzyła na niego zaskoczona. Nie spodziewała się takiej szczerości z jego strony. – Ja też nie chce, ale wiesz, że równie dobrze mogłabym w czasie ślubu założyć czarną suknię, bo nie byłoby żadnej różnicy. – Ponownie włożyła papierosa do ust, aby nie musieć mówić. Słuchała go i wiedziała, że ma racje. To by było dla niej lepsze; że głupotą było upieranie się i mogła go zapewnić, że kiedyś przestanie. Ale jeszcze nie teraz, bo nie była gotowa na ten krok. – To by było rozwiązanie idealne, bo na razie sobie nie wyobrażam, że nie będę zdradzać męża. Jak dla mnie to mógłby cudzołożyć z każdą kobietą w Londynie, tylko aby robił to po cichu i mi pozwolił również zaznawać dobrobytu życia. Tylko wiesz jakie skomplikowane poszukiwania będą? Zresztą, ty też byś mógł sobie kogoś poszukać. Na Nokturnie zapewne płeć żeńska też występuje. – przeniosła temat na jego osobę, chcą już sobie odpuścić te ponure rozmyślanie nad statusem cywilnym. On też przecież nadal był sam i może jakaś kobieta osłodziłaby mu jego byt.. I posprzątała mieszkanie, tak to by musiała zrobić. Poruszenie jednak tematu polityki jednak tylko go odstraszyło, bo jak inaczej nazwać jego reakcje. Kiedyś naprawdę potrafili debatować godzinami na te tematy, a teraz nawet słowa nie umieją wymienić. Mógł się teraz nie interesować tym, że ona pracowała w Ministerstwie i była aurorem, gdyby cokolwiek się stało to stanęłaby na pierwszej linii frontu. Ale to może lepiej, że nie chciał się już w to angażować- będzie spokojniejszy. Ma on swoje problemy, która znaczyły o wiele więcej nić jakieś zawirowania w Ministerstwie. – Tak szybko? Ta kobieta poczeka na ciebie. – Przecież ona zawsze będzie na niego czekać, wystarczy, że ją kupi.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Danson Park [odnośnik]09.09.15 20:45
Co go trzyma na tym świecie? Wbrew pozorom całkiem dużo rzeczy. Allison nie była przecież wszystkim co miał i co mu sprawiało radość. Fakt, razem z nią pozbawił się wielu z tych czynników... ale nie wszystkich. Lubił życie... choćby i tak podłe jak jego, podobało mu się troszczenie o bliskich incognito. Kochał piesze wędrówki, włóczenie się po bezludnych połaciach ziemi... bardzo sobie też cenił aktorzenie, choć może nie pokazywał tego po sobie aż tak. No i... będąc wydziedziczonym, mógł sobie pozwolić na wiele więcej względem ludzi - mógł obrażać tych, których nie znosił, mógł przyjaźnić się z tymi, którzy powszechnie byli uznawani za wyrzutków społeczeństwa (często niesprawiedliwie). Można było wymieniać jeszcze trochę. Ale... czy akurat takie rzeczy trzymały go przy życiu? Hm... po prostu nie chciał umierać. Kto wie? Może kiedyś doczeka się mniejszego pecha? Warto było jeszcze trochę pożyć, żeby się o tym przekonać, prawda?
Ech, niezawodna Elizabeth... potrafiła go rozbawić nawet, jeśli sytuacja wcale na radosną nie wyglądała. Mimowolnie parsknął śmiechem, nie mogąc się przed tym powstrzymać.
- Właśnie na tej najgorszej ulicy Londynu wyrabia się instynkt przetrwania najlepiej - stwierdził wciąż lekko rozbawiony. - Ach, no tak, jak mogłem zapomnieć... sentymenty rzeczywiście uchronią mnie przed samobójstwem - zakpił wesoło. Coś okropnego z tą dziewuchą, nic a nic się nie bała włazić w jego przestrzeń osobistą. Chyba jako jedna z nielicznych. Ale... podobało mu się to.
No i proszę, w końcu załapała o co mu chodzi. Mógł być z siebie wyjątkowo zadowolony. W końcu mogła go wyzwać od wariatów (chyba nie byłoby to takie odbiegające od rzeczywistości określenie) i popukać się po głowie. A że pomysł wymagał ogromnej dozy ostrożności i tyle samo wysiłku? Cóż... właśnie dlatego należało pomyśleć o tym już teraz, prawda? Logiczne.
- To by musiał być albo dobry przyjaciel, do którego masz zaufanie, albo ktoś do przetrawienia przez ciebie, ale za to taki, na którego masz jakiegoś haka - podsunął, choć jak na grzecznego dżentelmena przystało (tia, jasne) dzielnie przemilczał, że mógłby to być też ktoś, kto po prostu woli mężczyzn - wtedy łatwo przystałby na tego typu pomysł. No, a jak takiego znaleźć...? To już trudniejsza kwestia, ale przecież Elizabeth potrafiła się uporać i z trudniejszymi zagwozdkami. Z tym też sobie poradzi, Sylvain był o to spokojny.
Też mógł sobie kogoś poszukać? Proszę, proszę, przy niej uśmiechał się z chwili na chwilę coraz częściej.
- Skąd przekonanie, że nikogo nie znalazłem? - odparł z szelmowskim uśmiechem prawie takim jak za dawnych lat, tylko trochę bardziej niepokojącym. Skoro nikt go już tak bacznie nie obserwował, nikogo nie zgorszy swoim zachowaniem i skoro nie wymaga się ode niego ożenku to...
- Czemu miałbym się ograniczać? - odparł jej pytaniem wzruszając przy tym ramionami. No właśnie, czemu? W końcu z nikim nie był i nie chciał być na stałe - tak było wygodniej, przyjemniej i bezpieczniej, ot co.
Co do polityki zaś... rozmowy na te tematy za bardzo przenosiły go myślami we wspomnienia, więc zupełnie się od nich odciął. Tak samo jak od tego typu informacji. Nie obchodziło go co się dzieje w Ministerstwie, ba, nawet na świecie. Skupił się na codzienności, na otoczeniu... a jakieś afery publiczne nadmuchane przez prasę do rangi międzynarodowych czy nawet ciche przesłanki nic dla niego nie znaczyły. Dzięki temu przynajmniej był spokojniejszy.
Poczeka. Oczywiście, że Ognista poczeka... tylko dlaczego on miałby z tym czekać? Po dzisiejszych nowinach potrzebował się napić jeszcze bardziej.
A jednak stał jeszcze dłuższą chwilę w miejscu, jakby rozważał jakąś inną opcję.
- Chcesz się jeszcze przejść po parku? - zapytał ostatecznie.

Sylvain Crouch
Sylvain Crouch
Zawód : aktor
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
We should be able to kill ourselves in our heads and then be reborn
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1108-sylvain-crouch http://morsmordre.forumpolish.com/t1240-niesowia-poczta-sylvka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1383-mieszkanie http://morsmordre.forumpolish.com/t1360-sylvain-crouch
Re: Danson Park [odnośnik]10.09.15 19:12
Nie lubiła myśleć o śmierci. Przerażała ją wizja jej gnijącego ciała czy odoru jaki by się od niego wydobywał- to wszystko było nierealne, ale zarazem jak najbardziej możliwe. Każdy kiedyś umrze, nikt nie jest nieśmiertelny. Śmierć może dopaść ludzi, gdy nie zaczęli nawet jeszcze mówić, a równie dobrze zabierze z tego świata sędziwego starca. Przecież może wyjść jutro z domu i nigdy więcej go nie zobaczyć, ale nie mogła być niczego pewna. Trzeba być pogodzonym ze śmiercią, ale jej nie oczekiwać, bo można wtedy zapomnieć aby żyć. Możliwość aby decydować o swoim być czy nie być było samobójstwo, ale nie wyobrażała sobie, aby ktoś nie chciał żyć. Przecież cudownie było czuć jak twoje płuca napełniały się tlenem aż robiło Ci się sucho w gardle, a serce biło Ci w klatce piersiowej jakby chciało wyskoczyć z organizmu.
- Czyli potwierdzasz, że wcześniej go nie miałeś zważywszy na twoją przeprowadzkę? – zapytała zaczepnie, choć nie było jej wcale do śmiechu w porównaniu do niego. – Chyba go nie doceniasz, może to i dobrze.- Bo ona już dawno zrozumiała jak ważną role pełni w naszym bytowaniu. Ludzie byli przerażająco sentymentalni wobec przedmiotów, zwierząt, miejsc czy innych osobników gatunku Homo Sapiens. Potrafili wszystko wybaczyć bliskim, nie wyrzucać zniszczonych rzeczy czy trzymać prochy swoich zwierząt na stoliku obok ich zdjęć. To nadmierna uczuciowość nigdy nie prowadziła do niczego dobrego, a utrudniała tak wiele spraw.
Uśmiechnęła się do niego przebiegle, gdy doradził jej z planem. W końcu on był Ślizgonem, ona była Ślizgonką więc rozumieli się doskonale.
- Jakoś sobie poradzę, na razie jednak obstaje przy swoim. Nie potrzebuje zaręczyn, a te plany są jednak chyba zbyt nierealne by doszły do skutku. Pomyślę nad tym, gdy będę musiała. – zapewniła go nadal nie przestając się uśmiechać. Jakie to w ich ustach było proste, słowa zawsze były łatwiejsze od czynów. Wolała jednak teraz skupić na nim swoją uwagę. Nie wiedziała jak wygląda jego życie po za spotkaniami z nią czy graniem w teatrze- miał teraz nowych znajomych, którzy nie byli jej znajomymi. Obracali się w różnych środowiskach, które miały ze sobą mało wspólnego i teraz chyba utrzymywali ze sobą kontakt tylko przez sentyment do czasów przeszłości.
- Powiedziałbyś mi o tym. – powiedziała melodyjnie i mimo wolnie poczuła pewne pokłucie nostalgii widząc jego uśmiech. Właśnie tak go pamiętała z dawnych lat, gdy nie mieli żadnych trosk a jego wzrok często błądził za Ally nabierając pewnej dozy czułości, której nigdy nie rozumiała. Nie powinna teraz o tym myśleć, ale po raz kolejny zrozumiała, że tamte czasy już nie wrócą. – A dlaczego ja bym miała wychodzić za mąż? – odpowiedziała, ale nie chciała już kontynuować tego tematu. Kiedy on rozmyślał o swoich sprawach a ona obserwowała łabędzie, które przypominały jej o wszystkich tych sprawach, o których wolałaby zapomnieć. Z zamyślenia wyrwał ją jego głos i propozycja spaceru. Zastanowiła się trochę nadal siedząc aż w końcu wstała. – Nie, kobieta na ciebie czeka. Pójdę już do domu. – Zawahała się jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale ostatecznie odwróciła się na pięcie i pieszo ruszyła w kierunku Baker Street.
Zt dla obu.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Danson Park [odnośnik]13.09.15 0:46
Siedziała na ławeczce w jednym z londyńskich parków, gdzie umówiła się na spotkanie ze znajomą z dawnych czasów. Skoro zaczynała nowe życie, musiała przestać ciągle rozpamiętywać przeszłość i bardziej się otworzyć. A odnawianie starych kontaktów z pewnością było dobrym pierwszym krokiem, jeśli chodziło o zmierzanie ku upragnionej normalności. Bo przecież skąd miała wiedzieć, że to, co się działo, było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe, i wkrótce nadejdzie czas, gdy przekona się, jak bardzo się pomyliła?
Ale jeszcze tego nie wiedziała.
Tego typu miejsca zawsze kojarzyły jej się dobrze, dlatego chętnie je odwiedzała w wolnym czasie, który starała się jakoś znaleźć między obowiązkami zawodowymi i chwilami poświęcanymi Colinowi także poza pracą. Nawet, gdy jeszcze mieszkała z ojcem, gdy tylko mogła wymykała się do ogrodów, by tam zaszyć się samotnie w jakimś możliwie odległym miejscu. Stanowiły cudowny kontrast dla zimnych, ciemnych piwnic, gdzie czasem lądowała w ramach kary. I gdzie przyszła na świat, ale tego nie pamiętała, tak, jak nie pamiętała prawdziwej matki, niewinnej ofiary szalonego ojca dążącego do osiągnięcia możliwie jak najwyższej pozycji w świecie czarodziejów. Będąc dzieckiem dawała się mamić ojcu, wierząc, że wszystko, co jej robił, było dla jej dobra. Gdy ojciec mówił, że to jej wina, że musi znosić bolesne klątwy, bo go zawiodła, wierzyła mu, a nawet czuła wyrzuty sumienia, że jest złą córką i nie potrafi uszczęśliwić jedynej osoby, którą miała, bo Therese Fawley zmarła, gdy Raven była jeszcze dzieckiem. Dopiero, gdy w Hogwarcie poznała ten dla niej nowy, inny świat, zaczęła pojmować, że tak nie powinno być. Dziecięca, naiwna uległość dziewczynki nie wiedzącej, że można żyć inaczej, zmieniła się w strach przed ojcem i pewnego rodzaju zazdrość w kierunku rówieśników, którzy mieli więcej szczęścia, jeśli chodzi o rodziny.
Krótko po skończeniu szkoły uciekła z domu i jej życie nagle bardzo się zmieniło, szczególnie odkąd zaczęła pracować u Colina, co pomogło jej oddalić złe myśli o ojcu, który z pewnością nie pogodził się tak łatwo z jej ucieczką i czekał na odpowiedni moment, żeby znowu wkroczyć w jej życie i decydować o nim tak, jak kiedyś. Nie byłby też pewnie zachwycony, wiedząc, jak poważne stały się myśli Raven o Colinie. Co prawda fakt, że był szlachetnej krwi, z pewnością zachwyciłby ojca, ale William najprawdopodobniej wolałby mieć poczucie, że to on miał swój udział w kształtowaniu przyszłości córki, która miała być dla niego swego rodzaju przepustką do świata starych rodów.
Zapatrzyła się na widniejący nieopodal staw, pogrążając się w myślach. W takim miejscu jak to było bardzo mało prawdopodobne, by pojawił się tu jej ojciec lub ktoś z jego znajomych, więc mogła się odprężyć i odsunąć na bok myśli o nim.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Danson Park - Page 2 CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Danson Park [odnośnik]16.09.15 17:55
Cześć, miło cię widzieć. Cieszę się, że w końcu udało nam się spotkać. Miło odświeżyć starą znajomość. Szkoda, że kłamię ci w żywe oczy. Że nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek będę w stanie ci spojrzeć prosto w oczy, zaufać ci. Widzisz pewna osoba, z którą też mamy nieprzyjemność dzielić nazwisko zniszczyła mnie bardzo dawno temu. Pewnie myślisz, że się nad sobą użalam i już dawno wziąć się w garść. Tylko ja nie umiem, byłam wtedy dzieckiem, a wtedy czuje się bardziej. Kocha mocniej, cierpi mocniej i jeszcze dłużej pamięta. Chyba w środku wciąż jestem dzieckiem.
Wzdycham dosadnie do swojego odbicia w lustrze, przerywając tym samym swój wewnętrzny monolog. Z rezygnacją opuszczam głowę i opieram czoło na blacie toaletki, a moje poplątane blond włosy rozsypują się dookoła. Powinnam już dawno je rozczesać i wyjść, ale nie mogę się pozbierać. Szczerze boję się spotkania z Raven. Pamiętam ją ze szkolnych korytarzy, zamieniłyśmy tam kilka słów. Była miła, w swojej nieśmiałości nawet trochę do mnie podobna. Tłumaczę więc sobie, że to irracjonalny, śmieszny wręcz lęk. Jestem dorosłą, wykształconą kobietą, która wkrótce kończy staż w Ministerstwie Magii. Tak chcę być postrzegana, a zachowuję się jak dziecko. Pozwalam rządzić mną wyimaginowanej emocji. Podrywam głowę i siadam prosto, wbijając spojrzenie w lustro. Zaglądam sobie prosto w oczy, szukając w nich ukrywającej się głęboko za szaroniebieskim tęczówkami odwagi.
Chyba jednak jej nie znalazłam, bo stawiając pierwsze kroki w Danson Park nie czuję się ani trochę lepiej. Co prawda niczym tego nie okazuję. Moje włosy są schludnie spięte w kok, ubranie schludne, a twarz ma neutralny wyraz. W środku jednak się gotuję, różne emocje przelewają się przeze mnie falami aż mam ochotę wybuchnąć histerycznym śmiechem. Histeryczka, właśnie, chyba nią jestem. Wyciszam jednak wewnętrzne głosy, gdy dostrzegam siedzącą na ławce Raven. Wydaje się zanurzona w swoich rozmyślaniach i wręcz nie mam serca, aby jej przeszkadzać. Jest tylko dwa lata młodsza ode mnie, a wydaje się jakby dzieliło nas o wiele więcej. Inna myśl na jej temat podnosi mnie na duchu o wiele bardziej. W żaden sposób nie przypomina mi mojej kuzynki, czego ogromnie się obawiałam. Wtedy już w ogóle mogłabym nie wytrzymać. Jednak jej spokój i delikatność również na mnie wpływają kojąco. Powietrze ze mnie ulatuje jak z przekłutego balonika i znów mogę oddychać. Wszystkie emocje ze mnie schodzą, ciężar na sercu znika.
- Mam nadzieję, że się nie spóźniłam – mówię zajmując miejsce obok niej i zmuszając ją do wrócenia z świata własnych myśli.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Danson Park [odnośnik]17.09.15 2:00
Raven nie zdawała sobie sprawy, że i Chloe obawia się ich spotkania. Tak na dobrą sprawę nie wiedziały o sobie zbyt wiele. Obie były skryte i strzegły swoich tajemnic. Chyba nie było nikogo, oczywiście poza jej ojcem, kto by wiedział o tym, co działo się w jej dzieciństwie. Nawet Colinowi jeszcze się nie przyznała, choć pewnie było to tylko kwestią czasu, aż mężczyzna w końcu się domyśli. Mieszkali razem, więc prędzej czy później zauważy niektóre jej dziwne zachowania, albo nawet blizny, choć te maskowała zaklęciami. Wstydziła się ich, nawet sama nie znosiła na nie patrzeć, a co innego pozwalać, żeby patrzyli na nie inni. Nie chciała być postrzegana przez otoczenie jako ofiara, zresztą, bała się, co by się stało, gdyby zdradziła ojca i powiedziała komuś prawdę o jego uczynkach.
Tak czy inaczej, zdawała sobie sprawę, że Chloe była na tyle daleką rodziną, że z pewnością nie wiedziała o tym, co wyrabiał William Baudelaire. Ale i tak towarzyszyły jej pewne obawy, gdy opuszczała dom Colina, o czym ten, będąc nieobecny, nawet nie wiedział, i pojawiła się w jednym z londyńskich parków.
Siedziała spokojnie na ławeczce, z dłońmi grzecznie splecionymi na ukrytych pod ciemną spódnicą udach i wzrokiem utkwionym w stawie, kiedy nagle usłyszała głos. Wyrwana z zadumy, poruszyła się niespokojnie i spojrzała w tamtą stronę, zauważając znajomą postać.
- Nie, oczywiście, że nie – powiedziała, przesuwając się na ławeczce, jakby w zachęcającym geście, by usiadła. – Przyda mi się trochę odpoczynku na świeżym powietrzu, więc się nie gniewam – dodała. – Miło cię widzieć.
Jako asystentka Colina zwykle zajmowała się pracą nad księgami w jego pracowni. Ale teraz nie miała nic konkretnego do roboty, a że Fawleya nie było, postanowiła wybrać się do Londynu. Jak to dobrze, że w świecie magii istniała teleportacja! Mieszkała w końcu teraz niemal na drugim końcu kraju.
- A ja mam nadzieję, że nie oderwałam cię od żadnych ważnych spraw – powiedziała. Nie wiedziała, czym dokładnie zajmowała się Chloe, ale kojarzyła, że dostała się na jakiś staż do ministerstwa. Gdyby nie tak napięte, wręcz niezdrowe stosunki z ojcem, pewnie też teraz byłaby na jakimś stażu. Ale z drugiej strony, wtedy nie poznałaby Colina, swojej nadziei na zaczęcie wszystkiego od nowa, bez ojca decydującego o jej życiu. – Bardzo dawno cię nie widziałam.
Spojrzała na dziewczynę, lustrując ją czujnym, uważnym spojrzeniem niebieskich oczu.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Danson Park - Page 2 CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Danson Park [odnośnik]20.09.15 18:34
Jedna nie wie o problemie drugiej, ale nas obie spotkało możliwe najgorsze. Skrzydła, w które powinno się dmuchać powietrze, aby lecieć jak najwyżej przycięła nam najbliższa rodzina. Raven ojciec we własnej osobie, a mnie kuzynka. Każdej w innej formie, każda straciła, co innego, ale ból i blizny na duszy są takie same. Nie można przejść nad nimi do porządku codziennego, zawsze czają się gdzieś w kącie umysłu. Nigdy nie wiadomo, co zechcą zburzyć, jaki grunt uznają dostatecznie żyzny, aby zasiać ziarno zwątpienia.
Tym razem nic takiego się nie dzieję. Nie czuję w sobie irracjonalnego strachu, że zaraz mnie wyśmieje albo odrzucić. Praktycznie jej nie znam, ale mam wrażenie, że nie jest złą osobą. Wydaje się taka krucha i drobna, delikatna.
- Cieszę się – odpowiadam, zakładając za ucho pojedynczy kosmyk włosów, który zdołał wydostać się z koka. Nie jestem zdenerwowana, ale wciąż czujnie rozglądam się po parku. Szukając wzrokiem niewiadomo czego. – Ciebie też dobrze widzieć. – Praktycznie od końca Hogwartu nie miałam z nią kontaktu. Skupiłam się na stażu oraz kursie animagii. Taką przynajmniej uknułam w głowie wymówkę, aby uniknąć gryzącego sumienie poczucia winy. Chociaż czasem zastanawiałam się, co u niej, jak potoczyło się jej życie. Każdy człowiek stanowi fascynującą historię, która tylko czeka, aby ją odkryć. Może nie jestem duszą towarzystwa i stałą bywalczynią salonów, ale lubię towarzystwo ludzi. Ktoś powiedział kiedyś, że człowiek to istota społeczna, która nawet z naturą samotnika musi od czasu do czasu mieć kontakt z innymi. Miał, na brodę Merlina, rację!
- Nie, skądże. Dobrze mi zrobi oderwanie się od rutyny. – I od rodziców, chciałabym dodać, chociaż gryzę się w język. To najszczęśliwsi ludzie na ziemi. Nie mogę uwierzyć, że udało im się tak dobrać, stworzyć tak doskonałe uczucie mimo tylu przeciwności losu. Nawet kryzys związany z przeprowadzką spod Paryża do Londynu nie zdołał ich rozdzielić. Chyba najzwyczajniej w świecie im zazdroszczę. Tej czystej, nieskażonej niczym i kompletnej miłości. Nie mam pojęcia jak można stworzyć coś takiego. To musi być prawdziwa magia, taka pierwotna, jakiej nie nauczą nas nawet w Hogwarcie. Gdybym nie zobaczyła tego na własne oczy to nie uwierzyłabym.
- Trochę czasu minęło – odpowiadam wymijająco, w końcu poruszamy temat, który nie bardzo bym chciała. – Wszystko u ciebie dobrze? – Mam nadzieję, że nie odczyta tego, jako wścibstwa z mojej strony. Dlatego kiedy nasze spojrzenia się krzyżują od razu odwracam wzrok.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Danson Park [odnośnik]21.09.15 20:15
Raven nie miała pewności, czy kiedykolwiek uda jej się całkowicie oderwać od przeszłości. Czy nawet jeśli znajdzie swoje szczęście, trauma z dzieciństwa nie będzie kłaść się na nim długim cieniem. Chyba nie dało się go zupełnie pozbyć. Ojciec pewnie nawet nie myślał o tym, jak wielką krzywdę wyrządził własnej córce, wychowując ją w taki sposób.
Wiadomo, że to spotkanie trochę ją stresowało, skoro nigdy nie była z Chloe jakoś bardzo blisko. Ale mimo wszystko dobrze było mieć jakąś rodzinę poza znienawidzonym ojcem. Kto wie, może uda im się znaleźć wspólny język i stworzyć zdrowe, koleżeńskie relacje? Właściwie to byłaby zadowolona z takiego obrotu spraw. W końcu musiała mieć też jakichś znajomych poza Colinem.
- Mi chyba też. Zbyt dużo czasu kurzę się w tych starych księgach, którymi zajmuję się w pracy – powiedziała. Rzeczywiście zbyt mało czasu spędzała na świeżym powietrzu.
Gdyby Raven wiedziała coś o rodzinie swojej rozmówczyni, z pewnością by jej pozazdrościła, że miała tak szczęśliwych, kochających się rodziców. Raven niestety miała nieszczęście narodzić się w naprawdę chorej rodzinie; była dzieckiem urodzonym przez ofiarę swojego ojca, uprowadzoną i zamkniętą w piwnicy mugolkę w obrzydliwy sposób zmuszoną do tego, by urodzić Williamowi Baudelaire’owi potomka, kiedy jego żona okazała się do tego niezdolna. Mała Raven przyszła na świat w ciemnej piwnicy i od razu została odebrana prawdziwej matce, i ogłoszona córką Williama oraz jego żony Therese. O tym, że to kłamstwo, dowiedziała się dopiero piętnaście lat później, ale niestety, nigdy nawet nie poznała imienia biologicznej matki.
Nie była też pewna, czy kiedykolwiek sama będzie zdolna do stworzenia zdrowej rodziny, skoro dorastała w takich warunkach.
- Taak, u mnie wszystko dobrze – odpowiedziała na pytanie, leciutko przygryzając wargę. – Po skończeniu szkoły wyprowadziłam się od ojca i zamieszkałam osobno. Od tamtego czasu pracuję u Colina Fawleya, jakiś czas temu zostałam jego asystentką.
Łagodziła wszystko, czyniąc z tego lekką, spokojną wypowiedź, jaka mogłaby wyjść z ust normalnej dziewczyny mającej zwyczajne, poukładane życie. Zawsze wypowiadała się ostrożnie, ukrywając pewne sprawy, a inne pokazując w łagodniejszym świetle. Chloe nie musiała w końcu wiedzieć o tym, co robił jej ojciec i jak Raven się go bała, tak samo jak nie czuła się jeszcze gotowa, by przyznać, że czuła do swojego pracodawcy coś więcej.
- A u ciebie? Jak idzie staż w ministerstwie? – spytała po chwili. – W jakim departamencie pracujesz?
Raven była łagodnie zaciekawiona. Nie lubiła jednak się narzucać i ciągnąć za język, bo sama też niezbyt lubiła mówić o sobie.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Danson Park - Page 2 CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Danson Park [odnośnik]26.09.15 17:12
- Pracujesz w księgarni? – spytałam prawdziwie zainteresowana. Pokochałam czytanie książek, od kiedy zaczęłam chodzić do Hogwartu. Stały się moim najlepszymi przyjaciółkami, gdy okazało się, że ludzie zawodzą. Księgi tego nie robiły. Nigdy nie znikały samoczynnie z miejsca, w którym się je zostawiło, nie osądzały, gdy długo się do nich nie zaglądało. W zamian za odrobinę uwagi potrafiły zaprowadzić człowieka do niesamowitych miejsc, pozwalały mu przeżyć niezapomniane przygody, których nigdy nie mógłby doświadczyć w życiu albo sprawiały, że uwierzył w szczęśliwe zakończenie. Stałam się zapalczywą kochanką książek, nie mogąc się od nich oderwać na długie godziny. Miałam szczęście, że trafiłam do Ravenclawu, bo nasze dormitorium bardzo często oświecała łuna wydobywającego się z końców różdżek światła, które pozwalało na nocne czytanie. Szybko jednak zmieniał upodobanie i odstawiłam przygodową prozę na półkę. Zaintrygowała mnie tematyka, którą zgłębiałam na lekcji, ale wciąż było mi mało. Transmutacja miała wiele tajemnic, które bardzo chciałam odkryć. Poprowadziło mnie to do miejsca, w którym jestem, czyli do trwającego kursu na animaga.
- Fawley? Ten Fawley? – spytałam unosząc brew w zdziwieniu. To wyjaśniałoby pracowanie między księgami. Odwiedzałam jego księgarnie wielokrotnie, chociaż nigdy nie miałam okazji spotkać właściciela osobiście. Nie skomentowałam ani słowem jej wyprowadzki, bo skupiłam się na odpychaniu uczucia, które rozlało się we mnie po tym stwierdzeniu. Zazdrość. Słodko-gorzka, niezbyt przyjemne i zdecydowane nie na miejscu. Jednak Raven miała coś, czego ja jeszcze nie posiadłam. Wolność, samodzielność, prywatne cztery kąty. Przez stan majątkowy nie mogłam się wyprowadzić od rodziców. Praca, którą podjęłam nie miała przynosić profitów mi, a odciążyć rodzinny budżet. Arystokraci ostatnio niechętnie kupowali wino od Baudeliare’ów przez ich politykę tolerancji. Czystokrwiści burżuje nie chcieli pić alkoholu, który był równie dostępny dla mugoli. Co za tępi, zacofani idioci.
- Staż w porządku. Pracuję w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów – odpowiadam rozglądając się po przyjemnym krajobrazie parku. Jego spokój wpływa na mnie kojąco. – Wreszcie jest jakiś pożytek z mojego francuskiego – mówię przesadnie używając swojego francuskiego akcentu, co w połączeniu z angielskim brzmi wręcz komicznie. Kiedyś się tego wstydziłam i długo walczyłam z pozbyciem się tej naleciałości, ale w końcu się z tym pogodziłam. Nie chciałam wymazywać swojego rodowodu, który kochałam. Jestem przecież dumna z bycia Francuską.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Danson Park [odnośnik]27.09.15 0:24
Raven potwierdziła skinieniem głowy.
- Tak, przynajmniej na początku. Teraz większość pracy wykonuję poza sklepem, zajmuję się księgami – odrzekła.
Dla osoby nieśmiałej i mało towarzyskiej to było lepsze niż praca w samej księgarni, gdzie musiała obsługiwać klientów. Więc takie zaufanie ze strony Colina bardzo ją ucieszyło.
Raven także była Krukonką, została tam przydzielona ledwie Tiara Przydziału dotknęła jej głowy. Ten dom był dla niej idealnym miejscem, ponieważ nikogo tam nie dziwiło jej zamiłowanie do uciekania w świat nauki i książek. Czuła się tam lepiej, niż mogłaby się czuć w jakimkolwiek innym domu.
- Tak, właśnie ten – odpowiedziała. Już dawno zdążyła zauważyć, że Colin pod wieloma względami różnił się od innych czystokrwistych, także w kwestii zajęcia, jakim się zajmował. – Jest w tym całkiem niezły i w dodatku przykłada się do tego, co robi.
Raven na szczęście mogła sobie pozwolić na małe mieszkanko na Pokątnej, bo mimo wszystko nie była całkowicie odcięta od majątku ojca. Praktyczne podejście do życia zazwyczaj wygrywało z dumą, bo przecież jakoś musiała żyć, a w księgarni też nie zarabiała jakichś zawrotnych sum. Zresztą, pewnie gdyby miała normalne, zdrowe relacje rodzinne, nadal mieszkałaby w rodzinnym domu, jak większość dziewcząt przed wyjściem za mąż. Ale biorąc pod uwagę szaleństwo ojca, wyrwała się spod jego pieczy przy pierwszej lepszej okazji, choć kosztowało ją to naprawdę dużo samozaparcia.
- To ciekawa praca, naprawdę. Departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów... Też o nim myślałam, gdyby nie... – urwała, kiedy zdała sobie sprawę, że prawie powiedziała „gdyby mój ojciec nie pracował w ministerstwie”. Tak, to właśnie przez niego nie mogła dostać się na staż, a ten departament rzeczywiście był jednym z tych, które najbardziej ją interesowały. – W każdym razie... Pewnie daje ciekawe perspektywy. Współpraca z zagranicą, wyjazdy, delegacje... Brzmi bardzo interesująco.
Raven co prawda zapewne była zbyt mało pewna siebie, żeby poradzić sobie w zajęciach wymagających dużo pracy z ludźmi, ale sam fakt, że taka posada dałaby jej szansę na zobaczenie czegoś poza Anglią, lub przynajmniej dowiedzenia się wielu nowych rzeczy. Ale prawdopodobnie nigdy nie będzie jej dane pracować w ministerstwie, bo nawet kiedy ojciec odejdzie już na emeryturę, to na staże zazwyczaj przyjmowano młode osoby krótko po skończeniu szkoły. Ale mówi się trudno. To i tak była niewielka cena, jaką mogła ponieść za życie w spokoju.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Danson Park - Page 2 CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Danson Park [odnośnik]30.09.15 22:44
Papier przyjmie wszystko. Złe lub dobre słowa, radość bądź smutek, miłość i ból. Słowa sklejone w spójne zdania, a te tworzące większe całości zawarte w księgi to prawdziwe skarbnice wiedzy. Między mądrościami na temat eliksirów, animagi czy zielarstwa skryte są ponadczasowe prawdy o życiu. W końcu każdy czarodziej, który kiedyś jest spisał także był człowiekiem, prawda? Przeżywał wzloty i upadki, a nauka, jaką zdołał przekazać w księgach zdobywał długi czas płacą różną, często nieadekwatną cenę. Obcowanie z księgami musi być więc niezwykłą pracą i zdecydowanie o wiele ciekawszą niż zwykła posada sprzedawczyni w księgarni. Raven ma niezwykłe szczęście.
- To musi być naprawdę fascynujące – mówię i uśmiecham się do niej szeroko. To pierwszy tak szczery i pełny uśmiech, jakim obdarzam dziś świat. Wewnętrzne blokady, jakimi obwarowałam swoje serce przed tym spotkaniem zaczynają się powoli roztapiać niczym lód pod wpływem działania słońca. Delikatnie, ale stanowczo, równomiernie. Nie obdarzyłam tej dziewczyny zaufaniem, ale zdołała zaskarbić sobie moją sympatię. Jest taka delikatna, niewymuszona i niesztuczna jak większość panien o czystej krwi, która nawet nie jest szlachetna.
- Pewnie jest fascynującym człowiekiem. Rozmowa z kimś o tak dużej wiedzy musi być bardzo ciekawa. – Inteligencja. Wyćwiczony i elastyczny umysł. To niezwykłe cechy. Moim zdaniem o wiele ważniejsze od wyglądu oraz bardzo dużo mówiące o człowieku. Uważam, że to właśnie one czynią mężczyzn atrakcyjnych w moich oczach i być może właśnie przez to tak ciężko mi zaimponować. Zapewne też właśnie dlatego mając dwadzieścia dwa lata nie noszę dumnie na palcu pierścionka zaręczynowego. Nie jestem wybredna, to pożądane przeze mnie atuty są towarem deficytowym.
- Gdyby nie? – pytam zanim zdołam ugryźć się w język. Zazwyczaj nie jestem w gorącej wodzie kompana, ale tym razem zapomniałam się i poniosło mnie wraz z prądem rozmowy. Zapytałam instynktownie, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że Raven nie urwałaby wypowiedzi w połowie zdania, gdyby chciała o tym mówić. Przygryzam wargę zawstydzona, ale słowo się rzekło, a nawet magia nie jest w stanie cofnąć czasu. – To ciekawe, owszem, ale nie to chciałabym robić w życiu. – Papierkowa robota, utknięcie za biurkiem, wyszukane formułki grzecznościowe i ściskanie kilkudziesięciu dłoni na powitanie dziennie nie jest moim powołaniem. Istnieją dwie drogi, którymi chciałabym przejść życie, ale obawiam się, że nie będzie mi to dane. Nauka animagi jest trudna i czasochłonna, a moje obowiązki nie sprzyjają nauce. Nie sądzę też, że dane mi będzie osiągnąć taki poziom wiedzy, jaki bym chciała, abym mogła tytułować się ekspertką w tej dziedzinie. Druga droga wymaga ode mnie o wiele mniej wysiłku, ale nie czyni jej to ani trochę łatwiejszej. Co prawda śpiewanie w Wenus do przysłowiowego kotleta to kamień milowy dla mojej nieistniejącej kariery, ale nie sądzę, żeby to wiele zmieniło. Jestem tylko nijaką, śpiewającą blondynką w szarym tłumie wielu mi podobnych.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Danson Park [odnośnik]03.10.15 19:47
O tak, Raven uważała, że miała naprawdę dużo szczęścia, że znalazła posadę poza ministerstwem, która nie tylko nie budziła w niej frustracji, ale i sprawiała przyjemność. I ponadto, w osobie swojego pracodawcy znalazła kogoś, komu zaufała, i do kogo czuła coś wyjątkowego. Miała nadzieję, że i on czuł to samo, że nie żałował pokładanego w niej zaufania.
- I jest – powiedziała, także się uśmiechając do swojej towarzyszki. – Colin... To znaczy, pan Fawley, jest naprawdę... interesujący.
Nawet nie wiedziała, jak określić go w towarzystwie, żeby jednocześnie nie zdradzić, że nie był tylko jej pracodawcą, a kimś więcej. Nie była raczej typem osoby lubiącej się przechwalać, miała na tyle pokory, by zdawać sobie sprawę z tego, że niektóre rzeczy lepiej zachować dla siebie, także te dobre. Zupełnie jakby w jakiś dziwny sposób bała się, że jeśli podzieli się swoimi uczuciami, te staną się bardziej namacalne i łatwiejsze do utracenia. A może po prostu podświadomie czuła, że to wszystko jest zbyt piękne, by mogło być prawdziwe?
Chloe mimo wszystko wyłapała wcześniejsze wahanie Raven, kiedy ta mówiła o pracy w ministerstwie. Zamyśliła się na moment, przygryzając wargę.
- Cóż, moje relacje z ojcem... nie są najlepsze. Nie chciałabym, żeby rzutowało to na moje życie zawodowe – powiedziała więc lakonicznie, znowu nie zdradzając pełni swoich uczuć. Powiedzenie, że jej relacje z ojcem „nie są najlepsze”, było bardzo dużym niedopowiedzeniem. Podejrzewała jednak, że Chloe, nawet jeśli zna jej ojca, to raczej słabo. Może nawet nabrała się na jego bardzo dobrą grę pozorów? William był w tym bardzo dobry. Potrafił świetnie udawać i ukrywać swoje podejrzane sprawki.
Porozmawiały jeszcze przez jakiś czas, głównie o swoim życiu zawodowym i planach na przyszłość, choć Raven była bardzo ostrożna w mówieniu o swoich. Nawet nie zauważyły, jak szybko zleciał im czas i w końcu trzeba było się rozstać. Raven musiała wrócić do swojego obecnego domu, do Colina, mając nadzieję, że ten się nie pogniewa o jej zniknięcie na tyle godzin bez uprzedzenia. Takie obawy były pierwszą oznaką, że coś jest nie tak, ale póki co nie zwróciła na to uwagi. Pożegnała się z Chloe, mówiąc, że jeszcze kiedyś chętnie się z nią spotka, po czym, znalazłszy jakiś ustronny, wolny od mugoli zakątek parku, zdeportowała się.

zt.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Danson Park - Page 2 CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Danson Park [odnośnik]04.11.15 21:33
/mniej więcej połowa sierpnia(?)

Jeszcze będąc na ostatnim roku w Hogwarcie, skuszona namowami koleżanki z dormitorium, umieściła w gazecie malutkie, anonimowe ogłoszenie o poszukiwaniu artystycznych dusz do korespondowania. Była samoukiem, jej matki nie było stać na to, by opłacić dla niej indywidualne lekcje, dlatego wszelkie wskazówki, choćby wyniesione z rozmów z innymi pasjonatami malarstwa i rysunku, były dla niej bardzo cenne i przydatne. Wśród rówieśników z Hogwartu nie było osób szczególnie podzielających jej zamiłowanie do sztuki, więc pewne było, że musiała szukać ich gdzieś indziej, w szerokim świecie poza murami szkoły, gdzie zresztą miała się znaleźć już w wakacje, pozbawiona młodzieńczych marzeń o pójściu na kurs aurorski wzorem brata, za to pełna naiwnych nadziei na zaistnienie w świecie artystów.
Na początku odpowiedziało jej kilka osób, z którymi korespondowała anonimowo, nie zdradzając, kim jest. Z czasem jednak większość tych niezobowiązujących, listownych znajomości się wykruszyła, jednak pozostał jeden szczególnie wytrwały czarodziej, z którym pisała nadal, od czasu do czasu wymieniając wiadomości, aż w końcu, w sierpniu, w jednym z listów pojawił się pomysł spotkania w ramach „towarzystwa anonimowych artystów”. Lyra jako metamorfomag mogła zmienić swoją postać i nadal zachować tajemniczość, więc po namyśle zgodziła się i tym sposobem teraz siedziała w parku pod postacią może dwudziestoparoletniej dziewczyny o ciemnych włosach, które upięła schludnie z tyłu głowy, i mlecznej skórze pozbawionej piegów. Była nawet kilka centymetrów wyższa niż normalnie i tylko zielone oczy pozostawały takie, jak zawsze. Bardzo trudno byłoby w niej dostrzec charakterystyczną urodę Weasleyów, którą miała, będąc w swej naturalnej postaci. Z jakiegoś powodu wolała nie ujawniać już na pierwszym spotkaniu z nieznajomym, kim jest naprawdę, choć nie wiedziała, co właściwie ją do tego pchnęło. Obawa, że może należeć do tych, którzy pogardzają jej rodem? Czy może pokusa skorzystania z daru metamorfomagii i wcielenia się w nową rolę, tym samym kontynuując znajomość dwójki anonimowych artystów? Znajomość przeniesioną ze świata listów do rzeczywistości w taki sposób, by zachowała część tego pierwotnego charakteru, który nadzwyczaj przypadł jej do gustu, gdy wieczorami siedziała nad pergaminem, starannie kreśląc kolejne słowa. Tak cudownie nieświadoma, kim jest jej tajemniczy korespondent, którego uważała za wrażliwego, niepewnego swojego talentu artystę. Była wyraźnie zaciekawiona, rozglądała się dookoła, wypatrując sylwetki idącej w jej stronę. Nie bez powodu wybrała park, bo mimo jej zwykłej naiwności, wciąż tkwiły w niej pewne niepokoje zrodzone zaledwie dwa tygodnie temu, podczas pewnych wydarzeń na Pokątnej i Nokturnie, w których, chcąc nie chcąc, wzięła udział, i które wciąż regularnie nachodziły ją w myślach, przywołując wspomnienie mierzącej w niej różdżki i bezwzględnych oczu kobiety będącej poszukiwaną przez aurorów. W parku, w środku dnia, kiedy co jakiś czas ktoś ją mijał, czuła się jednak bezpiecznie i swobodnie, więc po chwili wyjęła z torby szkicownik i zaczęła rysować na czystej karcie.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Danson Park - Page 2 Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Danson Park [odnośnik]05.11.15 11:38
Nie wiedział skąd wziął się ten absurdalny pomysł Ministerstwa Magii na stałą subskrypcję wszystkich gazet. Te piętrzyły się na jego biurku od kilku dni jak góra lodowa. Za każdym razem zrzucał je na podłogę, ale gdy przychodził taki czas w pracy, gdy nawet kawa traci swój smak i jedyne czego pragniesz, to usiąść w swoim ulubionym fotelu z książką i zdajesz sobie sprawę, że to jest niemożliwe, bo nie utniesz sobie godzin w pracy, sięgasz po tę górę lodową i czytasz. Załamujesz się nad sprawami, które zajmują społeczeństwo. Nie chcesz wtrącać się w życie drugiej jednostki, zwłaszcza jak ta ma wątpliwy status krwi. Nie wiedział, dlaczego czytał ogłoszenia. Był tak zdesperowany, że mógł sięgnąć zaraz po spis ludności albo instrukcję obsługi magicznego pióra. I wtedy trafił na to ogłoszenie. Anonimowi Malarze to nazwa, która bezczelnie łączyła sztukę z nałogiem, z uzależnieniem, z którego nie jest się w stanie zrezygnować.
Pisał, bo słowa na papierze nie zakłócały ciszy jak te, które się wypowiada. Nie wiedział ani kto to ani czy to w ogóle ma sens. Nie miał żadnego pozwolenia na nazywanie się malarzem. Żadne dzieło nie ujrzało światła dziennego. Wszystko pochłaniał bezlitośnie ogień, a Alfie uwielbiał na to patrzeć. Języki muskały idealne kreski i kolory, których się nie bał i często używał. Ciągle w jego obrazach brakowało zieleni i bieli. Płakałby rzewnie, gdyby dowiedział się, że na Morsie jego ranga jest zielona. Nie do końca pamiętał, kto zaproponował spotkanie „AM”. W swoich myślach wolał nazywać grupę „Związkiem Anonimowych Malarzy”. To brzmiało równie dumnie jak każda inna grupa społeczna, która lubiła się wywyższać. Wiedział, co o tym wszystkim sądzi jego ojciec. Sztuka była sposobem wyrażania uczuć, a gdy to robisz jesteś słaby. Nie rozumiał, że malarstwo jest terapią, o której zaawansowane badania naukowe będzie prowadzić się za kilkadziesiąt lat. Stresował się tym spotkaniem. Nie wiedział, kogo zobaczy po drugiej stronie. A co jeśli to jakaś małolata, która nudziła się w Hogwarcie? Albo co gorsza – szlama!
Nie wolno było powiedzieć, że bał się swoje naturalnej postaci albo nie był zbyt pewny siebie. Parkinson’owie nie mogli sobie na wiele pozwolić. To groziło skandalem, zhańbieniem rodu. Wiele ze szlachciców wysyłało swoich wiernych służących na zapoznanie osoby, która do nich pisała. Musieli ich dokładnie sprawdzić, ale to nie było takie proste. Metamorfomagia działała gorzej niż opium. Gdy raz się zaczęło, nie potrafiło się skończyć. Aktorstwo stało się jedną z Twoich pasji, a Ty chciałeś tylko więcej i więcej. Stanął przed lustrem i zastanawiał się, kogo powinien tym razem udawać. Nie widział nigdy prawdziwego artysty na oczy. Zmienił swoje włosy na kręcone, ciemnobrązowe sięgające ledwo do płatków ucha. Nigdy nie widział tak przypałowej fryzury, ale na pewno znalazł definicję brytyjskiego afro. Kości policzkowe nagle stały się bardziej wydatne, a jego masa mięśniowa zmalała. Wyglądał jakby kawałka chleba nie widział od tygodnia. Poprawił swój nos, który najbardziej zdradzał pochodzenie arystokratyczne. Ubrudzona szata od farb okazała się dobrym rozwiązaniem. Wisiała na nim jakby znalazł ją co najmniej na śmietniku i postanowił się nią okryć. Z Alfiego Parkinsona zostały jedynie oczy.
Wciąż obawiał się, kogo może tam spotkać. Nie zmienił swojego wieku, nigdy go nie zmieniał. Traktował go jako swój skarb. Nie chciał być już młodszy. Dwudziestolatkę mógł mieć na kochankę i spijać z niej elastyczność skóry oraz głupotę. Ale sam nie chciał wracać do tamtych lat. Niósł ze sobą pustą aktówkę, w której niby miał jakieś swoje szkice. Nie miał przecież żadnego dowodu na swoją artystyczną duszę. Zawsze mógł minąć śliczną kobietę, malującą na parkowej ławce i nie przyznać się, że to on tak pięknie pisał o sztuce. Tak też zrobił, a ta nie wodziła wcale za nim wzorkiem. Z tym nigdy nie mógł się pogodzić. Jako Parkinson wszystkie kobiety patrzyły na niego jak na źródło wspięcia się po drabinie społecznej i zrobiłyby wszystko, żeby tylko wejść do szlachetnego rodu. Okrążył ławkę i zatrzymał się za plecami Lyry. Obserwował jej kreski, sposób w jaki ołówek dotyka kartki. Czy powiedzenie, że było w tym coś magicznego stanie się hipokryzją?
- Jesteś zbyt niepewna. Boisz się zaryzykować ostrym pociągnięciem czy tylko udajesz, że rysujesz i jesteś artystką? – spytał kąśliwie, zabierając jej ołówek i poprawiając jedną z kresek na mocniejszą. Dobrze, że zdjął swój rodowy sygnet, wtedy dopiero wszystko wyszłoby na jaw!




If I risk it all,
could You break my fall?

Alfred Parkinson
Alfred Parkinson
Zawód : Wiedźma Straż
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Cynik i król bez miłości - to tylko tytuły.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1679-alfie-parkinson#17486 http://morsmordre.forumpolish.com/t1693-magenta#17983 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f103-gloucestershire-cotswolds-hills-12 http://morsmordre.forumpolish.com/t1695-alfred-parkinson#17987

Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Danson Park
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach