Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój muzyczny
AutorWiadomość
Pokój muzyczny [odnośnik]20.09.17 20:58
First topic message reminder :

Pokój muzyczny

Pokój muzyczny to przestronne pomieszczenie ulokowane we wschodniej części posiadłości. Duża ilość okien w pokoju sprawia, że jest ono bardzo jasne. Jest to pomieszczenie stworzone dla osób odnajdujących pasję w dźwiękach muzyki. Na samym środku pomieszczenia znajduje się zabytkowy fortepian należący do rodziny od pokoleń. W prawym rogu wzrok przyciąga pięknie zdobiona harfa, a tuż obok niej stoją wykonane z drewna jaworowego skrzypce. Pomieszczenie pełni również funkcje edukacyjną dla młodych szlachciców i szlachcianek. Ustawione przy ścianie regały książek zachęcają do zrelaksowania się przy delikatnych nutach muzyki.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój muzyczny - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pokój muzyczny [odnośnik]27.03.22 10:58
W pewnym sensie tak właśnie było. Castor przede wszystkim uważał się za człowieka spokojnego, ale i ułożonego — i to właśnie te dwie cechy przede wszystkim zdawały się być motorem napędowym jego relacji z Roratio. Z początku sam do młodego panicza Prewett podchodził z pewną dozą ostrożności: wychowany w konserwatywnej rodzinie Sproutów, blisko związanych z rządzącymi Somerset Abbottami (lecz nie na tyle, by można było ich zażyłość nazwać prawdziwą przyjaźnią) od dziecka uczony był szacunku względem starszych i wyżej urodzonych. Roratio miał w sobie jednak pewien błysk, może tę nonszalancję lub skłonność do poddawania się impulsom, która zdołała skruszyć rosnący w głębi serca blondyna mur i pokazać mu, że był chłopcem — rozrabiaką — jak każdy inny w ich wieku. Taka łaskawość nie rozlewała się jednak na Archibalda, który przede wszystkim prezentował się z niesamowitą, niezaprzeczalną klasą. Sama aura, która go otaczała, która uderzyła w Castora, gdy tylko przekroczył próg pokoju, pokazywała, że miał do czynienia z osobą niezwykle poważną i dystyngowaną.
Ale gdy pierwsze nerwy opadły, Sprout z zaskoczeniem doszedł do wniosku, że lord Prewett był osobą zaskakująco ciepłą. W pewien specyficzny, bo jednak ukształtowany przez szlacheckie wychowanie sposób próbował skrócić rosnący między nimi dystans, może podświadomie pragnąc, by jego rozmówca rozluźnił się nieco, przestał się garbić, w końcu nie gościł w Weymouth po raz pierwszy. Kąciki ust Castora drgnęły w lekkim uśmiechu, drżąca dłoń poruszyła się na podłokietniku, jakby chciał jednak sięgnąć po te kasztany, może jeszcze jednego, ale ostatecznie...
Może później?
— Jest lord bardzo miły, słyszał już to lord dzisiaj? — spytał, może trochę lekkomyślnie, lecz jedno spojrzenie na twarz Castora dawało wyraźny sygnał, że komplement podarował zupełnie szczerze i naprawdę na kilka chwil niemalże promieniał z radości. Pytanie było nieco naiwne, trochę zapowietrzone zachwytem do osoby tego formatu. Ale och, skoro lord nestor pragnął bardziej swobodnego kontaktu z ludem, lud z przyjemnością mu ten kontakt zapewni. Na pytanie o grzyby, Castor westchnął krótko, ze sporą dozą boleści. — Borowiki grubotrzonowe, muchomory plamisty, mleczaje wełnianki, pieczarki karbolowe, to tak z góry głowy. Zabrałem stamtąd te słoiki, wolałem ich nie wyrzucać, bo jeszcze ktoś biedny mógłby zostać skuszony i to zjeść. Jakby... jakby lord chciał, to mogę przynieść? — wychylił się nawet nieco w fotelu, już gotowy do poderwania się do góry, gdyby była taka potrzeba. Kolejne ciepłe słowa były znów miodem na serce i uszy Castora, który wyraźnie pozwolił sobie na uspokojenie kołatających się w nim nerwów, jednocześnie rozluźniając napiętą dotąd sylwetkę. — Przekażę. I pani Mitten, nie wiem, czy pan o niej kiedyś słyszał, jest przewodniczącą koła gospodyń wiejskich. Ile ta kobieta ma werwy pomimo lat! Chciałbym mieć tyle energii w jej wieku... — samo wspomnienie pani Mitten sprawiało, że Castor znów nabrał większego, trochę świszczącego oddechu, lecz prędko doprowadził się do porządku. Ludzie Dorset byli naprawdę niesamowici. — Przede wszystkim szeroko pojęte dary lasu. Wilcze jagody, bez koralowy wzięty za czerwone porzeczki, kruszyna pospolita, laurowiśnie wschodnie... Myślę, że z wiosną przydałoby się — o ile lord pozwoli oczywiście — zorganizować może taki... mały wykład? Pokazać te trujące rośliny, które najczęściej rosną w okolicy w porównaniu do tego, jak powinny wyglądać te jadalne, żeby ludzie bardziej uważali? — pomiędzy jasnymi, ściągniętymi w zamyśleniu brwiami uformowała się pionowa zmarszczka. Okulary zsunęły się delikatnie w dół nosa, lecz blondyn zareagował dość szybko, wyprostowanym palcem wskazującym wciskając je na powrót na miejsce.
Nie ominął go również żart wystosowany przez Archibalda może nieco pokrętnie, ale idealnie wpisujący się w poczucie humoru obu panów. Może nie taki lord poważny, jak go malują? Oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu! Castor parsknął cichym śmiechem, od razu zasłaniając sobie usta dłonią i posyłając krótkie — nieco skruszone — spojrzenie gospodarzowi. Gospodarzowi, który zaraz zapytał go o zawód.
— Tworzę talizmany, sir. Do tej pory pracowałem przede wszystkim w przydomowej szopie, ale udało mi się zebrać wystarczającą kwotę, by otworzyć sklep w Dolinie Godryka. Taki z prawdziwego zdarzenia. Jeszcze zanim to wszystko — wykonał głową kolisty ruch, ale oboje mogli się domyślić, że to wszystko nie oznaczało pokoju muzycznego, w którym się znaleźli, ale ogół sytuacji panującej w kraju — się zaczęło, skończyłem kurs alchemiczny w Mungu. Planuję więc sprzedawać i talizmany i eliksiry lecznicze, może jeszcze jakieś inne, ale to na zamówienie...


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]28.03.22 23:27
Archibald czasem wracał myślami do czasów, kiedy też mógł siebie nazwać chłopcem, i z zaskoczeniem odkrywał, że to wcale nie było aż tak dawno temu. Tęsknił za tamtym życiem, kiedy każdą wolną chwilę mógł poświęcać sobie bez obawy o to, że gdzieś obok zawali się świat. Na zaczytywaniu się w nie-tylko-uzdrowicielskich książkach, na pływaniu w oceanie, spotykaniu się z przyjaciółmi. Tęsknił za absolutną beztroską życia, które z dzisiejszej perspektywy wydawało się pozbawione większych problemów, nawet jeżeli wtedy człowiek czuł ich ciężar. Jednocześnie wcale nie zazdrościł swojemu młodszemu bratu; on przynajmniej miał czas, żeby odnaleźć siebie i założyć rodzinę. Roratio wchodził w dorosłość podczas wielkiego kryzysu, a to pod żadnym względem nie było proste. Chyba dlatego trochę mu odpuszczał, nawet jeżeli sam Rory widział to inaczej.
W zasadzie długo już tego nie słyszałem – stwierdził, oplatając dłońmi jeszcze ciepłą filiżankę. Rodzina chyba nie uważała go za szczególnie miłego albo była przyzwyczajona do jego sposobu bycia. Z innymi ludźmi za rzadko się widział, żeby zdążyć się tak spoufalić. Upił nieduży łyk. – Cieszę się, że ktoś to zauważa – westchnął, odstawiając filiżankę z powrotem na stolik. Częściej zdarzało mu się słuchać narzekań, nawet własnych dzieci, które coraz śmielej okazywały swoje emocje.
Raczej nie ma potrzeby. Ufam, że dobrze rozpoznałeś gatunki – skinął Castorowi głową. Podejrzewał, że nie wyczyta z tych próbek nic przydatnego; poza tym problem i tak nie leżał w samych grzybach, a w niewiedzy mieszkańców okolicznych lasów.
Pani Mitten? Nie kojarzę – przyznał, ale nigdy nie widział potrzeby w poznawaniu lokalnej społeczności. Dorset było zbyt wielkie, by poznać wszystkich, a on zawsze miał ciekawsze rzeczy do robienia niż objazd po wsiach i miasteczkach. Teraz odbijało się to na jego wiedzy o własnym hrabstwie, ale skąd mógł wiedzieć, że w tak młodym wieku przyjdzie mu dzierżyć na palcu ciężki nestorski sygnet? Nikt go nie przygotował do tej roli. – Hmm... Oczywiście, to jest bardzo dobry pomysł – zgodził się z Castorem, zakładając nogę na nogę. – Można też przygotować ulotki z krótkim przewodnikiem, co należy zbierać a czego unikać – dodał, kręcąc stopą leniwe kółka. Wydawało mu się, że to jest najprostsze i najskuteczniejsze rozwiązanie problemu, a przynajmniej zminimalizowanie, ponieważ ludzka uwaga niestety była omylna. – Chciałbyś przeprowadzić taki wykład? –Zaproponował, zawieszając na nim wzrok na krótką chwilę. Zaraz jednak powiódł spojrzeniem gdzieś w bok, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. – Chociaż... Powinienem zaangażować w to Rory'ego – stwierdził bardziej do siebie niż do Castora. Roratio ostatnimi czasy bywał zaskakująco pomocny, ale jednocześnie widać było, że się nudzi w murach rodzinnej posiadłości. Takie zadanie powinno dobrze mu zrobić, a wychowując się w Weymouth powinien umieć rozróżnić muchomora od podgrzybka.
Talizmany! – Powtórzył z dużo większym podekscytowaniem niż można by się było po nim spodziewać, niemniej jakiś czas temu stał się posiadaczem wyjątkowo zaklętych przedmiotów, i od tamtej pory zachwycał się ich mocą. – Zapamiętam – od jakiegoś czasu kilka chodziło mu po głowie, ale musiał się jeszcze zastanowić. – I do tego apteka? Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak pogratulować przedsiębiorczości – powiedział ze szczerym zachwytem, bo niewiele osób w jego wieku wykazywało się takim zaangażowaniem – ale ponownie – nie każda osoba w jego wieku musiała żyć w czasach wojny. Przez głowę Archibalda znowu przeszła myśl, że być może zbyt wiele zakazuje młodszemu bratu, może też byłby w stanie tak rozłożyć skrzydła. Obawiał się jednak, że Rory po uzyskaniu pełnej wolności wcale nie otworzy pracowni gdzieś w bezpiecznym zakamarku Dorset, a pobiegnie z różdżką do Cronusa Malfoya. – Mam nadzieję, że interes będzie się kręcił. Tak się mówi, prawda? Będzie się kręcił – uśmiechnął się kątem ust. – Swoją drogą, Dolina Godryka to wspaniałe miejsce. Dobrze ci się tam żyje? Bardzo odczuwa się tam skutki wojny? – Podpytał z ciekawością, bo Dolina zawsze była bardzo prężnie rozwijającym się miasteczkiem, ale nie wiedział, czy ostatnie wydarzenia tego nie przystopowały, czy też nie mierzą się z kryzysem uchodźczym jak w Dorset. Będzie musiał odezwać się do Abbottów i dopytać o szczegóły, wiele mogło się zmienić od ostatniego czasu.


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]01.04.22 15:21
Chyba nie powinien być aż tak zaskoczony. Ale z drugiej strony, jakże mógłby nie być! Wychowany w wielkim szacunku do rządzących Somerset Abbottów prędko nauczył się podobnego zaufania (troszkę dziecinnego i na wskroś dobrodusznego) do innych lordów Półwyspu, z czasem obdarzając nim także promugolską szlachtę z innych części Anglii. Pewnie mieli jakieś problemy, tak przynajmniej zakładał. Ale nie mógł wyobrazić sobie ich powagi — przecież nie głodowali, w dworkach zawsze było napalone i ciepło, mieli duże rodziny, z którymi mogli spędzać wolny czas, nawet gdy przyjaciele zawodzili. Dobrze wychowani potrafili odnaleźć się w każdej sytuacji, niemal wszystkich przekonać do swoich racji i przeciągnąć na stronę. Archibald Prewett, który na kilka sekund stał się dla Castora na powrót wyłącznie starszym bratem Roratio, wydawał się jeszcze do tego absolutnie przemiły — przyjmując go w pokoju, gdzie zaczarowane instrumenty grały cichą pieśń, częstując tymi kasztanami w miodzie (wreszcie pękł i postanowił spróbować jeszcze jednego, bo... Posłuchał żołądka, powoli powracającego do normalnych właściwości po tym, jak pierwszy stres odpływał z jego ciała) i po prostu poświęcając jakąś część z zapewne napiętego kalendarza tylko jemu. Bez rozpraszaczy. To naprawdę dużo znaczyło, a Castor potrafił zauważać nawet najbardziej zawoalowane oznaki sympatii.
Tym większe było zdziwienie odmalowujące się na twarzy Sprouta, gdy usłyszał, że sir Prewett cierpiał ostatnimi czasy na coś, co domorosły prawie—uzdrowiciel zdiagnozował jako niedostatek ciepłych słów i komplementów. Zamrugał nawet kilkukrotnie z wrażenia, pilnując się jednak, by wciąż trzymać buzię zamkniętą. W innym przypadku — był niemal pewny — skończyłby z ustami ułożonymi w prześliczne, ale nadające mu głupkowatego wyrazu "o".
— Zawsze do usług! — powiedział natychmiast, wyjątkowo zdradzając się ze swoim zapałem. Wyprostował się niemal natychmiast, a na lekko spękane od mrozu wargi wystąpił szeroki, rozpromieniony uśmiech. Przecież nie mówił tego wszystkiego z kurtuazji i chłodnej kalkulacji. Nie potrafił bowiem kłamać i chyba nie miał w sobie nawet wystarczającej odwagi, by próbować wpłynąć na lorda Archibalda przy pomocy fałszywych pochlebstw.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej na kolejne słowa rudowłosego mężczyzny. Słyszał wiele o lordzie Archibaldzie, o jego umiejętnościach uzdrawiania, ale także o zainteresowaniu roślinami, które również przejawiał. A posłyszenie takiego komplementu z ust kogoś, kto również znał się na rzeczy, może nawet znał się znacznie lepiej niż on sam, bo to nie tylko o roślinach była mowa, ale przede wszystkim o ich potencjalnej szkodliwości dla organizmu czarodzieja, było niesamowitym zaszczytem. Sprout mógł dziś równie dobrze nie zasnąć od tego nadmiaru wrażeń.
Omijając temat znajomej tylko dla niego pani Mitten, przeszedł wprost do pomysłu poprowadzenia wykładów.
— To... to byłaby sama przyjemność. A Roratio też przecież zna się na rzeczy, więc razem byłoby nam na pewno raźniej — zauważył, wsuwając jedną z dłoni w swe włosy na tyle głowy, niedaleko karku. Roztrzepał sobie nerwowo włosy, jednak cały czas utrzymywał na ustach lekko rozedrgany uśmiech. — Albo może lepiej, by sam to zrobił? Widzi lord, nie znam się za bardzo na przemawianiu. A Roratio już tak, wszyscy go lubią, pewnie nie będzie miał problemu ze sprawieniem, by go posłuchali — nie, żeby się wymawiał z już rzuconej i zaakceptowanej propozycji. Roratio był lordem tych ziem, musiał je przecież znać lepiej od byle Sprouta—twórcy talizmanów. Ostrożny w swych ocenach, zwłaszcza gdy tyczyły się publicznych wystąpień, wolał wycofać się w cień. — Ewentualnie, jeżeli lord pozwoli, przygotuję materiały, a on je rozgłosi? — wyplątawszy dłoń z jasnych pukli, podarł nią o swą szczękę, zastanawiając się poważnie nad tym, by najlepiej wykorzystać ich dobre strony.
— Można powiedzieć, że to sklep i apteka w jednym. Eliksiry, póki co zajmują mi ten czas, który mam wolny, gdy nie ma zbyt wielu zamówień na talizmany. Bo wie lord, na wojnach zawsze w pierwszej kolejności tracą artyści i rzemieślnicy — zaśmiał się krótko, choć może gdzieś na krańcach głosek rezonowała gorycz wskazująca na prawdziwość tego twierdzenia. Talizmany nigdy nie były tanie, a gdy ktoś miał do wyboru kupić sobie coś do jedzenia, by lepiej przetrwać zbliżający się miesiąc lub wydać je na talizman... Castor nie oceniał właściwych wyborów, nawet gdy uderzały go po kieszeni. — Tak, tak się mówi! To mugolskie powiedzenie, nie wiedziałem, że lord je zna — oczy Castora zaiskrzyły z ciekawości, bowiem właśnie takie słowa usłyszał kiedyś od jednego z kupczących kamieniami szlachetnymi straganiarzy na północy Somerset, gdy oznajmił mu, że zamierza otworzyć sklep i pewnie będzie potrzebował znacznie więcej surowców, niż dotychczas.
— Hm... Wiele zmieniło się od początku wojny, tak myślę — odezwał się ostrożnie, upijając kolejny łyk ciepłej herbaty, filiżankę pełną napoju przysuwając wcześniej do ust. — Zawsze mieszkaliśmy obok mugoli, ale wtedy był jeszcze Kodeks Tajności, a teraz... Zmiany widać jak na dłoni. Ale jest spokojnie. W porównaniu do tego, co się dzieje w innych częściach kraju to można czasami odnieść wrażenie, że jesteśmy jakimś rajem na ziemi. Nie mamy wiele, ale mamy siebie. I to chyba tą wspólnotą jest silna Dolina... Jakbym miał jakąś wskazać...


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]04.04.22 21:15
Archibald zapewne wdałby się z Castorem w uprzejmą polemikę, gdyby tylko usłyszał jego myśli. Ostatnimi czasy coraz częściej sobie uświadamiał, że miał szczęście – przynajmniej w tych najbardziej przyziemnych potrzebach, stanowiących podstawę jakiegokolwiek funkcjonowania. Dach nad głową, ciepło kominka, pełna spiżarnia, pozwalająca na racjonalną dietę. Pod tym względem mógł spać spokojnie, lecz przeciwwagą dla tych wygód była duża odpowiedzialność, ciążąca na jego plecach. Nie za siebie, nawet nie za swoich najbliższych, ale za setki rodzin żyjących w granicach Dorset. Wydawało mu się, że w kwestii rodziny los był najbardziej sprawiedliwy: chorowali i umierali tak jak każdy.
Dokończył filiżankę herbaty, odstawiając ją z powrotem na stolik, kiedy Castor wymigiwał się z zaproponowanego zadania. Na twarzy Archibalda zamajaczył rozbawiony uśmiech, choć cały czas starał się zachować powagę. Niekiedy bawiło go to onieśmielenie jakie wzbudzał w innych czarodziejach. Zupełnie nie wiedział skąd się to brało! – Jeżeli nie masz czasu wziąć w tym udziału to po prostu to powiedz, nie obrażę się – powiedział w końcu, kiedy nastała chwila ciszy. – Roratio z pewnością powinien wyjść do ludzi, nie widzę lepszej osoby do tej roli – dodał, zgadzając się z Castorem. Jego młodszy brat miał wrodzony talent do zagadywania ludzi, który niekoniecznie był wynikiem wieloletniego wpajania zasad savoir vivru; od zawsze przychodziło mu to z zaskakującą naturalnością. – Cóż, zastanowię się jeszcze jak to rozwiązać, ale dziękuję za podrzucenie pomysłu – był pewny, że go wykorzysta, przynajmniej tak mogli zminimalizować podobne wypadki jak w Wyke Regis.
Natomiast uzdrowiciele mają ręce pełne roboty – uśmiechnął się gorzko w odpowiedzi. W jego zawodzie zawsze istniał ten paradoks, że jeżeli nie ma w co włożyć rąk, to znaczy, że wielu ludziom dzieją się nieszczęścia. Chociaż ostatnimi czasy coraz rzadziej praktykował uzdrowicielstwo, ciągle zaprzątały go inne sprawy. – O właśnie, w takim razie możesz mi doradzić, czy istnieje talizman wspomagający proces leczenia? – Zainteresował się, bo jeżeli da się taki wykonać, chętnie stałby się jego właścicielem. Nigdy nie miał okazji spotkać się z żadnym wytwórcą talizmanów, a temat wydawał się całkiem ciekawy. – I one... Faktycznie działają? Zawsze? Czy ich moc się wyczerpuje? – Dopytywał się, dochodząc do wniosku, że chyba tak czy siak musi jakiś zamówić z czystej ciekawości.
Moja żona pochodzi z Doliny Godryka. Przed wojną spędzaliśmy tam dużo czasu. Dalej jest tam ta fontanna? Podobno leczy choroby genetyczne, ale jakoś nie chce mi się w to wierzyć – zapewne gdyby tak było, już dawno temu ktoś by to odkrył. Choć Abbottowie nie są szczególnie chorobliwi pod tym względem, być może nie interesowali się tym tak mocno jak powinni. – Ale pięknie ująłeś to w słowa, Castorze – przyznał z uśmiechem. Wspólnota. Wiele dawała.
Miło mi się z tobą rozmawiało, ale niestety obowiązki wzywają – westchnął po chwili, kiedy jego wzrok spoczął na zegarze stojącym nieopodal. Wstał z fotela, wygładzając koszulę. – Dziękuję za zaangażowanie w Wyke Regis, zapamiętam – wyciągnął do niego dłoń w geście pożegnania. – Służba odprowadzi cię do wyjścia. Chyba że chcesz się jeszcze spotkać z Roratio? Pewnie siedzi w salonie – Zaproponował, kiedy wychodzili z pomieszczenia. Tam czekała służka, jakby czytała Archibaldowi w myślach (może faktycznie tak było). – Do widzenia – pożegnał się jeszcze raz i ruszył w stronę swojego gabinetu.

zt


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]06.07.22 17:12
— Nie, nie, to zupełnie nie tak! — Castor ożywił się nagle, unosząc jednocześnie dwie dłonie do góry, w geście chcącym przywołać do siebie całą uwagę lorda. Nie zamierzał się wymigiwać, każde zadanie przyjmował z wielką radością i wdzięcznością za zaufanie, ale... — Chodziło mi tylko o to, że nie chciałem... Ech, jak to powiedzieć... — znowu zauważał, że ciężko było mu w panice zebrać myśli, ale nie chciał po prostu wypaść na niegrzecznego, czy też za bardzo rządzącego się w domenie lordów Prewett. — Roratio zna się trochę na roślinach — nie tak dobrze jak ja, no ale to przecież mój przyjaciel, sam lord rozumie! — Ale przede wszystkim to lord Prewett. Ludzie... Potrzebują przywództwa. Wiedzieć, że się o nich dba.
Powoli uniósł wzrok, uśmiechając się przy tym przepraszająco. Nie chciał — Merlinie broń! — zasugerować, że lordowie Dorset nie dbają o swoich obywateli. Przekazywał właściwie słowa nawet nie tyle własne, co zasłyszane w różnych zakątkach kraju, usłyszane w trakcie rozmów między przyjaciółmi, które chłonął z tą samą ciekawością, co wszystko inne.
— Przepraszam, jak zabrzmiałem niemiło... — mruknął chwilę później, zsuwając się odrobinę w dół fotela, z wyraźnie przejętą, smutną miną. Trwał chwilę, unikając spojrzenia Archibalda. Wyglądał naprawdę poważnie, ale nie w sposób, który dodawał mu lat. Raczej czegoś niemal regalnego, nieuchwytnego, czegoś, co brakowało tym wszystkim, których krew nie zasługiwała na miano błękitnej. Ale tak właśnie był zbudowany świat. Ludzie tacy, jak Castor mieli swoje obowiązki do wykonania, ludzie pokroju lorda Archibalda — swoje. I tylko od odpowiedniego wykonania tychże zależało powodzenie wszystkiego, co prowadziło ich stronę do zwycięstwa. Do normalności.
Ożywił się dopiero, słysząc najpierw uwagę o uzdrowicielach — och, ci na pewno mieli ręce pełne roboty. Sam liznął trochę magii uzdrawiania, starał się jak mógł, ale rannych i poszkodowanych tylko przybywało. Natomiast pytanie o talizmany sprawiło, że uśmiechnął się już zupełnie szeroko, prostując się w miejscu.
— Tak, są — zaczął, ledwo powstrzymując się od podekscytowanego wykrzyknięcia tej informacji. Wziął głębszy wdech, przymknął na moment oczy, ale trzeba było być ślepym, żeby nie zauważyć, że był to temat bliski jego sercu, na którym znał się naprawdę dobrze, o którym mógłby rozprawiać godzinami — pewnie równie długo co lord Prewett o toksykologii — Nazywają się runą kojącego szeptu. Wspomagają naturalny przepływ magii leczniczej, więc jeżeli chciałby lord spróbować... Przyjmuję zamówienia także listownie — uśmiechnął się przy tym szeroko, odruchowo przesuwając dłonią po materiale spodni, chcąc przy okazji pozwolić temu gestowi na uspokojenie go. — Muszą nabrać mocy, przez około miesiąc nieprzerwanego noszenia. Później działają tak długo, aż nie zostaną uszkodzone. To aż i tylko przedmiot. Wystawiony na siłę może pęknąć, a wtedy trzeba go wymienić.
Gdy Archibald zaczął mówić o fontannie, która leczy choroby genetyczne, natychmiast wiedział, że chodzi o fontannę życia. Żadne inne miejsce w Dolinie Godryka nie przejawiało podobnych właściwości. Uśmiechnął się na myśl o wspomnieniu łapania czarnej wody w dłonie w towarzystwie przyjaciółki z dzieciństwa.
Ocknął się dopiero, gdy padły słowa pożegnania. Podniósł się natychmiast z miejsca, kłaniając się przed lordem — dalej krzywo, choć ciągle szczerze i z pełną sympatią.
— Jeżeli lord pozwoli, Roratio prosił, bym po naszej rozmowie spędził z nim trochę czasu. Nie wiem tylko, co zaplanował — ostatnie zdanie wypowiedział raczej niepewnie, zerkając przez ramię na drzwi prowadzące do dalszej części rezydencji. — Cała przyjemność po mojej stronie. To zaszczyt móc pomóc lordowi i Dorset. Dziękuję za szansę.

| z/t


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]17.08.22 12:50
|4.04.1958 - wieczór

Nic nie czuł, przez dłuższą chwilę leciał w dół, w całkowitą nicość, w której płaszcz ciemności otulał męską sylwetkę obiecując całkowity brak bólu. Nagle wyrwany z objęć mroku poczuł jak niesamowity ból rozrywa mu pierś i z każdą kroplą krwi pogłębia poczucie uciekającego życia. Syknął, nie otwierał oczu wiedząc, że jest na miotle. Tylko dlaczego?
Świadomość znów uciekła w niebyt, ponowie uczucie braku bólu kusiło i chciał się temu poddać.
Trzymaj się. Jesteśmy blisko. Zostań ze mną! Przecież cały czas tu był. Nigdzie się nie wybierał choć tak bardzo chciał zapaść w błogi sen. Wyrwany z niebytu zrozumiał, że są już na ziemi. Nogi dotknęły stabilnego podłoża. Był prowadzony do pomieszczeń, których nie znał.Tutaj! Połóżcie go tam! Tam? Czyli gdzie? Posłusznie wykonywał polecenia choć nie do końca je zrozumiał. Stracił wolę, tracił siłę i możliwość kontroli swojego ciała.
-Zaraza… - Stęknął kiedy kolejny gwałtowniejszy ruch sprawił, że ból przeszył całe ciało. Brzuch, szyja oraz prawe ramię Herberta było przeorane przez potężne pazury, z otwartych ran sączyła się krew, a czarodziej stawał się coraz bledszy. Co jakiś czas tracił i odzyskiwał przytomność więc ciężko było dowiedzieć się od niego samego co mu się przytrafiło. Na szczęście byli inni, którzy mogli zdać relację o wydarzeniach w Sennej Dolinie i opisać co się dokładnie wydarzyło w trakcie starcia nie tylko ze szmalcownikami. Sam ranny próbował coś mówić, ale było ono utrudnione, a każde słowo kosztowało go sporo energii. Przycisnął dłonie do ran starając się powstrzymać krwawienie nie mając w pełni świadomości, że właśnie brudzi tapicerkę Prewettów, ta miała przyjść kiedy się ocknie. Na razie jednak wymamrotał o cieniach w wielkości dobrze wyrośniętego psa z błoniastymi, nietoperzowymi skrzydłami.
Ponownie zapadł w ciemność, tym razem nie była kojąca, wręcz przeciwnie szarpała całym ciałem, powodowała paraliżujący ból, ale nie miał sił już z tym walczyć. Znów został przeniesiony, ułożono go na czymś twardym, chusta z resztkami specyfiku spadła na ziemię, z torby przewieszonej przez ramię wytoczyła się fiolka z wywarem, złożone dokładnie kartki z planami oraz różdżka, która również nosiła na sobie ślady krwi.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]05.09.22 19:46
Archibald spędzał wieczór w bocznym salonie z książką i kieliszkiem czerwonego wina. Za oknem siąpił deszcz – pogoda była typowo wiosenna, choć pomiędzy kroplami dało się wyczuć niepokój, charakterystyczny dla zeszłorocznych anomalii. Powietrze wciąż było zanieczyszczone czymś złowrogim, czego Archibald nie potrafił zrozumieć, tak jak o samej istocie czarnej magii wiedział niewiele. Na fotelu obok siedziała Lorraine, zaczytana w swojej lekturze. Archibald wywnioskował z okładki, że to powieść o życiu ptaków, ale mógł się pomylić i wziąć obrazek zbyt dosłownie. Sam nie rozluźniał się przy podobnej pozycji – znalazł na półce w bibliotece zakurzoną książkę o wilkołakach, przygotowując się do nadchodzącej akcji w Tyneham, choć z każdym kolejnym akapitem rosły u niego wątpliwości. Jego wyobraźnia działała na zawyżonych obrotach, myśląc tylko o tym, co może się nie udać.
Nie spodziewał się żadnych gości, dlatego widok zdenerwowanego skrzata go zaniepokoił. Odruchowo złapał za różdżkę, zanim Grusia wydobyła z siebie przerażony ciąg słów, z których Archibald zakodował, że lord Roratio, poszkodowany, ale już poleciał dalej, dużo krwi, w pokoju muzycznym. – Jak to dalej, gdzie dalej – zdenerwowany dopytywał skrzatkę, choć ta nie potrafiła mu udzielić żadnej dodatkowej informacji poza tym, że do Derby. Pobiegł w stronę pokoju muzycznego, przeklinając w głowie służkę, która właśnie tamto miejsce wybrała jako odpowiednie do ułożenia poszkodowanego, chociaż w tej chwili to najmniej powinno go interesować. Przede wszystkim chciał porozmawiać z bratem, i teraz był pewny, że ta rozmowa zamieni się w kłótnię, bo jak można zrobić coś takiego i po prostu odlecieć.
Wpadł do pokoju muzycznego, nawet nie wiedząc czego się spodziewać. – Panie Grey! – Od razu rozpoznał w mężczyźnie znajomą twarz (chciał wierzyć, że Rory nie wprowadziłby do Weymouth nikogo niezaufanego). – Spokojnie, już się panem zajmuję – zapewnił, podwijając rękawy brązowej koszuli. Krew obficie wypływała z głębokich ciętych ran, znacząc meble i posadzkę. Przyjrzał się dokładniej ranom; musiał wiedzieć jak bardzo są głębokie i jakie spustoszenie zdążyły zaprowadzić wewnątrz organizmu. – Subsisto Dolorem Horribilis – spróbował ulżyć mężczyźnie skomplikowanym zaklęciem przeciwbólowym, ale Archibald poczuł, że tym razem magia się go nie posłuchała. Nie próbował ponownie, nie chcąc tracić czasu na ćwiczenia. Złość szybko zepchnął gdzieś w głąb – w takich momentach nie dawał się ponieść emocjom. – Sango deprendo – szepnął, kierując różdżkę na rozległą ranę na brzuchu. Nie mógł wykluczyć, że cokolwiek doprowadziło Herberta do tego stanu, mogło nosić na sobie ślady trucizny, potęgującej jego cierpienie. Odczekał kilka sekund, obserwując zabarwienie krwi, jednak nie uległo zmianie – to dobry znak, mógł przystąpić do dalszego leczenia. – Co się panu stało... – mruknął bardziej do siebie niż do niego, przejeżdżając różdżką wzdłuż rozległych ran. – Purus – odkażanie mogło zaboleć, choć Archibald podejrzewał, że w tym momencie i tak boli go już wszystko.

| Wino


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]27.09.22 21:12
Leżał, a może spadał? Spadał leżąc? Świadomość była płynna niczym woda przelewająca się przez zmęczony umysł. Ciała już nie czuł, zdrętwiałe kończyny leżały w bezładzie kiedy Archibald wpadł do pokoju muzycznego nie spodziewając się, że znajdzie tam leżącego Greya, niczym kłoda, który nie ma na tyle sił aby samemu wstać.
Jęknął jedynie gdy znów poprawiono jego ułożenie.
Wzrok za mgłą dostrzegał jedynie rozmazane sylwetki, ale rozpoznawał głosy. Były mu znajome, więc trafił w bezpieczne miejsce. Oby inni mieli również tyle szczęścia. Chciał coś powiedzieć, ale powietrze utkwiło w gardle, kaszlnął paskudnie i znów ból przeszył całe ciało. Teraz je czuł i to bardzo wyraźnie, praktycznie każdy mięsień.
Krew płynęła coraz wolniej z ran, z niektórych przestawała, co świadczyło o tym, że organizm mężczyzny walczył z tym co go spotkało, choć wprawne oko śmiało mogło stwierdzić, że blizny pozostaną z nim do końca życia.
Ból znów mijał by zaraz znów się pojawić, ale ten był inny. Niósł ukojenie, obietnicę tego, że jeszcze się wyliże i będzie mógł wspominać wydarzenia tej nocy.
-Cienie… - wychrypiał ciężko kiedy świadomość powoli wracała, a szalona jazda jaka się działa przed chwilą zaczynała odchodzić w niepamięć.
Znajdował się w ciepłym pomieszczeniu, gdzie nic mu nie groziło, nie musiał się już tak pilnować. -Cienie nas zaatakowały… odporne prawie na każdą magię… jak z tym czymś walczyć co jest jednocześnie materialne i niematerialne? - Syknął gdy odkażanie dotarło do bardziej otwartych i głębokich ran. -Zaraza… Poharatał mnie jak jak słomianą kukłę.
Czy to oznaczało, że jest za słaby na walkę, że nie mają szans walczyć jednocześnie ze Śmierciożercami i dziwnymi stworami, które zaczynały przejmować kraj. Czym były? Teraz ciężko o tym myśleć, ale zapewne do tego pytania jeszcze powróci. -Nie chciałem.. przeszkadzać. - Stęknął, bo przecież nie jego wolą i decyzją się tu znalazł, ale kogoś innego, kto postanowił po niego wrócić tym samym narażając samego siebie. Byli szaleńcami.
Istnymi straceńcami.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]10.11.22 23:51
Krew sączyła się z rozległych ran, znacząc czerwienią podłogę. Archibald zakasał rękawy koszuli, starając się zapanować nad skomplikowanymi obrażeniami. Cokolwiek zaatakowało Grey'a, nie zostawiło w ciele żadnej trucizny – to była dobra wiadomość. Archibald mógł z pomocą magii zdezynfekować jego rany i zabrać się za ich gojenie. W międzyczasie słuchał, co pacjent próbuje powiedzieć – słowa z trudem wydobywały się z ust, ale w końcu to usłyszał: cienie. Jakie cienie? Nie był pewny czy Herbert przypadkiem nie majaczy pod wpływem stresu i bólu. Złapał chłodną dłonią za jego podbródek, odchylając głowę. Skierował różdżkę na rozcięcie na szyi, rzucając cicho – Curatio Vulnera Horribilis – Rana nie zasklepiła się tak mocno jak Archibald by sobie tego życzył, coś musiał zrobić nie tak, ale na chwilę obecną tyle musiało wystarczyć. – Gdzie dokładnie was zaatakowały? – Dopytał, nie chcąc tracić kontaktu z Herbertem. Rozerwał mocniej koszulę, chcąc dokładniej przyjrzeć się ranie na brzuchu. Była rozległa i nie wyglądała dobrze, musiał spróbować z mocniejszym zaklęciem. Poprawił uchwyt na różdżce, celując w ranę. – Curatio Vulnera Horribilis – Tym razem zaklęcie w ogóle nie zadziałało, krew saczyła się dalej. Archibald odsunął włosy z czoła, znacząc je nieznacznie krwią. To niemożliwe, żeby zaklęcie nie zadziałało, rzucał je już tyle razy. Przeszedł na drugą stronę stołu, chcąc ułożyć różdżkę pod innym kątem w stosunku do rany. Zwrócił ją bliżej ciała. – Curatio Vulnera Horribilis – Powtórzył zawzięcie. Miał rację, tym razem zaklęcie zadziałało, ale znowu nie tak mocno jak potrzebował. Cały czas coś robił nie tak. – A jednak pan przeszkodził, panie Grey – zauważył, podchodząc do kolejnej rozległej rany na jego nodze. – Jeszcze się zastanowię, jak może się pan odwdzięczyć – dodał, wycierając czubek różdżki z krwi o materiał spodni. W oczach Archibalda sytuacja zaczynała być opanowana, ale nie zamierzał tracić skupienia, dopóki wszystkiego nie skończy. – Niech pan powie coś jeszcze o tych cieniach – zaproponował, celowo go zagadując.


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]13.11.22 17:58
Rany, takie jakich wcześniej nie miał. Takie, które piekły i sączyły cały czas brudząc tapicerkę, podłogę i ubrania. Głos Archibalda był kotwicą, której się trzymał jak tonący koła ratunkowego. Dzięki temu nie zapadał znów w sen, zmuszał umysł do stałej czujność, do składania odpowiedzi nim wypowiedzą ją usta.
-Senna Dolina. - Odpowiedział i odchrząknął głośno -Westmorland - Dodał zaraz po chwili kiedy głos powrócił do krtani. Czuł jak magia powoli otula rany, jak je łagodzi, jak sprawia, że już tak nie bolą. Szarpnięcie koszuli, dźwięk dartego materiału, byle dostać się do obrażeń. Nie miał mu tego za złe, ratował życie; a to było cenniejsze od koszuli. -Mogę zająć się ogrodem. - Odpowiedział szybko czując, że jednak wyraźnie jego pojawienie się w czymś przeszkodziło, ale przecież nie miał wpływu na to gdzie zostanie dostarczony. Trwała wiosna, ziemia nadawała się do tego aby się nią opiekować, a w swojej szklarni posiadał tak ciekawe i egzotyczne okazy, że na pewno miał co pokazać i zaoferować lordowi Prewett.
Pieczenie powoli mijało, tak samo jak ból, kiedy każde kolejne zaklęcie zamykało rany, powstrzymywało krwawienie. Oddech stawał się mniej świszczący i choć czuł zmęczenie, wiedział, że opadł z sił, a upływ krwi bardzo go osłabił, tak mógł mówić i odpowiadać na pytania.
-Cienie te pojawiły się znikąd. Nagle wyłoniły się z oparów dyptamu. - Zaczął mówić zbierając myśli. Nie było to łatwe kiedy umysł żądał snu, ale Herbert nadal nie do końca dowierzał w to co zobaczył w trakcie walki. -Otoczyła nas mgła, ciemność, tak nagle, a z niej wyłoniły się przedziwne stworzenia… Jakby były utkane z tej mgły. Ciemne, czarne wręcz… przyjęły formę stworzeń, o błoniastych skrzydłach… - Wziął głębszy wdech bo czuł, że gubi wątek, a powinien zacząć od początku. Przymknął na chwilę oczy chcąc przypomnieć sobie przebieg całego zdarzenia. -Przepraszam… zacznę od samego początku. Najpierw otoczyła nas nieprzenikniona ciemność. W niej słyszeliśmy liczne szepty, głosy. Nie rozumiałem słów… zdawały się być czymś na wzór starego dialektu, ale w swoim brzmieniu były dość przerażające. Nie wiem czemu tak to odbierałem, ale czułem, że nie są to przyjazne słowa czy przepis na ciasto. - Poprawił się na kanapie by móc lepiej widzieć rozmówcę. -Ciemność była tak gęsta, że przez chwilę sądziłem, że straciłem całkowicie wzrok. -Wziął głębszy oddech. -Potem pojawiły się kolejne i te przyjęły formy zwierzęce. Wielkich psów z błoniastymi skrzydłami. Warczały dziko, groźnie. Czułem w kościach ten dźwięk. Potężne łapy, psi pysk, lśniące niepokojąco ślepia, nietoperze skrzydła - tak mogę to coś opisać. Atakowaliśmy je zaklęciami, różnymi. Chciałem jednego unieruchomić magia ugodziła w jedno ze skrzydeł, ale tylko zatrzymał się na chwilę. Nie upadł. Czy był odporny - nie wiem, czy zwyczajnie nie miał ciała jak my - nie wiem. Ale atakował dalej… -Herbert zaniósł się głośnym kaszlem, który przerwał mu odpowiedź. -Zaraza…


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]02.12.22 22:42
Doceniam tę propozycję, ale zdaje pan sobie sprawę, jak duży mamy ogród? To byłaby praca na pełen etat – zauważył, dokładnie przyglądając się ranom. Pomimo rzucanych zaklęć wciąż wyglądały nieciekawie: czerwone, napuchnięte, z niektórych wciąż sączyła się krew. Magia zawodziła Archibalda. Nigdy by się nie przyznał przed samym sobą, że ma braki w magii pierwszego kontaktu – przecież to nie jego pierwszy pacjent na wojnie – ale nie dało się ukryć, że uzdrawianie w wygodnych warunkach szpitala znacznie się różniło od prowizorycznego uzdrawiania w czterech ścianach własnego domu. Przez ostatnie miesiące Archibald nabrał pokory: nauczył się podejmować szybkie decyzje, wychodzić poza utarty schemat, ale wciąż zdarzały się sytuacje takie jak ta, gdzie wieloletnie przyzwyczajenia przeszkadzały mu w pracy. Koniec końców przez ostatnie lata skupiał się na toksykologii, nie na urazach pozaklęciowych, nie na klątwach. I czasem boleśnie zauważał te braki.
Curatio vulnera horribilis – powtórzył, celując na ranę, która wciąż nie chciała się zasklepić. Położył czerwoną od krwi dłoń obok, poprawiając uchwyt na różdżce. Wdech, wydech. – Curatio vulnera maxima – rzucił cicho, decydując się na prostsze zaklęcie, które w końcu zdawało się przynieść rezultaty. Rana zaczęła się powoli zasklepiać, Archibald odetchnął z ulgą, wreszcie się prostując i patrząc na Herberta z większym spokojem. Sytuacja zdawała się być opanowana. Wreszcie mógł się wsłuchać w słowa, które zaczęły się z niego wylewać, a każde kolejne brzmiało coraz bardziej niepokojąco. – Myśli pan, że ma to związek z anomaliami? Mam wrażenie, że one nigdy się nie skończyły, przybrały tylko inną formę... – tym razem to on zdał się na wiedzę i doświadczenie Herberta, sam o zakazanych tajnikach magii wiedział niewiele, o takiej otwartej walce jeszcze mniej. – To brzmi niewiarygodnie, jak... jak połączenie dementora z wilkołakiem, to przecież niemożliwe – stwierdził, zawieszając wzrok na Herbercie o chwilę za długo, ale zastanawiał się intensywnie nad tym skąd to się wzięło, czym było. Czasem łapał się na myśli, że walka z drugim czarodziejem byłaby prostsza niż konfrontacja z nieznanym. – Na szczęście w tej chwili jest pan bezpieczny – wybudził się z zamyślenia, wracając do tematu. – Udało mi się zaleczyć najpoważniejsze rany. Nie powinny po nich zostać żadne blizny. Jak to się mówi – do wesela się zagoi, panie Grey – powiedział, siląc się na uśmiech. – Nalegam jednak, żeby dzisiaj nigdzie pan nie podróżował. Każę służbie przygotować pokój i świeże ubrania – dodał, sprawnie czyszcząc sobie zaklęciem dłonie. – I kolację, oczywiście. Czasem odpowiedni posiłek działa takie same cuda jak magia. Zawiadomić kogoś o pańskiej obecności w moich skromnych progach?


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]04.12.22 16:01
-Tak się składa, że akurat nie mam pracy. - Poza czynnym działaniem na rzecz Zakonu Feniksa, ale to ciężko było nazwać pracą, a raczej obowiązkiem, poczuciem odpowiedzialności; powinnością. Leczenie, choć wymagające ogromnego skupienia ze strony szlachcica, powoli przynosiło efekty. Rany nadal opuchnięte i bolące, zaczynały się zasklepiać. Jedna groziła pozostawieniem po sobie blizny. Głębokie cięcia spowodowane przez ostre szpony potworów. -Nie wiem. - Pokręcił głową, ponieważ nie należał do ekspertów. Mógł jedynie snuć własne domysły. -Zdaje się, że to odmiana anomali, ale z drugiej strony… - Przeczesał dłonią włosy chcąc zebrać myśli. Było to teraz łatwiejsze, bo choć nadal słaby, nie odczuwał już tak bardzo bólu. Magia lecznicza w fachowych rękach, uratowała mu życie. -Kiedy podróżowałem po Amazonii, szamani z plemiona opowiadali o starej magii, o duchach, o istotach utkanych z mgły i deszczu. - Widział ich magię, tak bardzo różną od tej, którą sami znali. Dziką i pierwotną, a tylko nieliczni mieli do niej dostęp. W momencie gdy szamani zrozumieli, że mają do czynienia z użytkownikiem magii, dopuścili go do swoich rytuałów. Stąd posiadał tatuaż na ramieniu, stał się jednym z nich. Jednym z Widzących. Tak nazywali użytkowników magii, którzy zbierali się wokół ogniska i żując liście manioku wprowadzali się w trans, a ten pozwalał im widzieć magię. -Mam bardzo podobne odczucia i skojarzenia z tym co widziałem w trakcie wędrówek. Czy to jest to samo, trudno mi powiedzieć, ale na pewno będę zgłębiał ten temat. - Zbyt był ciekawy i dziwny. Jednak na sam początek musiał się zorientować czy inni uczestnicy nieszczęsnej misji przetrwali, czy dotarli bezpiecznie do miejsc, gdzie mogli poddać się leczeniu, tak jak on w tej chwili.
-Dziękuję, lordzie Prewett. - Spojrzał na swoje rany. -Jestem pana dłużnikiem.
Tak samo jak był dłużnikiem młodego Roratio, który przyniósł go tutaj i zostawił pod opieką Archibalda. Dostrzegł jak jego krew poplamiła tapicerkę kanapy, na szczęście były proste zaklęcia, które potrafiły poradzić sobie z takimi niedogodnościami. -Jedna sowa do Greengrove Farm, do rodziny, żeby się nie martwili. - Jeżeli to w ogóle było możliwe. Nie chciał zaś informować o niczym Florki, żeby się nie martwiła. Żył, to było najważniejsze.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]04.12.22 23:39
Nie ma pan? – Brwi Archibalda pomknęły ku górze, rozbawione tym przykrym zbiegiem okoliczności. – To nienajlepszy moment na rozmowę o pracę, ale proszę się do mnie odezwać, kiedy pan wróci do zdrowia. Faktycznie przydałaby nam się pomoc w szklarniach, a ciężko teraz o zaufanych ludzi – przyznał niechętnie. Szczególnie, kiedy pracodawca był ogłoszony przestępcą – Archibald starał się nie wpuszczać do Weymouth przypadkowych ludzi, martwiąc się nie tyle o siebie, co o resztę swojej rodziny, która i tak cierpiała przez podejmowane przez niego decyzje.
Myśli pan, że tamte istoty mają coś wspólnego z tymi, które pojawiły się w Anglii? To może mieć coś wspólnego ze starą magią rytualną? Nie wiem o niej wiele, mogę tylko gdybać... – przyznał, wyglądając z pokoju na korytarz, gdzie jedna ze służek czekała na dalsze polecenia. Archibald przykazał jej przygotować komnatę dla gości i zostawić tam coś pożywnego do jedzenia.
Chętnie poznam pana spostrzeżenia, jeżeli uda się panu dowiedzieć czegoś więcej – zapewnił. Nie słyszał jeszcze o podobnych przypadkach w Dorset, ale nie był w stanie dowiedzieć się o wszystkim, co działo się w hrabstwie. Możliwe, że tajemnicze cienie dotarły aż tutaj. Będzie musiał to sprawdzić.
Panie Grey – westchnął – To moja praca. Wy sobie coś robicie, ja was składam – nie widzę tutaj miejsca na żadną wdzięczność – Wy, Zakonnicy, wystawiający się na największe zagrożenie, i ja, lojalny sojusznik, działający na drugim planie. Ten układ istniał już od dawna, a mimo wszystko wielu czarodziejów sądziło, że robi dla nich coś więcej. Wydawało mu się, że sprawa ma się zupełnie na odwrót.
Greengrove Farm, dobrze – skinął głową, zapisując nazwę miejsca w pamięci. – Rzucę na pana jeszcze jedno zaklęcie, pozwoli łatwiej zapaść w sen – uprzedził, po czym zbliżył różdżkę do skroni mężczyzny. – Paxo maxima – jasny promień zaklęcia jak mgiełka otoczył głowę Herberta, szybko znikając. Przydatny urok bez względu na rodzaj urazu, Archibald korzystał z niego praktycznie podczas każdego leczenia. – A teraz zapraszam, zaprowadzę pana do komnaty – wyciągnął smukłą dłoń, by pomóc mu podnieść się z kanapy. Wciąż powinien być zmęczony i obolały, na to zaklęcia niewiele mogły pomóc, nie na dłuższą metę.
Komnata znajdowała się po drugiej stronie niedługiego korytarza. Służka właśnie kończyła ścielić szerokie łoże z baldachimem. Na środku stał drewniany stoliczek z ciepłą zupą i grzankami do zagryzienia, obok na fotelu leżała błękitna piżama. Archibald puścił Herberta przodem, przytrzymując dłonią drewniane drzwi. – Ma pan jeszcze jakieś pytania? – Zapytał, wchodząc za nim do środka.


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]05.12.22 18:32
Nie była to typowa rozmowa o pracę, ale żyli też w przedziwnych czasach, choć zapewne żyjący w innych czasach mogli o swoich mówić tak samo. Kiwnął jedynie głową na znak, że propozycję przyjmuje i na pewno z niej skorzysta. Praca w szklarni była bliska jego sercu i tym czym zajmował się każdego dnia. Miał też pewność, że lord Prewett nie będzie oszukiwał Greya czy też wykorzystywał faktu, że ten działa w strukturach Zakonu.
-Bardzo możliwe, że podłoże ich istnienia jest takie samo. - Odpowiedział dzielając się swoimi przemyśleniami na ten temat. -Nie wiem jednak, czy moje przemyślenia są prawdą. To tylko spostrzeżenie. - Potarł czoło, bo choć bardzo chciał powiedzieć coś więcej to zmęczenie i utrata krwi dawała się we znaki mężczyźnie. Powoli usiadł na kanapie i wyprostował się co, poczuł jak ma stężałe i napięte całe mięśnie. Czuł się jakby ktoś je skurczył i związał sznurem przez co nie mógł się porządnie przeciągnąć. -Coś robimy. - Powtórzył z rozbawieniem w głosie za Archibaldem i uśmiechnął się krzywo. -Zgrabnie ujęte. - Zaśmiał się, a śmiech zaraz przeszedł w uporczywy kaszel, który rwał płuca i zmuszał mięśnie brzucha do wysiłku. -Zaraza… - Dawno nie czuł się tak źle jak teraz. Znieruchomiał, gdy różdżka czarodzieja zbliżyła się do jego skroni, a następnie skorzystał z podanej dłoni. Stawiał ostrożnie kroki, niczym niedołężny starzec albo dziecko dopiero uczące się chodzić. Było to uciążliwe i frustrujące, zwłaszcza dla człowieka, który ciągle był w ruchu. Stale za czymś gonił, wiecznie w podróży, a zwykła droga do innego pomieszczenia zdawała się być zdobywaniem szczytu wielotysięcznika. Oddychał ciężko, a nogi miał jak z ołowiu. Mimo tego, nie marudził, nie użalał się nad sobą, tylko krok za krokiem sunął we wskazanym mu kierunku. Dostrzegając przygotowane łóżko oraz posiłek odetchnął cicho. Z wyraźną ulgą usiadł na skraju mebla i wyprostował nogi.
-Dziękuję. - Powiedział wskazując na piżamę oraz ciepłą zupę. Żołądek domagał się posiłku, ponieważ właśnie głośno dał o tym znać. -Lordzie Prewett, jak długo powinna trwać moja rekonwalescencja?


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Pokój muzyczny [odnośnik]05.12.22 23:37
Od takich spostrzeżeń się zaczyna – odezwała się jego część badacza, choć od dłuższego czasu nie zabierał się za żaden nowy projekt – czas zjadały mu inne zobowiązania, które zawsze wydawały się ważniejsze od takiej zabawy. – Nie porzucałbym ich zbyt szybko – dodał, chcąc podbudować pewność siebie mężczyzny. Zauważał, że coraz więcej osób było zmęczonych ciągłą wojną i wkradało się w ich życie niebezpieczne zniechęcenie. Sam przez moment był jednym z nich, dlatego zdawał sobie sprawę, jak ważnym było, żeby nie tracić tej iskry.
Proszę mnie nie łapać za słowa – obruszył się nieco, chowając różdżkę do kieszeni spodni. Nie miał zamiaru krytykować tymi słowami działań Zakonników. Owszem, czasem odczuwał złość na brak znaczących rezultatów ich walk, czasem uważał ich działania za źle zorganizowane, ale kim on był, żeby zwracać na to uwagę – nie aurorem, nie strategiem, nie doświadczonym w boju czarodziejem. – O, widzi pan, tak to się kończy – mruknął, cierpliwie czekając aż Herbert usiądzie i da sobie pomóc wstać. Podtrzymywał go przez całą drogę do komnaty, samemu trochę się przy tym męcząc – Grey był postawnie zbudowanym mężczyzną. Puścił go kiedy już dotarli na miejsce, te kilka kroków powinien bez problemu przejść sam. Skrzyżował dłonie na piersi, bacznie obserwując jak siada na łóżku.
Udało się zaleczyć pańskie rany, więc rekonwalescencja nie będzie trwała długo. Przez najbliższe kilka dni będzie pan zmęczony i obolały, ale poza tym nic już panu nie dolega. Rany mogą trochę ciągnąć albo swędzieć przez najbliższy tydzień, ale nie powinny zostawić po sobie żadnych śladów. Jutro po śniadaniu może pan wrócić do siebie. Przygotuję jeszcze trzy dawki eliksiru wzmacniającego, proszę go wypijać codziennie koło południa – wyjaśnił, po czym zamilkł na chwilę. – Mam nadzieję, że nie muszę mówić, żeby się pan teraz nie nadwyrężał. Organizm mimo wszystko musi odpocząć – dodał, mając dziwne przeczucie, że Grey najchętniej już jutro wyruszyłby na wyprawę poszukiwawczą tego dziwnego stworzenia, które dzisiaj spotkał. Archibald westchnął cicho, kierując się w stronę wyjścia. – I proszę pamiętać o tej ofercie pracy, nie żartowałem – przypomniał, uśmiechając się kątem ust. – A teraz życzę panu dobranoc – skinął mu głową i wyszedł z komnaty, zamykając za sobą drzwi z cichym trzaskiem.

zt <3


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Pokój muzyczny
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach