Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój muzyczny
AutorWiadomość
Pokój muzyczny [odnośnik]06.08.17 18:43
First topic message reminder :

Pokój muzyczny

Na pokój muzyczny wybrano pomieszczenie cechujące się najdoskonalszą akustyką - dodatkowo wspomaganą prostymi zaklęciami. W centralnej części znajduje się nieduży, ale za to bogato zdobiony jasny fortepian - rozstawionych instrumentów jest tu jednak więcej, nieco zarzuconą w tradycji wiolonczelę przykrył kurz, a harfę okrywa jedwabna, lejąca się szkarłatna płachta. Wielość strojnych i wygodnych kanap oraz foteli sprzyja nie tylu gromadzeniu widowni, co wygodzie samej rodziny - obcy z rzadka mają tutaj wstęp. Na jednym z obrazów upamiętniono dziesięcioletnią Ofelię przed laty rozszarpaną przez smoki nad Dover - mała przesuwa delikatnymi rączkami wzdłuż linii harfy, wydając melodię, która milknie, gdy ktokolwiek zasiada do prawdziwych instrumentów.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój muzyczny - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pokój muzyczny [odnośnik]14.04.21 19:13
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 83

--------------------------------

#2 'k3' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój muzyczny - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]17.04.21 19:17
Hep! I znowu.
Każdy miesiąc, każdy tydzień, każda pora roku miały w sobie coś dostatecznie frustrującego, by Elvira Multon mogła nadać sobie prawo do narzekania. Rzadko w pierwszej kolejności zwracała uwagę na to, co dostojne i piękne, czujne błękitne spojrzenie zawsze poszukiwało rys na kryształowym zwierciadle, plamy na obrusie, chwastu między różami, małych detali zaburzających obraz doskonałości - szarpiących za nerwy jak harfiarz za struny. Mania perfekcji odebrała jej przed laty przyjemność z przeciętności, teraz wszystko miało w sobie ułamek brzydoty. Wrzesień znaczony piętnem szaleństwa. Październik upokorzenia. Listopad - choroba. A miesiąc się jeszcze nawet porządnie nie zaczął.
Dzisiaj teleportacyjna siła nie wrzucała jej już do przypadkowych zagajników, wartych uwagi perełek przyrody, naprzeciw interesujących spotkań. Dzisiaj jej własna moc, jej ciało, drwiło z niej paskudnie rzucając nią jak lalką po willach i rezydencjach najwyższych szych, najpierw Burke'owie, a teraz... nie miała pojęcia. Skąd by mogła, gdy nikt jej przecież nigdy w takie miejsca nie zapraszał?
Impet aportacji zachwiał nią przez moment, pozwoliła ścierpniętym kolanom odpocząć, przysiadając na ozdobnej pufie. Miękki jak kobieca skóra materiał przyjemnie ocierał się o dłonie, gdy powiodła nimi wzdłuż siedziska. Rozejrzała się bezradnie, zawieszając spojrzenie na olbrzymim portrecie dziewczyny, która ani przez sekundę nie odrywała rąk od harfy. Szczupłe palce sunęły po instrumencie, twarz pozostawała bez wyrazu, obojętna na pojawienie się obcego. Zastanawiała się, czy powinna odchrząknąć, ale prędko zrezygnowała z pomysłu, raz jeszcze objawiając naiwną nadzieję, że zakłócenie barier ochronnych cudzej rezydencji przejdzie jej bez echa.
Wilgotnymi ze złości i stresu dłońmi poprawiła wysoko upiętego kucyka; białe włosy smagały ją po ramionach za każdym razem, gdy odwracała głowę w kierunku uchylonych drzwi. Nie wyłapała momentu pojawienia się w nich czarownicy, ale usłyszała zaklęcie. I zareagowała instynktownie, unosząc własną różdżkę, tyle że zbyt późno. Iskrząca się w powietrzu potęga czaru zaparła jej dech w piersi; nim zdążyła pomyśleć nad właściwą inkantacją obronną, sosnowe drewno wyleciało z ręki, turlając się pod fortepian. Rozsądny człowiek w tym momencie być może uniósłby dłonie w geście poddania, ale Elvira zacisnęła je w pięści, z wściekłością zagryzając wargę. Też coś.
- Skąd... - zaczęła pytać, ale gdy światło świec padło na kobiecą sylwetkę, głos uwiązł jej w gardle, a oddech w tchawicy. - Madame Mericourt. - Nie pytała, stwierdziła.
Niepewnym ruchem wygładziła materiał spodni i muślinowej koszuli w barwie szmaragdu; powinna przeprosić za najście? Wytłumaczyć się? Za kołnierzem marynarki poczuła chłodny pot, gdy mimowolnie powiodła spojrzeniem wzdłuż gładkich kształtów widocznych za półprzeźroczystą podomką. Długie nogi, silne uda, niewielkie stopy. Może nie w każdej doskonałości należało doszukiwać się braków?
- To tylko czkawka teleportacyjna, nie miałam zamiaru nikogo nachodzić. - wytłumaczyła wreszcie, wtykając sobie dłoń za pasek spodni. - Zniknę... - dodała ciszej, cofając się pół kroku, by móc sięgnąć po leżącą pod instrumentem różdżkę.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]25.04.21 14:27
Zdecydowanie powinna zadbać o to, by nałożyć na Białą Willę silniejsze zaklęcia ochronne - oraz dopytać znawców numerologii o to, jak dokładnie działa teleportacyjna czkawka. I dlaczego, na Merlina, to Wyspa Sheppey stawała się częstą ofiarą natarczywych objawień? Logika podpowiadała, że powodem mogła stać się czysta geografia: kapryśna magia zsyłała objętych tą magiczną chorobą akurat tutaj, na jedyny stały ląd pośród wzburzonego morza, a moc uroku była na tyle silna, by przezwyciężać nałożone zabezpieczenia. Deirdre zaczynało to irytować - a raczej irytowałoby, gdyby nie głęboki, prawie nienaturalny spokój, jaki ostatnio odczuwała, przerywany sporadycznymi - i bez wątpienia widowiskowymi - atakami agresji. Wolała tą leniwą beznamiętność, oddalenie od uczuć, separację od wszelkich porywów serca, lecz te krótkie chwile, w których całkowicie traciła kontrolę nad emocjami, skutecznie chroniły przed pragnieniem, by słodka obojętność towarzyszyła jej przez resztę życia. Konsekwencje pojedynczych eksplozji były równie nieprzewidywalne, co czkawka teleportacyjna, lecz bez wątpienia bardziej groźne dla osób postronnych. Nie wiedziała, czy to sam fakt przekroczenia barier prywatności, czy też dostrzeżenie w Elvirze kogoś, kto był w tamtych mrocznych podziemiach sprawiło, że nagle zalała ją fala wściekłości. Piorunującej, szalonej, prawie dosłownie gotującej krew w żyłach. W mgnieniu oka zniknęła zdziwiona nonszalancja, kocie oczy Mericourt zwęziły się w jeszcze węższe szparki, a żyły na szyi wybrzuszyły się. - Ty mała, natrętna, głupia suko - wycedziła tonem wręcz absurdalnie odmiennym od tego, jakim posługiwała się przed momentem. Owszem, zjawienie się znikąd krnąbrnej Multon mocno naruszało dobry nastrój do tej pory zrelaksowanej śmierciożerczyni, ale nie sposób było przegapić nienaturalnej zmiany, jaka w niej nagle zaszła. Złość wydawała się wręcz z niej buchać, iskrzyć się na obnażonej bezpruderyjnie skórze falami dreszczy. Ruszyła w stronę pozbawionej różdżki czarownicy, zaciskając palce na własnym zitanowym drewnie, aż zbielały paznokcie, a zasinienia na nadgarstkach stały się jeszcze wyraźniejsze. Zdawała się zapominać o tym, że nie ma na sobie praktycznie nic oprócz cieniutkiego szlafroka oraz śladów niedawnego uniesienia. - Najpierw przynosisz wstyd w La Fantasmagorii, teraz nachodzisz mnie tutaj, w moim domu? Jak śmiesz - wysyczała, zgrabnie omijając dzielące je stolik kawowy oraz postument, na którym niegdyś stawiano instrumenty. Przestała myśleć, analizować wypowiadane słowa, niekoniecznie zgodne z prawdą; magia Locus Nihil, na co dzień czyszcząca ją z emocji, teraz kumulowała je w piekielnym ogniu furii, skierowanej ku Elvirze. - Przyszłaś tu nas szpiegować? A może chciałaś się dołączyć? Tak, wyglądasz na taką, pozbawioną jakiejkolwiek moralności czy zasad - chrypiała, zacietrzewiona, posągowa i burzowa w całej swej ognistej aurze. Oskarżenia brzmiały irracjonalnie, mogły być wręcz niezrozumiałe, lecz to nie miało znaczenia. Nie liczyło się nic, oprócz ataku agresji napędzanego wspomnieniami walki toczonej w czeluściach Gringotta. - Betula - wyrzuciła z siebie ostro, wyraźnie, celując wiązką magii w lewy bok czarownicy, świadoma, że wiązka czarnej magii rozerwie nie tylko szmaragdową bluzkę, podkreślającą delikatną urodę Elviry, ale także jej skórę. Boleśnie, do krwi, do mięśni; nie obchodziło ją to jednak, gniew szalał, domagając się ujścia - dopiero, gdy skumulowana w niej złowroga siła Locus Nihil zamieniła się w promień klątwy, Dei jakby oprzytomniała. Nie stało się to od razu, przez moment wyglądała tak, jakby zamierzała uderzyć kobietę własnoręcznie, zranić ją kolejny raz, pozwolić na erupcję przemocy w najprymitywniejszej, bezpośredniej formie, lecz każdy oddech przybliżał ją do przytomności. Pierś falowała w szybkim rytmie, dłoń dzierżąca różdżkę powoli opadała w dół, oczy przestały przerażać bezkresną czernią, źrenice malały, ustępując miejsca odrobinę jaśniejszym tęczówkom.


kość udana Sad


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]01.05.21 23:18
Nie miała wiele czasu, aby podziwiać niezwykłość wnętrza, do którego trafiła, lecz nawet te kilkanaście sekund przerwane głosem ostrym jak czubek noża wystarczyło do oszołomienia oczu mnogością bodźców. Od pierwszej chwili wiedziała, że po raz kolejny wdepnęła jak mugol w łajno i stanie naprzeciw człowieka z pozycją i nazwiskiem; nie porównywałaby jednak tego saloniku, jadalni - czy czymkolwiek było pomieszczenie - do rezydencji w Durham. Nie, ponieważ na pierwszy rzut oka zdawało się wykonane z dużo większą klasą i smakiem. Na tyle, na ile znała się na wyższej sztuce, a stykała się z nią stale jedynie w dzieciństwie i w pałacu Beaulieu. Czy to wystarczało? Skądże.
Ale bez wątpliwości pozostawał fakt, że musi szybko znaleźć drogę wyjścia. Klasyczna teleportacja nie mogła pomóc na zabezpieczonym terenie, musiała poczekać, aż czkawka znów wyrzuci ją setki mil dalej. Tym razem żywiąc nadzieję, że będzie to miejsce, z którego zdoła bez problemu dotrzeć do własnego domu.
Usłyszała kroki, zesztywniała i napięła mięśnie, nie nadążając z odparciem ataku. Różdżka potoczyła się pod fortepian. Jakiż to pech przygnał ją do domu śmierciożerczyni?
Przeklinanie na fatum w tym momencie w niczym już nie mogło pomóc.
Zachowała grzeczność, chciała się wytłumaczyć, cofnęła się nawet potulnie i uniosła jedną dłoń, aby zakomunikować pokojowe zamiary. Spodziewała się gniewnej reakcji, lecz nie takiej, która na wstępie sprowadzała ją do roli suki. Wywłoki.
- Przestań. - Zmartwiałe usta wyszeptały bezgłośne słowo, utraciła nad nimi kontrolę, przytknęła zimną dłoń do twarzy, licząc na to, że nie opuścił ich żaden słyszalny dźwięk. Błękitne tęczówki zwęziły się, ustępując miejsca źrenicom. W wielkich oczach krył się lęk, zaskoczenie, żal i gniew. Toksyczna mieszanka emocji, od której momentalnie zapiekło ją za mostkiem, a kolana stały się miękkie.
Nie zwracała już nawet uwagi na to, że oto Deirdre Mericourt zbliża się do niej w samej halce, ukazującej wszystkie kobiece wdzięki. Nie szukała czerwonych śladów na białej szyi, nie ciągnęło jej, aby spojrzeć pomiędzy ponętne uda. Przed sobą widziała wyłącznie nienawistną czerń, czerń, która oplatała umysł swoimi giętkimi mackami.
Choć spięło ją w gardle, Elvira zmobilizowała się do wyrzucenia z siebie kilku urwanych zdań.
- Was? - Kto jeszcze tutaj mieszkał? Czy Deirdre miała męża? Innego czarnoksiężnika, szlachcica? Nie, szlachcica nie, była przecież bez nazwiska. - Nie chcę do was dołączyć ani nikogo szpiegować, powiedziałam przecież, że to czkawka... - W słowach kryło się wiele niezrozumienia, wyjaśniała bowiem rzecz w swoim mniemaniu oczywistą. W jaki sposób miałaby włamać się do domu śmierciożerczyni? Och, była potężna, była niepowtarzalna, ale nie wiedziała nawet dokładnie, w jakim znajduje się miejscu...
Gdy powietrze przecięła wiązka zaklęcia, próbowała uskoczyć. Bezskuteczna próba pozostawiła na jej prawym barku rozległe rozcięcie; smętne skrawki koszuli okryły drżącą pierś, krew trysnęła obficie, niosąc za sobą spóźniony impuls bólu. Zakryła ranę dłonią, sycząc przez zęby i z lękiem spoglądając na kobietę przez opadłe na twarz kosmyki włosów.
Za co?
- Przestań - tchnęła raz jeszcze, cofając się dalej, krok po kroku, aż wreszcie jej kolana zetknęły się z nogą fortepianu. Zatrzymała się tam i spróbowała stopą dosięgnąć swojej różdżki.

Elvira 195/215 (-20 cięte)
[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]10.05.21 13:50
Mogłaby ją zabić. Ta świadomość przebijała się nawet przez fale opadającej furii, mrożąc ją do szpiku kości. Wystarczyłoby kilka chwil dłużej, kilka spazmatycznych oddechów więcej, odrobinę mniej złudnej samokontroli, a z ust Deirdre padłaby zupełnie inna inkantacja, mordercza, ostateczna, niemożliwa do cofnięcia. Obydwie miały szczęście, że Mericourt tak szybko się opamiętała – i że Multon zjawiła się tutaj rano, a nie wieczorem, gdy skośnooka znajdowałaby się pod wpływem alkoholu lub narkotyków, osłabiających jakikolwiek rozsądek. Świadomość absurdu sytuacji docierała do niej równie szybko, co ta dotycząca rosnącego niebezpieczeństwa. Siła Locus Nihil zdawała się niemożliwa do pokonania, doprowadzając śmierciożerczynię do ostateczności. Była gotowa zatłuc Elvire gołymi rękami, wydrapać te piękne, wielkie oczy, wsadzić pięść do ust rozwierających się w jakichś beznadziejnych wyjaśnieniach, których nie przyjmowała do wiadomości. Dopiero po czasie zorientowała się, że stoi tuż przy Multon, jedną dłonią chwytając ją za rozcięty bark, wciskając długie palce w krwawe rozcięcie, drugą zaś wplątała w jasne włosy, przyciskając całą sylwetkę czarownicy do fortepianu. Irracjonalny – czy aby na pewno? przecież znów ktoś brutalnie ingerował w jej intymność, materializując się w środku ostoi bezpieczeństwa, domu – gniew za każdym razem zadziwiał siłą: jakby kumulował w niej wszystkie zastąpione nienaturalną obojętnością uczucia, zebrane na przestrzeni ostatnich dni, podgrzewał je aż zawrzały, a potem pozwalał im eksplodować w najmniej spodziewanym momencie, zmiatając każdego, kto stał wtedy na drodze śmierciożerczyni.
Przyciśnięta do fortepianu uzdrowicielka miała więc szczęście w nieszczęściu. Pokoju muzycznego nie wypełnił blask zielonego światła, a głuchy odgłos uderzenia tyłu głowy kobiety w pudło rezonansowe instrumentu. Dźwięk rozniósł się niczym gong kończący dość żałosne starcie, a Deirdre w końcu usłuchała wydyszanych rozkazów wyklętej magomedyczki.
Przestała. Przestała przypierać ją własnym ciałem do krzywizny fortepianu, przestała rozorywać paznokciami ciętą ranę po czarnomagicznym biczu, przestała ciągnąć za długie, przypominające nitki babiego lata, włosy. Oddychała głęboko, jak po szybkim biegu, powoli podnosząc się znad wspartej o czarny instrument kobiety. – Nie powinno cię tu być – wychrypiała słabym tonem, przecierając zaczerwienioną z wściekłości twarz. Odwróciła się tyłem do Elviry, po drodze zauważając leżące na ziemi dwie różdżki: jej własna musiała wypaść w ferworze szarpaniny. Pochyliła się ku dębowemu, drogiemu parkietowi, unosząc zitanowe drewno. To należące do Multon pozostawiła na podłodze, nie chciała dotykać tak intymnej dla czarodzieja rzeczy – a także zbliżać się do krwawiącej dziewczyny. Spojrzała na własne dłonie, brudne od czerwieni, drżące. Niech to szlag. – Mogłam cię zabić- warknęła, zła – tym razem już naturalnie, sensownie, spokojniej – na nią i na siebie. Skrzącym się od gniewu i szoku wzrokiem zerknęła na Elvirę przez ramię, obarczając ją winą za całą tą groteskową sytuację. – Zabrudzisz dywan. Rusz się- kontynuowała ostro, przechodząc na drugą stronę pokoju, by otworzyć szerokie balkonowe drzwi, mało gościnnym gestem nakazując opuszczenie ciepłego pokoju. Lepiej, żeby zakrwawiła płyty tarasowe niż sprowadzane z Dalekiego Wschodu materiały. Lodowaty wiatr wtargnął do środka, szarpiąc szlafrokiem Deirdre; dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak wygląda, ale nie zamierzała się peszyć ani zostawiać tu krnąbrnej Multon samej, by udać się po ubranie. Jeszcze by coś ukradła: tego się można po niej spodziewać. – Co tu robisz? Skąd się tu wzięłaś? I nie kłam o jakiejś idiotycznej czkawce – zastrzegła od razu, dygocząc z chłodu na progu balkonu, oczekując, że Elvira pokornie przyzna się do…właściwie czego? Złośliwego ataku na prywatność dwójki śmierciożerców? Od dawna nie spotkała równie krnąbrnej, aroganckiej i zuchwałej czarownicy – w złym tych słów znaczeniu.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]29.05.21 21:03
Ze wszystkich trudnych sytuacji, w jakich znalazła się z powodu czkawki teleportacyjnej, ta przebiegła z największą agresją, eskalując prędko od zera do maksymalnego niebezpieczeństwa. Dlaczego? To pytanie musiało pozostać bez odpowiedzi, ponieważ nie znała Deirdre na tyle, aby wyrobić sobie na temat jej charakteru stabilną opinię. Być może miała w sobie coś z furiatki, może gwałtowność była jej typową cechą, gdy przychodziło do codzienności? Widziały się przecież tylko wśród Rycerzy i raz - zawstydzający - w ciepłych i aromatycznych korytarzach Fantasmagorii. Nawet jeżeli byłby to ewenement, gorszy dzień, efekt narkotycznego upojenia - nie ważne, ponieważ koniec końców odbił się ciężko na Elvirze, która znów znalazła się w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwym czasie.
Próbowała zareagować, lecz ból spowodowany czarnomagicznym zaklęciem oślepił ją na kilka sekund. Kiedy poczuła wilgoć krwi na skórze i uniosła spojrzenie, wściekła czarna pantera była już tuż przy niej, zderzyły się kolanami, kościami miednicy, a odrzut sprawił, że boleśnie potłukła potylicę na pudle fortepianu. Oddychała szybko, głęboko, w głowie jej się zakręciło - ostry, piekący ból rozlał się po rozdrapywanej ranie, cebulki włosów napięły pod naciskiem władczej dłoni. Z jednej strony było to cierpienie trudne do wytrzymania, upokorzenie i czynnik strachu, z drugiej jednak nie zdołała powstrzymać cichego, drżącego niemal westchnienia przyjemności. Metaliczny zapach krwi, słodki pot na wardze, egzotyczna bliskość i zapach olejków. Przeszło jej przez myśl, że ten moment - ten nieprawdopodobny moment, który mógł prowadzić ją do zguby - był właściwym, aby wychylić się do przodu i przesunąć językiem wzdłuż szyi Azjatyckiej wiedźmy. Szczęśliwie, powstrzymała żądzę w ostatniej chwili i pozwoliła kobiecie odsunąć się, odzyskać rozsądek.
Skóra głowy wciąż mrowiła Elvirę po tej cudownie okrutnej napaści. Tkwiła w bezruchu, rozpostarta częściowo na fortepianie, dopóki Deirdre nie podniosła różdżki i nie odwróciła się, by odejść w stronę balkonu. Wtedy sama docisnęła szczupłą dłoń do płonącego rozcięcia, zatamowała krwotok i pochyliła się, aby wyciągnąć sosnowe drewno spod mebla. Stanęła z powrotem prosto akurat w momencie, w którym śmierciożerczyni odzyskała głos. Niechętnie poprawiła rozdartą koszulę i wysłuchała oskarżeń w milczeniu.
- Wiem - szepnęła. Wiem, że nie powinno mnie tu być. Wiem, że mogłaś mnie zabić. A jednak żyję, ponieważ nie zasługuję na śmierć i ty o tym wiesz; nawet wtedy, kiedy nad sobą nie panujesz.
Nie potrzebowała ostrego polecenia, aby wiedzieć, co ma robić. Uniosła różdżkę do własnej rany i sprawnym Curatio Vulnera Maxima pozbyła się po niej śladu. Została jedynie cieniutka, blada blizna, która miała wkrótce się zagoić; za tydzień, może krócej. Oraz zepsuta koszula, odsłaniająca obojczyki i górną granicę piersi. Nie spieszyło jej się z naprawą, wolała strzepnąć rękawy i podążyć za Mericourt na taras. Odetchnięcie świeżym powietrzem i rozejrzenie się za tym, gdzie się orientacyjnie znajdują, było najlepszym, co mogła uczynić.
Powiew wiatru nie był łaskawy nawet dla Elviry, która miała na sobie normalne odzienie. Powiodła spojrzeniem po szczupłym ciele Deirdre, nie mogąc się powstrzymać przed zahaczeniem o te części fizjonomii, które najchętniej reagowały na chłód.
- Nie kłamię, mogę zeznawać pod veritaserum - powiedziała raz jeszcze, niezrażona niedowierzaniem; błądzenie w fałsz byłoby teraz znacznie gorsze. - Mam czkawkę teleportacyjną, to przypadłość chorobowa, która trwa od kilku godzin do paru dni. Moja magia wariuje, teleportuje mnie w losowe miejsca na ograniczonym obszarze, niby jak inaczej miałabym się tutaj dostać? - Postawiła nacisk na słowo "tutaj", ponieważ nadal nie wiedziała, gdzie dokładnie są. - Caeli fluctus - dodała za moment, unosząc różdżkę, ponieważ zauważyła, że czarownica drży.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]29.05.21 21:03
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 74
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój muzyczny - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]02.06.21 16:20
Chciała dziś w końcu odpocząć, zrelaksować się, nabrać sił, pozwolić sobie na serię awangardowych rozkoszy, czerpanych także w coraz rzadszej obecności Tristana, lecz oczywiście nawet tych kilka ukradzionych światu godzin nie mogło przebiegać w błogim spokoju. Wolałaby chyba zetrzeć się ponownie z rozwścieczonym, karmionym ludzką krwią nundu, niż gościć w swych progach akurat Elvirę Multon - nie miała jednak wyjścia, ta mająca w jasnym poważaniu wszelkie zasady jasnowłosa czarownica uparcie pojawiała się gdzieś na bliskim horyzoncie, tym razem przekraczając wszelkie granice. Także te przyzwoitości. Deirdre, nawet w magicznym amoku, potrafiła rozpoznać specyficzny blask w tęczówce, rozchylenie ust, głębszy oddech: czy tej małej, parszywej uzdrowicielce naprawdę się to podobało? Pamiętała podobne reakcje, prawie identyczną aurę, otaczającą gości Wenus, lecz ci przynajmniej słono płacili za te wątpliwe przyjemności. Deirdre na moment zamarła, mierząc Elvirę rozjuszonym spojrzeniem, a potem zwiększyła bezpieczny dystans, wystawiając się na chłodny powiew wiatru.
Tak, chłód jej służył; chłód utrzymywał ją przy życiu, trzymał w ryzach, spowalniał proces gnilny rozpadającej się normalności - i moralności. Wychodząc na taras, odetchnęła głęboko, od razu podchodząc do kamiennej balustrady. Wsparła się o nią dłońmi, pochylając się na moment do przodu, ignorując przeszywający wiatr, smagający jej włosami i cieniutkim materiałem peniuaru. Nie wstydziła się swojej nagości, nie to ją deprymowało i krępowało: a sam fakt, że ktoś obcy postawił stopę w miejscu, które uznawała za wyłącznie swoje. Tak naprawdę nie interesował jej powód, nie musiała powątpiewać w wyjaśnienia uzdrowicielki: niezależnie od motywacji, zapewne skończyłoby się to podobnym wybuchem furii.
- Nie wiem. Miewasz dziwne pomysły, Multon. Absurdalne - odwarknęła w odpowiedzi, nie tyle przyznając się do ograniczonej wiedzy w zakresie możliwości szalonej uzdrowicielki - chciała przecież uchodzić za niezwykle bystrą, mądrą, znającą podstawy praktycznie każdego zagadnienia - co z góry uznając je za zbyt groteskowe, by poświęcać im choć odrobinę uwagi. Co przecież i tak czyniła, mierząc niespodziewanego gościa lodowatym spojrzeniem, mogącym swym mrocznym, czarnym chłodem zgasić nawet Szatańską Pożogę. - Jesteś nieprzewidywalna. Nieposłuszna. Krnąbrna. Jak zamierzasz wspólnie działać wśród popleczników Czarnego Pana, jeśli zachowujesz się jak wychowana przez buchorożce kilkunastoletnia pannica? - wyrzuciła z siebie ostro, artykułując każde słowo niczym smagnięcie biczem - z ran po nich nie będzie mogła się tak łatwo wyleczyć, lecz o to przecież chodziło. O wylanie narastającej w Deirdre frustracji, spuszczenie nagromadzonej wybuchem agresji pary, zrzuceniem odpowiedzialności za tę kryzysową sytuację na Multon. To nic, że tym razem to Mericourt wykazała się prymitywną agresją, miotając w uzdrowicielkę czarnomagicznym zaklęciem, wywołującym głębokie rany - to i tak była wina jasnowłosej dziewuchy, nachodzącej śmierciożerczynię w domu, w najbardziej intymnym, kameralnym, bezpiecznym miejscu. Odwróciła się przez ramię, obserwując unoszącą różdżkę czarownicę: znów otaksowała ją wzrokiem, od stóp aż do rozczochranej mocnym chwytem głowy. Obserwowanie jednej z Rycerek Walpurgii tutaj, wśród marmurów Białej Willi, w akompaniamencie szumu wzburzonego jesiennie morza, wywoływało nieprzyjemny zgrzyt, naruszało starannie wytyczoną granicę pomiędzy tym, kim naprawdę była, a tym, kim stała się publicznie. - Nikomu o tym nie powiesz. Nigdy nie powiesz o tym, gdzie byłaś. Zapomnisz, że nasze spotkanie w ogóle się wydarzyło- wyartykułowała po dłuższej chwili ciszy, obracając się ku niej: wsparła się biodrami o krawędź balustrady, zaplatając ręce na nagiej piersi. - Nie widziałaś nikogo innego, prawda? - upewniła się jeszcze, zastanawiając się, jak długo Elvira mogła przebywać w Białej Willi. Czy ten trzask był sygnałem debiutu w tym wyjątkowym miejscu? Czy też błąkała się po luksusowych wnętrzach, spostrzegając Rosiera albo śpiące w pokoju na poddaszu dzieci?


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]05.06.21 15:15
Nie uczyniła tego specjalnie ani nie czerpała satysfakcji ze świadomości, że jej ciału zdarza się reagować na ból w sposób sprzeczny niż podpowiada rozsądek. Nie dotyczyło to ekstremalnych sytuacji zagrożenia, gdy naprawdę stawała w szranki z wrogiem, ale nie mogłaby zapomnieć o szczegółach, które nadal tkwiły w tyle głowy, domagając się uwagi, wyjaśnienia. Ze wszystkich nieistotnych obrazów upojnego lata doskonale potrafiła przywołać w pamięci szczupłe dłonie Wren na swoim gardle, elektryzujący brak tchu. Własne prędko bijące serce, ciepło rozchodzące się wzdłuż kręgosłupa. Pamiętała palce Rookwood we włosach, ten krótki moment rozluźnienia nim zdała sobie sprawę z tego, kto do niej podszedł. Samą siebie żałośnie rzucającą się na Drew, ponieważ liczyła na to, że złapie ją w te silne ramiona i...
Z cichym westchnieniem rezygnacji poprawiła skołtunione włosy, dopiero co narażone na kobiecą agresję - nikt tak nie szarpał, ciął i rwał jak rozwścieczona czarownica. Wiedziała o tym. Chciałaby też mieć pewność, że nie jest skłonna do ryzykownych zachowań, potrafi nad sobą zapanować.
Bo przecież gdzieś tam, z niezwykle daleka, śledziły ją pełne oskarżeń oczy, zbyt czarne, by oddzielić tęczówkę od źrenicy.
Odetchnęła więc raz jeszcze i wyprostowała plecy, poprawiła wiszący skrawek koszuli, zakrywając cieniutką bliznę i bladą skórę. Znalazła się w tragicznej pozycji, owszem, ale wciąż mogła zachować się z klasą. O to przecież chodziło w byciu silnym, by dostosowywać się do nieznanego.
- Przeceniasz moje dziwne pomysły - odparła cicho, mierząc się z godnością z nienawistnym spojrzeniem, choć czuła pot na karku i kolana rwące się do tego, by zadrżeć. Nie. Wytrwam. - Nikt do tej pory nie narzekał na moje działania wśród Rycerzy. - Seria oskarżeń ubodła ją do żywego, podpaliła wnętrzności i eksplodowała różowymi wykwitami na policzkach i czubku nosa, nie pozwoliła sobie jednak zabrzmieć przekornie. Była z nimi dość długo, by rozumieć znaczenie Mrocznego Znaku, który Deirdre nosiła na przedramieniu; na czubku języka Elvira miała zresztą zwrot grzecznościowy, ale zrezygnowała z niepewności. Pani Mericourt brzmiało płytko, jakby była jej służką. Lady?
Żadna z niej lady, tak samo jak ze mnie.
Jakoś jednak kobieta wyrobiła sobie ścieżkę na salony i do opływającej bogactwem willi. Elvira uznałaby nawet, że jest to przywilej śmierciożercy, gdyby nie widziała już obskurnego poddasza, w którym mieszka Drew.
Powoli, jak tropiciel gotowy do walki, podeszła do balkonu, nie wychodząc jednak na zewnątrz. Zamiast tego oparła ramię na framudze drzwi, pozwalając, by morski wiatr szarpnął za jej długie włosy. Nie wiedziała, co powinna zrobić teraz - najrozsądniej byłoby zniknąć Mericourt z oczu, ale przecież nie miała pojęcia, jak opuścić to miejsce.
- Nikomu nie powiem. O wszystkim zapomnę - przyznała monotonnie, przekonana, że jeśli Deirdre oczekuje od niej, by ich spotkanie pozostało tajemnicą, nie mogła o nim nigdy wspomnieć. Nie zamierzała jednak zapominać i już zaciskała zęby, obserwując szczupłe dłonie kobiety, czekając, czy ta zdecyduje się wymazać jej pamięć. - Nie widziałam nikogo, może dziesięć minut temu pojawiłam się w tej komnacie. Nie opuściłam jej. - przyznała. Miała wiele pytań, ale zdusiła ciekawość w zarodku, gdyż dociekliwość mogłaby kobietę jeszcze bardziej rozjuszyć. - Powinnam odejść - dodała cicho, a duma nie pozwoliła jej przyznać, że nie wie, jak to zrobić. Bariery chroniły willę przed zwykłą teleportacją, a przypadkowość choroby sprawiała, że nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, w jakiej części Anglii się mieści.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]08.06.21 15:00
Zaczynała boleć ją głowa - a był to bardzo zły znak, dopiero przecież rozkoszowała się odpoczynkiem, rozmarzona, zamyślona, nasycona zmysłowością najsłodszego rodzaju. Chciała, by ten rzadki stan trwał jak najdłużej, a zamiast tego musiała użerać się nie tyle z niespodziewanym gościem, co z samą sobą. Agresywną, rozdartą, znów tracącą nad sobą panowanie i to przed kimś, kogo nieraz strofowała. Wierzyła jednak, że Elvira pamięta o konsekwencjach Locus Nihil - czy ją także dotknęły? w większym stopniu niż fizyczne urazy? - i połączy fakty w rozsądne uzasadnienie absurdalnego obrazka Deirdre rzucającego się na jasnowłosą niemalże z pazurami, gotowa wyszarpać te piękne kudły lub rozciąć uzdrowicielkę na pół. Gdyby jeszcze miała z tego jakąś satysfakcję, gdyby i jej czarne oczy rozświetlił ten sadystyczny żar, odbicie masochistycznego pragnienia, które wydawała się odbierać z wibrującej nim aury Multon: ale nie, nie czuła niczego takiego. Tylko złość i irytację. I nadchodzącą migrenę, łagodzoną trochę lodowatym powiewem nadmorskiej bryzy.
- To, że jesteś posłuszna i utalentowana to nie wszystko - odparła od razu na urażone wyjaśnienie, przymykając na moment oczy. Czasami zastanawiała się, jak z wyuzdanej prostytutki stała się matką: opiekunką wszystkich Rycerzy Walpurgii, próbującą opanować ich szaleństwa, sprzeczne charaktery i ewidentny brak manier. Instynkt macierzyński realizowała zdecydowanie w złym miejscu. - Reprezentujemy Czarnego Pana, jego poglądy, jego siłę. Nie możemy pozwolić sobie na nadszarpnięcie naszego wizerunku. Nie nosisz jego znaku, ale to nie znaczy, że nie wiadomo, komu służysz - kontynuowała sucho, przekazując same oczywistości; nie byli grupą szaleńców i terrorystów, jak Zakon Feniksa, wyznawali najwyższe wartości, pragnęli piękna i pokoju: bez brudu i zagrożeń ze strony uzurpatorów oraz zdrajców. - Wiem, że to wiesz. Ale tym gorzej świadczy to o twoim zachowaniu - dodała, unosząc drżącą dłoń do góry, jakby zatrzymując nadchodzące z całą siłą kolejne wyjaśnienie. - Masz potencjał, nie zmarnuj go. I nie zmarnuj poświęcenia każdej czarownicy, która na miejsce przy stole Czarnego Pana zapracowała sobie dwukrotnie ciężej niż czarodzieje - przestrzegła, z powagą wpatrując się w jasne oczy. Były w tym razem pomimo dzielących ich różnic i przepaści hierarchii; każda z nich musiała zmagać się z powątpiewaniem, umniejszaniem i niechęcią mężczyzn. Nawet wprawna uzdrowicielka musiała tego doświadczyć; Deirdre znów obcięła ją dość oceniającym spojrzeniem, od stóp do głów, nie mogąc wyjść z podziwu nad rozluźnieniem kobiety, wspartej wręcz nonszalancko o filar drzwi. Fascynujące.
- Zadziwia mnie twoje poczucie swobody - skomentowała, odpychając się od balustrady, by ruszyć znów w stronę blondynki, bynajmniej z zamiarem wymierzenia kolejnej kary. Nie potrzebowała przysięgi, by być prawie pewna, że Elvira zbyt ceni swoje hulaszcze życie, by ryzykować nim w tak miałkiej sprawie. Nie widziała przecież niczego i nikogo; dobrze, że ta przeklęta czkawka nie zesłała jej piętro wyżej i dziesięć minut wcześniej, wtedy sytuacja z irytującej zamieniłaby się w śmiertelnie niebezpieczną. Cóż, Tristan lubił blondynki, ale jeszcze żadna nie opuściła ich wspólnej sypialni żywa. - Doskonale. I mam nadzieję, że jesteś świadoma, co się stanie, jeśli kiedykolwiek z kimkolwiek porozmawiasz o tym miejscu - dodała jeszcze ciszej, stając tuż przed nią. Wyniosła, wymagająca, chłodna, z resztkami gniewu ciągle słyszalnego w tembrze głosu. Powoli uniosła prawą dłoń, bez różdżki: wyglądało to tak, jakby znów miała się na nią zamachnąć, tym razem nie szarpiąc za włosy, a oferując Elvirze siarczyste uderzenie w twarz, lecz zamiast tego poklepała ją po policzku. Prawie pieszczotliwie, trochę jak nieposłusznego psidwaka, który znów pogryzł brzeg kanapy. - Powinnaś. Tu nie możesz się deportować. Czeka cię krótki spacer do miejsca, gdzie kończy się bariera - przyznała jej rację, po raz pierwszy i wyjątkowy, po czym sięgnęła za pas szlafroka, znów dotykając palcami różdżki. Machnęła nią zdecydowanie, raz jeszcze, celując w twarz Elviry - łaskawie rzucając na nią Obscuro, by czarna wstęga przesłoniła jej oczy. - Chodź - poleciła krótko, zdecydowanie, łapiąc blondynkę za nadgarstek bez jakiejkolwiek łagodności, po czym pociągnęła ją ku bocznym schodkom tarasu. Zeszła po nich, drżąc z zimna, po czym skierowała się w bok, ku kamiennym ławkom usytuowanym wokół fontanny, nieczynnej o tej porze roku. Zamiast wody z wszystkich dyszy umykały wyczarowane magicznie gwiazdki, lśniąc wesoło w zimowym poranku. Szkoda, że uzdrowicielka nie mogła tego zobaczyć. - Usiądź. Za chwilę ktoś wyprowadzi cię za bramę - poleciła, popychając lekko Multon na siedzenie. Nie zamierzała sama, naga i bosa, przedzierać się przez ogród aż do bramy: planowała wrócić do Białej Willi, obudzić pilnującą dzieci Agathę i odesłać ją do zajęcia się inną krnąbrną dziewczynką.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]14.06.21 22:12
Nie zastanawiała się nad powodem, dla którego Deirdre zachowała się w sposób taki, a nie inny. Nie próbowała go analizować, rozkładać na czynniki, po prawdzie wyparła go ze świadomości tak szybko, jak pozwoliło jej na to otoczenie. Gdy śmierciożerczyni wzięła się już w garść, obserwując z ponętną obojętnością rozbijające się o skały fale, Elvira jakoby zapomniała o napadzie nieuzasadnionej agresji, który postawił i ją w niekorzystnej pozycji. Przyjęła rzeczywistością taką, jaką była, bo przy wszystkim, czego doświadczała tydzień za tygodniem, ciężko byłoby wciąż łapać się naiwnej stabilności. Nie zamierzała zupełnie usunąć z pamięci tego wydarzenia, chciała zachować go w miejscu, w którym przechowywała wszystkie informacje pozornie nieistotne, ale w odpowiednich okolicznościach niezwykle korzystne. Czy jest ci źle, droga Deirdre, że mogłam zobaczyć cię w chwili wielkiej słabości? Czy to dlatego z taką zaciętością oskarżasz mnie o spisek? Chcesz zagłuszyć emocje, wypominające ci brak kontroli nad sobą? Ty, która w Fantasmagorii kreowałaś się na królową lodu, ty, rajski kwiecie rodem z orientalnego królestwa. Nie kryj się przede mną, bo choćby najpotężniejsza, wciąż możesz potknąć się na swoim doskonale dobranym obcasie.
Byle przede mną, orchideo. Nie przed mężczyzną.
Monolog trwał i Elvira nie mogła zrobić wiele więcej jak tylko wyprostować plecy na balkonie, przy którego drzwiach stała. Choć szczupłe ramiona same prosiły się, aby wzruszyć nimi w wyrazie zaskoczenia, zachowała do końca postawę statuy, kamienną minę i chłód w spojrzeniu dorównujący marmurowym pomnikom. W jednym Mericourt miała rację; chciała reprezentować Czarnego Pana z największą godnością i nie popełnić więcej żadnego błędu. Nie takiego, który zesłałby jej na głowę społeczne konsekwencje, waśnie i brak szacunku, jaki zaczęli wobec niej przejawiać nawet najbliżsi jej ludzie. Choć mogła być też naiwna. Mogła dać się oczarować zwodniczemu uśmiechowi i uwierzyć w to, że były w jej życiu kiedykolwiek kobiety, które dałoby się nazwać bliskimi.
Odetchnęła lekko, w niemej czci, gdy Mericourt wspomniała trud i poświęcenie czarownic na drodze do należnej im pozycji. Skinęła głową, ale nadal nie zebrała się na jedno najmniejsze słowo. Delikatna barwa głosu wybrzmiała w powietrzu dopiero wówczas, gdy śmierciożerczyni zarzuciła jej swobodę.
- Nie czuję się swobodnie - odparła cicho, zabierając ramię z framugi, pozwalając kobiecie podejść bliżej, nawet jeżeli w uszach pulsowały mnogie inkantacje czarnomagicznych klątw. - Zachowam dyskrecję nie ze strachu, lecz z szacunku. Przestań mi ciągle zarzucać nowe przewiny, tak jakbyś wiedziała dobrze, kim jestem - Nie uniosła głosu ani się nie skrzywiła, nie brzmiała też butnie, ale gdzieś tam, w zakamarkach spojrzenia, skrywała się duma, której nic nie mogło Elvirze odebrać. Przymknęła powieki, gdy poczuła dłoń na policzku; szykowała się na uderzenie, zamiast tego gładka dłoń lekko otarła się o chłodną skórę. - Pójdę - powiedziała cicho, ponuro, gdy na jej oczach pojawiła się opaska. Chciała ją zedrzeć, machnąć głową jak rozjuszone kocię, jednak zagryzła zęby i pozwoliła prowadzić się na oślep. Jeżeli tego oczekiwała Deirdre, jeżeli taka była cena za naruszenie prywatności, którego nieumyślnie się dopuściła, niech tak będzie.
Ostatecznie została posadzona na zimnym kamieniu; przesuwała po nim palcami, próbując poznać jego teksturę zanim służka przybędzie, by niewątpliwie wyprowadzić ją za bramę lub może - tylko może - na klif, z którego zostanie zrzucona do pienistej otchłani. Chciała zaczekać, chciała poznać te intencje. Zanim jednak ktokolwiek pojawiłby się przy jej ramieniu, po raz kolejny czkawka porwała ją w nieznane. Hep!

/zt x 2 <3


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Pokój muzyczny
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach