Wydarzenia


Ekipa forum
Szatnie
AutorWiadomość
Szatnie [odnośnik]15.07.15 16:38
First topic message reminder :

Szatnie

Na końcu długiego korytarza znajdują się drzwi od lat nie odnawiane, jakby celowo nie zwracające na siebie uwagi. Za nimi znajduje się szatnia pracowników departamentu przestrzegania prawa czarodziejów, którzy przed wyjściem do pracy w terenie, przebierają się tutaj w mundury z logiem Ministerstwa Magii. Pomieszczenie nie grzeszy komfortem, pomimo przestronności; podłogę wylano betonem, a ściany proszą się o przemalowanie. Na duże okna rzucono zaklęcia jak w każdym z departamentów, jednak tutaj obrazują one realną pogodę, tak by każdy z pracowników wybrał dobry strój. Na przeciw każdej z fioletowych szafek, znajdują się podniszczone, drewniane ławeczki. W sali wyznaczono także część na prysznice, gdzie pracownicy mogą zmyć z siebie znój swoich obowiązków.
Każda ze służb ma tutaj swój własny sektor. Dodatkowo, gdy w życie weszło równouprawnienie i kobiety także zaczęły pojawiać się wśród pracowników działających z przestępczością, rewiry przedzielono na mniejsze części, tak by panie mogły spokojnie zmienić ubrania, nie obawiając się o swoją prywatność.
Choć do szatni można wejść bez specjalnych uprawnień, to każda z szafek zamykana jest na specjalnym, indywidualnym znakiem, chroniącym przed kradzieżami.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szatnie - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Szatnie [odnośnik]16.04.18 22:40
To było jak najgorszy, zupełnie nierealistyczny koszmar. Była to sytuacja realnego zagrożenia, choć naprawdę żałowała, że nie okazało się, że to tylko zwykły, niewinny pożar spowodowany jakąś niegroźną anomalią lub źle rzuconym zaklęciem. Zwykły pożar dałoby się stosunkowo łatwo opanować, istniały do tego odpowiednie zaklęcia. Ale jedyne co mogli zrobić w starciu z pożogą, to ucieczka.
I Sophia nie wierzyła, że pożoga mogłaby wybuchnąć przez przypadek. Potrzeba było silnej czarnej magii, żeby do niej doszło. Nie było to zaklęcie, które może rzucić byle kto. Mogła się tylko zastanawiać, kto i dlaczego to zrobił, ale i jej wspomnienia pomknęły do Białej Wywerny, w której zginął ich poprzedni szef i prawie spłonął jej brat. Przypomniała sobie, kto mógł być do tego zdolny, przed kim ostrzegano już na spotkaniu Zakonu na początku maja. Czy to możliwe? Może kiedyś się dowiedzą... jeśli przeżyją. Musieli przeżyć i opowiedzieć Zakonowi, co się stało.
Biegła za nim. Początkowe opóźnione reakcje wynikały z niedowierzania i zamroczenia wcześniejszym uderzeniem w głowę, ale wyćwiczone ciało szybko przypomniało sobie, jak się poruszać. Przez dym widoczność była utrudniona, ale na szczęście znała układ piętra, pracownicy byli w dużo lepszym położeniu niż interesanci, bo wiedzieli, gdzie w razie potrzeby powinni uciekać. Miała nadzieję, że windy są całe, ale najwyraźniej ogień już tam dotarł i pozbawił ich tej drogi ucieczki, więc musieli znaleźć inną.
- Mam nadzieję, że chociaż schody jeszcze są całe – rzuciła, cały czas biegnąc za nim. Widziała, jak wyczarował patronusa, sama też postanowiła przywołać swoją świetlistą wiewiórkę, w nadziei że pomoże poprowadzić ich, a także innych uciekających, którzy mogli tu jeszcze być i ją zobaczyć.
Nadal trzymała się bardzo blisko Foxa; mimo uderzenia była w dobrej formie, jej ciało nie ucierpiało znacząco. Wciąż rozgrzane po treningu było w odpowiedniej kondycji, by dotrzymać mężczyźnie kroku, choć oczy łzawiły jej od dymu i zbierało jej się na kaszel. Mimo wszystko czuła czające się w głębi duszy iskierki lęku i niepewności przed tym, co mogło ich czekać; tylko głupcy nie bali się niczego i przez to lekceważyli sytuacje zagrożenia. Ale ten rodzący się w sercu lęk dodał jej motywacji do działania, do tego, żeby zmusić nogi do jeszcze większego wysiłku. Nie chciała umierać, ale jeszcze bardziej nie chciałaby umrzeć jako tchórz. Wolałaby zginąć wyprostowana, walcząc o swoje życie do ostatniego tchu. I nie tylko swoje; nie mogła tak po prostu przemknąć korytarzem, nie sprawdzając, czy nie ma tu jakichś żywych, którym wciąż dało się pomóc. Na szczęście mijane biura były puste, najwyraźniej ich pracownicy albo uciekli wcześniej, albo opuścili ministerstwo zanim wybuchł ogień; miała nadzieję, że tak właśnie było. Znalazła tylko tę kobietę, którą ciągnęła za sobą, ponaglając do biegu, widziała też zakrwawione ciało starszego mężczyzny, który został przygnieciony fragmentem ściany i już na pierwszy rzut oka było widać, że dla niego już za późno.
Dzięki tej chwili zawahania i jej udało się szczęśliwie uniknąć rzeźby, która właśnie runęła w dół tuż przed nimi, z hukiem roztrzaskując się o posadzkę.
Sophia zwinnie przeskoczyła przez nią, kierując się blaskiem patronusów, które były jedynym jasnym punktem wśród dymu i mogły stanowić dla nich punkt odniesienia, bo choć znała te korytarze, to jak dotąd zawsze przemierzała je, kiedy były dobrze oświetlone i wolne od dymu. Teraz musieli zdać się na intuicję i mieć nadzieję że droga wyjścia nadal istnieje, że uciekają od ognia, a nie biegną prosto w jego paszczę.
- Uwaga! – krzyknęła, gdy nagle dostrzegła pękającą ścianę. Popchnęła Freda do przodu i pociągnęła za sobą spanikowaną czarownicę; w ostatniej chwili uniknęli walącego się na nich muru. Pojedynczy kamień drasnął rękę Sophii, inny nabił siniaka na policzku, ale nie zatrzymała się nawet na moment. Byli coraz bliżej celu, więc musieli się pospieszyć, żeby dotrzeć do schodów póki była szansa że ta wciąż stoją.
Po chwili błysk srebra doprowadził ich do drzwi, za którymi znajdowała się klatka schodowa.
- Lepiej się pospieszmy – powiedziała. Schody również były zadymione, ale gdy spojrzała w górę, nie widziała ognia, więc prawdopodobnie wciąż mogli tędy przejść. Patronusy nadal oświetlały drogę, kiedy Sophia pobiegła za Fredem, ponaglając do szybszego piętra także czarownicę, która z pewnością nie była w tak dobrej formie jak dwójka aurorów, a nawdychanie się dymu też zrobiło swoje.



Ne­ver fear
sha­dows, for
sha­dows on­ly
mean the­re is
a light shi­ning
so­mewhe­re near by.

Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Szatnie [odnośnik]27.05.18 12:04
Nie był to pierwszy raz, kiedy moje życie zawisło na włosku. Ocierałem się o śmierć za każdym razem, gdy patrolowałem ulice, gdy stawłem w szranki z czarnoksiężnikami, i gdy po raz kolejny działałem w imię Zakonu Feniksa. Odkąd w końcu pogodziłem się z samym sobą, walka stała się moim żywiołem. I nie było już w życiu miejsca na ucieczki – aż do teraz. Nie czułem jednak wstydu – raczej bezsilność. Świadomość tego, że istniały siły, z którymi nie miałem szans się mierzyć (nawet we dwójkę), była jednocześnie paralizująca, ale i skłaniała do myślenia, czy wspólnymi siłami byliśmy w stanie przełamać tę bezsilność. Wpierw jednak musiałem się stąd wydostać – razem z Sopią. I razem z inną czarownicą, która zdecydowanie nie miała doświadczenia w radzeniu sobie z sytuacjami kryzysowymi.
- Muszą być. Ufam naszym patronusom. Nie poprowadziłyby nas w otchłań czarnej magii. - zarówno lis jak i wiewiórka żwawo mknęły w tamtą stronę, przypominając jednak bardziej świetliste punkty, niż swoje cielesne formy. Cały korytarz wypełniała gęsta, szara zawiesina, znałem jednak układ drugiego pietra na pamięć – i wiedziałem, że zmierzaliśmy we właściwym kierunku. - Ktoś musiał podłożyć ogień. Nie wierzę, że szatańsa pożoga rozpętała się sama. - Rzuciłem do Sophii – z chłodnym dystansem, sugestywnie i cicho. Kobieta biegnąca z nami nie konicznie musiała słuchać moich teorii spiskowych.
Waląca się rzeźba wstrzymała nasz bieg tylko na chwilę; cały budynek zdawal się trzęść w posadach, ściany pękały i z łomotem rozsypywały się na posadzkę. Musieliśmy przyspieszyć kroku – i osłaniać głowy, bo waląca się konstrukcja wydawała się być tak samo śmiercionośna, jak ogniste węże.
W końcu udało nam się dotrzeć do schodów – ogień pozostawiliśmy za plecami, jednak i tutaj z trudem można było cokolwiek dostrzec. Na całe szczęście – znajdowaliśmy się stosunkowo nisko, od wyjścia dzieliło nas zaledwie kilkadziesiąt stopni... Dym drażnił moje gardło, drapiąc tkanki od środka – przysłoniłem więc usta i nos skrawkiem szaty, po czym ruszyłem w dół. Nie było czasu na pogawędki, a nogi plątały się się pode mną, jakby ktoś potraktował je tallantallegrą.
- Pomocy! - rozpaczliwy głos przeciął nagle odgłos naszych butów roznoszących się po klatce schodowej. - Pomóżcie mi, inaczej zginę! - Męski szloch musiał dochodzić z niższych partii. I tak też było. Naszym oczom ukazał się bowiem starszy pracownik ministerstwa leżący na schodach głową w dół. - Biegłem. Moje nogi... zaplątały się. Nie mogę... - wyraźnie roztrzęsiony próbował przekazać nam instrukcje – a mój wzrok mimowolnie powędrował w stronę jego stóp, które w istoce utknęły między barierkami. Nie mieliśmy czasu – ale tak samo nie mogliśmy go tutaj zostawić. Uniosłem wzrok na Sopię. - Asekuruj go. Ja go wyplączę. - Rzuciłem krótko.


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Szatnie - Page 5 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Szatnie [odnośnik]27.05.18 14:24
Praca aurora nie należała do najbezpieczniejszych zajęć. Sophia wiedziała o tym, ale mimo to podporządkowała swoje życie tej pracy, licząc się z tym, że pewnego dnia może nie wrócić do domu. Odkąd dołączyła do Zakonu Feniksa, jeszcze bardziej uświadomiła sobie, jak ważna jest walka ze złem, i że w obliczu nadciągających złych czasów nie można uciekać ani chować głowy w piasek, udając że nic się nie dzieje. Ale teraz musieli uciekać, bo nie mieli szans zwalczyć takiej pożogi we dwójkę. Musieli uciekać, bo głupio byłoby zginąć w taki bezsensowny sposób, poza tym Sophii naprawdę nie spieszyło się na tamten świat, skoro na tym było jeszcze tak wiele do zrobienia. Także czuła się teraz po prostu bezsilna i rozumiała, że odwrót w tej sytuacji nie jest tchórzostwem, a koniecznością. Żeby pomóc innym ofiarom, musieli najpierw sami wyjść na powierzchnię, poza strefę zagrożenia. I zapamiętać to, co widzieli, by potem rozpowszechnić tę wiedzę w Zakonie Feniksa, pokazać innym, jak poważne jest zagrożenie.
Także ufała patronusom. W nich cała ich nadzieja. Tak czysta magia nie mogłaby ich sprowadzić w pułapkę.
- Też w to nie wierzę – odezwała się, nie mówiąc jednak nic więcej, gdyż wciąż towarzyszyła im czarownica, którą wcześniej zgarnęła z korytarza. Czas na rozmowy i snucie spisków przyjdzie, kiedy stąd wyjdą. Tak czy inaczej wydawało się niemożliwe, by taki pożar wybuchnął przez przypadek, to musiało być działanie z premedytacją. Póki co nie wiedzieli jednak, po co ktoś to zrobił, ale z całą pewnością Zakon tego tak nie zostawi, aurorzy też nie. Nie chciała póki co myśleć o tym, że wielu mogło tam zginąć, i że nie wiadomo jak w najbliższym czasie miała wyglądać ich praca.
Dotarli do klatki schodowej, ich obecnie jedynej drogi ucieczki z płonących podziemi. Piętra znajdujące się poniżej zapewne płonęły dużo mocniej, pożar musiał zacząć się na którymś z nich i przemieszczał się coraz wyżej, ku powierzchni. Z każdą minutą był coraz bliżej nich, ale kiedy wpadli na klatkę schodową, zamknęła drzwi, choć podejrzewała, że nie zatrzymają ognia na długo. Mogły jednak trochę ograniczyć napływający z korytarza dym.
Ale wtedy usłyszeli czymś głos wołający pomocy. Nie mogli go zignorować. Także Sophia szybko dostrzegła starszego pracownika ministerstwa, który biegnąc przez kłęby dymu musiał się niefortunnie potknąć i zaklinować w barierkach. Nie mogli go zostawić.
- Uciekaj do wyjścia. Nie zatrzymuj się nawet na chwilę. Zaraz cię dogonimy – powiedziała Sophia do młodej czarownicy, poganiając ją, by uciekła na powierzchnię, do której nie mieli już daleko, a do której drogę na pewno musiała znać, skoro pracowała w ministerstwie. Ona musiała jeszcze chwilę zostać, by pomóc Fredowi z czarodziejem. Asekurowała ich obu z różdżką w dłoni, i gdy tylko czarodziej został oswobodzony z pułapki, wolną ręką natychmiast pomogła mu wstać i przytrzymała go, żeby się nie zachwiał.
- Do wyjścia. Szybko – rzuciła do niego, podtrzymując go i pomagając mu biec dalej po schodach. Jeśli był ranny, na powierzchni na pewno ktoś się nim zajmie. Teraz musieli stąd uciec, więc biegli po schodach, nie zatrzymując się, choć Sophia cały czas asekurowała czarodzieja i jednocześnie patrzyła, czy na schodach nie leży jeszcze ktoś, komu mogłaby pomóc. Młoda czarownica najwyraźniej zdołała uciec, bo nie znalazła jej nigdzie po drodze, a już po chwili wszyscy troje wypadli na zewnątrz, z rozpędu biegnąc po ulicy.
Sophia od razu zachłysnęła się przyjemnie chłodnym, świeżym powietrzem, które dosłownie pieściło podrażnione dymem gardło i skórę; w ministerstwie było bardzo gorąco, więc była cała spocona i od stóp do głów wysmarowana sadzą, roztaczała też wokół siebie swąd dymu.
Mogła też zobaczyć, że młodą, roztrzęsioną czarownicą już zajmowali się nieopodal uzdrowiciele. Zaprowadziła do nich też starszego czarodzieja, który musiał uszkodzić sobie kostkę, bo wyraźnie utykał.
- Musimy jakoś im pomóc – powiedziała do Fredericka, gdy zostawiła uratowanego czarodzieja pod dobrą opieką. Nie zamierzała przejmować się własnymi niegroźnymi obrażeniami, kiedy inni mogli potrzebować pomocy bardziej. W innych miejscach także na powierzchnię mogli uciekać ludzie, mogli pomóc choćby w dostarczaniu ich do uzdrowicieli, którzy najwyraźniej zostali tu ściągnięci już wcześniej i zajmowali się rannymi. Sophia też znała fundamentalne podstawy pierwszej pomocy, więc mogła się przydać. Obawiała się jednak, że powierzchnia nad płonącym ministerstwem może się wkrótce zapaść, żadna konstrukcja nie wytrzyma tak niszczycielskiej siły. Dobrze, że stało się to poza głównymi godzinami pracy, ale i tak wzdrygnęła się, kiedy wyobraziła sobie te wszystkie ofiary, które nie wrócą do swoich rodzin. I zaczęła martwić się o swoich bliskich pracujących w ministerstwie. Samuel, Anthony - co z nimi? Czy byli dziś wieczorem w biurze?



Ne­ver fear
sha­dows, for
sha­dows on­ly
mean the­re is
a light shi­ning
so­mewhe­re near by.

Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Szatnie [odnośnik]02.06.18 22:00
Jak na aurora przysało, Sophia zachowywała zimną krew – i może nawet więcej rozsądku niż ja, choć wolałem wyrzucać ze świadomości podłą myśl, która kazała mi szacować, jak wielu czarodziejów pozostawiłem po drodze bez pomocy, ratując własną skórę. Zwrócenie się jednak w kierunku przeciwnym niż wyjście było jednak pewnym wyrokiem śmierci. Ale czy nie tak zawsze wyobrażałem sobie swój koniec? W heroicznej służbie potrzebującym?
Niemal usłyszałem w głowie szyderczy smiech Lovegood. Mój umysł doskonale odtworzył jej kpiący uśmiech, cal po calu, w najdrobniejszych detalach. Tryumfowała, po raz kolejny wyśmiewając mój egoizm. Bo jak śmiałem obiecać jej, że będę przy niej, że nigdy jej nie zostawię, skoro każdy mój dzień zdawał się nieustanną walką o życie?
Pomagając mężczyźnie niemal czułem jak ogniste języki węży smagają mój kark – a te przecież musiały pozostać daleko w tyle, bo dwa patronusy nadal jarzyły się błękitną poświatą w siwej zawiesinie dymu, wskazując drogę ucieczki. Gdyby ktoś mnie zapytał, nie byłbym w stanie określić tego, ile czasu zajęło nam dotarcie na powierzchnię. Nawet, jeśli była to jedynie chwila, zdawała się trwać całą wieczność. Zachłannie nabrałem powietrza w płuca, czując, jak to rozlewa się po moim ciele, by nagle eksplodować tępym bólem pod kopułą czaszki. Wokół gromadzili się czarodzieje, którym udało się wydostać z odmętów Ministerstwa, a cała okolica przypominała pobojowisko, pełne rannych, wokół których krzątali się uzdrowiciele. Wzrokiem mimowolnie poszukiwałem znajomych twarzy, te jednak szybko przestały mieć znaczenie, gdy głos Sophii sprowadził mnie na ziemię. Miała rację. Mogliśmy się jeszcze do czegoś przydać.
- Pomóżmy zabezpieczyć okolicę. Nie możemy dopuścić, aby Pożoga ulotniła się poza Ministerstwo. - Rzuciłem krótko, spojrzeniem odnajdując grupę z uniesionymi w górę różdżkami. To musiał być oddział ratunkowy. Anomalia nadal zakłócały działanie magii, a im więcej rąk do pomocy, tym większe istniało prawdopodobieństwo, że uda się utrzymać ogniste węże w ryzach.


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Szatnie - Page 5 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Szatnie [odnośnik]02.06.18 23:51
Pewnie dopiero po wszystkim, kiedy wszystko zelżeje, na Sophię spadnie cały ciężar emocji. Teraz działała adrenalina, zmuszająca ją do tego by nie myśleć, a po prostu biec, uciekać. Instynktowne reakcje ciała pchały ją do przodu, zachowywała zimną krew, choć nic, nawet kurs aurorski, nie mogło jej przecież przygotować do takiej sytuacji. Nikt pewnie nawet nie śnił, że dumne Ministerstwo Magii może spotkać taki koniec – w płomieniach pożogi niszczącej wszystko na swej drodze. Zaciskający się w piersi strach był rzeczą naturalną, nie można było jednak pozwolić, by panika przejęła władzę nad ciałem.
Musieli uciekać. I ona czuła się źle z tym, że nie uratowali więcej istnień, ale niewiele mogli zrobić. Biegnąc do wyjścia sprawdziła kilka mijanych biur, krzyczała o pożarze, na wypadek gdyby ktoś tam jeszcze był. Co, jeśli ktoś leżał nieprzytomny za biurkami, a ona, wpadając i wypadając w pośpiechu, go nie zauważyła? Na takie rozważania też pewnie przyjdzie czas później. Choćby bardzo chcieli, nie mogli uratować wszystkich ofiar. Mogli być zdolnymi aurorami, ale w dwójkę nie pokonają pożogi o takiej sile. Heroiczny koniec niewątpliwie byłby pięknym podsumowaniem aurorskiego życia, ale lepiej, żeby nie był to koniec bezsensowny, w walce skazanej na porażkę.
To jeszcze nie był ich dzień.
Nie był, bo jakimś cudem udało im się wydostać. I pozostawało się cieszyć chociaż z tych dwóch istnień, które ocalili podczas swojej ucieczki. Niestety nie zawsze akcje aurorskie kończyły się sukcesem nawet w normalnych warunkach. Czasem nie udawało się dotrzeć na czas. Własnych rodziców też nie ocaliła, wieść o ich śmierci spadła na nią nagle, jak grom z jasnego nieba. I na początku obwiniała się o to, choć wiedziała, że nie mogła temu zapobiec.
I jej wydawało się, jakby ucieczka trwała o wiele więcej, niż w rzeczywistości. Kiedy znalazła się na powierzchni początkowo nie dowierzała, czując chłodne powietrze i widząc nad sobą nocne niebo. Wyszli. Udało im się, choć i tutaj widoki były opłakane – mnóstwo rannych ludzi którzy zapewne także uciekli z ministerstwa oraz pojawiający się coraz liczniej uzdrowiciele. Byli i gapie; takie tragedie zawsze przyciągały uwagę. A Sophia mimowolnie zastanawiała się, co z jej bliskimi i znajomymi. Co z innymi aurorami? Czy ci, którzy byli w biurze, zdążyli uciec?
Zgodziła się ze słowami Freda.
- Oczywiście – potwierdziła gotowość do działania, wciąż pracując na najwyższych obrotach. Nie pozwoliła uzdrowicielom zająć się swoimi powierzchownymi ranami, kiedy wokół byli bardziej potrzebujący. Wraz z Fredem dołączyła do czarodziejów próbujących pomóc w opanowaniu sytuacji. Na zajęcie się sobą i odpoczynek przyjdzie jeszcze czas, choć pewnie za wiele godzin. Na razie pozostawało jeszcze wiele do zrobienia.

| zt. dla Sophii



Ne­ver fear
sha­dows, for
sha­dows on­ly
mean the­re is
a light shi­ning
so­mewhe­re near by.

Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Szatnie [odnośnik]03.06.18 14:00
Nie mogłem siedzieć bezczynnie, nie potrafiłem pozostać obojętny w sytuacjach kryzysowych. Wędrówka na powrót do walacego się budynku oznaczała pewną śmierć. I zero gwarancji na to, że kogokolwiek zdołam uratować. Nie czułem się dumny z tego powodu. Ludzie nie mieli prawa umierać na mojej warcie, a jednak dzisiejszego wieczoru poległo zbyt wielu czarodziejów. Widziałem to przecież – tam, w korytarzu, przygnieceni przez ścianę. Ilu udusiło się, zanim zorientowało się o pożarze? Ilu próbowało uciekać, lecz nie zdążyło umknąć przed niszczycielskim ogniem? I choć zdążyłem polubić jego symbolikę, tym razem nie miałem wątpliwości co do tego, że z oszczyszczeniem miał niewiele wspólnego.
Chyba, że komuś rzeczywiście bardzo zależało na byciu oczyszczonym.
Jeszcze niespełna kilka tygodni temu samego nawiedzały mnie myśli o wysadzeniu Ministerstwa – wówczas jednak nic nie działało w nim tak, jak działać powinno. Najwyraźniej aktualna sytuacja również komuś była wybitnie nie na rękę. Rozpętanie szatańskiej pożogi wiązało się z włączeniem aurorów w celu odszukania sprawców. O ile Bones ponownie nie miała zamiaru uznać, że to sprawa mniejszej wagi, podobnie jak śmierć Rogersa. Nawet jeśli, jej głos nie miał już dla mnie znaczenia. Nie wierzyłem, że chodziło tylko o rozpętanie chaosu. O wymierzenie kary. O bunt. Ministerstwo Magii było centrum naszej społeczności, tutaj znajdowały się najistotniejsze informacje, ważne akta – i Merlin wie jak bardzo cenne rzeczy, zapiski czy badania gdzieś w odmętach Departamentu Tajemnic. Pożar był szansą dla zmian. I dla sprytnego zatajenia brudów. Byż może byłem już na tym punkcie przewrażliwiony, nisustannie ściganie czarnoksiężników wyczulało moją podejrzliwość i skłaniało do snucia teorii spiskowych. Co jednak jeśli za tym atakiem stała ta sama grupa, która bojkotowała działania Zakonu Faniksa? Która napadła na Garretta i Brendana? Długo nie musiałem się zastanawiać. Wystarczyło, że mój wzrok powędrował w kierunku zasnutego dymem niebosłonu, gdzie unosił się doskonale znany mi już znak węża wypełzającego z czaszki.
Voldemort.
Krew niemal zawrzała mi w żyłach. Czy Bones naprawdę potrzebowała tak radykanlych znaków, by zacząć ułatwiać śledztwo w sprawie morderstw popełnionych przez tego czarnoksiężnika? Z zaciśniętymi zębami i różdżką w pogotowiu ruszyłem za Sophią w kierunku grupy ratunkowej. Potzrebowałem dać upust złości, która przelała się własnie przez mój organizm. Powierzchowne obrażenia nie miały znaczenia; należało utrzymać tę czarną magię w ryzach, nawet, jeśli oznaczało to długą i nieprzespaną noc, po raz kolejny okrytą całunem i z wiatrem płaczącym za poległymi.

zt


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Szatnie - Page 5 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Szatnie [odnośnik]15.06.19 16:01
9 listopad

Nie lubiła sięgać po eliksiry i robiła to tylko w ostateczności. Jednak pierwsze dni poruszania się na protezie niosło ze sobą też wiele bólu i niedogodności. Nieprzyzwyczajona do nowego nabytku musiała nauczyć się na nowo z nim funkcjonować. A nacisk nogi na protezę przynosił ból w kikucie. Dlatego ciężar ciała starała się przenosić na zdrowa nogę, choć trochę odciążając tą drugą. Wiedziała, że nawyknie do nowego sposobu poruszania się, że było to zaledwie kwestią czasu. Więc gdy tylko uzdrowiciele ze Świętego Munga zgodnie stwierdzili, że może zostać z niego wypisaną z ulgą opuściła szpitalną salę powracając do domu Rineheartów. Pokrótce wytłumaczyła Danielowi powód swojej nieobecności od razu zaznaczając, że musi być na to gotowy zawsze. Na to, że może nie wrócić, albo zjawić się po kilku dniach. Wytłumaczyła spokojnie, co w takim momencie powinien robić. Z kim się skontaktować i jak reagować. Pod ręką zawsze była Jackie i Kieran, ale zakładała z góry najgorsze. Nie chciała też, by pomyślał, że uciekła postanawiając go zostawić. Nie chciała - chciała dla niego jak najlepiej, jednocześnie wiedząc, że w obecnym czasie nie jest w stanie zapewnić mu spokoju. Myślała trochę nad wysłaniem go do cioci Ro i ojca, ale nie był na to gotów. Nadal się nie odzywał, jednak wiedziała, że wszystko dokładnie rozumie.
Znalazła się w szatni w której przebrała się szybko w luźniejsze rzeczy, przez krótką chwilę zawieszając spojrzenie na pociągłej bliźnie ciągnącej się przez jej rękę. Przejechała po niej palcami prawej dłoni. Wciągnęła bluzkę i opuściła rękawy zakrywając szpetne blizny. Nie wstydziła się ich, ale wolała unikać pytań, na które nie mogła udzielić odpowiedzi. Próba była tematem, o którym nie wolno jej było mówić. Wolała więc unikać jakiekolwiek możliwości. Nie lubiła kłamać, choć robiła coraz sprawniej. Co wcale nie poprawiało humoru.
Teraz jednak musiała całkowicie skupić się na tym, po co przyszła. Trening. To on chodził po jej myśli, a może to jego właśnie potrzebowała, by odsunąć od siebie zbyt wiele myśli. Leżąc w Mungu miała na to zbyt wiele czasu i nie sądziła, by było to całkowicie odpowiednie. Głównie dlatego, że zapuszczała się w rejony w które nie powinna wchodzić. Nadchodziła ich wyprawa do Azkabanu i wiedziała, że nie będzie należała do prostych. Już niedługo, wszyscy mieli wyruszyć w podróż, która mogła zakończyć się na wiele sposobów. Weszła na salę, miała jeszcze chwilę, nim miał się zjawić.
Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy zaczęła przychodzić na czas. Wcześniej rzadko jej się to zdarzało.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.


Ostatnio zmieniony przez Justine Tonks dnia 07.07.19 23:20, w całości zmieniany 1 raz
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Szatnie - Page 5 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Szatnie [odnośnik]02.07.19 13:30
Siedząc jeszcze u siebie, w papierach, nie bardzo potrafił to sobie wyobrazić; szukał wskazówek, opisów, ksiąg, które opisywałyby trening osób, które nie mają rąk lub nóg. Nie znalazł nic takiego, więc mógł się posiłkować wyłącznie własną wiedzą - a ta nie była wcale aż tak rozległa. Nie znał też możliwości jej protezy, była zresztą tymczasowa, jako jej przełożony otrzymał konieczną dokumentację. Justine walczyła o odzyskanie kończyny - aurorzy, z którymi zwykle pracował, byli nie tylko pełnosprawni ale i sprawnością znacznie przewyższali przeciętnych ludzi. Tonks nie nadąży - nie było takiej szansy - ale nie zamierzał dawać jej ulgi, musiała się hartować nawet w takich okolicznościach. I nawet, jeśli wcale nie było to łatwe, Tonks była twarda, jasne, jednak widok kalekiej kobiety nie był mu obojętny. Samą obecnością tutaj wymagała jednak od innych, by traktowali ją na równi z pozostałymi. Zatem niech tak będzie.
Do sali treningowej wszedł szybkim zamaszystym krokiem, mocno pchnąwszy drzwi wejściowe - nie szukał wzrokiem Justine, nie spojrzał też na dwójke pozostałych aurorów z jej rocznika; odhaczając nazwiska na liście obecności:
- Tonks, Dratford, Hope, obecni  - Bardziej do siebie, niż do nich, krótkie spojrzenie na kilka czarodziejskich sylwetek musiało wystarczyć, by upewnić się co do ich tożsamości. - Rozgrzani? Świetnie - Nie czekał na odpowiedź, to nie był obóz wakacyjny tylko aurorskie szkolenie, na które musieli być gotowi. Początki były najtrudniejsze dla wszystkich, a oni przecież dopiero stawiali pierwsze kroki. Tym intensywniej musieli działać. - Na ziemię - zarządził, odkładając listę na bok - za wolno, szybciej - Nawet nie widział, czy ktoś zwlekał, zawsze był ktoś, kto się potknął, nie oczekiwał też szybkiej reakcji po kalece - sam wiedział najlepiej. Dziś nie ustępował szybkością ani możliwościami, ale czarnomagiczna rana goiła się na kikucie długo. Dziś - została tylko blizna. - Trzydzieści pompek, macie pół minuty - Dokładnie sekunda na jedną, niech pot rosi ziemię, raz, dwa, trzy... Auror musiał być szybki i wytrzymały, nie chodziło tylko o moment walki - śmiercionośne zaklęcia kruchemu ciału odbiorą dech w jednej chwili, częścią ich pracy były pościgi za niewidzialny, nieuchwytnym i zatopionym w czarnej magii, która była nieprzewidywalna jak czarny ocean. Dopiero teraz spojrzał na Tonks - dopiero teraz nikt nie mógł jego spojrzenia dostrzec, na jej nogę, zbyt sztywną, absurdalną w pozycji, w której się znalazła. To nic, że nie miała szans dać rady, przecież nie mógł jej zamiast na trening zaprosić na kawę i zapytać o samopoczucie - on miał swoją pracę, a ona swoją.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Szatnie [odnośnik]04.07.19 9:06
Rozciągała po kolei kończyny, rozgrzewała ciało nie wiedząc jeszcze do końca jak całość będzie wyglądać. Pamiętała swoje listy do Brendana, pamiętała rozmowę na temat możliwości jej ćwiczeń i tego, czy w ogóle cokolwiek będzie w stanie zrobić. Pamiętała szczere słowa i zapowiedź. Pamiętała też, co odpisała. Choć zdawała sobie, że teraz osiągnięcie wszystkiego będzie trudniejsze. Proteza nie współpracowała z nią jeszcze odpowiednio. Miało minąć sporo czasu nim tak się stanie i nie była pewna, czy zdąży osiągnąć jakąkolwiek współpracę  przed otrzymaniem nowej nogi. O ile, jakąkolwiek nową nogę otrzyma. Istniała na to szansa, ale Brendan też taką miał, a jednak czarnomagiczne moce okazały się wnieść za duże zniszczenie w tą część jego ciała. Musiała nastawić się psychicznie na to, że i w jej przypadku sprawa może okazać się podobna. Od początku września - z czasem gdy zaczęli kurs - najmniej radziła sobie z jednym - treningiem fizycznym. Choć praca w Pogotowiu Ratunkowym zmuszała ją czasem do podniesienia czegoś, to nie kazała ganiać za poszkodowanymi. Więc jej kondycja leżała. Leżała przez długi okres czasu i pierwsze dwa miesiące kursu - a zwłaszcza tych zajęć - przynosiły krew, pot i łzy. Ale z każdą chwilą, z każdym kolejnym spotkaniem zaczynała powoli odczuwać różnicę. I gdy myślała, że powoli zaczyna doganiać choćby grupę. Cóż...
straciła nogę.
Chwilę po niej pojawił się Dratford, a zaraz za nim Hope. Nie wypowiedzieli w jej kierunku nawet słowa. Pierwszy z nich z powątpiewaniem spojrzał na drewnianą protezę. Ona zaś spoglądała w jego kierunku, nie udając, że nie dostrzega spojrzenia. Nie próbowała znaleźć jakiś słów na usprawiedliwienie, nie próbowała się też tłumaczyć. Każdy, kto był na Zamglonych Wzgórzach, wiedział kto jej to zrobił. Ona zaś wiedziała, że walczyła w dobrej sprawie i po dobrej stronie.
Ponowne otwarcie drzwi mogło świadczyć tylko o jednym. Zwróciła się w kierunku wejścia, obserwując jak Brendan zbliża się w ich kierunku zrzucając kolejnymi słowami. A może bardziej komendami. Które zawsze wypadały z jego ust w sposób któremu trudno było odmówić. Cóż, Brendan bardzo szybko wyrobił sobie coś w rodzaju popularności wśród stażystów. Z nieugiętą miną, bezlitosnymi poleceniami i rudymi włosami. Zyskał kilka, a nawet wiele przydomków, choć Just uważała, że większość z nich jest bez polotu. I jeśli miały sprawić by ktoś nie wiedział o kim rozmawiają to kompletnie nie spełniają swojego przeznaczenia. Just dziwnie było z początku się przestawić. Znali się z Brendanem - a nielegalne naprawianie magii jedynie umocniło ich więź - tu jednak był jej przełożonym. Dziwaczne uczucie minęło jednak szybko, oddzielone grubą kreską od tego co łączyło ich poza murami biura i w nim.  Szybie pytanie, retoryczne - jak się okazało. A nawet jeśli nie, to nikt nie miał czasu by na nie odpowiedzieć. Nie zwlekała schodząc do pionu możliwie najszybciej. Zacisnęła usta w wąską kreskę. Trzydzieści pompek w pół minuty. Nierealne, prawda? Ale mimo frustracji, i niewygody oparła dłonie o podłoże i bez słowa zaczęła wykonywać polecenie. Była w tyle, widziała to zerkając na mężczyznę obok. Ale uniosła ręce raz jeszcze ku górze, podnosząc ciało. Jej ręka zachwiała się, straciła podparcie, opadła na twarz. Ale ułożyła ją po raz kolejny. Wracając do ćwiczenia. Nie miało znaczenia, że była w tyle. Kiedyś ich dogoni. Kiedyś ich przegoni.
Choć teraz z pewnością nie wyrobi się w pół minuty.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Szatnie - Page 5 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Szatnie [odnośnik]07.07.19 18:55
Za wolna. Tonks tragicznie, noga nie współgrała z ciałem, ale pozostała dwójka, kiedy wskazówka zawieszonego na jego szyi zegara zwiastowała koniec czasu, była na dopiero szesnastej pompce. Program kursantów wymagał, by po zakończeniu szkolenia wystarczało im na to zaledwie dwadzieścia sekund, byli od tego jeszcze bardzo daleko. Zbyt daleko. Westchnął z rezygnacją, nie kryjąc zanadto zażenowania niską formą początkujących kursantów.
- Dratford, Hope, za wolno - zawyrokował, dopiero później przenosząc wzrok na Justine - nigdy przecież nie zapomni momentu, w którym stracił rękę, momentu, w którym najprostsze czynności zdawały mu się najtrudniejsze. Gdyby się poddał i zaczął się nad sobą rozczulać, nigdy nie wróciłby do sprawności. Nie wrócił, brak chwytnej dłoni go upośledzał, ale w innych kategoriach - czynił silniejszym. Najważniejsze, to potrafić przekuć słabości w siłę. - Tonks... - I nie potrzebował wtedy specjalnego traktowania, nie chciał go. Nie potrzebował tez udawać, że wszystko było w porządku. Potrzebował zagryźć zęby i próbować od nowa, od nowa uczyć się jeść, pisać i zapinać guziki pieprzoną lewą ręką. - Weź się za siebie, nie jesteś na wakacjach. Zamierzasz zdać końcowe testy czy znalazłaś już dla siebie nowe zajęcie? - Istniała możliwość, że nogi nie odzyska już nigdy. Nie istniały specjalne reguły dla niepełnosprawnych aurorów, musiała znaleźć sposób na to, by doścignąć pozostałych. Czysto lub nie - musiała. - Jutro w terenie przećwiczymy wytrzymałość. Dziś - walka, Dratford i Hope razem, Tonks do mnie. Postarajcie się, ci, którzy upadną pierwsi, zostaną na sali ćwiczeń po zajęciach. - Przedłużony trening jej na pewno nie zaszkodzi. Musiała ćwiczyć więcej, niż inni, jeśli chciała uzyskać choćby zbliżone efekty. - Na nogi, szybciej - Zrzucił z szyi ręczny zegarek, odkładając go na bok - jego strój nie krępował ruchów, zawsze był gotowy, by wziąć udział w ćwiczeniach razem z rekrutami. Zacisnął jedyną żywą pięść, rozluźniając mięśnie, odnajdując wzrokiem spojrzenie Justine, skinięciem głowy zapraszając ją do pierwszego ataku.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Szatnie [odnośnik]07.07.19 23:41
Za wolna. Wiedziała dokładnie, że właśnie taka była. Ale przecież, wiedziała, też że nie będzie łatwo ani prosto. Wiedziała, że kurs opływać będzie w krew, pot i łyz które wypłyną z jej oczu dopiero w domu gdy leżąc w łóżku będzie czuła każdy jeden mięsień swojego ciała. Ale wiedziała też, że w takim momencie, mimo bólu i zmęczenia, jedna myśl będzie towarzyszyć temu wszystkiemu.
Warto.
Bo wiedziała, że właśnie takie to wszystko było. Warte wysiłku, warte każdej jednej kropli potu i każdej jednej kropli krwi którą wylała i wyleje. A spotkanie z Rookwood nie mogło pokrzyżować jej planów. Nie godziła się na to, nie chciała tego. Usłyszała swoje nazwisko, zaraz po stwierdzeniu które padło w kierunku osób z jej rocznika. Zacisnęła wargi. Za wolno nawet nie wyrażało tego, co robiła. Słowa Brenda, choć brutalne, były jednocześnie niczym poza prawdą. Zacisnęła mocniej wargi. Miała świadomość, że istnieje szansa, że nigdy nie odzyska nogi. Że jej przypadek będzie podobny do tego Brendana. Musiała więc przygotować się na to, nastawić nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. A odzyskanie kończyny, oznaczało równie trudny proces rehabilitacji by powrócić do pełni sił i zdolności.
- Zamierzam je zdać. - odpowiedziała, podnosząc się z ziemi zgodnie z jego poleceniem. Uniosła lewą rękę by przetrzeć twarz, jedynie mocniej rozmazując brud, ale nie przejmowała się tym kompletnie. Nie miało znaczenia jak wygląda. W pierwszej chwili myślała, że odsuwa ją dzisiaj od ćwiczeń, że lituje się nad nią, daje jej możliwość odpoczęcia podczas gdy reszta będzie ćwiczyć. Dopiero widząc zaproszenie do pierwszego ataku zrozumiała co zrobił. Zerknęła w stronę Hope i Dratforda, byli potężniejsi od niej, ale wiedziała, że wiele im brakuje do Brendana. Mimowolnie, przełknęła ślinę, czując ciężką gulę w gardle.
Poddać się? Nie, to nie wchodziło w drogę. Gdyby miała zamiar to zrobić kiedykolwiek, nigdy nie opuszczałaby stałej i pewnej już posady w Pogotowiu Ratunkowym. Zrezygnowała jednak z tego, na coś mniej pewnego. Na kompletne zaczynanie od początku i od samego zera. Wiedziała po co robiła to wszystko. I brak nogi nie był w stanie jej przed tym powstrzymać. On, miał ją jeszcze mocniej zmotywować.
Nie widziała możliwości, by była w stanie go pokonać. Ale stając przeciwko silniejszemu, była w stanie szybciej się rozwinąć. Stając przeciwko temu, co wiedział najwięcej, najwięcej była w stanie wyciągnąć. Podeszła więc, spokojnie, okręcając lekko głową. Uniosła dłonie, zawijając je w pięści, uważnie mierząc jego sylwetkę. Nie będzie taryfy ulgowej, tego jednego była pewna.

szafka



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Szatnie - Page 5 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Szatnie [odnośnik]08.07.19 22:49
Wiedział, że Justine nie utrzyma się na nogach zbyt długo, ale jednocześnie nie sądził, ze padnie aż tak szybko; kiedy ugięły się pod nią nogi i gruchnęła na ziemię, była mocno poobijana; nie odpuszczał jej, nie dawał taryfy ulgowej, nie mógł, ledwie go drasnęła, a brak nogi nie był tu wcale wymówką - choć w nogach mogła mieć więcej siły niż w rękach, musiała próbować walczyć tym, co miała. Kiedy zostanie zepchnięta do ostateczności, nikt nie będzie ułatwiał jej zadania, a już na pewno nie człowiek, z którym przyjdzie jej walczyć.
- Nie ruszaj się - nakazał, przenosząc wzrok na wciąż walczących Hope'a i Dratforda, więcej czasu poświęcając im; Tonks potrzebowała czasu na unormowanie procesów organizmu, opad adrenaliny, a co za tym idzie - upewnienie się gdzie i co właściwie boli. Dopiero, gdy emocje opadały, rany przybierały na mocy. Sam czuł pewne kłucie w boku, w wolnej chwili powinien to sprawdzić; byłby jednak niezwykle zaskoczony, gdyby Tonks zdołała skrzywdzić go w jakikolwiek sposób. - Hope, garda wyżej. Dratford, uważaj na nogi, postawa! Orientuj się, Hope, marnujesz w ten sposób czas - Kilka na szybko wygłoszonych instrukcji, kilka pouczeń, kilka krzyków, radzili sobie lepiej od Tonks; Biuro Aurorów nie miało przecież oddzielnych wytycznych dla kobiet,  miały zajęcia z mężczyznami i musiały za nimi nadążyć. Kosztowało je to więcej pracy i nie było w tym nic sprawiedliwego, ale to nie sprawiedliwość miała doprowadzić ich ku celu - a skuteczność. Odszedł od rekrutów, biorąc do ręki odłożony na bok zegar kieszonkowy, na przyjemnościach czas szybko mijał - trening się kończył, podniósł lekko rękę zwiastując koniec pozostałej dwójce. - Dość na dziś, rozejść się - zarządził, zabierając z jednej z półek przygotowaną dla niego butelkę wody; odkorkował ją i upił łyk, nie odprowadzając dwójki mężczyzn spojrzeniem ku szatni. Dopiero, kiedy zamknęły się za nimi drzwi, przeniósł wzrok na Tonks. Gdyby miał przed sobą kogoś innego, udzieliłby szybkiej pierwszej pomocy, ale Justine znała się na tym znacznie lepiej od niego - mogła się zdiagnozować sama.
- Możesz wstać? - Wyglądała słabo, blado, ale zdawało mu się, że dał jej dość czasu, by doszła do siebie. Przynajmniej psychicznie - była już w stanie wyczuć potrzeby swojego ciała i rozsądnie podejść do swoich ruchów. Czekało ją jeszcze trochę ćwiczeń - upadła jako pierwsza, więc miała kontynuować trening dłużej. Brendan wierzył w skuteczność ciężkiej pracy i mozolnych ćwiczeń, sam wszak przeszedł przez podobne szkolenie i z perspektywy czasu jest w stanie ocenić, jak wiele mu ono dało. Działania, nie słowa, może sprawiał wrażenie oschłego, ale wierzył, że wszystko co robił - robił dla ich dobra. A na pewno dla dobra ogółu i aurorskiego biura.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Szatnie [odnośnik]10.07.19 11:18
Od samego początku było dla niej jasnym, że nie ma z nim szans w pojedynku siłowym. Wiedzieli to oboje. Może w przypadku magii sprawa miałaby się inaczej, jednak jeśli chodziło fizyczność Brendan górował nad nią zarówno siłą, jak i szybkością.
Nie było też w tym nic niezwykłego. Już jako mężczyznę natura wręczyła mu większą siłę, którą ona mogła dopiero wypracować, ale wątpliwym było, że dosięgnie jego pułapu. Miał też za sobą trzy lata szkolenia, które ona dopiero rozpoczynała. Dzieląca ich różnica tworzyła przepaść. Uświadamiała boleśnie, że musi liczyć się z tym, że kiedyś stanie naprzeciw kogoś o jego umiejętnościach i jeśli nie podniesie swoich kwalifikacji zginie, zanim zdąży zrobić cokolwiek więcej.
Uniosła się z ziemi, nie podnosząc jeszcze. Na krótką komendę wydaną przez Brendana ostrożnie położyła się płasko na podłożu, zezując na sufit. Starała się brać spokojne wdechy, po których wypuszczała powietrze z płuc. Musiała się uspokoić, pożegnać adrenalinę krążącą w jej ciele. Przekalkulować straty i zlokalizować wszystkie obrażenia. W kolanie nadal czuła watowatość. Obity brzuch - prawdopodobnie wątroba i ramię. Poruszyła lekko szczęką, czując i ją. Na policzku widniało zaczerwienienie, które powoli zaczynało sinieć. Na kilka dobrych sekund zamroczyło ją, gdy Brendan ją wtedy trafił. Kilka sekund, niby nic, ale w walce mogły kosztować życie.
Słyszała wypowiadane w kierunku mężczyzn polecenia, ale nawet nie spojrzała w ich kierunku zbyt obolała by spróbować się ruszyć. Włosy rozsypały się wokół głowy. Chyba miała krew na policzku, ale nie ruszała żadnym mięśniem, pozwalając się sobie uspokoić. Nawet gdy Brendan wydał polecenie rozejścia nie, nie ruszyła ciała, nie zmusiła mięśni, choć wiedziała, że za chwile będzie musiała to zrobić.
Gdy stanął nad nią zwróciła na niego błękitne spojrzenie. Czy mogła wstać? Prawdopodobnie, przy dużym nakładzie chęci i sił z naciskiem na to pierwsze. Wzięła wdech w płuca i dźwignęła się do pionu, na razie nie podnosząc się z ziemi.
- Mogę. - potwierdziła spokojnie, unosząc dłoń do twarzy. Westchnęła lekko, zwichnięta żuchwa. Poważnie obita wątroba. Zdecydowanie uleciały z niej siły. Mogła wstać, ale na razie jeszcze tego nie robiła. - Tragicznie? - zapytała spokojnie, unosząc na niego spojrzenie. Właściwie wiedziała, że tak. Padła jako pierwsza i chyba nawet go nie drasnęła. Uniosła lewą dłoń i przetarła nią oczy śmiejąc się cicho. - Sprałeś mnie na kwaśne jabłko. - śmiech zaraz odszedł, zmieniając się z powagą. To tylko przypominało jej, jak wiele pracy było jeszcze przed nią.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Szatnie - Page 5 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Szatnie [odnośnik]18.07.19 0:19
To nie był pojedynek mający wyłonić zwycięzcę, to był jej trening, bo próbowała zostać aurorką: musiała doścignąć innych czarodziejów swoją mocą, siłą, szybkością, swoimi zmysłami, refleksem, wyczuciem; kiedy stawiał w tej sali pierwsze kroki, był powolny, zbyt słaby i zdawało mu się, że niepoprawnie nawet trzymał różdżkę. Ale przynajmniej miał wtedy dwie nogi - a ona nie, trud był podwójny. Miała mieć wiele zajęć z czarodziejami znacznie bardziej uzdolnionymi od niego, silniejszymi, potężniejszymi, których rady w zakresie rzucania zaklęć okażą się nieocenione. Musiała tylko słuchać i ćwiczyć - wiedział, że potrafiła - musiała czerpać z tych zajęć tyle, ile się dało. Nie był pewien, czy bez nogi podoła wyzwaniom.
- Nie ma się czym chwalić - odparł w odpowiedzi na jej śmiech, pozostał poważnym: może i byli przyjaciółmi, ale tutaj jego rola była inna. Miał ją przygotować do wszystkiego, co ją czekało, gdy stanie naprzeciw bezpośredniego zagrożenia. Każdy błąd, jaki dziś popełniła, każde zawahanie, każda chwila, podczas której potrzebowała oddechu - to wszystko mogło sprawić, że byłaby już martwa po trzykroć. Brał swoją rolę poważne, tak jak poważnie brał jej trening. Była gwardzistką i nie mogła sobie pozwolić na nieudolność: zależało od niej znacznie więcej, niż jej własne życie. Musiała być gotowa na władzę, którą otrzymała do swoich rąk. - Pracuj nad gardą. Odsłaniasz lewe ramię podczas sierpowego. Za nisko trzymasz głowę. Za wolno pracujesz nogami. - To nie wszystkie błędy, jakie popełniała, ale najpoważniejsze z nich. Nogami. Otrząsnął się dopiero po chwili, nie miała nogi. - Nogą - dodał po chwili znacząco, nie można było uciekać od tematu: nie miała jej i nie było sensu rozmyślać nad tym, co przyniesie przyszłość. Musiała się nauczyć wszystkiego bez niej. I musiała być tego świadoma. - Jesteś pewna, że tego chcesz? - Mogła jeszcze pójść inną drogą - przeciwną - ale wiedział, że nigdy by się na to nie zgodziła. Była znacznie twardsza, niż pokazywała to jej postura: nawet, jeśli dziś wydawała się przede wszystkim słaba i potrzebująca odpoczynku. Podjęła decyzję, przecież to wiedział.
- Idź na drążek, podciągniesz się trzydzieści razy. Musisz wzmocnić mięśnie ramion. Kiedy skończysz, przejdź do punktu medycznego, niech cię obejrzą. - Wiedziała o tym, ale pouczenie jej było procedurą, od której nie odstępował.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Szatnie [odnośnik]20.07.19 14:12
Leżała na zimnej podłodze Sali Treningowej, czując każdy mięsień i te części jej ciała, które odzywały się głośniej, gdy ich dotykała. Tak, zdecydowanie potrzebowała kilku zaklęć leczniczych i gdyby nie jej obecny stan rzuciłaby je sama. Wolała jednak nie ryzykować, teraz nie była uzdrowicielem, miała zostać aurorem i czasem musiała pozwolić na to, by zajął się nią ktoś inny. Siedziała już, gdy z ust Brendana pomknęło ku niej poważne stwierdzenie. Zamrugała kilka razy unosząc spojrzenie na niego przez chwilę lustrowała go spojrzeniem. Skinęła głową. Jakby nie było - miał rację. Nie było się czym chwalić. Gdyby do walki stanęła w prawdziwym życiu, przeciwko rzeczywistej przeszkodzi w postaci wroga, w tej chwili właśnie zabijałby ją, albo pojmał. Dźwignęła się na nogi - nogę, czując jak ta nadal odmawia jej całkowitego posłuszeństwa. Była wykończona, ale nie zamierzała jeszcze schodzić do szatni. Wykonywała obroty lewym ramieniem, pobudzając je do ruchu, czując dokładnie co miał na myśli, gdy mówił o odsłanianiu lewego ramienia. Promieniowało bólem z każdym ruchem. Słuchała go jednak uważnie, odnotowując każde słowo i radę, którą wypowiadał w jej kierunku. Ceniła je - Weasley miał za sobą doświadczenie, którego jej brakowało. Byłaby głupia przychodząc na kurs i nie próbując wyciągnąć możliwie jak najwięcej od osób, które pracowały w zawodzie od jakiegoś czasu i przekazywał zdobytą wiedzę dalej. Uniosła lekko brew, gdy przeszedł do kończyn dolnych, zanim jednak zdążyła zauważyć, że obecnie nie posiada obu sam się poprawił. Kolejne zadane przez niego pytanie, sprawiło, że spoważniała całkiem. Jasne, niebieskie tęczówki, zawisły na rudowłosym mężczyźnie. Mimowolnie wyprostowała się, stając pewniej. Pewność też zabłysnęła w jej spojrzeniu.
- Tak. - potwierdziła jedynie. Była pewna, dojrzewała długo do tej decyzji, najpierw skręciła w inną ścieżkę, może nie do końca pewna, czy byłaby w stanie podołać. Nadal nie była, ale nie zamierzała odpuścić. Nie dzisiaj - właściwie nie nigdy. Skamander mógł nie chcieć tego dla niej. Mógł nie zgadzać się z podjętymi przez nią decyzjami, ale nie był w stanie jej zatrzymać. Zwłaszcza, gdy te zostały już podjęte. Chciała zostać aurorem, żeby być w stanie ocalić tych, którzy sami nie mogą się bronić. Chciała nim zostać, żeby wynaturzenia takie jak Mulciber, nie mogły swobodnie chodzić po ulicach Londynu. I wiedziała też, że wymagający kurs aurorski, znacznie przyśpieszy jej rozwój - a musiała stać się silniejsza. - A ty, pomyślałeś kiedyś że powinieneś wybrać inaczej? - zapytała spokojnie, czując jak jej oddech uspokoił się już całkowicie. Mogła zająć się dalszym treningiem, choć wiedziała, że będzie to trudniejsze przez obrażenia. Na kolejne polecenie skinęła lekko głową, odwróciła się na pięcie bez słowa, by lekko utykając ruszyć w kierunku drążka. Zatrzymała się na chwilę.
- Brendan. - zaczęła odwracając w jego kierunku głowę. - To była cenna lekcja. - powiedziała jedynie, odwracając się na powrót w kierunku drążka. Tak, cenna, teraz miała jeszcze większą świadomość własnych słabości. I wiedziała, że naiwne stwierdzenie, że jakoś się uda nie ma racji bytu. Już nie. Było zbyt rozległe i niosło ze sobą zbyt wiele niepewności. A ona musiała być pewna siebie. Spojrzała na drążek. Trzydzieści razy, przełknęła ciężką gulę. Uniosła ręce, zaciskając je na drążku. Poruszyła palcami, poprawiając ich układ i wzięła wdech, dźwigając się po raz pierwszy ku górze.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Szatnie - Page 5 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Szatnie
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach