Wydarzenia


Ekipa forum
pokój Rii
AutorWiadomość
pokój Rii [odnośnik]10.06.18 0:01
First topic message reminder :

Sypialnia

Po przejściu skrzypiących schodów, u samego ich szczytu, za barierką - znajdziesz kilka par drzwi. Te środkowe, lekko odrapane, z namalowanymi koślawo sercami, to wejście do pokoju Rii. Po lewej stronie stoi niewielkie łóżko; prawie nigdy niezasłane, ale pościel ułożona jest zawsze nienagannie. Stary materac czasem trzeszczy, gdy właścicielka zmienia pozycję podczas snu, ale za to jest dość wygodny. Kilka kroków na prawo od posłania znajduje się pojemna, dębowa szafa z ubraniami ułożonymi w drobną kostkę. Po pociągnięciu za kilka rączek znajdujących się niżej, przed oczami oglądającego ukazują się wnętrza szuflad skrywających bieliznę oraz inne drobiazgi Weasley'ówny. Na wprost, bliżej okna, ma miejsce porysowane, dębowe biurko - do pakietu z mało komfortowym krzesłem. Blat stara się pomieścić wszystkie bibeloty; statuetki lub pamiątki, jakie udało się rudowłosej zebrać. W zamykanych szufladach leżą równo ułożone listy. Każdy jeden otrzymany. Koperty z zawartością posegregowane są różnobarwnymi sznureczkami.
Punkt centralny sypialni to na pewno ogromne okno z równie szerokim, drewnianym parapetem, na co dzień wyłożonym miękkimi poduszkami. Widok zza szyby rozpościera się na drzewa okolicznego lasu, a niebo codziennie prezentuje przedstawienie w postaci wschodu słońca.


[bylobrzydkobedzieladnie]



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley

Re: pokój Rii [odnośnik]03.04.22 1:45
- Dziękuję… - uśmiechnęła się w kierunku pani Weasley, lekko kiwając jej głową w ramach podziękowania. Nie do końca wiedziała, co miała innego odpowiedzieć na ten dar dobroci, zwłaszcza że musiała przyznać, jak bardzo bolał ją widok tego, że dostawała coś, gdy w zamian nic nie mogła dać. Znaczy mogła, popracować momentami, uszyć coś, kiedy tylko w końcu zrozumie w pełni działanie numerologii, pytanie jednak, czy to nie miało być za dużo. W sumie uszycie czegoś w pełni magicznego mogło być odbierane przez niektórych jako obraza.
- Tak, w sumie no wiesz, sama szyłam też u pani Adeli, dlatego, też bardziej mi zależało na magicznych tkaninach. Z innymi nawet daję sobie radę. Pokazałabym ci strój, który uszyłam już sama, ale został wydany, więc może kiedyś przy okazji uda mi się coś przemycić dla ciebie, jak sama z siebie już uszyję. – Gdyby to były lepsze i bardziej…normalne czasy, Neala mogłaby po prostu zawitać do Londynu kiedy Sheila jeszcze tam pracowała i nie musieliby martwić się tą całą szarpaniną, teraz jednak nawet nie było możliwości, aby jednak częściej spędzała swój czas z przyjaciółką o ile do niej nie wyjeżdżała, a miała też pracę i musiała zarabiać na rodzinę. Teraz, kiedy wciąż szukała możliwości zarobku, musiała liczyć się z tym, że mogła tutaj być częściej, ale jednocześnie, nie miała za co nawet wyżywić rodziny na jeden tydzień. Coś za coś.
Sięgnęła po nożyce, ostrożnie wycinając wszystkie zaznaczone już wcześniej przez nią kształty, ostatecznie przykładając wszystko do jej ciała, tak aby jednak upewnić się, że nie będzie świecić kostkami albo, co gorsza, kolanami. Spojrzała jeszcze na Nealę, uśmiechając się jak raz nieco bardziej melancholijnie, ostatecznie jednak skupiając się na nowo na szyciu.
Przyjrzała się jeszcze wszystkim materiałom, które Neala wystawiła dla niej. Miało to oczywiście sens, aby ostrożnie przekierowywać magię na sam magiczny materiał. Przeczytała jeszcze ostrożnie wszystko, co do tej pory wyczytała z obliczeń Neali, starając się dodać nowe, które starała zrobić jak tylko mogła. Sama też chciała zrobić co tylko mogła, aby jednak opanować te podstawy, a kiedy tylko zdobędzie więcej magicznych materiałów, będzie mogła porządnie szyć i na tym zarabiać.
- Aiguille. – Wycelowała różdżką, obserwując jak nić powoli ale skutecznie przedziera się przez materiał. Spojrzała jeszcze na Nealę, oczekując potwierdzenia, czy robi to dobrze.


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: pokój Rii [odnośnik]11.04.22 23:43
Wysłuchałam tego co mówiła Sheila i pokiwałam krótką głową. No, jasne że szyła u pani Adeli. Głupio to zaczęłam, z kursu całkowicie zboczyłam zamiast o tym mówić, co najpotrzebniejsze było.
- Oh, na pewno był piękny! - orzekłam bez cienia wątpliwości bo wiedziałam, że Sheila miała w sobie to, co trzeba było, żeby piękno w rzeczy zakląć. Na pierwszy rzut oka to widać było. Ludzie na różne typy się dzielili i każdy inne talenta posiadał. Właśnie dlatego świat był taki zachwycających i piękny. Bo we wszystkim innym było coś nowego. Doprawdy nie dało się nudzić w świecie taki jak ten. Choć to inne, budziło też niechęć rodzącą się z niezrozumienia i to jedno było tym, co martwiło mnie najmocniej. Ale teraz, tutaj w krótkiej chwili i cieple bezpiecznego domu nie trzeba było o tym myśleć. Kiedy Sheila wycinała kolejne kawałki a ja zrozumiałam w końcu, że to nie o tym mówić powinnam, podeszłam do szafy, po te materiały i notatki. Przekazując je jej, żeby sama się mogła z nimi zapoznać i zobaczyć dokładniej. W pierwszej chwili to nigdy nie było łatwe, ale trzeba było właśnie wziąć i odkryć ten zamiar, odnaleźć go w sobie, zrozumieć gdzie się znajduje i jak się go wydobywa odpowiednio. Zamiar, można było też po prostu nazwać magią. Bo właściwie, magia sama w sobie była zamiarem zrobienia czegoś przy pomocy energii, którą posiadało każde ciało. No nie każde, bo niemagiczni jej nie posiadali, dlatego zmuszeni byli robić rzeczy ręcznie, choć i oni stosowali zamiar, tylko do niego wykorzystywali inny rodzaj energii. Bardziej mechaniczny, mniej magiczny. Starałam się wytłumaczyć wszystko, najlepiej jak mogłam. Ciocia mnie nie poprawiała, więc zdawało się, że nie mówię takich bzdur kompletnych całkiem. Ale też nie miałam całkowitej pewności, że Sheila zrozumie te moje zamiary. Rzuciłam zaklęcie, koncentrując się na tym, żeby zamiar miał odpowiednią właściwość magiczną. Czułam pod palcami mrowienie to było zawsze dobrym znakiem, że wszystko idzie zgodnie z myślą nadą. A kiedy skończyłam, podałam dwa kawałki materiału Sheilii żeby mogła wziąć i zobaczyć dokładnie. Obserwowałam jak ona rzuca zaklęcie, a kiedy skończyłam wzięłam materiał do ręki. - Nie jest źle, ale trochę za słabo. - orzekłam, rozkładając zszyty materiał. - Widzisz? - zapytałam jej, napinając dwa kawałki. - To wiązanie magiczne, zaklinanie zamiaru. Jeśli nie będą szczelnie, magia może się źle rozejść. - wytłumaczyłam jeszcze, nad to jej wiązanie zszyte przeze mnie tkaniny układając. - Spróbuj jeszcze. Możesz je wszystkie wziąć i poćwiczyć w domu. Im więcej robić będziesz, tym łatwiej to przychodzić będzie. to pewne. - orzekłam jeszcze, rozciągając usta w szerokim uśmiechu. - Mamy jeszcze trochę czasu, zanim do pani Warner trzeba będzie wyruszyć. - zapewniłam ją spokojnie. - Pożyczę ci też książki o numerologii, żebyś mogła poczytać o niej samej więcej. - wpadłam na kolejny z pomysłów pozostawiając ją na chwilę na dole, by mogła poćwiczyć, kiedy ja wskoczyłam w kilku krokach do pokoju odnajdując odpowiednią księgę. Ta z której ja się uczyłam powinna być odpowiednia. Miałam nadzieję, że na coś przydałam się Sheilii, bo nie chciałam niczego więcej, jak pomóc jej możliwie jak najbardziej.

| zt?


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: pokój Rii [odnośnik]12.04.22 1:09
Lubiła szycie. Nie tylko dlatego, że oznaczało to jakiś zarobek, kiedy z tkanin (obecnie mało szczególnych przez sytuację dookoła) mogła wymyśleć coś nowego, niezwykłego. Taką kreatywność mogła sobie odbijać w muzyce, kiedy siedziała i decydowała się na kolejne pociągnięcia strun, wymyślając kolejne dźwięki, albo właśnie, tak jak tutaj, w szyciu. Strój był w końcu dla ludzi wyrażeniem swojej własnej opinii, osobowości oraz kultury i tego, jak mogli rozwijać swoje osobowości. Wcale nie przesadzała w tym, uważając, że gdyby nie to, że niektóre panny chciały bardzo mocno być na czasie ze swoim przystrojeniem się, a ona nie chciała im odmawiać jeżeli dzięki temu mogła wyżywić rodzinę.
- Dziękuję za tę wiarę. Zobaczysz, jeszcze kiedyś uszyję coś dla ciebie i będzie to bardzo piękne a jednocześnie odda to, jak dzielna jesteś i wtedy rzeczywiście będziesz jak królowa! Ale taka dzielna królowa, nie taka siedząca i tylko patrząca ale taka co działa. Tak jak Maeve która ruszała rydwanem! Chyba rydwanem… - Nie pamiętała już tego, z czym dokładnie wiązało się to, jak jechały wtedy wojowniczki królowe, natomiast czasem pasowało bardziej skupiać się na opowieści niż na samej prawdzie.
Starała się jednak skupić bardziej na zadaniu niż na czymkolwiek innym, chcąc dokładnie wszystko zapamiętać tak aby potem korzystać z tego co miała pod ręką. Nie zawsze Neala będzie w stanie pomóc jej z materiałami i musiała pamiętać i pilnować tego, aby wszystko wyglądało jak należy. Tak jak mówiła jej przyjaciółka, bywało tak, że złe ujęcie ściegu i niedopasowanie numerologicznych działań do tkaniny, bo potem musiałaby to poprawiać.
- Aiguille. – Dłoń z różdżką na nowo wyciągnęła w stronę materiału, poprawiając swoje zaklęcie według zaleceń i z cichą satysfakcją oglądając to, jak tym razem igła i nić poprawnie przeciskają się przez tkaniny. – Dziękuję, naprawdę mi pomogłaś. I pani Weasley też dziękuję! – Lekko skłoniła się przed starszą z kobiet, lekko rumieniąc się z tego, jak przyjemnie było móc uzyskać pomoc. I szczere zainteresowanie od kogoś.
- Chętnie wezmę i jeżeli chcesz, to możemy zobaczyć te książki. – Na pewno przeczyta te książki i to nie jeden raz. A na dziś mogło im wystarczyć aby po prostu porozmawiać, pobawić się razem i być może, pierwszy raz od dawna, zaznać chociaż odrobiny spokoju.
ztx2


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: pokój Rii [odnośnik]19.09.22 13:59
19 maja, późny wieczór

Tak wiele dziś przeżyły, że opadnięcie na miękkie poduszki w pokoju Neali smakowało jak najsłodszy na świecie miód. Przeklęte duchy lasu w jeleniej formie, później też wyznania wyciskające z oczu potoki słonych łez, pojednanie we wzajemnym zrozumieniu, poczuciu miłości, przyjaźni, przeplatanej wciąż świeżymi drobinami strachu, który naszedł na nie z tęczówkami czarnymi jak noc i kościstym porożem.
Wydawało jej się, że wciąż pamiętała uczucie swędzenia, którego nie odegnało żadne drapanie; pręgi pozostawione przez paznokcie zdążyły już zblednąć, teraz ledwo widoczne, łuski znikły jeszcze w lesie, i Celine doszła do wniosku, że musiało to być jakąś straszną fatamorganą. Takie istoty nie mogły chodzić po świecie. Mrok wił się wokół stworzenia jak cierniowa korona, jego macki mknęły w kierunku zmrożonych przerażeniem serc - tylko fakt, że zostawił je w spokoju, niknąc w zaroślach, przypominał dodatkową cząsteczkę już ułożonych puzzli. Coś osobliwego, co nie pasowało do stworzonego obrazka. Dlaczego nie zaatakował?
- To co, czas na zdjęcia? - zagadnęła rudowłosą przyjaciółkę i obróciła się na brzuch, gdy ta weszła do pokoju po wieczornej toalecie. Półwila umyła się pierwsza, w samotności wracając myślami do wszystkiego, co zdążyło się wydarzyć, z dopiero teraz ostygniętymi emocjami. W ich żarze działała instynktownie, rzadko kiedy korzystając z logiki - więc wieczorną porą zyskała moment na ciche zadawanie pytań i usiłowanie zrozumieć.
Materiał kremowej koszuli nocnej łagodnie podsunął się ku górze przy tym, jak sięgnęła po leżący na szafce nocnej aparat. Nie zapomniała, broń Merlinie, choć Neala mogła sądzić, że udało jej się uniknąć obowiązku pozowania do kilku fotografii. Wcześniej jej wuj wykonał zdjęcie obu dziewcząt, na pamiątkę, i Celine wiedziała, że zajmie wyjątkowe miejsce w albumie, który planowała stworzyć, kiedy tylko obrazy staną się bardziej wyraźne, a kompozycje solidniejsze.
- Masz coś, z czym chciałabyś zapozować? Coś ważnego, ulubionego? Och, albo może ubranie, które najbardziej lubisz? - podpytywała, wreszcie podnosząc się do klęczek na materacu łóżka, z aparatem trzymanym przed piersią. Palec wskazujący zwieńczony ładnym paznokciem znajdował się daleko od najważniejszego guzika, Weasley wciąż była bezpieczna, miała czas na wszystkie przygotowania, których mogłaby potrzebować - z podekscytowanym spojrzeniem Celine, które podążało za każdym jej gestem.
Jeśli będą dostatecznie cicho, wujostwo Neali nawet nie zorientuje się, że jej nieduży, ciasny pokoik został przemieniony w scenę dla nowoczesnej sztuki. A nawet gdyby ciocia zdecydowała się na kontrolę, czy naprawdę miałaby im to za złe? Nieważne, najwyżej przejdą przez to razem.
Bo będą razem, na zawsze. Jeśli tylko los pozwoli.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: pokój Rii [odnośnik]20.09.22 0:01
Jeleń, którego spotkałyśmy nadal pozostawał gdzieś na obrzeżu mojej świadomości przypominając bezbrzeżne przerażenie, które wtedy poczułam. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, nie byłam w stanie się ruszyć. A on - on jedynie spojrzał na nas i odszedł, jakby nie nas, nie wtedy szukał. A może to zapewnienie Celine go przekonało, że nie miałyśmy w zamiarze niczego złego. Lawina słów, które potem padła miała pomóc wrócić nad oddech, świadomość. Ale wiedziałam, że muszę podjąć się wyzwania. Nie mogłam budować udając, że nic nie wiem. Nie umiałam tak.
Wieczór nadszedł zadziwiająco szybko.
- Teraz? - zapytałam unosząc rękę z owiniętą na nadgarstku wstążką. Przekrzywiłam odrobinę głowę, układając rękę na biodrze. Średnio się nadawał do zdjęć i jedno już wzięło i było. Ale chyba starczyć nie miało. Już miałam trochę tej nadziei że jednak starczy, kiedy po nim wyszło i poszło. Ale wychodziło że płonna ona była. Uniosłam łagodnie brew patrząc jak po aparat sięga. Westchnęłam lekko wywracając oczami. Wydęłam jednak usta w zastanowieniu kiedy zadała pytanie. Zmarszczyłam lekko brwi zastanawiając się dalej nie byłam pewna. Ale zaraz sobie coś przypomniałam, uniosłam palec odwracając się na pięcie wyciągając z szafy podniszczoną, już nie nową sukienkę. Białą, choć większość mojej szafy wypełniały jesienne kolory i czerwienie przetykane kremowymi i jasnymi koszulami. Wyciągnęłam ją i rozłożyłam prezentując. Wyszłam, żeby wrócić już w niej. Prezentując się w krótkim obrocie. Musiała już kojarzyć miałam ją na ognisku, choć teraz było dokładniej widać, że jej końca z tyłu miały wyblakłą plamę. Plamę po krwi którą zebrałam z parkietu w Lynmouth. To była moja jedyna biała sukienka chyba, ale lubiłam ją, bo miałam ją na sobie, kiedy ważne rzeczy się działy. Kiedy poznałam Jamesa i Marcela i kiedy byliśmy razem wszyscy na ognisku ledwie parę dni temu. - Może dygnę? Albo się obrócę? - zapytałam jej przekrzywiając głowę. - Oh, Celine, a może chciałabyś zrobić jutro zdjęcie Furii? - postawiłam kolejne pytanie klaskając lekko w dłonie w zadowoleniu. - Już prawie potrafi nie zjadać całych listów. - zaśmiałam się zbierając włosy, przekręciłam je z tyłu dwa razy i przerzuciłam przez lewe ramię. Przechodząc w stronę biurka na którym postawiłam wcześniej sok który nam przyniosłam. Obróciłam się, pochylając głowę, wkładając palce we włosy żeby je rozczesać trochę i odrzuciłam, wygładzając palcami. - Miejmy to za sobą. - powiedziałam do niej cierpiętniczo. Rozciągając jednak usta w uśmiechu. Wykonując polecenia, czasem się śmiejąc. Modelka była ze mnie żadna - to jasne było od samego początku. W końcu wzięłam te soki i z nim ruszyłam w jej stronę.
- Wiesz, pięknie wtedy tańczyłaś - na ognisku. - uściśliłam rozmarzając się trochę. - Te te - uniosłam rękę starając się naśladować jeden z jej ruchów, ale koszmarnie mi to wyszło. - Takie powabne, pełne klasy. - rozmarzyłam się trochę unosząc wzrok, obracając się na pięcie i zasiadając obok z westchnieniem. - Może niedługo zrobimy drugie, co? Dobrze się bawiłam w sumie… mimo… - wzięłam wdech. - bycia sobą… cóż. - wywróciłam oczami, posyłając jej jednak uśmiech. Bo w sumie… to było fajnie. Ale wiedziałam, że muszę porozmawiać z Sheilą. No z Eve może też wyjaśnić wszystko. Nadal uważałam, że przepraszać nie mam za co, ale wolałam żyć z nią w zgodzie. Nawet chyba nie dla siebie.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: pokój Rii [odnośnik]29.09.22 12:26
Było późno, może powinny szykować się do spania, wybierając sobie najwygodniejsze poduszki i pachnące domem koce, ale Celine nie potrafiła wyzbyć się potrzeby zatrzymania Neali w sercu i na fotografii. Nie po słowach, które padły jeszcze zanim oddaliły się od leśnych mchów, okraszonych słonym smakiem łez i słodyczą coraz mocniej kiełkującej przyjaźni. Nigdy nie pomyślałaby, że los podaruje jej nową przyjaciółkę po więziennych przejściach - ale to, co tworzyły z Nealą, ta relacja, pokazywała, że było inaczej. Wciąż mogło być dobrze.
- Mhm - przytaknęła z figlarnym uśmiechem i przechyliła się w kierunku szafy, patrząc, jak z jej wnętrza wyłania się biała sukienka, znajoma, piękna jak zaklęcie odczyniające zły urok. Tak, to był doskonały wybór, w końcu pamiętała, jak ważną okolicznością było dla Neali ognisko, które... skończyło się, jak się skończyło. W perspektywie płomieni lizanych alkoholem czuła, że to wyczyn, że pamiętała cokolwiek - lub przekleństwo, zależnie od nastroju, w którym przyglądała się retrospekcjom. - Och, idealnie. Bardzo żałowałam, że nie miałam aparatu, żeby wtedy zrobić ci zdjęcie, gdy wyglądałaś tak magicznie, ale dzisiaj to nadrobimy - oznajmiła głosem do cna przesiąkniętym romantycznym natchnieniem.
Zgodnie z naukami Cattermole'a uruchomiła urządzenie i spojrzała przez jego oczko, szukając kadru, który najlepiej prezentowałby postać Neali; najpierw oddaliła się na łóżku aż pod ścianę, żeby uchwycić ją całą, i spróbowała jak najmocniej ustabilizować własne kolana na materacu.
- Zrób to, co zrobiłaby Neala - wymamrotała radośnie pomiędzy falami skupienia, ale nie mogła nie zerknąć zza aparatu z brwiami ściągniętymi w zaintrygowaniu na jej następne słowa. - A kim jest Furia? Twoją sową? Jeju, co musisz pisać w tych listach, żeby aż musiała je zjadać... - westchnęła z teatralną zadumą, po której parsknęła, rozbawiona, by zaraz znów powrócić do swoich fotograficznych obowiązków. - Dobrze, nie ruszaj się za bardzo - poleciła miękko, oparłszy palec na pstryczku, którego naciśnięcie zasygnalizowało wykonanie pierwszego zdjęcia. Klik! - Teraz z bliższa - zadeklarowała i podsunęła się na skraj łóżka, żeby potem stanąć na podłodze i pochylić się w kierunku dziewczyny; klik, klik, jeszcze kilka zdjęć z różnych kątów i odległości - aż wreszcie westchnęła triumfalnie, odsunąwszy przedmiot od twarzy, uśmiechnięta promiennie i szeroko. - Gotowe, dziękuję - obwieściła, wiedząc, że Neala odetchnie na to z ulgą.
Ostrożnie schowała aparat fotograficzny do torby i zamierzała znów opaść na łóżko, skuszona miękkością jednej z poduszek, ale na widok tanecznych prób Weasley, imitujących ogniskowy taniec królowej nimf, zatrzymała się w pół kroku, westchnąwszy z rozczuleniem.
- Nie tak - podeszła do niej i ujęła jej ramiona w swoje dłonie, palce jednej z nich oparłszy na łokciu, a drugiej na nadgarstku przeciwległej ręki; niewiele mogły nauczyć się jednego wieczora, ale to nie znaczyło, że nie warto było próbować. - O, w ten sposób... Płyń. Jak płatek kwiatu, który tańczy z powietrzem - Celine prowadziła gesty przyjaciółki, pokazywała jej, jak układać palce, jak falować rękoma, by ruchy wydawały się finezyjne, pozbawione jakiegokolwiek wysiłku. W gruncie rzeczy wymagało to długich praktyk i kontroli nad mięśniami, tak jak nad całym ciałem, ale, jak od każdego laika, nie wymagała od niej perfekcji, a po prostu zadowolenia. Poczucia, że coś jej się udawało, że jej dynamika stawała się ładniejsza. Że była na dobrej drodze, by pewnego dnia ruszać się podobnie. - Widzisz? Też potrafisz - stojąc za plecami Neali oparła głowę o jej ramię, a później odsunęła się na kilka kroków i usiadła na łóżku, przeciągając się błogo, chyba tylko po to, żeby ukryć zakłopotanie. - Tylko może tym razem z mniejszą ilością alkoholu, żeby... nikogo nie bolały głowy... Poza tym co masz na myśli mówiąc, że mimo bycia sobą? Gdybyś nie była sobą, nikt by nie przyszedł. Ludzie lubią cię taką, jaka jesteś, Nela - stwierdziła z przekonaniem, głosem łagodnym, czułym. Sobie samej mogłaby powtarzać te same słowa, ludzie lubią cię taką, jaka jesteś, mimo tego, gdzie byłaś, co zrobiłaś - i często to właśnie robiła, żeby odegnać od siebie grząskie bagna poczucia beznadziejności.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: pokój Rii [odnośnik]03.10.22 19:56
Wywróciłam oczami, kiedy Celine przytaknęła. Mogłam się spodziewać, że nie odpuści mi tak łatwo. Westchnęłam więc lekko. Nie uważałam się za najlepszy obiekt do fotografowania. Głównie dlatego, że w moim własnym mniemaniu najlepiej było wziąć i kliszę zużyć na coś bardziej wartego fotografowania. Nie opierałam się długo nie z próżności a dlatego, że chciałam sprawić jej przyjmość, nawet, jeśli miałam inny pogląd - i chęci - na tą sprawę. Zaprezentowałam jej zadowolona sukienkę. Ta pierwsza przyszła mi na myśl, więc po prostu poszłam za przeczuciem.
- Tak myślisz? - zapytałam wydymając lekko usta. Zaraz jednak wzruszyłam ramionami. Nie miałam powodów by nie wierzyć. Magicznie? Cóż, tak w sumie nawet chciałabym wyglądać. Pięknie nie leżało za bardzo w zasięgu moich możliwości, to może chociaż magicznie mogło w nim leżeć.
Zrób to, co zrobiłaby Neala?
Mimowolnie, nim się zorientowałam, najpierw wydęłam usta, a później, wywróciłam oczami chwilę po dźwięku pierwszej migawki. Zamrugałam kilka razy zaskoczona. Więc… wychodziło na to, że właśnie to zrobiłaby Neala? Czyli ja? Cóż. Skoro tak. Zaraz jednak się zaśmiałam raz że z siebie samej, dwa z z wynurzeń Celine odnośnie Furii.
- To smoczognik. - powiedziałam do niej, a moje oczy widocznie się rozświetliły. Złożyłam ze sobą dłonie, a właściwie to klasnęłam w nie. - Dostałam go od Pa… znaczy Percivala. Nie mógł go zabrać ze sobą i uznał, że dam radę się nim zająć. - podeszłam do niej. - Łatwo nie jest, bo ma charakterek, ale wiesz, ten jego umiał listy nosić. Furię też chcę nauczyć, ale na razie woli się bawić pergaminami niż je nosić. - zmarszczyłam lekko nos w zamyśleniu. Dostałam porady od Elroya i pana, znaczy Percivala, ale wiedziałam, że musimy się ze sobą dogadać na własnej płaszczyźnie. Ale miałam czas. Furia też go miała. Zamarłam w miejscu kiedy Celine zażądała, żebym się brała i nie ruszała. A potem westchnęłam krótko kiedy podeszła bliżej. Starałam się jak najlepiej oddać swoją rolę modelki, ale no nie byłam w tym najlepsza na pewno. Jakieś to było trochę krępujące, kiedy ktoś postanawiał cię uwiecznić na wieczność na czymś, a ja ledwo rano w lustrze na siebie pooglądać mogłam. Więc odetchnęłam z ulgą, kiedy moja nimfa oznajmiła, że zakończyła te fotograficzne tortury. Przebrałam się szybko, powracając już gotowana na spanie.
- Z pewnością nie tak. - zaśmiałam się kiedy Celine złapała za moją rękę. Nie było mowy, żebym mogła powtórzyć jej ruchy. Ona była zgrabna i pełna gracji stojąc w całkowitym przeciwieństwie do mnie. Ja byłam koślawa. Nie potrafiłam powstrzymać parsknięcie, kiedy wspomniała o płatku. - Ja to bardziej głaz który na dno ciągnie, Celine. - orzekłam więc zgodnie z prawdą, ale z zaciekawieniem jednak obserwowałam jak porusza moją ręką, która nagle nawet zaczęła wyglądać jakiś względnie zgrabnie. - Oh. - wypadło z moich ust zaskoczone, brwi uniosły się w zdziwieniu. - Tylko kiedy ty to robisz za mnie. - zaśmiałam się znów, by zaraz opaść obok niej. - Raczej nie w moim zasięgu zachwycać tak jak ty. - westchnęłam z lekkim rozmarzeniem. Cóż, za marzenia nie karali przecież. Tak w zachwyt wprawić kogoś samym swoim istnieniem, to byłoby... przyjemne chyba. - Eh, no… jak zwykle dałam się ponieść emocjom. - wzruszyłam łagodnie ramionami. - She zniknęła, byłam pewna wiesz, że poszła do domu. A nie poleciała do Doliny. Przecież, jakby jej się… - urwałam odwracając spojrzenie, zaciskając dłonie na materiale piżamy. Wzięłam wdech. - Do tego nakrzyczałam na Eve. Zgubiłam ciebie. - westchnęłam jeszcze raz mocno. Opadłam na plecy spoglądając na sufit. - Lubią… - powtórzyłam po niej unosząc ręce i spoglądając na swoje palce, zaplatając je przed sobą. By zmarszczyć brwi i przyłożyć dłoń do twarzy i wykrzywiając usta. - Jim ma mnie za jakąś… jakąś… - nie skończyłam, nie chcąc nawet kończyć. Jeszcze chyba mi do końca rozdrażnienie na to nie przeszło. Westchnęłam. - Leon pewnie myśli że wszystkim powiedziałam o herbacie. Więcej nie tknę mocarza. - szepnęłam nie odejmując dłoni od twarzy czując, że jednak chyba się czerwienie trochę. Opuściłam dłonie energicznie układając je po bokach. Taka czerwona spojrzałam na Celinę. - Powiedziałaś mi, że jestem jak chleb. - parsknęłam, przypominając sobie nagle, uniosłam rękę żeby podrapać się po policzku. - Albo może pójdźmy gdzieś, gdzie mnie nikt nie zna. - zastanowiłam się, przekręcając się na łóżku. Uniosłam nogi i oparłam je o ścianę. - Może z tobą odczarowałabym potańcówkę... tylko ciocia pewnie mnie nie puści. - westchnęłam, wydymając usta i układając dłonie pod głową. - Byłaś kiedyś na jakiejś? - zapytałam przekręcając głowę w jej stronę z zaciekawieniem.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: pokój Rii [odnośnik]05.10.22 1:20
- Ojej, i to jeszcze o tak imponującym imieniu! Nigdy nie widziałam żadnego na żywo, ale pamiętam je z książek, na ilustracjach wyglądały jak bardzo małe smoki - naprawdę są takie? Kropka w kropkę? - zapytała z podekscytowaniem. Kto by pomyślał, że Neala skrywała w swoim rękawie tak intrygujące asy? - Nie wiesz, czy ten Percival sprzedaje jeszcze jakieś smoczogniki? Mój... Ellie pewnie byłby zachwycony, gdyby miał własnego - zastanowiła się, z dziecięcą naiwnością wyobrażając sobie szczęście wymalowane na twarzy Elrica, gdy ten otworzy ostrożnie opakowany prezent podczas bożego narodzenia i odnajdzie w nim miniaturę zionącą iskierkami ognia. Tylko czy Marlena nie miałaby nic przeciwko kolejnemu lokatorowi, szczególnie takiemu, którego płomień mógłby zagrozić jej pięknym, błyszczącym szmaragdem piórom?
- A więc pociągnij mnie - wyczuwalny w głosie uśmiech był przepełniony sympatią, której Celine nawet nie próbowała ukryć, nie po deklaracjach zagubionych w piętrzących się szyszkach, miękkich mchach i wilgotnym, słodkim powietrzu lasu, którego woń wciąż czuła w nozdrzach. - Za sobą. Ze sobą - szeptała gdzieś nieopodal ucha Neali, wytyczając ścieżki ruchów ich złączonych dłoni. Za każdym razem, gdy gesty rudowłosej nabierały ochoty na zatoczenie kanciastych szlaków, korygowała je, w otaczającej je aurze niemalże wyczuwając drżenie zamiarów, zanim te zdołałyby wybrzmieć, plamiąc wartość chwili. - Myślę, że na dnie nie może być tak źle, kiedy ma się obok kogoś, kto jest ci bliski - Weasley nie mogła tego zobaczyć, jednak mięśnie twarzy Celine spięły się pod wpływem dotyku nagle przecinającego je cienia; jeszcze do niedawna sądziła, że tam właśnie się znalazła, na dnie, zimnym, pogrążonym w ciemności i samotności, ale - może istniało ich więcej? Może nie każdego dna należało unikać?
Ostatecznie nawet tam kwitło życie.
Na sam koniec wspólnego dryfowania w rzeczywistości, stanąwszy już twarzą w twarz, Celine dygnęła teatralnie, pozwoliła, by kąciki ust znów uniosły się lekko ku górze, po czym ułożyła się na łóżku, z pewnym niezrozumieniem wsłuchując się w wyjaśnienia Neali. Podczas ogniska nie wszystko poszło tak, jak powinno, nie każdy jego szczegół przywoływał ciepło do serca, a wręcz przeciwnie: szpilki zdawały się wypełzać z najmniej oczekiwanych kątów, sięgając po odebraną radość, wyrwaną z rozdziału czyjejś transformacji.
- Rozmawiałaś z nimi o tym? Z Sheilą o jej cichym wyjściu, z Eve o... właściwie nawet nie wiem dlaczego się pokłóciłyście, nie pamiętam tego - wyznała ze skrępowanym różem rumieńców wkradających się na policzki, który spróbowała ukryć w materiale poduszki, do której przycisnęła twarz. - Obie nie wydawały się zbyt zadowolone z przyjścia chłopców - siostra Jamesa wiodła w tym prym, ciągnąc brata za uszy i głośno opowiadając się za ich wyproszeniem, Eve z kolei jakby przygasła. Albo może tylko jej się wydawało? - Och! Wcale mnie nie zgubiłaś, już o tym rozmawiałyśmy. Całe szczęście, że Bibi i Montygon użyczyli mi miejsca do spania - wymamrotała, okropnie czując się z powtarzaniem kłamstwa, którym zamydliła Neali oczy przy wschodzie słońca, ale nie miała innego wyjścia; spędzona z Marcelem noc, w gruncie rzeczy niewinna, w cudzych oczach była skazana na odmalowanie innymi barwami, karminowymi, lubieżną, nieodpowiedzialną pomarańczą i błękitem rozżarzonego do granic możliwości ognia, a nie chciała, by musiał się mierzyć z krzywymi spojrzeniami przyjaciół. Nikt nie powinien kwestionować czystości jego serca ani zamiarów - a jeśli ceną za uniknięcie tego było okłamywanie przyjaciółki, trudno, nie mogłaby postąpić inaczej. - Za jaką? - uniosła nieco głowę i ułożyła się wygodniej, przypatrując się gospodyni z błyskiem zawoalowanego wyzwania, rozczulonego, jednak wątpiącego w sens demonów mieszkających w niedopowiedzeniu. - Powiem ci, za jaką ma cię Jimmy. Za dobrą dziewczynę. Gdyby było inaczej, myślisz, że w swój wolny dzień przyszedłby z kolegami i... i innymi atrakcjami... na przyjęcie pełne dziewczyn? Że naraziłby się na słuchanie plotek albo wzdychanie do gwiazd quidditcha? Posłuchaj mnie, Nela. Nikt by nie przyszedł, gdybyś nie była lubiana - powtórzyła z uporem i chwyciła dłoń Weasley, by przyciągnąć ją bliżej siebie, bliżej serca, które wdzięcznie biło w piersi. Dosyć już tego samokrytycyzmu, Celine czuła, jakby Neala raniła ją samą zarzutami wobec własnej osobowości; przecież była cudowna, czemu tego nie widziała?
Determinacja zbladła dopiero na wspomnienie chleba, na co półwila zamrugała w otępieniu - umknął jej ten fragment, jeśli naprawdę miał miejsce, bo kto normalny, jaki artysta, sięgnąłby po tak kuriozalny epitet? Parsknęła tuż po pierwszym szoku, głośno, wyraziście, zanim zdała sobie sprawę, że mogło to przeszkadzać innym domownikom, więc natychmiast ściszyła chichot. O zatrzymaniu go jednak nie było mowy.
- Chleb? Naprawdę? O co mi wtedy chodziło? Co za wstyd... - pokręciła głową, pokrewnie czerwona na twarzy, wolną dłonią przysłoniwszy oczy. - Może miałam na myśli to, że lubię cię tak bardzo, jak chleb? Jak to brzmi! Żadna z nas nie powinna więcej dotykać mocarza. Prawdę mówiąc... nie był zbyt dobry w smaku. Wciąż mam wrażenie, że czuję jego pieczenie w przełyku. Jego ogień w żołądku. Coś niesamowitego - westchnęła cichutko, ściany miały uszy, ciocia Weasley również, a żadna z nich nie chciała, by sekret ogniska wydał się przy przypadkowych, niewiele znaczących wspominkach. Bałaby się pomyśleć o karze, która mogłaby czekać wciąż nieletnią Nealę. - Na potańcówkach? Pewnie - Celine obróciła się na plecy, wzrok uniosłszy na sufit, wyobrażając sobie, że znów ma przed sobą atramentowe niebo wiszące nad brzegiem londyńskiej rzeki, na którym gwiazdy lśniły inaczej niż gdziekolwiek indziej, może przez wróżkowy pył, na który, poza pokojem w Parszywym, wydawała ostatnie knuty. - W porcie było ich pełno, przy Tamizie, w okowach gorącego powietrza, z muzyką graną na żywo. Zdarzało się, że podchmielona orkiestra gubiła nuty, ale nikomu to nie przeszkadzało - w jej słowach kwitł soczysty owoc nostalgii. Ile by dała, by wrócić do tamtych dni? Pomiędzy jedną traumą a drugą, do zawieszenia w ołowianym ciężarze przeżytych smutków, z wyrokiem kolejnych, dopiero nadciągających; do limbo między aresztowaniem ojca, a Corneliusem Sallowem. - Zazwyczaj chodziłam na nie z przyjaciółką, która była mi jak siostra - gdzie teraz jesteś, Philippo, i czy jesteś szczęśliwa? Te pytania nie dawały jej spokoju, mogła jedynie mieć nadzieję, że wpatrująca się w odległe słońce Moss nie czuła oddechu strachu czy tęsknoty. Celine - czuła je na pewno. - Wiem, że to średnio pociągający pomysł, ale możemy wziąć ze sobą Elrica. W oczach cioci będzie dorosły i odpowiedzialny, więc dlaczego miałaby odmówić? Poza tym jest naprawdę miłym człowiekiem. Dobrym człowiekiem. Nie żandarmem, ale - dobrym stróżem - zasugerowała, przez moment obawiając się, że wspomnieniem brata poruszy czułą strunę rozgoryczenia po zniknięciu Brendana. Spojrzała na Nealę, obróciwszy głowę w jej stronę, i przysunęła się bliżej na łóżku, stykając się z nią ramieniem. - Nie chciałam już tańczyć - przyznała nagle. - To znaczy - czułam, że nie mogę, wiesz, że nie powinnam... Ale z wami jest inaczej. Przy was o tym zapominam i... czuję - miłość, piękno, inspirację. Ułożyła wolną dłoń na swoim sercu, głos zniżając do szeptu; trudno było o tym mówić, a jednak próbowała się przemóc. - Jesteście tam, gdzie wcześniej była już tylko pustka.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: pokój Rii [odnośnik]05.10.22 22:58
- On… wyjechał chyba. - przyznałam marszcząc brwi lekko. - Ale mogę zapytać kuzyna Elroya, może będzie coś wiedział gdzie można jakieś dostać - zaproponowałam zerkając ku niej, rozciągając usta w uśmiechu.
Chwilowa, krótka lekcja tańca była czymś odkrywczo nowym. Nagle okazywałam się mniej kanciasta. Zaśmiałam się rozbawiona tym ciągnięciem całym, wzrok jednak skupiając na dłoniach i rękach. Przekrzywiłam lekko głowę widocznie zaskoczona, może zauroczona tym co wyrabiałam. W końcu spojrzałam na nią. - Razem? - zapytałam w tęczówkach tańczyła mi radość. Dygnęłam przed nią w podobnym geście. Zaśmiałam się. - Zabiorę cię ze sobą, Celine, skoro chcesz. Do najgłębszych czeluści w które spadnę i na najwyższe chmury na które wzlecę. - zapewniłam ją opadając na poduszki, chwilę wiercąc się po łóżku.
- O to, że mówili po swojemu. - westchnęłam ciężko spoglądając na sufit. - Straciłam cierpliwość. Ale prosiłam już na początku, a potem znów i kiedy mnie po prostu zignorowała. - wzruszyłam lekko ramionami. Uniosłam złożone ręce i rozłożyłam je z cichym dźwiękiem puff - Wybuchłam. - zmarszczyłam lekko brwi. Westchnęłam raz jeszcze i pokręciłam głową. - To zabawne w sumie, Jim obiecał bez awantur, nie? I ze wszystkich to ja jedną odstawiłam. Ale znalazłam już rozwiązanie, które zapewni brak ponownego wybuchu w tym temacie. - zapewniłam ją, rozciągając wargi w uśmiechu. - Ja też nie byłam zadowolona. - mruknęłam wywracając oczami i wydymając usta. - Roratio na którego nakrzyczałam że nie jesteśmy na randce, Leon po tej aferze z herbatą, Marcel, który jeszcze o tym schodzeniu walnął na wejściu. Nic nie zrozumiał. - wywróciłam oczami wzdychając znów. - Teraz czas na jakąś kompromitacje przed Castorem i Steffnem. - mruknęłam, ale zaraz zaśmiałam się układając dłoń na czole. - Ale uznałam, że jak już przyszli to… - wzruszyłam raz jeszcze ramionami. - …nie wadzą... AŻ TAK. - spojrzałam na Celine rozciągając usta w krótkim uśmiechu. Uniosłam zaraz brwi. - Zgubiłam. - uparłam się marszcząc odrobinę brwi. - Powinnam dopilnować żebyś spała w domu, a nie… - wypuściłam ciężko powietrze z płuc. - Na całe szczęście to nic ci się nie stało. - znów odetchnęłam z ulgą. Nie byłam pewna w którym momencie ją zgubiłam. Ludzie poznikali mi nagle w świadomości, a sam wieczór miał kilka dziur. Dłonie zakrywały mi twarz, która zaczynała nabierać czerwieni. Kiedy pytanie wypadło z ust jasnowłosej wili najpierw rozchyliłam palce wypuszczając spomiędzy nich spojrzenie. A potem gwałtownie opuściłam dłonie biorąc wdech. Zanim jednak jej odpowiedziałam zaczęła mówić dalej. Trochę zwabiona przeniosłam spojrzenie z sufitu na nią. Wiedziała, za jaką mnie miał? Ciekawość znów była górą. Brwi mi się uniosły na tą dobrą dziewczynę. Wywróciłam mimowolnie oczami spoglądając znów na ścianę przede mną. Marszcząc brwi trochę. To co mówiła sens miało, ale i nie. Wzięłam wdech w płuca pozwalając na zabranie dłoni. - Nie słyszałaś? - zapytałam jej marszcząc odrobinę brwi. Czerwień nadal kolorowała moje policzki. - On… - wzięłam wdech w płuca spoglądając znów na sufit. I brałam go i brałam i brałam i brałam, żeby potem na wydechu wyrzuć resztę. - …zapytał mnie czy byłam w stajni całą noc. Z nim. - mając dom kawałek dalej w którym spała jego żona. - Kompromitacja kompletna. - ostatnie słowa wypuściłam razem z wydechem. Pokręciłam lekko głową przykładając dłoń do twarzy. - I nawet nie to jest najgorsze, że przez ten moment uznał, że to mogło się stać. Nawet nie to, że jestem tak wyblakła że byłby w stanie o tym zapomnieć. Nawet nie ta mina, którą miał kiedy o tym pomyślał. Tylko… - wzięłam wdech w płuca. - …przez jedną krótką chwilę, chciałam skłamać. Nie, nie chciałam, żałowałam że go nie okłamałam, że nie zrobiłam mu na złość. A ja… nie jestem taka. Myślałam, że nie jestem, ale może jestem właśnie. - szepnęłam cicho, czując jak oczy zachodzą mi łzami. - Kłamliwa. Wredna. Nie wiem, za jaką mnie ma. Może za jakąś… - nabrałam powietrza w usta, ale wywłoka nie chciało przejść przez gardło. Jakby przemilczane nie było w stanie mnie określić. - ...albo wszystko mu jedno. To i tak nieważne. - wywróciłam oczami po raz kolejny. Nie było. Nie będzie, za chwilę. - Ale ja z całą pewnością nie jestem dobra. - gdybym była, nawet nie pomyślałabym o czymś takim. - Poza tym, on nie przyszedł do mnie, Cellie. Znaczy do mnie, ale nie do mnie - do mnie. - przeniosłam na nią tęczówki nie odwracając głowy. - Nie twierdzę, że mnie nie lubią. - wyjaśniłam szybko żeby zaraz znów odwrócić spojrzenie. - Oh, sama już nie wiem co twierdzę. - skapitulowałam, bo w międzyczasie pogubiłam się trochę. Odchyliłam głowę spoglądając na przeciwległą stronę pokoju, postanawiając zmienić temat na lżejszy. - Musisz bardzo lubić chleb w takim razie - zaparłaś się na brodę... jak mu to było? O wiem! Czarkowskiego. Jakąś specjalną ma tą brodę? - zaśmiałam się kręcąc głową. Wypuściłam powietrze z rozbawionych ust. - Był okropny! - wyrzuciłam z siebie z oburzeniem, jakby powinien smakować o wiele lepiej. Ale nie smakował. Palił w gardle i mieszał w głowie. Przekręciłam się trochę w bok układając rękę pod głową gotowa na wysłuchanie opowieści. Rozciągnęłam usta w uśmiechu przymykając na chwilę oczy. - Brzmi genialnie. - szepnęłam, mina jednak opadła mi odrobinę kiedy przypomniałam sobie, że beztroskie dni tego miasta na ten moment zdawały się jedynie majaczyć z przeszłości. Wspomnienie przyjaciółki zdawało się tracić niewiadomą. Przesunęłam jasnymi tęczówkami po Celine. - Musiałyście się świetnie bawić. - szepnęłam, ale nie zapytałam co się z nią stało. Odwróciłam się znów na plecy marszcząc trochę brwi na padającą propozycję.
- I zadba o to, żeby żaden kawaler nie znalazł się nas bliżej niż metr? - zażartowałam, zerkając na Celine z rozbawionym uśmiechem na ustach. - Elric by mi nie przeszkadzał… chyba. - zastanawiałam się poważnie biorąc wdech w usta i wypuszczając go powoli. Marszcząc brwi i wygładzają je kilka razy by potem wypuścić słowa - …trochę się obawiam. - przyznałam zgodnie z prawdą. - Ja… chciałam zrozumieć to całe gadanie o księżycach, słońcach, zmysłowościach, narzeczonych, całowaniu i całowaniu w innym sensie. Znaczy żeby rozumieć, po nic innego. I żeby móc unikać. Więc… zapytałam Garfiego i… po części Elroya. Uznałam, że skoro też są mężczyznami będą wiesz… najlepiej wiedzieli. I to… - odwróciłam wzrok na bok wykrzywiając usta. - ...nie poszło za dobrze. - szepnęłam przygryzając dolną wargę. Zaplatając dłonie na piersi. - Zwłaszcza z Garfieldem. Powiedział mi, że nie powinnam przyzwalać na takie zachowanie. Przyzwalać. - powtórzyłam ciężko. Pokręciłam głową przymykając oczy. -A ja… ja przecież… ja chyba… na nic nie przyzwoliłam. Żaden mnie o zgodę nie pytał. Przecież bycie uprzejmym, to nie zgoda, tak? - poczułam jak zaczynam blednąć na myśl, która zaraz opuściła moje usta. - Oh, Celine, a może… może po prostu jestem… może je daje… te przyzwolenia. - gwałtownie się podniosłam, czując jak serce mi zamarło. - Dlatego Jimmy tak pomyślał. - szepnęłam. Wtedy przy magicznym lwie sądziłam, że to nie była moja wina. Że ja zrobiłam wszystko jak należy. Ale... co jeśli jednak była? Wszystko zdawało się teraz jasne, klarowne, posiadające sens. Poza tym, że całkowicie fatalne. Opadłam zrezygnowana znów na plecy.
Jasne tęczówki przesunęły się na nią na padające wyznanie. Brwi zeszły leciutko w niezrozumieniu. Ale tym razem milczałam pozwalając jej powiedzieć to, co chciała. By uniosły się trochę w łagodnej uldze kiedy przyznała, że z nami było inaczej. Oczy podążały za jej rękę. A później wróciły na twarz. Milczałam chwilę by przekręcić się trochę na bok w jej stronę.
- Chyba tylko ty możesz wiedzieć co możesz i powinnaś. - zmarszczyłam lekko brwi. Tak naprawdę nie rozumiałam, czemu nie powinna. Ale nie mogłam tak otwarcie kwestionować czegoś o czym nie miałam pojęcia. - Bo ostatecznie, każdy musi kroczyć w zgodzie ze sobą, nie kimś innym. Ale cieszę się, naprawdę. Prywatnie uważam, że zostałaś stworzona by tańczyć. - powiedziałam, unosząc rękę, żeby ułożyć ją sobie pod głową. - I jestem zaszczycona - otrzymanym miejscem. - rozciągnęłam usta w uśmiechu łapiąc ją za rękę, tą rękę spod głowy zabierając do niej. - A świat - moja nimfo - padnie Ci do stóp, jeśli postanowisz, że chcesz go sobą obdarować. - zapewniłam ją nie mając co do tego wątpliwości. Kiedy ją zobaczyłam, wtedy na ognisku, moje serce czuło, że powinna tańczyć. Zachwycać, tak jak zachwyciła wtedy każdego bez wyjątku. Pozwalać by innych zatykało z zachwytu. Ale to musiała być jej decyzja, tego byłam teraz już pewna. Ja mogłam tylko… może jak zawsze… być obok. - Postanowiłam, że się nie zakocham. Zero romansów, miłości i problemów. - też się zebrałam na wyznanie. Zmarszczyłam odrobinę brwi.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: pokój Rii [odnośnik]06.10.22 13:41
Skinęła głową, uśmiechem akcentując wdzięczność - i nieśmiało kiełkującą nadzieję na to, że kuzyn Elroy, kimkolwiek był, odnajdzie w arsenale wiedzy jakąś podpowiedź prowadzącą do gniazdka smoczogników na sprzedaż. Nie przemyślała jedynie tego, że nie miała takich pieniędzy. Monet w sakiewce było zaledwie kilka, z pewnością nie dosyć, by kupić rzadziej występujące magiczne stworzenie, ale bieda była przecież jej naturalnym stanem rzeczy od tak dawna, jakoś sobie poradzi, coś wymyśli.
- Brzmi cudownie. Jak sen, z którego nie chcesz się obudzić - zgodziła się z rozmarzeniem, wyobrażając sobie ogniste włosy niknące w czeluściach wód, do których nie dochodziło już słońce, a potem dryfujące w przestworzach na rydwanie z mlecznych obłoków, miękkich jak cyrkowa wata cukrowa, i siebie gdzieś obok, z dłonią splecioną z Nealą. Z trenem błękitnej sukienki wyznaczającym pasmo narodzin nowych konstelacji gwiazd.
Łatwo było z nią marzyć, zatracając się w absurdzie nierealności.
- I Eve po tym poszła? - zamrugała, zagubiona w meandrach towarzyskich niesnasek tamtego wieczora. Ale czy mogła się temu dziwić? Sama zapewne zachowałaby się podobnie, przekonana, że jedna kłótnia oznaczała wzbierającą nienawiść; uciekłaby więc w bezpieczne miejsce, byle tylko uchronić się przed niechęcią (której miała dosyć w swojej głowie, karmiąc się własną do samej siebie), Eve jednak wydawała się inna. Trochę ponad to. Półwila wydała z siebie cichy, przeciągły pomruk zamyślenia. - On obiecał, ty chyba nie - wytknęła z bladym, odrobinę zaczepnym uśmiechem. - Może to, że przyszli, było możliwością od losu, żeby ze wszystkimi wszystko wyjaśnić? Uwolnić się od wzajemnych wyrzutów? - zasugerowała, brzmiąc miękko, ciepło. Z Leonem, Roratio i Marcelem. Tak byłoby wygodniej, zostawić kompromitacje za sobą, odciąć je grubą kreską. - A z Eve i Sheilą na pewno szybko się pogodzicie. Żadna z nich nie wygląda na zajadłą, albo taką, która obraża się w nieskończoność, szczególnie za... takie coś - dodała.
Smutno było słuchać historii poranka zamotanego między jednym a drugim nieporozumieniem, wskrzeszającym do głosu niepozorne emocje, które w połączeniu wywołały tak wybuchową, trudną do przełknięcia mieszankę; półwila zasępiła się na chwilę, przyglądając się Neali ze współczuciem. Hector Vale mógłby stwierdzić, że każdy człowiek miał w sobie odrobinę szkodliwego cienia. Że to naturalna część ludzkiej natury, z którą rodzimy się i umieramy.
- Och... Ojej. Oboje byliście pijani, a wtedy... no wiesz... różne rzeczy mogą się wydarzyć - mówiła z doświadczenia, zakłopotana, zarumieniona, przecież w innych okolicznościach nigdy nie obudziłaby się nad ranem z Marcelem w pachnącej sianem stajni, domenie Bibi i Montygona. - Łatwo puścić hamulce - szepnęła; zgubne fantazje, przypadkowe pragnienia, chwilowe szaleństwa, właśnie one rwały się do głosu w zakrapianych kanwach wolności. - Ale go nie okłamałaś - podkreśliła troskliwie, z nutką stanowczości. - Nawet jeśli tego żałowałaś, nie okłamałaś go. Nie pozwoliłaś, żeby rwał sobie włosy z głowy i męczył się z myślą, jak wszystko teraz odkręcić. Możesz uważać inaczej, ale w moich oczach to znak, że jesteś dobra - i nie przekonasz mnie, że tak nie jest- stwierdziła z czułością, lekko uderzając ramieniem o ramię Neali, w geście niemrawego pocieszenia.
Wymykające się z ust parsknięcie tym razem było jeszcze głośniejsze niż poprzednio; Celine przysłoniła twarz dłońmi i przyciśniętymi do ust palcami stłumiła salwę śmiechu, która uciekła z gardła w kilku falach.
- Czajkowskiego! - poprawiła przyjaciółkę z udawanym oburzeniem. - To rosyjski kompozytor, którego muzykę wykorzystywano między innymi w baletach. Ale jego broda... nie była specjalna. Ładna po prostu, zadbana. Nie wiem czemu akurat na jego brodę się zaparłam - zachichotała. Czajkowski w połączeniu z chlebem, któż by pomyślał? Jaka kryła się w tym tajemnica? I przede wszystkim - co musiało dziać się w głowie pijanej Celine, by wpadła na podobne połączenie?
- Na przykład - przytaknęła wesoło; odganiający kawalerów Elric byłby tak zabawnym, jak i ujmującym widokiem. Zapewne otrzymałby za to sowitą pochwałę od opiekunki Neali, stojąc na straży jej czci i godności. - Z błogosławieństwem cioci.
Wspomnienie przyzwolenia zmroziło ją do kości. Strażnicy w więzieniu uważali tak samo, sądzili, że była chętna, że prowokowała ich pozorami dziewiczej niewinności i zapraszała głodne dłonie do naruszania każdego centymetra ciała, że tylko na to czekała, w sekrecie oczekując zaspokojenia, a przecież tak nie było. Żołądek zdawał się momentalnie przewrócić na drugą stronę, zadrżała i pobladła przy tym, w ciszy słuchając zwierzeń podminowanej Neali; nic dziwnego, że czuła się w ten sposób, postawiona pod ścianą irracjonalnych zarzutów.
- Wcale nic takiego nie robisz - oświadczyła słabo, choć w zgłoskach kwitł zalążek determinacji. Kobiety przyzwalały na wiele samą swoją obecnością, tak uważali mężczyźni niepotrafiący uszanować granic; podobne słowa usłyszała kiedyś od portowych przyjaciółek, dam pracujących na piętrze Parszywego. - Nie ma co pytać chłopców o takie rzeczy, oni myślą inaczej, widzą to inaczej. Pytaj dziewcząt. Kobiet. Starszych, mądrzejszych, które dużo przeżyły - sama Celine postępowała podobnie, pozbawiona matki szukała wskazówek w innych miejscach, a choć port nie kipiał filozoficznymi dywagacjami, bywało, że odnajdywała w błocie ziarenko złota. - A Jimmy... On mógł się wystraszyć, wiesz. Nie ciebie, ale tego, że mógłby... cię skrzywdzić. Tak myślę. To dobry chłopak, na pewno nie chciałby postąpić wbrew sobie, tobie i Eve - zdrada żony byłaby chyba najtrudniejsza do zniesienia, przynajmniej w mniemaniu Celine: którejkolwiek żony przez któregokolwiek męża, bo przecież niewiele wiedziała o małżeństwie Jima i Eve, poza tym, co wyjawił jej sam Doe.
Później westchnęła ciężko i leciutko pokręciła głową.
Utracona przyszłość, marzenia pogrzebane w zbiorowej mogile. Wtedy wydawało się to końcem wszystkiego, była taka głupia.
- Kiedyś myślałam, że to zrobi. Ten świat - trudno było jej wracać pamięcią do tamtych dni, do szczęśliwej Celine, której figlarny, radosny uśmiech niemal nie schodził z ust, wabiąc do siebie oczarowane spojrzenia jak płomień nęcił nierozsądne ćmy; była lekkomyślna i przekonana, że prędzej czy później wespnie się do reflektorów największej światowej sławy, jeśli tylko będzie odpowiednio ciężko pracować - a teraz? - Może lepiej, że wtedy tego nie zrobił, chyba nie byłam gotowa - wymamrotała, przymknąwszy powieki. Woda sodowa uderzyłaby jej do głowy, widziała starszą półwilę pomiatającą młodszymi, mniej utalentowanymi koleżankami z zespołu, pyszniącą się widokiem własnych malunków na plakatach informujących o nowych premierach. Nie chciała taką być, nie dzisiaj. - A teraz już nie potrzebuję całego świata - dopiero w tym momencie zdała sobie sprawę, że mała scena, kilku tanecznych pasjonatów i stała, ociekająca wzruszonymi łzami widownia byłyby w zupełności wystarczające, nie, byłyby powodem do największej wdzięczności. Nie zasługiwała na wielkie, klasyczne pokazy, ale może... Może te mniejsze przyjęłyby ją z powrotem? Co za nierozsądne mrzonki! A mimo to odnalazła w nich iskierkę radości, dzięki której uśmiechnęła się wyraźniej, melancholijnie. To możliwe? By jeszcze kiedyś wróciła na scenę?
- Nie wyobrażam sobie takiego życia, bez miłości - zdradziła szeptem, gdy serce podeszło do gardła i rozgościło się tam pęczniejącą gulą; lęki zabraniały jej mówić, przecież miłość była tylko iluzją, ułudą, fizycznością splamioną pożądaniem, tego nauczyło ją Tower, więc nie powinna więcej sięgać do czczych marzeń i ich mamideł - a jednak nie potrafiła się powstrzymać. Ostatnio gorąc uczucia znów dźwięczał w uszach półwili. Może był słońcem, o którym wspominał Jimmy? Plastrem naklejonym na ranę, ułatwiającym jej gojenie? Nie była pewna, niczego nie była pewna, tylko jednego. - Ja... jestem zakochana - pierwszy raz przyznała to na głos, brzmiąc głucho, jakby samą siebie zaskoczyła wyznaniem, jego łagodnym miodem rozlewającym się po języku, pełnym zdumienia i lęku. Nie chciała tego stracić, a los miał tendencję do odbierania Celine wszystkiego, co było jej bliskie. - Byłam już od jakiegoś czasu. Widzę go, gdy nocą zamykam oczy i gdy budzę się o poranku, tak wyraźnie, jak gdyby leżał tu teraz obok mnie, na twoim miejscu - obróciła głowę w kierunku Neali. Policzki piekły czerwienią. - I tylko myśli o nim pomogły mi... przetrwać. Tylko on trzymał mnie przy życiu, Nela. Tylko to ciepło. To siła nieporównywalna żadnej innej, największy dar, jaki nam dano - nie powinnaś go odrzucać - w oczach nieśmiało zatlił się błysk pierwszych łez, lecz Celine nie pozwoliła im spłynąć, za to uśmiechnęła się, w wydechu powietrza ulatującego z płuc czując ulgę; nigdy wcześniej nie nazwała swoich emocji względem Marcela, nie w ten sposób. Teraz przeznaczenie mogło już robić z nimi co chciało. Odebrać je, zdusić, zdeptać, sprawić, że młodzieniec więcej nie pojawi się w zasięgu wzroku - ale nie odbierze jej tego, że to przeżyła. Te uczucia, nadzieje, wyobrażenia, słodkie westchnienia w febrze gorączki, wspomnienia w samotności gardła Tower of London. - Nie każda miłość będzie spełniona. Nie każda zostanie odwzajemniona. Będzie boleć, wyciskając z oczu łzy, oczywiście, że tak. Ale to tylko kolejne tętnienie życia. Bo miłość... to najlepsze, co możesz komuś podarować - i co samej możesz poczuć.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: pokój Rii [odnośnik]07.10.22 18:25
- Znaczy… wróciła. Na szczęście. Proponowałam jej, żeby spróbowała z nami tych twoich kuchennych odkryć… - wzruszyłam ramionami. - …ale nie chciała. - zmarszczyłam lekko brwi. - Ja wiem, że bywam trudna… - mruknęłam wzdychając ciężko, marszcząc nos. Byłam okropna, emocjonalna, ekspresyjna. Wiedziałam, że nie jestem łatwa do wytrzymania. Ale złość mijała mi szybko, a ja sama potrafiłam rozmawiać - a może bardziej wyjaśniać.
- Ja nie. - zgodziłam się rozciągając usta w uśmiechu. Trochę marnym i niepełnym całkiem. Wzięłam wdech w płuca. - Oh, ja im już wybaczyłam wszystko. - machnęłam lekko ręką. - Ale wiesz, wybaczyć, to jedno, zapomnieć drugie, a stawić czoła po całkowitej kompromitacji trzecie. A Roratio wybaczył mi tego samego dnia. W przeciwieństwie do mnie potrafi zachować się z klasą. - powiedziałam zgodnie z prawdą. - Ale to nie była moja wina! - zapewniłam ją od razu. Zerkając ku niej.
Milczałam marszcząc w gniewnej manierze brwi kiedy zaczęła mówić o tym byciu pijanym i różnie dziejących się rzeczach i hamulcach. Milczałam, kiedy podkreślała że jednak go nie okłamałam. Wykrzywiając usta w niezadowoleniu, cała czerwona patrząc na ścianę przed sobą, jakby to ta ściana była winna czemukolwiek. Prychnęłam na to bycie dobrą i pokręciłam głową. Chwilę leżałam po tym, jak uderzyła ramieniem o moje ramię. Gwałtownie uniosłam rękę, zginając palce w pięść, wypuściłam powietrze z ust.
- Ależ on mnie wkuuuuurza czasem. - wyrzuciłam z siebie, wywracając oczami. - Ego ma wielkości olbrzyma najwidoczniej. - wyrzuciłam żeby pokręcić głową. Spojrzałam na Celine. - W tej sytuacji co puścić nie miało. - orzekłam, bo taki właśnie moje zdanie było. Nie miało. Nie mogło. - Rozumiesz? - zapytałam przykładając dłoń do tworzy. Absurdalność tej sytuacji sprawiła, że znów pokręciłam głową. Wokół ust zatańczyło mi jednak rozbawienie. Rozchyliłam palce. - Istnieje duże prawdopodobieństwo, że któregoś dnia, jak Merlin mi świadkiem, przypadkiem go uduszę w afekcie. - raczej nie miałam tyle siły. I raczej nie byłabym w stanie tak naprawdę. Słowa powiedziałam jednak jak największy z sekretów, o którym nikt inny wiedzieć nie powinien. - Alkohol tu nie ma nic do rzeczy. Znaczy ma, ale nie całkiem. - zadecydowałam. - W sensie, jeśli kiedykolwiek z kimkolwiek miałabym gdziekolwiek iść, to zrobiłabym to w obu stanach. Tak myślę. Oh nieważne. - mruknęłam wywracając oczami, biorąc wdech w płuca, uniosłam rękę i machnęłam nią. - Znaczenia to nie ma. Zostawmy to. Przeprosił. Nie ma co roztrząsać czegoś, co dla nikogo nie jest ważne. - skapitulowałam, biorąc jeszcze głęboki wdech w płuca, zaraz po tym jak wyrzuciłam z siebie frustracje.
- Tylko z kim będziemy wtedy tańczyć? - zapytałam z uśmiechem, ale on nie był już tak wyraźny, bo w głowie mi chodziło to, o czym mówił Garfield. O tych przykładach i zezwoleniach. I kiedy to powiedziałam, kiedy zaczęłam myśleć na głos zaczęłam wątpić. Wątpić w to, że ja miałam rację a on niesłusznie tak powiedział. Spojrzałam na Celine, unosząc łagodnie brwi w wyraźnej chęci, potrzebie może, żeby wierzyć w to, że to ona miała rację a nie on.
- Na pewno? - zapytałam jej prawie szeptem, nie będąc już pewna niczego. Odwróciłam spojrzenie na bok. - Ciebie mogę? - zapytałam jej wracając do niej spojrzeniem spod lekko zmarszczonych brwi. - Ciocia pewnie byłaby zła na mnie jak Garfield. - mruknęłam. - A jak… jak opowiadałam She o Leonie, to skończyło się... nie za dobrze też. - westchnęłam ciężko. Czemu to wszystko musiało być takie skomplikowane? - Wystraszyć? - powtórzyłam po niej bez zrozumienia. Już otwierałam usta, żeby zapytać co jest we mnie strasznego takiego, ale uściślił, że to nie o mnie chodziło wcale. Skrzywdzić? Nie rozumiałam jeszcze bardziej, zmarszczyłam brwi mocniej. - To nie ma sensu. - mruknęłam wydymając usta - bo nie miało. Ja, nie miałam żadnych nadziei, wyjaśniliśmy to przecież w lutym już. A on, nie był zainteresowany. Znaczy nie mną i nie w taki sposób. Czemu miałby być? Oboje chcieliśmy przyjaźni. Poza tym, to jakaś absurdalna myśl była, że mógłby być. On. Mną. Na tyle, że zaśmiałam się przymykając na chwilę oczy. Unosząc rękę, żeby przytknąć ją do czoła. - Ale to też nieważne. Ostatecznie nic się nie stało, nie? - przekręciłam głowę spoglądając na Celine. Nic się nie stało i nic się nie stanie przecież. Nikt nie będzie skrzywdzony. Jimmy znajdzie sposób, żeby zobaczyć znów uśmiech na ustach Eve tak, jak tego chciał. A ja… ja będę.
Temat trochę się zmienił, może trochę ściężał, ale ten pokój już od dawnego czasu nie miał w sobie namiastki takiej intymności i dzielonych sekretów. Bo tak jak i z ogniska tak i stąd nic nie powinno wyjść dalej. Powinno zostać nasze tylko, tak czułam właśnie. Uniosłam łagodnie brwi na krótkie wyznanie. Przesuwając dłoń, żeby znaleźć tą jej. Słuchałam, nie wtrącając się między słowa.
- Więc może… - odezwałam się cicho na chwilę odwracając wzrok. - …spróbujemy znaleźć Twój świat? Całkiem nowy. A może przez nas stworzony. Tak szeroki, jak uznasz za odpowiednie? - zapytałam jej. Nie chciałam naciskać, ani nic wymuszać. Ale chciałam żeby wiedziała, że gdyby potrzebowała, byłam chętna jej pomóc, za cokolwiek nie zamierzała się zabrać.
Brwi uniosły mi się wyżej na to nie wyobrażanie całe. Ja sobie wyobrażałam. Za lepsze uznawała je nawet, nie chciałam dawać się za nos wodzić i kończyć poten zraniona, albo porzucona.
- Oh! Naprawdę?! - wypadło z moich ust i aż się podniosłam na padające wyznanie. Usiadłam na kolanach spoglądając na nią z rozwartymi ze zdziwienia oczami. Mimowolnie nachyliłam się w jej stronę, opierając ciało na dłoniach. Tak mówiła o tym ładnie, prawie jak w książkach było napisane. Zaraz wyprostowałam się jednak i wydęłam usta kręcąc przecząco głową. Odwróciłam wzrok wzdychając ciężko, marszcząc brwi odrobinę. Ale byłam już zdecydowana, coś postanowiłam przecież. Jej kolejne słowa sprawiły, że opadły mi ramiona.
- Nie rozumiesz, Cellie. - szepnęłam unosząc rekę, żeby zacisnąć wargi na palcu wskazującym. Wzięłam wdech w płuca. - Nie sądzę, żebym umiała w ileś miłości. Tej konkretnej. Zalałabym nią wszystko wokół i nie umiała inaczej, to nie byłoby kolejne tętnienie. To byłaby powódź. - opuściłam rękę. - Poza tym, nikt nie chce przebywać obok jakiegoś… wulkanu… co nie kontroluje własnych wybuchów. Nie na stałe. Tylko nie mów tego co słyszałam już. Że wyboru nie mam. Wpływu też nie. Mam i to udowodnię każdemu. Na wojnie z przeznaczeniem jestem. Postanowiłam już. Już się nasłuchałam komplementów bez pokrycia. Pięknych zapewnień, za którymi nic nie idzie. No, chyba że litość. Jakbyśmy, czekały tylko na kilka miłych słów. Rozumiesz? Dobrze, że i tak w nie nie wierzę. Rozbudzone nadzieje, musiałabym grzebać za każdym razem tworząc cmentarzysko z niespełnionych snów. - westchnęłam i potaknęłam krótko głową kładąc się na brzuchu. Układając brodę na podsuniętych dłoniach. Splotłam nogi w kostkach podwijając je. - Tragiczne miłości w książkach zawsze zapierają dech w piersiach. Taka miłość mogłaby chociaż być piękna. - zastanowiłam się. - Wcześniej myślałam, że jakbym miała chcieć jakąś to taką właśnie. - zmarszczyłam lekko brwi wzdychając ciężko. Cóż, dobrze że postanowiłam coś sobie i cierpieć nie będę musiała. Chyba jednak wolałam mówić o niej. - Postanowiłam już, a mimo wszystko moje serce łaknie tak strasznie, by ktoś spojrzał na mnie tak, jakby na świecie nie było nic piękniejszego. Może ciocia ma rację mówiąc, że jestem próżna. - westchnęłam unosząc ręce do góry, spoglądając na swoje dłonie obsypane piegami, chude palce. - W marzeniach najgorsze jest to, że przeważnie są nierealne. Dlatego, wolę cele. - orzekłam, przekręcając się na bok.
- A on? - zapytałam zerkając na jej piękną twarz. - Wie? - postawiłam kolejne z pytań przesuwając trochę głowę. - Jaki jest? Znam go? Pewnie nie, niby skąd.... - chciałam wiedzieć - pytań robiło się coraz więcej. - Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz. - dodałam zaraz, jakby przypominając sobie, że powinnam pohamować się chociaż trochę.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: pokój Rii [odnośnik]11.10.22 16:03
Celine nie była pewna, w jaki sposób kontynuować rozmowę o Eve i załagodzić spieniony w żyłach konflikt, zabrakło jej słów, finalnie nawet zabrakło myśli, jakiejś mądrości, którą mogłaby zaoferować przygnębionej awanturami przyjaciółce, by ją pocieszyć. Zapewnić, że to tylko chwilowe i wszystko prędzej czy później znów się ułoży. Pogodzą się, a świat, mikroświat, powróci do normalności. Nie miała pojęcia o relacji łączącej panią Doe z Weasleyówną, zakładała jednak, że obecność żony Jamesa musiała świadczyć o przyjaźni, a skoro tak, sprzeczki nie mogły trwać zbyt długo; były gwałtowne i burzliwe przez nacechowanie przywiązaniem, a przy tym skazane na zanik wraz z opadnięciem emocji. Inne urazy można było chować długo, nawet do grobowej deski - ale przyjaciołom się wybaczało. Wierzyła w to całym sercem.
- Na szczęście teraz stawiłaś im czoła - podkreśliła gładko, wtrącanie się w utarczki z chłopcami od zawsze przychodziły jej łatwiej. - I wszyscy możecie o tym zapomnieć. Ruszyć naprzód. Kompromitacje spłonęły w ognisku, a nie ma po co sklejać popiołu w kształt, który może tylko ranić - siebie, innych. Och, gdyby taką filozofię mogła przełożyć na własne życie, Hector Vale zapewne przyklasnąłby z dumą i poczuciem idealnie wykonanej pracy, ale na to wciąż było jeszcze za wcześnie. Ze zbyt świeżych ran zdążyła póki co zmyć sól, nic więcej.
Celine znów parsknęła pod nosem, wsłuchana w burzliwą młodość przemawiającą przez Nealę. Jej frustracje, bolączki, uczucia, wszystko było takie świeże i piękne, paradoksalnie inspirujące; półwila nie sądziła, by sama kiedykolwiek dorosła tak, jak można by się spodziewać po dwudziestojednoletniej pannie, ale zdążyła zapomnieć siebie z wrót Beauxbatons, płomienną i kapryśną. Też taka wtedy była?
- Jak to chłopcy - stwierdziła wesoło. Potrafili denerwować, wystawiali cierpliwość na próbę, chętnie chwytali za struny rozsądku i wygrywali na nich skoczne melodie, a jednocześnie wydawali się jej przy tym o wiele bardziej autentyczni od dziewcząt. Pozbawieni zazdrości, której doświadczała z rąk, słów i spojrzeń rówieśniczek. - U niektórych warto przymknąć na to oko - dodała znacząco, James był jednym z nich, w porcie nigdy jej nie zawiódł, nawet gdy wypchnął Marcela przez okno i wraz z upływem czasu doszukał się w geście poczucia winy, uważała go za bardzo wartościowego, uzdolnionego młodzieńca. - To nie tak, że masz nad tym kontrolę, Nela. Że... jesteś tak zupełnie sobą, albo że myśli, które masz w głowie, są twoje - wymamrotała, pamiętając zgubny wpływ wróżkowego pyłu, nie jeden raz pchającego ją w odmęty nierozsądku, w paszcze nieprzekraczalnych granic. - Miło, że przeprosił - zauważyła, niepewnie spoglądając na przyjaciółkę kątem oka. Jimmy w końcu nie musiał przepraszać, teoretycznie nawet nie zrobił nic złego, przynajmniej w jej mniemaniu, ale Weasley mogła przecież sądzić inaczej - i zapewne tak było.
- Z każdym, oczywiście! Albo z Elriciem. Nie jestem pewna, czy on w ogóle umie tańczyć, ale jeśli nie, to byłaby idealna okazja, żeby go nauczyć - Celine obwieściła z podekscytowanym rozbawieniem, czująca w mięśniach mrowienie pragnienia. Z bratem u boku czułaby się bezpiecznie, z przyjaciółką na parkiecie - chciałaby wirować aż do rana, do wymęczenia każdego skrawka ciała, do momentu, aż kolana zadrżą bezsilnością, a sen obmyje je z skonania. Czy to nie byłoby piękne? Ellie szybko odnalazłby wspólny język z Nealą, tym bardziej, jeśli ta w swojej menażerii posiadała smoczognika - to było pierwszym spójnym punktem, tematem rozmowy, którego doszukała się półwila.
- Na pewno. I jeśli tylko będę mogła pomóc, jeśli będę znała odpowiedź, to wszystko ci opowiem. Mnie też ktoś musiał nauczyć - westchnęła, ujmując dłonie rudowłosej w swoje. Rain, Philippa, one wiedziały więcej, niż którakolwiek portowa filozofka, obdzierając miłość z romantycznych, lirycznych naleciałości. Do prawdziwie pięknego uczucia należało przedzierać się przez ciernie.
- Mój świat - powtórzyła po niej ze zdumionym rozmarzeniem. Gdzie znajdowałoby się takie miejsce, taki ogród? Półwila przymknęła powieki i pozwoliła wyobraźni poszybować ku znajomym nieznajomościom, niemalże czuła na rzęsach leniwe pocałunki promieni słońca, które w rzeczywistości dawno temu zastąpił poczciwy księżyc. - Zdaje mi się, że widzę go przy każdym spacerze tam, gdzie nie sięgają mury miast, wiesz? Wiatr mam na wyłączność, a rzeki szumią tylko dla mnie. Bez cienia... smutku. Żalu i strachu. Nie tylko mojego, ale każdego. Teraz to nierealne. Ale czy mój świat musi być realny? - szepnęła. W Tower of London żyła fantazjami, gnała dokądkolwiek by ją poniosły, przeżywała szczęśliwe, beztroskie przygody, żeby odciągnąć uwagę od purpury siniaków czy kolejnych stęknięć obrzydliwego zadowolenia. Wtedy było to sposobem na przetrwanie, dziś mogłoby tylko pogłębić uczucie oderwania. - Mój prawdziwy świat, Nela, już go znalazłam, jest tutaj. Teraz obok ciebie, w Dolinie Godryka, w sercach przyjaciół i w... życiu, po prostu. Taki mi wystarczy - przyznała i otwarła oczy, odnajdując spojrzenie przyjaciółki.
Spolegliwy, ciepły uśmiech wstąpił na usta, gdy Weasley opowiedziała o walce z przeznaczeniem, prosząc, by więcej nie powtarzać, że walka ta z góry skazana była na porażkę. Bo była, ale skoro dziewczątko nie chciało słuchać ani uwierzyć, pewnego dnia będzie musiała przekonać się na własnej skórze, a wtedy wszystko zrozumie.
- Myślisz, że wulkan czułości byłby taki zły? Nie wiem, dla mnie brzmi jak coś pięknego. Absolutna, nieograniczona pasja, wybiegająca daleko poza ludzkie zrozumienie. Chciałabym czegoś takiego doświadczyć - w jej słowach nie było cienia kłamstwa, za to na policzkach malowały się kolejne obłoki różu, gdy przed oczyma wyobraźni stanął Marcelius, w którego oczach płonęłaby podobna namiętność; tylko czy gdyby tak było, mogłaby jej zaufać? Przekleństwo zapisane w genach skazywało ją na fałszywie odwzajemnioną miłość, gdy tylko zaczynała o tym myśleć, powracał do niej znajomy strach. Zwątpienie. - Głupotki. Wolałabym szczęśliwą miłość z równie szczęśliwym zakończeniem. Takie są najpiękniejsze - zaoponowała, po czym skryła spąsowiałą twarz w dłoniach, dotykiem ciała zniekształcając sens nadciągających słów. - Oczywiście, że nie wie! - jęknęła, jej serce przyspieszyło bicie, a w żołądku wykluły się brzękotki. - Ale on... jest... inny, niż wszyscy. Jest dobry. Życzliwy i taki odważny. Jego ciało czasem... mówi więcej niż słowa, jakby chciał krzyczeć, ale nie był w stanie. Boli mnie każdy jego smutek, buduje każdy uśmiech. On... Och, Nela! - Celine obróciła się na łóżku i na kolanach podciągnęła bliżej poduszek, by potem wsunąć się pod kołdrę i schować między nimi twarz. Znam go? Nigdy nie odpowiedziałaby na to pytanie, udała więc, że go nie słyszała. Tak było łatwiej. - Myślisz, że istnieje gdzieś świat, w którym by mnie kochał? - spytała z płonną, niemądrą nadzieją, mrucząc te słowa w materiał poduszki.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: pokój Rii [odnośnik]12.10.22 20:22
- W życiu o tym nie zapomnę. - mruknęłam wywracając oczami. - Ale nie ma sensu pielęgnować urazy dla czegoś, co za kilka lat znaczenia nie będzie miało żadnego. - zgodziłam się z nią w pewien sposób przekręcając lekko głowę. Wzięłam wdech w płuca. - Wuja mówi, że nie warto złościć się na coś dłużej niż kilka minut, jeśli nieważne będzie za jakiś czas. Bo to zgoda buduje, a nie gniew i uraza. Ale jeszcze czasem… czasem nie umiem tak szybko opuścić, wiesz? - szepnęłam cicho odwracając spojrzenie z widoczną winą na sumieniu. Niektóre rzeczy dotykały mnie za bardzo. Nosiłam je ze sobą zbyt długo. Ale umiałam wybaczać i trwać. Tak mi się przynajmniej wydawało.
- To nie żart. - żachnęłam się odrobinę, ale jej uśmiech sprawiał, że sama się uśmiechnęłam wywracając oczami. - Mówię na poważnie, Cellie. - poskarżyłam się jej na nią samą, marszcząc nos i wydymając odrobinę usta. Wzięłam wdech w płuca wypuszczając powietrze ciężko. Jak to chłopcy. Wywróciłam oczami znów, ciocia czasem mówiła, że nie powinnam tak wywracać nimi. Ale one się same wywracały. Złapałam jej spojrzenie, kiedy o tym przymykaniu oka mówiła, swoje własne mrużąc. Wzięłam wdech w płuca wypuszczając powoli powietrze. - U niektórych, hm? - powtórzyłam po niej wydymając usta w rozbawieniu. - Masz jakąś listę? - zapytałam spoglądając na nią ze ściany, na którą zerknęłam wcześniej. Zaraz jednak rozbawienie ustąpiło, kiedy słuchałam jej dalej. Brwi mi się zmarszczyły. - A czyje są, jak nie moje? - zdziwiłam się przesuwając trochę głowę. Nie do końca rozumiejąc, marszcząc nos w zastanowieniu spoglądając na sufit. Co prawda miałam jedną myśl wczoraj, co jak nie moja była, ale… znów czy tak odległa całkiem ode mnie. Różne rzeczy i osoby mogły być w różnych momentach piękne. Czasem zawsze - jak Celine. A czasem tylko na krótki ułamek niezrozumiałej sekundy. - Hm? - mruknęłam z początku nieobecnie, kiedy o tym przepraszaniu wspomniała. Wydęłam usta, unosząc rękę, żeby palcem wskazującym uderzyć kilka razy w dolną wargę. - Tak… - zgodziłam się w końcu nie odwracając spojrzenia od sufitu. - Miło. - potwierdziłam jeszcze unosząc jeden kącik ust ku górze. Nie przyznałam, że w kontekście majowej rozmowy to nie do końca miało znaczenie.
- Nie będzie ich odganiał miotłą? - zapytałam śmiejąc się z tej wizji opiekuńczego brata swojej siostry i jej przyjaciółki. - Ja też średnio umiem. Nie tak jak ty albo James. - przyznałam zgodnie z prawdą. Właściwie jak tak pomyśleć o dziwo, to z nim nauczyłam się tych nowych tańców. Nauczyłam to dużo powiedziane. Poddałam się. Zaraz jednak zerknęłam na nią. Widocznie się zastanawiając. Zmarszczyłam lekko brwi. Wzięłam wdech w płuca.
- Mam sporo, uważaj… - zastrzegłam biorąc wdech w płuca. Marszcząc trochę brwi. Może zacznę od tych, które zadałam pierwsze przyszły mi na myśl. - Kiedy się uznaje, że ktoś za kimś lata? Da się to, nieświadomie robić? Myślisz, że latałam za kimś... wiesz na ognisku? - zapytałam więc stawiając pierwsze pytanie. - Hm… co zrobić, żeby przypadkiem nie zainteresować sobą kogoś? - Elroy mówił, że nie dało się, ale może Cellie wiedziała lepiej. - O co chodzi z tym całym uwodzeniem? - wybrałam trzecie, potakując lekko głową. - Zacznijmy tutaj. Jak będę znała na to odpowiedzi, to będę mogła odpowiednio działać. - orzekłam zadowolona ze swoich wyborów.
- Twój. - potwierdziłam, unosząc łagodnie wargi ku górze. Milczałam ze spokojem pozwalając jej roztaczać własną wizję. Słuchając słów, które wypadały z jej malinowych warg. - Nie musi. - zgodziłam się pogłębiając uśmiech. - Ale możemy spróbować znaleźć takie miejsce w realnym świecie. To bez smutku żalu i strachu. - powtórzyłam po niej. To z pewnością musiało być piękne miejsce. Dziewicze. Nietknięte bólem. Rozwarłam oczy odrobinę zaskoczona, nadal nie nawykłam do miejsca, które dla mnie zrobiła. Zaraz się jednak uśmiechając, by krótko skinąć głową. - Jeśli zamarzysz kiedyś i odkryciach, masz mnie na towarzyszkę podróży. - zapewniłam ją jeszcze tak dla pewności po raz kolejny, przekręcając się, by opaść znów na plecy. A potem podnieść się by usiąść na kolanach. Wyrzucając z siebie słowa - wiele słów. Na temat tej miłości całej i przeznaczenia przeklętego. Oddech mi trochę przyspieszył, kiedy tłumaczyłam pełna emocji każdych i wszystkich. Więc gdy zamilkłam w końcu zauważyłam że właśnie to się stało. Uniosłam brwi na pytanie zadane przez Celine. By zaraz je zmarszczyć. Czułości? Nie o nią mi chodziło… chyba.
- Nie o to chodzi. - szepnęłam kręcąc głową. Pokręciła to. O to, że nie kontrolowałam swojej złości mi chodziło. Chyba. Może. Zmarszczyłam trochę brwi. Odwróciłam spojrzenie na bok. Nie byłam pewna, gubiłam się w tym i nie umiałam znaleźć odpowiedzi. Celine mówiła, że chciałaby czegoś takiego. A ja? Czy chciałabym dostać siebie samą? Taką okropną? Ledwie dawałam sobie radę sama ze sobą. - Szczęście ulotne bardzo jest ponoć. - odpowiedziałam, ale nie kłóciłam się o to, która byłaby lepsza. Bo przecież i tak żadnej nie zamierzałam ani brać, ani mieć. Temat ten poza mną miał pozostać zgodnie z moim postanowieniem. Wolałam dowiedzieć się więcej o tym jej rycerzu o którym mówiła wcześniej. Poznać miłość przez nią zrozumieć ją może właśnie w ten sposób.
- To nie takie oczywiste. - szepnęłam do niej, nachylając się trochę żeby pokręcić głową. Czułam, że sama mam zaróżowione policzki z podniecenia. - Inny? - powtórzyłam po niej bez zrozumienia przekrzywiając trochę głowę. Uniosłam rękę do policzka, żeby podrapać go chudymi palcami marszcząc brwi. Nie rozumiejąc co miała na myśli. - Jak ciało mówi? - zapytałam jej trochę niepewnie. Potrzebując, żeby chociaż odrobinę mi pomogła. Obserwowałam to tarzanie się po łóżku bez zrozumienia, by kiedy w końcu przestała się ruszać opaść gdzieś obok niej. Wydęłam lekko usta na zadane przez nią pytanie. Chcąc odpowiedzieć jej szczerze. Przekrzywiłam głowę trochę w bok. - Wszystkie inne są nieważne skoro w tym ty jesteś i on też, nie? - zapytałam jej, opadając obok. - Myślę, że tylko on będzie mógł odpowiedzieć czy w tym cię kocha. Albo może pokochać. - zastanowiłam się na głos. - Ale stronniczo, to musiałby być głupcem, żeby nie zapragnąć dla siebie takiego piękna i takiego dobra. - odwróciłam się na plecy wyciągając rękę żeby zaprezentować pięść. - Mogę mu nakłaść do głowy odpowiednio jak chcesz. - powiedziałam obracając głowę żeby na nią spojrzeć. Zaśmiałam się wsuwając pod kołdrę obok niej. - Jim mi pokazał na… - ale mina mi zrzedła. Przypomniałam sobie te wszystkie lepy, rzepy i psy. Odwróciłam wzrok. - Powiesz mu? - podjęłam po chwili wracając do niej spojrzeniem znów. Jakoś łatwiej było, kiedy nie chodziło o mnie.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: pokój Rii [odnośnik]26.10.22 20:49
- Przepraszam - odpowiedziała potulnie na naganę, chociaż rozbawienie wciąż tańczyło gdzieś na uwrażliwionych strunach duszy. Neala była przeurocza w zapiekłości swoich przeżyć; serce miękło jej w piersi, a w żołądku kwitła wdzięczność za to, że akurat z nią dziewczynka tak ufnie dzieliła się problemami. Że mogła pomóc, chociażby służąc uchem i uwagą.
- Zobaczymy. Może będzie ich odganiał Furią - nie powstrzymała salwy wesołego śmiechu na wyobrażenie Elrica, który razem z ognioprodukującym stworzonkiem Weasleyówny staje w obronie godności podopiecznych na potańcówce.
Pytania Neali nie były tym, czego Celine się spodziewała - choć dni spędzane w jej towarzystwie uwydatniały niechęć wobec małżeństwa czy zakochania, w głębi duszy spodziewała się, że przyjaciółka zatęskni do słodyczy nieznanych uniesień i podąży za melodią uśpionej romantyczności. Ona jednak, jak na złość, nawet teraz próbowała dowiedzieć się, jak temu zapobiec. Tragedia!
- Wszystko da się robić nieświadomie - stwierdziła głębokim, mentorskim tonem, uniosłszy dłoń do twarzy, gdzie zgięła palec wskazujący i przycisnęła go do przestrzeni pod nosem, jakby nagle wyrosły jej starcze wąsy zbudowane z bladej skóry, białej na wzór wieku samego Merlina. Zaraz potem zachichotała pogodnie. - Ale nieświadomie się za kimś oglądać, wzdychać do kogoś? Na tyle, żeby to okazywać? Nie wydaje mi się. Co innego kiedy jesteśmy dziećmi i ciągnięcie dziewczynki za warkocze to dowód miłości na całe życie, ale w pewnym wieku... Tak myślę przynajmniej, w pewnym wieku serca i ciała nie da się oszukać. Nie można stłumić spojrzeń, różu policzków, łagodniejących uśmiechów. Kłamstwo ma krótkie nogi, a prawda prędzej czy później, prawda o miłości, albo chociaż zainteresowaniu, wyjdzie na jaw. Nawet delikatnie, nieśmiało jak pierwszy wiatr wiosny - mówiła miękko. Refleksy w lustrze uświadomiły, że jej tajemnica również nie będzie bezpieczna zbyt długo, nie potrafiła odmawiać sobie orbitowania wokół Marcela jak księżyc krążył wokół ich świata, a myśl o tym, że ktoś mógłby odkryć ten sekret przedwcześnie napawała ją dżdżystym przerażeniem. - Za kimś poza mną? Nie zauważyłam - uśmiechnęła się szeroko, błyskając zębami. Pytania Neali piętrzyły się jak prace domowe kolekcjonowane do ostatnich godzin przed terminem oddania; Celine uniosła się na kolanach i tym razem to ona nachyliła się nad przyjaciółką, uniosła też ręce przed siebie na wzór protego. - Ojej, to to dopiero początek? - jęknęła teatralnie, bo skoro Weasley rozpoczynała proces poznawania miłości od tak wielu kwestii, chcąca chyba wszystkiego dowiedzieć się jednego wieczora, to zapowiadało naprawdę intensywną lekcję. - W jakim sensie o co chodzi? Hm, pomyśl o tym, jak... O kwiatku, który ściąga do siebie motyle albo pszczoły. On uwodzi. Zjednuje sobie uwagę, prosi o nią, czasem nienachalnie, a czasem wręcz przeciwnie, jakby chciał uderzyć świat obuchem - to zależy od kwiatu - przełknęła gorzką ślinę. W porcie nauczyła się tego dokonywać, a później, w Tower of London, nasłuchała się o uwodzeniu steku kłamstw, o tym, że uwodziła strażników, których dekoncentrowała w chwilach uniesień z żonami, albo o tym, że to oni uwodzili , bo przecież prosiła się o pieszczoty i atencję w ich zakrzywionych władczym testosteronem spojrzeniach. - I nie da się sobą... nie zainteresować absolutnie nikogo. Ludzie są różni, Nela. Szukają w innych różnych rzeczy. Musiałabyś zaszyć się na zawsze w swoim pokoju i więcej nie wyjść na zewnątrz, żeby nie ryzykować cudzą sympatią - ale nawet tu nie jesteś bezpieczna. Spójrz, ja się tobą interesuję - orzekła, zmusiwszy się do rozjaśnienia myśli, wiedziała też, że nie o przyjacielskie zainteresowanie chodziło szlachciance, jednak nie chciała, by ta zbyt mocno przejmowała się czynnikami, na jakie nie miała wpływu.
Podobnie jak Celine miała w Neali towarzyszkę podróży w poszukiwaniu nowego świata i przecieraniu szlaków prowadzących ku spokojowi wolnych dni, tak płomiennowłosa czarownica miała ją za przewodniczkę po meandrach spiralnych linii miłości, przypominających zakrzywioną muszlę ślimaka. Dziwną, ale prowadzącą do celu. Uśmiechnęła się do niej wdzięcznie i kiwnęła głową, zachowa to w pamięci, tę propozycję, obietnicę - nie chciała nadwyrężać dobroduszności, ale w przyjaźni... ludzie mieli prawo polegać na sobie nawzajem, nawet jeśli nosili w sobie skazy pozostawiające na duszach brzydkie bruzdy.
- To prawda - szepnęła; ponadto potrafiło okazywać się szczęściem dopiero gdy znikało z brzegów horyzontu, zastępowane złą passą. Tylko dlatego dziś potrafiła tak mocno docenić swoje portowe przeżycia, to, że natrafiła tam na ludzi chcących otoczyć ją opieką i pomóc w odnalezieniu się w nowej rzeczywistości. - Inny - przytaknęła krótko, rozmarzonym, subtelnym tonem głosu, nie wdając się w szczegóły. Marcel nie miał sobie równych. Nikt na tej ziemi nie był do niego podobny. - Każdym gestem, ruchem mięśni. Każdym krokiem. To słowa, z których składa się piękny wiersz. Czasem łatwiej z niego zrozumieć czyjś sens, niż z rozmowy. Mi jest łatwiej - wyjaśniła; szczególnie w tańcu, we wspólnie odnalezionej harmonii, choćby niewprawnej i spontanicznej, ale autentycznej. Dotyk prowadził ją jak żaden inny zmysł. Z twarzą skrytą w poduszkach wypuściła z płuc powietrze długim wydechem, zanim pozwoliła sobie przekrzywić lekko głowę i uniosła powiekę jednego, odsłoniętego oka, z zażenowaniem spoglądając w ten sposób na przyjaciółkę. - Nie powiem mu tego nigdy - oświadczyła z determinacją. - Znaczy... Chciałabym. Och, tak bym chciała. Ale boję się, co by mi odpowiedział, albo że nasza przyjaźń mogłaby dobiec końca. Nawet jeśli miałby mnie odtrącić, nie mogłabym go stracić... - przyznała cicho, po czym parsknęła na widok pięści i płomiennego zapewnienia Neali. - Tylko nie to! - rozweseliła się, na moment puściwszy w niepamięć trwogę swojego serca. Celine sięgnęła po krawędź kołdry i naciągnęła ją na sylwetkę przyjaciółki, żeby bezkarnie móc przytulić się do jej boku i ułożyć głowę na jej ramieniu; włosy czerwone jak żar w ognisku rewolucji łaskotały ją w nos, były miękkie i pachnące domem, ogrodem i drewnianymi meblami. - Jim ci pokazał, jak kłaść coś komuś do głowy? - podchwyciła potem, zdziwiona. To możliwe, żeby dobrze zrozumiała te słowa? To możliwe, że Jimmy uczył dziewczęta, jak się bić?


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: pokój Rii [odnośnik]27.10.22 1:50
Przebywanie z Celine zdawało się przyjemnie proste. Mimo trudności, które zdawały się ją dotyknąć, nie obawiałam się przy niej mówić. Tak swobodnie nieważne i ważne jednocześnie każde słowo było. Nieważne, bo nie obawiałam się ataku w jakiś sposób wierząc, a może mając nadzieję, że nawet krytykę przekaże w sposób, który nie rozora mi serca. Była jak oddech, westchnienie, czy nadejście świeżego powiewu tak kontrastowe z tym, co działo się między mną i Sheilą, czego nie rozumiałam kompletnie. Zmarszczyłam zaraz brwi na to robienie nieświadomie wszystkiego. By zaraz jedna brew drgnęła mi do góry na tą imitację wąsa. Kąciku mi drgnęły, ale niepokój wywołany myślą że może jednak robiłam coś nie tak nieświadomie kompletnie nie dźwignęła ust do góry. Trzy razy potaknęłam głową na padające z jej ust pytania. Wstrzymując oddech w oczekiwanym przerażaniu na osąd, który miał zostać wydany. Czując, jak wypuszczam powietrze długo, kiedy pomiędzy nas padło jedno krótkie; nie wydaje mi się.
- Ale musisz to czuć, prawda? Coś czuć. Ja to się czerwienię przeważnie przez ogrom kompromitacji moich własnych. Nikt tego nie uzna za to, tak? - dopytałam zaraz marszcząc brwi. Zastanawiając się, czy czerwieniłam się jakoś inaczej kiedyś jeszcze. Ale do głowy nic mi przyjść nie chciało.
- Za tobą, to zawsze. - czując trochę lżejsze serce, nawet zażartować mi się udało. - Ale oh, naprawdę, to ulga w takim razie. - szepnęłam opadając z tą ulgą właśnie, przykładając dłoń do piersi. Opadając na plecy obok z westchnieniem. Przekręciłam głowę. - Aha. - potwierdziłam, potwierdzając głowy skinieniem. - No, co to jest właściwie. - sprecyzowałam marszcząc brwi. - Garry powiedział, że to lepiej na mężczyzn działa. To jak będę dokładnie wiedzieć co to, to będę mogła tego nie robić, tak? - zapytałam się Celine retorycznie. Zaraz marszcząc brwi bardziej na tego kwiatka. Uwodzenie to kwiatek? Co? Kwiat uwodził? Zagubienie i niezrozumienie wykwitło na mojej twarzy. Słuchałam jej dalej a mina mi rzedła trochę i trochę coraz bardziej. - To tragedia Celine. Każdy kwiat uwodzi? Ja nie chcę. Jak to wyłączyć? - zapytałam jej widocznie wystraszona tą myślą, że uwodziłam kogoś chociaż nie chciałam wcale i ani trochę przecież. Ale było tylko gorzej. Warga mi się zatrzęsła. - N-nie da? - powtórzyłam po niej zdruzgotana już całkiem. - Ale ja nie chcę. - powiedziałam wykrzywiając usta w złości. Nie chciałam nikogo sobą interesować w ten sposób nie było mi to do niczego potrzebne. - Nie w TEN sposób. - oburzyłam się na jej ostatnie zdanie o tym, że ona się mną interesowała podnosząc trochę głos. Wykrzywiłam usta i zmarszczyłam brwi zakładając dłonie na piersi. Zastanawiając się, co dalej powinnam wziąć i począć. Wzdychając ciężko, kiedy przesuwając się na bok wybrałam się na wędrówkę roztaczanej wizji nowych światów. By później z iskrami w oczach wsłuchiwać się w plecioną przez Celine historię. Zamilkłam ma chwilę.
- Tobie z pewnością, jesteś ruchem prawda? - zapytałam jej odwracając się na plecy i przykładając sobie rękę do czoła. - Ale jak z tego czytasz to nie wiem co ci o mnie wychodzi. Tragi-komedia w kilku aktach. - przesunęłam na nią wzrok, przekręcając głowę. Jedno oko przymykając. Usta rozciągnęły mi się w krótkim uśmiechu. Po kolejnych słowach cisza na chwilę zatańczyła między nami, gdy patrzyłam jak gramoli się w poduszkach.
- Nigdy? - zdziwiłam się, rozszerzający oczy w zdumieniu. Zaraz jednak opuściłam je trochę - brwi, nie oczy - kiedy zaczęła mówić dalej. - Może kiedyś uznasz, że warto podjąć ryzyko dla tego, czego pragniesz? - zastanowiłam się na głos. - Ja bym chyba umarła, nie wyrzucając z siebie tego, co kotłuje się w środku mnie. - przyznałam otwarcie. - Chociaż z miłością może inaczej jest. - myślałam na głos dalej. W końcu wysuwając propozycję i unosząc rękę. Twarz mi się rozpogodziła na śmiech Celine. Zaśmiałam się kiedy przykrywała mnie, układając się na ramieniu. Swobodnie, tak, właśnie tak się czułam. Ale kolejne pytanie sprawiło, że zamarłam wstrzymując dech.
- Ja… - zaczęłam, urywając. - On… My… To… - zacisnęłam usta spoglądając na sufit. Wzięłam wdech. Więc to był ten moment w którym miałam wszystko popsuć. Jak zawsze, jednym słowem za dużo. - To tak wyszło tylko. - szepnęłam ciszej, nie spoglądając na nią. - Na Sylwestrze się afera zrobiła. Chłopacy coś się bili - znaczy nie coś, bo to o Eve było - zaklęcia poleciały i coś mnie popchnęło więc poszłam na środek i oznajmiłam, że ja też bić się będę. Oh, nie wiem dokładnie co w głowie miałam wtedy, ale trochę mocarza, trochę wina i o proszę. Chyba myślałam, że to rozluźni atmosferę po prostu. Wiesz… bo mała jestem. - przerwałam biorąc drżący wdech w pierś, przygryzając dolną wargę. - No i… Jim mnie zawołał. Powiedział, że jak chce się bić, to żebym poszła z nim. To poszłam. Poszłam, bo moja duma kazała mi przyjąć wyzwanie. Alkohol i duma, ale też wydawał się, jakby potrzebował towarzystwa po prostu. Chciałam być miła. - szepnęłam cicho, wzruszając ramionami. - Ale to ja powiedziałam, że ręką jak zapytał czym. To mi pokazał jak. Ale nie mogłam trafić. Znaczy trafiłam w końcu i tam stał też Leon i Aidan i teraz już wiem, że nie powinnam z nim iść. Znaczy już sama nie wiem czy wiem. - powiedziałam czując jak łzy mi się zbierają w oczach. - Bo kiedy opowiadałam She o Leonie o tych jego zmysłowościach, wołaniu na całowanie i herbacie - on na to całowanie mnie wołał, jak próbowałam Jamesa trafić - ona powiedziała, że... że... to… to… dziiiiiiwne. - pociągnęłam nosem, łzy potoczyły mi się po twarzy. - A potem już tylko gorzej było. Ja… ja nie wiedziałam Celine. Nie wiedziałam. Że nie powinnam z nim iść, czy tańczyć zaraz po żonie, ale nie liczyłam przecież. Sheila powiedziała, że pobiegłam za nim jak pies. Że przyjaciółki nie lepią się do braci a ja myślałam… chciałam… sądziłam… że nie jestem jakimś… jakimś… rzepem. - zaczęłam przytykając ręce do oczu, żeby łzy zatrzymać, ale w głosie czasem pociągnięcie nosem, czy spazmatyczny wdech było słychać. - A potem… potem… starałam się… nie lepić, ale nie wiem co to znaczy właściwie, więc było nie tak miesiąc cały. I dusiłam się, próbując powstrzymać się od rozmów czy wynurzeń, bo uznałam, że to to musi być. Bo my przecież tylko rozmawiamy. Albo się kłócimy. A nie chciałam, żeby Sheila mnie znienawidziła. Ale chciałam też być sobą. I lubię z nim rozmawiać, a rozmowa to nie zbrodnia chyba... może... A sobą umiałam być tylko w jeden sposób. Więc mu p-powiedziałam, wszystko… znaczy większość. To lepienie, było zbyt upokarzające, więc to przemilczałam… Nie chciałam mu sprawić jakiś kłopotów przecież, wtedy. Być kłopotem. Przecież… ale Jimmy… powiedział, że nie sprawiłam. A teraz… teraz Sheila zniknęła z ogniska. Na pewno przeze mnie. Myślałam… że to zmęczenie, a co jeśli to ja jestem naprawdę okropna i robię co nie powinnam. I naprawdę jestem d-dziiwna i lep-pie się nawet jak nie wiem, że się lepie do kogo popadnie bo stosuje to całe uwodzenie przez te straszliwe w oczy rzucające się w-w-w-łooosy. I ty też mnie znienawidzisz teraz, albo zaraz, bo na pewno coś popsuje. Tylko psuć umiem i nawet ki-i-ieeeedy nie wiem. - przestawałam chlipać i zaczynałam znów. Uparcie wciskając wnętrza dłoni w oczy. Miałam się powstrzymać, zostawić to za sobą, ale jakoś tak wyszło samo. A jak wyszło jedno, to potoczyło się wszystko w kompletnie niezrozumiałej plątaninie właśnie wszystkiego. I o, proszę, zrujnowałam nam noc całą właśnie.
Brawa, Neala. Genialnie.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

pokój Rii
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach