Wydarzenia


Ekipa forum
Ogrody
AutorWiadomość
Ogrody [odnośnik]06.08.17 18:31
First topic message reminder :

Ogrody

Ogrody znajdujące się przy willi sprawiają wrażenie starych, opuszczonych i zaniedbanych: sprawiają, Rosierowie mocno dbają o swoje zewnętrzne tereny i ten nie jest wyjątkiem - skrzat domowy rodziny - niewidzialnie - pielęgnuje go z nie mniejszą dokładnością, tworząc perfekcyjną harmonię chaotycznego nieładu. Usypane ziemią ścieżki wiją się wokół zarośli, pośród których jak rubiny błyszczą krzewy kolczastych czerwonych róż. Pośrodku znajduje się stara altana - kamienna, również sprawiająca wrażenie podniszczonej, ale całkowicie zdatna do użytku. Niską zabudowę ozdabiają wysokie, rzeźbione w symbole Rosierów znaki.
Całość ogrodu otoczona jest wysokim kamiennym murem przykrytym gęstym żywopłotem - okolica jest odludna i podobne środki ostrożności wydają się zbędne, ale stary szlachecki ród nigdy nie przepadał za przypadkowym towarzystwem.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogrody - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ogrody [odnośnik]20.06.20 19:38
Śledziła smukłą, wypielęgnowaną latami ćwiczeń, sylwetkę arystokratki, nieśpiesznie wędrując wzrokiem do twarzy. Odnajdywała w niej podobieństwa do Tristana, podobna linia nosa, błysk w oku, typowy dla Rosierów obezwładniający uśmiech, władczy, zadowolony i przekonany o własnej wyższości - i po raz pierwszy zaczęła zastanawiać się, czy w bliźniętach za kilkanaście lat odnajdzie te same detale. Czy Myssleine odziedziczy mroczną siłę po rodzicach? Czy Marcus z podobnym zacięciem będzie unosił brodę, pewny siebie i jednocześnie spokojny? Czy w tym małym ciałku, przytulonym teraz do jej piersi, objawi się błękitna krew jednego z najszlachetniejszych rodów? Deirdre nie miała złudzeń, bękarty nigdy nie otrzymają nawet knuta z rodzinnego majątku, nie wspominając już o jakimkolwiek uznaniu; jeśli przeżyją, będą egzystowały w kłamstwie, a ich codzienność w niczym nie będzie przypominała luksusowego życia pierworodnego syna nestora. Myśl ta na razie jej nie denerwowała, nie przerażała, lecz im dłużej przebywała z własnymi dziećmi, tym częściej wiązała się z pewnym...dyskomfortem.
Odczuwanym najwyraźniej tylko przez nią, bo w Melisande nie zauważyła żadnej niewygody, strapienia czy zbicia z tropu. Jak zwykle elegancka, wyniosła i opanowana, dumna i przepiękna róża, która nie musiała podnosić głosu czy perliście chichotać, by koncentrować na sobie całą uwagę. Dojrzała jak na swój wiek, zadbana w każdym calu, z nienagannymi manierami, które pozwoliły jej ze zwinnością wpasować się w dość niecodzienną sytuację. Musiały wypracować nowe konwenanse, zasady zachowania - bo Mericourt wątpiła, by w szlacheckiej etykiecie przewidziano spis zachowań podczas spotkania z kochanką swego brata, trzymającą na rękach dowód jego niewierności.
- Jak zwykle celna obserwacja - skomentowała łagodny komentarz Melisande. Diabelnie bystrej, diabelnie dumnej; chciałaby, by choć część tej gracji i niezachwianej pewności siebie odziedziczyła Myssleine. Ta myśl, nagła, gwałtowna, jedna z pierwszych przyjaznych dotyczących córki, zabłysnęła i zgasła, pozwalając Deirdre skupić się na gościu. Gestem wskazała wygodne krzesło, choć miała wrażenie, że z ich dwóch to lady Rosier czuje się tu bardziej u siebie. - Jak widzisz, jest ich dwoje. Myssleine. I Marcus - powiedziała w końcu, nie mając pojęcia, czy Tristan cokolwiek wspominał swej siostrze; wątpiła w to, ale jednak szlachcianka wiedziała o tym, że doszło do rozwiązania a Mericourt znów pojawiła się w Białej Willi. Czy w ogóle wiedziała, że przez długie tygodnie pomieszkiwała w brudnym, zapchlonym pokoju w dokach? Cóż, nie zamierzała się skarżyć; powróciła na fotel, delikatnie wysupłując z zaciśniętych paluszków Myssie, przy okazji przedstawiając dzieci. Trzymaną przy piersi dziewczynkę i leżącego nieopodal w kołysce chłopca. Ich dzieci; mimo pozornego rozluźnienia nie czuła się swobodnie, lecz nic nie zdradzało wewnętrznego napięcia. Spoglądała na towarzyszkę śmiało, lecz czujnie, wolną dłonią unosząc na moment różdżkę, by nalać wina również do kieliszka damy. - Nie ja nadałam im imiona - dodała po chwili, krótkim stwierdzeniem przekazując więcej informacji; to Tristan je nazwał, a więc poniekąd, w jakiejś żałosnej interpretacji podyktowanej nadzieją, uczynił swoimi. - Jak się czuje Evan? - kontynuowała tym samym tonem, bez zjadliwości - nie było na jej twarzy ani w jej słowach ukrytych intencji, wyższości, ironii czy pogardy; pytała szczerze, nawet nie jako kochanka a jako śmierciożerczyni. Ktoś, kto chciał dobra wyniesionego najwyżej czarnoksiężnika, kto wiedział, że los jego prawowitych dziedziców jest niezwykle ważny dla przyszłości całej czarodziejskiej Wielkiej Brytanii. I nawet jeśli gdzieś w sercu kłuła ją dziwna drzazga, to nie ona dyktowała poruszenie tej kwestii. Tristana nie mogła o to zapytać, nie teraz, gdy zjawiał się w Białej Willi niezwykle rzadko.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ogrody [odnośnik]04.08.20 17:37
Potrafiła bez problemu lawirować między słowami i nastrojami, nie męczyła się dobierając kolejne wyrazy, kiedy składała je w całe zdanie i formowała w różne stwierdzenia czy pytania. Potrafiła dopasować się do sytuacji szybko i bez większych problemów. Nigdy nie była neutralna, ale potrafiła na taką wyglądać. Nie była też niewzruszona, ale wiedziała jak obchodzić się z własnymi myślami, by te nie wytrąciły jej z równowagi. Kroczyła pewnie po ziemi i rzadko kiedy błądziła z głową w chmurach. Była realistką, ufała faktom i logice. Potwierdzała stawiane tezy i poszukiwała odpowiedzi. Nie kłamała, gdy mówiła dziś, że to ona w tej sytuacji miała najprościej. Nie do niej należała decyzja o dalszym losie Deirdre, czy jej dzieci. Nie ona miała powiedzieć bratu co robić. Nie od niej Evandra miała dowiedzieć się o dwójce bękartów. Ustalenie tych trzech prostych faktów pozwalało funkcjonować swobodnie. Wystarczyło jedynie zrozumieć, że to tak po prawdzie, nie była jej rola. Była bardziej postronnym obserwatorem, niż siłą która miała coś zmienić. Dlatego też nie czuła się skrępowana zaistniałą sytuacją. Zaakceptowała ją. Dlatego, że każde z nich odpowiadało za siebie. Tristan nie naraziłby ich rodziny, zawierzała w podejmowane przez niego decyzje. Nawet gdyby chciała - a to było dalekiego od jej postępowania - nie była w pozycji by mówić mu co powinien robić, czy ganić za zdradę żony. Te były obecne w ich świecie. W świecie aranżowanych małżeństw, w świecie zdobywanych kobiet - ozdób, które były, ale nie zawsze satysfakcjonowały. To niekoniecznie tyczyło się samej Evandry, jednak rzeczywistość pozostawała bezlitosna dla wszystkich. Melisande nie miała co do tego złudzeń. Kwestią pozostawało na ile inteligentny był mężczyzna. Na ile nie pozwoliłby by romans, nie wpłynął na ród i jego własne życie. Deirdre wiedziała na co się zgadza, to była tylko jej decyzja i rozmowa w białej willi jakiś czas temu to potwierdzała. Nikt nie musiał jej wyjaśniać jej pozycji, sama dobrze ją znała. Najtrudniej miała Evandra, nieświadoma niczego. To właśnie nieświadomości Melisande nienawidziła najbardziej. Współczuła jej, ale nie zamierzała zmieniać tego stanu rzeczy.
Uniosła wargi w łagodnym uśmiechu, kiedy Deirdre skomentowała jej słowa. Przytaknęła głową, odsuwając się od niewielkiego ciałka i zajmując miejsce na jednym z foteli. Dłonie ułożyła na kolanach bystre spojrzenie pozostawiając na Deirdre. Jej brew drgnęła ledwie widocznie na imię dziewczynki. Uniosła kieliszek wina, który zatrzymał się na krótką chwilę, kiedy kobieta zdradziła, że to nie ona była odpowiedzialna za wybór imion.
Więc to tak.
- Wiesz dlaczego Myssleine? - zapytała odsuwając szkło od różanych warg. Była ciekawa, czy Tristan wyjaśnił jej cokolwiek. Głowa przekrzywiła się prawą stronę mierząc spojrzeniem Deirdre. Pytanie o Evana uniosło jej brwi nieznacznie. - Jest zdrowy i rośnie. - stwierdziła krótko, odrywając spojrzenie od kobiety i przesuwając je na okno znajdujące się trochę za nią. - Interesuje cię to? - zapytała wracając do niej błęktino stalowymi tęczówkami.
Dlaczego?


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Ogrody [odnośnik]05.08.20 17:19
W pierwszej chwili nie zareagowała na proste pytanie, spoglądała na Melisande bez mrugnięcia powieką, szybko ważąc w głowie ciężar odpowiedzi. Powinna potwierdzić, by nie wyjść na głupią lub naiwną? Udawać, że rozmawiała o tym z Tristanem? Snuć wizję zgodnej, partnerskiej dyskusji o wspólnym potomstwie? Pamiętała ściskające ją za gardło wzruszenie i lęk, gdy Rosier beznamiętnym tonem nadawał niemowlętom imiona, tym samym oswajając je i obdarowując szansą przeżycia. Nie roztkliwiała się jego wrażliwością, raczej drżała z ulgi podjętej decyzji, w którą sama często wątpiła. Potrzebowała przewodnictwa, bo choć pragnęła niepodległości, Rosier pozbawił ją przekonania o tym, że sobie poradzi. Miał rację, jako matka nie stawała na wysokości zadania, rozerwana pomiędzy obojętnością a złowrogą fascynacją. Cóż, o próbach topienia lub duszenia bliźniąt nikt nie musiał wiedzieć – a zwłaszcza wyjątkowa dama, uśmiechającą się do niej z typową dla tej arystokratki aurą piękna i tajemnicy.
- Nie, myślałam, że to imię nie ma głębszego znaczenia – odparła w końcu po wcale nie tak długiej chwili ciszy, poprawiając dziecko w ramionach i posyłając lady Rosier pytające spojrzenie. Chciała wiedzieć. Nawet jeśli tak nazywała się jedna z dziesiątek kochanek Tristana, dawna miłość ze szkoły albo wierna, rasowa klacz ze stajni w Kent – a i to w optymistycznej wersji, że spłodzona przez niego córka była na tyle ważna, by przypominać o innym, istotnym dla niego w pewien sposób stworzeniu.
Wykazywała się naiwnością? Zapewne, wszak znała swoje miejsce – i miejsce ich dzieci, zepchniętych we wszystkich hierarchiach na samo dno. To wokół Evana krzątały się dziesiątki opiekunek, to matkę pierworodnego dziedzica obsypywano prezentami i otaczano czułą opieką, to prawowita rodzina nestora cieszyła się szacunkiem. I to Evandra zasypiała u boku Tristana każdej nocy. Deirdre nie czuła zazdrości, nie tłumiła zawiści, choć takie motywacje mogły ukazywać się w myślach Melisande. Nieco zdziwionej, rozumiała to: zazwyczaj kochanki nie dopytywały o rodzinę niewiernego wybranka. Nie bez ukrytych motywacji, złośliwości lub rozgoryczenia; te emocje były jednak Dei obce. Albo przynajmniej niewidoczne, zepchnięte głęboko do podświadomości. – Dobrze to słyszeć – odparła szczerze, zsuwając z ramienia materiał sukni. Myssleine na powrót robiła się marudna, zaczynała przeszkadzać, a jedynym znanym sposobem na jej uciszenie – oprócz wetknięcia w ramiona Agathy i wyciszenia pomieszczenia – było przystawienie dziewczynki do piersi. Tylko wtedy się uspokajała, kosztem swej matki, krzywiącej się lekko z bólu, gdy niemowlę zaczęło mocno ssać.
- Oczywiście, że tak – skwitowała z udawanym, łagodnym zdziwieniem, jakby odpowiedź była więcej niż jasna. Dla niej – taka właśnie była. – To pierworodny syn nestora. Śmierciożercy. Najwierniejszego sługi Czarnego Pana. Siła jego rodziny to siła czarodziejskiego społeczeństwa – dodała spokojnie, bez egzaltacji czy próby podlizania się siostrze nestora. Nie o to chodziło: podkreślała tylko, że myśli całościowo, że przedkłada potęgę czarodziejskiego świata czystej krwi nad własne uczucia. Stłumione tak, że praktycznie nie istniały: mogła wydawać się wyzbytą z jakiejkolwiek słabości rzeźbą, z siatką pęknięć widoczną tylko dla niej. – Mam nadzieję, że lady Rosier również wraca do sił – rodziły w podobnym czasie; wydawało się to nieco absurdalnym dramatem. Pamiętała ostatnie tygodnie ciąży, spędzane w zapchlonym pokoju w Parszywym Pasażerze; samotna, głodna, wyziębiona, ze świadomością, że w tym samym momencie inna czarownica, nosząca dziecko tego samego mężczyzny, opływa w luksusy.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ogrody [odnośnik]14.08.20 16:14
Nie miała pojęcia, ale skoro planował ubiegać się o jej rękę, musiał być już świadom tego, choć odrobiny tego, jaka była i jaka mogła być. Mogła tylko wnioskować. Składać własne tezy. A jedna z nich mówiła, że skoro Tristan nadał dzieciom imiona, co mogło coś znaczyć, a mogło być jedynie kawałkiem łaski. Nazywając je, mógł się przyznać, może nawet przed samym sobą, że rzeczywiście w ich żyłach, płynie jego krew. Mogło to nie mieć też żadnego głębszego znaczenia, ale intuicja podpowiadała jej, że to nie było do końca tak. Wskazywało na to głównie imię dziewczynki. Jasne spojrzenie, tak podobne do jej brata ze spokojem wisiało na sylwetce Dierdre. Łagodny uśmiech niezmiennie okalał jej twarz, czyniąc ją pogodną i przyjemną.
- Możliwe, że nie ma. - zgodziła się zgodnie z prawdą. Bo i tą opcję brała pod uwagę. Nie zwykła wypowiadać się za swojego brata. Nie zwykła mówić co sądził, lub co też myślał, albo jak uważał. Nigdy nie wkładała w jego usta słów, które myślała że mógłby powiedzieć. Nie dlatego, że go nie znała. Dlatego, że on sam potrafił za siebie odpowiedzieć, tak samo jak myśleć, czy podejmować własne decyzje. Gdyby nie był do tego zdolny, na jego palcu dzisiaj nie znajdowałby się nestorski pierścień. - Myssleine. - powtórzyła imię, ważąc je w ustach. Spojrzenie padło na kieliszek który trzymała w dłoni. Poruszeniem wprawiła w ruch znajdujący się w naczyniu alkohol. Zawieszając głos, unosząc szkło by przytknąć je do malinowych warg i przechylić, pozwalając by alkohol przelał się przez jej gardło. - Była smoczyczą w naszym rezerwacie. Zabiły ją majowe anomalie. - wyjaśniła przesuwając stalowe spojrzenie ponownie na kobietę, obserwując jej reakcję uważnie. Jeszcze uważniej, kiedy temat z jej dzieci przesunął się na to, które powiła Evandra. Jej brwi zeszły się lekko, kiedy wypowiadała kolejne słowa, a dłoń mimowolnie uniosła się do góry, by skubnąć dolną wargę.
- Deirdre. - powiedziała, a w jej głosie pojawiła się stalowa nuta. - Nie będę rozmawiać z tobą o Evandrze i Evanie. - przerwała to w którą stronę zaczynała zmierzać ta rozmowa. Nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić, czy kobieta szczerze wierzyła w to co mówi. - Nie pytaj mnie o nich więcej. - nakazała ze stanowczością. Melisane polubiła kobietę, ale nie zamierzała omawiać z nią samopoczucia ani Evandry, ani też Evana. Jeśli ciekawiło ją ich powodzenie, zapytać o nie winna jej brata, nie zaś jej samej. Niezależnie od powodów, które nią kierowały. Akceptowała ten układ w którym się wszyscy znaleźli. Nie wychodziła poza jego ramy, nie zamierzała ingerować w niego, czy zmieniać go. Nie do należała rola uświadomienia Evandry, ale to nie znaczyło, że nie ceniła żony swojego brata. Deirdre zaś miała świadomość w jakiej pozycji się znajduje. Musiała wiedzieć, że nigdy nie zastąpi Evandry, a jej dzieci nigdy nie będą traktowane tak, jak jej syn. Może nie było to sprawiedliwe, ale świat w którym żyli nigdy takim nie był.
- Wiedziałaś o zamiarach lorda Blacka? - zapytała zamiast tego, jej wzrok złagodniał, pojawiła się w nim ciekawość tego, jaką uzyska odpowiedź. Jak głęboka jest ich przyjaźń ile kobieta tak naprawdę wie. Wszystko, nic, czy jedynie to, co sama zdobyła w trakcie spotkań, czy przepływu kolejnych informacji.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Ogrody [odnośnik]15.08.20 20:27
Ceniła Melisande - nie tylko dlatego, że ta była siostrą Tristana. To stalowy charakter, nieustępliwość oraz świadomość własnej siły sprawiły, że Deirdre spoglądała na arystokratkę jako na równą sobie, a nie tak, jak na resztę płci pięknej uwięzionej na tarasach wyższych sfer, gdzie jedynie wyglądały, lśniąc jak niedostępne, przepiękne, lecz jednocześnie zupełnie nieprzydatne i puste gwiazdy. Chciałaby wierzyć w skrywaną potęgę arystokratek, tej tezy nie popierały jednak prawie żadne doświadczenia: większość szlachcianek zawodziła, a nawet te najbardziej ambitne kończyły jako matki i żony, rezygnujące z własnego rozwoju na rzecz dostatniego życia i zaspokajania konwenansów. Nie miały wyjścia, taką przypisano im rolę, zdawała sobie z tego sprawę. I z wagi funkcji, jaką te te wyjątkowego pochodzenia rozpłodowe klacze pełniły w czystokrwistym ekosystemie, wychowując pokolenia silnych czarodziejów o magii skumulowanej w żyłach wraz z błękitną krwią. Takim przykładowym klejnotem w koronie była kapryśna Fantine, tak też lśniła Evandra jako żona nestora; Melisande otaczała jednakże inna aura, bardziej buntownicza, lecz nie w ten głupi, naiwny sposób, za który karę poniosła Isolda lub inne, niezasługujące na miano czarownic, wydziedziczone kobiety. Znała swą wartość, pielęgnowała wrodzoną mądrość, nie musiała też zwracać na siebie uwagi, by i tak budzić podziw innych. Podświadomie Deirdre w podobny - naiwny? - sposób myślała o przyszłości trzymanej teraz na rękach Myssleine, na razie będącej łakomym, płaczliwym tobołkiem o hipnotyzująco wielkich oczach kocięcia. Chciała, by jej córka stała się potężną czarownicą, idącą przez życie z dumnie podniesionym tonem, czerpiącą potęgę z własnego pochodzenia - i jednocześnie wolność z faktu, że nikt nie będzie traktował jej w kategorii rozrodu lub politycznych gierek.
Machinalnie pogłaskała główkę jedzącego niemowlęcia, przesuwając po mięciutkich kosmykach. Myssleine. Smoczyca. Bestia. Przewodniczka stada? Jedno ze stworzeń, które fascynowały Tristana, którymi się opiekował, które stanowiły sens jego pracy oraz największą pasję. Mericourt oblizała powoli usta, przechylając nieco głowę w bok. Jak zwykle lady Rosier zachowywała zdrowy dystans, pełen niedopowiedzeń. - Była dla niego ważna? - spytała w końcu słysząc o odejściu smoczycy; podejrzewała, że tak, dopuszczając jednak do siebie inną myśl: że było to zwierzę słabe, chorowite, które szybko zakończyło ziemską egzystencję. Może to właśnie tak Tristan widział los ich córki?
Tak odmienny od wyściełanej atłasami życiowej ścieżki, poprowadzonej po marmurowych stopniach dla Evana. O którego najwidoczniej nawet nie mogła pytać. Uniosła wyżej brwi, a potem je złączyła, w mimice bliźniaczej dla tej, widniejącej na twarzy Melisande. Nie spodziewała się takiej reakcji, ale nie dała po sobie poznać nieprzyjemnego zaskoczenia, dalej uśmiechając się z wystudiowaną obojętnością. - Nie będziesz o nich rozmawiać, ponieważ...? - spytała po prostu, nie naciskając, chcąc poznać jej motywacje. Ciążyła jej niewierność brata? A może niewierność bratowej - czy się przyjaźniły? Tak, była niechciana, tak samo jak bliźnięta, ale przecież nie domagała się zaproszeń na salony, ba, nie żywiła wobec prawowitej żony Tristana niechęci. - Oczywiście, nie będę narzucać ci tak problematycznego tematu jak zdrowie bratanka - dodała po chwili tonem, z którego nie dało się wyczytać, czy słowa podszyto lekką kpiną, czy też były wypowiedziane całkowicie poważnie. Powstrzymała się też od odbicia retorycznej piłeczki, na pytanie o Alpharda - z oczywistą aluzją do oświadczyn - odpowiadając, że nie będzie rozmawiała z nią o lordzie Blacku. Kusiło, oczy Deirdre zalśniły, ale uśmiechnęła się tylko słabiej, kołysząc powoli Myssleine, ciągle przystawioną do piersi. - Zapewne wiedziałam o nich wcześniej niż sam zdawał sobie z istnienia swej słabości sprawę - odparła powoli, bez przechwałek; znała go, tą niespokojną duszę, tworzącą bazę dla chaosu geniusza. - Nie ingeruję w jego życie prywatne, jeśli o to pytasz - dopowiedziała, by oszczędzić ewentualnych domysłów. Podejrzewała, że napięcie pomiędzy tą ambitną dwójką zakończy się właśnie w ten sposób, ale nie miała na to żadnego wpływu.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ogrody [odnośnik]17.08.20 13:03
Złapały nić porozumienia, a Melisande podarowała Deirdre coś w rodzaju kredytu zaufania w dużej mierze dlatego, że musiał ufać jej też Tristan. Wierzyła, że ta nie chce zrobić niczego, co mogłoby niekorzystnie wpłynąć na ich rodzinę. Ale to nie znaczyło, że traciła charakterystyczną dla siebie uważność. Jasne tęczówki zawisły na dziewczynce, którą trzymała w ramionach. Lewa dłoń mimowolnie zacisnęła się odrobinę mocniej na oparciu fotela, w którym zasiadła. Zadane pytanie sprawiło, że na jej twarzy pojawiło się zamyślenie.
- Jak każdy z naszych podopiecznych. Smoki są naszym dziedzictwem. Naszą przyszłością i przeszłością. Żyjemy wraz z nimi i dbamy o nie. - odpowiedziała, by po krótkiej chwili wzruszyć ramionami. - Czy za samym imieniem prawdziwie coś stoi, wie tylko Tristan. Reszta będzie jedynie domysłami. - dodała po krótkiej chwili. Dorastali wraz ze smokami, dbali o nie i czasem łatwiej było je zrozumieć i zdzierżyć niźli ludzi. Ale czy jej bratem kierowało coś, kiedy nadawał imiona własnym dzieciom? Możliwe przecież, że był to jedynie impuls, coś nad czym nie zastanawiał się dłużej. Dlatego ona sama, nie szukałaby w tym pomocy, czy odpowiedzi. Imię - ostatecznie - tylko nim było, to co miała z nim zrobić niewielka istota, miało się dopiero okazać.
Milczała kilka chwil, kiedy pytanie wypadło z ust Deirdre, jasne tęczówki zawisły na jej sylwetce, milcząc, kiedy wypowiadała kolejne zdanie. Z jej ust wydostało się ciche westchnięcie. Nie potrafiła rozszyfrować, czy kpi, czy mówi poważnie, samo jednak brzmienie kolejnych słów sprawiło, że pokręciła łagodnie głową. Gdy skończyła, rozwarła wargi wypuszczając z nich słowa.
- Ponieważ uważam, że to nie moje miejsce, by o nich z tobą mówić. - odpowiedziała na pytanie, które wypadło z kobiecych ust.- Tristan nigdy nie pozwoli, by ktokolwiek zburzył ich szczęście czy zdrowie. Z pewnością zdajesz sobie z tego sprawę. Czy nie tym była też podyktowana potrzeba przysięgi, której gwarantem zostałam? - zapytała, poruszając dłonią ze szkłem, bawiąc się trunkiem znajdującym się w nim. Retorycznie oczywiście, bo przecież obie znały odpowiedź na pytanie, który wymknęło się z ust Melisande.  - I jednocześnie spodziewałam się trochę więcej, niż popułudniowego chit chat. - wyznała. Tego miała wokół siebie wbród. Pogaduszki o niczym szczególnie konkretnym, omijającym tematy, które nie sprawiały, że pod maską łagodnej uprzejmości zwijała się w środku. Przestała już liczyć ile razy niektóre z pytań padały w jej kierunku.  - Polubiłam cię, ale stan rzeczy pozostanie niezmienny. Jeśli chcesz spotykać się ze mną, by dowiedzieć się czy moja bratowa i jej dziecko mają się dobrze, bo są rodziną nestora, Śmierciożercy i twojego kochanka, to marnuje tu swój czas. - stwierdziła z powagą i szczerością nie widząc potrzeby ubierania przekazu w inne słowa, czy zachowywanie ich dla siebie. Zgrabnie uniosła szkło, by upić z niego niewielki łyczek cierpkiego trunku. Do całości oceny dochodził fakt, że zwyczajnie nie miała ochoty rozprawiać o dobrze Evandry z kobietą z którą zdradzał ją poniekąd jej brat. Akceptowała jego wybory i ufała im, nie sądziła by siedząca przed nią kobieta była ledwie chwilowym kaprysem, co udowadniała jej obecność mimo upływu miesięcy. Ceniła jednak też Evandrę i z choćby z samego szacunku dla niej, wolała by temat jej osoby pozostawał w chwilowym zawieszeniu, kiedy szło o skomplikowane relacje w których mimo wszystko znajdowali się wszyscy z nich. I jednocześnie przeszkadzał jej fakt, pośredniczki w ocenie zdrowie swoich bliskich. A może bardziej zirytował, choć na samo uczucie pozwoliła sobie tylko dlatego, że tutaj, mogła pozwolić sobie na odrobinę więcej swobodności.
Odpowiedź na kolejne pytanie ważyła, tak jak podtrzymywany w zgrabnych palcach kieliszek. Jej brew drgnęła lekko na słabość która pojawiła się przy końcu zdania. Ale twarz pozostała niezmienna, skrywała lekką zadumę, ale nie brakowało jej znajomej łagodności. Na dopowiedzenie, pokręciła głową w zaprzeczeniu. Nie o to pytała.
- Bardziej interesuje mnie to, czy sam otwarcie zadeklarował ci swoje zamiary. - to nie to czy Deirdre ingerowała w jego życie ją interesowało. Choć fakt, że tego nie robiła - nie mogła skłamać - mógł okazać się jej zdecydowanie na rękę. Oczywiście wszystko zależało od tego, jak finalnie sprawy się potoczą. W tym konkretnym momencie chciała wiedzieć, czy zwierzał się, radził albo poszukiwał pomocy przy podjęciu decyzji w niej.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Ogrody [odnośnik]18.08.20 14:20
Pochyliła głowę, spoglądając w dół, na przystawione do piersi dziecko, które właśnie grymasiło, pulchną łapką chwytając nowe kosmyki czarnych włosów Deirdre, spływających na jej gładkie policzki. Myssleine sprawiała więcej problemów, wierciła się, płakała, uderzała kończynami w niepohamowanym napadzie niezadowolenia, lecz Mericourt musiała przyznać, że odkąd częściej spędzała z dziećmi popołudnia, nie odtrącając ich od razu, dziewczynka przestała aż tak się awanturować. Co nie znaczyło, że przyciągała uwagę słabiej od brata, bynajmniej - Marcus w czasie całej rozmowy z Melisande cichutko leżał w kołysce, na pół drzemiąc, a na pół przyglądając się zaspanymi oczkami wiszącej pod dachem altany zabawce utkanej z piórek, którą przyniosła w prezencie Agatha. Zrobiła ją własnoręcznie, widać było pozaciągane nitki oraz miejsca zszycia, a od niebieskich podfruwajek uciekały nitki srebrzystej włóczki, chłopczykowi jednak podobał się ten podniebny taniec niedoróbek, fascynujący go na tyle, by wcale nie przeszkadzał czarownicom w rozmowie.
- W każdym razie, podoba mi się to imię. Jest niespotykane - skomentowała w końcu, nie chcąc odnosić się ani do nadziei związanych z nazwaniem córki imieniem potężnej smoczycy, ani do motywacji Tristana. Ten otaczał ją cieniem swej obecności nawet, gdy nie widywała go od dłuższego czasu; był w myślach zaraz po obudzeniu, sterował działaniami, budził na odległość wyrzuty sumienia, rozdrażniał ją powodując tęsknotę; przede wszystkim coraz wyraźniej widziała barwę jego tęczówek w oczach bliźniąt; nie tak czarnych i pustych jak jej. Nie roztkliwiała się nad tym podobieństwem, przez większość czasu macierzyństwo wywoływało w niej irytację, lecz nie poddawała się atakom agresji lub zniechęcenia. Ba, zaczynała czuć powoli kiełkujące...poczucie niesprawiedliwości. Nie chciała nazywać tego zazdrością, coraz wyraźniej zauważała przepaść, nie tylko dzielącą ją i Evandrę - teraz nie miała nawet prawa o nią pytać? niegodna informacji o prawowitym życiu Rosiera? - ale ich dzieci. Mające co jeść, mieszkające w pięknym miejscu; nie powinna narzekać, nawet ze świadomością, że nad Evanem czuwa sztab opiekunek a jego ręcznie rzeźbioną kołyskę otacza setka drogich zabawek. Przed nim rozpościerała się także złota droga nestorskiego syna - a nie półsierot, nieświadomych swego pochodzenia.
Słuchała więc Melisande w milczeniu, z nieodgadnionym wyrazem twarzy, wewnętrznie zirytowana wypowiadanymi przez szlachciankę oczywistościami.
- Jeśli uważasz, że moja troska o zdrowie najbliższej rodziny Tristana jest równie nudna lub nieznacząca, co rozmowa o pogodzie, to muszę przyznać, że czuję się niemal urażona - odparła po chwili ciszy, spokojnie i łagodnie. Ona także nie była zwolenniczką rozmów o niczym, lecz losy bliskich najwierniejszego Śmierciożercy na takie miano na pewno nie zasługiwały. Równie nieśpiesznie znów założyła ramiączko sukni, osłaniając pierś oraz przekładając Myssleine w drugą stronę; dziewczynka wsparta o kobiece ramię uderzała rączkami w tył wygodnego krzesła, wyraźnie niezadowolona nagłą zmianą pozycji. A może odczuwająca rosnącą frustrację matki, która jednak pozostawała absolutnie opanowana. - Moje pytanie nie zablokowało ci możliwości do rozmowy o czymkolwiek innym, Melisande. Jeśli więc masz poczucie marnowania czasu - nie moja to zasługa - kontynuowała uprzejmie, całkowicie skrywając stalowy błysk w oku pod maską łagodnego uśmiechu. Takie zachowanie pasowało raczej do kapryśnej Fantine, domagającej się zabawienia lub nudzącej się po pięciu minutach konwersacji nie o niej, niż do jej starszej siostry. - Alphard, wbrew szaleńczym pozorom, jakie czasem sprawia, rzadko kiedy otwarcie mówi o swych uczuciach. Zwłaszcza tak intensywnych - odpowiedziała w końcu, podnosząc się z siedziska, zwinnie, szybko, by mocniej rozkołysać kwilącą już Myssleine. - Nie zmienia to faktu, że wieść o tym, że stara się o twą rękę, mnie ucieszyła. To mądry czarodziej, wytrawny polityk i mężczyzna, który cię nie stłamsi, a pozwoli wam obydwojgu rozkwitnąć do pełni magicznego potencjału. Rzadka to cecha wśród arystokratów - kontynuowała miękko, przechadzając się po altanie; przy okazji bosą stopą dotknęła kołyski Marcusa, by i ją wprawić w ruch, chociaż chłopiec nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Obróciła się lekko, a Myssleine wyjrzała ciekawsko znad jej ramienia, wbijając intensywne spojrzenie wielkich oczu w Melisande. - Wierzę więc, że lord Black udowodni swą wartość - i że uczyni cię szczęśliwą oraz spełnioną - mówiła szczerze, bez płytkich komplementów lub nieudanego przyjacielskiego wsparcia. Znała szlachcica długo, potrafiła wyobrazić sobie jego i Lisande razem, jako udane małżeństwo. I chciała, by takim się stali, gwarantując silny sojusz pomiędzy ważnymi rodzinami czarodziejskiej arystokracji.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ogrody [odnośnik]19.08.20 14:53
Jej wzrok podążał za Deirdre, obserwując jak zajmuje się dziećmi, które poprzez krew spokrewnione były też i z nią. Nie przyniosła nic ze sobą, żadnych podarków, czy prezentów. Nie zastanowiła się nad nimi nawet, możliwe że kiedyś, później, przez jej głowę przejdzie ta myśl, jednak nie teraz. Opróżniała nieśpiesznie otrzymany kieliszek wina, nie generując też i nie inicjując więcej kontaktu z żadnym z dwójki dzieci. Była ubrana dzisiaj lżej, zarówno wyszywana złotymi nićmi koszula zdawała się przyjemnie przepuszczać powietrze, jak i krwista spódnica, która opinała jej ciało wyglądała na zwiewną i lekką. Różniła się od tego, co zakładała na oficjalne kolacje, czy salonowe spędy. Prędzej w tej wersji dało się jej uświadczyć na rodowych włościach, gdzie czuła się najswobodniej, nie zakładając na szyję kolii i nie obwieszczając uszu brylantami. Choć i po te nie sięgała często, wybierając bardziej skromne, jednak nadal oprawione białym złotem rubiny. Z przepychem lepiej czuła się Fantine i on jej bardziej pasował.
- Z tym nie można polemizować. - zgodziła się ubierając wargi w uśmiech. Uniosła ponownie kieliszek, by za chwilę podjąć się trochę dłuższych słów. Musiała oddać Dei jej zalety. Choć próbowała, nie było łatwo z niej czytać. O wiele trudniej, niż z Alphardem. Jej wnioski i tezy więc, było o wiele niepewniejsze, czasem na tyle, że sama Melisande nazwałaby je jedynie zgadywaniem. Nie była pewna, czy mogła pozazdrościć Deirdre opanowania, czy też jej słowa nie oddziaływały na nią wcale. Uniosła lewą dłoń, by skubnąć nią dolną wargę, zastanawiając się chwilę, zanim odezwała się ponownie. Mierzyła ją uważnie spojrzeniem próbując zrozumieć.
- Nie nudna, Deirdre. Potrafisz prowadzić rozmowę i kierować nią tak, by niezauważenie dostać odpowiedzi które cię interesują. I czuję - a może jeno prorokuję - że potrafisz to lepiej niźli ja. I choć jak sama zauważyłam, w tym niecodziennym układzie czuję się najswobodniej, to nie zmienia to faktu, że nie jest on całkowicie wygodny. Nie zamierzam ingerować w decyzje mojego brata, nie zamierzam też uświadamiać o wszystkim Evandry, jednak nie zamierzam rozmawiać też z tobą o nich, nie tylko dlatego, że zwyczajnie mi to nie odpowiada, ale też dlatego, że jeśli chcesz się czegoś o nich dowiedzieć, możesz uzyskać te informacje z pierwszej ręki. - bo mogła, prawda? Nie chciała mieszać się w ten układ bardziej. Opowiadanie o Evandrze, Dei jej nie pasowało. Ceniła żonę swojego brata, jej nieświadomość całej sytuacji sprawiała, że Melisande jej współczuła, ale jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego w jaki sposób funkcjonował ich świat. Nie miała złudzeń, że wielu mężów w arystokratycznych rodach szukało, czy bywało, poza swą małżeńską sypialnią.
- Nasza wspólna. A może całkowicie moja. - zgodziła się bez problemu, unosząc kąciki ust ku górze. Bo nigdy nie sprzeczała się głupio, kiedy ktoś wykazał błąd, czy zły wniosek. Mogła zmienić temat i zrobiła to. Później niż powinna co prawda, a może niepotrzebnie zagłębiała się we wcześniejszy. Nie miała to już znaczenia. Rozmowa przesunęła swe tory w kierunku Blacka, który niedawno poświadczył przed nią, że zamierza się starać o jej rękę. Brwi zmarszczyły się odrobinę, a spojrzenie uważnie mierzyło twarz Deirdre, choć nie było to łatwe, gdy ta swą uwagę poświęcała jednocześnie jej jak i dzieciom. Skrzyżowała tęczówki z wpatrującą się Mysseline.
- To nadal nie jest jednoznaczne tak, albo nie. - zauważyła w pierwszej kolejności unosząc wargi ku górze bardziej do siebie. Z kontekstu mogła jedynie wnioskować. Nie dowiedziała się od niego, tylko od kogoś innego. Ale istniała też opcja, że mimo że otwarcie nie mówi o swoich uczuciach, przekazał jej sam wieść o tym że stara się o jej rękę. Zaskoczyło ją wskazanie intensywności jego uczuć. Pamiętała jednak wyraz jego spojrzenia i gest który niekontrolowanie wyrwał się, by zatrzymał go, nim zdążył do niej dotrzeć. Jednak, czy cieszyło ją, że stara się o jej rękę? Tak, ale nie dlatego że było to pragnienie, a fakt, że było wynikiem działań do których sama go popchnęła. - Cóż… - podjęła odstawiając puste szkło na stolik. - Finalnie, całość złożona jest w jego dłoniach i decyzji Tristana. Możliwe, że twoja wiara mu pomoże, wyglądał jakby mu na tym zależało. - podsumowała krótko, nadal nie pozwalając sobie na więcej, pozostając ostrożną w stosunku do zapewnień i obietnic. Jeśli Alphard rzeczywiście dopnie swego, staną się podwaliną, zaczną zmieniać bieg rodowej historii. Jej szczęście, czy spełnienie nie miało tutaj nic do rzeczy. Zwinnie podniosła się z siedzenia. - Do zobaczenia, Deirdre. - powiedziała jedynie opuszczając werandę, nie decydując się na pozostanie dłużej. Zwłaszcza, że dwójka niewielkich istot zaczynała pochłaniać coraz więcej uwagi kobiety.

| zt


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Ogrody [odnośnik]14.12.23 19:33
| poranek 14 sierpnia

Niebo ciągle płonęło, ziemia trzęsła się pod stopami, ale Deirdre - nie czuła nic. Błogosławiona nicość otuliła ją szczelnie razem z kłębami czarnej mgły, w której rozmyła się do końca, stając się bezcielesna, bezkresna, beznamiętna. Lęk, szok i gniew pozostały tam, w głębi lasu Waltham, zamienionego teraz w płonącą połać. Może powinna tam zostać, może powinna wyprowadzić z pułapki Elfiego Szlaku pozostawione tam, bezimienne czarownice, może powinna zaniepokoić się losem Tristana - możliwości nie miały teraz znaczenia, podjęła decyzję, najlepszą, jaką mogła, znikając wśród rozżarzonego nieboskłonu, niewrażliwa na uderzenia meteorytów. Śmigaly wokół niej niczym ryby z ogonami utkanymi z płomieni, ale nie zwracała na nie uwagi, skupiona na odległym celu; celu, który w końcu osiągnęła, materializując się przed wysokim, kamiennym ogrodzeniem, chroniącym Białą Willę przed nieproszonymi spojrzeniami.
Wiedziała, że powrót do ludzkiej postaci nie będzie przyjemny - i nie myliła się. Ustała pewnie na nogach, czarne włosy rozwiały się za nią gęstym pióropuszem, lecz razem z ciałem powróciły uczucia. Stłumione jednak przed adrenalinę, buzującą w żyłach, napędzającą serce do szaleńczego galopu. Na terenach czuwania nie został nikt bliski jej duszy, skamieniałej i obcej; pozbawione twarzy sylwetki mogły - i musiały - zginąć, konsekwencjami tej tragedii zmartwi się później, a Tristan: okazałaby brak szacunku, wątpiąc w to, że poradzi sobie samodzielnie. Zwłaszcza po tym, czego doświadczyła, obserwując go wśród łamiących się niczym zapałki drzew. Kierował działaniami potwora zrodzonego z mroku, prawdziwej bestii, będącej na każde jego wezwanie: nie musiała się o niego bać, jeśli już - to bać się o to, co pozostanie z lasów okalających Londyn. I z tego, kim był sam Śmierciożerca, na zawsze złączony z esencją czarnej magii, gotowy odpowiedzieć na wezwanie najpotworniejszej z mocy. I ona to czuła, zew pradawnych mocy, wstrząsających światem - dekoncentrował ją, niepokoił, odzywał się coraz głośniejszym szeptem w tyle głowy, ignorowała go jednak. Miała ważniejsze zadanie, prymitywny instynkt nakazywał ochronić bezbronne potomstwo - i to właśnie podświadomy odruch przyzwał ją tutaj, na wysepkę pośrodku wzburzonych fal.
Niebo zasłały czarne chmury, księżyc nie wychynął zza nich tej nocy, jedynie złowroga łuna lądu pożeranego ogniem barwiła hozytont na czerwono. Biała Wilal pogrążona była w ciemności, pierwszy zły znak.
- Lumos - wychrypiała, unosząc różdżkę, szybko przechodząc przez otwartą furtkę, jedyne przejście do ogrodów, okalających Białą Willę. Kamienny mur stał, niewzruszony, porośnięty intensywną zielenią bluszczu, dawało to nadzieję - nadzieję szybko zburzoną widokiem, który ukazał się oczom Deirdre, gdy tylko wyminęła największe różane krzewy, stając na tyłach domu. Jej domu, ich domu; domu, który nie przypominał już luksusowego budynku. Przeszklona weranda zamieniła się w stertę błyszczących gruzów, a cała zachodnia ściana - czy to nie od strony lądu pomknęło ku wyspie trzęsienie ziemi? - zapadła się pod własnym ciężarem. Spod białych cegieł wystawały połamane legary i deski, przysypane srebrzystymi dachówkami, mieniącymi się w odległym plasku ognia niczym smocze łuski. Nie, nie mogła panikować, nie mogła zakładać najgorszego - chociaż tego się przecież spodziewała. Biała Willa znajdowała się na niewielkiej wysepce pośrodku morza, na samym jego brzegu; sam fakt, że cały budynek nie zsunął się w wzburzoną kipiel, zasługiwał na miano święcie szczęśliwego. Mimo to Mericourt zamarła na dłuższą chwilę, przejęta lękiem. Bliźnięta sypiały na poddaszu, w zniszczonej części domu - czy ich tymczasowa opiekunka, Mathilda, zdołała sprowadzić je na parter? Czy odpowiednio wcześniej zdołała dostrzec zbliżającą się katastrofę? Czy Myssleine i Marcus żyli - czy też zostali przygnieceni fragmentem sufitu, ciężkim meblem albo zalani słoną falą, pochłaniającą teraz całe wybrzeże, obmywającą fundamenty budynku? Strach ścisnął Dei za gardło, ale równie szybko, jak się pojawił, odpuścił. Nie była zdolna czuć tak wiele na raz, serce skute mroczną magią nie kierowało się emocjami, a chociaż strach wypełzł na jej skórę tysiącem dreszczy, to nie pozwoliła mu się sparaliżować. Ruszyła się z miejsca, przyspieszając kroku, kierując się do wnętrza willi, prosto w czarne miejsce, w którym do niedawna znajdowały się bogato zdobione, drewniane drzwi.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ogrody [odnośnik]19.12.23 4:26
W drewnianych drzwiach ziała dziura po meteorycie, a znad zwęglonego drewna unosił się dziwny, czarny dym—gęściejszy niż pozostałość zwykłego ognia, czarny niczym noc. W domu panowała zaś złowroga cisza. Szyby były strzaskane, a schody zgruchotane kolejną ze spadających gwiazd. Na parkiecie leżały srebrzyste dachówki, stół został przepołowiony. Na parterze nie było śladu bliźniąt ani Mathildy, ale wschodnia część piętra pozostała w miarę nienaruszona—choć nie wiadomo na jak długo, zawodzący wiatr i stan zachodniej konstrukcji mógł napawać Deirdre niepokojem.
By dostać się na górę, musiała zmienić się w mgłę lub użyć magii; schody były całkowicie bezużyteczne, na półpiętrze walały się potłuczone wazony. Na górze mogła jednak usłyszeć najpierw cichy, a potem coraz głośniejszy płacz. Głos był zachrypnięty, ale na dźwięk kroków rozległ się wrzask, albo jego żałosna imitacja. Myssleine, tylko ona zdolna była zawodzić tak głośno, musiała mieć już całkowicie zdarte gardło. Wkrótce krzyk umilkł, przerywany nieregularnymi oddechami; dziecko zapowietrzyło się niczym ryba wyrwana z wody.
-Ma... - rozległo się cichsze nawoływanie, głosikiem równie cienkim, ale spokojniejszym. To musiał być Marcus. Głosy były stłumione, jakby dobiegały z ciężkiej szafy w jednej z sypialni—dębowej, zdobionej, starej i solidnej.
Zanim Deirdre zdążyła tam dojść, usłyszała jednak ciche rzężenie. Na progu jednego z pokoi leżała Mathilda, nieprzytomna. Na ciele opiekunki dzieci widniały siniaki i zadrapania, na sukience widać było plamy krwi. Opiekunka oddychała ciężko, chyba była ranna—ale wszystko wskazywało na to, że została z dziećmi do samego końca. Jej różdżka wypadła z bezwładnej dłoni i leżała na podłodze, a pozycja wskazywała, że szukała czegoś w kredensie, być może licząc, że znajdzie tutaj awaryjne świstokliki.
Wiatr zawodził głucho, kilka dachówek posypało się pod nogi Deirdre. Morze nadal było wzburzone.
-Ma...! - dobiegło gdzieś z głębi domu, a po chwili do nieśmiałego nawoływania dołączyła kolejna fala histerycznego płaczu przerażonej dziewczynki.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ogrody - Page 2 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogrody [odnośnik]26.12.23 13:05
Gorzki posmak dymu dostał się do jej ust od razu po przekroczeniu progu, przełknęła go bez skrzywienia, czując jednak jak sadza oblepia jej zęby. Meteoryt nie tylko zniszczył część willi, musiał ją także podpalić - pożar jednak nie rozniósł się na resztę budynku, powinna składać podziękowania Merlinowi, ale zamiast tego czuła niepokój. Coś musiało zdławić ogień; w pierwszej chwili sądziła, że to moc dzieci, co znaczyło, że żyły, lecz gdy tylko postawiła kilka kroków w środku domu, zrozumiała, że stało się coś zupełnie innego. Uniosła wyżej różdżkę, która wydobywała z półmroku wypaczony obraz wnętrz Białej Willi. Pozornie główna część konstrukcji, ta parterowa i oddalona od bocznych elewacji, pozostała nienaruszona, lecz były to tylko pozory. Podłogi zalała kilkucentymetrowa warstwa wody, a szklana fasada werandy, z której roztaczał się widok na wzburzone morze i białe klify Dover, zamieniła się w stos srebrzystych, ostrych odłamków. Meble zostały przesunięte o kilkanaście cali, a wszystko - przemokło wodą. Deirdre nie musiała się schylać i smakować wody, by wiedzieć, że była słona. Potężna fala uderzyła w nadbrzeże, a jej rozmiar sprawił, że wdarła się i do stojącej tuż nad urwiskiem willi, z całym impetem uderzając w pokój dzienny. Szczęście w nieszczęściu, tsunami musialo ugasić pożar zanim ten pożarł resztę drewnianych belek, te jednak trzeszczały niespokojnie nad jej głową. Deirdre tylko przez moment przyglądała się zniszczeniom parteru, przystając pod obrazami rozwieszonymi w przedpokoju. Sir Corentin, ciotka Leokadia, wuj Armand; wszystkie ich podobizny pozbawione były oczu, zostały w przedziwny, trudny do zrozumienia sposób wypalone. Deirdre przeszył dreszcz niepokoju, ale zignorowała go, musiała działać, zwłaszcza, gdy usłyszała dziecięcy płacz i urywane wołanie.
Uniosła różdżkę wyżej, dźwięki dochodziły z góry - ale czy na pewno? - Homenum revelio - wychrypiała inkantację, chcąc poznać dokładne położenie dzieci i tymczasowej niańki. Może się przesłyszała? Nie, nie mogła poddać się iluzjom, podsyłanym przez spięty umysł; na zdenerwowanie i lęk nie było tu miejsca. Wpatrzyła się w sufit - i z ulgą przyjęła pojawiające się świetliste sylwetki, dwie drobne, razem, blisko siebie, gdzieś w pokoju gościnnym na górze i jedną o niezwykle słabej aurze, w korytarzu prowadzącym do klatki schodowej. Żyły - przynajmniej na razie, były tam razem; szybko ruszyła ku dębowym schodom, równie gwałtownie orientując się, że ta część domu została znacznie poważniej zniszczona. Uderzenie - fali? meteorytu? - roztrzaskało stopnie, belka stropowa znalała się w środku przejścia. Deirdre mocniej ścisnęła w lodowatych palcach różdżkę i skupiła się na tym, by stracić cielesność, by rozmyć się w czarnej mgle; znów dała się pochłonąć nicości, na kilka cudownych chwil stając się zaledwie tchnieniem mrocznej siły. Zniknęło napięcie mięśni, potłuczenia wywołane zdarzeniami z Elfiego Szlaku, mknęła więc płynnie w górę, pomiędzy elementami konstrukcji, przemykając tuż nad smukłym ciałem Mathilde, opiekunki zastępującej Agathę, na razie nie zwracając na nią większej uwagi.
Zmaterializowała się do razu w pokoju gościnnym. To tu widziała poświatę zaklęcia i stąd - jak się jej wydawało - dobiegały dziecięce odgłosy rozpaczy. Wnętrze wydawało się najlepiej, jak dotąd, zachowane; tylko zniszczone portrety i złowrogie podmuchy wiatru, wprawiające w ruch okiennice sugerowały, że stało się tutaj coś złego. Coś, co zmusiło Mathildę do...ukrycia bliźniąt w ogromnej, solidnej szafie. W tych okolicznościach nie wydawało się to ani trochę śmieszne - mebel faktycznie mógł przetrwać wiele, uchronił też bliźnięta od skaleczenia potłuczonymi oknami i drzazgami, odpadającymi od zniszczonej konstrukcji.
- Myssleine? Marcus? Już jestem- wychrypiała, znów unosząc różdżkę. Lumos maxima przywołało mocną kulę światła; ta zawisła, skutecznie rozświetlając mrok, jednocześnie gwarantując Deirdre wolne ręce. Szybko chwyciła za ozdobną klamkę szafy i otworzyła ją na oścież, mając nadzieję, że wśród futer i sukien napotka bliźnięta: całe i względnie zdrowe.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ogrody [odnośnik]02.01.24 3:06
Satynowa koszula nocna ześlizgnęła się z wieszaka, zaplątując się w dziecięce rączki. Myssleine rozpaczliwie szamotała się z kawałkiem materiału, wyraźnie niezadowolona z tego, że leżała pod elementem garderoby. Marcus usadowił się wygodniej na opadłym na dno szafy futrze. Lustrował otoczenie wielkimi, ciemnymi oczyma, które zmrużył lekko na widok kuli światła.
-Ma...? - zapytał niepewnie, nieco płaczliwie, ale nie płakał. Jeszcze nie.
-MAAAAAAAAAA!!!!! - płakała za to Myssleine, niecierpliwie odganiając rączką śliską satynę; naelektryzowany materiał lepił się jednak do jej ciała. Wzniosła rączki do góry z histeryczną furią, ale—choć podobny gest wykonała tuż przed śmiercią biednej baletnicy—magia tym razem nie nadeszła. Dziewczynką wstrząsnęła za to fala histerycznego szlochu, początkowo zbliżonego do krzyku, a potem przeradzającego się w histeryczną czkawkę. Myssleine była cała czerwona i z rozpaczy oddychała nierówno, nie mogąc co jakiś czas złapać oddechu, choć w żaden sposób nie zagrażało to jej zdrowiu. Musiała się po prostu uspokoić, ale jej szkliste spojrzenie wydawało się zbyt nieobecne i przejęte by obecność matki wpłynęła na nią od razu. Była wrażliwa i ambitną dziewczynką, a starcie z satyną i przeczące stałej rutynie działania guwernantki zszargały jej nerwami. Zmarszczyła czoło, niecierpliwie machając nóżkami i żądając pomocy oraz atencji.
Brat, spokojniejszy i cichszy, skłonny do obserwacji, pociągnął nosem.
-Ma? Till? - zapytał mamę Marcus, mając na myśli guwernantkę. Dzieci polubiły Mathildę, a przynajmniej tak mogło wynikać z faktu, że nowa niania wciąż żyła i nie odniosła żadnych poważnych ran podczas służby. Przynajmniej nie ze strony dzieci, bo nikła aura wskazana zaklęciem mogła niepokoić. Marcus wstał chwiejnie, jedną rączką podpierając się o ścianę szafy, a drugą wyciągając w stronę Deirdre.
Pusta okiennica trzasnęła mocno o ścianę, miotana podmuchem wiatru. Szkło już dawno się roztrzaskało, leżało na ziemi—również pod szafą, nie zagrażając co prawda butom Deirdre, ale z pewnością stanowiąc ryzyko dla stawiających nieśmiałe kroki dzieci. Marcus podszedł bliżej krawędzi szafy i zachybotał się niebezpiecznie, a Myssleine wciąż płakała, szamocząc się z satyną.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ogrody - Page 2 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogrody [odnośnik]07.01.24 20:33
Mocne światło Lumos Maximy natychmiast wyłoniło z mroku szafy dwie niewielkie sylwetki bliźniąt. Były bezpieczne, na pierwszy rzut oka całe i zdrowe, miękko otulone różnobarwnymi futrami, atłasowymi sukienkami oraz satynowymi peniuarami. W normalnych okolicznościach Deirdre zirytowałaby się na narażanie tak drogich ubiorów na destrukcyjne towarzystwo dzieci, lecz w tym momencie daleka była od załamywania rąk nad stanem nieco zaślinionej, zapłakanej i bliskiej rozdarcia koszuli, padającej właśnie ofiarą hysterii Myssleine. Jej dzieci żyły, tylko to się liczyło - były też w pełni sił, zraniona, poparzona lub uderzona poważnie córka nie byłaby w stanie szlochać pełnią swych niewielkich płuc.
- Spokojnie. Jestem. Spokojnie - powtórzyła melodyjnym, ale stanowcznym tonem, nie chcąc, by w jej słowach wybrzmiała choć odrobina lęku lub niepewności. Dzieci wyczuwały takie rzeczy od razu, wpadając w panikę. Większą niż obecnie, nawet zazwyczaj opanowany Marcus wydawał się szczerze wystraszony, nie dziwiła mu się wcale, najpierw poświęcając uwagę bardziej rozkapryszonej Myssie. Wcisnęła różdzkę za pas sukni i sięgnęła wgłąb szafy po dziewczynkę, wyzwalając ją spod fałdów miękkiego materiału. - Hej, spokój - wmzocniła ton głosu, używając tego nie znoszącego sprzeciwu. Nie krzyczała, ale wykazywała się skrajną surowością. Wiedziała, że tylko tak zdoła zapanować nad histerycznym płaczem Myssleine, teraz już czkającej z niemożliwości złapania oddechu. Ucałowała ją krótko w czoło, przelotnie, nie wzdrygając się mimo wilgoci potu i łez, w których umazana była cała jej twarzyczka. Przesunęła dziewczynkę na biodro i sięgnęła reką ku Marcusowi, który już chwiał się na krawędzi szafy.
- Stój. Powoli, dam ci rękę - poinstruowała chłopca, jej głos nieco złagodniał, ale ciągle trzymała się na wodzy. Żadnej paniki, żadnego lęku, żadnego  niepokoju. Musiała stać się dla dzieci opoką, zapewnić ich, że wszystko będzie dobrze, nawet jeśli w tej chwili sama nie była tego pewna. Złowrogi pomruk morza mógł zapowiadać powtórkę z wątpliwej rozrywki, trzaskające okiennice tylko to potwierdzały; zbliżał się sztorm, musiała jak najszybciej opuścić chwiejącą się nad krawędzią klifu Białą Willę. Co potem, przemknęło jej przez myśl, zdusiła ją jednak w zarodku. Małe, konkretne kroki. Wydostać się z budynku, później zajmie się tym, co przyniesie pechowy tej nocy los. Świat się skończył, czy mogło spotkać ich coś gorszego?
- Zaraz ją znajdziemy - obiecała chłopcu, orientując się poniewczasie, że pytał o Mathilde. Na razie jednak podała mu wolną rękę i podtrzymując cały ciężar jego ciałka pomogła mu zeskoczyć na ziemię, tuż obok szafy. Uprzednio strąciła na nią jedno z grubszych futer, chroniąc w ten sposób stopy dziecka przed rozsypanym wszędzie szkłem. - Nie ruszaj się przez moment, dobrze? Zaraz poczujesz się lekko, jak ptak. Pamiętasz skowronka? Pokazywałam ci go niedawno - poleciła, puszczając jego ciepłą, spoconą dłoń. Musiała mieć możliwość skorzystania z różdżki, nie wiedziała, co jeszcze się wydarzy, nie mogła więc unieść bliźniąt na raz. - Mobilicorpus - zainkantowała, chcąc łagodnie podnieść ciało syna i przesunąć je zaklęciem za próg drzwi w przedpokoju. Tam nie było szkła ani grożącej zapaścią podłogi. Ruszyła z powrotem w kierunku drzwi, kierując różdżką, mocniej przyciskając niespokojną Myssleine do boku. - Mathilde? - zawołała przed siebie, nie chcąc krzyczeć przesadnie emocjonalnie, by nie wystraszyć dzieci; brzmiała więc raczej na zniecierpliwioną niż wystraszoną. Zaczęła też nucić znaną bliźniętom piosenkę: chińską kołysankę, którą pamiętała z dzieciństwa, a którą teraz Myssleine i Marcus niemal ukochały, domagając się melodii przed każdym zaśnięciem.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins


Ostatnio zmieniony przez Deirdre Mericourt dnia 16.01.24 11:44, w całości zmieniany 1 raz
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ogrody [odnośnik]16.01.24 2:05
Myssleine szarpała się w satynie, a wściekłość mieszała się ze strachem i rosnącą histerią. Emocje takie stanowiłyby zazwyczaj mieszankę wybuchową, ale magia dziewczynki uparcie milczała, zostawiając ją zupełnie samą z okrutnym, satynowym zagrożeniem... z którego wybawiła ją matczyna ręka, rozprawiając się z oślizgłym materiałem. Równie surowo jak z samą Myssleine. Choć dziewczynka bywała niezależna, to dziś z przerażeniem wyciągnęła rączki do mamy, ale nie otrzymała ciepła i dłuższego przytulenia, jak od Agathy. Myssie tęskniła czasem za Agathą, nie rozumiejąc do końca dlaczego zniknęła, gdy miała tylko zasnąć. Mathilda była w porządku, ale to Marcus przywiązał się do niej bardziej, a niania dopiero ocieplała się na dzieci—być może kochając je mniej intensywnie niż poprzednia opiekunka przez to, że poznała je gdy już zaczęły ją przerażać wybuchami magii.
-Maaa! - rozszlochała się, mniej histerycznie, acz równie mokro, domagając się uwagi Deirdre. Musiała jednak zadowolić się krótkim pocałunkiem i bliskością matczynego biodra, Mericourt miała pilniejsze sprawy na głowie.
Marcus dźwignął się chwiejnie i mocno złapał dłoń mamy. Dzięki jej wsparciu zdołał wyjść z szafy i się nie potknąć, a gdy dosięgła go magia, zdawał się nawet nieco uspokoić.
-Sasasa! - zaintonował, rozkładając rączki. Pamiętał skowronka, a teraz fruwał jak skowronek.
Niestety, lot brata nad podłogą wzbudził zazdrość samej Myssie.
-Nienie! Wruuuu! - wrzasnęła, zaciskając dłonie w piąstki. Mama nie zwracała uwagi na nią, tylko na brata, a co gorsza—odebrała jej brata. W jego towarzystwie dziewczynka czuła się spokojniej i bezpieczniej, a teraz był daleko. Wierzgęła, ale nie mogła się wyrwać ani dojść tam sama. -Wruuuuu! - zażądała, a rzeczywistość zafalowała lekko. Dąsy Myssleine zagięły czas, gdy dziewczynka desperacko usiłowała cofnąć zdarzenie, które się jej nie spodobało. Marcus miał wrócić, tu i teraz i natychmiast, ale Myssie była słaba, a magia Deirdre nieprzeciętnie silna. Inny rodzic obserwowałby bezradnie, jak Marcus wraca na swoje miejsce w szafie—ale magia Myssie nie mogła pokonać Mobilicorupsa, wskutek czego Marcus cofnął się nagle na środek pokoju (w połowie drogi do szafy) i zawisł bezradnie nad podłogą.


Myssie się dąsa


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ogrody - Page 2 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogrody [odnośnik]16.01.24 13:20
Głowa zaczynała boleć ją coraz mocniej, piskliwy płacz Myssleine nie pomagał, lecz mimo wszystko czuła ulgę. Ciepłe, wierzgające ciało córki tuż obok było kotwicą, gwarantem, że nie stało się jej nic złego. Najchętniej objęłaby ją mocniej, wdychając głęboko w płuca zapach dziecięcych włosków, ale nie miała na to czasu. Ani możliwości, jedną ręką ciągle obejmowała niespokojną dziewczynkę, drugą łagodnie kierowała zaklęciem, unosząc Marcusa nad rozsypanym szkłem. Chociaż on zachowywał względny spokój, nie płakał, nie krzyczał, traktując przymusową lewitację jako zabawę, miłą odmianę po grze w chowanego, do której niejako zmusiła ich Mathilde. Deirdre ruszyła w stronę drzwi, poprawiając opierające się o biodro ciało Myssie. - Myssleine, ostatni raz cię proszę - uspokój się - wzmogła ton głosu, brzmiał surowiej, ostatnie dwa słowa niemal wycedziła. Szybko traciła cierpliwość, okoliczności nie sprzyjały łagodnemu podejściu do rodzicielstwa. Musiała zapewnić potomstwu bezpieczeństwo, troska o ich emocje spadała na drugi plan...Przynajmniej tak sądziła, dopóki rozkapryszenie córki nie zaczęło igrać z jej magią. Coś zadrżało w powietrzu, a Marcus, który już miał przefrunąć przez próg, nagle znalazł się z powrotem na środku pokoju. Szybko i gwałtownie, co jednak chyba się chłopcu spodobało, nie wybuchł płaczem, w odróżnieniu od rzucającej się coraz gwałtowniej Myssleine. - Też pofruniesz jak skowronek, dobrze? Tylko musimy znaleźć Mathildę - zwróciła się do córki, z trudem opanowując rosnącą irytację. Myssleine stawała się coraz bardziej kapryśna, na usta cisnęło się doszczegółowienie planu lotu - bo wyrzucę cię przez okno, jak nie będziesz grzeczna - ale pohamowała je. Ponowiła ruch różdżką, ponownie przenosząc Marcusa do względnie bezpiecznego korytarza. Tam delikatnie ułożyła go na ziemi, tuż obok siebie, tak, by chłopiec czuł się bezpieczniej. Bliźnięta potrafiły już chodzić, dojrzewały z dnia na dzień, będąc coraz bardziej podobni ludziom a nie niemym, bezbronnym tobołkom. Biała Willa przestała być jednak bezpiecznym miejscem, trzęsła się w posadach, belki dachowe i wspornikowe sypały się na zniszczone piętro, a nad wybrzeże nadciągała wichura albo i coś gorszego: puszczenie dzieci samopas nie wchodziło w grę. Potrzebowała pomocy, a pod ręką miała jedynie nieprzytomną Mathilde, leżącą na progu drugiego pokoju na poddaszu. - Zrobimy Mathilde pobudkę, co wy na to? -zagadnęła dzieci, mając nadzieję, że Myssleine skupi się na reakcji ocuconej niańki bardziej niż na swoich dąsach. - Balneo - uniosła różdżkę, a lodowata woda spłynęła gwałtownie na leżącą dziewczynę. Ta ocknęła się z krótkim, bolesnym jękiem. - Weź Marcusa. Musimy stąd wyjść, jak najszybciej - nie dała jej czasu na oprzytomnienie lub zadawanie pytań, czas nie stał po ich stronie. - Trzymaj się mnie, Myssie. Jak mała jaszczurka, którą widziałaś w ogrodzie. Podobała ci się - poleciła córce, głos w końcu złagodniał, poprawiła ją na biodrze i ruszyła w kierunku zapadniętego miejsca po schodach. Walały się tam belki, meble, część konstrukcji trzeszczała. Jeden z długich legarów półleżał obok wyrwy; Deirdre postanowiła go wykorzystać. - Descendio - obróciła zaklęciem deskę, tak, że ta przechyliła się w dół, opierając sie jednym końcem o ostatni stopień zniszczonych schodów na parterze. - Wingardium leviosa - zainkantowała ponownie, przesuwając jedną z ciężkich szaf leżących poniżej deski, by wzmocnić całą prowizoryczną konstrukcję. Musiały zejść na dół z dwójką dzieci, nigdzie w okolicy nie widziała kołyski, radziła sobie więc z tym, z czym mogła. - Mico - skierowała różdżkę na Mathilde, chcąc przyspieszyć jej ruchy i sprawić, by ta szybciej doszła do siebie po omdleniu. - Co się tutaj stało? - dopiero teraz miała czas na to pytanie. Mocniej przytuliła do siebie Myssleine i powoli stawiając kroki zeszła po pochyłej desce na dół, na parter, cały czas trzymając różdżkę w pogotowiu.

| balneo, descendio, wingardium, mico


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Ogrody
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach