Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]22.11.20 17:08

Salon

Obrazy, płomyki, skrzypiące szklane gabloty przy ścianach i eleganckie, długie dywany. Rzędy podejrzanych artefaktów na półkach i nieliczne księgi, do których nikt nie zaglądał od wieków. Rzeźby wyglądające przez okno. Wnętrze ciepłe, chociaż szorstkie i niepokojące. Pomieszczenie jest bardzo duże, idealnie mieści się tutaj komin, a przy nim skórzane sofy, dobrze zaopatrzony barek i dłuższy stół z rzeźbionymi krzesłami. Panuje porządek, choć nie brakuje przedziwnych elementów, które rozpraszają gości, które burzą spokój i wywołują grozę. Nieprzyjemne wnętrze dla rzadkich bywalców mrocznej, nokturnowej dzielnicy. Nie zaleca się dotykania intrygujących przedmiotów.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Salon [odnośnik]22.11.20 17:10
data


Nie bywała senna, ale trudno było nie zauważyć, że powrót do Anglii ją przebudził, podsycił. Wkraczała między przykurzone wspomnienia w godzinie wstrętnej, przyjemnie podłej dla gromadzącego się w Londynie od lat kłębowiska szlamu. Wkraczała spełniona, głodna nowej misji, chociaż z jej dłoni nie zniknęła jeszcze krew. Miała tu wiele do zrobienia, miała odzyskać lata poświęceń w imię sprawy, która przyniosła zbyt wiele rozczarowań. Igor był najważniejszy, Igor i chwała krwi, która dała jej siłę do tępienia wrogów, do unicestwienia największego rozczarowania. Z dozą fałszywego smutku przywoływała obrazy śmiertelnego spektaklu. Ten mord sprawił jej zbyt wielką rozkosz, ten mord sprowokował czas całkowitej samodzielności. Nie była stworzona do usługiwania mężczyznom, nie była stworzona do budowania historii, której nigdy nie odczuwała. Miała już nazwisko, miała przodków. I miała własnego potomka, który nigdy nie stanie się prawdziwym Karkarowem. Zdradzieckim, bezdusznym i całkowicie bezmyślnym. Yavor zdychał pod ziemią, a po nim będą inni. Wszyscy, którzy stawali przeciwko rodzinie i wizjom Czarnego Pana. Nie, myliła się. Jednak istniał ktoś, wobec kogo mogła zadeklarować bezgraniczne posłuszeństwo. Spajała ich, ich wszystkich, idea przyjemnie piekąca duszę. Wróciła jako ten brakujący element. Niech zabijają, niech brutalnie wbijają do łbów świętości, niech tworzą nowy ład, odświeżają stare prawa, wykopują chwasty. Codziennie tuziny trupów przyjemnie wypełniały dom pogrzebowy i jej skarbiec. Zbierała zwłoki jak drogocenne łupy. Pochówek czy nie – wnętrzności szybko znajdowały nowego właściciela. Nerki, flaki, gałki oczne. Przeklęci naukowcy i fanatycy wiedzieli, dokąd pójść, by je dostać. A kiedy mijał szał interesu, kiedy decydowała, że już dość, mieszkanie na nokturnie przypominało sobie jej twarz. Niewzruszoną, pozbawioną śladów wyczerpania czy grząskiej irytacji. Obejmowały ją w pasie niewielkie dłonie, coraz silniejsze, dumne, choć dalej wołające o czułość. Po bułgarsku.
Babsko z najlepszej nokturnowej gospody odmawiało. Splunęło jej w twarz, najwyraźniej mając lepsze rzeczy do roboty niż przygotowanie wymyślnego menu. Kuchnia Iriny przypominała… muzeum garnków i talerzy. Potrzebowała kogoś, kto zajmie się gotowaniem. Nie dość, że nie miała czasu, to jeszcze brakowało jej umiejętności. W małżeństwie była partnerka, a nie kurą domową (choć zapewne i teściowie i mąż nie mogli tego przełknąć). Karkarowie mieli od tego ludzi. Los samotnej matki poniekąd zmusił ją do nauczenia się kilku rzeczy, ale to dalej zbyt nędzne, by ugościć rodzinę. Miało być wykwintnie, z przepychem, ze smakiem prosto z salonów, a nie taniej portowej knajpy. I powiedziano jej, że starucha zna się na rzeczy. Zniewaga zaowocowała wiadrem krwi i połamanymi rękami. Długo nie wróci przed piec. Znalazła więc inną i tym razem się nie rozczarowała. Tego popołudnia zapachy nadzwyczajnie kuszące rozpływały się po wnętrzu kamienicy. Drew, nawet jak nie chciał, i tak przyleci skuszony dolatującą, niewidzialną zachętą. Igor ubrał się elegancko, jak na młodego kawalera przystało. Irina upięła włosy, zatonęła w czarnej spódnicy, odprawiła kucharzynę i wędrowała z nożem w dłoni, jakby chciała przez chwilę poudawać, że miała z tymi posiłkami cokolwiek wspólnego. Ostrze przemykało między palcami chętnie. Zupełnie jakby szykowała się do rozcięcia zwłok, a nie tej parującej pieczeni.
Zostało ich niewielu, musieli więc trwać w sojuszu, który pozwoli nazwisku nie rozmyć się na kartach pokropionej krwią historii. Nie było jej tak długo, nie świętowali od dawna, a teraz, po zaszczytach, jakie spotkały Drew, z pewnością mieli powody. Prowadziły ich podobne myśli, wspólny kierunek, scalająca się wizja przyszłości. Nie mieli pałaców, ale dysponowali siłą, której nie wolno było zaniedbywać.
Napiła się jeszcze przed przybyciem gości. Igor był podekscytowany, opowiadał o klątwach. Spoglądała w okno i moczyła usta w alkoholu. Czuła dumę, ale i powagę. Chwilę później otwierała szeroko drzwi i wcale nie witała ich uśmiechem. Podejrzenie zakradło się do tego spojrzenia. Proszę, proszę. Więc jednak dotarli. – Jesteście sami? Znakomicie – zapytała na wstępie, kiedy już weszli do środka.
Jedna krew, jedna misja i zupełnie żadnej niespodzianki. Niech będzie. Jakie przynosili wieści?
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Salon [odnośnik]29.11.20 13:18
Wieść o powrocie Iriny w rodzinne strony nie wywołała w nim euforii i pragnienia szybkiego spotkania w celu nadrobienia zaległości. Nie widywał się z nią; mieszkała w Bułgarii przez przeszło dwie dekady, więc ich kontakt ograniczył się jedynie do sporadycznych listów, w których omawiali kwestie samopoczucia i szeroko rozumianej codzienności. Pamiętał ją bardziej z perspektywy dziecka, kiedy odwiedzała jego matkę z tylko sobie znanych powodów. Zawsze wydawała mu się mądrzejsza, bardziej samodzielna i władcza niżeli bierna Ophelia, której marny żywot litościwie zakończył zeszłego roku. Był zbyt młody, aby wiedzieć, że znacznie więcej łączyło ją z jego ojcem, o którego przywykła pytać przy każdej okazji, a teatralna otoczka sympatii wobec naiwnej Pani Macnair stanowiła tylko dobry podkład pod pytania o jego powrót. Wówczas mógł się domyślać, że wisiał jej galeony tudzież obiecywał złote góry w zamian za nić zaufania w biznesowej kwestii, a w zasadzie nie miał wobec tego żadnych wątpliwości. Augustus był pieprzonym kłamcą, wyjątkowo umiejętnym manipulatorem, który potrafił wyperswadować hierarchię wartości drugiej osoby i zmienić ją wedle własnych potrzeb. W podobny sposób owinął sobie wokół palca Ophelię; wiele lat oczekiwała go w oknie mieszkania, kiedy rzekomo podróżował i finalnie wyszło na jaw, że po prostu prowadził drugie życie, może nawet trzecie i czwarte kilkaset mil dalej.
Drew nie wyobrażał sobie nadal oglądać tego spektaklu, nędznego teatru, którego zgnite deski dawno zapomniały o latach swej świetności. Pragnął wewnętrznego spokoju, żywił nadzieję na odzyskanie honoru nazwiska i własnych korzeni. Nie trafiało do niego jak tak nisko można było upaść – nie chodziło tu autoprezentację czy zasady savoir vivre, bowiem do takich sam się nie stosował, a pracę i zaangażowanie w sprawy wyższej wagi. Ignorancja, barowe upodlenia, złodziejstwo i bieda – właśnie tak prezentowali się starsi wiekiemMacnairowie i w ten sposób zostali zapamiętani przez nokturnowskie uliczki. Wierzył, że kiedyś przyjdzie mu tu zmienić, wykonał nawet ku temu sporo mniejszych i kilka większych kroków, lecz odpowiedzialność nie spoczywała jedynie na jego barkach. Im więcej krewniaków wracało do Londynu tym czujniej należało się temu wszystkiemu przyglądać – odbudowa respektu zajmie wiele lat, a zburzenie go mogło zająć jedną sekundę.
Nie mógł mieć wyrobionego zdania o Irinie; kierując się tylko pogłoskami i wymienionymi listami trudno było wykształcić sprawiedliwą opinię, dlatego wstrzymał się z takową do momentu, w którym przyjdzie im nieco zacieśnić relację. Okazja ku temu pojawiła się szybciej niżeli przypuszczał, albowiem postanowiła urządzić rodzinną schadzkę. Nie odmówił, bo zdawał sobie sprawę, że wysadzi jego drzwi – w końcu mieszkali naprzeciwko siebie i jakiekolwiek tłumaczenia nie miałyby większego sensu.
Ubrał się jak na co dzień w luźną koszulę, poprawił włosy, nałożył na szyję niewielką ilość wody kolońskiej i na tym skończyły się jego przygotowania. Nawet nie przyszłoby mu do głowy, aby przyodziać coś znacznie elegantszego, bowiem po pierwsze był to zwykły obiad, a po drugie nie posiadał w swej garderobie nic odświętnego. Gdy jego uszu doszło krótkie pukanie, chwycił butelkę, opuścił mieszkanie, a następnie wraz z kuzynem stanęli przed drzwiami Iriny.
-A z kim mieliśmy być?- rzucił wbijając w nią wzrok, kiedy wpuściła ich do środka. Wszystkiego mógł jej odmówić, ale nie urody i zgrabnej figury, którą podkreśliła suknią. W rzeczy samej własnej rodziny nie powinno się określać pod tym kątem, jednakże nie potrafił powstrzymać własnych myśli. Była mu na tyle obca, że nie czuł związanego z tym dyskomfortu. -No, no nieźle się tu urządziłaś- dodał kierując się w stronę stołu, gdzie ujrzał pełną zastawę, postarała się. Następnie jego wzrok przykuł młodzian, który dumnie stał nieopodal krzeseł. Uśmiechnął się w jego kierunku, po czym wyciągnął dłoń chcąc przekazać butelkę. -Przekazuję na ręce gospodarza- uniósł brew nie spuszczając wzroku z chłopca; wyrósł odkąd widział go ostatnim razem.





The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Salon [odnośnik]10.02.21 0:45
Nie przepadał za spotkaniami rodzinnymi, mając nadal w pamięci, jak takowe przeważnie się kończyły. Macnairowie byli idealnym przykładem bliskich, z którymi dobrze prezentowało się tylko na zdjęciach, chociaż jakby zastanowić się nad tym bardziej, nawet w to zaczynał wątpić. Z zasady unikał wszystkich z którymi łączyły go więzy krwi i nosili to samo nazwisko, woląc w spokoju od czasu do czasu podesłać sowę, zagrać trochę na udawanej trosce i mieć z głowy ten dziwny obowiązek na najbliższe tygodnie, bądź miesiące. Dziś jednak wiedział dobrze, że słaba wymówka wcale nie załatwiłaby sprawy, dostał przecież zaproszenie na rodzinny obiad od najbardziej charakternej kobiety, która do niedawna nosiła nazwisko Karkarow, by finalnie powrócić do panieńskiego i znając ją, obnosiła się z tym dumnie. Z drugiej strony chyba nawet nie chciał odmawiać, ten jeden raz gotów sprawdzić, na co mógł liczyć ze strony krewnych, zwłaszcza gdy poza Iriną miał tam również zjawić się kuzyn. To przez niego wrócił do Anglii i również za jego sprawą najwyraźniej pozostanie tu na bliżej nieokreślony czas. Nie wiedział czy być mu za to wdzięcznym czy wyklinać bez oporów, że dał mu powód, aby się zawahał i kreśląc ostatni list, potwierdził chęć uczestniczenia w zmianach, jakie miały się dokonywać. Nigdy nie chciał zagrzać miejsca w ojczyźnie, czując, że ta nie miała mu nic do zaoferowania, ale może tym razem okaże się to warte ryzyka. W końcu byli podobni, obaj gonili za własnymi celami po świecie i skoro Drew był gotów zatrzymać się w miejscu, osiąść w okolicy, a co ważniejsze przyrzec lojalność. Coś musiało być na rzeczy.
Opuszczając Cranham, upewnił się, że ma wszystko, czego potrzebował na najbliższe godziny. Najważniejsza nadal okazywała się papierośnica ukryta w kieszeni, a której zawartość okazywała się mieszanką zwykłego tytoniu oraz diablego ziela. Nieoceniona pomoc w przetrwaniu najgorszego towarzystwa, nawet jeśli takowego nie spodziewał się tym razem. Nie tracił czasu na wycieczkę po Londynie, przemykał uliczkami skrytymi w cieniu budynku, aby jak najszybciej dotrzeć w konkretną część stolicy. Nokturn od zawsze kojarzył mu się z problemami, kłopotami, które namiętnie przyciągał, jakby był cholernym chodzącym magnesem. Zwykle mu to nie przeszkadzało, a wręcz poszukiwał zaczepki, lubiąc rozlew krwi towarzyszący mordobiciu. Posiadał szczątkowe pokłady litości, wiec rzadko kiedy zadowalał się pierwszą kroplą posoki. Zatrzymał się na moment przed kamienicą w której mieszkała Irina i Drew, zwabiony odgłosami dochodzącymi z zaułka kilka metrów dalej. Błękitne ślepia powędrowały w tamtym kierunku, dźwięk kusił, aby spóźnić się chwilę na obiad, ale zaraz przegrał z uporem, by dotrzeć do celu, jakim było mieszkanie numer szesnaście. Wspiął się po schodach na odpowiednie piętro, lecz zanim we właściwe drzwi, zapukał w inne. Nie było mowy, żeby poszedł tam sam… do jaskini lwicy nie wchodziło się w pojedynkę. Kiedy przekroczyli próg właściwego mieszkania, przyjrzał się kobiecie z może nieco natarczywą uwagą. Minęło trochę czasu, odkąd widział ją ostatni raz.- Spodziewałaś się żon i garstki gówniarzy? – podjął, nie bardzo wiedząc, czego oczekiwała. Ani jednemu ani drugiemu nie było prędko, aby niszczyć sobie wygodne życie.
W przeciwieństwie do Drew przyniesioną butelkę oddał do rąk gospodyni.- Jeśli mnie pamięć nie myli i nic się w guście nie zmieniło, twoje ulubione.- niektóre rzeczy nadal mógł sprowadzić z zagranicy, bez najmniejszego problemu. Obejrzał się na Igora, zauważając dopiero po chwili jego obecność, gdy stał tak cichy. Przykucnął przy nim, by nie górować nad dzieciakiem.- Za parę dni będę miał coś dla Ciebie. W połowie drogi do Londynu jest ciekawa odmiana psidwaka, którym trzeba będzie się zaopiekować. Dostaniesz go, tylko czy poradzisz sobie? – sam był ciekaw ów zwierzaka, ale nawet jeśli mógł zarobić na nim więcej, ten jeden raz był gotów oddać psa w prezencie, niż pozbyć się jak najszybciej. Uśmiechnął się oszczędnie, gdy chłopiec pokiwał głową i szybko zapewnił, że da radę. Nie wątpił jakoś. Dźwignął się z powrotem do pionu, spoglądając na kuzyna i ciotkę, by zaraz zająć jedno z wolnych miejsc.- Jak interes? - spytał po chwili ciszy, ciekaw czy szaleństwo stolicy i okolic, przynosi zysk.


W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew

Cillian Macnair
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8529-cillian-macnair https://www.morsmordre.net/t8563-dante#249835 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-gloucestershire-okolice-cranham https://www.morsmordre.net/t8564-skrytka-bankowa-nr-2018#249854 https://www.morsmordre.net/t8557-cillian-macnair
Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach