Wydarzenia


Ekipa forum
Szklarnia
AutorWiadomość
Szklarnia [odnośnik]03.03.21 11:29
First topic message reminder :

Szklarnia

Na tyłach ogrodu stoi niewielka i niepozorna szklarnia, która nie wyróżnia się niczym szczególnym. Na ściankach od strony południowej pnie się bluszcz, tuż nad drzwiami wisi niewielka latarenka, lecz to nie wygląd zewnętrzny zasługuje tu na największą uwagę, a jej wnętrze. Wchodząc do środka od progu wita zapach mokrej, ciężkiej ziemi oraz słodki zapach kwiatów. Szklarnia została zmodyfikowana zaklęciami i w środku prezentowała się okazale i zapierała dech w piersiach. Do sufitu pięły się strzeliste drzewa, wyznaczona ścieżka wiła się wśród rozległej i wszechogarniającej zieleni. Roślinność otaczała ze wszystkich stron, a z daleka majaczyły schody, które prowadziły na kolejne piętra budynku. Szemranie wody mieszało się z trzepotem skrzydeł ptaków, które postanowiły zamieszkać w tym miejscu, a ścieżka rozwidlała się zachęcając do odkrywania każdego zakątka magicznej szklarni braci Grey.
Cave Inimicum, Widzimisię, Błyskotka, Cicho-Sza


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Halbert Grey dnia 25.03.21 10:04, w całości zmieniany 2 razy
Halbert Grey
Halbert Grey
Zawód : toksykolog, ogrodnik Prewettów
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
to plant a garden
is to believe in tomorrow
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9087-halbert-grey https://www.morsmordre.net/t9093-lobuz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t9099-skrytka-bankowa-nr-2133 https://www.morsmordre.net/t9091-halbert-grey#274380

Re: Szklarnia [odnośnik]15.03.22 11:42
|10.03.1958

Pomysł zapoczątkował Halbert, a młodszy Grey uznał, że to świetna myśl aby pomóc tym, którzy cierpią na likantropię. Znał jedną osobę, która mogła na tym skorzystać, a on sam mógł też pomóc innym jak tylko się dowiedzą, że taka hodowla istnieje. Nie chciał jednak aby rzucała się w oczy i zwracała uwagę aktualnej władzy. Jeszcze tego mu brakowało aby pojawili się ludzie od rycerzy i zrobili mu jesień średniowiecza w szklarni.
Być może kiedyś nastaną czasy kiedy będą mogli rozwijać hodowlę, powiększą ją i być może szklarnia nie będzie tylko miejsce gdzie rosną egzotyczne okazy roślin. Dalekosiężne plany, ale i tak je snuł, ponieważ to one pozwalały się utrzymać na powierzchni i nie oszaleć w dzisiejszych czasach.
Należało sprawdzić jak sadzonki się przyjęły w nowym miejscu więc zajrzał do szklarni. Minął stanowiska roślin z okręgu lasów deszczowych ale po drodze sprawdził czy spryskiwacze działają we właściwy sposób, a następnie udał się na tyły szklarni gdzie mieściła się, jak na razie, skromna hodowla tojadu. Wszedł pomiędzy stanowiska wyższe i niższe biorąc przy okazji konewkę do ręki.
Pierwsze rośliny już puszczały pędy i zaczęły wzrastać ku górze. Wiele nie potrzebowały aby wyrosnąć więc liczył, że pod koniec miesiąca będzie miał już pierwsze zbiory tojadu, a to dobrze rokowało.
Przechylił konewkę by dostarczyć życiodajnej wody roślinom. Dostrzegł, że Hattie musiała przyjść pewnego dnia i uporządkować przestrzeń. Niedaleko stała półka, a której poukładane zostały doniczki, grabki i małe łopatki - wszystkie przyrządy konieczne do pielenia grządek. Przeszedł się dalej wśród stanowisk bardzo dokładnie podlewając każde, a następnie zaczął sprawdzać, na których lepiej rosną rośliny i czy nie są obecne oznaki chorobowe. Gdyby takie dostrzegł musiałby natychmiast działać i reagować aby nie dopuścić się do rozprzestrzeniania choroby. Na szczęście nie dostrzegł niczego niepokojącego ale zamiast tego zauważył, że niektóre sadzonki różnią się od innych. Jedne miały łodygi wyższe inne nie, jedne miały kwiaty ciemnofioletowe, a inne żółtawe. Zdawał sobie sprawę, że może mieć różne okazy tojadu, ale nie wiedział, że tak bardzo od siebie się różniące.
Wyszedł na chwilę aby powrócić z książką, którą otworzył na właściwej stronie.
“Jesienny tojad Carmichaela Aconitum carmichaelii jest jednym z najbardziej znanych przedstawicieli rodzaju. Okazała bylina osiąga wysokości około 1,4 m. Tojad mocny czyli Aconitum napellus o pędach wysokości do 1,2 m oraz mało znany tojad lisi Aconitum vulparia, który osiąga wysokość tylko 80 cm i ma drobne kremowożółte kwiaty. W lipcu zakwita tojad ogrodowy Aconitum x cammarum o kwiatach nie tylko niebieskich, ale także niebiesko-białych.”
To sporo zmieniało i Herbert uznał, że czas przygotować małe tabliczki z opisami grządek. Podejrzewał, że każda odmiana tojadu miała trochę inny skład toksyn potrzebnych do wytwarzania eliksirów. Kiedy podlał wszystkie grządki, zabrał się za ich opisywanie. Sięgnął po kartoniki, na których wypisywał bardzo dokładnie nazwę danej odmiany. Parę razy upewniał się czy dobrze opisuje i umieszczał informacje obok rośliny. Kiedy wszystkie wyrosną będzie go czekało przesadzanie aby zrobić rabaty pod każdą odmianę. To dawało jednak spore możliwości i zastanawiał się czy nie skontaktować się z Aurorą. Ona doskonale znała się na eliksirach i mogła doradzić jakie najlepiej odmiany tojadu hodować. Zapisał w pamięci, że jak wróci ze szklarni to powinien napisać do niej list.
Zorientował się, że posiada cztery odmiany tojadu w swoich grządkach. A to oznaczało również sadzenie im różnych roślin, które stworzą odpowiednie warunki wzrostowe dla tojadu.
Obawiał się, że hodowla tak prostej rośliny go przerośnie, że nie będzie miał czasu, ale okazało się, że sama w sobie była dość samodzielna, wystarczyło jedynie zapewnić jej odpowiednie warunki bytowe.
Schował konewkę oraz resztę kartoników do opisywania roślin, po czym zanotował dzień i fazę wzrostu roślin w notesie jaki miał ze sobą. Liczył, że już niedługo będzie mógł ogłosić sukces.

|Post związany z założeniem hodowli tojadu
|zt, 615 słów



Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Szklarnia [odnośnik]23.04.23 1:36
15 lipca?
Wspomnienia deszczowej nocy umykały z jej pamięci wraz z każdym krokiem w świetle dnia; z rzęsistych łez ulewy nie pozostało nawet kapki księżycowej wody, wszystko wyparowało z koryt wydrążonych w na nowo spieczonej ziemi. Słońce i kometa wisiały na szarobłękitnym niebie niczym mąż i żona, on - świetlisty, dostojny i dumny, znikający na połowę dnia, by oddać się obowiązkom, ona - karminowa, smukła niby tancerka, pełna dziwnej, nieopisanej gracji, gotowa, by z nadejściem poranka znów przywitać go w drzwiach. Półwila dopisała sobie do ich obecności własną interpretację; tak było jej łatwiej, niż zastanawiać się jak ciężkim omenem, mieczem wiszącym nad głową, tak naprawdę była gwiazda otoczona pancerzem z czerwieniącego się blasku.
Wędrowała blisko ściany lasu, podążając za wskazówkami, których udzielił jej Herbert, dzięki którym miała odnaleźć drogę do Greengrove Farm. Podobało się jej to, ta swego rodzaju gra pogrążona w królestwie roślin, wytyczająca szlaki na podstawie najbardziej rozpoznawalnych skupisk zieleni, które mogła skojarzyć z drogowskazem. Przypominało to egzamin, na który ten jeden, jedyny raz naprawdę się przygotowała; w ostatnich dniach odrdzewiała wiedzę z pomarańczowawych smug zapomnienia, do snu wybierając nie romantyczne powieści, co właśnie książki dotyczące flory, jakiej wcześniej nawet nie znała. Rozpalała ją chęć dowiedzenia się więcej, choć w szkole do nauki nigdy nie przykładała wagi, liczył się taniec i jedynie taniec, podczas gdy oceny z pozostałych przedmiotów przychodziły jej jak po grudzie, często uzyskane dzięki pomocy oczarowanych nią kolegów. Tym razem było inaczej. Tym razem wybrała to sama.
Trafiła - Greengrove Farm, samotny dom zewsząd otoczony bajeczną idyllą przepastnych połaci zieleni i sosnowych igieł, których zapach przepełniał powietrze, sycąc jej płuca rześkością. Półwila przystanęła na widok elewacji i z ochotą wypełniła się całą tym aromatem, ganiąc się z suchym chichotem na to, jak prędko jej myśli przecięła wstęga błyskających obrazków z podręcznikowych kartek. Herbert nie był profesorem, który miał ją tego dnia odpytać, przyszła tu, by czegoś się od niego nauczyć. Od ich spotkania nie minęło więcej niż pół roku, jednak Celine czuła się, jakby zdążyła umrzeć i odrodzić się na nowo; znali się z innego życia, nie była już tą samą dziewczyną, którą widział w ZOO, czy on był dalej tym samym mężczyzną? Wiedzieli o sobie praktycznie tyle co nic, nie byłaby w stanie stwierdzić, gdyby okazało się, że los doświadczył go pasmem boleści i zmusił do zmiany, choć wojna, jako taka, zmieniała każdego.
- Herbercie? Udało mi się nie zabłądzić - zawołała melodyjnie, pozwoliwszy sobie przekroczyć furtkę prowadzącą do ogrodu. Trzewiki miękko sunęły po brukowanej ścieżce ku drzwiom frontowym, do których zamierzała zapukać, na wypadek gdyby nie było go na świeżym powietrzu i nie dosłyszał jej głosu. Jej ręce drgnęły delikatnie, coraz bardziej ciążące pustką; w innych, lepszych okolicznościach przyniosłaby mu pieczone ciasteczka albo inny deser w podziękowaniu za możliwość odwiedzin, ale los zdecydował, że na nic takiego nie mogła sobie pozwolić. Zamiast tego zamknęła dłoń i zapukała nią kilka razy w drewno chroniące wejścia do środka Greengrove Farm, przez ramię oglądając się na zadbane tereny przylegające do domu; podeszła do drewnianej balustrady na ganku i spojrzała na ogród, wyobrażając sobie ile pieczołowitej pracy musiało zostać poświęcone na jego wypielęgnowanie. Druga dłoń tymczasem orbitowała w pobliżu kieszeni skrywającej różdżkę z grenadillu - na wypadek, gdyby okazało się, że jednak jakimś cudem w sercu samej dziczy pomyliła adresy.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Szklarnia [odnośnik]27.04.23 10:51
Nocna zlewa zastała Herberta siedzącego na ganku, sen nie przychodził i choć deszcz zapowiadał ulgę dla roślin, tak nie dawał jej botanikowi. Utrata bolała bardzo, a świadomość, że nie ma jej obok nie pozwalała zasnąć. Wszelkie nadzieje i marzenia prysły jak bańka mydlana, okrutna świadomość kruchości życia wbijała się między żebra niczym ostry sztylet, odbierała oddech, mroziła płuca boleśnie zaciskają się stalową obręczą.
Dopiero świt przywitał go snem, kiedy ostatnie krople spadły na ziemię, a ta łaknąca wody i jednocześnie spękana nie potrafiła przyjąć takiej ilości wody. Musiał wcześniej zrobić okopy wokół grządek, aby uniknąć ich zatopienia, ale nie oszukiwał się. Wszystko co było poza ochrona szklarni umierało, skazane na palące słońce.
List od Celine stanowił zaskoczenie, nie spodziewał się, że zobaczy ją jeszcze kiedyś. Ludzie teraz szybko znikali. Nie miał serca jej odmówić spotkania, zwłaszcza teraz kiedy czasy były niepewne, kiedy nie wiedział czy rozejm jaki zostanie zawarty na czas świętowania przeistoczy się w coś trwałego, czy wraz z zapadnięciem ostatniego dnia koszmar wojenny zacznie się od nowa. Podając dziewczynie wskazówki liczył, że ta trafi do Greengrove Farm, która nie została zniszczona wojną, choć jej ślad był odczuwalny w tym miejscu. Teraz jeszcze bardziej.
Przenosił worki z ziemią kiedy usłyszał głos Celine. Różdżką nakierował je na stos i skierował się na przód domu. Musiał się upewnić, że śliwki nie zaatakują dziewczyny, choć pogoda sprawiała, że stały się bardzo apatyczne. Wisiały smętnie pomiędzy zielenią liści i nawet nie drgały, zdawały się zasnąć na zawsze. Podlewanie sprawiało, że wyglądały na zdrowe, ale nic poza tym.
-Dobrze to słyszeć. - Uśmiechnął się do Celiny otrzepując dłonie z ziemi. -Nie miałaś większych problemów?
Wolał się upewnić, że po drodze nie spotkały jej żadne nieprzyjemności. Kiedyś by powiedział, że okolica należy do bezpiecznych, ale teraz, nie miał już takiej pewności. -Mogę poczęstować lemoniadą w ten urkop, lecz schowajmy się w szklarni. - Wskazał wejście, skromne, nie zdradzające cudów jakie skrywało. Latarenka nad drzwiami migotała delikatnie, niczym zapowiedź niesamowitości. Otwarcie wejścia sprawiło, że w dwójkę czarodziejów uderzył zapach ciężkiej i mokrej ziemi zmieszany z aromatami słodkich kwiatów. Herbert wykonał gest dłonią zapraszając Celinę do środka. A tam przestrzeń, strzeliste drzewa, kręcone schody, które udostępniały drugie piętro. Śpiew ptaków wypełniał wnętrze, znaleźli się w innym świecie. -Co byś chciała zobaczyć? - Zapytał mężczyzna podając jej szklankę zimnego napoju.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Szklarnia [odnośnik]30.04.23 22:47
Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że dziś wyglądał inaczej - jakby świat odmówił mu dawnej beztroski i kolorów, które skojarzyła z jego osobą podczas krótkiej, wspólnej wędrówki po ogrodzie zoologicznym. Cienie błąkały się pod jego oczyma, na ramionach osiadł niewidzialny ciężar, przytłoczył jego sylwetkę i sprawił, że teraz wydawał się jej innym człowiekiem. Ale o kim można by powiedzieć inaczej? Ludzie o dobrych sercach, empatyczni, mocno odczuwali skutki szerzącej się wokoło nich choroby, infekcji toczącej ropę z rozdartej tkanki Wysp Brytyjskich; ze społeczeństwa, które uczyło się żyć w strachu i niepewności, choć nigdy robić tego nie powinno. Przemierzyła kilka kroków do boku werandy i uśmiechnęła się do Herberta nadchodzącego ze strony ogrodu, po czym pokręciła przecząco głową.
- Trafiłam tylko na łanię z młodym, ale ich nie niepokoiłam. To bardzo malownicze miejsce. Często się zdarza, że zwierzęta podchodzą blisko domu? - zaciekawiła się, wyobrażając sobie spowite poranną mgłą pola, rzadkie promienie czerwonego brzasku wychylające się zza linii horyzontu, oraz gromady dzikich, wolnych stworzeń przemierzających pastwiska, nasiąknięte wiedzą, że żaden z mieszkańców Greengrove Farm nie zrobi im krzywdy. Nie znała Greya zbyt dobrze, ale czuła podskórnie, że nigdy nie podniósłby ręki na żywą istotę. Ktoś zajmujący się kwiatami z taką miłością i takim szacunkiem chyba nie byłby zdolny do bezwzględnego myślistwa. - Och, masz lemoniadę? Będę wdzięczna - ucieszyła się na obietnicę zimnego, przepysznego napoju, którego w jej własnym domu w Dolinie Godryka na próżno byłoby szukać.
Rozważała, czy nie przeskoczyć drewnianej poręczy odgradzającej ją od reszty ogrodu, żeby szybciej podążyć za Herbertem, ale koniec końców uznała to za niegrzeczne i prędkim, pogodnym krokiem okrążyła werandę, już po chwili zrównując się z nim na drodze przez zadbane zielenie. Ukrop doskwierający w ostatnich miesiącach nie znajdował jednak odzwierciedlenia we florze Anglii; nadchodzące nocą burze nawadniały glebę i coś w tym procesie sprawiało, że zieleń wciąż była zielona, a uprawy nie poddawały się rażącym promieniom bezwzględnego słońca. Magia? Czy może łaskawość komety, która stanęła w sprzeczności do planów snutych przez świetlistego pana dnia?
Półwila zachłysnęła się zapachem dobiegającym ze środka szklarni. Przystanęła i wręcz łapczywie wciągnęła do płuc powietrze, przymknąwszy powieki; w aromacie wypełniającym nozdrza czaiła się słodycz egzotyki rozpalającej wyobraźnię, ptasi trel przywodził na myśl abstrakcyjne, dalekie zakątki świata, których nigdy nie odwiedziła. Uśmiech samoistnie rozjaśnił jej twarz. Dopiero po chwili odważyła się otworzyć oczy i powiodła zachwyconym spojrzeniem po rosochatych krzewach, drzewach o rozłożystych koronach łaskoczących oszklony dach, po donicach pełnych kolorowych kwiatów i roślin, jakich nawet nie znała z książek. Mknęła pośród nich powoli, ostrożnie, miękko, jakby płynęła w przestworzach, po czym zatrzymała się przy krzewie o jasnoróżowych pączkach kwiatów, odebrała od Greya kubek ze zbawiennie chłodnym napojem i pochyliła się, przyglądając się z bliższa gamie barw uwikłanej w płatkach. Dopiero stąd dostrzegła, że bliżej wewnętrznej łodygi były żółte, a od spodu wręcz fioletowawe.
- Wszystko, co tylko możesz mi pokazać - odpowiedziała z rozmarzeniem, uniosłszy dłoń, którą zawiesiła w powietrzu nad długim liściem odstającym od łodygi krzewu. - Są niesamowite, prawda? Niepozorne. Wielu z nas w ogóle ich nie zauważa, mija je bez mrugnięcia okiem, depcze - zmarszczyła lekko brwi, wciąż patrząc na roślinę. Wobec nich ludzie potrafili być okrutni, niewrażliwi. Dlaczego? - A ja chciałabym po prostu więcej się o nich dowiedzieć. Nauczyć się języka kwiatów, ich symboliki, ich preferencji. Magicznych i niemagicznych, wszystkich. Nie tak jak w szkole, kiedy wiedzę trzeba było posiąść, żeby zdać egzamin, i to taką, na jaką akurat miał ochotę profesor. Dla samej siebie - podniosła wzrok na Herberta, pewna, że on, akurat on, zrozumie. Skądś musiała się wziąć jego miłość, coś musiało go zainspirować, a w jej przypadku wcale nie było inaczej. - Tak naprawdę to wszystko zaczęło się od wianków na festiwal lata - przyznała z szerokim uśmiechem. Ten specjalny, ważny czas w życiu większości młodych dziewcząt pełen był magii i nowych pomysłów. - Zaczęłam zastanawiać się jakie kwiaty powinnam wybrać i uświadomiłam sobie, że nie wiem tyle, ile chciałabym wiedzieć. Znam ledwie podstawy. Większości roślin, o których wykułam się na pamięć, nawet nie widziałam - bo takie było prawo szkoły, czas na praktykę był ograniczony, kiedy indziej sięgano po prostu po ilustracje i obszerne formułki z podręcznika, które wcale nie chciały wchodzić do jej głowy.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Szklarnia [odnośnik]05.05.23 18:22
Starał się każdego dnia wstawać, mieć powód, aby wychodzić przed dom. Nie wiedział co chciał robić. Pamiętniki piętrzyły się na biurku obok maszyny do pisania, czekając aż ponownie zabierze się za ich przepisywanie. Trwał w zawieszeniu, tak jak w zawieszeniu była cała Anglia, nie wiedząc co się wydarzy. Miał sens w życiu, był tego świadom, ale ostatnie wydarzenia sprawiły, że na chwilę go zatracił. Miał dom, brata i matkę, o których należało się troszczyć, a mimo wszystko czuł się sam.
-O świcie, każdego dnia, można zaobserwować jak podchodzą pod sam dom. - Odpowiedział wskazując linię lasu, z której zawsze przychodziły dzikie zwierzęta. Zarówno te magiczne jak i nie; poranki wyglądały zawsze tak samo gdy stał z kubkiem w dłoni i spoglądał jak wyłaniają się z mgły i przystają na skraju. Skubią niespiesznie trawę i potem przez nikogo nie niepokojone przechodziły dalej, wiedząc, że to siedlisko ludzkie nie zrobi im krzywdy.
Szklarnia była czymś z czego był niezmiernie dumny. Wraz z bratem poświęcili jej wiele lat, aby wyglądała tak jak teraz. Mimo to nadal przynosili nowe rośliny, wciąż szukali, tworzyli i sprawdzali. Zamiłowanie do roślin było w nich wielkie, więc nie dziwiło, że szklarnia stale się rozrastała. Oczkiem w głowie Herberta zaś była część poświęcona egzotyce. To ona była jego życiem nim wrócił do Anglii, nim ten cały horror się zaczął, a on nie wiedział czy jeszcze kiedyś zobaczy Amazonię. Teraz, kiedy dom znów stał się dla niego pusty, chciał wyjechać, ale trzymało go poczucie obowiązku. Nie mógł spakować plecaka i ot tak zniknąć.
Zachęcił ruchem dłoni aby Celina podążyła za nim ścieżką wśród drzew, paproci, niebieskich kwiatów na długich łodygach i tych żółtych płożących po ziemi. Po lewej mogła dostrzec kręte schody, które wiły się do góry całe ozdobione roślinami pnącymi, których liście miały intensywny purpurowy kolor. Grey jednak skręcił na prawo gdzie roślinność zaczynała gęstnieć i zatrzymał się przed kolejnymi drzwiami, zerknął na dziewczynę przez ramię z błyskiem w niebieskich oczach. Ożywił się kiedy wkroczyli do szklarni, na twarzy pojawił się uśmiech, a w ruchach widać było znacznie więcej życia.
-Zapraszam do lasów tropikalnych - odsunął skobelek i pchnął drewniane drzwi, które uchyliły się lekko, a ze środka uderzyła w nich mokra aura i gorące powietrze. Po przekroczeniu progu człowiek przeniesiony został do kopii lasów tropikalnych. Małej Amazonii w środku Anglii. Lniany opadały gęstą kurtyną na dół z sufitu, w górę pięły się palmy i bambusy rosnąc ciasno wokół siebie, a wokół ich pni pięły się storczyki z pięknymi kwiatostanami. Dominowały głównie kolory fioletu, niebieskości, bieli i różu, wysokie paprocie stanowiły oprawę i tło dla tej ferii barw. Gdzieś nad ich głowami latały motyle oraz małe, wielokolorowe ptaki kręcąc potrójne śruby w powietrzu. Widać było, że stworzony cały system nawadniający tą część szklarni, a gdzieś w oddali dochodził szum wody. Herbert szedł parę kroków przed Celiną, ale kiedy się do niej odwrócił nadal się uśmiechał. Podszedł do jednej z orchidei, której delikatne białe kwiatki były nakrapiane w niebieskie plamki. -Agnus papilionem. - Przedstawił dziewczynie roślinę, a potem podszedł do innej, która pięła się po pniu wysokiego drzewa. Kwiatostany miała wielkości jej dłoni w kolorze prawie burgundu. -To zaś zwie się Burgundiae patera, od kształtu kielicha i barwy jaką posiada. Niestety nie pachnie, a jedynie ma wspaniały wygląd. Rośnie tylko i wyłącznie w towarzystwie tego drzewa. Nigdzie indziej jej nie spotkasz. - Było bardzo interesujące to jak rośliny potrafiły ze sobą koegzystować. Jak nie raz nie potrafiły żyć jedna bez drugiej. Podobnie jak ludzie; ta myśl sprawiła, że na chwilę zmarkotniał, ale zaraz przypomniał sobie, że nie jest sam. -Język kwiatów kiedyś był prawdziwą sztuką, teraz już zapomnianą. - Podchwycił temat jaki zarzuciła dziewczyna. - Kolory oraz sam rodzaj ma ogromne znaczenie, oraz ich połączenie. Bukiet potrafił być pochwałą dla urody i charakteru jak również obelgą, ale podaną w pięknej formie. - Pamiętał jak czytał jedną z encyklopedii jaką znalazł w rodzinnej biblioteczce i był pod wrażeniem tego jak wielkie miały znaczenie kwiaty. -Co ciekawe, każda kultura dla tej samej rośliny może mieć inne znaczenie. - W wędrówce zatrzymał się po chwili pozwalając Celinie wziąć oddech, doskonale wiedział, że ktoś nienawykły do panującej wewnątrz temperatury szybko może stracić oddech. Aklimatyzacja też była potrzebna. -Chociażby taka róża, z czym ci się kojarzy?


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Szklarnia [odnośnik]08.05.23 23:49
Przypominało jej to dom ciotki mieszkającej w szumiących lasach, pośród omszałych głazów, szepczących strumieni i dywanów tkanych z liści. Jego słowa pozwoliły na krótką chwilę odwiedzić ją w myślach - zawędrować do gęstwin malujących zielonymi pasmami po terenach Lancashire, wsłuchać się w rytm życia toczącego się w każdej roślinie i każdym zwierzęciu, życie, które również z ufnością zbliżało się do chatki samotnej kobiety.
Dziś jednak daleko im było do brytyjskich gajów, Herbert otworzył przed nią wrota do nowego, obcego świata kipiącego kolorem i jaskrawością, pachnącego wonią, której nie znała i dotychczas nawet nie potrafiła sobie wyobrazić. Miał tu mały raj, stworzył go wedle swojej wizji, wiedziony wymaganiami roślinności, którą zasadzał w donicach lub tutejszej ziemi, scalając kontynent z kontynentem, kraj z krajem, rzeczywistość z fantazją. Od środka szklarnia wydawała się jej jeszcze większa, niż półwila zakładała; zgromadzone gatunki oszukiwały oko, otwierając przestrzeń bardziej, niż było to możliwe, a ktoś wiecznie bujający w obłokach chętnie podążał za zaproszeniem. Uwierzyłaby w to, że za zakrętem natkną się na rwący potok naszpikowany kolorowymi kształtami ryb, albo że za kilka metrów ziemia pod ich stopami gwałtownie się urwie, rysując przed nimi skaliste urwisko prowadzące donikąd, wprost w paszcze mglistej otchłani.
- Niesamowite - sapnęła Celine, zdumiona i doszczętnie oczarowana. Nie tego się spodziewała, słysząc opowieści Herberta o jego pracy, o tym, że miał przydomową szklarnię, w której mógł hołdować największej w jego życiu miłości. - Spałabym tutaj, gdybym była tobą - przyznała szczerze. Co komu po łóżku w zadaszonej, dusznej sypialni, gdy tuż obok, za granicami ścian i drzwi, znajdowało się królestwo zrodzone z rajskich fantasmagorii? Zawiesiłaby sobie hamak pomiędzy trwalszymi elementami konstrukcji, albo nawet pomiędzy odważniejszymi drzewkami, patrzyłaby na niebo przez oszklony sufit i wdychała do płuc nasączone kwieciem powietrze, aż nasiąknęłaby nim do cna.
Od dawien dawna nie skupiała się tak bardzo, przykazując sobie w duchu, że musi zapamiętać każde słowo Herberta, jakby od tego zależało jej życie. Po to tu przyszła - uczyć się, rozumieć, poznawać, nie tylko oglądać piękną roślinność, którą się opiekował.
- Dlaczego tylko tego drzewa? - zdziwiła się, a choć była pewna, że łacińskie nazwy prędko wylecą z pamięci, tak z uwagą przyglądała się budowie gatunków, które jej pokazywał, ich kolorom, zapachowi lub jego braku. - Co znalazła w tym drzewie, czego nie dało jej żadne inne? - jak kobiece serce, bijące dla tego jedynego, najważniejszego mężczyzny. Jej policzki pokryły się rumieńcem inspiracji, otworzyła nawet usta, by to podkreślić, jednak zanim jej głos wybrzmiał ponownie, zmusiła się do ciszy. Pomyślałby pewnie, że jest głupia; że buduje historie tam, gdzie nie istnieją, obtaczając naukę w tanie romansidła z zakurzonych półek w babcinej biblioteczce. - Nawet jeśli to wymarły język, i tak chciałabym go poznać. Ty już go znasz, prawda? - szczegóły, tajniki, niuanse. Sposób, w jaki o tym mówił nakazywał jej tak sądzić, przyjrzała się więc Herbertowi z błyskiem w oku, a potem przechyliła głowę do boku i zamruczała w zamyśleniu na dźwięk jego pytania. Smukły palec powędrował do policzka, uderzyła nim lekko o ciepłą, różowawą skórę kilka razy, natomiast spojrzenie instynktownie uniosło się odrobinę ku górze, na pnące się po schodach rośliny. - Z miłością, naturalnie - zdecydowała i zmarszczyła brwi. - Z namiętnością, tęsknotą i czcią. Ze szczerym oddaniem. Z pięknem. Ale pewnie za chwilę powiesz mi, że to było podchwytliwe pytanie, a moja odpowiedź to tylko jedna interpretacja z morza stu pozostałych - uśmiechnęła się w podekscytowanym oczekiwaniu, po czym obróciła się w kierunku rośliny, od której dobiegał ją zapach przemożnie słodki, silny, wabiący; czuła się jak pszczoła kuszona upojeniem, podeszła powoli do dużej donicy, w której kwitł krzew o podłużnych, zwisających w dół kwiatach w kolorze błękitnym jak niebo. Musiały być ich dziesiątki, jeśli nie więcej, i każdy z nich przypominał jej skierowaną ku ziemi trąbkę. - A to? Co to? Pięknie pachnie - spytała, kucnąwszy przy szerokiej donicy. Widziała stąd, że u nasady liści, tuż przy łodydze, rosły malutkie, białe owoce o kształcie kulek. Nigdy wcześniej nie zetknęła się z tym gatunkiem.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Szklarnia [odnośnik]22.05.23 0:34
Wychował się w tym otoczeniu, tu był jego dom rodzinny. I choć na wiele lat uciekał do Amazonii, spędzał tam swoje dni, tygodnie, miesiące i lata to ostatecznie wracał do Greengrove farm, gdzie całe pokolenia Greyów się wychowywały. Wcześniej mały, wakacyjny domek dla porządnej rodziny urzędników z Londynu, żona pana Greya - Hattie Sprout zmieniła w prawdziwy, mały raj na ziemi. Zbudowali kolejne segmenty, wyrósł mały ogródek, zamieniony w sad, a na tyłach domu niewielka szklarnia stała się placem zabaw dwóch chłopców. Kiedy zaś dorośli postanowili swoją pasję przekuć w coś wspaniałego. Za skromnymi drzwiami, kryło się królestwo jakim nie chwalili się wszem i wobec obawiając się zawiści ale również zbytniego zainteresowania tym co hodowali, czym się opiekowali. To właśnie tutaj przyniósł pierwszą orchideę jaka wróciła wraz z nim z puszczy amazońskiej. To tutaj rzadkie okazy rodzimej roślinności miały możliwość rozwijać się dalej i nigdy nie zostać całkowicie zapomnianymi. Nie chciał tego przed sobą przyznać, lecz to właśnie to miejsce jak i pewna garstka ludzi sprawiała, że jeszcze nie wyjechał.
Nie wiedział kim jest Celina. Spotkał ją przypadkiem na swojej drodze kiedy byli przed armagedonem, kiedy nie zabił tylu ludzi, kiedy nie patrzył jak niewinni umierają. Nie znał Celiny, a jednak jej pogoda ducha, pewnego rodzaju niewinność i naiwność sprawiały, że nie potrafił odmówić, odpowiedzieć w liście, że to nie najlepszy moment na odwiedziny. Przyglądał się więc temu jak z zachwytem pochłania każdą kroplę barwy tego miejsca, jak pozwala, aby atmosfera ją otoczyła niczym jedwabnym szalem.
-Czasami tak robię. - Przyznał otwarcie i ruszył dalej w głąb szklarni. Czuł się trochę jak profesor zielarstwa w Hogwarcie wykładający codzienną dawkę wiedzy w młode umysły, które jak tylko opuszczą zajęcia połowę tego co powiedział zapomną. Splótł ręce za sobą kiedy przemierzał dalej alejki swojego królestwa. -Symbioza. - Odpowiedział zwięźle Celinie i podszedł do drzewa gdzie rosła Burgundiae patera. Zachęcił ruchem dłoni, aby podeszła bliżej. -Drzewo to ma swój własny sok, nektar, coś w rodzaju krwi, tak jak ty czy ja. - Wskazał na cienkie strużki, które leniwie spływały po chropowatej korze.-Sok ten posiada składniki odżywcze, które są niezbędne tej roślinie do wzrostu. - Musnął dłonią delikatne płatki kwiatu i uśmiechnął się kącikiem ust; był to smutny uśmiech. -Matka natura sprawiła, że są nierozłączni.
Widząc rumieniec na twarzy dziewczyny od razu machnął różdżką, aby szklanki chłodnego napoju lewitowały obok nich.
-Pamiętaj o nawadnianiu się. Las tropikalny, nawet w miniaturze potrafi być zdradliwy. - Mówiąc to sam upił spory łyk ze swojej szklanki. Przyglądał się jej jak wzrokiem wędruje w górę schodów, jak w zamyśleniu marszczy brwi, jak duma nad pytaniem jakie zadał. Przez chwilę przeszła mu myśl, że pasowała do tego otoczenia, wydawała się idealnie komponować z kwiatami oraz soczystą zielenią szklarni. Młoda i lekka niczym jeden z motyli, które latały po szklarni zapylając kwiaty, sprawiając, że ta żyła trochę swoim życiem. Pozwalał, aby kwiaty same się wysiewały, aby rosły tam gdzie jest im najlepiej. Dzięki temu tworzył prawdziwą imitację lasu tropikalnego. -Trochę masz racji. - Pokiwał głową, a smutny uśmiech zamienił się lekko rozbawiony. -Nie chodzi tylko o sam kwiat, ale również o jego kolor. - Przeczesał ciemną czuprynę dłonią. -Czerwone to miłość, różowe to przyjaźń, a białe to niewinność i lojalność. - Zatrzymał się na chwilę, aby ponownie sięgnąć po szklankę wody. -Kiedyś język kwiatów był bardziej znany, teraz pozostały jego resztki, ledwie ułamek z całego dialektu, który pomagał zrozumieć intencje i uczucia drugiej osoby. - Nie potrafił ocenić czy to źle czy dobrze, ale na pewno czasy kiedy wiadomości można było przesyłać sobie za pomocą kwiatów należały do bardzo intrygujących. -W innych krajach kod symboli jednak żywy do dzisiaj. Idą przez Amazonię należy uważnie przyglądać się otoczeniu. Zawieszone na drzewie małe pióro ptaka oznacza, że człowiek idący daną ścieżką przed nami upolował nie dużą zwierzynę, zaś skrzyżowane ze sobą dwa patyki oznaczają, że jest bardzo głodny i może potrzebować naszego wsparcia. - W ostatniej chwili zorientował się jak Celina podbiegła do rośliny; kuszona jej zapachem niczym barwny, tropikalny owad nachylała się chłonąć słodkawy zapach. Podszedł do niej bardzo szybko i pochwycił za ramiona zmuszając tym samym, aby postąpiła parę kroków do tyłu. -Nie rób tego więcej. - Poprosił łagodnie choć w jego głosie dało się wyczuć ostrzejszą nutę. -Ta piękna roślina jest zwodnicza, niezwykle trująca i choć nie zabije człowieka tak jej nektar potrafi podrażnić mocno oczy oraz skórę. Z dolegliwościami możesz się zmagać przez parę dni. Należy ją oglądać z daleka. Wtedy jej piękno najbardziej zachwyca. -Kiedy upewnił się, że Celina jest w odpowiedniej odległości od kwiatów puścił ją. -Mortiferum truncum. - Przedstawił jeszcze roślinę, a następnie spojrzał w górę. -Chodź za mną. - Skierował się teraz ku krętym schodom, a im wyżej wkraczali tym więcej widzieli tego co się dzieje na dole, jak ścieżki się wiją, giną między kolejnymi roślinami, aż w końcu dotarli na dużą antresolę z wieloma donicami, wokół których unosiła się olbrzymia chmara różnokolorowych motyli. Tworzyły istną feerię barw, lekką, delikatną i urokliwą, która zupełnie nie przejmowała się dwójką ludzi jaka między nie wkroczyła.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Szklarnia [odnośnik]27.05.23 19:43
Historia drzewa i owiniętych wokół jego gałęzi pręgów łodyg upstrzonych zielonymi liśćmi chwyciła ją za serce. Symbioza, inne słowo na prawdziwą miłość, tak to zrozumiała, podczas gdy jej oczy zalśniły poruszeniem. Wyjaśnienie Herberta sprawiło, że teraz, kierując wzrok na splecione ze sobą rośliny, czuła w piersi okalające serce ciepło, a płuca kurczyły się pod wpływem wypełniającego je aromatu słodyczy - to, co wcześniej wydawało się zaledwie intrygującą koncepcją przyrodniczą, nabrało dla niej wzruszającego sensu. Celine z łatwością dorabiała własne ideologie tam, gdzie ich nie było, tutaj z kolei okoliczności otaczającego ją miejsca, egzotyczne, pełne życia i jaskrawości, pobudzały wyobraźnię szybciej niż rzeczywistość zastana poza szklanymi murami budynku w ogrodzie Greyów. Spojrzała na niego z szerokim, promiennym uśmiechem i skinęła głową.
- W takim razie oby nigdy ich nie rozdzielała - orzekła z inspiracją, niepewna czy dla gatunków, które jej pokazał, byłoby to lepsze niż wieczna separacja. Bez miłości nie rozkwitną w symbiozie, czy nie tak? To byłaby ogromna strata.
Po prawdzie jej rumieńce nie wynikały z panującej w środku temperatury, ale dla półwili lepszą alternatywą był fakt, że pomyślał właśnie w ten sposób; ponownie zbliżyła szklankę do ust i wychyliła głęboki łyk, racząc gardło schłodzoną lemoniadą, którą dopiła już do dna. Opustoszałe szkło odłożyła na lewitującą obok nich tackę, dzięki temu uwalniając obie dłonie do wędrówki w powietrzu za urzekającymi, fantazyjnymi kompozycjami zapachów unoszących się znad kolorowych kwiatów. Wyobrażała sobie hamak, który tu rozkładał, i to, jak trel ptaków, cichszy, wieczorny i okazyjny, kołysał go do snu. Cóż to musiało być za życie! Każdego wieczora mógł udawać, że znajduje się w innym tropikalnym zakątku świata, nie w zahukanej, wojennej Anglii, gdzie ludzie mordowali bliźnich i wyrzekali się dawnych przyjaźni. Pochyliła się nad rośliną wydającą na świat bujne, drobne listki, na której dostrzegła kształt, dopiero z bliższa orientując się, że pochodził od bladych motylich skrzydeł, jasnych jak kwiaty owego gatunku.
- Sam je tu zaprosiłeś czy znalazły drogę do środka, zwabione zapachem i ucztą? - spytała i wskazała na insekta, oczarowana, choć miała przed sobą ledwie niemagiczny, prosty gatunek, nie trójgłowego psa czy krakena wynurzającego się z wodnych odmętów. Takich kształtów, niepozornych i ruchomych, okazało się więcej; przyjrzała się delikatnym trzepotom, które wcześniej wzięła za ruch powietrza wprawiający w drżenie liście tutejszych zielonych mieszkańców, i nagle zrozumiała, że motylich gości było tu bezmiaru.
A on? Czy Herbert zawsze uśmiechał się w tak smutny sposób?
- To znaczy, że do każdego gatunku przypisywało się jakieś znaczenie, ale jego odmiany, kolory, pochodzenie... Wszystko, co było z nim związane, miało odrębne interpretacje? To faktycznie pełen język - zdumiała się, wcześniej poświęcając temu niewiele myśli. Celine sądziła, że nie istniało nic poza kilkoma prostymi zasadami nadającymi roślinnej pikanterii szyfrom zakochanych, tymczasem rzeczywistość znów ją zaskoczyła, a w sercu zapłonęła ciekawość. - Ty go znasz? Język kwiatów tutejszy i światowy? Nauczysz mnie? - spytała, wpatrzona w niego z intensywnym pragnieniem, bo jakie to byłoby piękne, jakie wzniosłe, móc poznać ten porzucony przez romantyzm język, stać się częścią wymarłej tradycji, stanąć na straży pamięci o zakurzonej sztuce. Nie tylko same gatunki roślin i obchodzenia się z nimi stały się dla niej atrakcyjne, ich otoczka również; podstawowa wiedza wyniesiona ze szkoły i ojcowskich ogrodów przestała wystarczać, szczególnie kiedy odkryła, że natura jeszcze mocniej niż wcześniej przykładała się do jej spokoju, pozwalając poczuć się bezpiecznie.
Czyli tak, jak właśnie przestała się czuć.
Silne, męskie dłonie opadły na jej ramiona i profilaktycznie odsunęły ją od trującej rośliny, a ciałem półwili wstrząsnął zimny dreszcz, obrzydliwy, pełzający w dół kręgosłupa, skapujący kręg po kręgu jak zagubiona kropla wody spadająca z zardzewiałego kranu w rytmicznej torturze. Nie spodziewała się tego - nagle nawiązanego kontaktu fizycznego, który dziś, bez przygotowania, wprawiał ją w przerażenie, przywodząc na myśl wspomnienia zbyt czarne i zbyt toksyczne, by pozwalały na swobodny oddech. Zamarła najpierw, a potem szarpnęła się jak oparzona, wierzgnąwszy ramionami.
- Puść! - pisnęła odruchowo, przez ułamek sekundy zawleczona z powrotem do Tower of London przez strażnika w cuchnącym mundurze. Odskoczyła kilka kroków w tył i obróciła ku niemu, kuląc się w instynkcie, jakby próbowała zmniejszyć własną postać i zniknąć mu sprzed oczu - lecz gdy zawirowała na palcach i znów stanęła z nim twarzą w twarz, zrozumiała, że dalej był Herbertem. Że to on i jego troska, nie demony przeszłości i chęć wyrządzenia krzywdy. Przyspieszony oddech zwalniał, huczące w piersi serce milkło, krew szumiąca w uszach odpłynęła gdzieś dalej, pozostawiwszy po sobie błogą ciszę. Ze wstydem opuściła wzrok i zmięła w dłoniach połę sukienki. Jeszcze tego brakowało, by go do siebie zraziła tuż po tym, jak życzliwie pozwolił jej zwiedzić to magiczne miejsce. - Przepraszam... Wystraszyłam się - wymamrotała; usprawiedliwienie było miałkie, ale czy mogła myśleć, że Herbert nie zrozumie? Trwała wojna, dziewczęta takie jak ona co rusz doznawały od losu krzywd. - Mortiferum truncum. Nie dotykać - powtórzyła po nim i uśmiechnęła się blado, drżąco, z zażenowaniem, odgarnąwszy kosmyk srebrnych włosów za ucho, żeby podziać gdzieś skumulowaną w palcach energię.
Na nogach ciężkich jak żelazo, przesiąkniętych myślą o tym, jak wielkiego błazna z siebie zrobiła, wdrapała się za nim na najwyższe piętro antresoli, a tam wszelkie koszmary odeszły w niepamięć. Oczy Celine rozszerzyły się, przypominając galeony; w powietrzu tańczyły wielobarwne motyle, uwodzące kwiaty zebrane w donicach, niemalże piękniejsze od wszystkiego, co w życiu widziała.
- Och - westchnienie miękkie jak miód wyrwało się spomiędzy jej rozwartych warg. Oszołomiona widokiem wystąpiła naprzód o kilka kroków, lekka już na stopach, na powrót sprowadzona do jego świata, a kiedy wyciągnęła rękę przed siebie, jeden z motyli przysiadł na chudym nadgarstku. - To chyba ich ulubione miejsce, jest ich tu tak wiele. Co to za kwiaty? - zapytała głucho, wciąż pełna podziwu, zerkając to od insekta usadowionego na jej ciepłej skórze, to na rośliny wabiące kolorem, kształtem i bogactwem pyłków.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Szklarnia [odnośnik]06.06.23 12:10
Przyroda potrafiła zadziwiać, znajdowała rozwiązania, szukała równowagi, nie lubiła pustki. W trakcie podróży po Amazonii wymienił wiele myśli z szamanami, którzy nie raz śmiali się niego. Białego człowieka, który zagubił się w swoim świecie. Wiele spraw było dla nich prostymi, te same nad którymi Grey głowił się latami. Różnica między nimi była kolosalna, a i tak udało się nawiązać nić porozumienia.
- Nie wiemy co przyniesie przyszłość, więc pozostaje podziwiać to co jest teraz. - Odparł spoglądając na splecione ze sobą rośliny. Możliwe, że za parę wieków będą wyglądać inaczej albo dokładnie tak samo jak teraz; piękno dzikiej natury było nieprzewidywalne. Zerknął na motyle.
-Zawsze same znajdują drogę, są tu miłym gościem. - Choć żywot motyla był bardzo krótki to zawsze ich widok go cieszył. Uświadomił sobie, że pierwszy raz od bardzo dawna przyszedł do szklarni bez pośpiechu, bez pracy, a po to, aby zwyczajnie spędzić w niej czas. Mógł popatrzeć na to jak rozwijają się rośliny, jak krople wody osiadają na liściach mieniąc się w promieniach słońca niczym diamenty. Czas ten zdawał się być poza przestrzenią, obrazem, w który wkroczyli mogą zapomnieć o rzeczywistości jaka czaiła się za drzwiami niepozornej szklarni.
-Tak - pokiwał głową -Odpowiednio skomponowany bukiet mógł być całym monologiem i listem. - Pamiętał jak w rodzinnej biblioteczce przeglądał książkę i dziwił się, że ludzie kiedyś swobodnie interpretowali kwiaty, rozumieli je, potrafili bez słów wypowiadać całe zdania. -Chciałbym być ekspertem, ale daleko mi do tego. - Wzruszył nieznacznie ramionami i przez chwilę zawiesił wzrok na jednej z opadających roślin, która tworzyła całe kiście kwiatostanów nad ich głowami. Nie chciał Celiny zostawać z niczym zwłaszcza, że jej żywe zainteresowanie tematem sprawiało przyjemność i zaczynał i bardziej swobodnie uśmiechać. -Posiadam za to obszerny leksykon, który może cię zainteresować.- Nie potrzebował go teraz więc nic nie stało na przeszkodzie, aby trafił w ręce dziewczyny.
Zesztywniała niczym przestraszone zwierzę, napięta jak struna i przerażona odskoczyła w okrzyku strachu, który nie był mu obcy. Zbyt często go słyszał kiedy chciał pomóc, kiedy przybył zbyt późno na miejsce masakry. Zatrzymał się unosząc dłonie w górę, ukazując, że nie ma zamiaru wyrządzić jej krzywdy. Jakąś tragedię musiała przeżyć, że tak drobny gest spowodował ucieczkę i chęć zniknięcia. Dostrzegł skrzywdzoną istotę, której mógł jedynie pomóc poprzez odegnanie złych wspomnień. Wędrówka w górę, ku antresoli wydawała się teraz najlepszym pomysłem. Zachwyt w oczach, lekko wyciągnięta dłoń upewniły go, że cień odszedł w niepamięć. Skierował się ku niewielkim krzesłom jakie tu się znajdowały i zasiadł na nim, pozwalając, aby Celina mogła cieszyć się przestrzenią dla siebie. Jeden z motylki o niesamowicie niebieskich skrzydłach przysiadł na jego ramieniu.
-Jak staniesz nieruchomo pojawi się ich więcej. - Powiedział niezwykle miękko i cicho, jakby nie chciał zburzyć tego spokoju jaki panował wśród kwiatów. -Budleja, zwana Motylim Krzewem. Zależnie od odmiany ma różne kwiatostany, ale niezależnie od tego, zawsze przyciąga motyle. - Siedział nieruchomo i coraz więcej stworzeń przysiadało w jego obecności. -Wracając z Amazonii okazało się, że przywiozłem ze sobą motyle kokony, więc naturalnie parę egzotycznych odmian właśnie tutaj lata. - Obserwował Celinę z błąkającym się uśmiechem w kąciku ust.



Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Szklarnia [odnośnik]06.06.23 19:29
Kiwnęła głową, przekładając jego refleksję na własną historię, pasmo wszystkich kapryśnych błędów. Przed aresztowaniem tatka i zajęciem domu przez bank wierzyła, że jej życie nie mogłoby być trudniejsze, mimo codzienności zapętlonej w braku prawdziwych kłopotów; uparcie powtarzała to samo już po zesłaniu do doków, pozbawiona dachu nad głową i ojcowskiej opieki, zdana sama na siebie, kąpiąca się w brei wyrzutów, narkotyków, biedoty i marzeń pogrzebanych w nieoznakowanej mogile. Do zamku pośród miejskich chmur wyprowadziła ją stamtąd później krucza anielica, błyszcząca życzliwością i złotem nienagannych manier, nim i ta bańka mydlana prysła, a bezpieczeństwo kamienicy w dobrej dzielnicy Londynu półwila musiała zamienić na ciasną więzienną celę. Wtedy nie doceniała tu, nie doceniała teraz, los to o niej wiedział i boleśnie naznaczał doświadczeniem po doświadczeniu, z których wcześniej się nie uczyła. Dziś było inaczej. Poharatana fantomowymi bliznami potrafiła uszanować dzień obecny, bo wiedziała już zbyt dobrze, że przyszłość mogła okazać się znacznie trudniejsza.
- Pewnie czują się jak w raju - stwierdziła, wodząc wzrokiem za kolorową mozaiką skrzydeł dekorowanych przeróżnymi wzorami, to prostszymi, to bardziej abstrakcyjnymi, jakby ktoś wylał na nie kubełki farby i pozwolił plamom samoistnie uformować się na płótnach.
Bukiet, całym listem? Zamrugała, wyraźnie pod wrażeniem, bo o ile spodziewała się sensu jednego słowa zamkniętego w jednej roślinie, tak wyczytanie pełnej gamy znaczeń z kwietnej kompozycji wydawało się jej zadaniem absurdalnym, niemożliwym, a przy tym niebywale pięknym.
- Och, jeśli mógłbyś rozstać się z nim na kilka dni, albo tygodni nawet, to chętnie bym go od ciebie pożyczyła - zaszczebiotała od razu, na wypadek gdyby Herbert w ciągu trzech sekund miał zamiar wycofać swoją propozycję, albo orzec, że tak naprawdę pożyczył już ten podręcznik innej przypadkowej blondynce zachwyconej jego roślinnymi włościami, a jej prośba mogła go od tego odwieść. - Trudno mi to sobie wyobrazić. Wysyłanie sekretnych listów przez dobór kwiatów, lawirowanie pośród ich znaczeń, w zależności od potrzeby nabierających innego kontekstu. To brzmi niemalże jak czary - podsumowała, rozpromieniona. Czary różne od tych, do których byli przyzwyczajeni, a jednak równie delikatne, wysmakowane i skomplikowane.
Przez membranę rozdygotanych myśli i kokon, który zaplatały wokół jej ciała jedwabnymi nićmi nasączonej trucizną pajęczyny, doceniła gest uniesionych dłoni, tych cichych symboli ukazujących czystość zamiarów. Celine założyła kosmyk włosów za ucho, byle tylko zająć czymś własne palce, i posłała Herbertowi ostatnie zakłopotane, przepraszające spojrzenie. Nie zasłużył na to, by okazywała mu strach, szczególnie że tak otwarcie przyjął ją w swojej hodowli i niestrudzenie pokazywał co ciekawsze gatunki pielęgnowanych tu roślin, ale świat udowodnił jej już, że życzliwe gesty rzadko kiedy nadchodziły bez wyznaczonej za nie ceny. Była pewna, że jej dotknął, bo w ten sposób oczekiwał zapłaty, niechętny odmówić sobie łatwej zdobyczy, gotów za to skorzystać z samotności w malowniczym miejscu na skraju lasu, gdzie nikt nie usłyszałby dziewczęcych krzyków. Dobrze było się pomylić. Przypomnieć sobie, że wbrew podejrzliwości i nadszarpniętemu poczuciu zaufania względem świata, istnieli jeszcze ludzie o miłych sercach.
Zgodnie z jego wskazówką zatrzymała się w miejscu na antresoli, rozłożywszy ręce na boki. Grey miał rację, nieruchoma figura w motylej ocenie musiała przypominać przystanek między jednym kwiatem a drugim, niektóre przysiadły więc na jej włosach, inne zatrzymały się na ramionach, nakrapiając jej usta jeszcze szerszym uśmiechem.
- A da się ją hodować poza szklarnią, czy tylko w warunkach takich jak te? Nie spotkałam się z nią wcześniej. Poradziłaby sobie w zwykłym brytyjskim ogrodzie, z naszą naturalną glebą? - zapytała, powoli obróciwszy głowę, żeby dojrzeć Herberta kątem oka. Był niesamowitą skarbnicą wiedzy, albumem doświadczeń, z których zaczerpnęłaby niczym ze słodkiego górskiego źródła, gdyby tylko mogła. Czy motyle sprowadzone z Amazonii, niewystępujące naturalnie na terenie Wysp, pochodzące za to z innego, egzotycznego kontynentu, były okazami, które podtrzymywała na cieple własnej skóry? Przeniosła na nie wzrok, potem na chmarę pozostałych owadów, ale nie była w stanie wskazać różnicy. Wszystkie były piękne. - Dziękuję, że mi to pokazałeś - powiedziała miękko, w ostatniej chwili mitygując się przed spytaniem, czy nie poszukiwał kogoś do pomocy choćby raz na jakiś czas. Ile oddałaby za możliwość częstszego odwiedzania miejsca tak magicznego, nieprawdopodobnego, nakreślonego przez akwarelowe pociągnięcia bajecznego pędzla? Półwila wspięła się na palce i jak najdelikatniej mogła, niczym rzeźba zaklęta z zamrożonymi w odpoczynku insektami, zwróciła się w kierunku Greya. - Chciałabym odwdzięczyć ci się czymś równie ciekawym, ale obawiam się, że poza wybitnie leniwym kameleonem nic takiego nie mam - dodała z przepraszającym, aczkolwiek rozbawionym uśmiechem.
Tej nocy, wbrew czerwonemu spojrzeniu komety, miała spać spokojnie - po wizycie w innym wymiarze rzeczywistości, w tętniącym zielenią królestwie fotosyntezy i mechanizmów, którym obce były podłość i bezduszna, pozbawiona sensu brutalność.

zt :pwease:


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Szklarnia [odnośnik]20.06.23 13:13
Szklarnia była ucieczką, była krainą, w której mógł się zaszyć i na chwilę zapomnieć o otaczającej wojnie. Choć małe drzwi prowadzące na tyły szklarni temu przeczyły. Tam znajdowała się mała hodowla tojadu, gdzie rosły rośliny mogące pomóc tym, którzy cierpieli z powodu swojej odmienności. Oprowadzanie po szklarni kogo nowego pozwalało na chwilę oddechu. Choć nie wiedział co ich czeka dnia następnego obiecał, że będzie dostrzegał te drobne radości. Uśmiech Celiny, jej zachwyt był ceną nad wyraz wysoką za to co zobaczyła i czego dośwadczyła.
-Jak wyjdziemy to pójdę po książkę. - Zapewnił ją patrząc jak motyle cicho lądują na stoliczku i jego ramionach. Był tu częstym gościem, gdy chciał zebrać myśli, gdy musiał na chwilę zniknąć z radarów świata. -Budleja będzie kwitnąć w naszym klimacie, lecz zimą wymaga okrywania i zasadzenia w półcienistym miejscu. - Odpowiedział i nagle przyszedł mu pomysł do głowy. -Jeżeli masz miejsce, mogę za jakiś czas dostarczyć ci zaszczepkę - czuł, że taka propozycja uraduje dziewczynę, a z jakiegoś powodu chciał, aby cały czas się uśmiechała. Roztaczała wokół siebie przedziwna aurę. Sprawiała, że chciał usłyszeć jej śmiech i widzieć roziskrzone spojrzenie, które teraz wodziło za motylami.
-Nie oczekuję zapłaty. - Zapewnił ją, bo rozumiał odruch wdzięczności i potrzebę jej ukazania, ale nie po to byli w szklarni. -Miło było cię gościć. - Dodał jeszcze i powoli wstał ze swojego miejsca. Motyle wzbiły się w górę całą chmarą tworząc nad nimi wielobarwny baldachim. Skierował się do wyjścia ze szklarni. Gorące i suche powietrze uderzyło w nich ze zdwojoną siłą. Nagle w szklarni wydawało się być jeszcze bardziej gorąco i duszno niż poza nią. Zamykając dokładnie drzwi podał Celine szklankę wody samemu udając się po obiecaną wcześniej książkę.
-Miłej lektury. - Z tymi słowami wręczył ją dziewczynie, a potem obserwował jak ta znika zza zakrętem. Kiedy całkowicie stracił ją z oczu pewna lekkość go opuściła, a Greengrove farm znów zapadło się w przejmującej cichy, która zalęgła się również w sercu Greya.

zt


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Szklarnia [odnośnik]05.11.23 14:56
25 lipca 1958
Greengrove Farm w Dorset leżała w całkiem ładnej okolicy. Nie, żeby Rogerowi marzyło się mieszkanie na odludziu, cenił sobie życie w mieście, nawet tym najmniejszym. Potrafił jednak docenić uroki przyrody i czyste powietrze, a ani jednego, ani drugiego tutaj nie brakowało.
Tak jak się spodziewał, tak się stało: pomoc zielarza w jego zawodzie bywała nieoceniona. Dlatego też Bennett pojawił się przed domostwem Herberta. Przez ramię przewiesił torbę, a przed słońcem chronił go kapelusz. Różdżka, jak to zwykle bywało, tkwiła w kieszeni spodni.
Nie miał pewności, czy Herbert jest na pewno godny zaufania. Jedna rozmowa w karczmie nie oznaczała wszak przyjaźni, jednak Grey wydawał się kompetentny w swojej dziedzinie. Bennett postanowił więc zaryzykować i poprosić go o pomoc. W końcu raz się żyje, a nie można podchodzić nieufnie do każdego, kogo spotyka się na ulicy. Zwłaszcza że nie przychodził do niego w kwestii politycznej, a w kwestii roślinnej. Miał nadzieję, że Herbert bez problemu pomoże mu w identyfikacji kilku tropów. Sam siebie ganił za to, że spał na zajęciach z zielarstwa i nigdy nie pogłębił tej wiedzy. Miał poczucie, że znajomość podstaw w tej dziedzinie mogłaby mu zdecydowanie pomóc. A tak z każdą głupotą musiał prosić się o pomoc innych. Płatną, rzecz jasna, w końcu samo śledztwo prowadził na czyjeś zlecenie i tego typu konsultacje były w cenie usługi.
W pierwszej kolejności miał zamiar zapukać po prostu do drzwi, jak na gościa przystało, coś go jednak tknęło. Dźwięki, które słyszał, dobiegały raczej z tyłu domu; było więc spore prawdopodobieństwo, że nawet gdyby zapukał, Grey by go nie usłyszał. Roger przekrzywił więc głowę i obszedł dom dookoła, zauważając, że to w rozlegającej się za domem szklarni coś się dzieje. Herbert najwyraźniej nie tracił czasu i nie czekał na gościa z kawą i ciasteczkiem. Bennett kompletnie mu się nie dziwił i zresztą, nie miał zamiaru tego przecież wymagać.
Podszedł więc do drzwi szklarni, zapukał w nie donośnie, tak by Grey na pewno usłyszał i przypadkiem nie rzucił od razu w jego stronę jakiegoś paskudnego zaklęcia, po czym otworzył je.
Dzień dobry. Nie próżnujesz, jak widzę – powiedział donośnie, robiąc pół kroku do przodu. Nie wszedł jednak całkiem, czekając na ewentualne zaproszenie. Nie znał się na roślinach i nie był w bliskiej komitywie z Herbertem, toteż nie chciał przypadkiem mu się narażać. – Ciekawe miejsce, nie powiem. Jestem nie w porę?
Było po dziewiątej, niektórzy szczęśliwcy jeszcze o tej porze spali. Jednak przecież Grey sam się z nim na tę porę umówił, więc powinien go oczekiwać, nawet jeśli postanowił w międzyczasie zabrać się do roboty.



Serenely splendid heron,
staring into river,
wind that blows your feathers

Roger Bennett
Roger Bennett
Zawód : szukam tropów i rozwiązuje sprawy
Wiek : 35 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I will write peace on your wings and you will fly all over the world.
OPCM : 20 +5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarodziej
Czego potrzebujesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11848-roger-bennett https://www.morsmordre.net/t11892-losos#367625 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f429-devon-plymouth-ford-park-road-13 https://www.morsmordre.net/t11893-skrytka-bankowa-nr-2575#367639 https://www.morsmordre.net/t11894-roger-bennett#367641
Re: Szklarnia [odnośnik]14.11.23 18:18
Przed wojną poznani ludzie w karczmie czy w czasie podróży nie byli w żaden sposób podejrzani. Ot, zwykli czarodzieje lub mugole. Każdy żyjący własnym życiem, spieszący za swoimi sprawami. Nikt nie był rozpatrywany w kwestii potencjalnego wroga, który czyha na życie innych. Teraz jednak było inaczej. Należało zwracać uwagę na to co się robiło, co mówiło i to jeszcze do kogo.
W końcu na tym polegały jego wędrówki gdzie roznosił pluskwy i badał nastroje w Anglii. Jednak nie każdego dnia. Miał obowiązki w domu i wokół niego, nie mógł pozwolić sobie na jego zapuszczenie. Dlatego jak tylko wstał i zjadł śniadanie od razu udał się do szklarni. Miał mieć o dziewiątej spotkanie z człowiekiem, którego widział tylko raz w życiu. Jednak jeżeli każdego miałby posądzać o wąchanie się z wrogiem, dawno by oszalał. Do dziewiątej było jeszcze sporo czasu, a sadzonki potrzebowały jego opieki. Nakładając fartuch sięgnął po wiaderko z nawozem. Zniknął w alejkach szklarni, która z zewnątrz wyglądała jak mały budyneczek. Niczym się nie wyróżniała. Tak miało pozostać.
Pukanie do drzwi uświadomiło mu, że zatracił się w czasie i spędził wśród roślin znacznie dłużej niż zamierzał. Zdejmując okrycie ochronne podszedł do Rogera. W gościa zaś uderzył zapach mokrej ziemi i wilgotne powietrze przesycone słodkawym zapachem kwiatów. W górze słychać było trel ptaków ukrytych pomiędzy plątaniną zieleni. -Dzień dobry. - Wyciągnął dłoń na powitanie. -Przepraszam, straciłem poczucie czasu. Zapraszam. Na górze jest mała antresola. - Wpuścił Rogera do środka dokładnie zamykając za nim drzwi. Następnie poprowadził alejką wśród strzelistych drzew w kierunku skrytych w głębi schodów. Metalowe o jasnej barwie były obrośnięte roślinnością, na ich zwieńczeniu znajdowała się antresola, w której mieścił się stół oraz krzesła. Na nich zaś dzbanek z chłodną wodą i szklanki. -To jak mogę pomóc? - zapytał siadając na wolnym miejscu. Naczynie zaraz uniosło się w powietrze i rozlało wodę do szkła. Przy tym trochę rozlało wody. W szklarni było trochę parno więc woda zdawała się zbawieniem, ale Herbert zdawał się nie przejmować panującą temperaturą; przyzwyczajony nie zwracał na to zbytniej uwagi.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Szklarnia [odnośnik]15.11.23 19:55
Spojrzał na ubabranego po pachy w pracy Herberta, kiwając głową i wchodząc głębiej do szklarni. Nie pamiętał, aby był kiedykolwiek w tak dużej; jego matka miała chyba przy domu jakąś mniejszą, stworzoną na potrzeby hodowli pomidorów, ale zbiór roślin mężczyzny robił wrażenie, nawet jeśli Roger żadnego gatunku nie był w stanie nazwać.
W szklarni panowała zupełnie inna atmosfera, niż na dworze. Było w niej równie gorąco, jeśli nie jeszcze cieplej, ale wilgotność powietrza była odczuwalnie wyższa, a roznoszący się wokół zapach kwiecia od razu uderzał do głowy. Roger miał wrażenie, że po wyjściu od Herberta będzie pachniał jak cała perfumeria. Wyraźnie nie brakowało też tu ptactwa. Detektyw zaczął prosić wszystkie gwiazdy o to, by przypadkiem jakiś gołąb lub inny sokół nie narobił mu przypadkiem na głowę.
Prowadzony przez Herberta, rozglądał się wokół, przyglądając się roślinom; z pewnej odległości wyglądały jak potężna, zielona masa, jednak gdy człowiek się zbliżał, zaczynał dostrzegać różnorodne odcienie zieleni, żółci, a nawet brązu czy czerwieni; niektóre rośliny miały wielobarwne liście.
Nic się nie stało – powiedział, machając ręką, choć prowadzący go Herbert mógł tego nie dostrzec. – To cały twój zbiór? – spytał, zastanawiając się, czy to Grey stworzył od podstaw szklarnie. Wydawała się być jednak zbyt dużym projektem jak na żywot tylko jednego i to dość młodego czarodzieja.
W końcu weszli na górę. Roger zajął takie miejsce, aby dobrze widzieć Herberta i móc z nim swobodnie rozmawiać. Na pytanie mężczyzny, wziął głęboki oddech, po czym sięgnął do torby.
Zajmuje się ostatnio drobną sprawą – powiedział, pokazując mężczyźnie zamknięty słoiczek. – Nic wielkiego, ale kobiecie zniknęło parę cennych rzeczy i liczy, że uda się je odnaleźć. Jedyna poszlaka to zawartość tego słoiczka. Moja klientka jest wybitnie porządną osobą, która nie przepuszcza ani odrobiny kurzu na swoich meblach, a mimo to te suszki znalazły się na komodzie, z której zaginęły jej rzeczy. Masz może pomysł, co to może być? – spytał, podając Herbertowi poszlakę.
On sam nie był w stanie dojść do tego, cóż takiego odnalazł. Zapach ani wygląd fragmentów niewiele mu mówiły, a księgi zwykle podawały opisy całościowych roślin, a nie niewielkich fragmentów. Szczerze mówiąc, Bennett nie był wcale pewny, czy nawet specjaliście uda się je rozpoznać. Ale to naprawdę był jedyny namacalny trop. Reszta była tylko domysłami i hipotezami bez potwierdzenia w rzeczywistości.



Serenely splendid heron,
staring into river,
wind that blows your feathers

Roger Bennett
Roger Bennett
Zawód : szukam tropów i rozwiązuje sprawy
Wiek : 35 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I will write peace on your wings and you will fly all over the world.
OPCM : 20 +5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarodziej
Czego potrzebujesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11848-roger-bennett https://www.morsmordre.net/t11892-losos#367625 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f429-devon-plymouth-ford-park-road-13 https://www.morsmordre.net/t11893-skrytka-bankowa-nr-2575#367639 https://www.morsmordre.net/t11894-roger-bennett#367641
Re: Szklarnia [odnośnik]03.12.23 14:51
Szklarnia była dziełem rodziny Grey, którą teraz on się opiekował i oddawał całym sercem. Stanowiła drugie miejsce, w którym można go było spotkać. Znikał na całe godziny zajmując się roślinami, sadzonkami i swoją hodowlą. I tak jak Roger mógł zobaczyć, zatracał się w swojej pracy doszczętnie. Tak bardzo, że zapomniał o upływie czasu.
-Szklarnię założyła matka, z bratem kontynuujemy dzieło. - Odpowiedział na pytanie a gdy zajęli już miejsca skupił się całkowicie na osobie Rogera i tego z czym do niego przyszedł. Sprawa kradzieży, już raz pomógł w śledztwie. Skończyło się odnalezieniem ciupy przemytników nielegalnymi roślinami oraz ucieczką przez dachy kamienic w Londynie. Czuł się jak bohater licznych powieści przygodowych jakie miał okazję za dzieciaka czytać. I to na namiętnie. Tam również sytuacja wyglądała podobnie. Mało śladów, parę suszków. Czyżby miała się powtórzyć cała akcja.
Ujął słoik w dłonie i na razie bez odkręcania przyjrzał się zawartości.
-I tylko to było? Nic więcej? - Upewnił się nim przystąpił do dalszych badań. Suszki miały to do siebie, że jedne łatwo było rozpoznać, a inne zaś należało sprawdzać w inny sposób by dojść czym są. Zmarszczył nieznacznie brwi, a potem sięgnął do pasa ogrodowego, którego nie zdjął nim przyszli na górę. Wyciągnął więc długą pęsetę i rękawiczki. Dopiero kiedy te znalazły się na jego dłoniach otworzył słoik. Wyciągnął z niego parę suszków. Przyjrzał się im dokładnie pod światło, a potem dokładnie powąchał. Mógł wyglądać przy tym dość śmiesznie, ze zmarszczonymi brwiami i pełnym skupieniem wymalowanym na twarzy.
-Mam dwa typy. - Zawyrokował ostatecznie. -Musiałbym dokładniej zbadać te próbki. Celuję w Ganglion czarownicy albo asfodelus. I tu zaczyna się problem. - Nachylił się w stronę Rogera. -Ganglion występuje wyłącznie na wschodzie, na terenach wodnych - jeziora i stawy. Jej właściwości magiczne są prawie nam nie znane. Niezwykle rzadka roślina. Nie mam jej w swoim zbiorze, a chciałbym. - Westchnął cicho. -Asfodelus jest dość powszechną rośliną. Jest składnikiem wielu eliksirów. Co oznacza, że co druga osoba, którą mijasz na ulicy może mieć w domu asfodelusa lub takowego zakupił w sklepie. - Odłożył suszki do słoika i następnie zamknął go dokładnie. -Jeżeli zaś to Ganglion to trzeba znaleźć kogoś, to mógł taką roślinę przywieźć lub ją ma u siebie bo jakoś zdobył jej sadzonki. - Spojrzał uważnie na Rogera nie zazdroszcząc mu zadania, bo niezależnie, która to była roślina to kroiło się śledztwo ciężkie i oparte na licznych poszlakach i ciągłym szukaniu. -To pierwszy raz kiedy zginęły rzeczy i ktoś zostawił suszki?


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go




Ostatnio zmieniony przez Herbert Grey dnia 06.12.23 23:31, w całości zmieniany 1 raz
Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Szklarnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach