Brendan Weasley
AutorWiadomość
Can't tell if this is true or a dream
Wartość żywotności postaci: 375
żywotność | zabronione | kara | wartość |
81-90% | brak | -5 | 303 - 337 |
71-80% | brak | -10 | 266 - 302 |
61-70% | brak | -15 | 228 - 265 |
51-60% | potężne ciosy w walce wręcz | -20 | 191 - 227 |
41-50% | silne ciosy w walce wręcz | -30 | 153 - 190 |
31-40% | kontratak, blokowanie ciosów w walce wręcz | -40 | 116 - 152 |
21-30% | uniki, legilimencja, zaklęcia z ST > 90 | -50 | 78 - 115 |
≤ 20% | teleportacja (nawet po ustaniu zagrożenia), oklumencja, metamorfomagia, animagia, odskoki w walce wręcz | -60 | ≤ 77 |
10 PŻ | Postać odczuwa skrajne wycieńczenie i musi natychmiast otrzymać pomoc uzdrowiciela, inaczej wkrótce będzie nieprzytomna (3 tury). | -70 | 1 - 10 |
0 | Utrata przytomności |
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Ostatnio zmieniony przez Brendan Weasley dnia 05.09.24 21:31, w całości zmieniany 8 razy
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Ostatnio zmieniony przez Brendan Weasley dnia 22.02.24 0:38, w całości zmieniany 12 razy
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Pokręciła lekko głową, była zdania, że gdyby miała sto lat, wciąż wolałaby się uganiać za bandytami, niż odgrywać kalambury, ale ostatecznie to wcale jej to nie dotyczyło, więc mogła ustąpić - lubił, kiedy jego zdanie było na wierzchu, wtedy można było go przekonać do większej ilości ustępstw w innych aspektach. Na przykład tych, na których zależało jej bardziej i tych, w których wziąć miała udział bezpośrednio. Westchnęła, kiwając mało entuzjastycznie głową w pojednawczym geście, niech więc tak będzie, dla starszych kalambury.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Ostatnio zmieniony przez Brendan Weasley dnia 22.02.24 0:37, w całości zmieniany 7 razy
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
10, wieczór | Neala | Chancery Lane
- Już się nie gniewam, Brendan – powiedziała zawieszając na nim spojrzenie. – I ty też się nie gniewaj, kupię ci tej kawy, bo i tak ją po kątach pić będziesz – westchnęłam ciężko, kręcąc lekko nad nim głową. – tylko jak spać idziesz to jej nie pij, bo sen niespokojny mieć będziesz – upominam go raz jeszcze, choć w sumie i tak sądzę że zda się to na niewiele. Więc wzdycham raz jeszcze i nad nim i nad sobą, że gniewać się nie umiem a powinnam. Ale w sumie na Brena to gniewać się ciężko. I senność też mnie ogrania, usta rozwierają się więc dłoniom je zakrywam – bo tak wypada. – Idę spać, Brendan. – informuję go i dodaję chwilę potem – ty też idź zaraz, tej swojej ukochanej kawy i tak się już nie napijesz. – brutalne, ale szczere – będzie musiał sobie jakoś poradzić. Posyłam mu uśmiech, a potem robię to, co powiedziałam. Znaczy najpierw jeszcze umyć się idę, żeby w tej mące się nie kłaść. Niedługo potem ciemność już tylko nas otacza, a po bieli mąki nie ma śladu.
11, popołudnie | Lucinda | Biuro aurorów
Westchnął, może dziewczę wychowane na salonach nie przywykło, by ktoś mu otwarcie mówił, co sądzi o jego pracy. Nieprzyzwyczajone do ostrych słów krytyki i dalekie od rzeczywistości, takie właśnie zwykle były szlachciątka, a szlacheckie panienki w szczególności. Wziął kuferek do rąk, doskonale wiedząc, że miała rację - tracił czas, a słowne przepychanki tego nie zmienią. Nie miał czasu się przekomarzać, musiał zacząć faktycznie działać. Wtedy jednak dotarły do niego kolejne słowa - wyjątkowo okrutne, doprawdy? Burke? Pomijał tytulaturę z oczywistego powodu, czuł wstręt do tego człowieka - nawet jeśli nigdy go nie spotkał. Wstręt za samo to, kim był i za samo to, że nie sprzeciwiał się temu, kim był. I choć mógł być wyjątkowo zdolnym czarodziejem, choć mógł mieć doświadczenie o wiele większe od Lucindy... coś wewnątrz niego miało opór, by zwrócić się do tego człowieka o pomoc. Ale - czy nie zwracał jej przed chwilą uwagę na to, że liczy się tylko czas? Może jednak - warto spróbować? Skrzywił się - ale skinął jej głową, nim odszedł wgłąb korytarzy.
12, popołudnie | Matt | Tower of London
- Dzięki za pomoc - dodał głośniej, rzucając ku niemu bukłak z wodą, przez kraty, choć doskonale wiedział, że bardziej by mu się przysłużył, gdyby tego nie robił. Tak, jako auror rozumiał relacje panujące w więzieniu. I na swój sposób nawet rozumiał, dlaczego konfidenci nie byli najbardziej lubianymi więźniami. Jego towarzysze nie mogli usłyszeć rozmowy toczonej wcześniej szeptem i właściwie żadnego słowa wypowiedzianego przez Brendana - i dobrze. Niech myślą, co chcą. Niech zrobią z nim, co chcą. Wierzył, że kierował się honorem - bo honorowo było ukarać tego, kto na to zasługiwał, bez względu na konsekwencje. Nie myślał o tym, że właśnie utracił cennego informatora, niezależnie od tego, czy plany Brendana odniosą sukces, czy może przez jakiś aspekt więziennego życia, którego nie rozumiał, jednak zostaną pokrzyżowane, ale wiedział, że Matt zasługiwał na przejście w tym więzieniu szkoły życia, której nigdy nie zapomni. Na karę - bo gdzie zbrodnia, musi być i kara. A coś podpowiadało mu, że z tego aresztu wymknie się jak zawsze - bez niczego. Bo czymże było te kilka dni spędzonych w zapyziałej zimnej celi? Niczym, o czym nie dało się zapomnieć - może po miesiącu, może po roku, a może po dniu przy pomocy odpowiedniego zaklęcia.
13, wieczór | Garrett | Martin's Lane
- Jeżeli chcesz to usłyszeć - zaczął, sięgając po butelkę; dopiero za drugim razem udało mu się zacisnąć palce na jej szyjce, z rozbawieniem parsknął na własną nieudolność (dlaczego dopiero alkohol zdołał wydobyć z niego beztroskie odruchy?) - to musimy wypić jeszcze trochę. - A potem z otwartej butelki wypłynął bursztynowy napój, oblizał ścianki, wypełnił szklanki. - Za Zakon - wzniósł toast z pełną powagą w głosie.
15, popołudnie | Mia | Kwatera aurorów
-Uderzenie. I kolejne, by zaraz potem wysyczeć przez zęby przekleństwo, gdy - oczywiście - robiła sobie knykcie pięści. Zacisnęła zęby, byleby coś więcej nie wypadło z jej ust. I tak dwie inne kursantki spojrzały na nią z mieszanką gniewu i politowania - kręcąc głową. Ale Mia nie patrzyła na nie. Swoją uwagę kierowała na nieszczęsną szafkę, która nijak nie chciała się otworzyć. Magiczny znak nie działał, chociaż kilkukrotnie powtarzała sekwencję. I całkiem logiczne, dla niej - że cierpliwość zużyła limit, jaki na dziś przeznaczyła. A miała na co ją wydawać - o czym świadczyło zmęczenie rysujące się w stalowoszarych źrenicach. Trening.
25, wieczór | Eileen | Opuszczony amfiteatr
Od kilku miesięcy miała wrażenie, że ktoś na siłę wepchnął ją do jakiegoś ponurego przedstawienia, gdzie miała grać główną rolę dramatyzującej wewnętrznie kobiety, nie mogącej dotrzeć do siebie samej. Parszywy monodram. Krążyła w kółko, co rusz zbierając wypadające z konstrukcji elementy, próbując wstawiać je na swoje miejsce i z frustracją stwierdzając, że w tym samym czasie inne pikowały już w dół. Brała często głębokie wdechy, bo sądziła, że to pomoże. Rozmawiała z ojcem, bo sądziła, że uspokoi to jej nerwy i może dowie się czegoś pożytecznego. Tymczasem rozjuszało ją to jeszcze bardziej, więc szybko uciekała z kawiarni, w której się spotykali, by w głuchej okolicy chatki znów doznawać rozczarowania własnymi umiejętnościami.
28, południe | Księżniczka Selina | Stadion Os
- Nie ruszaj się! - polecił od progu, choć jeszcze dobrze nie dostrzegł ofiary klątwy, jej oczy wyrażały przerażenie, a ciało - bezradność. Cierniowa obroża zacisnęła się wokół jej szyi, nie dając szans na oswobodzenie się z tej ciasnej - dusznej - klatki. Dobył różdżki, którą miał pod ręką, ciskając zaklęcie Finite; działanie klątwy ustało - a może tylko zelżało? Potrzebowali pomocy łamacza, nie tylko, dziewczynie potrzebny był uzdrowiciel. Natychmiast. Dziewczyna upadła, a obok - błyszczał tajemniczy naszyjnik. Brendan podniósł go przy pomocy zaklęcia Windgardium Leviosa i przemanewrował nim na bok, z zamiarem przełożenia go na widoczne miejsce, w którym nikt przypadkiem się na niego nie natknie. - Tutaj! - krzyknął, cofnąwszy się w progu kilka kroków, chcąc przywołać kierującego akcją aurora. Dalej - nie powinien działać samodzielnie. Podszedł bliżej dziewczyny, kucnąwszy przy jej bezwładnym ciele - sprawdzając oddech. Na szczęście, była tylko nieprzytomna. A oni - zyskali kolejną poszlakę.
13, wieczór | Garrett | Martin's Lane
- Jeżeli chcesz to usłyszeć - zaczął, sięgając po butelkę; dopiero za drugim razem udało mu się zacisnąć palce na jej szyjce, z rozbawieniem parsknął na własną nieudolność (dlaczego dopiero alkohol zdołał wydobyć z niego beztroskie odruchy?) - to musimy wypić jeszcze trochę. - A potem z otwartej butelki wypłynął bursztynowy napój, oblizał ścianki, wypełnił szklanki. - Za Zakon - wzniósł toast z pełną powagą w głosie.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Ostatnio zmieniony przez Brendan Weasley dnia 22.02.24 0:34, w całości zmieniany 6 razy
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
3, południe | Fred, Pomona | Kwatera główna aurorów
Misja kryptonim Crispin Russell wykonana. Okradliśmy własnego szefa, wyprowadziliśmy w pole własnych zaufanych przyjaciół i przedarliśmy się przez upierdliwych urzędników - znalazłszy akta podejrzanego aurora.
5, popołudnie | Daphne Rowle | Magiczna Oranżeria
Nie mogłem odmówić urodzinom małej lady, choć, jak się okazało, lepszym pomysłem byłoby złożenie dziewczynce życzeń po uroczystościach. Napotkałem przedstawicielkę konserwatywnej szlachty, która zostawiła trwały ślad w mojej pamięci - i na mojej twarzy.
10, popołudnie | Justine, Pomona | Stara Chata
Nadchodzi wielka wojna i wszyscy musimy się na nią przygotować. Niezależnie od tego, ile będzie nas to kosztowało czasu, potu i wylanych łez. To nie jest czas na błędy. Nie chciały litości - i jej nie dostały, ale to dopiero początek długiej drogi.
12, popołudnie | Poppy | Wyniuchaj Troski
Ekscentryczne miejsce wydało się dziwnym wyborem dojrzałej Poppy, lecz to nie wystrój zapamiętam najmocniej z tego spotkania. Być może mogłem powściągnąć język, źle patrzy się na łzy wrażliwej dziewczyny - nie chciałem, Poppy. I przepraszam za tego niuchacza, naprawdę nie wiem, kiedy to się stało.
15, wieczór | Bathilda Bagshot | Wszędzie i nigdzie
Kiedy przyjdzie czas, powstanę, by rozgonić mroki i choćby cień pochłonął wszystko, co znam, a nadzieja zgasła, stać będę nieulękły. Ja, światło w ciemności, iskra pośród bezkresnej nocy, przez śmierć dokonam poświęcenia. Świat zapłonie, więc spłonę razem z nim, by życie mogło odrodzić się z popiołów. Oddam wszystko, co mi drogie, wyrzeknę się sławy, bogactwa i marzeń. Przeszłość mnie nie uwiąże, teraźniejszość mną nie zachwieje, a przyszłość mnie nie skusi. Przysięgam na moją przelaną krew, że dopóki pozostanie we mnie choćby jej ostatnia kropla, będę walczyć i pozostanę wierny ideom Gwardii.
16, noc | Neala | Chancery Lane
Obiecałaś mi, na wszystkie sasanki świata, że nigdy nie zapomnisz, kim jesteś. Niezależnie od tego, co się stanie. Ze światem - i ze mną samym. Nie mogę ci nic powiedzieć, dowiesz się w swoim czasie - najpewniej za parę lat, już za dwa. Ale przecież ty czujesz więcej niż inni ludzie.
To miał być rutynowy patrol. Nikt nie przypuszczał, że tej nocy natkną się na straszną siłę, która spędzała nam sen z powiek od dawna. Przeciwnik był trudny, ale nie niepokonany - wielka szkoda, że zamaskowany człowiek po pojmaniu przestał być rozmowny. W chwilach takich jak te najmocniej docenia się przyjaciół.
19, noc | Mia | Opuszczone magazyny
Nigdy nie byłem dobrą przedszkolanką i raczej nigdy nie będę, ale rannego człowieka na pastwę losu - nie zostawię. Łamię obietnicę złożoną na honor - kolejny raz, nie czuję się z tym dobrze, ale bezradność mnie przytłacza.
Świat naprawdę spada w przepaść - kim byli ludzie, którzy mieli odwagę napaść bezbronną dziewczynę? Przepraszam cię, Lily. Powinienem był zrobić tego dnia więcej. Ostrzegałaś mnie: mogłem to zatrzymać wcześniej, a wszystko to, co wydarzyło później, byłoby tylko nic nieznaczącą alternatywą.
26, popołudnie | Pomona | Hogsmaede
- Marynia, dobre. Marynowana marynia - mówię z rozbawieniem. Jednak nie takim prześmiewczym, a takim wynikającym ze szczerej (och!) wesołości. Naprawdę celna nazwa. - Mogę ją przywłaszczyć? Dynewka brzmi zdecydowanie gorzej. - Sprytne przedłużanie tematu, zyskiwanie cennego czasu. Brawo Sprout, możesz sobie wpisać w osiągnięcia oszustwo uk… przyjaciela. Może jeszcze się tym pochwal. - Wiesz, to zależy czy się przyjmie. I jak. Patrząc na uwarunkowania dominujące, marynia, czy też dynewka, powinna wyglądem przypominać dynię, ale o kształcie marchewki, ale nie mam pewności. W smaku… sama jeszcze nie wiem - rzucam wreszcie, trochę szybko, trochę nerwowo, niczym katarynka, ale to nieważne. Grunt, że cały wywód był całkiem spójny. Nie mogłam w końcu przewidzieć wszystkiego - krzyżówki dwóch gatunków zdarzały się, ale nigdy chyba nie były w stu procentach takie jak wcześniej przewidywano. Natura bywała równie kapryśna co magia, skutki jej działań bywały naprawdę zaskakujące. Nawet dla kogoś, dla kogo rośliny są życiową pasją.
26, noc | Odsiecz | Krucza Wieża
Tylko nam się wydawało, że zwyciężyliśmy. Obróciliśmy w proch bestialskie gniazdo zła, razem z gnieżdżącym się w nim zepsuciem. Zniszczyliśmy wszystko, co zostało za nami. Żeby stamtąd wyjść i ujrzeć porażkę. Gdybyśmy tylko wiedzieli, że pozostali potrzebują pomocy...
27, poranek | Leczenie dziewczynki | u Fredericka
Oddychaj, mała. Jesteś już blisko. Jeszcze parę kroków - i będziesz z nami, cudotwórcy Archie i Poppy wrócą cię z krainy wiecznego snu. Zastanawia mnie, co jest tak wyjątkowego w tym dziecku, że Bathilda Bagshot chce wziąć je do siebie - zamiast oddać rodzicom. Ale nie mam odwagi zapytać.
30, noc | Spotkanie Zakonu | Sala obrad
- Gotowi? - spytała cicho Bathilda, lecz było to pytanie retoryczne - spojrzała na twarze zgromadzonych wokół Gwardzistów i wysłała im słaby, lecz w pewien sposób ciepły, pocieszający uśmiech. Zdawał się on mówić, że wszystko będzie dobrze; że wreszcie osiągną to, o co walczyli od tak dawna. Powoli uniosła różdżkę - zdawało się, że gest ten trwał w nieskończoność - a w lewej dłoni mocno zacisnęła rękojeść sztyletu; machnęła drewnem, a skrzynia drgnęła: tuż po tym wieko powoli zaczęło się unosić.
Nie mogli jeszcze wiedzieć, że wkrótce świat pogrąży się w mroku.
Nie mogli jeszcze wiedzieć, że wkrótce świat pogrąży się w mroku.
[bylobrzydkobedzieladnie]
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Ostatnio zmieniony przez Brendan Weasley dnia 03.11.18 18:05, w całości zmieniany 4 razy
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
1, noc | Noc Cudów | Wierzbowa Aleja
A w końcu musieliśmy zdać sobie sprawę z tego, że chcąc ocalić nasz świat, zniszczyliśmy go doszczętnie. Pewnych błędów się nie wybacza, ani sobie, ani innym. Przyszłość jest niepewna. Grindelwald zniknął. Czy udało się go chociaż pozbyć?
3, południe | Sally | Londyn
- Więc - zaczął niepewnie, kiedy uchwycił już spodek filiżanki wypełnionej czarną kawą, chcąc przerwać nieznośne, uciążliwe milczenie, nie dbając o to, że rozmowy się nie zaczyna od więc - często atakujesz ludzi krzesłami? - bo wszystko wydawało się lepsze od tej drażniącej, nieznośnej i przenikliwej ciszy.
3, południe | Archie | Long Acre
- Rowle - powiedział od razu, czując ulgę, że w końcu może podzielić się z Brendanem tą informację. - Ten mężczyzna to Magnus Rowle - w zasadzie znał jedynie jego tożsamość, kiedyś obił mu się o uszy jego zawód czy inne fakty z jego życia, ale większość z nich nieprzydatnych.
8, południe | Anthony | Ministerstwo Magii
Pierwsza prawdziwa walka po utracie ręki była dla niego ważna - długo się do niej przygotowywał, usiłując odbudować formę, którą niewątpliwie utracił wraz z dłonią; worki treningowe nie mogły w całości zastąpić czarodzieja z krwi i kości, myślącego, reagującego i o własnym, niekiedy zaskakującym stylu. Szybko jednak, już kiedy wymieniali ciosy, zorientował się, że treningi pomimo tego, że w zasadzie prowadził je jeszcze krótko, przyniosły zamierzone efekty. Pierwszy siniak go nie zmęczył, unikał jego ciosów, kontratakował, odpierał, wyprowadzając własne, silne, lewy nadgarstek nigdy nie był słaby, ale potrzebował tylko kilku dni, by nadać mu celności, jaką posiadała wcześniej prawa ręka. Nie uczynił tego do końca skutecznie, były takie moment, że wyraźnie czuł jej słabość - ale dominująca przewaga, jaką osiągnął w sparingu, utwierdziła go w przekonaniu, ze te ćwiczenia wciąż miały sens, a pobłażliwe spojrzenia współpracowników powinny się w tym momencie zakończyć.
13, południe | Justine | Londyn
Ruszyła za nim, uprzednio jedynie przytakując mu głową i uśmiechając się niemrawo. Spojrzenie niebieskich oczu ponownie zawisło na towarzyszu, gdy przemówił spokojnie, gdy zaleźli się już na zewnątrz. Lekki uśmiech zatańczył na jej wargach. Czas - zawsze znajdował go dla innych, tych słabszych, tych, którzy tego potrzebowali. Zawsze był, niczym skała, której żadna siła nie była w stanie przesunąć.
14, południe | Miriam | Weymouth
– Więc mogę mieć i piegi, i czerwone włosy – czerwień była piękna, żywa, ognista. – I być rycerzem, prawda? – Miriam była bystrym dzieckiem, lubiła słuchać, obserwować. Do tej pory rzadko miała sposobność do zabaw z innymi dziećmi, dlatego wykorzystywała dorosłych i to od nich uczyła się wszystkich swoich nawyków. Prewettowie nie izolowali się od reszty, ale niewiele było rodzin, które patrzyłyby przychylnym okiem na rodzące się przyjaźnie między ich najmłodszymi latoroślami. – Pozory to jednak brzydka sprawa wujaszku. Zamiast ze smokiem, będziemy walczyć z pozorami!
24, noc | Samuel | Londyn
O niebezpieczeństwie spotykania z nieprzewidywalną magia anomalii, wiedział każdy zakonnik. Aktualnie do listy należało dodać coś więcej. Obiło mu się o uszy, że wokół anomalii pojawiali sie także zwykli ludzie, żądni adrenaliny i wymierzanej sprawiedliwości po swojemu. Niekoniecznie jednak, dobrym pomysłem było, by nieprzygotowani do radzenia sobie z chaotyczną magią, rzucali sie w wir naprawy, próbując na własną rękę naprawić to, co Ministerstwo zostawiło, a oni..wywołali.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Ostatnio zmieniony przez Brendan Weasley dnia 03.11.18 18:07, w całości zmieniany 2 razy
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
1, południe | Samantha | Kornwalia, Ministerstwo
Zanim to pojęła, była już zwrócona twarzą do niego. Na widok tej silnej, dumnej sylwetki prawdziwego Weasleya w kącikach jej oczu zaczęło się coś zbierać. Coś, czego nie czuła już dość dawno. A może zbyt często, by móc o tym pamiętać. To "coś" mimowolnie potoczyło się w dół po policzku i wpłynęło do kącików ust, stamtąd miało ciężką drogę, lecz usilnie próbowało dostać się do podbródka i z niego spaść... Twarz ani drgnęła. Nie obrazowała żadnej emocji.
6, popołudnie | Plac budowy | Kwatera Zakonu
- Czekamy na ciebie - odparł jedynie, urywając poprzednią myśl, poniekąd tak było - poniekąd potrzebował widoku gwardzisty, który - zamiast rozpaczać - po prostu weźmie się do pracy. Powinien był zrobić to samo, od razu, zamiast chować się po kątach i unikać spojrzeń Zakonników jak dziecko. - Panicz połamał łopatę - dodał, spoglądając na Foxa, z przyjazną uszczypliwością, zaciskając dłonie mocniej na łopacie - i kontynuując pracę, wbijając jej ostrze w ziemię, przedzierając się przez stwardniały lód. Praca trwała długo - aż nastał zmierzch - nim w pocie czoła pożegnali się i rozeszli.
8, popołudnie | Jackie | Mieszkanie
Drgnął, kiedy położyła dłoń na klamce, lecz wciąż nie rozumiał, dlaczego – nie wypowiedział przy tym ani słowa, w milczeniu patrzył na jej plecy, z wolna znikające w ciemnościach korytarza za drzwiami, które zatrzasnęły się za nią chwilę później. Burza wcale nie przeminęła, burza, która przemija, pozostawia po sobie słodki zapach ulgi i orzeźwienie, ale jasne chmury wzejdą na niebo dopiero wtedy, kiedy ostatni cholerny czarnoksiężnik zostanie zamknięty w Azkabanie. Opadł na krzesło, wsuwając dłonie między włosy, ciasno na skronie, z wolna uświadamiając sobie, jak bardzo zawodzili wszyscy po kolei, jak bardzo oddalali się od zwycięstwa i jak bardzo byli zagubieni w chaosie wszechobecnych anomalii.
10, popołudnie | Bitwa na śnieżki | Irlandia
Przy wciąż brzmiących oklaskach wyszedł do przodu, trzymając w dłoniach srebrny puchar z wygrawerowanym obrazem wypinających dumnie pierś zawodników – każdy z nich trzymał w dłoni śnieżkę. Postacie poruszyły się lekko, obracały twarze w swoją stronę, śmiejąc się do siebie – można było dostrzec na nich elementy charakterystyczne dla każdego z drużyny zwycięzców, drużyny żółtej, którą dowodziła Sophia Carter.
23, południe | Plac budowy | Kwatera Zakonu
Postępował zgodnie ze wskazówkami Kierana, wpierw przyniósł gwoździe, podając mu w górę ciężkie blaszane wiadro, potem pokonywał kolejne trasy, tam i z powrotem, nosząc lżejsze, ale wciąż uciążliwe deski, które wkrótce wypełniły sufit ponad wszystkimi pomieszczeniami kwatery. Budynek wreszcie znowu przypominał dom - ich starą chatę - piętro pozostało nietknięte, ale parter tak naprawdę zdolny już był przyjąć gości; mogli spokojnie zwołać w tych pomieszczeniach już kolejne zebranie. Bez luksusów, w kurzu i brudzie, a przede wszystkim w zimnie, jeśli w tym czerwcu znowu spadnie śnieg. Ale jeśli będą potrzebowali stabilnej kryjówki, mieli już jej zarys. O ile nikt jej nie dojrzy, zaklęcia obronne były wszak naruszone i wymagały odnowienia; ale brać się za to było sens dopiero na końcu, kiedy całość będzie już wyglądała czysto i schludnie.
24, wieczór | Ślub Bartiusów | Loch Ness
— Drużyno sernika — powiedziała rozczulona, ocierając łezkę wzruszenia z kącika. — Jesteście bohaterami tego wieczoru. Bitwa była wyrównana — odchrząknęła cichutko— Walczyliście za-żarcie. Wspaniała robota, Skarbeńki.— Zaklaskała jeszcze raz, ponaglając do tego zgromadzonych gości. Swojemu ukochanemu mężowi, który dzielnie jej towarzyszył sprzedała kuksańca, widząc, że nie poszedł w jej ślady. Dopiero po chwili zorientowała się, że próbuje klaskać, trzymając sernik w dłoniach. — Czyś ty oszalał?! Nie, Renoldzie — powiedziała w końcu do niego cicho, kręcąc surowo głową. Czy on dzisiaj kompletnie stracił głowę? — Jeszcze ci się wyślizgnie i wszystko przepadnie.
25, wieczór | Pożar Ministerstwa | Ministerstwo Magii
Odwrócił się, czując dotyk Anthony'ego na swoim ramieniu - i skinął Skamanderowi głową. Gdyby Anthony nie został ranny, gdyby przeżyło ich więcej, gdyby w budynku znajdowało się dziś więcej aurorów, mogliby zrobić znacznie więcej, żeby pomóc. Ale byli tylko oni dwoje, głucha cisza i tupot kroków przerażonego młodego chłopaka, który do końca życia nie zapomni tego, co go dzisiaj spotkało. I musieli zrobić wszystko, co leżało w ich mocy: nawet, jeśli w tej mocy nie leżało wcale wiele. Kiwnął głową na jego słowa, nie musiał znać swojego towarzysza dobrze, by wiedzieć, że nie będzie odprawiać Brendana, jeśli faktycznie będzie potrzebował jego pomocy - obydwoje znali taktykę pracy operacyjnej, wiedzieli, jak powinni się zachowywać i jaką odpowiedzialność niosły za sobą rzucane w trakcie akcji słowa.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
3, wieczór | Justine | Londyn
Wypuścił ją z objęć i skinął głową, wspierając się ręką o jedno z pobliskich drzew, w napięciu oglądając się za siebie - i nasłuchując. Nie słyszał, by ktokolwiek za nimi podążał, nie słyszał ani rozmów, ani ludzkich dźwięków, ani poruszenia wśród chaszczy, ani nawet łamanych gałązek - w pobliżu anomalii nie dało się uświadczyć nawet zwierząt zmęczonych sprowadzonym przez ludzi na świat chaosem.
5, popołudnie | Zakon Feniksa | Świński Łeb
- Po walecznych Lisach z Devon spodziewałbym się więcej, niż podkulenia ogona w trudnych czasach. - Doskonale zdawałem sobie sprawę z ignorancji Weasleyów – jednak nadal tytowano ich lordami, dlaczego nie mieli zostać panami nowego porządku? Spojrzałem na Brendana wnikliwie, jakbym próbował przeniknąć do jego duszy. Być może polityka nie była jego konikiem. Być może żaden z Weasleyów nie miał już ochoty bawić się w panów tego świata. Pozostawali pośmiewiskiem w oczach reszty arystokracji – ale skoro nie mieli już nic do stracenia, dlaczego nie chcieli ponownie stanąć w obronie tych, ktrórych bronili od zawsze? Czy gdyby Garrett był wśród nas, pozwoliłby na podobną bierność? Wzruszenie ramionami? Stwierdzenie, że to nie jego cyrk? Byłem gotów poruszyć całym światem, byleby tylko ten w końcu usłyszał śpiew feniksa.
15, noc | Samuel | Dover
Biały kamień lśnił wyraźnie, emanował także ciepłem, oświetlał wasze twarze delikatną łuną. Na pewno nie miał nic wspólnego z czarnomagicznym przemytem a jego ostre krawędzie wskazywały, że jest częścią większej całości. Mogliście z powodzeniem stwierdzić, że właśnie trzymaliście w rękach to, po co tutaj przyszliście.
23, popołudnie | Zakon Feniksa | Londyn
- Czegokolwiek nie zobaczymy... trzeba będzie ustalić plan działania. Być może przedyskutować pewne sprawy z profesor Bagshot. - Wszyscy byliśmy świadomi, że zdobyte informacje mogły okazać się zbyt istotne, by pozostały tajemnicą Zakonu. Jednocześnie musieliśmy działać ostrożnie - choć nastroje polityczne obecnie nam sprzyjały, w ostatnich miesiącach zmieniały się niczym w kalejdoskopie. Niczego nie można było być już pewnym.
25, noc | Anthony | Londyn
- Expecto patronum - potrzebowali wysiłków. - Wygląda na to, że wygrałeś - nie zamierzał migać się od przekazania wygranej. Może to nie Anthony, a on odczuje brak wypłaty. Cóż, dobrze, że miał spore oszczędności - wystawne życie nigdy go nie kręciło.
3, popołudnie | Festiwal Lata | Weymouth
Tuż po zakończeniu walki, na wzgórzu pojawiło się kilkunastu rosłych mężczyzn. Ubrani w zwykłe, czarodziejskie szaty, nie wyróżniali się z tłumu. Kilku z nich udanymi przeciwzaklęciami pozbyło się reszty węży, ukrywających się w wysokiej trawie, większość zaś podeszła do kilku czarodziei, biorących udział w zabawie. Czterech przeniosło nieprzytomnego Foxa na bok, inni zaś, korzystając z chaosu, głośnej radości oraz mroku, który zapadł na wzgórzu bez ognistych płomieni Wiklinowego Maga, z zaskoczenia i umiejętnie rozbroiło znacznie osłabionych czarodziei - Brendana i Bertiego, a także Oliego, którego jednak - dla pewności - spetryfikowano. Niezależnie od waszych krzyków i prób wytłumaczenia sytuacji, Służby Kontroli Magicznej (bo podejrzewaliście, że to właśnie ich pracownicy znaleźli się tuż przy was) przetransportowały was do Tower w celu wyjaśnienia podejrzeń o czarnomagiczną działalność.
3, noc | Więźniowie | Londyn
Wsparł tył głowy ponownie o zimny mur, uświadamiając sobie, że posiedzi w tej pozycji jeszcze trochę. Westchnął, liczenie kamieni na suficie nie wchodziło w grę, dochodziło tam za mało światła - zostało bratanie się ze współwięźniami. A ich, ponoć jak rodziny, się nie wybiera.
5, południe | Margaux | Weymouth
- Jeden słuchacz, który słucha i słyszy, wart jest więcej, niż ich tuzin, który jedynie słucha. - Niejako, pewnie nieco niezręcznie, chciał przez to podkreślić, że w zasadzie zależało mu tylko na jej uwadze. To dla niej zamierzał opowiedzieć tę historię - niektóre fakty pomijając, inne przeinaczając, tak, by przekłamać rzeczywistość najpiękniejszym językiem baśni - tak bliskim samej Margaux. Splendor czy uznanie zgromadzonych czarodziejów nie było tym, czego pragnął - ale jednocześnie nie czuł wyrzutów sumienia za zabieranie bardziej utalentowanym scenicznego czasu. To była tylko zabawa - ale ani w niedalekiej przyszłości ani w dalekiej przyszłości, nie będą mieli ku niej wielu sposobności. Oboje byli zbyt rozsądni, by pozwalać sobie na niefrasobliwość w czasach takich, jak te. Uśmiechnął się na jej słowa ciepło, szczerze, puszczając ją przodem po wąskiej ścieżce prowadzącej w leśne odmęty, wiodącej ku polanie, z którego ku górze kopcił się dym tańczącego ogniska; potrafił wymienić imię tylko jednego wojownika, który naprawdę zasługiwał dzisiaj na pieśń - ale na to było wciąż zbyt wcześnie.
Odetchnął, kiedy odjął różdżkę, wyglądało na to, że włożyli w swój wysiłek dość mocy, by ukoić rządzącą tym miejscem złą siłę. Biała magia zwalczała czarną, spychała ją na granice, w końcu - wyparła - obydwoje mogli odpocząć, ale Brendan doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to jeszcze nie jest koniec. To nigdy nie kończyło się w ten sposób, anomalia walczyła, wpływając na rzeczywistość w sposób, którego miał nigdy nie zrozumieć. Broniła się, wykorzystując jako tarczę świat fauny, flory, lub rzeczy martwych, szukając sprzymierzeńców wszędzie tam, gdzie być ich nie powinno. Stanął prosto, lekko opuszczając różdżkę i z wysoko zadartą brodą rozglądał się po okolicy, czujnie wypatrując niebezpieczeństwa.
15, wieczór | Neala | Londyn
Czerwone policzki Neali zinterpretował po swojemu - być może wstyd jej było przed nim o pewnych sprawach głośno mówić. Miał trochę odłożonych oszczędności, mógł pracować dłużej, wziąć kilka dodatkowych patroli - przecież to nie problem. - Zobaczymy - odpowiedział lakonicznie, zarzucając płaszcz na ramiona. I tak potrzebował spaceru, może wracając zajdzie do sąsiadki i zapyta ją o rewelacje przekazane przez Nealę. - Wrócę niedługo - zapowiedział, wkrótce znikając w ciemniejącej klatce schodowej chwilę po tym, jak zatrzasnęły się za nim drzwi.
25, noc | Julia | Londyn
- Było i gniazdo - przyznał, choć nie do końca rozumiał, czemu tak imponująca bestia tworzyła swoje nory na widoku intruzów - zwłaszcza, że na cmentarzu stosunkowo często złaknieni mocnych wrażeń poszukiwacze przygód. Tacy jak - przykładowo - członkowie Zakonu Feniksa usiłujący posprzątać ten magiczny bałagan. - Wdaje mi się, że gdyby przebywał tam podobny rozrabiaka, ktoś szybko by go namierzył - demimoz może i był płochliwy, ale robił w okolicy sporo rabanu - dopiero co skradł im różdżki, a najpewniej nie byli jego pierwszymi ofiarami. Z rozbawieniem przyglądał się Julii opiekującej się srebrną małpą jak dzieckiem - precyzyjnie wymierzając promień zaklęcia petryfikującego. Nie było groźne, nie mogło skrzywdzić stworzenia, ale powinno unieruchomić go w stopniu wystarczającym do przetransportowania go w bezpieczne miejsce - cokolwiek właściwie Julia miała na myśli.
28, wieczór | Jackie | Londyn
- Bywaj, Jackie - powiedział cicho, kiedy jej sylwetka ginęła już pośród pobliskich drzew, za gęstą mgłą, która osadziła się nad krajobrazem wraz ze zmierzchającym zmrokiem. Nie miał do domu daleko, poprawił kołnierz i włożywszy dłonie do kieszeni, spacerem ruszył ku zabudowom miasta.
30, wieczór | Adrien | Londyn
Wdzięczność - Jest coś, co mógłbyś dla mnie zrobić, Brendanie - odwrócił się ku niemu uwieszając swoje spojrzenie w aurorze - Widzisz...niedługo zostanę dziadkiem i kiedy to nastąpi, a wojna stanie się wspomnieniem, to chciałbym byś odwiedził mojego wnuka lub wnuczkę. Byś opowiedział mu bądź jej o tym jak wielkich rzeczy dokonałeś, a pomogła w tym pomocna dłoń, którą ci podałem, a której ty nie odrzuciłeś - wąsy pod nosem wygięły się przyjemny łuk, a jego szare oczy jak ostrza przecinały powietrze sięgając gdzieś w daleko w dal.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Ostatnio zmieniony przez Brendan Weasley dnia 08.03.19 0:42, w całości zmieniany 2 razy
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
5, popołudnie | Zakon Feniksa | Hogsmaede
- To taka zabawa. Większa ilość dzieciaków dzieli się na dwie grupy, jedni uciekają, drudzy dają im trochę czasu, po czym zaczynają szukać. Pierwsza grupa zostawia jakieś wskazówki czy zadania które mają pomóc odnaleźć drogę. Czasem po prostu strzałki, ale strzałki są za proste. No, chyba że czasem dodaje się zmyłkowe. - dodał jeszcze, marszcząc przy tym nos trochę wybrednie, w końcu jednak wzruszył ramionami - Później jak druga grupa dogoni pierwszą to się to różnie rozgrywa z łapaniem albo z czymś fajnym na terenie końcowym. - wyjaśnił jak na swój gust w miarę po krótce, nawet nie zauważając, że jego dłonie zaczęły razem z nim prawić osobną historię o podchodach na wypadek gdyby Weasley nagle okazał się głuchy.
6, popołudnie | Benjamin | Londyn
Benjamin i Brendan zdecydowali się na postawienie wymykającej się spod kontroli anomalii na pierwszym miejscu i uczynili to w samą porę; magia poddawała się ich działaniom, a woda, która w międzyczasie sięgnęła już połowy ich łydek, zaczęła z powrotem opadać. Wciąż jednak pozostało im uporanie się z resztkami niestabilnej energii, wizualizującej się w nielicznych, ledwie trzymających się ściany fragmentach luster.
7, wieczór | Ria | Irlandia
W końcu, ruszył za nią, wpierw szybszym krokiem, potem truchtem, w końcu szybkim biegiem; wiatr porywał włosy, smagał twarz i odbierał dech, ale ten bieg miał przynieść oczyszczenie i siły na nieustannie nadchodzące straszne jutro. Ten bieg miał być zakończeniem, zwieńczeniem tej rozmowy i sposobem na pozbycie się wątpliwości. Ten bieg miał połączyć ich myśli, zamiast wyznaniami, słonymi kroplami potu.
Bo na krew - jeszcze przyjdzie czas.
Bo na krew - jeszcze przyjdzie czas.
8, popołudnie | Ślub Julii | Lancaster Castle
Obserwując brylującego już na parkiecie Benjamina od słowa do słowa próbował poznać dziewczynę: ta jednak wydawała się znudzona jego towarzystwem. W końcu, w odpowiedzi na podejrzliwe spojrzenie Bena, poprosił ją do tańca - i choć się zgodziła, przez większość czasu myślami była zapewne gdzieś indziej; deptał jej nogi, nie poruszał się w rytm, a na dodatek zamiast dłoni mógł jej zaoferować zimną goblińską stal protezy, która nieco przeraziła dziewczynę z dobrego domu. Na koniec ją przeprosił - więcej zrobić nie mógł. Oglądając się na Bena o duszy wodzireja, wkrótce potem bezszelestnie zniknął z przyjęcia.
15, popołudnie | Anthony M. | Kornwalia
Od kiedy tylko przestał pić tyle, co dawniej, jego relacje ze sową się polepszyły. Ta zdawała się lepiej z nim współpracować. Była posłuszniejsza, choć wciąż tkwił w niej buntowniczy duch. Nie dziobała tyle co wcześniej. Zupełnie tak, jak gdyby ktoś podmienił Anthony’emu pupila.
15, wieczór | Charlene | Londyn
Charlie wolałaby, żeby czarna magia nie istniała i nie doprowadzała do tylu nieszczęść. Ale prawdopodobnie istniała ona tak długo, jak istnieli czarodzieje, i miała istnieć nadal kiedy oni wszyscy już umrą. Gdzie było dobro, tam musiało istnieć też zło, gdzie było światło, była też ciemność.
17, popołudnie | Lucan | Londyn
- Helgo uchowaj! - wizja, którą Brendan nieświadomie wywołał w umyśle Lucana była zbyt przerażająca. Bimber ze znikaczy? Czy można być aż tak okrutnym?
- Wykrzykiwał coś o dziedzictwie rodowym i o szukaniu inspiracji... Macmillanowie mają znikacza w herbie. Ale na Merlina... a jeśli on naprawdę chciał zrobić z nich kolejnego sikacza?
- Wykrzykiwał coś o dziedzictwie rodowym i o szukaniu inspiracji... Macmillanowie mają znikacza w herbie. Ale na Merlina... a jeśli on naprawdę chciał zrobić z nich kolejnego sikacza?
20, wieczór | Aldrich | Yorkshire
Bagna. I trochę więcej bagien. Właściwie - mnóstwo bagien, nie do końca tego się spodziewał, kiedy obierał za cel podróży latarnię morską Flamborough; oddalona od ludzkich siedlisk była przecież czynna, więc dojście do niej nie powinno być trudne. Czy jednak w dzisiejszych czasach mógł mówić o czymś, co pewne, wiadome lub typowe? Anomalie burzyły naturalny porządek wszechrzeczy, a nadchodząca wojna była jak przyprawa, którą ktoś posypał przestrzeń, by zaostrzyła się mocniej. Kiedy odnaleźli ścieżkę, odkrywając, w jak niebezpiecznym jest stanie, już wiedział, że czeka ich podróż marzeń. Brodząc zanurzony po kolana w bulgoczącym bagnie, nie wiedząc, co mogło żyć na jego dnie, nie zawiódł się ani odrobinę.
10, wieczór | Poppy | Londyn
Za dużo powiedziane - niedobrze - Joel nie powinien zostać z nią sam; dał pokaz swoich nieco niepokojących zdolności i chcąc nie chcąc musieli mieć na niego baczenie. Być może nie był szkodliwy, ale domysłami nie byli w stanie dojść prawdy. Na wspomnienie Neali jedynie wzruszył ramieniem, jego siostra była zdolną młodą czarownicą i zaradną dziewczyną i w zasadzie już nie małym dzieckiem, od pełnoletności dzieliło ją tylko półtorej roku. Najpewniej w krytycznej sytuacji poradziłaby sobie lepiej od Poppy. Nie zamierzał jednak dyskutować z tym argumentem, oddając decyzję w ręce pielęgniarki, która z pewnością najtrafniej potrafiła ocenić tę sytuację. Skinął też lekko głową, przyjmując jej słowa - kobieca litość byłaby ostatnim, czego teraz potrzebowali. A chwilowe oszołomienie samego Joela pozwalało im ustalić harmonogram działań. Podtrzymał mężczyznę za ramię, kiedy Poppy prowadziła wstępne oględziny, wspierając w pionie osłabionego mężczyznę - obliviate pozbawiło go adrenaliny przetaczającej się przez jego krew i choć tak naprawdę nie zaingerowało w jego ciało, to jednak odebrało siły.
21, wieczór | Percival i gwardia | Dolina Godryka
Uniósł wyżej głowę. Przysięgasz, że świadomie nigdy nie zdradzisz ani nie zadziałasz na szkodę Zakonu Feniksa? – Przysięgam – powiedział, głosem tak spokojnym, że zdziwiło to jego samego. Że będziesz walczył z Rycerzami Walpurgii, ludźmi służącymi Voldemortowi i jeśli tak się stanie, z nim samym - póki nie zginiesz lub póki nad nimi nie zwyciężymy? – Przysięgam – powtórzył; bez zawahania, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Przysięgasz dochowanie wszystkich tajemnic związanych z Zakonem, naszą walką i personaliami członków? – Przysięgam.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
3, wieczór | Aurorzy | Szkocja
- Nie jesteś pod wpływem imperiusa - westchnął, przyglądając się jej pobieżnie; był doświadczonym aurorem, podobnie jak Jackie, powinni być wiarygodni w roli kogoś, kto rozpoznaje tego typu klątwy - przecież to była ich praca. Dostrzec klątwę nie było wcale trudno, trudności przysparzało pozbycie się jej. Niezależnie od tego, czy jej sugestia miała sens, czy nie - oni byli kompetentni na nią odpowiedzieć. Dobrze wiedział, że Priscilli nie groził żaden imperius, nie dzisiaj, nie tutaj. - Anomalia mogła wyrwać cię z łóżka - uzupełnił wypowiedź Jackie, nieprzerwanie przyglądając się dziewczynie. Takie sytuacje zdarzały się już przecież w przeszłości - a gdy mijały tygodnie, miesiące, anomalie jedynie przybierały na sile, stawały się coraz bardziej nieobliczalnie.
5, popołudnie | Bertie | Londyn
- Słyszy mnie pan? - zwrócił się do niego w głos, licząc na reakcję - której się jednak nie doczekał. Mężczyzna potrzebował natychmiastowej pomocy uzdrowiciela, po chwili zawahania wziął go w ramiona, na ręce i wraz z nim opuścił kamienicę, mijając próg i przechodząc w pobliską ulicę, od której rzut beretem znajdował się szpital. Piesza podróż nie była najwygodniejsza, ale nie miał pod ręką miotły, a awaria kominków miała jeszcze długo potrwać. Zostawił za sobą Bertiego - był silnym czarodziejem, wierzył, że poradzi sobie sam. Musiał przynajmniej pomóc zminimalizować ofiary, choćby chodziło o życie jednego człowieka.
9, południe | Justine | Londyn
- Nie - odpowiedział w końcu, krótko, ale z surową pewnością siebie. Był dokładnie tam, gdzie powinien być. Od lat. Nie pozwalał sobie na wahanie. Skinął lekko głową na jej słowa, niedbale wskazując na drążek. - Dopiero jedna z pierwszych - odparł, mieli spędzić w ten sposób jeszcze wiele miesięcy. Miał nadzieję, że pewnego dnia będzie mógł wypowiedzieć podobne słowa do niej. - Do roboty - Ponaglił ją, obserwując ruchy jej ciała - poobijanego, rannego, ale w przyszłości niejeden raz przyjdzie jej zebrać siły, by w podobnym stanie pokonywać granice własnych możliwości. - Żwawiej - Podniósł nieco głos, wiedząc, że nie miała dość siły w ramionach. Przez chwilę przyglądał się jej ćwiczeniom, ale nie mógł zostać po godzinach - miał do dokończenia parę raportów. Wyszedł w trakcie, zostawiając ją samą.
10, wieczór | Jackie, Matt, Heath | Londyn
- No to mamy impas, Weasley - zuchwale unoszę podbródek czerpiąc satysfakcję z jego pogubienia. Zachowywał się jak pies który oczekiwał rzutu piłki, a podstępny właściciel zamarkował go chowając zabawkę za plecami - tak własnie wyglądał w moich oczach - Nie musicie się jednak o mnie bić, wolę brunetki. Chodź tu do mnie, moja królowo, chcę cię mieć bliżej - zachęcającym gestem dałem znak mojej adoratorce by usiadła mina kolankach tak bym mógł obserwować jej profil i jednocześnie patrzeć na zmieszanego sytuacją Brendana - Tak jak mówiłeś - cieszę się z życia. Właściwie cieszymy. Nie chcemy by nam przeszkadzano, prawda Jackie?
12, wieczór | Anthony | Londyn
- Świetnie - odparł nieco zbyt szybko, zbyt drżącym głosem, który obnażał jego emocje; wypowiedzenie tego wszystkiego na głos, wracanie wspomnieniami do tamtych dni, dni, w trakcie których snuł się za nim dym, swąd palonego ludzkiego mięsa i głucha cisza po wszystkich, którzy nie mieli już sił krzyczeć; widział nadpalone twarze, kości, bezwładne ciała, wizja, że to on - oni - mogliby być za to wszystko odpowiedzialni była równie okrutna, co niesprawiedliwa. Ale Brendan wiedział, że to nieprawda. Był tam, wszystko pamiętał, każdą sekundę, minutę, godzinę - czy byli tam aż godzinę? W sytuacjach takich jak tamta czas płynie w zwolnionym tempie, pamiętał stertę gruzów, spod których wygrzebał Skamandera - i wystające szczątki innych, którym pomóc nie zdążył. W jakiś sposób ponosili za to wszystko odpowiedzialność - mogli im pomóc bardziej. Był zły. Nie na Anthony'ego, na wszystko, co się wydarzyło i wszystko, co wydarzyć się jeszcze miało. Ich wróg był znacznie potężniejszy, niż sądził z początku - Garrett wspominał, że walczyli przede wszystkim z Grindelwaldem. Że to za nim, za jego plecami, wkrótce zakwitnie nowy kwiat zła. I oto jest: morderczy, straszliwy i przerażający.
19, południe | Hagrid i aurorzy | Londyn
- Dziękujemy za szkolenie - zwrócił się do niej - Wykład był ciekawy, z pewnością wiele z niego wyniesiemy. I za notatki - to przydatne mieć je spisane - Skinął lekko głową. - Kwestię wynagrodzenia przedstawi dział księgowy - tymczasem, wygląda na to, że jeśli skończyliśmy, musimy wracać do pracy. Jeszcze raz dziękuję - i życzę powodzenia - Uścisnął jej dłoń, przez ramię oglądając się na Jackie - mieli do omówienia wspólną sprawę, pamiętał, że miała się dzisiaj zająć pewnymi dokumentami - i że to dlatego się spóźniła. Już opuściwszy salę, wpierw zbierając swoje rzeczy - atrament, pióro, pergaminy rozdane przez Hagrid - odczekał na jej towarzystwo, by móc poruszyć określone kwestie. Znaczące spojrzenie pytało - czy udało jej się czegoś dowiedzieć?
28, wieczór | Zakon Feniksa | Zakazany Las
- Wszyscy ją wygramy - odpowiedział na jej słowa z przekonaniem, bo nie było już innego wyjścia; to, co rozpoczęło się w maju, dziś - musiało się skończyć. Przetrwa to tak on, jak ona i wszyscy pozostali czarodzieje, którzy przejdą przez ten portal razem z nimi. Dość już było ofiar. Nie uniósł dłoni, nie odwzajemnił jej gestu, ale nieprzerwanie patrzył jej w oczy. Jej słowa nie były kierowane do niego, były kierowane do drużyny; do nich wszystkich, zmierzających w tej szaleńczej misji prosto w paszczę wygłodniałego lwa. - Bądźcie ostrożni - odparł tym samym tonem, śledząc ją wzrokiem, kiedy znikała w ciemnościach - wkrótce przemykając przez wrota wraz ze swoją drużyną.
28, noc | Zakon Feniksa | Azkaban / Oaza Harolda
- Upewnijmy się, że wrzucamy go do wody martwego. Tacy jak oni maja tendencje do kurczowego trzymania się życia. - Szczury. Szczury takie były. Krew na wodzie powinna rozmyć się wystarczająco szybko, by nikogo nie zaalarmować. Poprawił uścisk na rękojeści różdżki, wysuwając ją z kieszeni płaszcza i skierował go ku szyi Avery'ego; przykucnął przy nim, chcąc zniminalizować odgłosy. Dyskrecja z różnych względów wydawała mu się istotna. - Lamino - wypowiedział krótko, ale stanowczo, bez zawahania w głosie. Był jednak osłabiony - zmęczony długą wyprawą - a to mogło przełożyć się na wynik jego działań. Musieli wreszcie to wszystko skończyć, tym razem dopinając sprawy na ostatni guzik.
- Nierozliczone:
1. 08. 58 r. https://www.morsmordre.net/t3952p60-ruiny-whitby#366281
4..08.58 r. https://www.morsmordre.net/t11916-przed-domem#377002
9.08.58 r. https://www.morsmordre.net/t10741p15-zajazd-pod-grusza#380677
28.08.58 r. https://www.morsmordre.net/t11374-most-demimozow#378967
15.08.58 r. https://www.morsmordre.net/t12278-wschodnie-skrzydlo#377526
26.08.58 r. https://www.morsmordre.net/t8065p75-canonteign-falls#376515
28.08.58 r. https://www.morsmordre.net/t11374-most-demimozow#378967
30.08.58 r. https://www.morsmordre.net/t11406p15-padok#378658
20.09.58 r. https://www.morsmordre.net/t11859-cmentarz#379749
24.09.58 r. https://www.morsmordre.net/t6150p30-pokoj-rii#381591
14.10.58 r. https://www.morsmordre.net/t10387p90-schody#378817
15.10.58 r. https://www.morsmordre.net/t10112p30-pub-ostatnia-kropla#379778
26.10.58 r. https://www.morsmordre.net/t8681p60-brown-s-point#383365
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Brendan Weasley
Szybka odpowiedź