Wydarzenia


Ekipa forum
Sypialnia
AutorWiadomość
Sypialnia [odnośnik]02.05.15 1:57
First topic message reminder :

Sypialnia

Sypialnia Cassandry, znajdująca się na poddaszu nad jej prywatną lecznicą, jest niewielkim pomieszczeniem z obszernym łóżkiem. Naprzeciw znajduje się sekretarzyk z lusterkiem, na którym, na eleganckim obrusiku zakończonym złotym zdobieniem, stoją różnego rodzaju specyfiki, buteleczki, kremy, perfumy i blaszane puzderka z drobiazgami. 
Pod ścianą, naprzeciw drzwi, piętrzy się szafa na wysokich, zgrabnych nóżkach, a obok niej - niski regał, na półkach którego leżą księgi, dawne podręczniki z Hogwartu, których Cassandra nie miała serca wyrzucić, kilka traktatów o wróżbiarstwie, w tym egzemplarze ksiąg jej matki z dedykacją, jedna pozycja o opiece nad kilkutygodniowym małym czarodziejem oraz kilkanaście woluminów traktujących o medycynie różnego rodzaju. Na szafce nocnej, przy łóżku, w wysokim, szklanym wazonie, zawsze stoi bukiet świeżo ściętych kwiatów. Drewniane deski podłogi zakrywa szorstkie futro zdjęte z niedźwiedzia. Okno przysłania delikatna, lejąca się przez dłonie zielonkawa firanka ozdobiona delikatnym, własnoręcznie wykonanym haftem. W powietrzu unosi się zapach dusznych kobiecych perfum.
Nałożono zaklęcie Tenebris.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sypialnia - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sypialnia [odnośnik]03.02.19 23:50
1 września
Powinna już być na nogach. Mniej więcej o tej godzinie wstawała Lysandra, zaraz usłyszy tupot jej drobnych bosych stóp maszerujących po drewnianej podłodze. Będzie bolał ją brzuch, bo to czas najwyższy zjeść śniadanie - i powinno już być przygotowane, czekać na nią na talerzu. Ile było dni, w których zawiodła w podobny sposób? Niewiele - trzeba było naprawdę potężnej siły, żeby powstrzymać ją od opieki nad córką, a to wcale nie pomagało. Bo to oznaczało, że jej mała Lysa będzie się martwiła, co rozedrze serce Cassandry na dwoje. Nie chciała jej zawieść, nie chciała jej zmartwić, nie chciała, żeby wstała i była głodna. Ale dziecko Ramseya okazało się potężną siłą.
Siedziała wsparta bokiem głowy o ramę łóżka, ze stopami wciąż zaplątanymi w pierzynę osuniętą z materaca. Chodził po niej żuk, który wpadł przez niedomknięte okno, ale nie miała siły sięgnąć dłonią, by strzepnąć go z materiału. W zasadzie miała ochotę błagać los o śmierć, który ukróci jej męki, by zaraz potem przypomnieć sobie, że umrzeć nie może, bo musi żyć - dla niej. I z tej perspektywy ta męka wydawała się jakaś mniej potworna, choć wciąż - nie pozwalała jej wstać. Wspierała się łokciami o krańce drewnianego wiadra, pewna, że zaraz zwymiotuje - choć zwymiotować wcale nie mogła. Kręciło jej się w głowie, a uderzenia gorąca wywoływały niechciany dyskomfort. Ćmienie w skroniach nie pozwalało skupić myśli, a choćby chciała - nie była w stanie stanąć na równych nogach. Przed oczyma krążyły jej czarne mroczki na przemian z jasnymi błyskami, nie mogła być taka - słaba - nie mogła marnować czasu na odpoczynek, który donikąd nie prowadził. Była potrzebna córce, silna, w formie, a w tym momencie -w kuchni. Nie chciała też, żeby widziała ją taką: niepoukładane włosy strzępiły się na wszystkie strony, opuchnięta, nie tak blada jak zwykle, twarz wyglądała jak obca, a fiolet pod oczyma zdawał się wyglądać niepokojąco. Gdyby dostrzegła srebrną stróżkę po łzie pod lewym okiem, przetarłaby ją czym prędzej -ale nie dostrzegła. Odkąd stała się matką, była silna: dzięki niej i dla niej. Czuła, że potknęła się dziś o wielką cegłę, niwecząc wszystkie swoje dotychczasowe starania, przecież musiała być dla niej zawsze. Jej wzrok padł na prawą dłoń, paznokcie, jeden po drugim, były połamane.
I wreszcie nadszedł czas na wyrok - usłyszała tupot. Wpierw przymknęła oczy, na trzy sekundy, nie więcej, potem spróbowała ją zawołać, jej własnym imieniem, lecz gdy tylko otworzyła usta, żołądek zaczął ją naciągać.
- Lysa? - Udało się za drugim razem, kiedy w popłochu odepchnęła wiadro pod łóżko; nie mogła widzieć matki w takim stanie - ale Cassandra wiedziała, że dziewczynka zmierzała prosto do jej sypialni. Może to był dobry moment, żeby jej o wszystkim powiedzieć - tego też nie mogła przecież odkładać w nieskończoność.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Sypialnia [odnośnik]09.02.19 20:23
Kiedy się budziła, witał ją śpiew sroki – nieumiejętny hymn dla wstającego ze snu słońca, przerywany cichym trzepotem skrzydeł. Przylatywała zawsze na ten sam gzyms, parapet, krawędź dachu, ale nie wiedziała dlaczego. Lubiła je? Może stąd miała najlepszy widok na całą okolicę? Była odsłonięta, na widoku, wystawiona na pazury drapieżnika, a jednak wybierała to miejsce w momencie, gdy noc witała się z dniem. Uszy wychwyciły znajomy głos rozpoczynający jej dzienną wędrówkę, przepędzający spod powiek koszmary i ułudy, zapraszający do nowego tańca z niespodziewanymi zdarzeniami, które przepędzić mogło tylko zakropione magiczną miksturą mleko.
Unoszone powieki zmusiły umysł do intensywniejszej pracy, ale na drodze stanęła blokada, dokładnie ta sama jak każdego dnia – umysł nie mógł pracować, kiedy po brzuchu wciąż szarpały się wygłodniałe ćmy. Schematyczny pokrój dnia zmusił ją do wygramolenia się spod ciepłej kołdry i złożenia stóp na zimne drewno podłogi, ale nim do końca dała się pociągnąć potrzebie, zawahała się. Podkuliła stopy, obejmując je palcami, i spojrzała w dół.
Zejść? Może wcale nie jest głodna, może to tylko wrażenie. Była duża, robiła już prawie wszystko sama. Wykonywanie kolejnych kroków naprzód wydawało się o wiele prostsze. To zawsze ona ją karmiła – Wrona – może pora, by pisklę rozprostowało skrzydła.
Nieprzyjemne wrażenie rozgrzanej skóry spotykającej się z zimnym drewnem dotarło aż do jej dłoni, które zacisnęła w piąstki, ale zamiast skierować stopy do sypialni matki, po cichu dotarła do kuchni, mając szczerą nadzieję, że tym razem jej tam nie zastanie. Nie pomyliła się, cztery ściany rozświetlonego mdłym światłem pomieszczenia nie mieściły między sobą znajomych czarnych, lśniących piór – mieszane uczucie ulgi i zaskoczenia spowodowało, że poczuła głód mocniej niż zwykle. Wiedziała, co robić, choć nie robiła tego często i nie miała wprawy – wyszukała wzrokiem bochen chleba, odrobinę masła w miseczce, dłonią wiedziała, gdzie sięgnąć, by palce owinęły się wokół zimnego szkła słoiczka. Dżem malinowy na pewno smakował jeszcze nietrwałym latem, a chleb wciąż miał chrupiącą skórę. Nóż był w tym samym miejscu – posługiwanie się nim okazało się trudniejsze niż sobie wyobrażała, ukrojone kromki były nierówne i grube, a rozsmarowane masło w jednym miejscu nieobecne, w innym całkiem w nadmiarze. Dżem wolała już nałożyć łyżeczką, bo wygrzebywanie go ostro zakończonym narzędziem było upiornie niewygodne. Chciała zrobić mamie niespodziankę, pokazać, że uznawanie jej za odpowiedzialną i dorosłą ma sens i odzwierciedlenie w rzeczywistości.
Obie drobne dłonie trzymały usilnie kanapki, stopy pospiesznie kierowały się w stronę sypialni, na zaróżowionych wargach rodził się uśmiech.
Który szybko zbladł, kiedy wronie oczy dostrzegły żałosny obraz – tak znany z lecznicy. Ale to przecież nie była lecznica, to był dom, tutaj nie widywały takich widoków. Tu były tylko one.
Mama?
Kanapki odłożyła na szafkę i podeszła do łóżka, wycierając palce w koszulę nocną, jak zwykle siadając tuż obok. Patrzyła na nią z troską, tak jak ona patrzyła na nią, kiedy skaleczyła się po raz kolejny. Uniosła dłoń i otarła jej policzek z zaschniętej, słonej łzy. Dotknęła szczupłymi paluszkami sińce pod oczami, czoła – dziwnie ciepłego, policzków – jakby nabrzmiałych, włosów nieoprzątniętych z porannego rozgardiaszu. Spróbowała je ułożyć, przeczesać, ale znacznie bardziej nadałaby się do tego szczotka.
Jesteś chora – to nie było pytanie, tylko stwierdzenie, pewne i świadome. – Zrobiłam śniadanie.
Tknięte dziecięcą dłonią, ale zjadliwe.
Martwiła się o nią, bo miała ją tylko jedną. A sama Lysandra była wciąż za mała, by znać magiczne sztuczki, które mogłyby jej pomóc.




mógłbyś przysiąc, że widziałeś wczoraj
skrzydła jej
jak je chowała pod sukienką
Lyssandra Vablatsky
Lyssandra Vablatsky
Zawód : Szepciuszka
Wiek : 8
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ktoś musi pilnować nocy
musi wziąć na siebie
wiarę w strachy, moce
zmory
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5781-lysandra-vablatsky#136398 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f94-smiertelny-nokturn-17 https://www.morsmordre.net/t7704-lysandra-vablatsky#213293
Re: Sypialnia [odnośnik]09.02.19 20:23
The member 'Lysandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - DN' :
Sypialnia - Page 4 N2btFvL
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sypialnia - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sypialnia [odnośnik]26.02.19 15:09
Coś - ktoś - wysysał z niej życie od środka; być może nasienie Ramseya było podlejsze, niż sądziła, Lysandra nie sprawiała jej tylu problemów - a może to cud życia i późniejsze wspólne lata przysłoniły wszelkie złe wspomnienia. Była wtedy młodsza, na pewno silniejsza, bardziej zdeterminowana i mniej zniszczona życiem. Siedem to dla wielu liczba nieskończoności - a właśnie tyle lat minęło, jej córka zdążyła urosnąć - z bezradnego dziecka zamieniając się w dziewczynkę, której obecność okazała się w życiu Cassandry niezbędna. Jak teraz - kiedy dostrzegła talerz niesiony przez Lysę, w jej oczach zalśniły łzy - bezradności zmieszanej ze wzruszeniem, lękiem i wstydem za swoje słabości. Powinna być silna dla córki, ale dziś to córka była silna dla niej. Przetarła oczy dłonią, nie dając łzom spłynąć - nie mogła im na to pozwolić, Lysa była za mała, żeby rozumieć - za mała, żeby widzieć łzy własnej matki.
- Kochanie - uśmiechnęła się do niej blado, chwytając jej dłoń, kiedy tylko wyciągnęła ją w stronę matki - zacisnęła pięść na jej drobnej piąstce, delikatnie, przyciągając rączkę bliżej ust, by ją ucałować z matczyną miłością. Mówiła powoli, jakby mowa sprawiała jej ból; kiedy otwierała usta trudniej było jej powstrzymać wymioty. Przymknęła powieki, czując jej palce pomiędzy swoimi włosami, na całym tym parszywym świecie: miały tylko siebie nawzajem. Tak bardzo chciała dla niej lepszego życia niż własne. Odetchnęła głęboko, zbierając siły - dla niej zawsze je miała, musiała mieć, chciała je mieć. - Dziękuję - szepnęła spokojnie, wciąż się uśmiechając, nie wypuszczając jej drugiej ręki z uścisku. Troska córki ujmowała jej serce, cieszyła, sprawiała radość; nikogo nigdy nie kochała i nikogo nigdy nie pokocha tak jak jej. Tym bardziej - winna jej była wyjaśnienia.
- Nie jestem chora, kochanie - wyjaśniła spokojnie, z przekonaniem nie mniejszym, niż ona. Źle się czuła, prawda, ale jej stanu nie można było nazwać chorobą, najwyżej osłabieniem, ale przede wszystkim - była w ciąży. - Daj rączkę - poprosiła, ostrożnie przyciągając ją bliżej. W pierwszym odruchu chciała objąć ją całą i przytulić, ale nudności i piekący ból żołądka nie pozwalały jej na tak wylewne gesty. Rozpostarła własną dłoń, przykładając jej do swojego brzucha - do jej rodzeństwa. Serce drugiego dziecka biło już w jej łonie, a ona nie zdążyła przygotować się na podobną rozmowę. Nie planowała tego. Wypuściwszy z ust powietrze, zebrała się do dłuższej wypowiedzi - znów zatrzymując oddech, tak było prościej. - Nie jesteśmy już same, wiesz? Będziesz miała siostrę - jak dziwnie, jak obco brzmiały te słowa wypowiedziane na głos. - Ona jest we mnie, ale jeszcze bardzo mała, niewiele większa od dwóch kasztanów. Jeszcze nie potrafi oddychać, ale bardzo próbuje się nauczyć. Myślisz, że mogłabyś jej pomóc? Jako starsza siostra zawsze będziesz dla niej autorytetem, na pewno cię posłucha. - Przekrzywiła lekko głowę, zaciskając zęby, biorąc kolejny cięższy oddech - spojrzała córce w oczy. W te mądre, dojrzałe, przenikliwe oczy, niemo prosząc o zrozumienie. Całe życie byłe jedynaczką, a rodzona matka nie poświęcała jej dużo czasu, była samotna - czy brak samotności Lysandry dawał jej lepsze życie? Chciała, by miała wsparcie, ale tymczasem obarczała ją kolejnym obowiązkiem - będzie musiała jej przecież czasem pomóc, a obecność niemowlęcia mogło dać starszej dziewczynce wrażenie zepchnięcia na bok - ale to drzewo miało dawać owoce w przyszłości, jeśli jej zabraknie - jej córki zawsze będą miały siebie. Różnica wieku zatrze się z czasem. Grunt, by dziś: poczuły ze sobą więź.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Sypialnia [odnośnik]31.03.19 23:50
Wyglądała źle. Upiornym wyglądem bliżej jej było do pacjentów, którzy tłumnie przewijali się przez lecznicę, niż do matki, którą znała i kochała, dlatego Lysa zaczynała czuć niepokój. Szukała symptomów, które mogłaby połączyć ze znanymi jej chorobami. Wszystko łączyło się w dolegliwości żołądkowe, ale te leczyło się łatwo zielonkawym eliksirem. Albo tym w ciemnej fiolce, którą nigdy nie należało stawiać na słońcu, musiał stać w szczelnie zamkniętej szafce. Dlaczego nie sięgnęła po któryś z nich? Ufała jej wiedzy i właśnie to pozwoliło jej dojść do wniosku, że to musiało być coś poważniejszego. Nie zdejmowała z niej wzroku, lustrowała ją spojrzeniem tęczówek tak podobnych do tych należących do niej, minę miała poważną i skupioną, a umysł czujny i gotowy na przypływ informacji. Matczyny dotyk nie ukoił nerwów, głos nie przyniósł spokoju. Małe serce wciąż uparcie biło jak pisklę bijące się w kościanej klatce. Chłód dłoni przerażał, ale chciała jej dotykać, rozgrzać, być blisko jak tylko mogła. Pokornie przyjmowała matczyne kierowanie i objęła małą dłonią jej brzuch, chcąc już głośno wypowiedzieć, że to musi być choroba, kiedy poczuła dziwny ruch tuż przy powierzchni. Otworzyła szeroko oczy, odsuwając dłoń ze strachem. Co tam było? Połknęła coś? Pasożyta, który próbował się wydostać? Coś jej zaszkodziło? Czy to jelita się tak ruszały?
Prędko jednak zrozumiała, gdy tylko usłyszała głos matki.
Nie jesteśmy już same.
Mała dłoń znów dotknęła brzucha, próbując zrozumieć, co się tam działo. Widziała widok rozchylonych wnętrzności, wyobraźnia niezgrabnie usiłowała połączyć ze sobą fakty. Jak te dwa kasztany się tam mieściły? Jak wyglądały naprawdę? Widziała małych ludzi, którzy po raz pierwszy otwierali oczy na ten świat, wyrywano ich z ciepłego łona matki, ale niemowlęta były duże, znacznie większe od dwóch małych kuleczek. Mrugała, w ciszy składając słowa i obrazy w jedną całość. Pogładziła Wronę po rosnącym brzemieniu, z którym powoli zaczynała się nawet godzić. Krok po kroku, gest po geście.
Będziemy czekały na nią jeszcze długo? – to nie tak, że nie mogła się doczekać. Szukała raczej rezerwy czasu, który mogła spożytkować na przygotowaniach. Lubiła swoją lalkę, ale nie będzie chciała się nią dzielić. Może uda jej się zrobić nową – albo przynajmniej stworzyć coś, co nieudolnie mogło ją udawać. Zmarszczyła brwi i schyliła się, opierając skroń na boku Cassandry, wsłuchując się w to, co próbowała powiedzieć jej siostra. Siostra. Jak dziwnie brzmiało to słowo. – Nie bądź dla niej ciężarem, mamy tylko ją – szepnęła, choć wiedziała, że nie uzyska ani potwierdzenia uwagi, ani tym bardziej odpowiedzi. – Jak tylko się tu pojawisz, nauczę cię, jak być Wroną. I będę śpiewała ci kołysanki do snu. Zadbam o mamę, obiecuję.
Uniosła się i przytuliła do ramienia matki, zerkając na nią z dołu.
Naprawdę mnie słyszała? – nie dowierzała, choć naprawdę pragnęła w to wierzyć.




mógłbyś przysiąc, że widziałeś wczoraj
skrzydła jej
jak je chowała pod sukienką
Lyssandra Vablatsky
Lyssandra Vablatsky
Zawód : Szepciuszka
Wiek : 8
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ktoś musi pilnować nocy
musi wziąć na siebie
wiarę w strachy, moce
zmory
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5781-lysandra-vablatsky#136398 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f94-smiertelny-nokturn-17 https://www.morsmordre.net/t7704-lysandra-vablatsky#213293
Re: Sypialnia [odnośnik]31.03.19 23:50
The member 'Lysandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - DN' :
Sypialnia - Page 4 6joQUZP
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sypialnia - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sypialnia [odnośnik]02.05.19 16:34
Uśmiechnęła się - pogodnie - nieczęsto to robiła, ale tylko tym sposobem mogła wytłumić łzy, łzy strachu, wzruszenia i niepewności jutra; ciążowe zmiany odbijały się nie tylko na jej fizyczności, była ostatnimi czasy bardziej drażliwa, silniej reagowała emocjonalnie, łatwiej się wzruszała. Nie była pewna, czy Lysandra zrozumie: podświadomie wiedziała, przecież to mądre, rozsądne dziecko, jednak cichy szept z tyłu głowy kazał żywić obawy, które cieniem przysłaniały zdrowy osąd sytuacji. Patrzyła na jej drobną rączkę przesuwającą się po jej łonie, na jej twarzyczkę, na której z wolna malowały się troska, nie o dziecko, którego jeszcze nie znała - o matkę, która kochała. Lata temu, kiedy z kolejnym miesiącem nie nadeszło krwawienie, a ona musiała pogodzić się z tym, że nosiła pod sercem dziecko mężczyzny, którego nienawidziła, była przerażona. Przekonana, że sobie nie poradzi, zagubiona, zdezorientowana, dziś wiedziała już, że Lysandra była dla niej najdroższym i najwspanialszym darem od losu. Nie inaczej miało być za drugim razem, czyż nie?
- Długo - odpowiedziała spokojnie - do lutego, kiedy wszędzie będzie lśnił lód. Urodziłaś się w podobny dzień, masz urodziny z końcem stycznia, prawda? - Odnalazła spojrzeniem źrenice jej oczu, odbijały jej szmaragd tym samym odcieniem. Obie miały troje oczu, dwoje z nich było obecnych tu i teraz, jedno patrzyło w przyszłość. Trzeci element tej układanki był zwyczajnie potrzebny, kiedyś mylnie sądziła, że był nim Mulciber. Dziś wiedziała, że nie. Wciąż się uśmiechała, kiedy słuchała słów wypowiadanych przez córkę. - Macie też siebie, kochanie - poprawiła córkę. Pojawienie się trzeciego elementu musiało zwiastować problemy tak długo, jak długo element ten nie zgra się z pozostałymi. Im szybciej się to stanie, tym prostsze będzie jej życie jako matki. - Słyszała cię. Nie czułaś? Poruszyła się, pewnie cię szukała. Ale na razie - żyjecie w dwóch różnych światach, ona jest jeszcze na innym. - Chciała zapytać Lysandry, jakie podoba jej się imię. Chciała ją zapytać, czego jeszcze ją nauczy. Chciała ją zapytać, czy weźmie ją na ręce, kiedy będzie taka maleńka, jej ulubiona lalka. Ale nagle coś... coś się zmieniło. Ogarnęła ją dziwna słabość, zawróciło jej się w głowie, przed oczyma zatańczyły czarne mroczki. Pisk w uszach i pot, jaki zrosił jej skórę, nie zwiastowały niczego dobrego - traciła siły.
- Nie - Nagły wyrzut adrenaliny pozwolił jej zachować sekundy przytomności. Była matką, nie mogła sobie na to pozwolić. Nie mogła mdleć na jej oczach. Nie mogła umrzeć. - Lysa - Jej imię wypowiedziała twardo, szybko, bez czułości obecnej w jej głosie jeszcze przed momentem. - Błę... błękitna fiolka - Błękitna fiolka, miała trzy rodzaje niebieskich eliksirów, ale tylko jeden był przejrzyście błękitny i tylko jeden z nich podawała pacjentom na wzmocnienie, często przy pomocy córki. Nie dała rady jednak powiedzieć jej już nic więcej - pobladłszy na twarzy, osunęła się na zimne deski sypialni.




bo ty jesteś
prządką



Ostatnio zmieniony przez Cassandra Vablatsky dnia 05.06.19 12:30, w całości zmieniany 1 raz
Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Sypialnia [odnośnik]01.06.19 21:47
Jej definicja rodziny była niepopularna i według niektórych na pewno wybrakowana, Lysandra jednak traktowała ją całkiem poważnie. Nikt nigdy nie powiedział jej, że rodzina musi posiadać w swoim składzie ojca, komórkę, która od wieków uważana była za pewien fundament, głowę. Dla niej była zupełnie niepotrzebna, nie mogła nawet powiedzieć, że matka ten element zastępowała. Nie był on do niczego potrzebny, radziły sobie doskonale we dwie i na tym tworzenie pojęcia się kończyło. To Wrona była kręgosłupem, każdą myślą i radą, drogowskazem i motywacją, to ona zespajała ich rodzinę w całość, sprowadzając do niego tylko bezpieczne jednostki, które nie mogły im jakkolwiek zagrozić. Kolejne zwierzęta w leśnym krajobrazie. Nowa cząstka ich małego świata zastanawiała się – nie przerażała. Była nowością, powiewem dziwnej świeżości, ale i natłokiem obowiązków. Małe dzieci płakały i potrzebowały uwagi. Nie wiedziała o nich wiele, ale potrafiła łączyć ze sobą fakty. To przecież był mały człowiek. Całkiem bezbronny. Nieopierzone pisklęta, które krzyczą, gdy chcą jeść.
Skrzywiła się odrobinę, gdy o tym wszystkim pomyślała. Czuła się odrobinę przytłoczona, choć bezsprzecznie jakaś cząstka niej cieszyła się na tego pisklaka.
Mała Wrona.
W lutym będzie zimno, ogrzeję ją – opowiedziała, myślami już galopując już w stronę chłodnych wieczorów okolonych otulającą świat białą pierzyną. Delikatny ruch pod powłoką skóry był dla niej jak kolejny krok w tej długiej, trudnej wędrówce. Pisklę w gnieździe. – Poruszyła skrzydłami – na jej ustach wykwitł delikatny uśmiech, pogodny, niemal jak u Cassandry. – Boli cię to, mamo?
Badała świat. Chciała go kształtować własnymi zmysłami i poznawać tak, jak sama chciała. Jej wizje pokazywały ból i śmierć – była Vablatsky – rozumiała więc, że były one nieodłącznymi życia. Na ból zawsze był przecież lek. Zamknięty w szarej fiolce, nieco granatowy, z zielonym pobłyskiem.
To, czego obie były świadkiem, stało się zbyt szybko. Nie miała czasu, żeby spróbować chociaż zapobiec katastrofie, nie miała siły, by to zrobić – magia zareagowała znów, uderzyła w najdroższą jej osobę, we Wronę. Nie było tu miejsca na panikę, ale ta uderzyła w nią jak morska, spieniona fala. Odskoczyła szybko, rejestrując krótkie „niebieska”. Zacisnęła usteczka. Musisz być silna.
Zbiegła na dół, odnajdując szafkę, w której stały rzędem ustawione fiolki z eliksirami – przesunęła natychmiast stołek i wdrapała się na niego, sięgając małą rączką do drewnianej gałki. Jedno pociągnięcie i skarbiec stał przed nią otworem.
Niebieska. Miała być niebieska – nie zielonkawa stojąca z prawej strony, ona służyła do czego innego. Niebieska. Dotknęła pomarańczowej z etykietką, która nic jej nie mówiła. Nie uczyła się nazw, uczyła się właściwości i kolorów, bo tak na razie było jej łatwiej. Znała je, kojarzyła, pamiętała. I w końcu odnalazła tę, o którą jej chodziło – chwyciła ją i pobiegła na górę, nie patrząc na to, że zostawiła za sobą rozgardiasz, to nie było teraz ważne. Odkorkowała znajomą miksturę i objąwszy policzek matki, wlała do jej ust odmierzone krople. Wielokrotnie widziała, jak Cassandra dawkowała leki, w ten sposób się uczyła. Nie mogła podać jej zbyt dużo, to mogło skończyć się jeszcze większą katastrofą.

| zabieram mamie z ekwipunku 1 porcję wywaru wzmacniającego i dawkuję, bo mam anatomię na I <3




mógłbyś przysiąc, że widziałeś wczoraj
skrzydła jej
jak je chowała pod sukienką
Lyssandra Vablatsky
Lyssandra Vablatsky
Zawód : Szepciuszka
Wiek : 8
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ktoś musi pilnować nocy
musi wziąć na siebie
wiarę w strachy, moce
zmory
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5781-lysandra-vablatsky#136398 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f94-smiertelny-nokturn-17 https://www.morsmordre.net/t7704-lysandra-vablatsky#213293
Re: Sypialnia [odnośnik]01.06.19 21:47
The member 'Lysandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - DN' :
Sypialnia - Page 4 N2btFvL
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sypialnia - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sypialnia [odnośnik]08.06.19 1:40
Nie zdążyła odpowiedzieć, zapewnić córki, że ruchy pisklęcia nie były wcale bolesne. Wywoływały dyskomfort, kiedy czuła swoje dziecko okopujące jej wnętrzności, jednak nigdy nie przedstawiłaby tego w ten sposób Lysandrze; tuż przed tym jak porwała ją ciemność, słabość, jak w skroniach zadudniła panika, niewystarczająca jednak, by utrzymać ją przy życiu, chciała zapewnić ją, że furkot skrzydeł małej wrony jest jak łaskotanie skrzydeł motyla, nawet jeśli kwitnące w niej ziarno tak bardzo nic wspólnego z motylami w brzuchu nie miało. I dawno już nie czuła się tak słabo, bezsilnie, beznadziejnie; powinna być silna dla swoich dzieci, nie mogła pozwolić sobie na słabość - tymczasem porywała ją otchłań, której nie potrafiła się przeciwstawić i z którą nie była w stanie podjąć walki. Zaciśnięte pięści nie pomogły, czarownica osunęła się na drewnianą posadzkę, a krucze włosy przysłoniły bladą twarz. Wyglądała, jakby spała - ale był to sen, z którego przebudzić się nie mogła. Dziecko poruszało się w jej łonie niespokojnie i nerwowo, ale ona nie mogła tego poczuć - ani uspokoić córki ciepłą myślą. Przy niej tkwiła tylko rozpaczliwa prośba, by Lysandra wykorzystała wiedzę, którą tak chętnie czerpała długimi miesiącami - i odnalazła właściwy eliksir.
Nie myliła się - jej rezolutna córka pomogła jej się pozbierać; początkowo kiedy unosiła powieki, obraz przed jej oczyma był niewyraźny i rozmyty, na jej twarzy rysowała się panika - gdzie była? Z kim była? Co się wydarzyło i - przede wszystkim - jak długo jej nie było?
- Lysa - imię córki wydobywało się z jej ust za każdym razem, gdy w zagubieniu nie potrafiła odnaleźć się w nowej sytuacji; w pierwszej chwili czuła bowiem głównie zagubienie, nie była w stanie wyczuć chwili, przypomnieć sobie, co i dlaczego robiła w tym miejscu. Jej dłonie poruszyły się niepewnie, ciało niepewnie uniosło się z ziemi, gdy obraz z wolna nabierał kształtów, układając się w kształt dziewczynki - trzymającej eliksir - już pamiętała, że ją po niego wysłała. - I-ile mnie nie było? - Kręciło jej się w głowie. Czuła w gardle suchość przebitą wyłącznie gorzkim posmakiem eliksiru - kojarzyła jego woń, smak, potrafiła je dopasować do fiolki trzymanej przez dziewczynkę. Nie była obolała, ale czuła potworną słabość - jej powieki były ciężkie, mięśnie drżały, a wzrok z trudem ogniskował się na twarzy córki. Jej cera zawsze była blada, ale w tym momencie skóra czarownicy przypominała biały papier. - P-przepraszam, ptaszyno - mruknęła cicho, ledwie dosłyszalnie, wiedziona słabością nie będąc w stanie wydobyć z siebie silniejszego dźwięku. Wciąż kręciło jej się w głowie. Przy szafce nocnej leżała jej różdżka, ale w tym stanie nie będzie w stanie rzucić żadnego zaklęcia. Potrzebowała odpocząć. Usnąć, wypocząć, obudzić się w lepszym zdrowiu. Nie mogła, miała swoje obowiązki względem córki. Dźwignęła ramiona, wspierając się nimi o kant stojącego obok łóżka - i wspięła się, wdrapując się na jego materac. Ledwie była w stanie trzymać się prosto. Przetarła oczy, wracając wspomnieniami do momentu omdlenia - co pamiętała jako ostatnie? Lysandrę, jej moce, to jej anomalie pozbawiły ją przytomności. Pierwszy raz zaatakowała własną matkę. Nieświadomie, wiedziała o tym, ale groza tej sytuacji zdawała się ją obezwładniać - te zjawiska szły coraz dalej, w coraz szybszym tempie. Musieli je zatrzymać.
- Długo nic nie jadłam - szepnęła - to dlatego - zapewniła córę bezwiednie, zdając sobie doskonale sprawę z własnego kłamstwa. Siła musiała iść od Lysy. A Lysa - nie mogła o tym wiedzieć. Czy czuła swoją moc? Potrafiła ją rozpoznać? Oczywiście, że tak. - Zareagowałam zbyt mocno. To... to nic takiego - zapewniła ją wciąż słabym tonem głosu. Wyciągnęła do niej rękę, chcąc i jej pomóc wdrapać się na łóżko - choć nie miała ku temu sił. - Możemy... położyć się jeszcze na chwilkę? - Wiem, że za dużo śnisz, kochanie, ale ten koszmar wkrótce się skończy. Obiecuję. - Połóż się ze mną - nie odchodź - porozmawiasz z siostrą. - Dopiero teraz przeniosła drżącą dłoń na brzuch, wyczuwając wreszcie pierwsze ruchy dziecka odkąd wróciła do przytomnych. Przymknęła oczy z niemą ulgą. Jej serce biło zbyt słabo, by utrzymać przy życiu ich oboje, musieli odpocząć.
 
25 pż, -60 do rzutu Smile




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Sypialnia [odnośnik]02.07.19 21:41
Powtarzała sobie, że musiała być dzielna – tak jak Wrona była dzielna zawsze dla niej. Sytuacja była trudna w tej chwili dla nich obu, ale mimo to musiała zachować zimną krew – często to słyszała, te słowa odbijały się od ścian lecznicy jak bumerangi – i pomóc jej tak, jak ją uczono. Pomoc przy chorych nie była żadnym testem, wykonywała tylko polecenia, biegała jak zaczepiona na niewidzialnym sznurku prośby; dopiero teraz mogła tak naprawdę udowodnić nie tylko sobie, ale i matce, że była tą dzielną i mądrą dziewczynką, której wpoiła tak wiele nauk. Ale nie chodziło tu o udowadnianie czegokolwiek, tak naprawdę. Chodziło o coś więcej. Perspektywa utraty swojej Wrony była zbyt przerażająca.
Pomogła jej wstać, podnieść się z zimnej podłogi – w pierwszeństwie – choć ramionka miała słabe, oddała jej każdą cząstkę siły, jaką miała. Prawdopodobnie nie była tak blada jak matka, ale patrząc na nią Lysie zdawało się, że za chwilę będą jak odkalkowany obraz. Mocno trzymała jej dłoń, chcąc najwyraźniej nadrobić uściskiem za obie. Cassandra była przerażająco słaba. W takim stanie pochwycenie różdżki mogło być problemem, a co dopiero korzystanie z magii.
Tylko chwilę – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Bo chwila, choć długa, była wciąż chwilą. – Musisz odpocząć, nie ruszaj się z łóżka. Pisklę po raz pierwszy wyleciało z gniazda przy niekorzystnej aurze, pokryte czarnym puchem drobne ciałko poruszało się wraz z każdym oddechem, płytkim i szybkim, skrzydła nagle straciły synchronizację. Rozejrzała się szybko po pokoju i chwyciła za talerz z kanapkami, podając je mamie. – Musisz zjeść. Zjedz, nie ruszaj się, pomogę – bardzo chciała to zrobić, ale nie miała pojęcia, w jaki sposób mogła jej jeszcze pomóc.
Myśl przyszła jak grom z jasnego nieba – Valerij. Wrona mu ufała, mądry Nietoperz znał się na eliksirach, przynosił je czasami do nich, wypełniała buteleczkami oszklone gablotki, obserwując jak oboje rozmawiają. Był skryty, cichy, ale bardzo mądry – matka doceniała jego wiedzę. I chociaż był mężczyzną, zdawał się być zupełnie inny niż reszta. Niż Wilk.
Odpocznij – wyuczone z lecznicy formułki powtarzała bez zastanowienia. Pobiegła do pokoju Wrony, szukając skrawka pergaminu i pióro, które pomogłyby jej w nadaniu wiadomości do Nietoperza. Nie potrafiła posługiwać się dość sprawnie sztuką pisania, ale w tej chwili była w sytuacji podbramkowej – to było Wrony być albo nie być. Naskrobała więc krótką notkę, pozostawiając liczne małe kleksy przy niezgrabnie wykaligrafowanych znakach – informacja była jednak czytelna i jasna, to powinno wystarczyć. Utrennyaya zwróciła w jej stronę bystre spojrzenie sowich ślepi, uważnie obserwując dziecięcą sylwetkę, gdy ta drobnymi palcami przyczepiała do jej nóżki notkę. Musiała odnaleźć Valerija. Lysa ostatni raz pogładziła jej skrzydło i otworzyła okno. Rozprostowane skrzydła sowiej towarzyszki utonęły w porannej szarości Nokturnu. Wróciła do matki, żeby sprawdzić, czy nie pogorszyło jej się w tym czasie.
Nietoperz nam pomoże, wysłałam do niego list – powiedziała, wpełzając na łóżko tuż obok, szukając ciepła czarnych skrzydeł, pewności matczynej obecności. Podniosła jej ramię, obejmując się nim, podniosła brodę do góry. – Nie śniłam o tobie, nie może stać ci się nic złego – zmarszczyła cieniutkie brwi, burząc się wewnętrznie na inny stan rzeczy. Vablatsky dawały przyszłość, czarną i surową, ale prawdziwą. Przytuliła się mocniej, bo zwyczajnie tego pragnęła, jako dziecko pragnęło matczynej miłości.
Musiała być dzielna.




mógłbyś przysiąc, że widziałeś wczoraj
skrzydła jej
jak je chowała pod sukienką
Lyssandra Vablatsky
Lyssandra Vablatsky
Zawód : Szepciuszka
Wiek : 8
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ktoś musi pilnować nocy
musi wziąć na siebie
wiarę w strachy, moce
zmory
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5781-lysandra-vablatsky#136398 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f94-smiertelny-nokturn-17 https://www.morsmordre.net/t7704-lysandra-vablatsky#213293
Re: Sypialnia [odnośnik]02.07.19 21:41
The member 'Lysandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - DN' :
Sypialnia - Page 4 N2btFvL
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sypialnia - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sypialnia [odnośnik]11.07.19 0:53
Kiedy Lysa, zamiast wejść z nią na łóżko, podała jej talerz z jedzeniem, usta Cassandry mimowolnie wygięły się w uśmiech, jej córka była naprawdę mądrą i dojrzałą dziewczynką. Bała się, jak zareaguje na wieść o rodzeństwie - tak jak bała się, czy będzie dość silna, by pomóc jej z drugim dzieckiem. Była na to za młoda, ale nie miały wyjścia: jeśli lecznica miała prosperować, będzie potrzebowała od Lysandry ogromnego poświęcenia. Podobały jej się jej słowa - jakby słyszała echo - tak podobne do słów, które wypowiadała do pacjentów w lecznicy. Podchwytywała to, rozumiała i wyciągała z tego lekcję. Skinęła spokojnie głową na znak, że rozumiała słowa córki, że przyjęła do wiadomości zalecenia młodej uzdrowicielki. Skinęła głową po raz drugi, obiecując odpocząć, nie zastanawiając się nadto, dokąd popędziła Lysandra. Stawiała, że po szklankę wody, okłady, opatrunki lub inne niezbędne w lecznicy przedmioty, wykorzystała jednak ten moment ociężale podnosząc się na łóżku do pozycji pół leżącej i odchylając głowę w tył, kierując spojrzenie na sufit. Ładny. Świeży. Niedawno wyremontowany, anomalie zostawiły w nim dość rozległą dziurę. Jej myśli odpływały, była zbyt słaba i zbyt kurczowo próbowała trzymać się przytomności. To zaraz minie, wiedziała, że tak; nie było jej nic poważnego, skoro eliksir postawił ją na nogi tak szybko. Chwilowa słabość, nic więcej. Nie czuła bólu, dziecko żyło, musiała tylko nabrać sił. Przespać się, odpocząć... posilić, miała rację. Przełknęła ślinę, upewniając się, że poranne mdłości minęły na tyle, by mogła przyjąć pokarm. Nie przeszły. Zje je, ale nie teraz - musiała mieć dla siebie jeszcze chwilę. Przymknęła oczy, chyba zasnęła. Na krótko.
Zbudził ją dotyk córki, ciepło jej drobnego ciała gramolącego się tuż obok; objęła ją ciepło ramieniem, przyciągając bliżej. Jej ręka musiała być zimna i zbyt słaba, by poczuła ją tak, jak powinna, ale chciała jej dać choć tyle - tyle, ile mogła i tyle, ile była w stanie. Przez półprzymknięte oczy słyszała jej słowa, rozpoznając w nich nietoperza; wiele miesięcy temu nie była pewna, czy nazywała w ten sposób Valerija czy Quentina, ale dziś nie miała już wątpliwości.
- Nie trzeba było, kochanie - szepnęła drżącym głosem. - Potrzebuję tylko snu. Nic mi nie będzie. Muszę tylko... odpocząć. Zaufaj własnemu instynktowi, nic się nie dzieje. - Nie chciała, żeby się martwiła. Nie chciała jej martwić. Wprawiać w zagubienie, zakłopotanie albo lęk. Musiała poczuć się pewnie i bezpiecznie, by nie zatracić się w panice. Obecność Valerija, którą zwiastowały nadciągające kroki, niewątpliwie nie zaszkodzi, choć po wszystkim powinna go przeprosić za ten kłopot. I podziękować za pomoc. Lysa nie powinna być teraz sama. Ledwie dostrzegła jego twarz, gdy czerń coraz mocniej zachodziła całunem na jej oczy, porywając ją ponownie w objęcia Morfeusza.

zt :pwease:




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Sypialnia [odnośnik]23.03.20 13:35
1 kwietnia nad ranem

Ziąb przeszywał go na wskroś. Czarne płaszcze trzepotały na wietrze. Chłód zionął od murów. Po ciemnym, niebieskawym kamieniu spływała woda. W uszach trzeszczał metal — zamykanych krat? Dzwoniły dźwięcznie kajdany, zbyt ciasno zaciśnięte na chuderlawych rękach. Połamane palce niezdolne do trzymania różdżki jaśniały w ciemności. Szelest jak huk, niósł się w całkowitej ciszy echem. Kula u nogi uniemożliwiała jakikolwiek ruch. Skrzypiały drzwi — przed nim? Kraty więziennej celi pokrywał szron. Był zamknięty od wielu dni, może nawet lat. Zza krat migały tylko znajome twarze ludzi wolnych, niespętanych, nigdy nie oskarżonych, śmiejących mu prosto w twarz. Tylko po to przychodzili, by patrzeć jak marnieje, czeźnie. Czekali aż wpadnie w obłęd, jadowite kreatury. Sępy, czyhające na śmierć. Vasyl, jak żywy, pijacko promienny, zadowolony z siebie, grający mu na nosie, z puklem czarnych włosów w jednej garści, zakrwawioną różdżką drugiej. Graham, łajdak, szubrawca, zwolennik Longbottoma, zdrajca krwi, dumnie uśmiechający się w półmroku. Ignotus w obłędem w oczach, cały we krwi i w złocie, obdarowany za wystawienie im go na tacy. Mia, w odświętnej szacie, odznaczona jakimś wybitnym orderem za autorskie zasługi. I wszyscy inni, Ci, którzy opuścili ziemski padół, nigdy nie otrzymawszy spokoju, po tym, jak zmienił ich ostatnie chwile w koszmar. Ich śmiech słyszał wokół siebie, głośny, nieustający. Czuł jak wciskają w jego miękkie ciało chude paluchy, jakby dźgali go dla zabawy, niczym okaz wystawiony przed publikę przed egzekucją. To też widział. Wielki stos, który zapłonął jasnym ogniem. Oślepiał go, a jego gorąc stał się tak uciążliwy, że zatęsknił natychmiast za przerażającym zimnem. Na stosie płonęła czarownica, jej czarne włosy zajęły się w jednej krótkiej chwili. Miał spłonąć i on, ku uciesze ludzi, którzy niegodni byli, by oddychać tym samym powietrzem. Mugoli. Mugolaków. Obrońców szlamu. Dla ich uciechy, rozrywki. W imię ich pokracznej i śmiesznej sprawiedliwości.
Jak to się stało, że zmarli nachodzili go za życia?
Obudził się z okropnego snu słaby, wyczerpany, zmęczony jak nigdy, choć spał kilka nocy i kilka dni bez przerwy. Dłonią przetarł mokre od potu czoło, równie mokry kark. Nie musiał martwić się o ubranie, leżało z boku, okryty był cienkim, choć wiekowym kocem. Szybko zapanował nad oddechem, od razu rozpoznając miejsce, w którym się znalazł — lazaret nie był mu obcy, z ulgą odetchnął. Wydawało się jednak, że był tu zupełnie sam tej nocy. Co się stało? Powoli przypominał sobie ostatnie zdarzenia: polanę, Rosiera, dwóch przeciwników, których twarzy nie zdążył poznać i to przeklęte zaklęcie. Mógł to przewidzieć, lecz ów czyn wydawał mu się nierozsądny. Czy zadziałało? Czy przeciwnik osiągnął to, co zamierzał? Miał ich powstrzymać? Kosztem Fideliusa? Nie wiedział, co się z nim stało, ale jeśli sięgnęła go mgła, nie mógł wyjść z tego zdrów.
Bose stopy postawił na chłodnym drewnie, w ciszy wsłuchując się w odgłosy lecznicy. Cisza. Błoga, przyjemna i nieustająca. W ciemności dostrzegł tylko żółtawe oczy kota, nie było jednak uzdrowicielki, ani jej dziecka. Założył swoje szaty, spodnie i koszulę, różdżkę wetknął za pasek — przezornie, nie rozstawał się z nią nigdy, przynajmniej świadomie i celowo. Umhra spał, schodami ruszył więc na górę, bo to właśnie tam podejrzewał zastać gospodynię. Nie wiedział, która była godzina, jaki był dzień. Spała? Mógł sprawdzić. Chcąc uniknąć skrzypienia na starych, drewnianych schodach, stopy stawiał powoli. Na górze ciszę zmącał jednak szelest, jakiś ruch, może szept. Spod drzwi wydobywało się blade światło, zapewne tylko jednej świecy. Pchnął więc drzwi, wchodząc do środka, ale wtedy — jak na złość — wokół zapanowała zupełna ciemność.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Sypialnia - Page 4 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Sypialnia [odnośnik]19.06.20 0:25
Miał jej oczy, widziała to dokładnie, takie same oczy miała Lysandra. Miał też włosy czarne jak najczarniejsza smoła, choć nikt nie wytarzał go w węglu. Znaki mówiły, że będzie chłopcem, choć część z nich odrzucała, wypierając klątwę; Vablatsky rodziły dziewczynki, chłopcy byli od nich słabsi, przeklęci, wyklęci. Jaki miał być los Calchasa? Miała nadzieję, że inny, chciała dla niego lepszego. Był synem potężnego czarodzieja, więc stanie się potężny jak jego ojciec. Miał to we krwi, niezależnie od tego, jak bardzo przypominał ją samą. Nawiedzały ją natrętne myśli. Obawy o jego przyszłość. Możliwość wykorzystania dziecka, tak często mówili o tym na swoich spotkaniach - czy wróg nie mógł myśleć podobnie? Bala się, a nieprzespane noce tylko wzmacniały lęki i poczucie bezsilności, wyciskały z oczu łzy, zmuszały organizm do skrajności; nadwyrężała jego możliwości, wiedziała o tym, praca uzdrowiciela nie była lekka, a ona nocą nie mogła zmrużyć oka. Calchas właściwie nie płakał. Ale też nie spał. Było w nim coś niepokojącego, co zmuszało Cassandrę do ciągłej czujności. Śpiewała mu szeptem. Wiedziała, że lubił szept bardziej. Odnalezienie się w jego potrzebach nie było wcale takie trudne, dostrzegała w nim cechy ojca. Jego serce będzie sczerniałe do cna. Śpiewała mu te same piosenki, co Lysie, melodie o wiedźmach i starych baśniach, a jednak czuła wyraźnie, że reaguje na nie inaczej; wiedziała, że nie będzie tłem żadnej baśni.  
Dlaczego jesteś taki niespokojny, kochany. Tej nocy bardziej niż zwykle.
Owinięte w miękką purpurową chustę niemowlę trzymała przy piersi, przysłonięte materiałem, zaczerwienione oczy podkreślał ciemny siniec, zmierzwione włosy nie były ułożone jak zwykle, a brak podkreślonych ust pomadką, brak zwykle obecnego węgielka na powiekach, nie pomagały odwrócić uwagi od mankamentów zmęczonej urody. Nie wyglądała tak przy nim zwykle, ale teraz to nie miało znaczenia, teraz ważniejszy był kto inny. Słyszała go, w lecznicy nie było nikogo więcej - to musiał być on. Stała się bardziej wyczulona na dźwięki. Ostrożniejsza. Nie drgnęła, opierając bok głowy o pobliską ścianę, siedziała na łóżku, tuż przy świecy, której płomień dygotał równie niespokojnie, co niespokojnym było wszystko wokół; kto inny uznałby, że to wina wiatru, ale ona czytała znaki. Kiedy nadeszła ciemność, zamknęła oczy, żeby go lepiej słyszeć. Calchas i tak był milczący. Czuła ból, choć obok leżała pusta szklana fiolka; eliksir przeciwbólowy wypiła kilka godzin temu. Skurcze łagodniały, ale zmęczenie dawało się we znaki i zmuszało jej ciało do odkrycia nowych granic swojej wytrzymałości.
- Byłeś mocno ranny - ozwała się, tonem przynajmniej pozornie spokojnym, przez ciemność, wobec której nie uczyniła nic, by ją rozgonić. Trochę się jej bała, a trochę przyćmiewała lęk, trochę szukała w niej ulgi, jak meduza, która nie chce spojrzeć przybyszowi w oczy. Jej głos też brzmiał zmęczeniem. - Nie powinieneś jeszcze wstawać. Ale skoro już to zrobiłeś, napij się wody - poleciła krótko, przecież wiedział, gdzie była kuchnia. Potrzebował nawodnienia, miał w sobie wiele toksycznych eliksirów, a reakcja żołądka powie coś więcej o jego stanie. Wiedziała, że się przebudzi, był silny.
I ty też będziesz, Calchasie.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947

Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Sypialnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach