Wydarzenia


Ekipa forum
Dom na klifie
AutorWiadomość
Dom na klifie [odnośnik]17.07.18 18:49

Dom na klifie

Niegdyś ten wyjątkowy dom był zamieszkiwany przez wielodzietną rodzinę czystokrwistych czarodziejów o nazwisku Perks, którzy cieszyli się w Dover wielkim szacunkiem. Byli bardzo pracowici, godni zaufania, dorobili się prowadząc rzeźnię w Londynie. Ponoć posiadali spory majątek, który gromadzili w tajemnicy — plotki głoszą, że w piwnicach wydrążonych w skale znajdują się skrzynie ze złotem i kamieniami szlachetnymi podarowanymi przez arystokratów za "nietypowe" usługi. Nadejście maja zmieniło wszystko. Siedmioro dzieci stało się dla kochających i wzorowych rodziców olbrzymim zagrożeniem. Każdego dnia w domu rozgrywała się tragedia. Niestabilna moc kumulowana w najmłodszych rozbijała ściany, wybijała okna, trzęsła domostwem, podpalała meble, przywoływała dzikie ptactwo, które wpadając przez rozbite okna siało spustoszenie. Dzieci zmarły w niewyjaśnionych okolicznościach, choć plotki mówią, że wszystkie mieszkające w domu zostały zepchnięte z klifu, podobnie jak pogrążeni w rozpaczy i szaleństwie rodzice. Ciał nigdy nie odnaleziono. Odkąd Morganowie zaginęli, ich zdewastowany i opuszczony dom odwiedzają czarodzieje w różnych celach — jedni, by złożyć im hołd, drudzy, by przeszukać ruderę w poszukiwaniu ukrytych galeonów. Każdy kto wejdzie na posesję doświadcza jednak dziwnych wizji — słyszy dziecięcy śmiech, płacz, krzyk, tupot małych stóp, a czasem nawet zdaje się, że widzi biegające pomiędzy pokojami, czy po schodach pociechy.

Jeśli twoja postać brała udział w wydarzeniu W maju jak w raju lub jest oklumentą, jest w stanie rozpoznać dziwną, poanomaliową aurę, która wywołuje omamy. Pozostałe osoby muszą wykonać rzut na spostrzegawczość (ST 70) by pojąć, co się dzieje.

Lokalizacja zawiera kości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dom na klifie Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dom na klifie [odnośnik]18.06.19 11:14
któryś grudzień nie?

Coraz częściej wychodzili w teren. Przeszkoleni z podstaw śledczych i kodeksów prawnych mieli wiedzę potrzebną, by móc funkcjonować w prawdziwym świecie. Tonks dziwiło jednak, że dopuszczano ich do działania tak szybko. Słyszała szepty, że zależało to od grupy, czasem puszczano jedynie niektórych innych pozostawiając na miejscu. Sądziła jednak, że spowodowane jest to brakami. Stracili wielu podczas pożaru Wywerny i pożaru Ministerstwa Magii. Braki w ludziach były odczuwalne. Prawdopodobnie dlatego Biuro Aurorów musiało przy pomniejszych sprawach posiłkować się stażystami.
Nie narzekała. Chociaż jej krukońska natura łatwo pozwoliła się odnaleźć pomiędzy pergaminami i księgami. To zdecydowanie przez lata pracy w pogotowiu przywykła do działania.
Dzisiejszy dzień rozpoczął się szybko, dochodziła piąta rana, gdy Tonks dotarła do Kent. Dłonie obleczone w skórzane rękawiczki i tak skostniały od zimna. Całe ciało właśnie takim się zdawało - skostniałym. Powód jej obecności nie był jasnym, ale po wykluczeniu kilku możliwości, jedynie kilka innych pozostało do rozpatrzenia. Zmieniła wygląd swojej twarzy - niewiele, ale wystarczająco by obcy szukali kogoś obcego, z znajomi poznali ją od razu.
Nie miała wiele czasu, by znaleźć jakiekolwiek informacje na temat miejsca do którego się wybierała. A te, które udało się zebrać miały dość ponurą aurę historii.
Zsiadła płynnie z miotły, ustawiając ją obok jednego z drzew i sięgnęła do kieszeni po różdżkę. Instrukcje zdawały się proste, stawić się na miejscu i do równej godziny poczekać na pozostałych - choć nie miała pojęcia kim mieli oni być.
Kilka minut po tym, jak stanęła na pogrążonej jeszcze w ciemności ziemi, pojawiła się kolejna sylwetka. Z Eliotem nie znała się zbyt dobrze. Pracowali wcześniej raz, na jednych z zajęć, ale mężczyzna nawet nie krył się ze swoimi przemyśleniami względem jej osoby na kursie. Jemu udało się dostać za drugim razem. Imponował wielkością, choć miał widoczne braki w urokach - zdecydowanie lepiej za to radził sobie z eliksirami. Zaraz po nim pojawił się Walter. Walter miał poważne, zielone spojrzenie i rzadko się uśmiechał. Był wysoki i chudy, zdecydowanie lepiej radził sobie z transmutacją niż z urokami - jednak to wcale nie znaczyło, że był mniej niebezpieczny. Tonks ruszyła w ich kierunku, zaciskając dłoń na różdżce. Jako ostatni pojawił się Lex, a jego obecność nie pocieszyła Justine. Był trzecim, który wytrwał najdłużej podczas pojedynków w czasie egzaminu. Jednak niezmiennie próbował pokazać swoją wyższość. Brązowe włosy i ciemne oczy były przenikliwe. Coś w nim jej nie pasowało.
Zawiesiła na każdym z mężczyzn spojrzenie. Nikt nie puściłby ich samych do pracy w terenie. A dobór wskazywał na sprawdzenie działania, albo test. Grupowy? To zdecydowanie miało być skomplikowane zadanie.
Zwłaszcza, że Eliot gdy tylko się pojawiła swoje niezadowolenie obwieścił siarczystym przekleństwem i komentarzem na temat pieczenia ciast i osłabiania reszty. Nie odezwała się jednak. Nie zamierzała dać się sprowokować.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Dom na klifie 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Dom na klifie [odnośnik]20.07.19 0:26
| 8 grudnia?

Ostatnimi czasy, nie potrzebował zbyt wiele snu. Ten nie przychodził łatwo, a wyrywany nagłym koszmarem, budził bardziej zmęczony, niż przed zaśnięciem. I tylko intensywna praca, czy tez treningi, wymuszały na ciele konieczny odpoczynek. Tego poranka, nie musiał się starać. Było jeszcze ciemno, gdy pojawił się na brzegu lasu w Kent, dostrzegać zarys celu. Miotła została odpowiednio potraktowana, gdy wsuwał ją do magicznej torby. Nie wyciągnął też papierosów. Wiedział, że musi pozostawić po swojej obecności, jak najmniej śladów, czyszcząc nawet rozmokłe ślady, które zostawił w ziemi, gdy lądował. Ale miał jeszcze czas, zanim pojawić się mieli oni.
Nie on wybierał grupę, którą miał sprawdzić w terenie. Improwizowana misja, która miała pokazać, czego się nauczyli lub jakie braki wciąż posiadali. A Skamander doskonale wiedział, że posiadali. Żółtodzioby, z których zapewne połowa miała się jeszcze wykruszyć, a do końca dotrwać miało niewielu. Był świadome tego zbyt dobrze. Pamiętał.
Pierwszy, co zrobił, była niewidzialna bariera, która miał ukryć jego obecność. Dom na klifie, który z daleka, pogrążony w szumie kropel i wijącej się na niebie burzy, dawał do myślenia. Skamander wiedział też, co można było zastać na miejscu, wiedział, bo improwizacja, opierała się na prawdziwych wydarzeniach i serii morderstw z rozwiązanej już sprawy. Ile z tego zrozumieją? Ile wskazówek odnajdą i co znajdą? Tego miał się dowiedzieć. Tym bardziej, że sam prowadził śledztwo. Wracanie na miejsce zbrodni, nawet w aktualnej sytuacji przypominało nieprzyjemną formę deja vu.
Pierwsza postać, które pojawiła się na horyzoncie, wywołała w nim zmarszczenie brwi i zaciśniecie warg. No tak, kogo miał się spodziewać, patrząc po złośliwości losu? Tonks. Obserwował jej sylwetkę w bezruchu, nie pozwalając sobie wydać najmniejszego dźwięku. Zachowała ciszę. Dobrze. Następne postaci, powtórzyły 'wyczyn' poprzedniczki i tylko ostatni rozgromił ciszę najbardziej idiotycznym komentarzem. Gdyby był na prawdziwej misji, własnie podpisywałby na siebie wyrok, oznajmiając wszystkim swoją lokalizację. Nie tylko spotkanym towarzyszom, ale - potencjalnym obserwatorom. Jak on.
Milczał nadal. Wciąż czekał, chociaż wiedział, że nikt więcej nie miał się pojawić. Trafili na sam początek ścieżki, która należało pokonać. A zanim wskaże im dalszy kierunek, potrzebował więcej. Tak jak oni. A ślady, które jeszcze wcześniej przygotował, miały świadczyć o ich początkach. Co zrobią pozostawieni w ciszy? Po co sięgnął? Wrócą się? Informacja o pojawieniu się konkretnie w tym miejscu była jasna. Tak jak czas i nie było wątpliwości co do faktu, że pochodziły z Biura. Do nich jednak należało, rozgryzienie pierwszych elementów i znalezienie śladów. Albo - wycofaniu się. Cokolwiek mieli zadziałać w tym momencie, będzie liczyło się potem.

W tej turze, kursanci mogą podjąć jedną akcję (za npców, rzucę). Oprócz skraju lasu, błota na ziemi, tnącego miałko deszczu i kryjącego się w oddali klifu oraz opuszczonego domostwa, nie widać na razie nic specjalnego.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Dom na klifie 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Dom na klifie [odnośnik]22.07.19 10:20
Gdy na miejscu zjawiła się trójka mężczyzn z jej kursu sprawa stała się dość jasna. Nikt więcej nie miał się pojawić, więc sprawdzano ich właśnie w takiej kombinacji. Spojrzała po każdym z mężczyzn zaciskając lekko usta. Prawa dłoń zaciskała na różdżce. Pogoda zdecydowanie nie zachęcała do spacerów, a godzina zdawała się odpowiedniejsza do spędzenia w łóżku. Ale Tonks nie tęskniła ze łóżkiem. Tylko chwilami, gdy Danny wkradał się pod jej kołdrę czuła się… spokojniej. Nadal jednak pusto. Uniosła lewą dłoń i wskazała nią na rosłego Eliotta i siebie, po czym wskazała wejście od wschodniej strony do budynku. Potem wskazała na Waltera i Lexa i wejście od zachodu. Nie podnosząc głosu. Dwójka mężczyzn skinęła lekko głową. Eliott uniósł dłoń, ale trzepnęła w nią.
- Żartujesz, prawda? - zapytał, a Just westchnęła. Lex z Walterem stęknęli. Uniosła na niego spojrzenie układając dłoń na biodrze. I czekając, aż kolejne słowa wypłyną z ust. Nie przerwała mu ani razu, gdy stosował krótką i zwięzłą tyradę o tym, że nie ona powinna dyktować im, co mają robić. Nie dlatego nawet, że nie wie jak, ale dlatego, że jej miejsce jest w… nie zdołał skończyć. Dłoń Waltera znalazła się na jego ustach.
- To test, durniu. - wymknęło się szeptem z jego ust. Eliott rozchylił lekko powieki jakby zdziwiony by po chwili naburmuszyć się bardziej. - Z dwóch stron będzie nam łatwiej sprawdzić teren.- tłumaczył mu mężczyzna nie podnosząc głosu, ale złość widocznie odbijała się w jego spojrzeniu. Tonks mu się nie dziwiła, sama była zła, za zdradzenie ich lokalizacji już na samym początku. Choć zakładała, że to ona ich wyda widowiskowo zaliczając glebę.
- Nie tracąc na skuteczności. - potwierdził szeptem Lex. Obaj wydawali się źli. Tylko jedna z osób w ich zespole zdawała się nadal nie rozumieć, że wydała ich lokalizację już na samym początku. Gdyby znaleźli się na wrogim terytorium popisaliby na siebie wyrok. Kto wie, czy właśnie nie oblali egzaminu.
- Umiejętności z transmutacji Waltera, wyrównają braki Lexa w tej dziedzinie. A mój brak siły, wyrównasz ty. W ten sposób mamy dwie grupy o podobnym potencjale. - dodała szeptem Just, przesuwając spojrzeniem po otoczeniu. Nikt nie zostawił ich samym sobie, a każda chwila zwłoki zdecydowanie działa na ich niekorzyść. Musieli zacząć działać i to natychmiast. - Carpienie, Hexa, Homenum, Veritas, bądźcie uważni i dokładni. W razie potrzeby kontakt patronusem. - spojrzała krótko na Eliotta. Skinęła na niego głową i postąpiła krok. - Carpiene – wypowiedziała, wykonując odpowiedni gest różdżką. Zaraz za nią padł inkantacje Waltera – Hexa Revelio – i Lexa - Veritas Claro – na koniec z ust Eliotta pomknęła inkantacja Homenum Revelio. Najpierw trzeba było nie dać się zabić. Dopiero później ruszyć dalej. Możliwie jak najszybciej, a przez jednego z nich stracili już dostatecznie dużo czasu.
I element zaskoczenia.


i rzucam po kolei (rozłożysz moim kumplom jakoś staty?):
1. Tonks Carpienie ( ST 70)
2. Waltera – Hexa Revelio (ST55)
3. Lexa - Veritas Claro (ST 90)
4. Elliott - Homenum Revelio (ST70)



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Dom na klifie 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Dom na klifie [odnośnik]22.07.19 10:20
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 18

--------------------------------

#2 'k100' : 73

--------------------------------

#3 'k100' : 34

--------------------------------

#4 'k100' : 81
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dom na klifie Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dom na klifie [odnośnik]24.07.19 21:23
Tylko pobieżnie orientował się w zebranych jednostkach. Przynajmniej jeśli chodziło o mężczyzn. Tonks znał zbyt dobrze i doskonale wiedział na co ją stać, ale jeśli doświadczona w pracy ratownika - aurorstwo było dla niej czymś nowym. Wpisywała się więc w wizję kursanta, który popełniał głupie błędy, a tych zdążył zarejestrować sporo. Kwitował je milczeniem, czekając na odpowiedni moment, by samych sprawców - skonfrontować z popełnionymi działaniami. Albo ich braku.
Był zdecydowanie bardzo krytyczny wobec potencjalnych - przyszłych aurorów. Nie dlatego, że czerpał w tym jakąkolwiek przyjemność. Traktował ich taką lekcją, jako sprezentowano mu wiele lat temu. Nie było miejsca na słabość, nie było miejsca na specjalne traktowanie. Jeśli kobiety decydowały się na profesję łowcy czarnoksiężników - musiały spełnić dokładnie te same wymagania, jak mężczyźni.
Skupił się na obserwacji poczynań, które powtórnie zaprezentowały w postaci osiłka cyrk. Skamander zmarszczył brwi, ale nie tylko ze względu na komentarze, które serwował towarzyszce. jedno za drugim, popełniali kolejne błędy. Czy on sam, będąc na ich miejscu, tak łatwo poddawał się własnym słabościom? pamiętał jak bardzo zapalczywy być potrafił. Niecierpliwy i pochopny. Ile z tych cech wyszlifowali, wyplenili lub przekształcili jego opiekunowi i bardziej doświadczeni aurorzy?
radosna, chociaż przynajmniej szeptania wymiana zdań zapowiadała w końcu działania wykraczające poza dyskusje. krótkie komendy, chociaż wypowiadane we względnej ciszy nie umknęły Samuelowi. Uwagę zbyt dokładnie miał skupioną na obecności kursantów, by potrafił zignorować proponowane działania. Magia. I tylko magia. Przymknął powieki i zaplótł ramiona przed sobą. Zbyt zajęci czarami, zignorowali jakiekolwiek, bardziej zmysłowe doświadczenie otoczenia. odetchnął jeszcze głębiej nie siląc się już na zachowywanie ciszy. Wiedział, że żadne z zaklęć nie wyjdzie. Nie dlatego, że nie posiadali wystarczającej do tego biegłości. Obszar na którym stali stanowił granicę miejsca, na który -  nałożono zaklęcie uniemożliwiające magii działanie. sam znajdował się już w sferze, które to ograniczenie omijała.
- Witam martwych czarodziei - zawołał ze swego miejsca, w końcu ruszając do przodu - Wszyscy  co do jednego - martwi. Zjebaliście już na samym początku - wyłonił się ze swojej kryjówki, zrzucając kaptur brunatnego płaszcza, który zdążył nasiąknąć deszczową wilgocią. Odsłonił twarz, by nie było wątpliwości, z kim mieli do czynienia - Jak się czujecie, będąc trupami? Czy powinienem przed wyjściem krzyknąć Avada Kedavra, żebyście raczyli zacząć myśleć? - omiótł burzowym spojrzeniem każde ze stojących sylwetek, nie zatrzymując się dłużej na nikim. Odwrócił się i pokonał krótką odległość od jednego z pierwszych drzew. Zarył butem w błocie, by wysunąć na widok pasmo materii - czerwonej. Z daleka nie była widoczna zbyt dokładnie, ale wystarczyło odrobinę cierpliwości, by wypatrzeć ją w okolicy. Wrócił się bliżej zebranych, uderzając kantem ciężkiego buta o wystający kamień. Po przewróceniu, odsłaniał niewyraźny symbol - Czy wy potraficie polegać wyłącznie na magii? naprawdę żadne nie pomyślało, żeby spróbować oprzeć się na czymś innym niż czary? - odwrócił się, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Podszedł do najwięcej - jak słyszał - mającego do powiedzenia osiłka. Wyciągnął różdżkę przykładając ją w mgnieniu oka do jego piersi i wypowiadając formułę zaklęcie - Petrificus Totalus - oczywistym było, że nie stało się nic szczególnego. Magia w tym konkretnym miejscu, nie działała - pozbawieni różdżek, albo bez możliwości czarowania, chcecie być bezsilni? - kontynuował, patrząc prosto w oczy dużo młodszemu mężczyźnie. Ten - wyglądał na takiego, który czystą siłą, był w stanie równać się Skamanderowi, ale nie miał wątpliwości, że pokonałby go bez trudu. - Druga sprawa. Jesteś kretynem - zmrużył oczy - każdy z tu zebranych stanowi twój zespół. I dopóki nie odpadną masz traktować ich jak równych. Zrozumiano? - odsunął się, stajać tym razem obok dwóch, pozostałych mężczyzn. Ci wydawali się być lotniejsi w umyśle - A wy, tak szybko zaakceptowaliście wydane polecenia. Zgadzaliście się z nimi? Żaden nie zastanowił się, z kim ma do czynienie? - odwrócił głowę w stronę Tonks, wskazując ją ruchem brody - Lekko zmienione rysy. twarz, która nieco rożni się od tego co znacie. Nikt nie podejrzewałby wroga na stanowisku - na koniec stanął przed kobietą, konfrontując jej błękit z jego cieniem źrenic - A Ty, jeśli już próbujesz zgrywać dowódcę, naucz się czegoś więcej niż polegania na magii i zobacz coś więcej. Bierzesz na siebie odpowiedzialność za nich. Ty popełnisz błąd, a oni będą z a niego płacić - zmarszczył brwi i chłodna iskra zniknęła w zmęczeniu. W końcu oderwał wzrok, odsuwając się o krok. Odwrócił się - Macie piętnaście minut na przeszukanie terenu - zawyrokował w końcu i ruszył w cień, zatrzymując się jednak na moment - Kolejne piętnaście na dotarcie do wejścia przy klifie. Tutaj magia już działa - tupnął nogą, chlupocząc podeszwą w błocie. Mówił to nie odwracając się i wsuwając kaptur na głowę. Jak działali pod presją czasu? Ostatecznie zniknął w przerzedzonym lesie, by dalej od wzroku, założyć pelerynę niewidkę. Mieli jeszcze przed sobą długą drogę. i wcale nie chodziło mu o odległość od nawiedzonego budynku.

Rzut dla wszystkich na spostrzegawczość i liczę na kreatywność poszukiwań awsome

Spoiler:


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Dom na klifie 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Dom na klifie [odnośnik]26.07.19 2:25
Unieśli różdżki wypowiadając inkantację. Jednak… magia nie odpowiedziała. Just zmarszczyła lekko brwi, jednak nim zdążyła cokolwiek powiedzieć - nim którykolwiek z nich zdążył. Odwróciła się gwałtownie w kierunku z którego dobiegł znajomy głos. Jej serce gwałtownie wyrwało się ku niemu. I musiała użyć wszystkich sił, by nie zrobić choć kroku w jego kierunku. Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia, gdy mgliście zaczęła rozumieć, co właśnie się działo.
Skamander. Skamander prowadził ich sprawdzian. Miała ochotę zakląć siarczyście. A potem wywrócić oczami na zrządzenie losu. Jak długo go nie widziała? Kiedy ostatni raz znajdowała się blisko. Dlaczego dokładnie pamiętała jak pachniał, jak duże były jego dłonie, jak ciepły dotyk i jak słodkie wargi. Dlaczego samo spojrzenie przynosiło ciepły dreszcz, który przesuwał się po kręgosłupie i przypominał szorstki dotyk jego brody na jej ciele. Zacisnęła mocniej wargi. Paradoksalnie spełniając jego prośbę, mimo gniewnych zapewnień o wchodzeniu do jej domu. Nie była w stanie tego zrobić, od samego początku wiedziała, że nie. A jednak wredny chochlik siedzący na jej ramieniu podkusił ją, wiedziony złością, gniewem i bólem, ostatnim zrywem serca, które wybrało najgorszą z możliwości.
Odpuściła, jednak jedynie powierzchownie. Nie umiała przestać go kochać, a jej ciało nie przestawało reagować, gdy widziała go, jak przechodził przez Biuro, czy zbliżał się tak jak teraz. Wyniosła wszystkie rzeczy do Kierana i Jackie, nie wracając potem więcej. Skupiła się na kursie i Dannym, nocami leżąc godzinami wpatrując się w deski strychu na którym próbowała spać. Ale sen nie nadchodził, a gdy się zjawiał budził ją niezmiennie jej własny krzyk. A w ciemności nie odnajdywała nikogo obok poza pustką, tylko czasem odnajdywała Danny’ego, lub swój własny, urywany oddech.  
Czasem, wśród kursantów, zapominała się. Zaczynała podejmować decyzję, tak jak robiła to podczas niektórych dyżurów, gdy pracowała z kimś młodszym stażem. Zapominała, że nie pracuje już w pogotowiu. W terenie sięgała po nawyki, które wpojono jej podczas stażu i których nabyła przy pracy w terenie. Trzy święte zasady z których pierwsza zawsze brzmiała by sprawdzać, czy miejsce jest bezpiecznie. Zapominała, że nie była już ratowniczką. Że od teraz miała wchodzić w niebezpieczne miejsca i że większość z nich właśnie taka była. Nie odzywała się, gdy mówił, próbując nie pozwolić, by emocje wypłynęły na jej twarz. Władczy, pewny, poznawała kolejną jego odsłonę - aurora, nie przyjaciela. I to przyciągała ją mocniej, jednocześnie budząc szacunek i winę, za złe podjęte działania. Zadrżała pod naporem gniewu w ciemnych tęczówkach. Uchyliła lekko usta, chcąc odpowiedzieć, jednak zamknęła je posłusznie. Pomyślała o tym, ale przyzwyczajenie wzięło górę i ona wraz z nim, pociągnęła za sobą resztę. Nie musiała się do tego przyznawać - pewnie sam to już spostrzegł. Jej brwi uniosły się ku górze, gdy Skamander zwrócił się do Elliotta. Przeniosła spojrzenie dalej, na Waltera i Lexa, dopiero po wytknięciu dostrzegając ich błąd. Ale wiedziała, że została na sam koniec. Z trudem przełknęła ciężką gulę, czując się jak uczniak. Uniosła na niego spojrzenie, krzyżując je z nim. Przez jej twarz przemknął cień. Na języku poczuła cierpki smak. Nie dlatego, że nie miał racji, ale dlatego, że miał ją aż podwójną. Bo poza stażem, miała prowadzić. A potykała się i błądziła. Nie wiedząc do końca jak. Miała ochotę też zdzielić samą siebie, za błądzące z tyłu głowy myśli, które przemykały zastanawiając się, czy w innej dziedzinie bywa też władczy, nie znoszący sprzeciwu, właśnie taki jak stał teraz przed nią. Bezwiednie rozchyliła lekko usta. Brak jego bliskości zdecydowanie za bardzo ją rozstroił. Przyzwyczaiła się mieć go obok.  
Wszyscy milczeli, wyraźnie markotniejąc na wymienione i wskazane precyzyjnie błędy. Kolejne słowa uniosły opuszczoną wcześniej głowę. Zmrużyła lekko oczy, gdy zamilkł wróciła spojrzeniem do mężczyzn. Elliott spojrzał na nią, a później na nich.
- Jeśli to nie pomysł, to nic nie mów. - mruknął Walter do osiłka. Wkładając dłonie do kieszeni płaszcza, które miał na sobie.
- Cóż, spróbujmy nie zginąć po raz kolejny. Pójdę tam. - stwierdził Alex, skręcając w lewo w stronę linii drzew. Przesunął spojrzeniem po drzewach, powoli, skupiając się później na podłożu, skupiając spojrzenie na jednej z kałuży w kierunku której szedł.
Lex ruszył do przodu, powoli rozglądając się po podłożu, co jakiś czas spoglądając w kierunku budynku. A Elliot, ruszył w kierunku kamienia, chcąc odczytać symbol spod niego. Rozglądał się, próbując dostrzec podobne. Just skręciła w prawo, stawiając krok za krokiem. Przesunęła spojrzeniem po podłożeni, by unieść je na linię drzew, a później zadrzeć głowę wyżej, na gałęzie, pozbawione liści. Nawet słowo nie wypadło z jej ust.


i rzucam po kolei na spostrzegawczość
1. Tonks Carpienie ( ST 70)
2. Waltera – Hexa Revelio (ST55)
3. Lexa - Veritas Claro (ST 90)
4. Elliott - Homenum Revelio (ST70)



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Dom na klifie 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Dom na klifie [odnośnik]26.07.19 2:25
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 28

--------------------------------

#2 'k100' : 88

--------------------------------

#3 'k100' : 63

--------------------------------

#4 'k100' : 42
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dom na klifie Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dom na klifie [odnośnik]04.09.19 23:59
Powietrze było wilgotne, w charakterystyczny sposób napięte i czasem wydawało się nawet, że płynie przez skórę, wzmagając dziwny dreszcz. Skamander wiedział, że było to wynikiem czegoś innego. Chłód przeciskał się przez poły długiego płaszcza, ale to zadanie, którego się podjął było przyczyna jego uczuć. Młode pokolenie aurorów, którzy wciąż, mimo nastrojów i wyraźnie antymugolskich nacisków, chcieli ścigać zwyrodnialców, parających się zakazaną mocą. Na jak długo zakazaną? Nie chciał i nie umiał być czarnowidzem, ale przy aktualnej władzy, niewiele trzeba będzie, by przecisnąć pomysł "zalegalizowania" czarnej magii. A jeśli tak by się stało, świat rzeczywiście sczeźnie, a wszelkie męty, będą bezkarne. Nie takiego świata chciał. Nie w takim chciał żyć. I nie mógł na taki pozwolić. To co się działo, przytłaczało, szala silnie przechylała się na stronę zła. Wciąż jednak widział światło i z anim podążał. Na jak długo? Nie próbował liczyć.
Nadzieją byli tez i kursanci. Był wobec nich surowy, krytycznie spoglądając na działania, których się podejmowali, i bardziej niż prawdopodobne, że w jakiś sposób go za to nienawidzili, ale robił to nie bez powodu. Mieli być siłą, stać się ręką wymierzająca karę degeneratom. Mieli być też światłem, które rozjaśniało kłamstwo i tymi, którzy mogli ochronić niewinnych. Niewinnych rzeczywiście.
Błędy, które popełniali, mówiły o przyszłych porażkach. Miały być też nauką na przyszłość. Lekcja, która stworzyć miała niezłomnych łowców, ścigających czarnoksięzników. Tak, jak wytykał każdemu wady i popełniane błędy, tak dostrzegał potencjał, wciąż nieoszlifowany, ale możliwy do ujawnienia. I tego oczekiwał, to starał się pobudzić, gdy stawał przed każdym, niby z lustrem, które odbijało ich oblicza. Musieli sami dostrzec i zrozumieć, ze rozłam, który bez skrupułów wywoływał, miał im pomóc, wzrosnąć.
Milczeli. Co do jednego, nie podejmując głupiego tłumaczenia. I to odczytywał za plus. Nawet, jeśli byli winni popełnianych grzechów aurorskich, lepiej, jeśli skupiali się na powierzonym zadaniu. Poskromienie wpisywało się w działkę jego zadania. Zapalczywość była dobra, ale tylko ostudzona właściwym rozeznaniem. Bezmyślne parcie do przodu i narażanie się nie pomagało, ale i opieszałość była złudnie pomocna. Auror nie mógł być idiotą i musiał działać wedle zastałych działań i śladów.
Nie mógł zaprzeczyć, że widok Just zrobił wrażenie. Mimo krytyki, jaką wystosował, musiał przyznać, że  radziła sobie świetnie. Mimo wyraźnych braków, szczególnie w dziedzinie fizycznej, przeganiała wielu w magii obronnej. Ale tu, dopatrywał się już zakonnych właściwości. Była gwardzistką. Nie mogła być słaba. A do tego, prywatnie, była piękna. Ale o tej kwestii musiał zapomnieć, szczególnie dziś.
Pozostawił grupę za sobą, ale nie zostawiał ich samych sobie. Mocą Skamandera była obserwacja. Wyłapywał szczegóły emocji i otoczenia z równa łatwością, co stawiane na papierze litery. Dla jednych krzywe i nieczytelne, dla niego, odbierane intuicyjnie na poziomie nie tylko zmysłowym. Ukryty pod peleryną niewidką, wyciszając swoje kroki, przyglądał się poczynaniom, które podjęli. Rozdzielili się, sprawdzając teren i szczęśliwie nie depcząc pozostawionych śladów. Część z nich, miała pomóc im poznać prawdę, część, była zmyłką. Czy odróżnią mieszankę?
Dopiero, kiedy pierwsze sylwetki zebrały się, prawdopodobnie łącząc siły w odczytaniu i zrozumieniu znalezisk, ruszył dalej, nie bojąc się pozostawić za sobą śladów. W oddali, w nadchodzącym poranku, wyraźnie odznaczał się zarys niemal opustoszałego budynku. Nawet z perspektywy czasu, wspomnienia były żywe. A miejsce zbrodni, pozostawało naznaczone krwią ofiar. Wiedział o tym zbyt dobrze.
Nie krył się, gdy zatrzymywał przy zamkniętych wrotach konstrukcji. Nie pokonywał jednak dzielącej go od środka granicy. Stanął przy drzwiach niby strażniczy posąg, zaplatając dłonie przed sobą, z kapturem naciągniętym na głowę i spojrzeniem utkwionym przed sobą. Mijał czas, w którym czwórka kursantów pojawić się miała u wejścia. I to na ich sylwetki czekał, tak jak na relację z poczynań. Wcześniej upewniając się, że nic i nikt nie zakłóci działań, które miały nastąpić. Dopiero, kiedy dostrzegł pierwsze postaci, drgnął, wychodząc bliżej i powtórnie ściągając kaptur.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Dom na klifie 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Dom na klifie [odnośnik]01.02.21 14:39
| 16.10

Pogoda nie sprzyjała nocnym spacerom: lodowaty wiatr przynosił zapowiedź ciężkiej zimy, łopocząc połami długiego płaszcza Deirdre, a chłodne powietrze smagało delikatną skórę twarzy, wydobywając na orientalnej karnacji burgundowe rumieńce. Nie była ich świadoma, spoglądała śmiało w gasnące nad morskim horyzontem słońce lekko mrużąc oczy, bynajmniej w wyrazie zachwytu różnobarwnym widowiskiem - raczej wyglądała na kogoś niezadowolonego z takiego majestatycznego blasku, domagającego się intensywniejszych, lepszych doznań estetycznych. Lub doskonalszego towarzystwa, znów znajdowała się bowiem tuż obok oczarowanego nią mężczyzny, postawnego i milczącego. Kolejna bezimienna ofiara zdobyta przy minimalnym wysiłku. Wojna zwiększała podejrzliwość, uczyła zaufania instynktowi, lecz mężczyźni nigdy nie uznawali kobiety za zagrożenie, gotowi bohatersko odprowadzić przejętą czarownicę do domu, by zapewnić jej bezpieczeństwo. Dobre serce tego jasnowłosego jegomościa miało poskutkować bolesną śmiercią, lecz Deirdre nie przejmowała się losem spętanego Imperiusem nieznajomego. Był tylko pomocą dydaktyczną, manekinem spełniającym najniższe wymagania: żyjącym, brudnego pochodzenia, posiadającym w sobie magię. Być może dla oczekującej go w domu żony i dzieci był kimś więcej, lecz teraz zamieniał się w kolejną anonimową ofiarę wojny, ginącą w zawierusze pożarów, zniszczeń i ataków. Los obszedłby się z nim łaskawiej, gdyby stracił życie pod gruzami - tej nocy czekały go bowiem długie godziny rozwleczonego do granic możliwości cierpienia. O ile wszystko pójdzie zgodnie z planem, a tak powinno być. Mericourt wierzyła; nie, wiedziała, że Wren rzetelnie przygotowała się do kolejnego spotkania. Pokładała w dziewczynie duże nadzieje, a ta zdawała się wiernie podążać surowymi wytycznymi, być może naprawdę pragnąc wielkości, a być może - bojąc się konsekwencji nieposłuszeństwa. Nawet jeśli obydwie motywacje przeplatały się ze sobą, liczył się końcowy efekt, a na ten musiały ciężko zapracować.
Obydwie, dla Deirdre każda godzina była na wagę złota. Mogła w tym czasie wymordować całą wioskę mugoli, wyciągnąć robactwo z żałosnych skrytek na terenie Londynu, zgłębiać tajniki czarnomagicznej esencji w Gwiezdnym Proroku - albo chociażby pić wino na bankiecie w la Fantasmagorii, czarując zgromadzonych tam gości - lecz zamiast tego poświęcała wieczór dziewczynie znikąd. Pochodzenie nie było najważniejsze, liczyła się droga, cel, do jakiego zmierzała, siła, którą mogła przy pomocy surowej przewodniczki osiągnąć. I poniesiona ofiara. Mericourt jeszcze nie wymagała od Wren niemożliwego, lecz wkrótce miało się to zmienić. Krok po kroku, nieśpiesznie, zbliżała się wraz z Chang do krawędzi. Odwrotu nie było, pozostawało tylko pytanie, czy czarownica skoczy w przepaść sama, czy zostanie w nią zepchnięta. Na razie jednak zamierzała nauczyć ją oderwania stóp od ziemi w bezpieczniejszych, choć mało przytulnych warunkach. Okolice domu na klifie nie sprzyjały spacerom, Deirdre i towarzyszący jej blondyn nie spotkali więc na swej drodze nikogo. Dopiero, gdy przekroczyli podniszczone obmurowania ziem dawniej należących do Perksów, przy potężnym dębie rosnącym na rozstaju dróg spostrzegli smukłą sylwetkę Wren.
- Jaka jest najcenniejsza lekcja, jaką wyniosłaś z lektury Necronomiconu? - spytała od razu konkretnie, bez jakichkolwiek uprzejmości, pytań o zdrowie czy dyskusji o pogodzie. Nie przedstawiła też ich milczącego towarzysza o nieco błędnym spojrzeniu: rosły blondyn nie odzywał się, zatrzymując się tuż obok nich niczym rzeźba o wyjątkowo przystojnej prezencji. - Co sądzi Alastair Burke o zaklęciu Nullam rem natam? - dorzuciła po sekundzie, na jednym wydechu, od razu badając wnikliwość Chang w zapoznawaniu się z wiadomościami skrytymi w zakazanych księgach, które przekazała jej przed kilkoma tygodniami. Przeczytała je, owszem, ale czy zapamiętała każde słowo, przestrogę i przesłankę? - O czym należy szczególnie pamiętać sięgając po czarną magię wiążącą umysł? - dorzuciła jeszcze, ściągając powoli z dłoni czarne, skórzane rękawiczki. Chciała czuć bezpośrednio drewno swojej różdżki - i skórę stojącej przed nią kobiety, którą znów przeszywała intensywnym, oceniającym, ostrym spojrzeniem, jakby doszukując się zmian, jakie w niej zaszły w ciągu ostatnich chaotycznych tygodni.

| k3 na locus nihili, agresja


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Dom na klifie [odnośnik]01.02.21 14:39
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dom na klifie Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dom na klifie [odnośnik]01.02.21 18:38
Czarny szal trzepotał ponuro na wietrze. Poruszała się tu niczym zjawa odziana w żałobny obsydian, w prostej, przylegającej do ciała sukience i równie ciemnym płaszczu ozdobionym wyłącznie jedną wyszywaną chryzantemą na przednim kołnierzu. Splecione w kok włosy pragnęły wyrwać się ze swej klatki - ale bezskutecznie, podtrzymywane ciężką, kobaltowej barwy spinką. Wyglądała tak, jak wyglądać mógł każdy - anonimowo, nęcąc do prędkiego zapomnienia, pominięcia w ciemności późnego wieczoru, ach, właściwie już nocy. Wren odnalazła to miejsce. Nie zawiodła już na wstępie, domyśliła się z listu, że znaleźć Deirdre przyjdzie jej akurat tutaj, w opuszczonym, samotnym domu na wysokim klifie, z którego skok mógłby słodko pogruchotać kości, przełamać czaszkę na wióry niegdyś pięknego, kolorowego witraża, wśród fal pozostawiając po sobie zaledwie breję i jasne odłamki. Perksowie już nie istnieli, przed anomalią nie ochroniło ich ani bogactwo, ani wdzięczność sfer wyższych, a ukochane dzieci doprowadziły rodziców do obłędu, zmusiły do zbrodni, o której dziś nie mówiło się głośno - sprowadziły na nich okrutne szaleństwo, pchnęły do ostateczności, cała siódemka. I dobrze. Azjatka nie chciała spotykać się ze swoją mentorką w miejscu nudnym.
Zauważyła ich dość prędko, ją, piękną jak wcześniej, rumianą i dumną, i jego, równie otępiałego co nieodżałowanej pamięci Henry rozkładający się na chłodnej ziemi cierniowego królestwa. Miały poddać ją próbie na mężczyźnie? Przyzwyczajona do obcowania z niewinnymi dziewczętami Wren poczuła nagle ukłucie podniecenia, podekscytowania; zapewne był czarodziejem, czy będzie się bronić, czy przeciwstawi się ciemnym mocom mającym splamić miejsce tragedii jeszcze większym grzechem - czy może po prostu podda się jej jak baranek niedostrzegający noża dzierżonego przez rzeźnika? Czarownica instynktownie przyspieszyła kroku, bladą dłonią sięgając do kołnierza przysłaniającego połowę twarzy, by osunąć go w dół. Nie musiała tego robić, oczywiście - wiedziała, że Deirdre wie, że to ona. Kto inny? Kto inny pędziłby tu na złamanie karku, z pasem skórzanej torby na ramieniu, torby, która w swoim wnętrzu chowała cenne woluminy? Wren przestudiowała je bardzo uważnie, zgodnie z zaleceniem tej intrygującej kobiety; kończąc jedną lekturę od razu zaczynała kolejną, a potem powracała do pierwszej, w kółko, w kółko, w kółko, aż treści wypaliły się na jej mózgu niezmywalnym atramentem.
Nie potrzebowały powitań. Nie potrzebowały ckliwości. Azjatka ze świstem nabrała do płuc powietrza i odczekała moment, uspokajając podniecone adrenaliną myśli. To już dziś. Jeśli Deirdre pozwoli, już dziś rzuci swoją pierwszą czarnomagiczną inkantację.
- Nie będzie martwym to, co utonie w wieczności. A kiedy miną dziwne eony, nawet śmierć będzie w stanie umrzeć - wyrecytowała miękko, skupiona, przywołując do pamięci widok zapisanej kursywą strony Necromiconu. Księga miała w sobie tak wiele istotnych zapisków, lecz ten, w jej mniemaniu, wydawał się kluczowy, najważniejszy, najbardziej podniecający słodką trucizną obietnicy zawartą w nakreślonych drukiem literach. - Odpowiedzi zyskają ci, którzy są gotowi sięgnąć piekła - sprecyzowała własne rozumienie przywołanego cytatu. Transgresja do wielkości wymagała spojrzenia ciemności prosto w oczy, a ci, którzy z pełną świadomością decydowali się zanurzyć w niebycie mogli odnaleźć drogę do wielkości, do opętania, które jej towarzyszyło. I czarownica wierzyła, że była na to gotowa. Była w stanie poświęcić wszystko tylko po to, by u boku Deirdre odsłonić welon obłędu, wydrzeć z niego to, czego pragnęła - mocy. Ale nie mówiła tego głośno, jeszcze nie, nie musiała. Mericourt na pewno zdawała sobie z tego sprawę. - Według Burke'a Nullam rem natam odpowiada tej pustce wieczności. Niczego. Obnaża niedoskonałość życia jako zjawiska pozbawionego faktycznego ruchu, co otwiera drogę do przeciwstawienia się śmierci - bo tylko znając słabości egzystencji jako takiej można było wybić się ponad jej ramy, stać się... prawdziwie nieśmiertelnym. Wren mówiła o tym spokojnie, pewnie, ale bez przesadnej wyniosłości, pyszałkowatości; była uczennicą wywołaną do tablicy, prezentującą klasie i profesorowi trudny materiał. Nieznajomy blondyn zapewne nie miał pojęcia o czym rozmawiają - ale to nic, nie musiał, jego rola była dziś inna. Słodsza. Przed ostatnim pytaniem Azjatka znów odetchnęła głęboko, pozwalając sobie na krótką pauzę, podczas której na moment przymknęła powieki. Magia wiążąca umysł, spędziła nad jej teoretycznym studiowaniem w księgach tyle godzin, a jednak tej odpowiedzi, jako jedynej, nie była do końca pewna. - O konsekwencjach - stwierdziła wreszcie, otwarłszy oczy, by wzrokiem znów odnaleźć Deirdre. - Jeden nieudany ruch może zagrozić umysłowi rzucającego zaklęcie. Nie tyle zasiać chaos, co zniszczyć go doszczętnie - skwitowała i zastygła w bezruchu, w oczekiwaniu. A czarny szal wciąż trzepotał ponuro na wietrze.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Dom na klifie [odnośnik]03.02.21 15:04
Wysłuchiwała rzeczowej odpowiedzi brunetki z uwagą, nie odrywając intensywnego spojrzenia od układających się w zdania ust. Nieco spierzchniętych od chłodnego wiatru, uroczo wykrojonych, według społeczeństwa stworzonych tylko do pocałunków: do gestu uległości wobec dłoni ojca, do pieszczot warg małżonka, do muskania nimi rozgrzanych, dziecięcych główek. Czarownicom odbierano sprawczość, spychano je na margines i choć istniały przestrzenie, w których oczekiwano ich talentów, to te głównie ogniskowały się wokół udzielania pomocy, żywienia samą sobie innych; uzdrowicielstwa, znajomości flory i tajników alchemii. Dlaczego trucizny nazywano kobiecą bronią? Co było w nich gorszego lub bardziej hańbiącego od krwawego morderstwa? I czy piękna niczym płatki kwiatów płeć zawsze musiała ofiarować światu to, co miała najcenniejszego? Uległość, wsparcie, empatię; cechy cnotliwe, a więc od razu skreślone przez Deirdre podczas budowania fundamentu własnej wielkości.
Tego samego chciała dla Wren. Porzucenia oczekiwań, służalczości, naiwności. Zbudowania samej siebie - idealnej służącej Czarnego Pana, wyznawczyni potęgi, czarownicy podążającej ścieżką dobra. Radziła sobie na początku tej wędrówki całkiem dobrze - w kwestii teoretycznej nauki także zasłużyła na pochwałę. Spisała się. Odpowiadała szybko, bez zawahania, paniki albo wątpliwości. Pewnie, ale nie butnie. - Druga podstawa czarnomagicznej potęgi, opisana w piątym rozdziale Necromiconu - wyrzuciła z siebie sekundę później, szybko, cios za ciosem, pytanie za pytaniem. Oczekiwała kompletnej definicji, wyciągniętej z kontekstu: chciała jak najszybciej zweryfikować wiedzę teoretyczną, by przejść do praktyki. Ciekawszej, trudniejszej, groźniejszej. Dogłębna wiedza zmniejszała ryzyko utraty uczennicy, można było więc odczytać to odpytywanie jako jakąś formę surowej troski. Spamiętanie każdej z tysiąca stron Necromiconu nie było możliwe, lecz i tak zamierzała tej wiedzy wymagać. - Pustka wieczności, ciekawie ujęte, nie sądzisz? Zwłaszcza w kontekście zamienienia ciężarnej kobiety w chodzącą trumnę - dodała w zamyśleniu, bezwzględnym a jednocześnie beztroskim. Temat macierzyństwa był dla większości czarownic problematyczny, niezależnie od ich poglądów; ich łona były polem walki i wyzysku, a jednocześnie gwarancją świetlanej przyszłości dla kolejnych, magicznych pokoleń. Nie spotkały się jednak tutaj po to, by dyskutować o czarodziejskim feminizmie. - Nawet proste zaklęcia ingerujące w wolę, w umysł, w jaźń przeciwnika mogą obrócić się przeciwko tobie. To miecz obosieczny. W przypadku magii sięgającej swym mrokiem poza fizyczność perfekcyjne opanowanie inkantacji nie jest wystarczające. To zaledwie połowa sukcesu, reszta kryje się w twojej głowie. W sile myśli, nie ducha czy serca. W przejrzystości własnych pragnień i rozkazów - rozpoczęła kolejną lekcję, w końcu ruszając się sprzed Wren, lecz zanim odeszła na kilka kroków, przesunęła czubkiem ostro zakończonego, czerwonego paznokcia po skroni kobiety w pewnym rodzaju pieszczoty. - Najsilniejszym zaklęciem tego typu jest jedno z klątw Niewybaczalnych, ale do tego - jeszcze daleka droga - poinformowała ze spokojem, powoli okrążając Chang, nie przejmując się tym, że koniec czarnego szala uczennicy na sekundę owija się wokół jej ramion, tak, że intensywnie poczuła zapach Wren: jej perfum, domu, pościeli; jej pragnienia. Równie leniwie obróciła w dłoniach różdżkę, wycelowując ją nagle w stronę Azjatki. - Servio. Uklęknij - wypowiedziała miękko, śpiewnie, pewna, że zaklęcie sięgnie celu, a rozkaz - zostanie wykonany. - To jedno z łatwiejszych zaklęć, oczywiście, jak na czeluści czarnej magii. Pozwala na ułamek sekundy zapanować nad odruchami ofiary. Opiera się bardziej na fizyczności niż faktycznym zagłębieniu się w umysł czy zamiary, ale ingeruje w decyzyjność. W mikroskali. Trafiona osoba wykonuje tylko jedno polecenie, krótkie, rzeczowe, nic skomplikowanego. Im bardziej rozkaz bliski jest naturalnym działaniom ofiary, tym większa szansa na powodzenie - kontynuowała, pozwalając sobie na krótki, nieco wyzywający uśmiech, patrząc z góry na klęczącą Wren. Sugestia, że ta pozycja stanowiła dla ciemnowłosej rutynę, była w nim więcej niż widoczna. - Poczułaś to, prawda? Szarpnięcie? W umyśle, w ciele? - dopytała, chcąc, by Chang poznała najpierw na własnej skórze proces zaklęcia. - Później zajmiemy się czymś mniej przyjemnym, również ingerującym w przeciwnika w sposób niezauważalny. Organus dolor - tym razem wymierzyła różdżkę w ciągle stojącego obok nich mężczyznę. Ten nabrał gwałtownie powietrza i jęknął cicho, odruchowo chwytając się za brzuch. - To zaklęcie torturujące, nie pozostawia jednakże żadnych fizycznych śladów. Idealne, gdy chcesz sprawić komuś ból w niezauważalny sposób. Często używane jako klątwa niewerbalna. Uprzykrza życie, dekoncentruje, lecz nie zabija i nie osłabia. Według mnie nieprzydatne w czasie potyczek, ma działanie, powiedzmy, dyplomatyczne - zmarszczyła lekko brwi, przyglądając się cierpiącemu mężczyźnie. Ten nie pobladł, nie krzyczał, wydawał się tylko zaniepokojony i obolały. (Nie)miła odmiana po rozciągniętej w czasie agonii jasnowłosej piękności, z jaką obydwie spędziły ostatnią wspólną noc. - Od czego wolisz zacząć? - znów powróciła wzrokiem do Wren, łaskawie oferując wybór pierwszej rozrywki tego wieczoru.

| rzuty na zaklęcia


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Dom na klifie [odnośnik]10.03.21 23:27
Każdy dzień umacniał ją w przekonaniu, że usta stworzone były już nie tylko do tego. Że melodia głosu miała nieść wyrok, nie słodkie obietnice i czcze prośby składane na ramionach małżonka niczym ciepła dłoń pragnąca rozmasować zbite mięśnie po całym dniu pracy; sugerował to Necronomicon, sugerowało każde zdanie zapisane na pergaminie wertowanych stron. I wpajała je do swojej głowy tak intensywnie, że w końcu odrzuciła od siebie całun nadchodzącego zamążpójścia. Zrezygnowała z miłej przyszłości u boku kochającego mężczyzny chętnego płodzić jej dzieci, zrezygnowała z kajdan obrączki i pierścionka zaręczynowego spoczywającego dotychczas na palcu lub na łańcuszku pod ubraniem. Niech to wszystko pójdzie do diabła. Wybrała coś innego. Wybrała siłę, potęgę i to, co mogła zaoferować jej Deirdre - choć wybór nie był prosty, nie był też łatwy, jednak w świetle księżyca tamtej nocy... Zrozumiała wreszcie czym była konieczność zgniecenia pod podeszwą buta swojego starego życia. Należało narodzić się na nowo w okowach zakazanych arkan, odrzucić żal, tęsknotę i wrodzone w niej narwanie.
- Najpotężniejsza z sił nie może obumrzeć, a miotane w nią świetliste harpuny zadadzą obrażenia powierzchowne, które zagoją się w rękach tych, którzy powitali śmierć jako swojego przewodnika - odparła bez zawahania. Pozornie niekonkretny cytat był dla niej zrozumiały, podobnie jak pozostałe instrukcje zawarte na pożółkłych stronach - może nie pojęła ich od razu, ale oświecenie przyszło z każdym kolejnym zagłębieniem się w treść lektury. Wren rozkładała zdania na czynniki pierwsze, dopatrywała za ich welonem odpowiedzi, wyszarpywała je spomiędzy wnętrzności księgi, aż w końcu odnalazła to, czego nie była pewna.
Czarownica uniosła głowę odrobinę wyżej na dźwięk przemyśleń, jakimi podzieliła się z nią mentorka. Każde z jej słów było na swój sposób cenne, każde z nich miało przesiąknąć przez biały materiał jej dziewiczego, czarnomagicznego istnienia i ukształtować je na jej podobieństwo, w taki sposób, jaki tylko jej się zamarzył. Wren była pustą kartą. Czystą, niezapisaną obcym charakterem pisma, podatną na sugestie i nauki, które miały zaprowadzić ją w kierunku wszechobecnej czerni.
- Wydawało mi się, że dziecko jest jedynie wyrokiem śmierci swojego rodzica. Od momentu narodzin doprowadza do więdnięcia - pozwoliła sobie odpowiedzieć cicho, ostrożnie, podzielić się tym, co kryło się w jej głowie. Chciała zwiędnąć? Nie, oczywiście, że nie, ale jednocześnie odkryła w sobie coś naglącego, mówiącego słodkim szeptem trucizny, by stworzyła coś, co stanie się jej pomnikiem. Swego rodzaju spuścizną. Tak jak Deirdre mogła modelować ją, tak i Wren chciała modelować coś własnego, wedle swych zachcianek i ideałów. Jeśli miałaby być matką, to tylko po to, by pozostawić na świecie coś, co kontynuowałoby jej testament. Zaszczepiłaby w tym istnieniu złość i zachłanność, pielęgnowała spryt i kłamstwo, byle tylko przeżyć w jakiś sposób, nawet w genach swojego potomka.
Słuchała Mericourt uważnie, jak zawsze, gdy ta wyjawiała jej praktyczne tajemnice magii zdolnej manipulować umysłem. Interesowało ją to od czasu obserwacji Corneliusa przy pracy; z łatwością brał we władanie wątłe umysły jej dziewcząt i robił z nimi co tylko chciał, robił to, co robić chciała i ona.
Servio. Uklęknij. Poczuła jak piękny, melodyjny głos Deirdre rozchodzi się w niej całej, jak skłania ją do tego, by usłuchała słodkiego życzenia i rzeczywiście przyklękła przed swoją nauczycielką, wpatrzona w nią skośnymi oczyma niczym w najwspanialszy obraz.
- Poczułam - odparła lakonicznie, lecz nie bez błysku w oku; nie sposób było nie dostrzec sugestywnego domysłu, założenia, że jej miejsce było na kolanach. Ale nie przed mężczyznami, już nie: jedynie przed nią, skąpaną w eleganckiej czerwieni nie tylko krwi, ale także magii, która emanowała od każdego jej ruchu jak delikatna mgiełka obietnicy nadejścia kataklizmu. Wren przechyliła głowę do boku i przesunęła językiem po dolnej wardze, a potem pozwoliła sobie powoli wstać z klęczek, kiedy działanie zaklęcia osłabło i wypuściło ją ze swych objęć. Nie chciała oglądać następnego spektaklu z nizin. Domagała się miejsca w pierwszym rzędzie, na antresoli dla lepszych, dla ważniejszych, przeniosłwszy spojrzenie na mężczyznę, który zaraz ugiął się pod wpływem klątwy rzuconej przez Azjatkę. I chłonęła ten widok zachłannie, dopóki Mericourt nie zadała pytania, na które odpowiedziała nie odwracając wzroku od cierpiącego mężczyzny.
- Od servio. Niech najpierw zasłuży sobie na coś intensywniejszego przez swoją uległość - zdecydowała; uniosła dłoń dzierżącą różdżkę, celując ostrawym szpicem w nieznajomego. Skupiła myśli, wyrzuciła z nich każdą niepotrzebną drobnostkę i... - Servio - przez jej dominującą dłoń przebiegł gwałtowny strumień magii, który uderzył w mężczyznę z niespodziewaną siłą; Wren poczuła, że nadszedł czas na rozkaz, dlatego prędko dodała, - Pocałuj jej buty - ruchem głowy wskazała na Deirdre, a ich partner magicznej rozrywki podniósł się na czworakach, pełznąc w stronę drugiej z kobiet, nim nachylił się i musnął wargami obuwie; wolna dłoń Chang zacisnęła się w pięść, mocno, brutalnie, wbiła paznokcie w miękką tkankę, kiedy duma zmieszała się z ekscytacją, z żądzą i głodem, a usta wykrzywił usatysfakcjonowany uśmiech. Spojrzała na Mericourt - oczekując nie tyle pochwały, co komendy, że mogła przystąpić do drugiego zaklęcia. Udało jej się. Pierwsze czarnomagiczne zaklęcie. Udało się.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Dom na klifie [odnośnik]07.04.21 14:40
W kąciku ust Deirdre zadrgała zapowiedź uśmiechu, który jednak nie objawił się w pełni na pobladłej twarzy. Dobrze, Wren; zdawało się mówić jej spojrzenie, dołeczek w policzku, zmrużenie oczu; nie musiała werbalizować pochwały, na taką powinna sobie zasłużyć, lecz nie ukrywała zadowolenia. Chang przyłożyła się do wyzwania, które przed nią postawiła, zamykając w więzieniu z szorstkich stronic zapisanych mrocznym, skomplikowanym językiem. Nie spodziewała się niczego mniej, lecz dalej istniała przecież szansa na to, że sprowadzona na ścieżkę wiedzy uczennica okaże się zbyt krnąbrna, by marnować całe dnie (i zapewne noce) na tak wymagającą lekturę. Motywującą do rozmyślań dotykających kwestii boleśnie oczywistych - jak śmierć, ostateczna, nieuchronna, tak fascynująca i kusząca, że w swym ogromie tajemniczości wydawała się przytłaczać nawet Mericourt, zaznajomioną z nią, pożerającą śmierć od tak wielu miesięcy. Konanie i narodziny, kres i początek, ostatni i pierwszy krzyk: dotknęła każdego z tych doświadczeń, posmakowała martwych ust i gorącego oddechu niemowlęcia, położonego na jej piersi; pozwoliła się im zniszczyć i odbudować, a teraz, mimo lęku oraz dystansu (i choć nie chciała się do tego przyznawać) czerpała siłę również z macierzyństwa. Z prymitywnego instynktu, który normalniej - moralniej? - realizowała właśnie wobec Wren niż oczekujących na nią w Białej Willi bliźniąt. Przynajmniej na razie, dopóki nie mogła ocenić ich magicznego talentu oraz zawierzyć, że nie umrą w ciągu najbliższych lat, przeżarte od środka kumulacją czarnej magii i nienawiści, z jakiej zostały stworzone.
- W większości przypadków tak właśnie jest - zgodziła się od razu, dzieci były wyrokiem śmierci, ale czyż każde życie nie rozpoczynało się z określoną datą końcową? Kiedyś potwierdziłaby ten fakt bez wahania, potem jednak poznała Czarnego Pana: i nic nie było już niemożliwe. – Tym podejściem nie musimy się jednak kłopotać. Dzieci są cenne, zarówno jako źródło magii, idealnej do badania, jak i w kontekście, powiedzmy, motywacjidla swych bliskich. Zamordowanie nieprzydatnego kilkulatka wstrząśnie znacznie mocniej niż pozbawienie życia dorosłego mężczyzny, choćby to on był żywicielem całej rodziny oraz wprawnym czarodziejem, przysługującym się społeczeństwu - kontynuowała nieśpiesznie, wręcz leniwie te filozoficzne dywagacje, tak, jakby rozważały nad popołudniową herbatką wyższość czerwonego wina nad białym. – Co nie znaczy, że jest łatwiejsze. Dzieci to magazyny mocy, czasem ich pozbycie się może nie być tak łatwe, jak się wydaje. Może niedługo się o tym przekonasz – dodała jeszcze po chwili namysłu, w ramach ciekawostki, przez moment spoglądając prosto w oczy Wren. Uważnie, tak, jakby chciała powiedzieć coś więcej, ale w końcu podjęła decyzję o odsunięciu pewnej niespodzianki w czasie. Tak, Chang mogłaby wiele nauczyć się w Gwiezdnym Proroku, w względnie bezpiecznych warunkach pielęgnować kolejne pędy czarnej magii, wyrastające na podatnym gruncie, lecz czy mogła jej zaufać aż tak, by obnażyć przed nią genialny pomysł Mulcibera? Jeszcze nie, miała wprowadzać ją w świat potęgi krok po kroku, powoli, jeśli trzeba – prowadząc Wren za sobą na kolanach. Prezentowała się na nich więcej niż uroczo. Gdy spoglądała na nią z wysoka, praktycznie bez mrugnięcia, tak, by nie stracić nawet sekundy pokornego spektaklu, doznała pewnego rodzaju olśnienia. Pełnego zrozumienia męskich fascynacji, oszalałego pragnienia sprowadzenia czarownic na kolana, obserwowaniu ich w tej uniżonej pozycji. Ta uległość budziła w Mericourt coś prymitywnego, wzmacniając tylko postępujące i toksyczne utożsamianie się z siłą przeciwnej płci. Zrobiła krok w stronę klęczącej dziewczyny, obserwując ją dalej nieugięcie, nienaturalnie uważnie, zauważając każde drgnienie mięśni twarzy i wilgotnych ust, układających się – z premedytacją? nieświadomie? – w kokieteryjny sposób. Powstrzymała chęć obrysowania warg paznokciem, by przypomnieć sobie ich kształt, musnęła tylko wierzchem dłoni delikatny policzek Wren. Za mocno na pieszczotę, za delikatnie na wymierzenie kary. – Pamiętaj, że to tylko igraszka. Lekkie popchnięcie w odpowiednim kierunku. Poziom wyżej od sugestii, lecz stale – to zaklęcie nieporównywalne do prawdziwego wymuszania pewnych zachowań – przypomniała ze spokojem, obserwując jak zwinnie czarownica powstaje z kolan, podekscytowana i niewzruszona. W pewien sposób rozczulało ją podejście Chang do nauki: ta iskra, zdająca się lśnić nie tylko w spojrzeniu, ale i całej aurze, napędzającej ją do działania. Zbyt szybkiego, chaotycznego, wygłodniałego – a przez to nieefektywnego. Polecenie, choć przemiłe, było zbyt skomplikowane i złożone. Mężczyzna drgnął, zdezorientowany, ułożył usta jak do pocałunku, ale nie zrobił nic poza tym, mrugając intensywnie.
- Rozkaz musi być krótki, prosty, zamknięty w jednym słowie. Połóż się, podnieś, usiądź, zostań, zaśpiewaj, skocz – poinstruowała beznamiętnym tonem; wolała, by Wren szarżowała i próbowała osiągnąć więcej niż biernie i z paraliżującym lękiem spoglądała w mrok magii. – Tu nie ma miejsce na rozbudowane wskazówki czy trudne filozoficznie wybory. Na prawdziwe, dogłębne igranie z ludzkim umysłem, pozwala tylko jedno z Zaklęć Niewybaczalnych[/b] – kontynuowała, nie musząc dodawać, że na razie ta inkantacja leżała daleko poza możliwościami Wren. To było więcej niż oczywiste. – Spróbuj raz jeszcze. A potem – Organus dolor- poleciła ze spokojem, okrążając Chang, by dać jej szersze pole do popisu: bo przecież nie po to, by obserwować atuty jej sylwetki z innej perspektywy.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Dom na klifie
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach